Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, kiedy stanął przed Soboniem w głuchej ciszy w pustym korytarzu, dlatego dłonie zacisnął w pięści i odwrócił wzrok. Wtedy też mężczyzna ruszył do wyjścia, mimo że wyraźnie liczył na jakieś słowa. Te jednak nie chciały chłopakowi przejść przez usta. Co niby miał powiedzieć? Jak się zachować?
Soboń był jego wrogiem. Szantażował go. Groził jego ojcu, a nawet więcej, był dla niego realnym zagrożeniem, dlaczego więc czuł, że wypadało mu go przeprosić?
Może dlatego, że umawiali się, aby nie robił nic głupiego. Ten dzień miał pójść po jego myśli i Janek mógł zrobić dla niego chociaż tyle, ale i to musiało mu się wymknąć spod kontroli. Nie, żeby bardzo żałował.
Soboń był problemem, ale był mu również potrzebny. Marzenia o tym, że cała ich przeszłość pójdzie w zapomnienie już były nieważne. To się nie wydarzy. Czy tego chciał czy nie był skazany na jego towarzystwo i musiał zrobić wszystko, aby nie pogorszyć sytuacji, która po dzisiejszym i tak wydawała się wyjątkowo beznadziejna.