niedziela, 21 sierpnia 2022

Lis w owczej skórze: Rozdział 8

 

Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, kiedy stanął przed Soboniem w głuchej ciszy w pustym korytarzu, dlatego dłonie zacisnął w pięści i odwrócił wzrok. Wtedy też mężczyzna ruszył do wyjścia, mimo że wyraźnie liczył na jakieś słowa. Te jednak nie chciały chłopakowi przejść przez usta. Co niby miał powiedzieć? Jak się zachować?

Soboń był jego wrogiem. Szantażował go. Groził jego ojcu, a nawet więcej, był dla niego realnym zagrożeniem, dlaczego więc czuł, że wypadało mu go przeprosić?

Może dlatego, że umawiali się, aby nie robił nic głupiego. Ten dzień miał pójść po jego myśli i Janek mógł zrobić dla niego chociaż tyle, ale i to musiało mu się wymknąć spod kontroli. Nie, żeby bardzo żałował.

Soboń był problemem, ale był mu również potrzebny. Marzenia o tym, że cała ich przeszłość pójdzie w zapomnienie już były nieważne. To się nie wydarzy. Czy tego chciał czy nie był skazany na jego towarzystwo i musiał zrobić wszystko, aby nie pogorszyć sytuacji, która po dzisiejszym i tak wydawała się wyjątkowo beznadziejna.

Powłóczył za nim nogami bez entuzjazmu. Widok ojca sprawił mu radość, mimo że przyprószoną nutą goryczy, ale teraz nie potrafił się nią cieszyć. Nie, kiedy cała jego przyszłość zależała od tego mężczyzny, który jeszcze chwilę temu bez wahania przycisnął go brutalnie do stołu, obijając mu twarz i wykręcając rękę.

poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Druga szansa: Bonus II Wyjazd zimowy, cz. IV

 – Ktoś tu wstał w wyjątkowo dobrym nastroju – zauważył Marcel, kiedy rano wtoczył się do kuchni, gdzie zastał rozpromienionego Kacpra. Chłopak właśnie przygotowywał im śniadanie w akompaniamencie muzyki z telefonu, do której przytupywał nogą. Na sobie miał cienki, błękitny sweter i czarne dresy, które, na Marcela oko, umazane były ciastem na naleśniki. Te, które już się usmażyły roztaczały w całej kuchni przyjemny zapach.

– To prawda – odparł i nim Marcel zdążył skraść z talerza naleśnika, on skradł mu pocałunek.

– I nawet obolałe ciało nie ma wpływu na tenże nastrój?

– Nawet w małym stopniu – powiedział przymilnie, po czym przygładził mu włosy. Niestety zaraz się odwrócił w stronę kuchenki i przerzucił naleśnika w powietrzu, zanim ten zdążył się przypalić. – Zresztą z tego co widzę też jesteś dzisiaj wyjątkowo radosny.

– Mhm, nie mogę zaprzeczyć. Nawet siniaki na tyłku mi nie przeszkadzają – wyszczerzył się, odstępując krok do tyłu, po czym wskoczył na blat, żeby towarzyszyć Kacprowi w kuchni dopóki ten nie skończy. – Przynajmniej dopóki nie usiadłem – jęknął i powiercił się szukając wygodniejszej pozycji.

niedziela, 7 sierpnia 2022

Lis w owczej skórze: Rozdział 7

 W głowie mu szumiało, co gorsza świat dziwnie falował, a wrażenie to wzmagały światła z latarni, które w mokrej od roztopionego śniegu nawierzchni mieniły się i oślepiały. Janek już wcześniej doświadczył dużo stresu, ale ten był inny. Oprócz strachu i niepewności, gdzieś od spodu przebijała się nadzieja i ekscytacja. Nie widział ojca od tylu lat. Lat, przez które tak wiele się zmieniło, on również się zmienił i najpewniej Wojciech tak samo. Obawa mieszała się z radością i chyba właśnie od tego tak bardzo kręciło mu się w głowie.

Biło od niego gorąco, które odbijało się na jego policzkach lekkim zaczerwienieniem, co Soboń zauważył bez najmniejszego problemu.

– Cieszysz się? – zapytał z dystansem, kiedy otwierał przed nim drzwi wejściowe do mieszkania.

– Mam neutralny stosunek – skłamał gładko. Soboń nie wyglądał, jakby się nabrał. Złapał go za ramię i przytrzymał przy sobie.

– To nie będzie miłe spotkanie – powiedział, a Janek nie wiedział, czy to bardziej groźba czy ostrzeżenie.

wtorek, 2 sierpnia 2022

Lis w owczej skórze: Rozdział 6

 


 Tym razem nie spędził całego dnia w łóżku. Gdy tylko się przebudził, a wcale nie spał długo, najwyżej osiem godzin, wziął wszystkie rzeczy, które zostawił mu Soboń i położył je na biurku. Usiadł przy nim i jak człowiek zjadł obiad albo późną kolację. Nie miał pewności. Herbata w termosie wciąż była ciepła, a kanapki, mimo że podeschnięte, wcale nie smakowały tak źle. Jedząc, przeglądał tytuły książek. Było ich cztery i było to więcej, niż miał w rękach przez całe swoje życie. Tytuły i okładki różniły się diametralnie. Każda była z innego gatunku. Na wierzchu leżał nieśmiertelny Orwell, tuż pod nim znajdował się kryminał, który minimalnie bardziej zainteresował chłopaka. Przedostatnia pozycja nic mu nie mówiła, ale opis z tyłu wskazywał na to, że była to fantastyka naukowa, a na końcu... Zbrodnia i kara.

Janek wpatrywał się w nią przez dłuższy moment, po czym parsknął. Wziął do ręki stare tomiszcze. Pokręcił głową. To już nie mogło być bardziej wymowne.

Podobała mu się kreatywność Cezarego. Torturowanie go lekturą szkolną zdecydowanie było bardziej w jego stylu, niż wykręcanie mu rąk. Gdyby Soboń miał gorszy dzień pewnie puszczałby mu disco polo, chociaż mogłoby to być zbyt wiele nawet jak na niego.

Zbrodnia i kara...