Rozdział 29: Prawda wyszła
na jaw
Jurek obudził się
pierwszy. Promienie słoneczne oświetlały mu twarz, rozgrzewały policzki i
raziły zaspane oczy, skutecznie odganiając resztki snu. To była przyjemna noc,
cicha i spokojna. Poranek natomiast jak z marzenia. Ciepły, spędzony w miękkiej
pościeli tuż obok Łukasza, który spał, oddychając cicho, z głową na poduszce.
Wyglądał spokojnie, jego twarz nie zdobiła ani jedna zmartwiona zmarszczka. Oblany
jasnym światłem, okryty pastelową, błękitną kołdrą koił wszystkie zmysły
Jerzego. Niczym rzeźba stworzona do podziwiania, eksponował rysy twarzy. Mocną
linię szczęki, której Jurek nie odważył się dotknąć chociażby opuszką palca,
mimo że bardzo chciał, prosty nos bez żadnej skazy… Usta, lekko rozchylone, jedynie
trochę ciemniejsze od koloru skóry, pełne i miękkie. Takie, które całowały go z
wprawą i zaangażowaniem, wywołując dreszcze na samo wspomnienie. Jerzy miał
ochotę wychylić się po nie i skraść z nich pocałunek, by sprawdzić, czy poczuje
skurcz w żołądku i gorący prąd wzdłuż kręgosłupa. Nie odważył się, mając
wrażenie, że zbudzi tym mężczyznę. Zamiast tego dalej patrzył, śledząc
dokładnie twarz, którą tak dobrze znał, a mimo to nie mógł odwrócić od niej
wzroku. Podobały mu się jasne rzęsy, rzucające cienie na policzki i
zmierzwione, falowane włosy rozsypane po poduszce…
Jerzy nie potrafił
powstrzymać uśmiechu. Leżąc w obcym łóżku, otoczony innymi zapachami i nieswoją
pościelą w końcu czuł się dobrze. Na miejscu. Nie chciał wychodzić, nie chciał
uciekać czym szybciej, przepełniony wyrzutami sumienia. Mógłby przyzwyczaić się
do tego widoku.
Widoku, który niestety
nie mógł trwać wiecznie. Gos zdawał sobie z tego sprawę właściwie już od
chwili, gdy uchylił powieki i zobaczył, że jest zdecydowanie zbyt jasno. Zbyt
późno. Wiedział, że był spóźniony do pracy, ale dopóki jego szef spał w
najlepsze nie czuł się winny.
Łukasz w magiczny
sposób chyba pomyślał o tym samym, bo powoli przeciągnął się w pościeli, budząc
się. Jerzy, czując się jak przyłapany na gorącym uczynku, odwrócił wzrok na
ogromne okna, z których miał widok na sporą część miasta. Ten widok również mu
się podobał. U siebie widział niewiele więcej niż kawałek osiedla.
Słyszał jak Łukasz
podnosi się w pościeli. Szelest działał kojąco na jego zmysły, tak samo jak i
słońce wpadające zza szyb. W końcu się jednak odwrócił, by złapać zaspane,
otumanione snem oczy.
– Spóźniłeś się do
pracy. – Przywitał go takimi słowami, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Łukasz
zmrużył powieki i przetarł dłonią policzek.
– Mmm, ty też się
spóźniłeś do pracy – mruknął, wbijając w niego oskarżycielskie spóźnienie.
Jurek parsknął. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?
– Nie chciałem
wychodzić bez ciebie? – odpowiedział, unosząc wysoko brew. Wolał się nie
przyznawać, że obudził się zaledwie kilka minut temu.
Odpowiedz jednak była
trafiona. Twarz Łukasza wygładziła się, a on sam uśmiechnął delikatnie, by po
chwili westchnąć. Zaczął wygrzebywać się z kołdry, kręcąc niedowierzająco
głową.
– Kto by pomyślał, że
jesteś taki uroczy z rana – mruknął z uśmieszkiem.
Jeżeli Jerzy był
uroczy, to Nakonieczny nie wiedział jak sam wyglądał z zaspaną miną, zmrużonymi
oczami i lekkimi wypiekami na policzkach. Gos wolał się z nim jednak nie
kłócić, zwłaszcza że mężczyzna powoli zaczynał dochodzić do siebie. Podszedł do
szafki, na której zostawił zegarek i przeklął pod nosem.
Jurek domyślił się, że
było późno dlatego nie ociągając się więcej również wstał.
– Za piętnaście minut
muszę wychodzić – Łukasz oznajmił grobowo, rzucając mu krótkie spojrzenie. Tym
razem to Jurek przeklął pod nosem.
– Nie wziąłem ze sobą
nawet żadnych rzeczy. Nie spodziewałem się, że... Myślałem, że wrócę do domu –
odchrząknął, czując jak niewielki rumieniec wpływa na jego policzki. Łukasz
potaknął szybko głową na te słowa. Jednocześnie zaczął kierować się w stronę
schodów, gestem zachęcając Jerzego do tego samego. Nie ociągając się kilka sekund
później już razem po nich zbiegali.
– Okej, zajedziesz do
siebie, ja jednak muszę być w firmie o dziesiątej, wiec nie mam wiele czasu –
oznajmił, zmierzając w głąb mieszkania. – Poczekasz? – rzucił już niemalże zza
drzwiami.
– Jasne – mruknął
cicho. Rozejrzał się jeszcze raz po mieszkaniu i w końcu usiadł na kanapie. Na
stole przed nim leżały dwa puste kubki i ich telefony.
Słyszał jak Łukasz się
krząta. Coś puknęło, coś stuknęło i mężczyzna był już z powrotem w salonie z
pokaźnym skoroszytem i z laptopem w torbie. Położył to wszystko na stół,
rzucając przy tym Jurkowi przepraszające spojrzenie i pognał z powrotem po
schodach, pokonując po dwa stopnie na raz.
Jerzy mógł odetchnąć,
zadowolony, że sam nie musiał się tak śpieszyć. Sięgnął po swój telefon i
zaczął go przeglądać. Jeremi napisał do niego kilka wiadomości, poza tym nic
szczególnego się nie działo.
Czekał. Od czasu do
czasu ciszę przerywał jakiś hałas z góry. Jurek wyciszył się. Słońce padało mu
na twarz, oblewając go jasnym światłem, a w mieszkaniu unosił się przyjemny,
świeży zapach, którego źródła dopatrzył się w kontakcie, tam bowiem znajdowało
się pachnidełko.
Ten spokojny czas,
podczas którego Jurek ośmielił się nawet przymknąć oczy przerwały mu donośne
wibracje telefonu. Aż podskoczył, kiedy smartfon zaczął poruszać się po
stoliku. Spojrzał na niego niepocieszony, że przerwał mu chwilę relaksu i
zwyczajnie go przestraszył, ale wystarczyło, że zobaczył kto dzwonił i
przestało go to obchodzić.
Marcin.
Telefon dzwonił i
dzwonił, nie dając mu spokoju, a Łukasza dalej nie było. Jerzy mógł się tylko
wpatrywać w imię napisane na wyświetlaczu i czuć, jak coś podchodzi mu do
gardła.
Niewiarygodne, jak
mocno to na niego wpłynęło. Spiął się. Przygryzł nawet wargę. Miał ochotę
odrzucić połączenie, a potem usunąć z rejestru, żeby Łukasz tego nie zobaczył,
ale się powstrzymał. Serce dudniło mu w piersi, a telefon dzwonił dalej. W
końcu jednak przestał, tym samym sprawiając, że Jerzy odetchnął z ulgą. Drugi
raz nie zadzwonił.
Pięć minut później
Łukasz stanął u szczytu schodów. Już nie był zaspany ani rozczochrany. Miał na
sobie białą koszulę i granatową marynarkę, która doskonale na nim leżała. Jurek
wbił w niego natarczywe spojrzenie, nie mogąc wyrzucić z głowy, że Marcin do
niego dzwonił. Mężczyzna wyłapał to, ale nie miał czasu zaprzątać tym sobie
głowy. Pod pachę chwycił teczkę, w rękę laptopa. Jurek wstał szybko z kanapy.
Patrzył jak wolną dłonią Łukasz sięga po telefon i zerka na wyświetlacz. Przez
jego twarz przemknął cień.
– Musimy iść – zarządził nerwowo. Jerzy skinął
głową. Był gotowy wyjść w każdej chwili.
W windzie było
niezręcznie. Łukasz wydawał się spięty, co chwilę poprawiał laptopa w ręce i
śledził wzrokiem mijane piętra. Jurkowi się to udzieliło, chociaż oprócz
napięcia, czuł też niepokój.
Czy Słowiński mógł im
to wszystko jeszcze spieprzyć, zastanawiał się, patrząc na bladą twarz
Nakoniecznego.
Do samochodu doszli w
dwie minuty. Gos odprowadził towarzysza, nie mogąc spuścić go z oka. Patrzył,
jak Łukasz wrzuca wszystkie rzeczy na tylne siedzenie i podchodzi do drzwi kierowcy.
– Zobaczymy się w
firmie? – Jurek zapytał zaplatając ręce na piersiach.
– Nie wiem. – Gos
skinął niemrawo głową, a Łukasz widząc to nie zastanawiał się długo.
Przyciągnął nic niespodziewającego się mężczyznę za poły płaszcza i pocałował
go mocno, wywołując tym natychmiastową reakcję. Jerzy jęknął mu w usta,
chwytając się go za ramiona. Serce w jednej chwili zaczęło tłuc mu w piersi,
zwłaszcza kiedy doszło do niego, że stoją na parkingu, wśród ludzi.
– Na pewno zobaczymy
się po pracy, hm? – mruknął, zaglądając prosto w niebieskie tęczówki. – Muszę
jechać – dodał przepraszająco, odsuwając się.
Jerzy skinął głową,
zbyt oszołomiony nagłym doznaniem.
– Mhm – wydusił, kiedy Łukasz już wsiadał do
samochodu. Odszedł kilka kroków, patrząc jak ten odpala silnik i na pożegnanie
uśmiecha się do niego lekko.
Gdy odjechał, Jerzy
odetchnął i rozejrzał się wokół. Po parkingu kręciło się sporo osób. Kilka z
nich zerknęło na niego, ale nikt nawet nie zwrócił na niego większej uwagi. Gos
zmarszczył brwi, rozglądając się uważnie. Miał wrażenie, że zaraz coś się
wydarzy – ktoś się doczepi, obrazi, wyzwie od pedałów… Jednak mimo że na pewno
miał świadków niedawnej sceny, kompletnie nikt nie zawracał na niego uwagi.
Tak jakby było to
normalne.
Lekko zdezorientowany
ruszył w stronę własnego auta. Mimo wszystko wciąż liczył, że coś się wydarzy,
że nie przejdzie to bez echa. Mylił się. Dziwiło to go, ale i dawało nadzieję…
Chyba naprawdę mogło być normalnie.
Wracając do domu,
postukiwał palcami o kierownicę i kiwał głową w rytm muzyki, którą puścił z
odtwarzacza. Śpieszył się, a im szybciej jechał tym muzyka grała głośniej.
Czekając na światłach, wczuł się całkiem i aż przeszły go ciarki, kiedy jakiś
debil obok zaczął trąbić niemiłosiernie. Odwrócił głowę, by obrzucić gościa
pogardliwym spojrzeniem, jednak kiedy to zrobił jego oczom ukazało się
granatowe audi z charakterystycznymi, różowymi paskami… Z okna natomiast
machała do niego wyszczerzona Sandra.
Zapatrzył się na nią
zdziwiony, ale sam też się uśmiechnął. Otworzył okno, widząc, że kobieta robi
to samo. Do wnętrza od razu wpadł mróz.
– Armani! – Sandra
krzyknęła. Usta miała wymalowane matową szminką. – Świat jest jednak mały! –
Wychyliła się, by lepiej ją słyszał.
– Sandra, co ty tu… –
zaczął, lecz nim zdążył skończyć, światło zmieniło się na zielone.
– Jedź za mną! –
krzyknęła, ruszając z piskiem opon. Jerzy tylko jęknął, ale posłuchał się.
Zjechał na jej pas i jechali jedno za drugim, aż kobieta nie wjechała w boczną
drogę. Po dłuższej chwili znaleźli miejsce do zaparkowania.
Sandra wyskoczyła z
samochodu pierwsza, Jerzy zaraz po niej. Patrząc na nią, przeżył mały szok,
kobieta bowiem nie przypominała samej siebie. Była ubrana w prosty, szary
płaszcz, spod którego widać było czarną spódnice w kolano. Na jej stopach
błyszczały się lakierowane trzewiki, a w uszach miała małe, skromne kolczyki.
Reszta ozdób zniknęła z jej twarzy.
– Sandra... Siniak
widzę już zniknął – zauważył, uśmiechając się półgębkiem. Ta spojrzała na niego
nieprzyjemnie i wywróciła oczami.
– Gorsze się miało
siniaki, chociaż co ty o tym możesz wiedzieć? – Uniosła wysoko brew. Na jej
twarzy wykwitł grymas wyższości. – Co wy tak zwialiście ostatnio? Było mi
autentycznie przykro… – powiedziała smutnym tonem, w który Jurek nie uwierzył
ani przez chwilę.
– Jasne – parsknął.
Kobieta udawała jeszcze moment, ale w końcu wywróciła oczami. – Wynik i tak był
przesądzony.
– To wcale nie było
pewne! Mateusz to świetny zawodnik – powiedziała, wyjmując z kieszeni płaszcza
fajki. Wyciągnęła jedną dla siebie, potem poczęstowała Gosa, który się skusił.
– Ale wygrałaś –
mruknął z papierosem między wargami.
– No pewnie, że
wygrałam – parsknęła, zaciągając się. – Jakbyś został, to byś nie musiał
się dopytywać. Teraz muszę wygrać
jeszcze z Alicją i spełnię swoje marzenie.
– Jurek skrzywił się na dźwięk imienia siostry Dęby. – Chyba
przyjedziecie zobaczyć, co? To będzie ciekawy Sylwester.
Jurek kupił sobie
trochę czasu, zaciągając się.
– Janek jedzie do
rodziny. Nie wiem czy wróci do tego czasu, a ja… Cóż, ja mam już plany na
Sylwestra. – Przynajmniej liczył na to, że miał plany. Z Łukaszem.
– Serio, Armani? – westchnęła ciężko. Gos
wzruszył ramionami. – Nie musisz się izolować. Pasujesz do nas, masz to we
krwi. – Uderzyła go zaczepnie w ramię. Uśmiechnęła się przy tym, jakby chciała
go za wszelką cenę przekonać, ale Jurek nie się nie dał. Wcale nie czuł, że do
nich pasował. Ostatnie kilka spotkań dobitnie mu to uświadomiły.
– A co jeżeli spadnie śnieg?
– zmienił temat. Tym razem to Sandra wzruszyła ramionami.
– Przełożymy na marzec
albo kwiecień. To nie tak, że nam to ucieknie. Może nawet i bym tak wolała –
przyznała, wypuszczając dym z ust. – Ten sezon był bardzo burzliwy – mruknęła
posyłając mu znaczące spojrzenie.
Jurek westchnął. Chyba
nie potrzebował przypomina, że wpakował się w ich środowisko kompletnie
nieproszony i na dodatek wywrócił je do góry nogami.
– Wiesz, zanim powiesz,
że musisz jechać – zaczęła kobieta idealnie rozgryzając Gosa – to adres mojego
mieszkania znasz. W razie jakbyś chciał się załapać na jakąś imprezę –
mruknęła, wyrzucając peta na chodnik. Zgniotła go trzewikiem, a Jurek zaraz
zrobił to samo.
– Dzięki, doceniam.
Schlebiało mu to
zaproszenie. Pragnął być lubianym i, co tu dużo mówić, nie chciał
zaprzepaszczać sympatii Sandry, zwłaszcza że sam ją nią obdarzył.
Rozeszli się w przyjaznej
atmosferze i każde pojechało w swoją stronę.
Następne dni mijały
Jurkowi w ekspresowym tempie, zresztą nic dziwnego. W piątek do pracy dotarł na
dwunastą i siedział tam do późnego wieczora, by wyrobić godziny. Na szczęście
Łukasz nie był już taki zajęty i przyszedł do niego koło osiemnastej. Niestety
to było tyle, jeżeli chodziło o ich spotkanie. Gos musiał wrócić do mieszkania,
zdając sobie sprawę, jak wiele miał na głowie. Została mu tylko noc na
świąteczne porządki i przygotowania. W praktyce i tak wyszło inaczej, bo do
dwudziestej drugiej siedział z Jankiem, który miał wyjeżdżać do siebie dwie
godziny później. Umówił się z grupą ludzi na BlaBlaCar, co nie bardzo podobało
się Jurkowi. Gos wolałby go nawet odwieźć samemu! Niestety nie pomyślał o tym wcześniej,
dlatego musiał się pożegnać z Jankiem w mieszkaniu. Uściskał go serdecznie,
życząc mu Wesołych Świąt. Dzieciak złożył mu te same życzenia, uśmiechając się
do niego rozbrajająco, a serce Jurka krajało się na myśl, że chłopaka nie
będzie przy nim aż do Nowego Roku. Wigilia wypadała w sobotę, więc Jurek miał
ranek i przedpołudnie na dokończenie wszystkich spraw. Wyrobił się ze
sprzątaniem, ustrojeniem drzewka i rozwieszeniem światełek. Znalazł nawet czas,
by przygotować kupione na ostatnich zakupach gotowe potrawy, a potem przyszedł
Stanisław.
Było odrobinę
niezręcznie, cisza czasami przytłaczała ich obu. Ostatnie wydarzenia zawisły
między nimi niczym głaz, który w każdej chwili mógł się osunąć i ich
przygnieść. Na szczęście nic takiego się nie stało, a na drugi dzień atmosfera
między nimi zdecydowanie się rozluźniła. Oglądali razem filmy, po czym napili
się kilka lampek wytrawnego wina. Obejrzeli również zdjęcia z dzieciństwa
Jerzego. Robili to pierwszy raz odkąd… wydarzyło się to wszystko. Na żadnym z
nich nie było jego matki. Tak jakby Stanisław wyrzucił ją z każdego zakątka ich
życia. Do Jurka na początku to nie dotarło. Dopiero później, w nocy, gdy leżał
w jednym z pokoi ojca, uderzyło go to wszystko. Czy Judyta miała na zawsze
zniknąć z jego życia…?
Drugiego dnia świąt
Jurek już nie obchodził. Od ojca wrócił po południu i na powrót znalazł się u
siebie w mieszkaniu. Pierwsze godziny jakoś mu zleciały, jednak z każdą kolejną
czuł, że coś jest nie tak. Brakowało mu czegoś. Kogoś.
Bez Łukasza nie czuł
się już tak pewnie. Bolała go ta dwudniowa cisza. To że mężczyzna nie
skontaktował się z nim od piątku, nawet nie napisał. Na dodatek ten telefon od
Marcina…
Czy to możliwe, że byli
teraz razem? Na tę myśl Jerzy poszarzał. Krzątał się po domu nie mając co ze
sobą zrobić, jedynie myślał. Wątpliwości zjadały go od środka, zwłaszcza kiedy
porównywał Słowińskiego do siebie. Jak mógł się z nim równać? Marcin był od
niego lepszy niemalże w każdym aspekcie. Młodszy, przystojniejszy, wiecznie
uśmiechnięty…
Potem jednak
przypomniał sobie słowa Łukasza, gdy ten mówił, że go nie kochał i coś w nim
się ucieszyło. Z zastanowieniem wyciągnął telefon i przez chwilę ściskał go w
dłoni.
Nie, były święta. To
nie był dobry czas, pomyślał siadając ciężko w fotelu. Włączył telewizor i
leniwie zaczął przeskakiwać po kanałach. Szukał czegoś, co pozwoliłoby mu
chociaż na chwilę się odprężyć i nie myśleć, aż natrafił na pewną scenę, która
go zmroziła. Na ekranie właśnie leciała scena pocałunku między dwójką mężczyzn.
Kowboi z tego co widział. Był to pocałunek mocny, spragniony.
Jurka przeszły dreszcze
obrzydzenia. Ciało spięło się, przypominając sobie, że kiedyś puszczano mu
podobne widoki. Wtłaczano mu do głowy jakie to złe i obrzydliwe.
Chciał to od siebie
odrzucić. Wstał, zaczął krążyć po salonie. Oddech mu przyśpieszył, a on dalej
uparcie zerkał na dwójkę kochanków. Negatywne emocje zaczęły w nim buzować.
Złość, lęk, obrzydzenie… Wszystko to wróciło jak na zawołanie wraz z tym
przeklętym obrazem.
Nie wytrzymując,
wyłączył telewizor. Rękę położył na czole, mając wrażenie, że cały jest
rozpalony. Starał się uspokoić, ale to nie było łatwe, kiedy jego pamięć
podsuwała mu przed oczy najgorsze obrazy. Miał wrażenie, że go coś bolało. Jego
oddech przyśpieszył. Płytki i świszczący przecinał powietrze, gdy Jurek nerwowo
chodził po salonie. Mimo starań nie bardzo potrafił się uspokoić. Próbował się
przekonać, że nic mu się nie działo, nikt nad nim przecież nie stał, skąd więc
ten obezwładniający lęk?
Zacisnął mocno telefon
w dłoni. Wiedział, kto mógłby mu pomóc odgonić to wszystko samą swoją
obecnością. Być może powinien chociaż
spróbować? Nie mógł się przecież bać całe życie!
Odblokował telefon i
wszedł w kontakty. Już niemalże kliknął zieloną słuchawkę, gdy coś go
powstrzymało. Ze świstem wypuścił powietrze, przesuwając listę kontaktów w górę.
Wybrał inny numer.
– Janek...?
We wtorek, kiedy wrócił
do pracy, przywitały go krzywe spojrzenia i szepty. Mijający go na korytarzach
ludzie wydawali się jeszcze bardziej odlegli niż zazwyczaj, gdy odwracali od
niego wzrok w chwili, kiedy przyłapał ich na obserwacji. To wszystko wydawało
się bardzo niepokojące i Jurkowi automatycznie zaczęły drżeć dłonie. Włożył je
do kieszeni, chcąc dodać sobie pewności, ale to nie pomagało. Z każdym jednym
spojrzeniem się kurczył. Żałował, że zwyczajowo przystanął przy ekspresie.
Wolałby od razu zaszyć się w gabinecie i ukryć przed wszystkimi.
Wiedział, że to było
głupie. Jego głowa płatała mu figle, znowu przemawiał przez niego dawny strach…
Wyolbrzymiał to wszystko, na pewno.
Chcąc się uspokoić,
odetchnął głośno nastawiając ekspres. W końcu oderwał wzrok od krzątających się
ludzi i zajął się kawą. Wyciągnął dla siebie białą filiżankę, a gdy to robił
kątem oka zauważył ruch. Uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, kto lubił dzielić
z nim tę poranną rutynę... Zdziwił się
jednak, kiedy zamiast Łukasza zauważył Alka opierającego się nonszalancko o
szafkę. Facet miał na sobie czapkę, chociaż nie tę co ostatnio i kremową bluzę
z wymalowaną na przodzie tęczą. Jurek przełknął ślinę na ten widok. Jego
uśmiech przygasł. Niemniej, kontynuował przygotowywanie kawy, starając się nie
zaprzątać sobie głowy mężczyzną.
– Co tam, Jurek? – Alek
rzucił od niechcenia, posyłając mu spojrzenie spod rzęs. Gos spiął się.
– Czego chcesz? –
zapytał, przybierając na twarz maskę obojętności i powagi. Starał się przy tym
nie zabrzmieć agresywnie, a jedynie stanowczo.
– Sam nie wiem –
odpowiedział, uśmiechając się perfidnie. Przez daszek czapki połowa jego twarzy
skryta była w cieniu. – Chyba chciałem tylko zapytać jak tam – kontynuował,
przysuwając się. Jerzy odsunął się, posyłając mu krzywe spojrzenie. – Może
spotkalibyśmy się wieczorem? – zapytał cicho, po czym złożył usta w dziubek i
wysłał mu dyskretny pocałunek.
Jurka zmroziło. Patrzył
na niego w osłupieniu, czując jak jego ciało zalewa fala zimna. Alek natomiast
uśmiechnął się, odchylając głowę do tyłu. Patrzył na Gosa z wyższością,
odczuwając przyjemność ze zdezorientowanej miny mężczyzny.
– To jak będzie?
Skusisz się? – dopytał, prostując się. – Bo ja z chęcią bym się skus…
– Zamknij jadaczkę –
warknął Jerzy, spinając się. Serce biło mu w piersi jak dzwon, kiedy starał się
opanować panikę. To, to… nie mogło się dziać.
– Co jest? Czyżbym
trafił w czuły punkt? – A jednak się działo.
Jerzy pokręcił głową.
Był blady jak ściana.
– Skądże. – Przełknął
ślinę. Alek uśmiechnął się szerzej. – Niemniej, muszę odmówić – odpowiedział na
wcześniejszą propozycję, starając się by w jego głosie wybrzmiał ton dawnej
pogardy.
– Szkoda. – Alkowi
wbrew słowom zaświeciły się oczy. – Gdybyś zmienił zdanie to wiesz, gdzie mnie
szukać. – Odepchnął się od blatu. Nie kłopotał więcej Gosa. Odszedł wyjątkowo z
siebie zadowolony, zostawiając mężczyznę w spokoju. Względnym, gdyż Jurkowi
daleko było do tego stanu. Dłonie mu drżały, kiedy chwytał filiżankę. W gardle
miał gulę, której nijak nie mógł przełknąć. Ze strachem uniósł spojrzenie. Od
razu kilka par oczu odwróciło od niego wzrok.
Tym razem wiedział, że
to nie jego głowa była problemem. To działo się naprawdę. Oni wszyscy
wiedzieli.
Szedł jak w amoku, nie
zwracając uwagi, że zalewał sobie koniuszki palców kawą. Chciał już tylko
zamknąć się za drzwiami, by nikt nie musiał go oglądać. Chwilę przed wejściem
do własnego gabinetu, uświadomił sobie, że najpewniej znajduje się w nim
Stanisław, dlatego ominął własne drzwi i zapukał w te Łukasza. Mężczyzna
pozwolił mu wejść, co Jerzy czym szybciej uczynił.
Jego widok wcale nie sprawił, że poczuł się
pewniej. Serce wciąż biło mu niezdrowo w piersi, gdy podchodził do biurka,
śledzony uważnym spojrzeniem.
– Oni wiedzą –
powiedział, odkładając drżąco kawę na blat. Łukasz wskazał mu głową na krzesło,
by usiadł.
– Kto?
– Nie wiem kto, Alek na
pewno – mówił zdenerwowany, zaciskając dłonie w pięści. – I cała reszta –
kontynuował, wlepiając spojrzenie w kłykcie. Głos mu zadrżał.
– Hej, spokojnie… –
Łukasz wychylił się przez biurko, by złapać mężczyznę za ręce. Uścisnął je.
– Niby jak mam być
spokojny? – warknął, unosząc wzrok. Ledwo się powstrzymał, by nie wyrwać się z
uścisku. Łukasz wyczuł to, dlatego sam zabrał ręce. – To jest pieprzony koszmar
– mówił dalej, a przez złość w jego głosie zaczęła przebijać się żałość. Łukasz
wyprostował się, ważąc słowa. – Nie wiem, co mam zrobić… Nie wiem, jak w ogóle
do tego doszło.
– To co możesz zrobić,
to nie dać im satysfakcji. Przestań chować głowę w piasek i pokaż im, że z tobą
się nie zadziera. Przecież potrafisz, wiem o tym dobrze – Łukasz zmrużył oczy,
jakby go oceniał. – Mam ci przypomnieć, jaki czasami potrafiłeś być hardy,
niemalże bezduszny? – Uniósł brew pytająco, wstając z krzesła. Jerzy wbił w
niego niepewnie spojrzenie, oglądając jak Łukasz obchodzi biurko.
– To było zanim to
wszystko… – zaczął, lecz urwał, kiedy Łukasz dosłownie podniósł go za fraki.
Stanęli ze sobą twarzą w twarz, a ich spojrzenia nie odrywały się od siebie.
Oddech Gosa przyśpieszył, kiedy miał Łukasza tak blisko. Zwłaszcza, gdy
mężczyzna był wzburzony tak, jak teraz.
– Ani słowa więcej.
– Daj mi się wysłowić!
– Łukasz zacisnął dłoń na jego kołnierzu jeszcze mocniej.
– Nie mam zamiaru tego
słuchać.
– Ach tak? – Gos
fuknął. Przez nacisk na szyję jego głos zabrzmiał niczym warkot. – To masz
problem, bo nie masz innego wyjścia – wyrzucił gniewnie, odtrącając zaciśniętą
na kołnierzu dłoń. Złapał ją mocno i jednym ruchem przyszpilił z tyłu do biurka.
Łukasz spojrzał na
niego, odchylając głowę. Oddychał płytko przez usta, śledząc zmiany w mimice
Jerzego.
– Widzisz? – szepnął. –
Wystarczy chwila, by wróciła twoja nieugięta wersja – powiedział, wciskając się
w biurko. Jerzy trzymał go mocno, ciągle zdenerwowany i nieświadomy siły, którą
wkładał w nacisk. – Wolałbym jednak, by ta konkretna została tylko dla mnie. –
Oczy Łukasza zalśniły. Jerzy natomiast sapnął, zdając sobie sprawę, z tego co
zrobił z nim mężczyzna.
– Zawsze byłeś
przeklętym manipulatorem – warknął prosto w jego usta. Widział, jak ten
uśmiecha się wdzięcznie, niemalże uroczo. Jak wilk w owczej skórze.
– Ja w przeciwieństwie
do ciebie nie twierdzę, że zaszła we mnie wielka zmiana – powiedział, wiercąc
się przyszpilony do biurka. Jerzy obrzucił całą jego sylwetkę pożądliwym
spojrzeniem z czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Łukasz za to widział to jak
na dłoni i specjalnie zaczął wiercić się mocniej.
Gos przełknął ślinę,
nie mogąc oderwać od niego wzroku. Uniósł wolną dłoń do naprężonej szyi i
przejechał po niej opuszkami palców.
– W takim razie masz w
sobie mnóstwo różnych wersji – mruknął, wbijając mocniej paznokcie w jego
skórę. Za karę. Łukasz zaśmiał się chrapliwie.
– Każda z nich jest
równie prawdziwa. – Spojrzał mu w oczy.
Gos nie mógł temu zaprzeczyć. Znał już Łukasza trochę, ostatnio poznawał go
coraz bardziej i widział już mnóstwo wersji mężczyzny. Zmartwiony, wkurwiony,
beznadziejnie rozbity i cholernie pewny siebie… Troskliwy. – Ty też możesz
nauczyć się je wykorzystywać – szepnął,
pochylając się, by pocałować mężczyznę.
Jerzy przymknął oczy,
pozwalając, by ciepły język wsunął się między jego wargi i starł się z jego własnym.
Objął Łukasza w tali w końcu uwalniając jego rękę z uścisku, co ten od razu
wykorzystał i wsunął dłonie we włosy Gosa.
– Nie chcę więcej
widzieć takiego załamania, rozumiemy się? – zapytał, przeczesując brązowe
kosmyki.
Jerzy spojrzał mu w
oczy i przez chwilę siłowali się tak na spojrzenia, dopóki Gos nie westchnął
zrezygnowany.
– Jak jesteś obok
wydaje się to łatwiejsze – przyznał, rumieniąc się na policzkach. Rumieniec powiększył
się, gdy zobaczył rosnący na twarzy Łukasza uśmiech.
– Jeżeli dwa miesiące
temu, ktoś by mi powiedział, że potrafisz być taki uroczy, nie uwierzyłbym.
Jurek parsknął i
odsunął się od niego wymownie. Odchrząknął, poprawiając kołnierz.
– Nie jestem pewien,
czy się cieszę, że mnie tak określasz.
Łukasz niespodziewanie
chwycił go za przód koszuli, nie pozwalając mu się odsunąć. Z powrotem pomiął
mu materiał, na co Jurek zmrużył oczy, ale pozwolił się przyciągnąć do jego
ciała. Spodziewał się pocałunku, za którym zdążył się już stęsknić… Zamiast
tego przeszły go dreszcze, gdy Łukasz zassał się lekko na jego szyi,
zostawiając na niej nikłe zaczerwienienie.
– Dlaczego? Ja lubię
takich uroczych mężczyzn – szepnął, muskając wargami skórę w tym samym miejscu.
Gosowi zaschło w gardle. Nie potrafił oderwać wzroku od jasnej czupryny i
czekoladowych tęczówek, które nęciły go i męczyły, nie dając nawet mocniej
odetchnąć. Łukasz posiadał tę umiejętność, że obierał mu zdrowy rozsądek, ale i
oferował zapomnienie, które było mu tak potrzebne. Sprawiał, że ciało mrowiło i
płonęło, smagane gorącymi pocałunkami niczym biczem.
Całe gorąco zaczęło
kumulować się w okolicach podbrzusza, a to już było za dużo. Jurek, nim zdążył
pomyśleć, chwycił mocno biodra Łukasza i sprawnym ruchem odsunął go od siebie,
sadzając go na biurku. Leżące na nim papiery rozsypały się na podłogę.
– Wystarczy – wyrzucił
z trudem, oddychając ciężko. Kosmyki włosów opadły mu na twarz, gdy pochylał
się dociskając biodra Łukasza do blatu. – Lubisz uroczych mężczyzn, ha? –
warknął, patrząc wzburzony w brązowe oczy. – Czy może nieugiętych i
bezdusznych? – kontynuował, a dłonie zaczynały go palić, kiedy czuł pod nimi
mocne kości biodrowe. – Zdecyduj się może?
– Może znajdziesz złoty środek – odpowiedział
zadziornie, wpatrując się w niego uważnie.
Jerzy odchrząknął. Miał
wrażenie, że Nakonieczny dużo bardziej panuje nad sytuacją i robi z nim to na
co ma ochotę. Przede wszystkim jednak sprawiał, że Gos potrafił żyć, pomimo
wszystkich okropności, które się wokół niego działy. Pomagał mu przezwyciężyć
obezwładniający lęk związany z byciem…
Z byciem…
…Gejem.
I pomagał mu teraz, gdy
pokazywał mu, że to on jest panem swojego życia. To on ma na nie wpływ. Mógł
być silny. Mógł pokazać innym, że nic go nie rusza. Niezależnie, co wiedzieli,
co słyszeli i widzieli, nie musiał kajać się pod ich szyderczymi spojrzeniami.
Był jaki był. Nie prosił się o to, co przeżył. A już na pewno nie prosił się,
by wyszło to na jaw, przeciwnie, ukrył to najlepiej jak potrafił i skrywałby
nadal, gdyby wszystko nie potoczyło się tak dramatycznie.
– Nie daj im się, okej?
– Łukasz zauważył zamyślenie towarzysza i postanowił jeszcze raz dodać mu
otuchy. – Nie masz obowiązku im się spowiadać. A plotki jak to plotki, szybko
się znudzą zastąpione innymi – zapewnił i jednym ruchem zsunął się z biurka.
Sięgnął po kartki, które się rozsypały i zaczął zbierać jedną po drugiej. Jerzy
po chwili zastoju mu pomógł, śledząc wzrokiem pisma. Było w tym dużo
papierkowej roboty. Roboty, do której nie pozwalał się Łukaszowi zabrać przez
własne problemy. Zmarkotniał na myśl, że cały czas mu przeszkadzał, dlatego gdy
się wyprostował, wręczył mężczyźnie plik i odsunął się z zamiarem wyjścia.
Łukasz zerknął na niego zamyślony i skinął głową rozumiejąc go bez słów. Nim
jednak Jerzy zaszył się za drzwiami, usłyszał za sobą stanowczy głos.
– Widzimy się
wieczorem. Przyjadę po ciebie i liczę, że tym razem nie zabarykadujesz się w
domu, udając, że cię nie ma. – Jurek skrzywił się na te słowa, wiedząc, że
ostatnio spieprzył sprawę, ale za chwilę uśmiechnął się półgębkiem. Gdyby jej
wtedy nie spieprzył możliwe, że wszystko między nimi potoczyłyby się inaczej, a
tego by nie chciał.
– O której? – Odwrócił
się przez ramię.
– O dziewiętnastej. –
Jurek skinął głową, nawet nie walcząc z cisnącym mu się na usta uśmiechem.
Wychodząc, zamknął za sobą dokładnie drzwi i oparł się o nie, kręcąc z niedowierzaniem
głową.
Speszył się tylko,
kiedy napotkał na swojej drodze uważny wzrok Stanisława i jego uniesioną brew.
Odchrząknął, odrywając się od drzwi. Spojrzeniem ogarnął cały gabinet, żeby nie
skupiać się na mężczyźnie, który uśmiechał się podejrzanie. Nie umknęło mu
pewnie, że Jerzy przeszedł wyszczerzony jak mysz do sera przez drzwi prowadzące
od gabinetu Łukasza.
– Nie komentuj –
poprosił, gdy Stanisław otworzył usta. Ojciec posłuchał i jedynie pokiwał
głową, wracając do czegokolwiek, czym się zajmował.
Jerzy podszedł do niego
i usiadł przy swojej części biurka, odpalając komputer. Było piętnaście po
ósmej, wiec nie zabrał Łukaszowi aż tak wiele czasu, przez co mu trochę ulżyło.
Nie chciał być ciężarem… I chyba, tak jak zasugerował mu Nakonieczny, musiał
stanąć na nogi, a nie kajać się i karcić za wszystko, co robił i co się wokół
niego działo.
Odetchnął więc,
wbijając skupione spojrzenie w monitor. Miał zadanie do wykonania. Żaden Alek
nie będzie go rozpraszał, nieważne co gadał za ścianami. Tak samo inni!
Pogrążony w tych myślach, uniósł pewnie głowę. Zadziwiające, jak bardzo Łukasz
potrafił go zbudować. Jerzy był mu za to wdzięczny i poczuł… Poczuł
promieniujące wewnątrz ciepło, gdy pomyślał, że mężczyzna właśnie zanurzał
wargi w pozostawionej przez niego kawie.
Przez cały dzień
kierował się zasadą, że się nie podda i nie załamie. Na lunch wyszedł z ojcem.
Usiedli przy jednym ze stolików jedząc kupione przez Stanisława rogaliki. Jerzy
w tym czasie dyskretnie obserwował otoczenie. Krzywe spojrzenia i szepty
dochodziły go z każdej strony… Nikt jednak nie przekraczał tej granicy. Alek
siedział po przeciwnej stronie pomieszczenia wpatrując się w niego irytująco,
ale to było wszystko.
Na lunchu pojawił się
nawet Łukasz i, o dziwo, wnet wszystkie szepty ustały. Nawet Alek odwrócił
spojrzenie od Jerzego. Zamiast tego wbił je w Łukasza i zapatrzył się na niego
rozmarzony, co podniosło Jerzemu ciśnienie równie mocno co jego poranny wyskok.
Nie wierzył, że ten kundel miał czelność tak się wgapiać w jego Łukasza!
Cień satysfakcji
pojawił się na twarzy Gosa, gdy zauważył obojętność Nakoniecznego wobec tego
pacana. Nawet na niego nie zerknął! Jurka co prawda też obdarzył jedynie
krótkim spojrzeniem, co było zrozumiałe. Niestety, Łukasz znajdował się zaraz
na drugiej linii ostrzału, jeżeli chodziło o plotki. Nie dość, że wciąż temat
jego rozstania z Marcinem był żywy, to jeszcze był on z Jurkiem, gdy wydarzyło
się to wszystko, a to czyniło go równie łatwym celem.
W końcu ostatnie, czego
im było trzeba, to by ludzie zorientowali się co jest między nimi. Dlatego
Jerzy też starał się na niego nie patrzeć, a już na pewno nie robić tego w tak
ostentacyjny sposób jak ostatnio. Dodatkowo, nie chciał wyglądać jak Alek…
Chociaż ciężko mu było z tym walczyć, kiedy jego wzrok sam wyrywał się w stronę
Łukasza.
Z zamyślenia wyrwał go
dźwięk odsuwanego krzesła i huk ciężkiej teczki o stolik. Jeremi podszedł go od
tyłu, całkowicie go przy tym zaskakując i przyprawiając niemalże o palpitację
serca. Jurek bowiem spodziewał się już wszystkiego – nawet wściekłej hordy,
gotowej zrównać go z ziemią przez te wszystkie plotki.
– Dzień dobry! –
Chłopak przywitał się szybko jak zawsze. – Mam nadzieję, że mogę się dosiąść? –
zapytał się bardziej Stanisława, który, tak jak syn, był lekko zdezorientowany
jego obecnością.
– Proszę – odpowiedział
po sekundzie, chociaż chłopak i tak nie czekał na jego pozwolenie. Obrzucił ich
szybkim spojrzeniem, które zaraz utkwił w Jurku. Było w nim coś innego… Jakaś
nieznana dotąd Gosowi ciekawość, a to kazało mu myśleć, że…
Jeremi był już
wtajemniczony.
Przełykając ślinę,
Jerzy cały się spiął, czekając na jakieś słowa. Zimny pot wstąpił na jego kark,
gdy czekał na reakcję chłopaka.
– Dziękuję –
odpowiedział jak zawsze grzecznie. – Chyba nie przeszkodziłem? – kontynuował
festiwal uprzejmości, uśmiechając się do nich nieśmiało.
– Nie przeszkodziłeś. –
Tym razem Jerzy wyręczył ojca z odpowiedzią. Wciąż wyczekiwał, aż Jeremi
przejdzie do meritum, ten jednak jedynie skinął głową i wyciągnął z torby
pudełko pszennych ciastek. Położył je na środku stolika, dając do zrozumienia,
że mogą się śmiało częstować.
– Twoja mama wciąż
wypieka? – Stanisław poczuł się w obowiązku zagaić rozmowę.
– Żeby tylko – odpowiedział, sięgając po jedno
z ciastek. Kręcił nim przez chwilę w dłoniach zanim je ugryzł. – Pan się
częstuje, panie Stanisławie, to chyba wiedza powszechna, że nie może się pan im
oprzeć – powiedział trochę nieśmiało. – W przeciwieństwie do Jurka. Niestety,
sernik był na święta i już nic po nim
nie zostało – dodał, pokazując tym samym jak dobrze pamiętał, co Jerzy lubił.
Właściwie to Jeremi jako jego były asystent, wiedział o nim całkiem sporo…
Teraz nawet jeszcze więcej.
Jerzy popatrzył na
niego przez chwilę poważnie, zastanawiając się nad jego zachowaniem, a chłopak,
jak nigdy, wytrzymał to spojrzenie i nie odwrócił wzroku. Po chwili nawet
uśmiechnął się do niego kącikiem ust. Jerzy skinął mu ledwo zauważalnie głową w
ramach wdzięczności, czując ogromną potrzebę, by przeprosić chłopaka za
wszystko, czym kiedyś mógł go urazić. Jeremi jednak nie sprawiał wrażenia
obrażonego przez dawne niesnaski, kiedy tak swobodnie dosiadł się do nich i
rozmawiał z nimi, pomimo wszystkich tych oskarżycielskich spojrzeń.
Jerzy poczuł do niego
wielką wdzięczność i pozwolił sobie nawet na szeroki uśmiech, skryty za
wierzchem dłoni. Potem jednak przeniósł wzrok na salę i napotkał niezrozumiałe
spojrzenie Małgosi. Kobieta niemalże od razu spuściła wzrok i odwróciła się
bardziej w stronę Juli, chowając się przez wzrokiem Jerzego.
Wyglądało na to,
że wcale nie było tak dobrze, jak
myślał.
***
I ja korzystam z czasu spędzanego w domu, więc przybywam do Was niemalże w rekordowym tempie. :)
Przed Jurkiem coraz więcej wyzwań, którym będzie musiał stawić czoła. Dobrze chociaż, że Łukasz działa na jego problemy jak lekarstwo, dzięki czemu ten nasz Gos jeszcze jakoś się trzyma. Chyba nawet całkiem nieźle. :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał! No i to chyba tyle.
Do następnego!
Jeszcze rozdziału nie przeczytałam, ale tak tylko chciałam poinformować. Wyczułam chyba emocjonalnie że wstawiłaś rozdział, bo tak mi się przypomniało o Jurku i chciałam zobaczyć, czy może coś się dzieje w sprawie kolejnej części, a tu mnie aż zatkało jak zobaczyłam świeżutki rozdział wstawiony 4 minuty temu.
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Umiliłaś mi dzień. A teraz zabieram się za czytanie.
Juliet
Mnie właściwie też zatkało, jak zobaczyłam od razu po wstawieniu nowy komentarz. Niemniej, bardzo się cieszę, że Jurek cię przyciągnął - zdecydowanie wyczuł dobry moment :D
UsuńMam nadzieję, że rozdział faktycznie umili dzień i się spodoba <3
Świetny rozdział, trochę nie rozumiem dlaczego dopiero po kilku dniach powstały te plotki? Przecież jak to wynikało z tej sytuacji z matką, to dlaczego przez kilka dni w pracy było wszystko w porządku, a dopiero po świętach rozpętała się cała ta plotkarska afera? A Małgosia to mam wrażenie że wcześniej to chyba sama była taka miła bo może liczyła na coś ze strony Jerzego a teraz jak się dowiedziała to chyba nie jest już taką dobrą przyjaciółką? To tylko takie moje podejrzenia...
OdpowiedzUsuńWyszłam z założenia, że żeby plotki się rozprzestrzeniły potrzeba na to trochę czasu. Zanim ktoś powie komuś, a ktoś się wygada i powie dalej... Swoją drogą nie minęło wcale tak dużo czasu, sytuacja z matką działa się w środę, Jerzy potem chodził do pracy do piątku, więc tylko dwa dni. Potem były święta i wrócił dopiero we wtorek, kiedy sytuacja porządnie się już rozwinęła.
UsuńCo do Gosi to nie będę nic zdradzać, możliwe, że Jerzy sam się dowie, o co chodzi :)
Dzięki za komentarz!
Hej. Już któryś raz próbuje wysłać komentarz i mnie blokuje i nic nie dodaje:'(. Pisze poraz któryś może tym razem się uda. Rozdział świetny .tylko mnie zastanawia po co dzwoni Marcin ? Chce się pogodzić czy o co chodzi? Hmm Jerzy taki wyciszony jak nie Jerzy. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam w
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że problem nie będzie pojawiał się częściej. U mnie z dodawaniem komentarzy nic takiego się nie działo, wiec nie wiem, skąd mogło to wynikać. Cieszę się, że rozdział się podobał! Co do Marcina to chyba mogę zdradzić, że zależy mu na Łukaszu i nie chce tak łatwo odpuszczać. A przez to że łączą ich sprawy biznesowe ma pretekst do utrzymywania kontaktu.
UsuńRównież pozdrawiam!
Poranek był... krótki xd Liczyłam na jakieś większe przytulanki, ale co się odwlecze to... itd 😁 Też się mocno zastanawiam po co dzwonił Marcin? I czy Łukasz oddzwoni? W sumie to może nic takiego dziwnego, bo przecież jest współwłaścicielem firmy, no i byli parą tyle czasu... Ale Jurek jest ciągle bardzo niepewny w temacie związku z Łukaszem więc rozumiem, że się martwi. A teraz jeszcze ta sytuacja w pracy... No i znowu z jednej strony to naprawdę nie fajne, że ludzie tak się zachowują, a z drugiej Jurek sobie trochę zasłużył... Ale i tak mi go żal :) Mam nadzieję że się pozbiera szybko i da popalić temu Alkowi :) Fajny rozdział i jak zawsze czuję niedosyt :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńMyślę, że na dłuższe poranki nie będzie trzeba czekać aż tak długo, chociaż praca może być tutaj czynnikiem przeszkadzającym ^^’ Oczywiście to nic pewnego, zawsze różnie może być! Co do Marcina to tak jak wyżej, wątpię żeby pozwolił Łukaszowi tak odejść i będzie, niestety, dręczył zarówno siebie jak i jego.
UsuńSytuacja w pracy rysuje się beznadziejnie, chociaż nie jest to coś, do czego Jurek nie jest przyzwyczajony XD (No może nie w takim stopniu ale jednak sporo już przetrwał). A czy da popalić Alkowi? Zobaczymy;)
Dziękuję jak zawsze za komentarz i pozdrawiam!