środa, 20 maja 2020

Zostań o poranku: Rozdział 31



Rozdział 31: Zdradzony

Obudził się zaniepokojony. Śniło mu się coś nieprzyjemnego, chociaż nie potrafił sobie tego przypomnieć. Rzadko miewał sny, a przynajmniej prawie nigdy ich nie pamiętał. Teraz jakieś obrazy przewijały mu się pod powiekami, ale szybko stały się mgliste, aż w końcu zniknęły w niepamięci. Przez chwilę trwał w bezruchu, pozwalając, by niepokój coraz mocniej się rozprzestrzeniał, aż poczuł promieniujące z boku ciepło. Charakterystyczne, kojące ciepło drugiego ciała. Niepokój zniknął. Wciąż zaspany Jurek uśmiechnął się lekko i otworzył oczy. Łukasz nie spał już od dłuższego czasu, widział to po jego trzeźwym spojrzeniu.
– Już się martwiłem, że się nie obudzisz – przywitał go takimi słowami. Jurek zmarszczył brwi i znosząc ciągnięcie w mięśniach, usiadł.
– Hm? – mruknął sennie.
– Petardy. Strzelają od rana. 
Gos zamrugał. Przetarł twarz dłonią i dopiero wtedy poczuł się odrobinę bardziej przytomnie. Zerknął na godzinę. Było chwilę po ósmej. Biorąc pod uwagę, o której się położyli przespał wiele godzin.
– Długo już nie śpisz?
– Kilka godzin – odparł. Jurek uniósł brew, przyglądając się ułożonym włosom i narzuconej na tors jasnej koszulce Łukasza.
– Dlaczego mnie nie obudziłeś? – spytał niezadowolony. Łukasz najprawdopodobniej nudził się od długiego czasu.

– Wątpię, żebym był w stanie, skoro nie obudził cię huk petard. Plus, chyba byłem ci to winny po tym, jak cię wymęczyłem – dodał zadowolony, pochylając się nad Jurkiem. – Jak się czujesz? – zapytał, po czym pocałował go lekko w policzek. Gosowi serce zabiło mocniej, zrobiło mu się cieplej.
– Będę udawał, że jestem w szczycie formy – odszepnął poważnie, wywołując tym samym ciche parskniecie. Uśmiechnął się, widząc dobry humor kochanka i wsunął palce w jego puchate włosy.
– Pierwsze noce bywają trudne.
Jurek zmarszczył brwi, przypominając sobie, że już to kiedyś słyszał.
– Powtarzasz się. – Spojrzał na niego miękko. Przesunął palcami po zmierzwionych włosach i zerknął w czekoladowe tęczówki.
Łukasz był tu. Został. I nic nie zapowiadało tego, by miał wychodzić. Czekał ich wspólny Sylwester i Nowy Rok, a może nawet znacznie, znacznie więcej...  
Jurek nie wybiegał jednak w przyszłość. Cieszył się tą chwilą, wspólnym lichym śniadaniem, które przyszło z cateringu i którym się podzielili, zjedzonym w salonie na kanapie.
  Myślałeś o tym, o czym wczoraj rozmawialiśmy? – zapytał ostrożnie, chcąc wybadać temat. Obawiał się, że ta rozmowa może zepsuć im humory, ale chciał wiedzieć na czym stoi.
– Mhm – Łukasz mruknął cicho, spoglądając na niego rozbawiony. – Miałem cały poranek na przemyślenia.
– Mogłeś mnie obudzić. – Oburzony ton Jurka wprawił Łukasza w jeszcze lepszy nastrój.
– Przyjemnie mi się na ciebie patrzyło – przyznał, opierając się na jego ramieniu. Policzki Jurka pokryły się lekkim rumieńcem. – Mm, tak jak teraz – szepnął i wychylił się, żeby pocałować Gosa w usta. – Taki zawstydzony, jak nie ty… – kontynuował, czerpiąc z tego niesamowitą satysfakcję.
Jerzy odsunął go od siebie stanowczo, chwytając go za ramiona.
– Wcale nie jestem zawstydzony – odpowiedział, unosząc wysoko brodę. To nic, że zaczerwienione policzki go zdradzały, nie miał zamiaru dawać kochankowi więcej satysfakcji.
– Oczywiście – Łukasz zgodził się z nim tylko dlatego, żeby go nie denerwować.
– I nie odbiegaj od tematu.
– Nie będę cię zatrzymywał na siłę.
– Nie? Żadnych wylanych kaw? – zapytał, unosząc brew. Tym razem to Łukasz odrobinę się zmieszał i odchrząknął.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz – odpowiedział z pokerową miną, po czym obaj wymienili między sobą uśmieszki.
– Nie mogę uwierzyć, że kiedyś mnie tak wkurwiałeś.
– Grunt to szczerość. –  Łukasz odkleił się od ramienia Jurka. – I poczekaj jeszcze z czasem przeszłym. Podejrzewam, że wkurwianie to coś, w czym jestem absolutnie bezkonkurencyjny. – Uśmiechnął się do niego promieniście, pokazując zęby i uciekł przed dłonią Jurka, która chciała go do siebie przyciągnąć z powrotem. Wstał i przeciągnął się, a Jerzy śledził go uważnie wzrokiem. Uwielbiał jego ciało, zwłaszcza po wczorajszym, kiedy miał okazje oglądać je w pełnej okazałości. – A ty myślałeś już o swojej przyszłej karierze?  
– Rozważam kilka opcji.
– Tak?
 – Ale to na razie dość odległe wyobrażenia… – Zamyślił się.
– Zawsze możesz zostać moim utrzymankiem – Nakonieczny rzucił z bezczelnym uśmiechem, a Jurek aż się zapowietrzył. Wbił w niego oburzony wzrok.
– Nigdy bym się na to nie zgodził. – Uniósł dumnie głowę i wbił w kochanka ostre spojrzenie. Pojedynkowali się tak wzrokiem przez chwilę, aż w końcu Łukasz odpuścił, kręcąc głową.
– Niech ci będzie.
– Z nas dwóch to ty bardziej pasowałbyś na mojego utrzymanka – sarknął, po czym wstał i podszedł do kochanka. Ten jedynie uniósł kąciki ust, nieprzekonany co do trafności tych słów. Wolał jednak więcej nie drażnić mężczyzny, bo chociaż uwielbiał się droczyć, to nie chciał denerwować go na siłę. Pozwolił się objąć i przymknął oczy, kiedy Jurek pocałował go w skroń. Zaraz jednak uchylił jedno oko i brodą wskazał na stojące na gablotce zdjęcie.
– Twój bratanek będzie musiał się pogodzić z myślą, że skradłem mu miejsce w tym najlepszym duecie. – Odwrócił się i spojrzał na Jurka oceniająco. Gos odchrząknął, czując, że robi mu się głupio.  
– To Janek – wytłumaczył, nie chcąc żeby doszło między nimi do nieporozumień. – Mój przyjaciel. Na pewno go niedługo poznasz… – mówił, a brew mężczyzny unosiła się coraz wyżej. – Naprawdę, Łukasz? Chyba nie jesteś zazdrosny? – Zaśmiał się, obejmując go mocniej. – Nie masz o co – zapewnił, pochylając się nad jego szyją. Pocałował ją lekko, nie mogąc się nadziwić, że jest w stanie tak po prostu go trzymać i całować, nie myśląc o tym, co przeżył… 
– To dobrze – szepnął, przymykając z przyjemności oczy. Podobało mu się, że Jurek staje się coraz śmielszy w swoich gestach, znaczyło to bowiem, że coraz pewniej czuje się w jego towarzystwie. – W takim razie z chęcią poznam twojego przyjaciela.
– Polubisz go – zapewnił.
– Tak mówisz?
– Nie da się go nie lubić – Jerzy uśmiechnął się, po  czym odwrócił kochanka w swoją stronę. Zrobił to szybko, a Łukasz zdecydowanie nie przygotował się na taki obrót, tak samo jak i na całujące go usta… Nie znaczyło to jednak, że pozwolił aby Jurek przejął kontrole nad sytuacją.
Reszta dnia aż do wieczora minęła im podobnie. Spędzona na rozmowach, przekomarzaniach, wspólnych posiłkach i dalszym badaniu ciał… Chociaż już nie tak intensywnym, Łukasz miał litość dla Jurka, który nie dość, że miał zakwasy – zakwasy, cholera, naprawdę musiał coś ze sobą zrobić – to jeszcze bolały go pewne nadwyrężone części ciała, chociaż tego, zgodnie z obietnicą, wcale nie pokazywał. Nie miał powodów do narzekania, a dzisiejszy dyskomfort był niczym w porównaniu do wczorajszego wieczora.
Gdy zrobiło się ciemno pojechali do mieszkania Łukasza, gdzie po godzinie Emilka przywiozła Grzesia. Uśmiechnęła się na widok Jurka i powiedziała, że cieszy się, że go widzi, co było tak miłe, że Gos miał ochotę ją uścisnąć. Powstrzymał się jednak. Zamiast tego posłał jej szczery uśmiech i życzył dobrego wieczoru. Szykowała się jej randka, tak powiedział mu Łukasz, dlatego Grześ wylądował z nimi.
Na początku był nieśmiały. Chował się za nogami Łukasza, gdy ten rozpakowywał pakunki od Emilki – kobieta zadbała, żeby nie byli głodni – lecz nie minęło długo aż, podekscytowany wieczorem, zaczął zachowywać się coraz śmielej.
Siedzieli w salonie. Na stole leżały różne pyszności, które skradali co jakiś czas z talerzy. Przez oszkloną ścianę doskonale było widać całe niebo, więc szykował im się piękny widok na noc, a salon Łukasza był na tyle wszechstronny, że Grześ miał wystarczająco miejsca do biegania, co z chęcią wykorzystywał, bo jak już nabrał śmiałości, to nie było siły, która by go zatrzymała. Przestawiał wszystko na stole i na meblach, skakał i pytał, czemu są tacy drętwi, przecież to sylwester. Do tej pory grali w skojarzenia i w kalambury, chociaż to Grześ wymyślał dla nich zagadki. Nie szło im najlepiej z odgadywaniem, bo chłopiec okazał się bardzo kreatywny, a ich ograniczone, dorosłe głowy nie były w stanie odgadywać niektórych haseł. To nie przeszkadzało chłopcu kontynuować wymyślania jeszcze bardziej wymagających zagadek. Grali dalej, a humor chłopca udzielał im się z każdą chwilą. Czas do północy przeleciał im w mgnieniu oka. Grześ błagał Łukasza, tarzając się po podłodze i ciągnąc go za nogawki, żeby wyszli na dwór i na świeżym powietrzu pooglądali petardy, ale Łukasz był nieugięty i cały czas odwodził chłopca od tego pomysłu. Dopiero argument, że mama wlepi mu szlaban na niego podziałał, ale tylko na chwile, za minutę bowiem chłopiec zmienił taktykę i zaczął błagać Jerzego.
– To może ty mnie zabierzesz na dwór, proszę, proszę, proszę, proszę – trajkotał, dezorientując Gosa. Jak on miał mu odmówić?
– Grzesiek! – Łukasz łypnął na niego groźnie – Jeszcze słowo a obiecuję, że zamknę na ci buzię na kłódkę.
– Nie zrobisz tego!
– Nie? – Łukasz spojrzał na niego rozbawiony, po czym dopadł do niego w dwóch krokach i złapał go za ramiona. Chłopiec wyrwał się, chichocząc wściekle, ale nie dał rady i był skazany na porażkę. Łukasz trzymał go mocno jedną ręką, a drugą udawał, że majstruje przy jego buzi.
Grześ chichotał, odpychając mężczyznę drobnymi kończynami.
– Ale Łukasz…!
– No co?
– Nie możesz! – Ledwo mógł złapać oddech.
– Ja nie mogę? – Nakonieczny uniósł brwi, po czym zasłonił Grzesiowi usta otwartą dłonią. – To ty nie możesz.  Mówić nie możesz! – zaśmiał się bezlitośnie, przekręcając drugą ręką niewidzialną kłódkę. Grześ wytrzeszczył na niego oczy, niedowierzając, że Łukasz to zrobił, ale…
Nie odezwał się.
Z zamkniętą na kłódkę buzią, patrzył na mężczyznę z niedowierzaniem, zresztą tak samo jak Jurek. Łukasz również na niego zerknął, zadowolony, że będą mieli chwilę ciszy – przynajmniej dopóki  Grzesiowi nie znudzi się zabawa – i podniósł się z kucek. Grześ zmarszczył jasne brwi i odetchnął ciężko przez nos. Klapnął na pośladki tuż naprzeciwko okna i wyraźnie zaangażowany, żeby nie uchylić ust nawet przy oddychaniu, oparł czoło o szybę.
Łukasz spojrzał na niego miękko, po czym chwytając Gosa za ramię, wycofał się z nim do kuchni.
– Jestem pod wrażeniem – wyznał Jerzy, nie mogąc oderwać wzroku od towarzysza. Kochanek uśmiechnął się szeroko, podchodząc do szafki. Wyciągnął z niej szampana. Północ miała wybić za niespełna kilka minut.
– Lata praktyki – wyjawił, podając Jurkowi butelkę. Gos zerknął na nią powierzchownie, bardziej zainteresowany towarzyszem niż alkoholem, ale nawet wtedy wyłapał, że trzyma w dłoni dziecięcego szampana. Uśmiechnął się półgębkiem. – Mam nadzieję, że Grześ nie przeszkadza ci za bardzo?
– Wcale mi nie przeszkadza – odparł bez cienia zawahania, powodując tym samym, że wzrok Łukasza omiótł ciepło jego twarz. Przystanął przy nim i, zerkając w stronę drzwi, pocałował go krótko.  Nie mogli pozwolić sobie na więcej dlatego odsunęli się od siebie z niewypowiedzianym zawodem.
– Wracajmy, zaraz odliczanie… – powiedział Jurek. Łukasz zgodził się skinieniem głowy, ale zanim wyszedł, wyjął trzy wąskie szklanki. Tak przygotowani powrócili do salonu, a chłopiec, gdy tylko ich zobaczył w odbiciu szyby, podniósł się podekscytowany i doskoczył w podskokach do Łukasza. Podskakiwał tak i podskakiwał, wydając z siebie mruczące odgłosy, aż w końcu Łukasz się nad nim pochylił i otworzył niewidzialną kłódkę. Grześ sapnął głośno z ulgą, posyłając mężczyźnie rozeźlone spojrzenie.
– Już puszczają petardy!
– Bo są niecierpliwi.
– To tak jak ja!
– Jeszcze minuta.
– Tylko minuta?! – Dziecko pisnęło rozdygotane i z powrotem wlepiło nos w okno. Jurek uśmiechnął się, czując ciepło w okolicy serca. Cieszył się, że tu był i mógł wejść do świata Łukasza. Że mężczyzna pomimo ich przeszłości i problemów Jurka mu na to pozwolił…

Nowy Rok nie mógł przywitać go lepiej. Pocałunkiem, ciepłem drugiego ciała, słońcem na twarzy i idealnym samopoczuciem. Tak, Jurek był pewien, że w przeciwieństwie do poprzednika, rok dwa tysiące siedemnasty będzie rokiem stabilizacji. Dobrym czasem na nowy początek i świeży start zarówno w związku jak i życiu zawodowym…
Z takim nastawieniem wrócił do domu. Był już wczesny wieczór, gdy otwierał drzwi do klatki. Nieszczęśliwie upadły mu klucze i  huk odbił się echem po ścianach. Schylił się bez zastanowienia i je podniósł. Już zaczął się wspinać po schodach, gdy usłyszał za sobą naprędce otwierane drzwi. Odwrócił się z uśmiechem.
– Janek! – Ucieszył się i zszedł z półpiętra. Chłopak wyszczerzył się do niego i uścisnął go krótko, gdy stanęli na swojej wysokości.
– Zaskoczony? – Czyżewski posłał mu roziskrzone spojrzenie.
– Trochę. Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie po sylwestrze. Nie masz kaca?
– Jurek – chłopak rzucił zbolałym tonem – za kogo ty mnie masz? Trochę wypiłem, to jasne, ale nie schlałem się jak jakaś świnia, tak? Czuję się świetnie! – wytłumaczył gestykulując dłońmi. –  A ty? Zaskakująco dobrze wyglądasz – pochwalił go, poprawiając mu poły płaszcza.
– Nie wiem, czy brać to za komplement, czy wręcz przeciwnie – odparł cynicznie i zaczął wspinać się po schodach, pewien że Janek podrepcze tuż za nim. Miał rację, chłopak z entuzjazmem pokonywał kolejne stopnie, przesuwając dłonią po barierce.  
– No pewnie, że za komplement! Chociaż może… Nie wyraziłem się zbyt fortunnie – przyznał, drapiąc się po głowie. Chwilę później obaj byli już w salonie.
  Standardowy zestaw? Biała herbata i jakieś ciastka? – zapytał, patrząc na chłopaka, który zatopił się w żółtym fotelu z anielska miną.
– Znasz mnie zbyt dobrze, Jurek. – Westchnął zadowolony, z chęcią przystając na propozycje mężczyzny. Gos tego nie skomentował, chociaż ucieszył się. Tęsknił za widokiem Czyżewskiego w swoim fotelu i za jego radosną paplaniną, która czasami go irytowała a czasami rozbawiała do łez. Bez słowa skargi przygotował więc Jankowi białą herbatę. Dla siebie zrobił czarną z sokiem malinowym i cytryną. Na biały spodek wyłożył ciastka owsiane oblane czekoladą, które kupił na ostatnich większych zakupach i tak przygotowany wrócił do gościa. Usiadł w fotelu obok.
– Ale się uśmiechasz – Janek nie mógł odciągnąć wzroku od pogodnej, zrelaksowanej twarzy mężczyzny i przypatrywał mu się uważnie. Jurek zmarszczył delikatnie brwi, ale wciąż jego kąciki ust zostawały w górze. – Widzę, że coś się podziało, kiedy mnie nie było. – Wyszczerzył się pochylając się bliżej Jurka. Blond włosy z charakterystycznymi, niebieskimi końcówkami opadły mu na policzki. Dopiero teraz Jerzy zwrócił uwagę, że od kiedy się poznali włosy chłopaka znacznie urosły. Westchnął ciężko. – Nie, czekaj, czekaj! Sam zgadnę! – O ile to możliwe jego uśmiech stał się jeszcze szerszy i teraz odsłaniał niemalże całe uzębienie. – Zaliczyłeś szefa? – Wypalił, wychylając się tak mocno zza podłokietnika fotela, że niewiele brakowało aby z niego wypadł.
Jurek zakrztusił się herbatą i posłał Jankowi mordercze spojrzenie. Chłopak uniósł obronnie dłonie.
– Okej, żadnego zal… – Już miał powtórzyć to samo, co ostatnio, ale Jurek mu przerwał.
– Och, przymknij się już.
Więc Janek się przymknął. Nie na długo co prawda. Temat szefa ucichł, chociaż właściwie Jerzy nawet chciał oznajmić Jankowi, skoro nie mógł nikomu innemu, że faktycznie było coś między nim a Łukaszem. Coś poważniejszego. Temat jednak zszedł na inne tory i nie nic nie zapowiadało, by mieli wrócić do wątku miłosnych podbojów Gosa. Nie wadziło to Jerzemu jakoś bardzo. Przyjemnie mu się słuchało o rodzinie Janka, jego licznym rodzeństwie i życiu na wsi, które dla niego było niemalże abstrakcyjne, ale przy tym też inspirujące.
Tak upłynął im czas przy herbacie i ciastkach, potem Janek zaproponował spacer. Jerzy nie miał powodów, by się nie zgadzać. Przebrał się i odświeżył, by po chwili wybrać się z chłopakiem na wędrówkę po znanych mu ulicach. Spacerowali długo w mrozie, robiąc kilometr za kilometrem, aż pomarzły im nosy i palce, a z nieba zaczął padać śnieg.
Popatrzyli na niego zaskoczeni i zaśmiali się.
– Ten świat to jednak złośliwy jest. Nie ma śniegu na święta, nie ma na sylwestra, ale trudno, teraz będzie pewnie sypał do marca! – Janek wystawił dłoń pozwalając śnieżynce rozpuścić się na dłoni.
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzam. Mówię ci, tak będzie.
– Nie jesteś jasnowidzem, nie możesz tego wiedzieć.
– No nie mogę, ale różne rzeczy się dzieją. Lepszy śnieg w marcu, niż jakaś epidemia, nie? – Jurek pokręcił głową z politowaniem i pociągnął chłopaka w drogę powrotną. Nie miał pojęcia, skąd Janek brał wszystkie pomysł i chyba nawet nie chciał wiedzieć.
Powrót zajął im półtorej godziny, podczas których obaj zdążyli porządnie odmrozić sobie tyłki. Janek szczękał zębami, przeklinając pod nosem swój głupi pomysł, a Jurek rozgrzewał ręce pocierając jedną o drugą już od pół godziny. Na dworze zrobiło się jasno od puchu, który zaczął wszystko zasypywać, czyniąc tym samym świat o wiele piękniejszym.
W końcu udało im się wrócić do kamienicy i pomimo malowniczej panoramy miasta, obaj ucieszyli się, kiedy poczuli ciepło na swoich twarzach. Myśl, że zaraz rozgrzeją się czymś gorącym również sprawiła, że ich usta wygięły się w uśmiechu. Janek nawet się nie zastanawiał, czy wrócić do siebie – pewnym krokiem zaczął wspinać się za Jurkiem, na co Gos się uśmiechnął. Wcale nie miał dość przyjaciela, zresztą wciąż liczył na to, że uda mu się powiedzieć o Łukaszu i sprawić, że to wszystko, co między nimi było, stało się bardziej realne i akceptowane nie tylko przez nich dwóch.
Skostniałymi palcami zaczął niezgrabnie wkładać klucz do zamka. Przez chwilę nie zorientował się, że coś jest nie tak, ale kiedy klucz nie chciał się przekręcić po raz drugi, pchnął drzwi, a te otworzyły się bezdźwięcznie. Jerzy zamrugał, zastanawiając się gorączkowo, czy istniała możliwość, że nie zamknął drzwi, gdy wychodzili, ale nie mógł sobie przypomnieć. Niepewnie przekroczył próg, a kiedy zobaczył światło dobiegające z salonu, gula stanęła mu w gardle.
Nigdy nie zostawiał włączonego światła ani niezamkniętych drzwi.
Z sercem, które biło tak mocno, że echem odbijało mu się aż w uszach, zrobił niepewny krok w przód. Janek zastygł za nim, nie poruszając się ani o milimetr. Cały się nastroszył. Jurek zerknął na niego krótko, bojąc się jak cholera. Napięcie między nimi nagle stało się namacalne. Jeszcze chwilę temu drżący z zimna, teraz drżeli z nerwów, a pot oblewał ich karki.
Setka myśli przelatywała Jurkowi przez głowę, w tym prawie każda jedna sprzeczna. Coś kazało mu się wycofać, coś kazało mu iść na przód. Coś kazało mu czym prędzej zadzwonić na policję, podczas gdy coś innego podpowiadało mu, że tylko ojciec mógł tu wejść tak bezkarnie i niepostrzeżenie, gdyż tylko on posiadał komplet zapasowych kluczy.
Ta myśl go uspokoiła. Niemalże się zaśmiał. Cholera! Najadł się tyle stresu, tylko dlatego, że ojciec postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę? Napięcie i stres w jednej chwili z niego zeszyły zastąpione chwilowym wzburzeniem i złością na ojca. Jego kroki stały się pewniejsze a on już prawie wychylił się zza ściany, gdy dopadł do niego Janek i złapał go za rękę. Pociągnął go z siłą, o jaką by go nie posądzał, niemalże wyrywając mu rękę ze stawu i w tym samym czasie drzwi trzasnęły z hukiem od przeciągu.
Zarówno Jerzy jak i Janek podskoczyli, a ich serca znowu podeszły do gardeł. Szok nie trwał długo w przypadku Czyżewskiego. Chłopak czym szybciej złapał za klamkę, by odblokować drogę ucieczki i wybiec na klatkę ciągnąc za sobą Jurka, ale wtedy światło oświetliło ich sylwetki.
– Proszę, proszę. Dwa szczury schwytane w pułapkę. – Jurka oblał zimny pot, kiedy usłyszał niski, męski ton głosu. Nie znał go. To nie był Stanisław.
To nie był Stanisław, pomyślał przerażony i oderwał spojrzenie od wciąż trzymającego go Janka. Miał wrażenie, że świat zatrzymał się na chwilę, a on utknął w strachu i niepewności na zdecydowanie zbyt długo, nim napotkał spojrzeniem zimne, zielone oczy. Przeszły go dreszcze. Janek uścisnął go mocno, dłoń miał mokrą od potu.
Przed nimi stał mężczyzna i wpatrywał się w nich jak w robaki. Jurek już wiedział, że zapamięta ten wzrok na długo. Oceniający, kpiący, pałający nienawiścią… Skupiony na nim tylko na sekundę, by po chwili przenieść się pół metra dalej i zatrzymać na twarzy połowicznie schowanego za Jurkiem chłopaka.
– Janek. – Wzrok mężczyzny złagodniał. – W końcu cię znalazłem – powiedział, a w jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego. Czyżewski z wolna puścił trzymaną klamkę. Uniósł głowę i starając się to zrobić niezauważalnie, wypuścił dłoń Jerzego z uścisku. Mężczyźnie wcale to nie umknęło, co odbiło się spięciem mięśni na jego twarzy.
Jerzemu piszczało w uszach. Nie rozumiał, co się działo. Spojrzał na Janka, który stał się nagle inną osobą, a potem na obcego mężczyznę, który śmiał włamać się do jego domu i jednym zdaniem mieć ich w garści.
– Długo ci to zajęło. – Ton Janka był kpiący.
Facet uśmiechnął się, lecz uśmiech ten miał niewiele wspólnego z radością. Dużo więcej miał z politowania.
– Dobrze się przede mną chowałeś – odpowiedział, a coś w jego głosie  sprawiało, że nogi Jerzego drżały. Gos nie był w stanie się poruszyć ani odezwać, tym bardziej kiedy poczuł na sobie przeszywające spojrzenie. – Widzę, że zaaklimatyzowałeś się. Stara taktyka wciąż działa, co? – zakpił, z powrotem przeskakując spojrzeniem na Janka.
Ten tylko uniósł wyżej brodę. Też nie poruszył się ani o milimetr. Jedynie rozglądał się intensywnie jakby miało mu to pomóc znaleźć sposób, jak wydostać się z tej sytuacji. Niestety, drogę mieli zablokowaną, chociaż Jerzy zaczął powoli opracowywać plan, który przebijał się przez strach i nerwy. Było ich dwóch, mieli więc przewagę nad mężczyzną, nawet pomimo jego szerokich barków i muskularnych ramion, skrytych za czarną marynarką. Mogliby go powalić, a wtedy uciec i zadzwonić na policję, by zgarnęli tego obłąkanego człowieka…
– Co tak stoicie? Wejdźcie. – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i jakby czytając Gosowi w myślach, włożył dłoń pod marynarkę. Położył ją na biodrze, odsłaniając kaburę.  Broń przyciągnęła wzrok Jerzego tylko na chwilę i chwila ta wystarczyła, by kompletnie go przerazić. Serce znowu zaczęło mu walić jak dzwon, krew pulsowała w żyłach, a dłonie drżały, gdy Janek popychał go w głąb salonu. To nie mogło dziać się naprawdę, nie mogło…
Musiał stąd uciec! Całe jego ciało dawało mu znaki, by uciekać, już, teraz, w tym momencie, jednak Janek pchał go dalej, aż stanęli w progu salonu. A tam jak gdyby była to najbardziej normalna sytuacja pod słońcem na zielonym fotelu siedziała Alicja, popijając whisky. Patrzyła na nich z przyjemnością, chłonąc cały strach Jurka, który drżał już zauważalnie i zanurzając wargi w bursztynowym trunku, uśmiechnęła się zwycięsko. Nogę miała założoną na nogę, stopą podrygiwała w rytm puszczonej cicho muzyki i odchyliła z przyjemnością głowę, spoglądając na nich spod rzęs.
– A więc tak mnie znalazłeś. – Czyżewski spojrzał na Alicję z nienawiścią, po czym odwrócił się błyskawicznie, by mieć mężczyznę za nimi na oku. Jurek również na niego spojrzał, nie wiedząc, co się tu działo.
Nie rozumiał. W głowie mu huczało. Nie wiedział, co robiła tutaj Alicja i ten mężczyzna… Nie rozumiał dlaczego rozmawiał z Jankiem jakby się dobrze znali i dlaczego Janek nie trząsł się ze strachu teraz, podczas gdy czasami potrafił wystraszyć się byle błahostki.
– Trochę pomogłam – Alicja zmrużyła oczy i wstała z gracją. Długa lejąca sukienka zafalowała i oblepiła jej szczupłe ciało, pokazując dokładnie strukturę skóry i rozmieszczenie kości. Poruszała się jak kot, zwinnie i zgrabnie, aż znalazła się przy Jurku. Gos wzdrygnął się, gdy położyła lodowate dłonie na jego ramieniu, by zaraz potem oprzeć na nich brodę i szepnąć mu prosto do ucha:
– Ze mną się nie zadziera.
Wszyscy doskonale ją usłyszeli.
– Odczep się od niego! – Janek doskoczył w dwóch krokach do Jerzego i odciągnął nic nierozumiejącego Gosa o krok.
Obcy mężczyzna popatrzył na Janka i zaśmiał się sucho.
– Urocze. Ale możesz już przestać udawać. – Alicja zmrużyła oczy, obeszła ich i przystanęła tuż przy nim. Teraz we dwójkę blokowali im dojście do drzwi. –  Dobrze wiemy, że zależy ci tylko na własnej skórze. Chyba że ten twój Jerzy to wyjątek? – zapytał. Tym razem to on zbliżył się do Janka z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Gos nie mógł się zdobyć na podobny gest i pociągnąć Janka, by ochronić go przed tym mężczyzną. Nie potrafił się ruszyć. Janek jednak nie wydawał się przerażony. Gdyby nie to, że z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory, mógłby udawać, że wcale nie przytłacza go sytuacja – co zresztą i tak starał się robić.
Mężczyzna przystanął kilka centymetrów przed Czyżewskim. Górował nad nim, był wyższy o głowę i zdecydowanie bardziej muskularny. Równie dobrze mógł mieć trzydzieści albo czterdzieści lat, Jerzy nie potrafił stwierdzić.
– Co, Janek? Chyba mi nie powiesz, że ten człowiek coś dla ciebie znaczy? – szepnął i chwycił brodę chłopaka. Patrzył mu w oczy, aż w końcu Czyżewski wyrwał się i cofnął gwałtownie, nie wytrzymując intensywności spojrzenia.
– Nie – warknął. Nawet nie drgnęła mu przy tym powieka. Jerzy zamrugał. – Dobrze mnie znasz. Przekonałeś się w końcu na własnej skórze, że dbam tylko o siebie. 
Mężczyzna zaśmiał się.
– Tyle czasu minęło, a ty nic się nie zmieniłeś. Nawet ten twój cięty język, chociaż myślałem, że lata uciekania nauczą cię pokory.
– Nauczyły czegoś innego – warczał, coraz bardziej rozgniewany aniżeli przerażony. Obrzucił Alicję lodowatym spojrzeniem, obcego Jurkowi mężczyznę ominął i spojrzał na Gosa z czymś dziwnym do odczytania. Nie trwało to jednak długo, zaledwie sekundę nim odwrócił wzrok. Jerzy nie rozumiał go kompletnie, a w głowie wciąż odbijały mu się słowa, które przed chwilą padły.
Analizował je i analizował, i błagał w myślach, żeby było to kłamstwo.  
– Jak? – Janek przerwał chwilową ciszę, wbijając wzrok w Alicję. Kobieta zaśmiała się chłodno, dłoń położyła na ramieniu faceta i oparła się na nim.
– Nie tak wcale trudno – odpowiedziała dźwięcznie. Czarne loki opadły jej na twarz, gdy pochyliła się do przodu. – Wystarczył dobry orgazm, żeby Sandra wygadała się ze wszystkiego, co wie.
– To głupie, pokazywać się otwarcie z kimś, z kim się mieszka – wtrącił mężczyzna, spoglądając ponownie na Gosa. Tym razem przyglądał mu się oceniająco. Bez wcześniejszego gniewu, jakby uspokoił się, że ma Janka w garści.
O co tu chodziło? Jurek powoli, widząc, że sytuacja jest w miarę stabilna, oddał mu takie samo spojrzenie. Chciał zapamiętać go jak najlepiej, zapamiętać każdą rysę jego twarzy, by potem móc bez problemu zrobić rysopis i przekazać go w ręce policji.
– Też się tego nie spodziewałam. Ale kiedy to już stało się jasne… Cóż za zbieg okoliczności – zaśmiała się lekko. – Doskonale wiedziałam, gdzie się ukrywasz. – Posłała Jurkowi rozbawione spojrzenie, a ten spiął się cały. W jeden moment wspomnienia z ich wspólnej nocy uderzyły w niego i sprawiły, że oblał się zimnym potem. Nie chciał tego pamiętać!
Boże, co tu się działo?!
Janek wyprostował się. Powoli zaczęło do niego dochodzić, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Mimo to kontynuował rozmowę, grając na czas.
– Zdradziłaś swojego brata – powiedział kierując rozeźlone spojrzenie na kobietę.
– Ach, mój kochany brat. – Westchnęła z uśmiechem, po czym pokręciła głową. – Powiedzmy, że ostatnio strasznie mi wadził. Wchodził w interesy, krył was… Zrobił się nudny. A ja nie lubię nudy. Ani odmów – dodała już chłodniej, postępując krok na przód. Wyglądała jak rzeźba, zbyt idealna, zbyt proporcjonalna i piękna, a przy tym zupełnie tak jak rzeźba, pozbawiona uczuć. 
– Swoją drogą jestem pod wrażeniem. Zawsze umiałeś się wkraść się w łaski odpowiednich ludzi, co Janek? – Mężczyzna już nie wiercił Jerzego wzrokiem. Zamiast tego znowu skupił się na Czyżewskim. – Szkoda tylko, że robienie sobie wrogów wychodzi ci równie łatwo – mruknął, spoglądając na Alicję. Ta uśmiechnęła się z wyższością. –  A teraz pakuj się – nakazał, wbijając w niego zimny wzrok. Janek cofnął się o krok. – Wyjdź stąd, zejdź grzecznie na dół, weź najpotrzebniejsze rzeczy, a potem wróć. Tylko spróbuj jakiś sztuczek, a twój przyjaciel straci trochę krwi. Może nawet całkiem sporo, jeżeli zajmie ci to dłużej niż powinno – warknął, mrużąc oczy. Serce Jurkowi zaczęło bić w szaleńczym tempie. Panicznym wzrokiem jeszcze raz obrzucił sylwetkę mężczyzny, a także miejsce w którym schowana była broń. Potem jednak posłał nierozumne spojrzenie Jankowi, który ruszył do przodu. Był wyraźnie spięty, ale kroki miał pewne.
– Alicjo, moja droga, gdybyś mogła iść z nim… Nie ufam mu wystarczająco, by mieć pewność, że nie zdecyduje się wyskoczyć przez któreś okno. Pokręcił głową. Janek prychnął, wymijając go, a kobieta skinęła lekko głową. Zgrabnie ruszyła za Jankiem, wbijając w jego plecy palące spojrzenie. Napawała się swoim zwycięstwem, a po chwili zniknęła za drzwiami wyjściowymi razem z Czyżewskim.
Jerzy został sam na sam z tym mężczyzną, który przerażał go i sprawiał, że dłonie mu drżały, a oddech miał płytki. Powoli zaczynał mieć wyobrażenie całej sytuacji, ale wciąż huczało mu w głowie. Było tyle niewiadomych i… Janek.
Nie rozumiał.
– Usiądź – usłyszał i drgnął, kiedy mężczyzna ruszył do przodu.
Odetchnął, dłonie zacisnął w pięści i zaraz je rozluźnił, po czym idąc w ślad za facetem, usiadł naprzeciwko niego. Wciąż był oszołomiony, ale miał w sobie co raz więcej gniewu i złości. Jak ci ludzie śmieli wkradać się do jego życia i wywracać je do góry nogami w jeden moment?! I o co, do cholery, chodziło z Jankiem? W jakie kłopoty się wpakował? Sądząc po całej tej sytuacji w ogromne… Były to jednak kłopoty o których chłopak nigdy mu nie wspomniał, a ciągnęły się za nim latami.
Nie, Jurek nie mógł o tym myśleć. Nie chciał niewiadomych. On musiał wiedzieć.
– Nie rozumiem. Co tu się do cholery dzieje?
Facet wbił w niego oceniające spojrzenie.
– Właściwie to nawet mi ciebie szkoda. – Westchnął, sięgając po szklankę z niedopitą przez Alicję whisky. Uniósł ją do ust i zrobił gest toastu, po czym napił się odrobinę. Gos cały się spiął. – Można powiedzieć, że coś nas łączy – kontynuował, przenosząc wzrok na bursztynowy trunek. Zatopił w nim spojrzenie. – Janek nas obu owinął sobie wokół palca, ha? – mruknął, ponownie popijając alkohol.
Jerzy wyprostował się na kanapie.
– Widzisz… Nie wiem jakie bajki wcisnął tobie, podejrzewam, że całkiem podobne do tych, które wciskał mnie, ale właśnie… To wszystko bajki. – Rozłożył ręce. Włosy miał kasztanowe, zaczesane schludnie do tyłu, szczękę szeroką, a twarz pociągłą z wyraźnymi kościami policzkowymi.
– Wciąż nie rozumiem – szepnął, mając w głowie mętlik. – Kim jesteś?
– To nie jest ważne. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie, uwierz. Wydajesz się… Takim zwykłym, przeciętnym człowiekiem. – Zmarszczył brwi. – Wiem już o tobie trochę, Jerzy i dziwię się, jakim sposobem wplątałeś się w to wszystko, ale podejrzewam, że nie miałeś za bardzo wyjścia. Na dodatek podpadłeś Alicji do tego stopnia, że zdradziła własnego brata… Straszna z niej suka – warknął, chociaż jeszcze chwilę temu zwrócił się do niej z największym szacunkiem.
Jerzy znowu zaczął się pocić na myśl, że wpakował się w coś, co zdecydowanie go przerastało. Dęba, Alicja, ten facet… Janek. Janek był tutaj wspólnym mianownikiem, a to przerażało i raniło Jurka bardziej niż cokolwiek innego. Nawet ta broń, która gotowa pewnie byłaby odebrać mu życie, nie robiła na nim takiego wrażenia, co myśl, że Janek był oszustem.
– Jak już tak rozmawiamy, to zdradzę ci, że Janek nie mógł zrobić lepiej, kryjąc się pod skrzydłami Dębskiego. Nie za bardzo za sobą przepadamy, ale staramy się nie wchodzić sobie w interesy, dlatego przez ostatnie miesiące żył sobie wyjątkowo spokojnie. Zrobił się mniej uważny. Chociaż w jego przypadku to nigdy nie była mocna strona. – Pokręcił głową. – Na pewno cię to wszystko przytłacza. Wydaje ci się, że zły koleś włamał ci się do mieszkania z bronią, grozi tobie i nie wiadomo co chce zrobić takiemu kochanemu chłopakowi, jak Janek… Cóż, to poniekąd prawda. – Uśmiechnął się rozbawiony. – Ale już chyba cię nie zdziwi, jak powiem, że to właśnie on jest wszystkiemu winien.
– To nie jest prawda. On nie jest…
– Jaki? – Przerwał mu szybko, mrużąc oczy. – Fałszywy? Muszę cię rozczarować. Janek zrobi wszystko, byleby tylko dobrze na tym wyjść. Jestem ciekawy, jakiego Janka ty poznałeś? Mój pochodził z Zielonej Góry i uciekał przed patologiczną rodziną. Schronienia szukał w Warszawie. Był bardzo wiarygodny w tym wszystkim. Na dodatek był taki kochany. Słodki dzieciak. Rozgadany, roztrzepany, towarzyski… Pewnie cię to nie zdziwi, ale zakochałem się w nim jak jeszcze nigdy. Jak to mówią, miłość jest ślepa, a Janek był bardzo młody, więc trwało to kilka lat. Potem jednak zacząłem zauważać różne… Nieścisłości – zamyślił się. – Diabeł tkwi w szczegółach i w tym przypadku to była prawda. Zaczął gubić się we własnych kłamstwach. Wszystko miał opracowane do perfekcji tyle że powierzchownie. Kiedy zapytałem go o jedną z główną ulic w Zielonej Górze nie miał pojęcia, o czym mówiłem. Kiedy zapytałem do jakiej podstawówki chodził, temat zaraz ucichł, by za kilka godzin powrócić już ze wszystkimi ustalonymi szczegółami… Więc, jakiego Janka ty poznałeś?
Jerzy patrzył na niego pusto. Serce biło mu w piersi jak dzwon, kark oblał zimny pot. To nie mogła być prawda. Nie, nie mogła…
A jednocześnie w słowach faceta Jurek potrafił odnaleźć podobieństwa do własnej sytuacji. Oddech mu przyśpieszył. Nieświadomie zaczął kręcić głową, chcąc wyprzeć wszystkie wiadomości z głowy.
– Przykro mi. – Facet wstał, dopijając alkohol ze szklanki. – Wychodzi na to, że załatwił nas w ten sam sposób. – Na klatce było słychać kroki. Chwilę później Janek wszedł przez drzwi. Wyraz twarzy miał inny. Spojrzał na Jurka krótko, a widząc jego minę powiedział na wejściu:
– To nie tak!
Jerzy utkwił w nim wzrok. Nawet nie drgnął.
– Nie jak? – szepnął, przypominając sobie niemalże każdą chwilę spędzoną z chłopakiem.
Janek pobladł jeszcze bardziej. Spojrzał panicznie na Jurka, potem na tego mężczyznę, który uniósł wysoko brew, ciekawy tłumaczeń Czyżewskiego.
Jerzy go nie poznawał. Przez głowę przewijały mu się liczne wspomnienia, jedne z najlepszych jakie miał. Chwile szczęścia, krótkie momenty radości, kiedy całe życie waliło mu się na głowę… Wszystko to dzięki Jankowi. A wśród nich drobnostki, niszczące ten obraz. Słowa, które teraz nabierały większego znaczenia i czyny, które składały się na inny obraz chłopaka… Jak wtedy nad morzem, gdy bez zawahania pobił faceta. Jego drobne kłamstwa, ciągłe ostrzeżenia i nadmierna ostrożność, kiedy przychodziło do wyścigów…
I słowa Dęby, który go ostrzegał. Cholera, ostrzegał go zarówno przed Alicją jak i Jankiem.
– Nie jak? – powtórzył głośniej, postępując do przodu. Janek uniósł wzrok. Spojrzeli sobie w oczy i było to niczym cios prosto w serce. – Powiedz, że wszystko, co mi o sobie opowiadałeś było prawdą.
Janek milczał.
– Kim ty jesteś? – Jerzy zapytał przerażony, kręcąc głową. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie działo.
Jego Janek… Jego przyjaciel
Świeczki stanęły mu w oczach. Cisza była przytłaczająca, ale wymowna. Jerzy odwrócił się gwałtownie i odszedł kilka kroków. Cały się trząsł.
– Wyjdź. – Głos Janka  brzmiał pusto i obco.
– Myślę, że nie masz żadnego prawa mówić mi, co mam robić.
– Proszę – chłopak wycisnął przez zaciśnięte zęby.
Znowu cisza.
– Masz pięć minut, ale jeżeli przejdzie ci choćby przez myśl, by mnie oszukać…
– Nie przejdzie! Wygrałeś. – To przeszło Jankowi przez gardło jeszcze trudniej.
– Alicjo, dajmy im chwile prywatności.
– Ja już dostałam co chciałam – powiedziała donośnie, chociaż do Jerzego w ogóle to nie trafiało. Nic go już nie obchodziło. Jak mogło…?
Wszystkie dobre chwile, które ostatnio przeżył okazały się niczym więcej jak kłamstwem. Zwykłą ułudą, w którą ślepo uwierzył i, na Boga, chciał wierzyć dalej! Oddałby wszystko, by móc zmienić zakończenie tego dnia, ale wiedział, że już się nie dało. To czego się dowiedział już zakorzeniło się w jego umyśle, podsycając wszystkie niepewności i strach. Jak miał to udźwignąć? Janek dodał mu skrzydeł, kiedy upadał na dno. Pokazał mu, że jest w nim coś dobrego, coś co dało się lubić. Pokazał mu jak ktoś bliski jest w stanie rozświetlić jego życie będąc zaledwie albo aż przyjacielem. Sprawił, że przyjaźń, której Jerzy nigdy nie uświadczył, stanęła na równi z miłością, której tak desperacko szukał nie tam gdzie trzeba… Jak widać, przyjaciela szukał też nie tam, gdzie trzeba.
Wszystko robił źle.
– Jerzy… – Janek zbliżył się do niego stawiając niepewne kroki. Lekko położył dłoń na jego ramieniu. Gos nawet nie drgnął. – Posłuchaj, to wszystko nie tak…
– Nie tak? – powtórzył za nim pusto. – A jak to sobie wyobrażałeś, co? – zapytał, strącając dłoń ze swojego ramienia. – No jak? – uniósł się, odwracając gwałtownie.
– Ja… – zaciął się. – Nic z tego nie miało się wydarzyć! – syknął, zaciskając dłonie w pięści.
– I gdyby się nie wydarzyło… Ciągle byś się bawił moim kosztem? Aż w końcu co? Zniknąłbyś bez słowa?
– Nie wiem! Nie wiem, okej? Chujowo wyszło. – Jurek roześmiał się gorzko.
– Wyjdź stąd.
– Posłuchaj…
– Wynoś się!
– Chce tylko żebyś wiedział, że nie wszystko było kłamstwem! – Odetchnął świszcząco. Jerzy zaczął kręcić głową.
– Świetnie! Będę miał lata, by dociekać, co było kłamstwem, a co prawdą, a teraz wynoś się stąd raz na zawsze! – Popchnął go za ramiona. Janek posłał mu rozżalone spojrzenie. Cofnął się.
– Chciałbym, żeby to wszystko potoczyło się inaczej… Bo może na początku nie miałem najczystszych zamiarów. Szukałem czegoś desperacko, a ty trafiłeś się w tej taksówce i byłeś strasznym bucem… Przepraszam! Ale to nieważne, bo to nie prawda. Jesteś…
– Naiwny. Cholernie naiwny – szepnął, łapiąc się za głowę.
– …Dobrym człowiekiem, a ja to wykorzystałem. Przepraszam. Wystarczyło kilka spotkań z tobą, abym zmienił zdanie. Nie chciałem cię potraktować w ten sposób, ale  nie mogłem już inaczej. Nie chciałem, żebyś mnie wyrzucił. Polubiłem cię, Jurek! Wiedziałem, że jeżeli powiem ci prawdę, to wszystko się skończy.
– Dokładnie tak jak teraz się kończy! Wynoś się. – Popchnął go ponownie, zmuszając chłopaka do ciągłego cofania. – Nie chcę wiedzieć, czy mnie polubiłeś czy nie. Nie chce wiedzieć, kim jesteś, ani w co się wpakowałeś. Chcę jak najszybciej o tobie zapomnieć, więc wynoś się – wrzasnął i popchnął go tak mocno, że Janek potknął się i upadł ciężko na pośladki. Jurek zawahał się, zszokowany, że użył tyle siły. Nie podał mu jednak ręki, a Janek w jednej chwili poderwał się na równe nogi. Zmrużył wąskie, błękitne oczu i wyprostował się.  Przez moment Jerzy zobaczył w jego spojrzeniu zaciekłość, ale zgasła ona w chwili, kiedy chłopak przypomniał sobie, co czeka go za drzwiami. Pokręcił głową.
– Żegnaj, Jurek. – Chwycił za torbę i w jednej chwili wybiegł z mieszkania.
To był koniec. Cisza zapadła niczym wyrok. Janka nie było. Odszedł burzliwie niczym huragan, zostawiając po sobie tylko zgliszcza. Jerzy rozejrzał się zdezorientowany. Spojrzał na swój salon, na pustą szklankę, stanowiącą dowód, że to, co przed chwilą widział nie było tylko wytworem jego wyobraźni i na drzwi, za którymi zniknął jego przyjaciel.
Jego przyjaciel…
Jak pięknie to brzmiało. Jak kusząco. I nieprawdziwie.
Łapiąc drżące oddechy podszedł do drzwi. Zamknął się dokładnie, chociaż nie miał nawet nadziei, że był tu bezpieczny. Nie był.
Pierwsze łzy zaczęły cieknąć mu po policzkach. Ścierał je gniewnie dłońmi, ale te nie przestawały lecieć. Żłobiły ścieżki na jego skórze, wpadały do ust i skapywały na szyję. Ginęły w materiale, wsiąkając głęboko przez ubranie i przez skórę, aż docierały do serca, gdzie rozbijały się z hukiem, raniąc je solą i zatruwając goryczą.
Serce pękało powoli. Karmione wspomnieniami, radosnymi uśmiechami, ciepłymi spojrzeniami, które były niczym więcej jak ułudą, rozpadało się na kawałki.
 Jerzy osunął się powoli po drzwiach. Skulił się. Dłońmi objął kolana, starając się zająć jak najmniej miejsca. Chciał zniknąć. 


*** 
Tylko mnie nie zabijajcie!  Kiedyś musiało się to stać.
Wychodzi na to, że strasznie lubię tajemnice - najpierw Jurek, teraz Janek. Niektórzy z Was słusznie zauważyli, że Czyżewskiemu zdarzało się coś kręcić. No i fakt, mieliście rację. Chociaż pewnie nie myśleliście, że kłamstewka Janka mogą sięgnąć takiego kalibru... 
Mam  nadzieję, że będziecie dla mnie mimo wszystko łaskawi w ocenie. Wiem, jaką sympatią darzyliście (a może wciąż darzycie) Janka i ja, w trakcie opowiadania, również zdążyłam go polubić. Czyżewski w swojej roli jest niezwykle przekonujący. Przekonał do siebie nawet mnie, mimo że wiedziałam, że kiedyś przyjdzie moment, kiedy złamie Jurkowi serce... 
Więc jestem dumna z tej postaci i uwielbiam ją, ale trochę jej nienawidzę. XD W końcu mogę to powiedzieć.
Jak widzicie dałam tu sobie duże pole do popisu jeżeli chodziłoby o ewentualne nowe opowiadanie. Ewentualne, bo nie wiem, czy będę chciała pisać o Janku i nie wiem, czy wy byście chcieli poznać jego historię, która, nie ukrywam, raczej nie należy do łatwych i przyjemnych, więc sama nie wiem czy będę się na nią porywać od razu. 
Dajcie znak co myślicie. Czy teraz po tym wszystkim wciąż lubicie Janka i czy zauważyliście, że czasami zachowywał się podejrzanie? No i jest jeszcze Alicja... Gos naprawdę głupio zrobił, że ją lekceważył. Powinien być mądrzejszy w tej kwestii. 
Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii co do tego rozdziału, którym, notabene, przekroczyłam kolosalny dla mnie próg 400 stron w Wordzie. Trochę już tu tego mamy. <3
Trzymajcie się ciepło i do następnego!

PS W końcu mogę zdradzić, że dziewczyna Janka faktycznie nie istniała. Fun fact: Janek dwa razy wymienił ją z imienia i dwa razy nazwał ją inaczej. Więc ten, szczegóły to naprawdę nie jest jego mocna strona xD

10 komentarzy:

  1. No muszę przyznać że jestem w szoku... Nawet mi przez myśl nie przeszło, że Janek może być tym złym... Co ja gadam - dalej to do mnie nie dociera. Kurcze - próbuję mu nawet znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Ja bardzo bym chciała poznać historię Janka. I bardzo bym chciała, żeby ta przyjaźń jeszcze dostała jakąś szansę. A tą wstrętną Alicję wytargałabym za kudły! I nakopała w tyłek! No zupełnie się nie spodziewałam takiego zwrotu akcji. Żal mi Jurka bardzo, Janka również, bo chyba jednak naprawdę polubił Gosa... Świetny rozdział :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc jednak szok :D Cóż nie chciałabym tak kategoryzować na całkiem dobrych i złych, ale tak, Janek okazał się niezłym oszustem. Co do tych usprawiedliwień, może jakieś istnieją, chociaż myślę, że akurat nie mogą go wybielić w sprawie togo, co zrobił Jurkowi.
      Fajnie, że chciałabyś poznać historię Janka :) Ciągle o tym myślę, więc może coś z tego będzie.
      A Alicję też bym wytargała i nakopała! Może jeszcze dostanie za swoje :v
      Również dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Ja chciałabym tylko zauważyć, iż już jedna zbłąkana dusza, której historii także nie znamy a błąka się po fabułę już w drugim opowiadaniu także ma być może prawo do swojej historii?? Ja osobiście wolałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Kubie, bo oczywiście Jego mam tu na myśli��

      Usuń
    3. Szczerze nie planowałam opowiadania o Kubie, ale nie wiem, czy się to kiedyś nie zmieni. Na razie jest to postać mocno epizodyczna i może jeszcze gdzieś się w jakimś epizodzie pojawi.
      Mimo wszystko dobrze wiedzieć, że jesteś takim opowiadaniem zainteresowana. Będę pamiętać :)

      Usuń
  2. No bez jaj.... co tu się dzieje? Jak mogłaś pozbawić Jurka jednego, jedynego przyjaciela ( mimo wszystko dalej uważam, iż Janek pomijając wszystkie dodatkowe okoliczności naprawdę był dla Jerzego kimś kto spełniał się w roli przyjaciela), czy temu facetowi naprawdę nie należy się od życia więcej dobrego naraz- najpierw dostał Janka którego w swej samotności szybko zaadaptował na przyjaciela, póżniej gdy do swego życia wprowadził kolejną bardzo ważną dla siebie osobę a przyszłość zaczęła wydawać się coraz mniej samotna a On zaczął wierzyć iż jeszcze może być szczęśliwy... to Ty odwalasz mu taki numer, PO PROSTU nie masz dla niego litości... dostał parę szczęśliwych dni aby zaraz doznać tak bolesnego ciosu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyszło mi to z bólem. I również tak uważam. Gdyby cała ta sytuacja nie wyszła, chociaż wyszłaby prędzej czy później, to Janek był dla Gosa najlepszym przyjacielem. Tylko niestety nie robił tego bezinteresownie, a przynajmniej nie na początku, bo potem to właściwie nie wiadomo.
      Ciężko mówić mi o litości, kiedy tak po prostu sobie wymyśliłam opowiadanie. Cieszę się natomiast, że tak mocno kibicujecie Jurkowi i polubiliście go na tyle, by przeżywać razem z nim jego dramaty. Pewnie już to tu mówiłam, ale bardzo cenię emocje w opowiadaniach i sama chcę je wywoływać, a sądząc po reakcji mi się to udało...
      Nie zapominajmy też, że przed Jurkiem jest jeszcze kawałek historii, która być może zmieni jego losy. :)

      Usuń
  3. Hej podpinam się pod wyżej napisany post. No jak mogłaś.... Biedny Jerzy cały czas robisz mu pod górkę :'(. Jeżeli chodzi o Janka to jestem ciekawa jego historii i co spowodowało że wybrał taka taka życia i muszę przyznać że tak coś czułam że Janek kręci. Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzę się i powiem, że wcale nie było mi łatwo to napisać, ale tak już po prostu miało być...
      Cieszę się, że wyczułaś, że Janek kręci. Trzeba mu przyznać, że wykreował się na taką osobowość, że ciężko było go o cokolwiek podejrzewać.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Cześć!

    Prawdę powiedziawszy, zanim zacząłem czytać ten rozdział, odruchowo zerknąłem na pierwszy komentarz (zazwyczaj tego nie robię); kiedy dowiedziałem się, że „Janek jest tym złym”, w mojej głowie pojawiły się o wiele gorsze scenariusze niż ten, który ostatecznie opisałaś w rozdziale.

    Nie będę ściemniać - nie wstrząsnął mną ten rozdział. Od dawna można było podejrzewać, że Janek ma coś za uszami (bijatyka w barze, nielegalne wyścigi), dlatego właśnie nie czuję się jakoś szczególnie zaskoczony i dotknięty. Oczywiście nie zamierzam zaklinać rzeczywistości i wybielać zachowania Janka, bo myślę, że w kwestii jego perfidności i kłamstw wszyscy się zgadzamy. Niewątpliwie zachował się słabo, choć z drugiej strony nie wydaję mi się, żeby wszystko było grą. O ile na początku Janek faktycznie mógł nie mieć dobrych zamiarów, o tyle myślę, że jego uczucia do Jurka z czasem okazały się być prawdziwe. Nie sądzę, że troska, którą mogliśmy zauważyć i odczuć, była fałszywa (w końcu, na przykład, Janek ostrzegał Jurka przed Alicją i Danielem; i tak, mógł to robić, żeby się nie wsypać, ale szczerze w to wątpię). Podsumowując, moja sympatia do Janka zmalała w niewielkim stopniu - nie pochwalam bawienia się czyimś kosztem, z drugiej strony trzeba pamiętać jednak o tym, że nie wiemy, jakie motywy za tym stały, nie wiemy także, czy Janek nie chciał się do wszystkiego przyznać.

    Jeśli chodzi o Jurka, to ma on prawo czuć się źle. Ma prawo oskarżać Janka o zdradę. Ma prawo być zły - każdy z nas zapewne byłby na jego miejscu. Ale z drugiej strony Janek bardzo mu pomógł - niezależnie od tego, czy jego intencje były szczerze, czy nie, to był on promykiem słońca, który pozwolił Gosowi wyjść z jego skorupy. Myślę więc, że z czasem, kiedy emocje opadną, Jurek zrozumie, że mimo wszystko relacja z Jankiem przyniosła mu wiele dobrego (nawet jeśli była oparta na kłamstwie). Wierzę także, Jurek będzie miał okazję poznać całą prawdę, bo na razie zna tylko kilka szczegółów.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!

      Kurczę, no widzisz, nie ma co tak sobie spoilerować. Też mi się zdarza (chociaż rzadko) najpierw zajrzeć do komentarzy, ale zazwyczaj nie wychodzę na tym dobrze ^^'

      Bardzo rozsądne podejście co do Janka. Na początku faktycznie nie życzył dobrze Jurkowi, raczej liczył na łatwe profity, ale później go polubił, co było widać. Jednak nie zmienia to faktu, że zachował się karygodnie i na miejscu Jurka też nie chciałabym takiego "przyjaciela", który dokleił się do mnie, by coś zyskać. Może gdyby Janek przynajmniej powiedział Jurkowi prawdę wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, ale tak... Czyżewski wypadł w najgorszym świetle i Jurek patrzy na razie tylko na to. Być może kiedyś nabierze dystansu, ale będzie musiało minąć dużo czasu.
      Jeżeli chodzi o całą prawdę to wątpię żeby Jurek chciał dociekać wszystkiego, raczej wolałby to wyprzeć (hehe, w tym jest akurat najlepszy), ale coś jeszcze postaram się wyjaśnić przed zakończeniem opowiadania. :)

      Usuń