wtorek, 30 czerwca 2020

Zostań o pornaku: Rozdział 33

Rozdział 33: Palenie mostów

Łukasz był cienką granicą, która odgradzała Jerzego od całkowitego załamania. Był motywacją, by wstać z łóżka; nadzieją, która tliła się w nim niczym dogasająca świeczka. Łukasz był. Ale Jurek nie wiedział, jak długo jeszcze potrwa ten stan. To sprawiało, że nadzieja zamiast tlić się mocno, roztaczając ciepło w  jego sercu, drżała i gotowa była zgasnąć przy najmniejszym podmuchu.

To przerażało nawet kiedy Łukasz spał spokojnym snem w jego sypialni, kiedy uśmiechał się do niego miękko i kiedy przyciągał go do siebie.

Jerzy bardzo chciałby w to wierzyć, tyle że nie potrafił.

Dręczyły go koszmary, których nigdy wcześniej nie doświadczał. Każdy jeden był gorszy od poprzedniego i chociaż wiedział, że jego własna głowa go sabotowała, przyjmował to od siebie. Z każdym dniem, a minęło ich kilka, coraz trudniej było mu się przed tym bronić, zwłaszcza kiedy Łukasz w jego snach był taki.

Na samo wspomnienie po plecach Jerzego przeszły zimne deszcze.

Wstał od stołu, przy którym pił kawę i podszedł do okna. Odsunął białą firankę i spojrzał na Łukasza wsiadającego do samochodu. Pierwszy raz odkąd to wszystko się wydarzyło miał zostać sam. Na tę myśl czuł w sercu dziwną pustkę, ale też i ulgę. Miał dość udawania, że jakoś się trzyma, gdyż było to dalekie od prawdy.

Patrzył jak kochanek odjeżdża z parkingu. Zastanawiał się, o czym mógł teraz myśleć? Też poczuł ulgę, na myśl, że będzie mógł odetchnąć i pobyć chwilę w samotności, nie martwiąc się o każde słowo skierowane do Jurka? A może martwił się jeszcze bardziej tym, co zastanie kiedy wróci?

…O ile wróci.

Jerzy przesunął dłonią po czole i zaczął mozolnie sprzątać naczynia po śniadaniu. Starał się odpychać wszelakie myśli. Przez te kilka dni bowiem zdążył się przekonać, że o czym by nie myślał, po jakimś czasie i tak wszystko prowadziło do wspominania Janka, a to było zbyt bolesne. Tak bolesne, że Jerzy zapadał się w sobie i budował mur. Mur, który upadł nie tak dawno odsłaniając wszystkie jego słabości powstawał na nowo.

Tak będzie łatwiej. Odciąć się od tego, odrzucić… Zapomnieć o Janku, fałszywym przyjacielu.

Włączył odtwarzacz, żeby nie sprzątać w całkowitej ciszy. Muzyka zwykła go uspokajać. Tym razem może nie do końca poczuł się uspokojony, ale przynajmniej skupił się na słowach płynących z głośników, a nie na tym, co miał w głowie.

Pomył stos brudnych naczyń, co było dla niego nowością, Łukasz bowiem lubił wykładać ich śniadania na talerzyki i miseczki, częstować się i dzielić, podczas gdy Jerzy zazwyczaj przekładał wszystko na jeden talerz. Zdecydowanie odmawiał sobie tym przyjemności płynącej z dzielenia, ale za to zaoszczędzał czas przy zmywaniu.

Nie wadziło mu to. Jeżeli o to chodziło mógłby zmywać i do południa.

Gdy już się uporał z naczyniami, zabrał się za przecieranie blatów i za ubrudzoną kuchenkę. Wszystko to przychodziło mu mechanicznie i zajęło prawie dwie godziny. To dobrze. Czas jakoś leciał, a Jurek wciąż funkcjonował.

Odrobinę zmęczony, wstawił wodę w czajniku. Podszedł do szafki i ją otworzył. Już miał sięgnąć po kawę, gdy jego wzrok padł dalej na opakowanie białej herbaty, którą zwykł robić Jankowi.

Przełknął ślinę. W jeden moment stanął mu przed oczami obraz chłopaka. Żołądek mu się ścisnął, gdy uświadomił sobie, że Łukasz musiał ją przestawić na wierzch, po tym jak on ją schował głęboko za innymi opakowaniami. Ode chciało mu się kawy. Oddychając płytko, zamknął szafkę i wyszedł do salonu, gdzie jego wzrok powędrował od razu na żółty fotel.

Znowu to sobie robił, a przecież miał zapomnieć! Automatycznie wzrokiem powędrował na pustą szafkę, na której wcześniej stało ich wspólne zdjęcie. Jurek nawet nie wiedział, co się z nim stało. Albo je schował podczas gdy był pijany albo wyrzucił. Nie zamierzał się o tym przekonywać. To nie pomagało w zapominaniu.

Usiadł na kanapie i okrył się kocem. Za oknem wciąż padał śnieg, więc w mieszkaniu było wyjątkowo jasno i chłodno. Jerzy specjalnie nie podkręcał kaloryferów. Ciepłe powietrze źle działało na jego suchą skórę.

                                

Myślał o wszystkim, byleby nie o Janku, jednak walka z samym sobą nie trwała długo. Bez Łukasza, który by go rozpraszał i skupiał jego uwagę, Jerzy nie mógł wyrzucić z głowy Czyżewskiego.

Zapadając się głębiej w materac, myślał o tym, jak spotkali się w taksówce. O tym jaki wtedy był. Buc – tak określił go Janek. Kiedyś by się do tego nie przyznał. Teraz widział jak na dłoni, że trafnie go to opisywało. Jak mógł być kiedyś taki dumny…?

Widział Janka w deszczu, kiedy odgrywał swoją role wystraszonego dzieciaka – teraz miał wrażenie, że było to zachowanie zbyt przerysowane, jakby chłopak chciał wzbudzić na siłę w nim współczucie i przywiązać go do siebie.

Cholera, to działało.

Przypomniał sobie jak szedł przez ulewę, by przynieść chłopakowi parasolkę. Jak okrył go szalikiem, a Janek, później w samochodzie, odwdzięczył mu się tym samym, już wtedy pokazując Jurkowi, jak to jest czuć miłe gesty.

Widział go na swojej rozwalonej klatce i gdy pokryty kurzem wpraszał mu się do mieszkania, a on mimo że się złościł, to nie miał nic przeciwko…

Widział, jak Janek zabrał go na pierwsze wyścigi i wplatał w świat, o którym Jerzy nie miał zielonego pojęcia, ale tak bardzo chciał stać się jego częścią, że żył tym przez dłuższy czas, nie wiedząc w co się pakował.

Przypomniał sobie ostrzeżenia Dęby. Daniel ostrzegł go więcej niż raz i to już na samym początku, a później w tej klitce, kiedy wspomniał, że ma na Janka teczkę. Dębski wiedział przez cały czas. Przed Alicją też go ostrzegał i, cholera, miał rację. Może i on był w to zamieszany? Niby dlaczego nie?

Ale wtedy Jerzy przypomniał sobie ich wspólną imprezę w mieszkaniu Sandry, kiedy to dowiedział się, że Dęba znał Łukasza. Od razu chciał z nim porozmawiać na ten temat, a Janek… Janek wtedy próbował zrobić wszystko, żeby nie odchodził i  być może nie dowiedział się prawdy nie tylko o Łukaszu ale i o nim samym.

No i to, jak sunął dłońmi po jego ciele, jak blisko był…

Czy on wtedy chciał go uwieść? Tak samo jak tego mężczyznę? Na nim też zastosował ten sam „plan”? Zrobiło mu się niedobrze na tę myśl, ale im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej mu to tak wyglądało.

Odkrył się, zrobiło mu się zbyt gorąco ze zdenerwowania. Zaczął chodzić w kółko po salonie. Miał nie myśleć. To było jedyne czego chciał, ale najwyraźniej jeszcze nie mógł zapomnieć. Musiał się dowiedzieć, poznać prawdę i nie karmić się domysłami, by wtedy pozwolić sobie zapomnieć, dlatego czym szybciej zerwał się do holu. Niechlujnie założył buty i nie zapiął kurtki. Ledwie pamiętał, by wziąć kluczyki do samochodu i napisać SMS-a, zanim wyszedł z mieszkania. Schodząc po schodach czuł gule w gardle. Nie istniało w jego kamienicy miejsce, które nie kojarzyło by mu się z Czyżewskim. Już zwłaszcza ta przeklęta, odremontowana klatka schodowa.

Prychając, otworzył drzwi do mieszkania na dole. Nie wiedział czego się spodziewać, ale przypomniał sobie, jak Janek wzbraniał się, by tam nie wchodził.

Jak się okazało nie miał czego się spodziewać, bo mieszkanie było w takim samym stanie, w jakim Jerzy widział je po raz ostatni. Obszedł je uważnie, zaglądając do każdego pokoju, ale nie znalazł żadnej rzeczy, która mogłaby należeć do Janka. Nie zauważył też, aby cokolwiek zniknęło.

Czyżewski zdecydowanie nie zabrałby się ze wszystkim w jednej torbie, a to oznaczało, że ktoś tu był. Przez plecy Jurka przeszły zimne dreszcze. Być może kiedy był z Łukaszem, ktoś inny albo sam Janek był w mieszkaniu na dole.

To było przerażające. I wcale nie sprawiało, że Jerzy czuł się bezpiecznie. Co więcej wymiana zamków raczej na niewiele się przyda przy ludziach tego pokroju. Jakby tego było mało, Jurek nie narażał jedynie siebie, ale jeszcze Łukasza…

Wyszedł z pustego mieszkania, czując ogromną dziurę w sercu. Sam nie wiedział czego się spodziewał. Chyba nie tego, że po Janku nie zostanie żaden ślad. Jakby nigdy nie istniał. Może ramkę ze zdjęciem też mu zabrali? Może on wcale jej nie schował, nie wyrzucił, a ktoś zrobił to za niego?

Dreszcze przerażenia przeszły mu wzdłuż całego ciała. Rozejrzał się zaniepokojony, ale nie zauważył niczego, co mogłoby wzbudzić większą panikę, więc się skarcił. Jeżeli będzie się tak dalej dręczyć, to niedługo wcale nie będzie mógł zasnąć w nocy.

Poczuł wibrację w telefonie i aż podskoczył. Telefonów też będzie się od teraz bał? Odczytał wiadomość i, już nie oglądając się za siebie, wyszedł na mróz, prosto do auta. Cieszył się chociaż, że miał dla siebie prywatny garaż i nie musiał odśnieżać bentleya.

Jechał powoli, wcale się nie śpiesząc. Miał jeszcze trochę czasu do umówionego spotkania, więc leniwie krążył po mniej ruchliwych ulicach. Zajechał również do Starbucks’a po kawę, której w końcu nie wypił w domu i przez chwilę udawał, że się z niej cieszy zanim przygnębienie znowu go dopadło.

Kierował się za miasto, dobrze już znaną sobie drogą aż wjechał w las. Otoczenie wyglądało przepięknie. Drzewa sprawiały wrażenie jakby zaraz miały się ugiąć od mokrego puchu. Z niektórych gałęzi zsuwały się małe zaspy, odsłaniając liche, brązowe gałązki. Jezdnia była śliska, pokryta szronem, przez co sznurek samochodów ciągnął się za sobą w żółwim tempie, a niebo było tak jasne, że raziło po oczach, kiedy przebiło się przez korony ośnieżonych drzew.

Jerzy był na miejscu kilkanaście minut później. Zjechał z głównej drogi i zatrzymał się tam, gdzie zazwyczaj stała ciężarówka. Rozejrzał się. To miejsce wyglądało całkiem inaczej, kiedy pokrywała je gruba warstwa śniegu. Pochodnie się nie paliły. Właściwie to żadnych nie było.

Poczuł się nieswojo pośród ciszy, ostrej bieli i bez żywej duszy wokół, ale wytrwale siedział i wpatrywał się w drogę. Gdyby pojawił się ktoś niespodziewany mógłby szybko stąd odjechać, ale na szczęście, dwadzieścia minut później przyjechał Dęba.

Gos odetchnął  z ulgą. Obserwował jak mężczyzna się zbliża. Popatrzyli na siebie zza szyb, po czym Jerzy odwrócił wzrok i zaczął odpinać pas. Chwilę później wyszedł, patrząc jak mężczyzna gasi samochód i również wychodzi. Przyjrzał mu się uważnie, chcąc dostrzec każda emocję, każde drgnięcie mięśni, by wiedzieć czego się spodziewać, ale Dęba wyglądał jakby był nastawiony neutralnie. Jedynie zwęził oczy, kiedy stanęli już przy sobie i odchylił się, lustrując go z taką samą dokładnością.

Wydawało się, że zapanowała między nimi niezręczność, której Daniel nie chciał przerywać, a Jerzy nie wiedział, co powinien powiedzieć. Chciał tego spotkania, to się nie zmieniło, ale przytłoczyła go postawa mężczyzny, jego czujny wzrok, nonszalancja ruchów, a nawet lekkie uniesienie brwi.

– Będziemy tak stać i gapić się sobie w oczy, czy przejdziesz w końcu do rzeczy? – Dębski wykrzywił usta w parodii uśmiechu, chociaż jego oczy się nie śmiały. Gos przełknął ślinę i skrzyżował dłonie na piersi, dając tym samym po sobie poznać, że nie czuł się w tej sytuacji najbardziej komfortowo. Mimo to wbił poważny wzrok w twarz mężczyzny i skinął głową, jakby chcąc przekazać samemu sobie, że czas zebrać się do kupy.

– Chciałem się czegoś dowiedzieć.

– I to było tak pilne, żebym musiał przyjeżdżać tu w tej chwili? – podkreślił, a oczy mu pociemniały. Jerzy zmrużył powieki. Nie podobał mu się ton Dębskiego, dlatego jego własny stał się równie opryskliwy.

– Tak, jest to pilne – warknął. Dłonie rozluźnił i opuścił wzdłuż tułowia. Już nie wyglądał na takiego przestraszonego jak jeszcze chwilę temu. Dęba popatrzył na niego uważnie, po czym skinął głową z uznaniem.

– I tak nie powiem ci zbyt wiele o Czyżewskim – rzucił sięgając do kurtki. Przez chwilę Gos skamieniał, przed oczami pojawiła mu się wizja, jakoby mężczyzna miał zaraz wyciągnąć zza niej broń, ale Dęba z kieszeni wyjął tylko paczkę fajek. Na dodatek wyciągnął ją w jego stronę, częstując go. Jerzy nie wziął. Mężczyzna natomiast wzruszył lekceważąco ramionami i odpalił szluga, zaciągając się nim mocno.

– Więc… Wiesz.

– Ta – Dęba odpowiedział w charakterystyczny dla siebie, niedbały sposób. – Wiem. Nie żebym spodziewał się czegoś innego. – Z wyrazu twarzy Jurka mężczyzna odczytał bijące mu się na usta pytania. –  Czego się spodziewałeś, co? Ostrzegałem cię przed Jankiem i moją siostrą. I miałem, kurwa, rację…

– Dlaczego? – Jerzy przerwał mu szybko. – Czemu mnie ostrzegałeś? – doprecyzował.

Dęba zamilkł na chwilę nie odwracając od niego uważnego spojrzenia. Zaciągnął się fajką, po czym wzruszył ramionami jakby nie było to ważne.

– Z czysto egoistycznych pobudek – odparł. Widząc jednak, że Jerzy ma zamiar drążyć, pokręcił głową. – Na początku zrobiłeś na mnie duże wrażenie – przyznał, po czym uśmiechnął się drwiąco, spoglądając mu bez wstydu w twarz. Policzki Gosa nabrały odrobinę koloru, gdy zrozumiał kontekst, ale szybko się opanował. To nie tak, żeby nie zdawał sobie teraz z tego sprawy. Wcześniej to wypierał, ale w tym momencie mógł, co prawda nie z łatwością, ale mógł pomyśleć jakie plany miał wobec niego Daniel.

– A potem?

– A potem zrozumiałem, że Czyżewski zdecydowanie miesza ci w głowie, byś się do mnie przypadkiem za bardzo nie zbliżył. – Daniel umilkł na chwilę. – No a później zachowywałeś się jak idiota w towarzystwie Alicji, mimo że dawałem ci wyraźne znaki więc… – Zaciągnął się fajką, urywając wypowiedź.

– Piorunowanie mnie wzrokiem to według ciebie wyraźne znaki? – Jerzy naskoczył  na niego wyższym tonem, dając krok do przodu. Dęba w jednej chwili się wyprostował, pokazując kto z nich dwóch był tutaj górą.

– A co miałem cię poprowadzić za rączkę jak przedszkolaka? – Zmrużył oczy, na co Jurek jeszcze bardziej się zjeżył.

– Mogłeś mi przynajmniej, kurwa, powiedzieć! – warknął, po czym popchnął go tak mocno, że Dęba się aż zachwiał. Przez chwilę był w szoku, że Jurek miał czelność zachowywać się względem niego w ten sposób, ale szybko mu przeszło. Doskoczył do niego w moment i złapał go za fraki, bez problemu go do siebie przysuwając. Gos poczuł, jak serce zatrzepotało mu w piersi, gdy spojrzał prosto w niebezpieczne, burzowe oczy, w których nie było już ani trochę ciepła.

– Niby dlaczego miałbym? – szepnął mu tuż przy uchu lodowatym tonem, po czym odepchnął go niechlujnie. – Nie dostałem od ciebie nic w zamian, mimo że ty miałeś moje poparcie. Zamiast tego wolałeś robić sobie wrogów i podburzać atmosferę, tak jak teraz. Tak więc żegnam – Daniel odwrócił się na pięcie, ale zanim zdążył chociażby zrobić pięć kroków Jerzy już trzymał go za przedramię. Szczękę miał zaciśniętą niczym cęgi, ale mimo tego zdołał wykrztusić:

 – Poczekaj. Masz rację, wiem. Od samego początku miałeś, od początku o wszystkim wiedziałeś i jedynie obserwowałeś jak się to wszystko potoczy…

Daniel zastygł w bezruchu. Gdyby Jerzy patrzył mu teraz w oczy zobaczyłby wahanie na jego twarzy, ale tak widział tylko spięte barki i zaciśnięte pięści.

– Nie przyjechałbyś tu jednak gdybyś nie chciał porozmawiać, więc porozmawiajmy – wydusił, rozluźniając dłoń. Pozwolił jej opaść, a następnie cofnął się o krok. Patrzył jak Dęba odwraca jedynie głowę, wyrzuca peta i mówi od niechcenia:

– Chodź. – Skierował się do własnego auta. Śnieg skrzypiał pod jego butami, niestety  tylko pod jego, więc poirytowany dodał: – Nie będziemy rozmawiać na mrozie. Też se, kurwa, wybrałeś idealne miejsce – warknął niezadowolony z przebiegu całego spotkania. Jerzy niepewnie podążył za nim, obszedł samochód i usiadł na miejscu pasażera. Gdy już znalazł się w środku, położył dłonie na kolanach i spiął się, kiedy Dęba odpalił samochód. Ten jednak jedynie włączył ogrzewanie i oparł się nonszalancko na siedzeniu.

– Czego wiec chcesz, ha? Zemsty na Czyżewskim? – zakpił, kręcąc głową z politowaniem.

– Nie! – Jerzy odpowiedział z prędkością światła, jeszcze zanim zdążył pomyśleć. – Nie – dodał ciszej, wbijając wzrok w knykcie. Znowu poczuł uścisk w żołądku na samą myśl o byłym przyjacielu, który potraktował go tak perfidnie.

– Więc na mojej siostrze? – Dęba kontynuował, wbijając w niego głębokie, burzowe spojrzenie. Jurek zmarszczył brwi.

– Nie szukam zemsty – oświadczył. – A nawet gdybym, to jest twoja siostra…

– Już dostała za swoje – Dęba odparł lodowatym tonem. – Zdradziła mnie, wydając Janka komuś, kto nie powinien mieć wstępu do mojego – pokreślił – otoczenia. Dlatego ona już tego wstępu nie ma.

 Jerzy spojrzał na niego oniemiały. W tej chwili Dęba stał się w jego oczach jeszcze bardziej niebezpieczny i bezwzględny. Daniel dostrzegł, że Jerzy spojrzał na niego inaczej i spiął się wyraźnie.

– Co, wydaje ci się, że jestem chujowym bratem? Nic, kurwa, nie wiesz. Alicja to pieprzona psycholka i tylko kwestią czasu było, aż jej dotychczasowe życie jej się znudzi. – Zmarszczył gniewnie ciemne brwi. – Myślisz, że dlaczego rok w rok nikt nie może jej pokonać, mimo że i ty i Sandra wyciskaliście wszystko ze swoich aut, a to wciąż za mało?  Bo ona, kurwa, nie czuje strachu! Liczy się dla niej tylko wygrana. Nie ma w niej też empatii tylko chora ambicja. A kiedy pojawiłeś się ty…  – Dęba posłał mu mroźne spojrzenie. – Widziałem jak na dłoni co się szykuje.

Jurek słuchał tego jak zaklety, nie mając odwagi przerwać wywodu choćby słowem.

– Więc tak. Właściwie to nawet się, kurwa, cieszę, że w końcu mam pretekst by zerwać z nią wszelkie kontakty. – Gos poruszył się nerwowo.

– Wychodzi na to, że mam niesamowity talent do otaczania się niewłaściwymi ludźmi – mruknął ironicznie, chociaż ironią niczym kołdrą przykrył żal, który zjadł go od środka.

– Tego nie można ci odmówić.

Zapadła między nimi kolejna, ciężka cisza, podczas której Jurek analizował w głowie słowa towarzysza, a Dęba wpatrywał się bez celu w krajobraz. Alicja nie była jednak tym, co Jerzego interesowało najbardziej. Właściwie to na zawsze chciał ją wyrzucić z głowy i teraz czuł, że może to uczynić i nie poświęcać jej więcej swojej energii.

Może tylko strach wciąż kłębił mu pod skórą na myśl, że kobieta mogła jeszcze z nim nie skończyć…

Otrząsnął się. Nie mógł przecież cały czas karmić się lękiem!

– A Janek? – odważył się zapytać. – Co z nim?

– Żyje. – Daniel odparł od niechcenia, przechylając głowę i posyłając mu trudne to odczytania spojrzenie.

Żyje.  

Tylko tyle. Żyje. A to mógłby nie żyć? Jurka przeszły lodowate dreszcze na samą myśl.

– Skąd o tym wszystkim wiesz?

– Z różnych źródeł – odparł zwięźle.

Jerzy nie drążył. To nie był jego świat, on się tam nie nadawał. Nie chciał kolejnych tajemnic ani problemów. Im dłużej rozmawiał z Dębą tym bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu. Dochodził do wniosku, że popełnił błąd przyjeżdżając tutaj.

Nie chciał więcej pytać o Janka, chociaż interesowało go, jak poznał się z Dębą i w jaki sposób był bezpieczny wśród jego ludzi. Nie zapytał jednak. To już nie była jego sprawa. Janek miał przestać dla niego istnieć, a nie mieszać mu w głowie nawet po tym, jak odszedł.

– Powinienem już wracać –  wydusił, a Dęba spojrzał na niego jak na idiotę.

– Już?

– Chyba nie chce wiedzieć więcej… – Mężczyzna wciąż wpatrywał się w niego jakby postradał zmysły. – Zwłaszcza że nie zapomniałem jak to działa. Przysługa za przysługę… –.

– Wciąż mi jedną wisisz. – Dęba prychnął. – A teraz ściągałeś mnie tutaj po to? – Pokręcił z niedowierzaniem głowa. – Kurwa, masz jaja żeby wkurwiać mnie jeszcze bardziej niż jestem wkurwiony, Armani – zwrócił się do niego po przezwisku, robiąc to tak karykaturalnie, że Gos aż się skrzywił.

– To że mam jaja udowodniłem już wcześniej, nawet kiedy mieliśmy okazję spotkać się po raz pierwszy – warknął, kładąc dłoń na klamce. Nie nacisnął jej jeszcze.

Dęba przyjrzał mu się z większym uznaniem niż do tej pory.

– A ja już przyznałem, że zrobiło to na mnie wrażenie. – Skinął poważnie głową, łapiąc spojrzenie Jurka w swoje własne. Gos przełknął ślinę. Doskonale wyczuwał podtekst. Wyczuwał też że atmosfera zrobiła się bardziej gęsta, a wzrok Dęby bardziej palący.

– Pójdę już – odchrząknął,  sprawiając tym samym, że usta mężczyzny wygięły się w kpiącym uśmieszku.

– Możesz zostać – zapewnił rozbawiony, mrużąc granatowe oczy. Jurek uśmiechnął się sztucznie.

– Nie będę dłużej odciągał cię od obowiązków. I tak zdaję sobie sprawę, że nadużyłem twojej uprzejmości – zakpił, lecz mimo tego wzrok mężczyzny nie pozwolił mu ot tak wysiąść z samochodu. Dęba pochylił się w jego stronę.

– Żebyś wiedział, że nadużyłeś. Na szczęście, nie widząc czemu daję ci wciąż taryfę ulgową – mruknął ciszej, a włoski na ciele Jurka całe się nastroszyły.

Posłał mężczyźnie chłodne spojrzenie. Nie mógł pozwolić Dębie na takie gierki, zwłaszcza że wcale ich nie chciał.

– Mam nadzieję, że ten stan rzeczy się nie zmieni nawet gdy wyjdę – postarał się o swój najbardziej profesjonalny ton. Obserwował jak Dęba prostuje się, tracąc błysk w oku, po czym macha lekceważąco ręką.

– Idź w takim razie. Ale następnym razem zanim się do mnie odezwiesz lepiej dobrze to przemyśl.

– Nie będzie następnego razu – Jerzy uciął i wyszedł, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę jak źle to zabrzmiało. A przecież jakby nie było Dęba nigdy nie zrobił mu nic złego, przeciwnie, faktycznie trzymał jego stronę.

Zrobiło mu się głupio, więc odwrócił się, by spojrzeć na mężczyznę. Nie wiedział co chciał mu przekazać tym spojrzeniem. Skruchę? Przeprosiny? Może wdzięczność? Cokolwiek by to nie było Dęba chyba coś z tego wyłapał, bo skinął głową i nawet delikatnie się do niego uśmiechnął, jakby życzył mu szerokiej drogi.

Jurek również posłał mu niemrawy uśmiech i wrócił do samochodu. Pozwolił mężczyźnie wyjechać pierwszemu, po czym po kilkunastu minutach, ruszył w drogę powrotną.

Popełnił błąd, że tu przyjechał. Może popełnił też błąd, że nie dowiedział się więcej, ale tego nie widział. Zdobywanie większej ilości informacji było głupim pomysłem jeżeli chodziło o zapominanie.

Kompletnie głupim.

Sama wzmianka że Janek żyje tak namieszała mu w głowie, że serce wciąż mu waliło jak oszalałe. Lepiej żeby już o nim nie myślał. Niech żyje, gdzieś daleko, bez niego. Tak będzie lepiej.

Wrócił do domu. Kiedy prowadził, czuł jak jego telefon wibruje ale nie chciał się rozpraszać i odbierać. Dopiero kiedy znalazł się w salonie zerknął na wyświetlacz i zmarszczył brwi. To Małgosia próbowała się do niego dodzwonić, zresztą nie pierwszy raz, ale Jurek, nie chcąc się przed nią tłumaczyć, całkowicie to ignorował. Wciąż zresztą pamiętał jakim wzrokiem na niego patrzyła wtedy, gdy pojawiły się te przeklęte plotki i przez to właśnie, zwłaszcza po tym co zrobił Janek, Jurek ją skreślił.

Ojca też powoli skreślał. Nie potrafił mu chyba wybaczyć, chociaż wcześniej jego akceptacja i miłość były wszystkim, czego mógłby pragnąć. Teraz? Teraz było  na nią za późno. Gdzie była kilka miesięcy temu, kiedy najbardziej jej potrzebował? Gdzie było wsparcie? Jak mógł wierzyć w ojcowską miłość, zrodzoną tak nagle, niczym wybuch wulkanu, który latami trwał w uśpieniu…

Może to było właśnie to?

Latami długie nic, potem eksplozja skrywanych emocji, ciepła, które Stanisław miał w sobie, a potem to już tylko popiół i zgliszcza?

Czyż nie tak kojarzył mu się ojciec? Wcześniej niczym słońce, teraz niczym wulkan. Wcześniej spalał go powoli, teraz mógł go zmieść z powierzchni ziemi w jeden moment.

Dlatego, kiedy Stanisław dzwonił Jurek traktował go z typowym dla siebie dystansem. Ojciec starał się zachowywać się jakby ruszyli do przodu, ale wtedy syn gasił jego entuzjazm, a jemu przypominało się, że obaj byli beznadziejni jeżeli chodziło o emocje i naprawianie relacji. Niemniej, nie zamierzał się poddawać. Jeszcze nie teraz.

Jurek rozłączył się, mając w gardle wielką gulę. Czuł się rozdarty. Nie potrafił rozszyfrować ojca, nie rozumiał jego nagłej troski… Może teraz już na wszystkich będzie patrzył przez pryzmat Janka?

Westchnął ciężko, kierując się do kuchni. Miał zamiar przyszykować posiłek dla siebie i Łukasza, wierzył bowiem, że kochanek wróci. Musiał wrócić… Z drugiej strony wcale by się nie zdziwił, gdyby tak nie było.

Wstawił gotowe jedzenie do piekarnika i nastawił wodę na herbatę. Łukasz ani nie słodził, ani nie dodawał cytryny, co dla Jurka wcale nie było odkrywcze. Wiedział przecież, że mężczyzna lubił osładzać sobie gorzkość marcepanem, a nie kostkami cukru, on natomiast, zwłaszcza w zimie, uwielbiał sok malinowy do popołudniowej herbaty.

Nie zdążył nawet zacząć się denerwować, że Łukasz mógłby już do niego nie wrócić, gdyż ten zaskoczył go i skończył pracę przed czasem. Było chwilę przed szesnastą, a on już stał u progu jego drzwi i zdejmował z siebie zaśnieżoną czapkę. Dłonie miał zaczerwienione od mrozu. Trzymał w nich telefon. Musiał z kimś przed chwilą rozmawiać. Jurek podszedł do niego z lekkim uśmiechem, ciesząc się, że wrócił. Bóg mu świadkiem, był bliski wzruszenia, na widok kochanka, który pocałował go na przywitanie i uśmiechnął się jak chochlik wyrwany z wnętrza piekieł.

– Cholera, nie zdajesz sobie sprawy jak tęskniłem za byciem aktywnym szefem. – Oczy mu zalśniły. Jurek wyobraził to sobie bez najmniejszego problemu.  

– Mm, twoi pracownicy również musieli za tobą bardzo tęsknić – mruknął powątpiewająco, na co Łukasz pokręcił rozbawiony głową.

– Mieli luzy przez ostatni tydzień. Wystarczy im. – Uniósł brodę i przyjrzał mu się dokładniej, a kiedy nie zauważył niczego niepokojącego mięśnie jego twarzy rozluźniły się. Dobrze było widzieć, że Jerzy wracał do siebie i nawet stać go było na ironię.

– Teraz nawet żałuję, że już nie będę miał okazji doświadczyć tego osobiście.

  Och, mogę bez problemu wejść w tę rolę. – Wyszczerzył się, a w oczach pojawił mu się błysk. Jerzy pokręcił głową, uśmiechając się półgębkiem i odsunął się o krok, dając mężczyźnie się rozebrać. Obserwował, jak ten zrzuca powoli z siebie kurtkę i odwiesza ją na stojak, a dopasowana, szara koszula opina jego ciało, pokazując pracę mięśni. – Ale koszmar. Zwolnić się z pacy, a potem utknąć z szefem we własnym mieszkaniu – powiedział, chwytając Jurka za ramiona. Popatrzył mu w oczy i przyciągnął go bliżej, tak że ich nosy prawie się stykały. Jurek odwzajemnił spojrzenie, patrząc na niego poważnie.

– Najgorzej – szepnął, czym wywołał kpiący uśmieszek na ustach kochanka.

– Ach tak?

– Mhm – mruknął niskim tonem, zbliżając się milimetr po milimetrze do ust Łukasza. Ten jednak odsuwał się wprost proporcjonalnie do ruchów Jurka.

– Chyba się przejęzyczyłeś – naprostował. Jurek się skrzywił i przyciągnął go do siebie mocno. Ich wargi starły się ze sobą w pocałunku, a dłonie zaczęły paląco szukać dla siebie miejsca na ciele drugiego. – I stęskniłeś.

– Dokładnie tak jak twoi pracownicy.

– Wątpię, żeby moi pracownicy wyrażali tęsknotę w ten sposób.

– Wątpisz? A nie jesteś pewien? – Jurek odsunął mężczyznę na długość ramion i przyjrzał mu się dokładnie. – Mam być zazdrosny? Alek nie kręcił się przypadkiem zbyt blisko? – zapytał unosząc wysoko brew. I chociaż to wszystko było na żarty, uczucie niepokoju zdążyło uderzyć w niego falą gorąca. Zwłaszcza kiedy pomyślał, że zamiast Alka Łukasz mógł spotkać na przykład Marcina. Wiadomo czy on jeszcze w ogóle tam zaglądał? Wolał nie pytać, żeby się nie denerwować.

– Jesteś uroczy – Łukasz odparł słodko, wyciągając rękę do jego włosów. Pogładził je, wykrzywiając wargi w kpiącym uśmiechu. – Ale nie musisz być zazdrosny. Trzymam go na dystans – szepnął, po czym pochylił się by dać mu buziaka. Jurek westchnął cicho.

Bardzo by chciał, żeby to wszystko co było między nimi było prawdziwe.

Przez cały dzień byli we właśnie takim nastroju. Żartowali, docinali sobie, całowali się, by jeszcze przed kolacją wylądować razem w łóżku, gdzie Jurek nie miał najmniejszej wątpliwości, że Łukasz dominację miał  we krwi i nie odda mu jej tak łatwo. Dlatego uda mu drżały, a dłonie miał słabe przez to, że kochanek dociskał je do łóżka nad jego głową i nie pozwalał mu się wyrwać.

– Idziemy na łyżwy? – usłyszał tuż przy prawym uchu i aż przeszły go dreszcze.

– Teraz? – Jurek z niedowierzania odwrócił głowę, by spojrzeć na partnera.

– Zaraz – odpowiedział Łukasz luźno, przesuwając palcami po klatce piersiowej Gosa.

– Chyba zwariowałeś – skwitował. Z głębokim westchnięciem ułożył głowę prosto, bo tak było mu najwygodniej, a Łukasz podsunął się do niego i przywarł ciałem do jego ciała. Położył policzek na jego ramieniu.

– Przyzwyczaisz się w końcu – obiecał mu, uśmiechając się przy tym jak kot, który właśnie w łapki schwytał ofiarę.

– Nie wątpię. – Dłonią przesunął po jego nagim kręgosłupie, wywołując kaskadę drobnych dreszczy w ciele  Łukasza i przytulił się do niego. – Jutro pójdziemy, hm? – zaproponował alternatywę.

– Myślisz, że skoro dzisiaj nie jesteś w stanie to jutro będziesz?

– Tak, jeżeli wstrzymasz się do nocy.

– Nie mogę ci tego obiecać – odparł poważnie, poruszając się w jego ramionach, żeby ułożyć się w wygodniejszej pozycji. Oczywiście uśmiechał się perfidnie, tak jak to miał w zwyczaju i już pewnie planował, jak najskuteczniej uprzykrzyć Gosowi życie.

Jurek pokręcił ledwo zauważalnie głową.

– Lepiej idź przygotuj kolację – burknął, wyplątując się z uścisku. Łukasz parsknął i pochylił się nad nim.

– Jeszcze jakieś życzenia, księżniczko?

– Myślę, że na księcia z bajki nie mam co liczyć? – rzucił sarkastycznie, posyłając Łukaszowi pytające spojrzenie, na co ten tylko parsknął i podniósł się na jego ramionach, by wstać.

Nakrył się koszulą bez pośpiechu, nie czując wstydu, kiedy Jurek lustrował jego smukłe ciało, które zaraz skryło się, przynajmniej częściowo, pod śliskim materiałem.

– Możesz liczyć na powtórkę jak już wrócę – odpowiedział z progu, po czym zniknął za ścianą, zostawiając Jerzego z odrobinę szybciej bijącym sercem.

Okazało się, Łukasz był słowny.

Budząc się w środku nocy, wciąż miał obrazy koszmaru przed oczami. Pomimo ciemności panującej w pomieszczeniu widział wyraźnie sceny, które jeszcze nie tak dawno odgrywały się w jego głowie. Zielone pola, góry, domek zbudowany z drewna... Kobieta, która trzymała go za rękę i całowała jej wierzch, gładząc po kolei wszystkie jego palce w czułym geście. Kobieta z zamazaną twarzą, która zwała się jego żoną i małe dziecko, plączące mu się u nogi, śmiejące się beztrosko, w zielonym sweterku umazanym farbami.

Kobieta bez twarzy ścisnęła mocniej jego dłoń i ułożyła ją sobie na zaokrąglonym, wydętym brzuchu, a on poczuł jak przechodzi go dreszcz, kiedy mała nóżka kopnęła go przez skórę.

– Coś nie tak? – Uśmiechnęła się do niego rozczulona.

Jurek nie potrafił jej odpowiedzieć. Głos mu uwiązł w gardle.

– Znowu się martwisz? Wszystko jest dobrze. Wszystko jest tak, jak powinno być – szepnęła mu do ucha, przytulając się do niego ciasno. Mały chłopiec za chwilę podbiegł i również przytulił się do nich jak rzep, a Jurek, czując jego drobne rączki na swoich nogach, spojrzał na jasną czuprynę i drobną twarzyczkę. Ta wydawała się znajoma i obca zarazem, a Gos, mimo że zawzięcie starał się przypomnieć sobie imię syna, nie potrafił.

– Tak – odparł lakonicznie, wdychając kwiecisty zapach szamponu do włosów, które łaskotały go z policzek.   

– Wydajesz się roztargniony. W pracy wszystko dobrze? Ci tam nie przeszkadzają ci za bardzo?

– Ci tam…? – powtórzył jakby w zwolnionym tempie, ważąc te słowa w ustach.

– Te – kobieta pochyliła się jeszcze bliżej – pedały – szepnęła zażenowana, ściskając go tak mocno, że Jerzy zaczął czuć ból w dłoni, jakby odpłynęła z niej cała krew. Ta sama krew musiała odpłynąć mu z twarzy, kiedy zaśmiał się chrapliwie, nie wiedząc co powiedzieć. Nie mógł sobie za wiele przypomnieć na temat własnej pracy. – Nie mogą przecież ci niszczyć reputacji. Twoja prezentacja… Wszystko się udało?

– Tak. – Jego wargi ledwo się poruszyły. Kobieta westchnęła z zadowoleniem i pogłaskała się po ogromnym brzuchu.

– Cieszę się, że wszystko się układa i możemy mieć ten urlop. Przyda ci się on. Nakonieczny ma na ciebie zły wpływ. Ten drugi też. – Uśmiechnęła się promiennie, chociaż mimo że Jerzy patrzył jej w twarz ta wciąż wydawała się rozmazana. Zmarszczył brwi. Spojrzał na chłopca, który już zdążył się od niego odkleić i pobiec dalej na łąkę. Zostali sami w jaskrawym słońcu.

Żona przysunęła się do niego bliżej. Dłoń wsunęła mu pod koszulę i oparła ją na jego piersi. Pocałowała go miękko pod uchem.  

– Widzę, że coś jest nie tak. – Zabrzmiała na niezadowoloną. Odsunęła się od niego na kilka centymetrów, wbijając spojrzenie prosto w jego oczy. – Znowu o nim myślisz? – zapytała, prostując się. Jej brzuch zdawał się być jeszcze większy pod opiętym ubraniem.

– Nie… Ja… – Jerzy zaplątał się, czując ogromną potrzebę, by się wytłumaczyć, ale nie potrafił wyrzucić z siebie niczego sensownego. Pot wstąpił mu na plecy. Oddech spłycił się. – Oczywiście, że ja nie…

– Oczywiście, że nie. Jesteś normalnym mężczyzną.

Normalnym mężczyzną. 

Jurek odetchnął cicho, uświadamiając sobie, że to te słowa go obudziły. Bardzo znajome, używał ich wszak bardzo często, tak samo zresztą jak jego matka. Słowa te wciąż sprawiały, że po kręgosłupie przebiegały mu lodowate dreszcze, a najgorsze wspomnienia stawały mu przed oczami.

Patrząc na śpiącego Łukasza ciężko było mu było zapomnieć o tym wszystkim, co go spotkało. Janek swoją zdradą przyczynił się, że ten problem odszedł na dalsze tory, jednak Jerzy po tym śnie miał pewność, że wątpliwości i wspomnienia zaczną nawiedzać go częściej. Było to w nim zbyt zakorzenione, by po prostu o tym zapomniał. Mógł próbować. Próbował.  Jednak jego podświadomość żyła własnym życiem i to co on tak usilnie starał się wyprzeć ona podrzucała mu pod sam nos.

To były dopiero początki bezsennych nocy.

Dni zdawały się zlewać w jedno, a Jurek nie robił wiele, by to zmienić. Niewyspany i zmęczony, żegnał Łukasza, gdy ten zbierał się do pracy, sprzątał, oglądał telewizję, czekał na kochanka, potem udawał, że trzyma się zaskakująco dobrze. Nie przesypiał nocy. Wstawał. Szykował zamówione lub zrobione przez Łukasza śniadanie, żegnał go, sprzątał, oglądał telewizję,  wychodził na zakupy, czekał, witał kochanka i zmyślał, jaki to był produktywny. Kochali się. Jerzy nie mógł zmrużyć oka. Ledwo wstawał, ledwo jadł, żegnał Łukasza, sprzątał, czekał, czekał, czekał… Napił się trochę whisky, przyszykował obiad, zrelaksował się odrobinę, po czym spędził z Łukaszem całkiem udany wieczór.

Nie spał. Wstawał zmęczony. Pił coraz więcej. Nie rozmawiał z ojcem. Nie odbierał telefonów…

– Co się z tobą dzieje? – Łukasz zapytał w progu, kiedy Jerzy oparł się o niego bezsilnie, cuchnąc alkoholem. Złapał go pod ramionami i przytrzymał, wbijając w niego przenikliwy wzrok. – Dlaczego jesteś pijany? – dopytał, prowadząc mężczyznę na kanapę. Wciąż w kurtce i zaśnieżonych butach, pomógł mu usiąść, po czym zajął miejsce obok.

– Daj spokój, nie jestem pijany – Jurek nie bełkotał. Właściwie to gdyby nie czuć było od niego alkoholu, Łukaszowi po głosie ciężko byłoby zobaczyć, w jakim stanie jest mężczyzna. – Wypiłem tylko trochę, bo tęskniłem za tobą – szepnął, po czym wychylił się, żeby go pocałować. Ten mu na to pozwolił, ale jego wzrok był jakiś inny. Oceniający. Jurkowi ciężko było go znieść, jednak kiedy zaczął go całować nie musiał się już tym przejmować.

Łukasz jednak od tego czasu stał się czujny. Wychodził i wracał o różnych godzinach, nie raz przyłapywał  go na piciu, a potem chodził zmartwiony aż nie zasnął.

Rozmawiali, ale ich rozmowy stały się niezręczne. Jerzy coraz bardziej zapadał się w sobie, zwłaszcza kiedy widział jak zachowanie kochanka się zmienia.

Minął kolejny tydzień.

– Dlaczego jeszcze w ogóle tu jesteś? – zapytał zachrypłym głosem, kiedy Łukasz wrócił do  domu i stanął nad Jurkiem, który już wcale się nie krył. Butelka whisky stała przed nim na stoliku, a on ledwo trzymał równowagę siedząc na kanapie. W mieszkaniu był coraz większy bałagan. Było duszno. Łukasz podszedł do niego i wyjął mu szklankę z rąk. – Dlaczego tak tu sobie zamieszkałeś co? Wygodnie ci tutaj? Chciałeś patrzeć na… Na ten syf?! – uniósł się, wbijając w niego rozeźlone spojrzenie. – Dajce ci to satysfakcję, co? – Zakołysał się. – Nie rozumiem… Jak bardzo musisz mnie nienawidzić, żeby mi to robić? – zapytał łamiącym tonem. Łukasz przykucnął przy nim. Oparł dłonie na jego kolanach.

– Jedynym, kto cię nienawidzi, jesteś ty sam.

Jurek spojrzał na niego pusto.

– Dlatego tak się niszczysz. Dlatego nie śpisz po nocach i pijesz, kiedy tylko wychodzę.

Gos milczał, patrząc w czekoladowe tęczówki.       

– Wiem co cię spotkało i wiem, że wszystko co mogło się spieprzyć w twoim życiu się spieprzyło. Teraz zakładasz, że będzie tak samo. Dlatego się ode mnie oddalasz. Dlatego patrzysz na mnie w napięciu, jakbym miał ci zaraz oznajmić, że to wszystko to jeden wielki żart, a ty dałeś się wkręcić – mówił cicho, ale wyraźnie, żeby pijany Jurek mógł cokolwiek z tego zrozumieć. Rozumiał. Cóż jednak z tego, skoro nie potrafił uwierzyć?

– Więc dlaczego, co?

– Dlaczego co? – Łukasz dopytał, nie rozumiejąc toku myślenia Jerzego.

– Dlaczego ja? Przecież mnie nie cierpiałeś!

– Nie wiem. Myślisz, że chciałem, żeby tak się stało? Byłem przerażony, kiedy zacząłem zdawać sobie sprawę, jak moje uczucia względem ciebie się zmieniają. Ze wszystkich osób na świecie… akurat ty! Los zakpił mi prosto w twarz. – Łukasz zamyślił się. Chwilę trwał w bezruchu, lecz widząc brak reakcji uniósł się i chwycił brodę Gosa w stanowczym uścisku. – Jeżeli myślisz, że miałem na to specjalny plan, to się mylisz. To po prostu się stało – powiedział w napięciu, przesuwając palcami po jego skórze. Jerzy pokręcił głową.

Każdy mógłby mu wcisnąć coś takiego. Tak jak jego przyjaźń z Jankiem też po prostu się stała… Tak?

– Prześpij się. – Łukasz pomógł mu wstać, po czym zaprowadził go do łóżka. Jerzy był zbyt pijany by protestować. Odnajdował ukojenie w objęciach kochanka, chciał go, potrzebował go… Zacisnął bezsilnie dłonie na jego kurtce.

– Koniec tego, rozumiesz? Nie mogę ci na to pozwolić – szepnął. W jego tonie słychać było nuty desperacji. – Znam to zbyt dobrze, by nie wiedzieć, jak to się skończy. Najpierw zniszczysz wszystko wokół, a potem, kiedy już nic ci nie zostanie, zniszczysz samego siebie, jeżeli nie przestaniesz.

– Nie – Jurek zaprzeczył słabo, po czym poczuł delikatny pocałunek na policzku.

– Chcę ci wierzyć.

Zasnął, nie zastanawiając się nad zmartwionym tonem Łukasza.  

 ***

Hej, kochani! Wiem, znowu długo mnie nie było, na dodatek moje postanowienie noworoczne szlag trafił. Zdecydowanie nie udało mi się skończyć opowiadania, jak to sobie założyłam, ale właściwie to nie wiązałam z tym większych nadziei, wszak postanowienia noworoczne to coś, co nigdy mi nie wychodzi ^^'

Niemniej, jesteśmy już blisko końca. Wybaczcie, jeżeli jest trochę chaotycznie i nieskładnie, a także jeżeli pojawia się więcej błędów niż zazwyczaj, ale ostatni czas jest dla mnie ciężki. Zarówno w życiu prywatnym jak i w pisaniu. Z pisaniem to na pewno wiąże się to z tym, że już bardzo niewiele zostało nam do końca, a ja zawsze w takich momentach tracę wszelką motywację, by kontynuować. W głowie mam już sto tysięcy planów, co będę tworzyć później, już kreuje nowe postacie i nowe opowiadania, zamiast skupić się na najważniejszym za co się ganię, próbuję pisać, nie wychodzi mi to, znowu myślę o czymś innym, ganię się i... Wychodzi mi takie błędne koło, z którego właściwie nic nie wynika, bo ani nie wpadłam na nic świetnego, ani nie zrobiłam zbyt dużego progresu w historii Jerzego. Więc ogólnie bezsens, no ale wstawiam ten rozdział, wiec powoli idziemy do przodu

Trochę się żalę, ale mam w sobie naturę prawdziwego Polaka, wiec czuję się usprawiedliwiona. xD A czerwiec był dla mnie beznadziejny - cholera, w ogóle nie mogłam skupić się na pisaniu, kiedy za oknem upał, ja zdycham od alergenów, kicham, smarkam, oczy mi łzawią, leki nie pomagają, jeszcze te przeklęte wybory, wszechobecne kłótnie, wybuch homofobii w internetach, od której aż mi się wywracało wszystko w żołądku na drugą stronę...Także nie wiem jak Wy, ale ja się cieszę, że czerwiec już się kończy.

Mam nadzieję, że dla Was ten czas był łaskawszy. Mam też nadzieję, że pomimo że bardzo ciężko mi się pisało ten rozdział to nie zostanie odebrany tak źle, jak mi się to wydaje i że nie jest tak najgorzej.
Oby nie było, bo nie mam za bardzo siły, żeby jakoś to naprawić. Przeczytałam go raz, tak na szybko i postanowiłam wrzucać go już, teraz, natychmiast zanim się rozmyślę i zacznę coś zmieniać, a to mi zajmie znowu nie wiadomo ile xD

Cóż, to chyba tyle ode mnie. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym jakoś przeżyła lipiec, ogólnie całe lato i żeby napisanie kolejnego rozdziału nie zajęło mi całego miesiąca, tylko troszkę krócej. 

PS Wybaczcie za takie sformatowanie tekstu, ale blogger się zaktualizował, czy coś i oczywiście coś musiało się zjebać xD Jeszcze nie wiem jak to ogarnąć, nie myślałam nad tym i na razie nie mam na to siły, więc ten... Jakoś przebrnęliście?

4 komentarze:

  1. Hej. Rozdział świetny .jakby pasujący do stanu Jerzego ;) . Jestem dumna z Łukasza, że tak dzielnie trwa przy Jerzym i ma narazie na to siły. Co do Jerzego musisz go kopnąć porządnie w cztery litery wiem, że ten facet dużo przeszedł w życiu i że teraz stracił coś co było dla niego bardzo ważne ale chłopie masz faceta ,który walczy o ciebie trzeba żyć dalej. Ps. Trzymam kciuki za szybsze napisanie tekstu oraz jak najmniejsze odczuwanie alergii. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że rozdział jednak nie wyszedł tak źle, jak mi się wydawało. Miałam jakiś wyjątkowy stan zwątpienia w niego, ale jak wyszedł fajnie, to bardzo mnie to cieszy :D
      To racja, Łukasz naprawdę się stara, aby trzmać Jurka w ryzach, ale jeżeli sam Gos się nie ogarnie to może być im bardzo ciężko.
      No ale jak to się u nich potoczy to dowiemy się w następnym rozdziale!
      Bardzo dziękuję, mam nadzieję, że spełni się zarówno jedno jak i drugie :)

      Usuń
  2. Tak, też jestem zdania, że Jurek powinien wziąć się w garść :) Rozumiem, że to nie jest proste, ale od czegoś trzeba zacząć. Proponuję znaleźć nową pracę - będzie miał mniej czasu na rozpamiętywanie ;) No i trzeba szukać pozytywów - a Jurek ma bardzo duży pozytyw w postaci Łukasza, więc jest od czego zacząć :) Mam trochę mieszane odczucia jeśli chodzi o jego kontakty z ojcem, bo z jednej strony widać że Stanisławowi zależy, ale z drugiej jeśli Jurkowi ma to ciągle przypominać o przeszłości to może lepiej poluzować te kontakty...? Sama nie wiem... Z jednego się jednak cieszę - że Janek żyje :) Szkoda że Jerzy tak się wycofał z wypytywania Dęby, ale rozumiem dlaczego tak zrobiłaś - to daje większe pole do popisu jeśli kiedyś chciałabyś opisać historię małego ściemniacza xd Trochę smutny też rozdział, mam nadzieję że Jurek niebawem stanie na nogi, no i że pisanie zacznie sprawiać Ci więcej przyjemności :) Ja też ciągle kicham ostatnio, ale na szczęście nie jest to tak bardzo uciążliwe - po prostu muszę mieć wszędzie chusteczki i będzie dobrze 😉 Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za rozdział 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem zdania, że praca by bardzo pomogła, ale jak widać Jurek jeszcze nie za bardzo o niej zaczął myśleć.
      A co do poluzowania kontaktów z ojcem to wychodzi na to, że Jurek zdecydowanie do tego dąży. Chociaż ja uważam, że to akurat szkoda - Jerzy nawet w ojcu doszukuje się ukrytych motywów, podczas gdy ten po prostu chciał odkupić swoje winy i pomóc synowi stanąć na nogi i odbudować relację. Niestety czas na to okazał się beznadziejny.
      Tak, Janek żyje, także chociaż tyle dobrego :P I pewnie powróci, chociaż na razie nie myślę o kolejnym takim obszernym opowiadaniu (chociaż to jeszcze wyjdzie w praniu).
      Co do pisania to niestety tak już mam że końcówki pisze mi się niemiłosiernie trudno. ^^' Natomiast nie chcę żeby zabrzmiało to tak, jakby opisywanie historii Jerzego w ogóle nie sprawiało mi przyjemności, bo tak nie jest :D
      Jestem uzbrojona i w chusteczki i w krople do nosa i do oczu i w leki, a to cholerstwo dalej nie daje za wygraną :/ Tyle dobrze, że niedługo powinno się skończyć :D
      Dzięki jak zawsze za komentarz, buziaki <3

      Usuń