sobota, 16 lipca 2022

Druga szansa: Bonus II Wyjazd zimowy cz. III

 Nagle bowiem rozdzwonił się telefon Kacpra, wibrując szaleńczo na stole. Obaj się skrzywili. Posłali sobie przeciągłe spojrzenia. Blondyn podszedł leniwie do stołu w głębi duszy prosząc, by połączenie się skończyło, ale niestety tak się nie stało. Zerknął na wyświetlacz, zmarszczył delikatnie czoło i odebrał, a Marcel przyglądał mu się wgnieciony w kanapę. To znaczy głównie przyglądał się wyrzeźbionemu ciału. Zwłaszcza pośladkom. Pośladki Kacper miał pierwszorzędne.

– Możesz powiedzieć temu pacanowi, żeby odbierał telefon?! – Doszło do niego w tym samym momencie, kiedy Kacper włączył tryb głośnomówiący. – Zwłaszcza od swojej matki? Przecież mnie w końcu wpakują do pierdla za te wszystkie kłamstwa. 

– Nie przeszkadzaj sobie. Marcel doskonale cię słyszy – rzucił zrezygnowany Kacper i spojrzał na Rogackiego wymownie. 

– Świetnie – skwitował Bartek. – No to słuchaj, Marcel, właśnie dzwoniła do mnie Ewa, odchodząc od zmysłów, dlaczego nie odbierasz i nie odzywasz się przez cały dzień. – Marcel jęknął. – Więc oczywiście jej powiedziałem, że bawimy – podkreślił wymownie ostatnie słowo – się świetnie i nam to wypadło z głowy. No i że już cię idę opierdolić i że zaraz do niej zadzwonisz. Przy okazji powiedziałem jej, jak aktywny mieliśmy dzisiaj dzień i że przez to mózgi nam się już powyłączały. Co chyba nie jest w twoim przypadku jakąś szczególną nieprawdą. – Marcel zamknął oczy, modląc się w duszy o siłę. Nie przeszkadzało mu to jednak w tym, by przyznać przyjacielowi rację. – No i to z grubsza tyle. Odezwij się do mamy. Sorry, że przeszkadzam. Wiem, że macie miły dzień. 

– Bartek… – Marcel podniósł się ciężko z kanapy. – Dzięki, że nas kryłeś. Obiecuję, że to już ostatni raz. 

– Co ty tam mruczysz? Nie słyszę cię. – Marcel wziął telefon od Kacpra, na co Wawrzyński wyraźnie odetchnął z ulgą. 

– Po prostu… dzięki – powiedział już prosto do słuchawki. – Kupię ci czekoladki, jak wrócimy, za ratowanie nam dupy. 

– I za te wszystkie kłamstwa. I za siedzenie przez tydzień w domu, żeby przypadkiem Ewa mnie nigdzie nie zobaczyła. 

– Tak. Za to też. Ale i tak nie wychylasz się ze swojej nory, więc prawie żadna różnica – powiedział, pokazując Kacprowi na migi, że idzie do kuchni po telefon. Chłopak jedynie machnął na to ręką. 

Bartek zamilkł, a Marcel poczuł się głupio, że to powiedział. 

– Ale i tak bardzo doceniam! – kontynuował odrobinę zbyt panicznie. – Dużo musiałeś ściemniać Ewie? Musimy mieć jedną wersję wydarzeń. 

– Powiedziałem to, co mi pisałeś wcześniej. Że cały dzień byliśmy na dworze, zjeżdżaliśmy na sankach i że nie zrobiłeś sobie krzywdy, co chyba nawet ją odrobinę zdziwiło. 

– Bartek. – Pokręcił głową zrezygnowany. 

– No co? To akurat prawda. W każdym razie, żeby nie było nieścisłości, powiedziałem, że siedzimy właśnie przy piwie, dlatego kompletnie wypadło nam wszystko z głowy, a na koniec nawet powiedziałem, że i ja zaraz zadzwonię do rodziców. Wydawała się uspokojona. 

– Jesteś aniołem, wiesz? – Marcel przygryzł wargę wyznając to. – Co prawda trochę mocno potłukłeś się o ziemię, ale kto z nas nie ma wad? 

O dziwo Bartek roześmiał się dźwięcznie, a Marcel zamarł w pół kroku. Nie słyszał aby Bartek się śmiał od… już nawet nie pamiętał kiedy!

– Dzięki – odchrząknął. – To znaczy dzięki za ten nieudany, tandetny podryw. Tylko uważaj, by Wawrzyński nie był zazdrosny.

– Jakoś by to przeżył – odpowiedział od razu Marcel, będąc bardziej niż chętnym, by pociągnąć tę rozmowę dalej. Zaczynała ona bowiem wyglądać jak ich rozmowy sprzed dramatu, który wydarzył się w lato. Brzmiało to… jakby znowu mogli wrócić do tego, co mieli. Marcel chciałby tego bardziej niż czegokolwiek. Nawet bardziej niż wieczności na tym odludziu. Gdyby tylko Bartek z powrotem chciał być jego przyjacielem wróciłby do niego nawet zaraz!

– Sam nie wiem. Mogłoby mu to ciężko przyjść, gdybym okazał się prawdziwą konkurencją – zażartował, a Marcel wyobraził sobie, jak przewraca oczami. 

– Ty? – zapytał sarkastycznie, chociaż w jego głosie słychać było coś ciepłego. 

– No ponoć jestem aniołem – żachnął się Bartek, wyraźnie podśmiewując się w wyznania Marcela. 

– A bolało jak spadałeś z nieba? – wypalił Rogacki, czym spowodował kolejną falę śmiechu. Słuchał tego niczym ulubioną piosenkę. Z radością, a jednocześnie z wielką nostalgią. Przypomniało mu to ich dzieciństwo; wspólne zabawy na placach zabaw, szaleńcze wyścigi, granie w podchody i szarpanie się w piaskownicy, kiedy któryś pojebał drugiemu łopatkę. Przypomniał mu się okres szkolny. Wspólnie odrabiane lekcji po nocy, gdyż lekcje schodziły na najdalsze tory, ważniejsze za to były gry i rozmowy, które ich mamy starały się ukrócić. Nieskutecznie. Pomyślał o ich długich spacerach nad Wisłą i przesiadywaniu w parku… Kiedyś byli nierozłączni. 

– Boże, Marcel, jakie to było słabe – wysapał Bartek, kiedy już uspokoił oddech. – Czuję się zażenowany. Kiedy ten żart był modny? Jak mieliśmy dziesięć lat? 

– On nigdy nie był modny – odpowiedział, chwytając za swój telefon. Ze zmarszczonymi brwiami zerknął na wyświetlacz. Miał siedem nieodebranych. Sapnął. Ostatnie, czego teraz chciał to rozłączać się z Bartkiem, wiedział jednak, że nie będzie miał zaraz większego wyboru. 

– Był – zaprzeczył. – Kiedyś cały czas się tak mówiło. 

Telefon Marcela rozdzwonił się po raz kolejny. 

– Słuchaj, Bartek – zaczął szybko, mając wyrzuty sumienia, że pozwala kobiecie się o niego martwić. – Znowu dzwoni do mnie Ewa, więc muszę kończyć. Ale jeśli tylko byś chciał, to przyjedź do nas – mówił niczym torpeda. – Jestem pewien, że Marcin by cię przywiózł, gdybyśmy go poprosili. Moglibyśmy spędzić ten czas wspólnie i nie musiałbyś kłamać w razie wypadku. 

– Marcel… – Ton Sójki zmienił się znacznie. – Niech będzie to wasz wspólny wyjazd. Wiem, że chcieliście mieć czas dla siebie. 

– Ale dla ciebie też chcę mieć czas – odparł niemalże desperacko, patrząc, jak Ewa się rozłącza. – Chciałbym, żebyśmy znowu… potrafili zachowywać się tak jak wcześniej. Nie chcę byś myślał, że przez Kacpra… 

– Doskonale wiem, że to nie przez Kacpra – uciął szybko. Rogacki przygryzł wargę, czując, że znowu jest odrzucany. – Obaj wiemy, że to tylko i wyłącznie przeze mnie. Ale słuchaj… Spotkajmy się jak wrócisz, okej? Obiecuję – zapewnił, a Marcela aż ścisnęło w żołądku. 

– Na dłużej niż pięć minut?

– Na cały dzień. 

– To może przyjdziesz i na noc?

– No ale o to, to Kacper już mógłby być zazdrosny – zaśmiał się, chcąc na nowo obrócić wszystko w żart. Marcel również się roześmiał, ale już bez entuzjazmu. 

Kiedyś było to najnormalniejszą rzeczą na świecie, że u siebie nocowali. 

– Dobra, bo Ewa zaraz nas wszystkich zabije. Zgadamy się jeszcze – kontynuował Sójka. Marcel przytaknął mu głową, nie zastanawiając się, że przecież chłopak tego nie zobaczy. 

– Jasne. To będziemy w kontakcie. 

– Pewnie. To na razie, pozdrów swoją drugą połówkę! – powiedział, po czym obaj się rozłączyli, a Marcel czym prędzej oddzwonił do matki. 

Oczywiście nasłuchał się sporo o tym, jaki jest nierozsądny i niepoważny, z czym nie mógł się nie zgodzić, więc jedynie przytakiwał jej gorliwie i przepraszał co drugie słowo. Na szczęście wcześniej Bartek musiał ją wyraźnie uspokoić, bo odbyło się bez rękoczynów… psychicznych, bo przecież i do takich mogło dojść!

O dziwo Ewa dość szybko dała się przekonać, że żyją i mają się dobrze, po czym również kazała pozdrowić Kacpra i na tym się skończyło. Marcel odetchnął z ulgą. Sytuacja wydawała się na razie stabilna. Jutro natomiast zadzwoni do niej znacznie wcześniej, by nie powtarzać scenariusza.

Wrócił do salonu z paczką chipsów, na którą Kacper łypnął nieprzychylnym wzrokiem, ale nie skomentował. W przeciwieństwie do Marcela siedział już ubrany na kanapie i grał w grę na PlayStation 2. Niestety nie mieli tu konsoli nowszej generacji, ale stare gry 2D budziły w Marcelu miłe wspomnienia. 

Chłopak przysiadł się do blondyna i zarzucił na siebie koc, mając nadzieję, że będą mieli jeszcze okazję tego wieczoru przeżyć kilka pikantniejszych momentów i że ubrania nie są mu na razie potrzebne. Kacper musiał od razu wpaść na jego tok myślenia, bo zerknął na niego jakby kpiąco i pokręcił głową. Nie, żeby nie chciał. Na pewno samemu chciał, tylko musiał się nad nim przez chwilę popastwić, ot tak, dla zasady!

Marcelowi nawet nie było przykro. Właściwie to dzięki rozmowie z Bartkiem czuł się wyśmienicie. Streścił ją całą Kacprowi, gdy grali w Tekkena, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Wbrew podejrzeniom Sójki, Kacper nie był zazdrosny. Wydawało się, że nawet mu ulżyło. Ciężka atmosfera między przyjaciółmi wcale nie sprzyjała związkom.

– W takim razie na pewno wyciągniemy go tu na wakacje. 

– I nie miałbyś nic przeciwko?

– Dlaczego miałbym? Moglibyśmy zresztą zabrać Piotrka i całą resztę. 

– Nie wiem, czy ten dom dalej stałby w jednym kawałku. 

Kacper wzruszył ramionami, czego Marcel nie omieszkał wykorzystać i sprał dosadnie postać chłopaka. Zanim ten zdążył odzyskać rezon runda pierwsza była już za nimi. 

– Mogłoby się to różnie skończyć – przyznał mu rację, wzdychając ciężko, kiedy Marcel znowu zaatakował go wiązanką specjalnych ciosów. – Jesteś w to zdecydowanie za dobry – przyznał, starając się wykonać jakiś kontratak. Udało mu się nawet kilka razy trafić postać Marcela, jednak chwilę później i tak leżał już pokonany na ziemi. 

– Szanujmy się. Kiedyś dużo grałem – przyznał, odkładając pada na bok. – Ale mogę dać ci fory, jeśli chcesz. – Tym zdaniem zasłużył sobie na potępiające spojrzenie. Uśmiechnął się do Kacpra szeroko. – Okej, nic nie mówiłem…

Uśmiech ten nie schodził mu z twarzy przez cały wieczór i pół nocy, może tylko na chwilę, kiedy się kochali i nie miał do tego głowy, ale niedługo później, gdy na wpół śpiąc, leżeli wyczerpani pod kołdrą, uśmiech znowu pojawił się na jego ustach. Znikł dopiero, kiedy ogarnął go głęboki, spokojny sen. 

Pobudka była dla niego szokująca. Kiedy uchylił oczy wciąż ledwo kontaktując spostrzegł, że twarz Kacpra pogrążona była we śnie. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, usta były uchylone. Marcel aż się zapatrzył na ten rzadki, aczkolwiek bardzo miły i uspokajający widok. Odkąd się znali nie było nocy, podczas której Rogacki obudziłby się pierwszy. 

Tym razem mógł wbić ślepia w Kacpra i oglądać go sobie bez skrępowania. Bał się nawet głośniej odetchnąć albo drgnąć, żeby przypadkiem nie zbudzić chłopaka. Kacper musiał być bardzo zmęczony skoro nie zerwał się o świcie. Nic dziwnego, ostatnie dni mieli bardzo intensywne. Nie dość, że spędzali mnóstwo czasu aktywnie na dworze i w sypialni, to na dodatek Kacper prawie we wszystkim go wyręczał, mimo że Marcel wcale go o to nie prosił! 

A jeśli o niego chodziło, to był w szoku, że przebudził się o ósmej i nawet nie ciążyły mu powieki. Perspektywa kolejnego dnia spędzonego na dworze wspólnie z Kacprem napawała go ekscytacją odpędzającą senność. 

Rogacki wpadł na pomysł, by wyślizgnąć się niepostrzeżenie z łóżka i zrobić chłopakowi śniadanie. I nawet zabrał się za jego realizację. Szkoda tylko, że gdy przesunął się o kilka centymetrów na materacu i zaszeleścił kołdrą, Kacpra obudził ten dźwięk delikatny niczym powiew wiatru. 

– A ty dokąd? – Głos miał zachrypnięty i cichy, a oczy ledwo otwarte. Marcel westchnął ciężko i odwrócił głowę, by spojrzeć na niego miękko, aczkolwiek nagannie. 

– Chciałem ci zrobić niespodziankę w postaci śniadania, ale mnie przyłapałeś – bąknął, po czym pochylił się i pocałował chłopaka w rozgrzany policzek. – Dzień dobry – wymruczał mu tuż przy uchu i zaraz pocałował i je. Lekko jakby płatek kwiatu musnął skórę, dłońmi zawędrował na jego ramiona i uśmiechnął się, kiedy Kacper uniósł się na łokciach. 

– Dzień dobry – odpowiedział kurtuazyjnie, marszcząc czoło. Najwyraźniej sam nie mógł uwierzyć, że to jego Marcel witał w taki sposób, a nie na odwrót. – Zerwałeś się tak wcześnie?

– Jest ósma. 

– No właśnie. Byłoby to normalne, gdyby była jedenasta. – Wbił w niego odrobinę bardziej przytomne spojrzenie. Marcel przejechał dłonią po jego zmierzwionych włosach. 

– Sam się zdziwiłem. Ale czuję się gotowy zejść z łóżka, a to już coś! – powiedział entuzjastycznie i tak samo entuzjastycznie dał buziaka towarzyszowi. 

Kacper musiał jeszcze być niedobudzony, bo nie miał tyle energii, ale uśmiechnął się rozbrajająco i położył się z powrotem w pościeli. 

– A ja czuję się, jakbym był na granicy przeziębienia – wyznał, kładąc sobie dłoń na czole. Przymknął powieki. – Więc, jeżeli taka opcja jest dalej dostępna, to z chęcią przyjąłbym śniadanie. I gorącą herbatę, żeby postawić się szybko na nogi. – Marcel przygryzł nerwowo wargę. – Nie chcę cię uziemić w domu na cały dzień. 

– Możemy zostać! – zapewnił nawet się nie zastanawiając. Nie chciał, aby Kacpra dopadła choroba. Ten jednak pokręcił głową. 

– To nic takiego. Nic mnie nie boli. Po prostu jestem zmęczony. 

– W takim razie poodpoczywamy, a potem się zobaczy – zadecydował Marcel, zsuwając się z łóżka. Posłał jeszcze na odchodnym oceniające spojrzenie chłopakowi, chcąc sprawdzić, czy na pewno nie umierał, sprawnie maskując przy tym fakty, ale nie. Kacper faktycznie wydawał się jedynie przemęczony. 

Nie było to nic, czego kilka godzin w łóżku i porządne śniadanie nie byłby w stanie naprawić!

Marcel bardzo się starał, kiedy przygotowywał jajecznicę. Nie chciał jej za bardzo ściąć, ale nie chciał też, żeby była płynna. Koniec końców w miarę udało mu się osiągnąć zamierzony efekt. Do jajecznicy, która zdecydowanie była niedosolona, a przy tym paliła ogniem od zbyt dużej ilości chili, dorobił kanapki z podeschniętych bułek. Na Kacprowe położył plasterki czosnku, a do herbaty wlał mu prawie ćwierć słoiczka miodu. Na talerzyku obok ułożył kilka kapsułek witamin. 

Cały proces przygotowywania śniadania zajął mu około dwudziestu minut, podczas których, kiedy nie był zbyt przejęty ratowaniem jajecznicy, spoglądał za okno. Śnieg prószył bezustannie. Najpewniej dróżka, którą wydeptali wczoraj, była już kompletnie zasypana. Było zimno, wiatr świszczał za oknami, a w domu robiło się coraz chłodniej – niedługo będzie trzeba pójść dołożyć do pieca. Marcel jednak nie chciał tego robić bez nadzoru. Nie chciał niczego zepsuć ani tym bardziej narazić ich czy dom na jakiekolwiek niebezpieczeństwa, dlatego postanowił nie wyrywać się z motyką na słońce. 

Poza tym jego myśli uciekały w całkiem innym kierunku. Nie mógł się oprzeć, żeby nie wspominać wczorajszej rozmowy z Bartkiem. Myślał więc intensywnie, niosąc talerze i kubki na tacy aż do sypialni Kacpra, który czekał na niego niecierpliwie. Najpewniej martwił się, czy Rogacki wciąż był w jednym kawałku. Na szczęście odetchnął, kiedy zobaczył, że wszystkie kończyny miał na miejscu.

– Nie wiem, co się dzieje, chyba ten wyjazd wyzwala w tobie jakieś dziwne odruchy. 

– Co, że niby wszystko robimy na odwrót? – zagadnął Rogacki w skupieniu niosąc tacę. Kacper zrobił mu miejsce na łóżku, żeby ułatwić mu zadanie. Wymienili się spojrzeniami. 

– Przygotowujesz nam jedzenie dwa razy pod rząd. Odkąd cię znam takie sytuacje się nie zdarzały. 

– Nowy rok, nowy ja? – zapytał, unosząc śmiesznie brwi. Położył tacę na udach Kacpra, a ten przytrzymał wszystko, czekając aż Marcel wgramoli się na materac. – A może to przez fakt, że jestem już pełnoletni? Wiesz w końcu tyle się zmieniło w moim życiu po osiemnastce… – zakpił, usadawiając się wygodnie na łóżku. Plecy oparł o wezgłowie, stopy zakopał pod kołdrą, żeby mu nie zmarzły i rozluźnił się. Kacper podał mu talerz. – O nie, nie, skarbie. To twoje – uśmiechnął się cukierkowo, sprawiając, że Kacper spojrzał na niego z konsternacją. 

– Och, jasne, skarbie – odparł prześmiewczo, zerkając niepewnie na talerze. Z pozoru niczym się nie różniły, witaminy sturlały się i ukryły pod bułkami, ale Kacper musiał się już domyślić, co zrobił Marcel i niechętnie zachował trzymany talerz dla siebie. Rogacki wychylił się po ten na tacy i uśmiechnął się do chłopaka zachęcająco. 

– Co cię nie zabije, to cię wzmocni – rzucił wesoło, oglądając jak konsternacja na twarzy chłopaka pogłębia się. Marcel nie wytrzymał. Parsknął śmiechem, po czym pokręcił głową, jakby sam ze sobą nie mógł wytrzymać i zabrał się za jedzenie. Kacper niepewnie – i bez większej chęci – poszedł w ślady za nim. 

Na początku jedli jak gdyby nigdy nic. Pierwsze kęsy jeszcze nie zdradzały, co danie ma im w pełni do zaoferowania, ale nie trzeba było czekać długo, by się to zmieniło.

– Tak, teraz rozumiem, co miałeś na myśli – odkaszlnął Wawrzyński, próbując powstrzymać cisnące mu się na powieki łzy. Marcel się nie hamował. Świeczki stanęły mu w oczach, a policzki paliły żywym ogniem. Nawet nie chciał myśleć, co musiał czuć teraz chłopak, który przecież do ostrej jak diabli jajecznicy miał jeszcze ostre jak diabli kanapki.

Na szczęście co go nie zabiło, faktycznie go wzmocniło. Dwie godziny w łóżku, gorąca herbata, witaminy i ostre przyprawy, które sprawiły, że obaj wypocili się jak myszy, a potem długa, odprężająca kąpiel postawiły Kacpra na nogi. 

Marcel jednak nie chciał ryzykować zdrowiem chłopaka i postanowił, że nie pójdą dzisiaj na sanki. Zamiast tego wybrali się na spacer, też tylko dlatego, że Kacper się uparł. Ponoć był jak nowonarodzony i nawet nie chciał słuchać dylematów Rogackiego. 

– Nie po to tu przyjechaliśmy, by siedzieć cały dzień na kanapie – fuknął na niego donośnie pokazując, że ma w głosie więcej siły, niż człowiek na granicy choroby i był to koniec tematu. Marcel ostrożnie, na paluszkach, zaczął się ubierać w ciepłe ubrania, nie chcąc bardziej denerwować zirytowanego Wawrzyńskiego.

 Takim oto sposobem znaleźli się na podwórku. Ich dłonie otulone rękawiczkami czasami się stykały, a palce pogrywały ze sobą, starając się wspólnie splątać. Nawet jeśli im się to udawało nie trwało długo, nim rozluźniały uścisk – przedzieranie się przez zaspy wymagało pełnej równowagi. 

– Wiesz, tak sobie myślałem – zaczął Rogacki, zaciągając się mroźnym, rześkim powietrzem – o Bartku. 

Kacper czekał na kontynuację wątku, posyłając mu przelotne spojrzenie. 

– To znaczy myślałem… – Zarumienił się, wbijając wzrok w ziemię. – Zastanawiałem się… 

– Wykrztusisz to w końcu z siebie? – zapytał łagodnie, chcąc przyspieszyć ten proces myślowy. 

– Chodzi o to – odchrząknął – że co jeśli Bartek jest… bi? 

Kacper przez moment milczał. Złapał też na dłuższą chwilę wzrok Marcela i przyglądał mu się uważnie, starając się rozszyfrować jakim torem chodzą jego myśli, skoro wylądowały w takim miejscu. 

– Absolutnie nic – odrzekł leniwie, nie odrywając spojrzenia od zielonych tęczówek. 

– No tak – bąknął zmieszany, nie wiedząc gdzie się podziać. – Po prostu myślę o tym, czy mógłbym go jakoś wyciągnąć z tego dołu, w którym sam się zakopuje. Może stanąłby na nogi, gdyby poznał Marcina… albo Antka!

– I myślisz, że poznanie Marcina, który jest w totalnej rozsypce, albo Antka, który sam nie wie, czego chce, mu jakoś pomoże? – Jego głos był przesiąknięty ironią. – Zresztą skąd pomysł, że Bartek mógłby lecieć na facetów? Powiedział ci?

– Cóż, nie powiedział, ale nie wydaję mi się, żeby miał coś przeciwko…

– Bo jest tolerancyjny. Wcale się to nie wyklucza z byciem hetero. 

– I całował się kiedyś z chłopakiem – wypalił na wydechu od razu odwracając wzrok w drugą stronę. Nie widział przez to jak brwi Kacpra się unoszą. – Na dodatek sam zaczął!

Zapadła między nimi chwilowa cisza, podczas której Marcel zaczął podskubywać nerwowo zębami policzek. 

– To byłeś ty? – Wawrzyński rozgryzł go bez problemu. Zaplótł przy tym ręce na piersi i przystanął, pokazując dobitnie, że czekał na odpowiedź. I czekał aż Marcel na niego spojrzy, co ten uczynił niechętnie. 

– No tak jakby, to byłem ja. 

– Tak jakby?

– Byliśmy napruci! – wytłumaczył panicznie, zbliżając się do chłopaka. Ułożył mu dłonie na bokach i wlepił w niego duże oczy. – A on chyba wcześniej niż ja zauważył, że nie kręcą mnie laski i chciał mi to uświadomić… – Potrząsnął zażenowany głową na samo wspomnienie. 

– Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz? 

– Bo wcześniej totalnie o tym nie myślałem. – Szczerość w jego głosie wydawała się uspokoić Kacpra. Ten nigdy nie wydawał się być zazdrosny o Sójkę, ale nigdy wcześniej nie wiedział też, że Marcel miał okazję się z nim całować. Mimo to opuścił ręce wzdłuż tułowia i chwycił chłopaka za dłoń, wznawiając spacer. – To mój przyjaciel, Kacper, znamy się od dziecka i boli mnie to, że prawie ze sobą nie gadamy. – Westchnął, zaciskając palce na dłoni partnera. Zapatrzył się w horyzont. 

– Wiem – odpowiedział z wolna. – Ale nie zmienisz tego na siłę pakując go w inne znajomości. On musi najpierw pozbierać się po Olce, żeby móc się otworzyć przed kimś innym na tyle, by był w stanie mu pomóc. 

– Jak zawsze mówisz z sensem – bąknął niepocieszony Rogacki. 

– Daj mu czas. Zobaczysz, że za pół roku wszystko wróci do normy – zapewnił, przyciągając go do siebie. Jeżeli pocałunkami chciał odciągnąć go od nieprzyjemnych myśli, to zdecydowanie mu się  udało… 

Trzy godziny później byli już z powrotem w domu. Mieli za sobą długą wędrówkę, podczas której Marcel zdążył zadzwonić do mamy, porozmawiał też z Zuzią, popodziwiał widoki i wspólnie z Kacprem ślizgał się na zamarzniętych kałużach. Jego chłopak również długo rozmawiał przez telefon z Szymonem i znacznie krócej z Marcinem, a kiedy zakończył połączenie wydawał się w znacznie gorszym nastroju. 

Marcel wiedział z czego to wynikało, ale stwierdził, że nie po to wyjechali do innego kraju, żeby pozwolić Wawrzyńskiemu zamartwiać się problemami rodzinnymi i od razu wymyślił im zajęcie. Kacper na szczęście chętnie dołączył do chwiejącego się na lodzie Rogackiego, a po chwili urządzili sobie nawet zawody, które, co chyba nikogo nie zdziwi, zakończyły się klęską Marcela. Ten bowiem nie dość, że nie potrafił ślizgać się tak daleko, to jeszcze swój ostatni popisowy wyczyn skończył lądując wcale nie miękko na pośladkach. 

Jęknął wtedy donośnie, płosząc w okolicy wszystkie ptaki, które gotowe były przetrwać zimę w mroźnych warunkach. Teraz najpewniej żałowały, że nie wyleciały do ciepłych krajów. Marcel też żałował, bo w takim Egipcie czy Maroku na pewno by sobie guza nie narobił na zamarzniętej kałuży! 

Psiocząc pod nosem i masując obolałe pośladki, chociaż i tak kość ogonowa cierpiała najbardziej, był obiektem dyskretnych, rozbawionych spojrzeń.

– Dalej mnie boli – fuknął już po posiłku i wyprostował się wstając od stołu. 

– Przypomnieć ci, kto wpadł na ten genialny pomysł? 

– Przypomnieć ci, kto nie protestował?! 

– I kto nie wyszedł na tym z obolałą dupą? 

– Uważaj, bo to się może jeszcze zmienić – sapnął ostrzegawczo Marcel, wbijając w Kacpra groźne spojrzenie. Wszakże żartował sobie w najlepsze, nigdy dotąd bowiem nie ośmielił się myśleć, że mógłby Kacpra… Po prostu przyjął do wiadomości i przyszło mu to naturalnie, że to on jest stroną uległą. Wcale nie czuł potrzeby tego zmieniać! Dobrze mu było, tak jak było! Może tylko był odrobinę ciekawy… 

Ciekawa była również reakcja Kacpra, który najpierw uniósł delikatnie prawą brew, a potem odchylił się na krześle i w takiej luzackiej pozie, wbił w niego niebieskie spojrzenie. 

– To ma być niby groźba? Wolałbym, żeby była to propozycja. 

Marcel spąsowiał na twarzy i nagle nie wiedział, co zrobić z dłońmi. To nie tak, że się zawstydził, może bardziej był zaskoczony. Po prostu się tego nie spodziewał!

– To znaczy… że chciałbyś…? – zapytał urywając w połowie zdanie. Rozmawianie o seksie w sposób otwarty wcale nie przychodziło mu łatwo. Wolał aluzje i podteksty, niedopowiedzenia i czyny, a nie niezręczne słowa. Teraz jednak temat był na tyle poważny i ciekawy, że trzeba było go jakoś omówić! 

– Dlaczego miałbym nie chcieć? Jeśli ty byś chciał… – Uśmiechnął się półgębkiem. Marcel mimowolnie zlustrował jego twarz, a w głowie pojawiła mu się pewna konkretna wizja i od razu zrobiło mu się goręcej. – Ostatnio całkiem sprawnie przejąłeś inicjatywę, więc pomyślałem…

– Wydawało mi się, że byłeś tym faktem przynajmniej poddenerwowany. 

– Bo wcześniej o tym nie myślałem, no i po prostu się tego nie spodziewałem.

– Ale ty już kiedyś…? – wykrztusił niemalże paląc się od środka. 

– Mhm. – Twierdzący pomruk Kacpra zbił Marcela z pantałyku. 

– Słucham?! – wzburzył się, a krzyk ten najpewniej znowu spłoszył wszystkie ptaki w okolicy. Tym razem jednak Marcel nie nimi się przejmował. W nosie też miał nagle skrzywienie chłopaka, którego musiały zaboleć uszy od tego skowytu. Bardziej przejmował się tym potwierdzeniem, którego kompletnie się nie spodziewał! – I nic mi nie powiedziałeś?! 

– Mówiłem ci, że byłem już w kilku krótkich związkach… 

– Tak – sapnął Rogacki, robiąc dramatyczną minę. – Nie mówiłeś jednak, że pozwoliłeś komuś… Komuś, a mi nie?! 

Kacper odetchnął przez nos najpewniej modląc się w duszy o siłę. 

– Przecież właśnie… 

– To jest nie do pojęcia! – gadał i gadał, zataczając coraz to większe koła po pokoju. – I niby który, hę? – zapytał, w głowie zaś pojawiła mu się wizja jak ktoś inny, nie on, ma Kacpra w pościeli, na własność i… Uch! 

– Marcel… – Wawrzyński westchnął zrezygnowany i wstał z krzesła. Podszedł do poddenerwowanego, lecz w głównej mierze mocno zazdrosnego chłopaka. Chwycił go za dłonie, zatoczył kółeczka kciukami na ciepłej skórze i przyciągnął go do siebie, by zamknąć go w ramionach. Marcel nie miał wyjścia, musiał przylgnąć do silnych ramion i torsu, a głowę ułożył w zagłębieniu szyi.

Zrobiło mu się odrobinę lepiej, jednak nie na tyle, by całkowicie się uspokoić. Nie chciał się do tego przed sobą przyznać, ale niemalże kipiał z zazdrości! Czego zresztą Kacper musiał być świadomy, bo zaraz powiedział: 

– No już, oddychaj. Jeszcze tego mi brakowało, żebyś zaczął się dusić z tego wybuchu zazdrości. 

– Wcale nie jestem zazdrosny!

– Mhm. Wcale. 

– No pewnie, że wcale! To było dawno, mogłeś robić na co tylko miałeś ochotę! 

– Właśnie. Teraz też możemy robić to, na co mamy ochotę a tak się właśnie składa, że chcę cię zabrać do sypialni – szepnął mu prosto do ucha, wywołując w Marcelowym żołądku przyjemne sensacje. 

– O nie – zaprzeczył asertywnie Rogacki, czując, jak wstępuje w niego inny, samczy duch. – To ja chcę cię zabrać do sypialni – postanowił, po czym wyrwał się z rozluźnionego już uścisku i złapał nadgarstek Kacpra niczym w cęgi. Pociągnął go za sobą, głowę uniósł wysoko i obejrzał się przez ramię, chcąc sprawdzić, czy chłopak grzecznie i bez sprzeciwów idzie za nim. Na szczęście nie wyglądał jakby chciał się kłócić, kto kogo zaciąga do sypialni i dobrze! 

Już Marcel mu pokaże! Niech no tylko poczeka! Wcale nie będzie się hamował, zedrze z niego ubrania, a potem… Potem zrobi to, co zrobił pierwszej nocy, gdy tu przyjechali, z tym że zakończenie będzie inne! 

W końcu obaj zdawali sobie sprawę, że był do tego zdolny! 

I owszem był zdolny, w rolę dominanta ubrał się niczym w drugą skórę, sprawiając, że Kacper nie miał innego wyjścia, jak tylko mu ulec. Bynajmniej nie miał nic przeciwko, kiedy wiercił się na łóżku, gdy Marcel trzymał go mocno za nadgarstki i dociskał biodra do jego bioder. 

– Na pewno wszystko dobrze? – szepnął Rogacki i zawisnął nad chłopakiem niemal się trzęsąc z przyjemności. Ogarnęło go euforyczne uczucie, gdy widział jak Kacper z trudem łapie oddech i wpatruje się w niego lekko otumanionym spojrzeniem, by w końcu kiwnąć głową i jęknąć przeciągle, gdy Marcel poruszył biodrami. 

Rogacki nie mógł się powstrzymać. Pocałował uchylone wargi, wcałował się w nie, tłumiąc ich głosy. Potem pocałował skroń chłopaka i w końcu rozluźnił uścisk, by zamiast przyciskać nadgarstki bezlitośnie do pościeli spleść z dłońmi Kacpra własne dłonie. 

Chłopak zacisnął palce. Spojrzał na niego zakochanym wzrokiem, jedną nogą oplótł go w pasie i trwali tak przez chwilę łapiąc płytkie oddechy. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu ledwo zauważalnie pokręcił głową i uniósł się, by zamiast słów użyć gestów. 

Marcel zastygł w bezruchu, kiedy jedna z dłoni wyplątała się z uścisku i spoczęła na jego policzku, a potem uśmiechnął się rozbrajająco i sam powiedział to, na co Kacprowi zabrakło w tym momencie odwagi. 

– Kocham cię. 

Blondyn zmarszczył czoło. 

– Nie teraz – szepnął, a głos miał urwany od płytkich oddechów. 

– Teraz, potem… Cały czas – zapewnił Rogacki, patrząc, jak wyraz twarzy Kacpra się zmienia. Jak wykwita na niej łagodny uśmiech, a w oczach pojawiają się iskry. Następnie znika to wszystko, gdy kolejne mocniejsze pchnięcia nie pozwalają mu na nic więcej, jak tylko na obezwładniającą przyjemność…


___

No dobra, kolejna porcja czułości, miłości i zbliżeń za nami. Padło nawet pierwsze "kocham" ze strony Rogackiego, więc Marcel z Kacprem wkroczyli na następny level związku.  Kolejny to już chyba tylko kłótnie małżeńskie i walka o pilota ^^" 

Nie rozgaduję się dzisiaj. Zostanie nam jeszcze tylko jedna część tego bonusu, którą muszę lekko zmodyfikować przed wstawieniem, więc może pojawić się trochę później od poprzednich. Ale to też wcale nie jest pewne, bo może uda mi się za to zabrać w wolnej chwili, także jak coś, to trzymajcie kciuki za motywację! 

Mam też nadzieję, że Marcel w roli dominującej nie zaskoczył was za bardzo i jakoś dacie radę to sobie zwizualizować. Chociaż... co się zobaczy to już się nieodzobaczy, więc nie wiem, czy to taki dobry pomysł. :''') 

Buziaki i do jutra z tymi, którzy czekają na Lisa! 

2 komentarze:

  1. Hej. Cóż tu dużo mówić. dziś miałam tyle cukru i lukru ,że chyba starczy mi na następny tydzień , a może i nie ;) ostatnio lubię poczytać sobie taki historię . Bardzo mi się podobała ta scena zazdrości i ten moment pokazania ,że ,,zapomnisz o wszystkich innych ,, aż nie podobne do Marcela . Uwielbiam ich , są najlepsi .
    Co do motywacji ,to mam nadzieję ,że w głowie masz jeszcze wiele takich bonusów ,bo one sa takie cudowne i wcale się nie podlizuje ;) pozdrawiam ,weny i czasu w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, słodziutko tu. Ale ostrzegałam, że ten dodatek to właściwie sama słodycz ^^ Zresztą dramy są u Lisa, więc może to i lepiej że przy tych chłopakach można odetchnąć.
      Też mam nadzieję, że uda mi się napisać jak najwięcej. Na razie piszę jeszcze jeden, krótszy, ale jeszcze jest nieskończony. Niemniej, kiedyś pewnie się pojawi.
      Dzięki jak zawsze, że tu jesteś :)

      Usuń