czwartek, 11 marca 2021

Zostań o poranku: Bonus I

 

Rocznica



Łukasz nie mógł zmrużyć oka przez całą noc, wiedząc, co nadchodzi. Był niespokojny, w głowie miał tysiąc myśli i tysiąc zmartwień, co do tego, jak przebiegnie ten dzień, którego świt jeszcze nawet się nie zbliżał. I tak doskonale zdawał sobie sprawę, że wstanie przed nim. Wymknie się niepostrzeżenie, starając się nie oddychać, aby nie obudzić śpiącego obok mężczyzny. Bezszelestnie opuści wygrzane łóżko i ubierze się w łazience, by nie robić zbędnego hałasu. Założy czarny, elegancki garnitur, staranie ułoży włosy i wyjdzie, zostawiając Jerzego samego w kamienicy, a ten będzie spał jeszcze długo po wczorajszym wernisażu. Być może nie obudzi się nawet do jego powrotu. 

Plan ten chodził mu po głowie już od kilku dni i z niejakim trudem zachowywał go w tajemnicy przed Jerzym. Patrzył więc teraz na niego w ciemności, niemalże przepraszająco, mając jednak nadzieję, że Gos prześpi smacznie czas jego nieobecności i nie będzie się zamartwiał, gdzie też podział się jego partner. 

Niemniej, zdawał sobie sprawę, że jest to najpewniej płonne życzenie. Sen Jurka często bywał płytki, zwłaszcza nad ranem, jak gdyby już wtedy mężczyzna czuwał, czy wszystko jest na swoim miejscu. Czy on jest na swoim miejscu… 

Nakonieczny uśmiechnął się na tę myśl. Jurkowi w niektórych kwestiach zdecydowanie było blisko do paranoika i mimo że starali się wspólnie pracować nad różnymi… problemami w ich życiu nie wszystko mogli naprawić od razu. 

Teraz jednak to nie Jurek zaprzątał najbardziej jego głowę. Z westchnieniem spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nieubłaganie zbliżała się czwarta.

Zgodnie ze swoim postanowieniem wstał na długo przed wschodem słońca. Ciało miał przy tym napięte. Każdy szelest kołdry wydawał mu się głośny w otaczającej go ciszy, a oddech Gosa był tak płytki, jak gdyby mężczyzna miał się zaraz obudzić. Łukaszowi na szczęście udało się wstać bez żadnych problemów. Kroki stawiał lekkie i wyważone, omijając te miejsca, które mogły narobić hałasu. Znał już kamienicę partnera, wiedział, że ta potrafiła go zdradzić w najmniej odpowiednim momencie; skrzypiące deski potrafiły być lepszym budzikiem niż telefon, toteż Łukasz ominął je w napięciu i odetchnął, kiedy udało mu się wydostać z sypialni. 

Blady i niewyspany skierował kroki do łazienki, gdzie opłukał twarz chłodną wodą. Nie odpędziła ona natłoku myśli, ale orzeźwiła go na tyle, że bez problemu mógł sobie spojrzeć w otwarte już szeroko oczy. Zauważył, że były lekko przekrwione, ale nie przejął się tym zanadto. Bez większych sił wziął się za mycie zębów i ułożenie roztrzepanych w nieładzie, popielatych włosów. Czuł niemoc w rękach. Miał wrażenie, że tej nocy nie przespał nawet godziny. 

Kiedy skończył niewyszukaną, podstawową pielęgnację, wziął się za zakładanie garnituru. Przygotował go już wczoraj, kiedy Jerzy zasnął. Nie musiał na to czekać długo, wrócili na tyle późno, że Gos padał z nóg zaraz po przekroczeniu progu sypialni. Nic zresztą dziwnego. Był to dla niego bardzo ważny i przełomowy dzień. Dzień, w którym pierwszy raz wyszli razem z domu do innych ludzi. Nie jako para, nie było sensu się do tego przyznawać, ale ten kto miał wiedzieć i tak najpewniej wiedział. 

Był to trudny wieczór. Pełen wyszukanych słów i uprzejmości, pełen alkoholu, którego unikali jak ognia i nowych znajomości. Mimo to przetrwali, a po wszystkim byli zadowoleni i spełnieni. Wychodziło na to, że byli w stanie żyć normalnie.

Minął ponad miesiąc odkąd Jurek wrócił do niego, gotowy walczyć o swoje życie. O niego. 

Miesiąc, który wcale nie był łatwy, zwłaszcza na początku. Łukasz jednak widział tak ogromną zmianę w myśleniu partnera, że wszystkie gorsze chwile przeczekiwał z cierpliwością. Jurek sam potrafił odkopać się z dołka, a jeżeli przy okazji on był obok, potrafił to zrobić bardzo szybko. 

Łukasz przystanął właśnie w progu sypialni i spojrzał na niego miękko, przypominając sobie chwile pełne pasji. Te potrafiły pojawić się nagle niczym letnia burza, przejść gwałtownie jak ona i skończyć się wypaleniem. W tych chwilach miał wrażenie, że patrzył na całkiem innego człowieka, którego wcześniej nie znał. Odkąd się znali nie pomyślałby, że Gos mógł skrywać w sobie takie pokłady energii. Zawsze wyważony i dystyngowany, rzadko pozwalał sobie puścić wszystkie hamulce; chyba że chodziło o hamulce w samochodzie. Teraz się to zmieniło. A kiedy już tak się działo, potrafił godzinami zatracić się w grze na fortepianie albo nie odrywać się od szkicownika przez pół nocy, byleby tylko dokończyć pracę. Miał w sobie wielkie pokłady kreatywności, które wcześniej były przykryte warstwą wyuczonej obojętności. 

Dlatego Łukasz wczoraj zaprowadził go na ten wernisaż. Chciał otworzyć mu drogi, pokazać różne opcje oraz ludzi, którzy tworzyli z podobną pasją do niego. Wcale się nie zdziwił, kiedy Jurek od razu nawiązał nić porozumienia z malarką, której prace znalazły się na wystawie. 

Był z niego dumny. Najgorsze było już za nimi i chociaż Łukasz nie łudził się, że jest już wszystko dobrze, a stare rany się zasklepiły, to wiedział, że byli na właściwej drodze. 

Jurek poruszył się we śnie, więc Łukasz zastygł w bezruchu, prosząc go w myślach, by się nie obudził. Na szczęście tego nie zrobił. 

Odetchnąwszy, mężczyzna przemierzył salon i udał się do holu. Odkąd się zeszli więcej nocy spędzał tutaj, niż u siebie i nie zamieniłby tej kamienicy na żaden apartament. Czuć w niej było duszę Jerzego, który ostatnio wkładał w nią resztki sił, by wyglądała tak, jak to sobie wymarzył. 

Przed wyjściem zarzucił na siebie niedbale szary płaszcz. Nawet go nie zapiął. Wziął jedynie klucze od samochodu i zamknął za sobą drzwi. Było wciąż ciemno, kiedy wyszedł na świeże powietrze. Zaczęło szarzeć dopóki w chwili, gdy dojechał na miejsce. Z niejakim ociąganiem zgasił samochód i wyszedł z niego, otulając się szczelnie płaszczem. Poza jego samochodem na parkingu stały zaledwie dwa. W tym jeden całkiem znajomy. 

Łukasz westchnął i ruszył wprost do bramy cmentarnej. Przekroczył ją z pustką w sercu. Z roku na rok coraz większą. Już nie czuł dotkliwego bólu, nie czuł nienawiści, jedynie żal i niemoc. Zacisnął dłonie w pięści i poszedł krętymi alejkami między nagrobkami nawet na nie nie patrząc. 

Już z oddali go zauważył. Siedział na ławeczce tuż przy grobie, tak samo zgarbiony i wpatrzony w epitafium, co zawsze. Szerokie barki okrywała skórzana kurtka w czarnym kolorze. Włosy związane miał w zwyczajowy, luźny kucyk. 

Łukasz podszedł do niego bezszelestnie, po czym usiadł tuż obok. Dęba nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem, przynajmniej do chwili, w której Łukasz nie westchnął ciężko po kilku minutach siedzenia w ciszy. 

– I pomyśleć, że znowu się spotykamy – zagaił Dębski z trudem odwracając wzrok od nagrobka. Wzrokiem obrzucił całą sylwetkę Nakoniecznego. 

– Co roku, niezmiennie – potaknął, wracając myślami do lat poprzednich. – Co roku liczę, że mnie zaskoczysz i więcej cię nie zobaczę – przyznał i utkwił wzrok brązowych oczu w granatowych, burzowych, tym razem zgaszonych i zrezygnowanych. 

Dęba wysłuchał go, po czym parsknął ledwo słyszalnie, jak gdyby Łukasz go rozbawił. 

– I co roku to samo rozczarowanie… 

Odchylił się do tyłu i oparł o deski. Słońce wciąż jeszcze nie wzeszło, byli sami na cmentarzu. Jedynie gdzieniegdzie paliły się znicze. W tym jeden stał rozpalony na grobie Jarka. Dęba musiał przywieźć go ze sobą.

 Trwali w ciszy kolejne minuty, każdy pogrążony we własnych myślach. Łukasz chciałby czuć więcej, ale nie czuł. Kiedyś nie mógł powstrzymać cisnących mu się do oczu łez. Teraz miał wrażenie, że było to już za nim. 

Dęba też siedział jakby niewzruszony, chociaż Łukasz wiedział, że były to jedynie pozory. 

– To już siedem lat… – Tym razem to on przerwał ciszę i zainicjował rozmowę. 

– Długich siedem lat – odpowiedział w zamyśleniu i raz jeszcze wbił wzrok w twarz młodszego mężczyzny. Dokładnie ją przeanalizował, zbadał każdą jedną emocję, która odbiła się na twarzy Łukasza, chociaż ten starał się nie pokazywać zbyt wiele. – Każdy z nas ułożył sobie życie po swojemu, ha? – niemal zakpił. 

– Na to wychodzi – odparł, obserwując, jak Dęba wyciąga z kieszeni kurtki fajki i przysuwa paczkę w jego stronę. Łukasz zawahał się przez chwilę, po czym wyciągnął papierosa i zaczął obracać go w palcach. – Chyba czas skończyć tę tradycję. 

– Ode mnie wziąłeś pierwszą fajkę – wspomniał i wyjął papierosa również dla siebie, po czym schował paczkę z powrotem. 

– W takim razie od ciebie też wezmę ostatnią. 

Daniel skinął głową i sięgnął po zapalniczkę. Zapalił fajkę, po czym zaciągnął się powoli i z namysłem. Leniwie, z pewną niechęcią, podał Nakoniecznemu zapalniczkę, a ten chwilę później odpalił papierosa. Zawahał się zanim wziął go do ust, ale chwila konsternacji szybko minęła. Wciągnął do płuc drażniący dym, by moment później wypuścić go z niejaką satysfakcją.

Przez chwilę znowu zapanowała cisza, przerywana jedynie świergotem budzących się ze snu ptaków. 

– Nie wydajesz się na mnie wkurwiony – zawyrokował Daniel, kończąc papierosa. Łukasz nie spalił go jeszcze nawet do połowy. 

– Za to, że mnie wydałeś? – Uniósł wysoko brew i spojrzał na niego z dystansem. – Czy za to, że wciągnąłeś mojego faceta w te swoje wyścigi i gierki, i mnie wydałeś?

– Nie był wtedy twoim facetem, ale… za całokształt – odparł i zerknął na profil mężczyzny. Inaczej go pamiętał. Kiedy o nim myślał, wciąż widział rozkapryszonego nastolatka, pełnego energii i wigoru, który myślał, że pozjadał wszystkie rozumy. Który nigdy nie chciał się od nich odczepić. Potem myślał o czasie, kiedy był na studiach; ćpał i z każdym miesiącem rujnował swoje życie. Od kilku lat zaś widział go takiego – pnącego się do przodu, silnego, pogodzonego z przeszłością. Eleganckiego, zadbanego, wyciszonego. W drogim garniturze, ale już nie z pieniędzy rodziców, lecz własnych. To już nie był Łukasz, którego dobrze znał.

A on nie był tym samym Dębskim. Już nie robił za jego starszego brata. Ich ścieżki rozeszły się z chwilą śmierci Jarka. 

– Nie, nie jestem wkurwiony – powiedział, puszczając dym z ust. – Może na początku, kiedy Jurek mi o wszystkim powiedział… 

Dęba uśmiechnął się na wzmiankę o Armanim. 

– Wierny jak pies, ha? – mruknął, wspominając wspólne chwile i oddanie, z jakim traktował Janka. Teraz najpewniej przelał to na Nakoniecznego. 

Łukasz zmrużył oczy. Przez chwilę skoczyło mu tętno, szybko się jednak uspokoił. Nie chciał dać się sprowokować.

– Ponoć mu pomagałeś. 

– Pomagałem? – Uniósł kpiąco brew. – Nie utrudniałem mu życia, to z pewnością. – Zgasił papierosa o brukowany chodnik i cisnął niedopałek pod pobliski murek. – Nie tak jakbym mógł. 

– Dlaczego? – Łukasz wbił w niego oceniające spojrzenie. Dęba niemalże teatralnie wywrócił oczami. 

– Zaczynam sobie przypominać, jak bardzo mnie irytowałeś… – westchnął, po czym sięgnął po kolejnego szluga. 

Nakonieczny w tym czasie zgasił pierwszego. Milczał, czekając na odpowiedź. 

– Nie powiesz, że nie widzisz podobieństwa. –  Wbił wzrok na powrót w czarny nagrobek Jarka. – Od razu przykuł moją uwagę. Ta jego duma… Przypomniał mi o nim. – Wskazał brodą na marmurową płytę. – Przynajmniej na początku. Potem podobieństwo zaczęło się zacierać, a wszystko wokół pierdolić. 

Łukasz przetrawił usłyszane słowa. Zastanowił się przez chwilę. On nie widział większych podobieństw, nie myślał o tym wcale, ale teraz, kiedy Dęba o tym wspomniał, uświadomił sobie, że miał rację. Jarek zawsze unosił się dumą – chyba że chodziło o niego, jego młodszego brata, wtedy dumę chował w kieszeń i był gotowy zrobić wszystko, aby mu pomóc, nawet gdyby musiał się ośmieszyć. 

– To u nas chyba rodzinne – szepnął, kręcąc głową. 

– Ta, z pewnością – parsknął. Przez jego twarz przemknął grymas. – To zabawne jak krzyżują się nasze drogi. Kiedy tylko Armani o tobie wspomniał… Wszystko stanęło mi z powrotem przed oczami. 

– Dlaczego o mnie wspomniał?

– Całkowicie przez przypadek. Miał tendencję do zdradzania nieodpowiednich informacji nieodpowiednim osobom. – Uśmiechnął się złośliwie. – Nawet nie wiesz, jaki byłem zdziwiony, kiedy się okazało, że pracuje u ciebie. 

– A ty nie wiesz, jaki byłem zdziwiony, kiedy wykrzyczał mi w twarz, że byłem pieprzonym ćpunem – mruknął i wstał w ławki. Zaczął przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę, a Dęba śledził każdy jego krok uważnie. 

– Przeszłość tak czy inaczej kiedyś cię dopadnie. 

– Przyjaźniliśmy się – syknął i przystanął, by wbić mocne spojrzenie prosto w burzowe oczy.

– Przyjaźniłem się z twoim bratem. Ty się do nas po prostu przyczepiłeś.

– Gówno prawda. Całymi dniami siedzieliśmy razem. Darzyliśmy się… sympatią. 

– Tak to pamiętasz?

– Tak, tak to pamiętam. Przynajmniej dopóki nie zaczęliście eksperymentować z używkami, a ja jak głupi nie spróbowałem za wami. Wtedy się spieprzyło. Wtedy Jarek zaczął cię winić za to, że mnie w to wyciągnęliście. 

Dęba przez chwilę milczał. Zacisnął szczęki. 

– Najwyraźniej nie zostało wiele z sympatii. – Posłał mu lodowate spojrzenie. Łukasz założył dłonie na biodra. 

– Nic z niej nie zostało. Nie wiedziałem jednak, że darzysz mnie nienawiścią, by zdradzać moje tajemnice na prawo i lewo. 

Dęba pokręcił głową. Papieros  wypalił mu się w dłoni. 

– Słuchaj, Łukasz… – zaczął wypranym z emocji głosem. – Co chcesz, żebym ci powiedział? Znam cię odkąd chodziłeś jeszcze w pieluchach. I ty mnie znasz odkąd tylko pamiętasz. Może był okres kiedy… Całą trójką byliśmy blisko, ale runęło to w chwili, kiedy zacząłeś brać i... 

Nakonieczny pokręcił głową. 

–  A mi się wydaję, że runęło wtedy, kiedy nie byłeś w stanie zapanować nad sytuacją – przerwał i z powrotem do niego podszedł. Dęba wstał, wyczuwając, że konflikt między nimi narasta. – Myślisz, że nie pamiętam, jak razem z Jarkiem starałeś się mnie wyciągnąć z dołka? Jak się wściekałeś i groziłeś mi wszystkim, bylebym tylko się ogarnął? 

– Tak – warknął. – A ty dalej odgrywałeś paniczyka, któremu wszystko było wolno i za nic to miałeś! 

– Bo byłem uzależniony! Jak możesz mnie za to winić? – Dęba zacisnął szczękę.

– Śmieszne, że dopiero śmierć twojego brata przyniosła odpowiednie efekty – szepnął gorzko. – Śmierć z wypadku, czy raczej zabójstwo? – zastanowił się na głos, po czym opadł ciężko z powrotem na ławkę. Łukasza te słowa również ścięły z nóg. Znowu siedzieli ramię w ramię, milczący i pogrążeni we własnych myślach. 

Serce Nakoniecznego rwało się w piersi na te słowa, rozsądek zaś kazał mu się opanować. 

– Więc w końcu to powiedziałeś. 

– Ta… Na to wychodzi. 

Łukasz zerknął na własne dłonie. Te drżały mu odrobinę. Ciężko było mu tego słuchać, jeszcze ciężej było mu wrócić wspomnieniami do trzydziestego kwietnia dwa tysiące dziesiątego roku, zwłaszcza że pamiętał tak mało… Tylko nagle wpadającego do pokoju Jarka, gdy on leżał w kącie na poduszce, a obok leżała strzykawka. Same urywki. Jakiś krzyk. Swoje ociężałe ciało. Radość na jego widok i złość przez jego zdenerwowanie. Szarpaninę. A potem pamiętał chłopaka, z którym spędzał tę noc i wiele poprzednich. Chłopaka równie uzależnionego, co on, który popchnął nagle Jarka. Odciągnął go. A potem zaczął okładać pięściami. Panika. Bieg. 

A potem jedynie widok z okna na nieruchome, martwe ciało. 

– Nie dziwię się, że mnie obwiniasz. Sam siebie długo obwiniałem, dopóki nie zrozumiałem, że już tego nie zmienię. Nie cofnę czasu. Nie naprawię niczego. Nie zwrócę mu życia, a zrobiłbym to chociażby kosztem własnego. 

Dęba parsknął. Łukasz jednak jedynie się wyprostował i wbił wzrok z wyryte na marmurze imię i nazwisko. 

– Nie byłeś jedyną osobą, która go kochała – szepnął i przetarł czoło. – Latami obwiniałem się, że odebrałem Grzesiowi ojca, a on nawet nie miał sposobności go zobaczyć ani wziąć na ręce. Ojca, męża, przyjaciela, syna, brata… – mówił coraz ciszej. – Tak wiele osób, które cierpiały przez to, że nie potrafiłem się powstrzymać i brałem. Ale w końcu coś zrozumiałem i chciałbym abyś i ty zrozumiał. To nie był zwykły wypadek, ale to nie ja wypchnąłem go z okna. To nie ja go zabiłem. Tak samo jak ty nie byłeś odpowiedzialny za to, że się uzależniłam, chociaż Jarek chciał zrzucić na ciebie winę. 

Dęba zacisnął i rozluźnił pięści. Skierowanie wzroku na Łukasza przyszło mu z trudem, a kiedy już tak się stało, a ich spojrzenia się złapały, zrozumiał, że miał przed sobą całkiem innego człowieka, niż tego, którego znał. Człowieka całkowicie pogodzonego z własnym losem, w przeciwieństwie do niego, który wciąż nie potrafił odżałować straty.

– Doceniam szczerość. – Daniel nie mogąc się powstrzymać sięgnął po kolejnego papierosa. Do tej pory cały czas zastanawiał się, co się stało. Czasami nawet myślał, że Łukasz sam to zrobił. Nigdy się nie dowiadywał, myślał, że jego rodzice zamietli całą sprawę pod dywan. Na początku był zbyt zdruzgotany, aby się w to mieszać, potem zwyczajnie nie chciał wiedzieć, bo jeszcze gotów by był z żalu zrobić coś Łukaszowi, a tego Jarek by mu nigdy nie wybaczył. 

Nakonieczny kiwnął głową. Cisza znowu przylgnęła do nich na długie minuty. Słońce powoli pokazywało się na horyzoncie, a to oznaczało, że rocznicę mieli już za sobą. 

– Za rok tu już nie przyjdę. Nie o tej porze. 

Dęba wzruszył ramionami, zaciągając się dymem. Minę miał posępną. Oczy wiecznie czujne teraz zgubiły ostrość. 

– Czas więc skończyć naszą tradycję. 

– I tak trwała za długo. 

Dęba przytaknął, ale bez większego entuzjazmu. Łukasz zaczął wstawać powoli. Przymknął oczy czując pierwsze mocniejsze promienie słońca, zwiastujące nadchodzące ciepło i odetchnął pełną piersią. Czuł, że wyjaśnił coś, co powinien zrobić już dawno. Zrobił kilka kroków w stronę nagrobka i uśmiechnął się smutno, czego Daniel nie mógł widzieć. Już miał zamiar odejść, kiedy usłyszał za sobą ruch i po chwili Dęba stanął zaraz koło niego. 

Gdy byli dzieciakami często stali tak ramię w ramię z Jarkiem u boku. Teraz też tak było, mimo że Jarka reprezentował jedynie nagrobek. Tym razem zostawili go już za sobą. 

– Cieszę się, że Armani nie wykorzystał przeciwko tobie tego, co mu zdradziłem – powiedział w końcu z pewnym trudem Daniel, jakby przyznanie się do tego było co najmniej trudne. Łukasz zerknął na niego i skinął lekko głowę. –  Miał na twoim punkcie totalnego fioła – dodał jakby prześmiewczo. 

– Pewnie dlatego nasz związek teraz kwitnie. Ale o tym pewnie już wiesz. – Tym razem to on zakpił.

– Jest mało rzeczy, o których nie wiem. 

– Więc przynajmniej pod tym względem nic się nie zmieniło. – Westchnął, stawiając pewne kroki na wąskiej dróżce. Cmentarz powoli przestawał być taki pusty. Przy niektórych nagrobkach Łukasz zauważył kilka starszych pań oraz jedną rodzinę z dziećmi. Pomyślał o rodzicach, do których miał w planach wybrać się dzisiaj wieczorem. – Mam nadzieję, że zostawisz go w spokoju. 

Dęba parsknął. 

– Sam to skończył. Nie mam zamiaru go w to wciągać, zwłaszcza od kiedy stanowisz jego integralną część. Nie chcę cię widzieć na oczy częściej niż to absolutnie koniecznie – powiedział, a Łukasz mimo negatywnego wydźwięku całej wypowiedzi, doszukał się w głosie Dębskiego cieplejszej nuty. Uśmiechnął się kącikami ust. 

– Czas więc, by nasze ścieżki rozeszły się na dobre – powiedział i przystanął tuż za bramą cmentarza. Dęba zrobił tak samo. Nie zawahał się, kiedy Łukasz wyciągnął do niego dłoń. Uścisnął ją mocno i pewnie, zamykając tym samym pewien dział życia. 

– Nie pozostaje nam nic innego jak… 

– Ten chłopak… – Nakonieczny przerwał mu zaskoczony, kiedy spojrzeniem napotkał samochód Dębskiego, przy którym stał odwrócony do nich tyłem blondyn. Łukasz najpewniej nawet nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie niebieskie końcówki włosów, które gdzieś już przecież widział. – Janek – powiedział i zaraz przerzucił zaskoczone spojrzenie na Dębę. 

– Kurwa. – Przekleństwo w jego ustach nie zwiastowało niczego dobrego. – Miał siedzieć w pierdolonym samochodzie – dodał i już chciał ruszyć czym prędzej w jego stronę, gdy Łukasz go zatrzymał. 

– Czekaj! – Zlustrował Daniela uważnym spojrzeniem. Ten zatrzymał się niechętnie i odwrócił głowę. – Powiedz mu tylko… Że Jerzy żałuje, że nie dał mu się wytłumaczyć. 

Dębski zmrużył oczy. 

– Nie mieszaj się w to Nakonieczny. I nie mieszaj w to swojego partnera, zwłaszcza że i tak już dostał po dupie. Ten chłopak to same kłopoty – warknął i już nie czekał. Ruszył do przodu przez ulicę, a plecy miał tak spięte, że Łukasz bał się o to, co mógł zrobić Jankowi za to drobne nieposłuszeństwo. 

Wiedział jednak, że to nie jego sprawa. I wcale nie chciał się w to mieszać. Miał dość własnych problemów, nie potrzebował kolejnych, a już zwłaszcza nie takich, w jakie pakował się w młodości. Niebezpieczne towarzystwo nie było dla niego. Chciał spokoju i stabilizacji. To samo chciał dać Jurkowi. 

Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie zerknąć podczas drogi do samochodu, jak rozwija się sytuacja między tamtą dwójką. Obserwował więc dyskretnie, jak Dęba podchodzi do chłopaka i wkurwia się, mówiąc coś do niego cicho, ale z takim wyrazem twarzy, jakiego Łukasz nigdy nie doświadczył z jego strony. Janek natomiast wystrzelił ręce w powietrze i zaraz zaczął gadać coś szybko, wzburzony. Co mówił? Tego Łukasz nie chciał wiedzieć. Wsiadł do samochodu i odetchnął.

Zdecydowanie miał dosyć kłopotów, dlatego odpalił auto i, nie patrząc już na tamtych, wrócił na Ochotę do Jerzego. Po drodze wstąpił po świeże pieczywo. Było chwilę przed siódmą, kiedy przekręcał klucz w drzwiach i wszedł do holu. Zrzucił z siebie płaszcz i niemal na paluszkach przeszedł do salonu, gdzie od razu wbiło się w niego spojrzenie szarych oczu. 

Przystanął, po czym omiótł wzrokiem Jurka ubranego w szare, miękkie dresy i białą koszulkę na krótki rękaw. Włosy miał rozczochrane, a twarz bladą jak zawsze, kiedy się budził. W dłoni trzymał wypitą do połowy kawę.

Łukasz posłał mu zmęczony uśmiech i zbliżył się, obserwując, jak kochanek wstaje, by po chwili odebrać od niego torbę z piekarni i odłożyć ją na pobliski stolik. 

– Dzień dobry – przywitał się z Łukasz.

– Dzień dobry – odpowiedział Jerzy i objął kochanka leniwym ruchem w pasie. 

– Dawno wstałeś?

– Dawno wyszedłeś? – zapytali w tym samym momencie. 

Na szczęście Gos nie wydawał się spanikowany, że Łukasz wyszedł rano bez słowa. Być może niepewności już były zanim. Być może już się nie bał, że partner kiedyś wyjdzie i nie wróci. 

Łukasz oparł się o niego, pozwalając głowie spocząć na jego ramieniu. Przymknął oczy. 

– Dawno. Nie chciałem cię budzić.

– Nie obudziłeś – odpowiedział i pocałował lekko puchate włosy tuż przy uchu mężczyzny. – Za to sam ledwo stoisz na nogach. 

– Mhm, dlatego robisz mi za podpórkę – szepnął, kładąc dłonie na biodrach kochanka. Odchylił się i spojrzał Jerzemu w oczy. – To nic, czemu nie mogłaby zaradzić porządna kawa i dobre śniadanie. 

– Czy to sugestia, że ja mam je zrobić? – Uniósł brew i wyswobodził się z objęć. – Na kawę się spóźniłeś – dodał niemal wyniośle, lecz poszedł do kuchni z torbą świeżego pieczywa. 

– Z chęcią wezmę twoją – przyznał Łukasz bez żadnych oporów. Chwycił w dłoń zielony kubek i poszedł za kochankiem, upijając po drodze kilka małych łyków. Jurek spojrzał na niego miękko i westchnął.  

– Usiądź już – nakazał, pokazując swoją władczą, nadopiekuńczą naturę. Łukasz uśmiechnął się kącikami ust. 

– Nie zapytasz, gdzie byłem?

– Czekam, aż sam mi powiesz. – Tym razem Łukasz uśmiechnął się już szerzej. Jurek zauważył ten uśmiech i jedynie przewrócił oczami. Chciałby, aby spokój przyszedł mu naturalnie. Był on jednak wynikiem dogłębnej analizy, którą przeprowadził tuż po przebudzeniu, a także w chwili, kiedy Łukasz przekroczył próg salonu ubrany w taki sposób. Gos miał już swoje podejrzenia, które go uspokoiły.  

– Z chęcią, ale najpierw śniadanie – powiedział przymilnie kochanek. – Pomóc ci?

– Powiedziałem, abyś usiadł. – Zmrużył oczy, na co Łukasz uniósł obronnie ręce i opadł ciężko na krzesło. 

– Cokolwiek zechcesz… 

Jurek uporał się szybko ze śniadaniem; pokroił pieczywo, przygotował twarożek, którego przełożył do małej salaterki, umył warzywa, pokroił je w plasterki i ułożył je na oddzielnym talerzyku. Pół roku temu nie przyszłoby mu do głowy, żeby przygotowywać tak śniadanie. Pół roku temu, gdyby nie przyszedł mu catering, nałożyłby na bułkę plasterek szynki i to by było wystarczające. Odkąd był z Łukaszem nauczył się jednak, że zasługiwali na coś lepszego niż wystarczające... A przynajmniej tak to sobie tłumaczył, nie chcąc myśleć, że Łukasz był po prostu wybredny. 

Po chwili Jurek przysiadł się do stołu z parującą kawą i przysunął ją w stronę kochanka. Wymienili się kubkami. 

– Nie mówiłem ci nic, bo chciałem pomyśleć w spokoju i nie zamartwiać cię – zaczął po tym, jak wziął już kilka kęsów jedzenia. Jurek od razu na niego spojrzał. – Dzisiaj mija siódma rocznica śmierci mojego brata. To dla mnie… specyficzny czas. Od lat jeżdżę przed wschodem na cmentarz i siedzimy tam razem z Dębą – przyznał niechętnie, jakby bał się reakcji partnera na te słowa. 

– Z Dębą – powtórzył za nim bezwiednie, czując, jak wzrok mu się rozmywa. Dziwne uczucie ścisnęło go od środka na wspomnienie mężczyzny i wszystkiego, co działo się wokół niego. – Ale wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony, kiedy ocknął się z tego dziwnego stanu. – Ostatnio z tego co pamiętam nie był ci za bardzo przychylny. 

– Wyjaśniliśmy sobie coś. Uścisnęliśmy sobie dłonie na do widzenia, więc chyba dawne urazy mamy za sobą – westchnął, przyglądając się mimice partnera. Nic mu wcześniej nie mówił, bo bał się jaka będzie jego reakcja na wieść o Dębskim. Kłamać też nie chciał. Uznał, że najlepiej będzie przemilczeć sprawę. Gdyby Jerzy się nie obudził… Nie wiedział nawet, czy postanowiłby mu mówić. Wiedział jednak, że niektóre kwestie przemilczy. Dla ich wspólnego dobra, a już zwłaszcza dla spokoju ducha kochanka nie miał zamiaru wspominać o jego dawnym przyjacielu, który sprawił, że Jerzy poskładał się niczym targnięty wiatrem dom z zapałek. 

Teraz ten dom z powrotem stawał do pionu na silniejszych fundamentach, ale wciąż nie był na tyle stabilny, by ryzykować, że znowu się zachwieje. 

Jurek skinął z wolna głową, zamyślił się. Szare spojrzenie przeniósł na okno i wbił je w kołyszące się na wietrze drzewa oświetlone przyjemnym dla oka blaskiem promieni słonecznych. Myślał o minionych miesiącach. Najdziwniejszych jakie miał w życiu. Nie żałował ich. Byłby czymś innym w jego szarym, stałym życiu. Wiele się przez nie nauczył, wiele zyskał i równie wiele stracił. Teraz jednak wiedział, że było warto wszystko to przeżyć. 

– Koniec końców, Dęba to całkiem porządny facet – zawyrokował Jurek, wracając wspomnieniami do mężczyzny. 

– Nigdy nie mówiłem, że jest inaczej – odpowiedział Łukasz, zyskując tym pełną atencję swojego partnera. 

– Musisz mi kiedyś opowiedzieć, jak to z wami było. 

– Opowiem. Ale nie dzisiaj… – powiedział zmęczonym głosem. Głowę podparł na dłoni, włosy opadły mu na twarz. Jurek zlitował się nad nim i nie miał zamiaru drążyć. Patrząc po fioletowych sińcach pod oczami, Łukasz musiał prawie wcale nie spać w nocy. 

– Idź się przespać. 

– Nie będę marnować dnia. 

– Będzie zmarnowany, jeżeli nie odpoczniesz przez godzinę czy dwie. 

– Chcę później jechać do rodziców. 

– Tym bardziej. 

– Chcę, żebyś pojechał ze mną – powiedział, wędrując dłonią do dłoni Jerzego. Palcami lekko musnął chłodną skórę i drażnił ją chwilę zanim uniósł wzrok na jego twarz. Jurek nie odzywał się przez moment.

– Nie wiem… – zaczął lekko spanikowany. Już tydzień temu Łukasz zaproponował mu ten pomysł, ale wtedy się wymigał wizytą u własnego ojca. Robienie tego po raz drugi wydawało się zagraniem bardzo nie na miejscu. 

– Nie daj się prosić. Od jakiegoś czasu nie dają mi spokoju. Chcą poznać mężczyznę, który wywrócił moje życie do góry nogami. 

– Jak tak to przedstawiasz to… 

– I bardzo mnie ta zmiana cieszy. Ich też, jeżeli ja jestem zadowolony – uciął Łukasz i wychylił się, aby chwycić brodę Jurka w palce. Przez chwilę piorunowali się wzrokiem. Wyszło na to, że Nakonieczny wygrał tę walkę, bo Jurek westchnął cicho i kiwnął niemrawo głową. Stres dopadł go w jednej chwili i chociaż Łukasz starał się temu zaradzić, całując go do utraty tchu, Jerzy nie potrafił przejść obok takiego wydarzenia obojętnie. 

Miał zostać przedstawiony rodzicom. Żołądek mu się skurczył na samą myśl. 

Łukasz jednak nie dał mu zbyt wiele myśleć, kiedy zsunął się z krzesła i sprawnym ruchem usiadł okrakiem na jego udach. Ich twarze znalazły się przy sobie. 

– I nawet nie waż się szukać wymówek. 

– Łukasz… 

– Cokolwiek nie powiesz nie wezmę tego pod uwagę. Pakuję cię o czternastej do samochodu. 

– Tak wcześnie?

– Myślisz, że nie zdążysz się wyszykować? – Uśmiechnął się podle, na co Jurek zmrużył szare oczy i odchylił się na oparciu. Łukasz od razu położył dłonie na jego klatce piersiowej i przekrzywił głowę na prawo, ciekawy kolejnej odpowiedzi. 

– Już wiem, co ma na myśli Jeremi, mówiąc, że siejesz terror – warknął, przypominając sobie jak najczęściej wyglądały jego utarczki z Łukaszem. Odkąd u niego nie pracował mieli znacznie mniej powodów do kłótni, przez co Jurek powoli zapominał jak bardzo Łukasz lubił słowne przepychanki.  

– Jak na terrorystę mam dosyć pokojowe zamiary – odpowiedział z coraz większym uśmiechem na ustach. Dłonie przesunął odrobinę wyżej, na ramiona kochanka. Pięknie razem wyglądali; Jerzy w dresowych spodniach i podkoszulku, a Łukasz w markowym garniturze, który opinał zgrabnie całe jego ciało. – Swoją drogą już wiem, że Jeremi pierwszy pójdzie do odstrzału, niech no mu się tylko podwinie noga… – sarknął, ugniatając napięte ramiona.

– Myślę, że jeszcze ci podziękuje za skrócenie cierpień. – Położył dłonie na biodrach kochanka i posłał mu wyzywające spojrzenie. 

– A myślałem, że jest uodporniony. W końcu miał długi straż z tobą – szepnął i pochylił się. Ich usta prawie się o siebie otarły, jednak Jerzy nie dał się pocałować. Dłoń wsunął płynnym ruchem we włosy partnera i odciągnął go od siebie, po czym złożył kilka pocałunków tuż pod jego szczęką. Łukasz przymknął oczy. – Nie zmienia to faktu, że sabotuje mnie, gnojek. To wymaga… mojej... natychmiastowej… reakcji – powiedział nieskupiony, podczas gdy Jerzy z zaangażowaniem całował go po szyi. 

– Myślę, że wymaga jej coś innego – szepnął, schodząc dłonią niżej na udo Łukasza. Ścisnął je. – Jeremiego zostaw w spokoju, nie jego wina, że trafia na samych dupków. 

Łukasz zaśmiał się ochryple i spojrzał na Jerzego spod rzęs. 

– Masz moją pełną uwagę. – Jurek zgrabnym gestem zrzucił z Łukasza marynarkę. 

– Będziesz żałował, że nie poszedłeś spać, jak jeszcze miałeś szansę. 

Łukasz już chciał coś odpowiedzieć, kiedy to Jurek starł usta z jego własnymi, dusząc jego głos. Całował go mocno, jedną dłonią wciąż ściskając go za włosy. Ranki albo momenty kiedy Łukasz był zmęczony były właściwie jedynymi, kiedy mężczyzna pozwalał mu przejąć kontrolę i nie walczył z nim zaciekle w każdej pieszczocie. 

Tak samo było teraz, kiedy poddawał się poczynaniom Jerzego bez większych sprzeciwów. Zazwyczaj to on lubił całować i drażnić partnera, wolał zdecydowanie dominować i Jerzy nie miał nic przeciwko, zdarzały się jednak momenty, takie jak teraz, gdy Łukasz odpuszczał. A kiedy ten sam Łukasz siedział w dopasowanym garniturze, który opinał jego ciało perfekcyjnie, Jurek nie wyobrażał sobie nie skorzystać z okazji. 

– To ty byś żałował, jeśli bym poszedł… – udało mu się odpowiedzieć między żarliwymi pocałunkami. Nagle, gdy Jerzy zacisnął dłoń na jego męskości, wyprostował się jak struna i zacisnął mocno palce na jego ramionach. –  Jerzy…  – mruknął nisko, kuszącym głosem, sunąc palcem wzdłuż jego torsu aż chwycił za spód koszuli i pociągnął ją. Zrzucił koszulkę sprawnym ruchem. Chwilę potem kochanek zaczął odpinać małe guziki koszuli, by zsunąć ją z jego ramion. Już obaj byli na wpół nadzy. Spojrzeli sobie przelotnie w oczy i już mieli zmienić pozycję, która uniemożliwiała im dalsze rozbieranie, kiedy w kieszeni marynarki Łukasza rozdzwonił się telefon. 

Jerzy zastygł i niemal boleśnie przytrzymał kochanka za ramiona, przeklinając w myślach osobę, która śmiała przerwać ten moment. 

– Kto ma czelność zawracać ci głowę w niedzielę rano? – warknął, lecz puścił mężczyznę, by odebrał telefon. 

Łukasz zsunął się niechętnie z jego ud i zaczął grzebać w kieszeni, aby wydostać z niej smartfona. Spodziewał się rodziców, Emilii, w ostateczności Adama. Zdecydowanie nie spodziewał się Marcina. 

Odebranie wymagało od niego znacznie więcej sił, niż wczesne zerwanie się z łóżka, ale w końcu się na to zdobył. Przystawił telefon do ucha z szybciej bijącym sercem i spojrzał na Jerzego, który uniósł brew. 

– Marcin? – zapytał, ciągle patrząc na partnera. Nawet ślepy by zauważył, jak spięły się jego mięśnie, a twarz zmarszczyła w grymasie. – Czy coś się stało? – zapytał na tyle ostro, na ile było go stać. 

Po drugiej stronie najpierw usłyszał świszczący oddech, a potem jakiś hałas. 

– Nie. Nic się nie stało – odpowiedział. – Dzwonię zapytać, jak się trzymasz, bo dzisiaj rocz… – Łukasz przymknął oczy, starając się uspokoić. Pozwolił słowom byłego partnera przepływać przez swoją głowę bezwiednie. Nie chciał mu przerywać, ale nie chciał go też słuchać. A sam wzrok Jurka sprawiał, że się spinał i miał ochotę czym prędzej odłożyć telefon, by nie drażnić mężczyzny, ale czuł się zobowiązany, co do Marcina. Nawet kiedy dzwonił do niego w środku nocy. I kiedy wywoływał w nim wyrzuty sumienia. I kiedy go prosił niezliczony raz, by do siebie wrócili; chociaż od pewnego czasu prośby ustały. Nie potrafił  całkowicie urwać kontaktu, chociaż ze swojej strony nigdy go nie inicjował. Gdyby nie Marcin najpewniej nigdy by nie dotrwałby do tego etapu swojego życia.

Miał u niego dług, którego nigdy nie spłaci.

– Wszystko w porządku – odpowiedział tak samo beznamiętnym tonem. Marcin przez chwilę milczał, a Łukasz znał go na tyle dobrze, że wiedział, że walczy, by powiedzieć kolejne słowa.  W duchu prosił go, by tego nie robił. 

– Wiem, że… Nie minęło wiele czasu. I że wszystko między nami skończone. Ale będę w Warszawie, więc może… moglibyśmy się zobaczyć – powiedział żałośnie. – Jako… przyjaciele – udało mu się wykrztusić, chociaż przyszło mu to z wielkim trudem. 

Jerzy w tym czasie wstał i, nawet nie zerknąwszy na Łukasza, wyszedł z kuchni. Nakonieczny z ciężkim sercem opadł na blat i wbił spojrzenie w plecy kochanka. Na tyle, na ile znał Jerzego, wiedział, że mężczyzna nie wyszedł, aby dać im chwilę prywatności. Raczej wściekł się, że Łukasz nie potrafił zerwać kontaktu z byłym, który wkurwiał go jak nikt inny. 

– Wiesz, że to nie jest dobry pomysł.

– Słuchaj, po prostu nie wyobrażam sobie, że chcesz to skończyć, jakby nasze wspólne życie nie istniało i…

– Sam powiedziałeś, minęło za mało czasu – uciął Łukasz, nim Słowiński zdążyłby powiedzieć cokolwiek więcej. – Obiecałem ci, że jeżeli kiedyś będziesz potrzebował pomocy zawsze ci pomogę, ale nie możemy teraz… Nie możemy się spotykać. – Przełknął ślinę. – Muszę kończyć – powiedział, uświadamiając sobie, że ostatnie zdania to był błąd. Już raz złożył mu obietnice, nie musiał robić tego po raz drugi. Nie chciał dawać mu żadnych złudnych nadziei.  

– Nie, poczekaj! 

– Nie mogę. 

– Łukasz, proszę, nie… 

Nakonieczny zakończył połączenie. Odrzucił telefon na blat. Serce biło mu w piersi jak dzwon, dłonie zacisnęły się w pięści. Nic nie wprawiało go w tak beznadziejny stan jak niespodziewane telefony byłego partnera. 

Tak wiele mu zawdzięczał… Niemal nie potrafił objąć tego rozumem. Nie rozumiał motywów Marcina, kiedy ten wskoczył za nim w bagno, ugrzązł po kostki, po kolana, niemal utopili się razem, po czym cierpliwie, centymetr po centymetrze, zaczął go wyciągać. 

Potrząsnął głową. W parszywym humorze wkroczył do salonu, gdzie zauważył Jerzego leżącego na kanapie ze wzrokiem wbitym w telefon. Zdawał sobie sprawę, że nie był dla niego nawet namiastką wsparcia, którą kiedyś był dla niego Marcin. Poddał się w którymś momencie. Pozwolił mu odejść, nie walczył. Słowiński nigdy tego nie zrobił. 

Podszedł do Jurka i przysiadł na skrawku kanapy w nogach mężczyzny. Położył dłoń na jego kolanie i niewidzący wzrok wbił w jego twarz. 

Nie wiedział, dlaczego nie potrafił pokochać człowieka, który oddał mu wszystko, a człowiekowi, którego pokochał, nie potrafił dać wszystkiego z siebie. 

– Wszystko dobrze? – Jerzy zaniepokoił się, kiedy w końcu postanowił nie wbijać ostentacyjnie wzroku w telefon i nie manifestować tego, jak bardzo był zły, a spojrzeć na twarz partnera. 

Łukasz wzruszył ramionami. Bynajmniej, nie zrobił tego w geście ignorancji, co przytłaczającej bezradności. Jurek podniósł się do siadu. 

– Czego chciał? – zapytał z obawą. 

– Spotkania. – Jerzy zacisnął wargi. 

– Chyba nie myślisz o tym, żeby się z nim zobaczyć?

– Nie. Odmówiłem. – Ulga na twarzy Gosa była widoczna gołym okiem. Łukasz uśmiechnął się do niego zmęczony, jakby chciał go przeprosić. Po chwili oparł brodę na jego ramieniu i wbił czekoladowe spojrzenie prosto w szare oczy. 

– Jeżeli jeszcze raz zadzwoni, przysięgam, że odbiorę za ciebie i więcej nie zadzwoni – warknął, a Łukasz jedynie patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Nic nie powiedział, na co Jurek poddał się i objął go przez ramię. Oparli się na kanapie i trwali tak przez chwilę, podczas której Łukasz coraz bardziej zapadał się w sobie. 

– A myślałem, że chociaż raz przetrwam ten dzień w miarę dobrym nastroju.

– Przetrwasz – odparł, marszcząc brwi i wyswobodził się z objęć zmotywowany. – Wstawaj. Jedziemy do rodziców – postanowił, nie patrząc na wcześniejsze niepokoje. Chciał być częścią życia Łukasza. A co za tym szło, musiał kiedyś poznać jego rodzinę. Nawet jeżeli będą go porównywać do Marcina.

– Jesteś w proszku. 

– Daj mi pięć minut. 

– Chyba pięćdziesiąt pięć? – odparł, patrząc powątpiewająco na Jerzego. Gos zacisnął wargi. 

– Nie zdążysz się przebrać, a już będę gotowy – powiedział z zacięciem, po czym wstał i pociągnął za sobą mężczyznę.  Łukasz uśmiechnął się trochę szerzej. 

– W takim razie będę ubierał się bardzo, bardzo powoli… – Popatrzył na kręcącego głową Jurka, który poszedł zamknąć się w łazience. 

Tym razem Nakonieczny nie miał racji. Jerzy wrócił do niego po kilku minutach w cienkim, granatowym swetrze i dopasowanych dżinsach. Włosy miał zaczesane na bok, na ręku lśnił zegarek. Odpuścił sobie golenie ledwo widocznego, wczorajszego zarostu, długiego prysznica i  kremów. 

– Czekam na ciebie – oznajmił, widząc, że Łukasz zdecydowanie nie wziął jego słów na serio i krzątał się nieubrany po kuchni. 

– Jesteś pewien, że chcesz?

– A czy to nie ty miałeś mnie spakować do samochodu, nie patrząc na moje wymówki? 

– Racja – uśmiechnął się. – Będziemy przed czasem. 

– I twoim rodzicom będzie to przeszkadzać?

– Wręcz przeciwnie. 

– W takim razie na co jeszcze czekasz…? 

Jurek spojrzał na niego ponaglająco, pakując portfel i kluczyki do kieszeni płaszcza. Łukasz zarzucił na siebie biały golf, po czym chwilę później stał już w holu. 

– Pokochają cię…

– Łukasz… 

– Naprawdę. 

– Nie rób tego jeszcze bardziej stresującym, niż już jest. 

Nakonieczny zaśmiał się. 

– Świetnie sobie poradzisz – zapewnił, chwytając go za dłoń. Jerzy spojrzał mu prosto w oczy.

Tak. Świetnie sobie poradzi. Nie miał innego wyjścia. 


*****

***

Cześć i czołem!
Podejrzewam, że nie spodziewaliście się mnie teraz w takim repertuarze. Mam nadzieję, że pozytywnie Was zaskoczyłam! Mogę zdradzić, że pisząc ten bonus zaskoczyłam samą siebie. Jak większość aktywności w moim życiu nie był on wynikiem szczegółowych planów raczej nagłym zrywem, nieodpartą potrzebą stworzenia go tu i teraz. Zainspirowana jednym z komentarzy przeczytałam sobie Zopa niemal od początku do końca w dwa dni... Wciągnęłam się, przyznaję (he he). Miło było po przerwie, kiedy zdążyłam odrobinę pozapominać jak wszystko dokładnie wyglądało, przeczyć, jak rozwijała się relacja Łukasz x Jurek, a także przypomnieć sobie o reszcie bohaterów.
Dlatego też Dęba, Janek i Marcin wrócili hurtowo. To tak, żeby nakreślić ich ewentualną sytuację. Wiecie. Na kolejne opowiadania xD Bo lubię sobie komplikować sprawę i wszystko łączyć.
No i Łukasz! Cholera, jego przeszłość z Dębą i Jarkiem u boku musiała być nie mniej interesująca, tak samo początek jego związku z Marcinem... Tyle pomysłów, a myśl o realizacji taka ciężka :')

No ale, przychodzę tu do Was i gadam, tak jakby nie minęło... Grubo ponad pół roku odkąd skończyłam publikować jakiekolwiek treści. I chociaż zapowiadałam, że zniknę to mimo wszystko nie spodziewałam się, że minie aż tyle czasu. Pewne jest, że potrzebowałam przerwy. Ale chyba jednak nie tak długiej, bo z każdym dniem coraz trudniej zabrać mi się za cokolwiek, a nawet więcej; wiara w moje pisanie i umiejętności maleje z tygodnia na tydzień, dlatego musiałam się przełamać i to szybko. Więc jestem. Najpierw z zapowiedzią czegoś nowego, teraz - całkiem spontanicznie - z tym bonusem. Nie jestem pewna, jak wypadam po takiej długiej i niezbyt owocnej przerwie. Mam nadzieję, że nie jakoś znacznie gorzej od tego, co pamiętacie.

Niektórzy z Was już widzieli poprzedni post i ślicznie dziękuję, że dajecie znaki swojej obecności <3 Tak jak mogliście zauważyć porywam się na coś całkiem innego niż do tej pory w ramach małej... odskoczni? Po prostu chcę zobaczyć, jak mi to wyjdzie. A jeśli nie wyjdzie, to chociaż nie będzie to nic zobowiązującego ^^'

No i to chyba tyle. Mam nadzieję, że widzimy się pod koniec marca i że Wam się podobało. Trzymajcie się, buziaki!

PS Kto widząc tytuł i pierwsze akapity pomyślał, że rocznica będzie dotyczyć związku Jurka i Łukasza?

5 komentarzy:

  1. Hej. Na początku może zaczniemy od końca. Odrazu sobie pomyślałam,że rocznica będzie chłopaków :-). Jak dla mnie rozdział petarda. W sumie świetnie wiedzieć ,że Janek jednak żyje i jakoś się kręci to jego życie. Widać ,że gos i Łukasz są szczęśliwi. Jak zawsze Marcina mi szkoda i chętnie bym poznała jego historię. Wracając jednak do Jurka ,to widać ,że już u niego lepiej i jego życie nabiera barw. Pozdrawiam i czekam na to co dla nas szykujesz .w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też stwierdzałam, że fajne będzie chociaż na chwilę pokazać Janka, dać znać, że żyje. Jak widać jego drogi dalej krzyżują się z tymi Dęby, więc u niego też pewnie jest ciekawie. :)
      Dla Jurka jak najbardziej życie nabiera barw. Zasłużył sobie, by pożyć w spokoju i szczęśliwie, więc niech korzysta z okazji.
      A historię Marcina pewnie kiedyś i tak poznamy. :)

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za bonus, jest to super niespodzianka, tym bardziej, że myślałam, że opowiadanie się skończyło. Podsycyłaś mi tylko apetyt na ... Janka. Chłopaki są szczęśliwi i niech tak zostanie, ale co z Jankiem? Kiedy jego happy end? Ucieszyłam się na Bonus I, mam nadzieję, że to znaczy, że będzie Bonus II, III, IV itd. Uważam, że Twoje opowiadania są genialne i uwielbiam Twój sposób pisania. Przeczytam każdy Twój tekst. Życzę dużo weny. Pozdrawiam, Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, skończyło się, bonusy są jedynie rozszerzeniem, które tylko dopełniają historię. No i może będzie takich więcej, nie wykluczam :)
      Natomiast co do Janka... To raczej należy zmienić pytanie z kiedy będzie happy end na czy w ogóle będzie happy end ^^' Ale do tego jeszcze raczej daleka droga.
      Bardzo się cieszę, że podoba Ci się to, jak piszę. To dla mnie bardzo ważne, dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Super że znowu jestes6

    OdpowiedzUsuń