Rozdział 31: Zdradzony
Obudził się
zaniepokojony. Śniło mu się coś nieprzyjemnego, chociaż nie potrafił sobie tego
przypomnieć. Rzadko miewał sny, a przynajmniej prawie nigdy ich nie pamiętał.
Teraz jakieś obrazy przewijały mu się pod powiekami, ale szybko stały się
mgliste, aż w końcu zniknęły w niepamięci. Przez chwilę trwał w bezruchu,
pozwalając, by niepokój coraz mocniej się rozprzestrzeniał, aż poczuł
promieniujące z boku ciepło. Charakterystyczne, kojące ciepło drugiego ciała.
Niepokój zniknął. Wciąż zaspany Jurek uśmiechnął się lekko i otworzył oczy. Łukasz
nie spał już od dłuższego czasu, widział to po jego trzeźwym spojrzeniu.
– Już się martwiłem, że
się nie obudzisz – przywitał go takimi słowami. Jurek zmarszczył brwi i znosząc
ciągnięcie w mięśniach, usiadł.
– Hm? – mruknął sennie.
– Petardy. Strzelają od
rana.
Gos zamrugał. Przetarł
twarz dłonią i dopiero wtedy poczuł się odrobinę bardziej przytomnie. Zerknął
na godzinę. Było chwilę po ósmej. Biorąc pod uwagę, o której się położyli
przespał wiele godzin.
– Długo już nie śpisz?
– Kilka godzin –
odparł. Jurek uniósł brew, przyglądając się ułożonym włosom i narzuconej na
tors jasnej koszulce Łukasza.
– Dlaczego mnie nie
obudziłeś? – spytał niezadowolony. Łukasz najprawdopodobniej nudził się od
długiego czasu.
– Wątpię, żebym był w
stanie, skoro nie obudził cię huk petard. Plus, chyba byłem ci to winny po tym,
jak cię wymęczyłem – dodał zadowolony, pochylając się nad Jurkiem. – Jak się
czujesz? – zapytał, po czym pocałował go lekko w policzek. Gosowi serce zabiło
mocniej, zrobiło mu się cieplej.
– Będę udawał, że
jestem w szczycie formy – odszepnął poważnie, wywołując tym samym ciche
parskniecie. Uśmiechnął się, widząc dobry humor kochanka i wsunął palce w jego puchate
włosy.
– Pierwsze noce bywają
trudne.
Jurek zmarszczył brwi, przypominając
sobie, że już to kiedyś słyszał.
– Powtarzasz się. –
Spojrzał na niego miękko. Przesunął palcami po zmierzwionych włosach i zerknął
w czekoladowe tęczówki.
Łukasz był tu. Został. I
nic nie zapowiadało tego, by miał wychodzić. Czekał ich wspólny Sylwester i
Nowy Rok, a może nawet znacznie, znacznie więcej...
Jurek nie wybiegał
jednak w przyszłość. Cieszył się tą chwilą, wspólnym lichym śniadaniem, które
przyszło z cateringu i którym się podzielili, zjedzonym w salonie na kanapie.
– Myślałeś o tym, o czym wczoraj rozmawialiśmy?
– zapytał ostrożnie, chcąc wybadać temat. Obawiał się, że ta rozmowa może
zepsuć im humory, ale chciał wiedzieć na czym stoi.
– Mhm – Łukasz mruknął
cicho, spoglądając na niego rozbawiony. – Miałem cały poranek na przemyślenia.
– Mogłeś mnie obudzić.
– Oburzony ton Jurka wprawił Łukasza w jeszcze lepszy nastrój.
– Przyjemnie mi się na
ciebie patrzyło – przyznał, opierając się na jego ramieniu. Policzki Jurka
pokryły się lekkim rumieńcem. – Mm, tak jak teraz – szepnął i wychylił się,
żeby pocałować Gosa w usta. – Taki zawstydzony, jak nie ty… – kontynuował,
czerpiąc z tego niesamowitą satysfakcję.
Jerzy odsunął go od
siebie stanowczo, chwytając go za ramiona.
– Wcale nie jestem
zawstydzony – odpowiedział, unosząc wysoko brodę. To nic, że zaczerwienione
policzki go zdradzały, nie miał zamiaru dawać kochankowi więcej satysfakcji.
– Oczywiście – Łukasz
zgodził się z nim tylko dlatego, żeby go nie denerwować.
– I nie odbiegaj od
tematu.
– Nie będę cię
zatrzymywał na siłę.
– Nie? Żadnych wylanych
kaw? – zapytał, unosząc brew. Tym razem to Łukasz odrobinę się zmieszał i
odchrząknął.
– Nie mam pojęcia o
czym mówisz – odpowiedział z pokerową miną, po czym obaj wymienili między sobą
uśmieszki.
– Nie mogę uwierzyć, że
kiedyś mnie tak wkurwiałeś.
– Grunt to szczerość. –
Łukasz odkleił się od ramienia Jurka. –
I poczekaj jeszcze z czasem przeszłym. Podejrzewam, że wkurwianie to coś, w
czym jestem absolutnie bezkonkurencyjny. – Uśmiechnął się do niego promieniście,
pokazując zęby i uciekł przed dłonią Jurka, która chciała go do siebie
przyciągnąć z powrotem. Wstał i przeciągnął się, a Jerzy śledził go uważnie
wzrokiem. Uwielbiał jego ciało, zwłaszcza po wczorajszym, kiedy miał okazje
oglądać je w pełnej okazałości. – A ty myślałeś już o swojej przyszłej
karierze?
– Rozważam kilka opcji.
– Tak?
– Ale to na razie dość odległe wyobrażenia… –
Zamyślił się.
– Zawsze możesz zostać
moim utrzymankiem – Nakonieczny rzucił z bezczelnym uśmiechem, a Jurek aż się zapowietrzył.
Wbił w niego oburzony wzrok.
– Nigdy bym się na to
nie zgodził. – Uniósł dumnie głowę i wbił w kochanka ostre spojrzenie. Pojedynkowali
się tak wzrokiem przez chwilę, aż w końcu Łukasz odpuścił, kręcąc głową.
– Niech ci będzie.
– Z nas dwóch to ty
bardziej pasowałbyś na mojego utrzymanka – sarknął, po czym wstał i podszedł do
kochanka. Ten jedynie uniósł kąciki ust, nieprzekonany co do trafności tych
słów. Wolał jednak więcej nie drażnić mężczyzny, bo chociaż uwielbiał się
droczyć, to nie chciał denerwować go na siłę. Pozwolił się objąć i przymknął
oczy, kiedy Jurek pocałował go w skroń. Zaraz jednak uchylił jedno oko i brodą
wskazał na stojące na gablotce zdjęcie.
– Twój bratanek będzie musiał się pogodzić z
myślą, że skradłem mu miejsce w tym najlepszym duecie. – Odwrócił się i
spojrzał na Jurka oceniająco. Gos odchrząknął, czując, że robi mu się głupio.
– To Janek – wytłumaczył,
nie chcąc żeby doszło między nimi do nieporozumień. – Mój przyjaciel. Na pewno
go niedługo poznasz… – mówił, a brew mężczyzny unosiła się coraz wyżej. –
Naprawdę, Łukasz? Chyba nie jesteś zazdrosny? – Zaśmiał się, obejmując go
mocniej. – Nie masz o co – zapewnił, pochylając się nad jego szyją. Pocałował
ją lekko, nie mogąc się nadziwić, że jest w stanie tak po prostu go trzymać i
całować, nie myśląc o tym, co przeżył…
– To dobrze – szepnął,
przymykając z przyjemności oczy. Podobało mu się, że Jurek staje się coraz
śmielszy w swoich gestach, znaczyło to bowiem, że coraz pewniej czuje się w
jego towarzystwie. – W takim razie z chęcią poznam twojego przyjaciela.
– Polubisz go –
zapewnił.
– Tak mówisz?
– Nie da się go nie
lubić – Jerzy uśmiechnął się, po czym
odwrócił kochanka w swoją stronę. Zrobił to szybko, a Łukasz zdecydowanie nie
przygotował się na taki obrót, tak samo jak i na całujące go usta… Nie znaczyło
to jednak, że pozwolił aby Jurek przejął kontrole nad sytuacją.
Reszta dnia aż do
wieczora minęła im podobnie. Spędzona na rozmowach, przekomarzaniach, wspólnych
posiłkach i dalszym badaniu ciał… Chociaż już nie tak intensywnym, Łukasz miał
litość dla Jurka, który nie dość, że miał zakwasy – zakwasy, cholera, naprawdę
musiał coś ze sobą zrobić – to jeszcze bolały go pewne nadwyrężone części
ciała, chociaż tego, zgodnie z obietnicą, wcale nie pokazywał. Nie miał powodów
do narzekania, a dzisiejszy dyskomfort był niczym w porównaniu do wczorajszego
wieczora.
Gdy zrobiło się ciemno
pojechali do mieszkania Łukasza, gdzie po godzinie Emilka przywiozła Grzesia.
Uśmiechnęła się na widok Jurka i powiedziała, że cieszy się, że go widzi, co
było tak miłe, że Gos miał ochotę ją uścisnąć. Powstrzymał się jednak. Zamiast
tego posłał jej szczery uśmiech i życzył dobrego wieczoru. Szykowała się jej
randka, tak powiedział mu Łukasz, dlatego Grześ wylądował z nimi.
Na początku był
nieśmiały. Chował się za nogami Łukasza, gdy ten rozpakowywał pakunki od Emilki
– kobieta zadbała, żeby nie byli głodni – lecz nie minęło długo aż,
podekscytowany wieczorem, zaczął zachowywać się coraz śmielej.
Siedzieli w salonie. Na
stole leżały różne pyszności, które skradali co jakiś czas z talerzy. Przez
oszkloną ścianę doskonale było widać całe niebo, więc szykował im się piękny
widok na noc, a salon Łukasza był na tyle wszechstronny, że Grześ miał
wystarczająco miejsca do biegania, co z chęcią wykorzystywał, bo jak już nabrał
śmiałości, to nie było siły, która by go zatrzymała. Przestawiał wszystko na
stole i na meblach, skakał i pytał, czemu są tacy drętwi, przecież to sylwester. Do tej pory grali w
skojarzenia i w kalambury, chociaż to Grześ wymyślał dla nich zagadki. Nie szło
im najlepiej z odgadywaniem, bo chłopiec okazał się bardzo kreatywny, a ich
ograniczone, dorosłe głowy nie były w stanie odgadywać niektórych haseł. To nie
przeszkadzało chłopcu kontynuować wymyślania jeszcze bardziej wymagających
zagadek. Grali dalej, a humor chłopca udzielał im się z każdą chwilą. Czas do
północy przeleciał im w mgnieniu oka. Grześ błagał Łukasza, tarzając się po
podłodze i ciągnąc go za nogawki, żeby wyszli na dwór i na świeżym powietrzu
pooglądali petardy, ale Łukasz był nieugięty i cały czas odwodził chłopca od
tego pomysłu. Dopiero argument, że mama wlepi mu szlaban na niego podziałał,
ale tylko na chwile, za minutę bowiem chłopiec zmienił taktykę i zaczął błagać
Jerzego.
– To może ty mnie
zabierzesz na dwór, proszę, proszę, proszę, proszę – trajkotał, dezorientując
Gosa. Jak on miał mu odmówić?
– Grzesiek! – Łukasz
łypnął na niego groźnie – Jeszcze słowo a obiecuję, że zamknę na ci buzię na
kłódkę.
– Nie zrobisz tego!
– Nie? – Łukasz
spojrzał na niego rozbawiony, po czym dopadł do niego w dwóch krokach i złapał
go za ramiona. Chłopiec wyrwał się, chichocząc wściekle, ale nie dał rady i był
skazany na porażkę. Łukasz trzymał go mocno jedną ręką, a drugą udawał, że
majstruje przy jego buzi.
Grześ chichotał,
odpychając mężczyznę drobnymi kończynami.
– Ale Łukasz…!
– No co?
– Nie możesz! – Ledwo
mógł złapać oddech.
– Ja nie mogę? –
Nakonieczny uniósł brwi, po czym zasłonił Grzesiowi usta otwartą dłonią. – To
ty nie możesz. Mówić nie możesz! –
zaśmiał się bezlitośnie, przekręcając drugą ręką niewidzialną kłódkę. Grześ
wytrzeszczył na niego oczy, niedowierzając, że Łukasz to zrobił, ale…
Nie odezwał się.
Z zamkniętą na kłódkę
buzią, patrzył na mężczyznę z niedowierzaniem, zresztą tak samo jak Jurek.
Łukasz również na niego zerknął, zadowolony, że będą mieli chwilę ciszy – przynajmniej
dopóki Grzesiowi nie znudzi się zabawa –
i podniósł się z kucek. Grześ zmarszczył jasne brwi i odetchnął ciężko przez
nos. Klapnął na pośladki tuż naprzeciwko okna i wyraźnie zaangażowany, żeby nie
uchylić ust nawet przy oddychaniu, oparł czoło o szybę.
Łukasz spojrzał na
niego miękko, po czym chwytając Gosa za ramię, wycofał się z nim do kuchni.
– Jestem pod wrażeniem
– wyznał Jerzy, nie mogąc oderwać wzroku od towarzysza. Kochanek uśmiechnął się
szeroko, podchodząc do szafki. Wyciągnął z niej szampana. Północ miała wybić za
niespełna kilka minut.
– Lata praktyki –
wyjawił, podając Jurkowi butelkę. Gos zerknął na nią powierzchownie, bardziej
zainteresowany towarzyszem niż alkoholem, ale nawet wtedy wyłapał, że trzyma w
dłoni dziecięcego szampana. Uśmiechnął się półgębkiem. – Mam nadzieję, że Grześ
nie przeszkadza ci za bardzo?
– Wcale mi nie
przeszkadza – odparł bez cienia zawahania, powodując tym samym, że wzrok
Łukasza omiótł ciepło jego twarz. Przystanął przy nim i, zerkając w stronę
drzwi, pocałował go krótko. Nie mogli
pozwolić sobie na więcej dlatego odsunęli się od siebie z niewypowiedzianym
zawodem.
– Wracajmy, zaraz
odliczanie… – powiedział Jurek. Łukasz zgodził się skinieniem głowy, ale zanim
wyszedł, wyjął trzy wąskie szklanki. Tak przygotowani powrócili do salonu, a
chłopiec, gdy tylko ich zobaczył w odbiciu szyby, podniósł się podekscytowany i
doskoczył w podskokach do Łukasza. Podskakiwał tak i podskakiwał, wydając z
siebie mruczące odgłosy, aż w końcu Łukasz się nad nim pochylił i otworzył
niewidzialną kłódkę. Grześ sapnął głośno z ulgą, posyłając mężczyźnie rozeźlone
spojrzenie.
– Już puszczają
petardy!
– Bo są niecierpliwi.
– To tak jak ja!
– Jeszcze minuta.
– Tylko minuta?! –
Dziecko pisnęło rozdygotane i z powrotem wlepiło nos w okno. Jurek uśmiechnął
się, czując ciepło w okolicy serca. Cieszył się, że tu był i mógł wejść do
świata Łukasza. Że mężczyzna pomimo ich przeszłości i problemów Jurka mu na to
pozwolił…
Nowy Rok nie mógł
przywitać go lepiej. Pocałunkiem, ciepłem drugiego ciała, słońcem na twarzy i
idealnym samopoczuciem. Tak, Jurek był pewien, że w przeciwieństwie do
poprzednika, rok dwa tysiące siedemnasty będzie rokiem stabilizacji. Dobrym
czasem na nowy początek i świeży start zarówno w związku jak i życiu zawodowym…
Z takim nastawieniem
wrócił do domu. Był już wczesny wieczór, gdy otwierał drzwi do klatki.
Nieszczęśliwie upadły mu klucze i huk
odbił się echem po ścianach. Schylił się bez zastanowienia i je podniósł. Już
zaczął się wspinać po schodach, gdy usłyszał za sobą naprędce otwierane drzwi. Odwrócił
się z uśmiechem.
– Janek! – Ucieszył się
i zszedł z półpiętra. Chłopak wyszczerzył się do niego i uścisnął go krótko,
gdy stanęli na swojej wysokości.
– Zaskoczony? –
Czyżewski posłał mu roziskrzone spojrzenie.
– Trochę. Nie
spodziewałem się ciebie tak wcześnie po sylwestrze. Nie masz kaca?
– Jurek – chłopak
rzucił zbolałym tonem – za kogo ty mnie masz? Trochę wypiłem, to jasne, ale nie
schlałem się jak jakaś świnia, tak? Czuję się świetnie! – wytłumaczył
gestykulując dłońmi. – A ty? Zaskakująco
dobrze wyglądasz – pochwalił go, poprawiając mu poły płaszcza.
– Nie wiem, czy brać to
za komplement, czy wręcz przeciwnie – odparł cynicznie i zaczął wspinać się po
schodach, pewien że Janek podrepcze tuż za nim. Miał rację, chłopak z
entuzjazmem pokonywał kolejne stopnie, przesuwając dłonią po barierce.
– No pewnie, że za
komplement! Chociaż może… Nie wyraziłem się zbyt fortunnie – przyznał, drapiąc
się po głowie. Chwilę później obaj byli już w salonie.
– Standardowy zestaw? Biała herbata i jakieś
ciastka? – zapytał, patrząc na chłopaka, który zatopił się w żółtym fotelu z
anielska miną.
– Znasz mnie zbyt
dobrze, Jurek. – Westchnął zadowolony, z chęcią przystając na propozycje
mężczyzny. Gos tego nie skomentował, chociaż ucieszył się. Tęsknił za widokiem
Czyżewskiego w swoim fotelu i za jego radosną paplaniną, która czasami go
irytowała a czasami rozbawiała do łez. Bez słowa skargi przygotował więc
Jankowi białą herbatę. Dla siebie zrobił czarną z sokiem malinowym i cytryną.
Na biały spodek wyłożył ciastka owsiane oblane czekoladą, które kupił na
ostatnich większych zakupach i tak przygotowany wrócił do gościa. Usiadł w
fotelu obok.
– Ale się uśmiechasz –
Janek nie mógł odciągnąć wzroku od pogodnej, zrelaksowanej twarzy mężczyzny i
przypatrywał mu się uważnie. Jurek zmarszczył delikatnie brwi, ale wciąż jego
kąciki ust zostawały w górze. – Widzę, że coś się podziało, kiedy mnie nie
było. – Wyszczerzył się pochylając się bliżej Jurka. Blond włosy z
charakterystycznymi, niebieskimi końcówkami opadły mu na policzki. Dopiero
teraz Jerzy zwrócił uwagę, że od kiedy się poznali włosy chłopaka znacznie
urosły. Westchnął ciężko. – Nie, czekaj, czekaj! Sam zgadnę! – O ile to możliwe
jego uśmiech stał się jeszcze szerszy i teraz odsłaniał niemalże całe uzębienie.
– Zaliczyłeś szefa? – Wypalił, wychylając się tak mocno zza podłokietnika
fotela, że niewiele brakowało aby z niego wypadł.
Jurek zakrztusił się
herbatą i posłał Jankowi mordercze spojrzenie. Chłopak uniósł obronnie dłonie.
– Okej, żadnego zal… –
Już miał powtórzyć to samo, co ostatnio, ale Jurek mu przerwał.
– Och, przymknij się
już.
Więc Janek się
przymknął. Nie na długo co prawda. Temat szefa ucichł, chociaż właściwie Jerzy
nawet chciał oznajmić Jankowi, skoro nie mógł nikomu innemu, że faktycznie było
coś między nim a Łukaszem. Coś poważniejszego. Temat jednak zszedł na inne tory
i nie nic nie zapowiadało, by mieli wrócić do wątku miłosnych podbojów Gosa.
Nie wadziło to Jerzemu jakoś bardzo. Przyjemnie mu się słuchało o rodzinie
Janka, jego licznym rodzeństwie i życiu na wsi, które dla niego było niemalże
abstrakcyjne, ale przy tym też inspirujące.
Tak upłynął im czas
przy herbacie i ciastkach, potem Janek zaproponował spacer. Jerzy nie miał
powodów, by się nie zgadzać. Przebrał się i odświeżył, by po chwili wybrać się
z chłopakiem na wędrówkę po znanych mu ulicach. Spacerowali długo w mrozie,
robiąc kilometr za kilometrem, aż pomarzły im nosy i palce, a z nieba zaczął
padać śnieg.
Popatrzyli na niego
zaskoczeni i zaśmiali się.
– Ten świat to jednak
złośliwy jest. Nie ma śniegu na święta, nie ma na sylwestra, ale trudno, teraz
będzie pewnie sypał do marca! – Janek wystawił dłoń pozwalając śnieżynce
rozpuścić się na dłoni.
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzam. Mówię
ci, tak będzie.
– Nie jesteś
jasnowidzem, nie możesz tego wiedzieć.
– No nie mogę, ale
różne rzeczy się dzieją. Lepszy śnieg w marcu, niż jakaś epidemia, nie? – Jurek
pokręcił głową z politowaniem i pociągnął chłopaka w drogę powrotną. Nie miał
pojęcia, skąd Janek brał wszystkie pomysł i chyba nawet nie chciał wiedzieć.
Powrót zajął im
półtorej godziny, podczas których obaj zdążyli porządnie odmrozić sobie tyłki.
Janek szczękał zębami, przeklinając pod nosem swój głupi pomysł, a Jurek
rozgrzewał ręce pocierając jedną o drugą już od pół godziny. Na dworze zrobiło
się jasno od puchu, który zaczął wszystko zasypywać, czyniąc tym samym świat o
wiele piękniejszym.
W końcu udało im się
wrócić do kamienicy i pomimo malowniczej panoramy miasta, obaj ucieszyli się,
kiedy poczuli ciepło na swoich twarzach. Myśl, że zaraz rozgrzeją się czymś gorącym
również sprawiła, że ich usta wygięły się w uśmiechu. Janek nawet się nie
zastanawiał, czy wrócić do siebie – pewnym krokiem zaczął wspinać się za
Jurkiem, na co Gos się uśmiechnął. Wcale nie miał dość przyjaciela, zresztą
wciąż liczył na to, że uda mu się powiedzieć o Łukaszu i sprawić, że to
wszystko, co między nimi było, stało się bardziej realne i akceptowane nie
tylko przez nich dwóch.
Skostniałymi palcami
zaczął niezgrabnie wkładać klucz do zamka. Przez chwilę nie zorientował się, że
coś jest nie tak, ale kiedy klucz nie chciał się przekręcić po raz drugi, pchnął
drzwi, a te otworzyły się bezdźwięcznie. Jerzy zamrugał, zastanawiając się
gorączkowo, czy istniała możliwość, że nie zamknął drzwi, gdy wychodzili, ale
nie mógł sobie przypomnieć. Niepewnie przekroczył próg, a kiedy zobaczył
światło dobiegające z salonu, gula stanęła mu w gardle.
Nigdy nie zostawiał
włączonego światła ani niezamkniętych drzwi.
Z sercem, które biło
tak mocno, że echem odbijało mu się aż w uszach, zrobił niepewny krok w przód.
Janek zastygł za nim, nie poruszając się ani o milimetr. Cały się nastroszył. Jurek
zerknął na niego krótko, bojąc się jak cholera. Napięcie między nimi nagle
stało się namacalne. Jeszcze chwilę temu drżący z zimna, teraz drżeli z nerwów,
a pot oblewał ich karki.
Setka myśli
przelatywała Jurkowi przez głowę, w tym prawie każda jedna sprzeczna. Coś
kazało mu się wycofać, coś kazało mu iść na przód. Coś kazało mu czym prędzej
zadzwonić na policję, podczas gdy coś innego podpowiadało mu, że tylko ojciec
mógł tu wejść tak bezkarnie i niepostrzeżenie, gdyż tylko on posiadał komplet
zapasowych kluczy.
Ta myśl go uspokoiła. Niemalże
się zaśmiał. Cholera! Najadł się tyle stresu, tylko dlatego, że ojciec
postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę? Napięcie i stres w jednej chwili
z niego zeszyły zastąpione chwilowym wzburzeniem i złością na ojca. Jego kroki
stały się pewniejsze a on już prawie wychylił się zza ściany, gdy dopadł do
niego Janek i złapał go za rękę. Pociągnął go z siłą, o jaką by go nie
posądzał, niemalże wyrywając mu rękę ze stawu i w tym samym czasie drzwi
trzasnęły z hukiem od przeciągu.
Zarówno Jerzy jak i
Janek podskoczyli, a ich serca znowu podeszły do gardeł. Szok nie trwał długo w
przypadku Czyżewskiego. Chłopak czym szybciej złapał za klamkę, by odblokować
drogę ucieczki i wybiec na klatkę ciągnąc za sobą Jurka, ale wtedy światło
oświetliło ich sylwetki.
– Proszę, proszę. Dwa
szczury schwytane w pułapkę. – Jurka oblał zimny pot, kiedy usłyszał niski,
męski ton głosu. Nie znał go. To nie był Stanisław.
To nie był Stanisław,
pomyślał przerażony i oderwał spojrzenie od wciąż trzymającego go Janka. Miał
wrażenie, że świat zatrzymał się na chwilę, a on utknął w strachu i niepewności
na zdecydowanie zbyt długo, nim napotkał spojrzeniem zimne, zielone oczy. Przeszły
go dreszcze. Janek uścisnął go mocno, dłoń miał mokrą od potu.
Przed nimi stał
mężczyzna i wpatrywał się w nich jak w robaki. Jurek już wiedział, że zapamięta
ten wzrok na długo. Oceniający, kpiący, pałający nienawiścią… Skupiony na nim
tylko na sekundę, by po chwili przenieść się pół metra dalej i zatrzymać na
twarzy połowicznie schowanego za Jurkiem chłopaka.
– Janek. – Wzrok
mężczyzny złagodniał. – W końcu cię znalazłem – powiedział, a w jego oczach
błysnęło coś niebezpiecznego. Czyżewski z wolna puścił trzymaną klamkę. Uniósł
głowę i starając się to zrobić niezauważalnie, wypuścił dłoń Jerzego z uścisku.
Mężczyźnie wcale to nie umknęło, co odbiło się spięciem mięśni na jego twarzy.
Jerzemu piszczało w
uszach. Nie rozumiał, co się działo. Spojrzał na Janka, który stał się nagle
inną osobą, a potem na obcego mężczyznę, który śmiał włamać się do jego domu i
jednym zdaniem mieć ich w garści.
– Długo ci to zajęło. –
Ton Janka był kpiący.
Facet uśmiechnął się, lecz
uśmiech ten miał niewiele wspólnego z radością. Dużo więcej miał z politowania.
– Dobrze się przede mną
chowałeś – odpowiedział, a coś w jego głosie
sprawiało, że nogi Jerzego drżały. Gos nie był w stanie się poruszyć ani
odezwać, tym bardziej kiedy poczuł na sobie przeszywające spojrzenie. – Widzę,
że zaaklimatyzowałeś się. Stara taktyka wciąż działa, co? – zakpił, z powrotem
przeskakując spojrzeniem na Janka.
Ten tylko uniósł wyżej
brodę. Też nie poruszył się ani o milimetr. Jedynie rozglądał się intensywnie jakby
miało mu to pomóc znaleźć sposób, jak wydostać się z tej sytuacji. Niestety,
drogę mieli zablokowaną, chociaż Jerzy zaczął powoli opracowywać plan, który
przebijał się przez strach i nerwy. Było ich dwóch, mieli więc przewagę nad
mężczyzną, nawet pomimo jego szerokich barków i muskularnych ramion, skrytych
za czarną marynarką. Mogliby go powalić, a wtedy uciec i zadzwonić na policję,
by zgarnęli tego obłąkanego człowieka…
– Co tak stoicie?
Wejdźcie. – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i jakby czytając Gosowi w myślach,
włożył dłoń pod marynarkę. Położył ją na biodrze, odsłaniając kaburę. Broń przyciągnęła wzrok Jerzego tylko na
chwilę i chwila ta wystarczyła, by kompletnie go przerazić. Serce znowu zaczęło
mu walić jak dzwon, krew pulsowała w żyłach, a dłonie drżały, gdy Janek
popychał go w głąb salonu. To nie mogło dziać się naprawdę, nie mogło…
Musiał stąd uciec! Całe
jego ciało dawało mu znaki, by uciekać, już, teraz, w tym momencie, jednak
Janek pchał go dalej, aż stanęli w progu salonu. A tam jak gdyby była to
najbardziej normalna sytuacja pod słońcem na zielonym fotelu siedziała Alicja,
popijając whisky. Patrzyła na nich z przyjemnością, chłonąc cały strach Jurka,
który drżał już zauważalnie i zanurzając wargi w bursztynowym trunku,
uśmiechnęła się zwycięsko. Nogę miała założoną na nogę, stopą podrygiwała w
rytm puszczonej cicho muzyki i odchyliła z przyjemnością głowę, spoglądając na
nich spod rzęs.
– A więc tak mnie
znalazłeś. – Czyżewski spojrzał na Alicję z nienawiścią, po czym odwrócił się
błyskawicznie, by mieć mężczyznę za nimi na oku. Jurek również na niego
spojrzał, nie wiedząc, co się tu działo.
Nie rozumiał. W głowie
mu huczało. Nie wiedział, co robiła tutaj Alicja i ten mężczyzna… Nie rozumiał
dlaczego rozmawiał z Jankiem jakby się dobrze znali i dlaczego Janek nie trząsł
się ze strachu teraz, podczas gdy czasami potrafił wystraszyć się byle
błahostki.
– Trochę pomogłam –
Alicja zmrużyła oczy i wstała z gracją. Długa lejąca sukienka zafalowała i
oblepiła jej szczupłe ciało, pokazując dokładnie strukturę skóry i
rozmieszczenie kości. Poruszała się jak kot, zwinnie i zgrabnie, aż znalazła
się przy Jurku. Gos wzdrygnął się, gdy położyła lodowate dłonie na jego
ramieniu, by zaraz potem oprzeć na nich brodę i szepnąć mu prosto do ucha:
– Ze mną się nie
zadziera.
Wszyscy doskonale ją
usłyszeli.
– Odczep się od niego!
– Janek doskoczył w dwóch krokach do Jerzego i odciągnął nic nierozumiejącego Gosa
o krok.
Obcy mężczyzna
popatrzył na Janka i zaśmiał się sucho.
– Urocze. Ale możesz
już przestać udawać. – Alicja zmrużyła oczy, obeszła ich i przystanęła tuż przy
nim. Teraz we dwójkę blokowali im dojście do drzwi. – Dobrze wiemy, że zależy ci tylko na własnej
skórze. Chyba że ten twój Jerzy to wyjątek? – zapytał. Tym razem to on zbliżył
się do Janka z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Gos nie mógł się zdobyć
na podobny gest i pociągnąć Janka, by ochronić go przed tym mężczyzną. Nie
potrafił się ruszyć. Janek jednak nie wydawał się przerażony. Gdyby nie to, że
z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory, mógłby udawać, że wcale nie
przytłacza go sytuacja – co zresztą i tak starał się robić.
Mężczyzna przystanął
kilka centymetrów przed Czyżewskim. Górował nad nim, był wyższy o głowę i
zdecydowanie bardziej muskularny. Równie dobrze mógł mieć trzydzieści albo
czterdzieści lat, Jerzy nie potrafił stwierdzić.
– Co, Janek? Chyba mi
nie powiesz, że ten człowiek coś dla ciebie znaczy? – szepnął i chwycił brodę
chłopaka. Patrzył mu w oczy, aż w końcu Czyżewski wyrwał się i cofnął
gwałtownie, nie wytrzymując intensywności spojrzenia.
– Nie – warknął. Nawet
nie drgnęła mu przy tym powieka. Jerzy zamrugał. – Dobrze mnie znasz. Przekonałeś
się w końcu na własnej skórze, że dbam tylko o siebie.
Mężczyzna zaśmiał się.
– Tyle czasu minęło, a
ty nic się nie zmieniłeś. Nawet ten twój cięty język, chociaż myślałem, że lata
uciekania nauczą cię pokory.
– Nauczyły czegoś
innego – warczał, coraz bardziej rozgniewany aniżeli przerażony. Obrzucił
Alicję lodowatym spojrzeniem, obcego Jurkowi mężczyznę ominął i spojrzał na
Gosa z czymś dziwnym do odczytania. Nie trwało to jednak długo, zaledwie
sekundę nim odwrócił wzrok. Jerzy nie rozumiał go kompletnie, a w głowie wciąż
odbijały mu się słowa, które przed chwilą padły.
Analizował je i
analizował, i błagał w myślach, żeby było to kłamstwo.
– Jak? – Janek przerwał
chwilową ciszę, wbijając wzrok w Alicję. Kobieta zaśmiała się chłodno, dłoń
położyła na ramieniu faceta i oparła się na nim.
– Nie tak wcale trudno
– odpowiedziała dźwięcznie. Czarne loki opadły jej na twarz, gdy pochyliła się
do przodu. – Wystarczył dobry orgazm, żeby Sandra wygadała się ze wszystkiego,
co wie.
– To głupie, pokazywać
się otwarcie z kimś, z kim się mieszka – wtrącił mężczyzna, spoglądając
ponownie na Gosa. Tym razem przyglądał mu się oceniająco. Bez wcześniejszego
gniewu, jakby uspokoił się, że ma Janka w garści.
O co tu chodziło? Jurek
powoli, widząc, że sytuacja jest w miarę stabilna, oddał mu takie samo
spojrzenie. Chciał zapamiętać go jak najlepiej, zapamiętać każdą rysę jego
twarzy, by potem móc bez problemu zrobić rysopis i przekazać go w ręce policji.
– Też się tego nie
spodziewałam. Ale kiedy to już stało się jasne… Cóż za zbieg okoliczności –
zaśmiała się lekko. – Doskonale wiedziałam, gdzie się ukrywasz. – Posłała
Jurkowi rozbawione spojrzenie, a ten spiął się cały. W jeden moment wspomnienia
z ich wspólnej nocy uderzyły w niego i sprawiły, że oblał się zimnym potem. Nie
chciał tego pamiętać!
Boże, co tu się
działo?!
Janek wyprostował się.
Powoli zaczęło do niego dochodzić, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł.
Mimo to kontynuował rozmowę, grając na czas.
– Zdradziłaś swojego
brata – powiedział kierując rozeźlone spojrzenie na kobietę.
– Ach, mój kochany brat.
– Westchnęła z uśmiechem, po czym pokręciła głową. – Powiedzmy, że ostatnio
strasznie mi wadził. Wchodził w interesy, krył was… Zrobił się nudny. A ja nie
lubię nudy. Ani odmów – dodała już chłodniej, postępując krok na przód.
Wyglądała jak rzeźba, zbyt idealna, zbyt proporcjonalna i piękna, a przy tym
zupełnie tak jak rzeźba, pozbawiona uczuć.
– Swoją drogą jestem
pod wrażeniem. Zawsze umiałeś się wkraść się w łaski odpowiednich ludzi, co
Janek? – Mężczyzna już nie wiercił Jerzego wzrokiem. Zamiast tego znowu skupił
się na Czyżewskim. – Szkoda tylko, że robienie sobie wrogów wychodzi ci równie
łatwo – mruknął, spoglądając na Alicję. Ta uśmiechnęła się z wyższością. – A teraz pakuj się – nakazał, wbijając w niego
zimny wzrok. Janek cofnął się o krok. – Wyjdź stąd, zejdź grzecznie na dół, weź
najpotrzebniejsze rzeczy, a potem wróć. Tylko spróbuj jakiś sztuczek, a twój
przyjaciel straci trochę krwi. Może nawet całkiem sporo, jeżeli zajmie ci to
dłużej niż powinno – warknął, mrużąc oczy. Serce Jurkowi zaczęło bić w
szaleńczym tempie. Panicznym wzrokiem jeszcze raz obrzucił sylwetkę mężczyzny,
a także miejsce w którym schowana była broń. Potem jednak posłał nierozumne
spojrzenie Jankowi, który ruszył do przodu. Był wyraźnie spięty, ale kroki miał
pewne.
– Alicjo, moja droga,
gdybyś mogła iść z nim… Nie ufam mu wystarczająco, by mieć pewność, że nie
zdecyduje się wyskoczyć przez któreś okno. Pokręcił głową. Janek prychnął,
wymijając go, a kobieta skinęła lekko głową. Zgrabnie ruszyła za Jankiem,
wbijając w jego plecy palące spojrzenie. Napawała się swoim zwycięstwem, a po
chwili zniknęła za drzwiami wyjściowymi razem z Czyżewskim.
Jerzy został sam na sam
z tym mężczyzną, który przerażał go i sprawiał, że dłonie mu drżały, a oddech
miał płytki. Powoli zaczynał mieć wyobrażenie całej sytuacji, ale wciąż huczało
mu w głowie. Było tyle niewiadomych i… Janek.
Nie rozumiał.
– Usiądź – usłyszał i
drgnął, kiedy mężczyzna ruszył do przodu.
Odetchnął, dłonie
zacisnął w pięści i zaraz je rozluźnił, po czym idąc w ślad za facetem, usiadł
naprzeciwko niego. Wciąż był oszołomiony, ale miał w sobie co raz więcej gniewu
i złości. Jak ci ludzie śmieli wkradać się do jego życia i wywracać je do góry
nogami w jeden moment?! I o co, do cholery, chodziło z Jankiem? W jakie kłopoty
się wpakował? Sądząc po całej tej sytuacji w ogromne… Były to jednak kłopoty o
których chłopak nigdy mu nie wspomniał, a ciągnęły się za nim latami.
Nie, Jurek nie mógł o
tym myśleć. Nie chciał niewiadomych. On musiał wiedzieć.
– Nie rozumiem. Co tu
się do cholery dzieje?
Facet wbił w niego
oceniające spojrzenie.
– Właściwie to nawet mi
ciebie szkoda. – Westchnął, sięgając po szklankę z niedopitą przez Alicję
whisky. Uniósł ją do ust i zrobił gest toastu, po czym napił się odrobinę. Gos
cały się spiął. – Można powiedzieć, że coś nas łączy – kontynuował, przenosząc wzrok
na bursztynowy trunek. Zatopił w nim spojrzenie. – Janek nas obu owinął sobie
wokół palca, ha? – mruknął, ponownie popijając alkohol.
Jerzy wyprostował się
na kanapie.
– Widzisz… Nie wiem
jakie bajki wcisnął tobie, podejrzewam, że całkiem podobne do tych, które
wciskał mnie, ale właśnie… To wszystko bajki. – Rozłożył ręce. Włosy miał
kasztanowe, zaczesane schludnie do tyłu, szczękę szeroką, a twarz pociągłą z
wyraźnymi kościami policzkowymi.
– Wciąż nie rozumiem –
szepnął, mając w głowie mętlik. – Kim jesteś?
– To nie jest ważne. Im
mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie, uwierz. Wydajesz się… Takim zwykłym,
przeciętnym człowiekiem. – Zmarszczył brwi. – Wiem już o tobie trochę, Jerzy i
dziwię się, jakim sposobem wplątałeś się w to wszystko, ale podejrzewam, że nie
miałeś za bardzo wyjścia. Na dodatek podpadłeś Alicji do tego stopnia, że zdradziła
własnego brata… Straszna z niej suka – warknął, chociaż jeszcze chwilę temu
zwrócił się do niej z największym szacunkiem.
Jerzy znowu zaczął się
pocić na myśl, że wpakował się w coś, co zdecydowanie go przerastało. Dęba,
Alicja, ten facet… Janek. Janek był tutaj wspólnym mianownikiem, a to
przerażało i raniło Jurka bardziej niż cokolwiek innego. Nawet ta broń, która
gotowa pewnie byłaby odebrać mu życie, nie robiła na nim takiego wrażenia, co
myśl, że Janek był oszustem.
– Jak już tak rozmawiamy,
to zdradzę ci, że Janek nie mógł zrobić lepiej, kryjąc się pod skrzydłami
Dębskiego. Nie za bardzo za sobą przepadamy, ale staramy się nie wchodzić sobie
w interesy, dlatego przez ostatnie miesiące żył sobie wyjątkowo spokojnie.
Zrobił się mniej uważny. Chociaż w jego przypadku to nigdy nie była mocna
strona. – Pokręcił głową. – Na pewno cię to wszystko przytłacza. Wydaje ci się,
że zły koleś włamał ci się do mieszkania z bronią, grozi tobie i nie wiadomo co
chce zrobić takiemu kochanemu chłopakowi, jak Janek… Cóż, to poniekąd prawda. –
Uśmiechnął się rozbawiony. – Ale już chyba cię nie zdziwi, jak powiem, że to
właśnie on jest wszystkiemu winien.
– To nie jest prawda.
On nie jest…
– Jaki? – Przerwał mu
szybko, mrużąc oczy. – Fałszywy? Muszę cię rozczarować. Janek zrobi wszystko,
byleby tylko dobrze na tym wyjść. Jestem ciekawy, jakiego Janka ty poznałeś? Mój
pochodził z Zielonej Góry i uciekał przed patologiczną rodziną. Schronienia
szukał w Warszawie. Był bardzo wiarygodny w tym wszystkim. Na dodatek był taki
kochany. Słodki dzieciak. Rozgadany, roztrzepany, towarzyski… Pewnie cię to nie
zdziwi, ale zakochałem się w nim jak jeszcze nigdy. Jak to mówią, miłość jest
ślepa, a Janek był bardzo młody, więc trwało to kilka lat. Potem jednak
zacząłem zauważać różne… Nieścisłości – zamyślił się. – Diabeł tkwi w
szczegółach i w tym przypadku to była prawda. Zaczął gubić się we własnych
kłamstwach. Wszystko miał opracowane do perfekcji tyle że powierzchownie. Kiedy
zapytałem go o jedną z główną ulic w Zielonej Górze nie miał pojęcia, o czym
mówiłem. Kiedy zapytałem do jakiej podstawówki chodził, temat zaraz ucichł, by
za kilka godzin powrócić już ze wszystkimi ustalonymi szczegółami… Więc,
jakiego Janka ty poznałeś?
Jerzy patrzył na niego
pusto. Serce biło mu w piersi jak dzwon, kark oblał zimny pot. To nie mogła być
prawda. Nie, nie mogła…
A jednocześnie w
słowach faceta Jurek potrafił odnaleźć podobieństwa do własnej sytuacji. Oddech
mu przyśpieszył. Nieświadomie zaczął kręcić głową, chcąc wyprzeć wszystkie
wiadomości z głowy.
– Przykro mi. – Facet
wstał, dopijając alkohol ze szklanki. – Wychodzi na to, że załatwił nas w ten
sam sposób. – Na klatce było słychać kroki. Chwilę później Janek wszedł przez drzwi.
Wyraz twarzy miał inny. Spojrzał na Jurka krótko, a widząc jego minę powiedział
na wejściu:
– To nie tak!
Jerzy utkwił w nim
wzrok. Nawet nie drgnął.
– Nie jak? – szepnął,
przypominając sobie niemalże każdą chwilę spędzoną z chłopakiem.
Janek pobladł jeszcze
bardziej. Spojrzał panicznie na Jurka, potem na tego mężczyznę, który uniósł
wysoko brew, ciekawy tłumaczeń Czyżewskiego.
Jerzy go nie poznawał.
Przez głowę przewijały mu się liczne wspomnienia, jedne z najlepszych jakie
miał. Chwile szczęścia, krótkie momenty radości, kiedy całe życie waliło mu się
na głowę… Wszystko to dzięki Jankowi. A wśród nich drobnostki, niszczące ten
obraz. Słowa, które teraz nabierały większego znaczenia i czyny, które składały
się na inny obraz chłopaka… Jak wtedy nad morzem, gdy bez zawahania pobił
faceta. Jego drobne kłamstwa, ciągłe ostrzeżenia i nadmierna ostrożność, kiedy
przychodziło do wyścigów…
I słowa Dęby, który go
ostrzegał. Cholera, ostrzegał go zarówno przed Alicją jak i Jankiem.
– Nie jak? – powtórzył
głośniej, postępując do przodu. Janek uniósł wzrok. Spojrzeli sobie w oczy i
było to niczym cios prosto w serce. – Powiedz, że wszystko, co mi o sobie
opowiadałeś było prawdą.
Janek milczał.
– Kim ty jesteś? –
Jerzy zapytał przerażony, kręcąc głową. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie
działo.
Jego Janek… Jego przyjaciel…
Świeczki stanęły mu w
oczach. Cisza była przytłaczająca, ale wymowna. Jerzy odwrócił się gwałtownie i
odszedł kilka kroków. Cały się trząsł.
– Wyjdź. – Głos
Janka brzmiał pusto i obco.
– Myślę, że nie masz
żadnego prawa mówić mi, co mam robić.
– Proszę – chłopak wycisnął
przez zaciśnięte zęby.
Znowu cisza.
– Masz pięć minut, ale
jeżeli przejdzie ci choćby przez myśl, by mnie oszukać…
– Nie przejdzie! Wygrałeś.
– To przeszło Jankowi przez gardło jeszcze trudniej.
– Alicjo, dajmy im
chwile prywatności.
– Ja już dostałam co
chciałam – powiedziała donośnie, chociaż do Jerzego w ogóle to nie trafiało. Nic
go już nie obchodziło. Jak mogło…?
Wszystkie dobre chwile,
które ostatnio przeżył okazały się niczym więcej jak kłamstwem. Zwykłą ułudą, w
którą ślepo uwierzył i, na Boga, chciał wierzyć dalej! Oddałby wszystko, by móc
zmienić zakończenie tego dnia, ale wiedział, że już się nie dało. To czego się
dowiedział już zakorzeniło się w jego umyśle, podsycając wszystkie niepewności
i strach. Jak miał to udźwignąć? Janek dodał mu skrzydeł, kiedy upadał na dno.
Pokazał mu, że jest w nim coś dobrego, coś co dało się lubić. Pokazał mu jak ktoś
bliski jest w stanie rozświetlić jego życie będąc zaledwie albo aż
przyjacielem. Sprawił, że przyjaźń, której Jerzy nigdy nie uświadczył, stanęła
na równi z miłością, której tak desperacko szukał nie tam gdzie trzeba… Jak
widać, przyjaciela szukał też nie tam, gdzie trzeba.
Wszystko robił źle.
– Jerzy… – Janek
zbliżył się do niego stawiając niepewne kroki. Lekko położył dłoń na jego
ramieniu. Gos nawet nie drgnął. – Posłuchaj, to wszystko nie tak…
– Nie tak? – powtórzył
za nim pusto. – A jak to sobie wyobrażałeś, co? – zapytał, strącając dłoń ze
swojego ramienia. – No jak? – uniósł się, odwracając gwałtownie.
– Ja… – zaciął się. –
Nic z tego nie miało się wydarzyć! – syknął, zaciskając dłonie w pięści.
– I gdyby się nie
wydarzyło… Ciągle byś się bawił moim kosztem? Aż w końcu co? Zniknąłbyś bez
słowa?
– Nie wiem! Nie wiem,
okej? Chujowo wyszło. – Jurek roześmiał się gorzko.
– Wyjdź stąd.
– Posłuchaj…
– Wynoś się!
– Chce tylko żebyś
wiedział, że nie wszystko było kłamstwem! – Odetchnął świszcząco. Jerzy zaczął
kręcić głową.
– Świetnie! Będę miał lata,
by dociekać, co było kłamstwem, a co prawdą, a teraz wynoś się stąd raz na
zawsze! – Popchnął go za ramiona. Janek posłał mu rozżalone spojrzenie. Cofnął
się.
– Chciałbym, żeby to
wszystko potoczyło się inaczej… Bo może na początku nie miałem najczystszych
zamiarów. Szukałem czegoś desperacko, a ty trafiłeś się w tej taksówce i byłeś
strasznym bucem… Przepraszam! Ale to nieważne, bo to nie prawda. Jesteś…
– Naiwny. Cholernie
naiwny – szepnął, łapiąc się za głowę.
– …Dobrym człowiekiem,
a ja to wykorzystałem. Przepraszam. Wystarczyło kilka spotkań z tobą, abym
zmienił zdanie. Nie chciałem cię potraktować w ten sposób, ale nie mogłem już inaczej. Nie chciałem, żebyś
mnie wyrzucił. Polubiłem cię, Jurek! Wiedziałem, że jeżeli powiem ci prawdę, to
wszystko się skończy.
– Dokładnie tak jak
teraz się kończy! Wynoś się. – Popchnął go ponownie, zmuszając chłopaka do
ciągłego cofania. – Nie chcę wiedzieć, czy mnie polubiłeś czy nie. Nie chce
wiedzieć, kim jesteś, ani w co się wpakowałeś. Chcę jak najszybciej o tobie
zapomnieć, więc wynoś się – wrzasnął i popchnął go tak mocno, że Janek potknął
się i upadł ciężko na pośladki. Jurek zawahał się, zszokowany, że użył tyle
siły. Nie podał mu jednak ręki, a Janek w jednej chwili poderwał się na równe
nogi. Zmrużył wąskie, błękitne oczu i wyprostował się. Przez moment Jerzy zobaczył w jego spojrzeniu
zaciekłość, ale zgasła ona w chwili, kiedy chłopak przypomniał sobie, co czeka
go za drzwiami. Pokręcił głową.
– Żegnaj, Jurek. –
Chwycił za torbę i w jednej chwili wybiegł z mieszkania.
To był koniec. Cisza
zapadła niczym wyrok. Janka nie było. Odszedł burzliwie niczym huragan,
zostawiając po sobie tylko zgliszcza. Jerzy rozejrzał się zdezorientowany.
Spojrzał na swój salon, na pustą szklankę, stanowiącą dowód, że to, co przed
chwilą widział nie było tylko wytworem jego wyobraźni i na drzwi, za którymi
zniknął jego przyjaciel.
Jego przyjaciel…
Jak pięknie to
brzmiało. Jak kusząco. I nieprawdziwie.
Łapiąc drżące oddechy
podszedł do drzwi. Zamknął się dokładnie, chociaż nie miał nawet nadziei, że
był tu bezpieczny. Nie był.
Pierwsze łzy zaczęły
cieknąć mu po policzkach. Ścierał je gniewnie dłońmi, ale te nie przestawały
lecieć. Żłobiły ścieżki na jego skórze, wpadały do ust i skapywały na szyję.
Ginęły w materiale, wsiąkając głęboko przez ubranie i przez skórę, aż docierały
do serca, gdzie rozbijały się z hukiem, raniąc je solą i zatruwając goryczą.
Serce pękało powoli.
Karmione wspomnieniami, radosnymi uśmiechami, ciepłymi spojrzeniami, które były
niczym więcej jak ułudą, rozpadało się na kawałki.
Jerzy osunął się powoli po drzwiach. Skulił
się. Dłońmi objął kolana, starając się zająć jak najmniej miejsca. Chciał
zniknąć.
***
Tylko mnie nie zabijajcie! Kiedyś musiało się to stać.
Wychodzi na to, że strasznie lubię tajemnice - najpierw Jurek, teraz Janek. Niektórzy z Was słusznie zauważyli, że Czyżewskiemu zdarzało się coś kręcić. No i fakt, mieliście rację. Chociaż pewnie nie myśleliście, że kłamstewka Janka mogą sięgnąć takiego kalibru...
Mam nadzieję, że będziecie dla mnie mimo wszystko łaskawi w ocenie. Wiem, jaką sympatią darzyliście (a może wciąż darzycie) Janka i ja, w trakcie opowiadania, również zdążyłam go polubić. Czyżewski w swojej roli jest niezwykle przekonujący. Przekonał do siebie nawet mnie, mimo że wiedziałam, że kiedyś przyjdzie moment, kiedy złamie Jurkowi serce...
Więc jestem dumna z tej postaci i uwielbiam ją, ale trochę jej nienawidzę. XD W końcu mogę to powiedzieć.
Jak widzicie dałam tu sobie duże pole do popisu jeżeli chodziłoby o ewentualne nowe opowiadanie. Ewentualne, bo nie wiem, czy będę chciała pisać o Janku i nie wiem, czy wy byście chcieli poznać jego historię, która, nie ukrywam, raczej nie należy do łatwych i przyjemnych, więc sama nie wiem czy będę się na nią porywać od razu.
Dajcie znak co myślicie. Czy teraz po tym wszystkim wciąż lubicie Janka i czy zauważyliście, że czasami zachowywał się podejrzanie? No i jest jeszcze Alicja... Gos naprawdę głupio zrobił, że ją lekceważył. Powinien być mądrzejszy w tej kwestii.
Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii co do tego rozdziału, którym, notabene, przekroczyłam kolosalny dla mnie próg 400 stron w Wordzie. Trochę już tu tego mamy. <3
Trzymajcie się ciepło i do następnego!
PS W końcu mogę zdradzić, że dziewczyna Janka faktycznie nie istniała. Fun fact: Janek dwa razy wymienił ją z imienia i dwa razy nazwał ją inaczej. Więc ten, szczegóły to naprawdę nie jest jego mocna strona xD
No muszę przyznać że jestem w szoku... Nawet mi przez myśl nie przeszło, że Janek może być tym złym... Co ja gadam - dalej to do mnie nie dociera. Kurcze - próbuję mu nawet znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Ja bardzo bym chciała poznać historię Janka. I bardzo bym chciała, żeby ta przyjaźń jeszcze dostała jakąś szansę. A tą wstrętną Alicję wytargałabym za kudły! I nakopała w tyłek! No zupełnie się nie spodziewałam takiego zwrotu akcji. Żal mi Jurka bardzo, Janka również, bo chyba jednak naprawdę polubił Gosa... Świetny rozdział :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńA więc jednak szok :D Cóż nie chciałabym tak kategoryzować na całkiem dobrych i złych, ale tak, Janek okazał się niezłym oszustem. Co do tych usprawiedliwień, może jakieś istnieją, chociaż myślę, że akurat nie mogą go wybielić w sprawie togo, co zrobił Jurkowi.
UsuńFajnie, że chciałabyś poznać historię Janka :) Ciągle o tym myślę, więc może coś z tego będzie.
A Alicję też bym wytargała i nakopała! Może jeszcze dostanie za swoje :v
Również dziękuję i pozdrawiam <3
Ja chciałabym tylko zauważyć, iż już jedna zbłąkana dusza, której historii także nie znamy a błąka się po fabułę już w drugim opowiadaniu także ma być może prawo do swojej historii?? Ja osobiście wolałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Kubie, bo oczywiście Jego mam tu na myśli��
UsuńSzczerze nie planowałam opowiadania o Kubie, ale nie wiem, czy się to kiedyś nie zmieni. Na razie jest to postać mocno epizodyczna i może jeszcze gdzieś się w jakimś epizodzie pojawi.
UsuńMimo wszystko dobrze wiedzieć, że jesteś takim opowiadaniem zainteresowana. Będę pamiętać :)
No bez jaj.... co tu się dzieje? Jak mogłaś pozbawić Jurka jednego, jedynego przyjaciela ( mimo wszystko dalej uważam, iż Janek pomijając wszystkie dodatkowe okoliczności naprawdę był dla Jerzego kimś kto spełniał się w roli przyjaciela), czy temu facetowi naprawdę nie należy się od życia więcej dobrego naraz- najpierw dostał Janka którego w swej samotności szybko zaadaptował na przyjaciela, póżniej gdy do swego życia wprowadził kolejną bardzo ważną dla siebie osobę a przyszłość zaczęła wydawać się coraz mniej samotna a On zaczął wierzyć iż jeszcze może być szczęśliwy... to Ty odwalasz mu taki numer, PO PROSTU nie masz dla niego litości... dostał parę szczęśliwych dni aby zaraz doznać tak bolesnego ciosu...
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi to z bólem. I również tak uważam. Gdyby cała ta sytuacja nie wyszła, chociaż wyszłaby prędzej czy później, to Janek był dla Gosa najlepszym przyjacielem. Tylko niestety nie robił tego bezinteresownie, a przynajmniej nie na początku, bo potem to właściwie nie wiadomo.
UsuńCiężko mówić mi o litości, kiedy tak po prostu sobie wymyśliłam opowiadanie. Cieszę się natomiast, że tak mocno kibicujecie Jurkowi i polubiliście go na tyle, by przeżywać razem z nim jego dramaty. Pewnie już to tu mówiłam, ale bardzo cenię emocje w opowiadaniach i sama chcę je wywoływać, a sądząc po reakcji mi się to udało...
Nie zapominajmy też, że przed Jurkiem jest jeszcze kawałek historii, która być może zmieni jego losy. :)
Hej podpinam się pod wyżej napisany post. No jak mogłaś.... Biedny Jerzy cały czas robisz mu pod górkę :'(. Jeżeli chodzi o Janka to jestem ciekawa jego historii i co spowodowało że wybrał taka taka życia i muszę przyznać że tak coś czułam że Janek kręci. Pozdrawiam w
OdpowiedzUsuńPowtórzę się i powiem, że wcale nie było mi łatwo to napisać, ale tak już po prostu miało być...
UsuńCieszę się, że wyczułaś, że Janek kręci. Trzeba mu przyznać, że wykreował się na taką osobowość, że ciężko było go o cokolwiek podejrzewać.
Również pozdrawiam!
Cześć!
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy, zanim zacząłem czytać ten rozdział, odruchowo zerknąłem na pierwszy komentarz (zazwyczaj tego nie robię); kiedy dowiedziałem się, że „Janek jest tym złym”, w mojej głowie pojawiły się o wiele gorsze scenariusze niż ten, który ostatecznie opisałaś w rozdziale.
Nie będę ściemniać - nie wstrząsnął mną ten rozdział. Od dawna można było podejrzewać, że Janek ma coś za uszami (bijatyka w barze, nielegalne wyścigi), dlatego właśnie nie czuję się jakoś szczególnie zaskoczony i dotknięty. Oczywiście nie zamierzam zaklinać rzeczywistości i wybielać zachowania Janka, bo myślę, że w kwestii jego perfidności i kłamstw wszyscy się zgadzamy. Niewątpliwie zachował się słabo, choć z drugiej strony nie wydaję mi się, żeby wszystko było grą. O ile na początku Janek faktycznie mógł nie mieć dobrych zamiarów, o tyle myślę, że jego uczucia do Jurka z czasem okazały się być prawdziwe. Nie sądzę, że troska, którą mogliśmy zauważyć i odczuć, była fałszywa (w końcu, na przykład, Janek ostrzegał Jurka przed Alicją i Danielem; i tak, mógł to robić, żeby się nie wsypać, ale szczerze w to wątpię). Podsumowując, moja sympatia do Janka zmalała w niewielkim stopniu - nie pochwalam bawienia się czyimś kosztem, z drugiej strony trzeba pamiętać jednak o tym, że nie wiemy, jakie motywy za tym stały, nie wiemy także, czy Janek nie chciał się do wszystkiego przyznać.
Jeśli chodzi o Jurka, to ma on prawo czuć się źle. Ma prawo oskarżać Janka o zdradę. Ma prawo być zły - każdy z nas zapewne byłby na jego miejscu. Ale z drugiej strony Janek bardzo mu pomógł - niezależnie od tego, czy jego intencje były szczerze, czy nie, to był on promykiem słońca, który pozwolił Gosowi wyjść z jego skorupy. Myślę więc, że z czasem, kiedy emocje opadną, Jurek zrozumie, że mimo wszystko relacja z Jankiem przyniosła mu wiele dobrego (nawet jeśli była oparta na kłamstwie). Wierzę także, Jurek będzie miał okazję poznać całą prawdę, bo na razie zna tylko kilka szczegółów.
Pozdrawiam!
Hej!
UsuńKurczę, no widzisz, nie ma co tak sobie spoilerować. Też mi się zdarza (chociaż rzadko) najpierw zajrzeć do komentarzy, ale zazwyczaj nie wychodzę na tym dobrze ^^'
Bardzo rozsądne podejście co do Janka. Na początku faktycznie nie życzył dobrze Jurkowi, raczej liczył na łatwe profity, ale później go polubił, co było widać. Jednak nie zmienia to faktu, że zachował się karygodnie i na miejscu Jurka też nie chciałabym takiego "przyjaciela", który dokleił się do mnie, by coś zyskać. Może gdyby Janek przynajmniej powiedział Jurkowi prawdę wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, ale tak... Czyżewski wypadł w najgorszym świetle i Jurek patrzy na razie tylko na to. Być może kiedyś nabierze dystansu, ale będzie musiało minąć dużo czasu.
Jeżeli chodzi o całą prawdę to wątpię żeby Jurek chciał dociekać wszystkiego, raczej wolałby to wyprzeć (hehe, w tym jest akurat najlepszy), ale coś jeszcze postaram się wyjaśnić przed zakończeniem opowiadania. :)