Kochani, przygotujcie sobie herbatkę/kawkę, weźcie ciasteczka, cokolwiek tam chcecie, bowiem szykuje się Wam tutaj wyjątkowo długi rozdział... Także miłego! :)
Rozdział 13: Odkryta tajemnica
Wizytę u matki przeżył jak w transie; jadł,
rozmawiał a czasami nawet się z czegoś zaśmiał, ale ani smak, ani sens rozmowy
w ogóle do niego nie trafiały. Z ulgą przyjął powrót do domu, w którym odgrzał
sobie zapomniany obiad, a potem wyszedł i zajechał na stację benzynową, gdzie
zatankował samochód do pełna. Nie wiedział, ile później jeździł, bo nie zwracał
uwagi na mijający czas, a jedynie na prędkość, z którą się poruszał. Pojechał
jeszcze raz w to miejsce, do którego zaprowadził go Janek i dał się ponieść.
Serce waliło mu w piersi jak dzwon, a krople potu zrosiły się na jego czole,
kiedy wyciskał ze swojego auta wszystko, na co było go stać. Zdawał sobie
sprawę z zagrożenia, ale nie był rozważny. Pędził jak szalony, a na zakrętach
niemal go wyrzucało, ale to tylko zwiększało jego ekscytację, tak samo jak fakt,
że droga była pusta, więc nie musiał martwić się o życia innych – jedynie o własne,
chociaż ono schodziło teraz na dalszy tor. Do domu wrócił koło dwunastej, ale
nawet pomimo późnej godziny nie mógł zasnąć. Rozmyślał nad jutrem, ekscytował
się na samą myśl o wyścigach, ale też i dlatego, że być może spotka Alicję,
porozmawia z nią, a może nawet… Skarcił się w myślach na te spekulacje. Nie
powinien się tak nakręcać, zwłaszcza że kobieta ostatnio nie miała chęci
bardziej się zaangażować, dlaczego wiec miałaby to zrobić jutro? Gdyby jednak
wygrał…
Wszystko mogło się zdarzyć – z taką myślą
zasnął.
Już w chwili, kiedy otworzył oczy, poczuł przepływającą
przez jego ciało energię i chęć, by wstać. W tej chwili wiedział, że ostatni
poniedziałek listopada będzie najlepszym poniedziałkiem tego miesiąca. Nieważne
czy wygra, czy przegra – ważne, że znowu tam pojedzie, spotka ludzi, którzy
kochali jeździć tak samo jak on, spędzi czas z Jankiem i się sprawdzi.
Sprawdzenie siebie w tych ostatnich, ciężkich
chwilach było Jerzemu potrzebne, żeby zobaczyć, czy wciąż jest w stanie
normalnie funkcjonować. Z łóżka wstał energicznie, bez ociągania – chociaż tak
czy inaczej nie był osobą, która wylegiwałaby się na materacu lub robiła sobie
którąś z kolei drzemkę – po czym wskoczył pod gorący prysznic. Ten poranek nie różnił
się od poprzednich, Jurek cały czas wykonywał rutynowe czynności, ale czuł się
inaczej, pewniej. Kiedy zostało mu się już tylko ubrać, podszedł do garderoby i
już miał sięgnąć po zwyczajową, białą koszulę, kiedy jego wzrok przykuł
wyszywany, musztardowy sweter. Sięgnął do niego i pogładził fakturę miękkiego
materiału, zastanawiając się, czy by mu wypadało… Właściwie czemu nie? Skoro
taki Alek mógł sobie chodzić w czapce z daszkiem, dlaczego on miałby się
obawiać założyć sweter?
Nie był już szefem, a Łukasz nie narzucił mu
żadnego dress code’u, wiec jak się do niego przypieprzy, Jurek będzie mógł z czystym
sumieniem to olać.
Wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że nie
będzie go ograniczać głupia koszula, czy też marynarka. Zresztą, jego
dzisiejszy pobyt w biurze był tak mało ważny na tle późniejszych wydarzeń, że
Jurek nie miał zamiaru się niczym przejmować, a już na pewno nie swoim strojem,
chociaż jak się okazało Nakonieczny się do niego nie przyczepił, ale to pewnie
była zasługa tego, że w ogóle nie pojawił się w robocie i nie miał okazji
zobaczyć go w tym nowym, luźniejszym wydaniu. W każdym razie, Jurek uważał, że
to był idealny zbieg okoliczności – gdyby Łukasz postanowił męczyć go cały
dzień, nastrój Gosa mógłby ulec zmianie, a ten był wyjątkowo dobry i lepiej by
było, gdyby tak zostało do nocy. W końcu o dwudziestej drugiej miał się
rozpocząć wyścig, pomyślał z błyskiem w oku, zbierając się do domu.
Na klatce przystanął przy drzwiach na parterze.
Nie umawiali się z Jankiem na jakąś konkretną godzinę, tylko na wieczór, a
wieczór to, co prawda, nie był, ale Jurek postanowił zaryzykować i sprawdzić,
czy chłopak jest w mieszkaniu. Załomotał donośnie do drzwi, tak żeby chłopak go
usłyszał i czekał krótką chwilę, aż te uchyliły się przed nim.
– Boże, Jurek, co ty się tak tłuczesz. – Tymi
słowami przywitał się z nim Janek, przystając w progu.
– Przejmuję twoje nawyki – odpowiedział, uśmiechając
się półgębkiem. Spojrzał na Janka ubranego w zwykłe dżinsy i czarną koszulkę, z
roztrzepanymi włosami i nikłym uśmiechem błąkającym się po ustach. –
Przeszkadzam? – dodał od razu, nie chcąc się narzucać.
– No co ty, ty?
– Tak też właśnie myślałem – odrzekł, a jego
kąciki ust uniosły się wyżej. Janek przekręcił oczami. – Więc jeżeli ci się
nudzi, to może wpadniesz na górę?
– No jak mnie tak ładnie zapraszasz –
wyszczerzył się, wychylając zza drzwi. Dłońmi objął tułów, na klatce było
naprawdę zimno, i na boso pomknął po schodach. – No chodź szybciej, stopy mi
marzną! – uniósł się, stojąc przed drzwiami Jurka, który wcale nie zamierzał
się śpieszyć.
– Było założyć buty! – odpowiedział, spoglądając
na Janka krzywo. Ten dzieciak naprawdę nie miał za grosz rozsądku!
– Oj no, nie marudź, tylko chodź już, otwórz te
drzwi – mruknął, pocierając dłońmi odkryte ramiona. Jerzy otworzył drzwi,
przepuszczając chłopaka przodem, po czym od razu udał się do kuchni, żeby
zrobić im herbaty. Dla Janka biała, dla niego czarna z sokiem malinowym.
Gdy wrócił, chłopak siedział rozwalony na
kanapie, wciskając stopy w szczelinę między materacem a podłokietnikiem,
grzejąc się. Jurek postawił przed nim parujący kubek i samemu usiadł w zielonym
fotelu.
– Stresik? – rzucił Janek, chwytając chwiejnie
za kubek. Spoglądał na niego spod rzęs, dmuchając ostrożnie w herbatę.
– Nie.
– Serio? – wyszczerzył się, nie dowierzając.
– Nie chcę traktować tego, jako kolejny powód do
stresu – fuknął, zanurzając górną wargę w herbacie. Swoje niebieskie spojrzenie
ulokował w chłopaku, który zerkał na niego ciekawsko.
– Racja. Pojedziemy tam, żeby dobrze się bawić,
nie? – mruknął, pocierając stopami o materac. Jurek nawet nie chciał myśleć o
tym, że przed chwilą te same stopy pomykały po brudnej klatce schodowej, a
teraz beztrosko szurały po jego kanapie.
Westchnął ciężko, ale zaraz się rozpogodził.
– I żeby wygrać – odpowiedział z błyskiem w oku.
Taką przynajmniej miał nadzieję.
Czas do dwudziestej pierwszej zleciał im w
mgnieniu oka; ledwo się obejrzeli, a już musieli wychodzić, zwłaszcza że w
między czasie Janek poszedł się umyć i przebrać, a i Jerzy się odświeżył przed takim
ważnym wydarzeniem. W końcu był „Armanim”. Musiał prezentować się nienagannie…
Chociaż właściwie on niezależnie od sytuacji tak się prezentował, wiec może
niepotrzebnie się martwił.
Wsiedli właśnie do samochodu. Jerzy
podekscytowany jak nie on, a Janek trochę zaniepokojony – Jurek pomyślał nawet,
że to rozczulające, że chłopak się o niego martwił, w końcu nie musiał, znali
się niedługo, a jednak od razu wszystko między nimi zagrało i dogadywali się
jak mało kto.
Spojrzeli na siebie równocześnie, jakby jeden z
drugim pomyślał o tym samym, po czym uśmiechnęli się, a Janek nawet parsknął
śmiechem.
– Jesteś
niemożliwy – skomentował, a Jerzy uświadomił sobie, że gdyby ktoś inny tak do
niego powiedział, to najpewniej obrzuciłby go chłodnym spojrzeniem.
– A ty bojaźliwy jak szczenię – odpowiedział,
wcale w nie gorszym nastroju. Janek prychnął.
Faktycznie, było mu bliżej do kota.
Nie żeby ta strachliwość Jurkowi przeszkadzała –
właściwie była ona jednym z czynników, przez które polubił Janka, wtedy jak
jechali do stolarza… A potem, przez tę nić sympatii i odrobinę litości, musiał
swoje odchorować… Życie nie było łaskawe, ale Jurek wolałby przechorować nawet i
miesiąc, gdyby wiedział, że po tym wszystkim spadnie mu na głowę przyjaciel w
postaci tego zwariowanego chłopaka.
Chyba trochę się rozczulił.
Na miejsce zajechali około dwudziestu minut
przed czasem, ale kilka samochodów już stało na parkingu przy obskurnej,
nieczynnej stacji benzynowej. Jurek wjechał tam z mocno bijącym sercem. Światło
latarni padało na stojących w małym kręgu ludzi; była ich tam z siódemka.
– Tym
razem będzie bardziej kameralnie – odezwał się Janek, odpinając pas. Jurek
przyjął to do wiadomości, chociaż właściwie było mu szkoda.
– Dlaczego?
– Bo nie będzie was widać – odpowiedział,
przyglądając się dokładnie zgromadzonym ludziom. Oni też zerkali w ich stronę.
– To już nie będzie takie show. To co będzie się działo na trasie, będzie tylko
dla was… – kontynuował. Serce Gosa zabiło mocniej w piersi. – Nie wiem, z kim
ci się przyjdzie ścigać, ale – zaczął, odwracając głowę w stronę mężczyzny –
nie ryzykuj. Jesteś świetnym kierowcą, ale nie masz tyle doświadczenia, co oni.
No nie patrz tak! Nie mówię, że nie dasz rady, albo że to nie miejsce dla
ciebie, po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało, jasne? – zakończył, patrząc
prosto w niebieskie oczy. Jerzy potaknął z wolna, nie mogąc odwrócić spojrzenia
od zmartwionej buzi Janka i od tak samo zaniepokojonych oczu. Wszystko w nim
się uspokoiło, a jego oblicze złagodniało. Janek uśmiechnął się kącikami ust,
po czym wyciągnął nieśmiało rękę i położył ją na ramieniu Jurka, chcąc dodać mu
otuchy.
Tak też zresztą się stało – coś ciepłego rozlało
się po jego wnętrzu, gdy szczupłe palce zacisnęły się na płaszczu i pogładziły
jego ramię przez gruby materiał, by chwilę później osunąć się i zakończyć tę
nieco zbyt ckliwą scenę.
– Będę trzymał za ciebie kciuki – mruknął,
otwierając w końcu drzwi. Jerzy zrobił to samo i w końcu to wszystko w niego
uderzyło: chłód listopadowego powietrza, głośna rozmowa, z której nie był w
stanie jeszcze wyłapać konkretnych słów, podchodzący do niego Janek, który
przybrał całkiem inna minę, niż przed chwilą – już nie było widać na jego
twarzy zmartwienia, a jedynie zadowolony uśmieszek i zmrużone oczy…
Chyba wszyscy mieli jakieś maski, które
zakładali w zależności od okazji. W zależności od ludzi, którzy ich otaczali.
Jurek również przybrał swoją własną – tę, która
zakrywała nieprzespane noce i niepokój związany z chwiejną przyszłością; taką
która dawała wrażenie silnego faceta… którym zresztą był i takiego, co jest
pewien każdego swojego ruchu, mimo że przecież błądził po omacku.
Gwizd Sandry, był pierwszym, co wdarło się
prosto do jego duszy.
– No proszę! – zakrzyknęła, wyrzucając ręce do
góry. Jej blond włosy z różowymi pasemkami lśniły w świetle latarni. Była
jedyną kobietą w towarzystwie, a to rozczarowało Jurka, bo liczył, że spotka tu
dodatkowo kogoś innego. – Nasz prywatny Armani… Już się bałam, że stchórzysz –
mówiła teatralnie, z kpiną.
Wargi Jerzego rozciągnęły się w nieprzyjemnym
uśmieszku, jednak ktoś inny uprzedził jego odpowiedź.
– Naprawdę? A mi się wydawało, że faktycznie się
bałaś, ale nie tego, że Armani się nie zjawi, ale tego, że mógłby być od ciebie
lepszy. – Doszedł do Jurka niski, wibrujący głos, który sprawił, że jego ciało
spięło się na samo wspomnienie. Chcąc
nie chcąc, mężczyzna przeniósł wzrok na Daniela i zlustrował dokładnie jego
niechlujne oblicze. Kilkudniowy, ciemny zarost zdobił mu policzki, a
spojrzenie, wciąż tak samo głębokie i burzowe, błąkało się po twarzy Jurka, po
ustach zaś błąkał się nikły uśmieszek. – Ale nie wiem, może się przesłyszałem –
zakpił, przesuwając wzrok na kobietę, która zarumieniła się nieznacznie.
– Najpewniej – odparła przez zaciśnięte zęby. Atmosfera
zgęstniała.
Ludzie wymienili się porozumiewawczymi
spojrzeniami, a Sandra zacisnęła dłonie. Najwyraźniej nawet ona nie stawiała
się Dębskiemu, który, na domiar złego, posłał mu zadowolony uśmiech. Jurek
uniósł wymownie jedną brew, wytrzymując tę nadmierną atencję ze strony
mężczyzny.
– Gdybyś jednak się nie przesłyszał, to miałabyś
słuszne obawy do strachu, Sandro – odpowiedział im w końcu, wyciągając z
kieszeni płaszcza papierosa, którego odpalił nieśpiesznie. Wyglądał jakby był
oazą spokoju, jakby nic co tutaj się działo, nie wywoływało w nim żadnych
emocji… Ale nie było tak. Serce Jurka kołatało szybko w klatce piersiowej, a w
głowie szalał natłok myśli, w tym też taka, że Dęba, jakby nie było, stanął po
jego stronie.
Czy powinien mieć się na baczności?
– Nie, jeżeli przyjdzie wam jechać osobno.
Ścigacie się dwójkami, wiesz o tym? – zwrócił się bezpośrednio do niego.
– Janek wspominał – odpowiedział z tym samym,
stoickim spokojem, zaciągając się fajką. Janek skinął nieśpiesznie, wkładając
zmarznięte dłonie do kieszeni.
– W końcu na coś się przydałeś, Czyżewski –
mruknął, zaszczycając chłopaka krótkim spojrzeniem. Janek mruknął coś pod
nosem, nie wdając się w dyskusję, za to Jurek zacisnął wargi w grymasie. Nie
podobał mu się sposób, w jaki Dęba odzywał się do jego przyjaciela. – Trasę też
ci pokazał? – zwrócił się z powrotem do
niego. Ludzie w kole trochę się przegrupowali i zaczęli rozmawiać między sobą.
Sandra spoglądała na Dębę i Jerzego nieprzychylnym wzrokiem, jakby bijąc się z
myślami, ale już się nie odzywała, najwyraźniej musiała poczuć się dostatecznie
zgaszona… A Jurek połechtany.
– Pokazałem, Jezu, stoję tuż obok – sapnął w
końcu, już bardziej jak on. Dęba obrzucił go niechętnym spojrzeniem.
– Ciężko cię nie zauważyć… Jak dla mnie mógłbyś
stać gdzie indziej, albo może to my się przejdziemy? – powiedział do Jurka,
uśmiechając się prowokująco.
Przez ciało Jerzego przeszły nieprzyjemne
dreszcze gorąca. Nie podobało mu się, że Dęba tak mocno zwracał na niego uwagę,
czego mógłby od niego chcieć? To był niebezpieczny facet, było to po nim widać
na pierwszy rzut oka.
– Nie widzę ku temu powodów – odpowiedział prostolinijnie,
a Janek posłał mu wdzięczne spojrzenie. Najwyraźniej był tego samego zdania.
– A ja widzę ich całkiem sporo, ale nie będę
nalegał – odparł z błyskiem w oku, a w jego głosie czuć było lekką kpinę, tak
jakby ten chciał go sprowokować.
Jerzy nie zamierzał dawać się w ten sposób. W
ogóle nie zamierzał odchodzić z tym mężczyzną, zwłaszcza że doskonale pamiętał
jak skończyło się to ostatnim razem – dziwnymi podtekstami, zagadkami, jego
podenerwowaniem i dezorientacją.
– To dobrze, nie lubię się powtarzać –
odpowiedział, mając na tyle odwagi, by spojrzeć w burzowe oczy. Te lustrowały
dokładnie jego twarz, sprawiając, że Jurek z sekundy na sekundę odrobinę
kurczył się w sobie, ale nie spuścił głowy. Nie był przecież jakimś
dzieciakiem, byle gówniarzem, który drżał ze strachu przed kimkolwiek!
Dęba uśmiechnął się do niego szerzej, a mina
Jurka zrzedła jeszcze bardziej.
Irytował się. Peta wyrzucił na ziemię i
przygniótł go butem, po czym wcisnął dłonie do kieszeni, nie wiedząc, co z nimi
zrobić.
– Widzisz, w takim razie coś nas łączy… –
mruknął zaczepnie, puszczając do niego oczko.
Jurek
skamieniał, a Janek przyglądał się im z ambiwalentną miną, po czym wczepił dłoń
w rękaw płaszcza Gosa na wysokości jego łokcia. Dęba podążył wzrokiem za jego
ręką, uśmiechając się kpiąco.
– Uroczo – skomentował. Janek zaczerwienił się,
a Jurek stał oniemiały, nie wiedząc, jak się zachować. Nie chciał odtrącać
dłoni chłopaka, bo wiedział, co takiego Janek robił – chciał pokazać Dębie, że ten
nie miał tu czego szukać. To było miłe z jego strony, z założenia miało być
pomocne, ale Jurek nie wiedział, czy faktycznie takie było, bo to, jak patrzył
na niego Daniel nie uległo żadnej zmianie.
Zadygotał, mając ochotę cofnąć się o krok. Dęba
go przytłaczał, dezorientował do tego stopnia, że nie wiedział, czy mężczyzna tylko sobie z nim
pogrywał, czy też traktował to wszystko poważnie… A przy tym miał w sobie coś
intrygującego, niebezpiecznego, co sprawiało, że chciał poznać go lepiej, a
przy tym nie miał najmniejszej ochoty go poznawać, zwłaszcza że ten mógł być
zainteresowany nim w sposób, w jaki żaden mężczyzna nigdy nie powinien być.
To było chore.
Jego rozterki przerwał ryk silnika. Kolejne
cztery auta wtoczyły się na parking, więc Jurek w końcu mógł skupić się na
czymś innym – w tym wypadku na nowoprzybyłych. Poznawał ich twarze, ale nie
potrafił dopasować do nich imion, mimo że pamiętał, jak mu się przedstawiali. Dwa
tygodnie temu atmosfera była inna. Przede wszystkim było znacznie więcej ludzi,
którzy kibicowali swoim faworytom, a teraz poza Jankiem i Danielem, było tylko
ze trzy osoby, które nie brały udziału w wyścigach; było wiec znacznie ciszej,
spokojniej. Słychać było szum drzew na mocnym wietrze, który unosił w powietrze
liście, natomiast zamiast pochodni drogę oświetlały im zwykłe latarnie.
Wydawało się, że wszystko tym razem było
bardziej przyziemne… Tylko że kiedy tak stali małą grupą poza miastem, a wokół
nich panowała niezmącona niczym cisza,
do Jerzego dochodziło, że to naprawdę nie była zabawa…
Tylko nielegalne
wyścigi.
– No jesteście wreszcie! – Jego przemyślenia
zostały przerwane przez tego chłopaka, który miał na szyi gruby, złoty łańcuch.
– Co wreszcie! Przecież na dwudziestą drugą
miało być, więc idealnie na czas przyjechaliśmy – odpowiedział mu ten, który
szedł z przodu.
– Dobra, kurwa, wiecie, że zawsze wszyscy są
wcześniej – sapnął, nadymając się, jakby miał zamiar zaraz ruszyć na nich z
pięściami.
Z ust Dęby wyrwało się głośne westchnięcie.
– Zawsze to samo – mruknął, kręcąc z
politowaniem głową.
– O co ci chodzi, Seba, laska ci nie daje czy
co, że musisz tutaj spuścić parę?
– Coś ty, kurwa, powiedział?! – wrzasnął Seba,
wyciągając ręce z kieszeni swojej ogromnej, szarej bluzy.
– Dobra, dobra – przerwał im Dęba, wysuwając się
na przód. – Koniec tego pierdolenia, nie da się was słuchać – warknął
poirytowany, patrząc na Sebastiana z mordem w oczach. Chłopak od razu rozluźnił
zaciśnięte w pięści ręce, ale łypał nieprzychylnie na tego drugiego, jakkolwiek
mu tam było.
Jurek z Jankiem wymienili między sobą
porozumiewawcze spojrzenia.
– Niech no ja cię tylko wylosuję… – mamrotał pod
nosem wkurzony Sebastian. Jurek popatrzył po wszystkich zgromadzonych, a jego
ekscytacja rosła. Nie wiedział, z kim przypadnie mu się ścigać i jak wyglądało
to całe losowanie, ale czuł jak krew w żyłach powoli zaczyna mu buzować. Na sam
koniec wbił spojrzenie w Sandrę i zastanowił się przez chwile, czy faktycznie
chciałby, żeby padło na nią. Reszty praktycznie nie znał, nawet nie pamiętał za
bardzo ich imion, a ta kobieta od razu sprawiła, że chciał jej pokazać… Dalej
chciał, tylko obawiał się, że może faktycznie Sandra była dla niego zbyt mocnym
przeciwnikiem, w końcu siedziała w tym znacznie dłużej, a i jej auto było
maksymalnie podrasowane.
W końcu, jak to wtedy powiedział Janek „ona
wydawała miliony na samochód, a on na ciuchy”. Sytuacja jednak odrobinę się
zmieniła i teraz on również wpakował w swoje auto niemało. Fakt faktem i tak
kupił je po bardzo atrakcyjnej cenie, bo gdyby miał udać się do salonu i tam
kupić swojego Continentala to… Właściwie nie byłoby go na niego stać.
Tamten sprzedawca spadł mu praktycznie z nieba!
– Sandra, rodzynku, wylosuj sobie pierwsza… – Dęba
uśmiechnął się do kobiety, a mężczyzna za nim wyciągnął w jej stronę
pudełeczko.
A więc tak to wyglądało, nic spektakularnego, a
jednak Jerzy spiął się cały, czując jak serce zaczyna mu bić w niezdrowym
niemal rytmie. W głowie czuł pulsowanie, a ciało go paliło, mimo że na dworze
było naprawdę zimno.
Kobieta westchnęła, zanurzając dłoń w pudełku.
Wszyscy zastygli w bezruchu, jedynie Dęba
wydawał się być całkowicie rozluźniony i, jak gdyby tego było mało, Jurek miał
wrażenie, że ten patrzył właśnie na niego. Czując niemożliwą do oparcia pokusę,
żeby to sprawdzić, przerzucił wzrok na mężczyznę, który owszem, to w nim
ulokował to drażniące, głębokie spojrzenie.
– O, Sebastian to twój szczęśliwy dzień –
mruknęła Sandra, po przeczytaniu imienia z karteczki. Wcale nie była
zadowolona, jednak Sebastian…
– Kurwa! – jęknął, a wszyscy wokół jakby
odetchnęli z ulgą.
– Nie mów, że się nie cieszysz – zakpiła, jednak
zamiast na chłopaku, skupiła się na Jurku.
– Też bym wolała ścigać się z kimś innym – przyznała, unosząc wysoko
głowę.
Jerzy uśmiechnął się. On też miał ochotę się z
nią zmierzyć, ale może to i lepiej, że wyszło tak, jak wyszło; może da im to
szanse zmierzyć się ze sobą następnym razem? O ile takowy, oczywiście, nastąpi.
– Zamienie się! – odpowiedział od razu chłopak,
wyglądając przy tym, jakby ktoś nagle zadeptał wszystkie jego marzenia ciężkimi
buciorami.
– Żadnego, pieprzonego, zamieniania – oznajmił
Dęba grobowo. – To nie jebane przedszkole – dodał, a Sebastian westchnął
boleśnie.
Jurek uśmiechnął się pod nosem. Może i były to
nielegalne wyścigi, może i ci ludzie, którzy tutaj się zebrali, mieli coś na
sumieniu – a może nie – ale to, jaka łączyła ich relacja, sprawiało, że
wszystko to wydawało się dużo mniej poważne, niż było w rzeczywistości.
Oni po prostu uwielbiali jeździć, co było w tym
złego?
Bez pochodni, bez widzów, na pustych drogach..
Lepiej było tak, z dala od centrum miasta, gdzie ryzyko potrącenia kogoś na
przejściu, czy spowodowanie wypadku naprawdę ograniczało się do minimum, niż
jak ci wszyscy szaleńcy, którzy nie wiedzieli, jak wiele ryzykują w mieście,
dopóki nie przydarzyło się komuś nieszczęście.
– No dobra, kto teraz? Sandra z głowy, więc
powinno być już z górki. – Dęba uśmiechnął się szeroko, a kobieta prychnęła pod
nosem, chociaż na jej ustach również błąkał się zadowolony uśmieszek. Niestety,
nie można było powiedzieć tego samego o jej przeciwniku, który sposępniał i od
niechcenia odpalił sobie fajkę, najpewniej na uspokojenie. – Może ty, Armani. Zobaczymy, czy szczęście
ci dopisze – zwrócił się do Jurka, patrząc na niego iskrzącymi oczami.
Jurek zwęził powieki, ale wyciągnął pewnie rękę
i chwycił jedną z malutkich karteczek, a kiedy ją rozwijał, modlił się o to, by
dłonie za bardzo mu się nie trzęsły.
– Patryk
– przeczytał, marszcząc brwi w zastanowieniu. Który to był, kurna, Patryk?
Cóż, nie musiał zastanawiać się długo.
Wystarczyło, że podniósł głowę i ów Patryk od razu dał mu o sobie znać,
postępując krok na przód. Był pękaty niczym niedźwiedź, miał małe, blisko
rozstawione oczy, a połowę jego twarzy zakrywała gęsta, rudawa broda, co
sprawiało, że wyglądał jak drwal, wypuszczony prosto z buszu.
– No i zajebiście. Z chęcią skopie dupsko
takiemu lalusiowi – odezwał się, obcinając Jurka srogim wzrokiem. Gos
uśmiechnął się pod nosem, jakby go to wcale nie obeszło, ale wzrok, który wbił
w przeciwnika był stalowy i ostry niczym brzytwa, tak nienawistny, że Patryk
mimowolnie uniósł brwi w zdziwieniu. Nic dziwnego, Jurek potrafił czasami
spojrzeć na człowieka tak, jakby to sam diabeł postanowił wejść w jego skórę;
albo po prostu odziedziczył to po Stanisławie – koniec końców, różnica nie była
aż tak ogromna.
– Nie mów hop – mruknął ktoś w grupy. Jurek nie
wyłapał kto, ale zrobiło mu się cieplej na sercu.
– No właśnie, zobacz jakie Armani przyprowadził
cacko – dorzuciła od siebie Sandra, wskazując broda na jego bentleya. – To nie
to stare volvo Andrzeja, a skoro takim dał radę…
– Szczęście początkującego – odpowiedział jej
Patryk, zakładając dłonie na ogromnym, piwnym brzuchu. – Miał farta, a teraz ma
zajebisty samochód, ale żeby wygrać trzeba mieć coś więcej. Umiejętności –
podkreślił, a Jerzy pomyślał o nim jak najgorzej.
Atmosfera zgęstniała.
Sandra z Jankiem przyglądali się temu w
milczeniu, a na ustach Daniela błąkał się nikły uśmieszek.
– Ja tam mógłbym się założyć, że Armani wygra –
powiedział z wolna, w wyśmienitym nastroju. Patryk zapienił się i spojrzał na
Dębę, mrużąc gniewnie swoje małe, ciemne oczka.
– O ile? – warknął, przystając z nogi na nogę.
– Spokojnie o tysiaka, albo i o dwa –
odpowiedział mu Daniel, w coraz to lepszym nastroju. Zerknął na Jurka, który
również posłał mu to swoje mroczne spojrzenie, ale mężczyzna nic sobie z tego
nie zrobił. Jedynie kąciki ust mu drgnęły.
– Zgoda! Zawsze to będę dwa koła do przodu –
sapnął Patryk, a Jurek zacisnął gniewnie usta. Ten prostak zaczynał go już
porządnie wkurzać.
– Będziesz do tyłu i to, kurwa, o cztery, bo
właśnie o tyle cię wyprzedzę – warknął, a ktoś obok mruknął śpiewnie wymowne
„ulala”.
Twarz Patryka pokryła się ceglastą czerwienią,
jak gdyby facet nie spodziewał się, że Jurek będzie w stanie mu się postawić. W
końcu, jak to? Taki „laluś”? Patryk nie miał okazji poznać go ostatnim razem,
nie stał wtedy z nimi w grupie, a później też widzieli się tylko przelotnie,
dlatego nie wiedział, na co Jurka było stać. Nie wiedział też, że nie należało
lekceważyć przeciwnika.
– Jedynie kogo udało ci się wyprzedzić, to
pieprzone niedorajdy! – zapienił się, a jego gruba łapa wycelowała w niego
oceniająco. Dęba odchrząknął wymownie.
– Niedorajdy mówisz – zaczął z wolna i wtedy
wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Patryk, który na dodatek zbladł od razu,
uświadamiając sobie swój błąd.
– To znaczy... Nie chodziło mi o ciebie –
odpowiedział od razu, ale wyraz twarzy Dęby nie złagodniał nawet odrobinę. –
Nie poszczęściło ci się…
– No właśnie, mi się nie poszczęściło, a jemu
już tak… Ja to jednak pamiętam trochę inaczej. Niewiele było w tym szczęścia,
zapewniam, bo Armani nie pojawił się nagle cudem przed moim autem – parsknął,
opierając dłonie na biodrach – tylko gonił mnie wytrwale, aż mnie, kurwa,
dogonił.
– To na pewno…
– Nieswoim samochodem – podkreślił.
– Tak, ale…
– Na trasie, którą jechał tylko raz – warknął
ostatecznie, wbijając w Patryka lodowate spojrzenie.
Mężczyzna zamilkł. Nikt nie odważył się przerwać
ciszy, która zawisła nad nimi jak bat.
Jurek za to wpatrywał się w Dębę z ambiwalentną
miną, a serce waliło mu w piersi jak dzwon. Nie wiedział co miał o tym myśleć, dlaczego on
stawał po jego stronie? Czego od niego chciał? Powinien mu być wdzięczny, czy
wręcz przeciwnie – gniewać się za to, że facet robił za jego adwokata, kiedy
nie był wcale o to proszony?
– Dzięki, ale umiem bronić się sam – postawił na
tę drugą opcję, patrząc prosto w granatowe, chmurne oczy.
Ich spojrzenia się spotkały i jakkolwiek wzrok
Jurka potrafił zmrozić i złamać niejednego, tak Dębski nawet przez chwile nie
poczuł się pod nim niepewnie. Jedynie się uśmiechnął, powodując tym samym, że
pięści Jerzego, zacisnęły się w kieszeniach, a jego usta wygięły krzywo.
– Oczywiście, że umiesz. Gdyby tak nie było, nie
byłbyś taki interesujący – powiedział bez zająknięcia, a ludzie wokół, w tym sam
Jurek, zamarli na chwilę. Dęba za to, nie przejmując się niczym, posłał Gosowi
szeroki uśmiech. – Nie zmienia to jednak faktu, że wcale nie potrzebujesz się
bronić. Po prostu odpal samochód i pokaż Patrykowi, czy faktycznie miałeś tylko
szczęście, czy może coś tam jednak potrafisz – mruknął zadowolony, a swoimi
słowami wywoływał jedynie coraz większą irytację na twarzy Jurka, który sam już
nie wiedział, jak miał zareagować.
Na szczęście reagować nie musiał, przynajmniej
nie od razu. Od tego trudnego zadania, uwolnił go jakiś mężczyzna – chyba
Mateusz – który przerwał ich miłą konwersację.
– Sorry, że się wtrącam, ale jakby Armani mógł
udowodnić Patrykowi to trochę później… Muszę jutro pojechać po córkę na
lotnisko o trzeciej i chciałbym pojechać pierwszy – wytłumaczył, a wszyscy
spojrzeli na niego, jakby ten urwał się z kosmosu.
Daniel pierwszy się otrząsnął i skinął z wolna
głową, podając mężczyźnie pudełko z karteczkami. Potem wszystko jakoś powoli się
potoczyło. Wszyscy wylosowali swoich rywali i podzielili się na małe grupki.
Janek nie odstępował Jurka nawet na krok, łypiąc groźnie na Daniela, kiedy ten
tylko zbliżał się w ich stronę, albo chociażby zerkał w ich kierunku. Sandra
pałętała się gdzieś przy nich, ale nie była wcale taka pełna entuzjazmu, jak na
samym początku.
Grupa, którą jeszcze nie tak dawno temu Jurek
określił jako paczkę w miarę zgranych znajomych, wydawała się podzielona,
zwłaszcza mocno było to widoczne, kiedy oni z Sandrą kręcili się przy jej
samochodzie, a Patryk z dwoma koleżkami, łypali na nich nieprzychylnie z
przeciwnej strony parkingu.
Dęba natomiast rozmawiał z dwójką mężczyzn,
która zaraz miała wystartować, tłumacząc im coś ze spokojem. Jurek, całkowicie
mimowolnie, wbił w niego ostry wzrok.
Było coś w tym mężczyźnie, coś co go przyciągało
i odpychało jednocześnie.
– Mówiłem, że to wszystko, to nie jest dobry
pomysł – denerwował się Janek, a kiedy zauważył na kogo patrzył Jerzy,
szturchnął go mocno po ramieniu. – Mówiłem ci, że Dęba to śliski typ i że
najlepiej się przy nim nie wychylać, a ty co? Drugi raz go widzisz na oczy i
już takie akcje! – wyrzucał, nerwowo
bawiąc się palcami.
– Przecież się nie wychylałem, to on się mnie
uczepił – sapnął Jurek, odbierając personalnie atak Janka, który zaraz
przygryzł dolną wargę i odwrócił się, żeby przyjrzeć się sytuacji.
– Będą z tego same problemy – mruczał pod nosem,
a Jurek żeby jakoś go uspokoić, złapał go nadgarstek.
– Przestań. Nic takiego się nie dzieje –
powiedział, starając się brzmieć tak spokojnie, jak tylko potrafił, pomimo
tego, że również czuł się poddenerwowany.
– Nic się nie dzieje? Widzisz, jak Patryk na
ciebie patrzy? Jakby chciał cię, kurna, zabić – uniósł się tak, że nawet Sandra
oderwała wzrok od ekranu telefonu i wbiła w nich pytające spojrzenie. Janek ściszył
głos. – Nie możesz tak prowokować ludzi!
– sapnął, przygryzając nerwowo policzek.
– Janek, do cholery, w tym rzecz, że ja ich nie
prowokuję!
– I na dodatek Dęba! Co on odpierdala? –
warknął, obcinając mężczyznę krzywym spojrzeniem. Jurek westchnął, nie mając
odpowiedzi na to pytanie.
– Nie wiem, ty znasz go dłużej.
– No właśnie. Dlatego mówię ci, nie zwracaj na
siebie jego uwagi! – kontynuował swój wywód, starając się złapać kontakt
wzrokowy z Jurkiem, ale ten błądził spojrzeniem przy Dębskim, który odsunął się
właśnie od dwójki mężczyzn, a ci ruszyli do swoich samochodów.
– Jeszcze się o mnie bezczelnie założył –
wysyczał przez zaciśnięte zęby, mając wielką ochotę jakoś się Dębie postawić,
pokazać mu, że nie był byle gówniarzem, który będzie pozwalał się tak
traktować.
– Przegraj, to będzie dwa tysiaki do tyłu –
polecił Janek, a Jerzy łypnął na niego ostrzegawczo. – No co?
– Nie będę przegrywać, żeby zrobić mu na złość –
warknął, sięgając do płaszcza po paczkę fajek. Najchętniej to wsiadłby już do
samochodu, ale na razie się na to nie zapowiadało. Janek widząc to wyciągnął do niego rękę, by
również się poczęstować.
– No dobra, nie jest to najlepszy pomysł, ale
jak przegrasz, tak zupełnie przypadkowo, to będziesz mógł powiedzieć, że
zrobiłeś to specjalnie – wyszczerzył się głupkowato, chcąc poprawić nastrój
mężczyźnie, który nie tak to sobie wyobrażał.
Miało być inaczej, atmosfera miała być inna –
bardziej swobodna, taka jak ostatnio, a tym czasem między uczestnikami napięcie
było tak duże, że niemal widoczne gołym okiem. Powstały dwa obozy, a Dęba stał
po samym ich środku, Alicji nie było…
To wszystko sprawiło, że Jurek poczuł się
gorzej. Zapłonął w nim gniew, w końcu dlaczego wszystko w jego życiu musiało
się tak psuć? Nawet ta jedna pieprzona rzecz, w której pokładał takie nadzieje
okazała się niewypałem. A przecież nic na to nie zapowiadało! Czy to naprawdę z
nim było coś nie tak? Dlaczego był obiektem sporów? Starał się, naprawdę starał
się być w porządku, ostatnio przy tych ludziach stał się innym człowiekiem, ale
dzisiaj wszystko to prysło niczym mydlana bańka.
Jurek zaciągnął się papierosem drżąco, a Janek
patrzył na niego z marsową miną.
– Hej… – mruknął, podsuwając się do mężczyzny. Ich
ramiona zatknęły się delikatnie, a Jurek uniósł na chłopaka zdziwione
spojrzenie. – Chyba się tym aż tak nie przejmujesz, nie?
– Nie – burknął.
– Mhm – mruknął z lekką kpiną, szturchając Jurka
zaczepnie po ramieniu. – Ale jakbyś się jednak przejmował, to wiesz… że ja
stoję po twojej stronie, nie? Nieważne co – zapewnił, kiwając głową, jakby
chciał dodać swoim słowom wiarygodności.
Jurek przyjrzał się dokładnie jego młodzieńczej
twarzy, tym skrzącym, psotnym oczom, szpiczastym, zadartym nosie, jasnym rzęsom
i nie mniej jasnym włosom… A potem zerknął na uśmiech – szczery, szeroki,
zachęcający i dodający otuchy.
– Jak chcesz mnie pocałować, to nie jestem
jeszcze wystarczająco pijany – uprzedził poważnie, a Jurek parsknął.
– Nie jesteś w ogóle pijany – sarknął,
odwracając wzrok od Jankowych ust.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, by je całować.
Janek miał całkowicie poprzewracane w głowie!
– No właśnie – sapnął energicznie, ponownie
szturchając Jurka. Mężczyzna łypnął na niego, ale na dzieciaku nie zrobiło to
żadnego wrażenia. Właściwie na co on liczył?
– Ale się nieprzyjemnie zrobiło, co, Armani? –
doszło do nich od strony samochodu, z którego wyłoniła się Sandra. Nie
zaglądała już w telefon, to na nich skupiła swoją uwagę. – Patryk to pizda –
dodała, na co mężczyzna zamrugał zdziwiony. – Zawsze znajdzie powód do
zaczepki, aż się słuchać tego nie dało.
– Nie wygląda na pizdę – odpowiedział chłodno,
lustrując postawnego faceta od góry do dołu.
– Kiedy ludzie zrozumieją, że wygląd nie ma
żadnego znaczenia? – parsknęła, odrzucając do tyłu swoje długie, proste włosy.
– On może i wygląda jak typowy goryl, ty jak „laluś”, a ja jak niedojrzała
nastolatka, ale co z tego? Jakie to ma, kurwa, znaczenie? – zakpiła wzburzona.
– Czemu każdy musi się zawsze do wszystkiego przypierdalać? – jęknęła, również
opierając się o samochód, dokładnie tak samo, jak chłopaki. Chyba jej było
ciężko na sercu i musiała się wygadać, chociaż brzmiało to dziwnie akurat z jej
ust…
W końcu to od niej wyszedł ten cały „Armani”.
– Przykro mi, że cię uświadamiam, ale świat tak
działa – odpowiedział, wyrzucając peta na ziemię. Przygniótł go butem,
spoglądając na kobietę bez żadnych emocji.
– Świat… – powtórzyła z wolna, odwracając wzrok.
Potem pokiwała przecząco głową. – To nie świat… to ludzie, ale w końcu, to
zawsze do nich się wszystko sprowadza – westchnęła, wprawiając Jurka w jeszcze
bardziej melancholijny nastrój.
Później wszystko się już potoczyło swoim tempem.
Dwójka ścigających się mężczyzn zniknęła za pierwszym zakrętem, kilka osób jeszcze
do nich dojechało i przystanęło przy Dębie, który stał przy „mecie”, a raczej
za tę metę robił.
Ludzie znowu się wymieszali, atmosfera jakby się
rozluźniła i, koniec końców, Jerzy ponownie znalazł się pośród reszty. Chyba
jednak… nie było tak najgorzej. Wplątał się nawet w jakąś niezobowiązującą
rozmowę, która umiliła mu czas oczekiwania.
Uczestniczy ścigali się, ale przechodziło to bez
większego echa. Jedni się cieszyli, inni markotnieli. Z pierwszej rundy wygrał
Mateusz, który chwilę potem pomknął do domu, najpewniej żeby przespać się przed
przyjazdem córki.
Potem przyszedł czas na kolejną dwójkę. I to
wciąż nie był Jurek. Sandra miała ścigać się na końcu i namawiała go, żeby
ścigał się przedostatni, zaraz przed nią. Gos się zgodził, właściwie nie robiło
mu to większej różnicy – tak czy inaczej nie wyśpi się tej nocy, a skoro już tu
był, mógł zostać do końca, żeby zobaczyć, jak to wszystko się potoczy.
Janek trochę ponarzekał, ale koniec końców
przystał i na to.
– Niezależnie od wyniku, zawsze na koniec
jedziemy do mnie na małą popijawę… – mruknęła do niego Sandra, przypatrując się
w zakręt, zza którego już niedługo mieli wyłonić się uczestnicy. –Dlatego
wiesz, inni pojadą sobie do domu, a zostanie nasza sprawdzona grupa… – mówiła
do niego konspiracyjnie przy tej, najpewniej, sprawdzonej grupie wybrańców.
– I co, drugi raz mnie widzisz na oczy i już
jestem zaproszony? – zakpił, a kąciki jego ust drgnęły.
– Tak. Widzisz jaki zaszczyt cię kopnął? –
odpowiedziała bezczelnie, uśmiechając się szerzej.
– Ogromy – przyznał jej ironicznie, kręcąc w
niedowierzaniu głową.
– No, to super, że z chęcią wpadniesz –
dopowiedziała sobie, nie zawracając uwagi na wysoko uniesione brwi mężczyzny. –
Zobacz, Stefan się już wytoczył… Wiedziałam, że da radę – mruknęła, a Jurek
wbił wzrok w pędzącą, srebrną skodę.
Z rosnącą ekscytacją czekał na swoją kolej, a
kiedy ta nadeszła niemalże nie mógł ustać na nogach! Dobrze, że już za chwilę
miał wsiąść do bentleya… Czekał na to z takim utęsknieniem! I chyba było widać
to na jego twarzy, bo nawet Janek uśmiechał się szeroko, pokazując mu
zaciśnięte kciuki.
– Gotowi? – Dęba zapytał z uśmiechem, pocierając
swój nieogolony policzek.
– Jak nigdy – odpowiedział Jurek, siłując się na
spojrzenia z Patrykiem.
– W takim razie powodzenia – dodał w bardzo
dobrym nastroju. – Podjedźcie do mnie, na mój sygnał ruszycie – wytłumaczył,
chociaż była to już tylko czysta formalność.
W końcu obydwaj mieli czas wszystkiemu dokładnie
się przyjrzeć.
Na mecie, która tak naprawdę nie istniała, tylko
wyznaczał ją Dębski napięcie między nim a Patrykiem sięgnęło zenitu. Spoglądali
na siebie z mordem w oczach, będąc w pełnej gotowości, by wystartować, ich
ciała były spięte, a umysły skupione.
Dla Jurka przestała się liczyć ta garstka ludzi,
która im się przyglądała. Skupił się na Dębie, który machnął im ręką,
rozpoczynając tym samym wyścig.
Samochód Patryka ryknął wściekle – był to piękny
mercedes SUV – i ruszył w tym samym momencie, co bentley Jurka, szybko jednak
okazało się, że nie miał z nim najmniejszych szans.
Jurek wyprzedził faceta już po jakiś dziesięciu
sekundach, a po dwudziestu był sporo dalej. W uszach mu świszczało, naprawdę
nie żałował prędkości, a dłonie zacisnęły na kierownicy, by ograniczyć
wszystkie, niepożądane ruchy, kiedy Gos spoglądał w lusterka. W końcu musiał
obserwować swojego rywala...
Rywala, który gdyby mógł, to faktycznie chyba by
go zabił – takie przynajmniej Jurek odnosił wrażenie, kiedy z chwili na chwilę,
odległość między nimi się zwiększała, a twarz Patryka, wykrzywiała się w coraz
to większym grymasie.
Jurek natomiast poczuł się rozbawiony absurdem
tej sytuacji – tyle stresu, tyle obaw, nieprzyjemna atmosfera, wywyższanie… I
po co? Żeby nie miał z tego żadnego wyzwania? Jego usta ułożyły się w szerokim
uśmiechu, serce uspokoiło swój szaleńczy bieg.
Nawet nie musiał rozpędzać bentleya maksymalnie,
SUV Patryka nie miał z nim żadnych szans. Zwolnił, nie chcąc oddalać się
zbytnio od przeciwnika i z radością wyobrażał sobie, jak Patryk wciska wściekle
pedał gazu… Mimo że jego samochód jechał już z maksymalną prędkością.
Och, jak
przykro, zakpił w myślach.
Nie mógł jednak odmówić facetowi zapału – ten
nie odpuszczał ani na moment, mimo że przecież i tak nie miał szans. Nerwy
Jerzego opuściły, wcześniejsza myśl, że mógłby przegrać z kimś, kto jawnie go
obrażał, psuła mu nastrój, a teraz… teraz została już tylko prędkość, pusta
droga i uczucie zwycięstwa.
Dookoła nich rósł las, a przed nimi roztaczała
się długa droga. Wciąż było ich widać z mety – Dęba więc również musiał czuć
się zadowolony, jakby nie było miał dwa patole w kieszeni. Do pierwszego
zakrętu zostało im może ze dwa kilometry…
Cała trasa zaś liczyła ze dwadzieścia, może nawet
niecałe, więc Jerzego czekał w miarę spokojny wypad… Uśmiechnął się szeroko, postukując palcami o
kierownicę. Włączył odtwarzacz, wcześniej myślał, że muzyka będzie go
rozpraszać i powinien jechać w skupieniu, ale teraz doszedł do wniosku, że
właściwie nie będzie mu to robiło żadnej różnicy. Nie, kiedy wciąż miał Patryka
za plecami i nie, kiedy mógł jeszcze przyśpieszyć, a ten dupek już nie.
To było cudowne, upajające uczucie. Nie tylko
sama prędkość, chociaż to ona podwyższała znacznie Jurkowe tętno, ale również
fakt, że taki „laluś” bez najmniejszego problemu wyprzedzał niby takiego
„doświadczonego” zawodnika…
To chyba było najbardziej satysfakcjonujące. Nic
bowiem nie działało na Jerzego tak, jak lekceważenie jego własnej osoby… Z nim
trzeba było się liczyć i koniec. Patrykowi bardzo szybko przyjdzie się o tym
przekonać…
Jurek zwolnił, nie czując żadnej presji ze
strony przeciwnika. Droga była pusta, nic nie jechało z naprzeciwka, więc Jurek
skręcił, tracąc goniącego go faceta z oczu. Utrzymywał takie w miarę spokojne
tempo, do czasu aż Patryk nie wyłonił się zza zakrętu, po czym przyśpieszył, bo
mężczyzna zdołał go trochę nadgonić… A właściwie to nawet sporo, bo wyciskał ze
swojego samochodu, ile tylko mógł, podczas gdy Jurek wcale się nie starał, by
wyprzedzać faceta jakoś znacznie; jaka wtedy byłaby zabawa?
Chciał mu udowodnić, chciał mu pokazać w każdej
jednej sekundzie tego wyścigu, że to on był górą, ten właśnie „laluś”, który z
taką łatwością z nim sobie radził…
A przynajmniej radził sobie do czasu, w którym
widział go za sobą.
Serce zabiło mu mocniej w piersi, a on poczuł ogromną
dezorientację. Co jest, do cholery? Gdzie podział się ten pieprzony drań? Jak
to możliwe, że w jednej chwili był za nim, a teraz… wyparował?
Tętno Jurka podskoczyło, a dłonie się spociły.
Co to miało być? Przecież to nie było możliwe… Nawet gdyby Patryk się poddał i
zdecydował zawrócić, to Jurek zdążyłby go zauważyć, a tak…
Zwolnił jeszcze bardziej. Czy to jego własny
umysł płatał mu figle? Może to przez emocje miał jakąś dziwną lukę w
pamięci? Zbaraniał. Nic dziwnego,
wszakże jeszcze chwilę temu widział coś, co nie miało prawa rozpłynąć się na
pustej drodze… Tyle że to coś, samochód konkretnie, wcale się nie rozpłynął, a
jedynie zniknął z pola widzenia Jurka, ogłupiając go i znacznie ograniczając
jego prędkość, przynajmniej do czasu, kiedy Jurek dostrzegł zza drzew
przebłyski reflektorów.
Wtedy od razu wcisnął gaz do dechy aż nim
zatrząsnęło.
To był, kurwa, jakiś żart, myślał, kiedy
spoglądał na przebijające się po jego prawej stronie światła. Potem jeszcze w
lusterku wypatrzył polną drogę i aż się w nim zagotowało.
Tak się nazywało te przeklęte umiejętności?
Pieprzonym oszukiwaniem?
Jurek nie mógł uwierzyć, że Patryk skręcił w
jakiś skrót, o którego istnieniu on nawet nie miał pojęcia. Dokąd prowadził? W
którym miejscu Patryk znowu wróci na drogę?
Bo to, że wróci było dla Gosa oczywistością. Facet
za bardzo bał się przegrać i to jeszcze z kimś takim, jak on – co samo w sobie
było śmieszne, Jurek w końcu nie był żadnym lalusiem – żeby rezygnować z
wyścigu.
Klnąc pod nosem, natychmiast wyłączył odtwarzacz,
żeby w razie czego móc cokolwiek usłyszeć i również przycisnął w końcu swojego
bentleya. Niewiedza w tym przypadku była najgorsza, skąd bowiem Jurek mógł
wiedzieć, czy ten skrót nie doprowadzi Patryka prosto pod samą metę?
I czy, do cholery, ten oszust nie powinien
zostać zdyskwalifikowany?!
Przecież tak się, kurwa, nie robi. Chociaż do
tego trzeba by mieć przynajmniej odrobinę honoru, a Patryk najwyraźniej tym nie
grzeszył! Z rosnącą wściekłością, Jurek w końcu poczuł, że faktycznie jest na
wyścigach i to nie tylko samochodów, ale również i charakterów. I już on pokaże
kto, w obydwu tych przypadkach, jest mocniejszy. Co więcej, nie potrzebował
przy tym oszukiwać, jak najzwyklejszy prostak. Nie, Jurkowi daleko było do
prostaka.
Przyśpieszył. Wściekłość buzowała w jego żyłach
zamiast krwi. Na liczniku z sekundy na sekundę miał coraz więcej; nierozsądnie
dużo… Niebezpiecznie. W głowie mu szumiało, sam już nie wiedział czy od
prędkości czy z gniewu – prawdopodobnie od jednego i drugiego.
W jego myślach panował kompletny chaos… Bawiło
go to, jak szybko wszystko się zmienia. Jeszcze chwilę temu był pewny wygranej,
cieszył się na samą myśl, ale nie przewidział, że sytuacja może przybrać taki
obrót… Teraz po spokoju nie zostało już nic.
Ponownie był poddenerwowany. Pustka na drodze
przy takiej leśnej scenerii sprawiała, że nie tylko wściekłość, nie tylko
ekscytacja, ale też i swojego rodzaju niepewność, ziarenko strachu, zaczęło
kiełkować w sercu mężczyzny. Nie
podobało mu się to wszystko, a mina zrzedła mu jeszcze bardziej kiedy zobaczył krótki
przebłysk świateł… Przed sobą. Bynajmniej, z naprzeciwka nic nie jechało, więc to
musiał być Patryk…
– Pieprzony chuj – warknął na głos, chcąc ulżyć
swojej frustracji, ale nie na wiele mu się to zdało.
Z obawą zerknął na licznik i niemalże zakręciło
mu się w głowie. Spokojnie, mówił sobie w myślach, zaciskając dłonie na
kierownicy, spokojnie. Nic nie mogło
go teraz rozpraszać, nie kiedy licznik zbliżał się niebezpiecznie do dwustu
osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, a on wciąż dociskał swojego bentleya…
W tej chwili zaczął żałować, że kupił sobie
takie auto.
Jak bardzo niepoważne to było?, zastanawiał się,
a serce biło mu w piersi jak dzwon. Dłonie miał spocone, a w głowie szalał
natłok myśli. Nie było tak, jak ostatnim razem – wtedy ogarnął go taki spokój,
jakby pogodził się ze wszystkim, co go otaczało, a teraz, pośród tej pustki i
ciszy, czuł, że pakował się w coś, z czego mogło nie być odwrotu.
Wiedział jedno – nie chciał rezygnować. Nie
odpuści. W końcu, gdy rano wstawał, chciał sobie coś udowodnić.
Nie myślał teraz, że to, co udowadniał, to
własna głupota.
Dlatego mknął tak, z ciałem napiętym jak z ołowiu
i dłońmi lepkimi od potu, mknął przez pustą ulicę, mknął niczym wiatr, chociaż
było to nieadekwatne – chyba że na myśli miało się huragan, mknął i nie
zamierzał…
Nie zamierzał przegrać!
Zbliżył się do kolejnego, drugiego zakrętu. Nie
widział już przebłysków świateł, niczego nie słyszał… Wychodziło więc na to, że
nie miał zielonego pojęcia, gdzie znajdował się Patryk, ale był on teraz na
swoim terenie. W końcu jego SUV idealnie spisywał się na tego typu polnych,
wyboistych drogach…
Jurek już nie patrzył na licznik. Właściwie to
nie odrywał wzroku od drogi, dlatego od razu wyłapał przed sobą światło.
Zaskoczyło go to. Nie spodziewał się, że ktoś może jechać z naprzeciwka, a
jednak… A jednak tak właśnie było. Na dodatek trafił mu się jakiś kompletny
debil, bo nie wyłączył nawet długich, ograniczając tym samym pole widzenia
Jurka do minimum.
Tym razem jednak chyba los nie stał po jego
stronie.
Nie chcąc kusić go jeszcze bardziej, Jerzy zdjął
nogę z gazu, a nawet przyhamował. Nie wygłupiał się, naprawdę nie chciał
spowodować żadnego wypadku, bo gdyby tak osunęłaby mu się ręka…? Jeżeli facet
by odrobinę zjechał…? Na dodatek miał spore auto, a na drodze nie było zbyt wiele przestrzeni…
Wyminęli się. Chwilę potem Jurek dostrzegł
zakręt i wjechał w niego, a serce znowu mu zatrzepotało w piersi, gdyż kolejne
samochody zaczęły przecinać mu drogę. Przed nim natomiast nie było nikogo. Na
tym odcinku również latarni było mniej – Jurek dostrzegł zaledwie dwie przy
jakichś obskurnie wyglądających przystankach i cieszył się, że pojechał tu
wczoraj drugi raz; inaczej mogłoby mu być ciężko znaleźć dobrą drogę…
Musiał wziąć się w garść. Niewiedza go
dezorientowała, tak samo jak jadące z naprzeciwka samochody. Miało być pusto,
do cholery! Miał nie przejmować się innymi, a tym czasem to właśnie oni
sprawiali, że Jerzy bał się przekroczyć wszystkie granice…
Nie podobało mu się to. Skąd mógł wiedzieć gdzie
był Patryk? Mógł być sporo za nim, gdyby skrót wcale nie okazał się aż takim
wielkim skrótem, ale Jerzy w to wątpił; gdyby tak było mężczyzna niemiałby
powodów w niego wjeżdżać, bardziej prawdopodobne więc było, że ten go wyprzedzał.
Jakkolwiek by nie było, Jurkowi nie pozostawało nic innego jak tylko dać z
siebie wszystko… W końcu i tak musiał jechać dalej, a Dęba… Dęba liczył ich
czas, więc tym bardziej należało się postarać.
Przemierzał właśnie najdłuższą prostą na całym
tym odcinku, starając się uspokoić szalejące myśli oraz gniew na Patryka. Gdyby
wiedział, byłoby łatwiej – albo miałby świadomość, że wygrywa i czułby się tak
dobrze, jak na samym początku, albo chociaż zdawałby sobie sprawę z
nadchodzącej porażki, a tak…
Nic nie było pewne!
Pieprzył już to. Pieprzył ten cały zakład,
pieprzył Patryka, bowiem jakim prawem miał on czelność odbierać mu przyjemność
płynącą z tego wyścigu? Wszakże tym to właśnie miało być… Wyścigiem, nie
samotną wyprawą po pustej drodze!
Jurek postarał się uspokoić, bo czuł, że
wszystko w nim chodzi, a przecież nie o to w tym chodziło. Odetchnął głęboko,
ale wcale nie było to łatwe przy prędkości, z którą jechał... Spróbował jeszcze
raz i kolejny.
W końcu sam jeszcze chwilę temu pomyślał, że
była to walka charakterów – a jego się wyraźnie zaczynał łamać.
Czy to miał sobie do udowodnienia…? Że jednak
jest słaby?
Nie.
Nie był taki – wytrzymywał wszystko, wytrzymywał
przez całe życie… Mimo że to nigdy nie było dla niego łaskawe. Tak wiele bólu
go spotkało, tyle złego… Wrzaski rodziców, ich kłótnie, nieprzespane noce, aż w
końcu ich rozstanie. Potem Iza… Iza przyszła mu z trudem, ale pozbierał się i
po tym, mimo że w pewnym momencie po prostu łatwiej byłoby nie wstać z łóżka… Już
nigdy.
Nakoniecznego, kurwa, wytrzymywał, więc, do jasnej
cholery, słaby nie był! I nie da się pokonać jakiemuś byle śmieciowi, który
uciekał się do oszustwa, byle tylko osiągnąć sukces.
Spokój do niego powrócił. To samo uczucie
rozlało się po jego wnętrzu, które towarzyszyło mu za pierwszym razem.
Podenerwowanie odeszło, zostało jedynie skupienie i niezwykła motywacja, by po
raz kolejny udowodnić – sobie ale i też wszystkim innym – że pokona wszystkie
problemy, które pojawią się na jego drodze…
A, tak się właśnie złożyło, że kiedy wyjechał
zza zakrętu na jego drodze pojawił się jeden, całkiem konkretny problem –
Patryk.
Jurek od razu zwrócił na niego uwagę, gdyż ten
właśnie wjechał na główną ulicę z jakiejś małej, szutrowej drogi. Był daleko.
Właściwie Jurek nie dałby sobie uciąć głowy, że to on, widział jedynie światła,
ale przecież to nie mógł być nikt inny…!
Gos zacisnął dłonie mocniej na kierownicy.
Dogoni skurwysyna, chociażby miał przekroczyć trzysta… Jego bentley był do tego
zdolny, podczas gdy mercedes Patryka ledwo wyciskał dwieście trzydzieści.
Czas pobawić się w kotka i myszkę, przeszło mu
przez myśl. Tak jak Dęba powiedział – tu nie chodziło o szczęście, chodziło o umiejętności…
A już na pewno nie o oszukiwanie.
Zbliżał się do Patryka metodycznie, metr za
metrem. To było dziwne spostrzeżenie, ale czuł się jakby był na polowaniu i
uparcie starał się ustrzelić uciekającego przed nim królika… Patryk chyba też
to czuł - że był królikiem. Jurek oczami wyobraźni widział, jak ten się poci,
jak jego grube, wielkie łapska ślizgają się po kierownicy od wilgoci, a włosy
zaczynają robić się mokre, kiedy ten widział, że Jurek siedział mu na ogonie.
To było niezdrowe uczucie, obezwładniające. Łatwo
się było w nim zatracić, ale Gos nie tracił zdrowego rozsądku.
Odległość między nimi zmniejszała się, a ostatni
już zakręt zbliżał o wiele szybciej, niż gdy Jurek jechał samemu. W ogóle czas
jakby przyśpieszył, a emocje skoczyły – w końcu o to chodziło, że byli tu, na
tej drodze, we dwójkę.
A droga ta nie ciągnęła się w nieskończoność.
Patryk zniknął za zakrętem, a Jurek zmrużył
oczy. Wiedział, że mercedesa tego szmatławca widać z już z mety, więc
zgormadzeni na parkingu ludzie musieli się właśnie ożywić. Pewnie pomyśleli coś
w stylu „a jednak Patryk był lepszy” albo „o, Armani nie dał rady, jesteś dwa
tysiaki w plecy, Dęba”. Chuja prawda.
Bentley Jurka wyłonił się zza zakrętu i oddechy
zamarły wszystkim w piersi. Sandra i Janek stali tuż przy Dębie, nie odzywając
się. Trochę dalej sytuację obserwowała reszta…
Czy historia miała się powtórzyć?
– Dogoni czy nie dogoni? – zapytał Sebastian,
odrzucając do tyłu gruby kaptur.
– Dogoni! – odparła pewnie Sandra, zaciskając
kciuki.
– Nie da rady, nie wyprzedzi go… Jeszcze
samochód jedzie z naprzeciwka… – mruknął Edmund, jeden z postronnych
towarzyszy.
– Dogoni, kurwa, rękę dam sobie uciąć. – Dęba
uśmiechnął się półgębkiem, nie odrywając burzowego spojrzenia od ścigających
się aut.
– Bez ręki i dwóch patoli to trochę średnio,
stary – odpowiedział z wolna Edmund, ale zamilkł i również wbił spojrzenie w
dwójkę rywali.
Jurek niemalże czuł na sobie ich oceniające
spojrzenia, ale teraz odeszło to jakby na drugi tor. Musiał nadrobić prędkość,
którą utracił przy zakręcie. Pędził więc jak szalony, zbliżając się coraz
bardziej do Patryka, tego gnoja, oszusta, prostaka…!
Ktoś taki miałby z nim wygrać? To by było niczym
nieśmieszny żart.
Jakby tego było mało z naprzeciwka jechał
samochód. Był jeszcze daleko, ale Jurek również potrzebował jeszcze trochę
czasu, żeby podgonić Patryka, dlatego starał się tak wymierzyć odległości, żeby
wszystko idealnie dopasować…
Nie było tu miejsca na żadne, nawet najmniejsze
błędy.
Przycisnął pedał gazu czując narastającą presję.
Nie chciał tego spieprzyć, ale tym bardziej nie chciał spowodować wypadku,
dlatego nie zamierzał wyprzedzać Patryka zanim wyminie ich ten samochód… Skąd
mógł wiedzieć, czy przypadkiem ten skurwiel nie zajedzie mu drogi, a on nie
będzie miał jak się schować przed pędzącym na niego samochodem? Nie ufał temu
mężczyźnie, nie miał ku temu najmniejszych powodów.
Poczeka, a kiedy to zrobi zostanie mu już
naprawdę niewiele czasu… Będzie wiec musiał dać z siebie wszystko.
Tak też zresztą właśnie było. Gdy tylko minął
ich ów samochód, Jurek docisnął gaz do dechy. Jego bentley od razu przyśpieszył,
a silnik mruczał jakby nie było to nic wielkiego. Dwieście kilometrów na
godzinę…? Żaden problem. Dwieście dwadzieścia? Zwykła kpina.
Jurek
zjechał na drugi pas, ze strachem spoglądając na Dębę, który równał się z ich
metą i na Patryka, który wciąż nieznacznie go wyprzedzał.
Na licznik wolał nie patrzeć, ale ten rósł w
zastraszającym tempie. Trzysta dziewiętnaście, tyle był w stanie wycisnąć jego
samochód i tyle właśnie chciał osiągnąć, by przegonić tego pieprzonego dupka o
całe, jebane, cztery koła – w końcu tak jak mu obiecał.
Jurek wszakże był słownym człowiekiem. Nie
rzucał słów na wiatr… I nawet pomimo tego że się bał, pomimo tego że ręce
najpewniej trzęsłyby mu się jak galareta, gdyby tylko nie zaciskał ich kurczowo
na kierownicy, w głowie mu szumiało, a serce waliło niczym dzwon kościelny, nie
odpuścił sobie.
Z rosnącą satysfakcją zrównał się z tym
przeklętym Patrykiem, a potem, już bardzo szybko, przegonił go. Minął Daniela.
Wygrał.
Oczywiście, że, kurwa, wygrał.
– Aż by się chciało powiedzieć „a nie mówiłem” –
mruknął Dęba, do zgormadzonych, a na jego twarzy pojawił się szeroki,
niebezpieczny uśmiech. Sandra przytaknęła mu z lekka, a Janek, mimo że niechętnie
podchodził do mężczyzny, wyszczerzył się po jego słowach. W końcu on też był
dumny z Jurka! – No i zawsze to dwa koła
do budżetu – dodał, na co niektórzy parsknęli. Swój wzrok ulokował w parkującym
Jurku i puścił mu oczko, gdy tylko ten odwzajemnił spojrzenie. Lubił jego wyraz
twarzy, gdy ten przez krótką chwilę wydawał się zdezorientowany, by po zaledwie
sekundzie, albo nawet i krócej, przywdziać na siebie maskę obojętności.
– Ciekawe czy tym razem będzie w stanie
wykrztusić z siebie chociaż słowo… – mruknęła Sandra robiąc balona z gumy.
– Cóż, Patryk na pewno będzie – odpowiedział
mężczyzna, wskazując wszystkim poczerwieniałego na twarzy dryblasa, który
zmierzał w stronę Jerzego.
Dęba ruszył z wolna w ich kierunku, obserwując
wszystko z dystansem. Janek tego dystansu miał mniej – szybko wyrwał się do
przodu, żeby znaleźć się przy Jerzym jak najprędzej. Miał złe przeczucie co do
tego całego Patryka i miał rację, facet bowiem kierował się w stronę Gosa z
mordem w oczach.
Jurek na początku nie zwrócił na to uwagi – był
tak podekscytowany, tak spełniony, że zapomniał nawet o tym piekielnym
oszuście, który, nieszczęśliwie, nie zapomniał o nim. Uśmiechał się nawet, a
był to uśmiech pełny i promienisty, inny od tego, który zazwyczaj gościł na jego
twarzy.
– No brawo. – To
Sandra pierwsza przerwała ciszę. – Gratuluję.
– Tak, brawo – warknął Patryk swoim niskim głosem.
Ręce miał zaciśnięte w pieści, Jurek dostrzegł to dopiero teraz.
– Dzięki – mruknął, patrząc prosto w wąskie,
wściekłe oczy. – Gratulacje również dla ciebie, świetne zagranie – rzucił
kpiąco, a Patryk zatrząsnął się od tłumionego gniewu, ale najwyraźniej nie miał
już ochoty wdawać się w rozmowy z „lalusiem”, a może po prostu nie chciał, żeby
Jurek wygadał, jak wyglądał ich wyścig.
Koniec końców, Gos postanowił tego nie robić, bo
jak powiedział Janek, to co się działo na trasie miało zostać tylko dla nich. On
swoje wiedział, a Patryk… Patryk być może wyciągnie z tego jakąś lekcję –
przede wszystkim taką, by nie drażnić i nie lekceważyć przeciwnika.
– Dobra, to teraz nasza kolej, Seba! –
rozentuzjazmowała się Sandra, popychając chłopaka przyjacielsko po ramieniu. On
nijak nie oddawał jej entuzjazmu.
– Równie dobrze możemy już jechać do domu –
mruknął, a znaczna część grupy mu przytaknęła.
– Daj spokój, dam ci fory, co ty na to? –
wyszczerzyła się. Jurek popatrzył na nią, ale zaraz jego spojrzenie powędrowało
do żegnających się ze sobą ludzi – ci faktycznie mieli zamiar już wracać. Śmieszne,
czekali tak długo tylko po to, by zobaczyć, jak wypadnie jego starcie.
– Dasz mi fory, ale na koniec tak czy inaczej
przejedziesz przez metę pierwsza? – zakpił, a Sandra przytaknęła mu
entuzjastycznie z głupim „nom!” na ustach.
Tak też zresztą się stało. Kilkanaście minut
później Sandra jako pierwsza przejechała przez „metę”, co dla nikogo nie było
najmniejszym zaskoczeniem, a już na pewno nie dla Sebastiana, który nawet nie
wyszedł z samochodu, by się z nimi pożegnać, tylko od razu wrócił do domu.
Na parkingu zostało już tylko kilka osób, grupka
wybrańców… W tym Dęba. Oczywiście, Jurek powinien się tego spodziewać.
– To co, widzimy się u mnie – rzuciła kobieta
uśmiechając się zawadiacko. – Janek, pokierujesz Armaniego, nie?
– Się wie – odparł dzieciak z uśmieszkiem,
wkładając ręce do kieszeni skórzanej kurtki. Kobieta poczochrała mu włosy, a
Jurek zjechał ją srogim spojrzeniem. Takie spoufalanie się z Jankiem było
zarezerwowane dla niego, a nie dla tej, pożal się Boże, „niedojrzałej
nastolatki”. Chociaż, wbrew temu, jak określiła siebie samą, z nastolatki miała
niewiele – brakowało jej młodzieńczości, a jasne, niemal platynowe włosy
podkreślały zbyt mocno opaloną po lecie skórę, która również dodawała jej lat.
Różowe pasemka i kolczyki na twarzy marnie to kryły, a może nawet bardziej
uwidoczniały. – Chodź, Jurek, zapowiada się długa noc – mruknął, kierując się w
stronę bentleya.
Jurek ruszył za nim.
– Jak chcesz to mogę cię odstawić do domu –
zaproponował, widząc, że chłopak nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiony co do
tego całego, wspólnego wieczoru.
– No co ty, z chęcią pójdę! – odparł od razu.
Jurek jednak poznał go już na tyle, by wiedzieć, że chłopak coś kręcił. Nie
protestował jednak, wolał, żeby Janek był z nim, zarówno dlatego, żeby było mu
raźniej jak i tak zwyczajnie… Bo lubił jego towarzystwo.
Niecałą godzinę później, czyli trochę po
dwunastej, znaleźli się w mieszkaniu Sandry. Kobieta już była w środku, a koło
niej stała jakaś jej znajoma, która niezaprzeczalnie mogła pochwalić się
większą urodą; nie żeby Jerzy oceniał…
W przestronnym salonie, urządzonym w szarym,
smutnym kolorze, który teraz był taki modny i do którego przeszli z Jankiem,
siedziała jeszcze dwójka mężczyzn. Trójka kolejnych tłukła się w holu… Po dziesięciu minutach wszyscy, którzy mieli
być obecni, zajmowali już swoje miejsca. Jurek czuł się trochę obco, dlatego
tym bardziej cieszył się z obecności Janka, który wdrażał go w towarzystwo. No
i Dęba – on też sprawiał, że Jurek był w stanie ciągłej gotowości… Przynajmniej
do czasu, gdy w ruch nie poszedł alkohol. Wtedy atmosfera się przełamała,
ludzie stali się głośniejsi i bardziej otwarci.
Jurek miał zamiar się pilnować – wcale nie
chciał pić, w końcu jutro czekał go dzień w biurze, ale jego chęci skończyły
się na trzecim z kolei kieliszku. Potem już poszło. Wódka paliła, ale zagryzana
kiszonym ogórkiem i plasterkami cytryny, była zdatna do picia, zwłaszcza że
miała idealną temperaturę i była czysta – kolorowej by się nie napił, nawet nie
przeszłaby mu przez gardło.
Także z chwili na chwilę mężczyzna stawał się
coraz bardziej swobodny, zrobiło mu się przyjemnie ciepło, a wzrok delikatnie
się zamazywał… Nawet to ostre, minimalistyczne i szare, tak inne od jego
własnego, mieszkanie wydawało się bardziej przytulne, a ludzie zabawniejsi i charyzmatyczni.
– Mam słabą głowę – wyznał mu Janek do ucha,
opierając ciężko dłoń na jego ramieniu.
– Było poprosić o jakieś wino dla bab, może
Sandra by miała – mruknął do niego, starając się wychwycić ten stan upojenia na
Jankowej twarzy.
– Daj spokój, słyszysz siebie? Sandra i wino dla
bab? – szepnął, wskazując brodą na kobietę, która śmiało wychyliła pełen po
brzegi kieliszek.
Jurek przez chwilę analizował w głowie ten
obraz.
– Fakt, nie jest zbyt kobieca – mruknął cicho. W
tym samym czasie, nowopoznany znajomy, Michał dolał im wódki w puste kieliszki.
Janek dziarsko sięgnął po swój, jak gdyby
rozmowa sprzed chwili nie miała miejsca. Gdy przełykał alkohol, jego jabłko
Adama zaznaczało się wyraźnie na jasnej szyi, a Jurek poczuł nagłą potrzebę, by
przenieść kiedyś ten obraz na kartkę. To jednak był tylko przebłysk myśli,
który zniknął tak szybko, jak tylko chwycił w palce kieliszek.
– Ale trzymasz się jakoś? – zapytał głośno
chłopaka, który wstał niespodziewanie. Większość spojrzała właśnie na nich, a
Janek, czując na sobie ciekawskie spojrzenia, odpowiedział tylko dziarskim
głosem:
– Jakoś? Zajebiście się trzymam! – po czym
ruszył, wcale niechwiejnie, do łazienki.
Pierwszy raz od kiedy Jerzy znalazł się w tym
mieszkaniu, Janek oddalił się od niego dalej niż na długość ramienia. Nie
przeszkadzało mu to jednak – był wystarczająco podpity, by nie czuć się źle w
towarzystwie. Zresztą, to towarzystwo wcale nie dążyło, by tak się czuł. Nie
mieli nic do niego, nikt go o nic nie oskarżał… Jedynie Sandra czasami rzucała
w niego swoimi podłymi tekścikami, ale Jurek kwieciście jej odpowiadał.
Nie było w tym zbyt wiele złośliwości, a
przynajmniej nie takiej, od której człowiek czułby się źle z samym sobą…
Właściwie to Jurek nawet trochę polubił te ich wspólne przepychanki… Czego
oczywiście nigdy przed nikim nie przyzna.
– O, zobacz, Armani zaszczycił nas swoją
obecnością – mruknęła do siedzącego koło niej Daniela. Ten uniósł na mężczyznę
swoje burzowe spojrzenie, po czym przesunął się na kanapie, robiąc mu odrobinę
miejsca.
– Tak, siedzicie tak smutno, że wzięło mnie na
litość – mruknął, siadając pośrodku. Był zbyt znieczulony, by przejmować się
Dębą, tym jego ciężkim do zniesienia wzrokiem i dziwaczną, niezrozumiałą,
postawą… Po prostu chciał pogadać, może nawet trochę zrozumieć, co siedziało
tym ludziom w głowach.
– A wiec to nie dlatego, że twój szczeniak
poszedł się odlać? – zakpił mężczyzna, odkręcając się bardziej bokiem, by miał
lepszy widok na Sandrę i Jerzego.
– Nie mów tak na niego, bo gotowy ci będzie
jeszcze przyłożyć – ostrzegł go, a obrazy z karczmy znad morza wróciły do niego
momentalnie. Wzdrygnął się.
– Co, Janek? – zarechotała kobieta, wyraźnie nie
dając temu wiary. Niedziwne, do niedawna Jurek najpewniej zareagowałby tak
samo.
– Jakoś tak Czyżewski nie robi na mnie wrażenia
– zbył to Dęba, a Sandra podała Jurkowi pełen kieliszek, który to wypił go bez
zastanowienia. W głowie mu zahuczało.
Wódka naprawdę nie była alkoholem dla niego, ale
skoro tylko to było dostępne…
– Jak zaraz dodasz coś w stylu „w
przeciwieństwie do mnie”, to przysięgam, że wyjdę – odparł, napędzany
procentami. Dęba roześmiał się, a jego śmiech był dźwięczny i przyjemny dla
ucha, całkiem inny niż ton, którym zwyczajowo mówił.
– Staram się nie być aż taki przewidywalny –
przyznał, wyjmując z palców Jerzego pusty kieliszek, a ten zlustrował go
oceniającym spojrzeniem.
– Nie pijesz? – zapytał, obserwując jak
mężczyzna podaje szkło z powrotem Sandrze.
– Alkohol tępi umysł –odpowiedział, zerkając mu
w oczy. Jurek zauważył, że te błyszczały jakby rozbawione. Prychnął. To było
niby do niego…?
– Pieprzysz. Odrobina alkoholu jeszcze nikomu
nie zaszkodziła… – odezwała się kobieta, odrzucając długie włosy na ramiona.
– Polemizowałbym – mruknął, po czym uśmiechnął
się wesoło. – Ale dolej sobie, w końcu masz jutro wolne, możesz zaszaleć. –
Sandra prychnęła, a Jurek sposępniał odrobinę. – Co, Armani, tobie się tak nie poszczęściło?
– dopytał, tym razem patrząc na kobietę, która, idąc za jego radą, wypiła
kolejny kieliszek. Potem napełniła go i znowu podała dalej, a Jurkowi nawet
przez chwilę w głowie nie zaświtała myśl, że napije się po kimś – musiał być więc
już naprawdę wystawiony.
– Nie poszczęściło, żebyś wiedział – mruknął,
wlepiając spojrzenie w przezroczysty płyn. – Nakonieczny i szczęście się
wykluczają – dodał zirytowany, a brew Dęby od razu uniosła się wyraźnie.
– Łukasz? – zapytał i wtedy jakby coś ciężkiego
spadło na ramiona Jurka, a on z trudem uniósł się spod tego ciężaru i spojrzał
prosto w chmurne oczy.
– Znasz go? – zapytał. Serce nagle zaczęło mu
bić szybciej, oddech się spłycił. Nie, to niemożliwe, Daniel nie mógł znać
Łukasza. Ich światy się nie łączyły, nie mogły! Gdyby tak było, wszystko to, co
tu miał, straciłoby jakikolwiek sens. Myśl, że Dęba, albo i oni wszyscy,
mogliby się dowiedzieć, jak wyglądało życie Jurka na co dzień niemalże
odbierała mu rozsądek.
– Może… – mrukną mężczyzna zawadiacko, a Jurek
miał ochotę nim potrząsnąć. Co to miało znaczy?! To prowokujące, głębokie
spojrzenie i nikły uśmiech, który błąkał się na wąskich ustach…
– Jakie może? Znasz go, czy nie? – warknął.
Dłonie mu się zatrząsnęły tak bardzo, że poczuł na palcach zimny alkohol. – Co teraz
nagle nie jesteś taki rozmowny? – sarknął chłodno. Alkohol rozgrzewał cały jego
przełyk i żołądek, mieszał mu w głowie, ale jednak nie na tyle, by
zbagatelizować całą tę sytuację.
– Niektóre informacje nie są za darmo – odparł
bez zająknięcia ze spokojem w głosie.
– Zarobiłeś na mnie dzisiaj dwa patole, chcesz
jeszcze więcej? – warknął, a ciśnienie z sekundy na sekundę rosło mu coraz
bardziej.
– Nie chce twoich pieniędzy. – Mężczyzna zbył to
tym samym, lekkim uśmiechem.
Sandra patrzyła na nich w niezrozumieniu.
– Kto to jest jakiś, kurwa, Łukasz? – zapytała,
ale panowie zbyli ją jednomyślnie, nie udzielając żadnej odpowiedzi.
– Znasz go? – powtórzył, a Dęba westchnął
ciężko, po czym wstał, kompletnie go olewając.
W Jurku się zagotowało.
Doskoczył do niego szybciej niż w ogóle
pomyślał, chociaż – żeby być szczerym – nie myślał za wiele. Chwycił mężczyznę
za ramię, zacisnął na nim palce, po czym odwrócił go gwałtownie w swoją stronę.
– Co wiesz na jego temat? – sapnął, szukając
wzrokiem tego przeklętego, głębokiego spojrzenia, a kiedy je znalazł odkrył, że
Dęba nie wydawał się wkurzony jego nagłym wyskokiem.
– Coś wiem – odparł, mrużąc powieki. Jurek
rozluźnił uścisk na jego ramieniu, nie wiedząc co dalej. – Może mogę ci nawet
co nie co zdradzić… Jeżeli gdzieś ze mną pojedziesz – mruknął, wyciągając rękę
do dłoni Jurka. Zsunął ją z siebie stanowczym gestem, po czym cofnął się o
krok. – Pytanie tylko… Czy masz odwagę się tam ze mną wybrać? – zapytał
prześmiewczo, puszczając mu oczko.
Potem odwrócił się na pięcie i wyminął z
Jankiem, który przypatrywał się tej scenie od jakiegoś czasu z ambiwalentną
miną.
Jurek za to stał w szoku, nie wiedząc, jak ma
się czuć ze sobą. Był pijany, teraz to do niego dotarło, dotarły też słowa Dęby
– alkohol tępił umysł jak nic innego, czuł to po sobie, kiedy stał na środku
pomieszczenia, a wszyscy wbijali w niego świdrujące spojrzenia, przynajmniej
dopóki Janek nie zgarnął go w drugą stronę, do kuchni. Tam zostali sami, a po
chwili z salonu dobiegł ich hałas rozmów; impreza zdawała się toczyć dalej, a
jednak dla Jurka był to koniec.
Kolejna fala emocji, tym razem tak sprzecznych i
niezrozumiałych, w połączeniu z wódką, której nigdy nie mógł za wiele wypić,
powodowały u niego mdłości.
– Jurek… – Jankowy głos przebił się przez tę
kurtynę myśli. – Jurek, nigdzie z nim nie jedź, wiesz, prawda? – mruknął,
kładąc płasko dłonie na bicepsach mężczyzny, jakby chciał go powstrzymać przed
samym zamiarem; ten jednak już zrodził się w jego głowie.
– Muszę.
– Nie musisz… Nie masz żadnego powodu!
– On zna Nakoniecznego! – warknął, ale tym razem
był na tyle świadomy, by nie podnosić aż tak głosu.
– Tego twojego szefa…? – dopytał chłopak. Jego
oczy lśniły w przytłumionym świetle lampki, stojącej przy oknie. – Olej go,
tylko się przez niego wkurzasz – mówił uspokajająco.
Jurek pokręcił głową.
– Nie rozumiesz… On go zna – powtórzył, jakby to
miało wszystko Jankowi wyjaśnić.
– Ludzie już tak czasami mają, że się znają –
powiedział takim samym tonem. – Nie jedź z Dębą, to nie jest facet dla ciebie –
szepnął, zbliżając się. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a palce chłopaka
zaczęły nieśpiesznie sunąć po jego ramionach. Spokojnie i powoli, zataczały
małe okręgi na miękkim swetrze, sprawiając, że przez braki i kark Jerzego
spłynęły przyjemne dreszcze. – Wiesz, my też moglibyśmy gdzieś pojechać… –
kontynuował. W przytłumionym świetle, kiedy cienie padały na jego i tak mocno wyrysowaną twarz, wydawał się starszy
niż był w rzeczywistości.
Jurek nie odwracał od niego uważnego spojrzenia.
– Dla odmiany… Moglibyśmy porobić cokolwiek ty byś
chciał.
– Cokolwiek bym chciał? – powtórzył za nim bez
zrozumienia. Janek zbliżył się jeszcze bliżej, oblizując spierzchnięte wargi.
– Mhmm – mruknął. Jego palce im dłużej sunęły po
powierzchni ubrania Jurka, drażniły bardziej, a delikatne, subtelne ruchy z
każdą sekundą wydawały się coraz odważniejsze, natomiast przytłumione światło
sprawiało, że wszystko to wydawało się poważne, ostateczne.
Dezorientowało go to wszystko. Czuł się
zagubiony niczym dziecko i chociaż nie był nim już od dawna, to nie potrafił
obronić się przed tym dziwnym zachowaniem i jeszcze dziwniejszymi uczuciami,
bombardującymi go od środka.
– Janek, wiem, że się martwisz, ale… Ale ja
naprawdę chcę się dowiedzieć – mruknął, dając krok w tył. Chłopak dostąpił do
niego, a jego ręce ani na moment nie przerwały kontaktu między nimi.
To było… Straszne.
Jurek nie wiedział, jak miał to wszystko
zakończyć, ale bał się, że jeżeli odsunie teraz od siebie chłopaka, to
przyjaciel, który tak niespodziewanie pojawił się w jego życiu, zniknie zostawiając
po sobie jedynie ból i niezrozumienie; zostawi go, czując się odtrąconym,
zostawi go, bo Jurek nie chciał z nim zostać, na rzecz jakiegoś tam pieprzonego
Daniela, którego widział drugi raz i tego przeklętego Nakoniecznego, który
samym swoim istnieniem rujnował całe jego życie!
– A ja naprawdę nie chcę, żebyś z nim jechał… –
szepnął, przesuwając dłonie ku górze, na jego barki. Kolejna fala dreszczy
przeszła mu przez kark.
– Jestem dorosły, poradzę sobie – mruknął,
potrząsając głową. Uczucie, które w nim narastało robiło się niemal nie do
wytrzymania, a każdy oddech zbyt ciężki do wzięcia, ciarki zbyt drażniące… –
Janek, odsuń się – poprosił bez siły. Palce na chwilę zacisnęły się na swetrze,
a potem znowu ułożyły płasko na jego ciele, nie wywierając na nim żadnego
nacisku. – Odsuń się, proszę – dodał żałośnie, spoglądając w niebieskie oczy.
Janek zamrugał zaskoczony, po czym przygryzł
wargę.
– Nie jedź z nim, to źle się skończy, nie
rozumiesz? – ponowił, ale tym razem Jurek dostrzegł, że i on powoli się łamał.
– Nie każda historia ma szczęśliwe zakończenie –
odpowiedział z gulą w gardle, po czym wyminął chłopaka, nawet na niego nie
zerkając.
Nie chciał myśleć, że zostawił go tu takiego –
niepewnego i martwiącego się, ale z drugiej strony nie wytrzymałby jego
zachowania ani chwili dłużej. Po prostu by nie wytrzymał.
Nie wytrzymałby.
Wolał uciec. Wolał wrócić do Dęby i powiedzieć
mu, że mogą wychodzić; choćby i w tej chwili, zdecydowanie w tej chwili, bez
sekundy zwłoki, bez żegnania się…
Mężczyzna na to przystał, wydając się przy tym
bardzo zadowolonym.
– Kto by pomyślał, że jesteś aż tak spragniony
wiedzy… – zakpił, kiedy obydwaj wyszli z mieszkania. Na klatce echo niosło ich
kroki po korytarzach, a atmosfera bardzo szybko stała się napięta, jak zawsze
między nimi.
– Przestań grać ze mną w te swoje gierki –
warknął. Przez cały alkohol, który miał we krwi, ledwo mógł schodzić po
schodach, te bowiem zlewały się w jego oczach w jedną, wielką plamę. Musiał
przytrzymać się barierki.
– Lubię je – przyznał od niechcenia.
Chwilę później znaleźli się przed blokiem, a
zimny wiatr owiał ich zagrzane ciała. Dęba pokierował Jurka do swojego
samochodu, odpalając po drodze fajkę.
– Chcesz? – zapytał. Jurek zaprzeczył. W
przypływie rozsądku, doszedł do wniosku, że po fajce mógłby się poczuć jeszcze
bardziej pijany, a to raczej nikomu nie służyło. Wolał po prostu postać chwilę na zewnątrz… Chociaż
stanie nie było do końca tym, co przychodziło mu z łatwością, zresztą chyba
było to po nim widać, bo Dęba otworzył mu drzwi od audi, by ten mógł sobie
usiąść.
Jakże miło z jego strony.
Mintę później, Daniel wsiadł do samochodu i
odpalił go, a Jurek zamknął drzwi po swojej stronie, by mogli ruszyć. Jego
ciało ułożyło się krzywo na fotelu, zbyt ciężkie i zbyt rozluźnione
jednocześnie, by siedzieć prosto.
– O tym właśnie mówiłem z tym alkoholem. –
Daniel uśmiechnął się, wyjeżdżając z parkingu. Obrzucił Gosa zainteresowanym
spojrzeniem, dokładnie sobie oglądając jego roztrzepane, kasztanowe włosy,
zmrużone, zmęczone oczy, w których teraz trudno było dopatrzeć się
wcześniejszej ekscytacji, blade policzki i charakterystyczną bliznę przy
ustach… Teraz lekko uchylonych i zwilżonych chwilę wcześniej językiem.
– Widzisz? Cudownie, że jesteś abstynentem,
przynajmniej jeden z nas może prowadzić – sarknął, wracając do swojego
wyuczonego już zachowania.
– Tak, też mi się to podoba… – mruknął, a Jurek
miał dość, tego że wciąż nie powiedział mu ani słowa na temat Nakoniecznego.
– Znasz Łukasza? – zapytał więc po raz enty,
licząc na to, że tym razem Dęba zechce mu odpowiedzieć.
– A czy gdybym go nie znał, wyciągałbym cię
stamtąd żeby porozmawiać w spokoju?
– A po to mnie wyciągasz? – zakpił, a Dęba, z
jeszcze większą kpiną odrzekł:
– Oczywiście. Czego innego się spodziewałeś…?
– Nie wiem. Nie wiem, czego się mam po tobie
spodziewać, ale teraz mogę tylko liczyć na to, że w końcu powiesz coś
konkretnego. Coś więcej niż mówienie zagadkami, bo jak na razie wychodzi na to,
że tylko w tym jesteś mocny – syknął. Dęba uśmiechnął się półgębkiem.
– Ty za to, jak ostatnio ustaliliśmy, masz z
nimi wyraźny problem… – Jurek westchnął ciężko. Zaczynał myśleć, że wszystko to
nie miało najmniejszego sensu. – Ale tak, odpowiadając na twoje pytanie… Znam
Łukasza. Powierzchownie.
– Powierzchownie? – zakpił, gdyż do głowy wpadł
mu tylko jeden pomysł, jak ta ich powierzchowna
znajomość mogłaby wyglądać.
– Tak, dużo lepiej za to znałem jego brata –
odparł, a Jerzy zmarszczył brwi w skupieniu.
– Łukasz ma brata? – zapytał, nie mogąc sobie
przypomnieć jakiejkolwiek wzmianki na taki temat, chociaż właściwie… skąd
miałby? Tak naprawdę nic nie wiedział o rodzenie Nakoniecznego.
– Cóż,
miał go. Jarek nie żyje już kilka lat – odpowiedział, ale ten jeden jedyny raz,
podczas gdy Jurek chciał spojrzeć mu prosto w oczy, ten patrzył na drogę. Czy
to mogło znaczyć, że kłamał? Niby po co miałby…?
Jurek poczuł się nagle przytłoczony, a na
dodatek coś jakby chwyciło go za serce. Czy naprawdę… Nakonieczny stracił
brata? Jeżeli tak to nagle wszystko nabrałoby jakiegoś sensu; te nastoje
mężczyzny, jego chwile zawieszenia, zmarszczone brwi, a niekiedy puste spojrzenie...
– Przyjaźniłeś się z nim? – zapytał przez
zaciśnięte gardło. Dęba uśmiechnął się kącikiem ust.
– Chyba można to tak nazwać – westchnął,
skręcając w jakąś uliczkę. Jurek nie wiedział, dokąd mężczyzna go zabierał, ale
nie potrafił skupić się na drodze. Ten dzień był dostatecznie przytłaczający, najpierw
wyścig, potem to dziwne zachowanie Janka i teraz to… Zbyt wiele na ten moment
spadło na jego barki, by móc przyjmować jeszcze jakieś bodźce. – Łukasz był
wtedy dzieciakiem zapatrzonym w swojego brata. Chciał wszędzie za nami łazić… –
kontynuował, a serce Jurka biło mu coraz szybciej w piersi. On po prostu nie
wierzył, że mógł się dowiedzieć czegoś o Nakoniecznym i to jeszcze od Dęby!
Gdyby nie był taki pijany i ociężały, to najpewniej nie mógłby wysiedzieć w
miejscu. – I właściwie łaził, Jarek miał do niego ogromną słabość – mówił
dalej, skupiając się na drodze. – Chociaż był sporo młodszy. Siedem… Może osiem
lat? Nie wiem, zawsze mnie wkurwiało, że Jarek wszędzie go ze sobą ciągał. Różnica
wieku w tym przypadku była, kurwa, znacząca, bo kiedy ja z Jarkiem zaczęliśmy
sobie… że tak powiem, brudzić rączki, Łukasz był zbyt młody, albo zbyt głupi,
żeby to jakoś ogarnąć.
– Co masz na myśli? – zapytał, marszcząc brwi.
– Niegrzeczni byli z nas chłopcy – odrzekł,
zerkając w końcu na Gosa. – Mieliśmy różne towarzystwo, poznawało się coraz to
nowych ludzi… Koniec końców Łukasz w to wpadł. – Wpadł w co?, myślał Jurek,
starając się maksymalnie skupić. – Jarek bardzo się starał wyciągnąć go z
szemranego towarzystwa, ale nieskutecznie. Zaczęły się narkotyki i, z tego co
mi wiadomo i z tego, co mi opowiadał, sypianie na prawo i lewo z różnymi typami.
Łukasz czerpał z życia garściami – kontynuował z ponurym uśmieszkiem, a Jurek
kiwał przecząco głową. To nie mogła być prawda. Nijak to nie pasowało do
Nakoniecznego!
No i… narkotyki? To brzmiało niczym słaby żart.
– Chyba nie mówimy o tym samym Łukaszu – odparł,
a pomiędzy jego brwiami pojawiła się wyraźna zmarszczka. – Zbieżność nazwisk…
– Mam zdjęcie. Pokażę ci, jak dojedziemy –
odparł. – W każdym razie, bardzo szybko wymknęło mu się to spod kontroli.
Uzależnił się. Jarek był przerażony, obwiniał się, nie poznawał swojego
młodszego braciszka… Nasze ścieżki czasami się krzyżowały i widziałem, co ten
ze sobą robił. Bardziej jednak szkoda było mi Jarka, aż któregoś dnia,
całkowicie niespodziewanie, okazało się, że ten nie żyje. To był szok. Dla mnie,
ale dla Łukasza chyba też. Po tym wydarzeniu nigdy nie widziałem go już w
żadnym „naszym” klubie.
– Nie mówimy o tych samych osobach… – powtórzył
oniemiały.
– Nie chciałem męczyć chłopaka. Właściwie to nie
chciałem go widzieć, nie chciałem mieć z nim nic wspólnego, bo przypominał mi
swojego brata, mimo że był kompletnie inny. Bogaty dzieciak, któremu wydawało
się, że wszystko przejdzie mu płazem, że Jarek lub jego ojciec wyciągną go z
każdych tarapatów… – mówił i mówił, nie dopuszczając do wiadomości słów Jurka,
aż w końcu się zatrzymał. – Szczerze to nie przepadałem za gówniarzem –
przyznał, wysiadając z samochodu.
Jurek nie chciał wysiadać, nie chciał więcej
słuchać, bo czuł, że jeżeli będzie to prawda – chociaż nie mogła być – wejdzie w
posiadanie bardzo niewygodnych informacji.
Mimo to Dęba obszedł samochód i otworzył przed
nim drzwi.
– Co, mam ci pomóc? – rzucił kpiąco, wyciągając
do niego rękę. Jurek odtrącił ją, po czym podniósł się ociężale.
– Obejdzie się – warknął. W głowie miał taki
mętlik, że nawet nie zastanawiał się za bardzo, dokąd prowadził go mężczyzna,
przynajmniej do czasu aż nie stanęli pod drzwiami mieszkania. – To twój dom? –
zapytał ze zwątpieniem, kiedy Daniel wpuścił go do środka.
– Mój, nie mogę zaprzeczyć – odpowiedział,
zapalając światło. Jurek musiał zmrużyć oczy, a kiedy przyzwyczaił się już do
jasności ujrzał ciaśniutką kawalerkę; właściwie jednopokojową, gdzie większość
miejsca zajmowało łóżko i szafa, a po boku znajdował się malusieńki aneks
kuchenny… – Chociaż domem bym tego nie nazwał – dodał z chytrym uśmieszkiem, a
Jurek ponownie pokiwał głową nie dowierzając.
Za dużo informacji jak na jeden raz, za dużo
domysłów i niedomówień…
A to… To była najzwyczajniejsza dziupla.
– Sprowadzasz tu swoje panienki? – zakpił,
odwracając się przodem do Dęby. Ten, jak się okazało, stał znacznie bliżej niż
Jurkowi wcześniej się wydawało, wiec mężczyzna odstąpił krok do tyłu.
– Panienki? Nie wyglądasz mi na panienkę… –
mruknął, uśmiechając się podle.
Jurek przełknął ślinę, a przez jego plecy
przeszły zimne dreszcze.
Wcześniej nie myślał za dużo, ale teraz… teraz
jakby do niego dotarło, że nie wiedział nawet gdzie się znajdował z mężczyzną,
niebezpiecznym mężczyzną, którego zamiarów nie znał i który właśnie przed
chwilą mu przyznał, że miał bliski kontakt z narkotykami, na dodatek
organizował nielegalne wyścigi…
Jurkowi zakręciło się w głowie, a Dęba, widząc
ten moment słabości, wyciągnął do niego rękę i przytrzymał go. Ich ciała nigdy
nie znajdowały się bliżej i było to tak złe, że Jerzy na powrót poczuł mdłości.
– Usiądź sobie… – usłyszał tuż przy uchu, a
potem poczuł lekkie popchnięcie, które odrzuciło go, co prawda niemocno, ale wystarczająco,
by stracił równowagę i usiadł na łóżku.
Psiakrew!, przeszło mu panicznie przez myśl,
kiedy podsunął się dalej, by oprzeć się o framugę i jednocześnie odsunąć się od
tego przeklętego mężczyzny.
– Sorry, ale ja chyba już będę spadał…
– Dopiero przyszedłeś – zakpił mężczyzna,
patrząc na niego z rozbawieniem w oczach.
– Tak, ale nie dostałem tego czego chciałem… Nie
mówimy o tym samym Łukaszu – kontynuował, starając się być opanowanym. Nie
chciał, żeby Dęba widział jego niepewność, ale chyba nie wychodziło mu to
najlepiej, bo mężczyzna z chwili na chwilę roztaczał wokół siebie coraz to
wyraźniejszą aurę pewności, tłamsząc przy tym Jerzego ostatecznie.
– Coś czuję, że mówimy… – mruknął z uśmieszkiem,
cofając się w stronę szafy. Jerzy poczuł ulgę i nawet odetchnął bezgłośnie; im
dalej znajdował się Dęba tym lepiej. – Gdzieś tu miałem jedno zdjęcie, ale
kurwa, nie myślałem o tym od lat i nie do końca pamiętam gdzie… Poczekasz
chwilkę, prawda? – zapytał i to wystarczyło, by po plecach Gosa po raz kolejny
przeszły nieprzyjemne ciarki.
Czuł, że pomimo tego grzecznego zapytania nie
miał żadnego wyboru.
– Mam… – mruknął, chwytając w palce fotografię o
standardowych wymiarach, po czym znowu, ku kompletnemu przerażeniu Jerzego,
podszedł do łóżka, a potem usiadł na nim, tuż przy jego ramieniu.
To nie mogło dziać się naprawdę… Być może to po
prostu jakiś dziwny, spowodowany alkoholem sen, z którego zaraz się obudzi, a
po Dębie nie zostanie żaden ślad? Tak by było najlepiej, jednak ten przeklęty mężczyzna
był tuż obok i na dodatek wyciągnął w jego stronę fotografię, w której to Gos
ulokował spojrzenie.
Jaka to była ulga, kiedy dostrzegł na zdjęciu
jakiegoś szczupłego, radosnego blondynka, z niemalże złotymi włosami,
wyszczerzonego tak, jak Nakonieczny nigdy by się nie wyszczerzył i z
brzoskwiniową, zdrową skórą, która przecież była w całkiem innym kolorze…
Boże, jak dobrze! Jak dobrze, że to jednak nie
on, pomyślał, wlepiając wzrok w obcego chłopaczka, tak innego od Łukasza.
– Tak jak myślałem, mówiliśmy o dwóch kompletnie
różnych osob… – zaczął, po czym urwał gwałtownie, zasysając powietrze do płuc.
Dęba bowiem zabrał palce z drugiej osoby,
widniejącej na fotografii, odsłaniając najpewniej Jarka. Jarka, który na sobie
miał skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami – dokładnie taką, jaką jeszcze tydzień temu
widział na Nakoniecznym…
Przez jego ciało przeszedł wodospad gorących
dreszczy, które sparaliżowały na moment wszystkie jego ruchy. Był w stanie
jedynie wpatrywać się w te złote włosy i zdrową, lśniącą skórę, dopatrzył się
nawet tęczówek, które swoim kolorem przypominały rozpuszczoną na słońcu mleczną
czekoladę, a mimo to wciąż nie mógł uwierzyć…
– A ja wciąż myślę, że mówimy o tych samych – doszedł
go niski szept tuż przy jego uchu.
Świadomość, że właśnie znajdował się na łóżku
sam na sam z Dębą, była niemal tak samo druzgocąca, co fakt, że Łukasz… Łukasz był
kiedyś ćpunem...?
I wciąż chodził w kurtce swojego brata.
***
Hej kochani!
Trochę mnie nie było, wiem. Wszystko dlatego, że ten rozdział rozrósł mi się do takich kolosalnych rozmiarów... Pobiłam nim swój absolutny rekord, liczy on sobie bowiem aż 22 strony... czyli jest dłuższy niż zwyczajowe dwa. Mimo to trochę się podziało, więc mam nadzieję, że nie zanudziłam i że nie dłużyło Wam się jakoś znacznie :)
Po drodze gdzieś minęła mi rocznica - 10 kwietnia ubiegłego roku dodałam na bloga pierwszy rozdział Drugiej szansy i właściwie bardzo starałam się skończyć ten rozdział taką symboliczną datą, ale - jak wiele rzeczy w moim życiu - nie bardzo mi wyszło :') Trochę się tym zdemotywowałam, trochę mi było przykro, że nie wyszło tak jak chciałam, no ale koniec końców nigdy nie byłam zorganizowanym człowiekiem, wiec szybko się pogodziłam z porażką. W każdym razie chciałam tylko powiedzieć, że jest mi niezmiernie miło, że przez ten rok jesteście tu ze mną i czytacie moje wypociny. Mam nadzieję, że sprawiam Wam tym troszkę radości i że będziecie ze mną przez kolejny, a może nawet i dłużej. ;>
Tak jednak wracając do rozdziału, to... Co myślicie? Spodziewaliście się takiego obrotu sytuacji? A może właśnie wydaje się Wam to wszystko jakieś takie dziwne? Każdy z panów zarówno Janek, Daniel jak i Łukasz (chociaż ten zdecydowanie nieosobiście) co nie co w tym rozdziale o sobie zdradził, no i... Jurek się chyba tego nie spodziewał.
Ja osobiście się trochę jaram! Jest to jeden z punktów w tym opowiadaniu, do którego dążyłam od samego początku, także cieszę się, że mam już go za sobą - zbyt długo spędzał mi sen z powiek (zwłaszcza to o Łukaszu!) i w końcu będę mogła dążyć do kolejnego.
Na ten moment jednak, skoro już wspomniałam coś o spaniu, będę powoli kończyć ten swój wywód - dopiero co napisałam końcówkę tego rozdziału i trochę oczy same mi się zamykają, dlatego wybaczcie jeżeli pod koniec znajdziecie więcej błędów, jutro jeszcze to przejrzę i najwyżej poprawię. Chciałam Wam jednak to już wstawić, bo i tak czuję, że trochę nadwyrężyłam Waszą cierpliwość ;)
A! Prawie bym zapomniała... Wesołych świąt, kochani!
No i do następnego!
No cudny!
OdpowiedzUsuń[...] (Tak, tak w tym miejscu znów się tłumaczę z braku czasu i weny na komentarze, bo chociaż czytam regularnie, to naprawdę brakuje mi czasu na napisanie czegoś konstruktywnego, czy chociaż laurki)
I przyznam, że Janek mnie zaskoczył. Nawet go nie podejrzewałam, że może być zainteresowany Jurkiem :P Za to Dęba [<3] Jak ja lubię złych chłopców :P Tylko nie mogę się zdecydować, czy wykorzysta niepoczytalność Jurka, czy tylko zrobi mu wodę z mózgu :D Bo jak na razie nasz zatwardziały homofob jest bliski sprawdzenia dostępnych opcji na własnej skórze :P
No i Łukasz robi się coraz bardziej interesujący xD
PS: Imiona w opowiadaniu sponsoruje literka 'J'
PS2: Nadal raczej Jurka nie lubię ;)
PS3: Postacie drugo i trzecio planowe wychodzą Ci świetnie :)
PS4: Wesołych Świąt
Kto tu do mnie wrócił! c:
UsuńNo i tam, nie tłumacz się. Fajnie wiedzieć, że wciąż jesteś. To już ponad rok jak czytasz te moje wypociny, także szacun za wytrwałość xDD <3
A Janek! Faktycznie jak na siebie zachował się niespodziewanie, w końcu do tej pory nie dawał za bardzo oznak że jest zainteresowany (oprócz tych kilku, dwuznacznych tekstów).
Fajnie, że Dęba wpisuje się w Twój gust. W ogóle widzę, że powstają bardzo wyraźne teamy i muszę się powstrzymywać żeby nie zdradzać swojego faworyta xd
1. xDDD
2. Jureczka nie lubisz?!?!?!?!?!
3. To dobrze, że Ci się podobają, skoro główny bohater do ciebie średnio przemawia xd
4. Moje święta skończyły się chorobą, po tym jak kończyłam pisać ten rozdział siedząc na balkonie cccc: Ale dzięki! <3
Póki nie będziesz nadużywać cukru, to masz we mnie czytelnika :P Tak, happy endy, lukier i serduszka poza totalnie niezbędne minimum, nie są dla mnie xD
UsuńJeśli były dwuznaczne zachowania, poza tym rozdziałem, to przegapiłam. Na swoje usprawiedliwienia mam to, że nie podejrzewałam Janka o zainteresowanie własną płcią. Dla mnie po prostu był bardzo tolerancyjny i pozytywny.
No i gdzieś już pisałam, że totalnie mi taki paring nie pasuje, więc go odrzucałam -może błędnie ;).
No ale na razie nie obstawiam 'jedynego 100% hetero w opowiadaniu', jak ostatnio ;D :P
Ad 1. :D
Ad 2. No już nie jest tak niestrawny jak na początku, ale sympatii nie budzi. Za to na pewno nie jest sztampowy :)
Ad 3. Na pewno każda postać jest 'z krwi i kości', a nie tylko tłem. I wiesz, że dla samego Łukasza bym czytała <3 <3 <3 <3 :P
Ad 4. To dużo zdrówka :) I możesz wykorzystać ten czas na pisanie ;D
Ach, ten lukier... Będę się musiała hamować ze słodzeniem :D
UsuńCóż, tak jeszcze do tych dwuznacznych zachowań wracając, to faktycznie nie było ich zbyt wiele; ot, kilka rzuconych luźno żartów ;)
Haha, nie, ale z tym trójkątem to jesteś blisko... A może właśnie bardziej daleko? XD
1. Imiona na "J" nie są takie złe, okej...? :')
2. Nooooo daj mu trochę miłości, zobacz, że tego potrzebuje.
3. Szanuję za czytanie dla Łukasza. Też chłopa lubię.
4. Nie wykorzystałam, więc muszę teraz nadrobić .-.
Och, świetny ten rozdział! Faktycznie, kawał tekstu, gratki za taką ilość stron, czasami to jest masakra jak sceny się ciągną i nijak nie da się ich urwać w połowie, bo w głowie już ten układ stanowi całość, a czas goni, terminy mijają, ludzie czekają. Tym bardziej gratulacje za kawał dobrej roboty :D
OdpowiedzUsuńStrasznie się jaram tym co się działo pomiędzy Jankiem a Jurkiem w tym rozdziale <3 jak Janek zaoferował, że Jurek może zrobić na co ma ochotę… Mrrrr :D aż przeszło mi przez głowę kółka zbereźnych myśli :P
Za to przeczuwam, że główny romans będzie się odbywał między Jurkiem a Dęba, przynajmniej na razie. W sumie Jurek często jest w takim stanie, przynajmniej z Nakoniecznym, że robi nielogiczne, mało racjonalne rzeczy wbrew sobie, to może i z Danielem się puknie po pijaku :P chociaż ja cały czas mam gdzieś z głowy jakie to by było dziwne, gdyby pukał się z kolesiem, którego siostrę już puknął. Jakby jeszcze zaczęli się spotykać, to wyobraź sobie jakie rodzinne święta by były niezręcznie :P
Widzę też, że Jurek ma coraz większe problemy z alkoholem. Jestem ciekawa kiedy to wybuchnie, bo niestety gość niechybnie zmierza prosto w ramiona alkoholizmu :(
Ale rozdział był super, mega emocjonalny, ciekawy, wciągający i akcja ruszyła do przodu tak mocno, jak Jurek na wyścigach <3
Wesołych świąt i mnóstwa weny!
Pozdrawiam,
Naru
Naru ja obstawiałam trójkącik Alicja, Daniel i Jurek :P
UsuńChociaż teraz to już trudno powiedzieć kto Jurka zainteresuje na dłużej, bo i Łukasz wchodziłby w grę, gdyby nie to, że wierzę w to, że nie jest dupkiem ;)
Miodzio, ale... Ale... W tej konfiguracji Daniel pukałby swoją siostrę :| nawet jakby mieli deal, że się nie będą dotykać i patrzeć sobie w oczy to i tak mnie to wykręca na drugą stronę :P
UsuńNaru, nie wiem, jak Ty to robisz, że Twoje rozdziały są takie długie, ja to myślałam, że osiwieje, jak tak pisałam i pisałam, i pisałam, i faktycznie końca nie było widać :D
UsuńA Janek zaszalał, to fakt, ale też był pijany, może więc dodało mu to odwagi. Przede wszystkim jednak nie chciał, żeby Jurek jechał z Dębą, co mimo wszytko mu nie wyszło...
Także wszystko się może zdarzyć, ale nie wiem czy Jurek by przeżył to puknięcie - zwłaszcza rano po obudzeniu XD Więc raczej w tym przypadku bym go nie podejrzewała o aż takie nieracjonalne działania, zwłaszcza że Nakonieczny a Dęba to całkiem dwie różne bajki, do których Jurek ma inne podejście.
A z tą Alicją to też śmieszna sprawa, na razie nie wiemy za bardzo jak wyglądają relacje rodzeństwa, ale faktycznie przy takich świętach byłoby niezręcznie xDDD Podejrzewam jednak, że nie są to osoby, które je obchodzą, także może by im się upiekło >,<
Natomiast Miodzio, Ty to masz zawsze ciekawe pomysły na romanse :D Nie dość, że masz słabość do złych chłopców to jeszcze te trójkąty... xD
Bosz! Ja wcale nie o tym ;D ;D ;D ;D Wy, wy, wy... Zboczone :P xD
UsuńPrzecież Jurek mógłby zaliczać każde z rodzeństwa za plecami tego drugiego! xD xD Bo na razie wierzę tylko w Łukasza ;)
PS: Kazirodztwo tylko, jeśli z tego nie ma szans na dzieci ;)
Rozdział Autorko świetny,Bentley dał radę��,pairing Jurek&Janek jest jak najbardziej (◍•ᴗ•◍)❤,w ogóle nie rozumiem zaskoczenia osoby z pierwszego komentarza w tej sprawie(nie wiem jak można czytać to opowiadanie bez jakiegokolwiek choćby podejrzenia iż to Janek uzmysłowi Jurkowi co do tej pory stracił próbując nie dopuścić do siebie prawdy o swojej chyba nie do końca heteroseksualnych upodobaniach)- i najważniejsze!mam nadzieję, iż nie pozwolisz Jurkowi przeżyć swojego pierwszego razu z facetem z takim Dębą bo nie sądzę aby to go miało przekonać do gejowskiego seksu (mam takie wrażenie że w przypadku Jurka taki facet na jakiego kreujesz Daniela się nie "sprawdzi", tym bardziej iż to dotyk Janka wywołuje w nim "te" objawy��)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się spodobał! Bentley dał radę, Jurek tak samo.
UsuńNatomiast Jurek i Janek owszem, to mogłoby wypalić, zwłaszcza że chłopak zdecydowanie dobrze wpływa na Gosa, ale zachowanie Czyżewskiego nie było wcale takie oczywiste, w końcu chłopak nie dał poznać po sobie, że mógłby być zainteresowany Jerzym w ten sposób.
No i widzę, że ktoś tu chyba wrócił do opisu? :D Czy to będzie Janek - na to pytanie już nie odpowiem! :)
A ten seks z Dębą... No nie wiem, mi się wydaję, że mógłby być całkiem przedni, facet wydaje się wiedzieć, co robi, ale faktycznie na to chyba jeszcze za wcześnie ;)
Dzięki za komentarz, pozdrawiam! :3
No właśnie! Dla mnie Janek wszedł w friendzone i tylko w friendzone. Dla mnie jego zachowanie było jakby młodszego brata, który jest zafascynowany starszym, z wszystkimi jego wadami. Okay, podejrzewa Jurka o bycie Bi/Homo, ale po prostu nie ma z tym problemu, a nie że zastanawia się, czy uda mu się wskoczyć do łóżka Jerzego!
UsuńStąd moje zaskoczenie. Chyba, że wie o Dębie coś, czego my jeszcze nie wiemy i chciał uchronić Jerzego samemu się poświęcając :P
Jak to poświęcenie miałoby niby według Ciebie wyglądać, jeśli zakładasz że są tylko przyjaciółmi?? A tak w ogóle to nie bardzo rozumiem jak to poświęcenie miałoby "uchronić" Jerzego? I cóż takiego mógłby wiedzieć o Dębie poza tym że raczej lubi facetów i być może nie jest najdelikatniejszym kochankiem( co wcale nie musi być tak oczywiste )oraz że kreuje się na niebezpiecznego typa ( a w rzeczywistości jest np tajniakiem i pracuje pod przykrywką hahaha). Z tego co raczej wynika do tej pory z opowiadania Janek też zna go chyba tylko ze środowiska związanego z nielegalnymi wyścigami?
UsuńAle się zadziało! Rzeczywiście długaśny ten rozdział :) Wyścig był emocjonujący,cieszę się,że Jurek wygrał pomimo tego okropnego oszustwa swojego konkurenta :) Cała atmosfera tych wyścigów była niezwykle napięta. A to co zadziało się później! Ja to zawsze mówię - świat naprawdę jest mały. I to się tylko potwierdzilo po tym co powiedział Dęba. Już sama nie wiem co myśleć o tym facecie - jakiś taki nie za fajny mi się wydał w tym rozdziale... jeśli on do czegoś przymusi Jerzego to to może nie być fajne... oj Jerzy trochę się wpakowałeś... No ale w ogóle co miało znaczyć zachowanie Janka??! Czy on nie mówił czasem, że ma dziewczynę? Tak mi to do niego nie pasowało, że jestem w lekkim szoku. Może Janek mógłby uratować Jerzego z tej sytuacji? Wpadłby jak burza do tej klitki Dęby i uratował naszego homofobicznego księciunia? 😆 No nie wiem, nie wiem - przez to wszystko to zaczęło mi brakować Łukasza. Szkoda, że on już z kimś jest, bo skubaniec pasuje mi do Jerzego. No ale nie życzę mu rozstania z Marcinem. W ogóle jakoś takie lepsze uczucia mam do niego przez tą jego przeszłość - sporo przeszedł i tyle osiągnął - chyba go trochę podziwiam xd. Bardzo dziękuję za tyle akcji i emocji. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAno, troszkę się podziało :) No i też się cieszę, że wygrał, w tym jego gorzkim życiu należy mu się odrobina słodyczy i radości, bo inaczej jego egzystencja byłaby naprawdę marna.
UsuńDęba... Hmm, ma on charakterek, trzeba mu to przyznać, ale czy Jurka do czegoś zmusi...? No, tego dowiemy się już niedługo :D
A Janek, owszem, ma dziewczynę. Zadziwiające jak wielu osobom umyka ten fakt :)
Homofobiczny księciunio brzmi idealnie na Jerzego! <3 Ale może będzie w stanie obronić siebie sam. W końcu to duży chłoooopiec.
Ciesze się też bardzo, że masz takie odczucia względem Łukasza! Ciekawe czy Jurka zdanie też się na jego temat odmieni...
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!
Będzie rozdział w ten weekend?
OdpowiedzUsuńChyba niestety się nie wyrobię, ale zobaczymy, może się zepnę i go dzisiaj dokończę.
UsuńJuż nawet nie wiem, jak znalazłam twojego bloga… Chyba tylko jakiś dziwny głosik powiedział mi, żebym coś przeczytała. - Pierwsze objawy jakiejś choroby psychicznej nadchodzą🤣 - I dobrze, że go posłuchałam, bo biczowała bym się, gdybym wyszła, nie czytając twojego tekstu. Jak na razie dobrałam się tylko do Zostań o poranku.
OdpowiedzUsuńJak mam być szczera nie liczyłam na nic specjalnego, zwykła historia o jakimś pracoholiku i jego nudnym życiu. Lekkie i idealne opowiadanie na wieczór - czyt. noc. Oj jak się myliłam ^_^.
Historia tak mnie wciągnęła, że o 4-5 w nocy skapłam się, że przeczytałam już wszystko, a miałam je tylko obczaić 😂😂😂. Jak ja to wszystko przeżywałam ^_^ I teraz składam oficjalne zażalenie.😒 Przez cb nie mogłam zasnąć 🤣🤣🤣. Chciałam wiedzieć co będzie z Jerzym, a jak skapłam się, że to ostatni rozdział do przeczytania, niemal wyłam z rozpaczy. Ludzie jak Dęba go, chociaż nie przeliże to zrobię to samo co typowy Janusz, gdy przyśni mu się, że będzie 500+ na każdego passata. 😂😂😂.
Już dalej się nie rozpisuję → zrobię to pod kolejnym rozdziałem. Dzięki za rozdziały, a właściwie za całe opowiadanie i DUŻO WENY życzę ^_^.
Pozdrawiam ^_^
W takim razie bardzo się cieszę, że posłuchałaś się tego swojego głosu w głowie i zostałaś na dłużej. Warto jednak czasami go słuchać ;)
UsuńNo i bardzo mi miło, że tak mówisz i że to opowiadanie wybija się troszkę na tle innych tekstów.
Dobrze że znalazłaś je w weekend i mogłaś odespać :D (Chociaż przyjmuję to zażalenie z dumą i uznaniem!)
Na szczęście rozdział już skończyłam więc nie będziesz musiała długo czekać; muszę go jeszcze tylko sprawdzić i poprawić, wiec może dzisiaj już się pojawi ;)
A co do tego pocałunku... Khem, no już nie będę zdradzać, jak to się potoczy.
Dziękuję Ci bardzo za komentarz i obserwacje bloga, no i za tyle pozytywnej energii, która przekazałaś mi w komentarzu!
Również pozdrawiam! *-*
Cudowny rozdział! Podświadomie chyba na niego czekałam, bo pod poprzednim nie mogłam jakoś sklecić porządnego komentarza, a teraz to aż cisną mi się te wszystkie pochwały. :D
OdpowiedzUsuńJest niesamowicie długi, ale nie przeciągnięty, czyta się absolutnie przyjemnie. I znowu: trzymający w napięciu wyścig! Przyznam, że przez chwilę obawiałam się, że Jerzy skończy go taką lekką ręką. Coś tam podejrzewałam, że nie może pójść tak łatwo, ale cóż... :D
Przy czytaniu fragmentu o tym, jak Jurek wybiera sobie ubranie, znajduje sweter i stwierdza, że nie musi zawsze być elegancko ubrany, to aż chciałam mu powiedzieć "idź w dresie!". Możliwe, że to moje skrzywienie, bo zawsze tak każdemu doradzam, ale uśmiech na gębie miałam. ;)
Coś czuję, że Dęba narobi Jerzemu stracha. :D No i przeszłość Łukasza powiem, że zaskoczyła. Teraz tylko czekać na więcej. ;)
Na koniec znalazłam literówkę:
"Mintę później, Daniel wsiadł do samochodu i odpalił go,"
I mam jedną uwagę, co do:
"– Chyba można to tak nazwać – westchnął, skręcając w jakąś uliczkę."
Chodzi o "westchnął". Wydaje mi się, że powinno się to traktować jak jakąś czynność postaci niezwiązaną z mówieniem. Tak jak np. "podskoczył", "potrząsnął głową" itd.:
"– Chyba można to tak nazwać. – Westchnął, skręcając w jakąś uliczkę."
Ode mnie tyle. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że przeczytam i skomentuję szybciej, niż ten teraz.
I takie małe P.S. na koniec: poprzedni rozdział pojawił się pierwszego kwietnia, krótko po poprzedzającym go rozdziale. Przyznam, początkowo myślałam, że to taki żart, a tu jednak prawdziwy rozdział. ;D
Bardzo się cieszę, że się podobał - dla mnie też był bardzo ważny i fajnie, że ma taki pozytywny odbiór! :) No i że jednak się nie dłużył, bo taka ilość tekstu czasami potrafi przytłoczyć (zwłaszcza jak chce się coś przeczytać na szybko).
UsuńNo właśnie nie mogło pójść za łatwo! Dla Jurka cały czas jest to nowe środowisko i szczerze nie spodziewał się, że ktoś może go tak wykiwać.
O nie, Jurek w dresie? Tak wyjść na miasto...? Nie do wyobrażenia! :D :D
A z tym "westchnął" to znowu mnie zaskoczyłaś, chociaż faktycznie nie jest to za bardzo związane z mówieniem. Będę się musiała odzwyczaić, bo wydaję mi się, że często tak pisałam ;)
Skomentowałaś bardzo szybko!!
A no, taki psikus Wam na prima aprilis zrobiłam ;)
Aaaa, znalazłam wczoraj a dziś wyję z rozpaczy nad brakiem ciągu dalszego :((( Boskie opowiadanie, takie inne niż większość A przez ten cliffhanger na końcu rozdziału teraz nie mogę się skupić na robocie
OdpowiedzUsuńRosamar, nie smutaj, są jeszcze dwa rozdziały tylko niepodlinkowane w spisie. Musisz sobie wejść na główna :)
UsuńLeslie, nie bij! Jutro obiecuję wrócić z prawdziwym komentarzem pod nowym rozdziałem <3
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, te podteksty Daniela to było dla mnie właśnie takie denerwowanie bo skojarzył kto zjawił sie na wyścigach i prowokował... och Jerzemu nie podoba się że ktoś inny spoufala się z Jankiem, ale to u Sandry ta determinacja Janka aby go zatrzymać aby nie szedł z Dęba to tak jakby zrobię wszystko abyś nie poszedł... ale czemu Daniel tak traktuje Janka jakby był kimś nie szczególnym... zna Łukasza choć nie osobiscie bardziej znał jego brata, także tutaj poznajemy drugie oblicze samego Łukasza...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza