niedziela, 17 lipca 2022

Lis w owczej skórze: Rozdział 4

 Obudził się gwałtownie i niewiele myśląc zerwał się na nogi. Był przerażony i w pierwszym momencie nie miał pojęcia, dlaczego poczuł przeszywający ból w nadgarstku a potem opór, który kazał mu opaść na łóżko niemal tak szybko, jak się z niego zerwał. Obrzucił niedobudzonym spojrzeniem swoją rękę i jęknął, kiedy zobaczył jak ze zdartej skóry niemałym strumieniem zaczyna wypływać krew. Wtedy szybko sobie przypomniał i wcale nie zrobiło mu się lepiej.

Poruszył delikatnie ręką i przystawił ją do twarzy. Skórę miał zdartą aż do kciuka. Westchnął ciężko. Wbrew pozorom bolało go to mniej niż zwykłe zadrapanie. Może dlatego, że wciąż był śpiący. A może dlatego, że nie miał ochoty na dramatyzowanie i miewał w życiu zdecydowanie gorsze rany.

Z tej jednak krew wciąż nie przestawała płynąć, dlatego wolną ręką owinął ją w czarną kołdrę, ciesząc się ślady nie odbijają się na materiale. Niedługo trwało jego zadowolenie. Szybko sobie uświadomił, że jeżeli Soboń kiedyś zdecyduje się go rozkuć na pewno i tak zauważy ranę.

Sam nie wiedział, czemu mu to przeszkadzało. Zrezygnowany opadł na poduszki i spojrzał za okno. Słońce zdążyło już się pokazać na niebie, mimo to było szaro i brzydko. Zamiast śniegu, padał deszcz, co sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej przygnębiony.

Nie zostawiało mu wiele opcji. Mógł tylko czekać. Wyglądało na to, że jego najbliższe dni, tygodnie, a może nawet miesiące będę wypełnione właśnie tym - czekaniem, głodem i wstrzymywaniem własnych potrzeb. Mogło być gorzej. Dużo gorzej, powtarzał sobie.

Soboń nie przychodził cały ranek. Zdążyło się ściemnić i dalej nie pojawił się w pokoju. Janek z żalem patrzył na jedzenie leżące pod drzwiami. Wodę pił oszczędnie, za żadne skarby nie chciał korzystać z "toalety", ale w głowie ten scenariusz wydawał mu się coraz bardziej realny. Zaczynał tracić nadzieję, że Soboń się tu dzisiaj pojawi.

Mógł go tak nie wkurwiać. Może wtedy teraz siedzieliby w kuchni. On by jadł, a Cezary by czytał i byłoby to lepsze niż to, co miał teraz.

Czekanie zdawało się być wiecznością, podczas której Jankowi zdarzało się czasami przysnąć na kilkanaście minut. Nie budził się już tak gwałtownie i nie ruszał się. Nie chciał drażnić rany i bez tego było mu wystarczająco nieprzyjemnie.

Myślał, że kiedy Soboń w końcu tu przyjdzie poczuje się wkurzony i zacznie się wściekać. Zamiast tego jednak spojrzał mężczyźnie wyzywająco w oczy, licząc na to, że wejdzie prosto w porozwalane na podłodze jedzenie i milczał. Nieszczęśliwie tak się nie stało. Soboń najpierw zapalił światło, potem wzrok mu uciekł na dół, z daleka od spojrzenia Janka.

Mężczyzna westchnął i również bez słowa zaczął zbierać kanapki z podłogi. Napięcie w pokoju nagle stało się nie do wytrzymania. Łatwiej było mówić, niż znosić to wszystko w milczeniu, ale najwyraźniej żaden nie miał ochoty zaczynać.

Cezary posprzątał, a kiedy to zrobił podszedł do łóżka. Przez chwilę Janek pomyślał, że go rozkuje. Ten jednak tylko nad nim stanął i wyciągnął telefon. Chłopak nabrał powietrze w płuca i zacisnął zęby, kiedy Soboń nakierował aparat prosto na niego.

– Nie możesz załatwić tego ze mną? Musisz mieszać w to mojego ojca? – odezwał się, kiedy Soboń po zrobieniu zdjęcia już miał wychodzić.

– A czy w twojej głowie pojawił się jakiś pomysł, w jaki sposób moglibyśmy to rozwiązać?

– Jestem ci dłużny pieniądze. Zrobię wszystko, żeby ci je oddać, nie wiem, cokolwiek będziesz chciał, tylko... proszę – wycisnął przez zaciśnięte zęby – załatwmy to między sobą.

– Pieniądze nie zrekompensują rozjebanej psychiki, upokorzenia i braku jakiegokolwiek zaufania do ludzi. Co poradzisz na to? – warknął, zbliżając się do łóżka. Obrzucił jego rękę beznamiętnym spojrzeniem.

– Mogę zaproponować terapię – wypalił cynicznie.

– Mina twojego ojca, gdy to zobaczy będzie dla mnie najlepszą terapią.

– Ta. Ale nie zwróci ci ani psychiki ani zaufania.

– Ale przynajmniej nie tylko ja będę upokorzony – odpowiedział przyklękając na materacu.

– Jestem skuty jak pies, czy to nie wystarczające upokorzenie?

– Nie mówię o tobie. Tylko o nim.

– Kurwa, Soboń – sapnął Janek, podciągając się do siadu. Mężczyzna zaszczycił go lodowatym spojrzeniem. – Zrobię wszystko. Co tylko będziesz chciał! Mogę być tu uwiązany do śmierci, w porządku, naprawdę, mogę zdechnąć z głodu, mogę nawet srać do wiadra, jeżeli cię to uszczęśliwi, ale zostaw mojego ojca w spokoju!

– To urocze, jak o niego dbasz. Widzę, że więź jest dalej silna, mimo że nie widziałeś go od kilku lat?

– Oczywiście, że jest silna! To mój ojciec – wysyczał. – Jedyna osoba, na której mi zależy z wzajemnością!

Mężczyzna parsknął.

– Tak, zdecydowanie – przytaknął prześmiewczo. – Musiało bardzo mu zależeć, kiedy wysłał cię do mojego łóżka.

– Potrzebował pomocy – warknął, wysuwając butnie brodę do przodu.

– Świetnie mu w takim razie pomogłeś. Przynajmniej tymczasowo, potem i tak musiał zwrócić moje pieniądze. Właściwie to dalej mnie spłaca. Kto wie, może też się z kimś pieprzy. Nie widzę wielu innych opcji.

– Zamknij się – wysyczał, mrużąc oczy.

– Może to rodzinne?

– Przestań – ostrzegł go i się szarpnął. Chciał dosięgnąć mężczyzny, uderzyć go. Ten jednak szybko się odsunął, a Janek po raz kolejny zdarł skórę. Zaczęła z niej płynąć świeża krew.

Twarz chłopaka zrobiła się czerwona.

– Nie mów tak – postarał się uspokoić. Widział, że nerwy donikąd go nie zaprowadzą.

– Nie mów tak? – powtórzył za nim, kręcąc głową. – Dzięki za radę, nie skorzystam. Jak dobrze to wszystko zaplanuję, to może niedługo ty też dostaniesz zdjęcie ojca. Dwa psy uwiązane dokładnie w ten sam sposób. Jeden zastraszany sytuacją drugiego...

– Piękna zemsta – Janek wycisnął przez zaciśnięte zęby. Cezary potaknął lekko.

– A gdyby to nie wystarczyło, pamiętaj, że wiem, gdzie mieszka twój przyjaciel Jerzy. Przypominam ci na wypadek, gdybyś znowu chciał spuścić coś mojego w kiblu.

– On nie ma z tym nic wspólnego!

– Dlatego byłoby przykro, gdyby ucierpiał na nie swojej sprawie.

Chłopak otworzył usta, jednak szybko je zamknął. Soboń znalazł idealny sposób, żeby go szantażować. Co więcej był to dopiero początek i najpewniej mężczyzna jeszcze nie raz będzie chciał to wykorzystać.

– Więc gra pozorów skończona? – Janek zaśmiał się ochryple. – Kończymy z udawaną uprzejmością? Od teraz tak to będzie wyglądać?

– Nie – odpowiedział Soboń podnosząc się. – Gdy wrócę rozkuję cię i założę opatrunek na nadgarstek. Pewnie coś zjemy. Ale najpierw muszę załatwić sprawę z twoim ojcem. Nie zaryzykuję kolejny raz, że pokrzyżujesz mi plany.

– Zrobiłbym to.

– Wiem. – Soboń zdobył się na uśmiech. Pieprzony uśmiech, pomyślał Janek patrząc na niego ze złością, gdy ten podnosił się z materaca. – Załatwię to szybko.

– Ta. Będę czekał – warknął, przewracając oczami. Gdy Cezary znalazł się już za drzwiami krzyknął: – Nie żebym miał wybór, dupku!

Wnętrzności mu się skręciły w ciasny supeł, kiedy myślał o spotkaniu Sobonia z jego ojcem. Przed oczami mu ciemniało, w gardle czuł suchość. Powiedzieć, że nie podobała mu się ta wizja, to mało. Był przerażony. Wściekły. A przede wszystkim kompletnie bezradny i upokorzony. Nie wiedział, jak po czymś takim spojrzy ojcu w oczy. Nie miał pojęcia jak przełknie wstyd, gdy staną twarzą w twarz. Wojciech będzie nim zawiedziony... Tak bardzo zawiedziony. A jego zawód nie oznaczał niczego dobrego, Janek doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Czerwień z jego twarzy znikała, w miarę kiedy czas upływał powoli. Tym razem Janek myślał o tym, co powiedział mu Cezary. On kontaktował się z Wojciechem, rozmawiał z nim, pewnie zastraszał, podczas gdy Janek nie widział go od tylu lat. To nie było sprawiedliwe. Brakowało mu starego drania, jego dumy, kiedy na niego patrzył...

Jak mniemał teraz po dumie nie zostanie ani śladu. Przytłaczało go to, wprawiało w dziwny stan, którego nie rozumiał. Czuł się obrzydliwie i nic nie mógł na to poradzić.

Tym razem doskonale usłyszał kiedy Cezary wrócił do mieszkania i wyczekiwał go w napięciu. Mężczyzna jednak nie przyszedł do niego od razu, a i z poprzednich słów się nie wywiązał – wcale nie załatwił tego szybko, Janek miał wrażenie, że minęły całe wieki odkąd wyszedł. Chłopak zaczął popukiwać nerwowo w szafkę, zagryzł wargę. Miał złe przeczucie, które sprawdziło się, gdy tylko Soboń przekroczył próg jego sypialni.

Emanowało od niego niespotykane napięcie, które starał się maskować. Na pozór wyglądał dokładnie tak samo jak zawsze, tylko przebrał się w eleganckie ubrania, które doskonale podkreślały jego sylwetkę, a jednak Janek od razu wyczuł, że coś jest nie tak.

– Spotkanie nie poszło tak dobrze, jak sobie wyobrażałeś? – zapytał, wspinając się wyżej na materacu. Mężczyzna westchnął.

– Komplikowanie spraw też musi być u was rodzinne – odpowiedział i podszedł do Janka. Z kieszeni marynarki wyjął mały klucz i odpiął go od łóżka. Chłopak od razu objął poranioną dłoń i przycisnął ją do tułowia. Nie zwlekając wstał i szybkim krokiem skierował się do wyjścia z pokoju. Soboń jak cień podążył za nim, obserwując jak Janek przyśpiesza z każdym krokiem aż w końcu prawie biegnie i zamyka się w łazience.

– A tylko mi powiedz, że mam dziesięć minut to cię przeklnę! – krzyknął zza drzwi. Po chwili, kiedy mężczyzna zdążył już się wycofać do kuchni usłyszał kolejny krzyk: – I przynieś mi jakieś ubrania!

– Jeszcze jakieś życzenia? – odkrzyknął, a w jego głosie Janek wyhaczył kpiącą nutę.

– Napiłbym się kawy! – odpowiedział wrzeszcząc tak samo głośno.

Mężczyzna wybrał z jego torby kolejny komplet ubrań, zdaniem Janka totalnie nudny, który podał mu przez uchylone drzwi. W ogóle go nie ponaglał mimo że Janek bardzo długo stał pod prysznicem, wciąż tak samo rozwalony psychicznie jak w chwili kiedy był przykuty. Stał tam i patrzył jak świeża krew wpływa do odpływu razem z ciepłą wodą i myślał nad tym, jak bardzo to wszystko było popieprzone. Ta sytuacja też, ale również on, kiedy stał przed lustrem kolejne minuty doszukując się w swoich oczach charakterystycznego błysku, który kiedyś je zdobił. Który zdobił oczy jego ojca.

Pewnie stałby tam dłużej gdyby nie naglący głód. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak mało jadł i wcale nie tęsknił za tym uczuciem. Wytoczył się z łazienki i się rozejrzał. Sobonia nie widział na horyzoncie przez co zrobił kilka kroków w stronę drzwi wyjściowych. Nie minęło nawet kilka sekund jak stanął i odwrócił się w drugą stronę. Było jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek próby ucieczki. Zresztą Soboń doskonale zdawał sobie sprawę, jak go przy sobie zatrzymać. Nawet jeżeli by uciekł jego ojciec i Jurek byli w niebezpieczeństwie, a na to nie mógł pozwolić. Wzdychając, wszedł do kuchni, wciąż trzymając zranioną rękę przy sobie. Cezarego zastał przy blacie. Dobrze wyglądał w kremowym garniturze podczas przygotowywania kolacji.

– Kawę masz na stole – powiedział, nie odwracając się w jego stronę. Janek podszedł do stołu i odsunął sobie krzesło. Kubek był przyjemnie gorący, a kawa cudownie biała.

– Raczej mleko z kawą – mruknął i się napił. Nigdy by nie pomyślał, że coś może smakować tak dobrze.

– Tak jak zawsze.

– Tylko okoliczności trochę inne.

– Fakt – powtórzył w zamyśleniu Cezary. Przez kolejne minuty przygotowywał jedzenie, które po chwili wylądowały na stole. Janek wychylił się po swój talerz i złapał za sztućce.

– Wiesz, nie mógłbyś psa. Najzwyczajniej na świecie byś go zagłodził.

– Dlatego nigdy się na żadnego nie zdecydowałem – odpowiedział dalej nie w humorze. Janek zmarszczył brwi. Zaczął jeść makaron, który Soboń musiał zamówić w restauracji, nie było bowiem możliwości, żeby samemu był w stanie to ugotować. Chłopak nie narzekał i nie odzywał się więcej dopóki się nie najadł. Nie chciał przypadkiem sprowokować mężczyzny. Zamiast tego patrzył na jego twarz, która zdradzała napięcie i poddenerwowanie. Janek spuścił wzrok na swoje dłonie, kiedy poczuł że Soboń zaczyna odwzajemniać jego spojrzenia i sam zaczął czuć się niekomfortowo.

– Co to, festiwal wzajemnych spojrzeń? – mruknął w pewnym momencie, kiedy znowu na siebie zerknęli. Cezary nie odpowiedział mu od razu.

– Znowu grasz. – Pokręcił głową, po czym zaczął postukiwać paznokciem o blat stołu. Naprawdę był zdenerwowany, co Janek obserwował z rosnącą ciekawością. – Udajesz. Ledwo znów się tu pojawiłeś i robisz dokładnie to samo?

– W sensie, co dokładnie robię? – przerwał mu. – Jak na moje to przez większość czasu siedzę zamknięty w pokoju.

– Udajesz kogoś innego! Myślisz, że tego nie wiem? – Janek parsknął i pokręcił głową.

– Co takiego powiedział ci mój ojciec, co? Coś musiał.

– To nie ważne, co mi powiedział! – uniósł głos, co tylko utwierdziło chłopaka w przekonaniu, że było to ważne i najpewniej bardzo nieprzyjemne. – Chodzi o ciebie.

– Och, przestań.

– Co jest z tobą nie tak?

– Podejrzewam, że głowa – odparł poważnie, tym bardziej konfundując mężczyznę. – Twoja też musi być uszkodzona, skoro twoją formą zemsty jest trzymanie mnie tutaj.

– Nie masz pojęcia, co mam zamiar...

– Zastanawiam się, kogo niby to bardziej boli – przerwał mu. – Co, Czarek? – szepnął i wychylił się przez stół. Kierowany nieposkromioną chęcią przetestowania granic mężczyzny, chwycił go za nadgarstek. Spodziewał się, że odsunie się jak oparzony. On zamiast tego spojrzał mu w oczy i ujął jego dłoń we własną, i to Janek w jednej chwili chciał wyrwać rękę. Uścisk jednak był zbyt mocny. Cezary uśmiechnął się do niego protekcjonalnie.

– Myślę, że jednak ciebie, Aleksy. – odpowiedział podobnym, miękkim tonem. – Więc, jeżeli mogę dać ci dobrą radę, nie igraj ze mną w ten sam sposób. – Wolną dłonią, wychylając się przez stół, odgarnął mu jasne włosy z czoła. Mina Jankowi zrzedła. Serce z powrotem zaczęło być mu w piersi szybciej. – Już na mnie nie działasz – szepnął, po czym z włosów zjechał dłonią na jego policzek i mocną linię żuchwy. Chwycił go za brodę. Janek uciekł od niego wzrokiem. – Jak mógłbyś? Nie jesteś chłopakiem, w którym się zakochałem. On był złudzeniem, ty natomiast jesteś oszustem. I wystarczyła chwila żebyś znowu zaczął te same gierki. Jesteś żałosny – powtórzył swoje własne słowa. Chłopak zacisnął usta. Wyrwał się z uścisku i wstał od stołu.

Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, żeby jakoś go przekonać. Soboń wydawał się przejąć kontrolę nad sytuacją i nie miał zamiaru go słuchać. Nie miał racji tylko w jednej sprawie.

Janek nie był złudzeniem.


– Wiesz, myślałem dzisiaj o tobie – Cezary otworzył mu drzwi do mieszkania. Kropelki wody skapywały mu z włosów, ciekły po twarzy. Na podłodze zostawiał za sobą mokre ślady, czym nie zaprzątał sobie na razie głowy. Aleksy spojrzał na niego i uśmiechnął się miło, spuścił przy tym jednak głowę. Starał się być zawstydzony.

– Pewnie się zastanawiałeś, jak mi idzie – powiedział, obejmując dłońmi tors. Zmarzł, kiedy tak siedział pod klatką i miał nadzieję, że szybko się rozgrzeje. Niestety w mieszkaniu było chłodno.

Soboń skinął głową, zrzucając niechlujnie buty. Aleksy zrobił to samoobserwując pracę mięśni mężczyzny. W przemoczonym stroju było je widać jeszcze lepiej. Facet naprawdę był w formie.

– Nie najlepiej, jak widać – bąknął, podążając korytarzem za Cezarym. – Nie wiem, czego się spodziewałem – dodał niemal płaczliwie, drepcząc tuż za mężczyzną, który skierował się do własnej sypialni. Aleksy miał nadzieję, że uda mu się wejść za nim, ale mężczyzna go przystopował i powiedział, żeby poczekał na niego w salonie. Niechętnie musiał na to przystać. Będzie miał jeszcze czas, żeby dokładnie przyjrzeć się każdemu pomieszczeniu, nie musiał się tak spieszyć. Przede wszystkim musiał zachowywać się naturalnie i nie dać po sobie niczego poznać.

W salonie zajął tym razem miejsce na kanapie. Na szczęście nie miał mokrych ubrań, co najwyżej były wilgotne, więc nie musiał martwić się tym, że zamoczy materiał. Odetchnął, rozglądając się ponownie. Tym razem jednak pozwolił sobie na większy luz. Zaczęło do niego docierać, że spędzi w tym apartamencie jeszcze mnóstwo czasu i nie musiał się z niczym śpieszyć. Z Cezarym też nie musiał się śpieszyć. Teraz wystarczyło mu płynąć z prądem i obserwować, gdzie go to wyniesie.

Z ojcem i tak nie spotka się prędzej niż w następnym miesiącu, macochę zostawił za sobą i nie było mu nawet szczególnie żal. O Buce nie myślał, chociaż zżył się z nim przez te kilka lat. Reszta znajomych była mu obojętna. To na ojcu musiał się skupić. To dla niego to robił. W końcu mieli tylko siebie.

Od niechcenia zerknął na swoje pobrudzone, szerokie spodnie i wywrócił oczami. Nie pasował do wystroju. Skulił się. Nogi przyciągnął do klatki piersiowej, żeby było mu cieplej. W takiej pozycji znalazł go mężczyzna. Spojrzał na niego z nieodgadnioną miną.

– Czemu nie wziąłeś sobie koca? – zapytał, wskazując mu głową szary pled, który zwisał przez oparcie kanapy.

– Nie wiedziałem, czy mogę.

– Nie musisz się krępować – westchnął, patrząc na niego dziwnie. Aleksy nie potrafił rozgryźć jego spojrzenia.

– Dziękuję – szepnął, zaciskając dłonie na kocu. Zamyślił się. Na jego twarzy odbiło się zmartwienie i niepewność. Cezary zajął miejsce na przeciwnym końcu kanapy. Nie odzywał się, mimo że Aleksy od dłuższego czasu czekał na jego słowa. Te nie nadchodziły, przez co zaczął zerkać na niego ukradkiem. W końcu Soboń oddał mu to spojrzenie i wtedy Aleksy otworzył usta. – Nie mam pojęcia, co zrobić dalej – szepnął przerażony, wlepiając duże oczy w mężczyznę. – Nawet jeżeli uda mi się gdzieś zatrudnić i dostawać dniówki, co nie jest łatwe, bo nikt nie chce u siebie szesnastolatka, będę wydawał wszystko na noclegi i... I dzisiaj uderzyło we mnie, że nie mam większych szans.

Cezary pokiwał w zamyśleniu głową. Aleksy zmrużył oczy. Gdyby był wrażliwym chłopcem, to potwierdzenie mogłoby mu zrujnować wszystkie marzenia, a nawet życie. Na szczęście był sobą.

– A co ze szkołą?

Aleksy bezradnie wzruszył ramionami.

– Nie myślałem o tym, kiedy uciekałem, wiesz? – burknął, okrywając się szczelnie kocem. Materiał nie był miękki, ale za to ciepły.

– Masz obowiązek się uczyć do uzyskania pełnoletności.

Chłopak spuścił głowę. Nie wiedział, co konkretnie miał na to odpowiedzieć, dlatego lekko wzruszył ramionami.

– Tu nie będą mnie szukać, żebym mógł dopełnić obowiązku – szepnął z goryczą, myśląc o dyrektorze własnej szkoły. Drań pewnie by się ucieszył, gdyby Aleksy już nigdy nie przekroczył progu jego placówki i jeszcze zatuszowałby sprawę, żeby tylko mieć spokój. Niestety, Lis wiedział, że będzie dane im się jeszcze spotkać i wcale nie wyczekiwał tego spotkania z wytęsknieniem. – Zresztą nie potrzebuję szkoły, to tylko strata czasu – kontynuował. – Zwłaszcza kiedy zmuszają uczniów do bezsensownego kucia niepotrzebnych informacji. Chciałbym się uczyć tylko tego, co by mi się przydało w życiu, a nie głupich dat na głupiej historii – fuknął, w porę orientując się, że za dużo ma w głosie zwyczajowej buty. Spuścił z tonu, patrząc na Cezarego. Chciał wyczytać z niego, czy podzielał jego poglądy, mężczyzna jednak jedynie uśmiechnął się nieznacznie i odwrócił od niego spojrzenie. Aleksemu w głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Odchrząknął. Soboń nie skomentował tego słowem, dlatego wypalił: – Powiedziałem coś nie tak?

– Ależ skąd – zaprzeczył z tym nieokreślonym uśmiechem. Jeszcze tylko tego brakowało, aby zaczął myśleć, że Janek był głupi. Prawda jednak okazała się inna. – To odświeżające usłyszeć coś takiego, po tym jak skończyło się studia historyczne – powiedział patrząc na chłopaka z... rozbawieniem. Tak teraz Aleksy to widział. Udało mu się go rozbawić. Mimo tego chłopak poczuł się głupio.

– Och. Przepraszam – bąknął, starając się speszyć. Cholera, że też miał szczęście ze wszystkich przedmiotów skrytykować akurat ten studiowany przez Sobonia...!

– Za co? Szanuję twoje zdanie. Poza tym również uważam, że lepiej byłoby nie zaprzątać głowy uczniów datami, tylko przedstawić im szerszy koncept.

– Jeszcze szerszy? – sapnął, wbijając w mężczyznę zdziwione spojrzenie. – Raczej myślałem o zawężeniu materiału do absolutnego minimum – mówił, ponownie przyczyniając się do uśmiechu na twarzy Sobonia. Był zadowolony z tego, jak szła im rozmowa. Co więcej nawet nie spodziewał się, że tak szybko uda mu się wywołać uśmiech na twarzy faceta, a jednak okazało się to banalnie łatwe. Był ukontentowany, gdy widział, jak mężczyzna odprężył się w jego obecności i pozwolił sobie na pogodny wyraz twarzy. Ku jego niezadowoleniu jednak nie kontynuował tematu, co Aleksy uważał za totalnie zmarnowany potencjał. – Więc historia, ha? – zagadnął skupiając na sobie zielone spojrzenie. Zaraz jednak spuścił wzrok przypominając sobie, że Janek był nieśmiałym, płochliwym chłopcem. Poruszył nogami pod kocem. Był płochliwym, ale gadatliwym chłopcem. To pasowało! Zresztą z psychologicznego punktu widzenia po traumie i braku zainteresowania w domu rodzinnym mógł szukać atencji gdzie indziej, prawda? To brzmiało sensownie.

– Po wcześniejszym udawanie zainteresowania tematem to zwyczajne faux pas – skarcił go wciąż w dobrym humorze. Janek posłał mu nieśmiały uśmiech.

– Cóż. Nie mogę powiedzieć, że historia mnie interesuje... Jednak człowiek, który interesuje się historią brzmi... intrygująco? – przygryzł wargę słysząc, że nie zabrzmiał zbyt przekonująco. Posłał mężczyźnie przepraszający uśmiech.

– Och. Nie wiedziałem, że "intrygujący" stał się ostatnio synonimem nudy. Kto teraz nadąży za młodzieżą... – odparł prześmiewczo, nie odrywając spojrzenia od twarzy swojego gościa. Musiał mu się podobać coraz szerszy uśmiech chłopaka wynikający z tej rozmowy i jego nieśmiałe, ukradkowe spojrzenia.

– Nie, naprawdę – zaśmiał się Janek dźwięcznie. – Serio, co trzeba mieć w głowie, żeby z tylu możliwości wybrać akurat historię? To tak nieprawdopodobne, że w pewnym sensie aż fascynujące!

– Tak? – Soboń przechylił głowę i całkiem zabawnie uniósł brew. Aleksy docenił to jak umiejętnie grał mimiką, aby przekazać własne emocje i żeby nie wypaść w tym gorzej od niego energicznie kiwnął głową przy okazji posyłając mu sprzeczne spojrzenie. – W takim razie co ty lubisz? Jak mniemam historia znajduje się na końcu w rankingu szkolnych przedmiotów.

Chłopak zastanowił się. Nie miał przygotowanej na to pytanie konkretnej odpowiedzi, ale był całkiem dobry w improwizowaniu i właśnie wpadł na świetny pomysł.

– WF – odparł krótko, spodziewając się co najmniej lekkiego zdziwienia. Nie pomylił się. Soboń uniósł brew jeszcze wyżej.

– Nie wyglądasz na sportowca.

– Cóż... Ty nie wyglądasz na historyka – szepnął, starając się o najbardziej zawstydzony wyraz twarzy, gdy wzrokiem przejechał po jego ciele. To na chwilę skonfundowało mężczyznę, jednak szybko odzyskał rezon, a Janek odwrócił głowę.

– Pozory mylą.

– No właśnie! Ale jeśli chodzi o mnie... Lubię WF. Chociaż może powinienem bardziej powiedzieć, że lubiłbym, gdybym ćwiczył częściej – opowiadał ciesząc się z zainteresowania mężczyzny. Podobało mu się, że Soboń wydawał się mu poświęcać całą swoją uwagę i słuchał go. Przez to Aleksy mógł w spokoju opowiadać swoją wymyśloną historię. – Ostatnimi czasy jednak robiłem to coraz rzadziej – sposępniał i zaciął się, kiedy zauważył pytające spojrzenie. – T-to przez to... Cóż. Można powiedzieć, że przebieranie się w szatni pełnej kolegów staje się problematyczne, kiedy kolorem skóry zaczynasz przypominać dorodną śliwkę – zatrząsnął się i nakrył się bardziej kocem. Soboń wydawał się zrozumieć. Jak mógłby nie? W końcu widział siniaki na jego ciele. Jednak zrozumienie wcale nie ułatwiało mu znalezienia dobrej odpowiedzi, dlatego chłopak mu w tym pomógł. – Przepraszam, gadam od rzeczy... I chyba zepsułem atmosferę – przygryzł wargę. Wyglądał na szczerze przejętego.

Cezary podniósł się z kanapy, posyłając mu ciężkie do odczytania spojrzenie.

– Tym akurat nie powinieneś się martwić. Wiesz... Doceniam twoją szczerość – posłał mu uspokajający uśmiech, a Aleksy omal nie parsknął na głos. Ze wszystkich możliwości Soboń doceniał akurat jego szczerość. Jak bardzo komiczne to było? – Siniaki jednak ci już nie grożą, dlatego jeżeli lubisz uprawiać sport niedługo będziesz mógł zacząć znowu.

– Chciałbym w to wierzyć, ale moja przyszłość rysuje się przede mną w zdecydowanie ciemnych barwach...

– Cóż. Na pewno nie w barwach fioletu.

– Nie lubimy go, tak?

– Zdecydowanie – potaknął, wywołując tym samym szeroki uśmiech na twarzy chłopaka. W jego oczach obiła się wdzięczność. Janek potrzebowałby takiego pocieszenia.

– Dziękuję – szepnął, zaciskając palce na kocu. – Jutro... – zaczął, jednak Soboń mu przerwał.

– Jutro wyśpisz się i odpoczniesz, co ty na to?

– Nie chcę nadużywać gościnności – bąknął, z całej siły starając się krzyczeć mową ciała, jak bardzo potrzebował jego gościnności.

– Nie nadużywasz jej. Szczerze mówiąc miło mi będzie mieć kompana do rozmów. Jak na historyka przystało mam niezdrowy nawyk odcinania się od świata na długie godziny, spędzając czas z książkami, ale czas spędzony z tobą wydaje się równie przyjemny.

Równie przyjemny? Tylko równie przyjemny? Aleksy poczuł się autentycznie urażony. Nie był bowiem osobą, która doceniłaby wartość książki. Nikt nigdy nie czytał mu do snu, raczej usypiały go dźwięki głośnych rozmów oraz telewizora. Kiedy był starszy tym bardziej nie ciągnęło go do literatury. Szkoła, do której od czasu do czasu chodził, nie wzbudziła w nim zainteresowania, a opasłe tomy i piękne oprawki nie kusiły jego wzroku, gdy przemierzał sklepy. Aleksy nie skłamałby, gdyby przyznał, że nigdy nie przeczytał żadnej książki od deski do deski, niemniej postarał się zrozumieć Sobonia i docenić jego słowa. Bądź co bądź, brzmiały na komplement.

– Nie nudzisz się? To znaczy przez tyle godzin w jednym miejscu, czytając...? – kontynuował rozmowę, rozkoszując się ciepłem, które zaczęło wytwarzać się pod kocem. Mimo że materiał nie był najmilszy, miał przyjemną wagę, przez co szczelnie otulał nogi i tułów chłopaka, nie przepuszczając zimnych podmuchów powietrza. Aleksy z chęcią przesuwał po nim dłońmi, ciesząc się, że nie są to stare koce w domu macochy, a Cezary wydawał się kątem oka śledzić te drobne ruchy.

Aleksy widząc to uśmiechnął się w duchu. Będzie miał go w garści, już to wiedział. 

___

Dzień dobry!

Jest sprawa. Chcę was uprzedzić, że w następną niedziele rozdział się nie pojawi. Będę wtedy w Krakowie bez dostępu do jakiegokolwiek komputera, więc wychodzi na to, że kolejny rozdział ukaże się dopiero za dwa tygodnie. Wybaczcie :(

Trzymajcie się, no i do następnego. Szybko zleci ^^" 



6 komentarzy:

  1. Biedny ten nasz Janek . Sobon trzyma go w garści wie ,że Jankowi zależy na Jerzym i na ojcu. Chociaż sama postać ojca mnie zastanawia. Jankowi strasznie na nim zależy chociaż prawda jest taka ,że pół życia go z nim nie było ,bo był w więzieniu ,a i tak za wszelką cenę chce ,żeby ojciec był z niego zadowolony ( chyba tak można to określić) . Rozumiem ,że Sobon chce się odegrać na ojcu Janka i na nim samym,ale myślę ,że przez tyle lat chodzi o coś więcej. Jakby nie patrzeć dba o Janka i aż nie mogę się doczekać jak to dalej się rozwinie. Dużo pytań ,a jeszcze mało odpowiedzi . Co do następnego rozdziału to dobrze ,że napisałaś ,że nie będzie ,bo człowiek by wyczekiwał i wyczekiwał ,a tak to odrazu nastawi się na za dwa tyg i odrazu lepiej ;) udanego pobytu w Krakowie. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, mama Janka umarła, gdy ten był mały, więc ojciec stał się dla niego wtedy całym światem i mimo że trochę lat już minęło, to wciąż chłopak uważa, że ma tylko jego i tylko na niego może liczyć. Więcej nie mogę powiedzieć, dowiemy się z tekstu jak to z nimi jest :)
      Dzięki za wyrozumiałość co do kolejnego rozdziału. Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ciekawe co ten Soboń kombinuje. Na razie mało o nim wiemy. Poza tym, że ma broń, czy mógłby być realnie niebezpieczną osobą dla Janka? Przeczytałam jednym tchem poprzednie opowiadanie i od razu zabrałam się za historię Janka, który był moim ulubieńcem. Jak miło się zaskoczyłam, że to opowiadanie jest właśnie o nim :) Straszliwie intrygująca postać. Z mojej perspektywy (osoby nowej na blogu) widzę ogromny progres w Twojej twórczości. Zostań o poranku, pierwsze rozdziały, znacznie odbiegają od Liska. Nie mówię, że były złe (bo od razu się wciągnęłam!), ale warsztat pisarki bardzo się u Ciebie rozwinął. Pisanie rozdziałów, w których jest mało dialogów, a pojawiają się wewnętrzne przeżycia bohaterów, jest niezwykle trudne, a wychodzi Ci to świetnie :) z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, ale świetnie to słyszeć! Szczerze mówiąc miałam wrażenie, że na przestrzeni lat przeżywam raczej regres pisarski, dlatego strasznie miło mi usłyszeć takie słowa. To budujące :) A przy tym bardzo się cieszę, że zarówno ZOP jak i teraz Lisek Ci się podobają. Mam również nadzieję, że w takim razie zostaniesz ze mną na dłużej a następne rozdziały rozwieją wszystkie pytania, zwłaszcza te dotyczące Sobonia.
      Dzięki, że postanowiłaś się odezwać, bardzo doceniam! :)


      Usuń
  3. Po długiej przerwie udało mi się ponownie znaleźć twojego bloga ( ꈍᴗꈍ) i odczuwam straszny niedosyt 🥺 Osobiście bardziej podoba mi się historia z "teraźniejszości" od jego wspomnień. Może jestem ukrytą sadystką i podświadomie chcę, żeby Soboń trochę się poznęcał nad małym Liskiem 🤣. Chociaż jakby nie patrzeć nie wiem, kogo on chce oszukać z tym, że nic nie czuje do Janka. Chyba samego siebie. Jest strasznie opiekuńczy wobec niego 🤭 Liczę, że Janka rozłoży ta grypa a jego man się nim odpowiednio zajmie 🤣.
    Życzę dużo weny, bo nie ukrywam, że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że tak późno odpisuję, dopiero teraz mam chwilę wolnego czasu. I witam cię z powrotem! <3
      Podejrzewam, że nie jesteś jedyną, w której drzemie mały sadysta! I chyba mogę powiedzieć, że Janek jeszcze trochę pocierpi, chociaż może niekoniecznie w taki sposób, jaki opisałaś. Chyba że kiedyś... ^^
      Dziękuję bardzo za komentarz <3

      Usuń