Rozdział 21: Na terenie wroga
Kolejne dni były niczym
sinusoida. Raz było dobrze, wyśmienicie wręcz, jak wtedy w mikołajki, by zaraz
kompletnie się odmienić. Dlatego kiedy Jurek wstawał, nie nastawiał się
szczególnie dobrze, ani źle. Zastanawiał się tylko, czy będzie to kolejny
przyjemny dzień, czy może ten drugi – pełen napięcia, nerwów, kąśliwych słów
czy chłodnych spojrzeń… Myślał też o ostatnich wydarzeniach, o tym jak niby ma
rozwiązać się sytuacja z Dębą i kiedy przyjdzie im się spotkać ponownie; w końcu
zima przyszła do nich niespodziewanie.
W nadziei oglądał prognozy
pogody, które zapowiadały, że niedługo miało zrobić się cieplej, a śnieg miał
się roztopić, ale obawy nie mijały, zwłaszcza kiedy patrzył za okno na grubą
warstwę białego puchu.
Z jednej strony martwił się, że
do wyścigów już nie dojdzie, z drugiej obawiał się samego spotkania z Dębskim,
a także jego siostrą.
Najgorsze jednak było to, że nie
miał żadnych informacji.
Oczywiście Jurek nie stresował
się tylko tym. Aktualnie stresował się całkiem
czymś innym. Stał właśnie przed lustrem, przyglądając się odbiciu i zastanawiał
się, w co on się, do cholery, wpakował. Za kilka minut bowiem miał wychodzić, a
właściwie wyjeżdżać i to do tego w nieznane.
Nie miał najlepszego wyobrażenia
o tym obcym miasteczku, odległym o ponad sto kilometrów, z którego pochodził
Słowiński. Oczami wyobraźni już widział pola i miedze, krzywe chodniki, małe,
stare chatki, stodoły…
Westchnął ciężko. Chyba po
prostu szukał dziury w całym i nastawił się – wbrew swoim staraniom –
negatywnie. Wszystko było dzisiaj na nie, wszystko go drażniło, a to miasteczko
to już w ogóle, nie mówiąc już nic o Marcin, którego miał spotkać i Łukaszu,
który mu to zgotował.
Przygładził ręką zmierzwione włosy,
po czym spojrzał na swoją torbę. Spakował tylko najpotrzebniejsze rzeczy: coś
do spania, szczoteczkę, maszynkę do golenia, swój krem, perfumy, dwa zegarki –
jeszcze nie mógł się zdecydować, który założy – ładowarki, szkicownik z
ołówkami, dwie marynarki, sweter, spodnie w kant i dżinsowe – w zależności,
którą marynarkę wybierze…
Chwycił za torbę z cichym
westchnięciem. Ta okazała się cięższa niż zakładał, ale przecież i tak miał ją
tylko wrzucić do samochodu. Po kilku minutach już był w bentleyu. Włączył GPS-a
i odpalił samochód, gotowy do drogi. Za oknem prószył biały puch, a niektóre
drzewka już były ustrojone światełkami.
Sceneria za oknami była piękna,
ale nie zdołała zmienić złego samopoczucia Jerzego, który był już zły nawet na
samego siebie. Po co były mu te nerwy? Dlaczego nie mógł się wyluzować? Do
wieczora jeszcze mnóstwo godzin, a on miał chodzić cały dzień zestresowany? To
było głupie. Przecież to tylko zwykłe spotkanie!
Może nie takie zwykłe, ale i
tak…
Powinien się wyluzować. Na
szczęście im dłużej jechał tym bardziej się relaksował – prowadzenie jak nic
innego poprawiało mu nastrój, a że nie jechał szybko, to mógł się nacieszyć tym
uczuciem odrobinę dłużej.
W końcu nadszedł czas, kiedy
dojechał pod swój hotel. Serce zabiło mu odrobinę szybciej, gdy wysiadał, a
brzuch ścisnął się jeszcze bardziej, ale mimo tego szybko pokonał dzielący go
od parkingu do recepcji dystans. Tam przywitała go młoda kobieta, z którą
porozmawiał przez chwilę, po czym poszedł do swojego pokoju.
Ten okazał się schludny i
elegancko urządzony. Na środku stało duże, dwuosobowe łóżko, naprzeciwko
kominek elektryczny, pod jedną ze ścian płaski telewizor i dwa fotele, a po
drugiej stronie ściana była przeszklona. Dzięki temu Jurek miał świetny widok
na otoczenie – na bulwar pokryty warstwą śniegu i na Wisłę, po której
przepływały dość grube warstwy lodu.
Jurek zapatrzył się przez
chwilę. Wszechobecna biel i spokój ukoiły odrobinę jego nerwy, a gorąca kawa,
którą mu podano, pasowała jak ulał do mrozu panującego za oknem. Jurek wypił
już dwie, obejrzał wiadomości, zjadł lunch i uznał, że więcej nie wytrzyma. Nie
będzie przecież siedział tutaj w zamknięciu, zwłaszcza że bulwar za oknem tak
bardzo przyciągał jego wzrok…
Gdy tylko wyszedł, uderzył go
mróz. Śnieg pod jego stopami skrzypiał, a ten, który sypał z nieba osiadał na
jego czapce i szaliku. Jurek wyszedł za hotel, a tam od razu rzucił mu się w
oczy piękny deptak tuż nad brzegiem rzeki. Pod warstwą śniegu musiał znajdować
się chodnik, bowiem nigdzie nie było widać błota. Jurek podążył alejką,
przyglądając się otoczeniu i oddychał głęboko. Mimo że było lodowato nie było
wiatru, przez co szło mu się przyjemnie. Z każdym krokiem czuł się coraz
lepiej, spokojniej. Patrzył na drugą stronę rzeki, na drzewa oblepione białym
puchem, na murek tuż koło niego, aż w końcu na drewniane schodki, które
prowadziły w dół rzeki. Schodki te, wyjątkowo malownicze, powtarzały się co
kilkadziesiąt metrów, kusząc go, by zejść na dół tuż nad wodę.
Jurek zrobił to. Trzymając się
mocno barierki, schodził po stromych stopniach, niemalże się po nich ślizgając,
aż w końcu był na dole. Nie było tu wydeptanej ścieżki – brodził w śniegu po
kostki, ale podobał mu się ten teren. Szedł tak przez chwilę, aż w końcu
doszedł do płaskich kamieni i betonowych płyt, które prowadziły w głąb rzeki.
Skuszony, wszedł na pierwszy kamień i stał tak przez moment, patrząc się na
krajobraz.
Było tu malowniczo. Inspirująco.
Wisła natomiast wydawała się jakaś szersza niż w Warszawie. Przede wszystkim
było jednak spokojnie i osobliwie. Jurek widział tylko kilka osób przechadzających
się bulwarem i wszyscy oni wyglądali na szczęśliwych. Nikt się nie śpieszył.
On też się nie śpieszył. Wycofał
się wolno, wsłuchując się w skrzypiący pod butami śnieg i szum. Przez krótką
chwilę szedł wzdłuż samej rzeki aż w końcu napotkał kolejne schody, po których
wspiął się ostrożnie. Potem wędrował dalej przed siebie, zdając sobie sprawę,
że zostało mu jeszcze i tak sporo czasu, zanim będzie mógł wybrać się na
umówione spotkanie…
W pewnym momencie, kiedy tak
spacerował, na ławce zauważył chłopaka. Chłopak ten siedział skulony z kolanami
przyciągniętymi do piersi i wyglądał niczym siedem nieszczęść. Wyjątkowo nie
pasował do tego obrazka, który jawił się Jurkowi przed oczami. Zaledwie chwilę
temu minął uśmiechniętą, trzymają się za ręce parę, która nawet na chwilę nie
oderwała od siebie wzroku, a teraz to.
Jurek przyglądał się chłopakowi
chyba odrobinę za długo, bo został przyłapany. Od razu spuścił wzrok, uznając,
że mogło być to niegrzeczne, ale potem usłyszał pociągnięcie nosem i znowu uniósł
spojrzenie na chłopaka.
Dzieciak był z niego. Jurek
podejrzewał, że jeszcze nie skończył szkoły średniej, a mimo to wyglądał
poważnie jak na swój wiek. Poważnie i przygnębiająco, zwłaszcza że jego oczy
były szkliste i zmrużone.
– Długo tu już siedzisz? – Jurek
rzucił od niechcenia. Chłopak pociągnął nosem, po czym ulokował w nim
spojrzenie.
– Trochę – mruknął, pocierając
dłonią policzek. – Niewystarczająco długo – dodał cynicznie, wlepiając wzrok w
horyzont.
– Niewystarczająco długo, by
złapać zapalenie płuc? – pociągnął, podchodząc o krok bliżej.
Chłopak uśmiechnął się kącikami
ust.
– Myślałem o czymś innym –
mruknął niejasno.
– Idź do domu, dzieciaku.
– Pójdę, jak będę chciał –
powiedział oschlej. Jurek wzruszył ramionami i ruszył dalej. Nie zamierzał
przecież uszczęśliwiać tego człowieka na siłę. – Ale nie chcę, bo w domu nic
lepszego mnie nie czeka – dodał szybko, widząc, że Gos odchodzi. Wlepił w niego
brązowe oczy i gapił się tak jak ciele, a Jerzy westchnął i odwrócił się.
– Chyba na to nie mogę nic
poradzić.
– Nie, nie możesz – szepnął,
dalej nie odrywając spojrzenia od mężczyzny. Jurek zaczął czuć się nieswojo. Po
co w ogóle zaczynał tę rozmowę? – Nie jesteś stąd? – Chłopak rozgryzł go
niemalże od razu.
– Tak bardzo to widać? Nie mówię
gwarą?
– Nie mamy gwary. – Znowu
uśmiechnął się lekko.
– Nie? Ach, czyli to po prostu
twój płaczliwy bełkot.
– Może być – przytaknął. Nie był
zły za tą małą złośliwość. – Poznałem po tym, że chyba mnie nie kojarzysz.
– A co, jesteś jakimś tutejszym
celebrytą?
– Nie, ale ostatnio każdy mnie
kojarzy – mruknął posępnie. Jego spojrzenie zrobiło się puste.
– Siedzenie i płakanie w miejscu
publicznym pewnie nie poprawia sytuacji…
– Ludzi i tak to nie obchodzi.
Ja ich nie obchodzę. Lepiej jest im gadać za moimi plecami niż podejść i
zweryfikować jaki jestem naprawdę – powiedział gniewnie, a po plecach Jurka
przeszły nieprzyjemne dreszcze.
Coś o tym wiedział.
– Najważniejsze są sensacje i
plotki. Co tam, że to może sprawić komuś przykrość, ważne żeby tylko mu
dopierdolić – mówił dalej, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać, żeby się nie
wyżalić. Jurek spiął się. Miał wrażenie, że słowa chłopaka odnoszą się też do
niego.
– Jeżeli są nieprawdziwe…
Zignoruj – poradził, chociaż zdawał sobie sprawę, jak beznadziejna była to
porada. Wiedział przecież, że nie dało się tego po prostu zignorować.
– A jeżeli są prawdziwe? –
zapytał pusto, przenosząc wzrok na horyzont. Jurek przeniósł go za nim i
zamyślił się. Chwilę tak trwali, aż w końcu mężczyzna westchnął.
Nie miał całego dnia, nie mógł
tu tak stać w nieskończoność.
– Jak masz na imię? – zapytał w
końcu, zostawiając tamto pytanie bez odpowiedzi.
– Kuba.
– Posłuchaj, Kuba, wracaj do
domu. Cokolwiek ludzie o tobie mówią, prawdę czy nie, na pewno znajdzie się
ktoś, kto pomimo tego stanie po twojej stronie – mruknął, unosząc dłoń do
skroni. Cholera, kto by pomyślał, że ze wszystkich ludzi na świecie, to właśnie
on będzie pocieszał jakiegoś dzieciaka.
Dzieciaka, który uśmiechnął się
smutno, jakby kompletnie nie uwierzył w słowa Gosa, a jednak chwilę potem
potarł rękami uda, by się rozgrzać i wstał.
– Może – mruknął, podchodząc do
Jurka. – Chyba faktycznie już pójdę – powiedział cicho, wyciągając dłoń, a
kiedy mężczyzna ją uścisnął, uśmiechnął się szczerze. – Dzięki – dodał z
wdzięcznością, odsuwając się. Trząsł się lekko, a oczy dalej miał zaszklone,
ale wyglądał lepiej.
Jurek potaknął mu, jakby chciał
powiedzieć „nie ma za co” i każdy poszedł w swoją stronę.
Potem przez jakiś czas Gos wciąż
myślał o tym spotkaniu, mając w głowie myśl, że być może ta krótka rozmowa
wystarczyła, by jakoś pomóc Kubie.
Jemu również pomogła – sprawiła,
że zapomniał na chwilę o tym, co czekało go później. Niestety przypomniał sobie
o tym, kiedy na powrót znalazł się w hotelowym pokoju. Problem był jednak taki,
że nie wiedział, co miał ze sobą zrobić do tego czasu. Po co on w ogóle tu tak
wcześnie przyjechał?
…Oglądanie telewizji nie
wchodziło w grę, już wcześniej nie mógł się na niej skupić, patrzenie w kominek
również go nie pociągało, nie był też głodny, by zejść na obiad, a jego telefon
milczał. Z braku lepszych zajęć odczytał SMS-a z adresem domu, w którym miała
odbyć się dzisiejsza impreza, po czym wstukał go w Mapy. Wynikało z nich, że
dzieliło go od mieszkania Słowińskiego jakieś cztery kilometry. Godzina drogi.
Jurek postanowił przebyć ją pieszo.
Najpierw jednak sięgnął do
swojej torby, z której wyjął ubrania. Przez chwilę myślał nad tym co założyć –
chociaż cokolwiek by to nie było i tak nie mógłby się równać z tym pieprzonym
Słowińskim.
Parsknął pod nosem. Jak on go
nie trawił! Na samą myśl o nim robiło mu się niedobrze.
Przymierzył ciemną koszulę. Nie
wyglądał w niej źle, ale coś mu w niej nie pasowało. Miał wrażenie, że dodała
mu powagi i lat, a tego nie chciał sobie dodawać, więc przymierzył kremową – w
tej natomiast czuł się, jakby zaraz miał wychodzić do pracy.
Warknął pod nosem.
O co mu chodziło? Przecież
zarówno jedna, jak i druga świetnie na nim leżały i dobrze się w nich czuł,
czemu więc teraz nie mógł na siebie patrzeć? Czy to dlatego, że cokolwiek by
nie założył i tak nie będzie prezentował się lepiej niż ten przeklęty Marcin?
Jakkolwiek nie chciał tego
przyznawać, tak właśnie było i kiedy to sobie uświadomił, zrzucił z siebie
koszulę ze złością. Po co miał się stroić? Spojrzał gniewnie na ubrania, po
czym nałożył na siebie sweter. Co prawda miał mu on służyć na jutro, ale teraz
niewiele to Jurka obchodziło.
Faktycznie poczuł się lepiej z
myślą, że nie starał się dorównać Słowińskiemu.
Po dwudziestu minutach wyszedł.
Nie śpieszył się za bardzo, szedł miarowym krokiem, rozglądając się po okolicy.
Wbrew oczekiwaniom małe niemalże wiejskie miasteczko okazało się schludnym,
urokliwym miastem z dużą ilością drzew i wieżowców w centrum. Nie było pól, nie
było krów i nie było stodół. Było za to spokojnie, ładnie i cicho.
Ludzi na dworze nie kręciło się
zbyt wiele, a im dalej Jurek szedł, tym mniej ich spotykał. W końcu dotarł do
osiedla domków jednorodzinnych, chyba na obrzeżach, na którym to miał znajdować
się jego punkt docelowy.
W brzuchu czuł narastający ucisk.
Spoglądał co raz na osiedle i na
telefon, szukając odpowiedniego domu aż w końcu go wypatrzył. W oknach paliły
się światła, a na chodniku stało kilka samochodów.
Furtka była otwarta, więc Jurek
wszedł niepewnie na podwórko, prostując się. Koniec końców nie mógł dać po
sobie poznać, jak bardzo był zestresowany. Pewnym krokiem przebył całą drogę,
przeskoczył kilka stopni i już był pod drzwiami. Serce zabiło mu mocniej, kiedy
nacisnął dzwonek.
Czekając, zastanawiał się, co on
tu, do cholery, robił.
Drzwi otworzył mu Słowiński ze
swoim perfekcyjnym uśmiechem, na co mina Jurkowi zrzedła. Na szczęście tuż za
nim stał Łukasz, któremu Gos posłał wymowne spojrzenie, a mężczyzna uśmiechnął
się do niego kącikami ust.
– Jurek, wchodź – rzucił luźno,
jakby to, że tu był nie było niczym dziwnym.
Marcin odsunął się z drzwi,
chociaż jego mina była mniej pewna niż ta Nakoniecznego.
– Byłem przekonany, że nie
przyjdziesz – wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język.
Gos utkwił w nim przenikliwe
spojrzenie.
– Nie wypadało mi odmawiać
zaproszenia – odparł poważnym tonem, takim, którego najczęściej używał w
obecności Słowińskiego. Marcin zmarszczył brwi, ale skinął głową.
– Wybacz, nie chciałem zabrzmieć
niegrzecznie. Po prostu jestem zdziwiony. Oczywiście wchodź, wyglądasz na
zmarzniętego – powiedział, uśmiechając się niczym perfekcyjna pani domu, a
Jurek miał ochotę wywrócić na to oczami. Powstrzymał się jednak, rozwiązując z
szyi szalik i rozglądając się po przedpokoju. Już po nim było widać, że
mieszkanie robiło wrażenie.
Jurek rzucił przelotne
spojrzenie Łukaszowi, który uniósł na to wysoko brew.
– Impreza już trwa? – zapytał,
rozbierając się. Specjalnie nie założył płaszcza od Nakoniecznego. Jakoś tak
wydawało mu się to nie na miejscu i chyba byłoby mu głupio.
– Jest tylko mój brat z żoną,
ale za chwilę ma przyjechać reszta – odpowiedział mu Słowiński, ale nawet nie
musiał kończyć. W tym samym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Marcin
uśmiechnął się przepraszająco i poszedł otworzyć. Łukasz przystanął przy Jurku,
ale przodem do gości.
– Przypomnij mi, dlaczego mnie
zaprosiłeś? – sarknął do niego ironicznie, oglądając się na nowoprzybyłych.
– Bo to miłe? – odpowiedział mu
w podobnym tonie, odgarniając z twarzy jasne, falowane włosy. Jurek przyjrzał
mu się oceniająco, wykrzywiając wargi. Łukasz wyglądał na niewyspanego, co nie
było nowością i zmęczonego, ale Jurek nie miał pojęcia, czy faktycznie taki
był. Miał lekko podkrążone oczy, ale staranie ułożone włosy. Ubrany był w biały
T-shirt, dżinsową kurtkę i dopasowane spodnie. Jurek doszedł do wniosku, że
wygląda dobrze i pasują mu takie ubrania, ciesząc się, że samemu postawił na
bardziej swobodną wersję; w koszuli czułby się zbyt formalnie.
– Och, no tak. Najmilszy szef
świata – zironizował. Łukasz posłał mu karcące spojrzenie. Nie miał jednak
czasu odpowiedzieć, gdyż zaraz objęły go szczupłe ręce i został przyciągnięty
do uścisku.
Drobna kobieta – Dorota, która
pracowała w jednym pokoju z Małgosią – przywitała się z nim wylewnie. Jurek nie
miał pojęcia, że Nakonieczny miał z nią taki dobry kontakt, przez co zjechał ją
oceniającym spojrzeniem. Po niej spojrzał na pozostałą trójkę gości; dwie
kobiety, które jedynie kojarzył i Beatę. Ta tak samo najpierw przytuliła
Marcina, później Łukasza, a potem wszystkie cztery spojrzały na Jurka.
Atmosfera zgęstniała.
Na szczęście każda miała na tyle
taktu, by nie rzucić czegoś w stylu: przepraszam,
ale co on tu robi?
Jedynie popatrzyły się wymownie,
a Dorota rzuciła:
– Jurek, tak? Chyba nie mieliśmy
okazji wcześniej się poznać. – Podała mu rękę. Jurek potaknął, odwzajemniając
gest.
Tę dość krępującą chwilę
przerwał Marcin, który zaprosił wszystkich do salonu. Nie było w tym nic złego
ani dziwnego, tyle że Słowiński wyminął go i zrównał się krokiem z Łukaszem, by
objąć go w talii, a to już sprawiło, że Jurek cały się zjeżył. Wbił wzrok w ich
zetknięte ciała, mając wrażenie, że Słowiński robi mu tym na złość – żeby go
zdenerwować.
I zdenerwował, bo to było chore.
Boże, to było chore! W co on się wpakował?
Wszystkie emocje, które czuł do
Marcina i które zdążyły przygasnąć przez ostatni miesiąc, kiedy go nie było,
uderzyły go ze zdwojoną mocą. Wystarczyło pięć minut, by przypomniała mu się
cała niechęć, którą żywił do tej dwójki. Pieprzone pięć minut, a przed nim
rysował się przecież cały wieczór.
Zatrząsnął się.
Czuł jak jego ciało drętwieje,
myśli stają się gniewne, a wzrok świdruje idącą przed nim dwójkę.
Dlaczego się zgodził? Przecież
wiedział, co może go tu czekać. A jednak przyjechał tu zbyt ciekawy, żeby to
sobie odpuścić i żałował. Już żałował, a był to dopiero początek!
Do salonu dotarł jak na ścięcie.
Humor miał parszywy, chociaż udawał, że jest inaczej. Tam napotkał kolejną,
milutką niespodziankę – klona Marcina, jego brata. Tak samo perfekcyjnego
chociaż starszego, poważniejszego, ubranego w garnitur, ale z uśmiechem tak
samo nienagannym, chociaż mniej promienistym, z taką samą fryzurą, ale z innym
odcieniem włosów…
– To jest mój brat, Szymon, a to
jego świeżo upieczona żona, Ewelina! – Marcin przedstawił siedzącą na kanapie
dwójkę i zaczęły się kolejne powitania. Zanim jednak wszyscy zdążyli usiąść,
słychać już było kolejny dzwonek do drzwi.
Przez następne kilkanaście minut
panował typowy dla takich wydarzeń harmider. Zaczynały się pierwsze, jeszcze
dość niezręczne rozmowy i przymilne komplementy; och, jaka piękna fryzura, a jaka cudowna sukienka, do twarzy ci w tych
kolczykach…
Babski bełkot.
Jurek przez ten czas miał okazję
przyjrzeć się każdemu po trochu. Szymon zwracał jego uwagę – wydawał się jakiś
taki wyniosły i poważny, a uśmiechał się jakby kpiąco, chociaż im dłużej się na
niego patrzyło tym bardziej można było dojść do wniosku, że to jego naturalny
grymas. Tak samo było z jego żoną; ona nie prawiła komplementów innym, chociaż
sama dostawała ich mnóstwo.
Jurek gdyby chciał również
mógłby powiedzieć na jej temat kilka słów… Pierwsze, co rzucało mu się w oczy
to tatuaże. Mozaika wzorów i kolorów ozdabiająca ramiona kobiety wyglądała
imponująco i wyjątkowo jej pasowała.
Ewelina miała w sobie coś z
buntowniczki, tak przynajmniej skojarzyła się Jurkowi, zarówno ze względu na
tatuaże, jak i czerwoną, mocno wydekoltowaną sukienkę, która podkreślała
wystające obojczyki i małe piersi, a także krótkie, czarne włosy.
Pozostałe kobiety również
prezentowały się okazale, ale wzrok Jurka pomimo całej tej różnorodności chciał
w końcu odnaleźć Nakoniecznego. Jedyną osobę na jaką tutaj mógł liczyć i jaka
byłaby w stanie normalnie z nim porozmawiać, bo mimo że Gos odezwał się raz czy
dwa, żadna z współpracowniczek nie zaszczyciła go odpowiedzią.
To było niczym cios w twarz.
Zabawne jak szybko człowiek może
się zamknąć – poczuć się taki mały i samotny, mimo że otaczała go grupa ludzi;
taki niechciany, niepotrzebny, żałośnie słaby…
Ciało miał spięte, umysł
natomiast powoli zaczął poddawać się panice. Co on tu, do cholery, robił, powtarzał w myślach raz za razem.
Dziewczyny zaśmiały się. Jurek
jednak nie wychwycił żartu i spojrzał na nie ostro, tak jakby to on był powodem
śmiechu. Do tej pory udawał, że oglądał salon, ale chwila, w której miał usiąść
zbliżała się wielkimi krokami, a to stresowało go jeszcze bardziej.
Gdziekolwiek by nie usiadł, czułby się jak w pułapce.
Czemu Łukasza jeszcze nie było?!
Co on sobie wyobrażał? Że mógł sobie tak znikać już na samym początku, rzucając
Gosa na głęboką wodę w tym wielkim, obcym domu? Z nie mniej obcymi ludźmi?
Zabije go. Niech no tylko
znajdzie stosowną okazję…
– Cześć diamenciki wy moje! –
Usłyszał za sobą i skamieniał. Oddech uciekł mu z piersi, dłonie zadrżały, a
serce zabiło szybciej z protestu. Odwrócił się powoli, czując, że jest to jego
koniec. Bardzo bolesny i żałosny koniec.
W progu bowiem stał nikt inny
jak Adam. I Elliot, ale ten akurat nie był aż takim problemem.
Adam, który zauważył go i
zmrużył oczy, po czym uśmiechnął się diabelsko.
– Proszę, jest i nasz ulubiony
ho… – zaczął, lecz urwał gdy Elliot położył mu rękę na ramieniu. – Cholernie
przystojny Jerzy – skończył z głupią miną, wyrzucając z siebie pierwsze lepsze
słowa, które zamaskowałyby tego „homofoba”, którego wcześniej miał na ustach.
Gos spąsowiał.
– Wy się znacie? – Beata
brzmiała na zdziwioną.
– Och, kochana, jeszcze pytasz?
– Adam uśmiechnął się pokazując wszystkie swoje zęby. – To już będzie z kilka
lat, nie? – rzucił bezpośrednio do Jurka, na co ten zacisnął dłonie wewnątrz
kieszeni.
– Tak, jakoś tak – wyrzucił z
siebie mrożąc blondyna lodowatym spojrzeniem. W innych warunkach
odpowiedziałby, że się nie znali i nie chciałby, żeby się to zmieniało, ale
tutaj… tutaj nie mógł sobie na to pozwolić. Nie, jeżeli chciał przeżyć to
spotkanie w pokojowych warunkach. Dlatego zmusił się do tej pobieżnej
uprzejmości, obserwując jak Adam uśmiecha się promieniście, a w kącikach
zmalowanych oczu robią mu się zmarszczki.
Ten wieczór już chyba nie mógł
być gorszy.
Łukasz chyba wyczuł myśli Jurka,
bo podszedł do niego i posłał mu lekki, przepraszający uśmiech. Jurek zgromił
go srogim spojrzeniem. Niech Nakonieczny sobie nie myśli, że ta przepraszająca
mina jakkolwiek mu pomoże! O nie, Jurek nie zostawi na nim suchej nitki, niech
tylko wrócą do biura, a pokaże mu… Pokaże mu jak kończy się pogrywanie z nim w
ten sposób!
– Zabiję cię – szepnął na tyle
cicho, by jedynie on go usłyszał.
A Nakonieczny? Uśmiechnął się
szerzej, odgarniając włosy z czoła i wbił w niego oceniający wzrok.
– Wiem. Ale zanim to, to może chociaż
się czegoś napijesz?
– Żebyś wiedział, że się napiję.
Nie zniosę tego na trzeźwo – warknął, wbijając wzrok na powrót w Adama.
Co on w ogóle miał na sobie i
dlaczego było tego tak mało?
Jurek wykrzywił usta
zdegustowany.
– To da się załatwić – powiedział,
podążając spojrzeniem za Jurkiem, by zobaczyć, jak nowoprzybyła dwójka zbliża
się do nich. – Wnioskuję, że przyda się coś wysokoprocentowego – szepnął na
tyle cicho, by ani Elliot ani jego partner tego nie dosłyszeli.
Jurek sapnął, ale nie
zaprzeczył. Zdecydowanie przyda mu się coś wysokoprocentowego. I jak się okazało, Marcin się już tym zajął,
bo w chwili, kiedy Jurek z Łukaszem odbywali tę miłą pogawędkę, Słowiński
zdążył przynieść z lodówki alkohole i rozłożyć je na stołach.
Perfekcyjna pani domu właśnie
rozlewała wino paniom i lała wódkę do kieliszków, rozmawiając z Beatą.
I niech zostanie gdzie jest,
pomyślał Jurek, świdrując Marcina wzrokiem. Szybko jednak musiał go przenieść
na Adama i Elliota, którzy przystanęli przed nimi. Ich miny różniły się.
Elliot, ubrany stosownie do okazji, posłał mu lekki uśmiech i od razu podał mu
dłoń, natomiast Adam wyglądał na lekko zmieszanego.
– Hej. – Dłoń Elliota była silna
i ciepła, nie zamierzała jednak walczyć z tą Jurka, by udowodnić, kto tu jest silniejszy.
– Bardzo się cieszę, że przed wyjazdem jeszcze się złapaliśmy – kontynuował
szczerym tonem. Było coś w tym człowieku, że od razu wierzyło mu się w jego
słowa i intencje.
Niestety nie można było
powiedzieć tego samego o Adamie, który bezczelnie wywrócił oczami.
– Tak, bardzo się cieszymy –
dorzucił, samemu na szczęście nie wyciągając ręki do Gosa. – Kto by nie chciał
zobaczyć pana nienawidzę wszystkich wokół.
– A to już nie cholernie
przystojnego pana? – wtrącił Łukasz, uśmiechając się złośliwie.
Adam zmieszał się jeszcze
bardziej. Tak samo Jurek.
– W każdym razie, nie wiem jak
mój partner, ale ja naprawdę się cieszę. Dzięki twojemu ojcu wszystko się
ułożyło. Podpięliśmy się pod grupę z Czech i koszty automatycznie się
zmniejszyły, a i sponsorzy się znaleźli…
– Dobrze to słyszeć. – Jurek w
końcu zdobył się na odpowiedź, posyłając mężczyźnie niemrawy uśmiech. Jego nie
było stać na taki optymizm i szczerość, chociaż zawiści również nie czuł. Może
potrzebował chwili, by się wyluzować, a może w ogóle nie będzie w stanie poczuć
się swobodniej w tym towarzystwie.
– Tak, jest świetnie –
odpowiedział, uśmiechając się promieniście. Adam zapatrzył się na niego,
szczęśliwy, że widzi go w takim dobrym humorze.
Jurek miał ochotę trzasnąć ich
obu za te rozmarzone spojrzenia.
– Tak, jest świetnie. – Adam
ocknął się na powrót skupiając wzrok na Jerzym. – I pomimo tego, że mam ochotę
przemodelować ci pięścią twarz, to… – zaciął się, kiedy spojrzenia całej trójki
spoczęły na nim – to należą ci się podziękowania – zakończył płasko.
Brew Łukasza uniosła się. Jurek
za to postarał się o pokerową minę i jedynie skinął głową.
– Może usiądziemy? – Nakonieczny
zaproponował po chwili milczenia.
Adam od razu energicznie mu
przytaknął. Gos natomiast spochmurniał, kiedy spojrzał na stół.
Dziewczyny już przy nim
siedziały, tak samo nowożeńcy, Marcin natomiast krzątał się, pilnując czy
wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Zostało sześć wolnych miejsc.
Jurek nie zamierzał odchodzić od
Łukasza na krok, by przypadkiem nie wylądować w niechcianym położeniu… Na
przykład przy Marcinie. Nakonieczny na szczęście miał na tyle taktu, by
zostawić jedno miejsce wolne dla partnera i spojrzeć sugestywnie na Gosa.
Elliot też się nim wykazał, kiedy niemalże teatralnie chwycił Adama za ramiona
i zamienił ich miejscami. Teraz to on miał zająć krzesło koło Jurka.
– Tak będzie bezpieczniej –
powiedział, kiedy Adam obrzucił go oburzonym spojrzeniem.
– Ale ja i Jurek mamy tyle
wspólnych tematów…
– Och tak, całe mnóstwo – uciął
Jurek, spoglądając na blondyna z niesmakiem. – Na przykład dlaczego założyłeś
na siebie pończochy.
– Żartujesz sobie? To Dior! –
oburzył się, zerkając na swoją ciasną „bluzkę” z czarnej siatki.
– A wygląda jak Gatta –
odpowiedział podle. Adam zapowietrzył się. Łukasz natomiast ukrył uśmiech za
wierzchem dłoni i szturchnął Jurka drugą dłonią w okolice łokcia. Gos
uśmiechnął się do niego kącikami ust.
– Jesteś okropny. – Nakonieczny
mruknął na tyle cicho, by poza nim i Elliotem nikt go nie usłyszał. Jurek już
miał mu odpowiedzieć, kiedy Marcin w końcu postanowił zaszczycić ich swoją
cudowną osobą. Żeby jeszcze tylko przyszedł i usiadł jak człowiek, to Jurek jakoś
by to zniósł, ale nie – on uwiesił się na Łukaszu, oplatając go ramionami za
szyję i położył brodę na czubku jego głowy, uśmiechając się szeroko.
– Bardzo nam miło, że nas
odwiedziliście… Co prawda czekamy jeszcze na jednego gościa… – W tym momencie
Marcin spojrzał w dół na Łukasza. – Ale dostaliśmy informację, że się spóźni i
że absolutnie mamy nie czekać, więc chyba możemy wznieść pierwszy toast! –
wyrzucił radośnie, sunąc dłonią wzdłuż ramienia Łukasza aż po jego nadgarstek,
aż po palce, i sięgnął po stojący przy pustym miejscu kieliszek.
Jurek patrzył na to ostrym
spojrzeniem, mając ochotę popchnąć Słowińskiego na stojące obok krzesło. Czy mu
było nie wstyd? A Nakonieczny? Gos myślał, że z nich dwóch ma on więcej taktu i
dobrego smaku, ale chyba się mylił, bo Łukasz ani drgnął. Chociaż właściwie
czego Jurek się spodziewał? Że wzdrygnie się, łypnie na Marcina karcącym
spojrzeniem i zrzuci z siebie jego natrętne łapy?
Cóż, może się tego nie
spodziewał, ale zdecydowanie sobie tego życzył.
– W takim razie… Za udany wieczór. –
Nakonieczny dodał swoje trzy grosze, unosząc kieliszek, a ludzie zawtórowali mu
ochoczo.
Oprócz Jurka, oczywiście. Ten
bowiem przypomniał sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znajdował.
Prawdopodobnie w jeszcze gorszej niż wcześniej. Z jednej strony był otoczony
przez parę zakochanych w sobie mężczyzn, z drugiej to samo. Już by się wcale
nie zdziwił gdyby jeszcze okazało się, że Beata była z Dorotą; ot, tutaj
wszystko wydawało się być na odwrót, wiec właściwie czemu nie?
Jedynie Szymon z Eweliną
wydawali się trzymać jakiś poziom.
Jurek znowu zmarkotniał,
chwytając za wypełniony kieliszek. Ponarzekał jeszcze w myślach na to, że nikt
się go nie zapytał, czy nie wolałby się napić czegoś innego – wódka naprawdę
źle na niego wpływała – ale teraz nie chciał się wychylać.
Pierwszy toast mieli za sobą.
Gorzki, palący smak rozlał się
po przełyku Gosa. Ciepło po chwili uderzyło go w twarz, ale chyba nie tylko
jego. Ludzie rozluźnili się i nabrali trochę koloru. Marcin w końcu usiadł jak
człowiek na krześle, wdając się w dyskusję z dziewczynami, a Łukasz zaczął
polewać następną kolejkę.
– Nie za szybko? – Jurek zwrócił
się do Nakoniecznego.
– Nie dla Adama… – odpowiedział
z uśmieszkiem, wskazując brodą na mężczyznę, który trzymał wyciągnięty w jego
stronę, pusty kieliszek.
– Kochanie, dla mnie nigdy nie
jest za szybko – przyznał, zaczesując blond włosy wolną ręką.
Jurek nie wiedział, jak ma
zareagować na to „kochanie”, oprócz obrzucenia go zdegustowanym spojrzeniem.
Na szczęście, po tym jak Łukasz
napełnił kieliszki, mężczyźni nie rzucili się od razu na alkohol. Rozmowa
wydawała się rozwijać. Marcin oczywiście lśnił na tle całej grupy, śmiejąc się
perliście i opowiadając swoje cudowne anegdotki, od których Jurek miał ochotę
zatkać sobie uszy, ale wydawało się, że był jedynym, który tak na niego
reagował. Wszyscy inni go uwielbiali i milkli, kiedy mówił.
Jurek miał sporo czasu, by poobserwować
zgromadzonych wokół ludzi, ale łapał się na tym, że najczęściej i tak spoglądał
na Nakoniecznego. Już kiedyś przemknęło mu przez głowię, że był on zaledwie
cieniem Marcina. Nie odzywał się za wiele, nie wtrącał się. Nawet kiedy
Słowiński o nim mówił raczej nie czekał, aż Łukasz doda coś od siebie. Jedynie
zerkał na niego zakochanym wzrokiem szczeniaka, czasami łapiąc go za dłoń i kontynuował
rozmowę.
Jurek obserwował to z
ambiwalentną miną.
Poza tym, że obserwował
otoczenie, to był obserwowanym. Niejednokrotnie czuł na sobie palące
spojrzenie, ale kiedy chciał je zlokalizować, nikt już na niego nie patrzył.
Alkohol tego wieczoru wchodził w
niego jak woda. Początkowe obawy co do rodzaju spożywanych procentów
przeminęły, głowa stała się lżejsza, a nerwy odpuściły do czego przyczynił się
w głównej mierze Elliot. Jurek nawet nie zamierzał tego ukrywać.
Mężczyzna rozmawiał z nim cicho,
również nie najlepiej odnajdując się w towarzystwie. Ponoć przyszedł, bo Adam
go poprosił, ale nie znał większości osób i myślami raczej był już na wyprawie,
która miała odbyć się za dwa tygodnie, a nie tutaj, wśród obcych ludzi.
Jurek był wdzięczny za to, że
Elliot był taki… normalny. Kiedy z nim rozmawiał w ogóle nie czuł, że ten może
być tak samo chory, co reszta, a to sprawiało, że czuł się spokojniejszy. Pogawędka
o górach też była bardziej interesująca niż to, co aktualnie działo się w
biurze – w którym to Gos nie był najmilej widziany – dlatego bez żalu
całkowicie się na niej skupił.
W pewnym momencie Elliot wyszedł
z nim przed dom na fajkę, chociaż samemu nie palił. Po prostu chciał dotrzymać
mu towarzystwa, co było miłe biorąc pod uwagę panujący na zewnątrz mróz.
Dopiero po chwili Jurek zdał sobie sprawę, że facet musiał być zdecydowanie
bardziej odporny na zimno niż on, w końcu od lat hartuje swój organizm na
najwyższych górach na świecie.
Gdy wrócili, ludzie wyparowali,
a oni przystanęli w salonie całkowicie oniemiali, patrząc na pozostawiane
talerze i puste krzesała.
– Chyba nas coś ominęło –
mruknął z wolna Jurek.
– Definitywnie.
– Świetnie, podejrzewam, że
jesteśmy w stanie bawić się lepiej bez nich, niż z nimi. – Wzruszył ramionami,
robiąc krok w głąb salonu, jakby chciał się upewnić, że ludzie nie schowali się
za najbliższą szafą.
– Jurek… – pełne politowania westchnięcie
rozbrzmiało od strony korytarza. – Mógłbyś chociaż udawać, że dobrze się z nami
bawisz. – Łukasz wychylił się z progu i posłał mu ironiczny uśmiech. Policzki
miał lekko zaróżowione od alkoholu, a głos odrobinę bardziej chrapliwy, nie
mówiąc już o zmrużonych oczach, które wyraźnie zdradzały jego stan.
– Cóż, ty udajesz doskonale –
odparował. Nakonieczny zamrugał, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem,
jakby Jurek był taki niemożliwy.
– Mógłbyś wziąć ze mnie przykład
– mruknął, pocierając dłonią policzek. Potem zerknął na Elliota i uśmiechnął
się do niego pogodnie. – Dobrze, że chociaż Adam bawi się w najlepsze…
Chodźcie, nie możemy przegapić jak przegrywa z Szymonem w bilarda – powiedział,
po czym zaprosił ich dłonią i poprowadził przez drzwi prowadzące na dolne
piętro.
Teraz Jurek zrozumiał, że nie
miała to być zwykła, kulturalna impreza przy stole. Dół bowiem był urządzony
specjalnie na takie okazje.
– Marcin lubi aż tak imprezować?
– Elliot zwrócił się do Nakoniecznego, rozglądając się po ogromnym pokoju, na
którego środku stał stół bilardowy. Po bokach znajdowały się wielkie, skórzane
kanapy, a przy ścianach barki. Nie mówiąc już nic o pustym basenie znajdującym
się na samym końcu pomieszczenia, odgrodzonym prowizorycznymi barierkami.
Jurek już widział wszystkich
tych pijanych ludzi, którzy łamią tam sobie karki.
– Sam zobacz – mruknął Nakonieczny, wskazując
Marcina siedzącego na stole z pokaźnym drinkiem w ręce i śmiejącego się głośno
z Adamem…
Bądź z Adama, pomyślał Jurek
złośliwie, patrząc jak blondyn nieporadnie ustawia się do uderzenia bili.
Wszyscy trzej podeszli w tym
kierunku. Panie oblegały kanapy, chociaż zerkały ciekawie na to, jak toczy się
rozgrywka. W tle przygrywała jakaś rockowa muzyka, jednak nie na tyle głośno,
by zagłuszyć toczące się rozmowy.
Jurek przystanął, ogarniając
wzrokiem Szymona i Adama. To były dwa całkiem inne światy…
– Kurwa! – Przeraźliwy krzyk
przeszył pokój na wskroś. – Marcin, do cholery, rusz stąd to swoje zgrabne
dupsko, bo mi przeszkadzasz! – Adam wzburzył się, po tym jak nie wepchnął
żadnej bili do dołka.
Słowiński wytrzeszczył oczy,
najpewniej zdając sobie sprawę, że znajdował się w przeciwległym rogu i nie
miał jak przeszkodzić Adamowi, ale zgodnie z nakazem zsunął się i stanął pewnie
na nogach.
– Jeżeli myślisz, że ci to
pomoże… – mruknął z powątpiewaniem, spoglądając na niego z ukosa, po czym
przystanął przy Łukaszu.
Nakonieczny uśmiechnął się do
niego promiennie. Całkiem inaczej niż jeszcze chwilę temu, gdy uśmiechał się do
Jurka, czy Elliota, a Marcin odwzajemnił mu się tym samym, łapiąc go za dłoń.
Gos zmarszczył brwi, po czym
zrobił teatralny odwrót i poszedł w stronę barku.
Wciąż był zbyt trzeźwy, by to
przeżyć.
Po chwili dołączyła do niego Dorota.
Sięgając po półsłodkie wino, zerknęła spod rzęs na Gosa, robiącego sobie
drinka. Jurek miał świadomość tego, jak jej spojrzenie wędruje nachalnie po
jego ciele, ale nie reagował.
– Więc… Dobrze się bawisz? –
Kobieta zagadnęła go kokieteryjnie, unosząc lampkę do ust. Jej mięsiste wargi
przylepiły się do szkła, a oczy, bez skrępowania, ulokowały spojrzenie w jego
własnych.
– Całkiem dobrze – skłamał
gładko, bez żadnego zająknięcia, bez mrugnięcia okiem.
– Byłam w strasznym szoku, kiedy
cię tu zobaczyłam… Ale nigdy nie miałam okazji poznać cię osobiście, jedynie
słyszałam co nie co – Jurek skrzywił się, wyobrażając sobie, co kobieta
słyszała – i po prostu nie spodziewałam
się cię tutaj spotkać… Ale właściwie dobrze się składa, prawda? Pracuję z
Małgosią od dłuższego czasu i wiem, że się przyjaźnicie. – Mówiła i mówiła, a
jej usta co raz przyklejały i odklejały się od szklanki. Jurek nie mógł oderwać
od tego wzroku, chociaż bardziej wprawiało go w to w dyskomfort niż dodawało
kobiecie uroku.
– Tak – bąknął lakonicznie. –
Tak – dodał już przytomniej – ja natomiast nie wiedziałem, że tak dobrze
dogadujecie się z Łukaszem.
Dorota uśmiechnęła się kącikami
ust.
– Tak, mamy dobry kontakt,
chociaż nie aż tak dobry, jak z Marcinem – sprostowała. Jurek skinął z wolna
głową. Tak też właśnie myślał. – Trochę nam go brakuje… – kontynuowała, widząc,
że Jurek nie jest chętny pociągnąć rozmowy, ale tymi słowami nie wzbudziła jego
sympatii.
Gos napił się drinka.
– Niestety, na to już nic nie
mogę poradzić – mruknął, czując w przełyku wyraźny posmak wódki.
Dorota uśmiechnęła się do niego.
– Niestety ja również –
westchnęła. Jurek przytaknął głową i odwrócił się – nie miał ochoty rozmawiać z
Dorotą – a kiedy to zrobił, zauważył na sobie spojrzenia pozostałych dziewczyn,
które szybko odwróciły wzrok.
– Hej, czekaj! Pomyślałam, że
może moglibyśmy się przejść?
Jurek parsknął gorzko w myślach.
To była jakaś chora maskarada, teatrzyk, w którym grał, mimo że wcale się na to
nie godził…
– Nie dzięki. Myślę, że powinnaś
wrócić do koleżanek – mruknął, odchodząc. Serce zabiło mu szybciej w piersi, a
ciało skostniało, kiedy przechodził koło kanap, ale jakoś udało mu się to
zignorować i mimo że trwało to całe wieki, poszedł dalej.
Kobiety potrafiły być takimi
sukami, przeszło mu przez myśl, gdy przypomniał sobie ich uważne, lustrujące
spojrzenia. Czego one właściwie się spodziewały? Że Jurek rzuci się na Dorotę?
A może wręcz przeciwnie, zacznie ją obrażać, a może nawet dojdzie do
rękoczynów, tak jak w przypadku Alka…?
Poczuł się gównianie, co chyba
było po nim widać, bo gdy tylko przystanął przy Łukaszu ten westchnął ciężko i
zapytał go szeptem:
– Czego chciała? – Zerknął na
kanapę. Jurek nie miał chęci się odwracać.
– Nie wiem. – Łukasz wbił w
niego natarczywy wzrok, a Gos, chcąc się przed nim zasłonić, uniósł szklankę i
napił się. Naprawdę musiało być po nim widać jego emocjonalne rozstrojenie, bo
Łukasz podszedł do niego o krok i położył mu rękę na przedramieniu w dość
przyjaznym geście.
– Chodź – nakazał, ciągnąc go w
stronę schodów. Jurek niemalże zakrztusił się drinkiem, ale raczej chętnie
poszedł za mężczyzną. Na pewno wolał to niż siedzenie tutaj.
Kiedy wyszli z powrotem na
parter, odetchnął z ulgą. Tu nie było słychać aż tak muzyki i było zdecydowanie
przytulniej. No i byli sami. Nikt się na niego nie gapił, nikt go nie oceniał,
nikt nie chciał wciągać go w żadne gierki. Było bardziej stabilnie.
– Powiedz, że mnie tu
ściągnąłeś, żeby nie być jedynym, który źle się bawi – rzucił jakby od
niechcenia, idąc za mężczyzną, który zaprowadził ich z powrotem do salonu.
– Tak, dokładnie taki miałem
plan – przyznał ironicznie, wskazując, by Jurek usiadł na dużej, białej
kanapie. Samemu podszedł do stołu, skąd chwycił talerz wypełniony przekąskami i
butelkę wódki.
– A teraz twoim planem jest
picie na umór, by poprawić sobie humor?
– Mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko – przyznał obojętnie, zamiast zaprzeczyć.
Jurek pokręcił głową
nie dowierzając i popatrzył, jak Łukasz ustawia przed nimi wszystko na małym
stoliku do kawy.
– Nie mam, chociaż wątpię, że to
dobry pomysł.
– Nie mam lepszego – westchnął,
siadając na kanapie tuż przy nim.
Zapach jego perfum był subtelny,
wyczuwalny raczej z bliska, ale za to taki nęcący, że Jurek poczuł
natychmiastową potrzebę odsunięcia się przynajmniej na kilka centymetrów. Nie
na wiele mu się to zdało – pomimo dzielącej ich znacznie większej przestrzeni,
wciąż czuł unoszące się w powietrzu nuty cedru i piżma, i czegoś lżejszego, słodszego,
czegoś co dodawało lekkości i stanowiło kontrast dla tak mocnych zapachów.
Co to mogło być?
I dlaczego tak bardzo go to
frapowało?
Jurek poruszył się niespokojnie,
przyciągając tym samym spojrzenie Łukasza.
– Jak chcesz mogę odgrodzić nas
jeszcze murem z poduszek – mruknął Nakonieczny, widząc jak Jerzy z sekundy na
sekundę oddala się od niego coraz bardziej.
– Nie będzie takiej potrzeby.
– W porządku. W takim razie nie
spadnij z kanapy – zakpił sobie, a jego usta rozłożyły się w uśmiechu.
Gos miał ochotę odszczekać mu
się czymś równie uszczypliwym, ale nie miał czym. Jedynie skrzywił się wyraźnie
i zastygł w miejscu, obserwując jak Łukasz rozlewa alkohol do kieliszków, a
jego uśmiech blednie.
Co się z nim do cholery działo?
– Dobra, Nakonieczny, co jest
nie tak? – zapytał ostrzej, chcąc jakoś odciąć się od tego zapachu i od
spojrzeń, i myśli, które krążyły niebezpiecznie po jego głowie.
Łukasz uniósł brwi w udawanym
zdziwieniu, ale nie nabrał tym Gosa.
– Wszystko jest przecież w
porządku.
– Tak, dlatego siedzisz tu jak
zbity pies z kieliszkiem wypełnionym po brzegi zamiast bawić się tam, na dole –
rzucił kpiąco, patrząc jak kąciki ust Nakoniecznego opadają, a spojrzenie wbija
się w podłogę.
– Bawisz się w psychologa?
– Może po prostu jestem miły?
– To nie jest miłe – naprostował
szybko, z powrotem wbijając intensywne spojrzenie brązowych oczu prosto w
niebieskie tęczówki.
– Troszczę się.
– Uroczo.
Oni już chyba tak mieli, że
przerzucali się ironią i kpiną, powierzchownie rzuconymi słowami, ubliżeniami,
które tak naprawdę od dłuższego czasu żadnemu nie ubliżały…
– Po prostu… Możesz mi powiedzieć
– Jurek mruknął ciszej. Zrezygnował z sarkazmu czy zwyczajowej, poważnej miny i
otworzył się. Otworzył się przez fakt, że był gotowy tak po prostu wysłuchać
Łukasza bez tej całej otoczki, którą między sobą wytworzyli.
Nakonieczny parsknął, sprawiając,
że Gos od razu pożałował tego miękkiego tonu i niemalże przyjacielskiego
zapewnienia… W końcu nie byli przyjaciółmi.
Potem Łukasz pokręcił głową.
Odwrócił wzrok. Następnie znów go uniósł i sięgnął po alkohol.
– A może w końcu się napijemy? –
bąknął, chwytając kieliszek w palce. Jurek sięgnął po własny, nie nalegając po
raz kolejny. Jeżeli Łukasz nie chciał mu powiedzieć to go przecież nie zmusi.
– Jakiś specjalny toast? –
Wrócił do kpiny i wykrzywionych w udawanym grymasie ust.
– Tak. Żebym upił się na wesoło
– sarknął, wywracając oczami.
Jurek pokręcił głową w
dezaprobacie, ale wypił alkohol razem ze swoim szefem.
– A często zdarza ci się na
smutno?
– Tak gdzieś… w
dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach – przyznał, uśmiechając się
półgębkiem. Twarz odwrócił w stronę Jurka, a z każdym takim gestem, zapach jego
perfum uaktywniał się. – Ale robię się wtedy strasznie nieprzyjemny – dodał
ciszej. – Krzyczę na ludzi i wymagam nie wiadomo czego…
– Ach, brzmi jak typowy dzień w
pracy. – Jurek mruknął złośliwie.
Dobrze mu się patrzyło, jak na
ustach Nakoniecznego w końcu pojawia się szerszy uśmiech, a policzki czerwienią
się od alkoholu. Na jego jasnej skórze były doskonale widoczne i sprawiały, że
wyglądał zdrowiej, a przy tym mniej poważnie i niedostępnie.
– Czemu się tak patrzysz?
– Siedzisz mi tuż przed twarzą,
jak mam się nie patrzeć?
Łukasz pokręcił głową. Zamiast
upierać się, że jego pytanie nie rozchodziło się o zwykłe patrzenie, a o takie patrzenie, nalał im wódki do
kieliszków.
Następne trzy kolejki poszły im
w mgnieniu oka.
– To trochę nierozsądne –
zauważył Jurek.
– Bardzo – przyznał Nakonieczny
i zachichotał.
Zachichotał.
Jurek wytrzeszczył na niego
oczy.
– Co? – Do głosu Łukasza wdarła
się niepewna nuta.
– Nie. To znaczy nic – zaplątał
się, patrząc z bliska w jasne, brązowe oczy, takie łagodne i roziskrzone. –
Nasz toast chyba przyniósł rezultaty… – mruknął. Sam czuł się lekko podpity.
Przyjemnie szumiało mu w głowie, świat zrobił się odrobinę bardziej kolorowy,
myśli natomiast zamazane i mało klarowne.
Nakonieczny parsknął, ale
uśmiechnął się promiennie. Różowawe policzki i zmierzwione włosy wyjątkowo
pasowały do tego uśmiechu.
Łukasz właśnie zatracił cały
swój majestat. Jurek powinien zrobić mu zdjęcie, by móc szantażować go później
do końca życia.
– Cieszy mnie to.
– Teraz to cię wszystko cieszy.
– Nie przeszkadza mi to.
– Zacznie, gdy ci to jutro
wypomnę. To oraz to, jak śmiesznie wyglądasz.
– Czyli jak? – Łukasz przechylił
głowę na prawo. Jurek wbił w niego zdziwione spojrzenie.
Jak miał niby odpowiedzieć na to
pytanie?
Łukasz wyglądał… krucho. Kiedy
się nie pilnował jego twarz nie przypominała doskonale wyrzeźbionej maski,
którą Jurek tak dobrze znał z biura. Maski, w której widział niekiedy pęknięcia,
które tak go intrygowały w chwilach, gdy Łukasz myślał, że nikt na niego nie
patrzy. Teraz ta skorupa zniknęła, jednak zamiast smutku i marszczenia brwi, na
twarzy mężczyzny błąkał się lekki uśmiech, ozdabiany przez rumiane policzki na
jasnej, pergaminowej skórze. Oczy… niczym mleczna czekolada, okolone długimi,
jasnymi rzęsami, zdradzały, jak łagodny był w środku. Do tego popielate,
falowane włosy, lekko napuszone, takie, w które niejeden pewnie chciałby wsunąć
palce, by poczuć ich strukturę i miękkość…
– No… Tak jak wygląda człowiek
po tym, jak wypije trzy szoty wódki w mniej niż dziesięć minut – wykrztusił.
– Ach, czyli tak jak ty.
– Nie, nie tak jak ja! –
poirytował się. Łukasza natomiast musiała bardzo rozbawić ta chwila wzburzenia,
bowiem ze śmiechem na ustach pochylił się i położył mu dłoń na udzie. To znaczy
podparł się, bo jego ciało zrobiło się bardziej bezwładne, niż się spodziewał i
potrzebował stabilizacji.
Gos zastygł w bezruchu.
– Nie wściekaj się. Złość
piękności szkodzi, nie pamiętasz? – Nawiązał do jednej z ich kłótni, ale Jurek
nie pamiętał, bo myślał jedynie o tym, by Nakonieczny zabrał z niego tę
przeklętą łapę.
Już, teraz, natychmiast. Zanim
Jurek odepchnie go od siebie gwałtownie, zanim wrogie słowa wypłyną z jego ust,
zanim zepsuję całą tę miłą atmosferę, którą udało im się zbudować i zacznie
wyklinać go od pedałów i dewiantów, którzy posuwają się zdecydowanie za daleko…
– Jezu, trochę mną rzuca –
przyznał ze wstydem, prostując się.
Gos wciąż czekał, a jego ciało
było napięte niczym struna. Miał wrażenie, że wszystkie jego receptory zmówiły
się, żeby czuć jedynie bodźce związane z tą cholerną ręką. Jej nacisk, jej
ciepło, to na jakiej wysokości się znajdowała i, kiedy Łukasz ją zabierał, na
wyczuciu każdego palca z osobna nim się od niego odkleiły.
To trwało wieczność, chociaż tak
naprawdę minęło około dziesięciu sekund. Był to długi czas reakcji, ale nie aż
tak długi jak na trochę już wciętego człowieka, jakim Łukasz zdecydowanie teraz
był. Z tą swoją szczupłą sylwetką na pewno nie mógł wypić tyle, co Jurek,
dlatego się tak rumienił i uśmiechał.
Jurek oczywiście myślał, że
wyglądał inaczej, ale mylił się. Jego oczy od alkoholu wyglądały na bardziej
szkliste i lśniące, wcześniej spięte mięśnie rozluźniły się, a teraz i jego
twarz zdobiła blada czerwień. Niestety, brak formalnego stroju również
odejmował mu powagi.
– A ty dalej się złościsz?
– Nie złoszczę się. Polej
następny. – Łukasz spojrzał na niego oceniająco i skinął głową. Nalał Jurkowi
pełny kieliszek, sobie natomiast mniej niż połowę.
– Wymiękasz, Nakonieczny? –
sarknął, chociaż nie zamierzał narzekać, ani nalegać, by Łukasz dolał sobie do
kieliszka. Nie potrzebował nachlanego Nakoniecznego. Sam potrzebował być
nachlanym, by przestać zawracać sobie
głowę głupim zapachem perfum i spiętym w gotowości ciałem…
– Nie mam wyjścia – westchnął,
przecierając dłonią gorący policzek. – Muszę jakoś tam wrócić.
– Co za entuzjazm.
– Ogromny. – Wymienili porozumiewawcze
spojrzenia.
Jurek doszedł do wniosku, że
wcześniejszy, szeroki uśmiech, który Łukasz posłał Marcinowi nie był prawdziwy.
Facet po prostu naprawdę dobrze udawał.
Wypili.
– Ja też muszę tam wrócić –
uświadomił sobie Jurek. – Dziewczyny pewnie już nie mogą się doczekać, by wbić
we mnie swoje zabójcze spojrzenie – mruknął gorzko.
– Daj spokój.
– Nie widzisz ich? – zapytał
raczej markotnie. Łukasz co prawda nie odpowiedział mu werbalnie ale jego wzrok
był dla Gosa wystarczającą odpowiedzią. Oczywiście, że Łukasz widział…
– Łukasz, mój ty eklerku, możesz
mi powiedzieć dlaczego siedzisz z panem nienawidzę wszystkich i wszystkiego,
zamiast być z nami i oglądać, jak Elliot widowiskowo pokonuje Szymona? – Adam
wyrósł w progu nie wiadomo kiedy.
Gos zacisnął wargi, odwracając
głowę w stronę tego przeklętego blondyna, by zobaczyć jego przeszywający wzrok.
Adam chyba jeszcze nigdy tak nie
patrzył. Jakoś tak poważnie, przesuwał spojrzeniem od jednego do drugiego,
oceniał ich i chyba doszedł do jakiś wniosków, bo jego mina z chwili na chwili
robiła się poważniejsza.
Podszedł do nich, a Jurkowi
przeszło przez myśl, żeby spierdalał.
– Łukasz…?
– Ja… Właśnie miałem wracać –
bąknął, podnosząc się z kanapy. Adam skinął głową i chwycił go za łokieć,
dosłownie sekundę przed tym jak Łukasz niebezpiecznie się zachwiał.
– Najpierw chyba pójdziemy się
powietrzyć – zadecydował najstarszy mężczyzna, podtrzymując go.
Jurek wstał. Nie zamierzał co
prawda z nimi iść, ale przecież nie będzie tutaj sam siedział… Chociaż wolałby.
Łukasz odwrócił się i spojrzał na niego, jednak w tym samym momencie został
pociągnięty.
– Idziemy! – nakazał Adam,
zostawiając Jurka za nimi.
Gos znowu poczuł się niepewnie.
Krok za krokiem, walczył ze sobą, by zejść po schodach w dół, a kiedy już to
zrobił, Marcin niemalże od razu do niego podszedł, wlepiając w niego strapiony
wzrok.
– A gdzie Łukasz? – zapytał,
marszcząc brwi.
– Z Adamem. – Marcin skinął
wolno.
– Wy… Dobrze się dogadujecie –
zawyrokował Słowiński, a Jurek miał ochotę mu pogratulować za tak szybkie
wyciąganie wniosków. Nawet by zaklaskał.
– Brawo za spostrzegawczość –
mruknął wrednie. Marcin wyprostował się.
– Myślałem, że kiedy cię
zaprosił… Znowu będziecie jedynie robić sobie na złość, obrażać się i kłócić.
Że to kolejna sposobność, by pokazać, który jest lepszy.
– Co chcesz niby usłyszeć? – warknął Jurek, w
ogóle nie kryjąc antypatii, którą czuł do Marcina.
Chyba nawet go tym uraził, bo
Słowiński zmarszczył gniewnie brwi.
– Od ciebie? Nic – warknął, po
czym wyminął go i zaczął wspinać się po schodach.
I dobrze, niech spierdala.
Jurek nie chciał go widzieć.
Jurek chciał się napić, a nawet musiał się napić, bo wszystko to wydawało mu
się nagle nie do udźwignięcia.
Pomyślałby kto, że po takiej
ilości alkoholu wciąż będzie tak zaskakująco trzeźwy… Gos nie wiedział tylko,
że wszystko to miało go trafić dopiero z opóźnieniem.
Dlatego udawał w najlepsze, że
jakoś się trzyma, a nawet dobrze bawi. Po jakimś czasie – raczej dłuższym –
Łukasz w końcu wrócił z Marcinem na dół, ale odkąd się pojawił, jego partner
nie odstępował go na krok. Łaził za nim, niemalże przyklejony do jego boku i
denerwował niemiłosiernie Gosa, który obscenicznie odwracał od nich wzrok.
Oni byli po prostu obrzydliwi.
Obrzydliwi!
– Gramy jeszcze jedną rundę? –
doszło do niego z opóźnieniem. Zamroczony, uniósł wzrok na Elliota, który
kołysał się lekko na boki. A może to podłoga się kołysała?
– Tak, pewnie – odpowiedział, podpierając
się na kiju bilardowym. Jakoś umknęło mu, kiedy rozegrali pierwszy mecz.
Kiedy pochylił się, by ustawić
bile w trójkącie, poczuł jak stół zbliża się do niego niewiarygodnie szybko.
Podparł się w ostatnim momencie i zacisnął mocno palce na blacie. Serce
załomotało mu w piersi, na szyi poczuł kropelki potu. Półmrok panujący w
pomieszczeniu, muzyka i zapach alkoholu sprawiały, że poczuł się jak w klubie.
Brakowało tylko ostrych, migoczących świateł, ale i bez tego czuł się równie
zdezorientowany.
Kiedy się prostował napotkał na
sobie świdrujący wzrok Adama. Ten jednak wcale go nie odwrócił, gdy Jurek się
zorientował.
W ogóle Adam był jakiś dziwny,
przeszło Gosowi przez myśl. W międzyczasie zniknęła gdzieś jego sztuczność i
głupie granie kobiety, zniknął obrzydliwy uśmiech i zniknęły zniewieściałe
gesty…
– Hej, wszystko w porządku? –
Elliot na szczęście pozostał taki sam.
– Ta – odchrząknął, pierwszemu
odwracając wzrok od blondyna. – Jest okej – bąknął, pokazując Elliotowi ręką,
by zaczynał.
Było już po dwunastej, ale Jurek
nie wiedział, jakim cudem tak szybko umknęło mu tych kilka godzin. Miał luki w
pamięci. Czasami orientował się, że nie wiedział, jak się znalazł w danym
pomieszczeniu – impreza bowiem znowu przeniosła się do salonu; do salonu, do
kuchni, gdzie kogo poniosło.
Dziewczyny trzymały się razem,
na dodatek blisko Marcina, a co za tym szło również Łukasza. Nakonieczny jednak
większość czasu gawędził z Szymonem. Wyglądało na to, że się przyjaźnili. Adam
kręcił się pomiędzy Elliotem a nimi, a jako że Elliot najwięcej czasu spędzał z
Jurkiem, Gos często widział blondyna. Nie komentował jednak już jego wyglądu,
stylu ubierania czy pomalowanych paznokci. Nie robił tego ze względu na swojego
nowego towarzysza, który nie zasłużył sobie, by tak traktować jego… drugą
połówkę.
Jak w ogóle do tego doszło?
Jurek nie chciał się
zastanawiać, ale jednak się zastanawiał, bo związek Adama z Elliotem wydawał mu
się tak abstrakcyjny, że gdyby tego nie widział na własne oczy, to by nie
uwierzył.
Minęło kolejne pół godziny.
Gos siedział przy stole, gdy zorientował
się, że od dłuższego czasu nie widział brata Marcina i jego żony. Nie miał
zielonego pojęcia, kiedy wyszli, ale nie robiło mu to różnicy, bo nie wymienił
z nimi ani słowa.
Naprzeciwko niego siedziała
Beata. Jej czarne, proste włosy były związane w gładki kucyk, a usta rozciągały
się w uśmiechu, kiedy wypominała Marcinowi, jak to ostatnio o czymś zapomniał.
Wydawało się, że znała cały grafik i wszystkie plany swoich pracodawców, a oni
niechętnie przyznawali jej rację.
– Jesteś niezastąpiona, naprawdę
muszę ci to jeszcze mówić? – Marcin wyszczerzył się do kobiety, a ta jedynie
pokręciła głową.
Jurek parsknął. Jak nigdy dotąd
zatęsknił za Jankiem i za ich rozmowami, głupimi żarcikami chłopaka, jego
obrzydliwym lenistwem… Za szczerością i bezpośredniością, z którą w tym pomieszczeniu
zaznajomiony był jedynie Elliot.
Nawet Łukasz… On też oszukiwał,
kiedy uśmiechał się promiennie i kiedy mówił, że dawno tak miło nie spędzał
czasu i że tak dobrze jest w końcu spotkać się z nimi gdzieś indziej niż poza
ścianami biura.
Kobiety były zachwycone.
Marcin uśmiechał się szeroko,
gładząc palcami wierzch jego dłoni. Słowiński miał ciężką głowę, która od czasu
do czasu opadała łagodnie na ramię Nakoniecznego, by po chwili unieść się
ospale.
I pomimo że Jurek mógłby
przysiąc, że chyba wypił już z pół litra wódki to wciąż nie mógł przejść koło
tego obojętnie. Narzekał w myślach na to, jaki ten Słowiński jest okropny i jak
w ogóle śmie on tak się zachowywać w towarzystwie… Toż to już ten przeklęty
Adam miał więcej taktu od niego!
Jurek wypił kolejny kieliszek. Smak
wódki już do niego nie docierał, jakby miał całkowicie wypalone gardło i
przełyk. W głowie mu wirowało, powieki zaczynał mieć ciężkie i zwężone, a ręce
niemalże bezwładne.
Poza tym czuł uścisk na
pęcherzu.
Wstał, a kiedy zauważył na sobie
pytające spojrzenia, bąknął cicho, że idzie do łazienki. Dziwnie mu się
stawiało kroki, kiedy nogi odmawiały posłuszeństwa, ale głowa uparcie
przypominała mu, że nie jest sam i nie może się chwiać. Więc nie chwiał się do
czasu aż nie zniknął za ścianą. Wtedy pozwolił sobie oprzeć się ręką o każdy
napotkany przedmiot, bo nie wyobrażał sobie jakby miał przebyć całą tę drogę
inaczej.
Kiedy dotarł na miejsce od razu
rozpiął rozporek i załatwił potrzebę, za wszelką cenę starając się trafić do
muszli.
Boże.
Kto by pomyślał, że może być to
takie trudne. Na szczęście mu się udało, a po skończeniu nawet pamiętał o tym,
by spuścić wodę i zapiąć spodnie.
Od toalety do zlewu dzieliło go
jakieś pięć kroków. Tak przynajmniej myślał, kiedy miał zamiar oprzeć się
ciężko o jego brzegi… Bo kiedy już to zrobił, okazało się że zlew jednak był
dalej niż myślał. Jego dłonie poleciały do przodu, a on razem z nimi. Nie
przewidział jednak, że kiedy tak leciał jego głowa znajdowała się dalej niż
ręce i przywalił czołem prosto o marmur.
Zamroczyło go. W uszach usłyszał
pisk, a ostry ból pulsował w miejscu, w które się uderzył.
Był przerażony. Oprócz bólu i
przeraźliwego huczenia, czuł wielką dezorientację. Nie pamiętał jak się tutaj
znalazł, tylko to jak leciał i jak się uderzył, i jak dłonie zetknęły się z
zimną posadzką.
Jego oddechy stały się płytkie.
Jedyną w miarę świadomą myślą było to, że miał odrobinę szczęścia w
nieszczęściu – gdyby uderzył się nosem mógłby skończyć o wiele gorzej.
Udało mu się wstać już przy
drugiej próbie. Dał radę nawet się wyprostować i wbić spojrzenie w lustro.
Obraz, który widział kręcił się
w kółko. On kręcił się w kółko. Z trudem mógł zobaczyć swoje przepite, czerwone
oczy i włosy w nieładzie, bo z chwili na chwilę znajdowały się one w innym
miejscu.
Był przeraźliwie pijany.
Na próbę zrobił kilka kroków.
Odkręcił wodę w zlewie, pochlapał nią twarz. Musiał otrzeźwieć! Jak on niby miał tam wrócić…?
Ciężko mu było łapać oddechy.
Było mu tak gorąco. Tak przeraźliwie gorąco, że miał ochotę znowu przycisnąć
się do chłodnej podłogi. Albo wziąć lodowaty prysznic. Dlaczego miałby nie
wziąć prysznica? On by mu pomógł. Otrzeźwiłby go. Jurek mógłby zrzucić z siebie
ten sweter, w którym się pocił i może pomogłoby mu to na poobijaną głowę.
Chociaż Jurek już właściwie
zapomniał, że go boli.
Na szczęście zanim zdążył
zrealizować swój plan, usłyszał pukanie. Zastygł w bezruchu, a serce
automatycznie zaczęło mu bić szybciej w piersi. Kto to był?
– Hej, mógłbyś się pośpieszyć? –
Usłyszał damski głos, ale nie był w stanie przypisać go do konkretnej twarzy.
Wszystko przed nim wirowało, ale musiał przecież wyjść.
Dotarł do drzwi. Otworzył je i
minął się z Beatą, która odetchnęła z ulgą i niemalże od razu zamknęła się w
łazience.
Popatrzył w stronę salonu. Nie
mógł przecież tam wrócić. Nie w takim stanie, nie kiedy prezentował się w ten
sposób. Przecież wszyscy oni by go tam zniszczyli, jakby pozwolił im zobaczyć
siebie w takim żałosnym wydaniu.
Odwrócił się w przeciwną stronę.
Przeszedł przez korytarz i doszedł do przedpokoju.
Taktycznie spierdoli, ale
trudno. Lepiej żeby zrobił tak, nawet jeżeli tylko potwierdzi to jakim był chamem,
niż żeby pokazał im się w takim stanie.
Ociężale zaczął przeglądać
wieszak w poszukiwaniu swoich ubrań. W końcu udało mu się je znaleźć, chociaż zajęło
mu to dobre pięć minut. Ubrał się.
– Mogę wiedzieć, co robisz? –
Usłyszał za sobą głos Łukasza. Cały skostniał, ale odwrócił się wolno, bardzo
wolno i napotkał spojrzeniem uważny wzrok.
– Wracam… do domu – udało mu się
powiedzieć w miarę pewnym głosem.
– Tak… bez słowa? – Łukasz
wyglądał na zawiedzionego.
Jurek jedynie skinął głową i
chwycił za klamkę. Mroźne powietrze uderzyło go w twarz. Musiał jak najszybciej
stąd uciec.
– Hej, czekaj! – Głos Łukasza
był zbyt głośny jak na standardy jego poobijanej głowy. Zresztą Jurek, tak czy
inaczej, nie zamierzał czekać.
Nakonieczny zaczął przeklinać
pod nosem, narzucając na siebie jedynie kurtkę i buty, po czym wybiegł za
słaniającym się na schodach Gosem.
– Czekaj, czekaj, czekaj –
warczał, kiedy Jurek przyśpieszył. – Gdzie ty idziesz, nie w tę stronę! –
zawołał, chwytając w dłonie poły kurtki, łopoczącej od wiatru.
– Od…czep się!
– Znowu uciekasz?! Czekaj, bo
chyba mam déjà vu! – krzyknął gniewnie, brodząc w śniegu
po kostki. Było mu przeraźliwie zimno.
Jurkowi natomiast zrobiło się
odrobinę mniej gorąco, ale wciąż czuł ciepło rozlewające się po całym jego
ciele… Na dodatek nawet nie wiedział, jak udało mu się przebrnąć przez tę drogę w tak krótkim czasie. W głowie
mu się kołysało, a nogi ledwo go niosły, a mimo to pędził szybko, tak szybko,
że Łukasz miał problem żeby go dogonić.
– Kurwa, stój, tam jest dół na sadzawkę!
– Krzyk Łukasza dotarł do Jurka kilka sekund za późno. Nakoniecznemu natomiast
zabrakło kilku centymetrów, by chwycić Gosa pewnie za fraki – jedyne co udało
mu się zrobić to schwycić go za ramię i odwrócić w swoją stronę, ale Jurek w
tym momencie poczuł, jak jego noga ślizga się niestabilnie w mocno pochyłym
miejscu i ześlizguje się.
Runął do tyłu, uderzając głową o
ziemię. Poczuł śnieg we włosach i za kołnierzem. A potem, jakby nie wystarczyło
mu siniaków, coś uderzyło w niego i przygwoździło go do podłoża.
– Kurwa mać – usłyszał. Kręciło
mu się w głowie, ale w końcu zrobiło mu się przyjemnie chłodno. – Nic ci nie
jest? – doszło do niego z oddali.
Jurek nic nie odpowiedział.
Właściwie to nawet nie dotarły do niego te słowa, był zbyt pijany i
zdezorientowany, by zrozumieć ich sens. Łukasz natomiast zastygł z ciałem
przyciśniętym do ciała mężczyzny i położył czoło na jego klatce piersiowej.
Serce biło mu w piersi szybko – dopiero się uspokajał po tym nieprzyjemnym
wypadku i analizował, czy wszystkie kości ma na miejscu, a kiedy zrozumiał, że
nic mu nie było, pozwolił sobie głośniej odetchnąć i unieść powoli głowę.
Było ciemno. Dochodziła ich
jedynie poświata od ulicznej latarni, która i tak pozwalała zobaczyć im jedynie
własne zarysy i lśniące oczy. Cisza między nimi była ciężka, a oddechy
głębokie.
Jurkowi kręciło się w głowie,
świat wirował, ale zapach… Zapach był stały i wszechobecny. Intensywny,
piżmowy, z domieszką drewna i czegoś słodszego. Czegoś tak nurtującego, że Gos
nie mógł się powstrzymać, by nie zbliżyć się bardziej, a im był bliżej tym ta
słodka, delikatna nuta wydawała się intensywniejsza.
To nie była wanilia, która często
bywała bazą w perfumach – nie była aż tak mdła, nie był to też zapach kwiatowy…
To pachniało bardziej jak czekolada.
Łukasz uniósł się, kładąc rękę
na klatce piersiowej Jurka. Każdy jego ruch był powolny i ostrożny, wyważony.
Oczy szukały oczu drugiego mężczyzny, ale oprócz wątłej wiązki odbijającego się
w nich światła, nie mogły się niczego doszukać.
Był zdany jedynie na własne
zmysły. Na dotyk, na słuch i na zapach. Dotyk był przyjemny. Czuł pod sobą
gorące, silne ciało, które w końcu nie chciało go odepchnąć. Słyszał jak
oddycha ciężko, specyficznie, tak jak oddycha się wtedy, kiedy chciałoby się…
Zresztą jego oddech stał się
podobny.
Łukasz pochylał się milimetr po
milimetrze, aż w końcu Jurek poczuł na brodzie jego miękkie, puszyste włosy, a
potem poczuł je wyżej na policzku, później musnęły jego czoło…
Jego ciało płonęło. Na powrót
zrobiło mu się gorąco, kiedy poczuł na twarzy już nie tylko miękkie, łaskoczące
kosmyki, ale również urwany oddech.
Łukasz nie myślał wiele. Zresztą
był pijany; pijany i taki ciekawy. Ciekawy ciała, które miał pod sobą, ciekawy
jego ust, ciekawy reakcji na jego własne usta…
Ich nosy zetknęły się
najdelikatniej na świecie. Łukasz przesunął dłoń odrobinę wyżej. Kawałek po
kawałeczku sunął dalej, aż do obojczyka, aż do kawałka odsłoniętej szyi, którą
również miał ochotę wycałować, spróbować i chwycić między zęby. Na razie jednak
zadowolił się opuszkami palców wędrującymi ciekawie po cienkiej, delikatnej
skórze i powolnym pochylaniem się, coraz niżej i niżej, tak, aż w końcu ich
wargi się zetknęły.
Przez ciało Gosa przeszła
kaskada drobnych dreszczy.
Był zamroczony. Odurzony
alkoholem, zapachem, odurzony delikatnością i miękkością obcych ust, które z
chwili na chwilę walczyły o to, by stać się coraz bardziej znajome. Coraz
bardziej jego… Takie natarczywe i dominujące, całujące z namiętnością i chęcią
całkowitego podporządkowania go sobie.
Jurek nie potrafił się przed
nimi bronić.
Rozchylił wargi, czując jak
gorący, gładki język od razu korzysta z zaproszenia i wsuwa się do środka. Na
początku jeszcze nieśmiało, zaledwie muska wewnętrzną część jego dolnej wargi,
by po chwili już zaczepnie zaatakować jego język.
Zresztą nie tylko usta chciały
coraz więcej. Jurek czuł już nie tylko delikatność palców gładzących jego
szyję, a stanowczość silnej dłoni, kiedy schwyciła go za policzek i unosiła jego
twarz wedle własnego życzenia; i ciężkość bioder, które dociśnięte były do jego
własnych; i chłód na brzuchu, gdzie rozgościła się druga ręka, badając
dokładnie anatomię jego ciała…
Obydwaj oddychali głośno i
urywanie, ledwo biorąc oddechy między pocałunkami. Ich oczy były przymknięte,
chociaż w panującej ciemności i tak by im się do niczego nie przydały.
Jurek nie myślał. Jedynie czuł.
I chciał więcej.
Uniósł się na łokciach,
sprawiając, że znajdujące się na nim ciało otarło się o niego, znalazło się
jeszcze bliżej i nęciło go jeszcze bardziej. Wirujący świat przestał być już taką
przeszkodą, kiedy wsunął dłoń w miękkie, napuszone włosy i pociągnął za nie, by
przypadkiem ani one, ani ten ciężar, ani ciepło nie uległy wirowaniu i nie
oddaliły się za bardzo.
Łukasz nie zamierzał się
oddalać, nawet jeżeli Jurek trzymałby ręce wzdłuż ciała. Muskał wargami usta
leżącego pod nim mężczyzny, zadziornie i delikatnie, natarczywie i mocno, w
zależności od tego, na co miał ochotę. Najbardziej jednak chciał znowu wedrzeć
się do jego środka i poczuć, jak Jurek spina się na chwilę, by zaraz potem wpuścić
go, a nawet samemu zacząć oddawać pieszczotę z równym zaangażowaniem.
Łukasz westchnął cicho, prosto w
usta drugiego mężczyzny. Tak wiele bodźców atakowało go z każdej strony. Tyle
uczuć, kłębiło się gdzieś w okolicach serca, które rwało się w szaleńczym
tempie.
Łukasz czuł się, jakby właśnie
posmakował zakazanego owocu. I jak się okazało, był on warty grzechu. Warty
lepszego poznania. Dlatego Łukasz nie hamował dłoni. Jedną gładził policzek mężczyzny,
a drugą przycisnął płasko do jego podbrzusza, tuż na granicy paska. Całował go
mocno, pozbawiając ich tchu.
Był zauroczony śmiałością z jaką
Jurek odwzajemniał jego gesty, zauroczony jego ciałem, które chciałby mieć na
własność, nie przez materiał swetra. Marzył o tym by jego palce zetknęły się z
rozgrzaną skórą brzucha, ale niestety, dopóki znajdowali się na śniegu, musiało
zostać to jedynie w strefie pragnień.
Jakie to było głupie, przeszło
mu wesoło przez myśl, kiedy przesuwał dłoń wyżej wzdłuż ciała Jurka. Takie
głupie całować się aż do braku tchu w mroźną noc, kiedy drobne płatki śniegu
opadały na nich i rozpuszczały się od ich wspólnego ciepła…
Ta chwila, mimo że tak
przyjemna, taka przełomowa, nie mogła trwać wiecznie. Łukasz czuł, jak mróz
przeszywa całe jego ciało, a śnieg moczy mu wszystkie ubrania, włosy natomiast
stają się wilgotne i niemal zamarzają. Palce, które trzymał na policzku Gosa
również robiły się skostniałe, a stawy w kolanach przypominały mu o tym, że
leżenie tutaj to jeden z najgłupszych pomysłów na jakie kiedykolwiek się
zdobył.
Odsunął więc od Jurka swoje
usta, lecz nie mógł się powstrzymać, by do nich nie wrócić i nie cmoknąć ich
krótko i delikatnie, jakby na zaś chciał się z nimi pożegnać.
Jurek osunął się z powrotem na
śnieg.
Łukasz natomiast zaśmiał się
radośnie, głaszcząc linię jego szczęki… Ta radość jednak trwała mniej niż kilka
sekund.
– Jurek? – Jego szept brzmiał
zaskakująco głośno wśród otaczającej ich ciszy. – Hej… – A w głosie dało się usłyszeć
pierwsze nuty zaniepokojenia.
Poruszył się niespokojnie. Jurek
ani drgnął, nawet niczego nie powiedział. Chwila, która przed sekundą wydawała
się taka idealna, właśnie zaczynała nabierać innego znaczenia. Łukasz czuł jak
po karku przebiegając mu gorące dreszcze, a dłonie zaczynają się pocić. Zerwał
się na równe nogi.
– Słyszysz mnie? Wstań.
– Nie chcę wstawać. – Dopiero
teraz Nakonieczny usłyszał jak bardzo słaby i bełkotliwy był głos Gosa.
– Ty jesteś… Kompletnie pijany.
– Przerażenie. Jurek wychwycił je nawet w swoim stanie. Nie widział jednak
sensu na to odpowiadać, zresztą nie miał siły. Nie przejmował się też tym, co
mogło tak zatrwożyć Łukasza.
Było mu przyjemnie chłodno, a
jego ciało było rozluźnione, zarówno od alkoholu jak i niedawnych pieszczot. Nie
mógł też zdawać sobie sprawy jak komicznie i przerażająco zarazem musiał
wyglądać w kupce śniegu, który zdążył przemoczyć wszystkie jego ubrania. Na
dodatek nie chciał wstać, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z
zagrożenia, które go tu czekało. Gdyby tu został, gdyby zasnął… Mógłby się już
nie obudzić.
– Wstań natychmiast – ostry syk wydawał
mu się śmieszny. Po co Łukasz się tak pieklił, skoro wszystko wokół wydawało
się takie miłe?
Przestało takie być, kiedy
Nakonieczny złapał go za obydwie ręce i pociągnął gwałtownie, podrywając
niczego niespodziewającego się Gosa do pionu.
– Hej! – wykrztusił, chwiejąc
się na boki.
Łukasz na szczęście go
podtrzymał, bo głowa Jurka mogłaby nie wytrzymać kolejnego upadku.
– Musimy iść. – Łukasz nakazał panicznie,
starając się wejść ostrożnie po stromym zboczu i na dodatek wprowadzić na nie
okrutnie pijanego mężczyznę. Problem był tylko taki, że ciało Jurka wydawało
się kompletnie bezwładne, a co za tym szło, dużo cięższe niż było w
rzeczywistości. – Ty też musisz iść – syknął i dopiero wtedy Jurek przypomniał
sobie, że właściwie może powłóczyć nogami.
Znowu poczuł wokół siebie ten
przyjemny, słodko piżmowy zapach i miał ochotę wtulić głowę w jego źródło. Szkoda
tylko, że gdy tylko to zrobił, źródło skamieniało niczym posąg, po czym
odepchnęło go od siebie na długość ramion.
– Jesteś nawalony – wykrztusił Łukasz
drżąco. Wydawał się równie zły, co przerażony.
Dotarło do niego bowiem coś, co
do Jurka nie docierało wcale.
– Gdzie taksówka? – zapytał
ostro, prowadząc Gosa do bramy. – Nie zamówiłeś nawet cholernej taksówki? Jak
ty niby chciałeś wrócić do domu? – pieklił się, natomiast Jurek zaczął
kontaktować, że nie było to z jego strony najprzyjemniejsze zachowanie. Nie
żeby go to teraz obchodziło.
Chciałby już znaleźć się w domu,
we własnym łóżku i po prostu zasnąć. Ewentualnie zasnąć z tym zapachem na sobie…
– Myślałem, że… dojdę pieszo.
– Dojdziesz pieszo? Dojdziesz
pieszo?! – krzyknął, wbijając palec prosto w klatkę piersiową Gosa, jakby
chciał mu tam zrobić dziurę. Gromił go też okropnym, przeszywającym
spojrzeniem, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie miało to najmniejszego
znaczenia. Jurek i tak się tym nie przejmował i nie rozumiał, dlaczego Łukasz był
taki zły. Więc zamiast tego szybko wyciągnął telefon i zamówił taksówkę.
Puścił go na próbę, chcąc
zobaczyć, czy Jurek jest w stanie utrzymać się na nogach. Na szczęście był i
stał w jednym miejscu, więc Łukasz odsunął się i zaczął krążyć nerwowo w kółko.
Serce łopotało mu w piersi, a
oczy go szczypały, kiedy zdał sobie sprawę, co zrobił. Co zrobił Marcinowi, do
którego zaraz będzie musiał wrócić, ale też co zrobił Jurkowi, który wydawał
się nie być niczego świadomy.
Łukasz również był pijany. Był,
to mogło go trochę usprawiedliwić, ale rzecz w tym, że nie był aż tak pijany! Jak mógł się nie
zorientować? Jak mógł pomyśleć, że Jurek mógł tego chcieć? Tak bez krzyków, bez
protestów, bez głupiego gadania jakie to chore, jakie obrzydliwe, jak bardzo
się tego brzydził…
Wnętrzności wywróciły mu się w
żołądku.
To śmieszne, jak szybko stan nieopisanego
szczęścia przeszedł w stan czystej rozpaczy.
Łukasz uniósł dłoń do ust w
bezradnym geście. Już nie myślał o tym, że było mu zimno, w ogóle nie myślał o
sobie. Przeniósł spojrzenie na stojącego obok, kołyszącego się mężczyznę i
błagał w myślach kierowcę taksówki, by przyjechał szybciej.
Na szczęście nie musieli czekać
długo.
Gdy auto podjechało, Łukasz
pomógł mężczyźnie wejść do środka. Nie patrzył na niego, czuł się zbyt winny.
Zamknął za nim drzwi i otworzył te od kierowcy, by podać mu adres hotelu.
– Proszę, niech pan dopilnuje
żeby wszedł do środka – powiedział słabo, płacąc mężczyźnie znacznie więcej
niżby mu się należało.
Facet był zaskoczony, ale się
zgodził. Łukaszowi pozostawało jedynie mieć nadzieję, że wypełni zobowiązanie.
***
Taaak... Jakby się pocałowali. Nawet bardzo się pocałowali. Trochę się boję reakcji na tę sytuację, zwłaszcza tych z Was od #TeamJanek, ale... Tak już miało być.
Niektórzy z Was mieli przeczucie, że coś tutaj się odwali, no i się odwaliło. Nawet sporo. Ciekawe tylko, czy Jurek będzie coś z tego pamiętał. Łukasz będzie pamiętał na pewno, pytanie tylko, co z tym wszystkim zrobi.
Szkoda Wam trochę Marcina?
Mi szkoda Jurka, bo podejrzewam, że nazajutrz głowa mu eksploduje :D Akcja ze zlewem nie mogła należeć do najprzyjemniejszych.
Poza tym... To ciężko mi się pisało ten rozdział. Opisywanie tak wielu ludzi to istny horror, wiecie? Wiem, że mogłam włożyć w to trochę więcej opisu i pewnie bym włożyła, gdybyście tak namiętnie nie dopytywali się PRAWIE CODZIENNIE kiedy będzie nowy rozdział! ^^ <3
No i chyba z tym Was już zostawię. W końcu mamy wyczekiwany od prawie 250 stron pocałunek Jurka z mężczyzną. Szkoda tylko, że nieświadomy.
Czy to dziwne, że przeczytałam go 3 razy? W ogóle to, co się tutaj stało... Scenę pocałunku czytałam jeszcze więcej razy :x Cóż mogę powiedzieć, odkąd zniknął Dęba, Janek mi nie pasował tak bardzo, wyklarowało mi się już jakiś czas temu,że to raczej będzie Łukasz. Szczególnie to dogryzanie, długie spojrzenia, siedzenie tylko po to, żeby se sobą przebywać. Pomimo, tego co zrobił Marcinowi, myślę tylko o tym, jak mi jest szkoda Łukasza teraz. I o mój Boże. Te jego uczucia podczas pocałunku. No ma mnie. Tak mnie to chwyciło za serce. Zaskoczył mnie Adam, który chyba wiedział, co się święci. Jakby pomyśleć o Marcinie i Łukaszu, to widać, że ich relacja słabła, szczególnie, że przecież jeden z nich wyjechał. Teraz tylko martwię się co zrobią, bo w końcu prowadzą też razem firmę. Najbardziej boję się o Jerzego, który tak rozwinął do niego swoje uczucia. Dlatego mam obawy, że jednak wszystko jeszcze może się spierd... No oby nie :D No i teraz czeka Marcina i Łukasza poważna rozmowa. Wreszcie.
OdpowiedzUsuńW ogóle, to nie wiem czy bym nie umarła, jeśli byś to rozłożyła na dwa rozdziały, dlatego wielbię Cię bardzo <3 Pozdrawiam cieplutko i trzymam kciuki za to, żeby Jerzy przeżył poranek i oczywiście, żeby rozdział pisał się szybciutko i sprawnie, bo teraz to pewnie wszyscy nie mogą się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń :D ^^
Naprawdę przeczytałaś aż trzy razy? W takim razie bardzo się cieszę, że miałaś ochotę poświęcić na to tyle czasu. *-*
UsuńAno, trochę się podziało. Ale co do tego, czy to będzie Łukasz... To wcale tak nie wiadomo, do końca opowiadania jeszcze trochę może się zadziać ;) Chociaż tak jak zauważyłaś oni w pracy mocno się zbliżali. Łukasz właściwie cały czas bronił Jurka i na pewno zyskał w oczach Gosa swoją postawą. No a że sam przy tym trochę wpadł… To już gorzej dla niego. Też mi jest go szkoda, bo znalazł się w okropnej sytuacji. Z jednej strony jest Marcin, a z drugiej Jurek który, no powiedzmy, nie jest najłatwiejszy. No i firma…
Natomiast Adam faktycznie musiał zauważyć, że coś jest na rzeczy. Koniec końców jest z nich najstarszy i pewnie sporo w życiu widział.
Słusznie boisz się o Jerzego. Cykająca bomba tylko czeka żeby wybuchnąć :D
Bardzo mi zależało, żeby nie dzielić tego rozdziału. Miałam go w głowie od dawna, prawie od samego początku i sama już się nie mogłam się doczekać aż w końcu go napiszę.
Dziękuję ślicznie za komentarz, postaram się pośpieszyć z następnym rozdziałem, zwłaszcza że październik się zbliża i nie wiadomo jak tam będzie z czasem na studiach…
Pozdrawiam! <3
No no no....Ja byłam Team#Janek, ale w ostatnim czasie chyba mnie "nawróciłaś" na stronę Łukasza, te ostatnie rozdziały chyba utwierdziły mnie iż Łukasz chyba lepiej by pasował jako potencjalny partner dla Jurka niż Janek który chyba jednak bardziej pasuje na takiego "poprawiającego" humor przyjaciela niż równorzędnego partnera..no dobra ale jak to rozwiążesz z Marcinem? W sumie to mam nadzieję że to osłabienie uczuć jest obustronne bo nie chciałabym aby mimo wszystko Marcin cierpiał, a swoją drogą to troszkę odnoszę wrażenie że trochę jego postać w tym opowiadaniu jest przedstawiona dosyć "płasko" jako ten idealny, przystojny i aż do pożygu przemiły facet?? Chyba że będzie jeszcze jedna część w której to swoje szczęście znajdą Marcin i Kuba, bo chyba słusznie się domyślam iż jest to ten "puszczalski" Kuba od Marcela z pierwszego opowiadania?
OdpowiedzUsuńSorry za błędy, ale mam dzisiaj straszną migrenę... a chociaż twoje opowiadanie sprawiło iż na chwilkę o tym jakbym "zapomniała" to jednocześnie dodatkowy ból głowy z powodu biednego Jurka no i Łukasza...
UsuńSam Jurek zawsze jak myśli o Janku to postrzega go właśnie jako swojego przyjaciela, którego nigdy nie miał i który okazał się ważniejszy niż mógłby przypuszczać. Tutaj jednak wchodzi w grę, co myśli o tym Janek.
UsuńJakby nie było jeszcze wszystko może się zdarzyć. ;)
A Marcin... Patrząc po tym rozdziale to raczej jego uczucia nie wygasły.
No i odnosisz dobre wrażenie. Każda postać jest przedstawiana niejako przez pryzmat Jurka, a że on nie trawi Marcina, to pokazuje go w jeszcze gorszym świetle, ale... On właściwie jest bardzo przystojnym, przesadnie miłym facetem. To było już widać w "Drugiej szansie" :) Co oczywiście nie znaczy, że są to złe cechy.
Natomiast nie planuję oddzielnej części przeznaczonej Marcinowi. Może jakiś dodatek... Ale na razie to tylko gdybanie. Słowiński na pewno jeszcze się pojawi w dalszych przygodach Marcela i Kacpra.
I tak, to ten Kuba :)
Błędami się nie przejmuj. Mam nadzieję, że dzisiaj już głowa nie boli... Na pocieszenie mogę powiedzieć, że Jurek też będzie się zmagał z ostrym bólem po tak bliskim spotkaniu ze zlewem.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam!
Tak :) Ja jestem i byłam team Jerzy&Łukasz i jestem przeszczęśliwa z rozwoju wydarzeń! Przynajmniej do momentu w którym Łukasz zaczyna żałować i zdawać sobie sprawę że Jerzy jest moocno pijany. Teraz zrobiło mi się go bardzo żal. Jurek mam nadzieję że będziesz pamiętał ten pocałunek! Ciekawe jak wielkie będzie jego wyparcie? Ciekawe też dlaczego Łukasz udaje przy Marcinie? Skoro są już tyle czasu ze sobą, to chyba trochę inaczej to powinno wyglądać... No ale ja przecież licze na rozpad tego związku i WNM z Jureczkiem xd Ty mu nawet dobre imię dałaś - Jerzy jest jak jeż - ma ostre kolce, ale pod spodem wrażliwe serducho 😁 W ogóle to przepięknie opisałaś to miasteczko, aż normalnie zatęskniłam za zimą 🤩 Przez chwilę myślałam, że ten Kuba zjawi się na imprezce, ale to chyba nie to towarzystwo. Ja jakoś nie pamiętam tej postaci - chyba muszę sobie w wolnej chwili odświeżyć tamto opowiadanie :) No ale wracając do Jureczka - chyba mu się podobał ten pocałunek :D I w końcu mógł wpleść palce w te włosy, o których tyle myślał i nawdychać się tego oszałamiającego zapachu... 😍 Jurek ty to musisz pamiętać! Nie biorę innej opcji pod uwagę. Tylko jak będzie się zachowywał Nakonieczny? Och rany, mam nadzieję że szybko napiszesz kolejny rozdział 😍 Pięknie dziękuję kochana, bardzo mi się podobalo i oczywiście bardzo chcę już więcej 😁 Pozdrawiam serdecznie 💙💚💜
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że komu jak komu, ale Tobie ta scena przypadnie do gustu <3 Z czego bardzo się cieszę. Może się komuś podobać, bądź też nie, że to Łukasz, a nie ktoś inny skradł Jurkowi pocałunek, ale nie można zaprzeczyć, że mieli oni swój moment
UsuńTak jak mówisz, szkoda tylko, że chwila szczęścia trwała tak krótko i że Łukasz faktycznie bardzo szybko pożałował. Ciekawe, co zrobi dalej?
Postaram się odpowiedzieć na Twoje pytania w następnych częściach.
Faktycznie, imię pasuje do Gosa idealnie! Co prawda, kiedy mu je nadałam jeszcze nie wiedziałam, że uczynię z niego swojego głównego bohatera, ale już wtedy zrodziły mi się w głowie zalążki pomysłu. (Jerzy został wspomniany w rozdziale 9 w „Drugiej szansie”, która właśnie przechodzi korektę. Poprawione są na razie rozdziały 1-10, więc można jeszcze chwilkę się wstrzymać z czytaniem, aż poprawimy więcej części :D)
I dobrze słyszeć, że opis miasteczka się spodobał. Specjalnie poszłam w to miejsce, w które wysłałam Jurka, żeby wiarygodnie je opisać (tylko śnieg dodałam ^^).
Co do Jurka… To zdecydowanie nie narzekał! Co prawda nie wiemy, na ile był świadomy, ale same doznania musiały być dla niego całkiem przyjemne ;)
Dzięki za taki śliczny, pozytywny komentarz! Postaram się w miarę szybko naskrobać następny rozdział – więc chyba musze niedługo zacząć go pisać – i odpowiedzieć na trochę pytań (albo namieszać jeszcze bardziej).
Również pozdrawiam! <3 <3
Cześć!
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałbym zaznaczyć, że po raz pierwszy miałem problem z dotarciem do końca czyjegoś rozdziału. Naprawdę nie przyszło mi to z łatwością, dlatego proszę o docenienie mojego samozaparcia! :) I nie, od razu uprzedzam, że nie ma to nic wspólnego z powodami, o których prawdopodobnie teraz myślisz. :D Opublikowałaś „Na terenie wroga” w sobotę, a ja w sobotę byłem na weselu. W niedzielę pojechałem na poprawiny i dopiero po powrocie do domu wziąłem się za czytanie. Jak już zapewne się domyślasz, byłem wtedy na etapie „nigdy więcej!”, więc czytanie o piciu wódki przyprawiło mnie o lekkie mdłości. :D
Nie będę ukrywać, że podszedłem do tego rozdziału z ogromnym dystansem i trochę mniejszym entuzjazmem. Wiedziałem, kto będzie odgrywać w nim główną rolę, więc nie nastawiałem się na fajerwerki. Wiedziałem również, że ten rozdział będzie w pewien sposób przełomowy, choć owy przełom może mi nie odpowiadać. Postaram się jednak w miarę obiektywnie wypowiedzieć na temat powyższych wydarzeń, a wszelkie osobiste upodobania tymczasowo odsunąć na bok.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam za dobrze momentu, w którym Łukasz zaprosił Jurka na imprezę, więc miałem trochę inne oczekiwania odnośnie do jej przebiegu. Nie chodzi mi jednak o to, że w jakiś sposób mnie rozczarowałaś, po prostu nie spodziewałem się, że wśród gości zabraknie Małgosi, Jeremiego czy Alka. Poza tym chyba nastawiłem się na trochę większą dramę niż krzywe spojrzenia Doroty i jej „kółka adoracyjnego”. Niby pojawiły się drobne spięcia na linii Jurek-Adam, tyle że Elliot hamował swojego partnera, więc do rozlewu krwi nie doszło. Ale nieważne. To nie jest aż tak istotne. :)
Scena z pocałunkiem wyszła Ci naprawdę dobrze! Trudno oczekiwać, by Jurek, zagorzały homofob, od tak pocałował drugiego mężczyznę. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z dużą dawką alkoholu, uderzeniem o umywalkę i wpadnięciem do dołu na sadzawkę. Gos miał więc prawo nie być do końca świadomym tego, co się wokół niego działo. I za to duży plus, bo zachowałaś realizm sytuacji - gdyby doszło do czegoś wcześniej, uznałbym, że trochę poniosła Cię fantazja.
Jeśli chodzi o Łukasza, to jego zachowanie po prostu mi się nie podobało. I to z wielu powodów. Po pierwsze, gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, to dopuściłby się zdrady, a tego nie pochwalam. Wręcz nienawidzę i piętnuję! Poruszałem już ten temat w odniesieniu do historii, która przydarzyła się Bartkowi, sytuacja zmusza mnie jednak do tego, żebym się powtórzył. Nie rozumiem takich ludzi i chyba nigdy nie zrozumiem. Po tym rozdziale wnioskuję, że uczucie pomiędzy Łukaszem i Marcinem wygasło. Przynajmniej ze strony Nakoniecznego. Może w głębi serca wydaje mu się, że tak nie jest, w każdym razie myślę, że przy Marcinie trzyma go jedynie przyzwyczajenie. Ewentualnie nie jest gotowy do walki o firmę, bo coś czuję, że w razie rozstania Marcin pokazałby inną - złośliwą i mściwą- twarz. Po drugie, zdaję sobie sprawę, że na razie mieliśmy do czynienia tylko z jednym pocałunkiem, mimo to sądzę, że możemy już mówić o zauroczeniu. A skoro tak, to Nakonieczny powinien się inaczej zachować. Zamiast od razu rzucać się na Gosa, mógł się wcześniej upewnić, że fascynacja nim nie jest chwilowa. Denerwuje mnie to, bo jeśli Łukasz nie czuje już nic do Marcina, to powinien się z nim rozstać, a nie pod jego nosem całować innego faceta. Po trzecie, uważam, że przynajmniej w jakimś stopniu przemawiała przez niego desperacja. Rozumiem, że Łukasz nie był do końca trzeźwy i dał się ponieść chwili, no ale chyba nie spodziewał się, że Jurek świadomie odwzajemni jego pocałunek. Chodzi mi tutaj oczywiście o fragment, w którym opisałaś jego zaskoczenie tym, że Gos ledwo kontaktował. Myślę, że na (nie)oczekiwane zbliżenie wpływ miało wyjątkowo wiele czynników: alkohol, napięte relacje z Marcinem i wynikająca z nich potrzeba bliskości, mylnie zinterpretowane zachowanie Jurka itd. Dlatego uważam, że z perspektywy Łukasza to nie był odpowiedni moment na taki krok.
Niebywale intryguje mnie reakcja Jurka, gdy dotrze do niego to, co zrobił. Po tym rozdziale wnioskuję, że nie nienawidzi on Marcina za całokształt, tylko jest o niego zwyczajnie zazdrosny. W tym przypadku nie mam jednak pojęcia, czy w grę wchodzi zauroczenie, początek wielkiej miłości czy nieco zaborczy rodzaj przyjaźni. Jedyne, co jest pewne, to to, że Jurek ma w sobie pierwiastek homoseksualizmu. Jeśli chodzi o następstwa pocałunku z Łukaszem, to ja widzę dwa możliwe scenariusze. Albo Jurek wpadnie w panikę, znowu zacznie zachowywać się jak homofob i zrzuci winę na alkohol i Łukasza, albo wszystko na spokojnie sobie przemyśli i zrozumie, że pocałunek z drugim mężczyzną nie był tak zły, jak to sobie dotąd wyobrażał. Możliwe, że połączysz te warianty i początkowo Gos poczuje się wykorzystany, lecz potem dokładnie przeanalizuje swoje zachowanie, uczucia i pragnienia i wyciągnie na ich podstawie odpowiednie wnioski. Istnieje także wysokie prawdopodobieństwo, że nad ranem niczego nie będzie pamiętać, nie wątpię jednak, że z czasem prawda do niego dotrze.
UsuńCo za paradoks, że Jureczek próbował pocieszyć zdzirowatego Kubę. Nie dość, że „pedała”, to jeszcze „pedała”, który puszczał się na prawo i lewo. I nie, w ogóle nie jest mi go żal. Swoją drogą, myślałem, że podczas spaceru Gos natknie się na kogoś innego. Chyba za dużo fantazjuję, bo już widziałem, jak trafia na obściskujących się Marcela i Kacpra, obrzuca ich mięsem, a potem zostaje zmuszony do stawienia im czoła w domu Łukasza. :D
Widzę, że moi przedmówcy współczują Łukaszowi, ja natomiast nie znajduję podstaw, żeby go żałować. Jasne, rozumiem, że uczucia się zmieniają, ale napisałem już, jak w mojej opinii powinien się zachować. Gdyby nie było Marcina, to może bym mu współczuł, bo to, że całował się z Jurkiem, nie znaczy wcale, że coś z tego będzie. Nawet jeśli Nakonieczny się zauroczył/zakochał, a Gos dojdzie do wniosku, że może umawiać się i z kobietami, i z facetami. Tak więc dobrze, że Łukasz żałuje swojego zachowania, bo dał się ponieść emocjom i przynajmniej jednemu człowiekowi wbił nóż w plecy. Pytanie tylko, czy uda mu się go bezboleśnie wyciągnąć, czy jednak pójdzie za ciosem i przed wyrwaniem ostrza wielokrotnie nim zakręci.
A ja nadal uważam, że to Janek bardziej pasuje do Jerzego. Nakonieczny zaczął co prawda dobrze dogadywać się z Jurkiem, tyle że moim zdaniem bardziej nadaje się na przyjaciela, aniżeli na ewentualnego kochanka. Janek jest natomiast promykiem słońca, który jako jedyny może wydobyć Jurka z jego twardej skorupy i wnieść światło do serca przepełnionego ciemnością.
Chyba nie mam nic więcej do dodania na temat tego rozdziału, dlatego w tym miejscu odniosę się jeszcze w kilku zdaniach do Twojej odpowiedzi na mój poprzedni komentarz.
Zgadzam się, Jurek miał prawo narzekać na święta, dlatego napisałem, że akurat w tym kontekście rozumiem jego frustrację. :) Czy według Ciebie posiadanie narzeczonej sprawia, że trzeba się zamykać na inne znajomości? Bo trochę tak to zabrzmiało. :) Rozumiem, że druga połówka stoi na pierwszym miejscu, ale jeśli ktoś dobrowolnie odtrąca inne znajomości, nie próbuje ich podtrzymać lub nie stara się budować ich od zera, to najzwyczajniej w świecie prosi się o kłopoty. To właśnie nazywam gównianą wegetacją, na którą ktoś sam sobie zapracował.
Pozdrawiam serdecznie!
Hej!
UsuńJak zawsze mnie straszysz i zaczynając czytać Twój komentarz, właśnie sobie pomyślałam to, co chciałeś, żebym sobie pomyślała… Czyli, że najprzyjemniej nie będzie. Niemniej, cieszę się, że to stan poalkoholowy przyczynił się do takiego brnięcia przez tekst (czy ja jestem okrutna? :D), a nie jego beznadziejność.
W każdym razie, mam nadzieję, że impreza się udała i że byłeś daleki od stanu Jurka! xd
Ja też nie będę ukrywała, że nie zdawałam sobie sprawy, jaki może być Twój odbiór tego rozdziału. Dlatego byłam w miarę przygotowana na nie do końca przychylne słowa i, przyznam szczerze, znacznie gorszą opinię.
Ach tak, Łukasz specjalnie zaprosił Jurka na imprezę „po imprezie biurowej”, żeby ten nie czuł się za bardzo przytłoczony ilością wrogich spojrzeń… No i jak to taka impreza, podejrzewam, że byłoby na niej trochę sztywno. Na pewno dużo bardziej formalnie, bo Łukasz z Marcinem dalej musieliby trzymać fason, a tutaj zachowywali się jak wśród przyjaciół. Tak naprawdę ani Małgosi, ani Jeremiego nie znają za dobrze, a Alek by ich pewnie tylko wkurzał. (Łukasz nie przepada za faktem, że ten na niego leci, Marcin na pewno też nie.)
Większa drama is coming, także jeszcze jej oszczędźmy Jurkowi. Wystarczy mu na razie, że przeżył zbliżenie z mężczyzną. A i siedzenie w takiej atmosferze było dla niego bardzo nieprzyjemne. Szczęście, że miał Elliota przy sobie.
Ja uważam, że i tak poniosła mnie odrobinę fantazja. :) C’mon czy jeszcze jakimś innym bohaterom zdarzyło się całować w dole od sadzawki?
Niemniej, masz rację. Jurek musiał być nieźle oszołomiony.
Jeśli chodzi o Łukasza… To oczywiście jego zachowanie może Ci się nie podobać. Zdecydowanie lepiej byłoby gdyby najpierw porozmawiał z Marcinem, ale niestety podejrzewam, że może być to dla niego bardzo trudne. A wiadomo, że w życiu trudne tematy omijamy jak najdalej. Zobaczymy więc, na co zdecyduje się Łukasz.
„Rozumiem, że Łukasz nie był do końca trzeźwy i dał się ponieść chwili, no ale chyba nie spodziewał się, że Jurek świadomie odwzajemni jego pocałunek.” Tego akurat nie byłabym taka pewna. Jurek, mimo że nieświadomie, dawał mu znaki zainteresowania, które Łukasz na pewno dostrzegał znacznie wyraźniej i pewnie interpretował po swojemu – długie spojrzenia Gosa, to że zawsze się do niego przyczepiał, a nawet sytuacja z wcześniej, kiedy go dotknął i Jurek go nie odepchnął…
Natomiast dalsze gdybania, chociaż bardzo ciekawe, muszę pozostawić na razie bez odpowiedzi. W zależności, czy Jurek będzie pamiętał czy nie, scenariusze, które przedstawiłeś wydają się bardzo prawdopodobne. Przynajmniej jeden z nich :)
„Co za paradoks, że Jureczek próbował pocieszyć zdzirowatego Kubę. Nie dość, że „pedała”, to jeszcze „pedała”, który puszczał się na prawo i lewo.” Nie zapominajmy, że to są przypuszczenia Kacpra, który słyszał mnóstwo plotek i wystraszył się o Marcela. Więc nie wiemy, ile prawdy jest w tym puszczaniu, natomiast sam chłopak przyznał nam się tutaj raczej do swojej choroby.
Swoją drogą ja sama bardzo chciałam spotkać Jurka z Marcelem. Właściwie to długo miałam taki zamiar ale w końcu odeszłam od tego pomysłu. Z Kacprem też go chciałam spotkać. Ich starcie mogłoby być akurat ciekawe, bo obaj są raczej specyficzni, ale w końcu doszłam do wniosku, że to by był zbyt duży przypadek, żeby Gos spotkał kuzyna Marcina i jego chłopaka, o którym nawet kiedyś usłyszał… A co do wspólnej imprezy to tak, to byłoby możliwe, zwłaszcza że pojawił się na niej Szymon, ale tak szczerze, kto z osób uczestniczących tam, chciałby imprezować z dwójką dzieciaków?
Usuń„Tak więc dobrze, że Łukasz żałuje swojego zachowania, bo dał się ponieść emocjom i przynajmniej jednemu człowiekowi wbił nóż w plecy. Pytanie tylko, czy uda mu się go bezboleśnie wyciągnąć, czy jednak pójdzie za ciosem i przed wyrwaniem ostrza wielokrotnie nim zakręci.” Auć. Ale jesteś surowy dla Łukasza :C Nie zapominajmy, że on koniec końców też ma jakieś tam uczucia i jeszcze nie wiemy dokładnie, jak wyglądała jego relacja z Marcinem z jego strony. Po opisie tej imprezy wydawało Ci się, że Słowiński jest bez winy? Przecież on wydaje się kompletnie ślepy. Może więc wina nie leży tylko po jednej stronie? (Jak to zazwyczaj zresztą bywa?)
„A ja nadal uważam, że to Janek bardziej pasuje do Jerzego. Nakonieczny zaczął co prawda dobrze dogadywać się z Jurkiem, tyle że moim zdaniem bardziej nadaje się na przyjaciela, aniżeli na ewentualnego kochanka.” Jesteś już drugą osobą, która tak uważa. Oczywiście nie zaprzeczam. Janek pasuje do Jureczka jak mało kto <3
„Czy według Ciebie posiadanie narzeczonej sprawia, że trzeba się zamykać na inne znajomości? Bo trochę tak to zabrzmiało.” O nie, zdecydowanie nie :D Według mnie to okropne zachowanie par, ale myślę, że Jurek ma takie właśnie myślenie. Miał kogoś, komu się poświęcał w całości i to mu wystarczało. Nie potrzebował nikogo innego.
Dzięki za jak zawsze rozbudowany komentarz i również pozdrawiam!
PS Czy Ty w ogóle sypiasz? :D
Nie będę opowiadać kłamstw i udawać, że przez przypadek zacząłem swój komentarz od dwuznacznych wypowiedzi. Wybacz, chyba za długo nie zajmowałem się własnym opowiadaniem i teraz tzw. „zboczenie zawodowe” mimowolnie uaktywnia się w pisanych przeze mnie komentarzach. Więc jeśli ktoś z naszej dwójki był okropny, to tą osobą byłem raczej ja. :D
UsuńCóż, nie przywaliłem głową o umywalkę, nie wylądowałem w żadnym dole i raczej nie zaliczyłem spektakularnej gleby, więc chyba możemy uznać, że byłem daleki od stanu Jurka. W każdym razie zabawa się udała, o czym świadczy chociażby fakt, jak „zajebiście” się po niej czułem. :D
„Zdecydowanie lepiej byłoby gdyby najpierw porozmawiał z Marcinem, ale niestety podejrzewam, że może być to dla niego bardzo trudne. A wiadomo, że w życiu trudne tematy omijamy jak najdalej.” Nie będę negować prawdziwości Twoich słów, tyle że moim zdaniem takie zachowanie prowadzi jedynie do pogorszenia sytuacji i znacznie poważniejszych konsekwencji. Poza tym Łukasz nie jest już małym chłopcem, co więcej, ma własną firmę, więc powinien być przygotowany na konieczność odbywania trudnych rozmów. No i nie twierdzę, że miał od razu lecieć do Marcina i o wszystkim mu powiedzieć. Tak jak napisałem wcześniej, moim zdaniem powinien najpierw się upewnić, że jego fascynacja Jurkiem nie jest chwilowa, a problemy w związku ze Słowińskim są na tyle poważne, że nie chce ich rozwiązać.
Ani długie spojrzenia, ani chęć przebywania w czyimś towarzystwie nie oznaczają jeszcze zainteresowania w znaczeniu romantycznym/seksualnym. Okej, gdyby Jurek był zadeklarowanym gejem, to takie wnioski byłby całkiem sensowne. Tyle że w grę wchodzi znany wszystkim homofob, więc taka interpretacja jego zachowania była co najmniej ryzykowna. No i nie oszukujmy się, Jurek nie strącił dłoni Łukasza, ale był wyczuwalnie spięty. Bez powodu nie odsunął się także od Nakoniecznego. Oczywiście my wiemy, że w Jurku zachodzą zmiany i być może spróbuje znaleźć szczęście w związku z drugim mężczyzną, myślę jednak, że na razie jest za wcześnie, by i Łukasz zdawał sobie z tego sprawę. :)
Nie twierdzę, że Kuba na pewno puszczał się na prawdo i lewo. Nie zdementowałaś jednak plotek na jego temat, przynajmniej na razie, a sądząc po tym, jak zachował się w stosunku do Marcela, możemy przypuszczać, że ani jego choroba, ani niepochlebne opinie na jego temat nie wzięły się z kosmosu.
Nie chodziło mi o wspólne imprezowanie, tylko o coś w stylu, że Kacper z Marcelem wpadli do domu Łukasza i Marcina, bo nie wiedzieli o ich imprezie i po prostu czegoś od nich chcieli. :)
Nie, nie uważam, żebym był zbyt surowy dla Łukasza. Przecież napisałem, że uczucia każdego mogą się zmienić. Nie chodzi mi więc o to, że być może Nakonieczny przestał kochać Marcina, tylko o to, że zachował się wobec niego nie w porządku. Nie twierdzę także, że wina nie leży również po stronie Marcina, fakty są jednak takie, że w tym rozdziale to Łukasz niemal dopuścił się zdrady, a nie Słowiński. A nawet gdyby się okazało, że Marcin w przeszłości nie był lepszy, to wcale nie oznaczy, że Łukasz ma się zachowywać w taki sam sposób. Podsumowując, nie toleruję zdrady, więc każdy, kto się jej dopuszcza, jest w moich oczach skreślony. Gdyby któryś z moich ulubionych bohaterów był na miejscu Łukasza, nawet Janek, to oceniłbym go w ten sam sposób. Skoro jesteśmy istotami myślącymi i czującymi, to myślmy o swoim zachowaniu i nie róbmy innym tego, czego nie chcielibyśmy, żeby ktoś zrobił nam. Amen.
Jeszcze raz pozdrawiam!
PS Sypiam, ale w innych godzinach. :D Korzystam z okazji, że mam ostatnie w życiu wakacje i dzięki stypendium nie muszę wrócić do pracy. :)
Tak, zdążyłam się zorientować, że Ty to taki złośnik jesteś i lubisz postraszyć ;) Swoją drogą, widzę, że ostatnia aktualizacja u Ciebie w czerwcu była… więc co to za przestoje? Lepiej wyładować się na własnym tekście niż na mnie! Naprawdę, ja polecam. (A i jeszcze, tak nawiasem mówiąc, to bardzo ładny szablon.)
Usuń„Cóż, nie przywaliłem głową o umywalkę, nie wylądowałem w żadnym dole i raczej nie zaliczyłem spektakularnej gleby” To… Zdecydowanie lepiej dla Ciebie :D
„Nie będę negować prawdziwości Twoich słów” Bardzo dobrze, tak powinno być…
…Dobra, żartuję ;) „Poza tym Łukasz nie jest już małym chłopcem, co więcej, ma własną firmę, więc powinien być przygotowany na konieczność odbywania trudnych rozmów” mogę tylko powiedzieć, że co innego trudne rozmowy z klientami, pracownikami czy nawet z Marcinem na tematy związane z firmą, a co innego takie, które mogą doprowadzić do rozpadu czyjegoś dotychczasowego życia (a także własnego). Wątpię żeby dawali im na to jakieś szkolenia :D Nie wiem więc, jak duża część osób ma odwagę na taki krok, zwłaszcza że sama nie jest pewna tego, jak los potoczy się dalej. Przecież Łukasz nie planował całować Jurka, nie mógł więc jakby uprzedzić Marcina wcześniej. Bądź co bądź, była to spontaniczna decyzja, zresztą bardzo głupia, co uświadomił sobie chwilę później. Tutaj dochodzimy do „powinien najpierw się upewnić, że jego fascynacja Jurkiem nie jest chwilowa” i do tego, że był trochę pijany. Gdyby nie był, nigdy by do tego nie doszło; koniec końców Nakonieczny jest bardzo rozważnym (i poważnym) człowiekiem.
„Ani długie spojrzenia, ani chęć przebywania w czyimś towarzystwie nie oznaczają jeszcze zainteresowania w znaczeniu romantycznym/seksualnym” Oczywiście, że nie, ale stwarzają takie pozory. Łukasz dał się na nie złapać.
Swoją drogą, gdyby Kacper z Marcelem przyszli do Marcina, a przy tym jeszcze wpadli na Jurka, to ten rozdział zamiast dwudziestu miałby ze czterdzieści stron. Także na razie niech zostaną w swoim opowiadaniu, zresztą i tak mają dostać drugie, więc jeszcze o nich poczytamy… ;)
„Nie chodzi mi więc o to, że być może Nakonieczny przestał kochać Marcina, tylko o to, że zachował się wobec niego nie w porządku.” Tutaj mogę się z Tobą zgodzić w stu procentach (chociaż raz :D)
Ja też jeszcze raz pozdrawiam!
Tak, masz rację, bywam złośliwy i lubię straszyć innych, ale jeszcze bardziej lubię dyskutować o tym, co przeczytałem, dlatego z ogromną przyjemnością kontynuuję naszą rozmowę i po raz kolejny odniosę się do niektórych z poruszanych przez nas wątków.
UsuńPrzede wszystkim bardzo dziękuję za słowa uznania na temat mojego nowego szablonu. Od dawna marzyłem o takim, ale nie byłem pewien, czy ktokolwiek jest w stanie stworzyć coś, co by mi odpowiadało. W końcu się jednak zdecydowałem i... jestem naprawdę zadowolony z efektu końcowego. A jeśli chodzi o przestój w moim opowiadaniu, to... cóż, w zasadzie już dawno wysłałem rozdział do bety. Gdyby nie fakt, że Seya wielokrotnie uratował mnie przed spektakularną gafą, to prawdopodobnie nie czekałbym na jej poprawki i już dawno opublikował kolejny rozdział.
Zgadzam się, że inaczej przeprowadza się rozmowy z klientami, a inaczej z bliskimi - rodziną, partnerami czy przyjaciółmi. Nie zmienia to jednak faktu, że doświadczenia z pracy (trudne kontrakty, upierdliwi zleceniodawcy, pokręcone projekty itd.) mogą zostać wykorzystane w życiu prywatnym. Łukasz, chcąc nie chcąc, powinien mieć w tych sprawach trochę więcej praktyki i wprawy niż przeciętny człowiek. Poza tym, tak jak napisałem powyżej, odwlekanie poważnych rozmów i to tylko dlatego, że są dla nas trudne, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nie mówiąc już o tym, że świadczy to o niskiej dojrzałości emocjonalnej. Jasne, to normalne, że się boimy, ale skoro jesteśmy dorosłymi ludźmi, to powinniśmy wiedzieć, że unikanie problemów nie sprawi, że te nagle znikną. Wręcz przeciwnie, tylko się pogłębią.
Jeśli zaś chodzi o to, że Łukasz nie planował pocałować Jurka, to w tej kwestii także się z Tobą zgadzam. Tyle że w moich wypowiedziach nie chodziło mi o sam pocałunek, tylko o to, co go wywołało. Chyba zgodzisz się ze mną, że nikt nie całuje drugiego człowieka bez powodu, prawda? Więc tak, decyzja była spontaniczna, jednak sam fakt, że do tego pocałunku doszło, świadczy o tym, że w sferze uczuciowej Łukasza zaszły jakieś zmiany. On sam nie jest ich do końca świadomy, dlatego właśnie napisałem, że najpierw powinien się zastanowić, czy fascynacja Jurkiem nie jest chwilowa. Bo w jakiś sposób na pewno jest nim zafascynowany, inaczej nie przyszłoby mu do głowy, żeby go pocałować. Nawet po alkoholu. Nie wiem, jak to inaczej ubrać w słowa, więc mam nadzieję, że zrozumiesz, co próbuję Ci przekazać. :)
„Oczywiście, że nie, ale stwarzają takie pozory. Łukasz dał się na nie złapać.” Zgadzam się, dlatego później napisałem, że interpretacja zachowania Jurka przez Łukasza była bardzo ryzykowna. :)
Pozdrawiam!
PS Dla mnie rozdział może mieć i pięćdziesiąt stron, byleby nie był pełen zapychaczy. :)
Wiem coś na temat trudu dobierania szablonu na bloga, dlatego doskonale rozumiem Twoje obawy. Mimo wszystko dobrze, że się zdecydowałeś, bo blog wygląda dużo ciekawiej, niż jak zajrzałam tam pierwszym razem! ;) Swoją drogą, trochę mi szkoda, że sama nie mogę znaleźć odpowiedniego zdjęcia, by skleić z niego jakiś porządniejszy szablon…
UsuńAch, kochana Seya. Wciąż trzymam kciuki za to, żeby udało jej się skończyć opowiadanie. :)
Nie mogę się z Tobą nie zgodzić. Oczywiście, że Łukasz ma więcej doświadczenia i dzięki niemu być może łatwiej (ale wciąż niełatwo) jest mu poprowadzić rozmowy z bliskimi, ale mi się wydaje, że w tej sytuacji było po prostu trochę inaczej. Tak naprawdę nie wiemy, co Nakonieczny ma w głowie i czego chce. Może on sam nie wie, a może jest jakiś konkretny powód dla którego trwa przy Marcinie. Nie znamy przecież jego uczuć do Słowińskiego, ani sytuacji z jego strony…
Swoją drogą dyskusje są fajne, ale ja to się dwoje i troję, żeby jakoś Ci odpowiedzieć i przy tym niczego nie zdradzić, bo wiadomo, że sam argument „że to jest trudne” nie jest jedynym, a zachowanie Nakoniecznego i jego uczucia są dużo bardziej skomplikowane. Miejmy więc nadzieję, że kiedyś wszystkie odpowiedzi na nurtujące pytania zawrę w tekście :D
I znowu, rozumiem co chcesz mi przekazać. Po prostu wydaję mi się, że w tamtej chwili nie miał czasu na zastanawianie się. I jakkolwiek mądrze i rozważnie brzmi to, co mówisz i faktycznie byłoby lepiej, gdyby Łukasz najpierw się zastanowił, tak wychodzę z założenia, że przy wódce zdrowy rozsadek gdzieś znika. Ba, nawet i czasami bez niej. Żylibyśmy w idealnym świecie, gdyby ludzie najpierw myśleli, a potem robili, ale niestety często jest na odwrót.
„…interpretacja zachowania Jurka przez Łukasza była bardzo ryzykowna.” Może z Łukasza to po prostu taki ryzykant jest. A może właśnie dał się ponieść chwili.
Również pozdrawiam!
PS Spokojnie, ani zapychacze, ani rozdziały po pięćdziesiąt stron i tak nie wchodzą w grę. :)
Nie mam zielonego pojęcia, jak bardzo zamówiony przeze mnie szablon musiałby być spartolony, żeby prezentował się gorzej niż to, co wcześniej składało się na wygląd mojego bloga. :)
UsuńSeya to nie tylko moja beta i znajoma w wirtualnym świecie, ale również osoba, z którą miałem okazję spotkać się osobiście. Myślę więc, że spokojnie mogę stwierdzić, że prędzej czy później doczekamy się kontynuacji jej opowiadania. Tym bardziej, że niewiele zostało do jego zakończenia.
Z wielką przyjemnością pociągnąłbym naszą dyskusję dalej, ale z uwagi na to, że nie możesz swobodnie wysuwać w pełni merytorycznych kontrargumentów, na razie sobie odpuszczę. Może kiedyś będziemy mieli okazję porozmawiać twarzą w twarz (kto wie?), a jeśli nie, to poczekam do końca opowiadania. :)
Pozdrawiam!
PS Wcale mnie nie uspokoiłaś, przynajmniej nie w kwestii długości rozdziałów. :D
Widzę, że siebie też nie oszczędzasz. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że… mogło być gorzej? :D Wciąż pamiętam blogi z czerwonym neonowym tłem i niebieskim, równie neonowym tekstem. (I już wiem, na czym popsułam sobie oczy te dziesięć lat temu.)
UsuńW takim razie pozdrów ją ode mnie, chociaż nie mam pojęcia, czy w ogóle mnie pamięta. ^^’Ja wciąż trzymam kciuki za jej bloga, mimo że już nie czytam opowiadań potterowskich. Mam sentyment zarówno przez tematykę, podobną do tej na moim starym blogu, jak i przez to, że zaczynałyśmy publikować mniej więcej w tym samym czasie.
Tak, pewnie. Niezależnie od formy, kiedyś poprowadzimy godną debatę, na razie jednak muszę się hamować. I muszę iść pisać dalej rozdział, a żadne słowo mi się nie klei :c Swoją drogą, mogę wstawiać rozdziały po pięćdziesiąt stron raz na pół roku, więc nie wiem czy to takie znowu lepsze…
Miłego dnia! (Bo limit wzajemnych pozdrowień już zdecydowanie został przekroczony) ;)
Wiem, że w swoich wypowiedziach często bywam krytyczny i przez to mogę uchodzić za zarozumiałego. Tyle że „Moment Zwrotny” i opowiadania innych, które czytam w Internecie, są naprawdę ważną częścią mojego życia. Niektórzy ludzie biegają, inni gotują, a ja piszę, czytam i komentuję. W ten sposób się odprężam i zapominam o troskach życia codziennego. Z tego powodu staram się obiektywnie i rzetelnie oceniać innych, nie znaczy to jednak wcale, że wobec siebie nie jestem równie surowy i wymagający. :) Tak więc nie zamierzam zaklinać rzeczywistości, bo mam świadomość, że mój blog nie wyglądał wcześniej najlepiej. Ale masz rację, zawsze mogło być gorzej. Neonów na pewno nie przebiłem.
UsuńSzczerze mówiąc, gdyby nie ona, to pewnie nie trafiłbym na Twojego bloga. Zanim zacząłem czytać „Drugą szansę”, byłem „na głodzie”, bo pochłonąłem wszystkie książki, które miałem pod ręką. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem wówczas podjechać do biblioteki, dlatego poszukałem opowiadań w Internecie. Seya poleca Twojego poprzedniego bloga, więc zamierzałem go przejrzeć. A ponieważ okazało się, że teraz publikujesz inne opowiadanie, to postanowiłem zacząć od niego. :)
Miłego poniedziałku! A w zasadzie to miłego tygodnia!
PS Przekażę Twoje pozdrowienia. :)
Co tu się zadziało...
OdpowiedzUsuńRozdział ekstra. Wybacz, że przyczepię się jednej rzeczy... Dziecko. Te małe dziecko. Strasznie mi zgrzyta ta scena. Bardzo szybko maluch zmienił zdanie bez powodu... No i rozmawiał jak dorosły. Miałam wrażenie, jakby to był dziwny sen Jurka czy coś...
No mniejsza.
Poza tym... Jeju, ile się działo! Czytałam na raty, bo ostatnio czas mi się kurczy. A tu co chwilę coś. Tam Jurkowi przerywają rozmowę z Łukaszem, tam przywala w umywalkę... Mam wrażenie, że czytałam to tak długo jak działa się ta akcja xD A nawet dłużej, zaczęłam wczoraj wieczorem haha
Stęskniłam się za Jurkiem. Podoba mi się to jak budujesz jego nieświadome emocje. I jak źle je interpretuje.
Mega.
Weny, czasu i chęci!
Pozdrawiam,
Kyna
Gdzie w tym rozdziale było dziecko????
UsuńSzczerze powiedziawszy, zareagowałam tak samo :) Dopiero później się zorientowałam, że Jurek nazwał Kubę dzieciakiem. Pewnie Ci umknęło, zwłaszcza jak czytałaś na raty, że chwilę potem dodał coś w stylu, że nie mógł jeszcze skończyć szkoły średniej. Więc dla Gosa to jeszcze dzieciak(bo różni ich niecałe dwadzieścia lat), ale Kuba ogólnie jest już prawie dorosłym człowiekiem. Stąd też ta jego powaga :)
UsuńNiemniej, bardzo się cieszę, że rozdział się spodobał! I faktycznie sporo się działo. Postaram się też już nie pisać takich długich rozdziałów, bo wiem, że może to odstraszać xD
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam! <3
Długie nie odstraszają! Chce długie i często 😂
OdpowiedzUsuńRozdział super, teraz aż mnie nosi na ciąg dalszy
A i zapomniałam skomplementować tekst który zrobił mi tydzień "A wygląda jak Gatta" 😂😂😂
OdpowiedzUsuńJurek pozamiatał 😁
Jakby miały być dłuższe i częściej to chyba musiałabym przestać wychodzić z domu ^^'
UsuńI szczerze przyznam, że sama się śmiałam jak na to wpadłam. Riposta roku :D
Można się spodziewać rozdziału w ...ten weekend��?
UsuńNiestety, będę potrzebowała jeszcze kilku dni na skończenie.
Usuń...prawdę mówiąc to właśnie skończyłam. (Jestem taka niesłowna). Także całkiem prawdopodobne, że rozdział pojawi się jutro o ile zdążę go poprawić. :)
UsuńJak już się 'wygadałaś" Autorko że jest napisany nowy rozdział to ja będę dziś czekać do skutku aż go wstawisz.... ��
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyżby to Jurek spotkał naszego Kubę który spotykał się z Marcelem, no sporo się tutaj odwaliło, ciekawe czy Jurek będzie pamiętać ten pocałunek bo Łukasz to...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza