Rozdział 32: Niepewności
Obudził się czując
ciepłą dłoń na policzku, która gładziła delikatnie jego skórę. Było mu błogo.
Trwał w stanie zawieszenia między jawą a snem i żeby zatrzymać to uczucie, otoczył
się szczelnie miękką pościelą, zatopił w nią głębiej i odetchnął sennie, czując
lekkie muśnięcia opuszek palców na całym policzku, brodzie, ustach, na łuku
brwiowym i skroni. Mógłby się zatrzymać w tej chwili na zawsze. Chciałby tego.
Brak myśli w głowie, całkowita beztroska, ciepło i czułość…
Ile on by oddał, żeby
mieć to przez cały czas.
Palce powoli
powędrowały wyżej aż zatopiły się w kasztanowych włosach i zaczęły przeczesywać
je wolno, tak że Jurek już prawie znowu pogrążył się we śnie. Przypominało mu
to jak we wczesnym dzieciństwie rodzice wybudzali go powoli, by rozpoczął
kolejny, wielki dzień.
Ten dzień nie będzie
wielki, tak jak i ostatnie nie były.
Senny stan odchodził.
Błogość ustawała. Serce zatrzepotało szybciej i głośniej, przypominając sobie o
czymś, co do głowy Jurka dotarło dopiero po sekundzie. Otworzył oczy,
zaciągając się powietrzem i gdy tylko to zrobił, wychylił się przez brzeg
łóżka. Zaczął wymiotować. Ostry zapach wymiocin uderzył go w nozdrza, a gorzki,
cierpki smak osiadł mu na ustach. Trząsł się, kiedy żołądek wyrzucał z siebie
porcje niestrawionego jedzenia i alkoholu. Torsje trwały chwilę. Żałość trwała
znacznie dłużej.
Jerzy uchylił zmęczone,
zaszklone oczy i uniósł je na Łukasza. Nawet nie pamiętał, skąd on się tu
wziął. Nie miał siły się do niego odezwać. Nie miał siły być zażenowanym. Opadł
z powrotem na łózko i wbił wzrok w sufit. Kręciło mu się w głowie, zresztą
ćmiło mu w niej okropnie, jakby ktoś odciął mu dopływ tlenu.
Łukasz nie widział
sensu, by pytać o samopoczucie Gosa. Sytuacja taka jak ta, musiała się zresztą
powtarzać, bo na szafce stały ręczniki papierowe, woda, miska i nawilżona gąbka.
Mężczyzna z zaniepokojeniem posprzątał wszystko i z powrotem przysiadł na
łóżku. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo Jerzy musiał cierpieć, dlatego wznowił
delikatne głaskanie po głowie i włosach, i robił to do czasu aż mężczyzna nie
spojrzał na niego przytomniej.
– Co ty tu robisz? –
zapytał wypranym z emocji głosem. Nakonieczny się temu nie dziwił. Znał
doskonale stan, w którym człowiek był kompletnie bezsilny.
– Po prostu jestem –
odpowiedział po chwili zawieszenia.
– Zmaterializowałeś się
w moim mieszkaniu? – parsknął, podnosząc się na łokciu. Łukasz skinął poważnie
głową.
– Dwa dni temu –
sprecyzował, kiedy doszło do niego, że Jerzy niczego nie pamięta.
Gos przełknął ślinę. W
ustach czuł kwaśny smak, więc sięgnął po wodę a ręce drżały mu tak, że bał się,
że nie złapie za szklankę. Łukasz podał mu ją dużo szybciej, by kochanek nie
tracił energii.
Zapadła cisza. Jurek z
przymkniętymi oczami najwolniej jak potrafił pił mineralną, zimną wodę. Dopiero teraz poczuł na twarzy
mroźny wiatr, który wpadał zza okna i koił jego rozgorączkowaną głowę. Pozbył
się kwaśności w ustach. Ból głowy za to zwiększył się, teraz oprócz ćmienia
czuł również łupanie i uciska na skroniach. Znowu chciało mu się wymiotować, więc
zwymiotował. Tym razem bardziej świadomie, podtrzymywał miskę i zaciskał na
niej pięści. Do oczu naleciały mu łzy, ale były spowodowane uderzającymi go
torsjami, na pewno, przecież nie przez to, co wydarzyło się ostatnio…
Kiedy unosił głowę,
otarł usta wierzchem dłoni. Spojrzał na swoją sypialnie i w tym na rozwalone,
połamane drzwi do garderoby. Mdłości znowu podeszły mu do gardła i ponownie
zwrócił zawartość żołądka. Tym razem rzygał już tylko żółcią.
Uderzyło w niego
gorąco. Nie czuł niczego poza bólem głowy i brzucha, bólem w piersi i
nawracających co chwila fal gorąca.
Łukasz nie pytał o nic
głupio. Skoro był tu dwa dni, z czego Jerzy nie pamiętał żadnego, miał świetne
wyobrażenie na temat samopoczucia Gosa, który wcześniej na pewno by się
ucieszył, że Łukasz był. Teraz jednak
jego serce pokruszone w drobny mak nie było w stanie tego docenić. A może to
przez kaca? Czy może to już bardziej choroba alkoholowa?
– Spróbuj jeszcze
zasnąć – Łukasz pochylił się nad nim i musnął delikatnie jego czoło palcami.
Pocałował go lekko. – Jutro już poczujesz się lepiej.
Jerzy przytaknął lekko,
niemalże niezauważalnie. Wątpił, by jutro się tak poczuł.
Śnił. Wszystko w tym
śnie było pastelowe. Żółcie mieszały się z niebieskościami, zielenie z
czerwieniami, w powietrzu unosił się zapach świeżości i skroplonej rosą trawy.
Jerzy przechadzał się alejkami między drzewami, chłonąc kolory, dźwięki i
zapachy. Miał na sobie podkoszulek i spodnie w kolano. Było lato. Wokoło
słychać było śmiechy dzieci, które biegały w kółko radośnie. Z oddali dobiegało
go szczekanie psa.
– Za rok o tej porze
wyrwiemy się z Warszawy i pojedziemy do Nowego Orleanu.
– Żartujesz sobie? –
Jurek uśmiechnął się szeroko i odwrócił się, by spojrzeć na idącego po boku
Łukasza.
– Nie żartuje. Już
planuję urlop – zdradził mu tajemnicę szeptem i złapał go za rękę. Właśnie te same
dzieciaki, które wcześniej się śmiały przebiegły koło nich i na dodatek
szturchnęły Gosa lekko w nogę.
– Przepraszamy! –
krzyknęły, ale nie obeszło ich to na tyle, by rezygnować z zabawy. Jerzy
pokręcił głową, ale również nie zaprzątał sobie tym głowy. Spojrzał na Łukasza
i ich splecione dłonie. Powoli wznowił spacer przez alejkę, trzymając go bez
skrępowania.
– Nie rób takiej miny.
Przecież zawsze chciałeś tam pojechać. – Mężczyzna zaśmiał się widząc wahanie
kochanka. Przysunął się jeszcze bliżej i pocałował go w policzek. Z naprzeciwka
minęła ich nieznana rodzina, na którą Jerzy ledwo zwrócił uwagę.
– Tak, ale nie
wiedziałem, że o tym wiesz… – powiedział, wyobrażając sobie jak to będzie
pojechać do Stanów. Zobaczyć Luizjanę i jej owianą sławą stolicę.
– Przecież mi
powiedziałeś – mężczyzna roześmiał się dźwięcznie, kręcąc głową. – O wszystkim
mi mówisz – dodał ciszej, całując go w skroń. Jerzy uśmiechnął się zadowolony i
pogłaskał kciukiem wierzch jego dłoni.
– Więc za rok Nowy Orlean…
– szepnął, kontynuując wędrówkę. Nie wiedział na czym skupić wzrok. Czy na
Łukaszu, którego uśmiech chwytał go za serce, czy na tych pięknych kolorach
malujących niebo i trawę.
– Tak. W końcu polecisz do Stanów…
Tak, w końcu poleci do Stanów
i spełni kolejne marzenie. Jego życie nie mogło ułożyć się lepiej. Rozmarzony,
szedł przez alejki ciesząc się słońcem na twarzy i ciepłem dłoni. Oglądał
motyle trzepoczące skrzydłami na wietrze i ptaki hen, hen daleko w górze.
Wsłuchiwał się w szum drzew, kołyszących się od delikatnego, ciepłego wiatru i
śledził wzrokiem szlak opadającego przedwcześnie liścia.
Nigdy nie czerpał tyle
z życia i ze świata. Słyszał bzyczenie trzmieli, które zapylały kwiaty i
widział osy latające przy budce z watą cukrową. Miękka i puchata przyciągnęła
jego wzrok na dłużej, by w końcu skusić go do grzechu.
Ciągnąc partnera
delikatnie za dłoń, podchodził do budki. Jednak im bliżej był im bardziej
pragnął zanurzyć palce w puchatej, różowej wacie i oblepić się cukrem, tym
wyraźniej dostrzegał, że to nie wata, a pajęczyna jest skręcona na patyku.
– Widzisz to? – zapytał
marszcząc brwi i wskazał Łukaszowi anomalię.
Mężczyzna uniósł brew
zdziwiony.
– Widzę co? Tę watę?
Chcesz jedną?
Jerzy zamrugał
zdziwiony. Przesunął wzrok z Łukasza na watę cukrową, która wcale nie była watą
cukrową i pokręcił słabo głową.
– Nie dzięki – szepnął,
odciągając mężczyznę od stanowiska. Odwrócił się jeszcze, by przekonać się o
tym, że coś mu się przewidziało, ale jeszcze bardziej się zaniepokoił. Tym
razem wata była już całkiem czarna.
Pokręcił głową. Wznowił
wędrówkę pięknym parkiem, jednak musiało
się zbierać na deszcz, bo pomarańcze i czerwienie zostały zastąpione
szarościami. Nie przeszkadzało to Jurkowi. Spacer w deszczu w środku lata wydawał
mu się romantyczny. Chciałby biec z Łukaszem tak długo, aż nie dotrą do
samochodu, a wtedy zacząć scałowywać każdą jedną kroplę z jego twarzy.
– Wszystko dobrze?
– Tak, po prostu myślę
o tym wyjeździe. Wcześniej nigdy zbyt wiele nie podróżowałem. Tylko trochę po
Europie… Cieszę się, że będziemy mogli zwiedzić USA razem.
– Ja też.
– Też zawsze chciałeś
tam pojechać?
– Och, już tam byłem –
Łukasz spojrzał na niego miękko. Zbliżył się jeszcze i teraz stykali się też
ramionami.
– Byłeś? – Gos nie dał
po sobie poznać, że odrobinę się speszył.
– Mhm. Z Marcinem –
odparł mężczyzna, posyłając mu delikatny uśmiech.
Zerwał się wiatr,
wyrywając z drzew liście.
– Och.
Kontynuowali wędrówkę. Przez
wiatr nie było już słychać krzyków dzieciaków, rodziny również gdzieś się
pochowały. Szarości dominowały resztę kolorów. Zbierało się na deszcz.
– W takim razie gdzie
ty byś chciał pojechać? – Jerzy zapytał, uświadamiając sobie, że nie miał
pojęcia, o czym Łukasz marzył. – Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś? –
zaśmiał się, odwracając głowę. Na swojej drodze napotkał uważne, bystre
spojrzenie czekoladowych oczu.
– Dlaczego miałbym ci
mówić?
– S-Słucham?
– Wiesz o mnie
wystarczająco dużo.
– Nie rozumiem…
– Wiesz więcej niż bym
chciał, żebyś wiedział.
– Wciąż
niewystarczająco – Jerzy spróbował się zaśmiać. Kątem oka dostrzegł na krawędzi
ścieżki martwe, dogorywających trzmiele.
– Wiesz o moim bracie i
o Dębie. Wiesz, że brałem. Wiesz, że Grześ i Emilia to moje najsłabsze punkty… –
Łukasz wciąż patrzył na niego uważnie. Jerzy przystanął. Pokręcił głową.
– Ty znasz moje. – Postarał
się o uśmiech. Zacisnął dłoń na dłoni partnera.
– Dlatego tak trwamy
przy sobie, ha? Związani na zawsze
tajemnicami, które nas łączą…
– Co ty opowiadasz,
Łukasz… Znowu masz swój gorszy humor – Jerzy westchnął niepocieszony. Poczuł na
twarzy pierwsze krople. Wcale nie było tak gorąco, jak mu się wydawało.
– Może…
– Hej, nie masz powodów
do zmartwień… Kocham cię, pamiętasz? – Jurek przyciągnął kochanka do siebie i
złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Spojrzeli sobie w oczy.
– Wiem, że mnie
kochasz.
Jerzy zmarszczył brwi.
Nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewał.
Wiatr uderzył ich
jeszcze mocniej, zacinając deszcz w ich stronę.
– Więc powiesz mi,
gdzie byś chciał pojechać?
– Dlaczego to takie
ważne?
– Nie wiem. Po prostu
ważne. Odpowiedz.
– Nie chcę, żebyś
wiedział.
– Dlaczego nie?
– Bo to tajemnica.
– Dużo masz takich
tajemnic przede mną? Więcej niż te, o których wiem? – Łukasz nie odpowiadał. –
Naprawdę jesteś tu teraz tylko dlatego, że wiem o tobie więcej niż powinienem?
Mężczyzna rozplótł ich
złączone palce. Milczał.
– Okłamywałeś mnie
przez cały czas?
Niebo zrobiło się
granatowe, Jerzy stał przemoknięty i drżący, a głos mu się łamał.
– Myślisz, że z miłości
do ciebie zerwałem z Marcinem? Z miłości do ciebie wziąłem cię, patrząc jak
reagujesz na dotyk mężczyzny? Na mnie? Mnie pedała? Mnie, którego mieszałeś z
błotem, poniżałeś, obrażałeś, śmiałeś się prosto w twarz? Jesteś taki naiwny…
– Więc to zemsta?
Łukasz zaśmiał się
cicho. Z nieba pocisnęły pioruny, a jednak to suchy śmiech nie grzmoty były
ostatnim, co Jurek pamiętał, gdy otworzył oczy.
Zerwał się gwałtownie,
serce tłukło mu w piersi jak dzwon. Nie zwracając uwagi na nic, wyplątał się z
pościeli i czym szybciej wypadł do łazienki. Ochlapał twarz wodą. Czując, że śmierdzi
wszedł pod prysznic. Zignorował ból głowy i pusty żołądek. Na szczęście nie
miał już odruchu wymiotnego.
Z łazienki wyszedł po
piętnastu minutach i od razu skierował się do garderoby. Wyłamane drzwi
ponownie go zaskoczyły. Wyrzuty sumienia i brak wspomnień jak do tego doszło,
całkowicie odebrały mu pewność siebie. Ubrał się w bawełnianą białą koszulkę i
luźne dresy, po czym na palcach poszedł do salonu. Prosił w myślach, by Łukasza
nie było. Może tylko mu się przyśnił. Tym razem i poprzednim? Wcale nie głaskał
go po głowie i włosach. Nie było go…
Był.
Właśnie wykładał świeże
drożdżówki i rogaliki na drewnianą tacę, na której stała nieużywana przez Jurka
latami, zdobiona butelka wypełniona sokiem pomarańczowym. Z kubków parowała
czarna, mocna kawa. W miseczce obok znajdował się słodki twarożek i kilka
pokrojonych owoców.
–Słyszałem, że wstałeś,
więc zrobiłem nam szybkie śniadanie. – Łukasz odwrócił się z tacą w rękach. –
Mam nadzieję, że będziesz w stanie cokolwiek przełknąć – powiedział,
uśmiechając się do niego blado.
– Dzięki. Będę. Chyba
będę.
– Oby. Nie jadłeś nic
od wielu godzin. – Łukasz zdecydowanie
był lepiej poinformowany, co robił Jurek w ostatnim czasie niż on sam, co
jeszcze bardziej wzbudziło w nim niepewność.
– Wspominałeś, że
jesteś tu już trochę? – zapytał, starając się przezwyciężyć dziurę w pamięci. Nie
potrafił… Widział tylko jakieś zlepki. Swoje mieszkanie, krzyki, ojca… Ojca?
Cholera.
– Trochę – Łukasz spiął
się na chwilę, po czym odetchnął i chwycił tacę. Chwilę później postawił ją na
stole i spojrzał na Jurka pytająco. Gos podszedł do niego z wolna. Odsunął bez
siły krzesło i usiadł.
Dłonie wciąż mu drżały.
– Nic nie pamiętam –
powiedział tak cicho, że Łukasz ledwo go usłyszał.
– Tak też myślałem… –
przyznał, wzdychając. Jerzy uniósł na niego zmęczone spojrzenie. – Trochę…
przeholowałeś z alkoholem i nie bardzo chciałeś przestać.
Po plecach Gosa
przeszły ciarki. Był zażenowany, rozgoryczony, cholernie smutny i rozczarowany
samym sobą.
– Przepraszam, że
musiałeś na to patrzeć – szepnął jeszcze ciszej.
– Nie musiałem – Łukasz
odchrząknął. – Nie musiałem – dodał jeszcze raz pewniej. – I nie przepraszaj.
Cieszę się, że mogłem tu być i pilnować, żebyś nic sobie nie zrobił.
Policzki Jerzego
odrobinę poczerwieniały. Nic sobie nie zrobić… To brzmiało tak okropnie, a przy
tym tak prawdziwie. Zwłaszcza kiedy widział na swojej pięści popękaną,
poharataną skórę. Podejrzewał, że to ona był sprawcą połamanych drzwi od
garderoby i Bóg wie czego jeszcze.
Jeszcze nigdy nie było
mu tak głupio.
– Nie myśl. Zjedź –
Łukasz poprosił, podsuwając tacę pod dłonie Jurka. Sam, jakby chciał przekonać
go do jedzenia, chwycił za rogalik i posmarował go twarożkiem. Jurek chwycił
drugi i popijając go kawą, powoli przeżuwał kęsy.
W innych
okolicznościach takie śniadanie byłoby spełnieniem jego marzeń – marzył o
porankach takich jak te od lat, a teraz jedynie o czym myślał, to jak bardzo
się wygłupił. Łatwo było powiedzieć Łukaszowi nie myśl, ale wykonanie tego graniczyło z cudem. Rogalik stawał mu
w gardle.
– A praca? – Jerzy
dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że skoro Łukasz od dwóch dni był
tutaj, zresztą on również…
– Nie martw się nią. Wszystko
załatwię, jeżeli chodzi o twoje odejście.
– Tak, ale… Twoja
praca? – zapytał, chwytając chwiejnie kawę w dłonie. Musiał trzymać kubek
obiema, dopiero wtedy się nie trząsł.
– O to też się nie
martw. Wszystko to co muszę na razie robię zdalnie. Od następnego tygodnia
zacznę się martwić…
– Dzisiaj jest środa?
– Piątek.
– Piątek… – Jurek
powtórzył pusto, wlepiając wzrok w kawę. Serce podeszło mu do gardła. Stracił
prawie cały tydzień…Odstawił kubek z trzaskiem na stół i załamał ręce. Zakrył
twarz dłonią, czując, że zaczyna być na niej widać przerażenie. Łukasz od razu
się do niego podsunął i położył mu dłonie na ramionach.
– Hej… – Nie wiedział,
co powiedzieć.
Jurek mógł tylko
przeprosić. Więc przeprosił. I przeprosił. I przeprosił go jeszcze raz, aż w
końcu sam już nie wiedział za co go przepraszał. Za to, czego był ostatnio
świadkiem? Za to, jak go kiedyś traktował? Za to, że nie jest wystarczająco
dobry? Że jest głupi, żałosny, naiwny?
– Przestań już. –
Łukasz wsunął się jednym ruchem w jego objęcia. Brodę położył na jego barku,
przez co Jurek poczuł puchate włosy na policzku. – Przez te dni przeprosiłeś
mnie już chyba za wszystkie grzechy świata – szepnął, całując go lekko w szyję.
– A to nie ty powinieneś przepraszać.
– Powiedziałem ci?
– O czym?
– O… o Janku? – Głos mu
zadrżał.
– Powiedziałeś. –
Łukasz odsunął się od Jurka. Spojrzał mu w oczy. – O nim i o tym mężczyźnie.
– To chore. – Łukasz
zgodził się z nim skinieniem głowy. – Ale… nie było tu nikogo?
– Nie. Tylko ja i twój
ojciec. – Jerzy mimo wszystko odetchnął. Wciąż nie czuł się bezpiecznie, a teraz jeszcze wplątał w to wszystko Łukasza.
Był najgorszy.
– Ojciec…
– Bardzo się o ciebie
martwił. To on mnie tu wpuścił, bo ty nie dawałeś znaku życia. Chciał zabrać
cię do szpitala na detoks – Jerzy ponownie załamał ręce – ale go powstrzymałem.
Zbyt dobrze wiem, jakie to uczucie budzić się w szpitalu po czymś takim… A ty
mimo wszystko nie byłeś w stanie, z którym nie moglibyśmy poradzić sobie we
dwójkę.
– Dzięki – szepnął.
Łukasz oderwał mu dłonie od twarzy. Ich spojrzenia się spotkały i Jerzy pomimo
rozbicia nie mógł nie dostrzec, ile ciepła było w oczach kochanka.
Nie wiedział tylko
dlaczego. Dlaczego Łukasz tu był?
Czy mógł mu wierzyć?
Skoro nie mógł wierzyć
osobie, która wcześniej dla niego nie istniała, jak miał wierzyć osobie, która
wcześniej go nienawidziła?
Może koniec końców
wszystkim chodziło tylko o to, by ranić.
***
Hej! Przedstawiam Wam najkrótszy rozdział w historii tego bloga. Przedstawiam Wam też rozdział, który napisałam w jeden dzień - wczoraj - i jest on wynikiem mojej kapryśnej weny, o której czasami zapominam, tak rzadko do mnie wpada. A jednak wczoraj znowu poczułam radość z pisania! Mówię o tym, bo od dawna - kilku miesięcy albo i dłużej? - nie doświadczyłam tego stanu, a jest on jednym z powodów, dla których tworzę i totalnie go uwielbiam. Mam nadzieję, że widać to w tym rozdziale, bo pomimo że jest krótki, to złożył się w całkiem fajną kompozycję.
Muszę też dodać, że wczorajsza ulewa do połowy nocy również mi pomogła - uwielbiam siedzieć na balkonie i pisać, kiedy leje za oknem. :3 Od zawsze od kiedy piszę jest to mój ulubiony wyzwalacz przy pisaniu.
Żeby podzielić się z Wami stanem, który towarzyszył mi wczoraj, zostawię Wam tu piosenkę, która ostatnio bardzo mocno mnie inspiruje. A nuż ktoś się skusi, posłucha i poczuje to, co ja. :)
Mad Season - Wake Up
Trzymajcie się ciepło i wybaczcie wszystkie potencjalne błędy - muszę zrobić moim oczom solidną przerwę od ekranów, bo na razie to jest z nimi średnio. ^^'
Do następnego!
Muszę też dodać, że wczorajsza ulewa do połowy nocy również mi pomogła - uwielbiam siedzieć na balkonie i pisać, kiedy leje za oknem. :3 Od zawsze od kiedy piszę jest to mój ulubiony wyzwalacz przy pisaniu.
Żeby podzielić się z Wami stanem, który towarzyszył mi wczoraj, zostawię Wam tu piosenkę, która ostatnio bardzo mocno mnie inspiruje. A nuż ktoś się skusi, posłucha i poczuje to, co ja. :)
Mad Season - Wake Up
Trzymajcie się ciepło i wybaczcie wszystkie potencjalne błędy - muszę zrobić moim oczom solidną przerwę od ekranów, bo na razie to jest z nimi średnio. ^^'
Do następnego!
Hej. Rozdział świetny.faktycznie krotki ale było w nim pełno emocji. Stan w którym był Jerzy przez co przeszedł choć muszę dodać że brakowało mi niektórych opisów ale mogłam sobie je wyobrazić .Łukasza który dzielnie trwał przy Jerzym wszystko pięknie ale cały czas czekam aż cała sytuacja się we wszystkim wyklaruje . Chciałabym żeby Jerzy zaczął być już szczęśliwym człowiekiem .pozdrawiam i życzę ci aby ta radość z piania trwała jak najdłużej i żeby rozdziały się pojawiały jak najczęściej
OdpowiedzUsuńCóż tu dużo mówić, nie idą mi najlepiej długie opisy, ale jeżeli tekst działa na wyobraźnię, a stan Jurka dało się odczuć, to się bardzo cieszę.
UsuńDziękuję i również pozdrawiam!
Świetny rozdział, choć krótki. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Weny i wiele radości z pisania życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńDużo emocji zawierał ten rozdział :) Powiem szczerze, że nie sądziłam, że Jurek aż tak się załamie, ale najwyraźniej Jureczek jest bardzo wrażliwy :D Dobrze, że ma wokół siebie ludzi którzy go wspierają. Ojciec się martwił, Łukasz tak ładnie o niego zadbał. Jerzy doceń co masz :) Bardzo dziękuję 💚 Cieszę się że pisanie sprawiło Ci tyle radości - życzę Ci, żeby zawsze tak było 😍 😘
OdpowiedzUsuńNo Jureczek zdecydowanie jest wrażliwy. Zwłaszcza że jednak po tylu latach w końcu komuś zaufał, otworzył się i okazało się, że ktoś chciał go wykorzystać. To zdecydowanie nie wpływa dobrze na jego i tak pokiereszowaną psychikę... A tak tylko przypomnę, że już wcześniej Gos miał tendencję do sięgania po alkohol w razie problemów, a tutaj nie dość że stracił przyjaciela, to ktoś mu groził i włamał się do mieszkania, przez co zdecydowanie nie czuje się bezpiecznie.
UsuńDziękuję za życzenia i komentarz <3