środa, 29 lipca 2020

Zostań o poranku: Rozdział 36

Rozdział 36: Odnaleziony spokój

 

Nie przejmując się, że zbliżała się noc zabrał się za sprzątanie. Zaczął od salonu, z którego zebrał wszystkie niepotrzebne rzeczy, zapakował je w worki i odłożył na klatkę, żeby na sam koniec wynieść je do mieszkania na dole lub na śmietnik. Wyrzucał wszystkie rzeczy, których nie używał od lat, a które tylko zabierały mu miejsce. Rośliny, te z żółtymi liśćmi i ze zwiędłymi łodyżkami, również musiały trafić do kosza, ale te które dało się odratować zostawił. Pracował w pocie czoła czując, że drżały mu mięśnie od wysiłku, a pot perlił się na skórze, gdy przesuwał meble i wycierał za nimi kłęby kurzu. Cholera, nie robił tego od lat a brud ukryty za fasadami porządku był odrażający.

Przestał dopiero po kilku godzinach, gdy pustka w żołądku i wysiłek sprawiły, że miał zawroty głowy. W lodówce miał tylko światło. Jego catering przestał przychodzić, kiedy on przestał go opłacać, co było fair, więc przez ostatnie dni Jurek nie dość, że schudł, to jeszcze nie miał prawie w ogóle siły jedząc raz bądź dwa razy na dzień jakieś gotowe żarcie ze sklepu.

Teraz kiedy godzina była późna, a on zmęczony jak nigdy, zostało mu zamówić coś, co doda mu jeszcze siły, by skończyć, co zaczął. Wybierając dla siebie łososia szybko z niego zrezygnował, kiedy zobaczył stan konta. Patrzył na nie pustym wzrokiem próbując przypomnieć sobie jakim cudem zniknęło z niego tyle pieniędzy.

Oczywiście po tym jak kupił bentleya jego oszczędności bardzo zeszczuplały, ale teraz…? Cholera, wydał dobre tysiące na pobyty w klubach i na alkohol.

Zamówił jakąś tanią chińszczyznę.

Zniechęciło go to, ale nie na tyle, by się poddać. Jak się postara, to szybko odzyska pieniądze, które stracił. Musiał tylko skończyć z piciem, bo to rujnowało nie tylko jego kartę, ale i zdrowie.

To był czas próby i Jurek wierzył, że da sobie radę. Skupi się na budowaniu, nie niszczeniu i bez żadnej pomocy, miał na myśli terapię czy leczenie, uda mu się. Bo cholera, może i był słaby, może upadł tak nisko jak jeszcze nigdy, ale jeszcze nigdy też nie był taki pewien, co musiał zrobić, aby jego życie nie okazało się zmarnowane.

Dopiero kiedy jadł swoją chińszczyznę zorientował się jaki był wygłodzony, a gdzieś w połowie porcji uświadomił sobie, że jego żołądek musiał się skurczyć, nie był bowiem w stanie pomieścić całości. To jednak nie miało znaczenia, bo Jerzy z nową werwą kontynuował zadanie. Sprzątał to, co było mu drogie. Nie zamierzał sprzedawać kamienicy. Nie, to znowu byłaby ucieczka. Zamiast tego zadba o nią, odnowi i będzie starał się utrzymać ją w jak najlepszym stanie. Tak samo jak i siebie.

Ranek zastał go, gdy wcierał pot w bawełnianą szmatkę i patrzył na wysprzątane mieszkanie z dumą. Czuł się silny, jego brzuch był pełny po dojedzeniu zamówionego jedzenia, a ciało, mimo że nadwyrężone, czuło się dobrze z wysiłkiem. Jurek wziął prysznic kojąc je ciepłą wodą, po czym ubrał się schludnie – nie robił tego od dawna – czerpiąc przyjemność ze swoich kolorowych, markowych swetrów i skórzanych pasków, które sprawiały, że wyglądał dobrze.

Chudszy o kilka kilo i z sińcami pod oczami wciąż mógł wyglądać dobrze. Tego się trzymał.

Wyszedł z domu, kiedy pierwsze promienie słońca przebijając się przez zasłonkę padły mu na twarz. Na początek udał się na małe śniadanie, gdzie jakaś starsza pani uśmiechnęła się do niego, co wziął za dobry znak, a potem… Potem wybrał się na Mokotów.

Starał się nie myśleć zbyt wiele, bo to mogłoby przynieść mu niepotrzebny stres i strach. Pierwszy raz od tygodni wspomniał ojca, przypominając sobie święta, gdy oglądali wspólne zdjęcia i rozmawiali jakby byli sobie bliżsi. Uśmiechnął się nostalgicznie uświadamiając sobie, jak szybko odrzucił to, co Stanisław był gotów dać mu po latach niezręczności i uprzedzeń.

Parkując samochód na podjeździe, szukał zapalonych świateł, ale ich nie dostrzegł. Wyszedł na dwór i w kilkanaście sekund już stał pod drzwiami naciskając dzwonek. Serce biło mu w piersi jak dzwon, oczami wyobraźni widział poważną twarz ojca i jego wyprostowaną, sztywną sylwetkę zdradzającą dezaprobatę…

Zdziwił się jednak, kiedy zza drzwi zamiast szmeru stóp usłyszał ujadanie psa. Zmarszczył brwi, odsunął się. Słuchał szczekania dopóki to nie ucichło. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że przygryzł wargę zastanawiając się nad tym fenomenem.

– Jurek? – Głos ojca był zdławiony jakby w gardle miał gulę, a jego twarz zdradzała zaspanie.

– Tak, jak widać. – Postarał się o błahy uśmiech. Miał nadzieję, że pozory swobody skutecznie maskują rosnącą niepewność. – Mogę wejść? – zapytał po chwili, a Stanisław przepuścił go przez próg.

Gos wszedł do holu i zerknął na psa, który wpatrywał się w niego z przekrzywioną głową. Szczeknął, nastroszył uszy, więc Jurek zastygł w bezruchu nie wiedząc jak się zachować. Jedynie obserwował zwierzę, które uspokoiło się, gdy tylko Stanisław położył dłoń na ramieniu syna.

Jerzy odwrócił się z niepewną miną. Przyjrzał się ojcu, który pomimo późnej jak na niego godziny był w szlafroku. Siwe włosy miał w nieładzie, a oczy lekko zmrużone. Patrzyli na siebie chwilę, studiując własne twarze, a kiedy speszony Jurek już miał odwrócić wzrok, poczuł jak ręce ojca przyciągają go do siebie i ściskają.

W jednej chwili oczy Jerzego zrobiły się wilgotne. Wzruszenie szczypało go w gardło, kiedy Stanisław przesunął dłońmi po jego ramionach i zacisnął palce na płaszczu, nie dając mu się odsunąć.

– Ojcze… – szepnął zdławionym tonem, czując, że nie minie wiele czasu aż całkiem się rozklei. Łagodnie wyplątał się z uścisku pozwalając, by dłonie Stanisława opadły wzdłuż ciała.

– Tak się bałem. – Mężczyzna ledwo zauważalnie pokręcił głową jakby chciał odgonić od siebie wszystkie negatywne emocje. Zmarszczki na jego twarzy wydawały się głębsze, usta mimo że wygięte w uśmiechu drżały lekko. Jurek patrzył na niego zszokowany. Nigdy nie słyszał, aby ojciec przyznawał się do strachu ani tym bardziej, by pozwolił, aby odbił się na jego obliczu.

 – Bałeś się? – powtórzył, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Miał świadomość, że go zawiódł, nie pierwszy raz zresztą, ale nie spodziewał się, że ojciec zareaguje tak emocjonalnie na jego widok.

– Bardzo – przyznał, łapiąc spojrzeniem wzrok syna. Tyle myśli chciał mu przekazać, myśli, których nie potrafił wyrazić słowami. Głos jednak uwiązł mu w gardle. Mógł tylko wpatrywać się w wychudzoną sylwetkę, inną niż tę, którą pamiętał. Taką, która gotowa była ugiąć się na zbyt mocnym wietrze albo złamać niczym zapałka. Patrzył na siatkę drobnych, czerwonych żyłek oplatającą oczy Jurka i na cienie pod oczami tak wyraźne, jakby ktoś wymalował je fioletową akwarelą. Zauważył lekkie drżenie rąk i bladą, szarą skórę.

– Och, Jurek – szepnął i jeszcze raz przyciągnął go do siebie. Nie chciał pozwolić mu się ruszyć. Nawet nie drgnął, po prostu trzymał go przy sobie jak nigdy, obserwując jak ten się spina nieprzyzwyczajony do okazywania uczuć. Jak w końcu delikatnie się rozluźnia, kładzie głowę na jego ramieniu i po chwili również zaciska dłonie na szlafroku ojca w bezradnym geście.

– Wszystko jest dobrze. – Głos mu zadrżał. – Wszystko będzie dobrze – poprawił się niemalże od razu.

Ojciec powoli rozluźnił uścisk, a pies rozszczekał się spragniony atencji. Jurek aż podskoczył i łypnął na niego złowrogim spojrzeniem. Że też śmiał przerwać taką chwilę!

– Łatka, nie wydurniaj się. – Stanisław pochylił się nad zwierzęciem i podrapał je krótko za uszami, a to od razu zaczęło merdać ogonem.

Jurek wykorzystał tę chwilę, by obetrzeć twarz dłonią. Musiał wziąć się w garść, bo rozkleił się kompletnie.

– Łatka? – zapytał nie chcąc, żeby zapanowała między nimi cisza. Musiał przeprowadzić z nim jakąś rozmowę. Zobaczyć jakie miał nastawienie, czy nie miał do niego żalu.

– Uważasz, że to staromodne? – Stanisław wyprostował się, pozwalając psu skoczyć na jego uda przednimi łapami. Miał pogodny wyraz twarzy. Wcale nie był zły, że Łatka zaczepia go i drapie mu pazurami szlafrok, machając przy tym radośnie ogonem i poszczekując cicho.

– Uważam, że to nie w twoim stylu. Chociaż nigdy bym się też nie spodziewał, że będziesz miał psa, więc… – dodał po chwili, ruszając dalej w głąb mieszkania. Zwierzę od razu poszło za nim, ojciec tak samo.

– Miała już tak na imię, gdy ją wziąłem – przyznał, równając krok z Jurkiem, który właśnie zaczął się wspinać po schodach. – Zresztą trzeba przyznać, że jej pasuje – dodał, wskazując na tułów psa, gdzie na jasnym futrze malowała się duża, brązowa łata.

Jerzy potaknął lakonicznie, przygryzając niepewnie wargę. Wspinał się po schodach, stopień za stopniem, czując jak drżą mu uda po całonocnym wysiłku i wsłuchiwał się w dźwięk pazurów szurających po wypastowanej podłodze. Patrzył na ściany przyozdobione obrazami, które namalował jeszcze kiedy był dzieckiem. Nie mógł odciągnąć wzroku od starych projektów, tak niedopracowanych i koślawych, włożonych w piękne ramy. Czemu wcześniej nie zwrócił na nie uwagi? Czemu nie widział, że ojciec pomimo wielu lat, przez które Jurek myślał, że nic dla niego nie znaczył, wciąż trzymał jego stare prace i patrzył na nie codziennie?

– Jerzy? – Stanisław szedł za nim zastanawiając się, co robił jego syn. Dlaczego wpadł bez zapowiedzi, a teraz, tak bez słowa, parł uparcie na piętro, potem na następne… – Czy stało się coś… – Nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.

 Jurek pokręcił głową.

– Mam – zawiesił się – pewną sprawę do załatwienia.

Stanisław zmarszczył brwi spoglądając na plecy syna. Obserwował uważnie jak ten w końcu dociera na sam szczyt schodów a potem idzie wzdłuż korytarza mijając pozamykane pokoje i przystaje na samym końcu.

– Jaka to sprawa? – zapytał z coraz większym niepokojem. Miał tylko nadzieję, że jego syn nie wpakował się w kłopoty albo w jakieś niebezpieczne towarzystwo.

– Wiesz – Jurek zastanowił się przez chwilę – taka sprzed lat – dokończył tajemniczo, po czym popchnął drzwi i wszedł do pokoju na samym końcu korytarza. Stanisław uniósł wzrok. Patrzył jak jego syn wchodzi do środka i pozwala sobie na podróż do przeszłości. Znalazł się bowiem w miejscu, które doskonale pamiętało lata jego młodości, lata beztroski i szczęścia. Czasy zanim wszystko się posypało.

Stare, drewniane półki, które nie służyły nikomu od dawna skrywały ulubione książki z dzieciństwa Jurka, teraz okryte grubą warstwą kurzu, który uniósł się w powietrze, gdy ten tylko przejechał po tomach dłonią, studiując ich grzbiety i oglądając okładki. Drobinki pyłu mieniły się w ciepłych promieniach poranka, zwiastującego mozolnie nadchodzącą wiosnę. Przez chwilę unosiły się w powietrzu aż w końcu opadły z powrotem na półki i podłogę, przynajmniej dopóki Jerzy z powrotem swoimi gestami nie wprawił ich w ruch.

Przeglądał bez pośpiechu skarby młodości. Widział pięknie wydane stare baśnie, które przyozdabiał ręcznie – z wiekiem coraz ładniej, malując wszystkie strony aż nie stworzyły mozaiki kolorów i postaci. Spoglądał na płyty winylowe ułożone w równy rządek i oblepione kurzem stare świeczki. Znalazł wysłużony egzemplarz encyklopedii o Stanach Zjednoczonych, który kiedyś traktował niczym swoistą biblię, marząc o podróżach do Luizjany i ucząc się o każdym prezydencie. W końcu natrafił na biurko. Otwierał szuflady, szukał.

Swoje stare szkicowniki znalazł w ostatniej szafce. Wyciągnął je, położył na blat i nieśpiesznie, z namysłem zaczął kartkować strony.

Ojciec spoglądał na to zza jego ramienia, czując jak z każdym jednym obrazkiem robi mu się coraz ciężej na sercu.

– Ach, Washington – Jurek zatrzymał się na dłuższą chwilę przy szkicu kocura. – Był okropnym kotem. – Zauważył przejeżdżając po krzywym pyszczku, wywalonym na wierzch języku i wiecznie gniewnych oczach.

– Sam się uparłeś na persa – odpowiedział Stanisław przypominając sobie podekscytowanie syna, kiedy tylko zobaczył tego brzydkiego, wiecznie naburmuszonego kota gotowego na sprzedaż.

– I nigdy nie żałowałem ten decyzji – mruknął, sunąc palcem po rysunku. Uśmiechnął się półgębkiem, po czym zaczął oglądać kolejne strony. Washington od tej pory gościł na nich najczęściej. – Był dobrym modelem – przyznał, patrząc na wielki postęp jaki robił z każdym jednym rysunkiem swojego pupila.

– Bo całymi dniami tylko się wylegiwał… Albo jadł.

Jurek skinął głową, uśmiechając się szerzej. Kochany Washington.

Z westchnięciem odłożył szkicownik z powrotem na blat i wyprostował się. Nie po to tu przyszedł. Jego cel znajdował się tuż obok, gotowy, by Jurek zerknął na niego po latach… I tak też zrobił.

Pianino, mimo że zakurzone wciąż lśniło w słońcu mieniąc się na czerwono. Było dokładnie takie, jak je zapamiętał… Może jedynie kiedyś wydawało mu się większe. Przesunął po gładkiej powierzchni palcem ścierając z niej warstwę brudu, a Stanisław przyglądał mu się w napięciu. Teraz już czuł, że coś się zmieniło.

– To po nie przyszedłem.

– Jest twoje – odparł, czując jak zalewa go fala ulgi i czegoś nieokreślonego… Jakby nadziei, że jego syn w końcu odnalazł drogę, którą powinien podążyć.

– Za długo stało nieużywane.

– Przyda mu się porządne strojenie.

– Zdecydowanie – potwierdził, po czym chwycił je i pociągnął w swoją stronę, sunąc nim po podłodze z głuchym trzaskiem. Łatka podniosła się czujnie i zaczęła go obszczekiwać, ale jedynie co robiła, to ujadała tuż przy jego nodze. Chyba nie była skłonna do gryzienia, Jurek natomiast bardziej przejmował się tym, że dyszał po dwóch zrobionych krokach, a nie nadpobudliwym psem. – No, pomóż mi! – nakazał ojcu, który po chwili obszedł pianino i popchnął je, aby synowi było lżej.

– Zamierzasz to stargać po schodach?! – zapytał z pretensją, czując, że pianino ledwo sunie nawet kiedy obaj wkładają wszystkie siły, by je ruszyć.

– My zamierzamy – poprawił go podniesionym głosem.

Stanisław zobligowany do pomocy już nie narzekał tak bardzo.

– Dajże spokój, zadzwonię po kogoś.

– Nie mam na to czasu! – Zagryzł zęby, żeby wykrzesać z siebie jeszcze więcej energii. Właśnie poczuł, że ma pod sobą pierwszy stopień. Wciągnął na niego pianino i już nie było odwrotu.

Mógł być to błąd.

– O kurwa – wymknęło mu się, kiedy pianino prawie go przygniotło. Na szczęście w ostatniej chwili Stanisław używając wszystkich pokładów siły jakie mu pozostały nie dopuścił do tragedii. Jurek ustabilizował się, napiął mięśnie nóg i dał radę ciężkiemu instrumentowi. Co prawda dyszał ciężko i prawie omdlewał z wysiłku, ale udało mu się sprowadzić je na półpiętro.

– Oszalałeś. – Ojciec również dyszał, łypiąc na Jurka srogim spojrzeniem.

– Może – odpowiedział na wydechu, opierając się na gładkiej powierzchni. Musiał odetchnąć zanim wznowi tę morderczą przeprawę, zresztą chwila odpoczynku przyda się również ojcu.

Chwila przeciągnęła się do pięciu minut, po których Jurek dalej z uporem maniaka targał pianino za sobą, a Stanisław widząc jego upór pomagał mu nie chcąc mieć syna na sumieniu.

I dobrze, bo to pianino i tak prawie zabiło Jerzego.

Jednak kiedy już stało na parterze czuł ogromną satysfakcję. Dłonie mu drżały tak bardzo, że było to widoczne gołym okiem. Chciało mu się wymiotować z wysiłku i desperacko potrzebował wody, ale czuł się przy tym tak spełniony, że rekompensowało mu to wszystkie bóle.

Razem udali się do kuchni gdzie zaspokoili pragnienie. Starali się uspokoić oddechy i wycieńczone ciała. Ojciec nie wściekał się, ale widać było po nim, że był wymęczony –nie tak jak Jurek, który spędził całą noc na nogach, ale na pewno jutro odczuje skutki takiego wysiłku..

– I co planujesz teraz zrobić? – zapytał Stanisław, kiedy w końcu udało mu się uspokoić na tyle, by jego głos brzmiał normalnie. – Bo martwiąc się o twoją głupotę oświadczam ci, że nie dasz rady wnieść go nawet ze mną do siebie – powiedział wyniośle, a Jerzy uśmiechnął się półgębkiem. Ojciec pozostanie ojcem, co do tego nie miał żadnych wątpliwości.

– Przyznaję, że mogłoby być to zadanie przekraczające nasze możliwości. – Stanisław parsknął jakby rozbawiony.

– Zadzwonię po jakąś ekipę, przewiozą je i wniosą, a ty zrób w tym czasie kawę. Wyjdę z nią na krótki spacer – oznajmił, wskazując na psa, który cały czas plątał mu się u nóg.

Jurek pokiwał głową i resztkami sił nastawił wodę w czajniku. Potem wyłączył się, dając ciału czas na regenerację. Oparł się na stole, głowę położył na dłoni i niemalże zasnął w takiej pozycji. Na szczęście usłyszał, jak ociec wracał i podniósł się – jeszcze tego brakowało, aby Stanisław pomyślał, że zasłabł.

– Załatwione? – zapytał sennie, przecierając twarz dłonią. Wstał ociężale, by zalać kawę i postawił kubki na stole. Przez cały ten wysiłek i wspólną robotę atmosfera między nimi zrobiła się swobodna. Zachowali się jak ojciec z synem i dzięki temu poczuli się też w końcu jak ojciec z synem.

– Tak. Ekipa ma być za godzinę.

– Świetne. – Odetchnął i napił się kawy. Ta chyba jeszcze nigdy nie smakowała tak dobrze.

Nie rozmawiali wiele. Stanisław doskonale widział zmęczenie syna, jego półprzymknięte oczy i zwalniający oddech, dlatego nie męczył go. Miał tyle pytań: co ten robił przez minione tygodnie, jak się czuł, dlaczego się nie odzywał, dlaczego… zakończył swoją relację z Łukaszem…

Pomimo ciekawości jednak po prostu cieszył się porankiem ze swoim dzieckiem, które w końcu postanowiło mu zaufać.

Wstał, gdy wypił połowę kawy. Jerzy uchylił jedno oko i zerknął na niego. Coś zakuło go w piersi, kiedy zobaczył jak ojciec wychodzi z kuchni. Wyprostował się, zaciskając dłonie i słuchał w napięciu. Jakoś tak umknęły mu minione minuty. Był taki śpiący…

Stanisław jednak wrócił po chwili trzymając coś w dłoniach. Była to biała, schludna teczka, której jeden z rogów zdążył się zagiąć, nie była więc nowa. Ojciec posłał mu niepewny uśmiech i zamiast naprzeciwko usiadł tuż przy nim, kładąc teczkę na stole.

– Co to?

– Coś, co chyba również powinno do ciebie wrócić – mruknął i zachęcając go spojrzeniem, patrzył jak Jurek rozwiązuje sznureczek i zagląda do środka.

Gos gwałtownie nabrał powietrza w płuca.

– To… – zaciął się, wyjmując rysunki z teczki. – Myślałem, że wszystkie zniszczyła – szepnął, czując jak na policzki wpływa mu rumieniec.

– Schowałeś je.

– Przeszukała mój pokój.

– Ja zrobiłem to pierwszy. Nie potrafiłem ich wyrzucić – przyznał, zerkając na rysunek, który Jurek trzymał w rękach.

Czuł ucisk w sercu, gdy przyglądał się twarz człowieka, przez którego zniszczyło się wszystko – tak zwykł przynajmniej kiedyś myśleć. Teraz wiedział już, że to nie była jego wina tylko ich własna.

Jurek patrzył na Aleksandra. Rysunek za rysunkiem, czuł w piersi jak roznosi go od środka. Przyglądał się twarzy tak dokładnie oddanej przez ołówek, która w jego pamięci zdążyła się zatrzeć jakby przetarta gumką. Oglądał jego bujne, czarne niczym noc włosy, które zwykł odgarniać ręką na bok. Zapatrzył się w wąskie usta, zazwyczaj wywinięte w zawadiackim uśmiechu. Widział iskry w oczach, kiedy stał na scenie ściskając mikrofon i parzył prosto na niego… Oglądał dłonie, w których się zakochał, gdy grały i kiedy go dotykały.

Widział jak ubrania powoli znikają z rysunków. Patrzył na szeroką klatkę piersiową i wyraźnie zarysowane mięśnie ramion. Przypomniał sobie, kiedy miał okazję przekonać się o ich sile po raz pierwszy.

– To śmieszne – szepnął. – Marzyłeś o tym, bym stał się kiedyś kimś takim jak on. Bym był wielkim artystą. Od dzieciństwa o to dbałeś, zapisując mnie na lekcje muzyki i plastyki. Ucząc historii. Dbając o moją wrażliwość. On mógłby pomóc mi spełnić to marzenie. Już wtedy zaczął to robić, kiedy pozwolił mi stanąć ze sobą na scenie – mówił, przeglądając resztę rysunków. Nie chciał patrzeć na ojca. Nie mógł odwrócić wzroku od Aleksandra i od uwiecznionych uśmiechów, którymi zwykł go obdarzać.

– Popełniłem największy błąd w całym swoim życiu. I nie chodzi tutaj o moje marzenie. Tylko o twoje – szepnął, zaplatając ze sobą dłonie w nerwowym geście. – Odeszły razem z nim.

– Tak – przyznał, zamykając teczkę. – Ale w końcu jestem gotowy, by pozwolić im wrócić.

– Jestem… Dumny – wykrztusił. Jurkowi drgnęły wargi.

– Właściwe to spiłem się do nieprzytomności i poszedłem do tego baru, zagrałem na fortepianie, przy którym razem graliśmy, zrobiłem z siebie kompletnego idiotę, jakiś młody chłopak się nade mną zlitował i kazał mi nie rozpaczać, więc… Więc jestem tu teraz.

– Wciąż jestem dumny. Że się nie poddałeś – Stanisław chyba powoli robił się chory od ilości pięknych, podniosłych słów. Jurek wyszczerzył się do niego, po czym skrył uśmiech za kubkiem z kawą.

Wyglądało na to, że powiedzieli sobie wszystko, co mieli do powiedzenia.

– Robię u siebie małe porządki… – zaczął po chwili Jerzy – masz ochotę mi pomóc? Mam jeszcze całą masę rzeczy do wyniesienia – zaśmiał się sucho, patrząc jak w oczach ojca pojawiają się świeczki. Wstrzymał oddech.

– Z chęcią. – Rozluźnił się pozwalając, by z jego twarzy znikło całe napięcie.

Po przyjeździe do kamienicy Jurek zarządził, aby pianino stanęło na miejscu telewizora, po czym ledwo stawiając kroki dotarł do sypialni i padł na łóżko w pełnym ubraniu, zasypiając po kilku sekundach. Nie bardzo się przejmował tym, że zostawił ojca z całą robotą, tak samo jak nie przejmował się, że ten zapłacił za usługę. Przeciwnie, było mu to bardzo na rękę biorąc pod uwagę jego lichy stan konta.

Stanisław również nie wydawał się mieć nic przeciwko. Łatka bawiła się z nim latając podekscytowana po nowym otoczeniu, a Stanisław karcił ją jedynie w chwilach, kiedy zaczynała szczekać. Nie chciał, aby obudziła Jurka, kiedy ten zasnął mocnym snem.

Powynosił śmieci, które jeszcze znalazł – chociaż salon był w niebywale dobrym stanie – wyniósł również telewizor do jednego z nieużywanych pokoi. Potem zajrzał do lodówki i się przeraził. Czym szybciej wyszedł na zakupy mając w planach jak najobficiej uzupełnić zapasy syna, aby ten nie chudł więcej, wszak i tak wyglądał już chorobliwie.

Gdy wrócił zdążył jeszcze zadzwonić do specjalisty, który nastroiłby pianino i rozpakował zakupione produkty spożywcze. Z satysfakcją wykładał je do lodówki. Gotował właśnie obiad, gdy przyszedł starszy pan – musiał nie mieć zbyt wielu klientów. Stanisław poprowadził z nim uprzejmą konwersację przez chwilę, po czym wrócił do gotowania.

Jurek wstał obudzony odgłosami dobiegającymi z mieszkania. Czuł się przytłumiony i miał zakwasy, ale gdy tylko wychylił się z sypialni uśmiechnął się. Przywitał się z panem, po czym od razu skierował się do kuchni, czując, że głód wybrzmiewa się w jego żołądku głośnym protestem.

– Ugotowałeś to? – zapytał, kiedy stanęła przed nim pełna miska zupy.

– Na to wygląda. Nie gwarantuje, że będzie smaczne.

– Lepsze niż gdybym ja zrobił.

– Co do tego akurat nie mam wątpliwości. – Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Stanisław doskonale wiedział, żeby palcem nie ruszać niczego co przyrządziłby Jurek.

– Dzięki… za wszystko.

Ojciec skinął głową. Ulga jaką obydwaj czuli była nie do opisania.

Wieczorem Jerzy rozglądał się po swoim mieszkaniu. Był zadowolony z efektu, który osiągnął. Był też cholernie zmęczony, ale mimo to usiadł do pianina. Zagrał na próbę, pozwalając wspomnieniom wracać do niego jedno za drugim. Musiał… poćwiczyć. Więc ćwiczył aż nie nastała cisza nocna.

Grał, żeby nie myśleć o alkoholu, który wołał do niego przez ściany. Wołał go, ale Jurek uparcie zagłuszał klawiszami jego proszące krzyki. Nie sięgnie po niego dzisiaj, nie sięgnie jutro. Już nigdy nie pozwoli sobie stracić kontroli.

Zastanawiał się tylko, czy już nie przekroczył granicy. Gdzie zaczynał się alkoholizm? Być może posunął się za daleko? Nie chciał myśleć w ten sposób. Nie wiedział, więc pragnął wierzyć w to, że jeszcze nie było za późno. Nie był alkoholikiem. To był jedynie etap, zbyt długa libacja, okres, który minął i już nie wróci.

Postanowił, że jeżeli nie wróci to będzie mógł z czystym sercem ruszyć dalej. On, nie alkoholik. Natomiast jeżeli sięgnie po alkohol… jutro, pojutrze, za tydzień, za dwa… Wtedy będzie musiał zaakceptować, że nie jest już w stanie poradzić sobie sam i była to choroba. Nie wiedział, czy ten plan jest jakkolwiek słuszny, mimo to zamierzał postawić na niego wszystko.

Kolejne dni były walką, którą wygrywał. Wstawał rano, jadł kupione przez ojca produkty, grał, robił przemeblowanie w pozostałych pokojach, szkicował, wystawił w końcu Leona na sprzedaż, zamówił drzwi do mieszkania na dole…

Przestał odkładać rzeczy na później.

Oddychał właśnie poddenerwowany, zaciskając dłonie na telefonie i liczył sygnały. Zrobiło mu się cieplej z nerwów.

– Halo? – usłyszał po chwili i cały skamieniał.

– Hej – głos mu zadrżał – hej – powtórzył głośniej. – To ja…

– Jurek. – Usłyszał ciężkie westchnięcie.

– Małgosiu… – mruknął, wsłuchując się w jej głos.

– Więc jednak postanowiłeś się odezwać – powiedziała, a on oczami wyobraźni zobaczył jak zaczesuje bujne, rude włosy za ucho.

– Tak… Chciałem przeprosić. Wytłumaczyć się. – Kobieta przez chwilę milczała.

– Przeprosiny przyjmuję, natomiast nie potrzebuję wyjaśnień. Cieszę się, że się odzywasz.

– Więc nie jesteś zła?

– Zła? – zaśmiała się – Jestem wkurzona! Dosłownie zapadłeś się pod ziemię i nie dawałeś znaku życia. Coś ty sobie myślałeś?! Że obchodzą mnie jakieś plotki?!

– To nie były tylko plotki – naprostował niemrawo, czując jak wielki kamień spada mu powoli z serca. – Miałem okropny czas, pewnie doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. – Rozluźnił się odrobinę i pozwolił sobie zapaść się w fotelu.

– Też miałam ciężki czas. – Jej głos w słuchawce był świszczący. – Kasia ciężko zachorowała, myślałam, że… Myślałam, że z tego nie wyjdzie – szepnęła, a Jurek czuł jak na powrót  zaczyna cały się spinać. Dreszcze wstąpiły mu na kark. – Byłam strasznie zdenerwowana… Nie miałam siły mierzyć się z tobą i tym, o czym gadają.

Jurek milczał przez chwilę. Był takim idiotą. Takim beznadziejnym, popieprzonym idiotą, który zawsze myślał tylko o sobie…

– Ale już wszystko dobrze? – zapytał z przestrachem, mając ochotę odwiedzić kobietę w tej chwili.

– Tak. Spotkałam nieziemskich lekarzy – przyznała z ulgą. – Już wszystko dobrze.

– Tak mi głupio… Tak bardzo skupiłem się na sobie, że myślałem… Myślałem, że mnie znienawidziłaś.

– Trochę tak – przyznała po chwili. – Jednak nie przez to, co mówili nawet jeżeli to prawda, a przez to, że nie odzywałeś się do mnie przez taki czas.

– Przepraszam. Jeżeli nie jest jeszcze za późno, jeżeli jesteś w stanie w ogóle na mnie patrzeć, to z chęcią postaram się zrekompensować ci ten czas ciszy.

Kobita zaśmiała się.

– Ale się przejąłeś – powiedziała, a Jurek w jej głosie wyczuł uśmiech. – To dobrze. Szkoda, że tak późno, ale… jestem w stanie na ciebie patrzeć. Jeżeli chcesz to popołudniu spotykam się z Jeremim. Wyślę ci adres i będzie mi miło, jeżeli wpadniesz.

– Przyjadę – odpowiedział z nową energią.

Miał dosyć samotności.

Było niezręcznie, odrobinę nerwowo ale z każdym mijającym kwadransem atmosfera robiła się coraz bardziej swobodna. Nie rozmawiali na poważne tematy, chociaż padło kilka niewygodnych pytań. Jurek nie uciekał od nich. Odpowiedział Jeremiemu, kiedy ten zapytał go o jego orientację wprost, chociaż czuł się z tym strasznie odkryty i podatny na zranienia. Zamierzał jednak obdarzyć tę dwójkę dozą zaufania i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Na szczęście wszystko rozeszło się po kościach. Ani Małgosia ani Jeremi nie zamierzali rzucać żartów na ten temat, żeby mu dopiec. Po prostu skinęli głowami i na tym się skończyło… Jak cudownie by było, gdyby mógł zawsze liczyć na taką reakcję.

W końcu jednak zeszli na trochę bardziej niewygodny temat. Dyskutowali o pracy i Jurek automatycznie się spiął, zwłaszcza kiedy Małgosia uniosła na niego sugestywnie wzrok i powiedziała:

– Łukasz od jakiegoś miesiąca jest tak nie do wytrzymania, że modlę się aby tylko przypadkiem na niego nie wpaść. – Jeremi pokiwał od razu głową.

– Wolałbym zderzyć się z rozpędzonym pociągiem niż z nim – dodał blednąc. Małgosia westchnęła, a Jurek…

Jurek zacisnął dłonie pod stołem. Wspomnienie Łukasza bolało zwłaszcza kiedy myślał o nim każdej nocy. Z każdą tęsknił coraz bardziej i myślał jedynie, jak wiele stracił. Dopiero teraz przypominał sobie wyraźnie jak mężczyzna dbało niego i… robił wszystko byleby tylko utrzymać go przy zdrowych zmysłach. Widział jego twarz tak wyraźnie przed swoimi oczami… Bez problemu wizualizował sobie ciepłe, brązowe oczy przystrojone ciemniejszymi plamkami i małe zmarszczki wokół nich. Widział zgrabny nos i wargi, które kochał całować.

Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiał sobie, że kochał…

Kocha.

Serce zaczęło tłuc mu w piersi tak mocno, że zagłuszyło kolejne zdania znajomych. Dłonie mu się spociły, twarz nabrała rumieńców.

Jeremi zaśmiał się nerwowo.

– Następnym razem zastanowię się dwa razy zanim zacznę wspominać, że to pan Stanisław był surowy.

Jurek jęknął cicho, wycofując się z tej rozmowy. O Łukaszu wolał nie myśleć, żeby się nie rozkleić, a ojciec… Ojciec zasłużył sobie na taką opinie.

Wieczorem, kiedy leżał w łóżku nie był w stanie powstrzymać reakcji łańcuchowej, która ruszyła, gdy Małgosia na głos wypowiedziała imię byłego kochanka. Myślał o tym popołudniu, w którym zbliżyli się do siebie po raz pierwszy. Studiował uważnie wspomnienia zastanawiając się, czy mogło mu się trafić coś lepszego. Nie mogło.

Nie mogło, a on tak spektakularnie to wszystko spierdolił.

Odetchnął drżąco, przypominając sobie jak miękka była papierowa skóra Łukasza pod jego dłońmi i jak silne były ręce, gdy dociskał go do pościeli. Widział jego zadowolony uśmiech i szczęście. Szczęście, że był z nim. Bo go chciał. Nie wiedzieć czemu chciał go takiego jakim był, gotów pomóc mu i akceptując demony, których Jurek miał w sobie tak wiele.

Gos nie był w stanie przeżyć, że przez jedną rozmowę, chwilę wzburzenia przekreślił to wszystko. Rozumiał jednak, że gdyby to się nie stało nie byłby teraz w tym miejscu. Prawdopodobnie wciąż trwałby w tym samym impasie i być może nie doceniłby tego, co Łukasz dla niego robił. Ile poświęcał.

Teraz widział to jak na dłoni.

Przekręcając się z boku na bok w końcu zasnął i śnił o mężczyźnie, którego potrzebował.

Minął tydzień. Jurek nie pozwalał aby dopadła go rutyna. Nie pozwalał sobie być słabym i nie uległ pokusie sięgnięcia po alkohol. Widywał się z Małgosią prawie codziennie przez co jej mąż zaczął dziwnie na niego patrzeć. Zapewne było tylko kwestią kilku dni aż w końcu Jurek zapewni go, że nie miał się czego obawiać z jego strony.

Z Jeremim widział się po raz drugi, ale tylko przelotnie. Chłopak śpieszył się, aby pomóc matce w domu, zresztą czuł się dość niezręcznie w towarzystwie Jurka. Pomimo chęci Gosa raczej nie uda im się przekroczyć bariery, która powstała, kiedy Jeremi był jego asystentem.

To nie był Janek.

Tydzień praktyki grania na pianinie dał efekty. Gosowi coraz lepiej wychodziły znane mu kiedyś utwory i coraz bardziej się w tym zatracał. Jego personalny odwyk… Stanisław odwiedzał go w różnych porach dnia i sprawdzał jak się miewał. To było bardzo… rodzinne i ciepłe. Jerzy czasami sam nie dowierzał, kiedy ojciec wpadał do niego z obiadem. Czasami było niezręcznie, czasami cicho, czasami nie wiedzieli jak się zachować, ale wtedy najczęściej siadali do pianina i czas jakoś leciał.

Noce były trudne. Na szczęście stawały się coraz krótsze. Jerzy spał mało, wciąż męczyły go koszmary, ale pozwalał sobie na drzemki w środku dnia, aby naładować baterie.

Tęsknota za Łukaszem podczas abstynencji była nie do wytrzymania. Z każdą godziną, którą spędzał w pustym łóżku czuł jak coś w nim się załamuje, jakby klatka piersiowa wciskała mu się do żołądka miażdżąc przy tym wszystkie możliwe organy.

Było łatwiej, kiedy otumaniał się alkoholem. Wiedział jednak, że było to złudne. Będzie łatwiej, kiedy to przetrwa. To było jedyne wyjście…

Udało mu się sprzedać samochód z czego nie potrafił się cieszyć, był bowiem do niego przywiązany. Zawsze o niego dbał i miał sentyment do Leona, wiedział jednak, że pieniądze były mu w tej chwili potrzebne bardziej niż dwa auta. Wymienił również drzwi do mieszkania na dole i kiedy już to zrobił powstawiał do Internetu ogłoszenia na wynajem. Mieszkanie nie powinno stać puste, a on już wiedział, że miło byłoby mieć sąsiadów – nawet jeżeli miałby się z nimi tylko mijać czasami na klatce.

Powoli upływał drugi tydzień. Tydzień tak trudny, że Jurkowi czasami zdarzało się myśleć, że popada w szaleństwo. Jego myśli przepełnione były Łukaszem i tylko determinacja i dążenie do celu sprawiały, że jeszcze potrafił wytrzymywał natłok emocji.

W końcu jednak przyszedł dzień rozstrzygający. Jego plan wypalił. Przez dwa tygodnie nawet nie zerknął na alkohol. Tak, walczył ze sobą. Tak nie było łatwo, ale poradził sobie. Dał radę i zgodnie z założeniem mógł uznać, że nie potrzebował odwyku czy innej formy kuracji.

Był w stanie zapewnić Łukasza, że skończył z alkoholem na dobre.

Na początku chciał do niego zadzwonić od razu. Mógłby błagać o wybaczenie godzinami, mógłby przyrzekać, obiecywać i przepraszać… Potem jednak zdał sobie sprawę, że wystarczyło aby Łukasz się rozłączył albo nie odebrał i byłoby po wszystkim. Dlatego wstrzymał się. Starał się uspokoić rosnące napięcie i szybko bijące serce.

Spotka się z Łukaszem. Tak, spotka się z nim! Zobaczy jego twarz, spojrzy mu w oczy i dowie się, co mężczyzna czuje. Być może… Być może nie będzie chciał go już znać.

To nie tak, że Jurek nie przyjmował tej możliwości do siebie. Był świadomy, że minął czas... Dużo czasu biorąc pod uwagę ich krótką, burzliwą znajomość i jeżeli mężczyzna chciałby ją zakończyć jemu pozostawałoby tylko to zaakceptować. Jednak żeby się tak nie stało musiał się postarać i wymyślić sposób, by zobaczyć się z nim twarzą w twarz i zrobić wszystko, wszystko, aby nie doprowadzić do takiego scenariusza.

W głowie nawet już ułożył plan, do którego realizacji przeszedł od razu.

Wyprostował się. Poszedł nieśpiesznie do salonu, pomyślał, po czym zadzwonił.

– Małgosia…? Mam do ciebie przeogromną prośbę – zaczął miękko, po czym wytłumaczył o co mu chodziło.

– Żartujesz sobie? – wysyczała do telefonu. – Nie ma nawet opcji, nie będę mu wchodzić w drogę.

– Słuchaj… Ja wiem, że potrafi być nieprzyjemny, ale… Gdybyś mogła go tylko zatrzymać na kilka minut aż zrobi się pusto…

– Prosisz o dużo – powiedziała poważnie. – Jeżeli mnie zwolni będziesz wypłacał mi dożywotnią rentę – zastrzegła po chwili, na co Jurek odetchnął. Już wiedział, że kobieta mu pomoże.

– Żebyś wiedziała, że będę – odparł, pozwalając ustom rozciągnąć się w szerokim uśmiechu.

Dzisiaj dostanie odpowiedź, jak potoczy się dalej jego życie.

O szesnastej stał pod biurem i patrzył jak wychodzą z niego ludzie. Kilka znajomych twarzy rzuciło mu się w oczy, ale był on zbyt skoncentrowany na wypatrywaniu jednej osoby, żeby zwrócić na nich uwagę. Stał z tyłu, tak żeby go nie zauważono. Ostatnie czego potrzebował, to żeby ktoś do niego podszedł i zrujnował moment, którego wyczekiwał z podniesionym tętnem i z drżącymi kolanami.

Bał się tak bardzo, a jednocześnie miał w sobie tyle nadziei…

Czas mijał. Po dziesięciu minutach ludzie przestali wychodzić zza drzwi. Łukasza ani Małgosi Jurek wciąż nie wypatrzył, dlatego wierzył, że kobiecie się udało zatrzymać go na dłuższy moment.

Tak też się stało. Kobieta chwilę później wyszła i rozejrzała się uważnie, a Jurek podszedł do niej z szybko bijącym sercem.

– Wisisz mi wielką przysługę – szepnęła błyskawicznie. Gos nawet nie zdążył skinąć głową a już kontynuowała: – Zaraz tu będzie, wiec ja się ulatniam.

Tak też zrobiła, zostawiając Jurka w takim stresie, że ledwo mógł ustać na nogach. W uszach mu szumiało, ciśnienie miał podwyższone, wzrokiem jednak czujnie obserwował wszystko, co się działo wokół. Miał tylko nadzieję, że już nic mu nie przeszkodzi i… Nie przeszkodziło.

Łukasz wyszedł sam. Ubrany był w granatowy płaszcz, którego nie zapiął, było więc dokładnie widać białą koszulę przylegającą do jego ciała. Włosy miał krótsze, cerę poszarzałą, oczy wbite w chodnik…

Jurek stracił oddech. Nie potrafił odciągnąć spojrzenia od jego twarzy. Zwłaszcza kiedy Łukasz zauważył na chodniku cień i uniósł wzrok. Wtedy obaj skamienieli wpatrując się w siebie nawzajem. Łukasz zgubił krok, przystanął. Patrzył na Jurka w milczeniu, a Gos mimo usilnych starań nie potrafił odczytać z niego niczego, co dałoby mu jakąkolwiek wskazówkę.

Poruszył się powoli, dając krok w stronę zdziwionego mężczyzny.

Nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Nagle wszystko wypadło mu z głowy, zapanowała w niej jedynie pustka.

Łukasz wykonał pierwszy ruch. Zaczął kręcić z niedowierzaniem głową, po czym zmrużył oczy i zacisnął zęby, tak że było widać jak jego szczęka się napina. To było niczym kubeł zimnej wody.

– Łukasz… – Jurek zbliżył się do niego o kolejny krok.

– Jednak żyjesz – parsknął. – Dobrze wiedzieć – dodał cynicznie, po czym ruszył do przodu jakby chciał go wyminąć. Uniósł wyżej brodę, wyprostował się. Chciał pokazać jak bardzo mu nie zależy, Jurek jednak dostrzegł jak ledwo zauważalnie zadrżała mu warga, którą przygryzł chwilę później.

Wtedy już wiedział, że nie mógł pozwolić mu teraz odejść. Zapał go za rękę, lekko jak gdyby motyl musnął jasną skórę i odwrócił go w swoją stronę. Wcale nie potrzebował do tego siły. Łukasz sam podążył za jego ruchem i utkwił spojrzenie w szarych oczach. Patrzył w nie przez chwilę w napięciu, studiując wychudzoną twarz, po czym takim samym wzrokiem prześledził całą sylwetkę Jurka i pokręcił lekko głową.

– Co ty tu robisz? – szepnął zbliżając się w stronę mężczyzny, jakby nie był w stanie oprzeć się jego bliskości. Jurek kciukiem musnął jego nadgarstek. Również się zbliżył i poczuł tak dobrze mu znany zapach perfum, od którego szumiało mu w głowie.

– Od jakiegoś czasu próbuję… ratować co jest mi drogie – szepnął, sunąc palcami po nadgarstku mężczyzny. Łukasz zmrużył powieki. Odetchnął drżąco. – Przyszedłem, bo… nie potrafię zrezygnować z ciebie przynajmniej bez sprawdzenia, czy wciąż mam jakąkolwiek szansę – powiedział niepewnie. Nie chciał brzmieć tak słabo, w głowie zaplanował aby brzmiało to pewnie i mocno, ale głos mu się załamał już na samym początku.

Łukasz otworzył szerzej oczy. Złość schodziła niego niczym powietrze z przekutego balonika. Ta sama złość, która kazała mu na samym początku unieść dumnie twarz i iść dalej, która trwała tygodniami, zniknęła w chwilę, gdy tylko zobaczył i usłyszał Jerzego. Było tak jakby nagle wybudził się z niepokojącego snu.

– Byłbym największym hipokrytą, gdybym ci jej nie dał – odpowiedział cicho. Nie obchodziło go to, że ktoś mógłby ich zobaczyć. Nieważne było, że stali pod samymi drzwiami biura niemalże się przytulając. Obaj tego potrzebowali.

Jurkowi wzruszenie nie pozwoliło wydobyć z siebie głosu. Jedynie zacisnął dłoń na dłoni Łukasza, uścisnął ją i nie odrywał spojrzenia od ciepłych oczu, o których myślał każdego wieczora. Miał tyle myśli w głowie! Każda jedna sprawiała, że szczęście odbijało się na jego twarzy szczerym uśmiechem. Płomień nadziei w końcu odrodził się w jego piersi z pełną mocną i nic nie było w stanie go ugasić.

– Teraz już mogę ci to obiecać. – Jurek drugą dłonią przesunął delikatnie po płaszczu mężczyzny w najsubtelniejszej pieszczocie na świecie. – Już wiem, że radziłem sobie z problemem w najgorszy możliwy sposób i… skończyłem z tym.

– Dawno? – Łukasz musiał zapytać. Chciał wierzyć Jurkowi na słowo, pragnął tego, wiedział jednak jak trudno jest wyjść spod wpływu substancji uzależniających, a te często każą mówić i robić najróżniejsze rzeczy.

– Nie tknąłem alkoholu od dwóch tygodni.

– I nie odezwałeś się do mnie? – Łukaszowi nie udało się zamaskować żalu w głosie.

– Chciałem być pewien, że kiedy cię spotkam… Będę już w pełni miał kontrolę nad tym co robię.

– A gdybym odpuścił? – szepnął, spoglądając prosto w szare tęczówki.

– Wtedy… – zaciął się. – Wtedy… – powtórzył, przypominając się jak jeszcze dzisiaj pomyślał, że mógłby pozwolić mu odejść, gdyby tego sobie życzył. Teraz, kiedy miał go przy sobie już wiedział, że nie pozwoliłby na to. Nie puściłby go. – Zrobiłbym coś, czego nie robiłem całe życie. Walczyłbym o ciebie z całych sił. Byłbym największym głupcem, gdybym drugi raz popełnił ten sam błąd i stracił osobę, którą… – zaciął się, a źrenice rozszerzyły się mu ze strachu.

Łukasz również spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Serca zabiły im szybciej. Policzki Jerzego powoli zaczęły nabierać koloru, natomiast spojrzenie Łukasza łagodniało z każdą sekundą aż w końcu stało się tak miękkie i ciepłe, że Jurek mógłby się w nim bez problemu roztopić.

– Może więc, żeby to zobaczyć powinienem odpuścić – szepnął, przysuwając się do Jurka tak blisko, że zetknęli się nosami.

Gdyby się rozejrzeli wiedzieliby, że ich zachowanie śledzi co najmniej kilka par oczu, ale nie chcieli się rozglądać i nie zrobili tego. Zamiast tego pocałowali się delikatnie, jak gdyby robili to po raz pierwszy, pozwalając, by uczucia pochłonęły ich od środka, a kiedy się uspokoili na tyle, by pozwolić się sobie odsunąć, spletli razem palce. Łukasz z ulgą położył głowę na ramieniu Jerzego i odetchnął rześkim powietrzem.

Nie zamierzał udawać ani grać obrażonego. Nie był taki. Przez ostatnie tygodnie marzył właśnie o tym – że Jurek jest cały i zdrowy, i myśli o nim.

– Zgodzisz się więc… Pójść ze mną na kolację?

– Patrząc na to jaki jesteś szczupły zgadzam się pójść nawet na dwie. – Uśmiechnął się do innego odrobinę złośliwie i pociągnął go w swoją stronę. Już wcześniej zauważył bentleya stojącego dalej przy ulicy.

– Nie tak, jak ty – zaprotestował od razu.

– Ale ja to ja.

– Niezawodny argument – mruknął Jerzy, ściskając jego dłoń. Nie chciał przerywać z nim kontaktu nawet na chwilę, żeby tylko go nie stracić. Zupełnie tak jakby Łukasz nagle miał się rozmyślić i odejść… Czego na szczęście nie zrobił. Zjadł z nim kolację, po namyśle jednak tylko jedną, po czym w bardzo oczywisty sposób dał mu do zrozumienia, że nie chciał kończyć tego spotkania w ogóle.

Pojechali do kamienicy tak, jakby ostatnie miesiące nie istniały. Wciąż trochę nieśmiało całowali się w samochodzie, z namaszczeniem dotykali swoich twarzy, wsuwali ręce we włosy i przyciągali się bliżej.

Nadrabiali stracone tygodnie rozłąki.

Jurek z dumą przepuścił Łukasza przez drzwi. Obserwował jego reakcję na nowy wystrój salonu i na to, jak schludnie i czysto tam było. Właśnie to chciał osiągnąć – pokazać mu, że stanął na nogi i ratował każdy aspekt swojego życia. Nie tylko skończył z piciem, co było widać nawet po porządku, ale w końcu też odważył się wyjść naprzeciw ludziom dla niego ważnych. Łukasz oczywiście jeszcze tego nie wiedział, ale niedługo się o tym przekona, a Jurek będzie spełniony z wiedzą, że go nie ograniczał i potrafił zająć się własnym życiem.

– Pianino? – Łukasz, po tym jak się rozebrał, podszedł zaintrygowany do instrumentu i przesunął palcami po klawiszach. Na włożył w ten ruch żadnej siły, a chwilę później już był odwrócony i zerkał z ciekawością na Jurka. – Zagrasz coś dla mnie? – zapytał, uroczo przekrzywiając głowę na prawo.

Gos z lekkim uśmiechem i spokojem w sercu skinął głową. Zapalił małą lampkę i zgasił górne światło. Usiadł na ławeczce, na której leżała gruba, miękka poduszka i poklepał miejsce obok. Łukasz niepewnie usiadł tuż przy nim roztaczając wokół siebie przyjemny zapach perfum, który Jurek tak uwielbiał.

Było cicho i spokojnie, ich oddechy zrównały się ze sobą w idealnej harmonii. Łukasz delikatnie przechylił głowę i ułożył ją na ramieniu towarzysza, łaskocząc włosami wrażliwą skórę szyi Gosa. Pocałował go miękko w ramie, sprawiając, że tysiące drobnych dreszczy przeszyły przez całe jego ciało. Jurek zaczął grać, pozwalając by muzyka, która spływała mu spod palców niosła ze sobą uczucia, które skrywał wewnątrz. Spokój i radość. Nadzieja. Niepewność jutra…

Wszystko to było dobrze słychać w melodii, którą wygrywał, a Łukasz… Łukasz był świetnym słuchaczem. Cierpliwym, wyrozumiałym, serdecznym. Lekko śpiącym, wyciszonym i gotowym odpłynąć na ramieniu Jurka do krainy snów.

Gos zakończył swój koncert spokojnie, nie chcąc rozbudzać kochanka, ten jednak gdy tylko dźwięki ucichły otworzył przymknięte oczy.

– No, dalej…

– Już późno.

– Nie kończmy tej chwili – poprosił, unosząc głowę. Ruchy miał ociężałe, jednak pomimo senności palce przyłożył do pianina i samemu zaczął nieporadnie uderzać w klawisze. – To nie takie łatwe na jakie wyglądało. – Uśmiechnął się rozbrajająco nie rezygnując z pojedynczych stuknięć. Jurek po chwili dołączył do niego starając się sprawić, by ich wspólne „granie” brzmiało dobrze i uspokajająco. – Jak wiele skrywasz jeszcze tajemnic? – Łukasz zapytał, wspinając się jedną dłonią po ramieniu kochanka. Spojrzeli sobie w oczy.

Gosowi serce zabiło szybciej.

– Tylko kilka – szepnął i pochylił się, aby pocałować towarzysza.

– Chce je poznać.

– Masz do nich wielkie prawo – mruknął, zaprzestając grania. Wyprostował się. Przez chwilę bił się z myślami. Nerwowo zerknął prosto w oczy Łukasza, a ten widząc, że Jurek się spina, również się zdenerwował.

Tylko nie to. Nie chciał przez niewinny żart psuć chwili.

– Nie wiem czy się zastanawiałeś nad tym skąd poznałem twoją tajemnicę…

– Zastanawiałem się – odpowiedział stając się poważniejszym. Ta kwestia przez długi czas nie dawała mu spokoju.

– Nie chcę, żebyśmy zaczęli od tajemnic, więc…Wolę ci to powiedzieć nawet jeżeli będziesz wściekły.

Łukasz odsunął się na kilka centymetrów. Z jego twarzy właśnie zeszły wszystkie kolory, jak zawsze kiedy się denerwował.

– Jerzy… – Pokręcił głową. – Może lepiej mi tego teraz nie mów. Byłem wściekły przez ostatnie tygodnie, nie bardzo chcę…

– Poznałem starego przyjaciela twojego brata, Dębę – przerwał mu, chcąc mieć już to z głowy. Obserwował przy tym uważnie jak usta Łukasza otwierają się, po czym zaciskają gniewnie.

– Słucham? Czy ty postradałeś rozum?! I tylko mi nie mów, że brałeś udział w tych durnych wyścigach. – Zawiesił się. Spojrzał na Jerzego z pretensją, pomyślał, po czym jeszcze raz otworzył usta w szoku. – Oczywiście, że brałeś – szepnął, a później po prostu na niego patrzył.

– Nie bardzo miałem wpływ na to, że go poznałem. To się po prostu stało. Mój ojciec sprzedał wtedy firmę tobie, a ja potrzebowałem odskoczni i… wkręciłem się.

– Ach, wkręciłeś się. Tak samo jak wkręcił się mój brat, a ja wkręciłem w narkotyki – warknął wzburzony, po czym przyciągnął go za kark mocnym ruchem i zacisnął na nim dłoń.

Walczyli na spojrzenia.

– Powiedz mi, że z tym skończyłeś.

– Skończyłem – powiedział z taką siłą, że z Łukasza aż zeszło powietrze.

– Niech no ja go tylko spotkam… Łeb mu ukręcę – warknął, marszcząc brwi. Jurek położył między nie palec, co na szczęście zadziałało na Łukasza uspokajająco. Zamrugał zdezorientowany tym nieznanym gestem.

– Nie powinien zdradzać twoich sekretów – przyznał to bez cienia wątpliwości – jednak gdyby nie on mógłbym skończyć dużo gorzej, więc może jednak zlituj się nad nim jak już kiedyś go spotkasz, co? – poprosił wiedząc, że jakkolwiek konflikt między tą dwójką mógłby być wyrównany, Łukasz gdyby chciał poskładałby Dębskiego w moment. Być może niekoniecznie siłą, ale… Znalazłby sposób.

Łukasz parsknął.

– Z twoich słów wynika, że powinienem mu raczej podziękować niż się wściekać – westchnął, rozluźniając uścisk na karku Jerzego.

Chwilowe wzburzenie szybko z niego zeszło.

– Zakładając, że go w ogóle spotkasz…

– Cóż, ty masz ewidentny zakaz. – Jurek zaśmiał się cicho. Nie mógł się powstrzymać. Wcześniej nie miał okazji poznać zazdrosnej wersji Łukasza, teraz natomiast wiedział, że była rozkoszna. Nie chciał go jednak denerwować, dlatego ujął jego policzki w dłonie i zaczął głaskać je nieśpiesznie.

– Gdyby kiedyś próbował się ze mną po coś skontaktować na pewno dam ci go do słuchawki – szepnął.

– Lepiej więc, żeby nie próbował – uciął, dając się uwieść łagodnym ruchom na twarzy. Nie wiedział, co takiego Jerzy musiałby zrobić, by nie potrafił mu wybaczyć… I nie chciał wiedzieć.

Chciał spokoju, co było po nim widać, Jurek więc postanowił uspokoić go łagodną melodią. Tak cichą jak szum trawy w letni wieczór i rozkoszną niczym świergotanie ptaka z oddali. Grał, mimo że godzina była późna. Grał, nawet kiedy Łukasz przechylił się nieświadomie na jego ramię i drgnął, wybudzając się z półsnu.

– Na pewno nie chcesz iść do łóżka? – zapytał, kiedy noc przechodziła w poranek.

– Nie, jeszcze nie.

Jurek musnął wargami puchate włosy kochanka. Palce z powrotem ułożył na klawiszach i uderzał w nie tak lekko, że dźwięki pianina mieszały się z dźwiękami z ulicy.

Był rozkosznie śpiący i rozleniwiony. Było mu błogo. Słońce powoli wychylało się coraz wyżej, by oblać ich złotymi promieniami, a oni spojrzeli sobie zmęczeni w oczy, czując, że najgorsze mieli za sobą.

Noc minęła a Łukasz został o poranku.

 

K O N I E C

 

A więc tak moi drodzy, mamy to. Mam nadzieję, że zakończenie nie rozczarowało, a może nawet więcej – sprawiło, że poprawił wam się nastrój i w serduszkach również poczuliście spokój; Jurkowi bowiem chyba się należał taki happy end? Dużo z was  na niego liczyło, a ja nie mogłabym mu go odebrać. W końcu Jurek tak wiele wycierpiał w swoim życiu, tak wiele błędów popełnił  i długo się na nich nie uczył, ale w końcu zaczął. Zrozumiał że tylko pracą i zaangażowaniem jest w stanie sprawić, by lepiej mu się żyło i, koniec końców, na szczęśliwe zakończenie zapracował sobie sam (ja mu tylko trochę pomogłam). Oczywiście można powiedzieć, że to dopiero początek drogi, na którą wskoczył i nie będzie łatwo, ale już wie co i jak, więc jakkolwiek ciężko by nie było raczej sobie poradzi. No i ma przy sobie Łukasza, a to już wiele.

Wiem, że pewnie chcielibyście aby to nie był koniec, ale pamiętajcie, że każda historia musi się gdzieś skończyć i właściwie nigdy nie ma na to dobrego momentu, więc mam nadzieję, że dacie mi trochę odetchnąć;)  Chociaż muszę przyznać, że mimo że ciężko mi się pisało końcówkę to nie mam dość bohaterów tego opowiadania. Nie ukrywam, że zakochałam się w Jureczku i zżyłam z nim chyba najbardziej ze wszystkich swoich dotychczasowych postaci. Wiem też, że i dla większości z was był autentyczny i kibicowaliście mu w złych chwilach, co jest dla mnie przeogromnym sukcesem. W pisaniu zależy mi bowiem – chyba powtórzę po raz kolejny coś co już  mówiłam – na wywoływaniu emocji i na postaciach. Na ich powolnych zmianach, sukcesach i porażkach, z którymi można byłoby się utożsamić.

Dziwnie mi się to pisze, mając świadomość, że to już koniec. Aż mnie ścisnęło w środku na myśl, że na razie to będzie tyle – skończyłam co miałam skończyć i znikam na jakiś czas aby naładować baterie, wpaść na jakieś pomysły i ruszyć z czymś dalej.

Nie zdziwicie się więc, że ta moja mowa końcowa będzie długa – podświadomie czuję, że długo nie będę miała do tego okazji, wiec chcę się wygadać i podzielić się z wami moimi odczuciami i dalszymi planami.

Mam też niemałą prośbę. Byłoby mi przeogromnie miło, gdybyście po prawie dwóch latach mojego rozpisywania się i przelewania swojej pasji na (cóż chciałoby się napisać papier, ale z tym tak średnio)  strony w Wordzie, również się rozpisali – napisali mi co myślicie o całym opowiadaniu. Kogo lubicie najbardziej? Za co? Może są tacy bohaterowie, którzy doprowadzali was do szewskiej pasji albo wzbudzali w was dużą niechęć? Macie jakaś ulubioną scenę? Coś wam się nie podobało patrząc teraz z perspektywy czasu na całość?

Z chęcią bym posłuchała o wszystkim, o czym mielibyście ochotę wspomnieć, ale jeżeli napiszecie, że „fajne opowiadanie” to też nie będę zła. Jak napiszecie, że niefajne to właściwie też, ale będzie mi przykro XD  

Wiec tak. Miałam wam tyle do napisania i nagle wypadło mi to z głowy; jakieś zamroczenie umysłu. Normalnie jak u Jurka kiedy zobaczył Łukasza, ale…

Chyba po prostu jestem szczęśliwa, że udało mi się skończy kolejny duży projekt. Teraz mam w planach zrobić sobie przerwę od pisania na jakiś czas i zająć się poprawieniem zarówno jednego jak i drugiego opowiadania. Zdaję sobie sprawę, że robię błędy – dużo błędów. Niektóre jestem w stanie wyeliminować, z niektórymi będzie pewnie gorzej (moje przecinki wołają o pomstę do nieba, a ja dalej uparcie wstawiam je tam, gdzie nie powinnam), ale muszę w końcu nad tym usiąść. Już i tak jak pomyślę ile osób czytało niepoprawione rozdziały to mi głupio. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej pisać i popełniać jakieś błędy, zwłaszcza jeżeli dla autora ważne jest to co robi, niż dążyć do absolutnej perfekcji i… koniec końców nigdy nie podzielić się stworzonymi historiami.

Oprócz tego, że chcę się zająć dopracowywaniem tekstów to, przyznam szczerze, jestem trochę w kropce. Nie wiem, co dalej. Chyba żyje jeszcze historią Jurka i nie mam postanowione jaka będzie następna. Stąd też kolejna sprawa.  Jeżeli chcecie to śmiało piszcie co byście chcieli przeczytać albo o jakim bohaterze. Jestem otwarta na propozycje, chociaż to też nie tak, że napisze coś całkiem… Z dupy xd Niemniej, jestem pewna, że nie jest to moment na kolejne długie i wymagające opowiadanie, a raczej na odskocznie i zrelaksowanie się przy czymś krótszym. Chodzi mi po głowie jakaś fantastyka, ba, właściwie to pokusiłabym się nawet o opowiadanie w postapokaliptycznym świecie pełnym zombie (moja miłość do gier to we mnie zaszczepiła) ale napisanie czegoś takiego, co faktycznie byłoby dobre mogłoby być trochę trudne, więc chyba odłożę to w czasie ^^’

Serio, mam mnóstwo pomysłów, ale jeszcze żaden się nie wyklarował. Wiem, że obiecałam drugą część „Drugiej szansy” i myślę, że ona powstanie (w końcu trzeba się dowiedzieć, co dalej z Marcinem, nie?), ale jeszcze nie teraz.  Pojawiła się sugestia, że fajnie byłoby poczytać  historię Kuby, wiecie, tego Kuby, którego spotkał Jurek nad Wisłą, ale jego problemy również są trudne, więc na razie mam to zapisane w głowie jak pomysł „na potem”.

Nie wiem, tworzą mi się w myślach jakieś takie dziwne pomysły XD Może fajną sprawą byłoby w ramach takiego luźnego, krótkiego tekstu stworzenie wspólnej historii? Wiecie, tak jak jest challenge „Obserwatorzy z Instagrama decydują o moim dniu” tylko że tyczyłoby się to tekstu; w sensie wyborze świata, bohatera i jego przeżyć.  XD

Mówię o tym, bo podskórnie czuję, że zarówno poprawa jak i zabranie się za kolejny duży projekt zajmie mi kilka miesięcy, a nie wiem czy… kilka miesięcy bez pisania nie wpłyną na mnie negatywnie.

Nie ukrywam też, że od pewnego czasu chodzi mi po głowie spróbowanie wydania ebooka. Tak ostatnio sobie myślałam, że zaczęłam pisać mając dwanaście/trzynaście lat, wiec… Będzie mijać dziesięć odkąd to robię, a to już długo.  Aż mnie mierzi, kiedy widzę jak ktoś, kto nigdy niczego nie napisał, pisze poradniki jak wydawać książki,  a sama mimo że mam już dużo praktyki cały czas się hamuję, bo „wciąż jest niewystarczająco dobre”.  A jednak kilku z was wspomniało już, że gdybym coś wydała z chęcią by to kupili, więc może jest już odpowiedni czas, aby spełnić marzenie większości autorów, w tym moje własne  i wydać coś w końcu nawet dla garstki osób? <3

Więc nie wiem, jakoś mnie wzięło na dzielenie się  z wami moimi rozterkami, mam nadzieję, że jeszcze jakoś to znosicie (chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby nie) i dacie mi feedback.

Niemniej, kończę już ten zbyt długi wywód. Na sam koniec tylko jeszcze wspomnę o tym, o czym zapomniałam wcześniej, a już nie chce mi się myśleć, gdzie to wciskać:

Nie musicie się martwić, nie będę zabierać rozdziałów, żeby je poprawić, cały czas będą dostępne, a ja będę je jedynie podmieniać.

Nie wiem na ile jestem w stanie prawidłowo stwierdzić, ile mi zajmie zabranie się za coś poważniejszego; wstępnie mówię kilka miesięcy, ale może być to równie dobrze rok, albo kilka tygodni, jeżeli bardzo zatęsknię za pisaniem i za wami wszystkimi.

No i to chyba tyle. A ja tak przedłużam, bo mi szkoda, że na razie to będzie wszystko. :C Więc… dzięki wam wszystkim za wasze komentarze (i przepraszam, że nie odpisałam na te pod ostatnim postem - po powrocie z wyjazdu od razu zajęłam się pisaniem rozdziału) i aktywność ale przede wszystkim za zaangażowanie w historię.

Dobra, teraz to już tyle. Wystarczyło mi napisać ten długi wywód a już tęsknie za Jurkiem, więc dzisiaj daję sobie luz i idę grać w simsy; Gos jako sim prezentuje się całkiem fajnie, więc może zapełni on pustkę w serduszku :c

Jestem najgorsza jeżeli chodzi o zamykanie się. Ale to już definitywny koniec.

Trzymajcie się i… Do następnego?

18 komentarzy:

  1. Hej. Podsumowując rozdział świetny . Nawet sobie nie zdajesz sprawy jaka jestem szczęśliwa że Jerzy doczekał się szczęśliwego zakończenia . W końcu się już wystarczająco na cierpiał . Jeżeli chodzi o Marcina to jestem ciekawa jak on Sobie ułożył to życie po Łukaszu ? Może to by było krótkie i przyjemne romansidło na teraz? Szczeze jak napisałaś że może cię nie być kilka tyg albo nawet i rok to jakoś sobie tego nie wyobrażam lubię tu do ciebie zaglądać i czytać to co napisałaś ,a teraz cóż ja z sobą poczne ? Mam nadzieję że bardzo szybko zatęsknisz za pisanie i wrócisz z przytupem i świetnymi pomysłami. Jeżeli zaś chodzi o e-booka to myślę że to świetny pomysł i sama chętnie też twój zakupie do mojej kolekcji i dołączę twoje dzieło do mojej kolekcji ;).pozdrawiam i życzę dużo weny i szybkiego powrotu . W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, bardzo się ciesze, że końcówka nie rozczarowała! Jakoś tak nie mogłam dać Jurkowi złego zakończenia, nie planowałam go nawet, bo Gos tyle w życiu przeszedł i wycierpiał, że należało mu się, aby w końcu (po tym jak sam o to zadbał) zaczęło mu się układać.
      Niestety, historia o Marcinie raczej krótka nie będzie i albo zawrze się w jakimś innym opowiadaniu,jak np. dalszych losach Marcela albo może nawet dostanie swoje własne :)
      Z tym rokiem to poszalałam - wydaję mi się, że kilka miesięcy (3-6) są bardziej trafne, ale tego nigdy nie jestem w stanie zagwarantować, więc to takie zabezpieczenie.
      Dziękuję, już kilka osób stwierdziło, że kupiłoby e-booka i to takie budujące, że mam ochotę skakać z radości! :D
      Więc dziękuje z całego serca, no i do jak najszybszego zobaczenia!

      Usuń
  2. Szkoda, że to już koniec. Bardzo polubiłam bohaterów opowiadania i na pewno będę za nim tęsknić. Cieszę się, że opowiadanie zakończyło się happy endem. Podziwiam cię za to, że chcesz poprawić rozdziały, jednak miałam nadzieję, że szybko powstanie nowe opowiadanie. Podoba mi się Twój styl pisania, wnikanie do wnętrza bohaterów oraz realia świata, które opisujesz. Dlatego pomysł z elementami fantastycznymi nie zachwycił mnie, chociaż zdaję sobie sprawę, że każdy autor chcę się rozwijać i podejmować nowe wyzwania i tematy. Będę trzymać kciuki za każdą decyzję którą podejmiesz. Co do przyszłych tematów, chciałbym poznać historię Janka, tych wszystkich jego manipulacji i kłamstw, chciałbym aby znalazł osobę, która odpłacił za krzywdy wyrządzone Jerzemu, ale też będzie godnym przeciwnikiem dla Janka. Pozdrawiam, Justyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama mogę przyznać, że ledwo skończyłam pisać to opowiadanie, a już tęsknie za bohaterami; strasznie się z nimi zżyłam, więc wiem,co możesz czuć.
      Poprawianie to żmudna robota, ale chciałabym potraktować moje teksty na poważnie i dopieścić je tak mocno, jak tylko potrafię. A wiem, że jak zacznę pisać kolejny, to znowu się skupię na nim i odłożę poprawki na bok.
      Co do fantastyki, to jeden z moich ulubionych gatunków, ale faktycznie nie wiem, jakby mi wyszło pisanie jej. Na razie wciąż się zastanawiam, co tu dalej zrobić, więc jeszcze nic nie wiadomo :)
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wspaniale, uwielbiam szczęśliwe zakończenia. Ja np jestem ciekawa losow Janka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że podobało! :)
      Na Janka jeszcze przyjdzie pora.

      Usuń
  4. Ale się rozczuliłam tą końcówką 😍 I tak właśnie powinny się kończyć wszystkie historie - szczęściem i wielkimi perspektywami :) Bardzo mi się podobało 💚 Bardzo prawdziwie to wszystko wyglądało - czasem to tak właśnie jest, że bliscy mogą gadać i gadać, a jak powie coś, ktoś obcy to nagle dociera do człowieka. Jurekppo swojemu uporał się z problemami i powoli wrocił do świata. Jakoś tak mocno mnie ucieszyło, że odnowił kontakty z ojcem ☺️ Dobrze, że Jurek ma swój wentyl bezpieczeństwa w postaci muzyki. On w ogóle jest taką artystyczną duszą. I w sumie dlatego przymknęłam oko na tą jego nagłą niemoc i rozpacz. Artyści są zawsze bardziej wrażliwi niż reszta, a do tego Jurek naprawdę sporo przeszedł. Jednak w jakiś sposób gryzło mi się jego zachowanie z wcześniejszą pewnością siebie i cynizmem. To moje jedyne zastrzeżenie. Reszta mnie oczarowała całkowicie 😍 I sam pomysł i różne sytuacje przez które prowadziłaś Jerzego i to, że to było coś dużo większego niż romans :) Bardzo mi się podobało - jeśli to kiedyś wydasz, na pewno kupię :) Łukasz nie potrafił się gniewać na Jurka, co też moim zdaniem bardzo dobrze im wróży na przyszłość - no po prostu jestem usatysfakcjonowana tymzzakończeniem ❤️ Ja oczywiście bardzo bym chciała poznać historię Janka, ale rozumiem, że to raczej nie jest coś lekkiego, na co masz teraz ochotę ;) Na pewno będę zaglądać i wyczekiwać Twoich tekstów :) Bardzo dziękuję za tą przygodę z Jurkiem i trzymam kciuki za Ciebie 😁 😘 Pozdrawiam serdecznie 💙💙💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, jakoś tak nic nie mogę poradzić na to, że lubię dobre zakończenia :') A serce mi się łamię kiedy kibicuję bohaterom i na sam koniec ich życia się sypią albo, co gorsza, ci umierają. Niemniej, może kiedyś przyjdzie czas, kiedy zdarzy mi się zakończyć historię gorzkim posmakiem.
      Ano, Jurek bardzo dużo przeszedł, zagubił się właściwie pod każdym względem, ale myślę, że jak już wyjdzie na prostą, to znajdzie złoty środek i jego zachowanie się unormuje. Wróci pewność siebie, a także jego cięty język, chociaż już pewnie nie w takim stopniu, co wcześniej :D
      Bardzo się cieszę, ze końcówka nie zawiodła, tak samo jak całe opowiadanie. I bardzo Ci dziękuję! Jestem wdzięczna za wszystkie Twoje komentarze, które pojawiały się pod rozdziałami. <3
      Również pozdrawiam i do jak najszybszego zobaczenia :3

      Usuń
  5. Hej :D Nie czytałam tego opowiadania, ale kiedyś miałam jedno podejście, tylko z braku czasu musiałam odłożyć to na później. Stale jednak śledziłam Twojego bloga i czekałam też, aż skończysz historię, żeby przeczytać ją za jednym zamachem. Teraz niedługo pewnie to zrobię.
    W każdym razie, chciałam Ci pogratulować sukcesu zakończenia takiego dużego projektu! Szacunek za wytrwałość. Przeczytałam końcową notkę i trzymam kciuki za kolejne plany i chciałam też dać znać, że chętnie przeczytałabym coś o zombiakach i postapo. Tak że, informuję, że masz od razu jedną chętną osobę! :P
    Gratuluję jeszcze raz i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Bardzo miło mi Cię tu widzieć! Mam nadzieję, że jak już się zdecydujesz przeczytać, to opowiadanie nie zawiedzie. ;)
      No i dziękuję bardzo, starałam się pisać jak najszybciej, chociaż wiadomo, jak to czasami wychodzi... :D
      Cóż, mam nadzieję, że nie zaspoilerowałaś sobie za bardzo opowiadania tą notką albo że przynajmniej spoilery Ci nie przeszkadzają... A z tym postapo, to w takim razie jest nas dwie!
      Dzięki, że się odezwałaś. Fajnie wiedzieć, że śledzisz i zamierzasz przeczytać "Zostań o poranku".
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Gdy zabrakło mi miejsca w domu na książki zaczęłam sięgać po ebooki. Z radością znajduję wiele perełek w sieci. O dziwo duzo z nich to nie jest twórczość pisarzy z tzw górnej półki tylko anonimowych twórców. Twojego bloga odkryłam kilka miesiecy temu. Czekałam aż opublikujesz wszystkie rozdziały aby przeczytać całość i nie żałuję. Masz dar pisania. Kreowane postaci są tak różne a każda na swoj sposób intrygująca. Emocje: napięcie, uśmiech, zdenerwowanie, ulga jest to wszystko co pozwala czuć bohaterów. Uważam że śmiało możesz publikowac np na bucketbooku, napewno kupię. Naprawde masz talent. Cuekawe dialogi przeplatasz świetnymi opisami. Sam fak iż przez ostatnie trzy doby nocami spałam po trzy godziny świadczy o tym jak wciągnęłam sie w stworzony przez Ciebie świat. Z postaci najwiekszy niedosyt zostawił po sobie Janek. Moze dlatego że w kazdym człowieku szukam pozytywów mimo wszystko go lubię. Wierze że nie dałam się tylko oszukać jak Jerzy i mimo wszystko jest w nim coś autentycznego i dobrego. Pozostają mi tylko domysły. Pisz więcej bo masz to coś i jestes bardziej wiarygodna jako autor niż niejeden z modnych dzisiaj pisarzy. Trzymam kciuki i czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za taki komentarz, od razu jak tylko go przeczytałam, mój dzień zrobił się lepszy!
      Bardzo się cieszę, że opowiadanie wciągnęło Cię na tyle, że nawet zarywałaś noce. A przede wszystkim, że polubiłaś bohaterów i sposób w jaki ich tworzę.
      Jest mi niezmiernie miło, słysząc zapewnienia, że znalazłyby się osoby chętne kupić moje teksty. To sprawia, że nie poddaje się jeżeli chodzi o poprawki, chociaż powoli mi to idzie.
      Niemniej, gdy tylko zacznę pisać nową historię to szybko dam Wam znać.
      Dziękuję bardzo za piękny, budujący komentarz i pozdrawiam.

      Usuń
  7. Twoja książka zostanie ze mną na bardzo długo, jeśli nie na resztę życia. Bohaterowie byli świetni, akcja porwająca, a smaczki wręcz rozpieszczały moje smaczkowe zmysły. Czytałam wiele dobrych blogów, wiele z nich mnie porwało, ale żaden nie wywołał we mnie tylu odczuć “bratniej duszy” z autorem, co ZOP. Nawet DS to nie TO. Uwielbiam w bxb dumnych, inteligentnych, przebiegłych mężczyzn. Uwielbiam ich spory, nieakceptowanie siebie i docieranie się. I dlatego przepadłam doszczętnie w Twojej opowieści, bo dałaś mi Jurka, Łukasza czy Dębę.

    Najbardziej zapadającą w pamięć postacią jest dla mnie jednak, o dziwo, Janek. Bałam się przez kilka rozdziałów, że ZOP to JxJ. Janek był specyficzną postacią, taką, którą szanuję za złożoność, drugie dno, ale niekoniecznie budzi moją sympatię. Był świetny – żeby nie było - po prostu nie pasował do tego mojego ideału “homo-gladiatora”. Wyłapałam za to wiele z jego kłamstw, nawet to imię dziewczyny coś mi nie pasowało, ale nie cofnęłam się, aby sprawdzić i teraz żałuję. Miałabym niezłe WTF. Przyznaję oficjalnie Oskara za ten zabieg. Domyśliłam się za to, że ten kurs baristy był wymyślony, w studia też zwątpiłam w pewnym momencie, bo nie było wiadomo, co w ogóle studiuje. Nerwowe zachowanie przy Dębie też dawało do myślenia, ostrzeżenia, no i ta panika, jak wydało się, gdzie mieszka… Czułam, że to niezłe ziółko i pod koniec spodziewałam się wszystkiego: nawet CBŚ na chacie Jerzego. Nie zdziwiłabym się, gdyby Janek kogoś kropnął kiedyś. No I ta kultowa scena, jak zaczął tłuc faceta w barze. Ciary!

    Jeśli chodzi o Jurka, to był przez 90% opowiadania po prostu zajebisty. Zimny, wyrachowany, emocjonalnie połamany, ale i silny w tej swojej nienawiści. Uwielbiałam dialogi z Łukaszem. Na każdą ich scenę czekałam z zapartym tchem :D Ich przekomarzania były przefantastyczne, a powoli pojawiająca się zazdrość bardzo satysfakcjonująca. Fajną sceną było, jak pili razem, a piętro niżej Marcin zabawiał towarzystwo. Dwaj introwertyczni, zmęczeni życiem faceci po prostu pili sobie wódkę. A potem Łukasza zgarnął Adam. W tamtej chwili shipowałam ich mocno i pomyślałam sobie, że coś jest na rzeczy: że Adam coś wie, że dostał takiego napadu paniki. Co wie? Ano musiał wiedzieć, że Łukasz ma wątpliwości co do Marcina! Zaraz sobie też pomyślałam, że to niemożliwe, nie zrobisz JxŁ, przecież Marcin jest taki idealny, czy to Marcelek tak uważał, czy wszyscy dookoła… I wtedy BUM, pocałowali się w tym dole. No, to było niespodziewane.

    1/2

    OdpowiedzUsuń
  8. 2/2

    Jureczkowa historia to kolejny taki moment, że mi się zrobiło zimno. Dotąd pamiętam gdzie i w jakiej pozycji siedziałam, jak wyszło na jaw, że to mamusia prała mu głowę :D Czuła to. Dałaś mi podpowiedź w tych obiadkach, mamusia była spokojna, ale na gejów dostała straszne agro. Uwierzyłam jednak, że to po prostu moherowy beret i jednak byłam zaskoczona, jak wyszło wszystko na jaw.

    Zauważyłam też inną rzecz, Jerzy (chyba) nigdy nie zaprzecza, że jest gejem. Janek mu to sugeruje, Dęba też, a on nie wypowiedział na głos zdania: “nie jestem gejem”. I to też było dla mnie dziwne, też myślałam sobie: “hola, nienawidzisz pedałów, a właśnie jest ci to sugerowane, zaprzecz”. No ale potem, jak już czułam, że Jurek coś do Łukasza, to wjechał mi Wietnam, że Jerzy traktował Janka jak prawdziwego przyjaciela i nie zaprzeczając, poniekąd był z nim fair, czuł się szczery w tej relacji.

    Reakcja Jurka na zdradę Janka wydaje mi się jednak nieco przesadzona. Rozumiem, że mu się tam światopogląd rozwalił, że wszyscy mogą kłamać skoro taki Janek kłamie itp, ale jednak przyzwyczaiłam się do silnego Jureczka, którego najsłabszym punktem jest bycie gejem. Te rozdziały załamania, ucieczki przed Łukaszem były dla mnie ciężkie. Nie lubię czytać o nałogach, męczy mnie to psychicznie i najprawdopodobniej dlatego, że zaplanowałam małe załamanie nerwowe swojemu bohaterowi, nigdy nie skończę WJD. Choć przyznaję, że był tam taki jeden akapit, który był świetny. Nie wiem, czy skojarzysz, ale było, że Jurek wstawał, sprzątał, witał Łukasza, szedł spać, nie spał, wstawał, udawał, pił, witał Łukasza, nie spał… To było mocne.

    Kiedy Jerzy wjechał na tor, zbierałam szczękę z ziemi. Mówiłam sobie: "nie, nie zrobi szybkich i wściekłych, nie zrobi"… a potem dałaś mi kilka dobrych akapitów, jak nie stron, o ślizgających się oponach, ścierających się samochodach I adrenalinie, która mogłaby zasilić niejeden silnik, zamiast benzyny. Uśmiechałam się, aż mnie uszy bolały I czytałam z zapartym tchem. Marzyłam o opowiadaniu M/M rodem z filmu akcji i dałaś mi to.

    Zaskoczyłaś mnie w wielu miejscach, ale mam też niedosyt. Jestem ciekawa, jaka historia stoi za dziwnym zachowaniem Janka, czuję, że zrobiłaś sobie podścielisko pod kolejne opowiadanie, gdzie właśnie Janek byłby głównym bohaterem. Osobiście wolałabym poczytać dalej losy Dęby, facet zaintrygował mnie, a i jako sims zdobył moje serduszko (przystojniaczek :P), ale zdaję sobie jednak sprawę, że jestem trochę boomerem i wolę po prostu starszych bohaterów. Jeśli mogę coś rzucić od siebie, to tak a propos naszej ostatniej rozmowy, chcę Cię zobaczyć dalej w jakimś wojskowym postapo, kryminale albo mrocznej fantastyce. Czuję, że czułabyś się w tym dobrze. Ale Janka też poczytam (o ile będzie łamać żebra xD).



    Piona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż nie wiem, co powiedzieć! Jestem oczarowana, że masz właśnie takie spojrzenie na ten tekst; spojrzenie bardzo podobne do mojego. Idealnie odczytałaś wszystko to, co chciałam przekazać. Niekoniecznie słowami, niekoniecznie wprost, ale takimi drobiazgami właśnie.
      Jestem przeszczęśliwa, że w końcu ktoś nie polubił Janka! I to może brzmieć dziwnie, ale tak właśnie jest. Na początku strasznie go nie lubiłam. Potem się to zmieniało, kłamczuch powoli przekonywał do siebie nawet i mnie, ale zawsze z tyłu głowy miałam, że jest oszustem. Oszustem idealnym, jak wywnioskowałam po zaskoczeniu i całkowitym oburzeniu w reakcji na jego „odsłonięcie”. A przecież, w mojej głowie, tyle rzeczy wskazywało na to, że kręci. Wieczne wymówki, nerwowość, kiedy Jurek odnalazł się w towarzystwie Dęby, jak wspomniałaś ta akcja nad morzem… Która myślałam, że da wielu osobom do myślenia. Jednak Janek tak perfekcyjnie wykreował swoją rolę, że nawet spranie wielkiego faceta do tego stopnia, że potrzebna była wizyta w szpitalu, nie wzbudziła aż takich podejrzeń. Dlatego bardzo się cieszę, że nie dałaś się nabrać. Uwierz, jesteś jedną z nielicznych.
      Ta akcja z dziewczyną… Hah, ale się stresowałam, że ktoś zauważy i mi to wypomni. „Hej, zrobiłaś błąd! To nie była Martyna!” A ja nie wiedziałabym kompletnie, co odpowiedzieć.
      Coż. Nikt tego nie zauważył, przynajmniej nie w czasie, kiedy opublikowałam ten rozdział, więc trochę odetchnęłam z ulgą, a trochę byłam zawiedziona XD
      Poza tym była jeszcze jedna scena, która dla mnie była bardzo podejrzana, a u innych w ogóle nie wzbudziła refleksji. Wtedy na imprezie u Sandry, kiedy Jerzy miał porozmawiać z Dębą, a Janek wtedy chciał go zatrzymać… Obietnicą przespania się z nim. W końcu myślał, że Jurek jest gejem (to akurat słusznie xD) ale wtedy tylko Jurka wystraszył. Sam Janek musiał być wtedy mocno obsrany. Jakby nie było, Dęba mógł zdradzić Jerzemu zbyt dużo. Stąd też jego nerwowość w towarzystwie Dębskiego.
      „…to niemożliwe, nie zrobisz JxŁ” Ja nie zrobię? XD Czekałam na to całe opowiadanie! Też uwielbiałam ich sprzeczki, słowne zaczepki, lustrowanie się wzrokiem… Tylko czekałam na odpowiedni moment :D
      Tak! Jurek nigdy nie zaprzeczył, że jest gejem i mega się cieszę, że to zauważyłaś. A jego przyjaźń z Jankiem, poniekąd, wyniknęła z tego, że Jurek nigdy nie zaprzeczył; pozwolił Czyżewskiemu myśleć, że jest gejem i obserwował, jak chłopak, pomimo tego, całkowicie go akceptuje. Oczywiście wszystko to było bardziej w jego podświadomości, bo przecież on nawet nie myślał w takich rejonach, ale jednak.
      Stąd też to jego załamanie, kiedy Janek okazał się oszustem. Nie dość, że nagle wszystko mu się zwaliło na głowię, musiał zmierzyć się z tym, co przerażało go najbardziej, to niedługo później okazało się, że Janek zwyczajnie go wykorzystał.
      W mojej głowie Jurek po prostu nie był w stanie tego unieść. Chociaż bardzo się cieszę i doceniam, że wspominasz również o tym, co Ci się nie podobało. Czasami ciężko jest samej obiektywnie coś ocenić, dlatego tym bardziej biorę do serca uwagi innych.
      Osobiście bardzo lubię załamania bohaterów, ale muszę przyznać, że z Jurkiem faktycznie było ciężko. Ale już na samym początku wiedziałam, że to się po prostu wydarzy. Czekałam na ten moment, kiedy odkryję Janka, ale kiedy nadszedł, wcale nie było łatwo.
      Hah, jesteś drugą osobą, która wspomina o „Szybkich i wściekłych” a ja nawet tego nie oglądałam xD A nawet jeśli, to musiałam być bardzo mała, bo nic nie pamiętam. Chyba czas nadrobić zaległości! I zdecydowanie było to kilka stron opisów, nie akapitów. Swoją drogą jak na osobę, która nigdy nie siedziała w takim temacie, a samochodem jeździ jak typowa baba, to bardzo przyjemnie mi się to tworzyło. :D

      Usuń
    2. Ach, ten niedosyt! Co czegoś nie napiszę, to za mną chodzi. Nie dziwię się – faktycznie zostawiam trochę wątków urwanych, a trochę niedopowiedzianych. To takie moje furtki, które mogę sobie otworzyć i stworzyć coś nowego.
      Historia Janka jak najbardziej się do tego zalicza. Mimo że uważam, że gdyby nie powstała dla niego oddzielna opowieść, to to opowiadanie nie straciłoby wiele. Janek pozostałby oszustem, którym był w mojej głowie i zniknął tak jak powinien zniknąć oszust, który swoje relacje budował na kłamstwie. W tym dość niebezpiecznym kłamstwie, bo mógł zagrozić życiu, czy zdrowiu Jurka.
      Niemniej, tak, szykuję dla niego jakiś dłuższy tekst. Swoją drogą, kto powiedział, że nie miałoby być tam Dęby? Toć ich światy są ze sobą połączone, a Janek i z nim nie załatwił wszystkich spraw :D
      Bardzo Ci dziękuję. Zarówno za komentarze odnoście DS, jak i te tutaj. Bardzo dobrze wiedzieć, że nasze zdania są w miarę podobne. Tym bardziej jestem ciekawa Twojej twórczości, chociaż teraz mi trochę szkoda, że nie masz w planach dokończenia tekstu. Widzę też podobieństwo w upodobaniach, co do bohaterów. Mimo że nie jestem jeszcze jakaś stara, właściwie to mieszczę się chyba jeszcze w młodości, to nawet już w gimnazjum tworzyłam bohaterów starszych, trochę zgorzkniałych, czasami mocno introwertycznych, wiec to chyba nie reguła, że woli się bohaterów w swoim wieku. O dziwo DS była właśnie moją odskocznią. Chciałam zobaczyć czy potrafię pisać nastolatkami (a byłam wtedy mniej więcej w wieku Marcela), uwzględnić ich problemy, wygórowane dramaty, śmieszki i żarciki. Tak wiec cały czas gdzieś tam próbuję nowych rzeczy, sprawdzając, jak mi to wychodzi. Fantasy, postapo i kryminał też kuszą! :D
      Przesyłam dużo uścisków za te piękne słowa <3
      (Ugh, nawet nie spodziewałam się, że się nie zmieszczę w jednym komentarzu. Wybacz, jak się rozgadam to nie ma końca ^^')




      Usuń
    3. Jestem straszną gadułą i mogłabym dyskutować o jakimś tekście godzinami, doszukując się niuansów i smaczków, więc izi, nawet odetchnęłam, że też się rozpisałaś xD Jak to fajnie brzmi "Jestem przeszczęśliwa, że w końcu ktoś nie polubił Janka!" haha :D Zgorzkniali, introwertyczni górą! Moje chłopaki jeszcze zakrawają o miano geniuszy w walce mieczem - to już w ogóle pakiet bomba (dlatego podjarałam się, jak Jerzy przywalił temu w czapeczce, agro agro! Krew! xD). Oczywiście, że zauważyłam dziwnego, dobierającego się Janka, który po tej akcji nie dobierał się już więcej! Po prostu już miejsca mi brakowało w drugim komentarzu... :'D
      JxŁ było o tyle niewiarygodne, że Marcin z DS był super miłym, bystrym, przystojnym gościem. Może gdybym nie czytała DS, inaczej bym na to patrzyła, a tak, to się nawet spodziewałam złego zakończenia - że Łukasz wróci do Marcina i będzie nieszczęśliwy, a Jurek pojedzie szukać swojego Aleksandra, znajdzie go z facetem i odjedzie w siną dal paląc peta na smutno (jakbym miała to kończyć, to to by była 2 rozważalna opcja xD ale jednak cieszę się, że skończyło się dobrze, zawsze to milej na serduszku). Tak sobie teraz myślę... Marcin i Dęba zostali...
      ( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Z tą depresją, to nie tak, że mi się nie podobało, że zrobiłaś coś źle czy coś takiego, nie, nie, po prostu strasznie nie lubię takich załamań u bohaterów. Moje serduszko bije do wzniosłych przemówień, walk na śmierć i życie, oblężonych twierdz, przebiegłych intryg, wyścigów samochodowych, słownych bitew dwóch inteligentnych bohaterów. Alkoholizm, narkotyki i depresja są poza moim serduszkiem, męczy mnie to, jest mi smutno... chyba za bardzo utożsamiam się z bohaterami xD Moja empatia bywa uciążliwa w trudnych książkach i często ich nie kończę z tego powodu. No i dzięki za wyjaśnienie, teraz już rozumiem, czemu Jerzy tak zareagował na zdradę Janka. Nie utożsamiałam po prostu Janka z poczuciem akceptacji siebie jako geja.
      A wiesz, że ja też chyba nie oglądałam szybkich i wściekłych? Ale to nie trzeba oglądać, raz reklamę się obejrzy i wystarczy xD Furtki są fajne, takie posiadanie własnego uniwersum to mega dobra rzecz i dla autora, i dla czytelników. Doceniłam to niedawno, bo właśnie piszę uzupełnienie tych moich nieszczęsnych asasynów i po prostu wszystko się skleja, aż łezka się w oku kręci (dokończę WJD, słowo honoru, zostało mi 10 rozdziałów, ale pewnie mi zejdzie - jakoś tak szczęśliwa ostatnio jestem i jeszcze ciężej mi o załamaniu nerwowym pisać, ale może akurat złapie mnie jesienna chandra xD).
      O proszę, a jednak Janek doczeka się swojej historii! Czułam to! Trochę się boję, ale i cieszę, że też go nie lubisz. Mimo wszystko nie pogniewałabym się, gdyby byli dwaj główni bohaterowie, a "kamera" chodziła raz za jednym, a raz za drugim (np. za Dębą, jak wyrywa Marcina - już ich shipuję xD).
      Od gimnazjum piszesz? Woo, widać, że pisanie jest z Tobą dłuższy czas, masz fantastyczny styl. Mega zazdro, ja sobie skrobię dopiero od 2 lat i wychodzi mi jak wychodzi (ludzie byli w szoku, jak się pochwaliłam obronionym mgr, dawali mi 17 lat...) no ale! xDD Poprawię, dokończę i może już takiego wstydu nie będzie na dzielni. Pewnie będziesz wtedy już kończyć jankowe przygody, więc nie omieszkam się przypomnieć! :P
      Piona! Raz jeszcze graty za mega dobrą robotę! Jestem zachwycona! :3

      Usuń
    4. Wybacz, że dopiero teraz, ale miałam intensywny okres, jak zawsze kiedy nadchodzi październik. Z ogarnięciem stancji i studiów zawsze się schodzi, a teraz jeszcze ta sytuacja z koroną i wszystko się komplikuje.
      Co do zakończenia to również rozważałam inną opcję. Bardziej taką, że Jurek z tego załamania by po prostu nie wyszedł, stoczył się całkiem. Długo się nad tym zastanawiałam i uważam, że być może tekst by na tym nawet zyskał. Tylko że sama wiem, jak to jest, kiedy powieści, z którymi się zżyłam kończą się źle – nie chcę do nich wtedy wracać. Mam kilka takich, które pokochałam całym sercem, a potem mi to serce złamano, więc… Po prostu nie chciałam robić tego sobie i być może innym osobom, które też tak czują.
      Jestem słaba w bad endy. XD
      Ale czuje, że kiedyś nadejdzie taki moment, kiedy i mi przyjdzie taki napisać. Tylko niekoniecznie był to moment z Jurkiem. Swoją drogą, myślę, że Jurek nie poszedłby szukać mimo wszystko Aleksandra. Facet jest już jakoś przy sześćdziesiątce, a Jurek pewnie bałby się, że za jakiś czas, prędzej czy później, zostałby znowu sam.
      Dęba i Marcin, hmm? Jest to… ciekawa myśl. Chociaż w takim razie Dęba musiałby mieć kompleks Łukasza, skoro wcześniej był blisko z jego bratem, a później miałby być z byłym partnerem XD Ale kto wie, może on tak lubi! ^^’
      Pomysł z dwoma „kamerami” jest bardzo ciekawy, można pokazać dużo więcej, chociaż osobiście wolę, kiedy mam jednego głównego bohatera :D
      Oby jesienna chandra nie przychodziła jak najdłużej! Chociaż przy takiej pogodzie jak w zeszłym tygodniu jest to raczej nieuniknione. :/
      Powodzenia z tekstami i jeszcze raz dziękuję! <3

      Usuń