środa, 15 lipca 2020

Zostań o poranku:Rozdział 35

Rozdział 35: Na dnie

Jadąc z powrotem musiał się zatrzymać na poboczu, żeby uspokoić oddech i zawroty głowy. Nie czuł się na siłach prowadzić. Nerwy sięgały zenitu. Ledwo wyszedł z tego domku, w którym mieli spędzić spokojny, odprężający weekend, a atak paniki niemalże zwalił go z nóg. Wciąż był zły, był wciekły, ale też przerażony i zdruzgotany myślą o tym, co zrobił. 

Odszedł. Odszedł, ale musiał odejść. Jak mógłby zostać z człowiekiem, który nie chciał go takim, jakim był? Dla którego był ciężarem?

Łukasz mógł mówić, że mu na nim zależało i że chciał tej relacji, ale żeby tak mogło być Jerzy miałby pójść na leczenie? Nigdy tego nie zrobi! Nie był chory. Już raz mu wmawiano, że był chory i musiał się z tego wyleczyć, po czym okazało się, że jednak nie. Jego orientacja nagle nie była problemem. Nagle było okej, tak? Jurek mógł cierpieć, upokarzany i leczony ze swojej miłości do mężczyzny, a inni, chociażby taki Łukasz, mógł sobie normalnie żyć, otwarcie, bez tajemnic w szczęśliwym związku i teraz on też mógł, bo nagle to było normalne?

W dupie miał takie leczenie. Zniszczyło go to. Zniszczyło w nim wszystko, co było w nim dobre. I teraz niby znowu mieliby go leczyć? Z czego? Z lęku? Z tego, że nie ufał ludziom po tym, jakie miał przeżycia? Tak, nie ufał im! I Łukaszowi też nie będzie już potrafił zaufać.

Oddech Jerzego stał się płytki. Oparł się na kierownicy. W głowie wciąż mu huczało, a dłonie miał spocone. Łzy, które kłębiły mu się pod powiekami zaschły. Nie potoczyły się po jego policzkach, ale serce, mimo że i tak strzaskane w drobny mak, bolało.

To on podjął decyzje, żeby odejść. Nie mógł teraz zawrócić.

Skoro już i tak palił wszystkie mosty, to gdy spali ostatni będzie mógł zacząć od nowa.

Czysta karta. Nowe życie.

Mógłby spróbować ostatni raz.

 

Jego nowe życie rozpoczęło się od skrętu żołądka z nerwów w obcym hotelu za Warszawą, gdzie leżał zwinięty w pozycji płodu i starał się przekonać siebie, że decyzja, którą podjął była słuszna.

Teraz już nie był tego taki pewien. Coś z dawnego życia w nim przetrwało – była to duma, która nie pozwalała mu odebrać telefonu, kiedy Łukasz do niego dzwonił. Nie odbierał również, kiedy dzwonił Stanisław.

Zamierzał spędzić tu kilka dni. Ułożyć jakiś plan… Mieć spokój.

Mógłby… Znaleźć pracę. Może w jakimś biurze, a może mógłby otworzyć coś swojego. Mógłby nawiązać kontakt z jakaś galerią sztuki i może zacząć z kimś współpracę, mógłby rysować na zamówienie…

Opcji miał mnóstwo. Wystarczyło, żeby po jakąś sięgnął.

Jeżeli chodziło o jego życie prywatne to był to odpowiedni czas, żeby poukładał sobie wszystko w głowie. Miał chwilę spokoju na przemyślenie całej sytuacji. Oswojenie się ze swoją orientacją, którą przez większość życia wypierał, było dobrym pomysłem, zwłaszcza że Łukasz stał się tak szybko, że Jurek nawet nie miał czasu się nad tym zastanowić.

Mógł być wolnym człowiekiem, który w końcu sam poprowadzi swoje życie tak, jak chciał.

Na razie jednak leżał w łóżku z potwornym bólem brzucha i dziurą w sercu. Nie chciał wracać do kamienicy, gdzie wszyscy mogli go znaleźć. Stanisław miał przecież własne klucze, wiec bez problemu mógłby dostać się do środka. Może dobrym pomysłem byłoby ją sprzedać? Kupić coś nowego? Mniejszego? Po co mu była taka przestrzeń? Zwłaszcza taka, która przypominała mu o osobie, o której bardzo chciał zapomnieć.

Nic nie jadł. Dzień przepłynął mu między palcami, a gdy nastał kolejny ból się nie zmniejszył, zmienił tylko swoje położenie. Już nie brzuch go bolał, a głowa.

Tym razem wstał. Zjadł coś, ale zrobiło mu się po tym tylko niedobrze, więc nie wciskał w siebie nic na siłę. Przed oczami miał Łukasza, mimo że zaciekle starał się go wyrzucić z głowy. Widział jego łagodne brązowe oczy i płowe włosy, które łaskotały go w policzki. Czuł delikatność jego dłoni, gdy dotykali się po raz pierwszy.

Pamiętał pocałunki, którymi go obdarzał jak gdyby zostały wtłoczone atramentem w jego skórę.

 Nie chciał pamiętać. Niemalże zaszlochał, trzymając się za bolącą głowę. Wrócił na łóżko, na którym usiadł i, modląc się o zapomnienie, zadzwonił po serwis.

Zapomnienie przyjechało w płynnej postaci.

 

Trzy tygodnie później.

 

Dźwięczny śmiech był tym, co wydobyło się z ust Jurka, kiedy poczuł na szyi mokre pocałunki. Zagryzł wargi, a mimo to usta wywijały mu się do góry w uśmiechu, kiedy na skórze czuł ciepły oddech i zaczepne całusy.

 – Nie, naprawdę –  zaśmiał się, kiedy kobieta wychyliła się w jego stronę odważniej, opierając dłoń na jego udzie. Mruknęła coś niepocieszona, ale równie roześmiana i odsunęła się.

Siedzieli przy barze. Wokół znajdowało się trochę ludzi. Niektórzy tak samo  pijani co oni, inni jeszcze bardziej. Żadna trzeźwa dusza nie wytrwałaby w tym towarzystwie oprócz biednego barmana. W powietrzu unosił się ciężki, drażniący zapach potu. Od towarzyszki Jerzego, Anny, pachniało na dodatek dymem papierosowym i jakimiś tanimi perfumami.

Od tego wszystkiego kręciło mu się w głowie, ale trzymana w dłoni szklanka z alkoholem pomagała mu ustabilizować sytuację.

– Nie, nie – mówił dalej, kiedy Anna znowu się do niego przysunęła, kładąc mu mało dyskretnie drugą dłoń na klatce piersiowej. – Posłuchaj… – zaśmiał się, odsuwając jej dłonie. – Słuchaj, jesteś… śliczna, naprawdę… – parsknął rozbawiony swoim marnym tekstem, z którego, bynajmniej, kobieta była bardzo zadowolona. – Ale nic z tego nie będzie, rozumiesz? – Zatoczył się na barowym krześle.

Towarzyszka zmarszczyła nos, pomyślała chwilę. Spojrzała na Jurka oceniająco, po czym wyraźnie niezniechęcona odmową podsunęła się tak blisko, że zetknęli się nosami.

– Będzie – oznajmiła. Oczy jej zalśniły. – Będzie… – dodała pewniej z zadowolonym uśmiechem, jakby już upolowała zdobycz na dzisiejszą noc, a Jerzy uśmiechnął się z politowaniem. Poczuł na szyi kolejne przyjemne pocałunki i westchnął, rozglądając się pijanym wzrokiem po otoczeniu. Wszystko wokół było takie… zamazane. Ludzkie twarze. Ich śmiechy. Śmiałe gwizdy.

Wzrok zdegustowanego barmana bardzo go bawił, dlatego mrugnął do niego, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Chłopak wydawał się zaskoczony, kiedy Jerzy wbijał w niego uporczywie spojrzenie, nawet kiedy Anna oparła się o niego i przytuliła pokracznie niewładnymi ramionami.

– Wyjdźmy już – powiedziała bynajmniej niedyskretnie.

Barman drgnął i zażenowany odwrócił wzrok, a Jurek westchnął poirytowany. Złapał kobietę za ramiona i odciągnął ją od siebie.

– Powiedziałem, że nic z tego. – Popatrzył jej w oczy, a kiedy zobaczył jak jej spojrzenie robi się władcze, wyprostował się. Nie będzie mu mówiła, jak ma zakończyć ten wieczór. O nie, zdecydowanie nie. Skoro była taka pewna siebie to nic się nie stanie, jeżeli Jurek odbierze jej trochę tej pewności. – Słuchaj, słonko. Powiem to tak, żeby dotarło, okej? – Oparł rękę o bar w nonszalanckiej pozie. W głowie kręciło mu się coraz bardziej. – Wolę facetów.

Wyraz twarzy Anny był bezcenny.

– S-słucham?! – warknęła i odsunęła się gwałtownie. – Jesteś obleśny! – rzuciła z niesmakiem, zsuwając się z krzesła. Jej krótka sukienka podciągnęła się tak wysoko,  że przez chwilę, zanim się poprawiła, było widać jej tyłek.

Kolejny gwizd.

Jerzy odwrócił się usatysfakcjonowany przodem do baru i wyłapał na sobie spojrzenie zaciekawionego barmana. Poczuł jak przez kręgosłup przechodzą mu dreszcze i że na karku ma drobne ciarki. Uśmiechnął się do niego w swoim mniemaniu całkiem seksownie, na co ten tylko pokręcił głową z uśmieszkiem i odwrócił wzrok. 

Jurek poczuł się urażony.

– Jeszcze raz to samo – rzucił głośno, a barman z niechęcią podał mu następną szklankę przepełnioną whisky.

Pił nawiązując kolejne kontakty. Głowę miał pustą od myśli i pełną od alkoholu, co było bardzo przyjemną mieszanką. W tle grała jazzowa muzyka, która przestała się liczyć już kilka godzin temu, gdy wszyscy zrobili się pijani.

Jerzy tego akurat nie wiedział, bo przyszedł tu pod wpływem impulsu. Już wcześniej pił w innym miejscu, a tutaj przyszedł… Właściwie nie wiedział czemu. Coś go tu ciągnęło, a otumaniony alkoholem umysł dał się skusić.

A kiedy tu był… Nie wydarzyło się nic, czego by się spodziewał. Unikał tego miejsca przez niemal dwadzieścia lat, bojąc się wspomnień, ale to nie bolało aż tak, jak myślał, że będzie boleć. Bar wyglądał inaczej. Tak samo główna sala. Wciąż stała tam mała scena, gdzie można było grać, ale to już nie było to samo.

Wszystko jakby… przeminęło.

Jerzy nie miał się czego bać. Nie było go tutaj.

Opróżnił kolejną szklankę. Barman patrzył na niego z coraz większym zwątpieniem, ale podał mu alkohol, kiedy o niego poprosił.

– Chcesz pójść później do mnie? – zapytał wprawiając go tym samym w zakłopotanie. Policzki mu poróżowiały, co było nawet urocze. Najpewniej nie dostawał zbyt często takich propozycji, a już zwłaszcza od mężczyzn. – Nieważne – wybełkotał Jurek zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to strasznie głupio. – Zapomnij – dodał, zsuwając się z wysokiego krzesła.

– Niech pan już wraca do domu – poradził mu chłopak. Jurek pokiwał głową. Niedługo będzie wracał.

Odchodząc od baru zostawił chłopakowi spory napiwek. Użerać się z pijanymi – to dopiero musiała być udręka, mógł więc przynajmniej dostać za to lepszą forsę.

Poczuł się usprawiedliwiony.

Ze szklanką w dłoni, zataczając się na boki, podążył znaną sobie drogą. Wszystko wyglądało inaczej. Nawet farba na ścianach i podłogi… jedynie fortepian był ten sam. Serce zatrzepotało Jurkowi mocniej, kiedy zbliżał się w jego stronę.

Przed oczami miał sceny ze swojej młodości, kiedy to właśnie ten fortepian grał mu pod palcami.

Jak zaczarowany odczepił żółtą taśmę, która wzbraniała wejścia na podwyższenie i chwiejnym krokiem zaczął się wspinać po stopniach. Całe szczęście, że utrzymał równowagę, bowiem schodków nie chroniła żadna barierka, za którą mógłby złapać.

Przemknął niezauważony na scenę. Przystanął nad fortepianem i powoli przejechał palcami po jego powierzchni. Przypomniał sobie jak na zawołanie smak cygara, którego próbował po raz pierwszy i oszołomiony wzrok widowni, kiedy wkroczył na tę scenę, dosiadając się do zajętego już fortepianu.

Uśmiechnął się rozgoryczony do swoich wspomnień, po czym już się nie zastanawiając, usiadł. Mętnym wzrokiem spojrzał na widownie – nie było jej wiele, a jej znaczna część wyraźnie nie kontaktowała, zresztą impreza przeniosła się do baru, więc w głównej sali był spokój.

Alkohol wypalił w nim strach. Szklaneczkę położył na fortepianie, nie biorąc kolejnego łyka whisky. Gdyby wypił jej zawartość całkiem by go ścięło, czuł to.

Zamiast tego powoli, z namaszczeniem przyłożył palce do klawiszy. Serce waliło mu w piersi niczym dzwon. W gardle czuł suchość, jakby właśnie miało nadejść coś wielkiego.

Pierwszy dźwięk wydobył się z panina nieśmiało, uderzając głęboko w duszę Jurka. Kolejny już mocniejszy, głośniejszy, taki który rozniósł się po pomieszczeniu i przyciągnął uwagę garstki jeszcze kontaktujących osób rozpoczął jego żałosny koncert.

Dźwięki przeszłości, radosne nuty, smak młodości wszystko to przeminęło. Lekkość grania, świadomość dźwięków zniknęły. Pasja minęła. Została ciężka ręka, która nie sunęła po fortepianie już z taką płynnością jak kiedyś, a myliła nuty i znany kiedyś doskonale rytm.

Jurek przygryzł wargę, czując pieczenie w oczach.

Melodia robiła się coraz bardziej dramatyczna. Pod koniec Jerzy już nie grał, a wyżywał się na klawiszach uderzając w nie z rozpaczą i złością. Słyszał, że to nie było to, co kiedyś, ale to nie przeszkadzało mu wyobrazić sobie, że był tutaj na tej scenie z nim i jego zespołem.

Zaśmiał się, odrywając palce od fortepianu. Przetarł mokrą twarz i uniósł wzrok. Przed sceną stało może ze dwadzieścia osób, które wpatrywały się w niego poruszone. Nawet barman wyszedł zza lady i z szeroko otwartymi oczami nie odrywał od niego wzroku. Wyraźnie nie wiedział, jak miał się zachować. Na szczęście nie wezwał ochrony… Należał mu się za to jeszcze większy napiwek.

Jerzy z pijacką śmiałością uniósł szklaneczkę w górę i sunąc wzrokiem po wszystkich przytomnych przyglądających mu się ludziach wzniósł toast.

– Za mężczyznę, którego poznałem przy tym pianinie i któremu złamałem serce! – Wychylił zawartość szklanki zamaszyście. – Nawet nie wiem, czy jeszcze żyje, ale… Ale… – Zachwiał się wyraźnie i w tej chwili poczuł jak ktoś łapie go za ramiona i utrzymuje w pionie. – Ale mam nadzieje, że żyje i ułożył sobie życie – mruknął, spoglądając bez siły na barmana, który go podtrzymywał i prowadził ze sceny.

– Tobie już zdecydowanie wystarczy – powiedział, prowadząc go do najbliższego fotela. Jurek ledwo kontaktował, ale coś tam do niego dochodziło. Zbliżała się godzina zamknięcia, ludzie krzątali się i wychodzili. Ktoś podniósł jakiś gwar, ktoś rzucił z pogardą:

– Pedał!

A wtedy wyraźnie poirytowany ochroniarz już bez ceregieli zaczął prowadzić wszystkich do wyjścia.

Jurek nie wiedział dlaczego jeszcze siedział w fotelu, ale zaraz podszedł do niego ten miły chłopak i pomógł mu wstać, a potem się ubrać. Trzymając go za poły płaszcza zamykał lokal. Jerzy chwiał się i wpatrywał się w niego nieświadomie.

– Zawiozę cię do domu – zaproponował, prowadząc Jurka w stronę własnego auta. Jerzy podał mu adres, po czym został wciśnięty na siedzenie pasażera z przodu. – Tylko postaraj się nie zwymiotować.

Nie bardzo dochodziło to do Gosa, ale nie miał ochoty na wymiotowanie, wiec chłopak mógł być spokojniejszy. Oczywiście on tego nie wiedział.

– Chyba wiem o kim mówiłeś, tam przy fortepianie – odezwał się po chwili ciszy. Jurek, pomimo swojego stanu, spojrzał na niego bardziej przytomnie. – Mój ojciec mi o nim opowiadał. – Chłopak uśmiechnął się z zakłopotaniem. – Przyjaźnili się dlatego udostępniał im lokat i grali tam bardzo często. Ojciec bardzo to sobie cenił. Dlatego znam tę historię.

– Co… – Głos Jurka był strasznie bełkotliwy. – Co się z nimi stało?

– Rozpadli się.

Jerzy przymknął oczy.

– A ten mężczyzna, wokalista… Przychodził do nas jeszcze bardzo długo po tym jak się rozpadli. Nawet go pamiętam.

Jurek słuchał tego coraz bardziej przygnębiony.

– Jak długo?

– Z tego co mówił ojciec… Znaczy nie pamiętam dokładnie ale, ostatni raz widział się z nim chyba… trzynaście lat temu?

Jurek przełknął ślinę. Potaknął. Nagle poczuł się trzeźwiejszy niż był w rzeczywistości.

Trzynaście lat temu… Przychodził tam jeszcze przez sześć lat po tym jak Jurek zostawił go bez słowa.

Chłopak, syn jak się okazało właściciela, którego Jurek znał, pomógł mu wejść do kamienicy i uśmiechnął się do niego, jakby rozumiał wszystko i nie miał Jurkowi za złe wybryku w lokalu.

– Dobry z ciebie chłopak – stwierdził Gos, opierając się o ścianę. Chłopak odszedł kilka kroków w tył. – Przypominasz mi też takiego jednego… – dodał wilgotniejszym tonem, jednak zaraz przesunął dłonią po oczach ocierając z nich wilgoć. – Przepraszam, to nie jest mój najlepszy dzień – wytłumaczył się bełkotliwie zażenowany. – Trzymaj… oddam ci przynajmniej za paliwo.

– Proszę się nie wygłupiać – chłopak skrzyżował dłonie. – I tak mi już zostawił znaczną część swojego portfela. Proszę mi zrobić przysługę i… Nie rozpaczać. Życie toczy się dalej, zarówno pańskie jak i jego.

Jurek potaknął w zamyśleniu. Chłopak pożegnał się z nim, zamykając za sobą drzwi do klatki.

Tak, życie toczyło się dalej… Tylko co to było za życie?

 

 Obudził się bliżej wieczora niż poranka. Przespał kaca. W głowie miał tylko wczorajszą rozmowę i to, co zrobił oraz gdzie był. To jak się zachowywał… A także, że grał na fortepianie jak kiedyś.

 No, nie do końca jak kiedyś, jego umiejętności bowiem bardzo ucierpiały przez lata bez praktyki, ale to wciąż w nim było. Miłość do muzyki, intuicja, improwizacja…  

Czuł się dziwnie. Jakby cała rezygnacja zniknęła, a zastąpiło ją nieokreślone pragnienie. Żal był mniejszy niżby Jurek się tego spodziewał, chociaż poczucie winy trzymało się go głównie z powodu tej kobiety –  Anny. Nigdy nie powinien się tak bawić jej kosztem, nawet gdy był pijany. Dał sobie mentalny policzek.

To jednak nie zatrzymało tego dziwnego uczucia. Jerzy nie rozumiał o co chodziło, ale czuł się roztrzęsiony w dość… pozytywny sposób. Jakby coś co było w nim uśpione od dawna, coś dobrego, obudziło się i wyrywało na wszystkie strony.

Odetchnął drżąco. Spojrzał na swoje ręce. Były to dłonie, którymi kiedyś nieustannie grał wyobrażając sobie, że kiedyś będzie mógł wnieść coś do świata muzyki. Przypomniał sobie, że zanim wydarzyło się to wszystko marzył o studiach na kierunku jazzu i muzyki estradowej… Nigdy na nie jednak nie poszedł.

Pierwszy raz od kiedy skończył z Łukaszem na jego twarzy zagościł szczery, chociaż zmęczony uśmiech, a w sercu poczuł spokój.

Nie było dobrze, zdawał sobie z tego sprawę, ale było… Jakoś. Coś się zmieniło. Czy to przez grę na fortepianie, czy przez rozmowę z tym chłopakiem, którego imienia nie znał, w Jurku coś drgnęło. Nie wiedział jeszcze tylko, co.

Niemniej wstał z łóżka nie katując się wszystkim, co złe jak to miał w zwyczaju ostatnio. Spokój ducha zwyczajnie na niego spłynął.

Było tak jakby go olśniło tylko on jeszcze nie odkrył, gdzie dokładnie. Jerzy bowiem czuł jakąś zmianę, ale nie miał zielonego pojęcia czym ona była. Nie potrafił jej określić. Jedynie czuł to całym sobą, gdzieś w okolicy serca.

Przygryzł wargę, przechodząc przez zaniedbane mieszkanie. Miał wrażenie, że przeszedł tędy huragan, którego wcześniej nie zauważał. Zaczął zbierać wszystkie swoje rzeczy rozrzucone w nieładzie po podłodze. Z niesmakiem przyglądał się ilości pustych butelek na szafkach i stołach, przy koszu i w koszu… Sprzątnął je, nie mając ochoty już więcej na nie patrzeć, a kiedy znalazły się w worku usiadł na sofie i spojrzał na swój telefon.

Łukasz starał się ostatnio nawiązać z nim kontakt tydzień temu. Nie odpuszczał przez dwa tygodnie, lecz potem telefon zamilkł…

Jurek powoli zaczynał rozumieć, że zmiana, którą czuł, miała ścisły związek z jego myśleniem. Oto bowiem miał swoje nowe życie. Swoją czystą kartę…

A gdzie był?

Dokładnie tam gdzie jeszcze rok temu. Nie mając przy sobie nikogo, z kim mógłby spędzić czas, czy przynajmniej porozmawiać. Szukając pocieszenia w jednonocnych wypadach, upijając się… co prawda więcej niż wtedy, więc nie wszystko było takie samo, ale… Na dobrą sprawę jego życie zatoczyło koło.

Jurek zaśmiał się żałośnie, kręcąc głową.

Wreszcie pojął, że nie chodziło o zaczynanie od nowa, nie potrzebował kolejnej czystej karty, zwłaszcza kiedy nie potrafił jej zamalować innymi kolorami. Chodziło o to, by walczyć o to co było. O to kim jest i co go ukształtowało. Tymczasem on zawsze uciekał. Jego pierwszy mechanizm obronny – wyprzeć, uciec, zapomnieć.

Tak było z Aleksandrem, z Izą, z Jankiem… A teraz robił to z Łukaszem.

Nic się nie nauczył. Kompletnie nic.

Przecież to cały czas bolało. Rana jątrzyła się wewnątrz, a on zamiast dać jej się zagoić, krył ją w środku przez te wszystkie lata, pozwalając, by niszczyła go powoli.

Nie wiedział czy tyle błędów to nie było za dużo, by wciąż mógł cokolwiek naprawić, ale musiał chociaż spróbować. Może musiał upaść, podjąć wszystkie możliwe złe decyzje,  żeby w końcu paść twarzą na bruk, stoczyć się na samo dno i zrozumieć, że tylko jeżeli będzie piął się systematycznie w górę uda mu się z niego wyrwać. Nie zrobi tego, kiedy był na dnie i zacznie od nowa…  również na dnie.

Wziął oddech. Pozwolił sobie płynąc myślami. Nie wypierał ich, nie ganił się za to co zrobił.

Żadnych nowych początków. Żadnych końców. Żadnych czystych kart, żadnych spalonych mostów…

Wdech. Wydech.

Aleksander był. Jurek kochał go całym sercem, ale go zostawił.

Iza była. Jurek bardzo starał się ją kochać całym sercem, ale go zostawiła.

Janek był…

Łukasz… mógł wciąż być.

Otworzył oczy, spojrzał na swój telefon, a potem na mieszkanie, w którym panował chaos.  

Wspinać się do góry musiał zacząć powoli, a kiedy znajdzie się na jakimkolwiek poziomie, kiedy udowodni sobie, że jest stabilnie, odezwie się do Łukasza.

Nie będzie udawał, ze ten nie istnieje. Nie będzie.

 

***

Hej!

Przed Wami przedostatni rozdział, dość króciutki, ale ważny jeżeli chodzi o życiorys Jerzego. Jak doskonale się domyśliłyście w komentarzach Jurek w końcu musiał trafić na dno, wszak systematycznie do niego zmierzał. No i trafił. 

Kasiu, jak napisałaś, pytanie tylko czy będzie w stanie się z niego odbić. Ale tego dowiemy się w kolejnym rozdziale ;) Na razie wygląda na to, jakby miał się wziąć w garść, więc trzymajmy kciuki, żeby jego zapału nie przytłumiła butelka whisky.

Na dodatek w tym rozdziale zdradziłam co nieco z przeszłości Jerzego. Zainteresowaliście się Aleksandrem? Pierwszą i właściwie jedyną, nie licząc Łukasza, miłością Jerzego, o której odważył się pomyśleć dwadzieścia lat po tym, jak go zostawił? Jak tak o tym myślę to to jest dopiero strasznie przytłaczające. 

No i to chyba tyle. Widzimy się w kolejnym, ostatnim już rozdziale (jeszcze nie wiem czy powstanie epilog), więc trzymajcie się zdrowo i trzymajcie kciuki, żebym utrzymała w miarę tempo, które mam teraz :p





2 komentarze:

  1. No, Jurek potrzebował chyba tego czasu dla siebie. Nikt już nic od niego nie chce - teraz wszystko zależy od niego samego. Ciekawe jak to było z tym Aleksandrem? Chociaż, jakby nie było, to pierwsza miłość zawsze zostaje w pamięci :) W każdym razie ja pamiętam doskonale 😍 Jerzy chyba spróbuje poukładać sobie teraz życie i wygląda na to że chce się odezwać do Łukasza. Fajnie, tylko pytanie, czy Łukasz będzie chciał z nim gadać po takim czasie... Życzę Jerzemu, żeby jednak chciał :) Życzyłabym mu jeszcze rozmowy z Jankiem - jakiegoś wytłumaczenia, bo może i chłopak był interesowny z początku, ale potem naprawdę się zaprzyjaźnili i nie wierzę żeby Jankowi w jakiś sposób nie zależało na Jurku. No ale nic na siłę :) Może kiedyś się skusisz na opisanie historii Janka 😁 Bardzo dziękuję ❤️ Czekam na końcówkę! Pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Muszę przyznać ,że rozdział może i króciutki,ale jaki ważny. Wychodzi z tego,że Jerzemu był potrzebny taki drastyczny krok i tak naprawdę cofnięcie się w czasie aż o tyle lat wstecz. Teraz miejmy nadzieję że dotrze do tego doczego zmierza i nie stoczy się już więcej na dno . Trochę szczęścia mu się w końcu należy po tym co mu zgotowała. Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń