Rozdział 15: Miłe gesty
Nakonieczny zatrzymał się na parkingu pod
kamienicą Jurka i spojrzał na pasażera oceniająco, tak jakby bił się z myślami,
czy jeszcze coś powiedzieć, czy już sobie odpuścić. Jurek postanowił podjąć tę
decyzję za niego i przerwał kontakt wzrokowy, odpinając pas. Czuł się nie na
miejscu i, żeby być szczerym, było mu głupio – wiedział, że zjebał sprawę, a
cały ten dzień pokazał, jaki był niestabilny.
Cisza między nimi była gęsta niczym stygnąca
czekolada, ale nie było w niej za grosz słodyczy; jedynie to dziwne napięcie i
niezręczność.
Krótkie spojrzenie, cisza, odwrócony wzrok,
cisza.
Jurek chwycił za klamkę i uchylił drzwi. Do jego
płuc wdarło się świeże, mroźne powietrze. Przerzucił już jedną nogę przez
drzwi, a wtedy usłyszał za sobą ciche westchnięcie i całe jego ciało się
spięło. Odetchnął, po czym ogarnął wzrokiem znajome osiedle, a kiedy wychylił
głowę zza bezpiecznego dachu na nos spadła mu kropla deszczu, otrzeźwiając go.
Chwila ta jakby nabrała tempa, myśli wróciły na
swój tor, a wokół zrobiło się głośniej; jakaś kobieta, idąca pośpiesznie chodnikiem,
wykrzykiwała gniewne słowa do telefonu, zza czyjegoś okna, po drugiej stronie
ulicy, wybijał się głęboki, przeszywający dźwięk basów, a tuż przy drzwiach do
jego klatki pałętał się biały, pobrudzony kot. To w nim Jurek ulokował
spojrzenie, zerkając na niego jak na intruza, wroga jakiegoś, który gotów był
wszystkich przechytrzyć i wkraść się do jego domu.
Zasiedział się, nie mogąc oderwać spojrzenia od
pchlarza, który pomiaukiwał bezradnie i kulał na jedną łapę. Łukasz, zdziwiony
tym bezruchem i roztargnieniem Jerzego, przesunął wzrok i również dostrzegł ranne
zwierzę.
– Masz jakiś uraz do kotów? – zapytał z wolna, nie
rozumiejąc tej przeciągającej się chwili.
Jurek westchnął, po czym zaszczycił go ostrym
spojrzeniem.
– Lubię koty – warknął, mając dość tego, że
Łukasz posądza go o wszystko, co najgorsze. Mężczyzna uniósł brwi.
– Więc w czym problem?
– Coś z nim nie tak – mruknął, nie mogąc
odciągnąć spojrzenia od brudnego, wilgotnego futerka i pyszczka, którego mina
przywoływała na myśl ból i bezradność.
Jerzy westchnął, po czym, nie chcąc nadwyrężać
cierpliwości Łukasza, postanowił zmierzyć się z kotem, który, widząc go, nie
odsunął się ani o krok od drzwi.
Jurek podszedł do pchlarza wolno, nie chcąc go
wystraszyć. Był przekonany, że kot, tak czy inaczej, po prostu ucieknie,
wystraszy się i zwieje za pobliskie krzaki, ale ten, niczym strażnik, w
bezruchu trwał przy drzwiach do jego domu.
– No już, uciekaj – warknął na niego, chcąc
zmusić kota by wstał, ale ten tylko ulokował w Jurku nierozumne spojrzenie i
miauknął bezsilnie. – A sio! No zmykaj, bo zamknę cię w piwnicy – straszył
zwierzę, przykucając przy nim.
Kot nawet nie drgnął.
Jerzy usłyszał za sobą trzask zamykanych drzwi i
westchnął. Łukasz naprawdę mógłby sobie odpuścić i pojechać, ale nie, to nie
byłoby w jego stylu, w końcu musiał do niego podejść i spojrzeć na wszystko
swoim szefowskim okiem.
– Chyba twoje groźby nie robią na nim wrażenia –
mruknął, przystając przy Jerzym i kocie, który spojrzał na niego, po czym
jeszcze raz miauknął.
– I dobrze. Nie mam piwnicy – sarknął Jurek,
wyciągając dłoń do zwierzaka, który od razu wtulił łepek w ciepłe ciało. Jurek
pogładził delikatnie miękkie futerko, a Łukasz patrzył na niego oceniająco.
– Nie spodziewałbym się, że lubisz
zwierzęta – zaczął nie odrywając wzroku
od powolnych ruchów mężczyzny.
– Chyba byś się nie spodziewał, że mogę lubić
kogokolwiek – zakpił, przesuwając dłoń z głowy na grzbiet kota. Ten w dalszym
ciągu się nie wyrywał, tylko trwał ufnie przy Jurku, spoglądając na niego
wielkimi, niebieskimi oczami, po czym wystawił w jego stronę łapkę. Gos
przyjrzał się jej, a potem najdelikatniej jak tylko potrafił ujął ją w palce i
odsunął gęste futerko, by po chwili jego oczom ukazał się wbity w ciałko kawałek
szkła.
– Biedaku… – szepnął, a coś ścisnęło go w
żołądku. – Trzeba go zabrać do weterynarza – zwrócił się do Łukasza, podnosząc
kota. Ten znieruchomiał mu w rękach.
– Zajmę się tym.
– Tak, zajmiesz się tym, bo z twojej winy mój
samochód został pod biurem – syknął, nagle bardzo poirytowany, że los tego
kociaka spocznie w łapach Nakoniecznego.
– Oczywiście. Wściekaj się na mnie, że cię
podwiozłem. Zresztą, z tego co wiem, masz też drugi samochód, więc nie rób
problemów, gdzie ich nie ma – sarknął, zwężając powieki, a Jurek pomyślał o
bentleyu wciąż stojącym pod mieszkaniem Sandry.
– Tak się składa, że to drugie auto nie jest
aktualnie w moim zasięgu – sarknął,
niosąc kota do auta Łukasza. Nakonieczny poszedł za nim.
– W takim razie podjadę po ciebie jutro przed
pracą – postanowił, przystając przy
drzwiach od strony kierowcy. Jurek stał naprzeciwko z rannym kotem na rękach i
przeklinał w myślach wszystkich znanych mu bogów za to, przez co musiał właśnie
przechodzić.
– Obejdzie się – warknął, odkładając zwierzę na
przednie siedzenie. Na pożegnanie pogłaskał go jeszcze po jasnym łepku i
ostrożnie zamknął drzwi. – Do jutra odbiorę samochód.
– I będziesz musiał zostawić go pod biurem, żeby
wziąć tamten. Podjadę w pół do ósmej, to rozwiąże problem – oznajmił takim
tonem, że Jurkowi przeszła chęć na jakiekolwiek sprzeczki. – Wtedy będę
wiedział, że przynajmniej się nie spóźnisz – dodał, uśmiechając się samymi
kącikami ust.
Jerzy pokręcił głową, nie mogąc nadziwić się
zachowaniu mężczyzny.
– Dobra – warknął, odgarniając włosy do tyłu
głowy. Z minuty na minutę były coraz bardziej wilgotne od mżawki. – I jedź już
wreszcie, ten kot ma szkło w łapie, na litość boską – poirytował się, a
Nakonieczny znowu spojrzał na niego dziwnie.
– Nie martw się, zajmę się nim najlepiej jak
potrafię – westchnął, po czym usiadł za kółkiem i odpalił samochód bez chwili
zwłoki. Dziesięć sekund później już znikał za zakrętem, a wtedy Jurek
postanowił wrócić do domu.
Kiedy otwierał drzwi do klatki schodowej,
usilnie uspokajał myśli. Nie wychodziło mu najlepiej, był roztargniony przez
całą tę sytuację. Nie mógł trafić nawet klucza do dziurki, a kiedy te
gwałtownie się otworzyły, uderzając go przy tym w rękę, którą chciał je
wyhamować, syknął i odsunął się,
wlepiając spojrzenie w Janka; Janka, który jak burza chciał opuścić klatkę,
lecz kiedy go zobaczył od razu przystanął, jakby zdziwiony.
Dopiero po chwili, kiedy dostrzegł skrzywioną
twarz, dotarło do niego, co takiego musiało się przed chwilą zdarzyć.
– O Boże, Jurek! Jurek, przepraszam, uderzyłem
cię tymi drzwiami? – zaczął swoją typową
paplaninę, niemalże zalewając mężczyznę słowami, który był w stanie jedynie
pokiwać głową, zbyt oszołomiony, by odpowiedzieć.
Janek od razu chwycił go za rękaw płaszcza i
zaciągnął do środka klatki.
– Ale zbieg okoliczności, nie? – kontynuował,
mówiąc szybko. Zbyt szybko nawet jak na niego. – Nie za często tak na siebie
wpadamy i… Naprawdę nie chciałem, sorki. Właśnie wychodziłem do sklepu, bo mi się
mleko skończyło, a kawę już sobie zrobiłem, więc to miała być taka szybka
akcja… – paplał, przeczesując dłonią blond włosy w nerwowym geście. – Więc…
Więc właściwie pójdę już do tego sklepu – zakończył kulawo i dopiero wtedy
Jerzy jakby się ocknął. Pociągnął odchodzącego Janka, odwracając go w swoją
stronę i popatrzył mu w oczy, które chłopak po chwili spuścił, czerwieniejąc na
twarzy.
– Nie idź, mam mleko u siebie – powiedział
słabo, puszczając chłopaka.
Janek wyraźnie się zawahał, ale po chwili skinął
głową i razem z Jurkiem zaczął ociężale wspinać się po schodach. Nie było po
nim widać skutków imprezy, nie miał zaczerwienionych oczu, ani bladej cery,
nawet zasinienia nie zdobiły jego skóry… Czy Janek długo został w mieszkaniu
Sandry, czy może jednak wyszedł zaraz po nim? Gniewał się na niego? A może…
Było mu wstyd?
Sądząc po jego spuszczonej głowie i
zarumienionych policzkach, Jurek tak właśnie pomyślał. Janek napił się za dużo,
trochę przez to pomieszało mu się w głowie, a teraz na drugi dzień żałował
swojego zachowania, które było wynikiem zbyt dużej ilości alkoholu we krwi, a
nie jego… upodobań.
To była ulga.
Ulga, bo Janek nie był taki. Wszyscy, naprawdę
niech to będą wszyscy inni, ale nie Janek, Jurek by tego nie zniósł, nie
mógłby. To wszystko niszczyło – z Łukaszem i z Marcinem, i z Dębą, i z Adamem… Z
Jankiem nie mogło się zepsuć. To był jego przyjaciel, jedyny jakiego posiadał.
Jerzy nie pozwoli sobie na jego utratę, bo wtedy… Wtedy zostałby już całkiem
sam.
Wpuścił chłopaka do mieszkania, a ten przystanął
niepewnie w salonie.
– Nie stój tak. Usiądź, zrobię ci drugą kawę… –
mruknął, włócząc się bez energii do kuchni. Krzątał się po pomieszczeniu
odrobinę zbyt długo, niż jakby tylko miał zaparzyć kawę, ale potrzebował chwili
oddechu, chwili na przemyślenie tego, co stało się przed chwilą.
Naprawdę martwił się o tego kota i nie ufał
Łukaszowi. Bał się, że ten może go wysadzić gdzieś po drodze, że wcale nie
weźmie go do weterynarza, albo że zabierze i go tam zostawi, nie dbając o
jego dalsze losy…
Jurek potrząsnął głową, zalewając kawę
wrzątkiem. Dla siebie nie zrobił nic – opił się herbaty w lokalu i teraz
zaczynał czuć narastający uścisk w pęcherzu, więc kiedy postawił już kubek
przed Jankiem, a ten otwierał usta, by zalać go morzem słów, uciekł czym
szybciej do łazienki i tam również spędził odrobinę więcej czasu, niż było mu
to potrzebne.
Stał przed lustrem i patrzył na siebie, a w
głowie miał mętlik. Ten kot przypomniał mu o czymś, co dawno pogrzebał w
najdalszych zakątkach pamięci i przypomnienie sobie o tym, było niczym cios w
twarz.
Jakkolwiek jednak źle nie było, jak wielu nie
miałby wątpliwości i żalu, musiał kiedyś wyjść z łazienki i zmierzyć się z
Jankiem. Przygotował się wiec mentalnie na „Jurek to, Jurek tamto” i wrócił do
salonu. Janek od razu ulokował w nim spojrzenie, lustrując uważnie jego twarz,
po czym znowu odrobinę się zarumienił.
– Bo wiesz, Jurek… – zaczął, wczepiając dłonie w
kubek. – Chyba się na mnie nie gniewasz, nie?
– Nie – mruknął, siadając na kanapie.
– Aha. No to dobrze. Super – wykrztusił, po czym
upił kilka łyków kawy. – A wiesz…
– Nie wiem – przerwał mu mało subtelnie, po czym
odwrócił wzrok.
Naprawdę musiał wyładowywać swoją frustrację na
Janku…?
– To ci powiem – odpowiedział mimo to niezrażony
chłopak. – Trochę wczoraj przesadziłem, przepraszam – mruknął, a ich spojrzenia
w końcu się spotkały. – Jesteś dorosły i możesz robić, co tylko ci się podoba…
A ja nie powinienem się wtrącać. – Jurek skinął głową. Zgadzał się z tym, ale z
drugiej strony takie wtrącanie się pokazywało, że Jankowi na nim zależało.
Gdyby był mu obojętny, to chłopak miałby w poważaniu, czy coś mu się stanie,
czy Dęba mu przypadkiem czegoś nie zrobi, a jednak martwił się o to.
Jurek westchnął cicho.
– Wiem, że chciałeś dobrze – mruknął, pocierając
dłonią policzek. Czuł pod palcami przebijającą się szorstkość zarostu i poczuł
ogromną potrzebę, żeby się ogolić.
– Wiesz, może to trochę egoistyczne, ale Dęba za
mną nie przepada i boję się… Że zacznie ci gadać jakieś głupoty.
– Głupoty?
– Sam nie wiem… – mruknął. – Że nastawi cię
przeciwko mnie – sprecyzował, zagryzając policzek od środka. – Od samego początku był na mnie cięty, coś mu
chyba we mnie nie pasuje – dodał, wzruszając ramionami.
Jurek wrócił myślami do słów Dęby, który już dwa
razy zdążył ostrzec go przed chłopakiem; co w nim było takiego strasznego? Jak
tak Jurek na niego patrzył, dochodził do wniosku, że nic i nie chodziło tutaj
wcale o jego wygląd, a o zachowanie. Janek był szczery, otwarty, mówił od razu
to, co ślina mu przyniosła na myśl, nie był wyrafinowany i zimny, nie życzył
nikomu źle… Miał swoje twarde poglądy i potrafił o nie walczyć, w wykłócaniu i
stawianiu na swoim nie miał sobie równych, ale wszystkie te cechy… Ta
szczerość, która od niego biła, sprawiała, że Jurek sto razy wolałby zaufać
jemu niż Dębie.
– Nie zawracajmy sobie nim głowy.
– Dowiedziałeś się chociaż czegoś o tym swoim
szefie? – dopytał, a Jurkowi mina od razu zrzedła.
– Tak, coś się dowiedziałem – mruknął, niezbyt
chętny by kontynuować temat.
– Nie wydajesz się z tego powodu
usatysfakcjonowany – ocenił z wolna, nie mogąc rozgryźć wisielczego nastroju
mężczyzny.
– Nie, niezbyt. Znasz to uczucie, kiedy bardzo
chcesz się czegoś dowiedzieć, a kiedy już się dowiesz, wolałbyś tego nie
słyszeć?
– Jasne. To tak, jak w chwili kiedy dopytywałem
rodziców, na co wydali mój hajs z komunii, byłem pewien, że na jakiś super
rower, który po prostu jeszcze nie doszedł, albo chociaż na komputer,
PlayStation może, a ci do mnie, że wymienili
jakąś tam część w traktorze, czaisz takich? – wyszczerzył się,
pochylając się bliżej nad mężczyzną. – Wszystkie dzieci chwaliły się, ile to
one rzeczy nie podostawały! A ja? Ja nawet na tym traktorze jeździć nie mogłem,
bo matka się darła, że za mały jestem – mówił, uśmiechając się szeroko. Jurek
spoglądał na niego z politowaniem, a jego kąciki ust w końcu się uniosły.
– To faktycznie okropne – przyznał poważnie.
– Prawda? A ty…?
– Co ja?
– No co
dostałeś na komunie! – skończył, jakby to było takie oczywiste, kładąc mu dłoń
na ramieniu. Po chwili jednak zarumienił się odrobinę i zsunął palce, chwytając
za kubek.
Mogło być między nimi odrobinę niezręcznie.
– Pianino – powiedział bez emocji, odchylając
się do tyłu na kanapę. Janek śledził uważnie mimikę jego twarzy.
– Pianino? – zachęcił do kontynuowania
wypowiedzi.
– Ojciec zamówił je z Nowego Orleanu – dodał
markotnie. Janek rozchylił usta w niemym szoku.
– A nie mógł ci w Polsce jakiegoś kupić? –
zapytał w niezrozumieniu i tym razem kąciki ust Jurka uniosły się wyżej.
– Pewnie mógł, ale zdobył się na piękny gest.
Jak nigdy w życiu – sarknął, przymykając oczy. Przypomniał sobie prześlicznie
zdobioną, drewnianą fakturę instrumentu, jego kolor, głęboki i wciągający –
brązowy, który w słońcu mienił się na czerwono. To chyba wtedy Jurek zaczął
przykładać uwagę do rodzaju drewna; jego nowoorleańskie pianino wykonane było z
różnej mieszanki, zresztą miało to znaczenie, bo od jego rodzaju zależał
niekiedy wydobywany dźwięk, a w przypadku tamtego pianina dźwięk był najwyższej
klasy, Stanisław się o to postarał.
– A co za różnica? –zapytał chłopak, wzruszając
ramionami.
– Tylko taka, że Nowy Orlean to kolebka jazzu.
– To ty już tak od dzieciaka lubiłeś takie
klimaty? – zapytał zdziwiony, a Jurek przytaknął.
– To też zasługa ojca – westchnął, po czym wstał
z kanapy. – Zapisał mnie na lekcje muzyki, jak miałem cztery lata, a u nas w
domu zawsze grał gramofon: Frank Sinatra, Louis Armstrong, Glen Miller
przygrywali nam przy każdej kolacji.
– Nie mam zielonego pojęcia, co to są za goście
– wzruszył ramionami, a Jurek pokręcił głową z politowaniem.
– Wymieniłem ci i tak tych najpopularniejszych.
– Westchnął, znowu wchodząc do kuchni. Czuł, że potrzebuje napić się wody, bo w
gardle go suszyło, zresztą jak zawsze po wódce.
Chłopak dosłownie po dwóch sekundach doczłapał
się do niego i przystanął przy blacie.
– Masz kaca?
– A ty nie masz?
– Ja tam czuję się świetnie!
– Widzę, cały wręcz promieniejesz – sarknął.
– Dziękuję. – Janek nie wyczuł ironii.
Jurek znowu się uśmiechnął, po czym podszedł do
chłopaka i przystanął kilka centymetrów przed nim. Dzieciak spiął się,
zarumienił, a potem odważył się zadrzeć głowę i ulokował spojrzenie w
błękitnych oczach.
– To nie był komplement – wyjaśnił mu. Jankowe
policzki zabarwiły się mocniej na czerwono.
– A mógłby być. To by było miłe, wiesz? –
mruknął, nie wiedząc gdzie podziać dłonie i spojrzenie.
– Przejdziesz się ze mną po samochód? – Jurek
zmienił temat. – Bentley wciąż stoi pod mieszkaniem Sandry, a ja mam ochotę na
długi spacer.
– Żartujesz chyba? Stąd tam, to wręcz kolosalny
by był ten spacer!
– Nie żartuję. Bentley jest tam, a Leon pod moim
biurem…
– Widzisz, było nie porzucać swoich chłopców –
sarknął, wciąż spoglądając w oczy Jurka.
– Moich chłopców? – powtórzył za nim w
zdumieniu.
– Tak… Leon, Ben… – westchnął. – Sami faceci –
dodał, poklepując ramię Jurka w przyjacielskim geście. – Ale na spacer to nie
idę, nie chce mi się, pogoda zresztą jest beznadziejna, na pewno jest zimno,
deszcz pada, a mi się ściągnął serial właśnie, więc podziękuję. Wpisz sobie w
GPSa i na pewno znajdziesz.
– Nie chce ci się? – powtórzył za nim z wolna. –
A wczoraj mi mówiłeś, że jesteś gotów zrobić cokolwiek bym chciał. – Janek
spąsowiał. Jego policzki odcieniem właśnie zaczynały przypominać dorodną wisienkę.
– Bo wczoraj byłem jakby trochę… Nawalony?
– Czyli to, że teraz jesteś trzeźwy nie pozwala
ci zrobić mi tej przyjemności i przejść się ze mną? Takie atrakcje tylko po
pijaku? – dodał, mrużąc oczy.
Oczywiście podpuszczał dzieciaka, czerpiąc
niejaką radość z tego, jak się miotał, jak nadymał policzki, rumienił się,
przygryzał wargi i nerwowo zaczesywał włosy za ucho.
– Nie, takie mogą być na trzeźwo – jęknął w
końcu, odsuwając się.
– Nie będę w takim razie dopytywał, jakie nie
mogą.
– Oj no, przeprosiłem cię już! Przestań się nade
mną pastwić, byłem pijany, okej? I nie chciałem, żebyś szedł z Dębą, chciałem
żebyś ze mną został… Ale tak czy inaczej nie zostałeś, więc skończmy już temat,
co? – wyrzucił z siebie niemalże agresywnie. Jurek spojrzał na niego
zaskoczony, po czym skinął głową.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się, że
tak szybko wytrąci Janka z równowagi, no i te jego słowa… Czy to był zarzut?
Może jednak Janek czuł do niego żal? W końcu, tak jak powiedział, prosił go by
został – przerażając go przy tym najbardziej na świecie, ale tak czy inaczej
wciąż prosił, a Jurek tę prośbę zignorował, zostawiając go samego.
Przecież wcale nie musiało do niczego dojść –
wystarczyłoby żeby Jurek został u Sandry, albo wrócił z Jankiem tutaj, wtedy najpewniej
chłopak by odpuścił, w końcu on po prostu chciał żeby Jurek nie wychodził z
Dębą.
To również nie było z jego strony fair, ale było
zdecydowanie lepsze niż to, że Janek mógłby być…
Tak, zdecydowanie lepsze. Jerzy nawet nie
zamierzał się na niego gniewać.
– To co, dzieciaku, idziesz ze mną czy nie? –
sarknął, odsuwając się. Nie miał zamiaru dłużej podpuszczać Janka, zwłaszcza że
dowiedział się tego, co chciał. Chłopak
prychnął.
– Idę – rzucił wisielczym tonem, a Jurek, w
całkowicie niekontrolowanym odruchu, wyciągnął dłoń i poczochrał mu włosy.
– Cieszę się – powiedział szczerze. Potrzebował
Janka w swoim życiu.
– Super – mruknął chłopak, pąsowiejąc na twarzy
jeszcze bardziej, a chwilę później, kiedy dłoń Jurka opadła swobodnie wzdłuż
ciała, przygładził poczochrane kosmyki.
– Między nami w porządku? – zapytał zaraz z obawą.
– W porządku – zawyrokował Jurek uśmiechając się
szerzej, chociaż w środku cały czas czuł się dziwnie roztargniony. Mimo to
zabrał chłopaka na bardzo długi spacer w deszczu i zimnie, a ten nawet nie
narzekał tak bardzo.
– A mógłbym teraz leżeć na kanapie… – Narzekał
tylko troszkę.
– Będziesz miał na to cały wieczór.
– O, to mam rozumieć, że nie spędzamy go razem?
– Dlaczego? Możesz spędzić go na mojej kanapie.
– Tak też właśnie myślałem – wyszczerzył się,
szturchając Jerzego po ramieniu.
Między nimi naprawdę było w porządku.
Od godziny Janek półleżał na kanapie, tak jak
zresztą chciał, a Jurek pił gorącą herbatę w fotelu, okryty ciepłym kocem.
Starał się nie myśleć za bardzo, skupiał się przede wszystkim na chłopaku, jego
gadaninie, uśmiechu, nad tym jak śmiesznie majtał nogami wystawionymi poza
kanapę, na włosach, które rozsypały się wokół jego głowy, na oczach, które raz
na jakiś czas odnajdywały jego własne i wtedy cała Jankowa twarz rozpromieniała
się na kilka sekund, by po chwili chłopak znowu odwrócił wzrok i odpoczywał
sobie, wpatrując się w sufit.
– Może napijemy się czegoś? – zapytał Janek, powoli odwracając głowę w
stronę barku.
Jurek uniósł sugestywnie jedną brew.
– Mało ci po wczoraj?
– Studentowi nigdy mało, Jurek – sarknął,
podnosząc się energicznie do siadu.
Jerzy pokręcił rozbawiony głową, po czym zrzucił
z siebie koc i podszedł do szafki z
alkoholami.
– Na co masz ochotę?
– Na coś słodkiego. Na coś, co nie jest wódką –
sprecyzował.
– Mam adwokat, likier kokosowy, coś dziwnie
niebieskiego…
– O?
– Ale smakuje jak syrop z cukru i jest
obrzydliwe.
– To niech będzie ten kokos… – zadecydował
Czyżewski z entuzjazmem, a Jurek przekręcił oczami. Wyjął z barku likier dla
Janka, a dla siebie szkocką, po czym przygotował im to wszystko w kuchni. Janek
prześlizgnął się za nim tak cicho, że Jurek nawet go nie usłyszał wciąż myśląc,
że chłopak siedzi w salonie, więc niemalże podskoczył, kiedy usłyszał jazgot
odsuwanego krzesła.
– Chcesz żebym dostał zawału? – sapnął,
odwracając się z irytacją wymalowaną na twarzy.
– Nie, nie chcę – odpowiedział spłoszony,
wlepiając w mężczyznę szczere spojrzenie. – Wolałbym żebyś dożył późnych dni swojej
starości… – uśmiechnął się szeroko, opierając łokcie na stole. – Ale jeszcze
bardziej chciałbym już spróbować tego likieru – przyznał, wyciągając rękę w
stronę Jurka.
Ten podał mu kieliszek z gęstym, białym płynem,
po czym samemu usiadł przy kuchennym stole.
– Ponoć najlepsze imprezy zawsze dzieją się w
kuchni. – Janek standardowo zaczął swoją paplaninę, a Jerzy oparł się wygodniej
o ścianę i skinął z wolna głową.
– Albo na balkonie – wtrącił, wychylając
pierwszego łyka bursztynowego alkoholu.
– Nie masz balkonu, więc kuchnia musi nam
wystarczyć – wyszczerzył się chłopak, pochylając się nad stołem. Wypił swój
likier na raz, po czym od razu oblizał usta, a Jurek, po samym wyrazie jego twarzy,
wiedział, że mu smakowało.
– Nie za szybko?
– Nie, nawet alkoholu w tym nie czuć! – sapnął,
odkładając kieliszek z głośnym stuknięciem. – Doleję sobie – mruknął
rozanielony i faktycznie, jak powiedział, tak zrobił.
– Wiesz, że to zdradliwe…? – mruknął Jerzy,
wątpiąc w zachowanie chłopaka. Samemu popijał wolno whisky, nie chcąc za bardzo
się upić. W końcu jutro musiał być przytomny, zwłaszcza że Nakonieczny miał po
niego przyjechać…
Ale gdy tylko o tym sobie przypomniał, poczuł
naglącą potrzebę wypicia większej porcji alkoholu.
Pieprzony Nakonieczny, fuknął w myślach, i
pieprzone koty.
– Spokojnie, nie będę przesadzał… – zapewnił i
jakkolwiek Jurek ufał Jankowi, tak w tym przypadku jego zaufanie zostało mocno
nadszarpnięte, zwłaszcza gdy patrzył na rozpalone policzki Czyżewskiego i jego
zamglone spojrzenie, gdy ten leżał rozwalony na jego kanapie, z rękami ułożonymi
w nienaturalnej pozycji i głową ostro
wykręconą w jego stronę.
– Narysuj mnie… jak jedną ze swoich… francuskich
dziewczyn – wymamrotał z szerokim uśmiechem.
– Gdybyś wyglądał jak Kate Winslet, to bym się
nad tym zastanowił – odpowiedział, lustrując wygięte pokracznie ciało. Janek
prychnął obrażony.
– Że niby sugerujesz, że jestem brzydki?
– Sugeruję, że nie jesteś kobietą…?
Janek burknął coś pod nosem obrażony, a Jurek
westchnął ciężko.
– Ale mogę cię narysować tak po prostu – dodał
na poprawienie Jankowego humoru. Było to zagranie w dziesiątkę, chłopak bowiem
uniósł na niego zaciekawiony wzrok, a na jego ustach wymalował się wdzięczny
uśmiech.
– Super, ale innym razem. Coś czuję, że kazałbyś
mi siedzieć w bezruchu, a to niewykonalne w tym momencie.
Janek wyszczerzył się, a Gos zrobił to zaraz po
nim. On też był pijany – być może nawet bardziej od Czyżewskiego, tylko mniej
to było po nim widać. Miał też w sobie jakieś dziwne, przytłaczające uczucie,
coś co go dręczyło, ale usilnie starał się nie dopuszczać tego do świadomości…
– Skończył ci się już ten likier?
– Aha. Już dawno. – Wzruszył ramionami.
– Chcesz whisky? – zapytał Jurek, wyciągając
szklankę w stronę chłopaka. Janek zmrużył oczy, po czym przyjął szkło.
– Ja bym nie chciał? – zapytał retorycznie,
upijając kilka łyków mocnego alkoholu. Widać było po nim, że stara się trzymać
i nie pokazać, jak bardzo alkohol palił jego przełyk, ale zdradziły go lekko
wilgotne oczy. Potem już zdradził się sam. – Jednak bym nie chciał – mruknął,
oddając Jurkowi szklankę.
– Słaby z ciebie zawodnik – skomentował Gos.
– Po prostu nie mam już ochoty.
Jurek nie zamierzał nalegać, skoro nie chciał to
nie, nie będzie dzieciaka zmuszał, zresztą Jankowi do szczęścia alkohol wcale
nie był potrzebny… W przeciwieństwie do niego, chociaż w tym przypadku jego
myślenie okazało się zgubne, zwłaszcza po godzinie mocno zakrapianej kuracji. Koniec
końców, Jerzy szczęśliwszy się nie poczuł, było wręcz na odwrót – coraz
bardziej pochłaniały go te dziwne uczucia; niepokój, rozkojarzenie i coś
ściskającego za serce, coś na kształt smutku.
Stan ten był tak zły, że w kilka sekund Jerzy
stracił jakąkolwiek chęć do dalszego wysłuchiwania przyjaciela. Zapatrzył się
pusto w ścianę na swoje obrazy, które poruszały się teraz lekko, wirując. Jego
piękne kobiety namalowane na płótnie, takie odległe, takie… Nierzeczywiste.
– I ona mi wtedy na to: Janek, ty chyba nie
mówisz na poważnie? A ja jej, że no
oczywiście, że mówię na poważnie, toż to poważny człowiek ze mnie…
– Miałem kiedyś kota. – Jurek przerwał Jankową
tyradę, wlepiając spojrzenie w dłonie.
Wyglądał niestabilnie. Janek przynajmniej
doszedł do takich wniosków, kiedy patrzył na zaciśnięte usta, smutny wzrok i napięte
ciało, które wręcz krzyczało, że nie są to żarty. Chłopak jednak nie rozumiał,
skąd wzięło się to wyznanie, ani co takiego siedziało w głowie mężczyzny.
Cokolwiek to nie było, sprawiało, że Jerzy wyglądał jak ktoś przybity niczym
gwóźdź do deski.
– Aha, no i? – zapytał, porzucając bez pretensji
swoją opowieść.
Jurek milczał.
Cisza między nimi zrobiła się namacalna. Gos
siedzący w swoim fotelu wydawał się nagle bardziej odległy, na tyle odległy, że
Janek postanowił wyciągnąć do niego rękę, by przerwać to dziwaczne wrażenie, a
kiedy jego palce zetknęły się z ramieniem Jurka, mężczyzna drgnął.
I tyle.
– Jurek, co z tym kotem? – dopytał, marszcząc
śmiesznie brwi.
Przecież przed chwilą rozmawiali na całkiem inny
temat, śmiali się, a teraz… Skąd ta powaga?
Jerzy przełknął resztkę alkoholu, która mu
została, a świat zakołysał się jeszcze bardziej.
Wstał, nie trudząc się odpowiedzią. Kroki choć
chwiejne po chwili odnalazły rytm, prowadząc go do sypialni. Janek z obawą
powlókł się za nim i przystanął w progu, patrząc jak Jurek zaczyna zdejmować z
siebie ubranie.
– Idziesz spać?
Z ust mężczyzny wydobył się cichy pomruk.
– Mam już iść? – zapytał, podchodząc wbrew
słowom bliżej łóżka. W przeciwieństwie do Gosa alkohol już go tak nie trzymał,
więc sytuacja wydawała mu się na tyle dziwna, że postanowił nie odpuszczać tak
łatwo.
Przysiadł na materacu, patrząc jak Jurek wsuwa
się pod kołdrę. Trwał tak jeszcze przez moment, a kiedy doszedł do wniosku, że
mężczyzna zasnął, podniósł się, by wrócić do siebie. Wtedy jednak usłyszał pusty
głos i zamarł.
– Ona go zabiła. – Janek odwrócił się z wolna i
spojrzał prosto w twarz mężczyzny. Ten
miał zamknięte oczy. – Po prostu go zabiła – dodał na wydechu, sprawiając
wrażenie, jakby właśnie opuściły go wszystkie siły witalne.
– Kto…?
Jurek mu nie odpowiedział, a Janek z wyraźnym
mętlikiem w głowie, opuścił jego sypialnie.
Jerzy obudził się wcześnie i już w chwili, gdy
otwierał oczy, czuł ciążący mu na piersi uścisk. Odrzucił go od siebie, tak jak
zawsze starał się to robić i jeszcze ledwo przytomnie, powlókł się do łazienki,
gdzie wziął długi prysznic.
Orzeźwiło go to, już nie czuł się tak cholernie
niewyspany. Z zaskoczeniem także odkrył, że
pomimo kolejnej zakrapianej nocy wyglądał lepiej niż zwykle. Tak jakby
to był jego dzień. Czasami już tak miewał, że wyglądał lepiej, a czasami
gorzej.
Dzisiaj mu się udało.
To niejako poprawiło mu nastrój, jednak było to
nic w porównaniu do obrazu, jaki zastał go w salonie. Na stole przed jego
zielonym fotelem stał parujący kubek, a przy nim talerz wypełniony kanapkami,
jednak to nie zawartość stołu go tak uradowała… Tylko fakt, że to Janek,
stojący w progu kuchni, musiał ją przygotować.
Chłopak był wyraźnie zaspany, ale uśmiechał się
do niego kącikami ust. Jerzy dopiero teraz zauważył rozkopany koc leżący na
kanapie, a także odciśniętą na policzku chłopaka fakturę materiału, z którego
była zrobiona. Janek musiał tu zostać po tym, jak Jurek zasnął.
Coś ciepłego rozlało mu się po sercu, kiedy tak
stał i patrzył na przyjaciela.
– Zrobiłem ci śniadanie – oznajmił
prostolinijnie, ruszając w stronę kanapy.
– Dziękuję. – Jurek nie dziękował często, a już
na pewno nie tak szczerze… Gula stanęła mu w gardle, bo nie był przyzwyczajony,
że ktoś może zrobić coś dla niego tak bezinteresownie, żeby po prostu poczuł
się lepiej, albo żeby było mu miło.
On też nie należał do grona ludzi, którzy
zasypywaliby wszystkich wokół takimi gestami, ale… zdarzało mu się. Z Jankiem
przychodziło mu to automatycznie: chłopak był głodny – robił mu jedzenie, nie
chciał zmoknąć – szedł przez deszcz po parasolkę, Janek chciał się wprowadzić –
przystał na to już na drugi dzień.
Może naprawdę nie był taki zły, jak to malowali
go inni. Może po prostu spotykał za mało „Janków” w swoim życiu. A teraz chłopak
odwdzięczył mu się tym samym. Ot, kawa i kilka kanapek, tyle było trzeba, by
serce Jurka zaczęło się roztapiać, a w gardle pojawiła się ciężka do
przełknięcia gula, ręce zaś zaczęły drżeć od czegoś na kształt wzruszenia.
Iza, jego narzeczona, nigdy nie zdobyła się na
taki gest, a byli razem przecież przez kilka lat.
– Chciało ci się… wstawać po to? – zapytał, a
jego głos zadrżał odrobinę.
Od razu odchrząknął. W końcu nie chciał dać po
sobie poznać, jak bardzo ten gest uderzył w jego skamieniałe serce, był
przecież poważnym mężczyzną, a nie mazgajem.
Przybrał więc na twarz standardowy wyraz i mimo
miękkich kolan dotarł do zielonego fotela w miarę pewnym krokiem. Janek w tym
samym momencie zagrzebał się pod kocem, wychylając spod niego jedynie głowę.
– Obudził mnie szum wody w łazience i jakoś tak…
Stwierdziłem, że wstanę – mruknął z przymkniętymi powiekami.
Jurek skinął głową, nie chcąc się więcej
odzywać, żeby przypadkiem nie rozbudzać przysypiającego chłopaka. Chciał się co
prawda go zapytać, dlaczego nie wrócił do siebie, tylko gnił na kanapie, która
do spania wcale taka wygodna nie była, ale przecież to mogło zaczekać.
Janek zasnął w kilka minut, a Jurek patrzył na
niego, jedząc śniadanie. Kanapki były smaczne, ale kawa... Kawa wołała o pomstę
do nieba – była biała, przesłodzona i totalnie nijaka, czyli dokładnie taka,
jakiej Jerzy nienawidził. Nie zmieniało to faktu, że ją wypił i chociaż była to
najgorsza kawa, jaką w życiu ktoś mu podał, to kiedy jego usta stykały się z
kubkiem, a jego podniebienie zalewał słodki kleik, uśmiechał się.
Kiedy zjadł, ubrał się i dokończył swoją
codzienną pielęgnację w łazience, wybiła siódma. Za pół godziny Łukasz miał pod
niego podjechać…
Wydawałoby się, że będą to dłużące się
trzydzieści minut, ale Jurek powinien już wiedzieć, że z Jankiem nic takiego
nie ma racji bytu. Dlatego Gos siedział w fotelu i obserwował, jak chłopak
walczy zawzięcie z budzikiem… Który dzwonił co dwie minuty. Co dwie minuty więc
Janek przysypiał, potem irytująca melodyjka go wybudzała, uderzał dłonią w
telefon, przysypiał i koło się zataczało.
– Może po prostu już wstań? – zapytał Jurek, kiedy chłopak po raz siódmy
wyłączał drzemkę.
Janek drgnął słysząc jego głos i uchylił jedno
oko.
– To okrutne – mruknął, ściągając z siebie
leniwie koc.
– Już późno. Zaraz będę wychodził – wytłumaczył
mu mężczyzna, a Janek, niechętnie podniósł się z kanapy. – Wygodnie ci było? –
dopytał, przypominając sobie, że kiedy on spędził noc na tej kanapie bolało go
prawie wszystko.
– No – mruknął zaspany chłopak, najwyraźniej nie
mając ochoty wdawać się w jakiekolwiek dłuższe dyskusje. Poszedł niczym zombie
do łazienki i wytoczył się z niej po trzech minutach. – Za dwadzieścia minut mam
autobus, wiec spadam na dół się ogarnąć…
– Dlaczego zostałeś? – zapytał Jurek, lustrując
dokładnie wyraz twarzy chłopaka. Ten spojrzał na niego w zamyśleniu.
– Bo chyba tego potrzebowałeś? – mruknął,
przeczesując dłonią splątane włosy.
– A śniadanie?
– Odpowiedź na to nie różni się wiele od
poprzedniej. – Westchnął, uśmiechając się kącikami ust. Jurek również się uśmiechnął.
– Twoja kawa była beznadziejna.
– Nie jestem specjalistą – sarknął, wywracając
oczami.
– Spodziewałem się czegoś więcej po twoim kursie
– mruknął Jurek rozczarowany, a Janek uniósł wysoko brwi.
– Kursie? – powtórzył marszcząc czoło.
– Kurs baristy? – sarknął mężczyzna, a Janek
przez chwilę wyglądał na naprawdę zagubionego. Dopiero po chwili coś mu kliknęło
w głowie i zaśmiał się nerwowo.
– No tak. Sorry, jeszcze się nie obudziłem. A z
tym kursem to wiesz, to że go mam nie oznacza, że faktycznie znam się na kawie.
– Przewrócił oczami, wsuwając dłonie do kieszeni. – Spadam na dół, bo zaraz się
spóźnię – dodał szybko, po czym, nie przedłużając rozmowy, wyszedł z
mieszkania.
Jurek pokręcił głową, a potem zerknął na
zegarek. Za kilka minut będzie musiał wychodzić…
Znowu ścisnęło go w gardle.
Dokładnie dziesięć minut później, Gos zamykał za
sobą mieszkanie i również wtedy usłyszał jak Janek zamyka swoje. Zrobiło mu się milej, że przed rozpoczęciem dnia
zobaczy chłopaka jeszcze raz.
– Ja nie wiem, jak ty to robisz, że wystarcza ci
piętnaście minut po wstaniu, by móc już wychodzić – rzucił, a jego słowa odbiły
się po klatce. Janek przystanął przy drzwiach, czekając aż Jurek do niego
zejdzie, po czym wzruszył ramionami.
– Wiesz, mycie zębów i ubieranie się to nie są
znowu takie czasochłonne zajęcia – odpowiedział na luzie, wciskając dłonie w
kieszenie dżinsów. – Nawet zdążę jeszcze zapalić z tobą papierosa – ucieszył
się, szturchając niemrawego Jurka po ramieniu.
– Cudownie – sarknął, obawiając się, że Łukasz
być może już na niego czekał…
Na szczęście, kiedy wyszli z klatki, jeszcze go
nie było, więc obaj przystanęli przy drzwiach w wyluzowanych pozach. Jurek
sięgnął do kieszeni płaszcza po fajki i ze zdziwieniem odkrył, że została mu
już tylko jedna, Janek za to w ogóle się nie rwał, do wyciągania swojej paczki –
najpewniej w ogóle jej nie miał, bo gdy tylko Jerzy pokazał mu lichą zawartość
pudełeczka, wzruszył ramionami i zapytał z entuzjazmem:
– Palimy po połowie?
Jurek przytaknął mu z cichym westchnięciem. Odpalił
papierosa, a kiedy to zrobił, zauważył jak zza zakrętu wyjeżdża czarne auto
Nakoniecznego. Przeklął w myślach, zerkając panicznie na Janka, który stał tak
blisko niego, że niemalże stykali się ramionami. Miał ochotę się odsunąć, ale
to znowu mogłoby jakoś urazić chłopaka, a Jurek z pewnością tego nie chciał.
Trwał tak więc paląc papierosa, a Nakonieczny właśnie zaparkował w tym samym miejscu,
co wczoraj, czyli tuż naprzeciwko nich.
Ich spojrzenia się spotkały. Jurek zaciągnął się
papierosem, a Łukasz uniósł wymownie brew, po czym oparł się wygodnie na
siedzeniu pasażera, obserwując. Po jego ustach błąkał się rozbawiony uśmieszek,
tak jakby pomyślał… Jakby pomyślał, że on i Janek…
Boże.
Na domiar złego, w tym samym momencie chłopak
spojrzał na Jurka bystro i z pretensją sapnął:
– No zostaw mi trochę! – Po czym, nie wahając
się, dwoma palcami chwycił za nasadę papierosa i wyjął go Jurkowi z ust. Tak po
prostu, ot, zwykły kolejny Jankowy gest, który Jurka by aż tak nie zdziwił, ale
gdyby tak na to spojrzał z boku…
Serce załomotało mu w piersi.
– Janek! – sapnął z pretensją, ale chłopak już z
przyjemnością zaciągał się papierosem, mrużąc przy tym oczy.
– No co? – mruknął, wypuszczając dym z ust, a
Jurek nerwowo zacisnął dłonie w kieszeniach. Już czuł, że Łukasz mu nie odpuści
i chociaż na niego nie patrzył, wiedział, że najpewniej przygląda im się z
nadmierną ciekawością, przechylając głowę na prawo. – Jakiś facet się na nas gapi. – Janek
spojrzał wymownie na Gosa, a jego ton głosu zmienił się. Był jakiś taki
ostrzejszy, a sylwetka chłopaka spięła się. – Znasz go? – dopytał, dyskretnie
zerkając na czarne auto.
Jurek pociągnął wzrokiem za nim, przeklinając w
duszy wszystko, co tylko przyszło mu do głowy.
– Nie – bąknął, a Czyżewski nastroszył się cały.
– No dobra, pewnie to tylko taki zbieg
okoliczności – mruknął, po czym wyrzucił niedopalonego peta na pobliski trawnik.
– Spadam, bo zaraz się spóźnię – rzucił
na pożegnanie, oddalając się szybko. Na do widzenia machnął jeszcze Jurkowi
ręką, a Gos zapatrzył się na niego, nim przesunął wzrok na wyraźnie ucieszonego
Nakoniecznego.
Uśmiech na jego twarzy gasł stopniowo, aż – gdy usiadł
na siedzeniu pasażera – zniknął całkowicie.
– Dzień dobry. – Łukasz przywitał się z nim milutko,
przekręcony w jego stronę.
– Dzień dobry – wysyczał przez zaciśnięte zęby,
po czym zerknął przelotnie na zadowoloną minę Nakoniecznego i zatrząsnął się
cały.
Łukasz skinął głową nie kryjąc uśmiechu, po czym
ruszył z parkingu, nie zaszczycając Jerzego ani słowem. Jedynie cieszył się jak
głupi, irytując tym samym Jurka do granic możliwości.
– To był mój bratanek – sapnął, czując presję,
by się wytłumaczyć.
– Mhm. – Uśmiech Nakoniecznego powiększył się,
ale oprócz tego krótkiego pomruku, nie powiedział nic więcej.
Jerzy miał ochotę go walnąć, ale jedynie
zacisnął dłonie w pięści i odwrócił głowę do szyby. Wcześniej chciał zapytać Łukasza, co z kotem, jednak jego zachowanie tak
go drażniło, że doszedł do wniosku, że nie odezwie się do niego już ani słowem.
Najlepiej nigdy.
…Szkoda tylko, że raczej nie było to życzenie
możliwe do spełnienia.
***
Witajcie, kochani!
Mówiłam, że tego nie lubię, ale znowu to robię - wrzucam rozdział od razu po jego skończeniu, ale należy się Wam. Trochę długo musieliście na niego czekać, wiem, wybaczcie mi to, ale szedł mi on jak krew z nosa... Albo i gorzej.
Pierwszy raz od założenia tego bloga miałam taką blokadę i mam nadzieję, że nie będzie mi się ona przytrafiać zbyt często - po pierwsze, żebyście nie czekali, a po drugie, żebym i ja się tak nie frustrowała. Napisanie tego rozdziału to był jakiś dramat. Sklejałam go słowo po słowie, nie mogąc nic sensownego wyskrobać... Moje pisanie bez planu również zaprowadziło mnie do miejsca, które - po dłuższym przemyśleniu sprawy - wcale mi się nie podobało, więc byłam zmuszona usunąć kilka pierwszych stron, a potem popoprawiać następne, które niejako odnosiły się do tego wydarzenia. Plus jest taki, że chociaż sobie rozpisałam, jak chcę, żeby dalej potoczyła się akcja i może nie będę już dopisywać kolejnych, nie aż tak ważnych wątków, które niepotrzebnie by wydłużały całe opowiadanie. (Ale znając mnie to te plany posypią mi się już pewnie w następnym rozdziale xD)
Także tak, trochę nieciekawie to wyglądało, ale finalnie powstało coś, co chyba nie odbiega aż tak od normy. :)
Właściwie to jak to przeczytałam całościowo, to chyba nawet wyszło okej, co myślicie?
Mamy coraz więcej zagadek, a mniej odpowiedzi, ale z czasem chyba się wszystkiego dowiemy. ;> (Prawie 200 stron za nami, a ja w końcu napomknęłam coś o przeszłości Jurka!)
Dziękuję Wam też serdecznie za wszystkie komentarze! Gdyby nie one, to pewnie zwlekałabym z tym rozdziałem drugie tyle, a tak to miałam niezwykłą motywację, żeby walczyć z blokadą, brakiem weny, porażką w planowaniu, no i z brakiem czasu.
Ściskam Was mocno i obiecuję się postarać (jak dyplomatycznie), żeby kolejny rozdział pojawił się szybciej niż po trzech tygodniach!
Trzymajcie się i do następnego! <3
Dziękuję za rozdział, rzeczywiście czekając na niego zaglądałam tu niemal codziennie. A czytało się go bardzo dobrze. Nigdy nie pisałam, ale mam wrażenie, że niekoniecznie musi być plan opowiadania, czasami warto "podążyć" za bohaterami i opisać co ich spotyka, jak oddziaływają na nich wydarzenia i postacie. Może "sami" naprowadzą Cię na swoją historię. A jak dla mnie to historia może się rozwijać bardzo dluuuuuugo, bo ja lubię ten stan zawieszenia - że nie wiem kto z kim, dlaczego, po co ..... Ale się domyslam.Pozdrawiam J.
OdpowiedzUsuńWychodzę z tego samego założenia - też lubię po prostu opisywać losy bohaterów i ich relację, chociaż to nie jest do końca tak, że całe opowiadanie to totalny spontan :) Zaczynając pisać "Zostań o poranku" (a nawet wcześniej, kiedy Jurek został wspomniany w "Drugiej szansie") praktycznie już wiedziałam jak będzie wyglądał koniec. Nie do końca za to wiedziałam, co ze środkiem :D Także mam swoje punkty, do których dążę, a mimo że czasami pozwalam swoim bohaterom płynąć z prądem, to gdzieś tam wiem, jak to wszystko się potoczy i podpinam wydarzenia pod zaplanowaną fabułę, żeby wszystko miało ręce i nogi ;)
UsuńW ten sposób mam już w planach dwa opowiadania do przodu, zresztą zawsze tak pisałam i jakoś daje radę.
Zaś co do domysłów, to jestem ciekawa, czy się spełnią :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz!
Ach… Czekałam na ten rozdział ^_^ Ta cała scena z tym wspomnianym kotem - to jak to napisałaś... No po prostu powiem ci cudo, aż mnie zatkało. Uwielbiam to, jak powoli opisujesz zmiany w zachowaniu oraz to całe załamanie nerwowe - czy też depresje - które przeżywa Jerzy. Dodatkowo rozdział strasznie pobudził moje szare komórki i w głowie zaczęło mi się pojawiać milion wątków i domysłów ^_^ “Dęba za mną nie przepada… od samego początku był cięty … coś mu nie pasuje.” Moje gaystory aż szaleje i krzyczy: “Dęba kocha się w Janku i chce wystraszyć wszystkich adoratorów.” Naprawdę starałam się nie tworzyć jakichś tam par itp, lecz moja chora fantazja aż krzyczała, że widzi tu piękny schemat. Przez co, aż szczerzyłam się jak głupia, gdy o nich myślałam :3 Jeśli już mowa o Janku i Jerzym ^_^ Ich przyjaźń jest taka słodka. Mam nadzieję, że nic jej nie popsuje, bo co jak co ale miłości i kochanków można mieć wiele, a o taką wspaniałą przyjaźń trzeba dbać. :D Chociaż muszę się przyznać, że jakaś tam część mnie mówi, że to całe - no może nie wszystko - życie / historie życiowe i umiejętności to ściema, którą wymyślił tylko po to, by się zbliżyć do Jerzego… Wg jestem ciekawa co by się stało jakby jego przyjaciel jednak okazał się bi lub homo. Na pewno byłby to ogromny przełom w jego życiu. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :( Ja rozumiem brak weny, lecz miej litość i nie każ mi znowu tyle czekać. Nerwowo nie wytrzymam (╥_╥) XD
OdpowiedzUsuńP.S. Udało mi się przeczytać twoje pierwsze opowiadanie na tym blogu - było naprawdę sweet *-*. Nawet rozdział, w którym był głównie opis produkcji koreczków - uważam za świetny, chociaż widziałam pod nim jakiś nieprzychylny komentarz - MI się podobał :3. Pragnę cię jednak ostrzec ^_^ Jeżeli w tym opowiadaniu planujesz stworzyć jakąś parę - a mam nadzieję, że tak jest. Jerzy nie może zostać starym samotnikiem z rybkami!! - To mam nadzieję, że nie skończysz w takim momencie jak tam -> Opowiadanie skończyło się akurat, kiedy rozpoczął się ich związek. Tak być nie może ¬_¬ XD - Tak bardzo cicho przyznam, że mi się podobało to zakończenie (^_^) Ehem… No ale! Oficjalnie ostrzegam cię, że jeżeli znowu to zrobisz, to znajdę cię i przykuję do biurka, stołu, łóżka… łóżka może nie, bo brzmi perwersyjnie. No ogólnie do laptopa i zmuszę cię do napisania kolejnych rozdziałów. Ja tu liczę na pikanterię z Jerzym w roli głównej.
Bardzo dziękuję za rozdział i życzę dużo weny. ^-^
Ano, ta z scena z kotem jest urocza, pokazała Jurka z trochę cieplejszej strony :) Kto by pomyślał, że z niego taki miłośnik puchatych zwierzaków, nie? Najwyraźniej odrobina futerka i smutny pyszczek potrafi roztopić najtwardsze serce :D
UsuńA co do tych domysłów to bardzo się cieszę, że takowe się pojawiły!
Ale czy Dęba kocha się w Janku…? Może xD Nigdy nic nie wiadomo. Może on tak lubi na około, a może Jurek jeszcze nie wie wystarczająco dużo o tej dwójce? :P Różnie bywa!
Natomiast co do przyjaźni J i J to faktycznie, zachowują się jak wieloletni kumple. Trafił swój na swego, ich charaktery fajnie się docierają, a Jurek powoli nie wyobraża sobie życia (no trochę patetycznie to zabrzmiało, ale rozumiecie) bez Janka. Chłopak jest takim jasnym punkcikiem w jego marnej egzystencji, zwłaszcza że Jurek od bardzo dawna nie miał żadnego przyjaciela, z którym mógłby tak po prostu spędzać czas i rozmawiać, czy nawet pozwolić sobie na szczery śmiech :D (W ogóle jak Jurek się uśmiecha, to aż mi się milej robi)
A gdyby Janek okazał się bi lub homo? No, ciężko powiedzieć, jak zareagowałby Jurek. Myślę, że jakoś by to może przełknął, bo Janek serio jest dla niego ważny, ale… byłoby ciężko. Z pewnością.
Ooo, przeczytałaś :3 Tak z ciekawości zapytam, które opowiadanie podoba Ci się bardziej? To chyba głupio tak porównywać opowiadania, ale właściwie to jestem ciekawa.
Osobiście mam wielki sentyment do Marcela i mimo że faktycznie jest słodkie i urocze, to ja lubię tę słodkość, nie mdli mnie :D Chociaż, gdy ostatnio było mi smutno i źle, i stwierdziłam, że poczytam sobie je na pocieszenie, to doszłam do wniosku, że mogłam napisać to lepiej XD Nie wiem, może robię jakiś powolny progres, skoro dochodzę do takich wniosków, a może po prostu miałam gorszy dzień i nic mi nie pasowało xd
Ach, no i rozdział z koreczkami! Fajnie, że ci się spodobał, bo ja tam zawarłam bardzo ważną dla Rogackiego chwilę. Chyba nie każdy załapał przekaz, ale właściwie się nie dziwię – trochę przeciągnęłam tę scenę >D Nie mniej, był to moment, w którym Marcel poczuł się zaakceptowany, pomimo wszystkich swoich braków, a to dla niego było bardzo ważne. Zresztą, Boże, Marcel jest taki pokręcony, że nawet do czegoś takiego dorobi sobie własną filozofię xD
A co do tych końcówek… To co ty na to, żeby Jurek został starym samotnikiem z kotem? Rybki chyba średnio do niego pasują :D
Żartuję!
… A może nie?
Jakkolwiek by nie było, seks Jerzy x mężczyzna faktycznie byłby mega ciekawy! Chociaż, sceny łóżkowe piszę mi się bardzo opornie (to ten stan, kiedy twój blog ma w nazwie „opowiadania homoEROTYCZNE, a w żadnym opowiadaniu nie było jeszcze nawet sceny seksu xDDD Chyba właśnie zhejtowałam samą siebie).
Dziękuję za Twój piękny komentarz, zawsze zostawiasz mi w nich tyle pozytywnej energii, że w mig ją przechwytuję :D
Nie wiem, czy pamiętasz, ale już wcześniej pisałam, że to jakoś bardziej mnie zachęciło. Jak mam być szczera, to po prostu miałam już dosyć opowiadań o nastoletniej-szkolnej - z DUŻYM naciskiem na szkolnej - miłości �� A jak wcześniej czytałam opisy to "Druga szansa" wydała mi się właśnie czymś takim… Bożenko naprawdę miałam już dosyć takich opowiadań �� Dalej jakoś nie specjalnie lubię te o nastolatkach… Nw dlaczego, ale po 18 to się jeszcze bardziej wzmogło, a jak już skończyłam szkołę średnią to już wg ������ czuje się jak jakiś pedofil. Często mam wrażenie że te nastoletnie romanse pisały jakieś młode dziewczyny, które miały po 13-14 lat. Niektóre hym… sytuację były dla mnie śmieszne i dziwne zarazem �� Np jak jakiś bohater chodził spać o 23-24 i było napisane że to późno i był on tam ledwo co żywy������ Ja nw czy ze mną jest coś nie tak, ale u mnie w szkole średniej to się spało 2 godziny albo wcale i to był ten moment kiedy było się nie do życia. �� Dużo było takich i podobnych akcji w tych opowiadaniach i jest to raczej czepianie się, no ale mnie to stopniowo odpychało,bo miałam wrażenie, że czytam o jakichś dzieciach. ��Chociaż są perełki w tych internetach �� Druga szansa bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła �� i podobała mi się. Cała historia mnie wciągnęła i była naprawdę BARDZO DOBRA. Chyba największym plusem było dla mnie to jak napisałaś całe te podchody Kacpra. Robił to powoli i stopniowo nie spieszył się… To było mega �� Czytałam kilka opowiadań, ale każdy to zawalał i popędzał akcje, przez co miało się wrażenie, że osoby zranione dostawał raczej syndromu sztokholmskiego, a nie powoli się zakochiwali��.
UsuńJa to bym tam nic nie zmieniała ☺️ Jednak mam wrażenie, że każdy autor jak czyta swoje wypociny dochodzi do wniosku, że mógł napisać coś inaczej, czy też lepiej. To jest chyba normalne ��
Jednak jak mam wybierać to wolę "Zostań o poranku". Moja intuicja nigdy mnie nie myli i co do tego opowiadania również się nie pomyliłam �� Dodatkowo mam słabość do historii o jakichś biznesmenach, czy ogólnie o gościach koło 30 ������ Strasznie wyczuwam się w akcje i stan emocjonalny Jerzego. Ach… ☺️ Kocham go po prostu.
Wiesz, że na początku miałam napisać " stary samotnik z kotem", ale stwierdziłam, że on pewnie nie miałby czasu, przy tym trybie życia ���� więc rybki były by bezpieczniejszą opcją �� I nie strasz, nie strasz bo… ���� co ty mnie tu straszysz, że jakiś stary samotnik to będzie. Jak na razie nie chcę myśleć o zakończeniu. Wolę zatapiać się w ten stan emocjonalny Jerzego ��. A ta scena z kotem to głównie chodziło mi o to jak wyskakuje, że miał kiedyś kota i te słowa " zabiła go". To właśnie ta scena wywarła na mnie tak wielkie wrażenie. Nie myśl jednak, że tamta gdzie przejmuje się losem tego biedaka, mi się nie podobała czy coś�� Wg zastanawiam się, czy kotek jeszcze kiedyś się pojawi w rozdziałach. Fajnie by było ��
Ty mówisz, że opisy scen erotycznych ci nie wychodzą - czy też idą opornie- , a ja ci powiem, że scena Marcela z tym gościem, co go poznał na tym portalu - sorki nie pamiętam jak on się nazywał - była niezła to jak się do siebie dobierali i wg. Czasami nie trzeba pisać takich ostrych scen - jak się tego nie czuje - wystarczy po prostu dać pole do wyobraźni czytelnikowi ☺️ Czytałam kiedyś opowiadanie, w którym autorka urywała na mizianku, a czytelnik sam sobie dalej resztę wyobrażał. Nikt nie potrzebował opisu ostrych scen, a i tak całokształt był świetny. Mam nadzieję, że z czasem jakoś się przełamiesz i poczytam o Jerzym coś +18 �� Jak jednak już wspominałam, nie jest to przecież takie ważne.
Pozdrawiam�� Wg mogę liczyć na coś w tym tygodniu?
NIEEEE!!!! Moje minki (╥_╥). Blogger jak mogłeś (━┳━ _ ━┳━) !! A tak się starałam (╥_╥)😒
UsuńBloger nie lubi minek. Preferuje czarne znaki zapytania :D Nie mniej, doceniam starania!
UsuńJeżeli chodzi o to czy coś się pojawi w tym tygodniu to... Nie wiem :| Dzisiaj przepaliła mi się ładowarka od laptopa i ledwo zdążyłam sobie przesłać plik z rozdziałem, aż się wyładował. Także mam to na komputerze brata i nawet sobie odpaliłam, żeby pociągnąć rozdział dalej, ale jego klawiatura jest taka okropna ;_;
Tak się jednak odnosząc do tych opowiadań o nastolatkach to ja Cię doskonale rozumiem. Sama przeczytałam kilka i nie jestem fanką. Kiedyś w ogóle czytałam i pisałam jedynie fantastykę i obyczajówki były dla mnie najgorsze na świecie. Strasznie mnie nudziły... Przyszedł jednak moment, że fantastyka mi się przejadła i Marcel był właśnie taką moją odskocznią. Chciałam żeby był tak normalny i rzeczywisty, jak tylko się dało. :D
A potem jakoś tak gust mi się zmienił i na razie nie mam zbyt dużej ochoty wracać do fantastyki.
Natomiast sceny +18 kiedyś na pewno się pojawią! I postaram się żeby wyszły jakoś sensownie ^^
No ale dobra, nie rozgaduję się, bo muszę iść pisać dalej rozdział :D Dziękuję za odpowiedz <3
No Janek! Jerzy cię chyba troszkę zawstydził xd Ale tak naprawdę to Jurek sam sobie wymyślił wytłumaczenie tego co zaszło i nie chciał nawet pomyśleć, że mogłoby być inaczej. Rozumiem ten jego strach. Jerzy boi się rozbić bańkę w której żyje. Zastanawiam się czy to matka mu tego kota zabila? To moje pierwsze skojarzenie, bo ta matka to nie zachowuje się zbyt normalnie. I od razu za tym poszło mi w głowie, że może Jurek przejawial jakieś skłonności gdy był dzieckiem i mamusia go ukierunkowala w całkowicie przeciwną stronę? No zobaczymy :) Ale w rozmowie Jurka i Janka był taki moment... Nie potrafię tego nazwać - chodzi mi o ten wyrzut, że Jurek nie został z Jankiem, choć ten go prosił. Wiesz, ja tej dwójki jakoś razem nie widzę, ale w tamtym momencie poczułam, że to jednak trochę możliwe... I teraz już sama nie wiem co myśleć na ten temat 🤔 Chyba Łukasz mi do niego na ten moment najbardziej pasuje, ale nie chcę krzywdy Marcina, więc chyba musisz go rozdwoić :D Bardzo mi się podobała scena z paleniem papierosa pod kamienicą - Janek jak to Janek, a że widownia była... :D Łukasz by był w niezłym szoku gdyby ich kiedyś dłużej poobserwował xd Bardzo dziękuję za rozdział 😀 Nie mogłam się już doczekać. Weny kochana, weny Ci życzę i czekam na więcej 😍
OdpowiedzUsuńHah, no trochę go zawstydził. To właściwie nawet do Janka niepodobne, a tu proszę aż nie wiedział, gdzie się podziać :D A Jurek… Hm, mógłby sobie coś tam dopowiedzieć, ale zachowanie Czyżewskiego było mimo wszystko raczej jednoznaczne – fakt faktem, nikt nie wie, jakby się mogło skończyć i czy faktycznie by do czegoś doszło, ale w tamtym momencie? Janek był raczej oczywisty w swoich zamiarach.
UsuńJurek zdecydowanie boi się rozbić bańkę, chociaż moim zdaniem pojawiają się już w niej spore pęknięcia :) On jakby… Wszystko zamiata pod dywan, swoisty mur czy też „kurtynę”, jak to pisałam w rozdziale znad morza.
A z tym kotem, to nie będę nic mówić. Może to matka, a może nie. W końcu u Jerzego przeplatają się raczej tylko dwie kobiety – ona i jego narzeczona, Iza, o której też nie wiemy zbyt dużo. :D
Ach, no i ten wyrzut Janka. To faktycznie było… Takie mocne.
Z chęcią rozdwoiłabym Łukasza. :D Bardzo lubię tego srogiego szefuńcia, ale obawiam się, że klonowanie ludzi nie jest zbyt etyczne xD
No i tak się zastanawiam, co Nakonieczny faktycznie sobie pomyślał, patrząc na tę scenę z papierosem. To jego zadowolenie Jurek odebrał jednoznacznie – nawet się wytłumaczył – ale właściwie kto wie, co Łukasz ma w głowie? No i co w głowie ma Jerzy, skoro od razu pomyślał, że Łukasz mógłby założyć, że on i Janek razem coś tego…? ;>> (Trochę za dużo „że” w jednym zdaniu, ale już późno.)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko! <3
Końcówka rozdziału świetna. Parsknęłam śmiechem, jak Łukasz podjechał pod kamienicę. Dosłownie widziałam ten grób, który Jurek sobie kopał, kłamiąc jemu i Jankowi. :D
OdpowiedzUsuńDo jednego się przyczepię: Twoje opowiadanie to kraj alkoholem i sarkazmem płynący. To żart oczywiście. :) Nie jest źle, ale od czytania jak Twoi bohaterowie dzień w dzień piją to aż zaczynam czuć kaca. I zauważyłam, że często "sarkają". Ja sama nie używam tego słowa w takiej ilości, jak Ty to robisz, dlatego tak bardzo rzuciło mi się w oczy. :D
Co teraz będzie między Jurkiem i Jankiem? Czyżby szykowały się jakieś kłopoty? Konflikt? Nie, nie mów. To pytanie retoryczne, dobrze wiem, jak ciężko na nie odpowiedzieć bez rzucania spojlerów. ;D
Na koniec w oczy wpadła mi literówka:
Naprawdę martwił się o tego kota i nie ufał Łukaszowi. Bał się, że ten może go wysadzić gdzieś po drodze, że wcale nie weźmie go do weterynarza, 78albo że zabierze i go tam zostawi, nie dbając o jego dalsze losy…
Oby blokada pisarska trochę odpuściła, bo to największy wróg każdego autora, i oby kolejne rozdziały pisało się szybko i lekko. Pozdrawiam. :)
Bardzo się cieszę, że się podobała i że jednak jakoś to wyszło :D A co do tego grobu, to faktycznie kłamstwa mają krótkie nogi. Ciekawe tylko jak krótkie ^^ I czy będą z tego jakieś poważniejsze konsekwencje.
UsuńTaaak, alkoholu tutaj nie brakuje. Sarkazmu też nie, ale na moje oko jest on mniej szkodliwy niż procenty. Ale trochę bym polemizowała z tymi bohaterami - to raczej tylko Jurek tak przesadza. Janek zabalował dwa dni z rzędu, ale nie wydaję mi się żeby to było coś nietypowego w jego wieku.
A z tym kacem, to Jurek wprawiony zawodnik jest, może dlatego w miarę dobrze to znosi, chociaż staram się zazwyczaj coś wtrącić o bólu głowy, mdłościach czy ogólnym złym samopoczuciu.
I znowu tak - sarknął to chyba moje słowo miesiąca :D Na zmianę z sapnął. xD Oni sobie tak lubią.
Chociaż to głupie. Czasami po prostu powinnam zostawić sam dialog, a jak głupia dopisuję wszystkie te "powiedział, sarknął, rzucił", toż to niby wiadomo, że jakoś musiało się to wydobyć z ust :D
I nawet się nie będę zastanawiać skąd wzięło się tam to 78. Musiałam coś naklikać przy publikacji, bo jeżeli bym to ominęła przy czytaniu to naprawdę, coś jest ze mną nie tak :D
Również pozdrawiam i dziękuję ślicznie za komentarz! <3
Wiadomo mniej więcej kiedy można się spodziewać następnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńNiestety nie wiadomo ;_; Na razie mam całe 4 strony, więc jeszcze sporo przede mną.
UsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ta scena Jerzy i kot bardzo mnie rozczulila i pokazała właśnie Jurka z tej drugiej strony jako takiego milszego... o tak mam nadzieję, że nic nie zniszczy przyjaźni Jerzego z Jankiem bo widać tutaj naprawdę że dla Gosa to jest ważne, że nie wyobraża sobie aby go nie było w jego życiu, a ta scena jak Janek przygotował sniadanie to wzruszenie takim gestem i tak mimo że kawa była nie dobra to nie wyobrażał sobie żeby jej nie wypić... wciąż mnie Dęba zastanawia i to podejście do Janka...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta scena z Jerzym i kotem mnie bardzo rozczulila i ukazała Jurka z tej drugiej strony jako takiego milszego... mam nadzieję, że ta przyjaźń Jerzego i Janka nic nie zniszczy bo widać tutaj, że dla Gosa to jest bardzo ważne, że nie wyobraża sobie aby go nie było w jego życiu, a to jak Janek przygotował sniadanie to wzruszenie Jerzego takim gestem i tak mimo, że kawa była nie dobra to Jurek nie wyobrażał sobie, żeby jej nie wypić...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia