Rozdział 19: Błędne założenie
Kładąc się do łóżka, nie mógł uspokoić myśli; te
szalały po jego umyśle, nieokiełznane i pozbawione jakiejkolwiek logiki. Nie
potrafił poskładać ich w całość, nie widział sensu w tym, co dzisiaj się
wydarzyło. Nie rozumiał ludzi, z którymi przyszło mu się zmierzyć, nie
rozumiał, dlaczego wszędzie, gdzie nie poszedł budził zawiść oraz tego, że
oceniali go, nawet go nie znając.
Przekręcił się w pościeli. Zza okna do pokoju
wpadało odrobinę światła latarni, ale poza tym panowała ciemność i cisza.
Jurek nie mógł zasnąć. Huragan wewnątrz niego
wzmagał się. Oczy pozostawały otwarte, a ciało było obsiane gęsią skórką w
nieprzykrytych przez kołdrę miejscach. Cisza była przytłaczająca, kontrastowała
z hukiem w jego głowie. Gładki koc, który miał pod palcami kontrastował
natomiast z napiętym ciałem.
Poruszył się niespokojnie. Jak miał to wytrzymać?
Spokój otoczenia nie pasował do tego, co dzisiaj przeżył. Emocje, które się w
nim kłębiły nie miały ujścia, trzymając jego ciało w gotowości… A przecież już
było po wszystkim. Najgorsze za nim, powinien się odprężyć, uspokoić i zasnąć.
Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony…
Nie potrafił. W głowie wciąż powtarzał wydarzenia z
toru.
Gdyby dzisiaj umarł…?
Nie żałowałby?
Rankiem nadeszły myśli innego rodzaju. Mniej
depresyjne, raczej gniewne, wysuwane przez przemęczony organizm. On im jeszcze
pokaże – bez wyjątków. Spali wszystko, wszystkich, zabije za jedno krzywe
spojrzenie, za kpinę, ironiczne uniesienie brwi. Za wszystko.
Zasnął. Gdy się obudził po gniewie nie zostało
śladu. Była tylko pustka, cisza, słońce, które wpadało przez okno i on. Wstanie
okazało się łatwiejsze niż przypuszczał. Być może dlatego, że dochodziło już
południe, a może dlatego, że nie myślał wiele. I tak musiał to zrobić i tak, w
końcu była dzisiaj niedziela. Dzień specjalny. Rodzinny.
Nim Jurek się przyszykował, prawie musiał
wychodzić. Źle się czuł. Był niewyspany i w złym humorze. Spokój i pustka,
które towarzyszyły mu po przebudzeniu, zdążyły przekształcić się w nerwowość i
dziwny uścisk w brzuchu.
Pod dom matki przyjechał starym samochodem. Minął
biały płot, zapukał do drzwi. Kobieta otworzyła mu chwilę później, uśmiechając
się szeroko. Jej pucołowata twarz nabrała odrobiny blasku, a w oczach pojawiło
się coś cieplejszego, gdy tylko ujrzała syna przed sobą.
– Jesteś wreszcie! – powiedziała miękko, wyciągając
ręce do jego przedramion. Popatrzyła mu w oczy, a po chwili zmarszczyła lekko
brwi i zerknęła na dół. Wtedy Jurek sobie przypomniał, że nie zajechał do
kwiaciarni.
Przeklął w myślach.
Jaki on był dzisiaj nieprzytomny! Niech go szlag!
To była ich tradycja. Drobna życzliwość, która jego praktycznie nic nie
kosztowała, a odrobinę umilała matce dzień. Nie chciał jej przerywać, ale teraz
mleko już się rozlało – trudno.
Uśmiechnął się przepraszająco. Kobieta
odpowiedziała mu uniesieniem kącików ust. Oczywiście, że nie była zła, w końcu
nie było to nic wielkiego. Dla niej bardziej liczyło się, że tutaj był, z
kwiatami czy bez.
– Czekałaś? – napomknął lakonicznie, przekraczając
próg. Kobieta skinęła głową, puszczając go przodem.
Głupie pytanie. Przecież zawsze czekała.
– Niedawno upiekłam kurczaka. Nie wypuszczę cię,
jeżeli nie zjesz. Bóg mi świadkiem, że z tygodnia na tydzień jesteś coraz
chudszy! – wyrzuciła, nadymając policzki. Jej drobna sylwetka zatrząsnęła się w
złości.
– Odchudzam się – odpowiedział, żeby nie martwić
kobiety.
– Odchudzasz? – powtórzyła za nim zdziwiona. Jej
brwi powędrowały do góry. Jurek mruknął coś potwierdzająco pod nosem i usiadł
przy swoim krześle. – Prawdziwym facetom nie wypada się odchudzać – oznajmiła,
znikając w kuchni, a kiedy wróciła, postawiła przed Jurkiem najbardziej
przeładowany jedzeniem talerz, jaki dane było mu w życiu oglądać. Po chwili
zniknęła, by przynieść obiad również dla siebie.
Jurek nie mógł na nią patrzeć. Poczuł się jeszcze
bardziej poirytowany, ale nic nie powiedział. Jak mógłby? Nie chciał sprawiać
jej przykrości. Kobieta zawsze miała swoje racje, nieważne co, a on był
nauczony się jej słuchać. Jadł wiec powoli, nie myśląc wiele, nawet na nią nie
zerkając. Dłonie odrobinę mu drżały, żołądek był ściśnięty, a tłusty kurczak
raczej nie był tym, czego potrzebował najbardziej.
Czuł wiszące w powietrzu napięcie.
– Więc jak sobie dajesz radę? Szukasz jakiejś
pracy? Może coś już znalazłeś? – zapytała kobieta między kęsami.
– Nie szukam – mruknął, patrząc w blat stołu. –
Chcę w końcu odpocząć.
– To dobrze – stwierdziła, wyciągając dłoń do
wolnej ręki syna. Chciała dodać mu otuchy, ale to wcale nie pomogło. Gos czuł
się obrzydliwie z faktem, że ją okłamywał… Ale prawdopodobniej czułby się
gorzej, gdyby znała prawdę. – Należy ci się, w końcu możesz trochę odetchnąć,
zrobić coś dla siebie. Tylko żeby ci jakieś głupie pomysły do głowy nie
przychodziły – rzuciła, zaciskając lekko palce na jego skórze. Jurek w końcu
odważył się na nią spojrzeć.
– Jestem dorosły – przypomniał jej. Kobieta
zmarszczyła brwi, nieprzygotowana na taką odpowiedź. Najpewniej spodziewała się
lakonicznego potaknięcia.
– Tak, ale wciąż jesteś moim dzieckiem – odparła z
wolna. Jurek delikatnie odsunął dłoń, uciekając przed jej dotykiem. Przez
chwilę patrzyli na siebie, potem mężczyzna spuścił głowę. – Martwię się o
ciebie, wiesz przecież – dodała, przyciągając ręce do ciała.
– Wiem – mruknął. Serce biło mu w przyśpieszonym
tempie. Gdyby matka wiedziała…
– Teraz jak nie musisz przejmować się pracą, możesz
przyjeżdżać częściej. To pakowane jedzenie też na pewno ci nie służy –
kontynuowała. Jurek uniósł na nią spłoszone spojrzenie.
Miałby przyjeżdżać częściej? Nie chciał. Te
niedziele to była ich tradycja, coś co trwało od lat i kończyło się tylko na
tym – nie dzwonili do siebie, nie pisali, praktycznie nie mieli ze sobą
kontaktu oprócz tego jednego dnia w tygodniu, a teraz tak po prostu, miałoby
się to zmienić? Nie widział tego.
– Jest w sam raz – odpowiedział, grzebiąc widelcem
w talerzu. Lubił swoje pakowane jedzenie z cateringu. Było zdrowe i może nie
tak smaczne jak domowe, ale na pewno też nie aż tak tłuste, co dobrze wpływało
na jego problematyczną cerę.
Matka spojrzała na niego oceniająco, Jurek
natomiast miał ochotę schować się przed tym spojrzeniem.
– Poznałeś kogoś? – zapytała, jakby miała jakieś
przeczucie.
Serce Gosa zabiło mocniej w piersi.
– Nie. – Puste słowo wydobyło się z jego gardła, a
złe samopoczucie przytłoczyło go jeszcze bardziej. Obawiał się, że czeka go
jedna z tych rozmów.
– Nie? – powtórzyła matka ze smutkiem. – Myślałam,
że może teraz, jak masz więcej czasu, poznałeś jakąś porządną kobietę…
– To nie jest najlepszy temat, mamo.
– Od czasu Izy minęło już tyle lat… – westchnęła
ciężko. Jurek zacisnął wargi. – Wciąż za nią tęsknisz?
– Nie.
– Nie okłamiesz mnie. Brakuje ci kogoś – mruknęła.
W tym akurat miała rację. Jurkowi brakowało kogoś, ale nie konkretnie Izy.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Dlaczego nie? Przyjeżdżaj do mnie częściej. Moja
sąsiadka, Elka, ma córkę, mąż jej zmarł, więc może…
– Nie – przerwał jej bez namysłu. Odłożył widelec na
bok, porzucając prawie nietknięty obiad. – Nie będę umawiał się z kimś, z kim
nie chcę, nawet jeżeli to córka twojej sąsiadki, niezależnie jak bardzo byś
tego chciała – mruknął, spoglądając kobiecie w oczy. – Jestem już dorosły –
powtórzył. – I sam decyduje jak będzie wyglądać moje życie – warknął, wstając.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, usta uchyliła w
zdziwieniu. Jurek tak rzadko jej się stawiał, że była zaszokowana. On również
był. Ręce mu się trzęsły, oddech był płytki, ale zamiar miał jednoznaczny –
wyjdzie stąd i wróci do domu. Chciał spokoju. Tutaj natomiast raczej go nie
odnajdzie. Będzie się jedynie zadręczać
swoimi kłamstwami, gadaniem kobiety i jej oczekiwaniami; w końcu nawet ona
czuła zawód, że jej jedyny syn nie potrafił ułożyć sobie życia.
Nie potrzebował dokładać sobie więcej zmartwień.
– Gdzie idziesz? – Kobieta spojrzała na niego
nierozumnym wzrokiem.
– Wracam do siebie.
– Nie idź.
– Źle się czuje.
– Zostań ze mną.
– Muszę jeszcze załatwić coś na mieście… –
odpowiedział już z przedpokoju. Nie miał odwagi odwrócić się i spojrzeć na
matkę. Oczami wyobraźni i tak widział jej zapadnięte policzki i smutne oczy.
– Jureczku… Tak rzadko do mnie przyjeżdżasz –
zachlipała. Serce Gosa zmiękło. Przystanął. – Ja też nie czuję się najlepiej. Ciągle
siedzę sama. Zostań przynajmniej do wieczora – poprosiła, podchodząc za nim
niczym dziecko.
Odwrócił się. Kiedy na nią spojrzał, nie potrafił
jej odmówić. Wymierzył sobie mentalny policzek. Był okropnym synem.
Skinął z wolna głową. Kobieta uśmiechnęła się
serdeczniej, z nadzieją, i chwyciła go za skrawek rękawa, prowadząc go tym
razem na kanapę. Tam usiedli, rozprostowując nogi. Ani on, ani matka nie do
końca odnajdowali się w atmosferze, ale przywykli już do tej drobnej
niezręczności. Tak to u nich wyglądało. Nie byli zbyt zgraną rodziną. Jurek
nawet nie miał jak tego przed sobą ukryć, ale dbali o siebie. Każdy na swój
własny sposób.
Może nawet Stanisław… Chociaż myśl o ojcu wywołała
w nim kolejną falę negatywnych emocji. Nie mniej, był to odpowiedni moment, by
je z siebie wylać.
– Ojciec się odzywał?
– Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał – odparła
niezadowolona.
– My też się teraz rzadko widujemy – westchnął
ciężko.
– Może to i lepiej. Widać
głupieje na stare lata – mruknęła, nawiązując do ostatnich wybryków ojca. –
Dalej nie mogę uwierzyć w to, co zrobił. Żeby tak sprzedać własną firmę…!
Jeszcze komuś takiego pokroju! Rozumiem, gdyby zrobił to z głową, komuś innemu,
ale tak? Zgłupiał kompletnie!
– Tak, zgłupiał – powtórzył
lakonicznie, spoglądając w okno.
Nie zgadzał się z tym, co przed
chwilą powiedział. Mógł mówić na ojca wiele, ale na pewno nie to, że był głupi.
Intelektu mu nie brakowało.
Natomiast jeżeli zdołał on
poznać Łukasza lepiej w przeciągu tych kilku lat, wcale się nie dziwił jego
decyzji. Nakonieczny był odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu i o dziwo,
takie miejsce znalazł również jemu…
Jurek poniedziałek przywitał z
wdzięcznością. Jakoś tak nie mógł się doczekać spotkania z szefem. Był ciekawy,
jak to będzie wyglądać po tym ich całym wspólnym wypadzie, który dla nich obu
był dość osobliwym wydarzeniem. Gos by się nie spodziewał, że kiedykolwiek
przyjdzie mu oglądać Łukasza w takich warunkach. Właściwie, nigdy by się też
nie spodziewał, że wejdzie w posiadanie bardzo niefortunnych informacji na jego
temat, a jednak. Wszystko to składało się na całościowy obraz Nakoniecznego w
jego głowie. Musiał za to przyznać, że był to obraz wyjątkowo ciekawy.
Łukasz Nakonieczny był ciekawym
człowiekiem.
Ta myśl nawet go nie zaskoczyła,
zawsze przecież tak uważał, nigdy jednak nie przyznał tego na głos.
Przekraczając próg biura, chciał
go zobaczyć. Przy ekspresie, na portierni, na kanapie, gdziekolwiek niedaleko
wejścia, ale oczywiście jego życzenie musiało okazać się płonne. Nie dziwiło go
to.
Nie zdjął z siebie płaszcza.
Postanowił rozebrać się we własnym gabinecie i tak też zrobił. Nie napotykając
na swojej drodze zbyt wiele osób, poczuł się w miarę stabilnie. To będzie
kolejny produktywny dzień! Będzie mógł skupić się na robocie, projektach,
muzyce i kawie.
Kiedy o tym pomyślał, przeszła
mu przez głowę pewna myśl. Spojrzał na drzwi obok, wytężył słuch. Niestety,
niczego nie udało mu się wychwycić.
Wzruszył ramionami. Potem jednak
znowu zerknął za siebie, bijąc się z myślami. Westchnął ciężko. Chyba właśnie
postanowił.
Wyszedł ze swojego gabinetu,
wciąż bacznie się rozglądając. Może tym razem zauważy Łukasza? A może trafi na
kogoś innego? Bodaj Alka, tego patałacha, o którym miał zdanie tak negatywne,
że trudno to było jakkolwiek przebić. Prawdopodobnie już nawet Słowiński stał
wyżej w rankingu szanowanych osób… Chociaż wciąż plasował się raczej nisko.
Jurek podszedł do ekspresu. Było
za pięć ósma, więc podejrzewał, że Nakonieczny już był w swoim gabinecie.
Jeżeli nie – trudno, najwyżej wypije dwie kawy.
Trzy minuty później, było już po
wszystkim. Gos chwycił w dłonie kubki – czarny i biały – po czym poszedł z tym
wszystkim prosto do Łukasza. Z trudem zastukał czubkiem buta w drzwi, a chwilę
później nieporadnie otworzył je łokciem. Niczego nie rozlał.
Łukasz, a i owszem, był w
środku. Widok jego twarzy, kiedy zerknął na Jurka był bezcenny; najpierw
uśmiechnął się, potem rozszerzył powieki, a na końcu wyglądał jakby był w
głębokim szoku.
– Dzień dobry? – rzucił Jurek, a
kąciki jego ust zadrżały.
Łukasz mrugnął.
– Dzień dobry…? – odpowiedział z
wolna, odsuwając laptopa na bok, by mężczyzna bez przeszkód mógł przed nim
postawić parujący kubek kawy. Poza tym wbił w Gosa tak przeszywające spojrzenie,
że gdyby mężczyzna nie był bardziej odporny, najpewniej by się speszył. –
Wiesz, jak bardzo podejrzanie to wygląda? – zapytał, przysuwając do siebie
czarny kubek.
– Wyobrażam sobie. Przeżyłem już
raz coś takiego – mruknął, siadając naprzeciwko Łukasza. Ten wyglądał jakby nie
wiedział, jak ma się zachować, ale po chwili uśmiechnął się całkiem
sympatycznie.
– Wziąłeś sobie do serca moje
rady o byciu dobrym asystentem?
– Tylko nie przyzwyczajaj się za
bardzo.
– To w podziękowaniu za bycie
dobrym szefem? – zapytał, uśmiechając się wrednie, w ten swój… miły sposób.
– Dobrym szefem? – powtórzył
wyniośle, patrząc na mężczyznę odrobinę z góry. Ten jedynie uniósł na to brew,
po czym napił się kawy. – Dobry szef, który zmusza swoich pracowników do
zostawania z nim na noc?
– To akurat zabrzmiało
perwersyjnie.
– Zabrzmiało. Lepiej się pilnuj,
by nie usłyszało o tym więcej osób.
– Z twoich ust? – Uśmiechnął się
uroczo. – Wiesz, że najpewniej i tak by się to obróciło przeciwko tobie? Już i
tak mnie prześladujesz…
– Nakonieczny – upomniał go.
– Hm? – mruknął pytająco,
wstając. Jurek wbił w niego przeszywający wzrok, on natomiast
obszedł biurko i przystanął tuż przy nim. Ich spojrzenia się spotkały. – Ale
spokojnie, zaraz wszystko naprostujemy.
– Przyniosłem ci kawę.
– I bardzo ci za to dziękuję. To
miłe – odpowiedział, stojąc nad nim.
– Więc może usiądź i ją wypij? –
poirytował się. Łukasz zbył to wzruszeniem ramion.
– Piłem już jedną. Ta zostanie
na później, twoja zresztą też, bo wychodzimy.
– Wychodzimy? – powtórzył za nim
kpiąco, nie mając zamiaru ruszać się z krzesła.
– Tak, wychodzimy – przytaknął.
– No wstawaj – zachęcił, więc Jurek nie miał większego wyboru. Odłożył prawie
nietkniętą kawę na blat i wstał, wbijając w Nakoniecznego najgorsze spojrzenie.
– Dokąd znowu chcesz iść?
– Nie aż tak daleko –
odpowiedział tajemniczo, czekając aż Jurek do niego podejdzie, a gdy już się
tak stało, przeszli wspólnie przez drzwi. Gos miał złe przeczucia – nie daj
Boże Łukasz znowu będzie chciał z nim wyjść na jakieś śniadanie, albo jeszcze
coś gorszego…
Przez korytarz szli ramię w
ramię, raczej blisko siebie. Jurka to trochę rozstrajało. Nie do końca
odnajdował się w tej ich nowej relacji, ale do tej sprzed miesiąca chyba już
nie dało się wrócić. Być może Jurek nawet by tego nie chciał.
To było przyjemne uczucie, iść z
Nakoniecznym tak jakby byli sobie równi. W końcu nie czuł się gorszy… Ani
lepszy. Może tak było najlepiej.
Zerkał kątem oka na wciąż
uśmiechającego się mężczyznę. Łukasz był całkiem znośny, kiedy miało się w nim
kompana, a nie wroga i kiedy miał taki humor, jak dzisiaj.
– Nie musiałeś tak rano uciekać
– zagadnął, nawiązując do ich ostatniego spotkania
– Pewnie, że nie – zironizował.
– Lepiej było czekać aż łaskawie zwleczesz się z łóżka. Nie wspominając już nic
o tym, że jak najgorszy prostak ugościłeś mnie na kanapie – powiedział
wyniośle, specjalnie wyolbrzymiając swoje odczucia.
– Mogłeś mnie obudzić.
– Ty za to mogłeś tego nie robić
w środku nocy.
– Nie chciałem, żeby cię rano
wszystko bolało.
– Od kiedy z ciebie taki dobry
samarytanin? – zakpił, spoglądając na mężczyznę. Ten również na niego zerknął,
a kiedy tak szli, nie zauważyli jak zza rogu wychyla się kobieca sylwetka,
która po chwili wpadła z impetem prosto na Jurka.
Gos był zdezorientowany,
zwłaszcza kiedy poczuł, jak siła uderzenia wytrąca go z równowagi. Już miał
zrobić kilka kroków do tyłu, kiedy poczuł jak Nakonieczny przytrzymuje go w tej
samej pozycji.
Po drugiej stronie zaś,
zdezorientowanej Beacie wyleciały wszystkie papiery z rąk, a sama kobieta
spojrzała na nich zdziwiona. Jurek z Łukaszem wlepili w nią zaszokowane
spojrzenia zaledwie przez moment – potem Gos uświadomił sobie, że właśnie jest
obejmowany i odskoczył czym szybciej. Przez jego ciało, wzdłuż kręgosłupa,
przeszła kaskada dreszczy.
Wzdrygnął się.
W tym samym momencie Nakonieczny
pochylił się, by pozbierać papiery. Beata zrobiła to samo, wyglądając na
zdenerwowaną.
– Przepraszam – mruknęła, kiedy
z podłogi zniknęły już wszystkie kartki. Łukasz podał jej resztę. – Zagapiłam
się – dodała, spoglądając najpierw na swojego szefa, a potem na Jurka.
– Nic się nie stało –
odpowiedział Gos, chociaż uczucia miał mieszane. Biorąc pod uwagę fakt, że
wszystko ostatnio było przeciwko niemu w tej firmie, przeszło mu przez myśl, że
kobieta być może zrobiła to z premedytacją. Szybko jednak odrzucił te opcję.
Beata wydawała się równie zdezorientowana, co oni i widać było po niej, że jest
jej głupio.
– Właśnie do ciebie szłam, żeby
ci to wszystko przekazać – zwróciła się do Nakoniecznego, odgarniając czarne
włosy za ucho. Jak zawsze była nienagannie ubrana.
– Mówiłem ci już, żebyś trochę
zwolniła. – Łukasz uśmiechnął się do niej.
– To pilne – odpowiedziała,
zerkając na Jurka.
– Zajmę się tym za moment.
Zostaw mi to wszystko w gabinecie, okej?
– Pamiętasz, że jesteś umówiony
na dwunastą? – zapytała jeszcze, unosząc jedną brew.
– Beatko, mam nienaganną pamięć.
– Dopóki o czymś nie zapomnisz.
– Kobieta uśmiechnęła się, kręcąc głową. Nakonieczny westchnął cicho, po czym
przyznał jej rację, a Beata, po krótkim pożegnaniu, wyminęła ich i poszła do
gabinetu, zostawić dokumenty. Nikt chyba nie miał wątpliwości, kto tu tak
naprawdę był asystentem szefa.
Jurek wbił spojrzenie w podłogę,
idąc za Nakoniecznym. Czuł się dziwnie. Nie powinien się tak czuć, myślał,
mając odwagę spojrzeć nie dalej niż na kostki mężczyzny.
Potrząsnął głową. To było
głupie. Zresztą musiało mu się tylko wydawać. Nic poza tym.
Nie kontynuowali wcześniejszej
rozmowy i dobrze. Jurek za to zorientował się, dokąd był prowadzony i poczuł
się jeszcze mniej stabilnie.
Prosto do Alka, tak przynajmniej
założył i miał rację.
– Musimy? – mruknął przed
drzwiami.
– Nie pozwolę, żeby w mojej
firmie działy się takie rzeczy, więc tak. Musimy – odpowiedział pewnie
Nakonieczny, przechodząc przed drzwi. Jurek wszedł zaraz za nim, pamiętając, by
mieć głowę wysoko uniesioną, a sylwetkę wyprostowaną.
Alek siedział przy biurku, przed
sobą miał laptopa i wyraźnie coś na nim robił. Był pochłonięty, mimo że pracę
zaczął zaledwie kilka minut temu. Dopiero kiedy do niego podeszli, uniósł
wzrok. Do Łukasza uśmiechnął się anielsko, szczerząc białe zęby, a Jurka obciął
urażonym spojrzeniem. Jakby to był taki poszkodowany.
Gos był ciekawy, jak Łukasz
postanowi to rozwiązać.
– Dzień dobry. – Nakonieczny
zaczął poważnie, bez uśmiechu. Alek zmarszczył brwi słysząc chłodny ton.
– Dzień dobry, panie Łukaszu –
odpowiedział, przeskakując spojrzeniem od jednego do drugiego. Na szczęście w
pomieszczeniu byli sami, więc nikt więcej im się nie przysłuchiwał. – Coś się
stało? – zapytał z wolna, wyczuwając wiszące w powietrzu napięcie.
– Tak, właściwie to tak. –
Nakonieczny wiedział, jak narobić pracownikowi stracha. Alek wyprostował się i
odsunął komputer, dłonie splótł ze sobą. Odrobinę pobladł.
– O co więc chodzi? – zapytał,
chociaż najpewniej musiał już to przeczuwać. Wstał, żeby wszyscy byli na równym
poziomie. Wbił w Gosa nienawistne spojrzenie, a ten tylko uniósł brew.
– Chodzi o to, że nie do końca
powiedziałeś mi prawdę – odpowiedział, opierając się biodrem o blat biurka.
Alek pobladł jeszcze bardziej. Jurek natomiast czuł się głupio. Wcale nie
chciał takiego rozwiązywania sytuacji. Stawiała go ona w gorszej pozycji, tak
jakby nie umiał obronić się sam, co nie było prawdą. W końcu dał Alkowi w pysk
i powinni być kwita.
Nie mniej, obserwowanie jak ten
się miota przed szefem było całkiem zabawne.
– Ponoć przyczyną waszego…
konfliktu, była twoja orientacja, zgadza się? – zapytał, a Alek zmieszał się
jeszcze bardziej.
– Jedną z przyczyn – odparł.
Jurek pokręcił z niedowierzaniem głową. Miał ochotę przywalić mu jeszcze raz,
ot tak, by może coś mu się poprzestawiało w głowie.
– Ach, jedną z przyczyn. – Łukasz
powtórzył za nim z namysłem. – Jakie były więc inne przyczyny? – drążył, chcąc
żeby Alek sam się przyznał. Ten westchnął jakby zrezygnowany, pomyślał przez
moment, po czym ulokował spojrzenie w Nakoniecznym.
– Podejrzewam, że… Mogło mieć to
coś wspólnego z plotkami.
– Z jakimi plotkami? –
podchwycił Nakonieczny. Jurek za to uśmiechnął się w duchu. Jeżeli Alek chciał
się wkopać jeszcze bardziej, to przyznawanie się do wszystkiego na pewno mu to
ułatwi.
– Prawdopodobnie… Mogłem być ich
przyczyną. Ale nie zrobiłem tego świadomie! Rozmawiałem z dziewczynami,
niekoniecznie mówiłem prawdę, bo byłem wkurzony, a potem… Potem wystarczył
dzień, a wszyscy już to powtarzali – sapnął, uciskając czoło. Jurek parsknął.
– Nie musisz udawać takiego
przejętego – mruknął kpiąco, nie mogąc patrząc na tę marną próbę grania
niewinnego. Zrobił to nieświadomie? Akurat – tylko debil nie wie, jak takie
rzeczy się rozprzestrzeniają w tak hermetycznym środowisku.
– Nie rozmawiam z tobą – warknął
bardziej agresywnie, mrużąc oczy.
Łukasz uniósł brwi.
– To dopiero dojrzałe –
skomentował. Policzki Alka nabrały odrobinę koloru. – Tak samo jak niszczenie
cudzej własności – dodał poważnie.
– Słucham? – Alek wyglądał na
szczerze zdezorientowanego.
Łukasz z Jurkiem spojrzeli na
siebie znacząco.
– Ale o co chodzi? – dodał,
niczego nie rozumiejąc. – Ja niczego nie zniszczyłem.
Jurek zaczął mieć złe
przeczucia.
– Chodzi o… – zaczął Łukasz.
– O nic – skończył za niego
Jurek, zaciskając dłoń na łokciu szefa, jakby chciał go powstrzymać. Alek
wyraźnie nie odnajdował się w sytuacji. Łukasz zresztą też spojrzał na niego
karcąco.
– Ja naprawdę nie wiem, o czym
mowa. Jeżeli chodzi o te plotki, to przepraszam. Tak, to moja wina, chociaż
naprawdę nie zrobiłem tego z premedytacją. Dowiedziałeś się, wkurwiłeś, nie
lubimy się i dałeś mi po mordzie, niech ci będzie, ale nie będziesz mnie
wkręcał w jakieś chore akcje – naskoczył na niego i teraz Jurek już mu
uwierzył.
Skinął z wolna głową. Dopadło go
okropne uczucie.
– Panie Łukaszu, mam nadzieję,
że… Ta cała sytuacja nie wpłynie na… – Facet wyraźnie nie wiedział, jak się
wysłowić.
– Oczywiście, że nie. Ale na
przyszłość proszę bardziej się hamować. Wszyscy cenimy przyjazną atmosferę w
naszej firmie, szkoda byłoby ją psuć – odpowiedział Łukasz, spoglądając na
Alka. Ten potaknął i zerknął jeszcze na Jurka.
Gos poczuł się głupio. Nie dość,
że facet nie zrobił tego, o co go posądził, to jeszcze dostał niesłusznie w
mordę, a na sam koniec go przeprosił. Najpewniej ze względu na Łukasza, ale i
tak...
Jurek cofnął się o krok, chcąc
jak najszybciej stąd wyjść.
– Wiem. Wiem też jak to wygląda,
ale naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie – mruknął. Ciężko było stwierdzić,
czy faktycznie mówił prawdę – Jurek w to wątpił, w końcu pamiętał jego
zachowanie tamtego dnia, gdy niefortunnie stracił nad sobą panowanie. Alek nie
był taki milutki i bez winy, ale wciąż… Plotkowanie to jeszcze nie zbrodnia,
chociaż niewątpliwie uprzykrzało egzystencje Jurka. Teraz natomiast, kiedy
machina już ruszyła, bardzo trudno będzie ją powstrzymać. Nie mówiąc już nic o
tym, że on sam dał ludziom świetny powód do plotkowania.
– Rozumiem. W takim razie
pójdziemy już. – Nawet Łukasz wydawał się nieswój w tej sytuacji. – I przepraszam za najście – dodał na
odchodne. Alek skinął głową i odetchnął z ulgą. Najwyraźniej bardzo nie chciał
wchodzić w żadne konflikty ze swoim ukochanym szefem.
Jurek też nie chciał, ale
obawiał się, że Łukasz może teraz przelać zdenerwowanie na niego. Może nawet
pomyśli, że go okłamał…? W końcu okłamał go, ale kompletnie nieświadomie.
Wyszli z gabinetu. Jurek był
milczący i zamyślony. Czekał. Był niemal pewien, że Łukasz zaraz na niego
naskoczy, ale nie. Sekundy mijały, oni szli w stronę swoich gabinetów, a
Nakonieczny był cichy jak myszka.
Odeszli spory kawałek. Korytarz
był opustoszały, jak to najczęściej bywało o tej godzinie. Wszyscy pochowali
się we własnych pokojach. Ich kroki odbijały się echem po ścianach. Po chwili
doszli już pod drzwi Jurka. Gos przystanął, nie wiedząc, czy ma iść do siebie.
– Chodź. – Łukasz szybko rozwiał
jego wątpliwości, zapraszając go do swojego
gabinetu.
Jurek ruszył. Po chwili oboje
już siedzieli naprzeciwko siebie. Gos chwycił w dłonie jeszcze ciepłą kawę, by
zrobić coś z rękami. Był rozstrojony. Łukasz natomiast w końcu na niego
spojrzał. Jego ciepłe, brązowe oczy prześledziły dokładnie napiętą sylwetkę i
zamyśloną twarz, nie uchwyciły jednak jego spojrzenia, które było wbite w blat
biurka.
– Wszystko w porządku? – Nie
było to pytanie, którego Gos się spodziewał. Uniósł głowę, by napotkać wbity w
niego wzrok.
– Nie – mruknął. – Pomyliłem
się.
– Czasami się zdarza – odparł ze
spokojem. Wbrew początkowym założeniom Jurka, nie był zły. Co więcej, wydawał
się myśleć o tym samym, a nawet był zaniepokojony, bo w końcu…
…Skoro nie Alek, to kto?
Myśl ta nie opuszczała go przez
cały dzień. Nawet kiedy starał się skupić na wykonywanym zadaniu, nie do końca
potrafił. Gdyby to był Alek, wszystko byłoby łatwiejsze. Znałby winowajcę,
wiedziałby na kogo uważać i w kim ulokować gniew, a tak? Sprawca był nieznany i
bezkarny – cały czas był tutaj między nimi. Na dodatek nie był głupi, niczym
się nie zdradzał. Kim więc był? Kimś, kogo Jurek znał lepiej, czy może kimś, z
kim nie miał nawet kontaktu?
Przez cały ten czas, nie
opuszczało go poczucie zagrożenia. Skoro nie znał winowajcy, nie wiedział na
kogo uważać. Nie miał pojęcia przy kim czuć się w miarę swobodnie – chociaż o
swobodzie mógł zapomnieć.
Dochodził też jeszcze problem w
postaci Alka – Jurek miał tylko nadzieje, że pohamuje swój plotkarki język i
zachowa dla siebie informację, którą dzisiaj z rana mu sprzedali. Tylko tego mu
było trzeba, żeby całe biuro wiedziało.
Łukasz odwiedził go dzisiaj
jeszcze raz, po tym całym spotkaniu, na które był umówiony i dał mu do
zrozumienia, że Jurka problem, to jego problem. Gos nawet mu się nie dziwił. To
był ciężki czas dla jego firmy. Miał wielu nowych pracowników, których nie znał
i których musiał jakoś ogarniać. Na dodatek starych też nie mógł zupełnie
zignorować. Nie miał przy sobie wsparcia. Jurek co prawda nie wiedział, na ile
Słowiński mu pomagał, a na ile był szefem tylko z nazwy, ale miał przeczucie,
że teraz Łukasz ma na głowie znacznie więcej.
Nie mówiąc już nic o tym, że
przez samego Gosa miał mnóstwo problemów. Nie wydawał się tym przejmować… A
może inaczej. Starał się nie okazywać, że się przejmuje, chociaż zdenerwowanie
było dzisiaj po nim widać.
Męczyło go to aż do tego stopnia,
że przyszedł do niego na chwilę przed szesnastą.
– Nakonieczny, widzimy się już
dzisiaj trzeci raz – przypomniał mu Jurek, gdy tylko zauważył mężczyznę w
progu. Szczerze nie spodziewał się nikogo innego, jedynie on go odwiedzał, ale
nawet jak na niego była to przesada.
– Nie daje mi to spokoju –
wytłumaczył się. Jak zwykle miał zamiar się panoszyć – zamiast usiąść od razu
na krześle, chodził w tę i z powrotem przeglądając rzeczy na półkach. W pewnym
momencie wziął nawet do rąk Jurka perfumy i utkwił w nich spojrzenie na ładnych
kilka sekund nim odstawił je na miejsce.
– Co ty nie powiesz. – Jurek
chciał to zbyć kpiną, ale nie bardzo mu wyszło. Łukasz zmarszczył brwi i
ogólnie był jakiś taki… Blady. Bardziej niż zwykle.
– Wiem, że tobie też nie, więc
zachowaj sarkazm na kiedy indziej – westchnął, w końcu podchodząc do Jurka. Nie
byłby jednak sobą, gdyby normalnie jak człowiek usiadł na krześle, nie.
Oczywiście musiał się usadzić na skraju biurka, przodem do Gosa.
– Nakonieczny… Panoszysz się –
upomniał go, spoglądając na sylwetkę mężczyzny. Ten w końcu się uśmiechnął.
– Tak już mam.
– Tak? A mi się wydaję, że nie
ze wszystkimi pozwalasz sobie na taką swobodę, panie Łukaszu – zironizował,
mówiąc dokładnie jak Alek.
– Bo nie mogę sobie na taką
pozwalać, panie Jerzy – odwdzięczył mu się tym samym, po czym obaj zjechali się
wzrokiem i obaj unieśli ironicznie brew.
– Ta sztuczna grzeczność wcale
do ciebie nie pasuje – oznajmił wyniośle Jurek.
– Przygarnął kocioł garnkowi –
odpowiedział, w końcu uśmiechając się szerzej. Jurek zagapił się na chwilę,
dostrzegając w oczach Nakoniecznego psotne iskierki, które sprawiały, że jego
tęczówki były jedyne w swoim rodzaju.
– Wypraszam sobie – mruknął,
odwracając wzrok. Teraz na powrót utkwił go w monitorze.
– Nie wychodzisz jeszcze? –
Łukasz wyglądał na zdziwionego.
– Nie. Jeszcze chce to skończyć
– mruknął, wskazując brodą na komputer. Łukasz podążył za nim wzrokiem i
pokręcił głową.
– Myślałem, że po dzisiejszym
nie będziesz chciał tutaj siedzieć…
– Daj sobie spokój, Nakonieczny.
Nie obchodzi mnie to. – Tak naprawdę obchodziło. – Nie musisz się martwić.
– A jednak… – mruknął, po czym
pochylił się bliżej Jurka, kładąc dłonie na kolanach. – To moja wina. – Gos
uniósł wysoko brwi.
– Jeżeli to nie ty zalałeś farbą
mój płaszcz… – zaczął, a potem przypomniał coś sobie. – Chociaż… jak tak teraz
o tym myślę masz tendencje do zalewania rzeczy różnego typu cieczami, więc kto
wie…? – zakpił, odchylając się na
krześle.
Łukasz parsknął.
– Nie miałem farby pod ręką, wybacz.
– A kto mógł mieć…? – zapytał z
wolna, wbijając w Łukasza pytające spojrzenie.
Przez chwilę pogrążyli się w
myślach.
– Dojdziemy do tego.
– Jasne. Detektyw Nakonieczny w
akcji – zakpił, kręcąc głową. Łukasz natomiast wyprostował się i spojrzał
pewnie w oczy starszego mężczyzny.
– Kpij sobie, kpij. Ale nie bądź
zdziwiony, jak przyjdę do ciebie z winowajcą – powiedział. Jurek przyglądał mu
się przez chwilę w zastanowieniu, a potem doszedł do wniosku, że owszem, nie
będzie zdziwiony. – Cholera, a miałem już wcześniej zamontować kamery –
westchnął, chwytając się za skronie.
– Masz nauczkę na przyszłość.
Chociaż dziwi mnie to, że do tej pory ich nie mieliście. U nas były – dodał
mściwie.
– W takim razie szkoda, że już
wam się nie przydadzą – odgryzł mu się.
Uderzył przy tym w czuły punkt,
ale Gos zagryzł na to wargi i postanowił nie kontynuować sporu.
Wybiła szesnasta. Obaj wciąż
siedzieli w tych samych pozycjach. Jurek zastanawiał się, czy Łukasz był
świadomy, że zwyczajnie mu przeszkadzał i wpływał na brak jego efektywności.
Nakonieczny bowiem nie wydawał się tym wcale przejmować.
– Właściwie to przyszedłem
jeszcze w jednej sprawie – kontynuował, zamiast wyjść. Jurek uniósł brew.
– Jakoś mnie to nie dziwi.
– Jakiś czas temu zaplanowaliśmy
z Marcinem, że będzie impreza… Taka trochę poznawcza, a trochę już świąteczna…
– Wiem.
– Wiesz?
– Marcin mnie zaprosił –
mruknął, wracając pamięcią do tamtego wydarzenia. – Nie było cię wtedy. –
Łukasz skinął wolno głową.
– W takim razie w porządku.
– Nie przyjdę na nią – oznajmił
grobowo.
– Słucham?
– Jak to sobie wyobrażasz, co?
Zdajesz sobie sprawę, że nie należę do najbardziej lubianych pracowników.
Impreza „zapoznawcza” nie może się ze mną udać, więc nie. Nie przyjdę. – Łukasz
zamyślił się.
– Nie zmuszę cię. Pewnie nie
czułbyś się najlepiej wśród nas wszystkich, szczególnie ze względu na całą tę
chorą sytuację, ale…
– Nie ma żadnych ale – uciął
stanowczo Gos.
– Ale na drugi dzień u Marcina
będą poprawiny. Będzie tylko kilka osób, więc skoro nie chcesz przyjść na
oficjalne zapoznanie, przyjdź chociaż na nieoficjalne – zaprosił, zsuwając się
z biurka. Był to wyraźny znak, że zaraz stąd pójdzie.
Gos natomiast zamyślił się,
wbijając pusty wzrok w okolice oczu Łukasza. Miałby przyjechać do Marcina? Czy
Nakonieczny w ogóle siebie słyszał? Jak to niby miałoby wyglądać? Nie mówiąc
już nic o tym, że Słowiński doprowadzał go do szewskiej pasji i najzwyczajniej
w świecie typa nie znosił, to jeszcze miałby jechać na jego teren?
– Zastanów się i daj mi znać, jaka będzie twoja
odpowiedź – rzucił na odchodnym, kierując się do wyjścia. Po chwili drzwi się
za nim zamknęły, a Gos po raz kolejny został sam z własnymi rozterkami.
Pojechać do Marcina, powtórzył w
myślach z niedowierzaniem. Też coś…
Nie było nawet mowy, żeby tam
pojechał.
Nie było!
…Prawda?
***
Hej, Wam! Ja to nigdy się nie mogę wyrobić wcześniej, ale mimo że już dość późna godzina, to przychodzę do Was z nowym rozdziałem, więc może komuś jeszcze uda się go przeczytać przed snem ;)
Jak nie, to może to i lepiej, bo jeszcze chyba będę go poprawiać. Przyznam Wam szczerze, że powstawał on w dość nieciekawych warunkach... Wyobrażacie sobie, że kilka dni temu znalazłam moje własne, stare opowiadanie publikowane na Wattpadzie? Mój szok, kiedy to odkryłam był bezcenny. Późniejsza złość też nie należała do najprzyjemniejszych. Ale tak. Doświadczyłam plagiatu na własnej skórze. Nic fajnego. Zwłaszcza, kiedy nie masz żadnej kontroli nad własnym tekstem i widzisz, jak jest publikowany z innego konta i jak ludzie to czytają i...
Masakra. Mówię Wam. Trochę może narzekam nad wyrost, ale właściwie nie wiem, gdzie bym mogła o tym powiedzieć, jak nie na własnym blogu. Na szczęście dziewczyna, która wstawiała moje opowiadanie ze starego bloga je usunęła i nie musiałam za bardzo tracić na tym nerwów. Chce przez to powiedzieć, że byłam trochę sfrustrowana. Sfrustrowana ale przy okazji również zmotywowana, żeby pisać, więc... ten rozdział powstawał właśnie w takich warunkach.
Tak jak teraz o tym piszę, to jednak dalej jestem trochę zła. Nie wiem, skąd ludziom przyszło do głowy robić coś takiego - udostępniać nieswoje opowiadania bez zgody autora. A jak zaczęłam przeglądać Wattpada to niestety jest tego mnóstwo. Niektórzy przynajmniej zamieszczają link do źródła, a niektórzy totalnie po chamsku nawet nie dadzą linka do bloga, tylko rzucą gdzieś przelotem, że to nie ich, oni to tylko udostępniają i jeszcze przy okazji może dadzą nick autora.
Z mojej perspektywy to totalnie beznadziejne. Zwłaszcza jak opowiadania są już skończone i wiszą w Internetach, każdy ma do nich dostęp... Co gorsza nawet nie wrzucą tego od razu, na raz. Tak jak w moim przypadku, dziewczyna od kilku miesięcy dodawała sobie te moje stare posty co dwa tygodnie, jakby sama je pisała :)
Nie powiem, podniosło mi to ciśnienie. Serio.
Ale! Kończę już o tym, w końcu niewiele z Was przyszło tu z mojego starego bloga (dla tych ciekawych daje link: klik), więc nie ma sensu się nad tym rozpisywać. Nie mniej, potępiam takie zachowanie, no i ten... Bądźcie czujni, bo właściwie nigdy nic nie wiadomo w tych Internetach.
A jeszcze tak na koniec, już nie tak pesymistycznie...
To kto by chciał, żeby Jurek pojechał do Marcina?
Kto wie, kogo mógłby tam spotkać ;>
Do następnego, kochani, jak zawsze dziękuję Wam z całego serduszka za komentarze i zaangażowanie, jesteście cudowni! Trzymajcie się!