niedziela, 27 stycznia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 7


Rozdział 7: Inny człowiek 

Jerzy patrzył w osłupieniu na kobietę, która stała przed nim, a wokół siebie zgromadziła całkiem pokaźne grono gapiów. Jej włosy były rozwiane u dołu, a od nasady ściskała je żółta, materiałowa opaska, wyraźnie kontrastując z czarnym kolorem kosmyków. Poza tym Alicja nie miała na sobie żadnego makijażu i wyglądała trochę inaczej, kiedy jej ust nie zdobiła soczysta czerwień, ale wciąż… Była przepiękna.

Śmiała się subtelnie, unosząc dłoń do ust i patrzyła z sympatią na kogoś, kto właśnie ją rozbawił. Wydawała się odległa i nieuchwytna, mimo że przecież stała kilka metrów dalej. Ubrana w dżinsy z wysokim stanem, grubą, jasną bluzę i z zarzuconą na ramiona czarną kurtką nie prezentowała się gorzej niż w długiej, lejącej sukni.

– Kurde, Jurek, na pewno wszystko w porządku? Może masz jakiś zawał…? – szepnął do niego Janek, kiedy to mężczyzna dalej pogrążony był we własnym świecie.

– Wszystko ze mną w jak najlepszym porządku. To chyba był szok – odpowiedział, ledwo co mogąc odwrócić spojrzenie od kobiety, by skierować je na chłopaka. Janek przyglądał mu się podejrzliwie. Miał splecione ręce na piersi i był wyjątkowo niezadowolony.

– To było głupie – wymamrotał spuszczając wzrok. Jerzy w duchu przyznał mu rację.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 6


Rozdział 6: Wyścig z czasem

Jurek wsiadł zaraz za Jankiem, który szczerzył się szeroko i przeczesywał dłonią zmierzwione od wiatru włosy. Gos nie wiedział, w co się wpakował, ale zarówno taki ucieszony chłopak, jak i kobieta siedząca za kierownicą nie wywoływali w nim najlepszych skojarzeń; właściwie było na odwrót. Czuł niepokój.

– Chyba sto lat cię nie widziałam – odezwała się do Janka, spoglądając na niego w lusterku. Obok przejeżdżały inne samochody, ale mknęły tak szybko, że po kilku sekundach znikały za zakrętem i zostawiały ich w tyle.

– Jakie tam sto lat! Kilka miesięcy…

– Ta – parsknęła, robiąc kolejnego balona z gumy. – Tutaj kilka miesięcy to jak kilka lat, Czyżewski. Dziwię się, że jeszcze dostajesz info. – Przewróciła oczami. Jej sposób bycia w dziwny sposób drażnił Jerzego. Nie podobała mu się. Wzbudzała poczucie zagrożenia, zwłaszcza kiedy w końcu ruszyła – a ruszyła naprawdę na wysokich obrotach. No i jeszcze ta rozmowa, z której niewiele zrozumiał…

– No pewnie, że dostaję. W końcu to ja! – zaśmiał się, a potem zerknął na Jerzego. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, tocząc niewerbalną rozmowę. Albo raczej sprzeczkę. Gos zdecydowanie się z nim kłócił, ale Janek, jak zwykle, zbagatelizował sprawę.

– No tak. Ty i… Jakiś nowy – mruknęła z dezaprobatą, mknąc szybko ulicą. Po chwili wyprzedzała już jeden z samochodów, który chwilę temu koło nich przejeżdżał.

– Jurek to sprawdzony gość.

sobota, 5 stycznia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 5


Rozdział 5. Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej

Tak jak Jurek się spodziewał, skończyło się na tym, że Janek został jego współlokatorem już na drugi dzień i to jeszcze przed południem. Po południu zaś zwiózł swoje rzeczy do mieszkania na dole i wybrał sobie pokój, który miał być jego. Oczywiście wybrał ten największy skoro „wszystkie były w jednej cenie”. Jeżeli zaś o cenę chodziło, to Jerzy postanowił być w tym wypadku bardzo łaskawy, na co Janek „miał ochotę go wyściskać” i obniżył mu stawkę aż o połowę tego, co płacił dotychczas. Cóż, Jerzy za ten czynsz będzie mógł sobie kupić co najwyżej swój super krem, ale to już zawsze coś, nie?

Janek nie był jednak problemem – nie aż takim, jakby się mogło wydawać – problem tkwił w tym, że Jurek po antybiotyku czuł się znacznie lepiej i wróciła do niego zdolność myślenia, a co za tym szło, zadręczania się, jak to wszystko potoczy się dalej. Dni mijały mu więc przy butelce. Janek czasami mu towarzyszył, a czasami tłukł się na klatce schodowej. Często go nie było.

W niedzielę Jerzy również został w domu, rezygnując z obiadu u matki. Był zbyt… zestresowany. Tak. Stresował się jak jakiś gówniarz i jeszcze się o to na siebie gniewał, więc jego samopoczucie sięgnęło dna. W głowie przewałkował już chyba ze dwadzieścia scenariuszy, jak potoczy się jego spotkanie z „szefostwem”.

Właściwie cudzysłów był tu zbędny. Marcin i Łukasz naprawdę mieli być jego…!