sobota, 28 grudnia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 25


Rozdział 25: Niemożliwe

Dwa samochody pędziły w szaleńczym wyścigu, jeden tuż za drugim, a emocje obserwujących ich ludzi sięgały zenitu. Z boku wyglądało to spektakularnie. Biorąc pod uwagę, jak prezentowały się auta musiało się na nie bardzo przyjemnie patrzeć. Bentley w kolorze butelkowej zieleni lśnił odbijając światła pochodni, przyciągał wzrok i budził zazdrość niejednego zawodnika, audi Sandry zaś parło do przodu, nie dając Jurkowi żadnych szans…
Tak przynajmniej wyglądało to z perspektywy widzów.  
Jurek bowiem specjalnie nie dociskał gazu do dechy, nie denerwował się i nie bał, że coś pójdzie nie po jego myśli. Nie podzielał ekscytacji widowni. Siedział Sandrze na ogonie i czuł ten specyficzny dreszczyk emocji, który urzekł go za pierwszym razem, ale był spokojny i zrelaksowany. Palcami postukiwał o kierownicę, a wzrok czujnie wbijał w tor.
Pomimo decyzji, którą podjął nie chciał dać Sandrze odczuć, że odpuścił. Kobieta najprawdopodobniej obraziłaby się za to śmiertelnie, a znając jej temperament może i nie odbyłoby się bez rękoczynów. Jurek natomiast chciał to zakończyć z klasą, tak jak na niego przystało.
Miał wrażenie, że wszyscy śledzą uważnie każdy jego ruch, chociaż tak naprawdę niewiele go było widać zza szyby samochodu, a już zwłaszcza, kiedy znikał za drzewami. Tam, kiedy droga robiła się wyboista i piaszczysta zwalniali z Sandrą do bezpiecznych prędkości. Oboje czuli, że nic im nie zagraża ze strony drugiego, więc nie wygłupiali się tak bardzo – w końcu to nie był sezon na takie ściganie, drogi były wilgotne i łatwo było o poślizg.
Jurek cieszył się, że kobieta nie chce się popisać za bardzo i nie daje się zgłupieć. Chociaż może to dlatego, że ciągle prowadziła. Gos czasami zbliżał się do jej tyłów, kilka razy nawet  się z nią zrównał, jednak mijały ledwie sekundy, nim Sandra zostawiała go odrobinę za sobą.

czwartek, 7 listopada 2019

Zostań o poranku: Rozdział 24


Rozdział 24: Fałszywe intencje

Powiedzieć, że miał kaca moralnego to mało. On był chory. Leżał w łóżku okryty kołdrą i patrzył w sufit, nie zwracając uwagi na zdołowanego Janka, który przycupnął w kącie łóżka i patrzył na niego nierozumnym wzrokiem. Taki stan rzeczy bowiem utrzymywał się od kilku godzin.
Janek przyszedł do niego po południu i zastał go… Takiego właśnie. Apatycznego, zamyślonego i bladego jak ściana. Na nic zdały się rozmowy, na nic zdał się jego monolog. Jurek wydawał się odlecieć gdzieś do innego świata i nie było z nim kontaktu. Pomrukiwał coś jedynie, patrząc w sufit, a Janek już nie wiedział, jak z nim rozmawiać.
Jurek mu się nie dziwił. Sam by nie wiedział, jak ze sobą rozmawiać. Najlepiej by było, gdyby całkowicie był tej funkcji pozbawiony; dzięki temu najpewniej nie przysparzałby tylu problemów sobie i innym.
Jak on mógł?
Wnętrzności skręciły mu się w brzuchu boleśnie.
Jak on teraz spojrzy Łukaszowi w twarz?
Myślał, a im dłużej nad tym rozważał, tym bardziej trawiła go panika. Chciałby już nigdy więcej go nie widzieć, żeby nie musieć z nim rozmawiać i nie tłumaczyć się. Bo przecież obaj przesadzili. Różnica tylko była taka, że Łukasz był w jednym z najgorszych okresów życia, a Jurek tylko mu dołożył.

poniedziałek, 14 października 2019

Zostań o poranku: Rozdział 23



Rozdział 23: Zbyt wiele
Informacja ta dochodziła do niego powoli, wprawiając go w coraz większą zadumę. Potrzebował chwili, by przeanalizować sytuację, by przemyśleć to wszystko, a im dłużej myślał, trwając w zawieszaniu, tym bardziej sprzeczne emocje w nim szalały.
Cieszył się.
I był przerażony.
Uśmiech, który powoli miał wykwitnąć na jego twarzy, przykryło zasępienie. Potem znowu poczuł, że chce się uśmiechnąć i równie szybko wróciła do niego początkowa dezorientacja. Dlatego też trwał w bezruchu, a żaden mięsień jego twarzy nawet nie drgnął.
Był bombardowany uczuciami, wspomnieniami i słowami, których ostatnio był świadkiem. Huragan w jego głowie wzmagał się, żołądek zacisnął w supeł, a brwi zmarszczyły się. Była to jego pierwsza reakcja, która wywołała za sobą lawinę następnych; Jurek pobladł, palce splótł nerwowo pod stolikiem, z tyłu potylicy i na karku poczuł gorące, nieprzyjemne dreszcze. Jakby się bał. Bał się, ale wciąż gdzieś po drugiej stronie własnej głowy czuł radość.
Ta idealna para w końcu rozpadła się na dwie, oddzielne połówki! Coś co wydawało się całością, niczym jebana pomarańcza, rozłamało się! Czy było to aż takie dziwne? Kiedy patrzyło się na taką pomarańczę pierwsze co rzucało się w oczy to gruba skóra. To ona spalała cały środek. Środek, który po odkryciu był podatny na zranienia. Wystarczyło tylko nacisnąć, a już pękał. Wcale nie stanowił nierozłącznej całości.
Z nimi było tak samo.

poniedziałek, 23 września 2019

Zostań o poranku: Rozdział 22


Rozdział 22: Rozłam

Słońce stało już wysoko na niebie, kiedy powieki Jurka w końcu się uchyliły; a uchyliły się powoli i ociężale, ukazując szare, przekrwione oczy. Te wpatrywały się chwilę w sufit, zanim dotarło do niego, gdzie się znajdował.
Wstał powoli, chwytając się za głowę, która pulsowała tępym bólem. Pod dłonią, na brzegu włosów, wyczuł wyraźnego guza. Jęknął chrapliwie, wygrzebując się z pościeli. Trudno mu było utrzymać oczy otwarte – promienie słońca, które wpadały przez oszkloną ścianę nie pozwalały im odpocząć, a na dodatek jaskrawość ta powodowała jeszcze większy ból w czaszce.
Chociaż nie tylko ona go bolała. Brzuch, zaciśnięty niczym supeł, buntował się chcąc wyrzucić z siebie cały alkohol, który mógł w nim pozostać.
Jurek ledwo zdążył do łazienki, a już wymiotował, uwieszając głowę nad muszlą klozetową.  Zapach detergentów jeszcze bardziej podrażnił mu żołądek, wnętrzności kurczyły się i rozkurczały na zmianę, a głowa nawet na chwilę nie przestawała mu doskwierać. W pewnym momencie, nie mając siły na nic innego, oparł się policzkiem o deskę i przymknął oczy.
Bolało go dosłownie wszystko. Do tego stopnia, że zastanawiał się czy przypadkiem, jakimś cudem, nie trafił wczoraj na ring bokserski albo nie wylądował pod czyimiś kołami.
Tak upłynęły mu kolejne dwie godziny, podczas których Gos nawet nie miał siły pomyśleć, że nigdy więcej nie weźmie alkoholu do ust. Jego myśli jakby nie istniały. Czuł jedynie ogromny dyskomfort, obrzydliwy, gorzki smak wymiocin, nieznośne pulsowanie i protest każdej jednej cząstki ciała, gdy wykonywał najmniejszy ruch.
To była męka. Pokiereszowana głowa była jedynie wierzchołkiem góry lodowej na tle kaca, który go męczył.

sobota, 14 września 2019

Zostań o poranku: Rozdział 21


Rozdział 21: Na terenie wroga


Kolejne dni były niczym sinusoida. Raz było dobrze, wyśmienicie wręcz, jak wtedy w mikołajki, by zaraz kompletnie się odmienić. Dlatego kiedy Jurek wstawał, nie nastawiał się szczególnie dobrze, ani źle. Zastanawiał się tylko, czy będzie to kolejny przyjemny dzień, czy może ten drugi – pełen napięcia, nerwów, kąśliwych słów czy chłodnych spojrzeń… Myślał też o ostatnich wydarzeniach, o tym jak niby ma rozwiązać się sytuacja z Dębą i kiedy przyjdzie im się spotkać ponownie; w końcu zima przyszła do nich niespodziewanie.
W nadziei oglądał prognozy pogody, które zapowiadały, że niedługo miało zrobić się cieplej, a śnieg miał się roztopić, ale obawy nie mijały, zwłaszcza kiedy patrzył za okno na grubą warstwę białego puchu.
Z jednej strony martwił się, że do wyścigów już nie dojdzie, z drugiej obawiał się samego spotkania z Dębskim, a także jego siostrą.
Najgorsze jednak było to, że nie miał żadnych informacji.
Oczywiście Jurek nie stresował się tylko tym.  Aktualnie stresował się całkiem czymś innym. Stał właśnie przed lustrem, przyglądając się odbiciu i zastanawiał się, w co on się, do cholery, wpakował. Za kilka minut bowiem miał wychodzić, a właściwie wyjeżdżać i to do tego w nieznane.

niedziela, 18 sierpnia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 20


Rozdział 20: Mikołajki 

Kolejne dni leciały tak szybko, że Jurek nawet nie zorientował się, a był już grudzień. Jego „ulubiony” miesiąc. Taki rodzinny, świąteczny, radosny… I ciepły, mimo mrozu panującego za oknem.
Tak… Gówno prawda.
Jurek nienawidził grudnia. Głównie dlatego, że był to miesiąc spędzany z najbliższymi, a on po prostu ich nie posiadał. Miał rodziców – temu nie mógł zaprzeczyć, tyle że jego rodzice nawet nie byli razem. Ich święta były dwuosobowe. Jeden dzień z jednym, drugi z drugim, czasami spotkali się we trójkę na koniec i to było tyle. Oczywiście do świąt było jeszcze daleko. Grudzień niedawno się zaczął, ale świadomość tego, co nadchodziło już nie dawało Jurkowi spokoju. 
Mimo to teraz było trochę lepiej. Miał Janka, przyjaciela, którego zawsze mógł do siebie zaprosić, gdy dopadało go przygnębienie i samotność. Takiego, który poprawiał mu humor i sprawiał, że pomimo szarości na dworze, jego życie stawało się odrobinę bardziej kolorowe.
W pracy natomiast… To było śmieszne, ale miał Łukasza. Zwłaszcza od czasu ich wspólnej „nocy”, ich relacje jeszcze bardziej się zacieśniły, rozmowy wydłużały, a nadgodziny spędzane w gabinecie zaczynały stawać się czymś oczywistym i naturalnym, zwłaszcza kiedy Nakonieczny siedział obok.

niedziela, 21 lipca 2019

Zostań o pornaku: Rozdział 19


Rozdział 19:  Błędne założenie

Kładąc się do łóżka, nie mógł uspokoić myśli; te szalały po jego umyśle, nieokiełznane i pozbawione jakiejkolwiek logiki. Nie potrafił poskładać ich w całość, nie widział sensu w tym, co dzisiaj się wydarzyło. Nie rozumiał ludzi, z którymi przyszło mu się zmierzyć, nie rozumiał, dlaczego wszędzie, gdzie nie poszedł budził zawiść oraz tego, że oceniali go, nawet go nie znając.
Przekręcił się w pościeli. Zza okna do pokoju wpadało odrobinę światła latarni, ale poza tym panowała ciemność i cisza.
Jurek nie mógł zasnąć. Huragan wewnątrz niego wzmagał się. Oczy pozostawały otwarte, a ciało było obsiane gęsią skórką w nieprzykrytych przez kołdrę miejscach. Cisza była przytłaczająca, kontrastowała z hukiem w jego głowie. Gładki koc, który miał pod palcami kontrastował natomiast z napiętym ciałem.
Poruszył się niespokojnie. Jak miał to wytrzymać? Spokój otoczenia nie pasował do tego, co dzisiaj przeżył. Emocje, które się w nim kłębiły nie miały ujścia, trzymając jego ciało w gotowości… A przecież już było po wszystkim. Najgorsze za nim, powinien się odprężyć, uspokoić i zasnąć. Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony…
Nie potrafił. W głowie wciąż powtarzał wydarzenia z toru.
Gdyby dzisiaj umarł…?
Nie żałowałby?
Rankiem nadeszły myśli innego rodzaju. Mniej depresyjne, raczej gniewne, wysuwane przez przemęczony organizm. On im jeszcze pokaże – bez wyjątków. Spali wszystko, wszystkich, zabije za jedno krzywe spojrzenie, za kpinę, ironiczne uniesienie brwi. Za wszystko.
Zasnął. Gdy się obudził po gniewie nie zostało śladu. Była tylko pustka, cisza, słońce, które wpadało przez okno i on. Wstanie okazało się łatwiejsze niż przypuszczał. Być może dlatego, że dochodziło już południe, a może dlatego, że nie myślał wiele. I tak musiał to zrobić i tak, w końcu była dzisiaj niedziela. Dzień specjalny. Rodzinny.
Nim Jurek się przyszykował, prawie musiał wychodzić. Źle się czuł. Był niewyspany i w złym humorze. Spokój i pustka, które towarzyszyły mu po przebudzeniu, zdążyły przekształcić się w nerwowość i dziwny uścisk w brzuchu.
Pod dom matki przyjechał starym samochodem. Minął biały płot, zapukał do drzwi. Kobieta otworzyła mu chwilę później, uśmiechając się szeroko. Jej pucołowata twarz nabrała odrobiny blasku, a w oczach pojawiło się coś cieplejszego, gdy tylko ujrzała syna przed sobą.
– Jesteś wreszcie! – powiedziała miękko, wyciągając ręce do jego przedramion. Popatrzyła mu w oczy, a po chwili zmarszczyła lekko brwi i zerknęła na dół. Wtedy Jurek sobie przypomniał, że nie zajechał do kwiaciarni.
Przeklął w myślach.
Jaki on był dzisiaj nieprzytomny! Niech go szlag! To była ich tradycja. Drobna życzliwość, która jego praktycznie nic nie kosztowała, a odrobinę umilała matce dzień. Nie chciał jej przerywać, ale teraz mleko już się rozlało – trudno.
Uśmiechnął się przepraszająco. Kobieta odpowiedziała mu uniesieniem kącików ust. Oczywiście, że nie była zła, w końcu nie było to nic wielkiego. Dla niej bardziej liczyło się, że tutaj był, z kwiatami czy bez. 
– Czekałaś? – napomknął lakonicznie, przekraczając próg. Kobieta skinęła głową, puszczając go przodem.
Głupie pytanie. Przecież zawsze czekała.
– Niedawno upiekłam kurczaka. Nie wypuszczę cię, jeżeli nie zjesz. Bóg mi świadkiem, że z tygodnia na tydzień jesteś coraz chudszy! – wyrzuciła, nadymając policzki. Jej drobna sylwetka zatrząsnęła się w złości.
– Odchudzam się – odpowiedział, żeby nie martwić kobiety.
– Odchudzasz? – powtórzyła za nim zdziwiona. Jej brwi powędrowały do góry. Jurek mruknął coś potwierdzająco pod nosem i usiadł przy swoim krześle. – Prawdziwym facetom nie wypada się odchudzać – oznajmiła, znikając w kuchni, a kiedy wróciła, postawiła przed Jurkiem najbardziej przeładowany jedzeniem talerz, jaki dane było mu w życiu oglądać. Po chwili zniknęła, by przynieść obiad również dla siebie.
Jurek nie mógł na nią patrzeć. Poczuł się jeszcze bardziej poirytowany, ale nic nie powiedział. Jak mógłby? Nie chciał sprawiać jej przykrości. Kobieta zawsze miała swoje racje, nieważne co, a on był nauczony się jej słuchać. Jadł wiec powoli, nie myśląc wiele, nawet na nią nie zerkając. Dłonie odrobinę mu drżały, żołądek był ściśnięty, a tłusty kurczak raczej nie był tym, czego potrzebował najbardziej.
Czuł wiszące w powietrzu napięcie.
– Więc jak sobie dajesz radę? Szukasz jakiejś pracy? Może coś już znalazłeś? – zapytała kobieta między kęsami.
– Nie szukam – mruknął, patrząc w blat stołu. – Chcę w końcu odpocząć.
– To dobrze – stwierdziła, wyciągając dłoń do wolnej ręki syna. Chciała dodać mu otuchy, ale to wcale nie pomogło. Gos czuł się obrzydliwie z faktem, że ją okłamywał… Ale prawdopodobniej czułby się gorzej, gdyby znała prawdę. – Należy ci się, w końcu możesz trochę odetchnąć, zrobić coś dla siebie. Tylko żeby ci jakieś głupie pomysły do głowy nie przychodziły – rzuciła, zaciskając lekko palce na jego skórze. Jurek w końcu odważył się na nią spojrzeć.
– Jestem dorosły – przypomniał jej. Kobieta zmarszczyła brwi, nieprzygotowana na taką odpowiedź. Najpewniej spodziewała się lakonicznego potaknięcia.
– Tak, ale wciąż jesteś moim dzieckiem – odparła z wolna. Jurek delikatnie odsunął dłoń, uciekając przed jej dotykiem. Przez chwilę patrzyli na siebie, potem mężczyzna spuścił głowę. – Martwię się o ciebie, wiesz przecież – dodała, przyciągając ręce do ciała.
– Wiem – mruknął. Serce biło mu w przyśpieszonym tempie. Gdyby matka wiedziała…
– Teraz jak nie musisz przejmować się pracą, możesz przyjeżdżać częściej. To pakowane jedzenie też na pewno ci nie służy – kontynuowała. Jurek uniósł na nią spłoszone spojrzenie.
Miałby przyjeżdżać częściej? Nie chciał. Te niedziele to była ich tradycja, coś co trwało od lat i kończyło się tylko na tym – nie dzwonili do siebie, nie pisali, praktycznie nie mieli ze sobą kontaktu oprócz tego jednego dnia w tygodniu, a teraz tak po prostu, miałoby się to zmienić? Nie widział tego.
– Jest w sam raz – odpowiedział, grzebiąc widelcem w talerzu. Lubił swoje pakowane jedzenie z cateringu. Było zdrowe i może nie tak smaczne jak domowe, ale na pewno też nie aż tak tłuste, co dobrze wpływało na jego problematyczną cerę.
Matka spojrzała na niego oceniająco, Jurek natomiast miał ochotę schować się przed tym spojrzeniem.
– Poznałeś kogoś? – zapytała, jakby miała jakieś przeczucie.
Serce Gosa zabiło mocniej w piersi.
– Nie. – Puste słowo wydobyło się z jego gardła, a złe samopoczucie przytłoczyło go jeszcze bardziej. Obawiał się, że czeka go jedna z tych rozmów.
– Nie? – powtórzyła matka ze smutkiem. – Myślałam, że może teraz, jak masz więcej czasu, poznałeś jakąś porządną kobietę…
– To nie jest najlepszy temat, mamo.
– Od czasu Izy minęło już tyle lat… – westchnęła ciężko. Jurek zacisnął wargi. – Wciąż za nią tęsknisz?
– Nie.
– Nie okłamiesz mnie. Brakuje ci kogoś – mruknęła. W tym akurat miała rację. Jurkowi brakowało kogoś, ale nie  konkretnie Izy.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Dlaczego nie? Przyjeżdżaj do mnie częściej. Moja sąsiadka, Elka, ma córkę, mąż jej zmarł, więc może…
– Nie – przerwał jej bez namysłu. Odłożył widelec na bok, porzucając prawie nietknięty obiad. – Nie będę umawiał się z kimś, z kim nie chcę, nawet jeżeli to córka twojej sąsiadki, niezależnie jak bardzo byś tego chciała – mruknął, spoglądając kobiecie w oczy. – Jestem już dorosły – powtórzył. – I sam decyduje jak będzie wyglądać moje życie – warknął, wstając.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, usta uchyliła w zdziwieniu. Jurek tak rzadko jej się stawiał, że była zaszokowana. On również był. Ręce mu się trzęsły, oddech był płytki, ale zamiar miał jednoznaczny – wyjdzie stąd i wróci do domu. Chciał spokoju. Tutaj natomiast raczej go nie odnajdzie.   Będzie się jedynie zadręczać swoimi kłamstwami, gadaniem kobiety i jej oczekiwaniami; w końcu nawet ona czuła zawód, że jej jedyny syn nie potrafił ułożyć sobie życia.
Nie potrzebował dokładać sobie więcej zmartwień.
– Gdzie idziesz? – Kobieta spojrzała na niego nierozumnym wzrokiem.
– Wracam do siebie.
– Nie idź.
– Źle się czuje.
– Zostań ze mną.
– Muszę jeszcze załatwić coś na mieście… – odpowiedział już z przedpokoju. Nie miał odwagi odwrócić się i spojrzeć na matkę. Oczami wyobraźni i tak widział jej zapadnięte policzki i smutne oczy.
– Jureczku… Tak rzadko do mnie przyjeżdżasz – zachlipała. Serce Gosa zmiękło. Przystanął. – Ja też nie czuję się najlepiej. Ciągle siedzę sama. Zostań przynajmniej do wieczora – poprosiła, podchodząc za nim niczym dziecko.
Odwrócił się. Kiedy na nią spojrzał, nie potrafił jej odmówić. Wymierzył sobie mentalny policzek. Był okropnym synem.
Skinął z wolna głową. Kobieta uśmiechnęła się serdeczniej, z nadzieją, i chwyciła go za skrawek rękawa, prowadząc go tym razem na kanapę. Tam usiedli, rozprostowując nogi. Ani on, ani matka nie do końca odnajdowali się w atmosferze, ale przywykli już do tej drobnej niezręczności. Tak to u nich wyglądało. Nie byli zbyt zgraną rodziną. Jurek nawet nie miał jak tego przed sobą ukryć, ale dbali o siebie. Każdy na swój własny sposób.
Może nawet Stanisław… Chociaż myśl o ojcu wywołała w nim kolejną falę negatywnych emocji. Nie mniej, był to odpowiedni moment, by je z siebie wylać.
– Ojciec się odzywał?
– Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał – odparła niezadowolona.
– My też się teraz rzadko widujemy – westchnął ciężko.
– Może to i lepiej. Widać głupieje na stare lata – mruknęła, nawiązując do ostatnich wybryków ojca. – Dalej nie mogę uwierzyć w to, co zrobił. Żeby tak sprzedać własną firmę…! Jeszcze komuś takiego pokroju! Rozumiem, gdyby zrobił to z głową, komuś innemu, ale tak? Zgłupiał kompletnie!
– Tak, zgłupiał – powtórzył lakonicznie, spoglądając w okno.
Nie zgadzał się z tym, co przed chwilą powiedział. Mógł mówić na ojca wiele, ale na pewno nie to, że był głupi. Intelektu mu nie brakowało.
Natomiast jeżeli zdołał on poznać Łukasza lepiej w przeciągu tych kilku lat, wcale się nie dziwił jego decyzji. Nakonieczny był odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu i o dziwo, takie miejsce znalazł również jemu…

Jurek poniedziałek przywitał z wdzięcznością. Jakoś tak nie mógł się doczekać spotkania z szefem. Był ciekawy, jak to będzie wyglądać po tym ich całym wspólnym wypadzie, który dla nich obu był dość osobliwym wydarzeniem. Gos by się nie spodziewał, że kiedykolwiek przyjdzie mu oglądać Łukasza w takich warunkach. Właściwie, nigdy by się też nie spodziewał, że wejdzie w posiadanie bardzo niefortunnych informacji na jego temat, a jednak. Wszystko to składało się na całościowy obraz Nakoniecznego w jego głowie. Musiał za to przyznać, że był to obraz wyjątkowo ciekawy.
Łukasz Nakonieczny był ciekawym człowiekiem.
Ta myśl nawet go nie zaskoczyła, zawsze przecież tak uważał, nigdy jednak nie przyznał tego na głos.
Przekraczając próg biura, chciał go zobaczyć. Przy ekspresie, na portierni, na kanapie, gdziekolwiek niedaleko wejścia, ale oczywiście jego życzenie musiało okazać się płonne. Nie dziwiło go to.
Nie zdjął z siebie płaszcza. Postanowił rozebrać się we własnym gabinecie i tak też zrobił. Nie napotykając na swojej drodze zbyt wiele osób, poczuł się w miarę stabilnie. To będzie kolejny produktywny dzień! Będzie mógł skupić się na robocie, projektach, muzyce i kawie.
Kiedy o tym pomyślał, przeszła mu przez głowę pewna myśl. Spojrzał na drzwi obok, wytężył słuch. Niestety, niczego nie udało mu się wychwycić.
Wzruszył ramionami. Potem jednak znowu zerknął za siebie, bijąc się z myślami. Westchnął ciężko. Chyba właśnie postanowił.
Wyszedł ze swojego gabinetu, wciąż bacznie się rozglądając. Może tym razem zauważy Łukasza? A może trafi na kogoś innego? Bodaj Alka, tego patałacha, o którym miał zdanie tak negatywne, że trudno to było jakkolwiek przebić. Prawdopodobnie już nawet Słowiński stał wyżej w rankingu szanowanych osób… Chociaż wciąż plasował się raczej nisko.
Jurek podszedł do ekspresu. Było za pięć ósma, więc podejrzewał, że Nakonieczny już był w swoim gabinecie. Jeżeli nie – trudno, najwyżej wypije dwie kawy.
Trzy minuty później, było już po wszystkim. Gos chwycił w dłonie kubki – czarny i biały – po czym poszedł z tym wszystkim prosto do Łukasza. Z trudem zastukał czubkiem buta w drzwi, a chwilę później nieporadnie otworzył je łokciem. Niczego nie rozlał.
Łukasz, a i owszem, był w środku. Widok jego twarzy, kiedy zerknął na Jurka był bezcenny; najpierw uśmiechnął się, potem rozszerzył powieki, a na końcu wyglądał jakby był w głębokim szoku.
– Dzień dobry? – rzucił Jurek, a kąciki jego ust zadrżały.
Łukasz mrugnął.
– Dzień dobry…? – odpowiedział z wolna, odsuwając laptopa na bok, by mężczyzna bez przeszkód mógł przed nim postawić parujący kubek kawy. Poza tym wbił w Gosa tak przeszywające spojrzenie, że gdyby mężczyzna nie był bardziej odporny, najpewniej by się speszył. – Wiesz, jak bardzo podejrzanie to wygląda? – zapytał, przysuwając do siebie czarny kubek.
– Wyobrażam sobie. Przeżyłem już raz coś takiego – mruknął, siadając naprzeciwko Łukasza. Ten wyglądał jakby nie wiedział, jak ma się zachować, ale po chwili uśmiechnął się całkiem sympatycznie.
– Wziąłeś sobie do serca moje rady o byciu dobrym asystentem?
– Tylko nie przyzwyczajaj się za bardzo.
– To w podziękowaniu za bycie dobrym szefem? – zapytał, uśmiechając się wrednie, w ten swój… miły sposób.
– Dobrym szefem? – powtórzył wyniośle, patrząc na mężczyznę odrobinę z góry. Ten jedynie uniósł na to brew, po czym napił się kawy. – Dobry szef, który zmusza swoich pracowników do zostawania z nim na noc?
– To akurat zabrzmiało perwersyjnie.
– Zabrzmiało. Lepiej się pilnuj, by nie usłyszało o tym więcej osób.
– Z twoich ust? – Uśmiechnął się uroczo. – Wiesz, że najpewniej i tak by się to obróciło przeciwko tobie? Już i tak mnie prześladujesz…
– Nakonieczny – upomniał go.
– Hm? – mruknął pytająco, wstając. Jurek wbił w niego przeszywający wzrok, on natomiast obszedł biurko i przystanął tuż przy nim. Ich spojrzenia się spotkały. – Ale spokojnie, zaraz wszystko naprostujemy.
– Przyniosłem ci kawę.
– I bardzo ci za to dziękuję. To miłe – odpowiedział, stojąc nad nim.
– Więc może usiądź i ją wypij? – poirytował się. Łukasz zbył to wzruszeniem ramion.
– Piłem już jedną. Ta zostanie na później, twoja zresztą też, bo wychodzimy.
– Wychodzimy? – powtórzył za nim kpiąco, nie mając zamiaru ruszać się z krzesła.
– Tak, wychodzimy – przytaknął. – No wstawaj – zachęcił, więc Jurek nie miał większego wyboru. Odłożył prawie nietkniętą kawę na blat i wstał, wbijając w Nakoniecznego najgorsze spojrzenie.
– Dokąd znowu chcesz iść? 
– Nie aż tak daleko – odpowiedział tajemniczo, czekając aż Jurek do niego podejdzie, a gdy już się tak stało, przeszli wspólnie przez drzwi. Gos miał złe przeczucia – nie daj Boże Łukasz znowu będzie chciał z nim wyjść na jakieś śniadanie, albo jeszcze coś gorszego…
Przez korytarz szli ramię w ramię, raczej blisko siebie. Jurka to trochę rozstrajało. Nie do końca odnajdował się w tej ich nowej relacji, ale do tej sprzed miesiąca chyba już nie dało się wrócić. Być może Jurek nawet by tego nie chciał.
To było przyjemne uczucie, iść z Nakoniecznym tak jakby byli sobie równi. W końcu nie czuł się gorszy… Ani lepszy. Może tak było najlepiej.
Zerkał kątem oka na wciąż uśmiechającego się mężczyznę. Łukasz był całkiem znośny, kiedy miało się w nim kompana, a nie wroga i kiedy miał taki humor, jak dzisiaj.
– Nie musiałeś tak rano uciekać – zagadnął, nawiązując do ich ostatniego spotkania
– Pewnie, że nie – zironizował. – Lepiej było czekać aż łaskawie zwleczesz się z łóżka. Nie wspominając już nic o tym, że jak najgorszy prostak ugościłeś mnie na kanapie – powiedział wyniośle, specjalnie wyolbrzymiając swoje odczucia.
  Mogłeś mnie obudzić.
– Ty za to mogłeś tego nie robić w środku nocy.
– Nie chciałem, żeby cię rano wszystko bolało.
– Od kiedy z ciebie taki dobry samarytanin? – zakpił, spoglądając na mężczyznę. Ten również na niego zerknął, a kiedy tak szli, nie zauważyli jak zza rogu wychyla się kobieca sylwetka, która po chwili wpadła z impetem prosto na Jurka.
Gos był zdezorientowany, zwłaszcza kiedy poczuł, jak siła uderzenia wytrąca go z równowagi. Już miał zrobić kilka kroków do tyłu, kiedy poczuł jak Nakonieczny przytrzymuje go w tej samej pozycji.
Po drugiej stronie zaś, zdezorientowanej Beacie wyleciały wszystkie papiery z rąk, a sama kobieta spojrzała na nich zdziwiona. Jurek z Łukaszem wlepili w nią zaszokowane spojrzenia zaledwie przez moment – potem Gos uświadomił sobie, że właśnie jest obejmowany i odskoczył czym szybciej. Przez jego ciało, wzdłuż kręgosłupa, przeszła kaskada dreszczy.
Wzdrygnął się.
W tym samym momencie Nakonieczny pochylił się, by pozbierać papiery. Beata zrobiła to samo, wyglądając na zdenerwowaną.
– Przepraszam – mruknęła, kiedy z podłogi zniknęły już wszystkie kartki. Łukasz podał jej resztę. – Zagapiłam się – dodała, spoglądając najpierw na swojego szefa, a potem na Jurka.
– Nic się nie stało – odpowiedział Gos, chociaż uczucia miał mieszane. Biorąc pod uwagę fakt, że wszystko ostatnio było przeciwko niemu w tej firmie, przeszło mu przez myśl, że kobieta być może zrobiła to z premedytacją. Szybko jednak odrzucił te opcję. Beata wydawała się równie zdezorientowana, co oni i widać było po niej, że jest jej głupio.
– Właśnie do ciebie szłam, żeby ci to wszystko przekazać – zwróciła się do Nakoniecznego, odgarniając czarne włosy za ucho. Jak zawsze była nienagannie ubrana.
– Mówiłem ci już, żebyś trochę zwolniła. – Łukasz uśmiechnął się do niej.
– To pilne – odpowiedziała, zerkając na Jurka.
– Zajmę się tym za moment. Zostaw mi to wszystko w gabinecie, okej?
– Pamiętasz, że jesteś umówiony na dwunastą? – zapytała jeszcze, unosząc jedną brew.
– Beatko, mam nienaganną pamięć.
– Dopóki o czymś nie zapomnisz. – Kobieta uśmiechnęła się, kręcąc głową. Nakonieczny westchnął cicho, po czym przyznał jej rację, a Beata, po krótkim pożegnaniu, wyminęła ich i poszła do gabinetu, zostawić dokumenty. Nikt chyba nie miał wątpliwości, kto tu tak naprawdę był asystentem szefa.
Jurek wbił spojrzenie w podłogę, idąc za Nakoniecznym. Czuł się dziwnie. Nie powinien się tak czuć, myślał, mając odwagę spojrzeć nie dalej niż na kostki mężczyzny.
Potrząsnął głową. To było głupie. Zresztą musiało mu się tylko wydawać. Nic poza tym.
Nie kontynuowali wcześniejszej rozmowy i dobrze. Jurek za to zorientował się, dokąd był prowadzony i poczuł się jeszcze mniej stabilnie.
Prosto do Alka, tak przynajmniej założył i miał rację.
– Musimy? – mruknął przed drzwiami.
– Nie pozwolę, żeby w mojej firmie działy się takie rzeczy, więc tak. Musimy – odpowiedział pewnie Nakonieczny, przechodząc przed drzwi. Jurek wszedł zaraz za nim, pamiętając, by mieć głowę wysoko uniesioną, a sylwetkę wyprostowaną.
Alek siedział przy biurku, przed sobą miał laptopa i wyraźnie coś na nim robił. Był pochłonięty, mimo że pracę zaczął zaledwie kilka minut temu. Dopiero kiedy do niego podeszli, uniósł wzrok. Do Łukasza uśmiechnął się anielsko, szczerząc białe zęby, a Jurka obciął urażonym spojrzeniem. Jakby to był taki poszkodowany.
Gos był ciekawy, jak Łukasz postanowi to rozwiązać.
– Dzień dobry. – Nakonieczny zaczął poważnie, bez uśmiechu. Alek zmarszczył brwi słysząc chłodny ton.
– Dzień dobry, panie Łukaszu – odpowiedział, przeskakując spojrzeniem od jednego do drugiego. Na szczęście w pomieszczeniu byli sami, więc nikt więcej im się nie przysłuchiwał. – Coś się stało? – zapytał z wolna, wyczuwając wiszące w powietrzu napięcie.
– Tak, właściwie to tak. – Nakonieczny wiedział, jak narobić pracownikowi stracha. Alek wyprostował się i odsunął komputer, dłonie splótł ze sobą. Odrobinę pobladł.
– O co więc chodzi? – zapytał, chociaż najpewniej musiał już to przeczuwać. Wstał, żeby wszyscy byli na równym poziomie. Wbił w Gosa nienawistne spojrzenie, a ten tylko uniósł brew.
– Chodzi o to, że nie do końca powiedziałeś mi prawdę – odpowiedział, opierając się biodrem o blat biurka. Alek pobladł jeszcze bardziej. Jurek natomiast czuł się głupio. Wcale nie chciał takiego rozwiązywania sytuacji. Stawiała go ona w gorszej pozycji, tak jakby nie umiał obronić się sam, co nie było prawdą. W końcu dał Alkowi w pysk i powinni być kwita.
Nie mniej, obserwowanie jak ten się miota przed szefem było całkiem zabawne.
– Ponoć przyczyną waszego… konfliktu, była twoja orientacja, zgadza się? – zapytał, a Alek zmieszał się jeszcze bardziej.
– Jedną z przyczyn – odparł. Jurek pokręcił z niedowierzaniem głową. Miał ochotę przywalić mu jeszcze raz, ot tak, by może coś mu się poprzestawiało w głowie.
– Ach, jedną z przyczyn. – Łukasz powtórzył za nim z namysłem. – Jakie były więc inne przyczyny? – drążył, chcąc żeby Alek sam się przyznał. Ten westchnął jakby zrezygnowany, pomyślał przez moment, po czym ulokował spojrzenie w Nakoniecznym.
– Podejrzewam, że… Mogło mieć to coś wspólnego z plotkami.
– Z jakimi plotkami? – podchwycił Nakonieczny. Jurek za to uśmiechnął się w duchu. Jeżeli Alek chciał się wkopać jeszcze bardziej, to przyznawanie się do wszystkiego na pewno mu to ułatwi.
– Prawdopodobnie… Mogłem być ich przyczyną. Ale nie zrobiłem tego świadomie! Rozmawiałem z dziewczynami, niekoniecznie mówiłem prawdę, bo byłem wkurzony, a potem… Potem wystarczył dzień, a wszyscy już to powtarzali – sapnął, uciskając czoło. Jurek parsknął.
– Nie musisz udawać takiego przejętego – mruknął kpiąco, nie mogąc patrząc na tę marną próbę grania niewinnego. Zrobił to nieświadomie? Akurat – tylko debil nie wie, jak takie rzeczy się rozprzestrzeniają w tak hermetycznym środowisku.
– Nie rozmawiam z tobą – warknął bardziej agresywnie, mrużąc oczy.
Łukasz uniósł brwi.
– To dopiero dojrzałe – skomentował. Policzki Alka nabrały odrobinę koloru. – Tak samo jak niszczenie cudzej własności – dodał poważnie.
– Słucham? – Alek wyglądał na szczerze zdezorientowanego. 
Łukasz z Jurkiem spojrzeli na siebie znacząco.
– Ale o co chodzi? – dodał, niczego nie rozumiejąc. – Ja niczego nie zniszczyłem.
Jurek zaczął mieć złe przeczucia.
– Chodzi o… – zaczął Łukasz.
– O nic – skończył za niego Jurek, zaciskając dłoń na łokciu szefa, jakby chciał go powstrzymać. Alek wyraźnie nie odnajdował się w sytuacji. Łukasz zresztą też spojrzał na niego karcąco.
– Ja naprawdę nie wiem, o czym mowa. Jeżeli chodzi o te plotki, to przepraszam. Tak, to moja wina, chociaż naprawdę nie zrobiłem tego z premedytacją. Dowiedziałeś się, wkurwiłeś, nie lubimy się i dałeś mi po mordzie, niech ci będzie, ale nie będziesz mnie wkręcał w jakieś chore akcje – naskoczył na niego i teraz Jurek już mu uwierzył.
Skinął z wolna głową. Dopadło go okropne uczucie.
– Panie Łukaszu, mam nadzieję, że… Ta cała sytuacja nie wpłynie na… – Facet wyraźnie nie wiedział, jak się wysłowić.
– Oczywiście, że nie. Ale na przyszłość proszę bardziej się hamować. Wszyscy cenimy przyjazną atmosferę w naszej firmie, szkoda byłoby ją psuć – odpowiedział Łukasz, spoglądając na Alka. Ten potaknął i zerknął jeszcze na Jurka.
Gos poczuł się głupio. Nie dość, że facet nie zrobił tego, o co go posądził, to jeszcze dostał niesłusznie w mordę, a na sam koniec go przeprosił. Najpewniej ze względu na Łukasza, ale i tak...
Jurek cofnął się o krok, chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
– Wiem. Wiem też jak to wygląda, ale naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie – mruknął. Ciężko było stwierdzić, czy faktycznie mówił prawdę – Jurek w to wątpił, w końcu pamiętał jego zachowanie tamtego dnia, gdy niefortunnie stracił nad sobą panowanie. Alek nie był taki milutki i bez winy, ale wciąż… Plotkowanie to jeszcze nie zbrodnia, chociaż niewątpliwie uprzykrzało egzystencje Jurka. Teraz natomiast, kiedy machina już ruszyła, bardzo trudno będzie ją powstrzymać. Nie mówiąc już nic o tym, że on sam dał ludziom świetny powód do plotkowania.
– Rozumiem. W takim razie pójdziemy już. – Nawet Łukasz wydawał się nieswój w tej sytuacji.  – I przepraszam za najście – dodał na odchodne. Alek skinął głową i odetchnął z ulgą. Najwyraźniej bardzo nie chciał wchodzić w żadne konflikty ze swoim ukochanym szefem.
Jurek też nie chciał, ale obawiał się, że Łukasz może teraz przelać zdenerwowanie na niego. Może nawet pomyśli, że go okłamał…? W końcu okłamał go, ale kompletnie nieświadomie. 
Wyszli z gabinetu. Jurek był milczący i zamyślony. Czekał. Był niemal pewien, że Łukasz zaraz na niego naskoczy, ale nie. Sekundy mijały, oni szli w stronę swoich gabinetów, a Nakonieczny był cichy jak myszka.
Odeszli spory kawałek. Korytarz był opustoszały, jak to najczęściej bywało o tej godzinie. Wszyscy pochowali się we własnych pokojach. Ich kroki odbijały się echem po ścianach. Po chwili doszli już pod drzwi Jurka. Gos przystanął, nie wiedząc, czy ma iść do siebie.
– Chodź. – Łukasz szybko rozwiał jego wątpliwości, zapraszając go do swojego  gabinetu.
Jurek ruszył. Po chwili oboje już siedzieli naprzeciwko siebie. Gos chwycił w dłonie jeszcze ciepłą kawę, by zrobić coś z rękami. Był rozstrojony. Łukasz natomiast w końcu na niego spojrzał. Jego ciepłe, brązowe oczy prześledziły dokładnie napiętą sylwetkę i zamyśloną twarz, nie uchwyciły jednak jego spojrzenia, które było wbite w blat biurka.
– Wszystko w porządku? – Nie było to pytanie, którego Gos się spodziewał. Uniósł głowę, by napotkać wbity w niego wzrok.
– Nie – mruknął. – Pomyliłem się.
– Czasami się zdarza – odparł ze spokojem. Wbrew początkowym założeniom Jurka, nie był zły. Co więcej, wydawał się myśleć o tym samym, a nawet był zaniepokojony, bo w końcu…
…Skoro nie Alek, to kto?


Myśl ta nie opuszczała go przez cały dzień. Nawet kiedy starał się skupić na wykonywanym zadaniu, nie do końca potrafił. Gdyby to był Alek, wszystko byłoby łatwiejsze. Znałby winowajcę, wiedziałby na kogo uważać i w kim ulokować gniew, a tak? Sprawca był nieznany i bezkarny – cały czas był tutaj między nimi. Na dodatek nie był głupi, niczym się nie zdradzał. Kim więc był? Kimś, kogo Jurek znał lepiej, czy może kimś, z kim nie miał nawet kontaktu?
Przez cały ten czas, nie opuszczało go poczucie zagrożenia. Skoro nie znał winowajcy, nie wiedział na kogo uważać. Nie miał pojęcia przy kim czuć się w miarę swobodnie – chociaż o swobodzie mógł zapomnieć.
Dochodził też jeszcze problem w postaci Alka – Jurek miał tylko nadzieje, że pohamuje swój plotkarki język i zachowa dla siebie informację, którą dzisiaj z rana mu sprzedali. Tylko tego mu było trzeba, żeby całe biuro wiedziało.
Łukasz odwiedził go dzisiaj jeszcze raz, po tym całym spotkaniu, na które był umówiony i dał mu do zrozumienia, że Jurka problem, to jego problem. Gos nawet mu się nie dziwił. To był ciężki czas dla jego firmy. Miał wielu nowych pracowników, których nie znał i których musiał jakoś ogarniać. Na dodatek starych też nie mógł zupełnie zignorować. Nie miał przy sobie wsparcia. Jurek co prawda nie wiedział, na ile Słowiński mu pomagał, a na ile był szefem tylko z nazwy, ale miał przeczucie, że teraz Łukasz ma na głowie znacznie więcej.
Nie mówiąc już nic o tym, że przez samego Gosa miał mnóstwo problemów. Nie wydawał się tym przejmować… A może inaczej. Starał się nie okazywać, że się przejmuje, chociaż zdenerwowanie było dzisiaj po nim widać.
Męczyło go to aż do tego stopnia, że przyszedł do niego na chwilę przed szesnastą.
– Nakonieczny, widzimy się już dzisiaj trzeci raz – przypomniał mu Jurek, gdy tylko zauważył mężczyznę w progu. Szczerze nie spodziewał się nikogo innego, jedynie on go odwiedzał, ale nawet jak na niego była to przesada.
– Nie daje mi to spokoju – wytłumaczył się. Jak zwykle miał zamiar się panoszyć – zamiast usiąść od razu na krześle, chodził w tę i z powrotem przeglądając rzeczy na półkach. W pewnym momencie wziął nawet do rąk Jurka perfumy i utkwił w nich spojrzenie na ładnych kilka sekund nim odstawił je na miejsce.
– Co ty nie powiesz. – Jurek chciał to zbyć kpiną, ale nie bardzo mu wyszło. Łukasz zmarszczył brwi i ogólnie był jakiś taki… Blady. Bardziej niż zwykle.
– Wiem, że tobie też nie, więc zachowaj sarkazm na kiedy indziej – westchnął, w końcu podchodząc do Jurka. Nie byłby jednak sobą, gdyby normalnie jak człowiek usiadł na krześle, nie. Oczywiście musiał się usadzić na skraju biurka, przodem do Gosa.
– Nakonieczny… Panoszysz się – upomniał go, spoglądając na sylwetkę mężczyzny. Ten w końcu się uśmiechnął.
– Tak już mam.
– Tak? A mi się wydaję, że nie ze wszystkimi pozwalasz sobie na taką swobodę, panie Łukaszu – zironizował, mówiąc dokładnie jak Alek.
– Bo nie mogę sobie na taką pozwalać, panie Jerzy – odwdzięczył mu się tym samym, po czym obaj zjechali się wzrokiem i obaj unieśli ironicznie brew.
– Ta sztuczna grzeczność wcale do ciebie nie pasuje – oznajmił wyniośle Jurek.
– Przygarnął kocioł garnkowi – odpowiedział, w końcu uśmiechając się szerzej. Jurek zagapił się na chwilę, dostrzegając w oczach Nakoniecznego psotne iskierki, które sprawiały, że jego tęczówki były jedyne w swoim rodzaju.
– Wypraszam sobie – mruknął, odwracając wzrok. Teraz na powrót utkwił go w monitorze.
– Nie wychodzisz jeszcze? – Łukasz wyglądał na zdziwionego.
– Nie. Jeszcze chce to skończyć – mruknął, wskazując brodą na komputer. Łukasz podążył za nim wzrokiem i pokręcił głową.
– Myślałem, że po dzisiejszym nie będziesz chciał tutaj siedzieć…
– Daj sobie spokój, Nakonieczny. Nie obchodzi mnie to. – Tak naprawdę obchodziło. – Nie musisz się martwić.
– A jednak… – mruknął, po czym pochylił się bliżej Jurka, kładąc dłonie na kolanach. – To moja wina. – Gos uniósł wysoko brwi.
– Jeżeli to nie ty zalałeś farbą mój płaszcz… – zaczął, a potem przypomniał coś sobie. – Chociaż… jak tak teraz o tym myślę masz tendencje do zalewania rzeczy różnego typu cieczami, więc kto wie…?  – zakpił, odchylając się na krześle.
Łukasz parsknął.
Nie miałem farby pod ręką, wybacz.
– A kto mógł mieć…? – zapytał z wolna, wbijając w Łukasza pytające spojrzenie.
Przez chwilę pogrążyli się w myślach.
– Dojdziemy do tego.
– Jasne. Detektyw Nakonieczny w akcji – zakpił, kręcąc głową. Łukasz natomiast wyprostował się i spojrzał pewnie w oczy starszego mężczyzny.
– Kpij sobie, kpij. Ale nie bądź zdziwiony, jak przyjdę do ciebie z winowajcą – powiedział. Jurek przyglądał mu się przez chwilę w zastanowieniu, a potem doszedł do wniosku, że owszem, nie będzie zdziwiony. – Cholera, a miałem już wcześniej zamontować kamery – westchnął, chwytając się za skronie.
– Masz nauczkę na przyszłość. Chociaż dziwi mnie to, że do tej pory ich nie mieliście. U nas były – dodał mściwie.
– W takim razie szkoda, że już wam się nie przydadzą – odgryzł mu się.
Uderzył przy tym w czuły punkt, ale Gos zagryzł na to wargi i postanowił nie kontynuować sporu.
Wybiła szesnasta. Obaj wciąż siedzieli w tych samych pozycjach. Jurek zastanawiał się, czy Łukasz był świadomy, że zwyczajnie mu przeszkadzał i wpływał na brak jego efektywności. Nakonieczny bowiem nie wydawał się tym wcale przejmować.
– Właściwie to przyszedłem jeszcze w jednej sprawie – kontynuował, zamiast wyjść. Jurek uniósł brew.
– Jakoś mnie to nie dziwi.
– Jakiś czas temu zaplanowaliśmy z Marcinem, że będzie impreza… Taka trochę poznawcza, a trochę już świąteczna…
– Wiem.
– Wiesz?
– Marcin mnie zaprosił – mruknął, wracając pamięcią do tamtego wydarzenia. – Nie było cię wtedy. – Łukasz skinął wolno głową.
– W takim razie w porządku.
– Nie przyjdę na nią – oznajmił grobowo.
– Słucham?
– Jak to sobie wyobrażasz, co? Zdajesz sobie sprawę, że nie należę do najbardziej lubianych pracowników. Impreza „zapoznawcza” nie może się ze mną udać, więc nie. Nie przyjdę. – Łukasz zamyślił się.
– Nie zmuszę cię. Pewnie nie czułbyś się najlepiej wśród nas wszystkich, szczególnie ze względu na całą tę chorą sytuację, ale…
– Nie ma żadnych ale – uciął stanowczo Gos.
– Ale na drugi dzień u Marcina będą poprawiny. Będzie tylko kilka osób, więc skoro nie chcesz przyjść na oficjalne zapoznanie, przyjdź chociaż na nieoficjalne – zaprosił, zsuwając się z biurka. Był to wyraźny znak, że zaraz stąd pójdzie.
Gos natomiast zamyślił się, wbijając pusty wzrok w okolice oczu Łukasza. Miałby przyjechać do Marcina? Czy Nakonieczny w ogóle siebie słyszał? Jak to niby miałoby wyglądać? Nie mówiąc już nic o tym, że Słowiński doprowadzał go do szewskiej pasji i najzwyczajniej w świecie typa nie znosił, to jeszcze miałby jechać na jego teren?
  Zastanów się i daj mi znać, jaka będzie twoja odpowiedź – rzucił na odchodnym, kierując się do wyjścia. Po chwili drzwi się za nim zamknęły, a Gos po raz kolejny został sam z własnymi rozterkami.
Pojechać do Marcina, powtórzył w myślach z niedowierzaniem. Też coś…
Nie było nawet mowy, żeby tam pojechał.
Nie było! 
…Prawda?


*** 
Hej, Wam! Ja to nigdy się nie mogę wyrobić wcześniej, ale mimo że już dość późna godzina, to przychodzę do Was z nowym rozdziałem, więc może komuś jeszcze uda się go przeczytać przed snem ;) 
Jak nie, to może to i lepiej, bo jeszcze chyba będę go poprawiać. Przyznam Wam szczerze, że powstawał on w dość nieciekawych warunkach... Wyobrażacie sobie, że kilka dni temu znalazłam moje własne, stare opowiadanie publikowane na Wattpadzie? Mój szok, kiedy to odkryłam był bezcenny. Późniejsza złość też nie należała do najprzyjemniejszych. Ale tak. Doświadczyłam plagiatu na własnej skórze. Nic fajnego. Zwłaszcza, kiedy nie masz żadnej kontroli nad własnym tekstem i widzisz, jak jest publikowany z innego konta i jak ludzie to czytają i... 
Masakra. Mówię Wam. Trochę może narzekam nad wyrost, ale właściwie nie wiem, gdzie bym mogła o tym powiedzieć, jak nie na własnym blogu. Na szczęście dziewczyna, która wstawiała moje opowiadanie ze starego bloga je usunęła i nie musiałam za bardzo tracić na tym nerwów. Chce przez to powiedzieć, że byłam trochę sfrustrowana. Sfrustrowana ale przy okazji również zmotywowana, żeby pisać, więc... ten rozdział powstawał właśnie w takich warunkach. 
Tak jak teraz o tym piszę, to jednak dalej jestem trochę zła. Nie wiem, skąd ludziom przyszło do głowy robić coś takiego - udostępniać nieswoje opowiadania bez zgody autora. A jak zaczęłam przeglądać Wattpada to niestety jest tego mnóstwo. Niektórzy przynajmniej zamieszczają link do źródła, a niektórzy totalnie po chamsku nawet nie dadzą linka do bloga, tylko rzucą gdzieś przelotem, że to nie ich, oni to tylko udostępniają i jeszcze przy okazji może dadzą nick autora. 
Z mojej perspektywy to totalnie beznadziejne. Zwłaszcza jak opowiadania są już skończone i wiszą w Internetach, każdy ma do nich dostęp...  Co gorsza nawet nie wrzucą tego od razu, na raz. Tak jak w moim przypadku, dziewczyna od kilku miesięcy dodawała sobie te moje stare posty co dwa tygodnie, jakby sama je pisała :) 
Nie powiem, podniosło mi to ciśnienie. Serio.
Ale! Kończę już o tym, w końcu niewiele z Was przyszło tu z mojego starego bloga (dla tych ciekawych daje link: klik), więc nie ma sensu się nad tym rozpisywać. Nie mniej, potępiam takie zachowanie, no i ten... Bądźcie czujni, bo właściwie nigdy nic nie wiadomo w tych Internetach.
A jeszcze tak na koniec, już nie tak pesymistycznie...
To kto by chciał, żeby Jurek pojechał do Marcina?
Kto wie, kogo mógłby tam spotkać ;> 
Do następnego, kochani, jak zawsze dziękuję Wam z całego serduszka za komentarze i zaangażowanie, jesteście cudowni! Trzymajcie się!