Rozdział 20: Mikołajki
Kolejne dni leciały tak szybko, że Jurek nawet nie
zorientował się, a był już grudzień. Jego „ulubiony” miesiąc. Taki rodzinny,
świąteczny, radosny… I ciepły, mimo mrozu panującego za oknem.
Tak… Gówno prawda.
Jurek nienawidził grudnia. Głównie dlatego, że był
to miesiąc spędzany z najbliższymi, a on po prostu ich nie posiadał. Miał
rodziców – temu nie mógł zaprzeczyć, tyle że jego rodzice nawet nie byli razem.
Ich święta były dwuosobowe. Jeden dzień z jednym, drugi z drugim, czasami
spotkali się we trójkę na koniec i to było tyle. Oczywiście do świąt było jeszcze
daleko. Grudzień niedawno się zaczął, ale świadomość tego, co nadchodziło już
nie dawało Jurkowi spokoju.
Mimo to teraz było trochę lepiej. Miał Janka,
przyjaciela, którego zawsze mógł do siebie zaprosić, gdy dopadało go
przygnębienie i samotność. Takiego, który poprawiał mu humor i sprawiał, że
pomimo szarości na dworze, jego życie stawało się odrobinę bardziej kolorowe.
W pracy natomiast… To było śmieszne, ale miał
Łukasza. Zwłaszcza od czasu ich wspólnej „nocy”, ich relacje jeszcze bardziej
się zacieśniły, rozmowy wydłużały, a nadgodziny spędzane w gabinecie zaczynały
stawać się czymś oczywistym i naturalnym, zwłaszcza kiedy Nakonieczny siedział
obok.
Na początku to było dziwne. Ich wspólne popołudnia –
chociaż przez ciemność panującą za oknem Jurkowi bardziej przychodziły na myśl
wieczory. Lubili spędzać je przy jego dębowym biurku, Jurek z odpalonym
programem graficznym, a Łukasz z plikiem dokumentów przed nosem; czasami
rozmawiając, a czasami nie.
Było w tym coś specyficznego, coś co sprawiało, że
Jurek niemalże czekał aż wybije szesnasta, by móc spędzić czas z Nakoniecznym. To
była jego odskocznia po często nerwowym dniu, nerwowym ze względu na ludzi,
którzy go otaczali. Co prawda nic nieprzyjemnego się już nie wydarzyło, a
przynajmniej nic, czym Jerzy mógłby się przejmować, ale za każdym razem, kiedy
wychylał się ze swojego pokoju czuł na plecach palące, nienawistne spojrzenia.
Czasami słyszał kpinę, a raz nawet po raz kolejny usłyszał za sobą
wypowiedziane pełnym jadu tonem „skurwiel”.
Wbrew temu nie czuł się skurwielem. Nastały inne,
lepsze dni – może nie tyle lepsze dla Jurka, co dla ludzi wokół niego. Już nie
traktował ich tak jak wcześniej. Teraz podchodził do nich przyjaźniej, z
ciekawością, bez ironii – na równi… Przynajmniej do tych, którzy nie mieli go za
najgorszego chama. Dla takich nie miał
żadnej litości i był tak uszczypliwy, jak tego od niego oczekiwali.
Prawie każdą przerwę spędzał z Małgosią. Na początku
źle się czuł otoczony przez tych wszystkich ludzi, ale szybko się przyzwyczaił
i przestawił myślenie – w końcu nie był tam dla nich, tylko po to by spędzić
miło czas ze swoją koleżanką. Tyle.
Z początku byli obiektem nieprzychylnych spojrzeń i
głupich plotek, ale Małgosia nie wydawała się tym przejmować. Miała własny
rozum i nie zawracała sobie głowy opiniami innych. Dwa dni później dosiadła się
do nich Julia, jej koleżanka.
Jeremi spoglądał na nich czasami, a Jurek od czasu
do czasu życzył sobie, by po prostu się dosiadł. Chłopak tego nie zrobił.
Małgosia za to zaprosiła go do siebie po raz trzeci –
na mikołajki – i tym razem Jurek nie miał zamiaru tego ignorować. Postanowił,
że przyjdzie. Wieczorem, bo przecież wcześniej koniecznie musiał się zobaczyć z
Jankiem.
Było poniedziałkowe, śnieżne popołudnie. Wbrew temu,
o czym ostatnio myślał, grudzień przywitał ich śniegiem i piękną pogodą. Za
oknem świat wyglądał bajkowo. Chodniki były przykryte kilkucentymetrową warstwą
puchu, tak samo jak drzewa, które stanowiły największą ozdobę. Jurek uwielbiał
je w zimie. Mógłby szkicować je cały czas, a i tak by mu się nie nudziło.
Dzisiaj Jurek nie mógł pozwolić sobie zostać dłużej
w firmie. W końcu jutro były te całe mikołajki, a Jurek wiedział, co się z tym
łączyło – prezenty. Musiał kupić prezenty!
Cholera by to wzięła, że nie zabrał się za to
wcześniej! Czy tym było to grudniowe szaleństwo, którego nigdy nie doświadczał?
Był podekscytowany i poddenerwowany na raz; w końcu
co on miał kupić Jankowi? I Małgosi i jej małej córeczce…? Przecież coś kupić
musiał!
Właśnie dochodziła szesnasta, a on już się ubierał,
by jak najszybciej podjechać do galerii. Na korytarzu zauważył Łukasza, ten
wlepiał wzrok w telefon, ale podniósł głowę tuż przed tym, jak minął go Jurek.
– Tak szybko uciekasz? – rzucił zdziwiony, a Gos parsknął
pod nosem.
– Wydawało mi się, że pracuję do szesnastej –
odpowiedział, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu.
Nakonieczny zmieszał się odrobinę.
– Tak… Tak – mruknął trochę zawstydzony. – W takim
razie do jutra. – Niemniej, zreflektował się od razu, przybierając standardową minę typowego szefa.
– Do jutra – odpowiedział z podobną powagą, po czym
wyminął mężczyznę, a gdy tylko ten znalazł się za jego plecami, uśmiechnął się zadowolony.
Godzinę
później był już w galerii, gdzie witryny sklepowe były pięknie przyozdobione
światełkami i miniaturowymi choineczkami. Gdzieniegdzie stały podobizny
Mikołaja, a z głośników leciało „Jingle Bell Rock”. Bardziej świątecznie być
nie mogło.
Nawet ci wszyscy ludzie, którzy spieszyli się i
nosili ze sobą mnóstwo siatek, sprawiali, że wszystko wydawało się autentycznie
radosne. Jurek też taki był, bo to był pierwszy raz od kilku lat, kiedy miał ku
temu powód.
Najpierw wszedł do księgarni – wiedział, że Małgosia
jest molem książkowym, a do tego kocha kryminały – z zamiarem znalezienia
czegoś dobrego i niedawno wydanego, by zrobić kobiecie niespodziankę. Nie
chciał jej przecież kupić czegoś, co już czytała.
Po krótkim rozeznaniu się w temacie i wypytaniu
sprzedawcę o nowości, przystanął z dwoma książkami, które zaczął pobieżnie
czytać. Wybranie odpowiedniej nie zajęło mu długo, od razu jedna go
zaintrygowała, więc wziął ją. A właściwie dwa egzemplarze. Sobie też postanowił
zrobić prezent.
Cóż, z tym poszło
gładko.
Po prezent dla małej Kasi skierował się do sklepu z
zabawkami. Tam również potrzebował pomocy ekspedientki. Skąd mógł wiedzieć, co
kupić takiemu małemu dziecku? Jego wzrok padł od razu na śliczne maskotki, ale
kobieta, która z nim rozmawiała odwiodła go od zakupu pluszaka. Ponoć takie
małe dzieci dużo bardziej wolały interaktywne zabawki, które wydawały dźwięki,
czy takie, które się poruszały. Jurek nie zamierzał się sprzeczać – faktycznie
wydawało się to bardziej interesujące. Po kilku minutach już stał w kolejce ze
swoim znaleziskiem – kotkiem, który śpiewał kołysanki, miauczał i przy okazji
jeszcze uczył dziecko alfabetu. No i to był kot. Dzieci lubią koty, prawda?
Łatwiejszą część miał już za sobą i nawet sprawnie
mu to poszło. Sprawy jednak komplikowały się, kiedy przyszło do Janka. Jurek
robił właśnie kółko po galerii zastanawiając się, co mógłby kupić chłopakowi i
miał niemałą zagwozdkę. Myślał intensywnie, gdzie tu wejść, co wymyślić, ale w
głowie miał pustkę.
Totalne nic.
To śmieszne. Przecież powinien wiedzieć, co
spodobałoby się chłopakowi!
Mimo intensywnego myślenia, wciąż nie przychodziło
mu wiele do głowy. Zdał sobie sprawę, że nie wie nic o pasjach Janka w
przeciwieństwie do chłopaka, który wiedział o nim wszystko – to jakiej muzyki
słuchał, co lubił robić, jaki wystrój lubił, co mu się podobało…
Zmarszczył brwi, przystając przy jednym ze sklepów.
Dopadła go obrzydliwa myśl, że nie jest takim dobrym
przyjacielem dla Janka, jakim on był dla niego. Nie pytał o niego, nie wiedział
o nim aż tak wiele…
Znał dobrze jego charakter i usposobienie, ale
charakter i usposobienie nie bardzo pomagały mu w wyborze idealnego prezentu!
Cóż, Jurek postanowił dojść do czegoś drogą
eliminacji. Książki odpadały. Filmy też, bo chociaż chłopak je oglądał, to miał
przecież wszystko w Internecie. Do takich drobiazgów jak ozdoby domowe nie
przywiązywał żadnej uwagi. Cóż, lubił być ładnie ubrany, ale Jurek przecież nie
kupi mu niczego, bo ich gust różnił się diametralnie. Słodycze też lubił, ale
był to przecież bardziej dodatek niż prezent sam w sobie…
To wcale nie było takie proste, pomyślał po czym
westchnął. Pokręcił się jeszcze przez chwilę po sklepach, ale wciąż nie wpadł
na żaden genialny pomysł, więc zamiast skupiać się na czymś konkretnym,
stwierdził, że kupi chłopakowi kilka mniejszych podarunków i zapakuje je w
jakieś ładne pudełko.
Tak więc przez następną godzinę szukał takich
drobiazgów, które ucieszyłyby chłopaka. Jego pierwszym wyborem było pójście do
herbaciarni i wyszukanie najładniej pachnącej białej herbaty z całego
asortymentu. Wiedział przecież, że chłopak ją uwielbiał. Potem poszedł po
słodkie wino – wciąż pamiętał, jak wracali znad morza, a Janek raczył się nim,
niemalże się rozpływając i gadając głupoty… Później kupił mu karnet do kina –
dzieciak lubił kino – następnie wpadły mu w oko grube, wyszywane skarpety,
które skojarzyły mu się z jego puchatym szlafrokiem, w którym miał zwyczaj
chodzić. Na koniec dokupił mnóstwo pudełek z Raffaello – ostatnio Janek tak chwalił
likier kokosowy – by wypełnić cukierkami pustą przestrzeń w pudełku.
Naprawdę się starał, żeby zrobić ładny prezent.
Niestety na nic lepszego nie wpadł, wiec to musiało
wystarczyć. Wzdychając, opuścił sklep, w którym kupował pudełko i ruszył w
stronę wyjścia, a wtedy dostrzegł szyld z napisem „pijalnia czekolady” i pomyślał
o kimś jeszcze.
Wszedł do lokalu wolnym krokiem, jakby niepewnie, po
czym ulokował spojrzenie w pysznościach, które znajdowały się na wystawie.
Kakao i
marcepan.
Nie, to głupie, pomyślał, mając zamiar opuścić
pijalnie, lecz wtedy zatrzymał go ciepły głos kelnerki.
– Dzień
dobry, może jednak, zanim pan wyjdzie, skusi się pan na coś? Zapewniam, że nie
ma nic lepszego w śnieżne popołudnie niż trochę czekolady. – Uśmiechnęła się do
niego perliście, z ogromną życzliwością, a Jurek odesłał jej równie serdeczny,
chociaż trochę speszony uśmiech.
– To nie dla mnie – odpowiedział, mając zamiar się
wycofać.
– Więc… Dla tego kogoś pewnie też nie ma nic
lepszego – odparła równie wesoło, a jej skrzące się zielone oczy były wbite
prosto w te Jurka.
Mężczyzna znowu przeniósł wzrok na pralinki, czując,
że jego policzki nabierają odrobinę koloru.
– Ma pani… marcepanowe? – zapytał, a dziewczyna
uśmiechnęła się zadowolona, wyczuwając, że jednak nie straciła klienta.
– Oczywiście! Nawet dwa rodzaje, jedne w deserowej
czekoladzie, a drugie w mlecznej.
– Niech będą oba – zdecydował z wolna Jurek. Dziewczyna
ochoczo skinęła głową.
– Jak dużo?
– Na prezent – odpowiedział nie wiedząc, ile by
wypadało. Dziewczyna spojrzała na niego i westchnęła cicho, zastanawiając się,
ile według Jurka mogło oznaczać „na prezent”, po czym zaczęła pakować
czekoladki w ozdobne pudełeczko.
– Coś jeszcze do tego?
– Właściwie to tak… – mruknął, dostrzegając na
półkach inne, czekoladowe pyszności.
Do domu wrócił koło osiemnastej i od razu zabrał się
za pakowanie prezentów. Książkę dla Małgosi własnoręcznie owinął w ozdobny, złoty
papier i przewiązał czerwoną kokardą, co nie stanowiło dla niego żadnego
problemu. Tego rodzaju artystyczne wyzwania były dla niego pestką. Równie
szybko uwinął się z pakunkiem dla Kasi, potem, wciąż nie wiedząc czy zrobił
dobrze, zajął się upominkiem dla Łukasza, na sam koniec zostawiając sobie pudło
dla Janka. I mimo że to prezentowało się pięknie i okazale, Jurek czuł się źle,
że jego prezent jest tak mało spersonalizowany. Autentycznie czuł się przez to
zdenerwowany, więc, kiedy tak siedział i wpatrywał się w czerwone pudło, w
końcu zdecydował się dodać coś jeszcze. Coś od siebie.
Narysuj mnie
jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn, przepłynęło mu przez głowę, na
co uśmiechnął się szeroko.
Chciałeś to
masz, pomyślał podchodząc do biurka. Noc jeszcze młoda, a on był
zmobilizowany! Usiadł, po czym wyciągnął dłonie do klawiatury wyszukując sobie
referencję zdjęcia Kate Winslet w kultowej scenie z „Titanica”.
Chciało mu się śmiać. To było komiczne! Trochę głupie.
Ale na pewno jakieś – Jankowe. O to chodziło.
Zresztą nawet Jurek miał poczucie humoru.
…Czasami. Gdy był w nastroju. A dzisiaj… Dzisiaj
naprawdę był!
Obudził się rano z równie dobrym samopoczuciem, po
czym zabrał się za swoją poranną rutynę. Czas zleciał mu błyskawicznie, a
uśmiech błąkał się po twarzy za każdym razem, kiedy jego wzrok padał na stojące
na stole pakunki.
Dzisiaj był ten dzień. Na dodatek od początku
zapowiadał się dobrze – za oknami było biało, drzewa wyglądały przepięknie od
śniegu, a ludzie wydawali się jacyś tacy bardziej radośni.
Jurek w biurze był kilka minut przed ósmą i, co
dziwne, przy ekspresie kręciło się więcej osób niż zazwyczaj. Gos podszedł tam
niepewnie, słysząc miłe rozmowy i bojąc się, że umilkną jak tylko znajdzie się
obok. Tak na szczęście się nie stało. Kobiety dyskutowały dalej, parząc sobie
kawę, a Jurek dostrzegł powód tego tłoku.
Na blacie przy ekspresie stała ogromna taca z
babeczkami „przebranymi” za Mikołaje. Obok nich stała kartonowa tabliczka, na
której koślawym pismem było napisane:
„Dzisiaj nie tuczą! :)”
Jurek uśmiechnął się pod nosem rozpoznając pismo
Łukasza, po czym wziął jedną babeczkę, rezygnując z kawy. Za dużo osób ustawiło
się w kolejce, nie chciało mu się czekać.
Wszedł do swojego gabinetu, gdzie najpierw się
rozebrał, a potem rozpakował zawartość torby do szuflady. Wciąż nie był pewien,
czy dobrze zrobił. Odrobinę się też denerwował, bo być może zrobił po prostu
głupio.
Łukasz nie był jego kumplem…
Łukasz był… Łukaszem. Jego szefem. Kimś, kogo
szanował. Kimś, kto ostatnio jakby nie było dbał o jego komfort w tej firmie,
więc to chyba normalne, że i on chciał się mu odwdzięczyć tym samym, prawda?
Tak. To był po prostu miły gest.
Problem w tym, że Jurek nigdy wcześniej nie bywał
taki miły.
Westchnął przeciągle, odpalając komputer. Oczy go
szczypały, ale dzielnie to znosił. W końcu wczoraj położył się niebotycznie późno,
kończąc prezent dla Janka, a teraz znowu będzie musiał wpatrywać się w monitor…
Chyba powinien wybrać się do okulisty po jakieś krople.
W międzyczasie, kiedy wznowił pracę nad projektem
ulotek edukacyjnych, podjadał babeczkę ozdobioną czerwonym i białym lukrem, i
zastanawiał się, czy nie przejść się do Łukasza.
Nie robił tego jednak długo, bowiem kilka minut
później Łukasz przyszedł do niego.
– Nakonieczny, co za niespodzianka – mruknął. Brew
Łukasza powędrowała do góry.
– Wciąż dziwi cię mój widok w tym pokoju? – zakpił,
podchodząc do biurka. Z tyłu za plecami trzymał jakąś torbę, ale niestety Jurek
nie widział, co to było.
– Cóż… – zaczął z wolna, nie wiedząc, jak wybrnąć z
tej sytuacji; Nakonieczny miał rację. – Po prostu nie spodziewałem się ciebie
dzisiaj – odpowiedział trochę nabierając koloru. Nie do końca to była prawda.
Łukasz
zamrugał.
– Dlaczego nie?
– Bo dzisiaj… To taki zabiegany dzień – wytłumaczył
płasko, czując się jak idiota. Łukasz jednak uśmiechnął się delikatnie, po czym
zbliżył się jeszcze i oparł się biodrem o biurko, wciąż trzymając coś za
plecami. Gos zaczął mieć przeczucie, że nie tylko on wpadł na pomysł z
prezentem, co sprawiało, że czuł i ulgę i podekscytowanie naraz.
– To prawda. Nie będzie mnie później, ale… Mam coś
dla ciebie, więc stwierdziłem, że wpadnę teraz – wytłumaczył patrząc prosto w
niebieskie oczy.
– Ach, naprawdę? – mruknął Jerzy, prostując się.
Łukasz skinął głową i w końcu wyciągnął zza pleców
rękę wraz z papierową torebką. To w niej Jurek utkwił wzrok przez kilka
kolejnych sekund.
– Żartujesz sobie – powiedział, wpatrując się w
logo. Pieprzone logo Armaniego.
– Przekonaj się – odpowiedział Łukasz, uśmiechając
się pod nosem.
Jurek pokręcił głową, po czym zajrzał do środka i
odsunął od siebie gwałtownie prezent.
– Nie ma mowy – warknął niemalże agresywnie. – Nie przyjmę tego.
– Przyjmiesz.
– Żartujesz sobie? – powtórzył z niedowierzaniem, na
co Łukasz znowu wbił przeszywające spojrzenie prosto w oczy Jurka.
– Jestem śmiertelnie poważny – mruknął, podsuwając
pod ręce Jurka torebkę z powrotem.
– Zwariowałeś. Zdajesz sobie sprawę, ile to
kosztuje? – zapytał, wbijając w mężczyznę niemalże przerażone spojrzenie.
Łukasz zaśmiał się krótko.
– Tak, wiesz, tak jakby to kupowałem. – W jego
głosie Jurek wyczuł rozbawienie.
Gos pokręcił głową.
– Nie przyjmę tego.
– Przyjmiesz.
– Nie.
– Chcesz się ze mną wykłócać w ten sposób?
– Tak – odpowiedział blady, a Łukasz znowu się
zaśmiał, po czym ogarnął całą sylwetkę mężczyzny roziskrzonym spojrzeniem.
– Nie wygrasz ze mną – stwierdził definitywnie i sam
sięgnął do paczki, z której wyjął płaszcz. Bardzo podobny do tego, w którym
Jurek nie tak dawno zwykł się nosić, ale najpewniej nie był to ten sam model. –
Czułem się niejako winny temu, co się stało z twoim poprzednim, więc uznajmy,
że to takie… uciszenie własnego sumienia, okej? – mruknął, robiąc kolejny krok
w stronę Gosa.
Jurek wstał. Ich sylwetki dzieliło kilkanaście
centymetrów.
– Jesteś szalony – mruknął, biorąc do rąk ubranie.
– Wątpię, że to objawy szaleństwa. – Uśmiechnął się
puszczając płaszcz. Jurek poczuł w rękach przyjemny ciężar.
– Odliczysz mi to z wypłaty – zadecydował.
Nakonieczny uniósł wysoko brew.
– A to rozumiem, że nie chcesz jej dostać przez
następne dwa miesiące? – wyszczerzył się, a Jurek zrobił skwaszoną minę. –
Przymierz – mruknął, odsuwając się o krok. – Mam dobre oko do rozmiarów
mężczyzn, ale wiesz… Nie jestem nieomylny. – Jego usta wygięły się jeszcze szerzej,
ale Jurka zatkało przez ten gest tak bardzo, że nawet nie wiedział, ani nie
widział sensu, by odpowiadać na taką głupią zaczepkę.
Przymierzył. Płaszcz leżał na nim jak ulał.
Łukasz odetchnął.
– Od razu wyglądasz bardziej jak ty.
– To naprawdę jest nie…
– To jest w porządku – zapewnił od razu, przerywając
mu.
Po raz kolejny ich spojrzenia się spotkały.
– Ach, wzruszające. Patrz do jakiego stanu cię
doprowadziłem. Czysta dezorientacja! – zaśmiał się, nie odrywając od niego
wzroku. Jurek pokręcił wolno głową.
– Nakonieczny – skarcił go, chociaż faktycznie tak
się czuł.
– Wspominałeś coś kiedyś, że jestem niedobrym
szefem…?
– Och, zamknij się. – Łukasz zamrugał zaskoczony, a
usta Jurka drgnęły wyraźnie. – Przysięgam, że czasami już nie da się ciebie
słuchać. – Łukasz uniósł wysoko brew, a jego kącik ust uniósł się.
– Ach tak?
– Jeszcze raz wspomnisz coś o „byciu dobrym szefem”
a wymyślę dobry sposób, by cię uciszyć.
– Naprawdę? – Nakonieczny przekręcił delikatnie
głowę. – Jaki? – dopytał ciekawy, a Jurek miał wrażenie, że przez chwilę jego
wzrok zatrzymuje się gdzieś w okolicy jego ust.
Zdębiał.
– Na przykład utnę ci język! – warknął ostro. Łukasz
pokiwał w uznaniu głową.
– Okej. W takim razie muszę się mieć na baczności.
– Koniecznie.
– Zapamiętam – mruknął, jeszcze raz ogarniając
wzrokiem sylwetkę pracownika. Jurek też spojrzał na swoje ciało.
Czuł się tak dziwnie. Zsunął powoli płaszcz, po czym
zapakował go z powrotem do papierowej torebki. Chwilę po tym pokręcił głową,
jakby dalej nie dowierzał.
Łukasz natomiast uśmiechnął się, wyjątkowo z siebie
zadowolony.
– Pójdę już – powiedział chwilę później, stawiając
kolejne kroki w tył.
Jurek od razu uniósł na niego czujne spojrzenie.
– Poczekaj! – zawołał gwałtownie i zarumienił się
odrobinę. – Po pierwsze… Jeszcze ci nie podziękowałem. – Twarz Łukasza
wykrzywiła się w szoku. – Po drugie… Ja też coś dla ciebie mam – dopowiedział,
czując jak policzki zaczynają go palić. Było mu tak głupio. Jeszcze ta
zaszokowana mina Łukasza…
– Masz coś dla mnie? – powtórzył niedowierzająco.
– To nic wielkiego – ostrzegł od razu, ale Łukasz
wydawał się równie zaciekawiony, co chwilę wcześniej. – Po prostu… Trzymaj –
zakończył kulawo, czując, że poziom niezręczności między nimi sięga zenitu. – To
nic w porównaniu do twojego gestu, ale…
– Cóż, podejrzewam, że gest jest ten sam – znowu mu
przerwał, odbierając pudełeczko. – Miło, że o mnie pomyślałeś – dodał i tym
razem to Gos spojrzał w jego czekoladowe oczy, by doszukać się w nich
szczerości i, tak jak chciał, doszukał się.
Łukasz niemalże od razu odwinął pakunek i sięgnął po
czekoladkę, a kiedy ta znalazła się w jego ustach, przymknął na chwilę oczy.
– Mhm, to już niebo – oznajmił uśmiechając się
anielsko, a serce Gosa zabiło mocniej w piersi, on sam natomiast zastygł jakby
sparaliżowany.
– To… cieszę się – udało mu się wydukać.
– Ja też się cieszę. Wiesz, trafiłeś. Uwielbiam
marcepan. Chyba że pamiętałeś to z
wtedy, z naszego wspólnego lunchu… Jeżeli tak, to masz nienaganną pamięć –
pochwalił, posyłając mu tak sympatyczny uśmiech, że było to aż niedorzeczne.
– Mam – odpowiedział płasko. Miał, ale Emilka
zdecydowanie mu w tym pomogła.
Jurek jeszcze raz pokręcił głową. Ten dzień zaczął
się bardzo intrygująco, a przecież był to dopiero początek…
Po pracy czekało go spotkanie z Jankiem na co już
nie mógł się doczekać. Umawiali się, że spędzą ze sobą trochę czasu. Nie dużo,
bo na osiemnastą Jurek był umówiony do Małgosi, ale to zawsze było coś, zresztą
to na spotkanie z nim cieszył się najbardziej.
Kiedy wszedł na klatkę, Janek właśnie wychodził ze
swojego mieszkania. Spojrzeli na siebie, po czym Czyżewski wyszczerzył się
szeroko, ściskając w dłoni płaski, owinięty w
srebrny papier pakunek.
– My to mamy idealne wyczucie czasu! – zakrzyknął,
po czym podszedł do Jurka i uścisnął go krótko. Mężczyzna uśmiechnął się
delikatnie.
– Na to wychodzi – odparł, kiedy zaczął wspinać się
po schodach. Janek ruszył za nim, cały rozpromieniony.
– Tak naprawdę to nudziło mi się od kilku godzin i
siedziałem z twarzą przylepioną do okna, czekając – wyznał. Jurek zaśmiał się z
jego słów.
– Wybacz, jakbym mógł to przyjechałbym wcześniej –
odpowiedział, otwierając drzwi. Janek wszedł za nim, rozglądając się ciekawie.
– A co tu tak… bez żadnych światełek? – zapytał,
wchodząc do salonu.
– To nie w moim stylu – wytłumaczył, podchodząc po
dość spore pudełko. Janek od razu ulokował w nim spojrzenie.
– Czy to dla mnie? – wyszczerzył się, a Jurek
przekręcił oczami.
– A widzisz tu kogoś innego? – zapytał retorycznie,
unosząc brew.
– No już, nie musisz być taki niemiły – zbył to,
podchodząc do Jurka z własnym prezentem. Wymienili się paczkami. – Mam tylko
nadzieję, że nie wydałeś na to mnóstwa kasy, bo będzie mi głupio! – zastrzegł.
Gos uśmiechnął się kącikami ust.
– Spokojnie, otwórz i zobacz – mruknął, samemu
rozrywając papier ze swojego prezentu.
Jego wzrok natrafił najpierw na zdjęcie. Zapatrzył
się, a w środku zrobiło mu się cieplej.
Zdjęcie przedstawiało Janka i jego; chłopak wyraźnie
szczerzył się do aparatu, a Jurek był uchwycony z profilu i kompletnie nie
zdawał sobie sprawy, że jest fotografowany. Obaj wyglądali dobrze. Na dole, w
rogu znajdował się dopisek:
„Najlepszy duet w całym mieście!”
Jurek poczuł jak serce mu rośnie.
– Boże, Jurek, czy ja widzę, to co widzę? To jest…
zajebiste! – wykrzyczał Janek, ściskając w rękach rysunek. – To najgłupsza i
najbardziej komiczna wersja mnie, jaką kiedykolwiek widziałem! Jest cudowna,
dzięki! – uśmiechnął się, grzebiąc dalej w pudełku.
– Nawet nie wiem, kiedy je zrobiłeś – odpowiedział
na to Jurek, wyjmując ramkę ze zdjęciem na stolik. Chłopak spojrzał na niego
uśmiechając się półgębkiem.
– Na jednym z naszych wypadów. Wyszedłeś dziesięć na
dziesięć. Ma się to oko fotografa, co?
– Tak, ma się. – Jurek pokręcił głową rozbawiony,
dochodząc do wniosku, że naprawdę wyszedł dobrze. Już teraz wiedział, że to
zdjęcie zajmie honorowe miejsce w jego domu.
– Ale podoba ci się…?
– No pewnie, że tak – powiedział szczerze, nie
wiedząc jak w ogóle Janek mógł w to wątpić. Jurek był… odrobinę sentymentalny.
Lubił takie rzeczy. Właśnie dlatego chciał, żeby jego prezent był bardziej
spersonalizowany. I sam dostał to samo.
Rozumieli się z Jankiem.
Poza tym w paczuszce znajdowała się jeszcze płyta.
– Wiesz, zastanawiałem się, co mógłbym ci kupić, bo
wydaje mi się, że wszystko masz… A wtedy usłyszałem kawałek tego zespołu i
totalnie mi się z tobą skojarzył, więc… może ci się spodoba –wytłumaczył,
uśmiechając się rozbrajająco. – Poza tym, skoro kupiłeś karnet do kina,
koniecznie musimy się do niego wybrać! – zaproponował podekscytowany. Jurek mu
przytaknął.
Co prawda nie myślał o sobie, kiedy mu to kupował,
ale poczuł się bardzo mile połechtany, że chłopak chciał iść z nim.
Kolejne pół godziny spędzili przy herbacie – wybór Jurka
był bardzo dobrzy – podjadając raffaello i odpoczywając przy świątecznych
piosenkach; ten czas chyba nie mógł być lepszy.
Janek, jak to Janek, gadał w najlepsze, śmiejąc się
czasami i nabijając się z Gosa, że ten nie znał słów do „Last Christmas”, samemu
śpiewając, a raczej raniąc biedne uszy Jurka,
w najlepsze.
W końcu jednak nadszedł czas, że obaj musieli się
zbierać.
– Szkoda, że
dzisiaj złapaliśmy się na tak krótko. – Jurek westchnął, pakując prezenty do
torby. Janek przytaknął mu z wolna.
– Tak, zwłaszcza że coś ci się ostatnio
poprzewracało w głowie i prawie cały czas siedzisz w robocie.
– Ty też nie zawsze masz czas – napomknął,
spoglądając w twarz chłopaka. Janek wzruszył lekko ramionami.
– Trochę racja, ale wiesz jak jest…
– A wiesz coś… od Dęby?
– Na razie nic. Zresztą, najpewniej najpierw
odezwałby się do ciebie, nie do mnie – zakpił, krzywiąc się. Jurek zrobił to
samo. Wciąż miał w pamięci to, jak ostatnio potraktował go mężczyzna i jego
siostra. – Widziałeś, atmosfera jest napięta, zresztą pogoda nam nie sprzyja,
więc pewnie będzie trzeba jeszcze trochę poczekać. – Westchnął, przeczesując
jasne włosy. Krzątał się od jakiegoś czasu po przedpokoju, zbierając się do
wyjścia i właśnie przystanął, by założyć buty.
Jurek podszedł do niego i spojrzał na pozostawioną
przez siebie w holu papierową torbę. Puls mu trochę przyśpieszył, bo do
cholery, powinien to zwrócić Łukaszowi, nieważne jak ten go przekonywał!
Przecież to było nie do pomyślenia!
Z drugiej strony… Dobrze było mieć płaszcz od Armaniego
z powrotem u siebie.
– Dobra, Jurek, ja muszę spadać, Martyna na mnie czeka
– wyszczerzył się, zarzucając na siebie kurtkę. – Więc baw się dobrze. Widzimy
się jutro wieczorem…?
– Tak, pewnie – odparł, odprowadzając chłopaka do
drzwi. – Do jutra – pożegnał się.
– Do jutra! Potem będę zajęty, ale w sobotę…! W
sobotę sobie odbijemy, nie? – rzucił już ze schodów, a Jurek zmieszał się wyraźnie.
– Tylko że… sobotę mam jakby zajętą – mruknął. Janek
uniósł brwi.
– I to tak beze mnie?
– Mam spotkanie. Firmowe – doprecyzował cicho.
Czyżewski spochmurniał.
– Okej – rzucił bez przekonania. Jurek spuścił
głowę. Zadecydował właściwie bez wcześniejszego przemyślenia sprawy, ale…
Przecież od początku wiedział, że nie mógłby sobie tego odpuścić, prawda? – Tak
czy inaczej, do jutra! – dodał bardziej entuzjastycznie, po czym zbiegł po
schodach, a Jurek zamknął za nim drzwi.
Dziesięć minut później sam już wychodził i coś czuł,
że ostatnia część tego dnia również go nie zawiedzie. Nie mylił się. Spędził
bardzo miły czas, w ciepłej, przyjaznej atmosferze, która była świetną
odskocznią od tego, co miał na co dzień.
Koniec końców, wychodziło na to, że kogoś w tym
swoim życiu miał.
…O dziwo, nawet Stanisław mu o tym przypomniał,
dzwoniąc do niego pod wieczór, by zapytać jak się czuje i czy wszystko jest w
porządku. Jego ton jak zawsze był lodowaty i poważny, trudno było się w nim
doszukać subtelniejszej nuty, ale słowa były wspierające.
Niesłychane.
Ojciec co prawda na swój własny, specyficzny sposób,
dał mu do zrozumienia, że chociaż zdarzało mu się o nim pomyśleć, a to… To już
było coś.
Jurek nie zamierzał narzekać.
***
Hej, wszystkim! Wiem, trochę mi się z tym zeszło... Minął prawie miesiąc odkąd wstawiłam poprzedni rozdział i jeszcze nigdy nie czekaliście tak długo na nowy post - mam nadzieję, że nie wejdzie mi to w zwyczaj, bo stan blokady pisarskiej jest strasznie frustrujący; zarówno dla mnie, jak i dla Was.
Nie gniewajcie się więc na mnie za bardzo, dobra? ;) Uwierzcie, że chciałam pisać tak samo, jak Wy czytać, tylko że totalnie mi nie wychodziło. Może to trochę przez to, że pisałam o grudniu w środku lata :') Z drugiej strony, nie chciałam żeby Jurek tracił urok zimy, bo ja siedzę i się roztapiam :D
Zdaję sobie sprawę również z tego, że ten rozdział znowu nie odpowiada na Wasze pytania, ale... jak tak sobie myślę to wcale nie zostało dużo do końca, a bardzo polubiłam tego mojego Jurka i chciałabym jeszcze trochę poopisywać jego zwyczajne dni. Co zabawne, kiedyś myślałam, że nigdy nie polubię i nie będzie mi się tak dobrze pisać nikim innym, jak Marcelem, ale jak widać nie miałam racji. :)
A jak już wpadamy w rejony Marcela, to w założeniu ten rozdział miał już opisywać wypad do Marcina - w końcu Jurek już się przyznał, że ma zamiar się tam wybrać - ale obawiam się, że wtedy rozdział wyszedłby taki długi, że zeszłoby mi się z nim kolejny miesiąc. Więc postanowiłam, że będzie krótszy, a wcześniej.
Natomiast imprezę u Słowińskiego zostawiamy na następny!
Więc... Na dzisiaj to już by było tyle. Dzięki za komentarze, zachęcam do zostawiania ich również pod tym rozdziałem - chociaż nie dzieje się w nim aż tak dużo - no i do następnego!
To był taki przyjemny rozdział! :) W końcu Jurek poczuł się choć troszkę szczęśliwy. Dobrze jest mieć przyjaciół 😍 Jurek się postarał jeśli chodzi o prezenty dla nich :) I nie było to jednostronnie! Łukasz to już w ogóle poszalał :D Musiał się nieźle przyjrzeć Jerzemu, że tak dobrze trafił z rozmiarem 😁 W ogóle on go tak prowokuje... W sensie Łukasz Jurka. Bardzo mi się podobają te ich rozmowy :) Nie wiem... Ja po prostu ich widzę razem. Janka uwielbiam, ale jako przyjaciela, nie ma między nimi chemii. Natomiast Łukasz... Tylko co z Marcinem? No nie mogę sobie tego poukładać ;) To nawet fajne, bo pewnie mnie czymś zaskoczysz :) Stęskniłam się za Jerzym przez tą przerwę :) Życzę Ci ogromu weny i głosuję za przedłużeniem tej historii (nie w sensie oczekiwania tylko rozmiaru tekstu oczywiście) 😉 Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńAno był, taki miałam zamiar :D Musiałam trochę odpuścić Jurkowi, ostatni okres nie był dla niego łaskawy, więc chociaż Mikołajki spędził przyjemnie i bez większych stresów. Chociaż Łukasz podniósł mu ciśnienie mocno ^^ Ale to akurat tak jak zawsze, zresztą tak jak mówisz, Łukaszowi zdarza się Gosa czasami troszkę prowokować.
UsuńZobaczymy co z Jankiem, a Marcina na pewno niedługo spotkamy, więc może coś się wyklaruje. :)
Co do długość to będę jeszcze kombinować z tym tekstem.
Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam! <3
Jak nigdy nie lubiłam opisywanych zakupów, tak tu zupełnie mi to nie przeszkadzało :) Aż gęba się cieszy jak Jurek chodzi taki szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńWeny, czasu i chęci.
Pozdrawiam!
A mi gęba się cieszy na widok Twojego komentarza. Fajnie wiedzieć, że dalej czytasz ;)
UsuńZa opisami zakupów natomiast też nie przepadam, ale jako że tutaj mamy grudzień i święto, to nie mogłam ich pominąć :D
Dziękuję i również pozdrawiam!
Naprawdę fajny rozdział, taki mikołajkowy, w którym to wszyscy są mili, każdy dostał prezent od Mikołaja, a największy to Jerzy (chociaż dobrze wszyscy wiemy że nie zawsze był grzecznym i dobrym chłopcem) ale ogólnie taki bardzo pozytywny zgodny z duchem nadchodchodzących Świąt��Ale ja już nie mogę się doczekać następnego i mam nadzieję że choć trochę Nas naprowadzi na to co tam kombinujesz w stosunku do "biednego" Jerzego bo jak nas informujesz że koniec coraz bliżej a Ja jak mało kiedy nie mam pewności co do przyszłości Jurka i jeszcze te insynuacje z Łukaszem�� Teraz to na równi z ciekawością co do pairingu Jerzy x ?, to jestem ciekawa jak poprowadzisz cały rozwój akcji żeby to wyszło w miarę naturalnie?? Bo wg mnie Jerzy jest raczej bliżej początku przemian niż dalej, a tu "zapowiadasz nam już napisy końcowe?
OdpowiedzUsuńTak, cóż, taki właśnie miał być. Podejrzewam, że jakby był grudzień to czytałoby się go znacznie lepiej, a i klimat by był inny, no ale... Byłoby słabo jakbym zwlekała z tym rozdziałem do zimy :D
UsuńJerzy dostał ładny prezent, ale samemu również bardzo się postarał! :)
Natomiast co do tego końca... To ja sama nie wiem, jak wiele zostało i w tym problem. W mojej głowie są punkciki - wydarzenia, które mają się wydarzyć, ale jeszcze muszę obudować to w tekst :D Więc tak naprawdę to nie wiem czy zostało do końca 50 stron, czy 100, czy może dalej. Po prostu tych "punkcików" już za dużo nie ma.
A jeżeli chodzi o naturalność no to... zawsze się staram, żeby wychodziło naturalnie. Więcej skarg dostałam, że coś dzieje się za wolno niż za szybko, więc o to chyba nie trzeba się martwić. :D Chociaż dopóki nie napiszę, to nic nie obiecuję.
Dzięki za komentarz!
Można liczyć na rozdział podczas tego weekendu?
OdpowiedzUsuńNiestety rozdział pojawi się dopiero po 7 września, gdyż od jutra szykuje mi się wakacyjny wyjazd i nie dam rady go dzisiaj skończyć - oczy niemalże same mi się już zamykają, chociaż uparcie piszę dalej. Na dzisiaj jednak jest to koniec, więc uzbrójcie się w cierpliwość :)
UsuńSzkoda mi, że nie wyrobiłam się wcześniej, zwłaszcza że już trochę tego naskrobałam, ale rozdział 21 jest na tyle długi, że nie ma innej opcji.
Z drugiej strony, jadę w te same góry, w których zdecydowałam się, że napiszę opowiadanie o Jurku, więc może mnie natchnie jeszcze bardziej! :)
Pozdrawiam Was wszystkich, którzy to czytają.
Trzymajcie się!
Rozdział był tak przyjemny i lekki, że pochłonęłam go niemal w sekundę - a przynajmniej tak mi się wydawało XD. BYŁ ZA “KRÓTKI” !!! xd tak oto mówiła moja mózgownica.😂
OdpowiedzUsuńMoże i miesiąc cię nie było, ale rozdział całkowicie rekompensuje te tygodnie.
Przechodząc do treści ^^
Jakoś nie dziwi mnie to, że Jurek nie przepadał za grudniem i świątecznym szałem.
Powiem - a raczej napiszę - Ci, że aż miło się czyta, jak opisani są w tekście Janek i Niekonieczny. Jaki pozytywny mają na niego wpływ i ciepło są kojarzone. Dwie silne podpory dla Jurka, które rozświetlają mu ten ponury “światek”, w którym żyje.
Atmosfera w firmie nie wydaje się już tak przytłaczająca i ponura. Widać, że ludzie powoli się do niego przekonują, a właściwie do “nowego ja” Jurka. Chociaż czy na pewno nowego?🤔
Jeremi … Z jednej strony skryta postać, raczej spokojna. Wydaje się, że nie jest w stanie rozwalić płaszcza od Armaniego. Jednak jest postacią na tyle plastyczną, że za wszystkie zła, które spotkały go ze strony Jurka, mógł to zrobić. ~ Może skrycie podkochiwał się w Jureczku i zrobił się zazdrosny, albo specjalnie próbuje zbliżyć tych dwoje do siebie~ XD takie myśli mi wpadły do mojej biednej główki. Już chyba lepsza opcja to ta gdzie się mści XD.😂
Jureczek kupujący prezenty >_< Brawa za wytrwałość … Ja dostaje pier*****.... echem … jak widzę te kolejki w święta i mi się nie chce nawet do tych sklepów wchodzić.😂
Muszę przyznać, że czasami zdarza mi się problem z kupnem prezentu dla najbliższych… Niby znasz ich bardzo dobrze, ale jak przychodzi moment to się zastanawiasz co tu dać ?! Gdy czytałam kawałek, w którym kompletował prezent dla Janka, aż się uśmiechnęłam, bo zrobiłam ostatnio tak samo, gdy miałam kupować prezent dla przyjaciółki. Taki drobne i przydatne drobiazgi zawsze cieszą. A ten rysunek musiał być the best! Aż szkoda, że nie mogę go zobaczyć w realu XD Ale może to i lepiej, bo coś czuję, że umarłabym ze śmiechu. Moim zdaniem takie własnoręcznie wykonane drobiazgi cieszą bardziej niż coś kupionego za krocie.
Łukasz i Jurek dający sobie prezenty ^^ Jeju oni są tacy słodcy byłoby mi głupio przyjąć tak drogi prezent. Ale! Armani musi mieć swój płaszczyk XD 😂😂
“Rozumieli się z Jankiem” - No ba! Obaj wpadli na ten sam pomysł, czyli dali sobie coś od siebie - coś w co włożyli swój czas i wysiłek.
Powiem ci, że nie mogę się doczekać momentu, w którym Łukasz zobaczy znów ten “Najlepszy duet” >< Jak nie w realu to na zdjęciu.
Ocho! Jureczek jednak idzie na to przyjęcie. Mam przeczucie, że do spokojnych ono nie będzie należało ^^.😁
I odnośnie do komentarza.
Oczywiście, że chcę, żeby któremuś z nich cosik się stało! 3:D oczywiście nic bardzo złego XD Tylko tego mi brakuje w tej pięknej całości.😂😂
Mam nadzieję, że twój brak weny minął tak samo, jak mój do pisania komentarzy ^^ Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i mam nadzieję, że nie będę musiała na niego długo czekać.
Dzięki za rozdział i weny życzę.
Pozdrawiam ❤❤😘😘😘😘
Zacznę od tego, że Twój komentarz roztopił moje i tak miękkie serduszko <3 Ja nie wiem, jak Ty to robisz, ale zawszę czuję od Twoich słów tyle pozytywnej energii i jestem Ci za nie naprawdę wdzięczna!
UsuńA że rozdział minął ci tak szybciutko, to też mnie cieszy, bo w takim razie dobrze się czytał :D
Atmosfera w firmie wciąż nie jest najlepsza, ale Jurek się też z czasem trochę uodparnia, a i ludzie trochę odpuszczają, chociaż wciąż Gos jest raczej gorącym tematem.
Jeremi... Cóż, tak jak mówisz, jest plastyczną postacią i na tyle jej tu mało, że tak naprawdę mogło wydarzyć się wszystko :D A mogło nic. ;)
Natomiast jeżeli o prezenty chodzi... Znam to! Grudzień, miesiąc rozterek i nietrafionych prezentów... Chociaż mimo kłopotów z nim związanych jest cudnym miesiącem. I tak właśnie myślałam, że takie dobieranie podarunków może wydawać się znajome - sama czasami też tak robię. (Pomijając cześć z malowaniem obrazów - mam do tego dwie lewe ręce ^^)
Ano, Armani bez płaszcza to nie Armani! Dobrze, że Łukasz o tym pomyślał.
Natomiast przyjęcie jest dopiero w toku pisania, więc nie mogę za dużo powiedzieć :)
Mój brak weny faktycznie minął, ale za to pojawił się wyjazd, więc wena będzie musiała poczekać...
Mam nadzieję, że poczeka.
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!
Zwykle wyręczają mnie od tego anonimy, ale chyba ja muszę napisać ten komentarz 😁 XD Kiedy pojawi się następny rozdział?🤔🤔🤔
OdpowiedzUsuńAlbo zamiast się niecierpliwić, cierpliwie poczekać. I czytać, co Leslie pisze w komentarzach, bo w jednym z nich napisała, że rozdział pojawi się dopiero PO 7 września. :)
UsuńWy moje niecierpliwce i motywowacze, dzięki że jesteście :D <3
UsuńJakieś dwie godziny temu wróciłam do domu po wyjeździe, właśnie odpaliłam komputer i z tego co widzę mam napisane około 4 strony. Herbatka już jest zrobiona, plik odpalony, więc mam zamiar śmigać dalej - przez ten czas naprawdę zdążyłam się stęsknić za Jerzym - niemniej utrzymuję to po 7 września, bo prędzej raczej nie dam rady.
W razie jakichś zmian, poinformuję Was przez edytowanie tego komentarza. :)
Dobrej nocy (albo miłego dnia - zależy, kiedy to czytacie:)!
Witaj Autorki, wiem że takie pytania są ciut upierdliwe �� ale jest już po " 7" więc czuje się troszkę rozgrzeszona że się tak nie mogę doczekać nowych wieści o moim ulubionym bohaterze, a że czeka mnie wyjątkowo trudny tydzień to "na pocieszenie" chętnie poczytałabym o zmaganiach Jerzego na drodze do odnalezienia własnego skrawka nieba...lub też swojego miejsca na ziemi?
OdpowiedzUsuńCo prawda zeszło mi się z nim trochę dłużej niż zapowiadałam, ale mam nadzieję, że chociaż długość będzie satysfakcjonująca i zrekompensuje oczekiwania.
UsuńA także, że przynajmniej umilę Ci weekend, skoro tygodnia nie zdołałam. :(
Pozdrawiam serdecznie!
Cześć!
OdpowiedzUsuńZanim przejdę do właściwej i ważniejszej części komentarza, chciałbym przeprosić, że dopiero dzisiaj zostawiam po sobie jakiś ślad. Rozdział przeczytałem już dawno, chyba nawet w dniu jego publikacji, tyle że później nie miałem dostępu do komputera. Mogłem co prawda napisać komentarz na telefonie, problem w tym, że nie znoszę tego robić. W każdym razie dzisiaj ponownie przejrzałem Twój rozdział i w końcu mogę (i mam czas) wypowiedzieć się na jego temat.
Szczerze mówiąc, nastawienie Jurka z początkowej fazy tego rozdziału odrobinę mnie zirytowało. Rozumiem i akceptuję to, że nie każdy musi lubić wszystko i wszystkich. Nie rozumiem i nie akceptuję natomiast sytuacji, kiedy ktoś zaczyna jęczeć i stękać, jaki to jest skrzywdzony przez życie, choć tak naprawdę sam sobie na tak gównianą wegetację zapracował. Ale może zacznę od początku. Sytuacja rodzinna Jurka jest trudna, nie oszukujmy się, więc akurat w tym przypadku rozumiem jego niechęć i rozgoryczenie. Chyba nikt nie chciałbym spędzać świąt z rozwiedzionymi i skłóconymi rodzicami, z kolei jeżdżenie od matki do ojca lub odwrotnie też nie brzmi zbyt zachęcająco. Jeśli zaś chodzi o brak znajomych czy przyjaciół, to tutaj Jurek sam jest sobie winien. Okej, wychowywał się w toksycznej rodzinie, która w jakimś stopniu na pewno spaczyła mu psychikę, nie zmienia to jednak faktu, że później przez dłuższy czas nie starał się tego zmienić. Uważam więc, że zamiast narzekać i użalać się nad sobą, pora zrobić rachunek sumienia i wyciągnąć z niego jakieś wnioski. Na szczęście Jurek przechodzi już wewnętrzną przemianę, dlatego poprzestanę na tym, co napisałem.
Zastanawiam się, czy przypadkiem Jeremi nie okaże się czarnym bohaterem tej historii. Na razie ciężko mi rozwinąć ten temat, bo w zasadzie nic nie wiemy o byłym asystencie Gosa. Mam jednak wrażenie, że Jurek naprawdę zalazł mu za skórę i tak szybko nie zostaną mu wybaczone jego upierdliwość, chamstwo, brak empatii i... skurwysyństwo. Możemy się przecież jedynie domyślać, czy akcja z rozlaną kawą i rozciętą ręką była najgorsza ze wszystkich, czy może Jeremi przeszedł z Jurkiem jeszcze gorsze piekło. W każdym razie nie wykluczam opcji, że dokonuję nadinterpretacji pojedynczych zdań, ale nie odrzucam również myśli, że to właśnie były asystent Gosa bawi się w wojnę z ukrycia. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość i kolejne rozdziały.
W poprzednim opowiadaniu moją sympatię zyskał Bartek, w tym - Małgosia. I chociaż Janek jest bohaterem, o którym chciałbym czytać jak najwięcej (nie o Nakoniecznym ^^), to Małgosia jest moją bratnią duszą. Ona kocha książki, ja kocham książki, czego chcieć więcej? Czuję, że byśmy się dogadali, bo rozmowy na temat literatury nie pozostawiłyby nam czasu na kłótnie czy inne tego typu pierdoły. No chyba że zaczęlibyśmy się spierać na temat książek... Wtedy mogłoby być różnie.
Uważam, że Jurek ma skłonności do wyolbrzymiania swoich wad, nawet jeśli te i tak nie są małe. Samokrytycyzm bez wątpienia ma swoje plusy, no ale bez przesady. Nie popadajmy w paranoję. Rozumiem, że nagłe zdanie sobie sprawy z tego, jak niewiele wie się na temat drugiego człowieka, może być nieco przytłaczające. Nie wydaję mi się jednak, żeby dobór tak „błahych” prezentów wymagał aż takiego samobiczowania się. Osobiście jestem zdania, że skompletowanie spersonalizowanego „koszyka” nie jest łatwe, co więcej, wybranie ulubionych słodyczy czy najlepszej herbaty wskazuje właśnie na to, że mimo wszystko dobrze znamy osobę, dla której przygotowujemy prezent. O rysunku już nie wspomnę, bo wykonanie czegoś własnoręcznie jest bezcenne. Przynajmniej dla mnie.
To chyba wszystko, co miałem do powiedzenia. Nie chcę się wypowiadać na temat scen z udziałem Jurka i Łukasza. Nie chcę się wypowiadać także na temat łączących ich relacji, bo zmierzają one w kierunku, który osobiście nie bardzo mi odpowiada. Nie będę Cię więc zanudzać moimi postękiwaniami, tym bardziej, że w którymś z poprzednich komentarzy wyraziłem już swoje zdanie w tej kwestii.
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Hej!
UsuńJa w takim razie zacznę tak samo – mam nadzieję, że mi wybaczysz, że nie odpisałam wcześniej na Twój komentarz, ale sam widzisz, jakie tutaj urwanie głowy było, co do pisania następnego rozdziału ;)
W każdym razie, doskonalę Cię rozumiem – sama również nienawidzę pisać czegokolwiek na telefonie i nie gniewam się ani trochę.
Twoja ocena Jurka jest widzę ostra, nie neguję, chociaż chciałabym obronić tego mojego biednego Gosa… Nie będę jednak tego robić. Był jaki był, nie można temu zaprzeczyć. Zasłużył na to, by tak o nim myśleć, chociaż akurat co do narzekania na święta ma on większe prawo, w końcu spędza się je raczej w gronie rodziny, a nie przyjaciół.
Jurkowi nigdy nie kojarzyły się dobrze, bo choć może przyjaciele (gdyby ich miał) pomogliby mu przetrwać ten okres, to i tak w głównej mierze musiałby mierzyć się z własną rodziną. A taki Stanisław to raczej nie jest najprzyjemniejszy. Kolendy nie zaśpiewa, placka nie upiecze… :/
Natomiast z tymi przyjaciółmi się zgadzam, chociaż również dodam, że gdy Jurek miał narzeczoną (co było raczej dawno) jego potrzeba posiadania przyjaciół nie była priorytetem. Dopiero po tym jak został sam to to, że nie ma wokół siebie żadnej przyjaznej duszy zaczęło mu coraz bardziej doskwierać. To tak się nawarstwiało i nawarstwiało (Jurek starał się jakoś walczyć z samotnością przez spędzanie nocy z różnymi kobietami), aż w końcu doszedł do tego momentu, w którym rozpoczyna się opowiadanie, więc resztę już znasz.
Niestety, na Twoje domysły nie mogę odpowiedzieć. Jeremi faktycznie miał motyw – akcja z rozciętą ręką była nieprzyjemna, a zachowanie Jurka beznadziejne. Możliwe też, że Gos nie traktował go zbyt dobrze na co dzień, chociaż on sam wypowiadał się na ten temat w początkowych rozdziałach… Coś o tym, że raczej zawsze starał się Jeremiemu pomagać, ale właściwie nie wiemy, czy jego starania przekładały się na czyny.
Małgosia! Złota kobieta, nie mogę się nie zgodzić. Też ją lubię. Pośród bohaterów występujących w tym opowiadaniu wydaje się naprawdę sympatyczna i szczera, niezawistna i ogólnie raczej kochana z niej młoda mama. Czytanie książek to tylko jedna z jej licznych zalet :D
A co do tego Nakoniecznego to ten… Nie wiem czy czytałeś już następny rozdział, ale jak nie to trochę go tam jest…:’)
Ja sama jestem zdania, że Jurek bardzo się postarał z tym prezentem. Specjalnie tak to napisałam, że niby nie miał pomysłu na taki „główny” podarunek, a jednak wybierał takie rzeczy, które pokazywały jak dobrze zna Janka. Tylko że Jurek już tak ma – jak mu na kimś zależy, to dałby gwiazdkę z nieba i wskoczyłby w ogień; ciągle więc ma wrażenie, że zrobił dla tej osoby zbyt mało.
Dzięki za komentarz! Naprawdę doceniam, że chciało Ci się go naskrobać po takim długim czasie od publikacji.
Pozdrawiam! :)
Droga Autorko daj tylko znać czy jest taka możliwość że rozdział pojawi się w ciągu tygodnia czy raczej w następny weekend?
OdpowiedzUsuńKochani, powiem tak, jak tylko uda mi się dorwać do komputera to siadam do rozdziału, bo - nie ukrywam - czuję trochę presję z Waszej strony. :D Chciałabym już Wam to wrzucić na dniach, ale rozdział jest raczej trudny i długi, i mimo że posuwam się wyraźnie do przodu to jeszcze sporo mu brakuje.
UsuńWybaczcie, że na razie nie odpisuję na Wasze komentarze, staram się skupiać na pisaniu.
Bardzo mi też miło, że tak wyczekujecie dalszych losów Jurka, postaram się żebyście nie czekali zbyt długo, więc raczej rozdział 21 pojawi się jeszcze w tym tygodniu.
Trzymajcie kciuki,
Wasza wiecznie spóźniona autorka. :D
..... i jak tam... coś będzie?
OdpowiedzUsuńTak! Rozdział już napisany, ale muszę go jeszcze poprawić... Więc albo będzie dzisiaj późno w nocy, albo już jutro, ale na pocieszenie Wam powiem, że jest taki długi jak prawie dwa standardowe. :)
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale bardzo przyjemny rozdział i miły więc jednak Jurek ma osoby którym na nim zależy i te prezenty Łukasz to poszalał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział i przyjemny, a jednak Jurek ma osoby którym na nim zależy i te prezenty Łukasz to sobie poszalał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia