niedziela, 9 października 2022

Lis w owczej skórze: Rozdział 12

Stanęli przed klubem. Muzyka wydobywała się zza ścian, zachęcając ich do wejścia, jednak byli oporni; zwłaszcza Cezary. Trzymał Wiktora za ramię i niemal ciągnął go w tył, podczas gdy Janek swoim podekscytowaniem zachęcał go, aby szli na przód. Chłopak nie dawał się morderczym spojrzeniom Sobonia, ani jego posępnej minie. Skupiał się na Wiktorze. Na tym, czego będzie się w stanie od niego dowiedzieć, kiedy ten wypije kilka drinków.

Promieniał. Jego twarz rozjaśniła się, zachęcała do wysyłania w jej stronę uśmiechów, co zresztą ludzie czynili, gdy tylko napotkali go wzrokiem.

Janek stał przed nimi w pełnej krasie. Niemal błyszczał, wyrywając się do przodu, by zaznać trochę prawdziwej zabawy. Jak nastolatek, któremu rodzice pierwszy raz pozwolili pójść na imprezę.

Śmiał się i żartował w najlepsze, pochylając się do Wiktora, kiedy stali w kolejce. Zwracał na siebie uwagę i czuł się w końcu jak ryba w wodzie. Opięty w swoje najlepsze, ciemne dżinsy, w pastelowej, luźnej bluzie ukrytej pod niebieską kurtką, wiedział, że jest w odpowiednim miejscu. Wcale nie udawał. Po prostu czuł się dobrze, kiedy po spędzeniu wieczności w zamknięcia był tutaj – wśród ludzi i spojrzeń, w centrum uwagi, gotowy wszczynać słowne debaty, ale też, być może, uciszyć kogoś ustami bez używania słów.

To się jeszcze okaże.

niedziela, 2 października 2022

Lis w owczej skórze: Rozdział 11

     Dwie godziny zajęło mu uporanie się ze sprawami w pracy. Myślał, że uda mu się załatwić to szybciej, ale okazało się, że na jednej ze stacji zepsuła się kasa i musiał zjawić się tam osobiście, żeby zadzwonić po serwis. Pracownik był nowy i nie miał pojęcia, gdzie szukać numeru, a przy tym wyglądał na tak zdenerwowanego, że Cezaremu nawet przez myśl nie przeszło, aby jeszcze się o to wściekać. Ze spokojem odczytał numer telefonu z tyłu kasy i pokazał go młodemu pracownikowi.

– To twój pierwszy tydzień? – zapytał, chcąc rozładować napięcie, kiedy czekali na obsługę. 

– Już zaczął się drugi – sprostował, bawiąc się nerwowo palcami. 

Cezary tak działał na ludzi. Wzbudzał w nich stres, gdy patrzył na nich obojętnym, czasami wręcz chłodnym wzrokiem, a ludzie mieli przeświadczenie, że jeżeli tylko popełnią jakiś błąd, skarci ich albo, co więcej, od razu wyrzuci. Było to mylne wrażenie, bo Cezary miał w sobie duże pokłady cierpliwości. Nie tolerował jedynie jawnej głupoty albo ignorancji, gdy tłumaczył komuś coś po raz kolejny. 

– Takie rzeczy się dzieją – zapewnił go. – Ostatnio co prawda dwa lata temu, ale takie już szczęście nowego, że akurat zdarzają się na jego zmianie. 

Młody mężczyzna uśmiechnął się do niego. Chyba zaczął dostrzegać, że Soboń jednak nie był taki straszny, jak wydawał się na pierwszy rzut oka w tym swoim garniturze i z powagą wypisaną na twarzy. Odrobinę się rozluźnił, przez co rozluźnił się również Cezary. 

Miał dość napiętej atmosfery.