Przez cały wieczór czuł się gównianie. W głowie miał Kacpra – te jego głupio wykrzywione usta, srogie spojrzenie i nie mniej srogie słowa. Czy chłopak naprawdę zamierzał być na niego zły i to przez coś takiego? Przecież nie mógł wymagać od niego, by zaczął go całować! Nie pamiętał już ich przeszłości?! Nawet ze względu na nią, a może szczególnie przez nią, nie powinien tego robić!
Ale zrobił.
A potem był obrażony! No co za człowiek!
Był obrażony nie tylko we wtorek. W środę również się nie odzywał, w czwartek telefon Marcela wciąż milczał, a on z niepokojem spoglądał w kalendarz… Do końca miesiąca nie zostało zbyt wiele czasu.
Plusem w tej całej sytuacji było chociaż to, że i Kuba już go nie męczył. Na początku wydawało mu się to trochę dziwne, ale po dłuższym zastanowieniu, doszedł do wniosku, że w hipotezie Kacpra musiało tkwić ziarno prawdy. Dlatego Kuba więcej nie napisał – jego tajemnica została zdradzona. Reputacja go dopadła. Został odkryty. Przynajmniej tak wydawało się Rogackiemu.
Marcel przez tych kilka dni nie miał co ze sobą zrobić. Krzątał się z kąta w kąt, dokuczał Zuzi, rozmawiał z mamą, nawet wziął się za naukę, bo w szkole zasypywali ich niebotyczną ilością kartkówek i sprawdzianów, a przecież był to dopiero pierwszy miesiąc…!
Brakowało mu również Bartka, do którego odważył się napisać we wtorek, po nieprzyjemnie zakończonym spotkaniu z Wawrzyńskim. Sójka jakoś się trzymał. Chodził do szkoły, a ojciec wynajdywał mu niestworzone zajęcia do roboty, co chyba było dobre, bo Bartek chociaż nie myślał o Mandy. W końcu nawet spytał się, czy zobaczą się w piątek, na co Rogacki poczuł ogromną ulgę.
Pewnie, że się zobaczą. Już on tego dopilnuje!
Cieszył się, że Bartek w końcu się otworzył i z nim normalnie porozmawiał, z drugiej strony w ogóle się nie cieszył, bo Kacper, jak na złość, wydawał się zamknąć na amen. Przez myśl przeszło nawet Marcelowi, że być może wcale się już nie odezwie? To byłoby nie w porządku.
Piątkowe popołudnie w końcu nadeszło, co Marcel przyjął z ulgą. Po szkole zjadł coś szybko, przebrał się w lżejsze ciuchy i poszedł pod dom Bartka, chociaż wcale się tam nie umawiali. Zrobił to na wszelki wypadek, gdyby chłopakowi się coś uwaliło i znowu nie chciałby go widzieć. Na szczęście chciał. Gdy tylko Marcel doszedł pod jego dom, zobaczył Sójkę na podwórku. Chłopak kosił trawę z wetkniętymi w uszy słuchawkami. Nawet go nie zauważył, kiedy Marcel podkradł się do niego i położył mu dłoń na ramieniu. Podskoczył gwałtownie.
– Jezu! – krzyknął, odwracając się przez ramię. Spojrzał na przyjaciela krzywo, z niesmakiem. Rogacki wyszczerzył się do niego szeroko, po czym podał mu dłoń.
– No, prawie zgadłeś – zażartował słabo z ulgą lustrując znajomą twarz. – Dobrze cię widzieć. – Westchnął cicho, a Bartek uśmiechnął się złośliwie.
– Tylko się nie popłacz. – Najwyraźniej jako tako się trzymał. Skoro sobie z niego żartował, nie mogło być z nim tak źle.
– No nie wiem – odparł, udając, że ściera łzy spod oczu. Bartek uśmiechnął się szeroko.
– Poczekasz chwilę, co? Muszę to skończyć, a nie zostało mi dużo.
– Pewnie. – Na dobrą sprawę mógłby czekać i godzinę, a nawet więcej, byleby tylko znowu odzyskać przyjaciela.
Bartkowi na szczęście nie zeszło się tak długo, już po dwudziestu minutach odstawił kosiarkę do garażu i podszedł do Marcela, który rozgościł się przy stole ogrodowym.
– To co? Idziemy gdzieś, nie? – zapytał, przeczesując dłonią spocone od pracy włosy.
– Wisła?
– Może być i Wisła – zadecydował, więc Marcel ruszył dupę z siedzenia i pomaszerowali przez miasto, aż dotarli na obrzeża. Przeszli przez most na drugą stronę rzeki.
Szli przy sobie przez opustoszałą dróżkę. Bartek wciskał ręce w kieszenie jasnych dżinsów, a jego letnia bluza powiewała na wietrze. Marcel prezentował się nie gorzej ze swoimi rozwichrzonymi włosami i nikłym uśmiechem. Co raz, patrząc pod nogi, kopał jakiś biedny kamyk. Sójka za to wlepiał spojrzenie w płynącą spokojnie rzekę. Przez większość czasu milczeli, aż wreszcie dotarli do swojego ulubionego miejsca – małej, piaszczystej plaży osłoniętej drzewami od strony mostu. Tutaj nikt ich nie widział. To było tylko ich miejsce.
– Wiesz co? – zaczął spokojnie Bartek, przysiadając na wielkim konarze.
– Hm?
– Widziałem się z nią – szepnął. Marcel spojrzał na niego uważniej i usiadł obok, stykając się z nim ramieniem.
– I co? – spytał cicho.
– Prosiłem ją, żeby do mnie wróciła – mruknął, odchylając głowę do tyłu. Zapatrzył się w błękitne niebo. – Wybaczyłbym jej wszystko, naprawdę. Więc ją prosiłem i prosiłem, a ona stała przede mną ze spuszczonym wzrokiem i przystawała z nogi na nogę. Widziałem, że tego nie chce. Widziałem, jak bardzo jej wstyd, a mimo tego nie mogłem przestać. Jak idiota ją błagałem, a ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem, odwracali głowy. Wiesz, co mi powiedziała? „Bartek przestań, ludzie patrzą”. Ludzie patrzą! Wtedy się opamiętałem. – Zacisnął dłonie w pięści. – Poszedłem, plując sobie w brodę, że jak największy debil prosiłem ją, by do mnie wróciła. Ale wiesz, co jest najgorsze? Że każdego dnia kusi mnie, by zrobić to samo – warknął, wstając gwałtownie. Zaczął przechadzać się w tą i z powrotem, a Marcel sunął za nim wzrokiem. Zasępił się. – Nie wiem, co mnie powstrzymuje. Chyba tylko widok jej spuszczonej głowy… – mówił wkurzony, a ręce mu się trzęsły.
– Powiedziała ci chociaż dlaczego?
– Ta – sapnął, podchodząc do brzegu rzeki. – Powiedziała, że trwało to już tak długo, że praktycznie od przedszkola to się ciągnie, chociaż dopiero od gimnazjum byliśmy parą. Miała zresztą rację. Odkąd pamiętam ona była i nigdy sobie nie wyobrażałem, by kiedyś to się skończyło… A ona najwyraźniej nie wyobrażała sobie, żeby trwało dłużej. – Pochylił się. Chwycił jakiś większy kamień, po czym cisnął go do wody. – Zastanawiam się, jak długo to trwało? Naprawdę byłem aż taki naiwny? Wiedziałeś o czymś? – zapytał ostrzej, obracając się przez ramię. Marcel zamrugał zaskoczony.
– Oczywiście, że nie! – powiedział bez wahania, zresztą była to najszczersza prawda! Bartek przytaknął.
– Chyba już zaczyna mi odbijać – jęknął, a jego smutne spojrzenie zatopiło się w wodzie. – O ile już nie odbiło.
Marcel w końcu postanowił zwlec się z konara. Stanął przy Bartku, również schylając się po jakiś kamień.
– To chyba tak jak mi – mruknął smętnie, rzucając kamieniem do rzeki. Sójka spojrzał na niego pytająco.
– Znowu wpakowałeś się w jakieś gówno? – Marcel skinął głową.
– Jeżeli Wawrzyńskiego można nazwać gównem, to tak – bąknął. Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał, jedynie rzucali kamieniami do wody, a odbijające się od Wisły słońce raziło ich po oczach.
– Więc? O co chodzi z tym Wawrzyńskim? Tak szczerze, to wtedy w jego mieszkaniu nie wydawał się jakby miał wobec ciebie jakieś krwiożercze zamiary.
– Bo nie ma. I to jest chyba gorsze – przyznał niemrawo, spoglądając na profil przyjaciela. – On… Ja już serio nie wiem, co mam myśleć! – sapnął ze złością, krusząc kamyk ulepiony z gliny w dłoniach.
– Chyba nie do końca czaję, co próbujesz mi przekazać – odparł Bartek, chociaż jego zaskoczone spojrzenie prześlizgujące się po twarzy Marcela, wskazywało na to, że domyślał się, co takiego chciał mu powiedzieć.
– Chodzi o to, że… On naprawdę jest inny niż wtedy. Wciąż absolutnie nieznośny i to tak nieznośny, że nie mogę przestać o nim myśleć! Rozumiesz, że przestał się do mnie odzywać?! On? Po całym tym czasie?
– Nie rozumiem. Powiedz mi, co się działo przez ten czas. To, że gram zawsze magiem, nie sprawia, że jestem jasnowidzem. Nie wiem wszystkiego – sarknął, w dalszym ciągu dość zaskoczony. Jego zdumienie nie przemijało, zwłaszcza kiedy Marcel opowiedział mu o imprezie, o tym jak później Kacper wpakował mu się do łóżka, jak siedział z nim podczas choroby, no i to, w jaki sposób się obraził.
– A co z Kubą?
– Niewypał. – Nie chciał mówić nic więcej. Zamiast tego popatrzył na przyjaciela, zastanawiając się, czy ten przypadkiem go nie wyśmieje.
Nie wyśmiał.
– I myślisz, że to dobry pomysł? Ta cała akcja z Kacprem?
– Uważam, że to absolutnie beznadziejny pomysł! Ale aż mnie nosi, że on tak po prostu mnie olał. Dwa tygodnie temu przyjąłbym to jako dar od losu, a teraz? Nie wiem, co on ze mną zrobił – jęknął, wciskając stopy w mokry piasek. Najchętniej to by się zatopił w nim cały, by już nie musieć oglądać tego parszywego świata!
– Czyli on… Podoba ci się?! – wyrzucił w końcu z siebie Sójka, chwytając Rogackiego za ramiona. Potrząsnął nim.
– Boże, Bartek! Wiem, że to pojebane, ok? Nie trzęś mną!
– Nie wierzę – szepnął, wpatrując się w Marcela z szokiem wymalowanym na twarzy. – Usiądźmy, co? – zaproponował łagodniej, ciągnąc Rogackiego za rękaw. – Nie mogę w to uwierzyć! Ale z wyglądu też? Przecież zawsze mówiłeś, że jest paskudny…
– Nie jest paskudny!
– No nie jest paskudny – przyznał mu rację. – Ale myślałem, że jest totalnie nie w twoim typie.
– A myślisz, że ja tak nie myślałem?!
– To co ci się w nim podoba? – zapytał Bartek. Chyba trochę poprawił mu się humor.
– No… – zaczął niespiesznie, wizualizując sobie obraz Kacpra. – Ma ładne… oczy. Takie niebieskie. I długie rzęsy. Teraz, jak mu odrosły włosy, to też wyglądają ładnie – mówił w skupieniu, a Bartek uśmiechał się pod nosem coraz szerzej.
– Boże, czy ty siebie słyszysz?
– O co ci chodzi?!
– To najbardziej gejowska rzecz, jaką w życiu słyszałem – parsknął, popychając Marcela psotnie w ramię.
– Tak? Super! W takim razie w ogóle nie będę się odzywać – sarknął obrażony.
Przez kolejne kilka minut żaden z nich się nie odzywał. Siedzieli tylko przy sobie, oddychając miarowo. Wiatr rozwiewał im włosy, a piasek szeleścił pod stopami. Chwytali ostatnie podrygi lata, delektując się słońcem na twarzach.
– Dlaczego po prostu się do niego nie odezwiesz? – bąknął w końcu Bartek.
– To nie takie łatwe.
– Nie. To jest łatwe – zaprzeczył, wzruszając ramionami. – Co się boisz? W najgorszym wypadku skończycie jako para na kilka długich lat, a w końcu i tak wszystko się rozpieprzy. Chociaż raz zrób to, co czujesz. Bo, bez obrazy, rzadko ci się to zdarza.
Marcel przytaknął głową. Bartek miał rację.
Odezwie się do Kacpra!
Nazajutrz pracował do szesnastej i z wytęsknieniem zerkał za okno. Było słonecznie, ale coraz zimniej, co od dobrej godziny jego pracodawca błogosławił z uradowaną miną.
– Już mam dość tych upałów.
– Ja uwielbiam lato – odparł nieśmiało, spoglądając na własne dłonie; jego karnacja była ciemniejsza niż u przeciętnego Polaka, co bardzo w sobie lubił.
– Ale ileż można! – Mężczyzna narzekał dalej, a Marcel jedynie przytakiwał mu z roztargnieniem. Chciał już wrócić do domu, a potem odezwać się do Kacpra. Został im w końcu ostatni weekend września… Nie chciał go zmarnować.
Było wpół do siedemnastej, kiedy wpadł do swojego pokoju. Odkąd skończył pracę, pisał co chwilę wiadomość, którą zaraz kasował. Nie wiedział, jak niby miałby zakończyć to milczenie. To nie było przecież wcale takie proste! A potem przypomniał sobie słowa Bartka. Dla niego by było, prawda?
Wyciągnął telefon.
„Hej. Może miałbyś ochotę ze mną wyjść? Na rowery? Lato zaraz się skończy, więc pomyślałem, że byłoby miło.”
Nie myślał za dużo. Wysłał wiadomość.
Bał się, że może Kacper jej nie zobaczy albo nie zechce na nią odpisać, ale już po chwili dostał odpowiedź.
„Możemy wyjść.”
Marcel się skrzywił. Ciężko było mu stwierdzić, czy Kacper dalej był obrażony, gdyż zazwyczaj pisał tak… Tak właśnie. Rzeczowo i na temat.
„To ja podjadę do ciebie. Za pół godziny, pasuje?”
„Tak.”
Cóż. Chyba jednak był obrażony.
Mimo to Marcel nie chciał tracić entuzjazmu. Wszedł do kuchni, gdzie w oka mgnieniu przeszukał szafki – znalazł kilka różnych owoców, więc skroił z tego szybko sałatkę. Wziął ze sobą butelkę wody, do plecaka wpakował mały kocyk i już musiał wychodzić.
Stresował się niemiłosiernie, kiedy był już pod klatką. Naciskał nogami na pedały, a dłońmi hamował rower. Serce biło mu w przyśpieszonym tempie, a oddech uciekał mu z piersi, za co szybko się skarcił. Nie powinien się tak denerwować.
Przeszło mu na chwilę, gdy już zobaczył Kacpra. Chłopak szedł ze swoim rowerem, ale miny nie miał najszczęśliwszej. Był trochę zasępiony, trochę zamyślony, a kiedy na niego spojrzał w oczach miał coś na kształt zrezygnowania.
Marcel zmieszał się bardziej niż mógłby przypuszczać.
– Hej – rzucił, siląc się na swobodny uśmiech.
– Hej – odpowiedział Kacper, przystając przy nim. Wsiadł na rower, po czym odchylił się i spojrzał na niego wyczekująco.
– Więc… Więc pomyślałem… Że może pojedziemy tam, gdzie wtedy…? – wykrztusił, kurcząc się w sobie. Nie poznawał tego spojrzenia.
– Mhm, tam będzie w porządku. – Przytaknął, odrywając nogi od ziemi. Marcel pojechał za nim, czując nieprzyjemne sensacje w żołądku. Czy naprawdę Kacper będzie się na niego cały czas gniewać?
Jak się okazało, owszem, Kacper się gniewał. Nie odzywał się do niego ani słowem, a minę miał zamyśloną. Unikał spojrzenia Marcela, który – jak nigdy – starał się złapać wzrokiem niebieskie oczy. Jechali już dłuższą chwilę, właśnie wyjeżdżali z lasku. Tym razem żaden z nich się tak nie spieszył, więc nie byli aż tak zmęczeni. Kacper nie proponował żadnych przerw, nawet kiedy dojechali już pod pamiętnego kasztanowca. Marcel zwolnił.
– Hej… – rzucił speszony. – Myślałem, że może… Może się zatrzymamy? – zapytał, patrząc, jak Kacper odwraca głowę w jego stronę.
– Możemy.
Marcel odetchnął z ulgą. Chciał przecież na spokojnie z nim porozmawiać.
Zeszli z rowerów, rzucili je na łąkę. Wokół nie było już chabrów i maków, jedynie jakieś małe, białe kwiatuszki wystawały znad traw, zdobiąc puste przestrzenie.
Marcel odetchnął głośno, po czym poszedł pod ich drzewo. Kacper na szczęście poszedł za nim.
– Wziąłem koc… – napomknął, ściągając z siebie plecak. Nie patrząc na chłopaka, rozłożył go pod drzewem. – Usiądziemy?
– Czemu nie – zgodził się Kacper i usiadł. Oparł się o pień drzewa, po czym spojrzał w dal. Marcel sapnął w duchu. Wawrzyński naprawdę był uparty jak cholera!
– Widziałem się wczoraj z Batkiem – zaczął, samemu gramoląc się na koc. Głowa Kacpra nawet nie drgnęła.
– I co z nim? – padło, chociaż było to raczej pytanie z grzeczności.
– Nadal nie najlepiej. – Westchnął, opierając się plecami o drzewo. Ramieniem zetknął się z Kacprem, na co chłopak sapnął jakby poirytowany. – Chciał wrócić do Mandy, ale ona chyba nie bardzo…
– Mhm.
Rogacki zasępił się. Gniewnie spojrzał na pogrążoną w zamyśleniu twarz i przypomniał sobie, że właśnie takich momentów nienawidził – pełnych milczenia i niewypowiedzianego żalu. Bo chyba właśnie to czuł Kacper. Żal o ten jeden, pieprzony pocałunek!
– Tak w ogóle to zrobiłem nam sałatkę owocową, chcesz? – Próbował dalej.
– Możesz dać – padło jedynie, co doprowadziło Marcela do białej gorączki. On tu się starał, niemalże na rzęsach stawał, żeby temu dogodzić i taka była reakcja! Zwłaszcza że to przecież nie Marcel chciał coś udowodnić tym miesiącem Kacprowi, tylko na odwrót! To on powinien się starać! On powinien go zagadywać, śmiać się z nim lub z niego – bez znaczenia – a nie trwać w tym milczeniu!
Marcel wyciągnął z plecaka sałatkę i dwa widelczyki. Jeden z nich podał bez słowa chłopakowi. Poczuł się okropnie zawiedziony.
Nie wiedział, ile trwali w tej ciszy – dziesięć minut, dwadzieścia? Pół godziny? Przez cały ten czas Kacper nawet na niego nie spojrzał, więcej! Wyciągnął telefon i wgapiał się w niego, podczas gdy Marcel łypał na niego srogo raz za razem.
Czuł się gorzej niż przez cały ten miesiąc i jeszcze nawet poprzedni. Jakby… coś stracił. Może to miękkie, pełne uczucia spojrzenie? A może uśmiech, lekkie skrzywienie warg, niegdyś znienawidzone, a teraz tak bardzo wyczekiwanie?
Czy naprawdę Kacper mógłby przestać się nim interesować z dnia na dzień? I tak by się to miało skończyć…? Marcel nie tak to sobie wyobrażał.
Z coraz większą desperacją zerkał nerwowo na Kacpra, a potem na zachodzące, czerwone słońce. Miał wrażenie, że czas się dla nich zatrzymał, a oni trwają w tej nieprzyjemnej chwili.
…Dlaczego? Dlaczego Kacper dalej tutaj z nim siedział, skoro wyraźnie nie miał na to ochoty? Czekał na coś?
Po tej myśli Marcela olśniło. Tak go to uderzyło, że aż odsunął się odrobinę i spojrzał ze wzburzeniem na chłopaka, tak jakby ten przynajmniej coś do niego powiedział… Cóż, nie powiedział, ale nawet nie musiał mówić!
Marcel się domyślił, a przynajmniej tak mu się wydawało. Z rezerwą spojrzał na przymknięte, pełne usta, ich łuk i wcięcie. Dreszcze przeszły przez jego ciało, serce zabiło mu mocniej. Tego w końcu Kacper chciał, prawda?
Mając taką nadzieję, pochylił się nad nim i chwycił go za dłonie, w których trzymał telefon. Odciągnął je w dół. Głębokie spojrzenie od razu wycelowało w jego oczy, usta uchyliły się jak gdyby Kacper chciał coś powiedzieć, ale Marcel nie chciał go teraz słuchać.
Pokonał dzielący ich dystans i przytknął wargi do warg Kacpra. Musnął je tak delikatnie, że obawiał się, że chłopak nawet tego nie poczuje. Czuł się przy tym tak lekko i na miejscu, a w brzuchu poczuł coś na kształt tych przeklętych motylków, o których tyle się nasłuchał. Zacieśnił uścisk dłoni na nadgarstkach Kacpra, po czym odważył się pocałować go mocniej. A potem…
Potem Kacper odwzajemnił pocałunek.
Całował go z równą delikatnością, tak cudownie, że Marcel miał ochotę zatopić się w tych subtelnych ruchach i już nigdy nie przestawać. Kacper nie narzucał się, nie przyspieszał – to Marcel był tym, który decydował o wszystkim. To Marcel naparł na niego mocniej, puszczając w końcu przytrzymywane nadgarstki i położył dłonie na jego policzkach. Pozwolił sobie przesuwać palcami po gładkiej skórze, badając nimi każdą krzywiznę i każdą kość, czasami zejść niżej na szyję, gdzie skóra była cieńsza. Westchnął cicho, kiedy Kacper wsunął rękę w jego włosy, a drugą ułożył swobodnie na jego boku. Na chwilę oderwał się od pełnych warg i spojrzał zarumieniony prosto w niebieskie oczy. Na szczęście odnalazł w nich to, czego szukał.
Kacper błądził wzrokiem po całej jego twarzy, leniwie gładząc rozluźnione ciało. Wydawał się szczęśliwszy niż kiedykolwiek.
Marcel uśmiechnął lekko się, po czym zagryzł wargi.
– Teraz jesteś już zadowolony? – szepnął prosto w usta chłopaka, pozwalając sobie pocałować go jeszcze raz.
– Bardzo – odparł, również się uśmiechając. Wychylił się trochę i przytrzymał Marcela mocniej. Spojrzał mu przeciągle w oczy. – Już myślałem, że nigdy tego nie zrobisz – szepnął, a potem w końcu pocałował go po swojemu. Mocniej i z uczuciem, tak że ciało Marcela zaczęło drżeć z ekscytacji. Nie był taki nieśmiały, jak jeszcze chwilę temu, z wprawą całował lekko nabrzmiałe wargi, maltretował je bez litości, a językiem utorował sobie drogę do wnętrza, na co Marcel jęknął, czując, że całe jego ciało niemalże płonie. Opuścił ręce, zjeżdżając nimi niżej na klatkę piersiową Kacpra. Oparł dłonie na mocnych, wyrobionych mięśniach, zastanawiając się jakby to było, gdyby chłopak nie miał na sobie koszulki. Zjechał nimi trochę niżej, co zostało skomentowane przychylnym pomrukiem i nieśmiało badał brzuch, samemu czując, że Kacper niespiesznie zaczyna przewracać go na koc, do którego przywarł całymi plecami.
– Tak jest w porządku? – zapytał, na co kąciki ust Marcela drgnęły. Że też Wawrzyński martwił się takimi pierdołami! Teraz chyba wszystko byłoby dla niego w porządku.
– Mhm, jak najbardziej.
Pokonał dzielący ich dystans i ucałował soczyście jego usta. Czuł się jak jeszcze nigdy w życiu, leżąc tutaj na kocu pośrodku niczego, mając nad sobą takiego chłopaka! Miękkim spojrzeniem obserwował każde najmniejsze drżenie jego ust i błyski w oczach.
Był we właściwym miejscu. Z właściwą osobą. Teraz był pewien.
Wyszczerzył się głupio.
– Nie obrażaj się na mnie więcej. To mnie dezorientuje. – Kacper wywrócił oczami. Znowu się nad nim pochylił i znowu zatopili się w pocałunku. Ciało Marcel wiło się pod chłopakiem, nie będąc w stanie leżeć w spokoju, a i sam Kacper jakby drżał lekko. A to wszystko jego dzieło! Jego! Kacper Wawrzyński trząsł się od jego pocałunków!
Poczuł się niczym zwycięzca.
– Teraz nie mam powodów do obrażania – wyrzucił z siebie, kiedy ich usta na powrót się rozłączyły. Przejechał dłonią po policzku Marcela, a on przymknął oczy.
– Fajnie wiedzieć, że tylko o to ci chodziło – sarknął.
– Dobrze wiesz, że nie tylko o to – odparł, patrząc na niego jak na sztabkę złota. Chociaż Marcel nieśmiało przyznał w duchu, że chyba na złoto nawet by tak nie patrzył…
– Wiem? – zamyślił się.
– Jakbyś nie był taki uparty wiedziałbyś bardziej. – Łypnął na niego, chociaż nie był zły. Przeciwnie, wydawał się najszczęśliwszy na świecie.
– Nie jestem uparty – zaprotestował słabo, patrząc, jak Kacper ponownie się nad nim pochyla. Chyba chciał go po prostu uciszyć… Skutecznie. – To ty jesteś uparty – wymruczał między pocałunkami.
– I zobacz dokąd nas to zaprowadziło – odparł z zadowoleniem.
– Ku mojemu absolutnemu przerażeniu, chyba do miejsca, o którym planowałeś od początku.
– Szczerze mówiąc planowałem nieco inną scenerię, ale ta jest chyba nawet lepsza.
– Dobrze, że chociaż miejsce wybrałem swoje – zakpił, po czym gwałtownie się podniósł, chwytając Kacpra za ramiona. Przycisnął go do koca i nagle to on znalazł się nad nim.
– I co teraz…? – wymruczał z zadowoleniem Wawrzyński, patrząc na niego z dołu. Marcel obrzucił wzrokiem całą jego sylwetkę, czując, że rumieni się coraz bardziej.
– Hmm – udawał, że się zastanawia, pochylając się nad ustami Kacpra. – No nie wiem… – szepnął w jego wargi, niezmiernie zadowolony ze swojej małej gierki.
– Ja wiem – szepnął Kacper, niwelując dystans między nimi. Pocałował go, a potem chwycił jego dłonie. Spletli ze sobą palce. – Zostaniesz moim chłopakiem? – rzucił w usta Marcela, na co chłopak od razu odsunął od niego głowę. Spojrzał na niego jakby przynajmniej wyrosły mu na twarzy jakieś macki i skrzywił się wyraźnie.
– Marzysz, Wawrzyński! – rzucił, starając się wyrwać dłonie z uścisku.
– Myślę, że jest to całkiem realne marzenie – odparł stanowczo. Marcel jęknął.
– Nie ma mowy! – sapnął, starając się jakoś wyswobodzić palce. Nie miał na to szans.
– Marcel… – mruknął zachęcająco, uśmiechając się półgębkiem. Podniósł się wciąż trzymając ich ręce z tyłu i najdelikatniej na świecie, musnął jego wargi.
– Nie – brnął dalej, na co Wawrzyński pocałował go ponownie.
– Na pewno?
– Na pewno – syknął.
Kolejny pocałunek, tym razem mocniejszy.
– Zastanowiłeś się dobrze…? – szepnął, muskając wargami jego nos. Marcel zadrżał.
– T-tak – odparł drżąco, czym zasłużył sobie na jeszcze jeden leniwy pocałunek. Kacper badał językiem jego usta, starając się zachęcić Marcela do tego samego. Marcel oczywiście nie chciał poddać się tak oczywistej prowokacji, ale to wcale nie było takie łatwe. Oddał pieszczotę, wzdychając ciężko. Miał wrażenie, że jego ciało zaraz się rozpłynie albo, co bardziej adekwatne, spłonie z wrażenia.
– I nawet po zastanowieniu wciąż się upierasz, że nie? – wymruczał Kacper, tym razem całując go w policzek.
– Tak! I nawet nie próbuj! Myślisz, że co? Zacałujesz mnie na śmierć?!
– Myślę, że mógłbym to zrobić… – odparł, z szerokim uśmieszkiem na twarzy. Cholerny drań! I jego przeklęte usta!
– To szantaż – jęknął, spoglądając prosto w niebieskie oczy.
– To nie jest żaden szantaż – zaprotestował Wawrzyński, a Marcel posłał mu spojrzenie pełne zwątpienia. Na pewno nie, pf!
– To wszystko miało trwać miesiąc! Więc, jeżeli się zgodzę, zostanę twoim chłopakiem tylko na jutro – sapnął, odwracając głowę. Czuł, że z kolejnym pocałunkiem naprawdę zrobiłoby mu się dużo bardziej ciasno w spodniach… Nie mówiąc nic o tym, że już teraz walczył ze sobą zawzięcie.
– Mmm, tak właściwie to składam reklamację – szepnął, siadając w końcu na kocu. Dobrze, to że leżał jeszcze bardziej rozbrajało Marcela.
– Nie ma żadnych reklamacji!
– Muszę się nie zgodzić. Chciałbym zauważyć, że przez ostatnie dwa tygodnie strasznie oszukiwałeś.
– Ja oszukiwałem!?
– Zresztą, należy ci się to szczególnie za te wszystkie dni, kiedy tak uparcie mnie ignorowałeś – mruknął, bawiąc się doskonale. Pocałował go w szczękę. – To że byłeś chory, a potem nieznośny chyba nawet mógłbym ci wybaczyć, ale…
– Kacper – jęknął, naprawdę chcąc się w końcu odsunąć. Jak nie to zaraz będzie miał spory problem. Problem, który Kacper pewnie bardzo chętnie by rozwiązał…
– Hmm? – mruknął, wyswobadzając jedną dłoń. Natychmiast położył ją na policzku Marcela. – Coś nie tak? – szepnął słodko, gładząc jego skórę bez skrupułów. Marcel zadrżał.
– Możesz przestać? – sapnął, zerkając ze zgrozą, jak usta Kacpra dociskają się w zagłębienie pod jego szczęką, a potem składają kilka mokrych pocałunków na jego szyi. Jęknął przeciągle, wyrywając do przodu biodra. Taki… przeklęty odruch, psia mać!
– To zostaniesz moim chłopakiem?
– Kacper…
– Tak?
– Nie cierpię cię, wiesz? – jęknął cichutko, kiedy zęby chłopaka zahaczyły o jego skórę. Potem Kacper odsunął się od niego na jakieś pięć centymetrów i spojrzał mu prosto w oczy.
– A ja cię kocham, wiesz? – powiedział to niby lekko, ale uparcie nie odwracał wzroku od coraz szerzej otwartych zielonych oczu. Serce Marcela zatrzymało się w piersi na te słowa, ciało skostniało. Nie wiedział, co powiedzieć, jedynie rozchylił w szoku usta i rozbieganym spojrzeniem lustrował spokojną, pełną powagi twarz. – Broniłem się przed tym uczuciem rękami i nogami bardzo długo. Na początku go nie rozumiałem… – mówił, a Marcel czuł, że jego policzki płoną. Serce zaczęło mu bić szybciej w piersi, oddech również przyspieszył. – A kiedy je zrozumiałem, było już za późno… – mówił dalej, zsuwając dłoń z jego policzka. Marcel uciekł spojrzeniem w bok. – Nie zmuszę cię, żebyś był moim chłopakiem, tak samo jak, mam nadzieję, nie zmusiłem cię przez ten miesiąc do niczego innego, ale proszę. Po prostu daj temu szansę. Spróbuj – mówił, a jego głos drżał coraz bardziej. Marcel ponownie spojrzał w te pełne powagi oczy. Odetchnął głośno.
Chyba… Chyba mógłby spróbować go pokochać.Nie chciałam też doprowadzić do sytuacji, która mi się przytrafiła w przypadku mojego pierwszego opowiadania - ci, którzy kojarzą mnie z poprzedniego bloga może pamiętają - w którym to strasznie się wypaliłam i same ostatnie dwa rozdziały pisałam... Dwa lata, a całe opowiadanie pięć :')
Napiszę tylko tyle...Najlepsze jak dotychczas opowiadanie jakie czytałem. Nie piszę tego aby się przypodobać albo coś. Już od kilku miesięcy zaglądam tu czytając kolejne rozdziały. Dodam jeszcze, że Kacper to moja ulubiona postać Marcel zresztą też tyle, że mega uparty :-) PS. Liczę na więcej !
OdpowiedzUsuńO wow! Bardzo mi miło słyszeć takie słowa :D
UsuńI zgadzam się - Marcel jest mega uparty, ale w końcu, tak czy inaczej, wyszło na Kacpra. ;)
Pozdrawiam cieplutko!
Ech... Chyba muszę przeprosić Marcela za nazwanie go 'dupą' :P
OdpowiedzUsuńAle nadal uważam, że to był makiaweliczny plan Kacpra! I wziął Marcela na wyrzuty sumienia :D Czyli tak trochę zgadłam :D
PS: SERIO?! Może jeszcze w stronę zachodzącego słońca powinni iść?! ;D Za tą romantyczną atmosferę powinnam czerwoną kartkę Ci dać!
PS2: Przyznam, że mimo iż jestem antyfanką kończenia opowiadania W TAKIM momencie, to świetnie pasuje. Mimo niedosytu, całość świetnie się dopełnia i mogłoby tak być. Tylko mogłoby, bo już obiecałaś kontynuację! Pamiętaj! Obiecałaś, obiecałaś... OBIECAŁAŚ!
PS3: Nowy skrawek zostawiam na weekend :)
Zdecydowanie, pod poprzednim rozdziałem dostałaś punkty karne za nie wierzenie w Marcela! ;)
UsuńI właściwie masz rację z tym planem.
1. Może w następnym opowiadaniu będzie i zachód xDDD
2. Antyfanką kończenia w takim... To właściwie jaki jest dobry? W ogóle taki istnieje? XD Mimo to podejrzewam, że w jakimkolwiek by się nie skończyło, zawsze zostałby jakiś niedosyt ;)
3. Umiliłaś mi tym sobotę... :>
Bardzo pofobało mi się zakończenie... pod warunkiem, ze będzie II tom. I fajnie by było jakbyś wymyśliła kilka fanfików do czasu aż powstanie II tom. Opowiadanie całość super. Ma swój klimat, jest delikatne aż miło było czytać
OdpowiedzUsuńW takim razie bardzo się cieszę, że Ci się podobało :) No i mam jakieś bonusy w planach, ale jeszcze nie wiem, co z tych planów wyjdzie.
UsuńPozdrawiam!
Witam,
OdpowiedzUsuńkochana ja tak tylko informacyjnie, cóż nie mam kiedy przeczytać i stoję w tym temacie niestety... mam nadzieję, ze niebawem to się zmieni..., ale też maleńka prośba, bo wiem, że już wstawiłaś pierwszy rozdział no jeszcze bez tytułu, ale prośba dotyczy tego, aby był taki bardziej widoczny, bo mogę zapomnieć, że link do niego jest właśnie pod tym rozdziałem.... i mam nadzieję, że niedługo już ruszę normalnie z czytaniem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Droga Basiu,
Usuńrozdział nowego opowiadania wstawiłam w linku, gdyż jest ono jeszcze nie za bardzo ogarnięte i nie wiem, czy coś się w nim nie zmieni, więc nie chciałam, żeby jakieś nowe osóbki natknęły się na nie w pierwszej kolejności ;)
Rozdział ten pojawi się normalnie na blogu, jeżeli zdecyduję się na jego publikację, a do tego czasu i tak nie mam niczego do wstawiania.
Pozdrawiam!
Droga Autorko! Zarwałam przez Twoje opowiadanie ostatnią noc i wyłączyłam się z życia na kilka poprzednich wieczorów! Ale to żaden zarzut bo jestem cholernie zadowolona, że mogłam przeczytać tak ładne opowiadanie :) Bardzo mi się podobało jak stopniowo oswajałaś Marcela ze wszystkim. Najpierw musiał się przestać bać, potem powoli zaczął czuć sympatię, ośmielał się coraz bardziej i wreszcie bum 😁 Jedyne co nie bardzo mi pasowało w całym tym obrazku, to ta pierwsza akcja z Kacprem. Później opisywałaś tą jego zmianę i naprawdę wydawała się być prawdziwa ale ta pierwsza scena jakoś to psuła. Teraz doczytałam, że to wcale nie miał być Kacper, więc wychodzi na to że pierwsze założenie bardziej by pasowało - oczywiście to tylko takie moje marudzenie, bo nie popsuło mi to odbioru tej historii :) Kacper był taki niesamowicie cierpliwy i wyrozumiały 😍 Normalnie się rozpływałam z zachwytu :) A rozterki Marcela zabawne, chociaż na początku jego uczucia nie byly takie pozytywne. Ponieważ znalazłam Cię dopiero niedawno, to pierwsze co przeczytałam to początek historii Jerzego. Dlatego też wiedziałam od razu, że Marcela i Marcina nie połączy romantyczne uczucie, ale dzięki niemu Marcel w ogóle zaczął myśleć o swojej seksualności, więc uważam, że ta część w ktorej spędzał tyle czasu z Marcinem, poznawali się i flirtowali była jak najbardziej potrzebna :) Epizod z Kubą miał za zadanie trochę ośmielić naszego bohatera, a Bartek... Bartek go do wszystkiego popychał, był jego wsparciem i vice versa. Wszystko w tej historii było potrzebne :) Mama i siostra Marcela dopełniały obrazek i pokazywały jak ciepłą i wspierającą rodzinę we trójkę tworzyli :) Chciałabym oczywiście więcej, ale rozumiem zmęczenie tematem :) Ale pamiętaj że zawsze kiedyś możesz dopisać jakiś bonus z chłopakami 😁 Podoba mi się Twój styl pisania :) Myślę że będę wyczekiwac kolejnych fragmentów tego nowego opowiadania :) Ciekawe jak bardzo sponiewierasz Jerzego xd Ale! O Jerzym będę pisać w komentarzach do jego historii a tu powiem raz jeszcze, że jestem zachwycona :) Ciepłe, pełne poczucia humoru opowiadanie, gdzie nie zabrakło też wzruszeń i emocji 😍 Bardzo dziękuję, super się czytało :) Bardzo serdecznie pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuńDroga Kasiu, nawet nie wiesz, ile radości sprawiłaś mi tym komentarzem! :D
UsuńI wcale mi nie żal, że spędziłaś tutaj kilka wieczorów i zarwałaś nockę, bo to dla mnie ogromny komplement! <3
A z Marcelem bardzo mi zależało, żeby wszystkie emocje rozwijały się w nim stopniowo i powoli, i żeby jego zachowanie nie wydawało się "dziwne". Bardzo się cieszę, że mi to wyszło :)
Natomiast jeżeli chodzi o tę pierwszą scenę to się zgadzam. Kombinowałam przy niej trochę, bo na początku i tak była bardziej brutalna, ale kiedy postanowiłam, że jednym z tych chłopaków będzie Kacper, zmieniłam ją na łagodniejszą wersję "wpierdolu" :D Nie mogłam jednak całkowicie jej wywalić, bo stanowiła niejako podstawę opowiadania, więc wyszło jak wyszło. :c
A jako że przeczytałaś najpierw rozdziały Jerzego, ominęło Cię zastanawianie z kim w końcu Marcel będzie xd Bo na początku niektórzy mieli swoich faworytów ;)
Bardzo się też cieszę, że wspomniałaś o innych osobach - Bartku, Ewie i Zuzi, bo to bardzo ważne dla mnie postacie, a jednak zawsze zostają trochę pominięte, mimo że tworzą cały ten Marcelowy świat. :D
Dziękuję Ci za taki piękny i wyczerpujący komentarz i również pozdrawiam serdecznie! <3
Mógłbym przeczytać jeszcze pewnie z 300 odcinków bez znudzenia. Mam nadzieję że w przyszłości wrócisz do chłopaków. Dziękuję
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to słyszeć, a do chłopaków, owszem, mam plany kiedyś wrócić.
UsuńTo ja dziękuję za komentarz! :)
trafiłam przypadkiem... bardzo szczęśliwym:) mam wrażenie, że brak jest jakiejś stałego katalogu lub innej formy, na której polecano by takie fajne opowiadania ;), gdzie można by zareklamować się i która uzupełniana by była o info czy blog jest aktywny (och jak ja nie znoszę przerwanych w połowie świetnych historii!). Sama miałam blog i jako twórcy i czytelnikowi brakuje mi takiego miejsca. I stąd może wynikać ta mała ilość komentarzy i wrażenie braku odzewu.
OdpowiedzUsuńA szkoda, bo opowiadanie jest świetne i powinnaś być zadowolona ze swojej pracy- masz fajne, lekkie pióro, czyta się z przyjemnością, brak rażących błędów logicznych i ortograficznych. Fabuła jest zrównoważona i przemyślana (choć pod koniec trochę się spieszyłaś z akcją i już się bałam, ze zakończenie będzie otwarte!, twoje postacie są wielowymiarowe i jakieś. Świetnie malujesz tło emocjonalne (spojrzenia, dotyk, wątpliwości i wahanie)- nic mnie tak nie przyprawi o mdłości literackie jak WIELKA miłość i żar ciał już w pierwszym rozdziale. Tu jest historia, tu jest coś po coś i za to ci dziękuję.
Kacper jest cudny, aż nierealny (och nie wyobrażam sobie Marcela z Marcinem! poszłaś jedyną słuszną drogą) a Marcel strasznym panikarzem i histerykiem , ale to nic. Pasują do siebie idealnie i chemia jest od początku (choć już się bałam, że Marcel jednak się wycofa). Pozostałe postacie są fajnym tłem. Mam wrażenie, ze jednak trochę za dużo wątków zasygnalizowałaś i druga część jest wskazana:D a tak serio, wierzę w zmęczenie materiałem, wiec może po prostu pojedyncze fluffowate historyjki byłby kompromisem między naszym chciejstwem a twoimi możliwościami?
niedługo pewnie się wezmę za kolejne opowiadanie (wolę jednak skończone, żeby nie zostawać z rozdartym sercem) i na pewno od czasu do czasu się odezwę (niestety nie jestem typem który komentuje każdy rozdział)
a i ważna rzecz- rozdział 20 i chyba 24 się nie otwierają, tak jakby ich nie było albo co...
pozdrawiam, weny i sił:)
Inka
Ja również bardzo się cieszę, że tu trafiłaś! :) Jeżeli zaś chodzi o katalogi/spisy zgłosiłam się do kilku, ale w większej ilości spisy nie są już aktualizowane, więc faktycznie nie ma gdzie rozgłosić swojego bloga, więc mało osób tu trafia.
UsuńNatomiast jeżeli chodzi o moje pisanie, to bardzo miło mi słyszeć, że mój styl ci się spodobał! Co do błędów to niestety nie jestem mistrzem ortografii i interpunkcji, ale staram się wszystko w miarę sprawdzać, żeby nie wyskoczyć z jakimś okropnym kwiatkiem :D
A z tym tłem emocjonalnym, to właśnie najbardziej starałam się żeby relacje między postaciami rozwijały się naturalnie. Sama nie cierpię dokładnie tego samego - kiedy bohaterowie ledwie się znając już w pierwszym/drugim rozdziale zaczynają prawić sobie wyznania miłosne. W takim przypadku od razu zaprzestaję czytania.
Co do tych zasygnalizowanych wątków, to chyba mogę powiedzieć oficjalnie, że od dłuższego czasu na poważnie chodzi mi po głowie kontynuacja, więc jeszcze wszystko się powinno rozwiązać ;)
A z tym Waszym chciejostwem... To właściwie dobrze się składa, bo właśnie jestem w trakcie pisania krótkiego bonusika z Marcelem i Kacprem, wiec mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :D
Jeżeli zaś chodzi o kolejne opowiadanie - to jeżeli lubisz zakończone, niestety Cię zmartwię, bo do końca jeszcze baaardzo daleko... Niemniej, zapraszam! :)
Nieotwierające się rozdziały już naprawiłam, wiec chyba powinno być w porządku.
To ja dziękuje za komentarz i również pozdrawiam!
Cześć!
OdpowiedzUsuńZrobiłem to! Dotarłem do ostatniego rozdziału! Aż chciałoby się napisać „wreszcie”, czuję jednak, że nie byłoby to właściwe słowo. Ale, ale... spokojnie, bez nerwów, niedługo wyjaśnię dlaczego. Muszę w tym miejscu także nadmienić, że dzięki Tobie zarwałem dwie ostatnie noce i kiedy w końcu kładłem się do łóżka, na dworze było już widno. Odpuściłem sobie pisanie pojedynczych komentarzy, bo nie chciałem na nie tracić czasu, to raz, a dwa, od jakiegoś czasu i tak zamierzałem na koniec odnieść się do całego Twojego opowiadania. Niewykluczone więc, że (bez)pośrednio wspomnę o sytuacjach, które miały miejsce w kilku ostatnich rozdziałach. Prawdopodobnie powtórzę także to, co zawarłem w pierwszych komentarzach. Skoro jednak zamierzam napisać podsumowanie całości, to chyba nic dziwnego. :) No i na koniec chciałbym jeszcze zaznaczyć, że nie jestem profesjonalnym krytykiem, więc wszelkie moje uwagi powinnaś traktować z przymrużeniem oka.
Zacznę może od odniesienia się do tych bardziej technicznych spraw, natomiast kwestie związane z fabułą i bohaterami zostawię sobie na n-tą część tego komentarza.
Jak wiesz, miałem spore problemy z zaakceptowaniem niewyjustowanego tekstu. Cieszy mnie więc świadomość, że planujesz poprawić wszystkie rozdziały. Tak jak napisałem, uważam, że wyjustowany tekst wygląda lepiej, lepiej także się go czyta. Taka mała rada dla potomnych, którym, być może, będzie się chciało przeczytać mój komentarz. :)
Na pewno na plus mogę zaliczyć Twój styl pisania. :) Jest lekki, przyjemny, a przede wszystkim nie musiałem się domyślać, co chciałaś nam, czytelnikom, przekazać. Na błędy nie zwracałem szczególnej uwagi, mimo to czasami coś tam rzuciło mi się w oczy. Na szczęście były to głównie literówki, „niewidoczne” przecinki i błędy ortograficzne. Co więcej, Twoje błędy (ortograficzne) nie wynikały z niewiedzy, tylko z mechanicznego, odruchowego pisania. W którymś rozdziale, na przykład, napisałaś „pułki”, tyle że chodziło Ci o półki na ścianę, nie o jednostkę wojskową. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego dopiero teraz wspominam o błędach, zamiast od razu Ci je wskazać. Nie robiłem tego z kilku powodów. Po pierwsze, wiedziałem, że tekst i tak zostanie poddany korekcie. Po drugie, nie mam w zwyczaju zapisywania sobie czyichś błędów, tym bardziej, że nierzadko czytałem 2-3 rozdziały na raz i później już sam nie wiedziałem, w którym miejscu powinęła Ci się noga. No i najważniejsze, szybko zapominam o drobnych zgrzytach. Gdybyś dopuściła się rażącego pogwałcenia języka polskiego i moich oczu, to wtedy od razu zwróciłbym Ci uwagę. Zresztą, sam popełniam masę błędów, więc nie czuję się upoważniony, by poprawiać innych. Jak to mówią, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy się nie myli. Ja często się mylę, więc nie zamierzam wychodzić przed szereg. :)
Z przykrością muszę napisać, że chwilami miałem problem ze sposobem, w jaki prowadziłaś narrację. Może inaczej, nie podobały się pewne regularnie pojawiające się wstawki. Chodzi mi o zwroty typu: „Marcelowe serduszko”, „Marcelowe ramiona”, „Marcelowe myśli” itd. O ile w większości przypadków tego typu sformułowania nawet pasowały do treści, o tyle momentami brzmiały po prostu... głupio i infantylnie. Wiem, że chciałaś utrzymać opowiadanie w lekki i zabawnym tonie, ale czasami, przynajmniej w moim odczuciu, osiągnęłaś odwrotny efekt. Osobiście unikałbym tego typu zwrotów, ale jeśli Tobie one nie przeszkadzają, to w porządku. W końcu nie rywalizujemy o Literacką Nagrodę Nobla, tylko piszemy dla swojej przyjemności i satysfakcji. Nigdy też nie uda nam się zadowolić wszystkich.
Wiesz także, że brakowało mi więcej szczegółów odnośnie do miejsca wydarzeń. Nadal uważam, że jest to niezbędny element w każdym opowiadaniu (zwłaszcza w autorskim!), bo pomaga nam lepiej zrozumieć zachowania bohaterów i motywy ich działań. Nie wiedząc nic o świecie przedstawionym, nie mamy szans w pełni utożsamić się ze stworzonymi postaciami. Na szczęście im dalej w las, tym było lepiej. Nie zapominałaś o opisywaniu nowych miejsc, nie skupiałaś się wyłącznie na uczuciach bohaterów, pozwoliłaś nam natomiast lepiej wyobrazić sobie pewne sytuacje. Przynajmniej w przeważającej części opowiadania, bo ja, jako mól książkowy, miałem czasami pewien niedosyt. Chcę być zalewany informacjami, ale... bez przesady. Czytałem kiedyś jedną książkę, w której autor przez półtorej strony opisywał wygląd filiżanki. To nie było zbyt przyjemne, tym bardziej, że później zanudził mnie jeszcze dłuższym opisem wyglądu bramy. Więc nie, nie obchodzi mnie, z jakiego materiału wykonano spodnie Ewy, pod jakim kątem światło padało na twarz Marcela czy jak hojnie obdarzony był Kacper. Choć akurat to ostatnie mogłoby być ciekawe, gdybyś wplotła tę informację w jakiś zabawny dialog. Dobra, widzę, że zaczynam pisać głupoty, więc na tym poprzestanę. W każdym razie mam nadzieję, że zrozumiałaś, o co mi chodzi. :)
UsuńMyślę jednak, że z czystym sumieniem mogę pochwalić Cię za sam pomysł na to opowiadanie. Czy było ono oryginalne? Nie wiem, trudno powiedzieć, bo nie jestem aż tak dobrze obeznany w tego typu historiach. Nie ma to jednak fundamentalnego znaczenia, nie dla mnie i nie w tej chwili, bo kupiłaś mnie naprawdę świetnie dopracowaną fabułą. Historia była spójna, a wydarzenia układały się w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Może czasami coś mi nie pasowało, może ja bym napisał to inaczej, ale to nic złego. Najważniejsze, że niejednokrotnie potrafiłaś nas czymś zaskoczyć. Niektóre wydarzenia udało mi się co prawda przewidzieć, nie znaczy to jednak wcale, że byłaś przewidywalna. Wręcz przeciwnie, widać, że przemyślałaś sobie poszczególne rozdziały i sceny i udało Ci się przy tym zachować realizm.
Główny wątek poprowadziłaś naprawdę dobrze. Zaczęło się od w pełni uzasadnionej wrogości, później Marcel stopniowo zaczął oswajać się ze swoją orientacją seksualną, potem dał Kacprowi wymuszoną szansę i w końcu wszystko dobrze się skończyło. Nie czuję, byś w którymkolwiek momencie naciągnęła fakty, byleby tylko zrealizować z góry założony cel. Niestety, trochę mniej entuzjastycznie podchodzę do wątków pobocznych. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wynika to wyłącznie z mojego zamiłowania do długich historii, nie zmienia to jednak faktu, że czuję niedosyt. I to dość spory. Pod koniec opowiadania miałem wrażenie, że tak bardzo zafiksowałaś się na punkcie Marcela i Kacpra, że zapomniałaś o wszystkim innym. Przykład? Odstawiłaś na bok Bartka. Przypomniałaś sobie o nim dopiero w ostatnim rozdziale, kiedy tak naprawdę historia dobiegła końca. Dla mnie to wyglądało tak, jakbyś chciała zapchać czymś początek rozdziału, żeby tylko Marcel i Kacper nie pogodzili się za szybko. Wiem, że w pewnym momencie miałaś opory przed pisaniem tego opowiadania i z tego powodu chciałaś jak najszybciej doprowadzić do jego zakończenia. Jako autor fanficiton doskonale Cię rozumiem, problem w tym, że nie zawitałem na Twojego bloga jako „kolega po fachu”. Jestem tutaj jako czytelnik i jako czytelnik czuję się lekko zawiedziony. Decydując się na publikację opowiadania w Internecie, musiałaś mieć świadomość, że nie piszesz już tylko dla siebie. Nie możesz więc ograniczać się do minimum, bo to nie przyciągnie do Ciebie nowych odbiorców. Teraz udało Ci się skończyć opowiadanie, ale co będzie, jeśli nie uda Ci się dokończyć następnego? Co jeśli, przepraszam za wyrażenie, będziesz już rzygać swoją historią? Ale, ale... zaczynam brzmieć wrogo i agresywnie, a wcale tego nie chciałem. Ograniczę się więc może do wypisania tego, czego mi w Twoim opowiadaniu zabrakło. Tak będzie łatwiej.
Po pierwsze, chciałbym poznać więcej szczegółów na temat związku Ewy z jej nowym partnerem. Skoro mama Marcela była zżyta z mężem i mocno przeżyła jego śmierć, to warto by było zdradzić więcej informacji na temat jej nowej miłości. A może to wcale nie była miłość, tylko zwykłe zauroczenie? Przykro mi, ale napisanie, że Ewa i „X” (nie pamiętam, czy w tekście padło imię tego mężczyzny) umówili się na kilka randek, to zdecydowanie za mało. Słowa Marcela o jego aprobacie też niczego nie zmieniają. Brakowało mi jakiejś wspólnej kolacji, wyjścia na spacer czy jakiegokolwiek innego spotkania. W końcu Marcel także był związany z ojcem, więc może po poznaniu pana „X” wcale nie byłby do niego tak pozytywnie nastawiony? Jak dla mnie zbyt ogólnikowo potraktowałaś ten wątek. Rzucona mimochodem wzmianka to naprawdę za mało, tym bardziej, jeśli chodzi o zmiany ważne dla bohaterów.
UsuńPo drugie, nie podoba mi się sposób, w jaki odstawiłaś Marcina. W tym wypadku i tak było lepiej, bo przynajmniej główny wątek jakoś sensownie to uzasadniał. Mam jednak zastrzeżenia, bo w pierwszej części tego opowiadania Marcin odegrał ważną rolę w życiu Marcela i nie powinniśmy o tym zapominać. Nie chcę mi się wierzyć, że Słowiński od tak by sobie odpuścił, skoro jego relacje z Marcelem pogorszyły się przez błahostkę. Tak, wiem, że Marcin początkowo starał się zażegnać kryzys. Prawdopodobnie domyślił się wszystkiego, a może to Kacper wyjaśnił mu wszystkie niewiadome. Szkoda, że nie zdecydowałaś się napisać jakiejś sceny, w której to Marcel spotyka się z Marcinem i tłumaczy mu, dlaczego tak nagle zrezygnował z pracy. Przecież z czasem emocje opadły, więc dobrze by było, gdy to właśnie Rogacki wyjaśnił Marcinowi, co wydarzyło się tamtego pamiętnego dnia. Gdyby nie pomoc Marcina, Marcel byłby w czarnej dupie, więc warto by oficjalnie zakończyć tę sprawę. Wtedy Słowiński mógłby w spokoju stać się tylko (nie)miłym wspomnieniem.
Po trzecie, liczyłem po cichu na to, że spikniesz Bartka i Agnieszkę. Ta dwójka to istna mieszanka wybuchowa, która idealnie by do siebie pasowała. W tej sytuacji nie mam jednak prawa się czepiać, bo nie dałaś nam powodów, by przypuszczać, że coś takiego może mieć miejsce.
Po czwarte, mam ogromny żal, że skończyłaś opowiadanie w takim momencie. Chciałbym się dowiedzieć, jak Marcel odnalazł się w związku ze swoim byłym prześladowcą. Bo może właśnie się nie odnalazł i demony przeszłości nie pozwoliły mu czerpać pełnymi garściami z tego, co oferował mu Kacper? Chciałbym się dowiedzieć, jak zareagowała mama Marcela, kiedy dowiedziała się o jego związku z chłopakiem. Była przerażona? Zniesmaczona? A może od dawna wiedziała, że jej syn jest gejem? Chciałbym się dowiedzieć, jak Marcin zareagował na ten związek. Kacper był jego kuzynem, więc od teraz Marcel poniekąd też należał do jego rodziny. Czy był tym faktem zaskoczony? A może po incydencie w jego domu nie było to dla niego niczym zaskakującym? Może od dawna podejrzewał, że mężczyźni nie są Marcelowi obojętni? Moim zdaniem nie wykorzystałaś w 100% potencjału opowiadania, nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że celowo zastosowałaś otwarte zakończenie. Nie chcę tutaj analizować wad i zalet takiego rozwiązania, tyle że dla mnie zrobiłaś najgorszą rzecz, jaką autor może zrobić swoim czytelnikom. Nienawidzę otwartych zakończeń! Nie chcę się domyślać, co było dalej. Ja chcę to po prostu, k***a, wiedzieć! Czuję się, jakbym na zakończenie dostał w twarz. Jakbym wszedł schodami na dwudzieste piętro i wypadł przez otwarte okno. Tak długo budowałaś napięcie, a na koniec dałaś mi jakieś ochłapy. Nie twierdzę, że powinnaś nie wiadomo jak bardzo wydłużać opowiadanie, ale dlaczego nie opisałaś tego, co najważniejsze? Bonusy są fajne, ale nie załatwiają sprawy. Nie po to czytam czyjeś prace, żeby potem samemu wymyślać sobie dalsze losy bohaterów. Przynajmniej nie na tak wielką skalę.
To chyba tyle w tym temacie, więc skupię się teraz na kilku kluczowych postaciach.
KACPER: W komentarzu pod pierwszym rozdziałem napisałem: „Kacper natomiast to typowy dresiarz spod bloku. Myślę, że jest tylko dobry w gębie, ale jak przychodzi co do czego, to kuli pod siebie ogon.” Cóż, bardziej w jego ocenie nie mogłem się pomylić. Ale może zacznijmy od początku.
UsuńNaprawdę dobrze opisałaś i uargumentowałaś przemianę Wawrzyńskiego. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że dzieciak z gimnazjum, który czuł, że różni się od swoich rówieśników, właśnie w taki sposób starał się rozwiązać swoje problemy. W którymś komentarzu napisałem, że szkolni prześladowcy działają tylko dla swojej przyjemności, chyba że pochodzą z patologicznej rodziny, albo mają poważne problemy. Kacper, jako członek konserwatywnej rodziny, na pewno miał taki problem. Niejeden dorosły nie potrafiłby poradzić sobie z akceptacją swojej inności, więc nie oczekujmy tego od dziecka. Często też bywa tak, że ludzie wyżywają się na tych, którzy według nich są źródłem ich problemów, bo po prostu inaczej nie umieją. Podoba mi się także to, jakie wydarzenie wybrałaś na przełom w sposobie myślenia Kacpra.
Kacper to nie tylko przystojny i wysportowany chłopak, który regularnie ćwiczył i dbał o swoje zdrowie. To także człowiek inteligentny, pomysłowy, pracowity i utalentowany. Pod górą mięśni skrywał ogromne pokłady czułości i opiekuńczości. Kacper to chłopak, który popełnił wiele błędów, ale umiał te błędy naprawić i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Myślę, że Marcel nie mógł trafić na kogoś lepszego. Nikt inny nie potrafiłby zapewnić mu poczucia bezpieczeństwa i jednocześnie być dla niego podporą i nieopisanym wsparciem. Nikt inny nie mógłby lepiej zrozumieć jego traumy niż osoba, która tę traumę wywołała i która widziała, do czego ona doprowadziła. Swoją drogą, (nie)chcący doprowadziłaś do tego, że Kacper przypomina trochę Christiana z „50 Twarzy Greya”. Przystojny, bogaty, uzdolniony, mający obezwładniające spojrzenie i niechlubną przeszłość. :D Człowiek, który sprawia, że Marcelowi (pannie Steele) miękną kolana, przyspiesza puls i pojawiają się problemy z oddychaniem. Człowiek, którego dotyk wywołuje ciarki na całym ciele.
MARCEL: Moja ukochana królowa dramy, która na dodatek ma lekko zniekształcony syndrom sztokholmski. Mimo to muszę przyznać, że jego postać też wyszła Ci całkiem nieźle. Doskonale oddałaś jego nastoletni charakter, no może czasem tylko niepotrzebnie wyolbrzymiałaś jego reakcje. „Tak, wiem, mówimy o nastolatku, no ale bez przesady. Jeśli jego największym problemem jest to, że zmarnował czas na ręczne zmywanie naczyń, to gratuluję.” To tak dla przypomnienia. :D
Pozwolę sobie w tym miejscu po raz kolejny zacytować swój komentarz, bo opisuje on moje pierwsze myśli na temat Marcela: „O ile dobrze zrozumiałem, Marcel chodzi do liceum, ale nie jest jeszcze pełnoletni. Niby próbuje być odpowiedzialny, ale w rzeczywistości nie jest. Doceniam, że stara się dbać o chorą siostrę [...], jednak nie myśli przyszłościowo i nie liczy się z konsekwencjami.” Cóż, niewiele się pomyliłem, bo Marcel jeszcze niejednokrotnie udowodnił, że działał impulsywnie, dawał ponosić się emocjom i często mówił nie to, co powinien. Często też zachowywał się nieracjonalnie, wręcz głupio, reagował zbyt dziecinnie i emocjonalnie.
Wydaję mi się, że udało Ci się realnie opisać jego stopniowe wychodzenie z traumy i oswajanie się ze swoją orientacją seksualną. Pierwsze randki z Kubą był poprawne; w odpowiednich proporcjach połączyłaś niepewność z ekscytacją, zdenerwowanie z podnieceniem. Swoją drogą, takiego zakończenia związku Kuby i Marcela się nie spodziewałem. Trochę rozbawiła mnie reakcja Marcela na to, że Kuba mógł roznosić różnego rodzaju choroby. Nie powiem, chłopak nie zabłysnął inteligencją. A ludzie wciąż się burzą i wzbraniają przed edukacją seksualną dzieci w szkołach.
UsuńMarcel to słodka fajtłapa, która dopiero zaczęła stawiać swoje pierwsze kroki w dorosłym życiu. Mimo wielu potknięć i błędów dał sobie chłopak radę. Osoba, która przeżyła prześladowania i śmierć jednego z rodziców, a która umiała zatroszczyć się o rodzinę (nie zawsze w odpowiedni sposób, ale jednak), zasługuje na słowa uznania. Nie można mu też zarzucić lenistwa. Jasne, początkowo nie mógł poszczycić się cnotą pracowitości, w końcu jednak poszedł do pracy i harował jak wół. Potrafił być zabawny, wyluzowany i otwarty. Martwił się o przyjaciela, wspierał go w trudnych momentach (może nie zawsze, bo uważam, że pod koniec opowiadania nie powinien przystać na żądania Bartka i zostawiać go samemu sobie), po prostu był dla niego oparciem. Często miewał skłonności do samokrytycyzmu, choć nie raz zdarzało mu się także wykazać zadziwiającą pewnością siebie: „Wszyscy z właścicieli obiecali oddzwonić, chociaż żaden nie wydawał się być Marcelem szczególnie zachwycony. Co było wielce nieprawdopodobne! Bo nie był brzydkim chłopakiem...”.
BARTEK: Niezmiennie uważam, że to najjaśniejsza postać w całym opowiadaniu. „Zakręcony w pozytywnym znaczeniu tego słowa, poza tym, co najważniejsze, posiada cechy PRAWDZIWEGO przyjaciela.” Naprawdę się cieszę, że Marcel miał w swoim życiu kogoś takiego.
Powtórzę się, ale doceniam, że Bartek nie miał absolutnie żadnych problemów z orientacją seksualną Marcela. Co więcej, nie tylko ją akceptował, ale pomógł mu w upewnieniu się co do niej. Nadal jestem zdania, że niewielu heteroseksualnych mężczyzn odważyłoby się pocałować z innym mężczyzną. A to, że Bartek się na coś takiego zdecydował, świadczy jedynie o tym, jak mocne więzi łączyły go z Marcelem.
Bartek, mówiąc kolokwialnie, to spoko koleś. Zabawny, zwariowany, ale kiedy było trzeba, potrafił być poważny i taktowny. Wspierał Marcela, martwił się od niego i pomagał mu w rozwiązywaniu problemów. Nie myślał o sobie, nawet kiedy sam przechodził trudny okres, tylko nadal sukcesywnie wywiązywał się ze swojej roli. Nie dziwię się, że Ewa i Zuzia go uwielbiały. Dziwię się tylko, że Mandy w tak okrutny sposób go potraktowała.
Bartek był szczery i uczciwy. Nie umiał okłamywać osób, na których mu zależało (kto tak otwarcie mówiłby o pocałunku z przyjacielem). Nigdy by ich nie zostawił, nigdy też nie zrobiłby niczego przeciwko nim. Nie pozostaje mi nic innego, jak napisać, że jeśli ktoś ma w swoim życiu takiego Bartka, to powinien dbać o niego jak o największy skarb. Bezcenny i jedyny w swoim rodzaju.
MARCIN to druga postać, co do której bardzo się pomyliłem. „Marcin mi się nie podoba, więc zdecydowanie zgadzam się z moimi przedmówczyniami. Jest zbyt idealny - przystojny, miły, opiekuńczy, troskliwy, bogaty itd. Albo okaże się jakimś psychopatycznym zwyrolem, albo... sam nie wiem. W każdym razie nie wierzę w jego uczciwe zamiary w stosunku do Marcela.” Jego wspaniałomyślność była wysoce podejrzana, a w zasadzie nie kryły się za nią żadne negatywne pobudki. Myślę, że należy docenić go za to, że pomógł Marcelowi, choć wcale nie musiał. Swego czasu nazwałem go ideałem, lecz teraz, skończywszy całe opowiadanie, stwierdzam, że do perfekcyjności Bartka trochę mu brakowało. Nie zmienia to jednak faktu, że w ostatecznym rozrachunku powinien cieszyć się sympatią.
UsuńUważam, że Marcin nie był do końca szczęśliwy. Ciężko powiedzieć, jak układało mu się z Łukaszem, jednak jego entuzjastyczne podejście do pracy Marcela mogło świadczyć o tym, że czuł się osamotniony. Odsunął się od rodziny, lecz nie zrobił tego dobrowolnie. Znowu orientacja seksualna odegrała w tej sprawie kluczowe znaczenie, co nie powinno mieć miejsca.
Na koniec chciałbym jeszcze podzielić się z Tobą teorią, o której wspomniałem w komentarzu pod jednym z rozdziałów. Piotrek był dobrym znajomym Kacpra, więc przypuszczałem, że wiedział o jego zauroczeniu Marcelem. Założyłem też, że mimo wszystko nie znał całej przeszłości Wawrzyńskiego. Był „wrogo nastawiony” do Marcela, bo przez niego Kacper nie był do końca szczęśliwy. Później być może zdał sobie sprawę, że Marcel tak naprawdę nie był świadomy uczucia, jakim darzył go Wawrzyński, stąd też zdarzały mu się przebłyski sympatii. Ze względu na solidarność z Kacprem starał się jednak o to, by Marcel odczuł jego niechęć. Cóż, impreza u Kacpra potwierdziła tę teorię, przynajmniej częściowo, bo Piotrek faktycznie wiedział, że Kacper leciał na Marcela. Pytanie tylko, czy sam się tego domyślił?
Podsumowując, mimo uzasadnionych i nieuzasadnionych napadów histerii Marcela, jego panikarstwa i niezdarności, obniżonego poczucia wartości, głupoty i nieracjonalności w postępowaniu, opowiadanie było naprawdę dobre. Oczywiście pozostaje po nim pewien niedosyt, o czym wspomniałem powyżej. Nie będę jednak po raz kolejny powtarzać tego, czego mi brakowało, bo mimo wszystko miło spędziłem czas i nie mogę powiedzieć, że go zmarnowałem. Chciałbym także podkreślić, że chociaż mój komentarz jest pełen uwag i pojękiwań, to wykonałaś dobrą robotę, którą naprawdę doceniam. Gdybym był tak niezadowolony, jak może to wynikać z tonu mojej wypowiedzi, to nie zarwałbym ostatnich nocy i nie traciłbym czasu na dzielenie się swoją opinią. Bo jeśli zostawiam u kogoś komentarz, to robię to dlatego, że wkręciłem się w opowiadaną historię. Tak więc gratuluję! Naprawdę dobra robota. :)
Pozdrawiam!
Zacznę może od tego, że jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem objętości tego komentarza i doceniam poświęcony na niego czas i wysiłek.
UsuńNie będę raczej odnosić się do wszystkiego, ale rady wezmę do siebie i postaram się wykorzystać w przyszłości.
Jeżeli zaś chodzi o stronę techniczną, no to tak jak wspominałam, tekst niedługo zostanie poprawiony i przy tym wyjustowany. Błędy oczywiście mi się zdarzają, nigdy nie byłam nawet na humanie, ale staram się jak mogę, żeby jakoś to wyglądało – z lepszym lub gorszym skutkiem. Chociaż za te nieszczęsne „pułki” to mi wstyd, przyznaję. Mimo to cieszę się, że takie kwiatki Cię nie odstraszyły.
Pochwała za styl jest dla mnie bardzo ważna i bardzo mi miło, że przypadł Ci on do gustu, chociaż… Już wielokrotnie wspominałam, że „Druga szansa” jest mocno stylizowana i wszystkie te wyrażenia były zamieszczone specjalnie; wyolbrzymienia, infantylność, wszystko to raczej stosowałam świadomie, chociaż nie ukrywam, że być może teraz, po trzech latach od zaczęcia pisania tego opowiadania, coś mogłoby ulec zmianie. Cóż, znowu, zobaczymy przy poprawkach, jak to wyjdzie.
Marcelowe „rzeczy” są troszkę cechą charakterystyczną tego opowiadania i zgadzam się – może się to komuś podobać, a może raczej straszyć. Kiedyś sama byłam przeciwniczką takiego wyrażania, ale tutaj bardzo mi pasowało.
Miejsca wydarzeń… Tak jak zauważyłeś raczej nie są moją mocną stroną. Zazwyczaj tworzę zarys i pozwalam czytelnikowi samemu troszkę sobie dopowiedzieć. Robię tak głównie dlatego, że kiedy coś czytam, strasznie nudzę się przydługimi opisami i potrafię je przeskakiwać, a wiadomo, jak się czegoś nie lubi, to raczej stara się nad tym nie rozwodzić. Na myśl przychodzi mi Stephen King – niektórzy go kochają, wczytują się w jego książki, w każdy opis, a ja… Ja nie mogę przebrnąć przez początek (a mówiąc początek mam na myśli pierwsze 200 stron, nie 10 – żeby nie było, że nie dałam mu szansy). Nie mniej, zwrócę na to większą uwagę, by może odrobinę poszerzyć horyzonty. :)
Czy opowiadanie było oryginalne? Sama nie wiem, bo raczej omijałam takie teksty szerokim łukiem. Starałam się jednak wypracować fajne, ludzkie postacie i realistyczne relacje, to na tym najbardziej mi zależało, ale jeżeli mówisz, że fabuła wyszła dobrze, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się cieszyć.
Długość i wątki poboczne… Ach, drażliwy temat. Powiem tak: Druga szansa będzie miała swoją kontynuację w bliższej lub dalszej przyszłości i wiele z Twoich wątpliwości, oraz wątpliwości innych czytelników, zostanie rozwiane. Nie ukrywam, że jako osoba, która od dawna pisze (pierwszego bloga założyłam bodajże w 2011 roku) i publikuje, znam siebie na tyle dobrze, że wiem, kiedy mam coś skończyć – niezależnie od tego, co mówią mi inni. Nie uważam, żeby opowiadanie było zakończone źle – wszystko zamknęło się tak, jak chciałam. Wątki poboczne, które faktycznie mogły zostać potraktowane trochę po macoszemu, zostaną rozwinięte w dalszych częściach, czy bonusach, co chyba również nie jest aż taką rzadką techniką – w serialach niektóre wątki są prowadzone przez kilka sezonów, to samo tyczy się wielotomowych książek.
UsuńRozumiem Wasze wzburzenie, chcieliście więcej, dostaliście za mało, ale… Słowa jakobym „ograniczała się do minimum” są dla mnie odrobinę krzywdzące. Włożyłam w to opowiadanie wiele serca, pracy i lat. Nie pamiętam już dokładnie, ale jak je publikowałam znaczną część miałam już napisaną, żeby nikt nie musiał czekać na kontynuację zbyt długo. To że było publikowane w bardzo szybkim tempie nie oznacza, że tak samo szybko przychodziło mi pisanie go.
Sama nie wiem, czy się teraz usprawiedliwiam, czy nie, ale bardzo długo zajęło mi podjęcie decyzji o publikacji tego opowiadania. Nigdy bowiem nie napisałam takiego tekstu i już nie napiszę, czerpie on bowiem bardzo dużo z mojego prywatnego życia i mam do niego bardzo osobisty stosunek. Dlatego cytując „nie piszesz już tylko dla siebie” zgadzam się, ale przy okazji poprawiam – pisałam głównie dla siebie. I, jako koleżanka po fachu, polecam tę technikę, u mnie się ona sprawdziła, udało mi się zakończyć opowiadanie, jestem z niego zadowolona, bardzo lubię bohaterów, których wykreowałam i wiem, że z miłą chęcią będę do tego opowiadania wracała. Zadowolony autor to zadowoleni (w większości) czytelnicy. Po skończeniu jednego tekstu, gdzie pisałam na siłę i „rzygałam już swoim opowiadaniem” , a aktualizacje pojawiały się raz na kilka miesięcy, chyba pół roku, a finalnie najdłuższy odstęp czasu wynosił aż rok, nie zamierzam dopuścić, by taka sytuacja się pojawiła ponownie.
Dlatego, jako czytelnik, rozumiem, że możecie czuć niedosyt, ale jako autor… Na szczęście jako autor, to ja podejmuję ostateczną decyzję :)
Natomiast jeżeli nie uda mi się zakończyć jakiegoś mojego opowiadania… To trudno. Po prostu. Bardzo będę się starała nie dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń, ale wszystko może się zdarzyć. Mogę się wypalić, mogę znienawidzić swoje opowiadanie (co raz mi wyszło), mogę doświadczyć poważnych zmian w swoim życiu i nie mieć możliwości pisania… Takie rzeczy się zdarzają.
Koniec końców, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, postarajmy się więc mieć ludzkie podejście.
I chyba faktycznie brzmiałeś troszkę agresywnie, bo aż poczułam chęć obrony, natomiast czy przedstawiłam jakoś sensownie mój punkt widzenia, to już nie wiem.
Żeby natomiast dowiedzieć się o Ewie i jej (potencjalnym) partnerze trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Jednak w chwili gdy pisałam to opowiadanie Ewa jedynie poszła na kilka spotkań z Ernestem, dopiero się poznawali. Wiem za to, że drugie związki rodziców nie są często łatwe do zaakceptowania przez nich samych – bo co sobie dzieci pomyślą? A jeżeli on ich nie zaakceptuje…? A jeżeli to dzieci nie zaakceptują jego? Często takie sytuację są stresujące i nie dzieją się tak od razu, a przecież opowiadanie nie opisywało roku czy dwóch z ich życia, a zaledwie dwóch miesięcy, w tym Ewa umówiła się z Ernestem, o ile dobrze pamiętam, jakoś w połowie.
A pomimo że Marcel cieszył się ze szczęścia mamy i życzył jej kogoś, to nie wiem, czy byłby taki chętny by go poznać i mieć „nową, pełną rodzinę”. Jakby nie było, to dla niego obcy facet. Najpierw musiałoby mu się naprawdę ułożyć z Ewą, by wytworzyła się między nimi jakaś więź, czy nić sympatii.
Marcin… Marcin to inteligentny facet, zrozumiał zachowanie Marcela i jego rezygnacje, a biorąc pod uwagę, że wtedy w restauracji, kiedy Rogacki siedział z Bartkiem i Mandy, wypychał Wawrzyńskiego, by poszli ze sobą pogadać, na pewno był świadomy sytuacji. Jest to też człowiek, który nie chowa urazy… I, nie wiem, czy zauważyłeś, ale Kacper był swojego czasu – na początku opowiadania – o niego zazdrosny :) Czego również mógł być świadomy – a raczej uświadomił to sobie po tym, jak już się dowiedział, kim był Marcel. Myślę zresztą, że Kacper nie miał skrupułów, by go w tym fakcie utwierdzić.
UsuńNa po trzecie powiem tylko tyle: też mi to przyszło do głowy! Postanowiłam to jednak racjonalnie przemyśleć i doszłam do wniosku, że byłoby to nierealne. Bartek po takiej sytuacji na pewno nie chciałby się w nic zaangażować, a Agnieszka, mimo że to super dziewczyna, nie byłaby w stanie sprawić by zapomniał o Mandy tak szybko.
Po czwarte… Hmm, chyba już poniekąd na to odpowiedziałam. Większość z tego, o czym tu napisałeś jeszcze się wyjaśni. Natomiast jeżeli chodzi o otwarte zakończenie… To tak jak mówię, da mi ono szansę popchnąć wszystko dalej od tego punktu, gdzie będzie dla mnie najlepiej. Jeżeli zaś chodzi o to, jak Marcel może reagować na związek z Wawrzyńskim zapraszam do bonusu „pierwszy dzień związku”, tam można trochę zorientować się w sytuacji. Za ten cios w twarz przepraszam.
Swoją drogą… Kacper naprawdę przypomina Greya? Jeżeli tak, mogę iść postawić sobie krzyżyk nad grobem. Nigdy nie czytałam tej książki, obejrzałam pierwszą(i chyba drugą) część filmu i to dość dawno, a jako że totalnie mnie nie kupił, to nie bardzo pamiętam charaktery postaci. Odniosłam za to wrażenie, że Christian jest mdły i chyba chodziło mu tylko o seks, miał mnóstwo forsy i próbował przekupić nią tę jego babę (xd), bo dawał jej jakieś mega drogie prezenty i podpisał umowę na temat ich seksu (taaak, tyle pamiętam), Kacper natomiast… Nie jest jak chłopak z bilbordu. To Marcin ma taką urodę greckiego adonisa, Kacper jest raczej normalny – Marcel nawet swojego czasu opisywał go jako brzydkiego (chociaż wynikało to z jego niechęci, a nie realiów). Bogaty również nie jest, to jego rodzina jest bogata właśnie od strony Słowińskich, a jako że ten bardzo dobrze żył z Szymonem, nie musiał płacić za mieszkanie i wszystko to, co zarobił na korkach, mógł przeznaczyć na własne potrzeby, więc trochę sobie chłopak odłożył. Z tym spojrzeniem natomiast nie mogę się nie zgodzić!
Marcela, Bartka i Marcina ominę, bo właściwie bardzo fajnie ich podsumowałeś.
Teoria o Piotrku… Tak, bardzo trafna. Właściwie w punkt. Doskonale rozgryzłeś, o co mi chodziło. Mimo że nie powiedziałam tego wprost chciałam nakierować czytelników na taki trop i chyba w takim razie mi się udało do tego doprowadzić, opisując jedynie zachowanie chłopaka ;) To właściwie mnie podbudowało, że tak nakreśliłam sytuację, nie zdradzając jej sedna, że stała się oczywista (albo chociażby zrozumiała). Piotrek sam się nie domyślił, Kacper mu coś na pewno wspomniał o Marcelu, ale raczej nie to, że go prześladował, bo mimo wszystko nie jest to coś, czym by się chwalił przed kimkolwiek. Piotrek wiedział więc, że Marcel wiele dla Kacpra znaczył, nie znał jednak kontekstu całej sytuacji i dopiero kiedy widział reakcje Rogackiego na Wawrzyńskiego – wtedy na imprezie w altance i kiedy Marcel obsługiwał rodzinkę – zdał sobie sprawę, że coś jest bardzo nie tak. Potem na pewno dopytał się Wawrzyńskiego, jak było naprawdę, a ten mu powiedział.
Dochodząc do podsumowań… Mimo krytycznych uwag i zatrważającej ilości rzeczy, które Ci się nie spodobały, cieszę się, że końcowa opinia o tym opowiadaniu jest pozytywna i mimo wszystko dobrze spędziłeś przy nim czas.
Jeszcze raz dziękuję Ci za poświęcony czas i zaangażowanie w pisane komentarze – widać, że bardzo się do nich przyłożyłeś – i również pozdrawiam! :)
Cześć!
UsuńWidzę, że nie dane mi będzie dzisiaj skupić się na Twoim drugim opowiadaniu, bo muszę odnieść się do Twojej odpowiedzi. :) Czuję się do tego zobligowany, tym bardziej, że moje podsumowanie momentami było o wiele bardziej agresywne, niż mi się początkowo wydawało. We wstępie napisałem: „No i na koniec chciałbym jeszcze zaznaczyć, że nie jestem profesjonalnym krytykiem, więc wszelkie moje uwagi powinnaś traktować z przymrużeniem oka”. Nie przyszło mi do głowy, że aż tak bardzo przejmiesz się moimi słowami. Wydawało mi się, że wyczujesz celowe wyolbrzymienie. :)
„Chociaż za te nieszczęsne »pułki« to mi wstyd, przyznaję.” Nigdy nie wstydź się swoich błędów, bo ich popełnianie jest naturalną cechą dla ludzi. To na nich najwięcej się uczymy, zresztą, tak jak napisałem, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy się nie myli. Chciałbym także dodać, że błąd z półką wyjątkowo utknął mi w pamięci, bo... sam go kiedyś popełniłem. Pisząc swoje opowiadanie, zdarzyło mi się także dokonać przełomowego odkrycia w dziedzinie ornitologii według mnie sowy gruchają, nie pohukują. Tak więc nie jest z Tobą źle.
„Już wielokrotnie wspominałam, że »Druga szansa« jest mocno stylizowana i wszystkie te wyrażenia były zamieszczone specjalnie; wyolbrzymienia, infantylność, wszystko to raczej stosowałam świadomie [...]”. Jestem tego świadomy, dlatego nigdy nie napisałem, że popełniłaś karygodny błąd. Napisałem tylko, że w pewnych momentach trochę przesadziłaś, co i tak jest wyłącznie moją subiektywną opinią. :)
Mój problem ze Stephenem Kingiem jest taki, że jego twórczość przypomina mi coś na kształt gigantycznej amplitudy. Kilka jego książek przeczytałem z ogromną przyjemnością i zaangażowaniem, reszta wywołuje we mnie niechęć i politowanie. A trzeba zaznaczyć, że bardzo rzadko nie kończę zaczętych książek. Autor musi się wyjątkowo napracować, żeby do czegoś takiego doszło.
Być może umknęła mi informacja, że zamierzasz napisać kontynuację „Drugiej szansy”, być może zostałem w tej kwestii uświadomiony, ale o tym zapomniałem. Skoro jednak masz takie plany, to uwagi odnośnie do niedokończonych wątków pobocznych powinnaś całkowicie zignorować. Zwróciłem Ci uwagę tylko dlatego, że komentowałem to, co jest teraz, nie to, co będzie później. :)
„Nie uważam, żeby opowiadanie było zakończone źle – wszystko zamknęło się tak, jak chciałam.” Nigdy nie powiedziałem, że napisałaś złe zakończenie, a przynajmniej nie miałem takiego zamiaru. Takie zakończenie jest dobre w odniesieniu do głównego wątku, trochę gorsze w odniesieniu do wątków poboczny. Należy jednak podkreślić, że ma ono negatywny wydźwięk tylko przy założeniu, że zostawiłabyś te opowiadanie w spokoju i nie pisałabyś kontynuacji. Tak jak napisałem powyżej, skoro planujesz drugi tom, to uwagi do zakończenia są bezzasadne i powinny być przez Ciebie zignorowane.
Usuń„Słowa jakobym »ograniczała się do minimum« są dla mnie odrobinę krzywdzące.” Przyznaję, że w przytoczonej przez Ciebie wypowiedzi wyjątkowo niefortunnie się wyraziłem. Jeżeli Cię uraziłem, to przepraszam, bo naprawdę nie miałem takiego zamiaru. „Decydując się na publikację opowiadania w Internecie, musiałaś mieć świadomość, że nie piszesz już tylko dla siebie. Nie możesz więc ograniczać się do minimum, bo to nie przyciągnie do Ciebie nowych odbiorców.” Szczerze mówiąc, nie do końca wiem, jak zwerbalizować swoje myśli, żebyś znowu nie poczuła się dotknięta. Na pewno nie chciałem zasugerować, że pisałaś opowiadanie na odpierdol (o czym świadczy chociażby fakt, że wyraziłem swój zachwyt nad dobrze dopracowaną fabułą). W tej wypowiedzi nadal odnosiłem się do niedokończonych wątków pobocznych, więc chciałem jedynie podkreślić, że skupienie się na głównym wątku (mówię tutaj o ostatnich rozdziałach) może być odebrane właśnie jako ograniczanie się do minimum. Myślę, że chodziło mi o to, że końcówka Twojego opowiadania wygląda trochę tak, jakbyś się spieszyła z jej napisaniem, nie znaczy to jednak wcale, że się przy niej nie napracowałaś. To „minimum” miało raczej oznaczać, że skupiłaś się na dopracowaniu i zakończeniu głównego wątku, przez co ucierpiały wątki poboczne. Tyle że to znowu wiążę się z tym, że nie byłem świadomy Twoich przyszłych planów. W takiej sytuacji w ogóle nie pisałbym o tym, czego mi zabrakło, bo to logiczne, że na wspomniane wyjaśnienia przyjdzie czas później. Mam nadzieję, że teraz wyraziłem się trochę bardziej zrozumiale i wiesz już, że nie zamierzałem oskarżać Cię o działanie po łebkach. :)
„Dlatego cytując »nie piszesz już tylko dla siebie« zgadzam się, ale przy okazji poprawiam – pisałam głównie dla siebie.” Zdaję sobie z tego sprawę, bo czytałem Twoje wcześniejsze wypowiedzi i wiem, że początkowo nie zamierzałaś nawet publikować tego opowiadania. Chodziło mi o to, że kiedy publikujemy coś w Internecie, musimy liczyć się z tym, że czytelnicy nie siedzą nam w głowach i nie wiedzą, jakie mamy plany. Powinniśmy mieć więc na uwadze ich odmienne interpretacje i nierzadko nieoczekiwane reakcje na pewne wydarzenia/sytuacje. Gdybyś zaczęła czytać moje opowiadanie, to wiedziałabyś, że moi czytelnicy zaczęli postrzegać Hermionę jako potwora, który wiecznie o wszystko się czepia. Celowo wyolbrzymiłem zachowanie panny Granger, ale zapomniałem, że nie piszę opowiadania dla siebie. Moi czytelnicy nie wiedzą jeszcze, co zaplanowałem, więc oceniają ją przez pryzmat bieżących wydarzeń. Ja, jako autor, wiem, co wydarzy się później, więc oceniam jej zachowanie w szerszej perspektywie i przez to zupełnie inaczej ją odbieram. Mam nadzieję, że po raz kolejny wyraziłem się jaśniej i nie czujesz się już urażona. :)
„To że było publikowane w bardzo szybkim tempie nie oznacza, że tak samo szybko przychodziło mi pisanie go.” Akurat tego nie musisz mi tłumaczyć. Ja zacząłem publikować swoje opowiadanie dopiero wtedy, kiedy skończyłem pisać pierwszy tom (zajęło mi to rok). Mimo że mam gotowych 57 rozdziałów pierwszego tomu i jakieś 20 rozdziałów drugiego, na swoim blogu opublikowałem dopiero 32 części. Dlaczego? Po pierwsze, dopiero po opublikowaniu drugiego/trzeciego rozdziału zacząłem współpracować z betą. Dzięki jej pomocy wyeliminowałem wiele złych nawyków, więc teraz poprawiam błędy i wdrażam to, czego się nauczałem. Po drugie, nie zawsze mam czas na zajmowanie się blogiem. Jak słusznie zauważyłaś, jesteśmy tylko ludźmi, więc czasami mamy wszystkiego dość, brakuje nam weny lub po prostu nasze problemy nie pozwalają nam zajmować się wirtualnym życiem. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że doskonale wiem, ile wysiłku kosztowało Cię napisanie tego opowiadania. Tak jak napisałem powyżej, nigdy nie zamierzałem sugerować, że pisałaś na odpierdol. Proszę więc, byś o tym nie zapominała. :)
Usuń„I, nie wiem, czy zauważyłeś, ale Kacper był swojego czasu – na początku opowiadania – o niego zazdrosny :)” Przeszło mi coś takiego przez myśl. :) Wydawało mi się nawet, że w którymś komentarzu o tym pisałem, ale widocznie miałem tylko takie plany i na tym się skończyło. Być może bałem się, że dokonam nadinterpretacji tekstu i tylko niepotrzebnie się zbłaźnię. :D
„Za ten cios w twarz przepraszam.” Bez przesady. Nie tylko Marcel potrafi wyolbrzymiać drobnostki. Ja, jak widać, także mam z tym problem. :)
„Jeżeli zaś chodzi o to, jak Marcel może reagować na związek z Wawrzyńskim zapraszam do bonusu „pierwszy dzień związku”, tam można trochę zorientować się w sytuacji.” Czytałem ten bonus. Ciężko jednak cokolwiek na jego podstawie wywnioskować, skoro opisuje on pierwszy dzień związku. Ale nie powiem, Marcel zachował się w nim tak, jak można się było tego po nim spodziewać nadal nie może pogodzić się z myślą, że Kacper nie jest mu obojętny. Chyba tylko Rogacki mógł jednego dnia rzucić się na Wawrzyńskiego jak sęp na padlinę, a następnego dnia planować zakończenie swojego związku. :D Co, swoją drogą, znowu pokazuje jego dziwny sposób myślenia. Nikt, komu na kimś nie zależy, nie spędziłby tyle czasu przed lustrem. :D
„Swoją drogą… Kacper naprawdę przypomina Greya? Jeżeli tak, mogę iść postawić sobie krzyżyk nad grobem.” Trochę tak, przynajmniej ja w kilku momentach odniosłem takie wrażenie. Ale spokojnie, to nic złego. To, że w pewnych kwestiach go przypomina, nie znaczy od razu, że jest równie dziwaczną postacią. No i nie zgadzam się z tym, że Kacper nie jest bogaty. Jasne, formalnie niewiele należy do niego, tyle że biedni ludzie nie zapraszają potencjalnych partnerów na tak drogie kolacje. :D
Wiesz, podsumowanie składało się przede wszystkim z uwag, bo gdybym zaczął powtarzać wszystkie pochwały, których udzieliłem Ci w poprzednich komentarzach, to moja wypowiedź zrobiłaby się dwukrotnie dłuższa. :D
Jeszcze raz pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Kuba się nie odzywa do Marcela więc może jednak była jakaś prawda w tym co mówił Kacper, chociaż fajnie by było jakby Marcel i Kuba się zaprzyjaźnili, no no pięknie Kacper się obraził ale właśnie czy nie ma tutaj miejsce sprowokowanie Marcela do działania i żeby to on wyszedł z inicjatywą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńKuba teraz się nie odzywa, więc może była jakaś prawda w tym co mówił Kacper, no no Kacper obraził się nam na Marcela ale czy właśnie nie chciał tym sprawić aby sam Marcel tym razem wyszedł z inicjatywą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Nie mogę się już doczekać nowego opowiadania. Mam aktualnie gorsze dni, więc odświeżam sobie rozdziały zarówno "Drugiej szansy", jak i "Zostań o poranku" i to naprawdę pomaga. Przywołuje uśmiech na twarzy i chociaż na chwilę daje satysfakcję z odcięcia się od rzeczywistego świata. I tak, chętnie bym coś jeszcze poczytała o Kacprze i Marcelu (tak samo zresztą o parze z "Zostań o poranku"), ale rozumiem, że z punktu widzenia autora ciągnięcie ich historii może być ciężkim zadaniem. Jednak gdybyś kiedykolwiek za nimi zatęskniła i zdecydowała się na jakikolwiek dodatek, ja zawsze jestem chętna. Na pewno przeczytam z przyjemnością. Może nie tutaj, ale na Wattpadzie. Dodatkowo muszę nadmienić, że wcale nie uważam "Drugiej szansy" za gorszą. Pokochałam ją równie mocno co "Zostań o poranku". Czasami mam ochotę znaleźć coś równie uroczego i niewinnego (no dobra, ich początki były trudne, ale mniejsza o to) jak relacja Marcela i Kacpra, ale wbrew pozorom to naprawdę trudne zadanie. Na co nie trafię, zawsze jest przesada w którąś stronę, a ja bym chciała, aby mimo wszystko wyglądało to tak naturalnie jak tu. Dobra, rozpisałam się, ale chcę, żebyś wiedziała, że wciąż tu jestem (ha, przeglądałam właśnie "Drugą szansę" i zobaczyłam informację o aktualizacji!) i tęsknię ��
OdpowiedzUsuńDzięki, potrzebowałam twojego komentarza, żałuję, że zobaczyłam go dopiero teraz, ale od razu mi się jakoś cieplej na sercu zrobiło! <3 Od pewnego czasu nie wchodzę tak często ani na bloga ani na Wattpada, ale miło mi, że wciąż do mnie zaglądacie i dajecie o sobie znać. Tym bardziej się cieszę, że moje teksty pomogły ci przeżyć gorsze chwile i ponownie wywołały uśmiech, chyba nie mogłabym usłyszeć niczego lepszego :3
UsuńJeżeli zaś chciałabyś poczytać coś więcej o Marcelu i Kacprze to… Może nadarzy się taka okazja. Coś tam powoli skrobię, chociaż przychodzi mi to z trudem. Sama nie wiem czy przerwa mi służy, czy jest dokładnie na odwrót, ale czuję coraz większą potrzebę, by w końcu napisać coś nowego, bo źle mi z tym, że siedzę i piszę tyle, co kot napłakał, zwłaszcza w okresie zimowym, który kiedyś najbardziej służył mojej wenie. Tym bardziej czuję się zmotywowana twoim komentarzem, wiec chyba zaraz odetnę się od świata i odpalę Worda, żeby pójść do przodu z tematem. ;)
A co do „Drugiej szansy” to ulżyło mi, że powtórne przeczytanie wcale nie sprawiło, że mniej ci się podoba. Relacja Kacpra i Marcela jest naprawdę wyjątkowa i również uwielbiam czytać momenty stricte z nimi (chyba nie wychodzę na nieskromną? XD). Mamy podobne gusta jeżeli chodzi o relacje bohaterów, też cenie sobie w książkach naturalność, dlatego zawsze się staram, by dać postaciom „czas”.
Bardzo dziękuję, że miałaś ochotę napisać mi komentarz również tutaj, na blogu. Też tęsknie i mam nadzieję, że niedługo wrócę do pisania na dobre, by mieć z wami więcej kontaktu. <3