wtorek, 3 lipca 2018

Rozdział 14

Jak się okazało na drugi dzień, Kacper posiedział z Ewą jeszcze przez jakiś czas, nim zadzwoniła po niego potrzebująca grupa, a on opuścił ich mieszkanie. Mama, o zgrozo, nie była chętna, żeby się wygadać, o czym rozmawiała z Wawrzyńskim. Nie wydawała się już aż taka zła, ale mimo tego Marcel i tak chodził przy niej na paluszkach.

Cóż, chodził to za dużo powiedziane, bo odkąd tylko się obudził, nie opuścił łóżka na dłużej niż kilka minut. Ewa siedziała przy nim wytrwale cały poranek, wypytując się o tę całą jego miłość i czy to ona była odpowiedzialna za taki stan Rogackiego. Słusznie zauważyła, że coś niedobrego działo się z jej synem i starała się dopatrzeć przyczyn takiego, a nie innego zachowania.

Marcel za to kręcił jak mógł i ostatecznie nawet udało mu się uspokoić matkę bez przyznawania się, kim konkretnie jest ta osoba. I chwała Bogu! Nie wyobrażał sobie chwili, w której by się przyznał, że zauroczył się w facecie. Zwłaszcza że nie mógł przewidzieć reakcji rodzicielki… Na tę chwilę wolał jej nie dokładać zmartwień.

– Muszę lecieć do pracy. A ty odpoczywaj, rozumiesz? – Przytaknął posłusznie. Miał taki zamiar. W dalszym ciągu czuł się przemęczony i najzwyczajniej w świecie chciał pobyć w domu. Za dużo miał ostatnio wrażeń… No i nie chciał denerwować Ewy.

Kiedy już został sam, pozwolił sobie przymknąć na chwilę oczy. Głowa odrobinę mu doskwierała, tak samo zresztą jak kolano i kostka. Ta na szczęście nawet w połowie tak nie uwierała jak wczoraj, co znaczyło, że wszystko jest na dobrej drodze, by do jutra mu przeszło. To na pewno nie było żadne skręcenie, tak jak zresztą podejrzewał.

Nie chciał jednak myśleć o swoim złym stanie, coby nie popaść w żadną depresję czy inne gówno. Zamiast tego myślami powrócił do wczorajszych zdarzeń, głównie do Kacpra.

Targany odruchem aż potrząsnął głową.

Czy to naprawdę się wydarzyło?

I jeszcze fakt, że Wawrzyński był u niego w domu… Rozmawiał z jego mamą… Nie miał prawa, do cholery!

Najgorsza jednak była niewiedza. Marcel gorączkowo się zastanawiał, o czym mogli rozprawiać ci dwoje – o nim? A może skończyło się na podziękowaniach i wymienieniu kilku uprzejmości? Cóż, Ewa wydawała się być całkiem udobruchana wizytą Wawrzyńskiego, więc cokolwiek to nie było, chyba nie wyszło najgorzej, a on nie miał się czego obawiać.

Jednego był pewny – jego mama na pewno nie dowiedziała się, kim w przeszłości był dla niego Kacper, bo gdyby miała świadomość, z pewnością zachowywałaby się inaczej.

Dzięki temu mógł odetchnąć z ulgą. Męczyła go za to inna kwestia.

To co zrobił dla niego wczoraj Kacper, zdecydowanie zasługiwało na odrobinę wdzięczności. Niby padło jedno głupie: “Dzięki”, totalnie na odchodnym, ale, cholera, nie tak to powinno wyglądać. Bądź co bądź, Wawrzyński mu pomógł i, żal się przyznawać, gdyby nie on najpewniej wczoraj w ogóle nie dotarłby do domu, ale… On tak bardzo nie chciał być mu jeszcze za coś wdzięcznym! Świadomość, że miałby mu podziękować wywoływała w nim mdłości. Niemniej, z każdą minutą zdawał sobie sprawę, że tak po prostu wypadało. Bo on, w przeciwieństwie do Wawrzyńskiego, nigdy nie był dupkiem i nie chciał nim być. I, do diabła, Kacprowi się należało za to cholerne targanie go i podwózkę. Nie wspominając już o tym, że wniósł go ledwo przytomnego na trzecie piętro i…

Boże, jakie to było żenujące.

Jak przez mgłę przypomniał sobie swoją bezwładność, kiedy Kacper wyciągał go z auta. Nie pamiętał, czy o czymś wtedy rozmawiali…? Czy może wtedy już zasnął?

Nie miał pojęcia.

Jęknął niepocieszony, decydując się sięgnąć po telefon. Odblokował wyświetlacz, wszedł w kontakty i bardzo długo bił się z myślami.

Powinienem, pomyślał wpatrując się z uporem w numer Kacpra. W tym samym momencie przypomniał sobie również, jak to Wawrzyński do niego zatelefonował po ich pierwszej, wspólnej „imprezie”. Wtedy chyba… jakby go przeprosił za swoje słowa. Cóż. Tym razem to Marcel musiał to zrobić.

Czując, że serce zamiera mu w piersi, zadzwonił. Z rosnącym zdenerwowaniem nasłuchiwał sygnałów. Z nerwów aż mu się zrobiło słabo, a jego oddechy były drżące; trudno mu było się skupić i oddychać.

W słuchawce wybrzmiał znajomy głos.

– Rogacki…?

– Tak, hej… Dzwonię, bo… Bo chciałem ci tylko powiedzieć, że doceniam to, że mi wczoraj pomogłeś – powiedział, niemalże wciskając się w materac z napięcia. Czekał na reakcję. Może Kacper w końcu wróci do siebie, nawrzeszczy na niego i powie, żeby spierdalał?

– To nic takiego – padło zamiast tego. Z Marcela zeszło całe powietrze.

– No okej. W sensie, nie zachowałem się w porządku i strasznie mi głupio, że musiałeś mnie nieść i no… sorry za to – zakończył kulawo, podnosząc się na łóżku. Spojrzał nerwowo na okno, zauważając tam jakiś cień, ale równie szybko dostrzegł, że to jedynie ptak ugościł się na jego parapecie. Chyba już zaczynał popadać w paranoję. W paranoję i nerwicę, bo kiedy cisza w słuchawce się przedłużała niemalże wyrobił sobie dziurę w dłoni od zbyt mocnego zaciskania jej.

– Nie musisz mnie za nic przepraszać. – Marcel po raz kolejny odetchnął z ulgą. – Ani też za nic dziękować. Zrobiłem to bez żadnych złych intencji, jeżeli to właśnie teraz chodzi ci po głowie, więc możesz być spokojny – dodał gorzko. Marcel znowu poczuł się wytrącony z równowagi przez Kacprowe słowa.

W sensie, nie żeby tak myślał. Przynajmniej już nie w takim stopniu, ale usłyszeć takie słowa z ust Kacpra to było… Naprawdę dziwne. Tak samo zresztą jak i jego wczorajsze zachowanie. A nawet to sprzed kilku dni.

 – Wcale tak nie pomyślałem. – Nie tym razem, przeszło mu przez myśl. – W takim razie jest w porządku, tak? – zapytał, chcąc jakoś zakończyć tę rozmowę.

– Tak, jest jak najbardziej w porządku, chociaż mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości nie będę służył za twojego prywatnego tragarza – skomentował, a Marcel wyczuł w jego głosie coś na kształt uśmiechu.

– Tak, cóż. Ja też mam taką nadzieję. – Jego kąciki ust leciutko drgnęły. Z jego strony była to bardzo szczera deklaracja! Bądź co bądź, nie chciał widzieć Wawrzyńskiego pod żadnym pozorem. – No, to w takim razie…

– Poczekaj – przerwał mu. – Nie zapomniałeś o czymś?

– O czym ty mówisz? – zapytał, ponownie nie wiedząc, na jakim stał gruncie. Trochę nieprzyjemnie mu się to skojarzyło… Wspomnienia i takie tam.

– O portfelu, który leżał pod siedzeniem w moim samochodzie. Chyba jest twój, co? – zapytał, a Marcel przeklął pod nosem. Naprawdę?! Tylko on mógł mieć takiego cholernego pecha!

– I nie zamierzałeś mnie o tym poinformować…? – zapytał niepewnie, zaciskając mocniej dłoń na telefonie. Sam już nie wiedział, co powiedzieć i jak się zachować, bo perspektywa kolejnego spotkania chociażby tylko i po to, żeby odebrać ten pieprzony portfel go przerastała.

– Zastanawiałem się, czy do mnie zadzwonisz – padło bez krępacji, na co Marcel prychnął cichutko pod nosem. Też coś! – Jestem pozytywnie zaskoczony, chociaż fakt, że się nie zorientowałeś, że zgubiłeś ten portfel, jeszcze bardziej mnie dziwi. Jak bardzo nieprzytomny jesteś?

– Trochę – odchrząknął, czując się jak totalny debil. – To oddasz mi go?

– Oczywiście, że tak.

– To dobrze – odparł z ulgą. – W takim razie mam po niego przyjść?

– Z twoją nogą? – zapytał Kacper kpiąco. – Zostań w domu, mogę ci go podrzucić jakoś za dwie godziny. Pasuje?

– Tak – odparł niemrawo, w dalszym ciągu czując się jak totalny debil. – Dzięki…

– To nie problem. Do później.

Kacper rozłączył się. Marcel jeszcze przez kilka minut nie mógł wyjść z szoku. Miał ochotę zapalić świeczkę i pogrążyć się w żałobie nad swoją biedną, cierpiącą osobą, chociaż coś w środku niego mówiło mu, że na to zasługiwał.

Za głupotę się płaci.

Przekonywał się o tym już tak wiele razy, ale i tak nic się nie zmieniał. Był chyba najgorszym przypadkiem z możliwych!

Nie miał jednak czasu znowu pogrążać się w rozpaczy, bo świadomość, że Kacper zaraz znowu przekroczy próg jego domu, nie dawała mu w spokoju przeżyć tych dwóch godzin. Marcel wstał nawet z łóżka i, kuśtykając jak idiota, postarał się ogarnąć siebie i zaniedbane mieszkanie. Pomył talerze po śniadaniu, chociaż mama kazała mu je zostawić i odpoczywać. Pozbierał też wszystkie zagracające blat rzeczy i poupychał je do szafek. Z przedpokoju pozabierał zalegające na podłodze buty, które co prawda wczoraj również tam stały, ale wczoraj przecież nikt nie planował wizyty pieprzonego Kacpra Wawrzyńskiego!

Gdzieś tak w połowie sprzątania całego domu zdał sobie sprawę z tego, co on, kurwa, robił. A kiedy już to zrozumiał aż przystanął, sapnął i oparł się ciężko o biurko.

Naprawdę go pojebało skoro przejmował się zdaniem Wawrzyńskiego. Chociaż właściwie ono zawsze było dla niego w jakimś stopniu ważne, mimo że nie powinno być, a zwłaszcza nie w takim przypadku! Nie powinien się przejmować, co o nim pomyśli taki śmieć jak Kacper. Nie miał przecież domu żywcem wyjętego z magazynów jak Marcin czy Szymon. Meble były stare i niedopasowane do siebie, a ściany nieodmalowane. Nie było tutaj jak w bajce, ale Marcel wcale nie chciałby się w takiej bajce znajdować. Jego dom, mimo że staromodny, był przytulny i miał do niego ogromny sentyment, więc wcale nie było źle.

Zresztą, nie każdy przecież jest pieprzonym bogaczem, prawda?!

Odrobinę podminowany pokuśtykał do swojego pokoju i również tam dokładnie przyjrzał się wystrojowi. Chłodne, odrobinę już wyblakłe niebieskie ściany, jasne biurko, granatowa wersalka wyszywana cienkimi, czarnymi nitkami, szafa i niewiele poza tym. Jedynie plakaty na ścianach, które tylko optycznie pomniejszały pokój i zagracały go…

Zagryzając zęby w końcu zerknął na zegarek. Jeżeli wierzyć słowom Kacpra, ten powinien znaleźć się tutaj lada moment, zaledwie za kilka minut, co było tak bardzo stresujące, że Marcel aż usiadł. Odpalił kompa, chcąc chociaż na chwilę się czymś zająć, ale jak na złość urządzenie akurat zaczęło się aktualizować.

No to trzy godziny później, pomyślał ze złością i, żeby się jakoś ratować, chwycił za telefon.

Grał w jakąś słabą grę, gdy w końcu usłyszał dźwięk domofonu. Jak głupi zerwał się z krzesła i pędząc na łeb na szyję, dopadł do słuchawki. Szkoda tylko, że podczas tego szaleństwa zapomniał o nadwyrężonej kostce i ta znowu się odezwała.

– Halo?

– To ja.

Otworzył drzwi.

Czuł, że serce wali mu jak szalone. Poczucie zagrożenie rosło z każdą sekundą, z każdym Kacprowym krokiem odbijającym się echem po klatce.

Za chwilę znajdzie się z Wawrzyńskim sam na sam w jednym domu. I to na dodatek jego własnym!

Kiedy Kacper zapukał, Marcel czym prędzej mu otworzył. Spojrzał na niego w napięciu i z niejaką niechęcią otworzył szerzej drzwi. Wawrzyński go wyminął i wszedł do środka.

Teraz już nie było odwrotu.

– Hej – rzucił niemrawo, patrząc na znajomą koszulkę z Batmanem, w którą Kacper był ubrany, kiedy to Marcel zastał go u Szymona.

– Hej – odpowiedział Wawrzyński, również na niego zerkając.

Marcel już od jakiegoś czasu miał wrażenie, że Kacper jest dobrym obserwatorem i zauważa więcej niż on sam. Jego spojrzenie zawsze było uważne i czujne, co wprawiało Rogackiego w dyskomfort.

– Oddaję – powiedział Kacper, wyciągając w stronę Marcela dłoń z portfelem.

– Dzięki – wymamrotał i zabrał od Wawrzyńskiego swoją własność. W pierwszym odruchu chciał sprawdzić jej zawartość, ale szybko się opanował. To byłoby niezręczne i nie na miejscu.

Kiedy odebrał już portfel i odłożył go na pobliską szafkę, nastała między nimi niezręczna cisza, która przedłużała się i przedłużała, aż Marcel zaczął nerwowo bawić się palcami i myśleć gorączkowo nad tym co powiedzieć. Kacprowi bowiem nie śpieszyło się do wyjścia, co było widać jak na dłoni. Chłopak rozglądał się po pomieszczeniu i, w przeciwieństwie do Rogackiego, nie wydawał się ani trochę skrępowany.

– Więc… – zaczął Marcel, licząc na to, że temat jakoś sam wpadnie mu do głowy, ale nadzieja ta okazała się płonna. Zamilkł i odwrócił zażenowany wzrok.

Czy Kacper nie mógł po prostu wyjść i zostawić go w spokoju?!

– Czemu tak stoisz? Nie boli cię noga? – odezwał się w końcu, a Marcel zerknął w dół na swoją lekko spuchniętą, dalej pulsującą bólem kostkę.

– Nie aż tak bardzo jak wczoraj – wymamrotał, chociaż w tym momencie kończyna naprawdę dawała mu we znaki. Gdyby się tak nie rzucił do domofonu tylko poszedł spokojnie, to teraz wcale by nie cierpiał, ale oczywiście nie mógł się opanować… – Chociaż fakt, to nic przyjemnego – dodał zażenowany, patrząc, jak kącik ust Kacpra unosi się lekko do góry. Pewnie myślenie o jego cierpieniu sprawiało mu ogromną radość! Przeklęty sadysta!

– Więc w dalszym ciągu nie wiem, czemu jeszcze tak stoisz – odparł Wawrzyński, stawiając krok naprzód, tak że Marcel musiał się wycofać, jeżeli nie chciał zaraz zaliczyć nieprzyjemnego spotkania z jego klatką piersiową.

To na szczęście mu nie groziło, za to, jak się okazało, pomocna dłoń Kacpra chwyciła go za przedramię i odciążyła trochę obolałą nogę. Marcel łypnął na chłopaka, ale nie skomentował tego ani słowem. Dalej przeszli do jego pokoju, a gdy już tam dotarli, Marcel usiadł ciężko na rozłożonej wersalce.

– Dzięki – wymamrotał niewyraźnie i w końcu odważył się spojrzeć prosto w twarz Wawrzyńskiego. Zdał sobie sprawę, jak rzadko to robił, bowiem kiedy myślał o Kacprze, w głowie zawsze miał obraz licealnego wspomnienia, teraz jednak, kiedy się przyjrzał, dostrzegł pewne zmiany. Wawrzyński wydoroślał. Jego twarz nabrała pewnej symetryczności i wcale nie była krzywa, jak to przywykł w myślach określać.

– Chyba wystarczy podziękowań jak na jeden dzień? – odparł trochę ironiczne i wycofał się. Najwyraźniej miał zamiar skierować się do wyjścia i najpewniej by to zrobił, gdyby drzwi wejściowe nie otworzyły się z hukiem i dokładnie z takim samym hukiem zamknęły.

Kacper spojrzał na Rogackiego pytająco, nie wiedząc na czym stoi. Marcel miał za to trochę większe pojęcie. Cóż, na pewno nie mogła to być jego mama, w końcu nie tak dawno wyszła do pracy, więc, o ile nikt nagle nie zechciał mu się włamać do domu, pozostawała jedna opcja.

– Zuza? – zawołał i czekał przez chwilę w ciszy. Szybko jednak usłyszał tupot małych stóp, a chwilę później w drzwiach pojawiła się sylwetka siostry.

Rozpędzona dziewczynka przystanęła w progu, gdy tylko zauważyła nową, nieznaną jej osobę. Przetarła rączkami podpuchnięte oczy i wyraźnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić, przypatrywała się Kacprowi spłoszona.

– Hej, mała, co się stało? – zapytał od razu Marcel widząc zaczerwieniony nosek i zapłakane oczy. – Chodź no tutaj – nakazał od razu, samemu zrywając się do pionu. Siostra nie dała Marcelowi za dużo pochodzić, bo zaraz podbiegła i wtuliła się w niego jak w pluszaka, a on znowu opadł na kanapę.

Zdezorientowany chłopak przez chwilę nie rozumiał, co się działo. Szybko wciągnął siostrę na kolana i wystraszony zaczął gładzić uspokajająco jej blond włoski. Spojrzał jeszcze na Wawrzyńskiego, który pasował do sytuacji jak piąte koło do wozu i chyba nawet chciał coś powiedzieć, leczy w tym samym momencie Zuzia zawyła rozpaczliwie. Odchyliła się na kolanach Marcela i spojrzała mu w oczy, a jej blade usta drżały od płaczu.

– Bawiłam się na placu zabaw – zaczęła wilgotnym głosem. – I… I… I był tam taki chłopak – zawodziła. – I wczoraj on pociągnął mnie za włosy, więc ja go kopnęłam w nogę, a… A dzisiaj, dzisiaj… On mnie pocałował…! – dokończyła i zaniosła się płaczem.

Marcel odetchnął z ulgą, słysząc, że nic złego nie stało się jego siostrze i przytulił dziewczynkę z powrotem do siebie.

– Chłopcy to debile – rzucił, patrząc się nieświadomie prosto na Kacpra, a Zuza przytaknęła mu gorliwie głową.

– A Ania się tylko zaśmiała i powiedziała, że on mnie tak zaczepia, bo mu się podobam – wyła i wcierała swoje łzy w koszulkę brata.

– No właśnie, a gdzie Ania? – zapytał delikatnie, chcąc jakoś ją uspokoić. Nie powinna się tak męczyć płaczem.

– Uciekłam od niej, bo się śmiała – mruknęła niepocieszona i piąstkami w końcu przetarła oczy. Spojrzała na brata a potem odkręciła się w stronę Kacpra. Lustrowała go swoimi wielkimi oczami, podobnymi zresztą do tych Marcela i wpatrywała się tak, że nawet Wawrzyński musiał poczuć się nieswojo.

– Jesteś kolegą Marcela? – zapytała całkiem innym tonem. Nie płaczliwym, a ciekawskim. – Ale masz mięśnie! – dodała zaraz, przekręcając główkę. – Fajne są. Marcel ma sam tłuszcz – stwierdziła tym swoim wszystkowiedzącym tonem, a brat spojrzał na nią jak na kosmitę.

– Zuza! – skarcił ją, a dziewczynka zachichotała. – Nie mam żadnego tłuszczu! – dodał na swoją obronę i zerknął na swój brzuch, upewniając się, czy nic się przypadkiem nie zmieniło. Ostatnimi czasy bardziej przypominał kościotrupa, więc mowy o żadnym tłuszczu nie było! Więcej nawet – przydałoby mu się przytyć kilka kilo, bo ostatnie tygodnie dały mu mocno popalić i tylko obserwował, jak spodnie zaczynają mu zwisać z tyłka.

– Jasne, jasne! – Odparła dziewczynka, a widząc zbliżające się wstrętne paluchy brata, które najpewniej chciałyby ją załaskotać na śmierć, zerwała się szybko z jego kolan. – Nie dogonisz mnie. Mama mówi, że jesteś łamagą i masz chorą nogę! – zaśmiała się i pokazała bratu język. Ten szybko się wychylił, by złapać siostrę, jednak Zuza była zwinniejsza i szybko odskoczyła do tyłu. Schowała się za Kacprem.

Co jak co, ale Marcel nawet jakby wstał nie chciałby przekraczać tej granicy.

– Zuza, no! Nie męcz Kacpra – powiedział, zwężając groźnie oczy. Gdzieś w środku czuł też niepokój związany z obecnością siostry i Wawrzyńskiego w jednym miejscu. Gdyby coś jej zrobił, zabiłby drania.

– Męczę cię? – zapytała zaraz dziewczynka, odchylając głowę mocno do góry, by spojrzeć na Wawrzyńskiego. Jej usta znowu zaczęły drżeć, a Marcel oczami wyobraźni już widział nadchodzącą katastrofę.

– Jasne, że nie – odparł Wawrzyński i pochylił się nad Zuzką. – Właściwie to bardzo dobrze się bawię – przyznał, a na jego ustach wymalował się nieznany dotąd Marcelowi uśmiech.

Zuza również się uśmiechnęła, pokazując swoje wystające kły i konspiracyjnym tonem szepnęła:

– Bo Marcel jest śmieszny.

– Ej! – krzyknął Rogacki, zerkając na siostrę spod byka. Już się ona doigra! – Jak już, to zabawny!

– Znam różnicę między tymi dwoma słowami i ty jesteś śmieszny, nie zabawny – zachichotała. Kąciki ust Kacpra niebezpiecznie zaczęły drżeć. – Ja jestem zabawna – dodała zaraz, uśmiechając się zwycięsko.

– Akurat! – odparł i rzucił w siostrę puchową poduszką. Ta jednak odskoczyła znowu za Kacpra i jak w zwolnionym tempie Marcel widział, jak poduszka odbija się od brzucha Wawrzyńskiego i upada na podłogę.

– Ups – mruknął, zastanawiając się, czy Wawrzyński mu nie odda. Pięścią, na przykład.

– Nie rób takiej przerażonej miny. – Kacper schylił się po poduszkę, którą od razu podał Zuzce. – Obstawiam, że zasługuję na więcej niż jedynie cios poduszką – mruknął, a jego usta ponownie ułożyły się w uśmiechu. Chyba Kacper naprawdę czuł się dobrze między tym dwojgiem. A i Marcel czuł się lepiej, mając przy sobie siostrę, która potrafiła załagodzić największy konflikt.

– Zdecydowanie na więcej – odparł, spoglądając z powagą na Wawrzyńskiego.

– I teraz gadasz z sensem – potaknął mu chłopak, a Zuza wodziła spojrzeniem od jednego do drugiego.

– Bzdura! W ogóle nie gada z sensem – mruknęła niepocieszona i rzuciła w brata poduszką. Siłą uderzenia nie była duża, więc chłopak bez trudu złapał ją w rękę.

Uspokoiliście się już? – Zza drzwi doszedł ich kolejny głos. Anna właśnie przystanęła w progu i zlustrowała wszystkich troje uważnym spojrzeniem. Musieli być tak głośno, że nawet nie usłyszeli otwierania drzwi wejściowych. – Odgrzałam obiad. Dla ciebie też się znajdzie porcja, jeżeli masz ochotę – zwróciła się bezpośrednio do Kacpra i uśmiechnęła się do niego leciutko.

Naprawdę, czy wszystkie kobiety w tym domu musiały być tak serdeczne dla Wawrzyńskiego? To się w ogóle nie trzymało kupy!

– Nie, dziękuję. Właściwie, to będę się już zbierał – odparł Kacper, wygładzając dłońmi materiał koszulki. Marcel odetchnął z ulgą. Co prawda, nie było źle, ale lepiej, żeby Wawrzyński już sobie poszedł…

– Co?! – zareagowała szybko Zuza i niczym rzep uczepiła się ręką spodni Kacpra. – Zostań z nami! Mama dobrze gotuje, na pewno będzie ci smakować!

– Naprawdę powinienem już pójść. – Zerknął w dół na Zuzę. Zuzę, która właśnie skrzywiła się brzydko i znowu zrobiła niepocieszoną minkę.

– Szkoda – skomentowała ze smutkiem i odstąpiła od chłopaka. – Ale odwiedzisz mnie jeszcze? – dopytała, wlepiając w niego mrożące krew w żyłach spojrzenie.

Kacper natomiast zamiast na Zuzię, spojrzał na Marcela, który przyglądał się tej scenie ze skrzywioną miną. Nie na rękę mu była ta nagła wielka przyjaźń, bo już wiedział, że siostra nie da mu spokoju. Będzie wypytywać o Kacpra i o jego ewentualne kolejne przybycie.

– Nie wiem… To będzie zależało od twojego brata – odparł i poczochrał jej przyjaźnie włosy, czego dziewczyna szczerze nienawidziła, ale teraz nie pisnęła ani słówkiem na ten temat. Niesłychane.

– W takim razie przyjdziesz – zadecydowała, uśmiechając się do Wawrzyńskiego promienie. Marcel skrzywił się prawie niezauważalnie.

Po moim trupie, pomyślał, obierając sobie za punkt honoru, by taka sytuacja nigdy więcej nie miała miejsca.

Chciał żyć bez stresów. I chciał żyć bez wiszącego nad nim jak cień Kacpra.

 

 

Aktualizacja: 14.11.2019 | 07.09.2020

*** 
Cześć wszystkim :D
Jestem właśnie w środku sesji, ale hej, po co się uczyć skoro można wstawać kolejny rozdział. Ze względu na brak czasu przejrzałam go tylko pobieżnie,więc pewnie będzie w nim więcej błędów niż zazwyczaj, ale postanowiłam, że dodam go już teraz, bo później znalazłabym na to chwilę dopiero po sesji, a pewnie nie chcielibyście czekać aż do połowy lipca. 
W każdym razie rozdział się pojawił i jak widać jest w nim trochę więcej Kacpra, co jest chyba na plus? 
Nie będę się dłużej rozpisywać, chociaż z chęcią ponarzekałabym sobie jeszcze na uczelnie i wszystko, ale muszę lecieć uczyć się na jutrzejszy egzamin.
Także trzymajcie kciuki i do następnego! :) 

6 komentarzy:

  1. Tak coś czułam że wstawisz dzisiaj rozdział, nie myliłam sie!
    Ta scenka z Marcelem, Zuzą i Kacprem była taka dziwna i nierealna, ale jednak bardzo... rozczulająca :D To głównie zasługa małej, wcale nie bała sie Kacpra, dziwne, a podobno on taki duży :D Chociaż rzeczywiście ten Kacper to trochę tak od czapy w tym wszystkim, ale i tak się cieszę, że jest go więcej :D
    Tylko biedny Marcel, czemu on jest taki niezdarny i cały czas przestraszony? Z jednej strony strasznie mi go szkoda, a z drugiej mam ochotę pójść tam do niego i mu powiedzieć, żeby się wreszcie wziął w garść...
    Pozostaje mi tylko liczyć na to, że wraz z kolejnymi rozdziałami Marcel trochę się ogarnie.
    Trzymam mocno kciuki za Twoje egzaminy i do następnego! Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, Zuza to odważna kobietka, odziedziczyła to po mamie, nie to co Marcel, taka sierota :D I fakt, to jej zasługa, że spotkanie poszło tak a nie inaczej, bo gdyby nie ona Marcel pewnie całkiem by się zamknął w sobie. Co by nie było ma uraz do Wawrzyńskiego, stąd takie reakcje.
      A z tym ogarnianiem się to myślę, że jeszcze daleka droga. :')
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. To było świetne! na prawdę, tak dobrze mi się to czytało, tyle że krótko... ja chcę więcej i więcej :D
    Kryś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, tym razem było trochę krócej, ale jeżeli cię to pocieszy to następny będzie trochę dłuższy ;)

      Usuń
  3. Hej,
    czy naprawę wypadł, czy Kacper wykorzystał sytuację i podwinął aby mieć pretekst...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że dziwna jest ta zmiana w zachowaniu Kacpra w kierunku Marcela, ale być może wiemy dlaczego tak jest :). Młodsze siostry są kochane, haha. Okey, Marcel wiem, że jesteś przewrażliwiony i boisz się zmienić nastawienie w kierunku Kacpra, ale już czas przestać się boczyć. Taaa, znając twoje szczęście to spotkanie będzie szybciej niż myślisz.

    OdpowiedzUsuń