niedziela, 31 maja 2020

Zostań o poranku: Rozdział 32



Rozdział 32: Niepewności 

Obudził się czując ciepłą dłoń na policzku, która gładziła delikatnie jego skórę. Było mu błogo. Trwał w stanie zawieszenia między jawą a snem i żeby zatrzymać to uczucie, otoczył się szczelnie miękką pościelą, zatopił w nią głębiej i odetchnął sennie, czując lekkie muśnięcia opuszek palców na całym policzku, brodzie, ustach, na łuku brwiowym i skroni. Mógłby się zatrzymać w tej chwili na zawsze. Chciałby tego. Brak myśli w głowie, całkowita beztroska, ciepło i czułość…
Ile on by oddał, żeby mieć to przez cały czas.
Palce powoli powędrowały wyżej aż zatopiły się w kasztanowych włosach i zaczęły przeczesywać je wolno, tak że Jurek już prawie znowu pogrążył się we śnie. Przypominało mu to jak we wczesnym dzieciństwie rodzice wybudzali go powoli, by rozpoczął kolejny, wielki dzień.
Ten dzień nie będzie wielki, tak jak i ostatnie nie były.
Senny stan odchodził. Błogość ustawała. Serce zatrzepotało szybciej i głośniej, przypominając sobie o czymś, co do głowy Jurka dotarło dopiero po sekundzie. Otworzył oczy, zaciągając się powietrzem i gdy tylko to zrobił, wychylił się przez brzeg łóżka. Zaczął wymiotować. Ostry zapach wymiocin uderzył go w nozdrza, a gorzki, cierpki smak osiadł mu na ustach. Trząsł się, kiedy żołądek wyrzucał z siebie porcje niestrawionego jedzenia i alkoholu. Torsje trwały chwilę. Żałość trwała znacznie dłużej.
Jerzy uchylił zmęczone, zaszklone oczy i uniósł je na Łukasza. Nawet nie pamiętał, skąd on się tu wziął. Nie miał siły się do niego odezwać. Nie miał siły być zażenowanym. Opadł z powrotem na łózko i wbił wzrok w sufit. Kręciło mu się w głowie, zresztą ćmiło mu w niej okropnie, jakby ktoś odciął mu dopływ tlenu.
Łukasz nie widział sensu, by pytać o samopoczucie Gosa. Sytuacja taka jak ta, musiała się zresztą powtarzać, bo na szafce stały ręczniki papierowe, woda, miska i nawilżona gąbka. Mężczyzna z zaniepokojeniem posprzątał wszystko i z powrotem przysiadł na łóżku. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo Jerzy musiał cierpieć, dlatego wznowił delikatne głaskanie po głowie i włosach, i robił to do czasu aż mężczyzna nie spojrzał na niego przytomniej.
– Co ty tu robisz? – zapytał wypranym z emocji głosem. Nakonieczny się temu nie dziwił. Znał doskonale stan, w którym człowiek był kompletnie bezsilny.
– Po prostu jestem – odpowiedział po chwili zawieszenia.
– Zmaterializowałeś się w moim mieszkaniu? – parsknął, podnosząc się na łokciu. Łukasz skinął poważnie głową.
– Dwa dni temu – sprecyzował, kiedy doszło do niego, że Jerzy niczego nie pamięta.
Gos przełknął ślinę. W ustach czuł kwaśny smak, więc sięgnął po wodę a ręce drżały mu tak, że bał się, że nie złapie za szklankę. Łukasz podał mu ją dużo szybciej, by kochanek nie tracił energii.
Zapadła cisza. Jurek z przymkniętymi oczami najwolniej jak potrafił pił mineralną,  zimną wodę. Dopiero teraz poczuł na twarzy mroźny wiatr, który wpadał zza okna i koił jego rozgorączkowaną głowę. Pozbył się kwaśności w ustach. Ból głowy za to zwiększył się, teraz oprócz ćmienia czuł również łupanie i uciska na skroniach. Znowu chciało mu się wymiotować, więc zwymiotował. Tym razem bardziej świadomie, podtrzymywał miskę i zaciskał na niej pięści. Do oczu naleciały mu łzy, ale były spowodowane uderzającymi go torsjami, na pewno, przecież nie przez to, co wydarzyło się ostatnio…
Kiedy unosił głowę, otarł usta wierzchem dłoni. Spojrzał na swoją sypialnie i w tym na rozwalone, połamane drzwi do garderoby. Mdłości znowu podeszły mu do gardła i ponownie zwrócił zawartość żołądka. Tym razem rzygał już tylko żółcią.
Uderzyło w niego gorąco. Nie czuł niczego poza bólem głowy i brzucha, bólem w piersi i nawracających co chwila fal gorąca.
Łukasz nie pytał o nic głupio. Skoro był tu dwa dni, z czego Jerzy nie pamiętał żadnego, miał świetne wyobrażenie na temat samopoczucia Gosa, który wcześniej na pewno by się ucieszył, że Łukasz był. Teraz jednak jego serce pokruszone w drobny mak nie było w stanie tego docenić. A może to przez kaca? Czy może to już bardziej choroba alkoholowa?
– Spróbuj jeszcze zasnąć – Łukasz pochylił się nad nim i musnął delikatnie jego czoło palcami. Pocałował go lekko. – Jutro już poczujesz się lepiej.
Jerzy przytaknął lekko, niemalże niezauważalnie. Wątpił, by jutro się tak poczuł.
Śnił. Wszystko w tym śnie było pastelowe. Żółcie mieszały się z niebieskościami, zielenie z czerwieniami, w powietrzu unosił się zapach świeżości i skroplonej rosą trawy. Jerzy przechadzał się alejkami między drzewami, chłonąc kolory, dźwięki i zapachy. Miał na sobie podkoszulek i spodnie w kolano. Było lato. Wokoło słychać było śmiechy dzieci, które biegały w kółko radośnie. Z oddali dobiegało go szczekanie psa.
– Za rok o tej porze wyrwiemy się z Warszawy i pojedziemy do Nowego Orleanu.
– Żartujesz sobie? – Jurek uśmiechnął się szeroko i odwrócił się, by spojrzeć na idącego po boku Łukasza.
– Nie żartuje. Już planuję urlop – zdradził mu tajemnicę szeptem i złapał go za rękę. Właśnie te same dzieciaki, które wcześniej się śmiały przebiegły koło nich i na dodatek szturchnęły Gosa lekko w nogę.
– Przepraszamy! – krzyknęły, ale nie obeszło ich to na tyle, by rezygnować z zabawy. Jerzy pokręcił głową, ale również nie zaprzątał sobie tym głowy. Spojrzał na Łukasza i ich splecione dłonie. Powoli wznowił spacer przez alejkę, trzymając go bez skrępowania.
– Nie rób takiej miny. Przecież zawsze chciałeś tam pojechać. – Mężczyzna zaśmiał się widząc wahanie kochanka. Przysunął się jeszcze bliżej i pocałował go w policzek. Z naprzeciwka minęła ich nieznana rodzina, na którą Jerzy ledwo zwrócił uwagę.
– Tak, ale nie wiedziałem, że o tym wiesz… – powiedział, wyobrażając sobie jak to będzie pojechać do Stanów. Zobaczyć Luizjanę i jej owianą sławą stolicę.
– Przecież mi powiedziałeś – mężczyzna roześmiał się dźwięcznie, kręcąc głową. – O wszystkim mi mówisz – dodał ciszej, całując go w skroń. Jerzy uśmiechnął się zadowolony i pogłaskał kciukiem wierzch jego dłoni.
– Więc za rok Nowy Orlean… – szepnął, kontynuując wędrówkę. Nie wiedział na czym skupić wzrok. Czy na Łukaszu, którego uśmiech chwytał go za serce, czy na tych pięknych kolorach malujących niebo i trawę.
 – Tak. W końcu polecisz do Stanów…
Tak, w końcu poleci do Stanów i spełni kolejne marzenie. Jego życie nie mogło ułożyć się lepiej. Rozmarzony, szedł przez alejki ciesząc się słońcem na twarzy i ciepłem dłoni. Oglądał motyle trzepoczące skrzydłami na wietrze i ptaki hen, hen daleko w górze. Wsłuchiwał się w szum drzew, kołyszących się od delikatnego, ciepłego wiatru i śledził wzrokiem szlak opadającego przedwcześnie liścia.
Nigdy nie czerpał tyle z życia i ze świata. Słyszał bzyczenie trzmieli, które zapylały kwiaty i widział osy latające przy budce z watą cukrową. Miękka i puchata przyciągnęła jego wzrok na dłużej, by w końcu skusić go do grzechu.
Ciągnąc partnera delikatnie za dłoń, podchodził do budki. Jednak im bliżej był im bardziej pragnął zanurzyć palce w puchatej, różowej wacie i oblepić się cukrem, tym wyraźniej dostrzegał, że to nie wata, a pajęczyna jest skręcona na patyku.
– Widzisz to? – zapytał marszcząc brwi i wskazał Łukaszowi anomalię.
Mężczyzna uniósł brew zdziwiony.
– Widzę co? Tę watę? Chcesz jedną?
Jerzy zamrugał zdziwiony. Przesunął wzrok z Łukasza na watę cukrową, która wcale nie była watą cukrową i pokręcił słabo głową.
– Nie dzięki – szepnął, odciągając mężczyznę od stanowiska. Odwrócił się jeszcze, by przekonać się o tym, że coś mu się przewidziało, ale jeszcze bardziej się zaniepokoił. Tym razem wata była już całkiem czarna.
Pokręcił głową. Wznowił wędrówkę pięknym parkiem, jednak  musiało się zbierać na deszcz, bo pomarańcze i czerwienie zostały zastąpione szarościami. Nie przeszkadzało to Jurkowi. Spacer w deszczu w środku lata wydawał mu się romantyczny. Chciałby biec z Łukaszem tak długo, aż nie dotrą do samochodu, a wtedy zacząć scałowywać każdą jedną kroplę z jego twarzy. 
– Wszystko dobrze?
– Tak, po prostu myślę o tym wyjeździe. Wcześniej nigdy zbyt wiele nie podróżowałem. Tylko trochę po Europie… Cieszę się, że będziemy mogli zwiedzić USA razem.
– Ja też.
– Też zawsze chciałeś tam pojechać?
– Och, już tam byłem – Łukasz spojrzał na niego miękko. Zbliżył się jeszcze i teraz stykali się też ramionami.
– Byłeś? – Gos nie dał po sobie poznać, że odrobinę się speszył.
– Mhm. Z Marcinem – odparł mężczyzna, posyłając mu delikatny uśmiech.
Zerwał się wiatr, wyrywając z drzew liście. 
– Och.
Kontynuowali wędrówkę. Przez wiatr nie było już słychać krzyków dzieciaków, rodziny również gdzieś się pochowały. Szarości dominowały resztę kolorów. Zbierało się na deszcz.
– W takim razie gdzie ty byś chciał pojechać? – Jerzy zapytał, uświadamiając sobie, że nie miał pojęcia, o czym Łukasz marzył. – Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś? – zaśmiał się, odwracając głowę. Na swojej drodze napotkał uważne, bystre spojrzenie czekoladowych oczu.
– Dlaczego miałbym ci mówić?
– S-Słucham?
– Wiesz o mnie wystarczająco dużo.
– Nie rozumiem…
– Wiesz więcej niż bym chciał, żebyś wiedział.
– Wciąż niewystarczająco – Jerzy spróbował się zaśmiać. Kątem oka dostrzegł na krawędzi ścieżki martwe, dogorywających trzmiele.
– Wiesz o moim bracie i o Dębie. Wiesz, że brałem. Wiesz, że Grześ i Emilia to moje najsłabsze punkty… – Łukasz wciąż patrzył na niego uważnie. Jerzy przystanął. Pokręcił głową.
– Ty znasz moje. – Postarał się o uśmiech. Zacisnął dłoń na dłoni partnera.
– Dlatego tak trwamy przy sobie, ha?  Związani na zawsze tajemnicami, które nas łączą…
– Co ty opowiadasz, Łukasz… Znowu masz swój gorszy humor – Jerzy westchnął niepocieszony. Poczuł na twarzy pierwsze krople. Wcale nie było tak gorąco, jak mu się wydawało.
– Może…
– Hej, nie masz powodów do zmartwień… Kocham cię, pamiętasz? – Jurek przyciągnął kochanka do siebie i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Spojrzeli sobie w oczy.
– Wiem, że mnie kochasz.
Jerzy zmarszczył brwi. Nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewał.
Wiatr uderzył ich jeszcze mocniej, zacinając deszcz w ich stronę.
– Więc powiesz mi, gdzie byś chciał pojechać?
– Dlaczego to takie ważne?
– Nie wiem. Po prostu ważne. Odpowiedz.
– Nie chcę, żebyś wiedział.
– Dlaczego nie?
– Bo to tajemnica.
– Dużo masz takich tajemnic przede mną? Więcej niż te, o których wiem? – Łukasz nie odpowiadał. – Naprawdę jesteś tu teraz tylko dlatego, że wiem o tobie więcej niż powinienem?
Mężczyzna rozplótł ich złączone palce. Milczał.
– Okłamywałeś mnie przez cały czas?
Niebo zrobiło się granatowe, Jerzy stał przemoknięty i drżący, a głos mu się łamał.
– Myślisz, że z miłości do ciebie zerwałem z Marcinem? Z miłości do ciebie wziąłem cię, patrząc jak reagujesz na dotyk mężczyzny? Na mnie? Mnie pedała? Mnie, którego mieszałeś z błotem, poniżałeś, obrażałeś, śmiałeś się prosto w twarz? Jesteś taki naiwny…
– Więc to zemsta?
Łukasz zaśmiał się cicho. Z nieba pocisnęły pioruny, a jednak to suchy śmiech nie grzmoty były ostatnim, co Jurek pamiętał, gdy otworzył oczy.
Zerwał się gwałtownie, serce tłukło mu w piersi jak dzwon. Nie zwracając uwagi na nic, wyplątał się z pościeli i czym szybciej wypadł do łazienki. Ochlapał twarz wodą. Czując, że śmierdzi wszedł pod prysznic. Zignorował ból głowy i pusty żołądek. Na szczęście nie miał już odruchu wymiotnego.
Z łazienki wyszedł po piętnastu minutach i od razu skierował się do garderoby. Wyłamane drzwi ponownie go zaskoczyły. Wyrzuty sumienia i brak wspomnień jak do tego doszło, całkowicie odebrały mu pewność siebie. Ubrał się w bawełnianą białą koszulkę i luźne dresy, po czym na palcach poszedł do salonu. Prosił w myślach, by Łukasza nie było. Może tylko mu się przyśnił. Tym razem i poprzednim? Wcale nie głaskał go po głowie i włosach. Nie było go…
Był.
Właśnie wykładał świeże drożdżówki i rogaliki na drewnianą tacę, na której stała nieużywana przez Jurka latami, zdobiona butelka wypełniona sokiem pomarańczowym. Z kubków parowała czarna, mocna kawa. W miseczce obok znajdował się słodki twarożek i kilka pokrojonych owoców.
–Słyszałem, że wstałeś, więc zrobiłem nam szybkie śniadanie. – Łukasz odwrócił się z tacą w rękach. – Mam nadzieję, że będziesz w stanie cokolwiek przełknąć – powiedział, uśmiechając się do niego blado.
– Dzięki. Będę. Chyba będę.
– Oby. Nie jadłeś nic od wielu godzin.  – Łukasz zdecydowanie był lepiej poinformowany, co robił Jurek w ostatnim czasie niż on sam, co jeszcze bardziej wzbudziło w nim niepewność.
– Wspominałeś, że jesteś tu już trochę? – zapytał, starając się przezwyciężyć dziurę w pamięci. Nie potrafił… Widział tylko jakieś zlepki. Swoje mieszkanie, krzyki, ojca… Ojca?
Cholera.
– Trochę – Łukasz spiął się na chwilę, po czym odetchnął i chwycił tacę. Chwilę później postawił ją na stole i spojrzał na Jurka pytająco. Gos podszedł do niego z wolna. Odsunął bez siły krzesło i usiadł.  
Dłonie wciąż mu drżały.
– Nic nie pamiętam – powiedział tak cicho, że Łukasz ledwo go usłyszał.
– Tak też myślałem… – przyznał, wzdychając. Jerzy uniósł na niego zmęczone spojrzenie. – Trochę… przeholowałeś z alkoholem i nie bardzo chciałeś przestać.
Po plecach Gosa przeszły ciarki. Był zażenowany, rozgoryczony, cholernie smutny i rozczarowany samym sobą.
– Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć – szepnął jeszcze ciszej.
– Nie musiałem – Łukasz odchrząknął. – Nie musiałem – dodał jeszcze raz pewniej. – I nie przepraszaj. Cieszę się, że mogłem tu być i pilnować, żebyś nic sobie nie zrobił.
Policzki Jerzego odrobinę poczerwieniały. Nic sobie nie zrobić… To brzmiało tak okropnie, a przy tym tak prawdziwie. Zwłaszcza kiedy widział na swojej pięści popękaną, poharataną skórę. Podejrzewał, że to ona był sprawcą połamanych drzwi od garderoby i Bóg wie czego jeszcze.
Jeszcze nigdy nie było mu tak głupio.
– Nie myśl. Zjedź – Łukasz poprosił, podsuwając tacę pod dłonie Jurka. Sam, jakby chciał przekonać go do jedzenia, chwycił za rogalik i posmarował go twarożkiem. Jurek chwycił drugi i popijając go kawą, powoli przeżuwał kęsy.
W innych okolicznościach takie śniadanie byłoby spełnieniem jego marzeń – marzył o porankach takich jak te od lat, a teraz jedynie o czym myślał, to jak bardzo się wygłupił. Łatwo było powiedzieć Łukaszowi nie myśl, ale wykonanie tego graniczyło z cudem. Rogalik stawał mu w gardle.
– A praca? – Jerzy dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że skoro Łukasz od dwóch dni był tutaj, zresztą on również…
– Nie martw się nią. Wszystko załatwię, jeżeli chodzi o twoje odejście.
– Tak, ale… Twoja praca? – zapytał, chwytając chwiejnie kawę w dłonie. Musiał trzymać kubek obiema, dopiero wtedy się nie trząsł.
– O to też się nie martw. Wszystko to co muszę na razie robię zdalnie. Od następnego tygodnia zacznę się martwić…
– Dzisiaj jest środa?
– Piątek.
– Piątek… – Jurek powtórzył pusto, wlepiając wzrok w kawę. Serce podeszło mu do gardła. Stracił prawie cały tydzień…Odstawił kubek z trzaskiem na stół i załamał ręce. Zakrył twarz dłonią, czując, że zaczyna być na niej widać przerażenie. Łukasz od razu się do niego podsunął i położył mu dłonie na ramionach.
– Hej… – Nie wiedział, co powiedzieć.
Jurek mógł tylko przeprosić. Więc przeprosił. I przeprosił. I przeprosił go jeszcze raz, aż w końcu sam już nie wiedział za co go przepraszał. Za to, czego był ostatnio świadkiem? Za to, jak go kiedyś traktował? Za to, że nie jest wystarczająco dobry? Że jest głupi, żałosny, naiwny?
– Przestań już. – Łukasz wsunął się jednym ruchem w jego objęcia. Brodę położył na jego barku, przez co Jurek poczuł puchate włosy na policzku. – Przez te dni przeprosiłeś mnie już chyba za wszystkie grzechy świata – szepnął, całując go lekko w szyję. – A to nie ty powinieneś przepraszać.
– Powiedziałem ci?
– O czym?
– O… o Janku? – Głos mu zadrżał.
– Powiedziałeś. – Łukasz odsunął się od Jurka. Spojrzał mu w oczy. – O nim i o tym mężczyźnie.
– To chore. – Łukasz zgodził się z nim skinieniem głowy. – Ale… nie było tu nikogo?
– Nie. Tylko ja i twój ojciec. – Jerzy mimo wszystko odetchnął. Wciąż nie czuł się bezpiecznie, a  teraz jeszcze wplątał w to wszystko Łukasza. Był najgorszy.
– Ojciec…
– Bardzo się o ciebie martwił. To on mnie tu wpuścił, bo ty nie dawałeś znaku życia. Chciał zabrać cię do szpitala na detoks – Jerzy ponownie załamał ręce – ale go powstrzymałem. Zbyt dobrze wiem, jakie to uczucie budzić się w szpitalu po czymś takim… A ty mimo wszystko nie byłeś w stanie, z którym nie moglibyśmy poradzić sobie we dwójkę.
– Dzięki – szepnął. Łukasz oderwał mu dłonie od twarzy. Ich spojrzenia się spotkały i Jerzy pomimo rozbicia nie mógł nie dostrzec, ile ciepła było w oczach kochanka.
Nie wiedział tylko dlaczego. Dlaczego Łukasz tu był?
Czy mógł mu wierzyć?
Skoro nie mógł wierzyć osobie, która wcześniej dla niego nie istniała, jak miał wierzyć osobie, która wcześniej go nienawidziła?
Może koniec końców wszystkim chodziło tylko o to, by ranić.

 *** 
Hej! Przedstawiam Wam najkrótszy rozdział w historii tego bloga. Przedstawiam Wam też rozdział, który napisałam w jeden dzień - wczoraj - i jest on wynikiem mojej kapryśnej weny, o której czasami zapominam, tak rzadko do mnie wpada. A jednak wczoraj znowu poczułam radość  z pisania! Mówię o tym, bo od dawna - kilku miesięcy albo i dłużej? - nie doświadczyłam tego stanu, a jest on jednym z powodów, dla których tworzę i totalnie go uwielbiam. Mam nadzieję, że widać to w tym rozdziale, bo pomimo że jest krótki, to złożył się w całkiem fajną kompozycję.
Muszę też dodać, że wczorajsza ulewa do połowy nocy również mi pomogła - uwielbiam siedzieć na balkonie i pisać, kiedy leje za oknem. :3 Od zawsze od kiedy piszę jest to mój ulubiony wyzwalacz przy pisaniu.
Żeby podzielić się z Wami stanem, który towarzyszył mi wczoraj, zostawię Wam tu piosenkę, która ostatnio bardzo mocno mnie inspiruje. A nuż ktoś się skusi, posłucha i poczuje to, co ja. :)
Mad Season - Wake Up
Trzymajcie się ciepło i wybaczcie wszystkie potencjalne błędy - muszę zrobić moim oczom solidną przerwę od ekranów, bo na razie to jest z nimi średnio. ^^'
Do następnego!

6 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział świetny.faktycznie krotki ale było w nim pełno emocji. Stan w którym był Jerzy przez co przeszedł choć muszę dodać że brakowało mi niektórych opisów ale mogłam sobie je wyobrazić .Łukasza który dzielnie trwał przy Jerzym wszystko pięknie ale cały czas czekam aż cała sytuacja się we wszystkim wyklaruje . Chciałabym żeby Jerzy zaczął być już szczęśliwym człowiekiem .pozdrawiam i życzę ci aby ta radość z piania trwała jak najdłużej i żeby rozdziały się pojawiały jak najczęściej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż tu dużo mówić, nie idą mi najlepiej długie opisy, ale jeżeli tekst działa na wyobraźnię, a stan Jurka dało się odczuć, to się bardzo cieszę.
      Dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Świetny rozdział, choć krótki. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Weny i wiele radości z pisania życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo emocji zawierał ten rozdział :) Powiem szczerze, że nie sądziłam, że Jurek aż tak się załamie, ale najwyraźniej Jureczek jest bardzo wrażliwy :D Dobrze, że ma wokół siebie ludzi którzy go wspierają. Ojciec się martwił, Łukasz tak ładnie o niego zadbał. Jerzy doceń co masz :) Bardzo dziękuję 💚 Cieszę się że pisanie sprawiło Ci tyle radości - życzę Ci, żeby zawsze tak było 😍 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Jureczek zdecydowanie jest wrażliwy. Zwłaszcza że jednak po tylu latach w końcu komuś zaufał, otworzył się i okazało się, że ktoś chciał go wykorzystać. To zdecydowanie nie wpływa dobrze na jego i tak pokiereszowaną psychikę... A tak tylko przypomnę, że już wcześniej Gos miał tendencję do sięgania po alkohol w razie problemów, a tutaj nie dość że stracił przyjaciela, to ktoś mu groził i włamał się do mieszkania, przez co zdecydowanie nie czuje się bezpiecznie.
      Dziękuję za życzenia i komentarz <3

      Usuń