Rozdział 25: Niemożliwe
Dwa samochody pędziły w
szaleńczym wyścigu, jeden tuż za drugim, a emocje obserwujących ich ludzi
sięgały zenitu. Z boku wyglądało to spektakularnie. Biorąc pod uwagę, jak
prezentowały się auta musiało się na nie bardzo przyjemnie patrzeć. Bentley w
kolorze butelkowej zieleni lśnił odbijając światła pochodni, przyciągał wzrok i
budził zazdrość niejednego zawodnika, audi Sandry zaś parło do przodu, nie
dając Jurkowi żadnych szans…
Tak przynajmniej wyglądało to z
perspektywy widzów.
Jurek bowiem specjalnie nie
dociskał gazu do dechy, nie denerwował się i nie bał, że coś pójdzie nie po
jego myśli. Nie podzielał ekscytacji widowni. Siedział Sandrze na ogonie i czuł
ten specyficzny dreszczyk emocji, który urzekł go za pierwszym razem, ale był
spokojny i zrelaksowany. Palcami postukiwał o kierownicę, a wzrok czujnie
wbijał w tor.
Pomimo decyzji, którą podjął nie
chciał dać Sandrze odczuć, że odpuścił. Kobieta najprawdopodobniej obraziłaby
się za to śmiertelnie, a znając jej temperament może i nie odbyłoby się bez
rękoczynów. Jurek natomiast chciał to zakończyć z klasą, tak jak na niego
przystało.
Miał wrażenie, że wszyscy śledzą
uważnie każdy jego ruch, chociaż tak naprawdę niewiele go było widać zza szyby
samochodu, a już zwłaszcza, kiedy znikał za drzewami. Tam, kiedy droga robiła
się wyboista i piaszczysta zwalniali z Sandrą do bezpiecznych prędkości. Oboje
czuli, że nic im nie zagraża ze strony drugiego, więc nie wygłupiali się tak bardzo
– w końcu to nie był sezon na takie ściganie, drogi były wilgotne i łatwo było
o poślizg.
Jurek cieszył się, że kobieta
nie chce się popisać za bardzo i nie daje się zgłupieć. Chociaż może to
dlatego, że ciągle prowadziła. Gos czasami zbliżał się do jej tyłów, kilka razy
nawet się z nią zrównał, jednak mijały
ledwie sekundy, nim Sandra zostawiała go odrobinę za sobą.
Jeszcze nigdy podczas wszystkich
wyścigów nie czuł się taki odprężony. Kochał jeździć i teraz czuł to całym
sobą. Pęd sprawiał, że krew buzowała mu w żyłach, sprawiał, że udało mu się zapomnieć na chwilę
o całym tym gównie, które go otaczało. Nawet Łukasz zniknął z jego głowy.
Zostało im ostatnie
kilkadziesiąt metrów. Ludzie, którzy to obserwowali spięli się, wlepiając
uważne spojrzenia w dwa pędzące samochody, które sunęły jeden za drugim, a ich
silniki warczały głośno, przeszywając ich ciała dźwiękiem. Jurek uśmiechnął się
kącikiem ust. Docisnął pedał gazu i z zadowoleniem obserwował jak jego samochód
zbliża się niebezpiecznie do audi Sandry. Gos nawet nie zdawał sobie sprawy,
ile strachu przysporzył tym zagraniem kobiecie. Ta widząc, że mężczyzna jest
coraz bliżej, pobladła a pot wstąpił jej na twarz.
W kilka sekund przebyli resztę
drogi. Sandra pierwsza przejechała metę, Jurek zrobił to na wysokości jej
tylnych drzwi. Był bardzo blisko… Ale był drugi. Przegrał! Zupełnie tak, jak
chciał. Porażka ta więc była osobistą wygraną, a ulga, którą poczuł, gdy zdał
sobie sprawę, że to już koniec, była przytłaczająca.
Jurek zaśmiał się w głos,
hamując rozpędzonego bentleya. Czuł się tak lekko! Kilka zmartwień właśnie
odeszło w niepamięć – w końcu nie będzie musiał się martwić, że komuś
„zagrażał” i że ktoś w ramach zemsty postanowi wyżywać się na nim; czy to
słownie, czy przez niszczenie jego rzeczy, nie mówiąc już nic o jego
samochodzie.
Zatrzymał się. Adrenalina i
endorfiny wciąż krążyły mu po ciele, nie pozwalając mu wrócić myślami do
dręczących myśli. Było to tak wyzwalające po ostatnich dniach pełnych strachu i
nerwów, że Jurek chciałby zatrzymać ten stan już na zawsze. Lekkie kołysanie w
głowie, śmiech wydobywający się niemalże bez jego woli, osłabione dłonie i nogi
jak z waty…
–
Jurek! – Głos Janka przebił się przez hałas tłumu. – Kurczę, Jurek! – wysapał,
dopadając do niego. Uścisnął go za ramiona, po czym roześmiał się radośnie i
potrząsnął nim delikatnie.
– No co, dzieciaku? – Jurek
uśmiechnął się szeroko.
– Przegrałeś! – oznajmił mu
pełnym napięcia głosem.
– Ale w jakim stylu –
odpowiedział, a zmierzająca w ich stronę Sandra uniosła wysoko dłoń w geście
zwycięstwa. Zewsząd było słychać gratulacje, pogwizdywania i żale – niektórzy
obstawiali inaczej i nie wyglądali na tak zadowolonych, co reszta, ale Jurek
miał ich gdzieś.
Chłonął przez chwilę widok szczęśliwej
kobiety, czując, że w końcu zrobił coś dobrego. Pozwolił Sandrze na coś, co
było dla niej bardzo ważne i było bardzo dobre uczucie.
– Armani, nie płacz, może
następnym razem ci się uda! – Kobieta rzuciła zadziornie, po czym podeszła i
podała mu rękę. Jurek uścisnął ją, kręcąc z niedowierzaniem głową. Już
wiedział, że nie będzie następnych razów.
– Ja pierdolę, czemu ja zawsze
źle obstawiam? – fuknął Sebastian.
– To było coś!
– Spodziewałem się po nim czegoś
więcej…
Panował chaos i harmider. Było
głośno, głosy mieszały się ze sobą, ale wszyscy wydawali się doskonale
odnajdywać w tym szaleństwie. Dęba nie psuł tego, pozwalając ludziom na chwilę
zapomnienia, mimo to jego wzrok był czujny. Jurek zauważył to, jak mężczyzna
lustruje wszystkich zawodników, jakby chciał mieć wszystko pod kontrolą. Jego
wzrok padł na Alicję.
Alicję, która wpatrywała się w
Gosa tak palącym spojrzeniem, jakby chciała go nim podpalić. Jurek zmarszczył
na to brwi i odwrócił się. Nie chciał zaprzątać sobie głowy tą kobietą.
– To co, Dęba, chyba nie ma co
przekładać tego na następny raz? Zresztą nie wiadomo, czy dobra pogoda będzie
się długo utrzymywać. Najlepiej będzie już dzisiaj wyłonić zwycięzcę. – Sandra
podeszła do Daniela, odwracając jego uwagę od siostry. Ten skierował na
blondynkę swoje głębokie, burzowe spojrzenie i westchnął.
– Też tak pomyślałem. Już
rozmawiałem z Mateuszem. Przełożył to, co tam miał do załatwienia i poszedł do
samochodu.
– Naprawdę? – Sandra
rozpromieniła się cała, po czym szturchnęła faceta dłonią w ramię po
przyjacielsku. Ten ściął ją lodowatym spojrzeniem.
– Nie pozwalaj sobie za bardzo –
warknął, chociaż jego ton zmiękł pod koniec. Sandra wywróciła oczami, doskonale
znając już zagrywki Dębskiego. Była na nie uodporniona.
– Daj mi chwilę odsapnąć i
możemy zaczynać – odpowiedziała, całkowicie ignorując wcześniejszą wypowiedź
mężczyzny.
– Pięć minut.
– Wystarczy. – Sandra oddaliła
się od nich, a Jurek zerknął na Daniela. Ten od razu to zauważył i, patrząc tak
na niego, wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę fajek.
– Skusisz się? – rzucił od
niechcenia, wyjmując papierosa.
– Mam swoje – mruknął obojętnie,
wcale nie mając ochoty palić. Jednak kiedy papieros znalazł się między palcami
Daniela, a potem w jego ustach, żarząc się na czerwono, głód nikotynowy dał mu
o sobie znać.
Przeklinając w myślach, Jurek
wyjął fajki. Dęba uśmiechnął się kącikami ust, śledząc wzrokiem ruchy Gosa.
Jurek miał poczucie, że robił to z premedytacją, żeby go zdenerwować. A jako że
w pobliżu nie było Janka, który zagubił się gdzieś w tłumie, Gos czuł się
wystarczająco niepewnie.
– Skorzystałeś z mojej rady. –
Dęba mruknął stojąc w typowej dla siebie pozie.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz
– odpowiedział Jurek od niechcenia, zmagając się z zapalniczką, która nie
chciała odpalić. Przeklął siarczyście na głos, kiedy po raz kolejny zamiast
ognia wyleciała z niej zbyt mała ilość gazu.
Daniel uśmiechnął się
szarmancko, po czym wyciągnął rękę i jednym sprawnym ruchem odpalił mu
papierosa własną zapalniczką. Ich spojrzenia spotkały się.
– Dzięki. – Gos burknął zmieszany,
na co Daniel jedynie wzruszył ramionami i zaciągnął się własną fajką. Jego
wzrok ponownie zaczął śledzić innych zgromadzonych.
Jurek, korzystając z tej chwili,
starał się wypatrzeć Janka z tłumu. Powoli zaczynał się denerwować, bo chłopak
oddzielił się od niego tak nagle, że nawet się nie zorientował kiedy. Na
szczęście Czyżewski stał kilkanaście metrów dalej przy tym chłopaku, któremu
kiedyś wisiał pieniądze. Wyglądał na wielce oburzonego, więc Jurek, słusznie
zresztą, obstawił, że o coś się z nim znowu wykłóca.
– Trochę szkoda, że odpuściłeś –
Dęba zagaił ponownie na ten sam temat, który wyjątkowo nie odpowiadał Jerzemu.
– Nie spełniłem twoich
oczekiwań? – zakpił, starając się nie panikować. Dęba był dla niego wielką niewiadomą,
której nie potrafił rozgryźć. Nic się nie zmieniło od ich pierwszego spotkania.
– Z czasem nauczyłem się nie
mieć żadnych – westchnął tylko ciężko.
– Do tej pory pokazywałeś coś
innego.
– Do tej pory pokazuję, co chcę
pokazać – odpowiedział z lekkim uśmiechem, z powrotem wbijając w Jerzego swój
natarczywy wzrok.
Gos pokręcił niedowierzająco
głową.
– Nie możesz po prostu
powiedzieć, o co ci chodzi? – warknął, nie mając już siły na wieczne gierki, a
kiedy Daniel parsknął, spiął się cały.
– Tyle że ja ci już powiedziałem
– odpowiedział, a jego usta wygięły się w paskudnym uśmieszku. – Zostajesz? –
zmienił temat, wskazując brodą na podjeżdżających zawodników.
Jurek zamyślił się. Wzrokiem
znowu odszukał Janka, który gestykulował zawzięcie, a buzia mu się nie
zamykała. Drugi chłopak wyraźnie zaczął się wycofywać z ich rozmowy.
– Chyba nie.
– Nie chcesz wiedzieć, kto
wygra?
Jurek wzruszył ramionami,
zaciągając się fajką. Po jego ciele przeszły dreszcze, kiedy owiał go zimny
wiatr.
– Zawsze może być to powód
naszego spotkania – powiedział, nawiązując do tej przeklętej kawy, na którą
przecież kiedyś i tak będzie musiał pójść i tak.
Danel zmierzył go czujnym
spojrzeniem, uśmiechając się po swojemu.
– Ten bądź inny… Każdy jest
dobry – mruknął, dopalając papierosa. Niedopałek rzucił na ziemię i przygniótł
go czubkiem buta. – Jedź więc. I postaraj się… – zaczął, ale uciął w połowie,
kiedy zobaczył podchodzącą do nich Alicję. – O co chodzi? – zapytał siostrę,
kiedy ta przystanęła przy nich.
– Czekają na ciebie – oznajmiła,
wskazując ręką na stojące na starcie auta. Daniel poirytował się.
– I poczekają jeszcze dłużej,
jeżeli będzie trzeba.
– Chyba nie chcesz, żeby nam się
tu wszyscy zanudzili na śmierć? – zagaiła ze swoim słodkim uśmiechem. Jurek
uniósł wzrok. Ludzie wokół nie wydawali się znudzeni; rozmawiali, śmiali się, a
niektórzy pili. Oczekiwanie tylko wzmagało w nich ekscytację.
– Nie zrzucaj swoich odczuć na
innych.
Kobieta zaśmiała się subtelnie,
po czym objęła Jurka przez ramię.
– W porządku. Nudzę się,
przyznaję, na dodatek zazdroszczę ci towarzystwa… – dodała, a jej palce
prześlizgnęły się delikatnie po szyi Gosa.
Jurek stężał.
– Szkoda więc, że Armani właśnie
się zbierał – odpowiedział dyplomatycznie Daniel, patrząc na rękę przewieszoną
przez jego szyję. Alicja odwróciła głowę, by spojrzeć w twarz Gosowi. Ich
spojrzenia się złapały.
– Uciekasz? – W głosie Alicji
było słychać kpinę i wyzwanie. Wyzwanie, którego Gos nie zamierzał się
podejmować.
– Nie nazwał bym powrotu
ucieczką. Zrobiłem co miałem do zrobienia, nie mam powodu, by być tu dłużej.
– Czyli zrobienie mi na złość… –
Palce kobiety po raz kolejny pogładziły go po szyi. To razem z jej wzrokiem
sprawiło, że przez ciało Gosa przeszły dreszcze gorąca.
Alicja chciała go uwieść. Wiedziała
jak to robić, a Jurek dawno nikogo nie miał, dawno też nie czuł tak
specyficznych dreszczy wędrujących wzdłuż jego kręgosłupa…
– Nie jesteś pępkiem świata, nie
wszystko kręci się wokół ciebie – odpowiedział, mimo tych dreszczy. Dłonią
odrzucił z siebie rękę kobiety, która zmrużyła na to oczy.
Dęba nie odzywał się, lustrując wszystko
dokładnie, a Jurek… Jurek znowu poczuł jak ogarnia go złość. Atmosfera między
nimi stała się cięższa.
Kobieta opuściła dłonie wzdłuż
ciała, wyprostowała się. Jej wzrok stał się zimny niczym lód.
– Nic tu po mnie. – Jurek
wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Daniel skinął mu głową, chociaż minę miał
nieciekawą.
Jurek odwzajemnił mu się tym
samym, po czym podszedł bezpośrednio do Janka. W dwóch zdaniach powiedział mu,
że wracają do domu. Czyżewski nie protestował ani przez chwilę.
Kierując się do samochodu, Jurek
ostatni raz się odwrócił. Nie dość, że zauważył wbite w siebie ostre spojrzenie
Patryka, to dostrzegł jeszcze to należące do Alicji; równie nieprzyjazne.
Gos wyprostował się, mając
nieprzyjemne wrażenie, że ma coraz więcej wrogów.
Leżąc we własnym łóżku, był
emocjonalnie rozdarty. Nie dość, że głowa nie pozwalała mu przestać myśleć, to
jeszcze nie mogła się zdecydować, na czym skupić swoją uwagę. Dlatego też Jurek
co chwilę myślami przeskakiwał z Łukasza na Dębę i resztę jego paczki. Lecz im
było później tym Łukasz zostawał z nim na dłużej – może dlatego, że już
niedługo Jurek miał się z nim spotkać, a kompletnie nie wiedział, jak miałby mu
spojrzeć w oczy…
Przekręcając się na prawy bok,
wbił puste spojrzenie w słabo tlącą się lampkę i nakrył się bardziej kocem.
Było przed trzecią i Jurek był coraz bardziej zmęczony, lecz gdy oczy powoli
już mu się zamykały, przypomniał sobie swoje słowa, które mu wtedy wykrzyczał. Pokręcił
przecząco głową na to wszystko, co mu się przypomniało. Jak on mógł? Miał
wrażenie, że wtedy wstąpiła z niego całkiem inna osoba. Wszystko zepsuł i chyba
nie było nawet mowy, by mógł to jakoś naprawić…
Cholera, a chciał to naprawić!
To co powiedział nie było prawdą. Wcale się Łukasza nie brzydził, nie chciał
też jego krzywdy. Chciał go wesprzeć, a nie mu dokopać, bo, kurwa, zależało mu
na nim.
Znowu się przekręcił. Zapiekły
go oczy, więc zacisnął je mocno.
Jaki on był popierdolony. Nienormalny.
Czy on w ogóle siebie słyszał? Chciał go wesprzeć? Cóż, na pewno nie wtedy,
kiedy mu groził, że zniszczy mu całe życie. Może to nie Łukasz powinien się
leczyć, tylko on, bo zdecydowanie wciąż nie było z Jurkiem dobrze.
I niby czemu mu tak na nim
zależało? Wzdrygnął się na to pytanie, ale na razie zostawił je bez odpowiedzi.
Spał dwie godziny, może nawet
krócej. Oczy miał podpuchnięte i przekrwione, a głowę pustą. Mechanicznie się
wyszykował, spakował do pracy, a nawet zjadł śniadanie. Nie żeby miał na nie
ochotę. Zjadł z rozsądku, bo czuł się bardzo słabo, jakby zaraz miał omdleć, a
nie chciałby zrobić tego za kółkiem.
Nie patrzył na zegarek, kiedy
wychodził z domu. Na dworze było mroźnie i ciemno, nieprzyjemnie, a radiu wciąż grały świąteczne piosenki,
które wcale nie poprawiały Jurkowi nastroju.
Pod biuro dojechał kilkanaście
minut po szóstej. Wiedział, że było za wcześnie. Doskonale zdawał sobie z tego
sprawę, ale nie wytrzymałby dłużej w mieszkaniu z tymi myślami, wolał więc już
przyjechać tutaj.
Zaparkował i zgasił samochód.
Popatrzył na biuro ozdobione niebieskimi światełkami i sopelkami, a później
odwrócił głowę i spojrzał na przeciwległy budynek. Nie świeciły się tam żadne
światła, na parkingu nie stało wiele samochodów… Coś, co kiedyś było całym jego
życiem teraz nie miało żadnego znaczenia ani dla niego, ani dla nikogo innego.
To było dołujące i odbierało
Jurkowi wszelkie nadzieje, bo skoro tamten budynek był dla niego całym życiem
przez tyle lat, a teraz był zaledwie nieistotnym wspomnieniem, czym będzie ten?
Jurek przesunął spojrzeniem z powrotem na niebieskie lampki. Zamyślił się. Tak
wiele nerwów tutaj stracił. Tyle starań włożył, by jakoś to przeżyć, aż w końcu
się zaangażował, bo miał tu kogoś, kto chciał, żeby był zaangażowany…
I mógł to wszystko stracić już
dzisiaj przez swoją własną głupotę. Zaklął. Po raz kolejny uświadomił sobie, że
nie chciał, aby ten epizod jego życia się teraz skończył. Może za miesiąc, może
za dwa, za pół roku, rok… Ale nie teraz!
Musiał przeprosić Łukasza.
Przekonać go jakkolwiek, by zmienił o nim zdanie, bo jakie mógł mieć o nim
zdanie teraz? Że był kutasem, któremu sprawia radość ranienie innych? Ranienie
jego?
Odpiął pasy, lecz nim zdążył
wysiąść jego wzrok przykuł jakiś nagły ruch przy wejściu. Jurek zastygł na
siedzeniu i obserwował jak z gwałtownie otwierających się drzwi wypada niczym
burza Marcin. Twarz miał bladą, a włosy w nieładzie, pod pachą natomiast
trzymał jakieś spore pudełko.
Tuż za nim wybiegł Łukasz i
wtedy Jurek poczuł się jeszcze gorzej. Nie chciał na to patrzeć. Nie powinno go
tu być. Mimo to nie potrafił odciągnąć wzroku. Spiął się cały, obawiając się,
że mogą go zobaczyć, ale nie rozglądali się. Łukasz powiedział coś, wpatrując
się w odchodzącego Marcina, a ten odwrócił się gwałtownie i krzyknął. Jurek przez
to, że miał otwarte drzwi doskonale usłyszał co. „Kocham cię” uderzyło w
Łukasza w twarz i sprawiło, że cofnął się o krok.
Marcinowi zaszkliły się oczy, a Nakonieczny
odwrócił wzrok.
– Nic to dla ciebie nie znaczy?
Słowiński nie doczekał się
odpowiedzi. Przez chwilę jeszcze lustrował twarz byłego partnera, po czym,
drżąc zauważalnie, odwrócił się na pięcie i ruszył szybko w przeciwną stronę.
Nie oglądał się za siebie, Łukasz natomiast wbijał wzrok w jego plecy tak
długo, aż mężczyzna nie znalazł się we własnym samochodzie.
Jurek wiedział, że zdecydowanie
dla Łukasza to coś znaczyło. Mógł się
o tym przecież przekonać.
Odchylając głowę do tyłu,
zapatrzył się w zadaszenie. Jak niby miał do niego pójść? Teraz? Po tym co
zobaczył? Co Łukasz by sobie o nim pomyślał? Może lepiej by było gdyby
faktycznie odszedł, gdyby się nie wtrącał… Może dałby radę jakoś posklejać
swoje życie z innych kawałków. Miał w końcu Janka, a to już było coś. To było
bardzo dużo.
Ale czy wystarczająco? Czy
naprawdę mógł zrezygnować ze sposobu w jaki patrzył na niego Łukasz? Tak jakby
był wart jego czasu i zaangażowania. Jakby był kimś więcej niż tylko starym
rywalem, którego chciał się pozbyć. Jakby był kimś, kto mógł przyjść do domu
jego rodziny i poznać jego sekrety; jego bratanka, Emilkę, i jego uśmiech,
kiedy na nich patrzył, i zmęczenie po całym tygodniu pracy, i to jak beztrosko wyglądał,
gdy zasypiał…
Miałby z tego zrezygnować już na
samym początku?
Pokręcił bezradnie głową. Nie
chciał. Wysiadł z samochodu. Musiał to jakoś naprawić, po prostu musiał.
Inaczej jego sumienie do końca życia nie dałoby mu spokoju. Nie był na to
przygotowany, ale czuł, że jeżeli nie zrobi tego teraz, to nie zrobi tego już
nigdy. Mógł się jedynie modlić, by Łukasz go wysłuchał.
Przekraczając próg biura,
rozglądał się czujnie, ale nie zdziwił się, kiedy jedyne co zobaczył to pustka
i jeszcze niepozapalane światła. Ruszył niepewnie wzdłuż korytarza, starając
się nie robić zbędnego hałasu. Czuł się jak intruz i właściwie chyba słusznie –
teraz na pewno nie był kimś, kto był mile widziany, a jednak coś go pchało
prosto pod drzwi gabinetu Łukasza.
Zapukał bez myślenia i wszedł
jeszcze zanim usłyszał odpowiedź.
Mężczyzna siedział przy swoim
biurku, a kiedy usłyszał jak drzwi się otwierają, uniósł głowę. Wyglądał
parszywie. Teraz, w bladym świetle lampki, która tylko uwydatniała cienie na
jego skórze, wyglądał o dziesięć lat starzej. Oczy miał zmrużone i wąskie,
jakby od wielu godzin nie spał, lub wpatrywał się w ekran, a zmarszczki wokół
nich uwydatniły się. Usta były wysuszone, a włosy nieułożone.
Jurek obserwował go w napięciu,
oglądając jak zmienia się jego wyraz twarzy na jego widok. Brwi ściągnęły się,
usta zacisnęły, a włosy opadły mu na twarz, kiedy gwałtownie podniósł się z
krzesła.
– Wynoś
się. – Głos mężczyzny był stanowczy. Mimo to Jurek nie cofnął się. Przeciwnie,
ruszył do przodu, wyciągając przed siebie dłonie, jakby chciał go uspokoić.
– Nie mam
zamiaru – powiedział, starając się brzmieć pewnie. Łukasz sapnął, oglądając
uważnie każdy jego ruch, a kiedy Jurek zbliżył się niemalże pod samo biurko,
ruszył w jego stronę. Przez chwilę Gosowi wydawało się, że po prostu chwyci go
za ramiona i wyprowadzi stąd bez pardonu, ale nie. Łukasz gniewnie się do niego
zbliżył, a kiedy nie dzieliło ich więcej niż
kilkanaście centymetrów przystanął.
– Nie każ mi
tego powtarzać jeszcze raz – warknął, pochylając się bliżej niego. Jurek
rozbieganym wzrokiem zlustrował jego twarz, aż w końcu utkwił spojrzenie w
brązowych oczach.
– Nie każ mi
wychodzić. Przynajmniej nie, dopóki nie wysłuchasz tego, co mam do powiedzenia.
– odpowiedział, a głos mu zadrżał.
Najgorsze było
to, że sam dokładnie nie wiedział, co miał powiedzieć. Jak przekazać Łukaszowi,
że nie miał żadnych złych intencji i że nie chciał dla niego złego? Przeciwnie,
widok jego smutku sprawiał, że przewracało mu się w żołądku. Tak samo jak widok
gniewu, który całą swoją mocą był skierowany na niego.
Spuścił głowę
i utkwił wzrok w podłodze.
– Chcę tylko,
żebyś wiedział, że nie miałem tego na myśli. I że zachowałem się obrzydliwie i
tego żałuję – mruknął, czując że zaczynają parzyć go policzki. Jednak
przedłużająca się cisza, nie pozwoliła mu wpatrywać się w panele w
nieskończoność. Uniósł wzrok, zaniepokojony tym, co mógł zobaczyć i aż przeszły
go dreszcze, kiedy zobaczył zacięty wyraz twarzy mężczyzny.
– Obrzydliwie
– powtórzył za nim wykrzywiając usta w nieszczerym uśmiechu. – Obrzydliwie jak
ja? – zapytał, mrużąc oczy. Na tym jednak nie poprzestał. Ruszył do przodu,
zmuszając tym samym Jurka do cofania się. Szedł wolno, ale pewnie, patrząc na
niego jak na robaka, na co Jurek cały skulił się w sobie.
Ten wzrok… Był
tym czego bał się najbardziej. Jakby był nikim, ledwie cieniem niewartym uwagi.
Serce zakuło go w piersi, oddech przyśpieszył, a głowa desperacko szukała słów,
jakie mogłyby załagodzić sprawę.
– Nie jesteś…
obrzydliwy – odpowiedział drżąco, w momencie w którym Łukasz położył mu rękę na
ramieniu. Spiął się cały, a oddech uciekł mu z piersi, gdy palce zacisnęły się
na jego skórze.
Łukasz zaśmiał
się sucho, po czym pokręcił głową.
– Lepiej szybko
stąd wyjdź, bo mogę zacząć – powiedział, a na znak swoich słów jego ręka
zawędrowała na klatkę piersiową Jurka. Druga uniosła się i odgarnęła mu
zabłąkany kosmyk z czoła.
Gos
skamieniał.
– Wyjdź.
Łukasz
przesunął dłoń z jego klatki piersiowej na biodro, które ścisnął, sprawiając,
że Jurek sapnął i raz jeszcze się cofnął. Cofnął się gwałtownie, kierowany
instynktem, ale nie spodziewał się, że tuż za nim znajdowała się ściana.
Uderzenie zaskoczyło go, odbierając mu oddech.
A Łukasz?
Łukasz uśmiechnął się okropnie i dostąpił do niego ostatni krok. Stali tak
teraz, ciało przy ciele, usta przy ustach, a napięcie między nimi wydawało się
sięgać zenitu.
Jurek wiedział
po co to wszystko. Łukasz chciał, by go odepchnął. Chciał, żeby gniew
przysłonił mu zdrowy rozsądek, żeby strach przed jego bliskością znów przejął
kontrolę nad jego słowami i kazał wyrzucić mu z siebie wszystko, byle tylko go
od siebie odepchnąć, ale Jurek nie zamierzał tym razem tracić kontroli.
Zdecydowanie
bardziej niż tego, co robił Łukasz bał się kolejnej nocy, podczas której nie
mógłby zasnąć przez wyrzuty sumienia.
– Nie mam
zamiaru wychodzić – odpowiedział, a głos mu drżał jak nigdy. Jego ciało spięte
do granic możliwości, zaczęło dziwacznie reagować. Zrobiło mu się goręcej, a na
policzkach pojawiły mu się niezdrowe wręcz rumieńce, których nie miał jak
ukryć, bo Łukasz stał tuż tuż i patrzył mu w oczy tak intensywnie, że Jurkowi
zaczęły mięknąć kolana.
Potem
Nakonieczny spojrzał na jego usta i bliznę tuż nad nimi, później zerknął w dół
na ich ciała, które dzieliło kilka centymetrów i na własną dłoń, która
dociskała biodro Jurka do ściany…
– Więc jaki
masz zamiar? – zapytał, unosząc gwałtownie głowę.
Jerzy zobaczył
na jego twarzy niezrozumienie i miał ochotę zrobić cokolwiek, co by go
przekonało, że nie grał jego kosztem. I że jest wobec niego szczery, nie tak
jak ostatnio.
– Nie wiem –
mruknął cicho. – Nie chcę żebyś mnie nienawidził. Bo ja ciebie nie nienawidzę.
I nic z tego co powiedziałem ostatnio nie jest prawdą.
– Coś jest.
Gos odwrócił
lekko głowę, czując coraz większe wyrzuty sumienia. Chociaż nie tylko to tak
mocno na niego działało – bliskość między nimi wcale nie była dla niego dobra. Miał wrażenie, że jego ciało jest czulsze niż
kiedykolwiek i reaguje na każdy ruch Łukasza; Łukasza, który wciąż był tak
blisko i pachniał tak znajomo…
– Wiedziałem
już od jakiegoś czasu – powiedział z trudem, bo ciężko było mu się do tego
przyznawać, a i mówić było mu trudno, kiedy miał przed sobą usta mężczyzny. – Ale
nigdy nie wykorzystałem tego przeciwko tobie. I nie wykorzystam! Przysięgam –
zapewnił, przyklejając się całkowicie do ściany. Czuł się odsłonięty i
wyeksponowany, i wcale nie było mu z tym dobrze. Miał wrażenie, że Łukasz kpi z
niego w duchu, ale być może to jego głowa przeinaczała fakty, Łukasz bowiem
wpatrywał się w niego z powagą. Jego dłoń natomiast wciąż spoczywała na jego
biodrze, doprowadzając tym Gosa na skraj opanowania.
Gorzej jednak
było, kiedy z jego biodra przesunęła się w bok, na podbrzusze. Wtedy Jurek
złapał w usta gwałtownie oddech i wbił w oczy Łukasza zlęknione spojrzenie.
– Wyjdź. –
Jurek czuł, że Łukasz powtarza to po raz ostatni. Mimo to pokręcił przecząco
głową i odetchnął drżąco, czując palce na cienkim materiale kremowej koszuli, w
którą był ubrany. Przez kręgosłup przeszły mu gorące dreszcze. Ciężko
przychodziło mu ignorowanie ich, mimo to starał się sobie wmawiać, że przecież
nic nie czuje. Że nie podobało mu się to i nigdy by się nie spodobało. Że wcale
nie jest mu goręcej od bliskości drugiego mężczyzny…
Poczuł, jak
ogarnia go przerażenie. Palące uczucie wewnątrz niego niemalże go dusiło, tak
samo jak on starał się je zdusić w zarodku.
– Dlaczego
Jerzy? – Łukasz zadał pytanie, na które Jurek nie potrafił mu odpowiedzieć. –
Dlaczego jeszcze tu jesteś? Czyż nie jest to obrzydliwe? – zapytał, a widząc,
jak Jurek wbija wzrok w podłogę, chwycił go za brodę. Jego dłoń była silna i
stanowcza. Jurek ponownie poczuł jak dreszcze spływają mu wzdłuż kręgosłupa. –
Czy ja taki nie jestem? Nie dość, że pedał to jeszcze były narkoman – cmoknął,
wbijając w Jurka natarczywe spojrzenie. Patrzyli tak na siebie przez kilka
sekund, a ich oddechy robiły się coraz płytsze. – A ty pozwalasz mi na to? –
zapytał, ogarniając wzrokiem ich ciała. By go sprowokować, przesunął delikatnie
opuszkami palców po aksamitnym materiale, drażniąc jego skórę. – Co jeszcze
muszę zrobić, byś stąd w końcu, kurwa, wyszedł?! – Nie wytrzymał, krzyknął,
dociskając go do ściany. Jego wyraz twarzy zmienił się. Maska lodu i
wyrafinowania okruszyła się, pokazując dezorientacje.
– Możesz
zrobić cokolwiek – Jurek szepnął, czując jak dłoń na jego twarzy rozluźnia się.
– Nie wyjdę stąd, nie dopóki nie zrozumiesz jak bardzo żałuję tego, co ostatnio
powiedziałem – dodał równie cicho.
Łukasz
pokręcił głową i odwrócił się gwałtownie, lecz kiedy miał już odchodzić, Gos
złapał go za nadgarstek i przytrzymał przy sobie.
– Co ja
wyprawiam? – Głos Łukasza brzmiał słabo. Inaczej niż zaledwie chwilę temu, gdy
krzyczał. Jerzy odwrócił go z powrotem do siebie.
– Jesteś
zmęczony – powiedział, patrząc na jego bladą twarz i zmrużone oczy. Zdławił w
sobie chęć dotknięcia jego policzka. Nie mógł tego chcieć… Wcale tego nie
chciał! – Zmęczony i wściekły.
– Och, daj
sobie spokój – warknął, chcąc wyrwać nadgarstek z uścisku Jurka, ale ten go nie
puścił.
– Nie dam
sobie spokoju. Ostatnio… Chciałem ci pomóc. Szczerze chciałem, ale… jest we
mnie takie coś, z czym ciężko mi walczyć – powiedział, czując jak słowa ledwo
przechodzą mu przez gardło. Rozluźnił uścisk, czując, że właśnie zdradza coś,
czego nigdy nie powinien zdradzać.
Łukasz
wyprostował się, słuchając go.
– I nie chcę
tego. Bo to każe mi ranić ludzi, a ranienie ciebie, było ostatnim czego
chciałem – przyznał, co raz zerkając w oczy Łukasza, jakby chciał wyczytać z
nich jego myśli. – Ale co z tego, skoro i tak to zrobiłem? Co z tego, że
żałowałem już po kilkunastu minutach, gdy wyszedłeś? I bałem się, gdzie
pójdziesz i co zrobisz. I mogłem tylko myśleć o tym, skąd masz siniaki na szyi
– mówił, a z każdym słowem oczy Łukasza rozszerzały się coraz bardziej. – I czy
nie stało ci się nic poważniejszego. A potem myślałem tylko o tym, jak bardzo
mnie znienawidziłeś i o tym, że już nigdy nie będziesz chciał widzieć mnie na
oczy, ale co z tego? Skoro powiedziałem coś innego, coś co kazało ci myśleć, że
nic z tego mnie nie obeszło? Zresztą
powiedziałem ci tyle okropnych słów, a nic z nich nie jest prawdą. Nie ma w
tobie nic, co by mnie obrzydzało. Lubię spędzać z tobą czas, a jeszcze bardziej
lubiłem to, że ty lubiłeś spędzać go ze mną. Tak po prostu – zaciął się, jakby
nagle zabrakło mu słów. – I nie przeszkadzało mi, że brałeś, w ogóle nawet o
tym nie myślałem. Każdy z nas ma jakąś przeszłość, tak? – mówił, a głos mu
drżał coraz bardziej. Łukasz znowu zbliżył się do niego i położył mu dłonie na
przedramionach, na co Jurek zerknął szybko, z paniką. Wcale nie podobał mu się
widok tych jasnych, męskich dłoni, zaciśniętych na jego ciele. I nie lubił
siatki błękitnych żył przebijającej się przez delikatną, papierową skórę… – I
ostatnim czego bym chciał to upadek twojej firmy. Może wcześniej… Nie życzyłem
ci niczego dobrego, ale teraz to się zmieniło, bo zależy mi na tobie –
skończył, czując, że ma w gardle ogromną gulę, która niemalże przeszkadza mu
oddychać. A oddychało mu się jeszcze ciężej, kiedy poczuł jak Łukasz zaczyna
gładzić palcami jego przedramiona, na co jego ciało znowu zaczęło reagować tym
okropnym gorącem.
To wszystko
razem z oceniającym, świdrującym spojrzeniem było niemalże nie do wytrzymania.
Zapach – męski i drażniący sprawiał, że Jurek nie myślał trzeźwo. Tak samo jak
palce, które wyznaczyły sobie szlak wzdłuż jego rąk, wzdłuż ramion i masowały
go, uciskając spięte mięśnie. I włosy, które osypały się Łukaszowi na czoło,
puchate i miękkie, popielate, które Jurek znał niemalże na pamięć, bo zawsze
zwracał na nie uwagę i…
I on naprawdę
nie czuł tego wszystkiego. Nie, nie było o tym mowy. Jego ciało nie mogło
reagować na te… te… głupoty.
– Mi też na
tobie zależy w jakiś dziwny, pokręcony sposób. – Łukasz wpatrywał się w niego nieustannie,
badając każdą zmianę na twarzy Jurka. Tak jak Gos znał jego buzie na pamięć tak
i on znał jego. Znał smak jego ust… Które były teraz tak blisko, na
wyciągnięcie ręki. Wystarczyłoby po nie sięgnąć, by przypomnieć temu
mężczyźnie, co ich połączyło już wcześniej. By uświadomić mu, jak wtedy
reagował na jego dotyk i pocałunki, i wcale się nie wyrywał. I nie wrzeszczał
na niego, jedynie chciał więcej i więcej, a on mógłby mu to wszystko dać. Bo
kiedy Gos stał tak przed nim niemalże drżąc i łapiąc w usta płytkie oddechy,
Łukasz był niemalże pewien, że to co powiedział mu w weekend nie było jedynie wyssanymi
z palca wymysłami.
Gdyby
przysunął się jeszcze bliżej, dostąpił do niego, biodrami przycisnął się do
jego bioder i zassał się na skórze jego szyi, Jurek uległ by mu. A potem mógłby
go całować, długo i namiętnie, maltretując jego skórę słodkimi pocałunkami. Nie
miałby dla niego żadnej litości, odebrał by mu jego dostojność i dumę,
wydobywając z jego ust urwane westchnięcia…
Mógł mieć to
wszystko. Gdy o tym pomyślał, zacisnął palce jeszcze mocniej na przedramionach
mężczyzny i przesunął spojrzeniem po jego wąskich ustach, o których nie mógł
przestać myśleć, od kiedy miał okazję ich spróbować. Miał pozwolenie. Gos w
końcu zgodził się na wszystko, byleby tylko Łukasz nie obraził się na niego
śmiertelnie. Tyle że Łukasz nie chciał go w taki sposób. Bo to nie było fair. A
on zawsze starał się grać czysto.
Odsunął się,
uśmiechając się sztucznie. Czuł, jak krew mu buzowała, ale zdusił w sobie to
uczucie. Byłby najgorszym chujem, gdyby wykorzystał tę okazję. I tak już się
tak czuł, nawet gdy tylko o tym myślał. Jak bardzo musiał być zmęczony, by
chodziło mu po głowie coś takiego?
– Przepraszam
– mruknął, odwracając się. Ręką przeczesał nerwowo włosy.
Jurek, wciąż
jeszcze zdenerwowany i rozdygotany, patrzył na niego, nie rozumiejąc jak może
reagować w ten sposób. Przed chwilą bowiem był przerażony, ale teraz… teraz
jakby mu czegoś zabrakło.
Potrząsnął
głową. Niemożliwe, powtarzał sobie w myślach.
Niemożliwe.
Łukasz
odetchnął drżąco, podchodząc do biurka. Oparł się o nie rękami i przez chwilę
tak trwał, starając się pozbierać myśli. Jurek natomiast patrzył na niego nie
mogąc się zdecydować czy do niego podejść, czy wręcz przeciwnie, nie zbliżać
się już nigdy więcej.
Po chwili
namysłu, zdecydował się na pierwszą opcję. Ruszył do przodu, a kiedy Łukasz
usłyszał za sobą kroki, wyprostował się i zerknął na niego szybko.
– Powinieneś
odpocząć – powiedział, po raz kolejny zwracając uwagę na marny stan mężczyzny.
Łukasz prychnął.
– Świetna
rada. Szkoda, że nie za bardzo jestem w stanie się zrelaksować ostatnimi
dniami.
– Mówię
poważnie. Wróć się przespać. – Łukasz wbił w niego lodowate spojrzenie.
– I co, mam
zostawić to wszystko, by posypało się kompletnie?! – uniósł się, wyrzucając
ręce w powietrze. Szybko jednak przyciągnął je do siebie i potarł skronie. –
Już się sypie!
– Nie
poprawisz sytuacji, będąc w takim stanie! – warknął Jurek, jakby miał prawo go
oceniać.
– Jestem w
zdecydowanie lepszym stanie, niż ostatnio mnie widziałeś, więc skończ to
pieprzenie – odwarknął, popychając go lekko w ramię, jakby chciał go odepchnąć.
Gos ani drgnął.
– Przepraszam,
okej. Przepraszam.
– Co mi po
twoich przeprosinach? – Łukasz pokręcił głową, zrezygnowany. – Nie rozumiem cię
kompletnie – dodał już ciszej. Odsunął
się i z powrotem opadł na fotel. Przetarł z wolna twarz, po czym oparł głowę na
rękach i trwał tak przez dłuższą chwilę. W pokoju zrobiło się całkowicie cicho.
Jedynie szum aut zza okna zakłócał niezmąconą niczym ciszę.
Ta chwila
spokoju pozwoliła Jurkowi uwierzyć, że jeszcze nie wszystko było stracone. Że
są z Łukaszem w stanie odbudować relację, którą mieli, jeżeli tylko obaj dadzą
sobie trochę przestrzeni i uspokoją się. Nerwy żadnemu z nich nie były
potrzebne.
To co było
natomiast potrzebne Łukaszowi, to sen. Będąc w takim stanie jedynie mógł
pogorszyć sytuację.
– Masz dzisiaj
jakieś spotkania? – Jurek postarał się zagadnąć normalnie. Tak jakby nigdy nie
doszłoby między nimi do żadnej kłótni. Tak jakby przed chwilą Łukasz nie był
bliżej niego niż ktokolwiek inny od tygodni, a on na to pozwolił….
Nakonieczny
pokręcił głową.
– Beata
poodkładała wszystkie ważne spotkania w czasie – postarał się odpowiedzieć
równie normalnie.
– Dobrze. Ja…
mógłbym ci pomóc.
– Mówisz to po
ostatnim? – Łukasz parsknął, nie dowierzając, że Jurek może mu jeszcze coś
takiego proponować.
– Nie
osobiście. Wiem, że… nie masz żadnych podstaw, żeby mi ufać. I ja sam nie ufam
sobie tak, jakbym chciał, ale znam kogoś, kto mógłby – Jurek zaciął się na
moment – poradzić sobie z tym wszystkim – skończył, łapiąc spojrzenie
mężczyzny. Łukasz uniósł brew. – Ojciec pomógłby utrzymać w ryzach naszych
pracowników. A i z twoimi na pewno by sobie poradził.
– Nie, nie ma
nawet takiej opcji. Jakby to wyglądało? Jakbym kompletnie sobie nie radził.
– A radzisz
sobie? – Jurek zapytał cicho i ze zwątpieniem, patrząc na stos piętrzących się
filiżanek po kawie na blacie biurka. Naliczył ich cztery, a nie było jeszcze
nawet siódmej.
Łukasz
odchylił głowę do tyłu, unikając odpowiedzi.
– Wiesz, to on
zrzucił ci na głowę dwa razy więcej. Też może się jeszcze trochę wysilić i
pomóc– mruknął cicho. Łukasz skinął w końcu głową.
– Dobrze.
Niech przyjedzie. Jeżeli będzie mógł – szepnął uciskając skronie. Jurek nie
ociągał się. Od razu zadzwonił do Stanisława.
– Będzie za
pół godziny – powiedział, po tym jak zakończył połączenie. Łukasz pokiwał w
zamyśleniu głową i odchylił się na oparciu krzesła. Jurek zerkał na niego co
chwilę, kontrolując jego stan.
Nic nie mógł
poradzić na to, że się martwił. Martwił się bardziej, niż powinien i powoli
zaczynał zdawać sobie z tego sprawę.
***
Witajcie kochani. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście ;) W końcu udało mi się dokończyć ten rozdział i głupio mi, że musieliście na niego tak długo czekać. Mam nadzieję, że mimo to Wam się spodobał i jesteście zadowoleni z rozmowy Łukasza i Jurka. W końcu nasz Jureczek-cukiereczek zdobył się na przeprosiny i szczerość, co zawsze jest dobre, wiec może jakoś to będzie.
Dajcie znać, co myślicie, a ja tymczasem życzę Wam już Szczęśliwego Nowego Roku! :) Oby był lepszy niż poprzedni i takie tam ;>
Trzymajcie się!
Szczęśliwego nowego roku :D
OdpowiedzUsuńFajnie poczytać. Dziękuję ^^ Stęskniłam się za Jureczkiem :)
Weny, czasu i chęci
Potrójnie ;)
Kyna
Dziękuję! :3
UsuńTeż się trochę za nim stęskniłam, na szczęście kryzys, który ostatnio miałam chyba już przechodzi, bo nawet mam chęć popisać Jureczkiem dalej :)
Pozdrawiam!
No i dostałam świąteczny prezent... Rozdział jest świetny. Jak go czytałam to prawie zapomniałam o oddychaniu. Bardzo się cieszę, że Jurek zdobył się na odwagę i przeprosił. A najbardziej się cieszę, że będą kolejne rozdziały :) Spełnienia marzeń, odpoczynku i satysfakcji we wszystkim czego się podejmiesz w roku 2020. Pozdrawiam Justyna.
OdpowiedzUsuńTroszkę spóźniony, ale cieszę się, że się spodobał ;) Ale z tym oddychaniem to ostrożnie, nie chciałabym mieć Cię na sumieniu :D
UsuńDziękuję ślicznie i również pozdrawiam!
No nie no - zeżarło mój komentarz...głupie internety xd
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że znalazłaś czas i wenę na Jureczka :) Mam nadzieję że ten rozdział z wyścigowym towarzystwem to już będzie dla Jurka zamknięty. Świetnie zakończył ten wyścig, ale jak widać ci ludzie zawsze będą mieli jakieś problemy. Co prawda Jurek jakoś w stosunku do Dęby nie potrafi być taki stanowczy jak w stosunku do jego siostry więc chyba jeszcze na jakieś spotkanie się zanosi ;)
No i w końcu doczekałam się konfrontacji Jurka z Łukaszem 😍 Nie spodziewałam się, że Jurek aż tak się odsłoni, ale myślę, że gdyby tego nie zrobił to Łukasz nie chciałby z nim w ogóle gadać. A tak mogą powoli wrócić do swojej przyjaźni, a także czegoś więcej mam nadzieje 😁 Ciekawe czy tym razem Jurek dopuści do siebie te dziwne odczucia? Jest już chyba na niezłym etapie, skoro pozwolił Łukaszowi się aż tak zbliżyć. Chociaż u niego to nigdy nic nie wiadomo. Jutro może wszystko wyprzeć. Ach oczywiście bardzo chcę już więcej 😍 Bardzo, bardzo dziękuję i życzę Ci wszystkiego najlepszego w nowym roku 2020 😘 pozdrawiam serdecznie
Oj, doskonale znam ten ból. Tym bardziej mi miło, że postanowiłaś napisać drugi! ;)
UsuńCóż, Jurek zdecydowanie chciałby zamknąć ten rozdział, ale nie wiem, czy będzie to takie łatwe. Chociaż może? Kto to wie :D (Chyba tylko ja xd)
Chyba Jurek nie miał innego wyjścia i czuł, że jeżeli nie zbierze się na szczerość, to nic z tego nie będzie. I dobrze zrobił, bo inaczej Łukasz na pewno by go przegnał.
Gos jest mistrzem wyparcia o czym doskonale wiemy, chociaż w tym rozdziale praktykował raczej zaprzeczenie :D Niemniej, masz rację, Gos jest na zdecydowanie innym etapie niż wcześniej, a jego myśli ostatnio robią się strasznie chaotyczne ;)
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam! <3
Rozdział cudowny..., ale chciałabym zapytać czy następny raczej w dalszej czy bliższej przyszłości?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobał :)
UsuńNastępny raczej w bliższej przyszłości. Staram się pisać w wolnej chwili i już mam kilka stron. Na dodatek mam nadzieję, że moje postanowienia noworoczne utrzymają mnie w ryzach i dam radę wstawić rozdział do połowy stycznia :)