Rozdział 14: Szef,
kurwa, idealny
Jurek nakierował mętne spojrzenie na twarz
mężczyzny, który znajdował się znacznie bliżej niż kiedykolwiek powinien; widział
jego długie, ale proste, ciemne rzęsy, szkliste, granatowe oczy, które
potrafiły złapać Jurkowe spojrzenie w sidła niczym wnyki, widział krótkie,
szorstkie włoski na policzkach i każdą jedną głębszą zmarszczkę mimiczną.
Widział to wszystko i był przerażony.
Przerażała go bladość wąskich ust i dotyk
silnych, męskich palców, które schwyciły go za włosy, nie pozwalając mu
odwrócić głowy.
– Puść mnie, grzecznie cię proszę – syknął,
starając się grać bardziej pewnego siebie, niż był w rzeczywistości.
– Wolałbym żebyś prosił niegrzecznie –
odpowiedział mu ze swoim zwyczajowym uśmieszkiem. Jurek wzdrygnął się na ten
niski, wibrujący głos, po czym odsunął się gwałtownie. To było uwłaczające!
Na dodatek obrzydliwe, chore i zdecydowanie zbyt śmiałe, jak na ich zwyczajowe
utarczki. Dęba nie wydawał się tym przejmować, zaśmiał się otwarcie, a jego
palce bez żadnego oporu i siły opadły razem z całą ręką na łóżko. Na jego
wargach wykwitł szeroki uśmiech, a Jurek w końcu zsunął się z materaca i stanął
pewnie na nogach.
– Niedoczekanie. Dostałem, co chciałem, a teraz
wychodzę – warknął, poprawiając wymięte ubranie. Było mu strasznie gorąco w
grubym swetrze i od alkoholu… i poniekąd od słów mężczyzny.
– A gdzie moja zapłata? – zakpił prześmiewczo
Dęba, rozkładając się na łóżku wygodnie.
– Nie mam przy sobie gotówki.
– Mówiłem, że nie chcę twoich pieniędzy –
mruknął z wolna, lustrując sobie dokładnie stojącego przed nim mężczyznę.
– A czego chcesz? – warknął, cofając się o krok.
Dęba oblizał wargi, po czym podciągnął się wyżej. Półleżał teraz, z plecami
wspartymi o framugę; jedną nogę miał wyciągniętą prosto, a drugą zgiętą w
kolanie.
– Cóż… Co powiesz na przysługę za przysługę? –
zaczął, nie odrywając od Jurka przeszywającego spojrzenia. Przez ciało Gosa po
raz kolejny przemknęły dreszcze niepokoju.
– Jaka znowu przysługa? – warknął. Nogi same
poniosły go o kolejny krok w tył.
– Sam nie wiem… Na razie nie przychodzi mi nic
konkretnego do głowy – mruknął, podnosząc się z łóżka. Jurek wbił w niego
ostrzegawcze spojrzenie, ale ten nic sobie z tego nie zrobił. Kontynuował swoją
małą wędrówkę, aż przystanął tuż przed klatką piersiową Gosa. – Ale być może
przyjdzie czas, że będę w potrzebie, a wtedy… Wtedy nie zapomnę się do ciebie
zgłosić – szepnął mu tuż przy uchu.
Jurek przełknął głośno ślinę.
– No i… wciąż liczę na tę naszą kawę, wiesz? – dodał,
odsuwając się z wyraźnym uśmiechem.
– Tyle? – warknął, a serce biło mu w piersi
szaleńczo.
– Liczyłeś na coś więcej…? – wyszczerzył się
prowokująco, postępując krok do przodu. Jurek w tym samym momencie niemalże
odskoczył pod samą ścianę ciasnego mieszkanka. – To chyba znaczy „nie” –
zakpił, kiwając w rozbawieniu głową.
– Nawet nie chyba – warknął, a jako że nim
zachwiało, przytrzymał się jedną ręką ściany.
To wszystko to było jakieś szaleństwo! Zarówno
to, czego się dowiedział oraz świadomość w jak beznadziejnej pozycji się
znalazł… Przez głowę przeszła mu nawet myśl, że być może Dęba nie będzie chciał
go wypuścić?
Boże, w co on się wpakował?
Czując, że zaczyna wpadać w lekką panikę,
spojrzał na mężczyznę. Wcześniej wolał unikać tego burzowego wzroku, ale teraz
doszedł do wniosku, że będzie to jedyny sposób, aby odkryć jego zamiary.
Zlustrował więc dokładnie rozluźnioną twarz, zastanawiając się czy ten
mężczyzna faktycznie mógłby zrobić cokolwiek wbrew niemu, a kiedy to zrobił,
trochę się uspokoił.
Nie, Dęba z nim tylko pogrywał, traktował go
jako swojego rodzaju eksperyment, patrzył na niego z ciekawością, może nawet
kpiną, ale nie z mordem… Albo innym, ukrytym zamiarem w oczach.
To po prostu on miał już chyba paranoję.
– W takim razie nie zostaniesz na noc? –
zapytał, wykrzywiając te swoje usta w paskudnym uśmieszku.
– Nie,
wracam do domu.
– Szkoda. Podwieźć cię? – zapytał kpiąco,
kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Jurek zastąpił mu drogę.
– Obejdzie się – mruknął.
– To nie jest żaden problem – powiedział słodko,
a przez ciało Jurka przeszły dreszcze. Dobrze, że był pijany, dzięki temu
łatwiej przychodziło mu ignorowanie ich.
– Och nie, tylko w zamian kolejna, mała
przysługa? – sarknął, stając już niemal pod samymi drzwiami. Dęba uśmiechnął
się zagadkowo.
– Odwieźć mógłbym cię bezinteresownie – odparł,
opierając dłoń o ścianę tuż przy Jurku.
– Łaskawca – zakpił, obrzucając chłodnym
spojrzeniem silną rękę – dokładnie pamiętał jej stanowczy uścisk na swojej
własnej. – Ale obejdzie się, nie potrzebuję niańki – dodał, otwierając drzwi. Podróż
taksówką nie była tym, o czym marzył, ale wciąż miał w pamięci ostrzeżenie
Janka; lepiej było by nikt z tej zgrai nie wiedział, gdzie mieszkają, teraz to
rozumiał.
– Nie będę nalegał – mruknął, a Jurek skinął
głową, po czym przeszedł przez próg. – A ta kawa to kiedy? – rzucił za nim,
uśmiechając się bezczelnie.
Jurek odwrócił się z wolna i wbił w niego lekko
mętne spojrzenie.
– Po co ci ten pośpiech? – sapnął. Dęba znowu
się roześmiał tak… naturalnie i dźwięcznie, jak w mieszkaniu Sandry.
– Racja, mogę poczekać. Nigdzie mi się nie
śpieszy – mruknął, również przechodząc przez próg. Teraz oboje stali na klatce.
– Chociaż i tak zobaczymy się niedługo… – dodał, opierając się nonszalancko
plecami o ścianę. Brakowało mu tylko fajki w ustach, by wyglądać na prawdziwego
bandziora, chociaż i bez niej wzbudzał pożądany dreszczyk niepokoju.
Jurkowi przeszło przez myśl, że facet będzie
chciał odebrać swoją przysługę. Wzdrygnął się. Czegoż też Dęba będzie od niego
chciał? Nienawidził niewiedzy.
– W końcu zbliża się grudzień, a nie
chcielibyśmy żeby spadł nam śnieg na drogę – wytłumaczył. Niepokój Jerzego
odrobinę się zmniejszył, bo jednak chodziło o wyścigi.
– Więc… Kiedy kolejne spotkanie? – zapytał,
specjalnie nie zdradzając, o jakie spotkanie mu chodziło; stali wszakże na
klatce, gdzie ktoś mógł ich usłyszeć. Nie żeby Jurek podejrzewał ludzi o
podsłuchiwanie w środku nocy, ale paplanie na prawo i lewo tak czy inaczej nie
było rozsądne.
– W sobotę.
– W końcu będę mógł się potem wyspać – zakpił, a
Dęba uśmiechnął się półgębkiem.
– Muszę organizować różne terminy… Wiesz, jak
jest – mruknął, a Jurek spojrzał na niego krzywo.
Jasne, wiedział jak jest… Nielegalne wyścigi to
w końcu poważna sprawa, może nawet na tyle poważna, że interesowali się nimi
nie tylko uczestnicy, ale także i policja.
– Ta… – mruknął, cofając się. – O której?
– Bądź na dwudziestą, tam gdzie za pierwszym
razem. Albo wcześniej, jak będziesz chciał spędzić ze mną trochę więcej czasu –
dodał, uśmiechając się zawadiacko. Jurek zacisnął wargi, kręcąc głową.
Prędzej go piekło pochłonie niż przyjedzie
wcześniej!
– Nie musisz też zabierać Czyżewskiego, jestem
pewny, że poradzisz sobie i bez niego – zakpił, a dłonie Jurka zacisnęły się w
pięści i zadygotały.
– Zabiorę go, bo chcę, a tobie nic do tego –
warknął. Dębie zaświeciły się oczy.
– W porządku, ale żebyś tego później nie żałował
– ostrzegł po raz kolejny.
– Czemu się go tak uczepiłeś? – odwarknął,
mrużąc oczy.
– To już nie są tak łatwo dostępne informacje –
odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Ale na niego też mam teczkę.
Jurek pokręcił głową, nie chcąc tego słuchać.
– Wiesz co? Nie obchodzi mnie to – sapnął po
czym odwrócił się na pięcie. – Dobranoc! – warknął, nawet na niego nie
spoglądając. Chciał włożyć w to słowo tyle jadu, ile tylko miał i chyba mu się
udało, Dęba bowiem odpowiedział mu najsłodszym tonem, na jaki było go stać.
– Dobranoc, Armani.
Noc faktycznie była w miarę udana, nie można zaś
było tego powiedzieć o poranku… a może raczej o przedpołudniu, bo to właśnie
wtedy Jurek się obudził. Na początku wszystko wydawało się normalne, a potem
Gos spojrzał na telefon i jego oczom ukazała się godzina prawie jedenasta.
– O kurwa – sapnął, po czym zerwał się z łóżka
tak szybko, jak jeszcze nigdy.
Dwadzieścia minut później był już w pracy.
Modlił się o to, żeby Łukasza po prostu nie było, żeby nie przyszedł tak jak
wczoraj, albo przynajmniej, żeby nie zaglądał do niego przez te trzy godziny… Modlił
się, ale po raz kolejny jego modlitwy okazały się nie przynieść żadnych skutków
– Nakonieczny bowiem stał przy ekspresie do kawy i kiedy Jurek postanowił
przejść do swojego gabinetu, nie budząc przy tym jego uwagi, odwrócił się,
cholera, z przeklętym kubkiem w ręku, lokując spojrzenie prosto w Jurku.
Szlag by to wszystko.
Gos zamarł. Automatycznie przypomniały mu się
wczorajsze słowa Dęby oraz to zdjęcie.
Łukasz zbliżył się kilka kroków, a na jego
twarzy Jurek nie potrafił doczytać się jakiś konkretnych emocji. Zauważył
jednak różnicę między młodszą, a starszą wersją tak ogromne, że aż go coś
ścisnęło w gardle. On martwił się o siebie, że się zmienia, że chudnie, że jego
skóra jest blada i sucha, ale jak teraz patrzył na Łukasza, doszedł do wniosku,
że były to subtelne różnice. W przypadku Nakoniecznego nie można było mówić o
subtelności.
Kiedyś brzoskwiniowa skóra teraz była niemalże
szara, włosy, poskręcane i złociste, osłabły, straciły pigment i układały się
delikatnie falami. Zasinienia pod oczami były widoczne na pierwszy rzut oka,
kiedyś jednak Jurkowi wydawało się, że Łukasz chodził wiecznie zmęczony, może
niedosypiał. Teraz wiedział, że to nie brak snu go wymęczał, nie obowiązki, a
narkotyki odcisnęły na nim swoje piętno.
Wyraźnie
się zagapił. Brew Łukasza uniosła się wysoko.
– Myślisz jaką wkręcić mi wymówkę za spóźnienie?
– zapytał, uśmiechając się półgębkiem. Boże, jak Jurek nienawidził tego
uśmieszku, nienawidził jego odzywek… Wszystkiego.
– Zaspałem – odpowiedział prosto, czując się
przytłoczony całą tą sytuacją.
Jak miał się teraz niby zachować…? Było mu
głupio, bo wszedł w posiadanie informacji, o jakich nigdy nie powinien był
wiedzieć. Nie mógł patrzeć na Łukasza tak jak dotychczas z wiedzą jaką miał.
Łukasz skinął głową.
– W porządku – odpowiedział, wzruszając
ramionami.
Jurek spiął się cały, a pomiędzy nimi zapanowała
nieco niezręczna cisza.
– W porządku? – prychnął, nie chcąc dusić się w
takiej atmosferze. – A jak się spóźniłem kilka minut zrobiłeś mi awanturę? –
zakpił, przecierając dłonią twarz. Nie czuł się ze sobą najlepiej, nie dość, że
nie miał czasu na godne ogarnięcie się, to jeszcze czuł, że ma kaca. Co prawda
nie aż takiego wielkiego, dało się to wytrzymać, ale uścisk w głowie wyraźnie
mu przeszkadzał. Pustka w żołądku też, nie zdążył bowiem zjeść śniadania. Ubrać
porządnie nawet się nie zdążył, dlatego dzisiaj znowu miał na sobie sweter –
tym razem zielony i do tego nieuprasowane spodnie.
– Musiałem mieć wtedy beznadziejny humor –
przyznał z błyskiem w oku, podając Jurkowi kubek z kawą. Ten uniósł wysoko
brwi. – Tobie przyda się bardziej niż mi – wytłumaczył, a Jurek przejął kawę. –
Jeszcze nie piłem, także bez obaw – zakpił, ruszając w stronę pokoju. Jerzy poszedł
za nim, czując się dziwnie przytłoczonym jego obecnością i zachowaniem. Odpuścił
sobie nawet rzucenie czegoś w stylu „pluć też nie plułeś?”, mimo że wyraźnie
pchało mu się na usta. Powstrzymał się, zarówno przez wzgląd na te nowe,
dezorientujące informacje, jak też i przez fakt, że powtarzanie kilka razy tego
samego tekstu było poniżej jego poziomu.
W końcu żart słyszany kilka razy już nie bawił;
nie żeby Jurek był w nastroju do żartowania.
Wpatrywał się jak zahipnotyzowany w łopatki
Łukasza, który szedł dwa kroki przed nim. Kubek starał się trzymać pewnie, żeby
przypadkiem nie zalać się kawą – i tak wyglądał już wystarczająco źle, nie
potrzebował do tego plam na ubraniu. A kiedy tak szedł i patrzył, zastanawiał
się, czemu mężczyzna z nim idzie i czemu nie poszedł sobie zrobić drugiej kawy
– skoro już chciał być taki uprzejmy i oddał mu pierwszą.
–
Wejdziesz na chwilę do mojego gabinetu? – zapytał, a Jurkowi zapaliła się w
głowie czerwona lampka. Być może zaraz się dowie, jaki Łukasz miał powód.
– Jeżeli dajesz mi wybór, to nie, nie wchodzę –
sarknął, przystając defensywnie przy swoich drzwiach. Łukasz odwrócił się do
niego i wlepił spojrzenie prosto w niebieskie oczy.
Przez ciało Jurka całą kaskadą przeszły
dreszcze. Nikt nie miał takiego spojrzenia jak Nakonieczny; ani psotne oczy
Janka, ani te burzowe, niebezpieczne Dęby nie robiły na nim takiego wrażenia, co
łagodne tęczówki w kolorze mlecznej czekolady, które patrzyły stanowczo, z
zastanowieniem… Oceniająco.
– No dobrze, źle się wyraziłem. Zapraszam do
mojego gabinetu – powiedział twardo, uchylając przed Jurkiem drzwi. Posłał mu
uroczy uśmiech, którego Jerzy nienawidził, a Gos zbeształ go karcącym
spojrzeniem, ale Łukasz wytrzymał je dzielnie, czekając aż ten wejdzie do
środka.
Po prostu… Szef, kurwa, idealny.
Jurek niechętnie jak zawsze, przekroczył próg
paszczy lwa po czym przystanął przy biurku, odstawiając kawę na blat. Łukasz
obszedł je i usiadł na krześle, ciągle patrząc na swojego pracownika, który, co
dziwne, jego wzroku starał się unikać.
Nakonieczny zmarszczył brwi w zastanowieniu, nie
mogąc oprzeć się wrażeniu, że atmosfera między nimi jest inna niż zwykle; nie
mniej napięta, tak bowiem było zawsze, ale teraz dochodził do tego jakiś
dziwny, nieuchwytny dla niego czynnik.
– Może usiądziesz? – zasugerował ironicznie.
Jurek zmarszczył czoło, po czym za prośbą – na razie prośbą, potem pewnie było
by to stanowcze żądanie – usiadł naprzeciwko.
Nastała cisza.
Łukasz się nie odzywał, Jurek też nie. Gos czuł
tylko na sobie to uważne spojrzenie, które działało na niego tak…
przytłaczająco. Może to dlatego, że Nakonieczny stracił brata? Jak mógł go tak oceniać,
kiedy wiedział przez co ten, jakby nie było, młodszy mężczyzna, musiał przejść
i nawet po tym wszystkim, potrafił iść dumnie, z podniesioną głową, tak jakby…
wszystko to było za nim.
Tyle że nie było.
Jurek przecież to dostrzegł w tym nikłym
marszczeniu brwi i zaciskaniu ust, w pustym spojrzeniu i chwilowej pustce w
oczach…
– Dobrze się czujesz? – doszło do niego po
chwili. Podniósł gwałtownie głowę, ponownie ścierając się spojrzeniem z czekoladowym
wzrokiem Łukasza. Ten wcale nie patrzył tak stanowczo, jak zazwyczaj. Raczej
wydawał się zaniepokojony…?
– Jasne, wszystko w najlepszym porządku –
zakpił, sięgając po kawę. Czym szybciej upił kilka łyków, ciesząc się że kubek
zakrywa połowę jego twarzy.
– Tak, w jak najlepszym – odparł kpiąco
Nakonieczny, zwężając powieki.
– Co, nie to chciałeś usłyszeć? – odpowiedział
defensywnie.
– Wolałbym usłyszeć prawdę – sarknął, pochylając
się niżej nad stołem. Jego przydługie, falowane włosy opadły mu na czoło.
Jurek prychnął.
– Co ty sobie wyobrażasz, Nakonieczny? Że jak
raz, czy dwa porozmawialiśmy ze sobą normalnie, a ty, z niewiadomych mi
przyczyn, postanowiłeś robić za mojego prywatnego baristę, to nagle będę ci się
zwierzał ze swojego życia? Tego chcesz? – mówił gniewnie, samemu już nie
wiedząc jak się bronić. Czasami naprawdę te ich pogawędki z Łukaszem sprawiały,
że… Zaczynał traktować mężczyznę inaczej, lepiej, z szacunkiem, a nawet z czymś
co mogło przypominać wąską nić sympatii, ale teraz… Teraz kiedy dowiedział się
o nim jeszcze więcej, a wiedza ta wcale nie sprawiła, że znienawidził go
bardziej, musiał się zmobilizować, by odnowić to palące uczucie.
W końcu on taki był – nienawidził Nakoniecznego
i nienawidził jego pożal się Boże chłopaka! Nie mógł tak łatwo mu ulegać i dawać
gnieść się jak plastelinę! Chciał… Chciał przywrócić ten ich konflikt, bo był
on jakąś stałą w jego życiu, której nie powinien zmieniać. Czuł, że trzyma go
to jakoś w ryzach, że nienawiść napędza jego silniki, a te wczorajsze
informacje zbyt mocno ją zatarły.
W końcu co go obchodziło, że Łukasz stracił
brata? Co go obchodziło, że brał narkotyki?
Cóż. Szczerze powiedziawszy obchodziło go to
bardzo.
– A ty znowu zaczynasz?
– Przestań się do mnie zwracać, jakbym był twoim
kolegą.
– Mam się zwracać, jakbyś był moim podwładnym? –
zapytał, a na jego ustach znowu wykwitł ten cholerny uśmieszek. Jerzy zacisnął
dłonie, a Łukasz jeszcze bardziej się wychylił przez biurko. – Wyluzuj trochę,
co? Obaj mamy… Mocne charaktery i cięte języki, wszyscy to wiedzą, ale jestem
pewien, że możemy się dogadać. – Natomiast Jurek, kiedy tak na niego patrzył,
wcale pewien nie był. Odetchnął kilka razy przez usta, a palcami pomasował
skronie. Tyle mu było po udawaniu, że wszystko jest z nim w porządku.
Nie, myśl, że wyglądał jak siedem nieszczęść
jedynie bardziej go rozstrajała. Na dodatek Łukasz to wszystko widział i
oceniał, może nawet zlitował się nad nim, bo jego wzrok prześlizgiwał się
zdecydowanie zbyt łagodnie po jego twarzy.
– Zwłaszcza że z naszej współpracy naprawdę może
wyjść coś dobrego… – dodał, odwracając monitor w stronę Jurka. – Przeczytaj –
mruknął, a na jego ustach błąkał się zachęcający uśmiech.
Cóż, to powinno być wystarczającym ostrzeżeniem
dla Gosa, zadowolony Łukasz nie mógł być dla niego dobrym znakiem, ale mimo to
zabrał się za czytanie.
Jak się okazało, niesłusznie się martwił. W mailu
przeczytał same miłe rzeczy na swój temat i niedawno skończonego projektu. Jego
skóra nabrała odrobinę koloru, a wargi na kilka sekund ułożyły się w pogodnym
uśmiechu…
– Po to mnie tu zaciągnąłeś? – zapytał po kilku
chwilach roztargnienia.
– Po to.
– To…
– Miłe? – skończył za niego Łukasz.
– Ze strony tej pani – doprecyzował ironicznie.
Nakonieczny wywrócił oczami.
– Dobrze wiedzieć, że mam pod swoim dachem kogoś,
kto wykonuje swoją pracę na sto procent – pochwalił skromnie, odwracając do
siebie monitor.
Jurek kiwnął z wolna głową. Nakonieczny
faktycznie miał powód do zadowolenia.
– A żeby utrzymać tę wydajność, zabieram cię na
lunch – powiedział niespodziewanie, na co Jurek od razu otworzył usta, by
zaprotestować. – To nie pytanie czy prośba.
– Zabawianie szefa to kolejny z moich licznych
obowiązków? – zironizował, zaciskając palce na kubku, jakby miał mu on pomóc
zostać w miejscu.
– Może nie obowiązków, ale wiesz… Takie
dodatkowe aktywności punktuję razy dwa – mrugnął do niego, odchylając się na
krześle.
Jurek zjechał go ostrym spojrzeniem, ale… Był
głodny. W brzuchu czuł pustkę, a pustka ta przyczyniała się do gorszego
samopoczucia, tak więc nawet nie chciał protestować.
– Skoro to nie prośba, ani pytanie, to chyba nie
mam wyjścia – zakpił, po czym zanurzył wargi w kawie. Miał wrażenie, że nie
nacieszy się nią do końca i miał rację, Łukasz bowiem skinął z zadowoleniem i
rzucił do niego, by się zbierał i nie zapomniał przy tym wziąć szkicownika;
więc jednak to wyjście miało coś wspólnego z ich pracą.
Dobrze. Jurek nigdy w życiu nie zgodziłby się na
spędzanie czasu z Łukaszem z innego powodu, a tak to… to wciąż była praca. Przy
lunchu, ale praca.
Dwadzieścia minut później, po raczej niezręcznej
podróży, podczas której panowała niezmącona niczym cisza – Nakonieczny nawet
nie włączył radia, najpewniej napawając się tą ciężką atmosferą – dojechali na
miejsce.
Okazało się, że jest to mały, przytulny lokal z
wygodnymi fotelami i dużymi oknami, przez które wpadało sporo światła. Żywe
rośliny zwisały w drewnianych doniczkach znad sufitu, powiewając od ciepłego
powietrza, wydobywającego się z wentylatorów. W środku panowała idealna
temperatura, podczas gdy za oknem było wietrznie i szaro, a przemokłe liście
gniły przy chodnikach.
Było tu zdecydowanie artystycznie. Na ścianach z
białej cegły wisiały obrazy w kolorowych ramkach, a pomiędzy nimi przymocowane
były drewniane półki, na których leżały stare, podniszczone książki. Na ladzie,
przy której stała młoda, sympatycznie wyglądająca dziewczyna w rudym
kardiganie, w szklanych wystawach prezentowały się ciasta i słodkości, a obok
leżało kilka kart, po które zresztą Łukasz poszedł.
Jurek więc wziął na siebie wybór stolika, a jako
że w lokalu nie było ich zbyt dużo, a dwa z nich były już zajęte wybrał ten w
samym rogu pomieszczenia, jak najdalej od okien, gdzie nie widać było szarości
panującej na zewnątrz. Dzięki temu zamknął się w tym artystycznym zakątku i
poczuł się odseparowany od całego świata.
No, może nie całego. W końcu nie był tutaj sam,
o czym przekonał się, kiedy zerknął na Łukasza, gdy ten odsuwał fotel.
Patrzył na niego w skupieniu, a wewnątrz czuł
coś dziwnego. Łukasz zawsze go rozstrajał, nawet nie miał tego jak ukrywać, tak
po prostu było, ale teraz… Teraz zaczynało być inaczej! Przez ścianę
nienawiści, goryczy i obrzydzenia, przebijała się coraz większa ciekawość.
Jakby to było porozmawiać z Nakoniecznym tak… normalnie? Bez całej tej otoczki,
bez gniewu, bez skupiania się nad tym, że był przeklętym pedałem, był chory, czy
jak to inaczej nazwać, po prostu wdać się w dyskusję. Czy, gdyby wyłączyć ten
sporny czynnik, naprawdę mogliby się dogadać?
Zacisnął usta. Nie, odpowiedział sobie, nie
dogadaliby się.
Żyli w dwóch innych światach, a ten czynnik
właśnie, dzielił ich zbyt mocno. Wspólna przeszłość… Ona też nie należała do
najprzyjemniejszych, chociaż ostatnio, faktycznie, odchodziła w zapomnienie tak
jakby dawne spory były już za nimi. Fakt, że Marcin pojawiał się w ich życiu
tak rzadko również wpływał na polepszenie ich relacji, nie było bowiem
człowieka, który irytowałby Jurka bardziej niż ten mężczyzna.
– Trzymaj. – Nakonieczny podał mu jedną z kart.
Jurek przeglądał ją w roztargnieniu, szukając czegoś dla siebie. Miał ochotę na
porządne śniadanie, najchętniej to zamówiłby większość pozycji z karty – taki
był głodny – ale koniec końców zdecydował się na wytrawny omlet z suszonymi
pomidorami, oliwkami i piersią z kurczaka. Łukasz wybrał sobie prostszą wersję
lunchu i po chwili przed jego nosem wylądowały tosty z masłem, a obok twarożek z rzodkiewką i
szczypiorkiem. Do tego mężczyzna zamówił sobie kawę, a Gos herbatę ze
śliwkowymi powidłami. Na osłodę, coby jakoś przetrwać ten wspólny czas.
Nie, żeby Nakonieczny męczył go jakoś bardzo.
Mężczyzna jadł wolno, patrząc w okno. Na stoliku koło niego leżał tablet z
jeszcze niepodłączoną klawiaturą, a przy Jurku, tyle że po drugiej stronie,
leżał szkicownik.
Było cicho i spokojnie. Niezręcznie.
Panująca między mężczyznami cisza przedłużała
się. Jurek zaspokoił pierwszy głód i poczuł się lepiej z już nie tak pustym
żołądkiem. Herbata była przepyszna, zresztą tak samo jak śniadanie i, gdyby nie
tak paskudne towarzystwo, doszedłby do wniosku, że bardzo przyjemnie spędzało
mu się tutaj czas.
W pewnym momencie, znużony przedłużającym się
milczeniem, sięgnął po ołówek i przysunął do siebie szkicownik. Miał stworzyć
logo i stronę tytułową dla freelancera na jego bloga podróżniczego, więc
ogólnie było to niezbyt wymagające zadanie. Na dwa, trzy dni góra. Gdyby
wykonywał wszystko od razu na komputerze najpewniej zeszłoby mu się jeszcze
krócej, ale on był starej daty; wolał wszystko rozrysować sobie na brudno,
pomazać po zeszycie, porobić wstępne wersje, a dopiero potem przenosił to do
programu; tam zbyt często myliły mu się warstwy a szkicowanie nie było tak
łatwe i przyjemne.
Dlatego wolał „mazać” po kartce.
Mazanie to, kiedy miał przy sobie kubek z gorącą
herbatą, wokół niego było przyjemnie ciepło, a z głośników przygrywała spokojna
melodia z jakiegoś filmu, było zajęciem bardzo odprężającym i wyciszającym.
Jurek nie zastanawiał się nad tym, ale
faktycznie, nawet w swojej poprzedniej pracy nie czuł się tak… swobodnie. Nigdy
by się nie spodziewał, że w tej znienawidzonej firmie z naprzeciwka będzie mógł
robić coś, co nie tylko będzie jego obowiązkiem, ale również pasją, którą
kiedyś wysłał do kąta. U nich zajmował się wieloma sprawami. Razem z ojcem
często siedzieli nad finansami, zaopatrzeniem, ogarnianiem ludzi, sprawdzaniem
wykonanych projektów, podpisywaniem umów… a teraz: spokój i słodki brak
odpowiedzialności za innych w połączeniu z czymś, co niegdyś uwielbiał robić
był niczym nieśmieszny żart. W końcu to co zgotował mu Stanisław miało być
końcem świata.
Może… Może faktycznie jego lęk i złość okazały
się odrobinę przesadzone, a Łukasz… Łukasz
nie był takim diabłem. Nie, kiedy Jerzy również nim nie był, w końcu, co
przyznawał przed sobą z niechęcią, to raczej on wcześniej zaczynał spory. Nie,
żeby Nakonieczny był bez winy!
W końcu był pedałem. I to na dodatek takim, któremu
wszyscy jeszcze przyklaskiwali, bo przecież on i Marcin tworzyli taką idealną
parę… To było po prostu nie do pojęcia, Jurek nie potrafił tego zrozumieć, ale,
przez to, że Marcina tu nie było, jakoś łatwiej było mu zepchnąć to na dalszy
plan.
Nawet teraz po prostu… Wyłączył myślenie. Sunął
rysikiem po kartce, mając w pamięci wymagania zleceniodawcy i wyparł ze
świadomości drażniącą obecność Łukasza, jego uciążliwe milczenie i łagodny
wzrok brązowych oczu.
Twarz Jurka rozpogodziła się. Wcześniejsze myśli
o przeszłości mężczyzny, a także ich wspólnej relacji, rozpłynęły się na rzecz
obrazu, malującego mu się pod powiekami. Chciał jak najszybciej przelać go na
kartkę, żeby uchwycić to, co widział oczami wyobraźni.
W końcu miał to być tylko luźny szkic, nie
musiał na razie przejmować się perspektywą czy też aż tak dokładnymi
proporcjami.
Po prostu rysował i czuł, jak z minuty na minutę
odpręża się coraz bardziej. Kac po zjedzonym posiłku nie dręczył już tak mocno,
herbata zaś odrobinę nawodniła organizm, zmniejszając przy tym uścisk w
skroniach.
Nakonieczny również mu nie przeszkadzał. Jadł
powoli, dużo wolniej od Jurka, który zdążył już dawno pochłonąć swoje
śniadanie, a pod ręką miał tablet, do którego po chwili podpiął klawiaturę. Do
Jurka dochodziło ciche postukiwania uderzanych klawiszy, ale nie zaburzało to
jego pracy. Nie był aż tak wyczulony na dźwięki, ani nie denerwował się
ukradkowymi spojrzeniami na szkicownik – Łukasz najwyraźniej lubił sobie popatrzeć.
Nie, żeby od razu powstało na jego kartce
dzieło, bo tak nie było. Wiedział, że żeby to dokończyć potrzebował włożyć w to
dużo więcej czasu i wysiłku. No bo chyba Łukasz nie spodziewał się że stworzy
mu w tej knajpce arcydzieło, chociaż…?
Poirytowany tą myślą, uniósł wzrok na siedzącego
obok mężczyznę. Bez woli przemknął spojrzeniem po całej jego twarzy, nie mogąc
oprzeć się wrażeniu, że wyglądał niczym oaza wszelkiego spokoju. Oddychał
miarowo i głęboko, czasami mrużył oczy, a od czasu do czasu, wolną ręką sięgał
po kubek z kawą, w której ledwo zanurzał usta, najpewniej tylko rozkoszując się
smakiem.
To było śmieszne, pomyślał Jerzy. Jego
podejrzenia takie były, w końcu Łukasz dawał mu całkowicie wolną rękę… Nie stał
nad nim i nie patrzył mu przez ramię. Właściwie to zabrał go na śniadanie, żeby
lepiej mu się pracowało, bo zauważył, że to zdecydowanie nie był Jurka dzień.
Och, Boże przenajświętszy, to wprawiało go w
jeszcze większy stan irytacji!
Łukasz, jakby to wyczuwając podniósł w końcu
wzrok i ulokował spojrzenie, po raz kolejny tego dnia, prosto w niebieskich
tęczówkach. Zamrugał zdziwiony, po czym odsunął od siebie tablet, tak jakby
chciał skupić całą uwagę na siedzącym przy nim mężczyźnie.
Tym razem Jurek wytrzymał dzielnie to
spojrzenie, przez co przez dobra chwilę obydwoje… Wpatrywali się sobie w oczy.
Łukasz wydawał się bardziej świadomy, także po
chwili jego usta uniosły się w ironicznym uśmieszku. Co gorsza, nie był to do
końca kpiący, złośliwy uśmiech, raczej wyrażał coś na kształt rozbawienia i
ciekawości, i czegoś, co sprawiało, że Jerzy miał jeszcze większa ochotę
zetrzeć mu go z twarzy.
– Coś nie tak? – zapytał. Pięści Jurka zacisnęły
się pod stołem.
To głupie, w końcu wszystko było w porządku. To
po prostu on irytował się tym spotkaniem, swoim własnym myśleniem oraz tym, że
Łukasz… Łukasz wyglądał tak spokojnie, jakby nie siedział właśnie na lunchu z
wrogiem tylko dobrym znajomym, przy którym mógł sobie milczeć jakby było to
najbardziej oczywiste zachowanie na świecie no i to, że on przez chwilę poczuł
się równie zrelaksowany…
– Wszystko gra – warknął, wracając spojrzeniem
do szkicu. Nagle wydawał mu się on znacznie gorszy niż jeszcze chwilę temu. Odwrócił
zamaszyście kartkę, mając zamiar zacząć jeszcze raz i zbyt mocno przyłożył
rysik do powierzchni, łamiąc go.
Kurwa mać.
Przekleństwo zachował jednak tylko dla siebie, a
z jego ust wydobyło się zaledwie ciężkie sapnięcie.
Łukasz patrzył na niego jak na cykającą bombę,
co właściwie było słusznym zachowaniem w tej oto chwili, jednak kelnerka,
która podeszła do nich nie miała za grosz wyczucia i ze swoim firmowym
uśmiechem przystanęła przy Jerzym, pytając się czy może już zabrać jego talerz.
– A może chciałby pan zamówić jeszcze coś
innego? Nasz kucharz przygotował dzisiaj przepyszną szarlotkę. Myślę, że byłaby
idealna na poprawę humoru! – powiedziała radośnie, a mina Gosa zrzedła jeszcze
bardziej.
Łukasz natomiast skrył uśmiech za wierzchem
dłoni, bowiem właśnie oto jakaś randomowa kelnerka rozgryzła Jurka i jeszcze
tak bezczelnie go przy tym wydała; nie żeby Nakonieczny nie zdawał sobie sprawy
z jego parszywego nastroju, ale jednak. Jurek poczuł się odkryty niczym
niemowlak.
Mimo to, chcąc jakoś ukryć prawdziwe emocje,
uśmiechnął się kącikami ust.
– Dziękuję, ale… – zaczął.
– Z chęcią weźmiemy jeszcze jakieś ciastko –
przerwał mu Łukasz, uśmiechając się uroczo. Kelnerka odwzajemniła mu się tym
samym, a Jurek na powrót zacisnął dłonie w pięści, modląc się o opanowanie. – Na
pewno spędzimy tutaj jeszcze trochę czasu, także przydałoby nam się trochę
cukru na poprawę humoru – zaznaczył,
zerkając rozbawiony na naburmuszonego Gosa.
– Dla pana to pewnie jak zawsze jeszcze pralinki
z marcepanem? – rzuciła swobodnie, a Łukasz uśmiechnął się jakoś tak szerzej.
– Pani zawsze musi mnie skusić – westchnął z
udawanym żalem. Dziewczyna wyszczerzyła się, po czym odparła w wyjątkowo dobrym
humorze:
– Nie żebym musiała się znowu jakoś specjalnie starać!
– odpowiedziała na luzie, po czym przerzuciła wzrok na Jurka. – A dla pana w
takim razie co? Poza szarlotką, mamy sernik na ciepło, podawany z lodami waniliowymi… – dodała, wyraźnie chcąc skusić klientów do
nabicia większego rachunku.
Jakby nie było, udało jej się z tym sernikiem –
w końcu było to ulubione ciasto Gosa, któremu rzadko kiedy potrafił się oprzeć.
Nie chciał też odstawiać tutaj jakiejś szopki z wykręcaniem się na siłę,
zwłaszcza że faktycznie mieli tu spędzić sporo czasu, a jego brzuch nie był
jeszcze pełny…
– Brzmi jak coś dla mnie – przyznał spoglądając
najpierw na kelnerkę, a później na Nakoniecznego. – A do sernika jeszcze raz ta
sama herbata.
Dziewczyna przytaknęła głową zadowolona, po czym
zebrała zamówienie również od Nakoniecznego, który w ogóle się nie krępował i
zamówił cały talerz najróżniejszych słodkości, które po kilkunastu minutach znalazły
się na ich stoliku.
Może był też uzależniony od czekolady, przeszło Jurkowi
cynicznie przez myśl.
– Wziąłeś sobie temperówkę? – zapytał, kiedy
zostali sami przy stoliku. Z głośników właśnie zaczęła lecieć jakaś spokojna
melodia wygrywana na pianinie, a jakiś chłopak przeszedł koło nich i wziął z
półki jedną z książek.
– Masz mnie za jakiegoś amatora? – Brew Jerzego
uniosła się, jakby mężczyzna nie mógł się nadziwić głupocie towarzysza, ale
Łukasz, odporny na każdy jeden Jurkowy gest, wzruszył jedynie ramionami.
– Tylko pytam – mruknął wyjątkowo starając się
dzisiaj nie walczyć z Gosem. Był jakiś taki dziwny, jakby nieswój. To zabawne,
bo Jurek czuł się tak samo, tylko że jeszcze bardziej. Nawet kiedy chciał się skupić
na szkicu, do jego głowy wkradały się irytujące myśli, no i frustrowało go to,
że Nakonieczny był przy nim inny –
znowu.
Miewał już swoje stany bycia przesadnie miłym, a
Jurek nie cierpiał ich z całego serca, ale te miały robić mu jedynie na złość, a
to… Nie było w tym wywyższania się, nie było prowokacji.
Tak jakby Nakonieczny stracił chęć rywalizacji,
jakby trochę odpuścił… Jakby Jurek zaczął być mu odrobinę bardziej obojętny?
Ręce mu się zatrząsnęły, kiedy tak sobie o tym
pomyślał. Wbrew pozorom, fakt, że Nakonieczny może traktować go jak każdego
innego człowieka niemiłosiernie go wkurwiał. Byli rywalami, takimi z krwi i kości!
Łukasz wygrał, w porządku, Jurek nawet nie miał jak temu zaprzeczyć, ale nie
oznaczało to, że Nakonieczny stracił w nim przeciwnika! Do jasnej cholery, to że tak siedzieli i jedli
ciastka, milcząc i pracując sobie w swobodnej atmosferze było… Było…
Czym to do cholery niby było?!
– Mam wrażenie, że coś nie daje ci spokoju. – Łukasz przerwał ciszę, nie zdając sobie
sprawy, że ta cykająca bomba jest coraz bliżej wybuchu.
– Naprawdę? – Po raz kolejny cynizm wdarł się do
głosu Jurka. Łukasz skinął z wolna głową, po czym westchnął, jakby zrezygnowany.
– Gratuluję intuicji – warknął.
– Intuicji? Wystarczy mieć oczy. – Tym razem to
Łukasz sobie zakpił, wlepiając w niego uważne spojrzenie, od którego włoski na
rękach Jurka się stroszyły.
– Ach, tak? – Ton Jerzego był lodowaty. Nie
będzie mu tu taki Nakonieczny sugerował, że parszywie wyglądał!
– Tak, właśnie tak. Pracujesz w mojej firmie,
wierz lub nie, ale patrzenie jak się staczasz nie leży w kręgu moich
zainteresowań – powiedział, a całe ciało Jurka skamieniało. Przez chwilę nawet
jakby zabrakło mu powietrza, ale ten stan szybko minął, a zamiast niego
pojawiła się paląca wściekłość.
Jak on śmiał…?!
– Coś o tym wiesz, nie? O staczaniu się –
warknął, kładąc dłonie na stół. Łukasz za to uniósł brew i odchylił się na
krześle, jakby go to nie ruszało. Jakby to, co powiedział Jurek było tylko
przypadkowym zlepkiem słów, a nie precyzyjnie wymierzoną uwagą. Dla
Nakoniecznego pewnie tym właśnie były; skąd bowiem miał on przypuszczać, jakie
informacje posiadał Gos.
– Wiem o tym całkiem sporo – przyznał mu,
powodując, że ręce Jurka drgnęły w nerwowym geście. – Nie chcę jednak… –
zaczął, po czym urwał speszony. Jurek wyprostował się, nie mogąc rozgryźć jego
zachowania. – Tak jak mówiłem wcześniej, po prostu możemy się dogadać, okej? Nie
zrobimy tego, jeżeli każde moje słowo będziesz traktować jako atak – dodał już
z większą irytacją.
– No jasne, bo ty chcesz się ze mną zaprzyjaźnić
– zaśmiał się sucho. Łukasz przechylił głowę na bok.
– Chcę, żeby nasze stosunki uległy poprawie.
– A może ja wcale tego nie chcę?
– Nie chcesz, a jednocześnie nie potrafisz
zachowywać się tak jak wcześniej – warknął, gwałtownie pochylając się nad stołem.
– Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz – zbył go
lodowato, mając nadzieję, że Łukasz odpuści… Nie odpuścił.
– Nie? – parsknął. – Może o tym, że kiedyś
potrafiłbyś mnie zmieszać z błotem, napawając się tym, że potraktowałeś mnie
jak śmiecia. Ja mogłem na to odpowiedzieć z takim samym zaangażowaniem, a to
przepychanie się z tobą było dla mnie kolejnym wyzwaniem, które musiałem
pokonać na swojej drodze. Ale teraz… Teraz kiedy jestem twoim szefem, nie
możesz się nawet obronić. Każde moje słowo odbija się na tobie i niezależnie
czy cię obrażam, czy staram się z tobą dogadać…
– Skończ już.
– Wyglądasz jakbym robił ci tym krzywdę. Na
początku mnie to nawet bawiło, bo jeszcze nie tak dawno myślałem o tobie… Myślałem,
że nie ma w tobie żadnych ludzkich odczuć, ale z każdym dniem jak widzę…
– Powiedziałem, skończ już! – przerwał mu, a
jego głos przetoczył się przez cały lokal.
Łukasz umilkł, tak samo jak większość osób przy
stolikach.
– Nie masz racji, słyszysz? – odpowiedział już
ciszej, a dłonie mu się trzęsły. – Możesz sobie mówić co tylko chcesz, nie dbam
o to. Brzydzę się tobą, nic się nie zmieniło pod tym względem, a każde twoje
słowo po mnie po prostu spływa – warczał, nie chcąc dać po sobie poznać…
Nie chciał dać po sobie poznać, że tak naprawdę przecież
Nakonieczny miał pierdoloną rację.
Gwałtownie wstał od stolika, jednym ruchem
zgarniając z niego szkicownik do podręcznej torby. Nie miał zamiaru tu z nim
siedzieć, nie miał zamiaru go widzieć, zwłaszcza że on… On naprawdę się nad nim
litował, jakby Jurek był jakimś słabszym ogniwem. „Wyglądał jakby robił mu
krzywdę”. Kurwa, może i mu ją robił, może nie mógł się przed tym obronić tak,
jakby chciał, ale był przecież pewny, że wcale nie dawał tego tak po sobie
poznać, a jednak Nakonieczny go rozgryzł.
Nie wiedział, jak się powstrzymał, żeby nie
wybiec z lokalu. Musiał hamować swoje nogi, które chciały puścić się pędem
przez drzwi, a potem dalej przez chodnik – zamiast tego szedł sztywno i
metodycznie.
Lodowaty wiatr smagał mu policzki, a serce
tłukło mu w piersi.
To wszystko…
– Zaczekaj! – To wszystko było niczym
nieśmieszny żart.
Przyśpieszył.
Łukasz dogonił go zanim zdążył wejść w kolejny
zakręt. Złapał go za rękaw płaszcza, a Jurek cały się zatrząsnął.
– Źle to wszystko odbierasz! – warknął,
odwracając go do siebie gwałtownym szarpnięciem. Jurek zassał powietrze, kiedy
ich twarze znalazły się tuż obok siebie na jednej wysokości.
– Kurwa, skończ już, Nakonieczny! – jęknął, nie
chcąc go słuchać. Przerażało go to, jak blisko niego mężczyzna się znalazł i że
uparcie szukał wzrokiem jego spojrzenia. Na dodatek jego twarz ozdabiały
emocje, których Jerzy nie miał wcześniej możliwości zobaczyć.
– Po prostu… Weź się w garść – odpowiedział
równie mocno, zaciskając palce na jego nadgarstku. – Zmieszaj mnie z tym
błotem, a nie uciekasz, jak obrażona księżniczka! Myślisz, że mam taką dobrą kondycję, żeby cię
gonić? – sapnął, uśmiechając się pod koniec, a Jurek… Jurek patrzył na niego
oniemiały. – Te czekoladki również nie działają na moją korzyść – dodał, chcąc
najwyraźniej zbagatelizować całą sprawę i załagodzić konflikt.
Jego uśmiech był ciepły, tak samo jak oczy.
Jurek zagapił się, po czym jego policzki delikatnie pokryły się czerwienią,
kiedy uświadomił sobie, że najzwyczajniej w świecie… Uciekł od Nakoniecznego.
Zaledwie chwilę po tym, jak mu powiedział, że w
ogóle nic sobie nie robi z jego osoby.
Naprawdę, musiało to zabrzmieć bardzo
wiarygodnie, pomyślał ironicznie, nie mogąc oderwać spojrzenia od brązowych
tęczówek.
– Zmieszać cię z błotem…?
– Nie obrażę się…
– Oczywiście, że się obrazisz – parsknął,
odwracając twarz na bok. W końcu mógł odetchnąć, bo ich bliskość nie wydawała
się już tak straszna, kiedy stracili kontakt wzrokowy.
– Może, ale będę mógł wtedy bez wyrzutów
sumienia odpłacić ci się tym samym.
– Jesteś strasznym chujem – warknął w chwili
autentycznej szczerości.
Kąciki ust Łukasza drgnęły, a facet skinął z
wolna głową.
– Na dodatek co? Masz jakieś zadatki na
masochistę? Obelgi sprawiają ci jakąś chorą radość?
– Jak chcesz znać prawdę…
– Boże, nie chcę znać prawy! – warknął
przerażony, odsuwając się gwałtownie.
Łukasz roześmiał się głośno, po czym, w
ostatniej chwili chwycił Jerzego za sweter, chroniąc go przed potknięciem się o
krawężnik i wpadnięciem prosto pod samochód. Na szczęście puścił go od razu, a
nawet odsunął się, żeby sytuacja między nimi… Nie stała się jeszcze
dziwniejsza.
Gos odkaszlnął zawstydzony.
– Jutro, jak będziemy w robocie, po prostu
będziemy udawać, że nic z tego nie miało miejsca – oznajmił Łukasz, kierując
się powoli w stronę samochodu. Jurek niechętnie poszedł za nim. Serce wciąż
biło mu mocno w piersi, a tętno miał przyśpieszone. Buzowało w nim od
wściekłości, rozgoryczenia i uczucia sromotnej porażki, ale mimo wszystko czuł
się lepiej. Jakby atmosfera między nimi się oczyściła i jakby… zachowanie
Łukasza było trochę bardziej zrozumiałe. – Ale, jak się spóźnisz, to będę
bardzo nieprzyjemny. Masz dzisiaj praktycznie wolne – dodał zdawkowo, a Jurek
pokręcił w niedowierzaniu głową. Chyba powoli wracali do zwyczajowego
zachowania.
– W takim razie spóźnię się na pewno, może wtedy
nie przyjdzie ci do głowy wywozić mnie gdzieś poza firmę – sarknął, starając się
przywrócić wszystkie swoje maski.
– Nie przyjdzie. Ten raz mi wystarczy – zakpił,
zerkając na niego. – No i, jakby nie było, zrobiliśmy bardzo ładną scenę, a
jednak muszę dbać o swoją reputację… To nie może zbyt często się powtarzać.
Jerzy parsknął.
I przez chwilę szli w milczeniu, aż nie usiedli
w samochodzie. Było kilka minut po czternastej.
– Odwiozę cię do domu… – zdecydował Łukasz, a
Gos spojrzał na niego krzywo. – Odpoczniesz, wyśpisz się i jutro nie będziesz już
taki nieznośny – rzucił do niego, pozwalając sobie nawet puścić mu oczko…!
Co za brak jakiejkolwiek kultury.
– Nie ma takiej potrzeby.
– To znaczy wiem, że bardzo byś chciał spędzić
ze mną jeszcze więcej czasu…
– Wręcz o tym marzę – sarknął chmurnie,
obserwując jak kąciki ust Łukasza wykrzywiają się do góry.
– Tak też myślałem. – Jerzy westchnął, kręcąc z politowaniem
głową. – Ale mimo wszystko odwiozę cię do
domu, bo jutro czeka cię ciężki dzień.
– Ach tak? – sarknął, unosząc wysoko brew.
– Koniec końców będziesz musiał nadrobić to
dzisiejsze lenistwo – wzruszył ramionami, odpalając auto. – To gdzie mieszkasz?
– zapytał, a Jerzy, krzywiąc się paskudnie, podał mężczyźnie adres.
Nie miał zamiaru się spierać, skoro Nakonieczny
chciał go odwieźć i zwolnić na ten dzień z pracy, to dla niego będzie tak tylko
lepiej. Przemyśli sobie wszystko na spokojnie… Albo nie będzie myślał zbyt
wiele, żeby przypadkiem nie doszedł do żadnych nieprzyjemnych wniosków.
Tak będzie po prostu lepiej.
***
Hej, Wam! Jak tam samopoczucia po majówce? Wszyscy wypoczęci? :)
Ja osobiście wybrałam się w góry, co już powoli staje się chyba moją tradycją, no i zdobyłam swój pierwszy w życiu szczyt :D To znaczy, może nie taki do końca pierwszy, na pewno mam ich już trochę więcej na swoim koncie, ale na ten wtoczyłam się z własnej woli, a zawsze jednak był to przymus na wycieczkach szkolnych. Pozazdrościłam chyba trochę Elliotowi i sama chciałam wdrapać się na jakiś pagórek - chociaż ze swoja kondycją to pewnie bliżej (ale wciąż daleko) mi do Adama :D W każdym razie poczułam się jak zdobywca i jakoś tak mam w planach pochodzić w przyszłości więcej po górach - zresztą, szanuję ten sport bardzo, a alpiniści to kozaki! W każdym razie, Wy też jesteście kozakami, tyle mi daliście siły i energii, że się zmotywowałam i napisałam ten rozdział chyba w dwa dni - jeden przed wyjazdem i resztę dzisiaj, także jednak się da, trzeba tylko spiąć poślady :')))
Zwłaszcza że przyjemnie mi się pisało, akcja znowu trochę zwolniła, ale ja jednak lubię opisywać relacje między bohaterami - tak jak w przypadku tego rozdziału. No i znowu mamy więcej Łukasza... Łukasza który chyba jednak trochę widzi, że coś niedobrego dzieje z tym naszym Jerzym. Wiem, że pewnie większość z Was liczyła na konfrontację z Jankiem, ale to - tak myślę - pojawi się dopiero w następnym rozdziale :) Także troszkę cierpliwości! Postaram się, żebyście nie czekali na niego jakoś bardzo długo.
W każdym razie dzięki, że jesteście no i... Do następnego!
Zwłaszcza że przyjemnie mi się pisało, akcja znowu trochę zwolniła, ale ja jednak lubię opisywać relacje między bohaterami - tak jak w przypadku tego rozdziału. No i znowu mamy więcej Łukasza... Łukasza który chyba jednak trochę widzi, że coś niedobrego dzieje z tym naszym Jerzym. Wiem, że pewnie większość z Was liczyła na konfrontację z Jankiem, ale to - tak myślę - pojawi się dopiero w następnym rozdziale :) Także troszkę cierpliwości! Postaram się, żebyście nie czekali na niego jakoś bardzo długo.
W każdym razie dzięki, że jesteście no i... Do następnego!
Ale mi się udało. W czasie jak czytałam poprzedni rozdział i konstruowałam pod nim swój komentarz, to akurat pojawił się nowy. :)
OdpowiedzUsuńNo patrzcie, Jerzy zaczyna się ocieplać w stosunku do Łukasza. Kto by pomyślał. Może jeszcze zostaną przyjaciółmi? Dobrymi przyjaciółmi? Hoho. :D
Nie wiem, co jeszcze dodać na temat rozdziału. Chyba tylko tyle, że chcę więcej? O tak, muszę wiedzieć, co Jerzy zrobi z wszystkim, czego się dowiedział. I czekam na kolejny wyścig! Nie sądziłam, że to będzie moja najbardziej ulubiona część opowiadania. :D
Na koniec kilka wyłapanych błędów/nieścisłości:
"– Bądź na dwudziestą, tak gdzie za pierwszym razem."
"Jurek niechętnie jak zawsze, przekroczył próg paszczy lwa po czym przystanął przy biurku, odkładając kawę na blat." - tu mam na myśli, że raczej odstawia się kawę, bo inaczej brzmi to jakby Jurek położył kubek na boku i kawa się wszędzie rozlała ;)
"Jurek więc wziął na siebie wybór stolika, a jako że w lokalu nie było ich zbyt dużo, a dwa z nich były, już zajęte wybrał ten w samym rogu" - przecinek po były zbędny
"Łukasz patrzył na niego jak na cykającą bombę, co właściwie było słusznym zachowaniem w tej o to chwili," - oto rozpadło się na kawałki :D
"Zbesztaj mnie z tym błotem," - nie wiem czy to zamierzone i Łukasz miał tak powiedzieć, bo raczej z błotem to się kogoś miesza, nie beszta; chyba że besztanie z błotem to takie skrzyżowanie poniżania i opieprzu...?
Pozdrawiam! :)
A żebyś wiedziała, ze Ci się udało - sama byłam zdziwiona, że mam nowy komentarz nie pod tym, a pod poprzednim rozdziałem :D No ale wielkie dzięki za niego (i za tego też!).
UsuńZ tą przyjaźnią natomiast to różnie może być, zależy czy Jurek w końcu puknie się w głowę i mu się coś przestawi, czy dalej będzie uparcie trwał w przekonaniu, że Łukasz - gej, jest największym złem tego świata :D
Szczerze powiedziawszy, ja też nie sądziłam, że te wyścigi tak przypadną Wam do gustu, ale bardzo się cieszę, że tak się stało!
Dzięki za wyłapanie błędów, to bardzo miłe z Twojej strony, że Ci się chcę (chociaż to tylko mi uświadamia, że jednak nie powinnam wstawiać tekstu od razu po jego napisaniu, tylko dać mu czas i sprawdzić jeszcze raz na drugi dzień :))
A z tym zbesztaniem to faktycznie nie było zamierzone, ale właściwie... Może Łukasz faktycznie ma jakieś zbereźne myśli i mu się wymknęło. :'D
Również pozdrawiam!
Mogę Cię pocieszyć - albo może zmartwić? - bo nawet odłożenie tekstu na tydzień czy dwa nie pomaga przy literówkach. Robiłam tak, sprawdzałam rozdział świeższym okiem, a potem, po opublikowaniu, dalej wynajdowałam różne błędy. Albo ktoś inny je wytykał. Ba, w książkach wydawanych przez profesjonalne wydawnictwa zdarza mi się wyłapać takie buble. Nie ma co się za bardzo przejmować. ;)
UsuńAch kocham efekt zaskoczenia i momenty, gdy fabuła nie idzie tym torem, który ja sobie wymyśliłam ^_^. Scena z Dębą całkowicie zaspokoiła moje wszelkie oczekiwania → ten kiss chyba nawet trochę, by mnie rozczarował. Dlatego należy ci się wielki pokłon i brawa :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle udany. Czytało się go naprawdę przyjemnie.
Uwielbiam śledzić całą tą przemianę Jerzego. Dzięki temu, jak to wszystko przedstawiasz w swoim tekście, mogę przeżywać wszystko razem z nim. Nawet się śmiałam sama z siebie, gdy denerwowałam się przebiegiem wyścigów. “Jeży DAJESZ!!” - Tak krzyczałam. A właściwie tak bym krzyczała, gdybym nie miała piątej klepki i chciała obudzić śpiących w nocy ludzi.
Lubię pokazane przez cb relacje Jurka z innymi ludźmi. Z ludźmi z wyścigów, z pracy, z Jankiem - oni są tacy słodcy razem, normalnie jakbym patrzyła na prawdziwych przyjaciół, którzy wskoczą za sobą w ogień. No i oczywiście z Łukaszem. Ponieważ jeszcze nie czytałam pierwszej części i nie wiem, czy jest tam pokazana relacja Łukasza z Marcinem, muszę przyznać, że nie czuję ich związku. Dlatego zawsze jak patrzę na nich - Jurka i Łukasza - słowne przepychanki, uważam, że jest to urocze. Podoba mi się, że ma on niejaki wpływ na Jerzego i trochę się o niego martwi. Moja podświadomość mi mówi, że nawet by do siebie pasowali.
Chciałabym kiedyś zobaczyć minę Łukasza, jak zobaczyłby odsłonę Jurka przebywającego z Jankiem - słodki i opiekuńczy miś się wtedy z niego robi.
Ogólnie zastanawiałaś się, czy nie wyjustować tekstu? Trochę mi głupio, bo jakbym tego nie napisała, brzmi to strasznie pretensjonalne. Ogólnie chciałam tylko zasugerować, że skoro robisz ładnie wcięcia w akapitach, to równie dobrze byłoby wyjustować tekst, bo teraz masz wyrównanie na lewo. To nie tak, że to jakoś przeszkadza czy coś… Po prostu jest to estetyczniejsze? Milsze dla wzroku? Sama nw i dalej brzmi to dla mnie niegrzecznie.
GRATULACJE zdobycia szczytu ^_^ Na pewno niezapomniane uczucie i przepiękny widok. Dziękuję również za kolejny rozdział. Życzę oczywiście dużo weny i pozdrawiam.
A ja szczerze powiem, że jak napisałaś o tym kissie, to i mnie naszła ochota, żeby Dęba trochę sobie zdominował bardziej Jerzego, ale koniec końców miałam już napisaną scenę z nimi, no i Daniel chyba wcale by nie chciał Jurka za bardzo do niczego zmuszać... Chociaż, kto go tam wie ;)
UsuńNatomiast jest mi bardzo miło, że wczuwasz się w postać Jerzego i przeżywasz wszystko z nim, bo jednak staram się w miarę porządnie przedstawić jego perspektywę, by każdy mógł spojrzeć na świat jego oczami. :)
Natomiast w Drugiej szansie nie ma wcale za dużo Łukasza, więcej tam tego znienawidzonego przez Gosa Marcina ;D
No i powiedziałabym, że Łukasz miał wcześniej i wciąż ma na Gosa duży wpływ - sam fakt, że tak bardzo go wkurwia trochę to pokazuje.
A spotkanie Łukasza z Jankiem nawet kiedyś chodziło mi po głowie, wiec kto wie... Może faktycznie Nakonieczny będzie miał okazję zobaczyć Jurka w innej odsłonie :D
Natomiast co do wyjustowania - w porządku, wcale nie brzmisz pretensjonalnie, nie będę się obrażać :P Koniec końców blog jest dla Was i to Wam ma się czytać wygodnie - w końcu ja to mam już napisane, także zobaczę przy następnym rozdziale, co da się z tym zrobić. (Chociaż osobiście jestem fanką wyrównania na lewo, wiec nie obiecuję, że to zmienię :D)
No i dzięki bardzo! Również pozdrawiam :3
Uff, Dęba jednak odpuścił :) Co takiego jest w tym Jurku, że ludzie lubią go testować? Może rzeczywiście jego twarz mocno wyraża emocje, choć tak usilnie stara się je ukryć? W każdym razie Jurek nie potrzebował obrońcy - i dobrze - nie wiem jak by to przeżył :D Podobało mi się to wspólne wyjście Łukasza i Jurka. Łukasz chyba naprawdę wyluzował. Szkoda, że Jurek nie potrafi. Ale i tak się zmienia, może kiedyś - pod wpływem Janka zapewne - przestanie być taki spiety. Powiem szczerze że zupełnie nie wiem z kim chcesz go sparować, bo chyba chcesz, prawda? Czekam teraz z niecierpliwością na spotkanie z Jankiem - ciekawe czy będą udawać, że nic się nie zadziało, czy może nastąpi jakaś konfrontacja? Oby wena Ci dopisywała i czas wolno płynął ;) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńOdpuścił, odpuścił :) Tylko po włosach go pomacał, ale właściwie przeszło to bez większego echa ;) A co jest w tym Jurku... No właśnie, hmm, coś na pewno, chociaż mi się wydaję, że to po prostu jego zachowanie tak wpłynęło na innych. Janek się nim zainteresował, bo Jurek zostawił mu napiwek, Dęba, bo pokonał go w wyścigach i przespał z jego siostrą (co w oczach Daniela jest jakby sporym osiągnięciem), Łukasz... No, Łukasz to dlatego, że obrażał go na prawo i lewo, gdzie tylko mógł i teraz nie może Jurkowi tak do końca odpuścić, chociaż faktycznie trochę wyluzował - albo raczej zauważył, że jego zachowanie ma większy wpływ na Gosa i przestaje być to tylko zabawa.
UsuńNo i oczywiście, że chcę! Mam swojego faworyta od dawna, ale staram się nie zdradzać za bardzo, kto to jest :D Zresztą bardzo fajnie mi się czyta wasze spekulacje na temat tego, kto zdobędzie to Jurkowe serducho.
To ja dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!
Rozdział super...a tak w ogóle ile rozdziałów jest w planach, tak w przybliżeniu?
OdpowiedzUsuńFajnie, że się podobał! A co do tych planów... to nie mam żadnych i nie wiem, ile będzie jeszcze rozdziałów; wydaję mi się, że na ten moment jesteśmy jakoś w połowie, więc pewnie drugie tyle, ale nie wiem, czy mi się to jeszcze nie rozrośnie.
UsuńSuper opowiadanie. Bardzo ciekawie piszesz. Tylko wydaje mi się, że nie bardzo pasuje mi jeden wyraz we fragmencie:
OdpowiedzUsuńJurek wzdrygnął się na ten niski, wibrujący głos, po czym odsunął się gwałtownie. To było uwłaszczające!
Czy nie powinno być: uwłaczające?
Pozdrawiam i czekam na dalsze rozdziały.
Cieszę się, że opowiadanie się podoba.
UsuńAno, powinno. Poprawię ten rozdział, jak tylko będę miała trochę więcej czasu.
Również pozdrawiam.
Jakieś newsy z życia Jerzego��?
OdpowiedzUsuńW tym momencie prowadzi dyskusję z Jankiem! Ale coś rozkojarzony jest i od pół godziny stoją na jednym zdaniu...
UsuńAle właśnie zbieram się w sobie i idę pociągnąć to dalej :D
Ooo Janek będzie :) Ciekawe czy podyskutują o jego dziwnym zachowaniu na ostatniej imprezie? XD Nie mogę się doczekać :) Weny!
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie :) Ale już o czym będą rozmawiać na razie nie będę zdradzać! <3 I dziękuję, wena się przyda, bo wczoraj mi jej zabrakło
UsuńO tym, że nie potrafię czytać na bieżąco już wiesz, więc nie będę się nawet tłumaczyć, bo to nie ma sensu, za to przejdźmy po prostu do rozdziałów (bo odniosę się do nadrobionej części, a nie tylko do czternastki).
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że jestem trochę zaskoczona, że praktycznie zastałam Jerzego w takim samym stanie, w jakim go opuściłam. Nadal jest uroczo nieświadomy tego, co się wokół niego dzieje i nie łapie aluzji, tylko tłumaczy je sobie, że inni próbują go po prostu wkurzyć i wyprowadzić z równowagi. On prawie w każdym widzi wroga. :D
Prawie, bo jak widać Janek na chama wdarł się do życia Jerzego, co o dziwo wyszło im na dobre, bo raczej obstawiałam, że to będzie ten duet, który będzie się bez przerwy nawzajem denerwował i sobie docinał, nie przyznając jednocześnie, że się lubią. To dobrze, że Jurek choć w tym przypadku się nie opiera i przyznaje sam przed sobą, że lubi Janka. Pasują do siebie charakterami i fajnie się uzupełniają.
No i właśnie? Czy Janek nie miał czasem dziewczyny? Ja to mam tak, że pamiętam jakieś detale, ale potem nie jestem pewna, czy sobie tego nie dopowiadam i tak jak teraz czuje się zagubiona. :D
Ale zmierzam do tego, że scena z poprzedniego rozdziału, gdzie pijany Janek między wierszami proponował seks Jurkowi, była boska! Oczywiście wcale się nie zdziwiłam, że Jurek nie ogarnął (i wątpię, że stopień upojenia alkoholowego miał na to jakikolwiek wpływ :D), ale to było urocze. x)
A wracając do Janka - on jest absolutnie najbardziej uroczy. To jego roztargnienie, wieczne zaspanie, ciągłe przemarznięcie... aż się prosi, żeby się nim zaopiekować. :D
No i jego teksty! <3
Dęba - nie potrafię wyczuć typa. Wydaje się być po prostu śliski. Po pierwszej scenie, gdzie się pojawił, tak sobie pomyślałam, że będzie pozytywna postacią - taki zbuntowany protagonista. Jednak nieco zmieniłam zdanie. Jako że ja wszędzie widzę jakieś spiski, to sobie wyobraziłam, że brat Łukasza zginął przez niego, a Dęba teraz gra wielkiego przyjaciela. :D
Zastanawiają mnie te jego ciągoty do Jurka. Chce go po prostu puknąć czy tylko gra, bo zamierza go wykorzystać do jakichś niecnych planów? Interesuje mnie rozstrzygnięcie tego wątku.
To teraz Łukaszek i Marcinek!
Czemu ja mam wrażenie, że Ty chcesz ich rozdzielić? :(
To słodkie, że oni się tak poświęcają i wiją sobie gdzieś tam gniazdko, bo wierzą, że miłość przetrwa próbę czasu. Weź ich nie krzywdź! :D
Łukasz mnie chyba najbardziej intryguje ze wszystkich bohaterów. Jest niepewny i nieoczywisty ale nie w taki złowieszczy sposób jak Dęba. Uwielbiam kiedy denerwuje Jurka i go podpuszcza. Jego teksty są prawie tak rewelacyjnie jak Janka. :D
Pora na Jurka.
UsuńZostawiłam go sobie na koniec, bo to postać, z którą mam najwięcej problemów. Towarzyszy nam od początku tej historii i w zasadzie widzimy ją jego oczami, a jakoś... nie wiem, czy go lubię, czy jednak nie.
Przede wszystkim, na chwilę obecną nie widzę go jako homoseksualisty i wcale nie zdziwię się, jeżeli nie zaprowadzisz fabuły tam, gdzie wszyscy się spodziewają - czyli do przemiany z homofoba w geja.
Otacza go tyle homoseksualistów, a on dalej nic, jedynie czasem jakaś wewnętrzna autoagresja, kiedy przyłapie się na tym, że za długo się gdzieś patrzył (w swoim mniemaniu tam gdzie nie powinien) albo z innego bzdurnego powodu. Takie zachowanie tłumaczę sobie jedynie jego wychowaniem, bo super przedstawiłaś jego rodziców - typowych konserwatystów.
Po drugie nie widzę też dla niego potencjalnego partnera. Łukasza w ogóle nie biorę pod uwagę (on po prostu w moich oczach należy do Marcina, sorry :D), Dęba totalnie nie, a Janek... on jest super przyjacielem, ale partnerem? Sama nie wiem.
Ogólnie dochodzę do wniosku, że Jurek to chyba przechodzi jakiś kryzys wieku średniego. Facet raz był na nielegalnych wyścigach i... uznaje to za brakujący element swojego życia i kupuje sobie drogi samochód tylko w tym celu? Serio? :D
A jak już mowa o tym samochodzie to mi się przypomniało: dlaczego wtedy Janek nie wrócił drugim autem? :D Coś przeoczyłam?
A na koniec wisienka na torcie: ojciec Jurka, który sprzedaje firmę i wyjeżdża na Filipiny xD Szanuję gościa! Ucz się od ojca Jurek, a nie się spinasz, bo jacyś atrakcyjni faceci wyrażają tobą zainteresowanie! :D
Miał być referat no i wyszedł referat.
Na koniec pozostało mi życzyć mnóstwo weny i czasu w pracy na komentowanie i czytanie.
W ogóle to zmieniłam zdanie: nie powinni nas zwalniać z pracy, powinni nam dać premię za taką podzielność uwagi. ;D
Pozdrawiam!
Ojacie, jaki cudowny komentarz! Gdybym nosiła kapcie, to faktycznie by mi spadły! :D Dlatego dziękuję za niego ślicznie <3
UsuńCo do Jerzego i tego, że za bardzo się nie zmienia - ja po prostu już tak mam, że wszystko idzie powolutku i potrzebuję dużo czasu (i tekstu), żeby wszystko gdzieś tam mi się zgadzało z tym, co mam w głowie. A niestety nie mogę zdradzić co mi w tej głowie siedzi, bo to by było jak strzał w kolano – zaspoilerować własne opowiadanie :D
Natomiast Janek! On faktycznie wlazł z buciorami w to życie Jurka i od razu się zadomowił (właściwie to dosłownie). Jurek sam się nie spodziewał, że taki dzieciak będzie w stanie tak go do siebie przekonać, ale wiesz, on gdzieś tam w głębi siebie, mimo że tego nie przyznaje, jest samotny i chciałby mieć jakiegoś człowieka, albo nawet grupę ludzi, na których mógłby polegać, albo chociażby porozmawiać. Stąd też myślę, że tak szybko go te wyścigi wciągnęły – bo nagle ludzie się nim zainteresowali w taki dość pozytywny sposób. Chociaż no, nie powiem, z tym samochodem to faktycznie poszalał XD Ale właściwe ten kryzys to u niego niewykluczony ^^’ No i wcale bym nie powiedziała, że się nie zorientował, co Janek próbował zrobić, bo zorientował się i przestraszył, ale jednocześnie nie chciał tego do siebie dopuścić.
A Janek owszem, ma dziewczynę! Tak przynajmniej by wynikało z tego, co dotychczas napisałam :P Ale Jurek jakoś tak nie porusza z nim tego tematu, a i sam chłopak nie bardzo, więc właściwie nie wiadomo jak to wygląda.
Dęba – zdecydowanie ma on coś za uszami i obraca się w niebezpiecznym środowisku, ale żeby zabił brata Łukasza?
...
Niby wszystko się mogło zdarzyć :D
Łukaszek i Marcinek! Jak uroczo to brzmi <3
No ale ten, ja ich kocham, wiec za bardzo to nie chce ich krzywdzić. Ogólnie nikogo nie chcę krzywdzić, ale jednak wiesz jak jest. Różnie bywa xD Zresztą, kto jak kto, ale Ty to akurat masz doświadczenie w krzywdzeniu postaci… :D
Cóż, a tak wracając do tego Jurka, to właściwie się nie dziwię, że masz mieszane uczucia. Nie chciałam żeby był to taki bohater, który od razu wzbudza sympatię wszystkich, no i nie jest on najcudowniejszym człowiekiem na świecie, nie ma się co oszukiwać, ale chyba nie jest też takim potworem, jak wydawało się na początku.
Jednak nie będę zdradzać, jak to z nim będzie!
Janek nie wrócił drugim autem, bo nie czuje się pewnie za kółkiem. Co prawda dorabia na taksówkach, ale w pierwszym rozdziale (albo gdzieś w początkowych) wyszło, że boi się jeździć, a wujek załatwił mu tę robotę. Także Jurek mu tego nie proponował, zwłaszcza że jeździli też gdzieś po Trójmieście, czyli w rejonach, w których Janek nigdy nie był. (A szczerze mówiąc Jurek jest bardzo przywiązany do swoich rzeczy, wiec jakby mu Janek Leona rozwalił, to mogłoby się zrobić nieprzyjemnie.)
No Stanisław to jest gość, trzeba mu to przyznać! Chociaż na ogół to też raczej spięty typ :D
Koniecznie nie powinni zwalniać nas z pracy! Gdzie by sobie znaleźli innych, tak fajnych pracowników, jak my? :D
Jeszcze raz dziękuję Ci z całego serduszka, że napisałaś ten referat (to mój ulubiony referat ever) i podzieliłaś się ze mną swoimi spostrzeżeniami! <3
Pozdrawiam! (I chociaż maj nie rozpieszcza, to czekam na Grilla!)
Mam identyczne odczucia na ten etap opowiadania co Inertia, zgadzam się co do słowa, tylko nie mam takiej łatwości w przekazywaniu ich w komentarzach��
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi, zdaję sobie sprawę, że ciężko jest czasami zebrać myśli i skomentować, także podpięcia pod komentarzami to u nas standard :D
UsuńBędzie rozdział w ten weekend?
OdpowiedzUsuńPostaram się, żeby był na poniedziałek.
UsuńJednak nie będzie rozdziału?
UsuńNiestety nie :C Przepraszam, nawet nie miałam czasu Was poinformować, ale nie dałam rady go napisać. Właściwie to nadal jest w rozsypce, nawet nie mam połowy, nic mi się nie klei i jakoś ogólnie ciężko - zarówno pod względem pisania, jak i czasu, co i życia osobistego. Dlatego proszę o chwilę cierpliwości - być może dopadnie mnie mój słynny zryw i dokończę go w jeden wieczór na rzecz spania, a może będę musiała poczekać dopiero do niedzieli aż będę miała wolne ;_;
UsuńTakże wybaczcie, jest mi przykro, że musicie czekać, ale na ten moment naprawdę nie wiem, kiedy uda mi się coś skleić
Tęsknię już za Jerzym��
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, co tak Dęba przyczepił mi się do Janka i tu jeszcze mówi o teczce, a na słowa żeby nie nazywać go dzieciakiem że jednak coś potrafi to niedowierzaniem zareagował... Łukasz widać stara się po prostu aby tak normalnie było...
weny i pomysłów życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, ale co tak Dęba przyczepił się do Janka? Łukasz widać, że stara się aby tak normalnie było...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia