sobota, 28 grudnia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 25


Rozdział 25: Niemożliwe

Dwa samochody pędziły w szaleńczym wyścigu, jeden tuż za drugim, a emocje obserwujących ich ludzi sięgały zenitu. Z boku wyglądało to spektakularnie. Biorąc pod uwagę, jak prezentowały się auta musiało się na nie bardzo przyjemnie patrzeć. Bentley w kolorze butelkowej zieleni lśnił odbijając światła pochodni, przyciągał wzrok i budził zazdrość niejednego zawodnika, audi Sandry zaś parło do przodu, nie dając Jurkowi żadnych szans…
Tak przynajmniej wyglądało to z perspektywy widzów.  
Jurek bowiem specjalnie nie dociskał gazu do dechy, nie denerwował się i nie bał, że coś pójdzie nie po jego myśli. Nie podzielał ekscytacji widowni. Siedział Sandrze na ogonie i czuł ten specyficzny dreszczyk emocji, który urzekł go za pierwszym razem, ale był spokojny i zrelaksowany. Palcami postukiwał o kierownicę, a wzrok czujnie wbijał w tor.
Pomimo decyzji, którą podjął nie chciał dać Sandrze odczuć, że odpuścił. Kobieta najprawdopodobniej obraziłaby się za to śmiertelnie, a znając jej temperament może i nie odbyłoby się bez rękoczynów. Jurek natomiast chciał to zakończyć z klasą, tak jak na niego przystało.
Miał wrażenie, że wszyscy śledzą uważnie każdy jego ruch, chociaż tak naprawdę niewiele go było widać zza szyby samochodu, a już zwłaszcza, kiedy znikał za drzewami. Tam, kiedy droga robiła się wyboista i piaszczysta zwalniali z Sandrą do bezpiecznych prędkości. Oboje czuli, że nic im nie zagraża ze strony drugiego, więc nie wygłupiali się tak bardzo – w końcu to nie był sezon na takie ściganie, drogi były wilgotne i łatwo było o poślizg.
Jurek cieszył się, że kobieta nie chce się popisać za bardzo i nie daje się zgłupieć. Chociaż może to dlatego, że ciągle prowadziła. Gos czasami zbliżał się do jej tyłów, kilka razy nawet  się z nią zrównał, jednak mijały ledwie sekundy, nim Sandra zostawiała go odrobinę za sobą.

Jeszcze nigdy podczas wszystkich wyścigów nie czuł się taki odprężony. Kochał jeździć i teraz czuł to całym sobą. Pęd sprawiał, że krew buzowała mu w żyłach,  sprawiał, że udało mu się zapomnieć na chwilę o całym tym gównie, które go otaczało. Nawet Łukasz zniknął z jego głowy.
Zostało im ostatnie kilkadziesiąt metrów. Ludzie, którzy to obserwowali spięli się, wlepiając uważne spojrzenia w dwa pędzące samochody, które sunęły jeden za drugim, a ich silniki warczały głośno, przeszywając ich ciała dźwiękiem. Jurek uśmiechnął się kącikiem ust. Docisnął pedał gazu i z zadowoleniem obserwował jak jego samochód zbliża się niebezpiecznie do audi Sandry. Gos nawet nie zdawał sobie sprawy, ile strachu przysporzył tym zagraniem kobiecie. Ta widząc, że mężczyzna jest coraz bliżej, pobladła a pot wstąpił jej na twarz.
W kilka sekund przebyli resztę drogi. Sandra pierwsza przejechała metę, Jurek zrobił to na wysokości jej tylnych drzwi. Był bardzo blisko… Ale był drugi. Przegrał! Zupełnie tak, jak chciał. Porażka ta więc była osobistą wygraną, a ulga, którą poczuł, gdy zdał sobie sprawę, że to już koniec, była przytłaczająca.
Jurek zaśmiał się w głos, hamując rozpędzonego bentleya. Czuł się tak lekko! Kilka zmartwień właśnie odeszło w niepamięć – w końcu nie będzie musiał się martwić, że komuś „zagrażał” i że ktoś w ramach zemsty postanowi wyżywać się na nim; czy to słownie, czy przez niszczenie jego rzeczy, nie mówiąc już nic o jego samochodzie.
Zatrzymał się. Adrenalina i endorfiny wciąż krążyły mu po ciele, nie pozwalając mu wrócić myślami do dręczących myśli. Było to tak wyzwalające po ostatnich dniach pełnych strachu i nerwów, że Jurek chciałby zatrzymać ten stan już na zawsze. Lekkie kołysanie w głowie, śmiech wydobywający się niemalże bez jego woli, osłabione dłonie i nogi jak z waty…
  – Jurek! – Głos Janka przebił się przez hałas tłumu. – Kurczę, Jurek! – wysapał, dopadając do niego. Uścisnął go za ramiona, po czym roześmiał się radośnie i potrząsnął nim delikatnie.
– No co, dzieciaku? – Jurek uśmiechnął się szeroko.
– Przegrałeś! – oznajmił mu pełnym napięcia głosem.
– Ale w jakim stylu – odpowiedział, a zmierzająca w ich stronę Sandra uniosła wysoko dłoń w geście zwycięstwa. Zewsząd było słychać gratulacje, pogwizdywania i żale – niektórzy obstawiali inaczej i nie wyglądali na tak zadowolonych, co reszta, ale Jurek miał ich gdzieś.
Chłonął przez chwilę widok szczęśliwej kobiety, czując, że w końcu zrobił coś dobrego. Pozwolił Sandrze na coś, co było dla niej bardzo ważne i było bardzo dobre uczucie.  
– Armani, nie płacz, może następnym razem ci się uda! – Kobieta rzuciła zadziornie, po czym podeszła i podała mu rękę. Jurek uścisnął ją, kręcąc z niedowierzaniem głową. Już wiedział, że nie będzie następnych razów.
– Ja pierdolę, czemu ja zawsze źle obstawiam? – fuknął Sebastian.
– To było coś!
– Spodziewałem się po nim czegoś więcej…
Panował chaos i harmider. Było głośno, głosy mieszały się ze sobą, ale wszyscy wydawali się doskonale odnajdywać w tym szaleństwie. Dęba nie psuł tego, pozwalając ludziom na chwilę zapomnienia, mimo to jego wzrok był czujny. Jurek zauważył to, jak mężczyzna lustruje wszystkich zawodników, jakby chciał mieć wszystko pod kontrolą. Jego wzrok padł na Alicję.
Alicję, która wpatrywała się w Gosa tak palącym spojrzeniem, jakby chciała go nim podpalić. Jurek zmarszczył na to brwi i odwrócił się. Nie chciał zaprzątać sobie głowy tą kobietą.
– To co, Dęba, chyba nie ma co przekładać tego na następny raz? Zresztą nie wiadomo, czy dobra pogoda będzie się długo utrzymywać. Najlepiej będzie już dzisiaj wyłonić zwycięzcę. – Sandra podeszła do Daniela, odwracając jego uwagę od siostry. Ten skierował na blondynkę swoje głębokie, burzowe spojrzenie i westchnął.
– Też tak pomyślałem. Już rozmawiałem z Mateuszem. Przełożył to, co tam miał do załatwienia i poszedł do samochodu.
– Naprawdę? – Sandra rozpromieniła się cała, po czym szturchnęła faceta dłonią w ramię po przyjacielsku. Ten ściął ją lodowatym spojrzeniem.
– Nie pozwalaj sobie za bardzo – warknął, chociaż jego ton zmiękł pod koniec. Sandra wywróciła oczami, doskonale znając już zagrywki Dębskiego. Była na nie uodporniona.
– Daj mi chwilę odsapnąć i możemy zaczynać – odpowiedziała, całkowicie ignorując wcześniejszą wypowiedź mężczyzny.
– Pięć minut.
– Wystarczy. – Sandra oddaliła się od nich, a Jurek zerknął na Daniela. Ten od razu to zauważył i, patrząc tak na niego, wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę fajek.
– Skusisz się? – rzucił od niechcenia, wyjmując papierosa.
– Mam swoje – mruknął obojętnie, wcale nie mając ochoty palić. Jednak kiedy papieros znalazł się między palcami Daniela, a potem w jego ustach, żarząc się na czerwono, głód nikotynowy dał mu o sobie znać.
Przeklinając w myślach, Jurek wyjął fajki. Dęba uśmiechnął się kącikami ust, śledząc wzrokiem ruchy Gosa. Jurek miał poczucie, że robił to z premedytacją, żeby go zdenerwować. A jako że w pobliżu nie było Janka, który zagubił się gdzieś w tłumie, Gos czuł się wystarczająco niepewnie.
– Skorzystałeś z mojej rady. – Dęba mruknął stojąc w typowej dla siebie pozie.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odpowiedział Jurek od niechcenia, zmagając się z zapalniczką, która nie chciała odpalić. Przeklął siarczyście na głos, kiedy po raz kolejny zamiast ognia wyleciała z niej zbyt mała ilość gazu.
Daniel uśmiechnął się szarmancko, po czym wyciągnął rękę i jednym sprawnym ruchem odpalił mu papierosa własną zapalniczką. Ich spojrzenia spotkały się.
– Dzięki. – Gos burknął zmieszany, na co Daniel jedynie wzruszył ramionami i zaciągnął się własną fajką. Jego wzrok ponownie zaczął śledzić innych zgromadzonych.
Jurek, korzystając z tej chwili, starał się wypatrzeć Janka z tłumu. Powoli zaczynał się denerwować, bo chłopak oddzielił się od niego tak nagle, że nawet się nie zorientował kiedy. Na szczęście Czyżewski stał kilkanaście metrów dalej przy tym chłopaku, któremu kiedyś wisiał pieniądze. Wyglądał na wielce oburzonego, więc Jurek, słusznie zresztą, obstawił, że o coś się z nim znowu wykłóca.
– Trochę szkoda, że odpuściłeś – Dęba zagaił ponownie na ten sam temat, który wyjątkowo nie odpowiadał Jerzemu.
– Nie spełniłem twoich oczekiwań? – zakpił, starając się nie panikować. Dęba był dla niego wielką niewiadomą, której nie potrafił rozgryźć. Nic się nie zmieniło od ich pierwszego spotkania.
– Z czasem nauczyłem się nie mieć żadnych – westchnął tylko ciężko.
– Do tej pory pokazywałeś coś innego.
– Do tej pory pokazuję, co chcę pokazać – odpowiedział z lekkim uśmiechem, z powrotem wbijając w Jerzego swój natarczywy wzrok.
Gos pokręcił niedowierzająco głową.
– Nie możesz po prostu powiedzieć, o co ci chodzi? – warknął, nie mając już siły na wieczne gierki, a kiedy Daniel parsknął, spiął się cały.
– Tyle że ja ci już powiedziałem – odpowiedział, a jego usta wygięły się w paskudnym uśmieszku. – Zostajesz? – zmienił temat, wskazując brodą na podjeżdżających zawodników.
Jurek zamyślił się. Wzrokiem znowu odszukał Janka, który gestykulował zawzięcie, a buzia mu się nie zamykała. Drugi chłopak wyraźnie zaczął się wycofywać z ich rozmowy.
– Chyba nie.
– Nie chcesz wiedzieć, kto wygra?
Jurek wzruszył ramionami, zaciągając się fajką. Po jego ciele przeszły dreszcze, kiedy owiał go zimny wiatr.
– Zawsze może być to powód naszego spotkania – powiedział, nawiązując do tej przeklętej kawy, na którą przecież kiedyś i tak będzie musiał pójść i tak.
Danel zmierzył go czujnym spojrzeniem, uśmiechając się po swojemu.
– Ten bądź inny… Każdy jest dobry – mruknął, dopalając papierosa. Niedopałek rzucił na ziemię i przygniótł go czubkiem buta. – Jedź więc. I postaraj się… – zaczął, ale uciął w połowie, kiedy zobaczył podchodzącą do nich Alicję. – O co chodzi? – zapytał siostrę, kiedy ta przystanęła przy nich.
– Czekają na ciebie – oznajmiła, wskazując ręką na stojące na starcie auta. Daniel poirytował się.
– I poczekają jeszcze dłużej, jeżeli będzie trzeba.
– Chyba nie chcesz, żeby nam się tu wszyscy zanudzili na śmierć? – zagaiła ze swoim słodkim uśmiechem. Jurek uniósł wzrok. Ludzie wokół nie wydawali się znudzeni; rozmawiali, śmiali się, a niektórzy pili. Oczekiwanie tylko wzmagało w nich ekscytację.
– Nie zrzucaj swoich odczuć na innych.
Kobieta zaśmiała się subtelnie, po czym objęła Jurka przez ramię.
– W porządku. Nudzę się, przyznaję, na dodatek zazdroszczę ci towarzystwa… – dodała, a jej palce prześlizgnęły się delikatnie po szyi Gosa.
Jurek stężał.
– Szkoda więc, że Armani właśnie się zbierał – odpowiedział dyplomatycznie Daniel, patrząc na rękę przewieszoną przez jego szyję. Alicja odwróciła głowę, by spojrzeć w twarz Gosowi. Ich spojrzenia się złapały.
– Uciekasz? – W głosie Alicji było słychać kpinę i wyzwanie. Wyzwanie, którego Gos nie zamierzał się podejmować.
– Nie nazwał bym powrotu ucieczką. Zrobiłem co miałem do zrobienia, nie mam powodu, by być tu dłużej.
– Czyli zrobienie mi na złość… – Palce kobiety po raz kolejny pogładziły go po szyi. To razem z jej wzrokiem sprawiło, że przez ciało Gosa przeszły dreszcze gorąca.
Alicja chciała go uwieść. Wiedziała jak to robić, a Jurek dawno nikogo nie miał, dawno też nie czuł tak specyficznych dreszczy wędrujących wzdłuż jego kręgosłupa…
– Nie jesteś pępkiem świata, nie wszystko kręci się wokół ciebie – odpowiedział, mimo tych dreszczy. Dłonią odrzucił z siebie rękę kobiety, która zmrużyła na to oczy.
Dęba nie odzywał się, lustrując wszystko dokładnie, a Jurek… Jurek znowu poczuł jak ogarnia go złość. Atmosfera między nimi stała się cięższa.
Kobieta opuściła dłonie wzdłuż ciała, wyprostowała się. Jej wzrok stał się zimny niczym lód.
– Nic tu po mnie. – Jurek wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Daniel skinął mu głową, chociaż minę miał nieciekawą.
Jurek odwzajemnił mu się tym samym, po czym podszedł bezpośrednio do Janka. W dwóch zdaniach powiedział mu, że wracają do domu. Czyżewski nie protestował ani przez chwilę.
Kierując się do samochodu, Jurek ostatni raz się odwrócił. Nie dość, że zauważył wbite w siebie ostre spojrzenie Patryka, to dostrzegł jeszcze to należące do Alicji; równie nieprzyjazne.
Gos wyprostował się, mając nieprzyjemne wrażenie, że ma coraz więcej wrogów.


Leżąc we własnym łóżku, był emocjonalnie rozdarty. Nie dość, że głowa nie pozwalała mu przestać myśleć, to jeszcze nie mogła się zdecydować, na czym skupić swoją uwagę. Dlatego też Jurek co chwilę myślami przeskakiwał z Łukasza na Dębę i resztę jego paczki. Lecz im było później tym Łukasz zostawał z nim na dłużej – może dlatego, że już niedługo Jurek miał się z nim spotkać, a kompletnie nie wiedział, jak miałby mu spojrzeć w oczy…
Przekręcając się na prawy bok, wbił puste spojrzenie w słabo tlącą się lampkę i nakrył się bardziej kocem. Było przed trzecią i Jurek był coraz bardziej zmęczony, lecz gdy oczy powoli już mu się zamykały, przypomniał sobie swoje słowa, które mu wtedy wykrzyczał. Pokręcił przecząco głową na to wszystko, co mu się przypomniało. Jak on mógł? Miał wrażenie, że wtedy wstąpiła z niego całkiem inna osoba. Wszystko zepsuł i chyba nie było nawet mowy, by mógł to jakoś naprawić…
Cholera, a chciał to naprawić! To co powiedział nie było prawdą. Wcale się Łukasza nie brzydził, nie chciał też jego krzywdy. Chciał go wesprzeć, a nie mu dokopać, bo, kurwa, zależało mu na nim.
Znowu się przekręcił. Zapiekły go oczy, więc zacisnął je mocno.
Jaki on był popierdolony. Nienormalny. Czy on w ogóle siebie słyszał? Chciał go wesprzeć? Cóż, na pewno nie wtedy, kiedy mu groził, że zniszczy mu całe życie. Może to nie Łukasz powinien się leczyć, tylko on, bo zdecydowanie wciąż nie było z Jurkiem dobrze.
I niby czemu mu tak na nim zależało? Wzdrygnął się na to pytanie, ale na razie zostawił je bez odpowiedzi.
Spał dwie godziny, może nawet krócej. Oczy miał podpuchnięte i przekrwione, a głowę pustą. Mechanicznie się wyszykował, spakował do pracy, a nawet zjadł śniadanie. Nie żeby miał na nie ochotę. Zjadł z rozsądku, bo czuł się bardzo słabo, jakby zaraz miał omdleć, a nie chciałby zrobić tego za kółkiem.
Nie patrzył na zegarek, kiedy wychodził z domu. Na dworze było mroźnie i ciemno, nieprzyjemnie,  a radiu wciąż grały świąteczne piosenki, które wcale nie poprawiały Jurkowi nastroju.
Pod biuro dojechał kilkanaście minut po szóstej. Wiedział, że było za wcześnie. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie wytrzymałby dłużej w mieszkaniu z tymi myślami, wolał więc już przyjechać tutaj.
Zaparkował i zgasił samochód. Popatrzył na biuro ozdobione niebieskimi światełkami i sopelkami, a później odwrócił głowę i spojrzał na przeciwległy budynek. Nie świeciły się tam żadne światła, na parkingu nie stało wiele samochodów… Coś, co kiedyś było całym jego życiem teraz nie miało żadnego znaczenia ani dla niego, ani dla nikogo innego.
To było dołujące i odbierało Jurkowi wszelkie nadzieje, bo skoro tamten budynek był dla niego całym życiem przez tyle lat, a teraz był zaledwie nieistotnym wspomnieniem, czym będzie ten? Jurek przesunął spojrzeniem z powrotem na niebieskie lampki. Zamyślił się. Tak wiele nerwów tutaj stracił. Tyle starań włożył, by jakoś to przeżyć, aż w końcu się zaangażował, bo miał tu kogoś, kto chciał, żeby był zaangażowany…
I mógł to wszystko stracić już dzisiaj przez swoją własną głupotę. Zaklął. Po raz kolejny uświadomił sobie, że nie chciał, aby ten epizod jego życia się teraz skończył. Może za miesiąc, może za dwa, za pół roku, rok… Ale nie teraz!
Musiał przeprosić Łukasza. Przekonać go jakkolwiek, by zmienił o nim zdanie, bo jakie mógł mieć o nim zdanie teraz? Że był kutasem, któremu sprawia radość ranienie innych? Ranienie jego?
Odpiął pasy, lecz nim zdążył wysiąść jego wzrok przykuł jakiś nagły ruch przy wejściu. Jurek zastygł na siedzeniu i obserwował jak z gwałtownie otwierających się drzwi wypada niczym burza Marcin. Twarz miał bladą, a włosy w nieładzie, pod pachą natomiast trzymał jakieś spore pudełko.
Tuż za nim wybiegł Łukasz i wtedy Jurek poczuł się jeszcze gorzej. Nie chciał na to patrzeć. Nie powinno go tu być. Mimo to nie potrafił odciągnąć wzroku. Spiął się cały, obawiając się, że mogą go zobaczyć, ale nie rozglądali się. Łukasz powiedział coś, wpatrując się w odchodzącego Marcina, a ten odwrócił się gwałtownie i krzyknął. Jurek przez to, że miał otwarte drzwi doskonale usłyszał co. „Kocham cię” uderzyło w Łukasza w twarz i sprawiło, że cofnął się o krok.
Marcinowi zaszkliły się oczy, a Nakonieczny odwrócił wzrok.
– Nic to dla ciebie nie znaczy?
Słowiński nie doczekał się odpowiedzi. Przez chwilę jeszcze lustrował twarz byłego partnera, po czym, drżąc zauważalnie, odwrócił się na pięcie i ruszył szybko w przeciwną stronę. Nie oglądał się za siebie, Łukasz natomiast wbijał wzrok w jego plecy tak długo, aż mężczyzna nie znalazł się we własnym samochodzie.
Jurek wiedział, że zdecydowanie dla Łukasza to coś znaczyło. Mógł się o tym przecież przekonać.
Odchylając głowę do tyłu, zapatrzył się w zadaszenie. Jak niby miał do niego pójść? Teraz? Po tym co zobaczył? Co Łukasz by sobie o nim pomyślał? Może lepiej by było gdyby faktycznie odszedł, gdyby się nie wtrącał… Może dałby radę jakoś posklejać swoje życie z innych kawałków. Miał w końcu Janka, a to już było coś. To było bardzo dużo.
Ale czy wystarczająco? Czy naprawdę mógł zrezygnować ze sposobu w jaki patrzył na niego Łukasz? Tak jakby był wart jego czasu i zaangażowania. Jakby był kimś więcej niż tylko starym rywalem, którego chciał się pozbyć. Jakby był kimś, kto mógł przyjść do domu jego rodziny i poznać jego sekrety; jego bratanka, Emilkę, i jego uśmiech, kiedy na nich patrzył, i zmęczenie po całym tygodniu pracy, i to jak beztrosko wyglądał, gdy zasypiał…
Miałby z tego zrezygnować już na samym początku?
Pokręcił bezradnie głową. Nie chciał. Wysiadł z samochodu. Musiał to jakoś naprawić, po prostu musiał. Inaczej jego sumienie do końca życia nie dałoby mu spokoju. Nie był na to przygotowany, ale czuł, że jeżeli nie zrobi tego teraz, to nie zrobi tego już nigdy. Mógł się jedynie modlić, by Łukasz go wysłuchał.
Przekraczając próg biura, rozglądał się czujnie, ale nie zdziwił się, kiedy jedyne co zobaczył to pustka i jeszcze niepozapalane światła. Ruszył niepewnie wzdłuż korytarza, starając się nie robić zbędnego hałasu. Czuł się jak intruz i właściwie chyba słusznie – teraz na pewno nie był kimś, kto był mile widziany, a jednak coś go pchało prosto pod drzwi gabinetu Łukasza.
Zapukał bez myślenia i wszedł jeszcze zanim usłyszał odpowiedź.
Mężczyzna siedział przy swoim biurku, a kiedy usłyszał jak drzwi się otwierają, uniósł głowę. Wyglądał parszywie. Teraz, w bladym świetle lampki, która tylko uwydatniała cienie na jego skórze, wyglądał o dziesięć lat starzej. Oczy miał zmrużone i wąskie, jakby od wielu godzin nie spał, lub wpatrywał się w ekran, a zmarszczki wokół nich uwydatniły się. Usta były wysuszone, a włosy nieułożone.
Jurek obserwował go w napięciu, oglądając jak zmienia się jego wyraz twarzy na jego widok. Brwi ściągnęły się, usta zacisnęły, a włosy opadły mu na twarz, kiedy gwałtownie podniósł się z krzesła.
  – Wynoś się. – Głos mężczyzny był stanowczy. Mimo to Jurek nie cofnął się. Przeciwnie, ruszył do przodu, wyciągając przed siebie dłonie, jakby chciał go uspokoić.
– Nie mam zamiaru – powiedział, starając się brzmieć pewnie. Łukasz sapnął, oglądając uważnie każdy jego ruch, a kiedy Jurek zbliżył się niemalże pod samo biurko, ruszył w jego stronę. Przez chwilę Gosowi wydawało się, że po prostu chwyci go za ramiona i wyprowadzi stąd bez pardonu, ale nie. Łukasz gniewnie się do niego zbliżył, a kiedy nie dzieliło ich więcej niż  kilkanaście centymetrów przystanął.
– Nie każ mi tego powtarzać jeszcze raz – warknął, pochylając się bliżej niego. Jurek rozbieganym wzrokiem zlustrował jego twarz, aż w końcu utkwił spojrzenie w brązowych oczach.
– Nie każ mi wychodzić. Przynajmniej nie, dopóki nie wysłuchasz tego, co mam do powiedzenia. – odpowiedział, a głos mu zadrżał.
Najgorsze było to, że sam dokładnie nie wiedział, co miał powiedzieć. Jak przekazać Łukaszowi, że nie miał żadnych złych intencji i że nie chciał dla niego złego? Przeciwnie, widok jego smutku sprawiał, że przewracało mu się w żołądku. Tak samo jak widok gniewu, który całą swoją mocą był skierowany na niego.
Spuścił głowę i utkwił wzrok w podłodze.
– Chcę tylko, żebyś wiedział, że nie miałem tego na myśli. I że zachowałem się obrzydliwie i tego żałuję – mruknął, czując że zaczynają parzyć go policzki. Jednak przedłużająca się cisza, nie pozwoliła mu wpatrywać się w panele w nieskończoność. Uniósł wzrok, zaniepokojony tym, co mógł zobaczyć i aż przeszły go dreszcze, kiedy zobaczył zacięty wyraz twarzy mężczyzny.
– Obrzydliwie – powtórzył za nim wykrzywiając usta w nieszczerym uśmiechu. – Obrzydliwie jak ja? – zapytał, mrużąc oczy. Na tym jednak nie poprzestał. Ruszył do przodu, zmuszając tym samym Jurka do cofania się. Szedł wolno, ale pewnie, patrząc na niego jak na robaka, na co Jurek cały skulił się w sobie.
Ten wzrok… Był tym czego bał się najbardziej. Jakby był nikim, ledwie cieniem niewartym uwagi. Serce zakuło go w piersi, oddech przyśpieszył, a głowa desperacko szukała słów, jakie mogłyby załagodzić sprawę.
– Nie jesteś… obrzydliwy – odpowiedział drżąco, w momencie w którym Łukasz położył mu rękę na ramieniu. Spiął się cały, a oddech uciekł mu z piersi, gdy palce zacisnęły się na jego skórze.
Łukasz zaśmiał się sucho, po czym pokręcił głową.
– Lepiej szybko stąd wyjdź, bo mogę zacząć – powiedział, a na znak swoich słów jego ręka zawędrowała na klatkę piersiową Jurka. Druga uniosła się i odgarnęła mu zabłąkany kosmyk z czoła.
Gos skamieniał.
– Wyjdź.
Łukasz przesunął dłoń z jego klatki piersiowej na biodro, które ścisnął, sprawiając, że Jurek sapnął i raz jeszcze się cofnął. Cofnął się gwałtownie, kierowany instynktem, ale nie spodziewał się, że tuż za nim znajdowała się ściana. Uderzenie zaskoczyło go, odbierając mu oddech.
A Łukasz? Łukasz uśmiechnął się okropnie i dostąpił do niego ostatni krok. Stali tak teraz, ciało przy ciele, usta przy ustach, a napięcie między nimi wydawało się sięgać zenitu.
Jurek wiedział po co to wszystko. Łukasz chciał, by go odepchnął. Chciał, żeby gniew przysłonił mu zdrowy rozsądek, żeby strach przed jego bliskością znów przejął kontrolę nad jego słowami i kazał wyrzucić mu z siebie wszystko, byle tylko go od siebie odepchnąć, ale Jurek nie zamierzał tym razem tracić kontroli.
Zdecydowanie bardziej niż tego, co robił Łukasz bał się kolejnej nocy, podczas której nie mógłby zasnąć przez wyrzuty sumienia.
– Nie mam zamiaru wychodzić – odpowiedział, a głos mu drżał jak nigdy. Jego ciało spięte do granic możliwości, zaczęło dziwacznie reagować. Zrobiło mu się goręcej, a na policzkach pojawiły mu się niezdrowe wręcz rumieńce, których nie miał jak ukryć, bo Łukasz stał tuż tuż i patrzył mu w oczy tak intensywnie, że Jurkowi zaczęły mięknąć kolana.
Potem Nakonieczny spojrzał na jego usta i bliznę tuż nad nimi, później zerknął w dół na ich ciała, które dzieliło kilka centymetrów i na własną dłoń, która dociskała biodro Jurka do ściany…
– Więc jaki masz zamiar? – zapytał, unosząc gwałtownie głowę.
Jerzy zobaczył na jego twarzy niezrozumienie i miał ochotę zrobić cokolwiek, co by go przekonało, że nie grał jego kosztem. I że jest wobec niego szczery, nie tak jak ostatnio.
– Nie wiem – mruknął cicho. – Nie chcę żebyś mnie nienawidził. Bo ja ciebie nie nienawidzę. I nic z tego co powiedziałem ostatnio nie jest prawdą.
– Coś jest.
Gos odwrócił lekko głowę, czując coraz większe wyrzuty sumienia. Chociaż nie tylko to tak mocno na niego działało – bliskość między nimi wcale nie była dla niego dobra.  Miał wrażenie, że jego ciało jest czulsze niż kiedykolwiek i reaguje na każdy ruch Łukasza; Łukasza, który wciąż był tak blisko i pachniał tak znajomo…
– Wiedziałem już od jakiegoś czasu – powiedział z trudem, bo ciężko było mu się do tego przyznawać, a i mówić było mu trudno, kiedy miał przed sobą usta mężczyzny. – Ale nigdy nie wykorzystałem tego przeciwko tobie. I nie wykorzystam! Przysięgam – zapewnił, przyklejając się całkowicie do ściany. Czuł się odsłonięty i wyeksponowany, i wcale nie było mu z tym dobrze. Miał wrażenie, że Łukasz kpi z niego w duchu, ale być może to jego głowa przeinaczała fakty, Łukasz bowiem wpatrywał się w niego z powagą. Jego dłoń natomiast wciąż spoczywała na jego biodrze, doprowadzając tym Gosa na skraj opanowania.
Gorzej jednak było, kiedy z jego biodra przesunęła się w bok, na podbrzusze. Wtedy Jurek złapał w usta gwałtownie oddech i wbił w oczy Łukasza zlęknione spojrzenie.
– Wyjdź. – Jurek czuł, że Łukasz powtarza to po raz ostatni. Mimo to pokręcił przecząco głową i odetchnął drżąco, czując palce na cienkim materiale kremowej koszuli, w którą był ubrany. Przez kręgosłup przeszły mu gorące dreszcze. Ciężko przychodziło mu ignorowanie ich, mimo to starał się sobie wmawiać, że przecież nic nie czuje. Że nie podobało mu się to i nigdy by się nie spodobało. Że wcale nie jest mu goręcej od bliskości drugiego mężczyzny…
Poczuł, jak ogarnia go przerażenie. Palące uczucie wewnątrz niego niemalże go dusiło, tak samo jak on starał się je zdusić w zarodku.
– Dlaczego Jerzy? – Łukasz zadał pytanie, na które Jurek nie potrafił mu odpowiedzieć. – Dlaczego jeszcze tu jesteś? Czyż nie jest to obrzydliwe? – zapytał, a widząc, jak Jurek wbija wzrok w podłogę, chwycił go za brodę. Jego dłoń była silna i stanowcza. Jurek ponownie poczuł jak dreszcze spływają mu wzdłuż kręgosłupa. – Czy ja taki nie jestem? Nie dość, że pedał to jeszcze były narkoman – cmoknął, wbijając w Jurka natarczywe spojrzenie. Patrzyli tak na siebie przez kilka sekund, a ich oddechy robiły się coraz płytsze. – A ty pozwalasz mi na to? – zapytał, ogarniając wzrokiem ich ciała. By go sprowokować, przesunął delikatnie opuszkami palców po aksamitnym materiale, drażniąc jego skórę. – Co jeszcze muszę zrobić, byś stąd w końcu, kurwa, wyszedł?! – Nie wytrzymał, krzyknął, dociskając go do ściany. Jego wyraz twarzy zmienił się. Maska lodu i wyrafinowania okruszyła się, pokazując dezorientacje.
– Możesz zrobić cokolwiek – Jurek szepnął, czując jak dłoń na jego twarzy rozluźnia się. – Nie wyjdę stąd, nie dopóki nie zrozumiesz jak bardzo żałuję tego, co ostatnio powiedziałem – dodał równie cicho.
Łukasz pokręcił głową i odwrócił się gwałtownie, lecz kiedy miał już odchodzić, Gos złapał go za nadgarstek i przytrzymał przy sobie.
– Co ja wyprawiam? – Głos Łukasza brzmiał słabo. Inaczej niż zaledwie chwilę temu, gdy krzyczał. Jerzy odwrócił go z powrotem do siebie.
– Jesteś zmęczony – powiedział, patrząc na jego bladą twarz i zmrużone oczy. Zdławił w sobie chęć dotknięcia jego policzka. Nie mógł tego chcieć… Wcale tego nie chciał! – Zmęczony i wściekły.
– Och, daj sobie spokój – warknął, chcąc wyrwać nadgarstek z uścisku Jurka, ale ten go nie puścił.
– Nie dam sobie spokoju. Ostatnio… Chciałem ci pomóc. Szczerze chciałem, ale… jest we mnie takie coś, z czym ciężko mi walczyć – powiedział, czując jak słowa ledwo przechodzą mu przez gardło. Rozluźnił uścisk, czując, że właśnie zdradza coś, czego nigdy nie powinien zdradzać.
Łukasz wyprostował się, słuchając go.
– I nie chcę tego. Bo to każe mi ranić ludzi, a ranienie ciebie, było ostatnim czego chciałem – przyznał, co raz zerkając w oczy Łukasza, jakby chciał wyczytać z nich jego myśli. – Ale co z tego, skoro i tak to zrobiłem? Co z tego, że żałowałem już po kilkunastu minutach, gdy wyszedłeś? I bałem się, gdzie pójdziesz i co zrobisz. I mogłem tylko myśleć o tym, skąd masz siniaki na szyi – mówił, a z każdym słowem oczy Łukasza rozszerzały się coraz bardziej. – I czy nie stało ci się nic poważniejszego. A potem myślałem tylko o tym, jak bardzo mnie znienawidziłeś i o tym, że już nigdy nie będziesz chciał widzieć mnie na oczy, ale co z tego? Skoro powiedziałem coś innego, coś co kazało ci myśleć, że nic z tego mnie nie obeszło?  Zresztą powiedziałem ci tyle okropnych słów, a nic z nich nie jest prawdą. Nie ma w tobie nic, co by mnie obrzydzało. Lubię spędzać z tobą czas, a jeszcze bardziej lubiłem to, że ty lubiłeś spędzać go ze mną. Tak po prostu – zaciął się, jakby nagle zabrakło mu słów. – I nie przeszkadzało mi, że brałeś, w ogóle nawet o tym nie myślałem. Każdy z nas ma jakąś przeszłość, tak? – mówił, a głos mu drżał coraz bardziej. Łukasz znowu zbliżył się do niego i położył mu dłonie na przedramionach, na co Jurek zerknął szybko, z paniką. Wcale nie podobał mu się widok tych jasnych, męskich dłoni, zaciśniętych na jego ciele. I nie lubił siatki błękitnych żył przebijającej się przez delikatną, papierową skórę… – I ostatnim czego bym chciał to upadek twojej firmy. Może wcześniej… Nie życzyłem ci niczego dobrego, ale teraz to się zmieniło, bo zależy mi na tobie – skończył, czując, że ma w gardle ogromną gulę, która niemalże przeszkadza mu oddychać. A oddychało mu się jeszcze ciężej, kiedy poczuł jak Łukasz zaczyna gładzić palcami jego przedramiona, na co jego ciało znowu zaczęło reagować tym okropnym gorącem.
To wszystko razem z oceniającym, świdrującym spojrzeniem było niemalże nie do wytrzymania. Zapach – męski i drażniący sprawiał, że Jurek nie myślał trzeźwo. Tak samo jak palce, które wyznaczyły sobie szlak wzdłuż jego rąk, wzdłuż ramion i masowały go, uciskając spięte mięśnie. I włosy, które osypały się Łukaszowi na czoło, puchate i miękkie, popielate, które Jurek znał niemalże na pamięć, bo zawsze zwracał na nie uwagę i…
I on naprawdę nie czuł tego wszystkiego. Nie, nie było o tym mowy. Jego ciało nie mogło reagować na te… te… głupoty.
– Mi też na tobie zależy w jakiś dziwny, pokręcony sposób. – Łukasz wpatrywał się w niego nieustannie, badając każdą zmianę na twarzy Jurka. Tak jak Gos znał jego buzie na pamięć tak i on znał jego. Znał smak jego ust… Które były teraz tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłoby po nie sięgnąć, by przypomnieć temu mężczyźnie, co ich połączyło już wcześniej. By uświadomić mu, jak wtedy reagował na jego dotyk i pocałunki, i wcale się nie wyrywał. I nie wrzeszczał na niego, jedynie chciał więcej i więcej, a on mógłby mu to wszystko dać. Bo kiedy Gos stał tak przed nim niemalże drżąc i łapiąc w usta płytkie oddechy, Łukasz był niemalże pewien, że to co powiedział mu w weekend nie było jedynie wyssanymi z palca wymysłami.
Gdyby przysunął się jeszcze bliżej, dostąpił do niego, biodrami przycisnął się do jego bioder i zassał się na skórze jego szyi, Jurek uległ by mu. A potem mógłby go całować, długo i namiętnie, maltretując jego skórę słodkimi pocałunkami. Nie miałby dla niego żadnej litości, odebrał by mu jego dostojność i dumę, wydobywając z jego ust urwane westchnięcia…
Mógł mieć to wszystko. Gdy o tym pomyślał, zacisnął palce jeszcze mocniej na przedramionach mężczyzny i przesunął spojrzeniem po jego wąskich ustach, o których nie mógł przestać myśleć, od kiedy miał okazję ich spróbować. Miał pozwolenie. Gos w końcu zgodził się na wszystko, byleby tylko Łukasz nie obraził się na niego śmiertelnie. Tyle że Łukasz nie chciał go w taki sposób. Bo to nie było fair. A on zawsze starał się grać czysto.  
Odsunął się, uśmiechając się sztucznie. Czuł, jak krew mu buzowała, ale zdusił w sobie to uczucie. Byłby najgorszym chujem, gdyby wykorzystał tę okazję. I tak już się tak czuł, nawet gdy tylko o tym myślał. Jak bardzo musiał być zmęczony, by chodziło mu po głowie coś takiego?
– Przepraszam – mruknął, odwracając się. Ręką przeczesał nerwowo włosy.
Jurek, wciąż jeszcze zdenerwowany i rozdygotany, patrzył na niego, nie rozumiejąc jak może reagować w ten sposób. Przed chwilą bowiem był przerażony, ale teraz… teraz jakby mu czegoś zabrakło.
Potrząsnął głową. Niemożliwe, powtarzał sobie w myślach.
Niemożliwe.
Łukasz odetchnął drżąco, podchodząc do biurka. Oparł się o nie rękami i przez chwilę tak trwał, starając się pozbierać myśli. Jurek natomiast patrzył na niego nie mogąc się zdecydować czy do niego podejść, czy wręcz przeciwnie, nie zbliżać się już nigdy więcej.
Po chwili namysłu, zdecydował się na pierwszą opcję. Ruszył do przodu, a kiedy Łukasz usłyszał za sobą kroki, wyprostował się i zerknął na niego szybko.
– Powinieneś odpocząć – powiedział, po raz kolejny zwracając uwagę na marny stan mężczyzny. Łukasz prychnął.
– Świetna rada. Szkoda, że nie za bardzo jestem w stanie się zrelaksować ostatnimi dniami.
– Mówię poważnie. Wróć się przespać. – Łukasz wbił w niego lodowate spojrzenie.
– I co, mam zostawić to wszystko, by posypało się kompletnie?! – uniósł się, wyrzucając ręce w powietrze. Szybko jednak przyciągnął je do siebie i potarł skronie. – Już się sypie!
– Nie poprawisz sytuacji, będąc w takim stanie! – warknął Jurek, jakby miał prawo go oceniać.
– Jestem w zdecydowanie lepszym stanie, niż ostatnio mnie widziałeś, więc skończ to pieprzenie – odwarknął, popychając go lekko w ramię, jakby chciał go odepchnąć. Gos ani drgnął.
– Przepraszam, okej. Przepraszam.
– Co mi po twoich przeprosinach? – Łukasz pokręcił głową, zrezygnowany. – Nie rozumiem cię kompletnie  – dodał już ciszej. Odsunął się i z powrotem opadł na fotel. Przetarł z wolna twarz, po czym oparł głowę na rękach i trwał tak przez dłuższą chwilę. W pokoju zrobiło się całkowicie cicho. Jedynie szum aut zza okna zakłócał niezmąconą niczym ciszę.
Ta chwila spokoju pozwoliła Jurkowi uwierzyć, że jeszcze nie wszystko było stracone. Że są z Łukaszem w stanie odbudować relację, którą mieli, jeżeli tylko obaj dadzą sobie trochę przestrzeni i uspokoją się. Nerwy żadnemu z nich nie były potrzebne.
To co było natomiast potrzebne Łukaszowi, to sen. Będąc w takim stanie jedynie mógł pogorszyć sytuację.
– Masz dzisiaj jakieś spotkania? – Jurek postarał się zagadnąć normalnie. Tak jakby nigdy nie doszłoby między nimi do żadnej kłótni. Tak jakby przed chwilą Łukasz nie był bliżej niego niż ktokolwiek inny od tygodni, a on na to pozwolił….
Nakonieczny pokręcił głową.
– Beata poodkładała wszystkie ważne spotkania w czasie – postarał się odpowiedzieć równie normalnie.
– Dobrze. Ja… mógłbym ci pomóc.
– Mówisz to po ostatnim? – Łukasz parsknął, nie dowierzając, że Jurek może mu jeszcze coś takiego proponować.
– Nie osobiście. Wiem, że… nie masz żadnych podstaw, żeby mi ufać. I ja sam nie ufam sobie tak, jakbym chciał, ale znam kogoś, kto mógłby – Jurek zaciął się na moment – poradzić sobie z tym wszystkim – skończył, łapiąc spojrzenie mężczyzny. Łukasz uniósł brew. – Ojciec pomógłby utrzymać w ryzach naszych pracowników. A i z twoimi na pewno by sobie poradził.
– Nie, nie ma nawet takiej opcji. Jakby to wyglądało? Jakbym kompletnie sobie nie radził.
– A radzisz sobie? – Jurek zapytał cicho i ze zwątpieniem, patrząc na stos piętrzących się filiżanek po kawie na blacie biurka. Naliczył ich cztery, a nie było jeszcze nawet siódmej.
Łukasz odchylił głowę do tyłu, unikając odpowiedzi.
– Wiesz, to on zrzucił ci na głowę dwa razy więcej. Też może się jeszcze trochę wysilić i pomóc– mruknął cicho. Łukasz skinął w końcu głową.
– Dobrze. Niech przyjedzie. Jeżeli będzie mógł – szepnął uciskając skronie. Jurek nie ociągał się. Od razu zadzwonił do Stanisława.
– Będzie za pół godziny – powiedział, po tym jak zakończył połączenie. Łukasz pokiwał w zamyśleniu głową i odchylił się na oparciu krzesła. Jurek zerkał na niego co chwilę, kontrolując jego stan.
Nic nie mógł poradzić na to, że się martwił. Martwił się bardziej, niż powinien i powoli zaczynał zdawać sobie z tego sprawę.

*** 
Witajcie kochani. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście ;) W końcu udało mi się dokończyć ten rozdział i głupio mi, że musieliście na niego tak długo czekać. Mam nadzieję, że mimo to Wam się spodobał i jesteście zadowoleni z rozmowy Łukasza i Jurka. W końcu nasz Jureczek-cukiereczek zdobył się na przeprosiny i szczerość, co zawsze jest dobre, wiec może jakoś to będzie. 
Dajcie znać, co myślicie, a ja tymczasem życzę Wam już Szczęśliwego Nowego Roku! :) Oby był lepszy niż poprzedni i takie tam ;>
Trzymajcie się!

8 komentarzy:

  1. Szczęśliwego nowego roku :D
    Fajnie poczytać. Dziękuję ^^ Stęskniłam się za Jureczkiem :)
    Weny, czasu i chęci
    Potrójnie ;)
    Kyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :3
      Też się trochę za nim stęskniłam, na szczęście kryzys, który ostatnio miałam chyba już przechodzi, bo nawet mam chęć popisać Jureczkiem dalej :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. No i dostałam świąteczny prezent... Rozdział jest świetny. Jak go czytałam to prawie zapomniałam o oddychaniu. Bardzo się cieszę, że Jurek zdobył się na odwagę i przeprosił. A najbardziej się cieszę, że będą kolejne rozdziały :) Spełnienia marzeń, odpoczynku i satysfakcji we wszystkim czego się podejmiesz w roku 2020. Pozdrawiam Justyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę spóźniony, ale cieszę się, że się spodobał ;) Ale z tym oddychaniem to ostrożnie, nie chciałabym mieć Cię na sumieniu :D
      Dziękuję ślicznie i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. No nie no - zeżarło mój komentarz...głupie internety xd
    Bardzo się cieszę że znalazłaś czas i wenę na Jureczka :) Mam nadzieję że ten rozdział z wyścigowym towarzystwem to już będzie dla Jurka zamknięty. Świetnie zakończył ten wyścig, ale jak widać ci ludzie zawsze będą mieli jakieś problemy. Co prawda Jurek jakoś w stosunku do Dęby nie potrafi być taki stanowczy jak w stosunku do jego siostry więc chyba jeszcze na jakieś spotkanie się zanosi ;)
    No i w końcu doczekałam się konfrontacji Jurka z Łukaszem 😍 Nie spodziewałam się, że Jurek aż tak się odsłoni, ale myślę, że gdyby tego nie zrobił to Łukasz nie chciałby z nim w ogóle gadać. A tak mogą powoli wrócić do swojej przyjaźni, a także czegoś więcej mam nadzieje 😁 Ciekawe czy tym razem Jurek dopuści do siebie te dziwne odczucia? Jest już chyba na niezłym etapie, skoro pozwolił Łukaszowi się aż tak zbliżyć. Chociaż u niego to nigdy nic nie wiadomo. Jutro może wszystko wyprzeć. Ach oczywiście bardzo chcę już więcej 😍 Bardzo, bardzo dziękuję i życzę Ci wszystkiego najlepszego w nowym roku 2020 😘 pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, doskonale znam ten ból. Tym bardziej mi miło, że postanowiłaś napisać drugi! ;)
      Cóż, Jurek zdecydowanie chciałby zamknąć ten rozdział, ale nie wiem, czy będzie to takie łatwe. Chociaż może? Kto to wie :D (Chyba tylko ja xd)
      Chyba Jurek nie miał innego wyjścia i czuł, że jeżeli nie zbierze się na szczerość, to nic z tego nie będzie. I dobrze zrobił, bo inaczej Łukasz na pewno by go przegnał.
      Gos jest mistrzem wyparcia o czym doskonale wiemy, chociaż w tym rozdziale praktykował raczej zaprzeczenie :D Niemniej, masz rację, Gos jest na zdecydowanie innym etapie niż wcześniej, a jego myśli ostatnio robią się strasznie chaotyczne ;)
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Rozdział cudowny..., ale chciałabym zapytać czy następny raczej w dalszej czy bliższej przyszłości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał :)
      Następny raczej w bliższej przyszłości. Staram się pisać w wolnej chwili i już mam kilka stron. Na dodatek mam nadzieję, że moje postanowienia noworoczne utrzymają mnie w ryzach i dam radę wstawić rozdział do połowy stycznia :)

      Usuń