Im dłużej Janek myślał o ich wczorajszej konfrontacji, tym bardziej miał poczucie, że była kompletnie niepotrzebna i nic nie wniosła do ich życia. Co więcej mogła znacznie skomplikować sprawy. Sprawić, że będzie niezręcznie i Janek tego żałował. Mógł nie testować Sobonia. Zresztą test ten wcale mu nie wyszedł i Cezary go zdał. A raczej oblał. Janek sam już nie wiedział!
Tej nocy nie mógł spać. Po tym jak Soboń bez dalszych rozmów podał mu bandaż i powiedział, że ma wracać do siebie po prostu to zrobił. On, Janek – oszust. Milcząc, zawlókł dupę do sypialni – celi, i siedział długie godziny, patrząc się w okno. Potem chodził w kółko. Następnie wszedł z rezygnacją na materac i już drugą godzinę leżał w łóżku, chcąc zasnąć. Nie wiedział, czemu się tak torturował, ale nie potrafił. Jego organizm walczył ze snem, mimo że chłopak zaciskał powieki i modlił się o odpłynięcie chociaż na chwilę. Wiedział, że ciężko mu będzie następnego dnia, jednak godziny mijały, a on dalej nie spał. Jego myśli błądziły w różnych kierunkach. Najczęściej jednak myślał o sobie. Zdawał sobie sprawę, jak sprzeczne były jego zachowania. Sam się w nich gubił. Było tak jakby targała nim gorączka, ale to nie ona była sprawczynią tego zachowania. Nie był chory, mimo że tak się właśnie czuł.
Kiedyś wydawało mu się, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment wszystko wróci do normy. Z powrotem przeskoczy na dawne tory, wróci do siebie. Z dumą będzie w stanie wypowiedzieć własne imię, ucieszy się nawet, że gra wreszcie dobiegła końca.
Tak się nie stało, mimo że moment ten właśnie nadszedł.
Zamiast się cieszyć, czuł przerażenie. Nie mógł nawet słuchać własnego imienia, a co dopiero go używać. Bolał go żołądek; sam już nie wiedział, czy przez to, że w końcu coś zjadł, czy przez wewnętrzne rozterki.