środa, 17 października 2018

Rozdział 28

Jak pokazywał mu telefon było przed drugą w nocy, czemu akurat wyjątkowo nie chciał wierzyć. Jak to możliwe, że cztery godziny upłynęły mu tak, jakby zlały się w jedną? I jak to możliwe, że wciąż mógł odczytać takie małe literki na wyświetlaczu?!

Nie znał odpowiedzi na te pytania, zresztą tak samo, jak i na wiele innych. Właśnie wychodził z łazienki, chociaż wychodził to zbyt dużo powiedziane – on raczej się wytaczał, podtrzymując się ściany. Chodzenie sprawiało mu problemy, jednak parł uparcie do przodu, a przy tym uśmiechał się pijacko. Bawił się wyśmienicie! A alkohol wypełniał jego żyły chyba zamiast krwi, dlatego miał tyle sił!

Zbawienna moc procentów, zaśmiał się w myślach, akurat w chwili, kiedy wychylił czyjegoś drinka. Był słodki i ciepły, zrobiony chyba z soku pomarańczowego, syropu malinowego i wódki, chociaż Marcel mógł być już tak znieczulony, że nie wyczuwał innych smaków.

Teraz nie bardzo już zwracał uwagę na innych. Owszem – byli tu. Śmiali się, rozmawiali, siedzieli na podłodze… Mieli się świetnie. Gadał z nimi, chociaż było to bardziej jak krzyczenie do ściany i odpowiedzi ściany do ściany.

Nikomu to nie przeszkadzało.

Czując się jak na skrzydłach doczłapał do balkonu. Było mu tak gorąco, że czuł pot wstępujący na czoło, więc ochłodzenie wydawało mu się teraz najlepszym pomysłem.

Wychodząc na balkon, potknął się o próg. Spojrzał na niego gniewnie, gotowy rzucić w jego stronę ładną wiązanką, ale postanowił to sobie odpuścić i zamiast tego opadł ciężko na barierkę. Był tu już dzisiaj, pamiętał to. Patrzył w to samo niebo, które teraz pokryte było licznymi chmurami. Nie było widać już żadnych gwiazd. Mimo to, dobrze się tu czuł. Lubił tę wysokość. Podobała mu się panorama nocnego miasta; mokre od deszczu jezdnie i samochody mknące gdzieś szybko, jak gdyby nie było zakazu prędkości, jak gdyby nikt nie mógł ich złapać.

Jego też nie mogli!

Nie dzisiaj, nie w tym momencie. Nie, kiedy czuł się tak dobrze, jakby faktycznie nie było żadnych zakazów, które by go ograniczały.

I że niby alkohol to taki zły kompan? Zdecydowanie się z tym nie zgadzał.

Wziął głęboki wdech, przymknął oczy. Czuł na twarzy i we włosach lekki wiatr, który orzeźwiał jego zmęczone, ociężałe ciało.

– Przeszkadzam? – Odwrócił się szybko. Zbyt szybko jak na jego stan, tak szybko jak te samochody, że aż wzrok mu się rozmazał, a w głowie się zakręciło.

– N-nie – wybełkotał, skupiając wzrok na Kacprze, który już stał obok i przyciągał go delikatnie w swoją stronę.

– Wybacz, nie czuję się zbyt pewnie, kiedy stoisz przy barierce, a przed tobą jest dziesięć pięter w dół. – Zaśmiał się, dokładnie w chwili, kiedy Marcel wpadł na jego klatkę piersiową. Podtrzymał go, chociaż Rogacki i tak już zdążył się wszczepić w jego ramiona, by utrzymać równowagę.

– Bzdury. Przyznaj, że to po prostu wymówka, żeby mnie tak trzymać – mruknął cicho, nie mając już siły na wygłupy. W końcu miał okazję do tego, na co miał ochotę wcześniej. Wtulił twarz w ramię Kacpra i oddychał spokojnie, czując, jak stopniowo to spięte ciało zaczyna się rozluźniać wraz z nim.

– Nie, ale jeśli akceptujesz tę bliskość, to chętnie przy niej zostanę bez żadnych wymówek – powiedział wcale nie głośniej. Chyba nie chciał psuć tego spokoju. Dłońmi tak samo delikatnie jak zawsze, kiedy go dotykał, zaczął przeczesywać splątane włosy, na co chłopak uśmiechnął się leciutko.

– To przyjemne – przyznał. Słyszał, że jego głos był niewyraźny i bełkotliwy, ale nie był w stanie się tym przejmować. Nie przejmował się też tym, że Kacper wcale nie wydawał się taki pijany, jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Chyba przystopował z piciem, kiedy to Marcel wlewał w siebie wszystkie te kieliszki i szklanki…

– Też tak myślę – odparł, chwytając w palce niesforne kosmyki. Potem odchylił jego głowę, żeby mogli na siebie spojrzeć. – Trzymasz się jakoś?

– Jestem kompletnie pijany – wybełkotał. – Ale tak sztos pijany. Ale w taki… fajny sposób, wiesz? – Kacper mu przytaknął. – Nie to… co ty. Trzeźwa buła – mruknął, po czym poczuł, jak ramiona chłopaka zaczynają się lekko trząść. Spojrzał na niego uważniej, ale obraz był tak zamazany, że ledwo co widział malujący się na Kacprowej twarzy uśmiech. – Nie śmiej się ze mnie!

– Gdzieżbym śmiał – odparł szybko, chociaż Marcel czuł to całym sobą! Czuł jak nic, że chłopak dalej się śmiał. Nie żeby zaraz się tym przejmował. Wzruszył po prostu ramionami i znowu oparł głowę na Kacprze.

– Myśl sobie, co chcesz – bąknął, powracając do stanu maksymalnego zrelaksowania. Trwał on trochę, tak że niemal zaczął przysypiać, ale wtedy znowu usłyszał niski, spokojny głos.

– Wracajmy, dobrze? Pójdziesz spać – zaproponował Kacper, na co Marcel skinął głową. Spanie wydawało się dobrym pomysłem.

Dał się poprowadzić, a kiedy już weszli do środka, spojrzał na leżącą na kanapie Agę z Antkiem oraz na Piotra krążącego po kuchni.

– Gdzie reszta? – wymruczał sennie.

– Zamówili taksówkę i pojechali do domu – oznajmił Kacper, a słowa te przez dłuższy moment przechodziły przez głowę Marcela.

On nie chciał wracać – nie miał na to siły. Wolał faktycznie się już położyć. Chyba zresztą tak jak Aga z Antkiem, oni też totalnie odpadli. Frajerzy. On chociaż jeszcze jakoś się trzymał…

– Ja też zaraz będę spadał – doszedł do niego głos Piotra, więc odkręcił głowę w jego stronę. – Trochę ci tu ogarnąłem i nie, nie musisz dziękować – zwrócił się do Kacpra, uśmiechając się półgębkiem.

– Ale to robię. Zresztą zaraz do ciebie jeszcze przyjdę. Tylko go odprowadzę.

A i owszem, Kacper zaprowadził go gdzieś. Sam już nie wiedział gdzie, bo w pomieszczeniu panował półmrok. Nie obchodziło go to. Zarejestrował tylko, że Wawrzyński ułożył go na łóżku, w którym od razu się zatopił, przymykając powieki z zadowoleniem.

– Śpij dobrze – szepnął, przesuwając palcami po jego czole. Odgarnął mu włosy.

– A ty gdzie będziesz spał? – zapytał zmartwiony. – Kanapa jest zajęta – uświadomił sobie ledwo przytomnie. Poklepał zaraz miejsce koło siebie. – Położysz się przy mnie. – Ni to spytał, ni to zażądał. Usłyszał za to ciężkie westchnienie, jakby Kacper stanął właśnie przed wielkim, życiowym wyborem, mającym wpłynąć na całe jego życie.

– Nie chcę, żebyś źle się czuł…

– Nie, w porządku. Nie lubię spać sam w nowym miejscu – wymruczał, siląc się na wyjaśnienia. – Więc zostań, okej? – szepnął, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie więcej energii.

– Okej, zaraz do ciebie przyjdę – odparł, a Marcel się ucieszył.

Zatapiając się w miękki materac, myślami błądził gdzieś po zakątkach swojego umysłu. Była to przyjemna podróż, w której wszystkie jego myśli wirowały, a on wirował razem z nimi. Jednak przez tę kurtynę zadowolenia zaczęło przebijać się coś innego; jakiś ciężki do stwierdzenia dyskomfort, ucisk gdzieś w okolicach brzucha.

Co to mogło być…?

Spodnie, odpowiedział sobie chwilę potem. Postarał się je zignorować, ale im bardziej się starał, tym bardziej go uciskały, więc w końcu, pobudzając z trudem ociężałe dłonie, rozpiął guzik razem z zamkiem i zsunął je dokładnie odrobinę poza swoje pośladki. Dalej nie miał już siły się z nimi użerać, zwłaszcza że były za ciasne, jakby na osobę znacznie drobniejszą od niego. Jakby, kurna, przytył z dziesięć kilo. Albo tak spuchł.

Jakkolwiek by nie było męczył się strasznie z tymi do połowy ściągniętymi spodniami, więc kiedy Kacper tylko wszedł z powrotem do pokoju od razu wykorzystał sytuację.

– Hej… Możesz… Możesz mi pomóc? – wychrypiał, zerkając na stojący przy łóżku cień.

– Co się dzieje? – usłyszał zaniepokojony głos, który nie wiadomo czemu, nagle bardzo go rozbawił.

– Mam problem ze spodniami.

– Co?

– Pomóż mi je zdjąć. Zaraz odetną mi dopływ krwi do nóg – wytłumaczył. Odpowiedziała mu cisza. A potem słabe światło lampki rozświetliło pokój, ukazując Kacprowi ten obraz całkowitej rozpusty. – Są za ciasneee – jęknął znowu. – Po prostu pociągnij za nogawki.

– Nie wierzę… – doszło do Marcelowych uszu. Oczy natomiast wpatrywały się w niepewną minę Kacpra, który wyraźnie starał się na niego nie patrzeć. Podszedł do niego i łapiąc go za stopę, najpierw zsunął jedną nogawkę, potem drugą, aż w końcu całkiem pozbył się spodni Marcela i odłożył je na pobliskie krzesło.

– Dzięki. Od razu lepiej – wymruczał, przesuwając nogami po materacu, jakby na potwierdzenie swoich słów. Kacper natomiast zapatrzył się na niego, przesunął spojrzeniem od jego stóp aż po biodra i natychmiast odwrócił wzrok.

Marcel zachichotał.

– Właściwie koszulkę też bym zdjął.

– Ani mi się waż.

– Ta śmierdzi alkoholem. Nie możesz mi dać jakiejś swojej? – zapytał, spoglądając prosto w podejrzliwe oczy. – Coś… luźnego?

– Rogacki… – warknął, ale podszedł do szafy i pogrzebał w niej chwilę, by zaraz wyciągnąć z niej jakąś bawełnianą koszulkę. – Masz – powiedział, rzucając w jego stronę ubranie, a potem odwrócił się ostentacyjnie. Marcel podniósł się jakoś na łokciach i wyswobodził z wcześniejszego ubrania, po czym ubrał najmilszą w dotyku koszulkę, jaką kiedykolwiek miał sposobność nosić. Całkowicie wyczerpało go to z sił, więc z powrotem opadł na łóżko.

– Już – szepnął. – Dzięki.

– W porządku – padło spokojnie. Kacper, spoglądając na niego, również postanowił się przebrać. Marcel więc podglądał spod przymrużonych powiek, jak najpierw ściąga górę i zakłada na siebie luźny podkoszulek, po czym zdejmuje spodnie i wkłada jakieś inne; krótkie, najpewniej od piżamy.

– Zgaś – poprosił, nie mając już praktycznie w ogóle siły. Nie musiał się powtarzać. Wystarczyło kilka sekund, by światło w pokoju zgasło.

Zapanowała cisza. Marcel usłyszał jakiś szmer oraz odgłos stąpania po podłodze, aż w końcu łóżko zaskrzypiało i ugięło się pod ciężarem Kacpra.

– Na pewno? – zapytał Wawrzyński, ale nie spotkał się z żadną odpowiedzią. Marcel był zbyt wyczerpany i śpiący, żeby jeszcze się trudzić mówieniem. Kacper więc odpowiedział sobie sam i już po chwili leżał na drugim końcu łóżka, lecz zanim ułożył się wygodnie, przykrył chłopaka kołdrą, by nie marzł w nocy.

– Dobranoc, Marcel. – Usta Rogackiego wygięły się w sennym uśmiechu. Nie zdarzało się często, by Kacper mówił do niego po imieniu…

– Dranoc, cper – wymamrotał, po czym zasnął.

Miał dobry, głęboki sen, przynajmniej dopóki się nie wybudził. Wtedy też odwrócił się, by było mu wygodniej i natrafił na ścianę. Dziwna to była ściana, jakaś taka bardziej wypukła i wklęsła w niektórych miejscach, do tego przyjemnie ciepła i, co najdziwniejsze, chyba się poruszała.

Tak, zdecydowanie. Marcel wyraźnie mógł wyczuć, jak wznosi się delikatnie i opada, a na dodatek tężeje cała, kiedy tylko przerzucił przez nią rękę i przysunął się bliżej.

Zasnął ponownie.

Kiedy się obudził już tak na dobre, pierwsze co do niego dotarło to to, że nie miał na sobie spodni i leżał nie na swoim łóżku. Wtedy jeszcze nie otworzył oczu, ale już czuł iskierki przerażenia, rodzące się gdzieś w jego głowie. Mógł wyczuć padające na niego promienie słoneczne, które rozświetlały obraz pod jego powiekami na pomarańczowo.

W końcu otworzył oczy. Z trudem rozejrzał się wokoło. Powoli połączył fakty.

Był w sypialni Kacpra, to pewne, spał w jego łóżku rozebrany, a to przeraziło go bardziej niż cokolwiek, co go w życiu spotkało.

Niemalże go sparaliżowało. Z trudem spojrzał w dół na swoje ciało. Jego opalone nogi mocno kontrastowały z nieskazitelną bielą prześcieradła, a góra… Miał na sobie nie swoją koszulkę, a jakby tego było mało na jej środku widniała ogromna podobizna… Batmana. Tak, dokładnie.

Spał w koszulce z Batmanem.

Niżej upaść nie mógł.

Rozbawiło go to trochę chociaż nie na długo. Niepewność i stres powróciły praktycznie od razu. Marcel niemal histerycznie starał się przypomnieć sobie, jakim cudem znalazł się w tej sypialni oraz co działo się potem. Przecież nie mogło do niczego dojść, prawda?

Zabiłby się, gdyby było inaczej.

Jakby tego wszystkiego było mało, głowa bolała go tak bardzo, że ledwo był w stanie utrzymać ją w górze, a każdy nawet najmniejszy ruch objawiał się lawiną igieł wbijających mu się pod czaszkę. Zresztą nie tylko głowa była poszkodowana, gardło miał tak wysuszone, że nawet nie mógł poruszyć językiem, z żołądkiem zresztą też nie było najlepiej.

Na szczęście ktoś, Marcel celowo nie dopuszczał do siebie myśli kto, postawił na szafce przy łóżku butelkę wody, za którą od razu złapał i wypił sporą część zawartości. To pomogło tylko częściowo – ugasiło pragnienie, ale w brzuchu zaczęło mu się niebezpiecznie przelewać.

– Już nie śpisz? – Nawet nie zauważył, kiedy do pokoju wszedł Kacper. Miał na sobie krótkie spodenki i jasny podkoszulek, na dodatek wcale nie wyglądał jakby miał za sobą ciężką, alkoholową noc. Marcel łypnął na niego podejrzliwie, będąc w parszywym humorze. Łatwo było mu myśleć, że ten dupek zaciągnął go do swojego pokoju, a potem…! Potem niby co?

– Jak widać – mruknął, odwracając od Kacpra wzrok.

Naprawdę oni coś wczoraj…? Czuł się okropnie, a na samą tę myśl było mu jeszcze gorzej. Dlaczego, cholera, nic nie pamiętał!? Nie żałował sobie wczoraj alkoholu, ale dzisiaj dałby wszystko, żeby być mądrzejszym i zakończyć picie na tych kilku, a nie kilkunastu kieliszkach wódki. Nie mówiąc już nic o tych, pożal się Boże, drinkach.

– Hej… – zaczął Kacper, chyba bardziej po to, żeby Marcel w ogóle na niego spojrzał. Ten, owszem, zrobił to, chociaż na policzkach czuł malujące się rumieńce wstydu. Gdyby mógł to chyba by się zapadł pod ziemię, ale że nie mógł… – Wiedziałem, że tak będzie. – Westchnął ciężko Kacper. Przysiadł na łóżku. Spojrzał mu uważnie w twarz, był poważny i skupiony. – Pamiętasz coś w ogóle?

Słowa te przeraziły Marcela jeszcze bardziej. Czyli powinien coś pamiętać, do cholery. Wydarzyło się coś, czego nie powinien był zapominać, a on zapomniał!

– Nie miej takiej miny. Nic się nie działo – zapewnił go Kacper.

– Nic w sensie, że my nie…? – zaczął zachrypniętym, zmęczonym głosem.

– Cóż, zaprosiłeś mnie do mojego własnego łóżka – odparł, tym razem już mniej poważnie. Na jego twarzy wymalował się rozbawiony uśmieszek. – Jezu, nie rób takiej miny. Po prostu spaliśmy, okej?

– Ja tam nie wiem – mruknął, czując, że zaraz spłonie ze wstydu.

– Ja wiem – odpowiedział pewnie Kacper, powoli wstając. – Zresztą, nie upadłbym tak nisko, żeby się do ciebie dobierać, kiedy byłeś ledwo przytomny.

– No ja nie wiem! – Niemal pisnął.

– Ja wiem – odpowiedział tak samo, kierując się w stronę drzwi.

– A co z tym, że mam na sobie twoje ciuchy!? I nie mam spodni?!

– Było ci niewygodnie? – zasugerował Kacper, oglądając się na niego z progu. Po jego twarzy w dalszym ciągu błąkał się ten pełen zadowolenia uśmieszek.

– Bawi cię to, przyznaj – warknął przez zaciśnięte zęby. Gdyby nie czuł się tak źle, to już by powiedział Kacprowi, co o tym myśli!

– Nie bawi. Po prostu myślę, że chciałbym widzieć to częściej. Ciebie rano w moim łóżku, w moich ciuchach – mówił, a z każdym jego słowem Marcel czerwienił się coraz bardziej.

– Śnisz. – Opadł bez sił na poduszki.

– Na szczęście nie – doszło do niego już zza drzwi, na co jęknął cichutko i zacisnął mocno powieki. Ten człowiek go kiedyś wykończy.

Uspokojony, pozwolił sobie odpocząć jeszcze przez chwilę. Za wszelką cenę starał się nie myśleć o pulsującej głowie i przewracającym się do góry nogami żołądku, nie myśleć o wymiocinach, które cały czas gdzieś tam były i tylko czekały, by wydostać się na zewnątrz. Ale nie, nie, nie. Nie będzie wymiotował, nie w tym domu, nie przy Kacprze. Zamiast tego musiał się skupić na czymś innym. Chciał przypomnieć sobie, jak to wszystko się potoczyło. Początek pamiętał bardzo dobrze, tylko później miał problemy. Obraz był zamazany, nieostry. Pamiętał, że był z Antkiem na balkonie, przypomniał też sobie ich rozmowę, pamiętał śpiewające dziewczyny i Kacpra, z którym siedział tak blisko, że teraz wydawało mu się to nie do pomyślenia… Potem dorwała go Ania z Agą i zaciągnęły go przed telewizor, gdzie dał popis swoich wokalnych umiejętności. Tego na szczęście nie wstydził się aż tak bardzo… Potem były tylko urywki. Śmiejący się Piotrek, kiedy Aga usiłowała pomalować mu usta błyszczykiem, Antek, który uparł się, że chce kisiel i, oczywiście, takowy kisiel sobie zrobił. Później niestety wylądował on prosto na bluzce Kingi, kiedy chłopak wpadł na nią z impetem. Pamiętał siebie siedzącego na blacie w łazience, gdzie towarzyszył Kindze, kiedy ta prała w rękach ubranie, okryta koszulą Tomka.

To był dobry wieczór. Noc właściwie też. Jak przez mgłę przypomniał sobie swoją podróż na balkon, świeże powietrze na twarzy, zapach deszczu i Kacpra, którego dłonie przeczesywały mu włosy…

Tyle pamiętał. Nie były to złe wspomnienia. Myśląc o tym, uśmiechnął się półgębkiem. Ten dobry stan niestety nie trwał długo, spowodowany przez ucisk głowy i ogólne złe samopoczucie. Zmusił się jakoś, żeby się podnieść i znowu upił kilka łyków wody. Potem chciał wstać, ale dokładnie wtedy zjawił się Kacper z kubkiem.

– Zrobiłem herbaty. Wyglądasz jakbyś jej potrzebował – rzucił, podchodząc do Marcela. Podał mu kubek prosto do rąk.

– Dzięki, najlepiej mi zasugerować, że wyglądam gównianie – mruknął, przyjmując napar. Uśmiechnął się kącikiem ust do Kacpra, po czym upił kilka łyków. – Powinienem się zbierać. – Westchnął dokładnie w chwili, kiedy materac koło niego ugiął się pod ciężarem drugiego chłopaka.

– Wcale nie. Mogę ci zrobić jakieś śniadanie, nawet nie musisz wstawać.

– I czym jesteś gotowy mnie przekupić? – Zaśmiał się ochryple, zerkając na niego spod rzęs.

– Jak o tym myślę, to jedyne co zostało, to tosty z dżemem. – Przesunął dłoń po bladym policzku. Wydawał być się mocno niewyspany. – Chyba że pójdę do…

– Daj spokój. Po pierwsze i tak bym niczego nie przełknął, po drugie tosty z dżemem to śniadanie, za które tak czy inaczej dałbym się przekupić.

– Zapamiętam na przyszłość – odparł, po czym tak jak Marcel oparł się plecami o ścianę. Przez chwilę milczeli obydwaj, oddychając jednym rytmem. Kacper spoglądał na towarzysza, który przymknął powieki i delektował się słońcem na twarzy. Gdyby nie czuł się tak beznadziejnie, to właściwie mógłby uznać to za całkiem udany poranek. Fakt, że dzielił go z Kacprem nawet tak bardzo go nie przerażał, właściwie to było całkiem na odwrót, chwile te napełniały go spokojem.

– Ktoś jeszcze został na noc?

– Antek z Agą.

– I są jeszcze?

– Nie, wygoniłem ich dwie godziny temu – odparł, a Marcel spojrzał na niego zaskoczony.

– Która godzina?

– Po dwunastej.

– Jezu… I czym sobie zasłużyłem na takie specjalne traktowanie? – zapytał, po czym niemal od razu pożałował wypowiedzianych słów. Mógł przecież sobie darować!

– No wiesz… – szepnął Kacper, spoglądając mu w oczy. Potem, dokładnie tak jak wczoraj, położył dłoń na jego własnej dłoni i trwali tak przez chwilę, podczas to której serce podeszło Marcelowi niemal do gardła. Poprzedniego wieczoru był pijany, a dzisiaj? Dzisiaj powinien to skończyć!

Tylko że nie potrafił, może nawet nie chciał? Chyba tak jak on jego, Marcel lubił dłonie Kacpra, które zawsze były takie łagodne i nienachalne. Przymknął powieki pozwalając sobie na chwilę błogiego spokoju.

– Wiesz, że nie lubię Batmana? – wypalił nagle, odwracając głowę w stronę chłopaka. Patrzył w jego oczy zacięcie, uważając, że to najlepszy moment na tę właśnie rozmowę.

– I to ma mnie odstraszyć? – zapytał Kacper, uśmiechając się półgębkiem.

– Mnie odstrasza – rzucił, spoglądając ukradkiem na wymalowaną postać na swojej koszulce.

– Zawsze możesz ją zdjąć – wypalił, szczerząc się już szeroko.

Marcel wyszarpnął dłoń i spojrzał na niego zszokowany.

– Chyba sobie żartujesz! – zakrzyknął, naciągając koszulkę niemal po same uda.

– Wczoraj nie miałeś z tym takich problemów – kpił sobie otwarcie, na co biedny, zdezorientowany Marcel pobladł niemiłosiernie. – Zwłaszcza po tym, jak kazałeś mi ściągnąć z siebie spodnie – śmiał się dalej, przyczyniając się do coraz większego szoku i wstydu.

– Nie zrobiłem tego! Przestań się ze mnie naśmiewać! – Zdenerwował się. Z tego wszystkiego prawie wylał trzymaną w lewej ręce herbatę.

– Właściwie to właśnie tak zrobiłeś – odpowiedział już poważniej. – Ale spokojnie, nie podglądałem.

– Jasne – mruknął niepocieszony i zanurzył usta w herbacie. Był beznadziejny po alkoholu, za każdym razem przekonywał się o tym coraz bardziej.

– No dobra, tylko trochę – przyznał przepraszająco, szczerząc do niego tę swoją głupią gębę.

– I jak widoki? – sarknął ironicznie.

– Całkiem, całkiem – przyznał, najwyraźniej bardzo dobrze się bawiąc. Marcel natomiast jęknął cierpiętniczo i odstawił kubek na szafkę. Koniec tego, pomyślał, zsuwając się z łóżka. Żołądek podsunął mu się do gardła, twarz zzieleniała, a on przełknął podchodzące do gardła wymiociny. Chyba to nie był za dobry ruch, to wstawanie.

Na szczęście opanował jakoś swój organizm. Przez chwilę opierał się o pobliską szafkę, nie był w stanie zrobić nawet kroku. Czuł w ustach smak alkoholu, a w przełyku kwas.

– Pójdę do łazienki – wytłumaczył się, wychodząc chwiejnie z pokoju.

– Jasne. Jakbyś czegoś potrzebował, to mów.

Marcel na szczęście niczego nie potrzebował – no może oprócz worka na twarz, bo ta wyglądała, jakby ją ktoś przeorał; niezdrowo zaczerwieniona, z kilkoma pryszczami, które pojawiały się u niego po alkoholu i niezbyt świeża.

 Kacper ma na co lecieć, zakpił w myślach, przesuwając palcami po skórze. Szybko ochlapał się wodą, po czym wycisnął pastę na palec i zaczął szorować nim zęby. Nie było to zbyt przyjemne, mocny zapach drażnił go, pogłębiając złe samopoczucie, ale za wszelką cenę postanowił się odświeżyć i jako tako prezentować. Nawet włosy przeczesał palcami i ułożył je jakoś, coby nie tworzyły na głowie okropnego gniazda, a miały do tego tendencje.

Umycie się i doprowadzenie do względnie normalnego stanu, zajęło mu dobre piętnaście minut. Po tym czasie wytoczył się z łazienki i od razu zawędrował w stronę salonu, gdzie też stacjonował Kacper. Wawrzyński obrzucił go uważnym spojrzeniem, popijając z wolna swoją kawę.

– Lepiej?

– Trochę. – Uśmiechnął się niemrawo. – Raczej nie mam umiaru w piciu – rzucił z żalem do samego siebie.

– Muszę się z tobą zgodzić. Ale za to wczoraj dobrze się bawiłeś. No i, bądźmy szczerzy, nie schlałbyś się tak gdyby nie Agnieszka.

– Ta to ma łeb – jęknął, nawet nie chcąc myśleć, ile dziewczyna wlała w niego alkoholu.

– I żadnego kaca. Szczęściara – odpowiedział, na co Marcel rzucił mu zbolałe spojrzenie.

– Szkoda, że ja nie jestem takim szczęściarzem. – Westchnął, szczerze żałując swojej wczorajszej libacji.

Na tym jednak jego pech się nie skończył, chociaż to było do niego prawdopodobne, nie? Zawsze musiał wpakować się w jakieś bagno. I tak też było tym razem. Stał przecież tylko, niczemu winny, kiedy to rozległ się dźwięk przekręcanego zamka, a w drzwiach pojawił się nikt inny jak Szymon. Marcela zamurowało.

Mężczyzna rzucił mu zaskoczone spojrzenie, zamrugał zdziwiony i zamknął za sobą drzwi. Potem zauważył siedzącego na kanapie Kacpra, który wykręcił głowę w jego stronę i spojrzał na niego z typowym dla siebie uśmieszkiem. Wzrok mężczyzny szybko jednak powędrował z powrotem do skamieniałego Rogackiego, który stał przecież jak sierota w samej koszulce i gaciach, i to jeszcze w nie swojej koszulce! Dobrze, że chociaż gacie jego, ale skąd Słowiński mógł to niby wiedzieć?!

– Hej… – rzucił, zrzucając z siebie wielkie torby, które trzymał na ramieniu. – Ładny widok zastaję po powrocie – powiedział, uśmiechając się blado, na co końcówki Marcelowych uszu poczerwieniały.

– Hej – bąknął.

– No cześć. Nie powiem, też mnie ten widok cieszy – rzucił swobodnie Kacper, zerkając na osłupiałego Marcela. Wstał nawet, by podać kuzynowi rękę, ale szybko odwrócił się w stronę Rogackiego i wskazał brodą na swój pokój. – Pójdziemy się ogarnąć, Szymek. Potem mi opowiesz jak tam ci zleciał twój przedwczesny miesiąc miodowy.

Marcel nie musiał tego słyszeć dwa razy. Sztywny niczym struna dał radę jakoś dotrzeć do pokoju Kacpra, gdzie od razu złapał za swoje spodnie i zaczął je chaotycznie nakładać. Ręce mu się trzęsły, brzuch protestował, a on uparcie wciskał nogi w nogawki. Wydawał się być totalnie osłupiały tą nagłą wizytą Szymona, chociaż przecież Kacper mu mówił, że ten się zjawi. Że to jego dom, a Kacper tylko tutaj sobie pomieszkiwał. Tymczasem on jakoś tak w swojej głowie uznał, że jest to miejsce Wawrzyńskiego i żaden Szymon nagle mu tutaj nie wyskoczy.

No to się zdziwił.

– To ja będę już się zbierał – powiedział dokładnie w momencie, w którym zrzucił z siebie koszulkę z Batmanem.

– Nie musisz wychodzić.

– I tak się już zasiedziałem – odparł, zakładając górę ubrania w mgnieniu oka. Nawet jakby Kacper chciał sobie popatrzeć, to raczej nie nacieszyłby się widokiem dłużej niż na dwie sekundy.

– Jak dla mnie mógłbyś się zasiedzieć i do wieczora – oznajmił z tym swoim charakterystycznym uśmiechem.

– Jeżeli chciałbyś się tłumaczyć mojej mamie… – mruknął, rozglądając się po pomieszczeniu. Niczego nie zapomniał…?

– Chętnie bym porozmawiał z twoją mamą jeszcze raz – odparł entuzjastycznie, czym zasłużył sobie na sceptyczne spojrzenie Rogackiego.

– A o czym to rozmawiałeś z nią za pierwszym razem?

– Skarżyła się na ciebie. I martwiła. Też bym się martwił jakbyś zasnął w wannie.

– Boże – sapnął, krzywiąc się brzydko. Że też Ewa nie miała z kim rozmawiać na takie tematy! – To nic takiego, po prostu byłem zmęczony – wytłumaczył się, przecierając dłonią policzek.

– To dało się zauważyć – przyznał mu, a w jego spojrzeniu zagościły psotne iskierki. Marcel przewrócił oczami.

– Wychodzimy? – szepnął niepewnie. Tym razem to Kacper przewrócił oczami i otworzył drzwi. Marcel dłonią wskazał mu, by poszedł pierwszy, po czym wyślizgnął się za nim. Po drodze na szczęście nie napotkali Szymona, mężczyzna musiał zamknąć się w swoim pokoju i chwała mu za to.

– Odwiózłbym cię, ale wolę nie wsiadać do auta po wczoraj – rzucił Kacper, przystając przy Marcelu, który zaczął zakładać buty.

– Przejdę się, to blisko, a może świeże powietrze mi pomoże, bo jak na razie jest z tym ciężko.

– Daj znać, jak będziesz się źle czuł.

– I co ci po tej wiedzy? – Westchnął, skarżąc się w duchu, że już mu było źle.

– Zawsze będę mógł przyjść i sprawić, że poczujesz się lepiej?

– Wątpię, żebyś był w stanie – rzucił sarkastycznie, zły na to, że Kacper tak zaczyna sobie z nim pogrywać.

– Myślę, że coś bym wykombinował – szepnął, nachylając się nad nim. Dosłownie w chwili, kiedy ostatnie słowo opuściło jego usta, te ułożyły się miękko na jego policzku w nikłym pocałunku. – Pa, Marcel – powiedział nisko, odsuwając się od niego z zadowoleniem wypisanym na twarzy.

Marcelowi natomiast zakręciło się w głowie, w piersi załomotało.

– Pa – rzucił panicznie, gwałtownie chwytając za klamkę. Wyszedł z mieszkania nawet się za siebie nie oglądając.

Co to miało, kurwa, być?

I czemu wydawało mu się to tak bardzo ekscytujące?!

 

  Aktualizacja: 09.11.2020 | 08.02.2021


*** 
Dla tych, którzy liczyli na jakieś większe akcje, to niestety (albo i stety) Kacper nie wykorzystał Marcela, a sam Marcel, mimo że mocno upojony, nie sprowokował go, by coś się w tym temacie zmieniło. Jakoś tak... nie pasowałoby mi to do ich zachowania, które wypracowali przez ten czas. 
Mimo to, mam nadzieję że się Wam podobało. 
Do następnego!

8 komentarzy:

  1. Nie wykorzystał?! xD *płacze ze śmiechu* Choć mam wrażenie, że Marcel czułby się lepiej, gdyby jednak Kacper go wykorzystał :P Nie byłoby kaca moralnego ;D

    To było genialne :D Marcelowi alkohol służy, szkoda tylko, że później ma dziurę w pamięci ;) I jeszcze za karę, że wodził Kacpra na pokuszenie, nadziałaś go na Szymona xD Nie wiem, któremu bardziej współczuje, ale chyba Kacper był tu zwycięzcą :)

    Pzdr

    PS: To chyba najlepszy rozdział jak dotąd :)
    PS2: Masz rację, gdyby posunęli się dalej, to nie byłoby to w ich stylu.
    PS3: I jak to teraz czekać na kolejny rozdział?! ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłoby kaca moralnego, ale Wawrzyński by dostał pewnie mocny wpierdol gdyby coś odwalił xD Ale nie odwalił, jak to on. No i sama myślę, że w nocy to bardziej on był pokrzywdzony, ale za to odbił sobie rano. :D
      Bardzo się cieszę, że rozdział się podobał i przyznam, że również należy do moich ulubionych.
      A czekać trzeba wytrwale :D Zwłaszcza że, jeżeli nic się nie zmieni, następny dodam chyba pod koniec października.
      Pozdrawiam! :3

      Usuń
  2. Super rozdział. Marcel jest niesamowity.Te jego wątpljwości, jest taką panienką i chciałabym i boję się. A Kaper... jednak niecb pojawi się Kuba i trochę namiesza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie przesadzajmy... Skoro pierwsze kilka rozdziałów Marcel kulił się w sobie jak tylko go widział, to nic dziwnego, że nie napastuje Kacpra ;) Chociaż wcale się nie zdziwię jak ostatecznie to od niego wyjdzie inicjatywa :D

      Usuń
    2. Unknown, Marcel ogólnie raczej za wszelką cenę stara się odrzucić od siebie to, że by chciał cokolwiek z Kacprem, mimo że powoli tak się właśnie dzieje. A co do Kuby, to pojawi się w następnym rozdziale :)
      Natomiast miodzio, bardzo fajna teoria, ale jako że znam odpowiedź, to nie będę się wypowiadać :D

      Usuń
  3. Hej,
    końcówka jest  naprawdę fantastyczna, Marcel tak wszystko przeżywa... wspaniale naprawdę udaje Ci się oddać te jego uczucia, biedny Kacper był wystawiony na pokusę, wielka szkoda, że Marcel rano nie pamiętał jak sam prosił o zdjęcie tych spodni czy o tą koszulkę jak także to, że chciał aby Kacper spał z mim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    ta końcówka o tak fantastyczna, Marcel wszystko tak bardzo przeżywa, biedny Kacper był wystawiony na pokusę ;) szkoda jednak, że Marcel rano nie pamiętał jak prosił o zdjęcie spodni czy tą koszulkę jak to, że sam z siebie chciał aby Kacper spał z nim... wyobrażałam sobie tą scene tak, że na początku nic nie pamięta, ale później powoli zaczyna przypominać sobie i nabiera takiego pięknego czerwonego kolorytu ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak mamy postęp w zachowaniu, ale, że tak bez żadnej dramy

    OdpowiedzUsuń