poniedziałek, 27 maja 2019

Zostań o poranku: Rozdział 15


Rozdział 15:  Miłe gesty
Nakonieczny zatrzymał się na parkingu pod kamienicą Jurka i spojrzał na pasażera oceniająco, tak jakby bił się z myślami, czy jeszcze coś powiedzieć, czy już sobie odpuścić. Jurek postanowił podjąć tę decyzję za niego i przerwał kontakt wzrokowy, odpinając pas. Czuł się nie na miejscu i, żeby być szczerym, było mu głupio – wiedział, że zjebał sprawę, a cały ten dzień pokazał, jaki był niestabilny.
Cisza między nimi była gęsta niczym stygnąca czekolada, ale nie było w niej za grosz słodyczy; jedynie to dziwne napięcie i niezręczność.
Krótkie spojrzenie, cisza, odwrócony wzrok, cisza.
Jurek chwycił za klamkę i uchylił drzwi. Do jego płuc wdarło się świeże, mroźne powietrze. Przerzucił już jedną nogę przez drzwi, a wtedy usłyszał za sobą ciche westchnięcie i całe jego ciało się spięło. Odetchnął, po czym ogarnął wzrokiem znajome osiedle, a kiedy wychylił głowę zza bezpiecznego dachu na nos spadła mu kropla deszczu, otrzeźwiając go.
Chwila ta jakby nabrała tempa, myśli wróciły na swój tor, a wokół zrobiło się głośniej; jakaś kobieta, idąca pośpiesznie chodnikiem, wykrzykiwała gniewne słowa do telefonu, zza czyjegoś okna, po drugiej stronie ulicy, wybijał się głęboki, przeszywający dźwięk basów, a tuż przy drzwiach do jego klatki pałętał się biały, pobrudzony kot. To w nim Jurek ulokował spojrzenie, zerkając na niego jak na intruza, wroga jakiegoś, który gotów był wszystkich przechytrzyć i wkraść się do jego domu.  
Zasiedział się, nie mogąc oderwać spojrzenia od pchlarza, który pomiaukiwał bezradnie i kulał na jedną łapę. Łukasz, zdziwiony tym bezruchem i roztargnieniem Jerzego, przesunął wzrok i również dostrzegł ranne zwierzę.
– Masz jakiś uraz do kotów? – zapytał z wolna, nie rozumiejąc tej przeciągającej się chwili.

Jurek westchnął, po czym zaszczycił go ostrym spojrzeniem.
– Lubię koty – warknął, mając dość tego, że Łukasz posądza go o wszystko, co najgorsze. Mężczyzna uniósł brwi.
– Więc w czym problem?
– Coś z nim nie tak – mruknął, nie mogąc odciągnąć spojrzenia od brudnego, wilgotnego futerka i pyszczka, którego mina przywoływała na myśl ból i bezradność.
Jerzy westchnął, po czym, nie chcąc nadwyrężać cierpliwości Łukasza, postanowił zmierzyć się z kotem, który, widząc go, nie odsunął się ani o krok od drzwi.
Jurek podszedł do pchlarza wolno, nie chcąc go wystraszyć. Był przekonany, że kot, tak czy inaczej, po prostu ucieknie, wystraszy się i zwieje za pobliskie krzaki, ale ten, niczym strażnik, w bezruchu trwał przy drzwiach do jego domu.
– No już, uciekaj – warknął na niego, chcąc zmusić kota by wstał, ale ten tylko ulokował w Jurku nierozumne spojrzenie i miauknął bezsilnie. – A sio! No zmykaj, bo zamknę cię w piwnicy – straszył zwierzę, przykucając przy nim.
Kot nawet nie drgnął.
Jerzy usłyszał za sobą trzask zamykanych drzwi i westchnął. Łukasz naprawdę mógłby sobie odpuścić i pojechać, ale nie, to nie byłoby w jego stylu, w końcu musiał do niego podejść i spojrzeć na wszystko swoim szefowskim okiem.
– Chyba twoje groźby nie robią na nim wrażenia – mruknął, przystając przy Jerzym i kocie, który spojrzał na niego, po czym jeszcze raz miauknął.
– I dobrze. Nie mam piwnicy – sarknął Jurek, wyciągając dłoń do zwierzaka, który od razu wtulił łepek w ciepłe ciało. Jurek pogładził delikatnie miękkie futerko, a Łukasz patrzył na niego oceniająco.
– Nie spodziewałbym się, że lubisz zwierzęta  – zaczął nie odrywając wzroku od powolnych ruchów mężczyzny.
– Chyba byś się nie spodziewał, że mogę lubić kogokolwiek – zakpił, przesuwając dłoń z głowy na grzbiet kota. Ten w dalszym ciągu się nie wyrywał, tylko trwał ufnie przy Jurku, spoglądając na niego wielkimi, niebieskimi oczami, po czym wystawił w jego stronę łapkę. Gos przyjrzał się jej, a potem najdelikatniej jak tylko potrafił ujął ją w palce i odsunął gęste futerko, by po chwili jego oczom ukazał się wbity w ciałko kawałek szkła.
– Biedaku… – szepnął, a coś ścisnęło go w żołądku. – Trzeba go zabrać do weterynarza – zwrócił się do Łukasza, podnosząc kota. Ten znieruchomiał mu w rękach.
– Zajmę się tym.
– Tak, zajmiesz się tym, bo z twojej winy mój samochód został pod biurem – syknął, nagle bardzo poirytowany, że los tego kociaka spocznie w łapach Nakoniecznego.
– Oczywiście. Wściekaj się na mnie, że cię podwiozłem. Zresztą, z tego co wiem, masz też drugi samochód, więc nie rób problemów, gdzie ich nie ma – sarknął, zwężając powieki, a Jurek pomyślał o bentleyu wciąż stojącym pod mieszkaniem Sandry.
– Tak się składa, że to drugie auto nie jest aktualnie w moim zasięgu  – sarknął, niosąc kota do auta Łukasza. Nakonieczny poszedł za nim.
– W takim razie podjadę po ciebie jutro przed pracą – postanowił,  przystając przy drzwiach od strony kierowcy. Jurek stał naprzeciwko z rannym kotem na rękach i przeklinał w myślach wszystkich znanych mu bogów za to, przez co musiał właśnie przechodzić.
– Obejdzie się – warknął, odkładając zwierzę na przednie siedzenie. Na pożegnanie pogłaskał go jeszcze po jasnym łepku i ostrożnie zamknął drzwi. – Do jutra odbiorę samochód.
– I będziesz musiał zostawić go pod biurem, żeby wziąć tamten. Podjadę w pół do ósmej, to rozwiąże problem – oznajmił takim tonem, że Jurkowi przeszła chęć na jakiekolwiek sprzeczki. – Wtedy będę wiedział, że przynajmniej się nie spóźnisz – dodał, uśmiechając się samymi kącikami ust.
Jerzy pokręcił głową, nie mogąc nadziwić się zachowaniu mężczyzny.
– Dobra – warknął, odgarniając włosy do tyłu głowy. Z minuty na minutę były coraz bardziej wilgotne od mżawki. – I jedź już wreszcie, ten kot ma szkło w łapie, na litość boską – poirytował się, a Nakonieczny znowu spojrzał na niego dziwnie.
– Nie martw się, zajmę się nim najlepiej jak potrafię – westchnął, po czym usiadł za kółkiem i odpalił samochód bez chwili zwłoki. Dziesięć sekund później już znikał za zakrętem, a wtedy Jurek postanowił wrócić do domu.
Kiedy otwierał drzwi do klatki schodowej, usilnie uspokajał myśli. Nie wychodziło mu najlepiej, był roztargniony przez całą tę sytuację. Nie mógł trafić nawet klucza do dziurki, a kiedy te gwałtownie się otworzyły, uderzając go przy tym w rękę, którą chciał je wyhamować, syknął  i odsunął się, wlepiając spojrzenie w Janka; Janka, który jak burza chciał opuścić klatkę, lecz kiedy go zobaczył od razu przystanął, jakby zdziwiony.
Dopiero po chwili, kiedy dostrzegł skrzywioną twarz, dotarło do niego, co takiego musiało się przed chwilą zdarzyć.
– O Boże, Jurek! Jurek, przepraszam, uderzyłem cię tymi drzwiami?  – zaczął swoją typową paplaninę, niemalże zalewając mężczyznę słowami, który był w stanie jedynie pokiwać głową, zbyt oszołomiony, by odpowiedzieć.
Janek od razu chwycił go za rękaw płaszcza i zaciągnął do środka klatki.
– Ale zbieg okoliczności, nie? – kontynuował, mówiąc szybko. Zbyt szybko nawet jak na niego. – Nie za często tak na siebie wpadamy i… Naprawdę nie chciałem, sorki. Właśnie wychodziłem do sklepu, bo mi się mleko skończyło, a kawę już sobie zrobiłem, więc to miała być taka szybka akcja… – paplał, przeczesując dłonią blond włosy w nerwowym geście. – Więc… Więc właściwie pójdę już do tego sklepu – zakończył kulawo i dopiero wtedy Jerzy jakby się ocknął. Pociągnął odchodzącego Janka, odwracając go w swoją stronę i popatrzył mu w oczy, które chłopak po chwili spuścił, czerwieniejąc na twarzy.
– Nie idź, mam mleko u siebie – powiedział słabo, puszczając chłopaka.
Janek wyraźnie się zawahał, ale po chwili skinął głową i razem z Jurkiem zaczął ociężale wspinać się po schodach. Nie było po nim widać skutków imprezy, nie miał zaczerwienionych oczu, ani bladej cery, nawet zasinienia nie zdobiły jego skóry… Czy Janek długo został w mieszkaniu Sandry, czy może jednak wyszedł zaraz po nim? Gniewał się na niego? A może… Było mu wstyd?
Sądząc po jego spuszczonej głowie i zarumienionych policzkach, Jurek tak właśnie pomyślał. Janek napił się za dużo, trochę przez to pomieszało mu się w głowie, a teraz na drugi dzień żałował swojego zachowania, które było wynikiem zbyt dużej ilości alkoholu we krwi, a nie jego… upodobań.
To była ulga.
Ulga, bo Janek nie był taki. Wszyscy, naprawdę niech to będą wszyscy inni, ale nie Janek, Jurek by tego nie zniósł, nie mógłby. To wszystko niszczyło – z Łukaszem i z Marcinem, i z Dębą, i z Adamem… Z Jankiem nie mogło się zepsuć. To był jego przyjaciel, jedyny jakiego posiadał. Jerzy nie pozwoli sobie na jego utratę, bo wtedy… Wtedy zostałby już całkiem sam.
Wpuścił chłopaka do mieszkania, a ten przystanął niepewnie w salonie.
– Nie stój tak. Usiądź, zrobię ci drugą kawę… – mruknął, włócząc się bez energii do kuchni. Krzątał się po pomieszczeniu odrobinę zbyt długo, niż jakby tylko miał zaparzyć kawę, ale potrzebował chwili oddechu, chwili na przemyślenie tego, co stało się przed chwilą.
Naprawdę martwił się o tego kota i nie ufał Łukaszowi. Bał się, że ten może go wysadzić gdzieś po drodze, że wcale nie weźmie go do weterynarza, albo że zabierze i go tam zostawi, nie dbając o jego dalsze losy…  
Jurek potrząsnął głową, zalewając kawę wrzątkiem. Dla siebie nie zrobił nic – opił się herbaty w lokalu i teraz zaczynał czuć narastający uścisk w pęcherzu, więc kiedy postawił już kubek przed Jankiem, a ten otwierał usta, by zalać go morzem słów, uciekł czym szybciej do łazienki i tam również spędził odrobinę więcej czasu, niż było mu to potrzebne.
Stał przed lustrem i patrzył na siebie, a w głowie miał mętlik. Ten kot przypomniał mu o czymś, co dawno pogrzebał w najdalszych zakątkach pamięci i przypomnienie sobie o tym, było niczym cios w twarz.
Jakkolwiek jednak źle nie było, jak wielu nie miałby wątpliwości i żalu, musiał kiedyś wyjść z łazienki i zmierzyć się z Jankiem. Przygotował się wiec mentalnie na „Jurek to, Jurek tamto” i wrócił do salonu. Janek od razu ulokował w nim spojrzenie, lustrując uważnie jego twarz, po czym znowu odrobinę się zarumienił.
– Bo wiesz, Jurek… – zaczął, wczepiając dłonie w kubek. – Chyba się na mnie nie gniewasz, nie?
– Nie – mruknął, siadając na kanapie.
– Aha. No to dobrze. Super – wykrztusił, po czym upił kilka łyków kawy. – A wiesz…
– Nie wiem – przerwał mu mało subtelnie, po czym odwrócił wzrok.
Naprawdę musiał wyładowywać swoją frustrację na Janku…?
– To ci powiem – odpowiedział mimo to niezrażony chłopak. – Trochę wczoraj przesadziłem, przepraszam – mruknął, a ich spojrzenia w końcu się spotkały. – Jesteś dorosły i możesz robić, co tylko ci się podoba… A ja nie powinienem się wtrącać. – Jurek skinął głową. Zgadzał się z tym, ale z drugiej strony takie wtrącanie się pokazywało, że Jankowi na nim zależało. Gdyby był mu obojętny, to chłopak miałby w poważaniu, czy coś mu się stanie, czy Dęba mu przypadkiem czegoś nie zrobi, a jednak martwił się o to.
Jurek westchnął cicho.
– Wiem, że chciałeś dobrze – mruknął, pocierając dłonią policzek. Czuł pod palcami przebijającą się szorstkość zarostu i poczuł ogromną potrzebę, żeby się ogolić.
– Wiesz, może to trochę egoistyczne, ale Dęba za mną nie przepada i boję się… Że zacznie ci gadać jakieś głupoty.
– Głupoty?
– Sam nie wiem… – mruknął. – Że nastawi cię przeciwko mnie – sprecyzował, zagryzając policzek od środka. –  Od samego początku był na mnie cięty, coś mu chyba we mnie nie pasuje – dodał, wzruszając ramionami.
Jurek wrócił myślami do słów Dęby, który już dwa razy zdążył ostrzec go przed chłopakiem; co w nim było takiego strasznego? Jak tak Jurek na niego patrzył, dochodził do wniosku, że nic i nie chodziło tutaj wcale o jego wygląd, a o zachowanie. Janek był szczery, otwarty, mówił od razu to, co ślina mu przyniosła na myśl, nie był wyrafinowany i zimny, nie życzył nikomu źle… Miał swoje twarde poglądy i potrafił o nie walczyć, w wykłócaniu i stawianiu na swoim nie miał sobie równych, ale wszystkie te cechy… Ta szczerość, która od niego biła, sprawiała, że Jurek sto razy wolałby zaufać jemu niż Dębie.
– Nie zawracajmy sobie nim głowy.
– Dowiedziałeś się chociaż czegoś o tym swoim szefie? – dopytał, a Jurkowi mina od razu zrzedła.
– Tak, coś się dowiedziałem – mruknął, niezbyt chętny by kontynuować temat.
– Nie wydajesz się z tego powodu usatysfakcjonowany – ocenił z wolna, nie mogąc rozgryźć wisielczego nastroju mężczyzny.
– Nie, niezbyt. Znasz to uczucie, kiedy bardzo chcesz się czegoś dowiedzieć, a kiedy już się dowiesz, wolałbyś tego nie słyszeć?
– Jasne. To tak, jak w chwili kiedy dopytywałem rodziców, na co wydali mój hajs z komunii, byłem pewien, że na jakiś super rower, który po prostu jeszcze nie doszedł, albo chociaż na komputer, PlayStation może, a ci do mnie, że wymienili  jakąś tam część w traktorze, czaisz takich? – wyszczerzył się, pochylając się bliżej nad mężczyzną. – Wszystkie dzieci chwaliły się, ile to one rzeczy nie podostawały! A ja? Ja nawet na tym traktorze jeździć nie mogłem, bo matka się darła, że za mały jestem – mówił, uśmiechając się szeroko. Jurek spoglądał na niego z politowaniem, a jego kąciki ust w końcu się uniosły.
– To faktycznie okropne – przyznał poważnie.
– Prawda? A ty…?
– Co ja?
 – No co dostałeś na komunie! – skończył, jakby to było takie oczywiste, kładąc mu dłoń na ramieniu. Po chwili jednak zarumienił się odrobinę i zsunął palce, chwytając za kubek.
Mogło być między nimi odrobinę niezręcznie.
– Pianino – powiedział bez emocji, odchylając się do tyłu na kanapę. Janek śledził uważnie mimikę jego twarzy.
– Pianino? – zachęcił do kontynuowania wypowiedzi.
– Ojciec zamówił je z Nowego Orleanu – dodał markotnie. Janek rozchylił usta w niemym szoku.
– A nie mógł ci w Polsce jakiegoś kupić? – zapytał w niezrozumieniu i tym razem kąciki ust Jurka uniosły się wyżej.
– Pewnie mógł, ale zdobył się na piękny gest. Jak nigdy w życiu – sarknął, przymykając oczy. Przypomniał sobie prześlicznie zdobioną, drewnianą fakturę instrumentu, jego kolor, głęboki i wciągający – brązowy, który w słońcu mienił się na czerwono. To chyba wtedy Jurek zaczął przykładać uwagę do rodzaju drewna; jego nowoorleańskie pianino wykonane było z różnej mieszanki, zresztą miało to znaczenie, bo od jego rodzaju zależał niekiedy wydobywany dźwięk, a w przypadku tamtego pianina dźwięk był najwyższej klasy, Stanisław się o to postarał.
– A co za różnica? –zapytał chłopak, wzruszając ramionami.
– Tylko taka, że Nowy Orlean to kolebka jazzu.
– To ty już tak od dzieciaka lubiłeś takie klimaty?  – zapytał zdziwiony, a Jurek przytaknął.
– To też zasługa ojca – westchnął, po czym wstał z kanapy. – Zapisał mnie na lekcje muzyki, jak miałem cztery lata, a u nas w domu zawsze grał gramofon: Frank Sinatra, Louis Armstrong, Glen Miller przygrywali nam przy każdej kolacji.
– Nie mam zielonego pojęcia, co to są za goście – wzruszył ramionami, a Jurek pokręcił głową z politowaniem.
– Wymieniłem ci i tak tych najpopularniejszych. – Westchnął, znowu wchodząc do kuchni. Czuł, że potrzebuje napić się wody, bo w gardle go suszyło, zresztą jak zawsze po wódce.
Chłopak dosłownie po dwóch sekundach doczłapał się do niego i przystanął przy blacie.
– Masz kaca?
– A ty nie masz?
– Ja tam czuję się świetnie!
– Widzę, cały wręcz promieniejesz – sarknął.
– Dziękuję. – Janek nie wyczuł ironii.
Jurek znowu się uśmiechnął, po czym podszedł do chłopaka i przystanął kilka centymetrów przed nim. Dzieciak spiął się, zarumienił, a potem odważył się zadrzeć głowę i ulokował spojrzenie w błękitnych oczach.
– To nie był komplement – wyjaśnił mu. Jankowe policzki zabarwiły się mocniej na czerwono.
– A mógłby być. To by było miłe, wiesz? – mruknął, nie wiedząc gdzie podziać dłonie i spojrzenie.
– Przejdziesz się ze mną po samochód? – Jurek zmienił temat. – Bentley wciąż stoi pod mieszkaniem Sandry, a ja mam ochotę na długi spacer.
– Żartujesz chyba? Stąd tam, to wręcz kolosalny by był ten spacer!
– Nie żartuję. Bentley jest tam, a Leon pod moim biurem…
– Widzisz, było nie porzucać swoich chłopców – sarknął, wciąż spoglądając w oczy Jurka.
– Moich chłopców? – powtórzył za nim w zdumieniu.
– Tak… Leon, Ben… – westchnął. – Sami faceci – dodał, poklepując ramię Jurka w przyjacielskim geście. – Ale na spacer to nie idę, nie chce mi się, pogoda zresztą jest beznadziejna, na pewno jest zimno, deszcz pada, a mi się ściągnął serial właśnie, więc podziękuję. Wpisz sobie w GPSa i na pewno znajdziesz.
– Nie chce ci się? – powtórzył za nim z wolna. – A wczoraj mi mówiłeś, że jesteś gotów zrobić cokolwiek bym chciał. – Janek spąsowiał. Jego policzki odcieniem właśnie zaczynały przypominać dorodną wisienkę.
– Bo wczoraj byłem jakby trochę… Nawalony?
– Czyli to, że teraz jesteś trzeźwy nie pozwala ci zrobić mi tej przyjemności i przejść się ze mną? Takie atrakcje tylko po pijaku? – dodał, mrużąc oczy.
Oczywiście podpuszczał dzieciaka, czerpiąc niejaką radość z tego, jak się miotał, jak nadymał policzki, rumienił się, przygryzał wargi i nerwowo zaczesywał włosy za ucho.
– Nie, takie mogą być na trzeźwo – jęknął w końcu, odsuwając się.
– Nie będę w takim razie dopytywał, jakie nie mogą.
– Oj no, przeprosiłem cię już! Przestań się nade mną pastwić, byłem pijany, okej? I nie chciałem, żebyś szedł z Dębą, chciałem żebyś ze mną został… Ale tak czy inaczej nie zostałeś, więc skończmy już temat, co? – wyrzucił z siebie niemalże agresywnie. Jurek spojrzał na niego zaskoczony, po czym skinął głową.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się, że tak szybko wytrąci Janka z równowagi, no i te jego słowa… Czy to był zarzut? Może jednak Janek czuł do niego żal? W końcu, tak jak powiedział, prosił go by został – przerażając go przy tym najbardziej na świecie, ale tak czy inaczej wciąż prosił, a Jurek tę prośbę zignorował, zostawiając go samego.
Przecież wcale nie musiało do niczego dojść – wystarczyłoby żeby Jurek został u Sandry, albo wrócił z Jankiem tutaj, wtedy najpewniej chłopak by odpuścił, w końcu on po prostu chciał żeby Jurek nie wychodził z Dębą.
To również nie było z jego strony fair, ale było zdecydowanie lepsze niż to, że Janek mógłby być…
Tak, zdecydowanie lepsze. Jerzy nawet nie zamierzał się na niego gniewać.
– To co, dzieciaku, idziesz ze mną czy nie? – sarknął, odsuwając się. Nie miał zamiaru dłużej podpuszczać Janka, zwłaszcza że dowiedział się tego, co chciał.  Chłopak prychnął.
– Idę – rzucił wisielczym tonem, a Jurek, w całkowicie niekontrolowanym odruchu, wyciągnął dłoń i poczochrał mu włosy.
– Cieszę się – powiedział szczerze. Potrzebował Janka w swoim życiu. 
– Super – mruknął chłopak, pąsowiejąc na twarzy jeszcze bardziej, a chwilę później, kiedy dłoń Jurka opadła swobodnie wzdłuż ciała, przygładził poczochrane kosmyki.  – Między nami w porządku? – zapytał zaraz z obawą.
– W porządku – zawyrokował Jurek uśmiechając się szerzej, chociaż w środku cały czas czuł się dziwnie roztargniony. Mimo to zabrał chłopaka na bardzo długi spacer w deszczu i zimnie, a ten nawet nie narzekał tak bardzo.
– A mógłbym teraz leżeć na kanapie… – Narzekał tylko troszkę. 
– Będziesz miał na to cały wieczór.
– O, to mam rozumieć, że nie spędzamy go razem?
– Dlaczego? Możesz spędzić go na mojej kanapie.
– Tak też właśnie myślałem – wyszczerzył się, szturchając Jerzego po ramieniu.
Między nimi naprawdę było w porządku.
Od godziny Janek półleżał na kanapie, tak jak zresztą chciał, a Jurek pił gorącą herbatę w fotelu, okryty ciepłym kocem. Starał się nie myśleć za bardzo, skupiał się przede wszystkim na chłopaku, jego gadaninie, uśmiechu, nad tym jak śmiesznie majtał nogami wystawionymi poza kanapę, na włosach, które rozsypały się wokół jego głowy, na oczach, które raz na jakiś czas odnajdywały jego własne i wtedy cała Jankowa twarz rozpromieniała się na kilka sekund, by po chwili chłopak znowu odwrócił wzrok i odpoczywał sobie, wpatrując się w sufit.
– Może napijemy się czegoś?  – zapytał Janek, powoli odwracając głowę w stronę barku.
Jurek uniósł sugestywnie jedną brew.
– Mało ci po wczoraj?
– Studentowi nigdy mało, Jurek – sarknął, podnosząc się energicznie do siadu.
Jerzy pokręcił rozbawiony głową, po czym zrzucił z siebie koc i podszedł do szafki  z alkoholami.
– Na co masz ochotę?
– Na coś słodkiego. Na coś, co nie jest wódką – sprecyzował.
– Mam adwokat, likier kokosowy, coś dziwnie niebieskiego…
– O?
– Ale smakuje jak syrop z cukru i jest obrzydliwe.
– To niech będzie ten kokos… – zadecydował Czyżewski z entuzjazmem, a Jurek przekręcił oczami. Wyjął z barku likier dla Janka, a dla siebie szkocką, po czym przygotował im to wszystko w kuchni. Janek prześlizgnął się za nim tak cicho, że Jurek nawet go nie usłyszał wciąż myśląc, że chłopak siedzi w salonie, więc niemalże podskoczył, kiedy usłyszał jazgot odsuwanego krzesła.
– Chcesz żebym dostał zawału? – sapnął, odwracając się z irytacją wymalowaną na twarzy.
– Nie, nie chcę – odpowiedział spłoszony, wlepiając w mężczyznę szczere spojrzenie.  – Wolałbym żebyś dożył późnych dni swojej starości… – uśmiechnął się szeroko, opierając łokcie na stole. – Ale jeszcze bardziej chciałbym już spróbować tego likieru – przyznał, wyciągając rękę w stronę Jurka.
Ten podał mu kieliszek z gęstym, białym płynem, po czym samemu usiadł przy kuchennym stole.
– Ponoć najlepsze imprezy zawsze dzieją się w kuchni. – Janek standardowo zaczął swoją paplaninę, a Jerzy oparł się wygodniej o ścianę i skinął z wolna głową.
– Albo na balkonie – wtrącił, wychylając pierwszego łyka bursztynowego alkoholu.
– Nie masz balkonu, więc kuchnia musi nam wystarczyć – wyszczerzył się chłopak, pochylając się nad stołem. Wypił swój likier na raz, po czym od razu oblizał usta, a Jurek, po samym wyrazie jego twarzy, wiedział, że mu smakowało.
– Nie za szybko?
– Nie, nawet alkoholu w tym nie czuć! – sapnął, odkładając kieliszek z głośnym stuknięciem. – Doleję sobie – mruknął rozanielony i faktycznie, jak powiedział, tak zrobił.
– Wiesz, że to zdradliwe…? – mruknął Jerzy, wątpiąc w zachowanie chłopaka. Samemu popijał wolno whisky, nie chcąc za bardzo się upić. W końcu jutro musiał być przytomny, zwłaszcza że Nakonieczny miał po niego przyjechać…
Ale gdy tylko o tym sobie przypomniał, poczuł naglącą potrzebę wypicia większej porcji alkoholu.
Pieprzony Nakonieczny, fuknął w myślach, i pieprzone koty.
– Spokojnie, nie będę przesadzał… – zapewnił i jakkolwiek Jurek ufał Jankowi, tak w tym przypadku jego zaufanie zostało mocno nadszarpnięte, zwłaszcza gdy patrzył na rozpalone policzki Czyżewskiego i jego zamglone spojrzenie, gdy ten leżał rozwalony na jego kanapie, z rękami ułożonymi  w nienaturalnej pozycji i głową ostro wykręconą w jego stronę.
– Narysuj mnie… jak jedną ze swoich… francuskich dziewczyn – wymamrotał z szerokim uśmiechem.
– Gdybyś wyglądał jak Kate Winslet, to bym się nad tym zastanowił – odpowiedział, lustrując wygięte pokracznie ciało. Janek prychnął obrażony.
– Że niby sugerujesz, że jestem brzydki? 
– Sugeruję, że nie jesteś kobietą…?
Janek burknął coś pod nosem obrażony, a Jurek westchnął ciężko.
– Ale mogę cię narysować tak po prostu – dodał na poprawienie Jankowego humoru. Było to zagranie w dziesiątkę, chłopak bowiem uniósł na niego zaciekawiony wzrok, a na jego ustach wymalował się wdzięczny uśmiech.
– Super, ale innym razem. Coś czuję, że kazałbyś mi siedzieć w bezruchu, a to niewykonalne w tym momencie.  
Janek wyszczerzył się, a Gos zrobił to zaraz po nim. On też był pijany – być może nawet bardziej od Czyżewskiego, tylko mniej to było po nim widać. Miał też w sobie jakieś dziwne, przytłaczające uczucie, coś co go dręczyło, ale usilnie starał się nie dopuszczać tego do świadomości…
– Skończył ci się już ten likier?
– Aha. Już dawno. – Wzruszył ramionami.
– Chcesz whisky? – zapytał Jurek, wyciągając szklankę w stronę chłopaka. Janek zmrużył oczy, po czym przyjął szkło.
– Ja bym nie chciał? – zapytał retorycznie, upijając kilka łyków mocnego alkoholu. Widać było po nim, że stara się trzymać i nie pokazać, jak bardzo alkohol palił jego przełyk, ale zdradziły go lekko wilgotne oczy. Potem już zdradził się sam. – Jednak bym nie chciał – mruknął, oddając Jurkowi szklankę.  
– Słaby z ciebie zawodnik – skomentował Gos.  
– Po prostu nie mam już ochoty.
Jurek nie zamierzał nalegać, skoro nie chciał to nie, nie będzie dzieciaka zmuszał, zresztą Jankowi do szczęścia alkohol wcale nie był potrzebny… W przeciwieństwie do niego, chociaż w tym przypadku jego myślenie okazało się zgubne, zwłaszcza po godzinie mocno zakrapianej kuracji. Koniec końców, Jerzy szczęśliwszy się nie poczuł, było wręcz na odwrót – coraz bardziej pochłaniały go te dziwne uczucia; niepokój, rozkojarzenie i coś ściskającego za serce, coś na kształt smutku.
Stan ten był tak zły, że w kilka sekund Jerzy stracił jakąkolwiek chęć do dalszego wysłuchiwania przyjaciela. Zapatrzył się pusto w ścianę na swoje obrazy, które poruszały się teraz lekko, wirując. Jego piękne kobiety namalowane na płótnie, takie odległe, takie… Nierzeczywiste.
– I ona mi wtedy na to: Janek, ty chyba nie mówisz na poważnie?  A ja jej, że no oczywiście, że mówię na poważnie, toż to poważny człowiek ze mnie…
– Miałem kiedyś kota. – Jurek przerwał Jankową tyradę, wlepiając spojrzenie w dłonie.
Wyglądał niestabilnie. Janek przynajmniej doszedł do takich wniosków, kiedy patrzył na zaciśnięte usta, smutny wzrok i napięte ciało, które wręcz krzyczało, że nie są to żarty. Chłopak jednak nie rozumiał, skąd wzięło się to wyznanie, ani co takiego siedziało w głowie mężczyzny. Cokolwiek to nie było, sprawiało, że Jerzy wyglądał jak ktoś przybity niczym gwóźdź do deski.
– Aha, no i? – zapytał, porzucając bez pretensji swoją opowieść.
Jurek milczał.
Cisza między nimi zrobiła się namacalna. Gos siedzący w swoim fotelu wydawał się nagle bardziej odległy, na tyle odległy, że Janek postanowił wyciągnąć do niego rękę, by przerwać to dziwaczne wrażenie, a kiedy jego palce zetknęły się z ramieniem Jurka, mężczyzna drgnął.
I tyle.
– Jurek, co z tym kotem? – dopytał, marszcząc śmiesznie brwi.
Przecież przed chwilą rozmawiali na całkiem inny temat, śmiali się, a teraz… Skąd ta powaga?
Jerzy przełknął resztkę alkoholu, która mu została, a świat zakołysał się jeszcze bardziej.
Wstał, nie trudząc się odpowiedzią. Kroki choć chwiejne po chwili odnalazły rytm, prowadząc go do sypialni. Janek z obawą powlókł się za nim i przystanął w progu, patrząc jak Jurek zaczyna zdejmować z siebie ubranie.
– Idziesz spać?
Z ust mężczyzny wydobył się cichy pomruk.
– Mam już iść? – zapytał, podchodząc wbrew słowom bliżej łóżka. W przeciwieństwie do Gosa alkohol już go tak nie trzymał, więc sytuacja wydawała mu się na tyle dziwna, że postanowił nie odpuszczać tak łatwo.
Przysiadł na materacu, patrząc jak Jurek wsuwa się pod kołdrę. Trwał tak jeszcze przez moment, a kiedy doszedł do wniosku, że mężczyzna zasnął, podniósł się, by wrócić do siebie. Wtedy jednak usłyszał pusty głos i zamarł.
– Ona go zabiła. – Janek odwrócił się z wolna i spojrzał prosto w  twarz mężczyzny. Ten miał zamknięte oczy. – Po prostu go zabiła – dodał na wydechu, sprawiając wrażenie, jakby właśnie opuściły go wszystkie siły witalne.
– Kto…?
Jurek mu nie odpowiedział, a Janek z wyraźnym mętlikiem w głowie, opuścił jego sypialnie.

Jerzy obudził się wcześnie i już w chwili, gdy otwierał oczy, czuł ciążący mu na piersi uścisk. Odrzucił go od siebie, tak jak zawsze starał się to robić i jeszcze ledwo przytomnie, powlókł się do łazienki, gdzie wziął długi prysznic.
Orzeźwiło go to, już nie czuł się tak cholernie niewyspany. Z zaskoczeniem także odkrył, że  pomimo kolejnej zakrapianej nocy wyglądał lepiej niż zwykle. Tak jakby to był jego dzień. Czasami już tak miewał, że wyglądał lepiej, a czasami gorzej.
Dzisiaj mu się udało.
To niejako poprawiło mu nastrój, jednak było to nic w porównaniu do obrazu, jaki zastał go w salonie. Na stole przed jego zielonym fotelem stał parujący kubek, a przy nim talerz wypełniony kanapkami, jednak to nie zawartość stołu go tak uradowała… Tylko fakt, że to Janek, stojący w progu kuchni, musiał ją przygotować.  
Chłopak był wyraźnie zaspany, ale uśmiechał się do niego kącikami ust. Jerzy dopiero teraz zauważył rozkopany koc leżący na kanapie, a także odciśniętą na policzku chłopaka fakturę materiału, z którego była zrobiona. Janek musiał tu zostać po tym, jak Jurek zasnął.
Coś ciepłego rozlało mu się po sercu, kiedy tak stał i patrzył na przyjaciela.
– Zrobiłem ci śniadanie – oznajmił prostolinijnie, ruszając w stronę kanapy.
– Dziękuję. – Jurek nie dziękował często, a już na pewno nie tak szczerze… Gula stanęła mu w gardle, bo nie był przyzwyczajony, że ktoś może zrobić coś dla niego tak bezinteresownie, żeby po prostu poczuł się lepiej, albo żeby było mu miło.
On też nie należał do grona ludzi, którzy zasypywaliby wszystkich wokół takimi gestami, ale… zdarzało mu się. Z Jankiem przychodziło mu to automatycznie: chłopak był głodny – robił mu jedzenie, nie chciał zmoknąć – szedł przez deszcz po parasolkę, Janek chciał się wprowadzić – przystał na to już na drugi dzień.
Może naprawdę nie był taki zły, jak to malowali go inni. Może po prostu spotykał za mało „Janków” w swoim życiu. A teraz chłopak odwdzięczył mu się tym samym. Ot, kawa i kilka kanapek, tyle było trzeba, by serce Jurka zaczęło się roztapiać, a w gardle pojawiła się ciężka do przełknięcia gula, ręce zaś zaczęły drżeć od czegoś na kształt wzruszenia.
Iza, jego narzeczona, nigdy nie zdobyła się na taki gest, a byli razem przecież przez kilka lat.
– Chciało ci się… wstawać po to? – zapytał, a jego głos zadrżał odrobinę.
Od razu odchrząknął. W końcu nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo ten gest uderzył w jego skamieniałe serce, był przecież poważnym mężczyzną, a nie mazgajem.
Przybrał więc na twarz standardowy wyraz i mimo miękkich kolan dotarł do zielonego fotela w miarę pewnym krokiem. Janek w tym samym momencie zagrzebał się pod kocem, wychylając spod niego jedynie głowę.
– Obudził mnie szum wody w łazience i jakoś tak… Stwierdziłem, że wstanę – mruknął z przymkniętymi powiekami.
Jurek skinął głową, nie chcąc się więcej odzywać, żeby przypadkiem nie rozbudzać przysypiającego chłopaka. Chciał się co prawda go zapytać, dlaczego nie wrócił do siebie, tylko gnił na kanapie, która do spania wcale taka wygodna nie była, ale przecież to mogło zaczekać.
Janek zasnął w kilka minut, a Jurek patrzył na niego, jedząc śniadanie. Kanapki były smaczne, ale kawa... Kawa wołała o pomstę do nieba – była biała, przesłodzona i totalnie nijaka, czyli dokładnie taka, jakiej Jerzy nienawidził. Nie zmieniało to faktu, że ją wypił i chociaż była to najgorsza kawa, jaką w życiu ktoś mu podał, to kiedy jego usta stykały się z kubkiem, a jego podniebienie zalewał słodki kleik, uśmiechał się.
Kiedy zjadł, ubrał się i dokończył swoją codzienną pielęgnację w łazience, wybiła siódma. Za pół godziny Łukasz miał pod niego podjechać…
Wydawałoby się, że będą to dłużące się trzydzieści minut, ale Jurek powinien już wiedzieć, że z Jankiem nic takiego nie ma racji bytu. Dlatego Gos siedział w fotelu i obserwował, jak chłopak walczy zawzięcie z budzikiem… Który dzwonił co dwie minuty. Co dwie minuty więc Janek przysypiał, potem irytująca melodyjka go wybudzała, uderzał dłonią w telefon, przysypiał i koło się zataczało. 
– Może po prostu już wstań? –  zapytał Jurek, kiedy chłopak po raz siódmy wyłączał drzemkę.
Janek drgnął słysząc jego głos i uchylił jedno oko.
– To okrutne – mruknął, ściągając z siebie leniwie koc.
– Już późno. Zaraz będę wychodził – wytłumaczył mu mężczyzna, a Janek, niechętnie podniósł się z kanapy. – Wygodnie ci było? – dopytał, przypominając sobie, że kiedy on spędził noc na tej kanapie bolało go prawie wszystko.
– No – mruknął zaspany chłopak, najwyraźniej nie mając ochoty wdawać się w jakiekolwiek dłuższe dyskusje. Poszedł niczym zombie do łazienki i wytoczył się z niej po trzech minutach. – Za dwadzieścia minut mam autobus, wiec spadam na dół się ogarnąć…
– Dlaczego zostałeś? – zapytał Jurek, lustrując dokładnie wyraz twarzy chłopaka. Ten spojrzał na niego w zamyśleniu.
– Bo chyba tego potrzebowałeś? – mruknął, przeczesując dłonią splątane włosy.
– A śniadanie?
– Odpowiedź na to nie różni się wiele od poprzedniej. – Westchnął, uśmiechając się kącikami ust.  Jurek również się uśmiechnął.
– Twoja kawa była beznadziejna.  
– Nie jestem specjalistą – sarknął, wywracając oczami.
– Spodziewałem się czegoś więcej po twoim kursie – mruknął Jurek rozczarowany, a Janek uniósł wysoko brwi.
– Kursie? – powtórzył marszcząc czoło.
– Kurs baristy? – sarknął mężczyzna, a Janek przez chwilę wyglądał na naprawdę zagubionego. Dopiero po chwili coś mu kliknęło w głowie i zaśmiał się nerwowo.
– No tak. Sorry, jeszcze się nie obudziłem. A z tym kursem to wiesz, to że go mam nie oznacza, że faktycznie znam się na kawie. – Przewrócił oczami, wsuwając dłonie do kieszeni. – Spadam na dół, bo zaraz się spóźnię – dodał szybko, po czym, nie przedłużając rozmowy, wyszedł z mieszkania.
Jurek pokręcił głową, a potem zerknął na zegarek. Za kilka minut będzie musiał wychodzić…
Znowu ścisnęło go w gardle.
Dokładnie dziesięć minut później, Gos zamykał za sobą mieszkanie i również wtedy usłyszał jak Janek zamyka swoje.  Zrobiło mu się milej, że przed rozpoczęciem dnia zobaczy chłopaka jeszcze raz.
– Ja nie wiem, jak ty to robisz, że wystarcza ci piętnaście minut po wstaniu, by móc już wychodzić – rzucił, a jego słowa odbiły się po klatce. Janek przystanął przy drzwiach, czekając aż Jurek do niego zejdzie, po czym wzruszył ramionami.
– Wiesz, mycie zębów i ubieranie się to nie są znowu takie czasochłonne zajęcia – odpowiedział na luzie, wciskając dłonie w kieszenie dżinsów. – Nawet zdążę jeszcze zapalić z tobą papierosa – ucieszył się, szturchając niemrawego Jurka po ramieniu.
– Cudownie – sarknął, obawiając się, że Łukasz być może już na niego czekał…
Na szczęście, kiedy wyszli z klatki, jeszcze go nie było, więc obaj przystanęli przy drzwiach w wyluzowanych pozach. Jurek sięgnął do kieszeni płaszcza po fajki i ze zdziwieniem odkrył, że została mu już tylko jedna, Janek za to w ogóle się nie rwał, do wyciągania swojej paczki – najpewniej w ogóle jej nie miał, bo gdy tylko Jerzy pokazał mu lichą zawartość pudełeczka, wzruszył ramionami i zapytał z entuzjazmem:
– Palimy po połowie?
Jurek przytaknął mu z cichym westchnięciem. Odpalił papierosa, a kiedy to zrobił, zauważył jak zza zakrętu wyjeżdża czarne auto Nakoniecznego. Przeklął w myślach, zerkając panicznie na Janka, który stał tak blisko niego, że niemalże stykali się ramionami. Miał ochotę się odsunąć, ale to znowu mogłoby jakoś urazić chłopaka, a Jurek z pewnością tego nie chciał. Trwał tak więc paląc papierosa, a Nakonieczny właśnie zaparkował w tym samym miejscu, co wczoraj, czyli tuż naprzeciwko nich.
Ich spojrzenia się spotkały. Jurek zaciągnął się papierosem, a Łukasz uniósł wymownie brew, po czym oparł się wygodnie na siedzeniu pasażera, obserwując. Po jego ustach błąkał się rozbawiony uśmieszek, tak jakby pomyślał… Jakby pomyślał, że on i Janek…
Boże.
Na domiar złego, w tym samym momencie chłopak spojrzał na Jurka bystro i z pretensją sapnął:
– No zostaw mi trochę! – Po czym, nie wahając się, dwoma palcami chwycił za nasadę papierosa i wyjął go Jurkowi z ust. Tak po prostu, ot, zwykły kolejny Jankowy gest, który Jurka by aż tak nie zdziwił, ale gdyby tak na to spojrzał z boku…
Serce załomotało mu w piersi.
– Janek! – sapnął z pretensją, ale chłopak już z przyjemnością zaciągał się papierosem, mrużąc przy tym oczy.
– No co? – mruknął, wypuszczając dym z ust, a Jurek nerwowo zacisnął dłonie w kieszeniach. Już czuł, że Łukasz mu nie odpuści i chociaż na niego nie patrzył, wiedział, że najpewniej przygląda im się z nadmierną ciekawością, przechylając głowę na prawo.  – Jakiś facet się na nas gapi. – Janek spojrzał wymownie na Gosa, a jego ton głosu zmienił się. Był jakiś taki ostrzejszy, a sylwetka chłopaka spięła się. – Znasz go? – dopytał, dyskretnie zerkając na czarne auto.
Jurek pociągnął wzrokiem za nim, przeklinając w duszy wszystko, co tylko przyszło mu do głowy.
– Nie – bąknął, a Czyżewski nastroszył się cały.
– No dobra, pewnie to tylko taki zbieg okoliczności – mruknął, po czym wyrzucił niedopalonego peta na pobliski trawnik.  – Spadam, bo zaraz się spóźnię – rzucił na pożegnanie, oddalając się szybko. Na do widzenia machnął jeszcze Jurkowi ręką, a Gos zapatrzył się na niego, nim przesunął wzrok na wyraźnie ucieszonego Nakoniecznego.
Uśmiech na jego twarzy gasł stopniowo, aż – gdy usiadł na siedzeniu pasażera – zniknął całkowicie.
– Dzień dobry. –  Łukasz przywitał się z nim milutko, przekręcony w jego stronę.
– Dzień dobry – wysyczał przez zaciśnięte zęby, po czym zerknął przelotnie na zadowoloną minę Nakoniecznego i zatrząsnął się cały.  
Łukasz skinął głową nie kryjąc uśmiechu, po czym ruszył z parkingu, nie zaszczycając Jerzego ani słowem. Jedynie cieszył się jak głupi, irytując tym samym Jurka do granic możliwości.
– To był mój bratanek – sapnął, czując presję, by się wytłumaczyć.
– Mhm. – Uśmiech Nakoniecznego powiększył się, ale oprócz tego krótkiego pomruku, nie powiedział nic więcej.
Jerzy miał ochotę go walnąć, ale jedynie zacisnął dłonie w pięści i odwrócił głowę do szyby. Wcześniej chciał zapytać  Łukasza, co z kotem, jednak jego zachowanie tak go drażniło, że doszedł do wniosku, że nie odezwie się do niego już ani słowem.
Najlepiej nigdy.
…Szkoda tylko, że raczej nie było to życzenie możliwe do spełnienia. 

*** 
Witajcie, kochani! 
Mówiłam, że tego nie lubię, ale znowu to robię - wrzucam rozdział od razu po jego skończeniu, ale należy się Wam. Trochę długo musieliście na niego czekać, wiem, wybaczcie mi to, ale szedł mi on jak krew z nosa... Albo i gorzej. 
Pierwszy raz od założenia tego bloga miałam taką blokadę i mam nadzieję, że nie będzie mi się ona przytrafiać zbyt często - po pierwsze, żebyście nie czekali, a po drugie, żebym i ja się tak nie frustrowała. Napisanie tego rozdziału to był jakiś dramat. Sklejałam go słowo po słowie, nie mogąc nic sensownego wyskrobać... Moje pisanie bez planu również zaprowadziło mnie do miejsca, które - po dłuższym przemyśleniu sprawy - wcale mi się nie podobało, więc byłam zmuszona usunąć kilka pierwszych stron, a potem popoprawiać następne, które niejako odnosiły się do tego wydarzenia. Plus jest taki, że chociaż sobie rozpisałam, jak chcę, żeby dalej potoczyła się akcja i może nie będę już dopisywać kolejnych, nie aż tak ważnych wątków, które niepotrzebnie by wydłużały całe opowiadanie. (Ale znając mnie to te plany posypią mi się już pewnie w następnym rozdziale xD)
Także tak, trochę nieciekawie to wyglądało, ale finalnie powstało coś, co chyba nie odbiega aż tak od normy. :)
Właściwie to jak to przeczytałam całościowo, to chyba nawet wyszło okej, co myślicie? 
Mamy coraz więcej zagadek, a mniej odpowiedzi, ale z czasem chyba się wszystkiego dowiemy. ;> (Prawie 200 stron za nami, a ja w końcu napomknęłam coś o przeszłości Jurka!)
Dziękuję Wam też serdecznie za wszystkie komentarze! Gdyby nie one, to pewnie zwlekałabym z tym rozdziałem drugie tyle, a tak to miałam niezwykłą motywację, żeby walczyć z blokadą, brakiem weny, porażką w planowaniu, no i z brakiem czasu.
Ściskam Was mocno i obiecuję się postarać (jak dyplomatycznie), żeby kolejny rozdział pojawił się szybciej niż po trzech tygodniach! 
Trzymajcie się i do następnego!  <3 

15 komentarzy:

  1. Dziękuję za rozdział, rzeczywiście czekając na niego zaglądałam tu niemal codziennie. A czytało się go bardzo dobrze. Nigdy nie pisałam, ale mam wrażenie, że niekoniecznie musi być plan opowiadania, czasami warto "podążyć" za bohaterami i opisać co ich spotyka, jak oddziaływają na nich wydarzenia i postacie. Może "sami" naprowadzą Cię na swoją historię. A jak dla mnie to historia może się rozwijać bardzo dluuuuuugo, bo ja lubię ten stan zawieszenia - że nie wiem kto z kim, dlaczego, po co ..... Ale się domyslam.Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z tego samego założenia - też lubię po prostu opisywać losy bohaterów i ich relację, chociaż to nie jest do końca tak, że całe opowiadanie to totalny spontan :) Zaczynając pisać "Zostań o poranku" (a nawet wcześniej, kiedy Jurek został wspomniany w "Drugiej szansie") praktycznie już wiedziałam jak będzie wyglądał koniec. Nie do końca za to wiedziałam, co ze środkiem :D Także mam swoje punkty, do których dążę, a mimo że czasami pozwalam swoim bohaterom płynąć z prądem, to gdzieś tam wiem, jak to wszystko się potoczy i podpinam wydarzenia pod zaplanowaną fabułę, żeby wszystko miało ręce i nogi ;)
      W ten sposób mam już w planach dwa opowiadania do przodu, zresztą zawsze tak pisałam i jakoś daje radę.
      Zaś co do domysłów, to jestem ciekawa, czy się spełnią :)
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Ach… Czekałam na ten rozdział ^_^ Ta cała scena z tym wspomnianym kotem - to jak to napisałaś... No po prostu powiem ci cudo, aż mnie zatkało. Uwielbiam to, jak powoli opisujesz zmiany w zachowaniu oraz to całe załamanie nerwowe - czy też depresje - które przeżywa Jerzy. Dodatkowo rozdział strasznie pobudził moje szare komórki i w głowie zaczęło mi się pojawiać milion wątków i domysłów ^_^ “Dęba za mną nie przepada… od samego początku był cięty … coś mu nie pasuje.” Moje gaystory aż szaleje i krzyczy: “Dęba kocha się w Janku i chce wystraszyć wszystkich adoratorów.” Naprawdę starałam się nie tworzyć jakichś tam par itp, lecz moja chora fantazja aż krzyczała, że widzi tu piękny schemat. Przez co, aż szczerzyłam się jak głupia, gdy o nich myślałam :3 Jeśli już mowa o Janku i Jerzym ^_^ Ich przyjaźń jest taka słodka. Mam nadzieję, że nic jej nie popsuje, bo co jak co ale miłości i kochanków można mieć wiele, a o taką wspaniałą przyjaźń trzeba dbać. :D Chociaż muszę się przyznać, że jakaś tam część mnie mówi, że to całe - no może nie wszystko - życie / historie życiowe i umiejętności to ściema, którą wymyślił tylko po to, by się zbliżyć do Jerzego… Wg jestem ciekawa co by się stało jakby jego przyjaciel jednak okazał się bi lub homo. Na pewno byłby to ogromny przełom w jego życiu. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :( Ja rozumiem brak weny, lecz miej litość i nie każ mi znowu tyle czekać. Nerwowo nie wytrzymam (╥_╥) XD
    P.S. Udało mi się przeczytać twoje pierwsze opowiadanie na tym blogu - było naprawdę sweet *-*. Nawet rozdział, w którym był głównie opis produkcji koreczków - uważam za świetny, chociaż widziałam pod nim jakiś nieprzychylny komentarz - MI się podobał :3. Pragnę cię jednak ostrzec ^_^ Jeżeli w tym opowiadaniu planujesz stworzyć jakąś parę - a mam nadzieję, że tak jest. Jerzy nie może zostać starym samotnikiem z rybkami!! - To mam nadzieję, że nie skończysz w takim momencie jak tam -> Opowiadanie skończyło się akurat, kiedy rozpoczął się ich związek. Tak być nie może ¬_¬ XD - Tak bardzo cicho przyznam, że mi się podobało to zakończenie (^_^) Ehem… No ale! Oficjalnie ostrzegam cię, że jeżeli znowu to zrobisz, to znajdę cię i przykuję do biurka, stołu, łóżka… łóżka może nie, bo brzmi perwersyjnie. No ogólnie do laptopa i zmuszę cię do napisania kolejnych rozdziałów. Ja tu liczę na pikanterię z Jerzym w roli głównej.
    Bardzo dziękuję za rozdział i życzę dużo weny. ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, ta z scena z kotem jest urocza, pokazała Jurka z trochę cieplejszej strony :) Kto by pomyślał, że z niego taki miłośnik puchatych zwierzaków, nie? Najwyraźniej odrobina futerka i smutny pyszczek potrafi roztopić najtwardsze serce :D
      A co do tych domysłów to bardzo się cieszę, że takowe się pojawiły!
      Ale czy Dęba kocha się w Janku…? Może xD Nigdy nic nie wiadomo. Może on tak lubi na około, a może Jurek jeszcze nie wie wystarczająco dużo o tej dwójce? :P Różnie bywa!
      Natomiast co do przyjaźni J i J to faktycznie, zachowują się jak wieloletni kumple. Trafił swój na swego, ich charaktery fajnie się docierają, a Jurek powoli nie wyobraża sobie życia (no trochę patetycznie to zabrzmiało, ale rozumiecie) bez Janka. Chłopak jest takim jasnym punkcikiem w jego marnej egzystencji, zwłaszcza że Jurek od bardzo dawna nie miał żadnego przyjaciela, z którym mógłby tak po prostu spędzać czas i rozmawiać, czy nawet pozwolić sobie na szczery śmiech :D (W ogóle jak Jurek się uśmiecha, to aż mi się milej robi)
      A gdyby Janek okazał się bi lub homo? No, ciężko powiedzieć, jak zareagowałby Jurek. Myślę, że jakoś by to może przełknął, bo Janek serio jest dla niego ważny, ale… byłoby ciężko. Z pewnością.

      Ooo, przeczytałaś :3 Tak z ciekawości zapytam, które opowiadanie podoba Ci się bardziej? To chyba głupio tak porównywać opowiadania, ale właściwie to jestem ciekawa.
      Osobiście mam wielki sentyment do Marcela i mimo że faktycznie jest słodkie i urocze, to ja lubię tę słodkość, nie mdli mnie :D Chociaż, gdy ostatnio było mi smutno i źle, i stwierdziłam, że poczytam sobie je na pocieszenie, to doszłam do wniosku, że mogłam napisać to lepiej XD Nie wiem, może robię jakiś powolny progres, skoro dochodzę do takich wniosków, a może po prostu miałam gorszy dzień i nic mi nie pasowało xd
      Ach, no i rozdział z koreczkami! Fajnie, że ci się spodobał, bo ja tam zawarłam bardzo ważną dla Rogackiego chwilę. Chyba nie każdy załapał przekaz, ale właściwie się nie dziwię – trochę przeciągnęłam tę scenę >D Nie mniej, był to moment, w którym Marcel poczuł się zaakceptowany, pomimo wszystkich swoich braków, a to dla niego było bardzo ważne. Zresztą, Boże, Marcel jest taki pokręcony, że nawet do czegoś takiego dorobi sobie własną filozofię xD
      A co do tych końcówek… To co ty na to, żeby Jurek został starym samotnikiem z kotem? Rybki chyba średnio do niego pasują :D
      Żartuję!
      … A może nie?
      Jakkolwiek by nie było, seks Jerzy x mężczyzna faktycznie byłby mega ciekawy! Chociaż, sceny łóżkowe piszę mi się bardzo opornie (to ten stan, kiedy twój blog ma w nazwie „opowiadania homoEROTYCZNE, a w żadnym opowiadaniu nie było jeszcze nawet sceny seksu xDDD Chyba właśnie zhejtowałam samą siebie).
      Dziękuję za Twój piękny komentarz, zawsze zostawiasz mi w nich tyle pozytywnej energii, że w mig ją przechwytuję :D

      Usuń
    2. Nie wiem, czy pamiętasz, ale już wcześniej pisałam, że to jakoś bardziej mnie zachęciło. Jak mam być szczera, to po prostu miałam już dosyć opowiadań o nastoletniej-szkolnej - z DUŻYM naciskiem na szkolnej - miłości �� A jak wcześniej czytałam opisy to "Druga szansa" wydała mi się właśnie czymś takim… Bożenko naprawdę miałam już dosyć takich opowiadań �� Dalej jakoś nie specjalnie lubię te o nastolatkach… Nw dlaczego, ale po 18 to się jeszcze bardziej wzmogło, a jak już skończyłam szkołę średnią to już wg ������ czuje się jak jakiś pedofil. Często mam wrażenie że te nastoletnie romanse pisały jakieś młode dziewczyny, które miały po 13-14 lat. Niektóre hym… sytuację były dla mnie śmieszne i dziwne zarazem �� Np jak jakiś bohater chodził spać o 23-24 i było napisane że to późno i był on tam ledwo co żywy������ Ja nw czy ze mną jest coś nie tak, ale u mnie w szkole średniej to się spało 2 godziny albo wcale i to był ten moment kiedy było się nie do życia. �� Dużo było takich i podobnych akcji w tych opowiadaniach i jest to raczej czepianie się, no ale mnie to stopniowo odpychało,bo miałam wrażenie, że czytam o jakichś dzieciach. ��Chociaż są perełki w tych internetach �� Druga szansa bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła �� i podobała mi się. Cała historia mnie wciągnęła i była naprawdę BARDZO DOBRA. Chyba największym plusem było dla mnie to jak napisałaś całe te podchody Kacpra. Robił to powoli i stopniowo nie spieszył się… To było mega �� Czytałam kilka opowiadań, ale każdy to zawalał i popędzał akcje, przez co miało się wrażenie, że osoby zranione dostawał raczej syndromu sztokholmskiego, a nie powoli się zakochiwali��.
      Ja to bym tam nic nie zmieniała ☺️ Jednak mam wrażenie, że każdy autor jak czyta swoje wypociny dochodzi do wniosku, że mógł napisać coś inaczej, czy też lepiej. To jest chyba normalne ��
      Jednak jak mam wybierać to wolę "Zostań o poranku". Moja intuicja nigdy mnie nie myli i co do tego opowiadania również się nie pomyliłam �� Dodatkowo mam słabość do historii o jakichś biznesmenach, czy ogólnie o gościach koło 30 ������ Strasznie wyczuwam się w akcje i stan emocjonalny Jerzego. Ach… ☺️ Kocham go po prostu.
      Wiesz, że na początku miałam napisać " stary samotnik z kotem", ale stwierdziłam, że on pewnie nie miałby czasu, przy tym trybie życia ���� więc rybki były by bezpieczniejszą opcją �� I nie strasz, nie strasz bo… ���� co ty mnie tu straszysz, że jakiś stary samotnik to będzie. Jak na razie nie chcę myśleć o zakończeniu. Wolę zatapiać się w ten stan emocjonalny Jerzego ��. A ta scena z kotem to głównie chodziło mi o to jak wyskakuje, że miał kiedyś kota i te słowa " zabiła go". To właśnie ta scena wywarła na mnie tak wielkie wrażenie. Nie myśl jednak, że tamta gdzie przejmuje się losem tego biedaka, mi się nie podobała czy coś�� Wg zastanawiam się, czy kotek jeszcze kiedyś się pojawi w rozdziałach. Fajnie by było ��
      Ty mówisz, że opisy scen erotycznych ci nie wychodzą - czy też idą opornie- , a ja ci powiem, że scena Marcela z tym gościem, co go poznał na tym portalu - sorki nie pamiętam jak on się nazywał - była niezła to jak się do siebie dobierali i wg. Czasami nie trzeba pisać takich ostrych scen - jak się tego nie czuje - wystarczy po prostu dać pole do wyobraźni czytelnikowi ☺️ Czytałam kiedyś opowiadanie, w którym autorka urywała na mizianku, a czytelnik sam sobie dalej resztę wyobrażał. Nikt nie potrzebował opisu ostrych scen, a i tak całokształt był świetny. Mam nadzieję, że z czasem jakoś się przełamiesz i poczytam o Jerzym coś +18 �� Jak jednak już wspominałam, nie jest to przecież takie ważne.
      Pozdrawiam�� Wg mogę liczyć na coś w tym tygodniu?

      Usuń
    3. NIEEEE!!!! Moje minki (╥_╥). Blogger jak mogłeś (━┳━ _ ━┳━) !! A tak się starałam (╥_╥)😒

      Usuń
    4. Bloger nie lubi minek. Preferuje czarne znaki zapytania :D Nie mniej, doceniam starania!
      Jeżeli chodzi o to czy coś się pojawi w tym tygodniu to... Nie wiem :| Dzisiaj przepaliła mi się ładowarka od laptopa i ledwo zdążyłam sobie przesłać plik z rozdziałem, aż się wyładował. Także mam to na komputerze brata i nawet sobie odpaliłam, żeby pociągnąć rozdział dalej, ale jego klawiatura jest taka okropna ;_;
      Tak się jednak odnosząc do tych opowiadań o nastolatkach to ja Cię doskonale rozumiem. Sama przeczytałam kilka i nie jestem fanką. Kiedyś w ogóle czytałam i pisałam jedynie fantastykę i obyczajówki były dla mnie najgorsze na świecie. Strasznie mnie nudziły... Przyszedł jednak moment, że fantastyka mi się przejadła i Marcel był właśnie taką moją odskocznią. Chciałam żeby był tak normalny i rzeczywisty, jak tylko się dało. :D
      A potem jakoś tak gust mi się zmienił i na razie nie mam zbyt dużej ochoty wracać do fantastyki.
      Natomiast sceny +18 kiedyś na pewno się pojawią! I postaram się żeby wyszły jakoś sensownie ^^
      No ale dobra, nie rozgaduję się, bo muszę iść pisać dalej rozdział :D Dziękuję za odpowiedz <3

      Usuń
  3. No Janek! Jerzy cię chyba troszkę zawstydził xd Ale tak naprawdę to Jurek sam sobie wymyślił wytłumaczenie tego co zaszło i nie chciał nawet pomyśleć, że mogłoby być inaczej. Rozumiem ten jego strach. Jerzy boi się rozbić bańkę w której żyje. Zastanawiam się czy to matka mu tego kota zabila? To moje pierwsze skojarzenie, bo ta matka to nie zachowuje się zbyt normalnie. I od razu za tym poszło mi w głowie, że może Jurek przejawial jakieś skłonności gdy był dzieckiem i mamusia go ukierunkowala w całkowicie przeciwną stronę? No zobaczymy :) Ale w rozmowie Jurka i Janka był taki moment... Nie potrafię tego nazwać - chodzi mi o ten wyrzut, że Jurek nie został z Jankiem, choć ten go prosił. Wiesz, ja tej dwójki jakoś razem nie widzę, ale w tamtym momencie poczułam, że to jednak trochę możliwe... I teraz już sama nie wiem co myśleć na ten temat 🤔 Chyba Łukasz mi do niego na ten moment najbardziej pasuje, ale nie chcę krzywdy Marcina, więc chyba musisz go rozdwoić :D Bardzo mi się podobała scena z paleniem papierosa pod kamienicą - Janek jak to Janek, a że widownia była... :D Łukasz by był w niezłym szoku gdyby ich kiedyś dłużej poobserwował xd Bardzo dziękuję za rozdział 😀 Nie mogłam się już doczekać. Weny kochana, weny Ci życzę i czekam na więcej 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, no trochę go zawstydził. To właściwie nawet do Janka niepodobne, a tu proszę aż nie wiedział, gdzie się podziać :D A Jurek… Hm, mógłby sobie coś tam dopowiedzieć, ale zachowanie Czyżewskiego było mimo wszystko raczej jednoznaczne – fakt faktem, nikt nie wie, jakby się mogło skończyć i czy faktycznie by do czegoś doszło, ale w tamtym momencie? Janek był raczej oczywisty w swoich zamiarach.
      Jurek zdecydowanie boi się rozbić bańkę, chociaż moim zdaniem pojawiają się już w niej spore pęknięcia :) On jakby… Wszystko zamiata pod dywan, swoisty mur czy też „kurtynę”, jak to pisałam w rozdziale znad morza.
      A z tym kotem, to nie będę nic mówić. Może to matka, a może nie. W końcu u Jerzego przeplatają się raczej tylko dwie kobiety – ona i jego narzeczona, Iza, o której też nie wiemy zbyt dużo. :D
      Ach, no i ten wyrzut Janka. To faktycznie było… Takie mocne.
      Z chęcią rozdwoiłabym Łukasza. :D Bardzo lubię tego srogiego szefuńcia, ale obawiam się, że klonowanie ludzi nie jest zbyt etyczne xD
      No i tak się zastanawiam, co Nakonieczny faktycznie sobie pomyślał, patrząc na tę scenę z papierosem. To jego zadowolenie Jurek odebrał jednoznacznie – nawet się wytłumaczył – ale właściwie kto wie, co Łukasz ma w głowie? No i co w głowie ma Jerzy, skoro od razu pomyślał, że Łukasz mógłby założyć, że on i Janek razem coś tego…? ;>> (Trochę za dużo „że” w jednym zdaniu, ale już późno.)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko! <3

      Usuń
  4. Końcówka rozdziału świetna. Parsknęłam śmiechem, jak Łukasz podjechał pod kamienicę. Dosłownie widziałam ten grób, który Jurek sobie kopał, kłamiąc jemu i Jankowi. :D
    Do jednego się przyczepię: Twoje opowiadanie to kraj alkoholem i sarkazmem płynący. To żart oczywiście. :) Nie jest źle, ale od czytania jak Twoi bohaterowie dzień w dzień piją to aż zaczynam czuć kaca. I zauważyłam, że często "sarkają". Ja sama nie używam tego słowa w takiej ilości, jak Ty to robisz, dlatego tak bardzo rzuciło mi się w oczy. :D
    Co teraz będzie między Jurkiem i Jankiem? Czyżby szykowały się jakieś kłopoty? Konflikt? Nie, nie mów. To pytanie retoryczne, dobrze wiem, jak ciężko na nie odpowiedzieć bez rzucania spojlerów. ;D

    Na koniec w oczy wpadła mi literówka:
    Naprawdę martwił się o tego kota i nie ufał Łukaszowi. Bał się, że ten może go wysadzić gdzieś po drodze, że wcale nie weźmie go do weterynarza, 78albo że zabierze i go tam zostawi, nie dbając o jego dalsze losy…

    Oby blokada pisarska trochę odpuściła, bo to największy wróg każdego autora, i oby kolejne rozdziały pisało się szybko i lekko. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podobała i że jednak jakoś to wyszło :D A co do tego grobu, to faktycznie kłamstwa mają krótkie nogi. Ciekawe tylko jak krótkie ^^ I czy będą z tego jakieś poważniejsze konsekwencje.
      Taaak, alkoholu tutaj nie brakuje. Sarkazmu też nie, ale na moje oko jest on mniej szkodliwy niż procenty. Ale trochę bym polemizowała z tymi bohaterami - to raczej tylko Jurek tak przesadza. Janek zabalował dwa dni z rzędu, ale nie wydaję mi się żeby to było coś nietypowego w jego wieku.
      A z tym kacem, to Jurek wprawiony zawodnik jest, może dlatego w miarę dobrze to znosi, chociaż staram się zazwyczaj coś wtrącić o bólu głowy, mdłościach czy ogólnym złym samopoczuciu.
      I znowu tak - sarknął to chyba moje słowo miesiąca :D Na zmianę z sapnął. xD Oni sobie tak lubią.
      Chociaż to głupie. Czasami po prostu powinnam zostawić sam dialog, a jak głupia dopisuję wszystkie te "powiedział, sarknął, rzucił", toż to niby wiadomo, że jakoś musiało się to wydobyć z ust :D
      I nawet się nie będę zastanawiać skąd wzięło się tam to 78. Musiałam coś naklikać przy publikacji, bo jeżeli bym to ominęła przy czytaniu to naprawdę, coś jest ze mną nie tak :D
      Również pozdrawiam i dziękuję ślicznie za komentarz! <3

      Usuń
  5. Wiadomo mniej więcej kiedy można się spodziewać następnego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wiadomo ;_; Na razie mam całe 4 strony, więc jeszcze sporo przede mną.

      Usuń
  6. Hejka,
    wspaniale, ta scena Jerzy i kot bardzo mnie rozczulila i pokazała właśnie Jurka z tej drugiej strony jako takiego milszego... o tak mam nadzieję, że nic nie zniszczy przyjaźni Jerzego z Jankiem bo widać tutaj naprawdę że dla Gosa to jest ważne, że nie wyobraża sobie aby go nie było w jego życiu, a ta scena jak Janek przygotował sniadanie to wzruszenie takim gestem i tak mimo że kawa była nie dobra to nie wyobrażał sobie żeby jej nie wypić... wciąż mnie Dęba zastanawia i to podejście do Janka...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ta scena z Jerzym i kotem mnie bardzo rozczulila i ukazała Jurka z tej drugiej strony jako takiego milszego... mam nadzieję, że ta przyjaźń Jerzego i Janka nic nie zniszczy bo widać tutaj, że dla Gosa to jest bardzo ważne, że nie wyobraża sobie aby go nie było w jego życiu, a to jak Janek przygotował sniadanie to wzruszenie Jerzego takim gestem i tak mimo, że kawa była nie dobra to Jurek nie wyobrażał sobie, żeby jej nie wypić...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń