piątek, 8 lutego 2019

Zostań o poranku: Rozdział 8


(Uwaga! W tym rozdziale znajduje się nawiązanie do poprzedniego opowiadania, więc jeżeli jeszcze go nie czytałeś/aś jest to bardzo dobry moment :D) 

 Rozdział 8: Przepis na nieszczęście 


Poranek po raz pierwszy od kilku dni był dla Jerzego przyjemnością. Obudził się wyspany i zrelaksowany, na dodatek nic go nie bolało. Gdy wygrzebywał się z kołdry, czuł, jak mocno rozgrzane jest jego ciało w porównaniu do temperatury, która panowała w pokoju.

Miał dobry humor. To nie zdarzało się często. Postanowił dzisiaj z tego skorzystać.

Stan ten utrzymywał się do momentu, w którym podjechał pod biuro. Ale tylko do niego, bowiem kiedy tylko otworzył drzwi samochodu, przed wejściem zobaczył Słowińskiego.

Przez chwilę się wahał, lecz w momencie, w którym Marcin podniósł głowę i go dostrzegł, bezzwłocznie wysiadł z auta. Przeczesał dłonią włosy, a potem sztywnym krokiem zbliżał się metodycznie do mężczyzny, który, niech się Bóg nad nim zlituje, posłał mu jeden ze swoich rozbrajających, pełnych uśmiechów.

– Dzień dobry – przywitał się z nim swobodnym tonem. Jerzy przystanął.

– Dzień dobry – odparł beznamiętnie, nie wiedząc, czy wyminąć faceta czy zostać na miejscu. Miał wrażenie, jakby Marcin chciał coś powiedzieć, ale szczerze nie bardzo go to interesowało, o ile w ogóle. Na sam widok jego twarzy robiło mu się gorzej, nie mówiąc już nic o słuchaniu go.

–  Dobrze wyglądasz – rzucił Słowiński, patrząc mu w twarz. Nie robił tego tak nachalnie jak chociażby Łukasz, a w jego głosie nie dało się wyczuć kpiny czy sztucznej słodyczy. Mimo to wargi Jerzego wykrzywiły się w kwaśnym grymasie.

– To tak jak ty – odrzekł, obrzucając go kolejnym, niechętnym spojrzeniem. W jego tonie nie było za grosz sympatii i Marcin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Uśmiechnął się samymi kącikami ust i spojrzał gdzieś dalej, poza ramię Jerzego, jakby się nad czymś zastanawiał. – Myślę jednak, że to nie pora na wzajemne kółko adoracji – zakpił, wsadzając dłonie głębiej w kieszenie. Na dworze było zimno, Jerzy czuł powstające na jego twarzy wypieki, ale Marcin oczywiście stał niewzruszony z nie mniej niewzruszoną na warunki pogodowe cerą.

– Żeby stworzyć kółko przydałoby się tu trochę więcej osób, na razie mamy tylko trójkąt – kpiący głos Łukasza doszedł zza niego i Jerzy cały skamieniał, a Marcin… Marcin uśmiechnął się na chwilę na ten głupi żart, po czym spoważniał od razu, widząc mordercze spojrzenie Gosa. Chociaż on miał odrobinę wstydu! Bo przeklęty Nakonieczny nie miał go za grosz! Uśmiechał się tak ironicznie, że Jerzy aż miał ochotę wrócić się do samochodu i, przez przypadek, śmiertelnie go potrącić. Zwłaszcza że ostatnio trochę sobie popraktykował z fajnymi prędkościami…  Wizja ta jednak rozmyła się przed jego oczami, kiedy Łukasz stanął tuż przy Marcinie i objął go w pasie.

Ciało Jurka skostniało. Nie wiedział, co takiego działo się z nim w tym momencie, ale widział niemal w zwolnionym tempie, jak na twarzy Słowińskiego wykwita zadowolony uśmiech, a twarz Łukasza rozpromienia się.

To było… obrzydliwe. I bardzo, bardzo nieprofesjonalne.

A Jerzy bardzo cenił sobie profesjonalizm. I bardzo nie cenił Marcina i Łukasza w tym momencie. Uczucia, które przez ostatnie dni trochę przyblakły, zagościły w nim ze zdwojoną mocą. Obrzydzenie, złość, pogarda… Aż nim zatrząsnęło. Łatwiej było funkcjonować, kiedy Słowińskiego nie było w pobliżu.

– Co jest, Jerzy? Nie jesteś chętny? – drążył Łukasz prześmiewczo, a Gos skoncentrował na nim chłodne spojrzenie. Starał się być opanowany, mimo że w środku cały buzował, a na samą myśl robiło mu się słabo.

– Chyba rozmawialiśmy ostatnio na ten temat? – cmoknął, uśmiechając się wbrew sobie. Ta sytuacja wymagała od niego najwyższego poziomu gry aktorskiej.

– Rozmawialiście? – powtórzył Słowiński z wolna.

– Oczywiście. Lubimy tak sobie porozmawiać z Łukaszem od czasu do czasu – odparł, starając się brzmieć swobodnie. No i ten wyraz twarzy Nakoniecznego! To było warte starań, zwłaszcza że mężczyzna tak śmiesznie  zmarszczył brwi i spojrzał na niego z niedowierzaniem, najpewniej wracając pamięcią do ich ostatniej rozmowy.

– Dokładnie, aż nie podejrzewałem, że będziemy z Jerzym dogadywać się tak dobrze – zakpił, z powrotem przysuwając się do partnera. – Jestem pewien, że wy również dojdziecie do porozumienia. W końcu będziecie mieli okazję spędzić trochę czasu razem – powiedział niewinnie, podwyższając ciśnienie Gosowi. 

Jurek naprawdę starał się być opanowany. Starał się jak cholera, ale ten przeklęty wzrok i ironiczne słowa, sprawiały, że aż się w nim gotowało. Doświadczenie jednak nauczyło go, że w takich sytuacjach nie należało reagować gwałtownie.

– Jestem pewien, że właśnie tak będzie – przytaknął, siląc się na delikatny uśmiech, po czym posłał Marcinowi nienawistne spojrzenie.

Prędzej go piekło pochłonie, niż spojrzy na tego człowieka przychylnym wzrokiem.

– Również żywię taką nadzieję. Do tego czasu jednak, chciałbym porozmawiać z Marcinem na osobności. Mam nadzieję, że nam to wybaczysz, Jerzy, ale ostatnio mamy bardzo mało czasu, który moglibyśmy spędzić sami. – Słowiński uśmiechnął się uroczo, zaciskając dłoń na płaszczu Łukasza. Jurek zacisnął mocno zęby.

Takie zachowanie było poniżej czyjejkolwiek godności. Jak w ogóle dwójka mężczyzn mogła… Nie, to było nie do pomyślenia. To było chore. Oni byli chorzy! A Jerzy nie zamierzał na to patrzeć. Skinął więc głową i wycofał się, a Łukasz rzucił mu na odchodnym, że przyjdzie po niego za jakąś godzinę.

Był zdenerwowany, kiedy wchodził do swojego pokoju. Nie wiedział, jak wytrzyma ten dzień z Marcinem i z Łukaszem. Przecież to wydawało się być koszmarem nie do zniesienia. Jeżeli będzie musiał się mierzyć przez kilka godzin z tym słodkim tonem, uroczymi uśmiechami i spojrzeniami, które mężczyźni wymieniali między sobą, to nie przeżyje. A na pewno będzie mu bardzo trudno. Na dodatek ten przeklęty Łukasz... On jak nikt inny wiedział, jak mu dopiec i robił to specjalnie, podczas gdy Marcin robił to bez świadomości, co było równie frustrujące.

Czy miał jednak jakiś wybór? Z ciężkim westchnieniem, zrzucił swoją torbę z ramienia i wyjął z niej teczki. Postanowił, że cokolwiek by się nie działo, nie da się wyprowadzić z równowagi i nie będzie więcej marnował czasu.

Wziął się za swój nowy projekt, wymyślając zarys głównej postaci, która miałaby być maskotką przedszkola, a kiedy się tym zajął, czas zleciał mu bardzo szybko. Nim się obejrzał, Łukasz już zapukał do jego drzwi i wszedł do środka.

– Za dziesięć minut będziemy wychodzić – oznajmił bezbarwnym tonem. Jerzy skinął głową.

– Co to będzie za spotkanie? – zapytał beznamiętnie, unosząc wzrok znad kartki.

– Spotkanie z klientem – uśmiechnął się szeroko, a Jurek zmrużył powieki. Taki zadowolony Łukasz nie wróżył niczego dobrego.

– Rozumiem, że nie zamierzasz mnie uświadamiać, kto to taki – mruknął, prostując się na krześle.

– Nie chcę psuć niespodzianki – wytłumaczył, wycofując się. – Zobaczysz na miejscu. Bądź na dole punktualnie – dodał radośnie, powodując tym kolejny przypływ negatywnych emocji u Jerzego.

Nagle mężczyzna obawiał się jeszcze bardziej. To nie wyglądało dobrze… On, Marcin z Łukaszem i jakiś klient… Jak bardzo podejrzane to było?  Dla Gosa aż za bardzo.

Markotniejąc, wyszedł z pokoju po kilku minutach i skierował się do wyjścia, a kiedy tak szedł przez szyby patrzył na stojącą przy drzwiach dwójkę. Naprawdę nie wiedział, jak to zniesie.

Przecież aż nim trzęsło, gdy na nich patrzył. Trzęsło nim też gdy do nich już podszedł i przez chwilę, zanim się zorientowali, słuchał jak mówią do siebie coś miękkim tonem. Pewnie jakieś przeklęte wyznania miłosne, tak przynajmniej to wyglądało twierdząc po tym, jakim wzrokiem na siebie patrzyli.

– To urocze – zaczął z wolna, a jego głos aż ociekał ironią. – Gołąbki znowu razem – zakpił, przystając z boku. Sprawiał wrażenie opanowanego, ale w środku wcale taki nie był. Serce kołatało mu szybko w piersi, a przez kręgosłup przechodziły nieprzyjemne fale gorąca, jak zawsze kiedy musiał mierzyć się z tym… wynaturzeniem. Bóg mu świadkiem, że tylko jego samokontrola hamowała go przed gwałtowniejszą reakcją. – Niemal zapomniałem, jak cudowna z was para – sarknął, odchylając się delikatnie do tyłu.

– Spokojnie, nie damy ci o tym zapomnieć – odparł szybko Łukasz, obejmując partnera w pasie. – I cieszymy się, że tak dobrze to znosisz. Naprawdę, nawet nie wiesz, jak ważna dla nas jest akceptacja – mówił prześmiewczo, patrząc na Gosa, a Marcin spoglądał to na jednego, to na drugiego z nieczytelną miną.

Chyba on również nie do końca odnajdywał się w tej nowej rzeczywistości. Chociaż… To był pieprzony Słowiński, z nim nigdy nie było nic wiadomo.

– Możecie już skończyć odstawiać ten teatrzyk? – zapytał, odsuwając od siebie rękę Łukasza. – Jeżeli chcecie kogoś na to nabrać, to na pewno nie mnie – dodał, wzdychając ciężko, a Jerzy uśmiechnął się półgębkiem. Może jednak Słowiński miał chociaż trochę oleju w głowie. – I nie chce słuchać, że to „wasze normalne zachowanie” – powiedział, kończąc niejako całą wymianę zdań. Łukasz wzruszył ramionami, Jerzy za to przywdział na twarz zwyczajową minę i całą trójką podeszli do samochodu.

Nakonieczny wsiadł za kółko i Jerzy po raz pierwszy pomyślał, że niektóre sprawy mogły być ciekawe… Na przykład jak to, czy Łukasz był dobrym kierowcą. Z jednej strony chciałby żeby nie był – ot, ze zwykłej złośliwości, z drugiej strony wolał dojechać w jednym kawałku, gdziekolwiek by się nie kierowali.

Wbrew ich poprzedniej wymianie zdań, pomiędzy nimi panowała cisza, która gęstniała i gęstniała z każdą jedną chwilą, aż w końcu zrobiła się zbyt przytłaczająca. Jerzy siedział z tyłu, przypięty pasem i wyprostowany. Miał wrażenie, że jego ciało jest całe napięte, a on sam nie może się skupić na drodze, tak jak początkowo planował.

Nawet Marcin wydawał się niespokojny. Zerkał co raz w lusterko, jakby nie mógł uwierzyć, że siedzi w samochodzie z pieprzonym Gosem albo jakby był ciekawy.

Jerzy wolał brak wiary, niż ciekawość, bo fakt, że Marcin mógłby być zainteresowany jego osobą go rozstrajał. Przypomniało mu się, że ostatnio porównał go do słońca i że właśnie ten promyczek chwały, jakim było jego spojrzenie, spada prosto na niego. Wcześniej… Słowiński, owszem, był denerwujący niemalże do granic wszelkiego pojęcia, ale zawsze trzymał się na uboczu. Nie wtrącał się, nie był ciekawy, właściwie cokolwiek by Jerzy o nim nie powiedział, wydawał się mieć na niego po prostu wyjebane.

Gos był tego świadomy i chyba to tak bardzo go denerwowało.

Łatwiej było przykuć uwagę Łukasza, ten bowiem nie krył wkurwienia, kiedy słyszał obelgi ze strony Jurka, ale Marcin... Wciąż, był jak jakiś robot, ale teraz… Teraz patrzył na niego całkiem inaczej. Jakby w końcu go dostrzegł. Jego, a nie tego tam faceta, który robił im koło dupy, chcąc zniszczyć ich reputację.

Jurek czuł, że jego oddechy robią się drżące. Zastanawiał się, czy widać po nim te nieprzespane noce, nerwy i przepity alkohol. Czy depresja odbijała się na jego twarzy? Jeden dzień odpoczynku chyba nie zmyłby wszystkich śladów ostatnich dni, a jednak…

Dobrze wyglądasz.

Głupie kłamstwa. Grzecznościowe zwroty.

Jak mógł wyglądać dobrze, skoro od dłuższego czasu jego życie to jeden wielki ślepy zaułek, a on stał pod ścianą, zbyt przestraszony, by ją przeskoczyć i zbyt przestraszony, żeby zawrócić?

– Panowie, mam dziwne wrażenie, że jesteście strasznie spięci. – Łukasz rzucił szarmancko, przerywając bez skrępowania panującą między nimi ciszę. – Czeka nas bardzo miłe spotkanie, wypadałoby więc być w dobrych nastrojach – ciągnął dalej, zerkając na nich przelotnie. Przez większość czasu nie odrywał spojrzenia od drogi.

– Miłe – powtórzył kpiąco Jerzy, a Łukasz przytaknął z wolna. – Tyle masz do powiedzenia?

– Nie satysfakcjonuję cię to?

– Nie powiedziałeś mu? – Głos Marcina zabarwiony był zdziwieniem. – To dlatego siedzi tak spokojnie – dodał jakby do siebie, ale Jerzy doskonale go usłyszał i skamieniał od razu. Łukasz uśmiechnął się diabolicznie.

– Marcin, nie strasz go – zganił partnera, spoglądając w lusterko na Gosa.  Jeżeli Jurek myślał, że sytuacja między nimi była choć trochę bardziej stabilna, to się mylił.

Nic między nimi takie nie było.

– Z kim będzie to spotkanie – wysyczał przez zęby, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Marcin zmieszał się.

– Z naszym starym znajomym – odpowiedział Nakonieczny. Słowiński odwrócił wzrok w drugą stronę i zaczął patrzeć się w okno. To nie wróżyło niczego dobrego.

– Nie mamy wspólnych znajomych – dalej silił się na spokój, chociaż na jego czole pojawiła się mała, prawie że niewidoczna żyłka.

– A jednak mogę zapewnić, że nie jest nam obcy – odparł tajemniczo.

Jerzy odpuścił. Nie miał zamiaru uczestniczyć w tej grze. Postanowił, że cokolwiek by się nie miało stać, przeżyje to z godnością.

O godność jednak było trudno, kiedy zobaczył przy stoliku, do którego zmierzali, faceta koło pięćdziesiątki z gęstymi, poskręcanymi blond włosami, pomalowanymi na jakiś ciemny granat paznokciami, z kreskami na powiekach i z połyskującymi od kremu ustami. Mimowolnie chciał się wycofać, tak po cichu, bez niczyjej wiedzy, ale Łukasz jakby przeczuwając jego zamiary, ustawił się tuż za nim, blokując mu drogę ucieczki.

Oczywiście, że Jerzy znał tego faceta. I jeszcze bardziej oczywiste było to, jak bardzo nie chciał go znać!

– Łukasz, ty mój eklerku lukrowany! Cudnie wyglądasz i ta koszula…! Marcin, nie patrz tak gwiazdeczko posrebrzana, wiesz, że zawsze miałem słabość do twojego partnera…  – uśmiechnął się mężczyzna, podnosząc się od stołu by wyściskać przyjaciół.Przyjaciół. A może kochanków? Byłych kochanków? W końcu kto ich tam, kurwa, wiedział.

Patrząc po tym, jak ręce blondyna zjechały po kręgosłupie Nakoniecznego, żeby zmacać go raczej mało subtelnie, Jerzy nie mógł mieć pewności, co do ich relacji.

To było… Niedorzeczne. Łukasz nigdy by z tym typem… Nie, nawet on miał chyba jakąś godność, prawda?

– Och, no i proszę  – powiedział mężczyzna po tym jak już wypuścił Łukasza, a potem Marcina z uścisku. –  Kogo my tu mamy…. Trochę lat minęło – mruknął, wbijając spojrzenie w Gosa. Na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech, a ręce wychyliły się w jego stronę… Nim jednak zdążyły się zetknąć chociażby z materiałem jego marynarki, Jerzy odsunął się, starając się utrzymać na twarzy powagę i obojętność, mimo że widok Adama doprowadzał go do białej gorączki. – A jednak nic się nie zmieniło. No, może tylko trochę – zakpił, spoglądając na Łukasza i Marcina. Jak wielką radość musiał czuć, patrząc na Jerzego znajdującego się w ich towarzystwie? Jak wielką satysfakcję czuł Łukasz, kiedy odwzajemnił ten wzrok pełen zadowolenia?

– Zmieniło się wiele, jednak moje nastawienie do twojej osoby pozostało takie samo – warknął, a potem szybko wyhaczył ostry wzrok Łukasza.

– Och, naprawdę? – zaczął Nakonieczny nieśpiesznie przeciągając słowa. – Jakie jest więc twoje nastawienie? – zapytał, siadając przy sporym stole. Marcin opadł zaraz koło niego, a Adam usadowił się naprzeciwko, wlepiając roziskrzone spojrzenie w tężejącą minę Gosa, który skostniały zajął jedno z wolnych krzeseł. Czuł na karku nieprzyjemny chłód, wzdłuż pleców przeszły go dreszcze. To było niczym nieśmieszny żart, z którego nie potrafił się zaśmiać, chociażby na przekór tym sukinsynom, żeby pokazać, że wcale go to nie ruszało… Chociaż ruszało go to jak cholera. Nie był nauczony odpowiadać na takie zagrywki, nie. To on był tym, który je stwarzał, a teraz miał przyszpilone ręce niczym motyl przybity do tektury i nie mógł się wyszarpać.

– Nigdy nie kryłem swojej antypatii względem Adama. To nie uległo zmianie – wysyczał, starając się nie wchodzić w tematy, na które Łukasz zdecydowanie chciał wejść.

– Antypatii – powtórzył Łukasz, patrząc, jak Adam zaplątuje ręce na piersi. Marcin przyglądał się temu z niewyraźną miną. – A mogę spytać, skąd wzięła się ta antypatia?

– To sprawa osobista – warknął Gos, obcinając Nakoniecznego lodowatym spojrzeniem.

– Osobista? – Blondyn parsknął gorzko. – Jak dla mnie była raczej publiczna niż osobista. Dobrze, że nie chowam długo urazy i dzisiaj będziemy mogli spędzić ze sobą miłe popołudnie, prawda, Jerzy? – zapytał słodko, a szczęki Gosa zacisnęły się niczym cęgi.

–  Oczywiście – wysyczał, patrząc z nienawiścią, jak Nakonieczny odchyla się zadowolony na swoim krześle.

Jurek musiał pamiętać, że to on był sprawcą tego wszystkiego, że to on chciał go upokorzyć i proszę – udawało mu się to tak łatwo.

– W takim bardzo się cieszę – mruknął najstarszy mężczyzna, przyglądając się Jurkowi niczym sęp padlinie. – Szkoda, że kiedyś nie mogliśmy dojść do porozumienia – westchnął ciężko. – Mój lukrowany eklerek dobrze na ciebie wpływa – dodał, puszczając oczko do Nakoniecznego na co ten zmrużył śmiesznie oczy, nie do końca zgadzając się z tym „jego”.

Marcin też się nie zgadzał, bowiem przeciągnął rękę przez szyję partnera i pozostawił ją na ramieniu Łukasza oznaczając swój teren. Jerzy nie wiedział, jak to skomentować. Najchętniej rzuciłby się na tory pod pędzący pociąg, ale o to w tym momencie było nieosiągalne.

Musiał więc wytrzymać to wszystko z godnością. Tak jak planował to od samego początku… Tyle że było ciężko. Docinki ze strony Adama, niepotrzebne i nie na miejscu, drażniły go do granic możliwości, lecz to słowa Łukasza powodowały największy wzrost ciśnienia, kiedy ten przyklaskiwał mu z uśmiechem na ustach. Jurek nie wiedział już, jak ma się zachować. Przechodził przez różne stany: wycofanie, tłumiony gniew, cynizm aż po udawany, przymilny ton, który przychodził mu najtrudniej, lecz dawał najlepsze efekty, bo kiedy ten zgadzał się potulnie z tymi padalcami, przyznając się niejako do tego, jakim bucem był, Łukasz spoglądał na niego krzywo i zaciskał wargi. Nie podobało mu się to, że Jerzy potrafił grać, mimo że wciąż była to gra na jego warunkach.

Nakonieczny spodziewał się wybuchów, protestów… Obrazy ich cudownych osobowości i upodobań…

Dostawał natomiast maskę za maską, uśmiech, przemilczenie, zgodę i kolejne przemilczenie, kiedy słowa więzły Jurkowi w gardle, zbyt trudne do wypowiedzenia.

W końcu jednak doszli do sedna tego spotkania, a właściwie, ktoś inny doszedł do ich stolika.

Jerzy obrzucił go czujnym spojrzeniem, czując się w środku bardzo małym. Serce niespokojnie biło mu w piersi, a ręce drżały pod stołem z nerwów. Nieskutecznie starał się uspokajać. Jakże bowiem miałoby to zadziałać, kiedy znajdował się pośród samych wrogich mu twarzy, które tylko czekały na każdy jeden jego błąd?

– Och, jesteś wreszcie! Słowo daję, nie da się słuchać tej dwójki! – Tak Marcin przywitał nowoprzybyłego mężczyznę. Uniósł on wysoko brwi i zajął krzesło tuż przy Adamie, wyciągając w jego stronę silną, męską dłoń.

– Znowu gadasz głupoty? – zapytał, przesuwając palcami po policzku mężczyzny. Jerzy zamarł. – Coś o gwiazdkach i cukiereczkach? – dopytał, zahaczając opuszką o jego górną wargę.

– Nie, nie…

– Ja ci nie wystarczam? – dopytał. Jego głos był ciężki i mocny, tak samo jak dłonie. Sylwetka wysportowana, atletyczna, a twarz szeroka, z mocno zarysowaną szczęką i krótko ściętymi włosami. Kompletne przeciwieństwo zniewieściałej cioty, jaką był Adam.

– Oczywiście, że mi wystarczasz! – odpowiedział na wydechu. Jego oczy jakby nagle zrobiły się większe, kiedy wlepiał zauroczone spojrzenie w swojego kochanka. Marcin patrzył na to z niejakim uśmiechem, czując ulgę, że skończy się gwiazdorzenie Adama, który nagle jakby całkiem zmienił swoje oblicze przy tym mężczyźnie. Łukasz natomiast spoglądał jakby od niechcenia na Jerzego, który spiął się jeszcze bardziej i ledwo co łapał oddechy.

Gos tak bardzo chciał zamknąć oczy, żeby to wszystko, co tu się działo, po prostu do niego nie trafiało, chciał ale… Nie mógł, bo Nakonieczny oczywiście wlepiał w niego to przenikliwe spojrzenie i nawet go nie odwrócił, kiedy Jurek w końcu zdecydował się je oddać.

Nie, oczywiście, że nie.

Jerzy musiał być pod ciągłą obserwacją, żeby Nakoniecznemu nie uciekły przypadkiem jakieś emocje odbijające się na jego twarzy. Dlatego wszystkie maski musiały zostać jeszcze na miejscu, mimo że emocjonalnie Jurek był rozwalony. Gniew ścierał się z obrzydzeniem i poczuciem upokorzenia, bo to show było przecież przeznaczone dla niego.

– No nie wiem, jeszcze chwilę temu całkiem otwarcie przystawiał się do Łukasza – sarknął Marcin, wywracając oczami.

–  Och no, już nawet nie wolno się poprzekomarzać – Adam obronił się szybko, na co Słowiński machną ręką, natomiast nieznany Jerzemu dotąd mężczyzna opuścił w końcu dłoń z twarzy kochanka, wzdychając ciężko.

Łukasz nie skomentował. 

– Ugadaliście już wszystko? – zapytał, ucinając wcześniejszy temat.

– Właściwie to jeszcze nie zaczęliśmy omawiać… – zaczął tłumaczyć Adam.

– Nie zaczęliście? To co robiliście przez ten czas? – sarknął. Wyglądał na tym krześle jak pan i władca. Jerzemu trudno było odwrócić od niego wzrok. Miał bowiem wrażenie jakby ten facet miał w sobie coś magnetyzującego, coś co przyciągało uwagę w jego stronę, nawet pomimo tego, że siedział przy jednym stole ze Słowińskim.

– Rozmawialiśmy z Jerzym – odpowiedział prostolinijnie Adam, wzruszając ramionami. Wtedy wzrok faceta zatrzymał się na nim na dłużej.

– Jerzy, tak? – Mężczyzna uniósł się i wyciągnął w jego stronę dłoń. – Jestem Elliot – przedstawił się w momencie, w którym Gos zdecydował się uścisnąć jego dłoń. Po prostu starał się wyprzeć ze świadomości, że jeszcze minutę temu te same palce, które teraz stykały się z jego skórą wylądowały bez oporów na twarzy Adama. – Byłbym jednak wdzięczny, gdybyście spotkania towarzyskie zostawili na następny raz – dodał, siadając a Jurek miał wielką ochotę mu przytaknąć.

Może w końcu ten mężczyzna, Elliot, przerwie tę całą farsę.

– Spokojnie, zdążymy – mruknął Adam, odchylając się na krześle. Odkąd przyszedł tu jego kochanek, jego postawa uległa zmianie. Mężczyzna spoważniał, wyprostował się. Nie gestykulował już tak karykaturalnie i nawet brzmienie jego głosu wydawało się inne…

Pytanie tylko, czy ta „zniewieściałość” była teatrzykiem dla Jurka, a teraz ukazywało się prawdziwe oblicze mężczyzny, czy to jednak Elliot hamował w nim te okropne instynkty.

Jakkolwiek by nie było, Adam już go nie prowokował. Nagle tak jakby w ogóle przestał go zauważać i skupił swoje spojrzenie na Słowińskim. Elliot uczynił to samo, Łukasz także, wobec tego i Jerzy czuł dziwny przymus spojrzenia na Marcina.

–  Potrzebujemy sponsorów – powiedział Adam, a Słowiński przytaknął mu z wolna. – Tyle ile mogliśmy, ogarnęliśmy sami, ale brakuje nam jeszcze około siedemdziesięciu tysięcy, albo i więcej, bo Mazowiecki jeszcze się nie zdecydował  – mówił, a brwi Jerzego marszczyły się z każdym wypowiedzianym słowem. O co tu chodziło?

Jednak było to spotkanie w interesach i z tego co słyszał, dość sporych interesach. Nagle jego zainteresowanie wzrosło, ale tylko minimalnie. Jakby nie było, oni wszyscy w dalszym ciągu byli bandą pedałów – o co więc mogło chodzić? Jakby Jurek był złośliwy, rzuciłby pewnie, że chodziło o sponsorów do łóżka, bo i cóż innego…?, ale nie był, a przynajmniej nie mógł być. Nie przy Nakoniecznym.

– I ile czasu zostało wam do wyjazdu? – zapytał Słowiński, kalkulując coś w głowie.

– Dwa miesiące – odpowiedział Elliot.

– Niby wciąż dużo, ale po ostatnim mam dość ogarniania wszystkiego na ostatnią chwilę – mruknął Adam i gdyby Jerzy na niego nie patrzył, a jedynie słuchał, doszedłby do wniosku, że to jednak całkiem normalny mężczyzna. Oczywiście w tej chwili, bo Adam normalny zdecydowanie nie był.

– Tak, było blisko, a w ogóle byśmy nie pojechali – przytaknął Elliot ponuro. – Wtedy jednak chodziło o Amerykę, właściwie nic wielkiego.

– Nic wielkiego? – Słowiński prychnął, kręcą z niedowierzaniem głową. – Jasne, góra która ma gdzieś… siedem tysięcy metrów  to  faktycznie nic wielkiego – sarknął, a Łukasz uśmiechnął się pod nosem. Jerzy natomiast w końcu zaczynał mieć jakieś pojęcie o tym, czego dotyczyła ta rozmowa.

– Aconcagua to nie wyzwanie – odezwał się Elliot. – Może jest to najwyższy szczyt Ameryki, ale nie jest go trudno zdobyć. Nawet Adam na nią wlazł – mruknął, zerkając na kochanka.

– Nawet Adam – prychnął mężczyzna. – No to jak już nawet Adam dał radę to bułka z masłem – dodał, przekręcając oczami. Mężczyźni uśmiechnęli się, a Jerzy przyglądał im się uważnie i kiedy to robił po raz kolejny jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Łukasza.

Zmarszczył brwi. Miał wrażenie, że Nakonieczny nie uczestniczy w rozmowie zbyt aktywnie.

– Trzeba się było wprawić przed Everestem. Aconcagua jest idealna na aklimatyzację – dodał Elliot i wtedy coś w głowie Jerzego kliknęło.

– Zdobyłeś Everest? – wyrwało mu się. Wcale tego nie chciał, ale mu się wyrwało i teraz spojrzenia wszystkich wylądowały na nim. W tym momencie miał ogromne wrażenie, że bardzo szybko ta ciekawość obróci się przeciwko niemu, że ktoś znowu rzuci coś nieodpowiedniego albo po prostu w jakiś sposób go znieważy.

Jego obawy okazały się jednak bezpodstawne Elliot bowiem wbił w niego jedynie głębokie spojrzenie i odpowiedział zwyczajnie.

– Tak. Szesnastego lutego tego roku. Adam robił za reportera w obozie pierwszym. – To zrobiło na Jerzym wrażenie. Nie chciał się przyznać, ale zdobycie najwyższej góry świata było czymś, co budziło w nim szacunek. No i Elliot wydawał się tak różny na tle tej trójki... Bił od niego spokój, o jakim Jerzy mógł tylko pomarzyć. – Jednak Lhotse… Sześć lat temu zrobiłem pierwsze podejście, ale góra pokonała mnie na starcie. Z amatorskim sprzętem i bez odpowiedniej drużyny, bardzo szybko poczułem, że nie da mi się zdobyć.

– Dlatego teraz musimy mieć pewność, że będziemy przygotowani na sto procent – dorzucił Adam, kierując  swoje słowo prosto do Marcina.

– Mogę poumawiać was z przedstawicielami programów telewizyjnych. Możliwe nawet, że TVN byłby zainteresowany.

– A potem wywiady, sława i pieniądze! – Adam klasnął radośnie.

– Nienawidzę wywiadów – odparł Elliot, spoglądając na kochanka. – Ale pieniądze bardzo by się przydały.

– Podzwonię – zapewnił Marcin.

– Ja zajmę się reklamą. Tylko będziesz musiał mi popodsyłać swoje filmy, Adam. Skleimy z tego świetny materiał i sponsorzy sami się zgłoszą – dorzucił w końcu Łukasz.

– Jasne, mój ty ekl… – zaczął, jednak urwał od razu, kiedy wyczuł na sobie spojrzenie Elliota i Marcina.  – To znaczy: jasne – odchrząknął.

– A ty? – Elliot zwrócił się prosto do Jerzego. – Dlaczego tu jesteś, czym się zajmujesz? – zapytał, wprawiając Jurka w zakłopotanie. No właśnie, dlaczego tu był – to było dobre pytanie, na które nie znał odpowiedzi. Nie musiał też chyba znać, bowiem Łukasz odparł za niego.

– Powiedzmy, że Jurek ma wpływowego ojca. I jakby udało wam się przekonać Jerzego, co do słuszności waszej sprawy… Może mógłby on go zaangażować – odpowiedział Łukasz, a na jego twarzy wykwitł dobrze znajomy Jerzemu uśmiech, od którego chciał mu przywalić prosto w zęby.

Teraz w końcu wyszło, że Nakonieczny miał jakiś plan, a to całe spotkanie konkretny cel. Jerzy wcale nie był tu bezpodstawnie. I właśnie zauważył w tym swoją przewagę.

Postarał się zignorować wzburzenie, które narastało gdzieś tam pod jego skórą, myśląc intensywnie, jak załatwić to wszystko na swoją korzyć. Faktycznie, jego ojciec mógł się im przydać – znał on wielu wpływowych ludzi z kręgów, do których Łukasz i Marcin nie mieli dostępu.

– Mógłby? – głos Adama aż ociekał kpiną. – Tak samo jak mógł, kiedy przyszedłem do nich dwa lata temu? – powiedział, atakując Jurka tonem głosu i postawą. – Wtedy jakoś nie mógł – prychnął, zaplatając dłonie na piersi. Jego ruchy były gwałtowne, a wkurzenie widoczne na twarzy.

Jurek uśmiechnął się w myślach.

– Ponoć zmieniły się niektóre sprawy – rzucił niewinnie Łukasz, nie dając Gosowi dojść do głosu.

– Czyżby? – Adam zapytał powątpiewającym głosem, a Jurek jeszcze raz zlustrował jego charakterystyczną twarz, myśląc o tym, jak bardzo nie znosił tego człowieka; za jego sposób bycia, wygląd, orientację i to, jak jeszcze kilkanaście minut temu się do niego odnosił.  A teraz proszę, najwyraźniej potrzebował jakiejś pomocy.

Przy Adamie jednak siedział Elliot, który wpatrywał się bez słowa w Gosa, pogrążony we własnych myślach. Nie wtrącał się. Nie naciskał.

– Łukasz oczywiście jak zawsze trafił w punkt – zaczął słodko, czując, że znowu ma coś do powiedzenia w tej sprawie. – Jeżeli udałoby wam się mnie przekonać… To zdanie kluczowe – skończył, prostując się na krześle.

Adam poczerwieniał na twarzy. Elliot, nie odrywał od niego zamyślonego spojrzenia, będąc cały czas w swoim świecie. Łukasz z Marcinem patrzyli na pozostałych, czekając na dalszy ciąg wydarzeń, nie wtrącając się.

– Mówiłem, ten człowiek nie ma za grosz jakiejkolwiek empatii, nie ma sensu w ogóle zdzierać na takiego gardła – warknął zdenerwowany Adam.

– Skąd taki wniosek? – Elliot brzmiał na zdziwionego.

– Bo to pieprzony homofob! Zbyt ograniczony, żeby wyjrzeć poza swój wewnętrzny zaścianek! – Głos Adama uderzył z pełną mocną. Na chwilę zapanowała cisza, a powietrze między nimi zgęstniało.  

Jurek miał świadomość, że w jego oczach pojawił się już niczym nieskrywany chłód, a twarz nabrała ostrzejszego wyrazu. Ktoś taki jak Adam – pieprzona ciota, mężczyzna, który malował sobie paznokcie i malował gębę, nie miał prawa go obrażać. Nie miał prawa słowem się odezwać na temat jego ograniczenia, kiedy sam przykrywał twarz i ciało maską. Co chciał tym wyrazić? Swoje spaczenie? Brak akceptacji swojego ciała? Jurek tak to odbierał. I Adam mógł mówić sobie co chciał, że mu się to podoba, że to jego styl bycia, ale tak naprawdę Jerzy widział w nim człowieka zbyt słabego, by być takim, jakim był naprawdę.

Poczuł się uspokojony.

– Cóż, chyba to przekonywanie możemy uznać za zakończone porażką – westchnął, splatając dłonie na blacie. Chciał wyglądać profesjonalnie i tak właśnie wyglądał, podczas gdy Adam niemalże trząsł się z gniewu na krześle.

– Pieprzony chuj! – warknął, a Elliot posłał mu zdziwione spojrzenie i szybko położył dłoń na ręce kochanka.

– Adam – upomniał go. Jerzy dalej siedział spokojnie, wyczuwając na sobie to spojrzenie.

Odwrócił powoli głowę i po raz kolejny podczas tego dnia skrzyżował wzrok z Nakoniecznym. Uśmiechnął się do niego delikatnie, czując, że to w końcu on jest górą. Zresztą to było widać – Adam zachował się żałośnie. Tak jak Jerzy pomyślał – był słaby. Zbyt słaby by utrzymać emocje na wodzy, zbyt słaby, by rozegrać to na swoją własną korzyść.

To nie był Łukasz. Nie był żadnym wyzwaniem.

– Idę zapalić. Może po tym czasie zdołacie uspokoić Adama, gdyż mam wrażenie, że jego zachowanie nie dodaje wam wizerunku – oznajmił, wstając od stołu. Nikt nie zaprotestował, chociaż z ust blondyna wyrwał się niekontrolowany dźwięk, jakby warknięcie.

Mimo całego tego wcześniejszego upokorzenia, Jerzy czuł, że jest jeden zero dla niego.

Wyszedł na świeże powietrze, z ulgą przyjmując chłodny wiatr na policzkach i dźwięk pędzących samochodów. Tam, w tej restauracji atmosfera była zbyt ciężka, a tutaj wszystko jakby wróciło do normy.

Palił papierosa powoli i z namaszczeniem. Dym wypełniał jego płuca, odprężał go. Jerzy poczuł dobre mu znane samozadowolenie, o którym przez ostatnie dni zdążył prawie całkowicie zapomnieć.

Jak dobrze było czasami sprowadzić tak kogoś do parteru? Jak dobrze było chociaż na krótki moment odbić się od dna i pozwolić komuś innemu zderzyć się z nim boleśnie?

Wypuścił dym, spoglądając w szare niebo. Chmury powoli się przesuwały, łącząc się w niezidentyfikowane kształty. Zaciągnął się, spoglądając na przejeżdżające obok BMW. Może jednak kupiłby sobie takie zamiast srebrnego Maserati? Jeszcze się zastanawiał. Musiał wszystko dobrze przemyśleć – w końcu chciał mieć auto umożliwiające mu wygranie wyścigu.

Wyrzucił kiepa na chodnik, po czym przygniótł go butem. Wcale nie miał ochoty tam wracać, ale zbyt długie zwlekanie można by było uznać za ucieczkę, a Jerzy zdecydowanie nie uciekał, a już na pewno nie przed Adamem.

Być może… jedynie odrobinę się obawiał. Łukasza. Oczywiście, że Łukasza, nikt inny bowiem nie potrafił z nim konkurować tak zawzięcie i z takim skutkiem. Zanim jednak wrócił do stolika, postanowił zahaczyć o łazienkę – już od dłuższego czasu czuł ucisk na pęcherzu.

Właśnie zapinał rozporek i otwierał drzwi od kabiny, żeby wyjść z toalety, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się dość głośno, a do uszu Gosa doszedł wzburzony głos Marcina. Zamarł od razu, dając krok w tył. W łazience oprócz nich nikogo nie było – wszystkie kabiny były pootwierane i Jurek bardzo nie chciał teraz zamykać swojej. Modlił się więc, żeby jego obecność nie została odkryta.

– Ty nie mówisz poważnie! – Głos Słowińskiego był wzburzony.

– Oczywiście, że mówię poważnie – odpowiedział Łukasz dużo ciszej. – Marcin, posłuchaj mnie…

– Nie, po raz pierwszy w życiu nie chcę cię słuchać. Co jeszcze chcesz mi powiedzieć? Mieliśmy się przeprowadzić razem. Razem! A teraz co? Ty żyjesz tu, a ja żyję tam!

A więc jednak problemy w raju, pomyślał Gos.

– Przecież wiesz, że nie mogę się jeszcze przeprowadzić! – Tym razem nawet Łukasz brzmiał na zdenerwowanego.

– Jeszcze! A kiedy będzie czas, że będziesz mógł, co? Przecież nie tak to miało być. Mieliśmy się przenieść.

– Tak, ale nie planowaliśmy, że nagle wszystko się rozrośnie do takich rozmiarów!

– Mówiłem ci, żebyś się nie zgadzał! – Głos Marcina był ostry niczym brzytwa. – Są tylko z tego same problemy. I pieprzę te akcje, mieliśmy dość pieniędzy! Wolałbym  tego nie mieć, a mieć cię przy sobie, a teraz… Przez cały czas jestem sam.

– Nie prawda, w końcu jesteś z Szymonem i z Kacprem, z rodzicami. Tak jak chciałeś – ton Łukasza wydawał się płaski.

Jurek oddałby wiele, żeby móc ich teraz zobaczyć, ale jedynie stał w bezruchu, bojąc się nawet odetchnąć.

Marcin prychnął.

– Szymon jest z narzeczoną, zresztą pochłaniają go przygotowania do ślubu, a Kacper… Jeszcze do niedawna chciał mnie najpewniej zabić – warknął, a Jerzy uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział, kim był Kacper, ale skoro miał mordercze zamiary wobec Słowińskiego, to już go lubił.

– Dziwisz mu się?

– Nie, kurwa, nie dziwię mu się. – To był pierwszy raz, kiedy Jerzy usłyszał ze strony Słowińskiego tak ostre słowa. Łukasz najwyraźniej też nie był do nich przyzwyczajony, bo nie odezwał się w ogóle. Może pozwalał partnerowi się uspokoić? Jerzego kusiło, żeby to sprawdzić. Drgnął już nawet, żeby wyjrzeć zza winkla, ale wtedy Marcin odezwał się ponownie. – Chociaż właściwie powinien mi dziękować, gdyby nie ja to podejrzewam, że teraz mógłby tylko pomarzyć o swoim chłopaku – zaznaczył mocno, powodując tym samym grymas na twarzy Jerzego.

Chłopaku. Więc Kacper był gejem. Ta odrobina sympatii, którą Jurek do niego poczuł właśnie umarła.

– Albo miałby szansę, żeby sytuacja między nimi rozwinęła się bardziej naturalnie – odpowiedział z wolna Łukasz.

– Nie wiem, wątpię. Dobra, może nie powinienem tak tego wygadać, ale koniec końców, dzięki mnie się zeszli. Osiągnęli więc najlepszy scenariusz z możliwych. Zresztą Marcel to bardzo fajny chłopak, naprawdę byłem zdziwiony, kiedy okazało się, że… Zresztą nieważne. Ważne jest to, że odkąd Kacper jest z nim razem, nie ma dla mnie nawet chwili. Już wolałem jak się wściekał i warczał, i obrzucał mnie tymi swoimi półsłówkami, wiesz przecież jaki on jest, niż teraz, kiedy odzywa się do mnie raz na tydzień, albo i nie. – Znowu cisza.

Serce Gosa biło mu tak mocno w klatce, że obawiał się, że jeszcze go to zdradzi. Dłonie mu się pociły. Czuł się jak szpieg, który właśnie wykrada ważne informacje. Takie, które kiedyś mógłby wykorzystać na swoją korzyść.

Najbardziej jednak ekscytowało go to, że miedzy tą dwójką wcale nie było dobrze. W głosie Marcina czuć było żal, a w Łukasza zmęczenie. Jakby nie było – tkwili w impasie. Związki na odległość… Tak, związki na odległość były czymś, co wyniszczało ludzi. Wystarczyłoby tylko jeszcze odrobina niepewności, nadszarpnięte zaufanie… I przepis na nieszczęście byłby gotowy.

Jerzy jeszcze tylko nie wiedział, co zrobić z tymi myślami. Na razie odsunął je na bok, tylko po to, żeby zesztywnieć na całym ciele, kiedy dotarł do niego charakterystyczny dźwięk.

Pocałowali się.

Teraz serce Gosa już nie tylko biło, ale wręcz jakby wyrywało się z ciała. Pot zalał mu plecy, palce zacisnęły się, a kłykcie pobielały. To było niedorzeczne. Tak zachowywali się dorośli mężczyźni – obściskując się w toalecie, niczym piętnastolatki. No i on… zatrzaśnięty między nimi, zestresowany i niepewny każdej chwili, podczas której mógł zostać odkryty.  Zniesmaczony tym, co się teraz działo.

– Spokojnie. Niedługo zamieszkamy razem. Daj mi to wszystko ustabilizować, nie chcę i nie pozwolę, żeby to wszystko, co budowaliśmy teraz upadło. A kiedy sytuacja będzie stabilna, zamieszkamy w tym naszym pięknym domu, w naszym równie pięknym miasteczku. – Głos Łukasza był niski i miękki. Cichy.

Niezrozumiałe dreszcze przeszły przez kręgosłup Jerzego. Niemalże zachłysnął się powietrzem.

– Tak, tak właśnie będzie – odszepnął Słowiński.

– Chodź, wracajmy. Jerzy już pewnie wrócił… – powiedział Łukasz, a Marcin prychnął.

– I obawiasz się bardziej o niego, czy o Adama? – zapytał, a coś w jego tonie podpowiadało Jurkowi, że się uśmiechał.

– O Adama, bez dwóch zdań – odpowiedział Nakonieczny i tym razem to Jurek się uśmiechnął.

Nakonieczny miał szczęście, że go nie lekceważył.

Chwile później mężczyźni wyszli z łazienki, tym samym dając Jurkowi okazję do wychylenia się z kabiny. Co prawda serce wciąż biło mu jak oszalałe, a dłonie musiał wytrzeć o spodnie, żeby pozbyć się z nich wilgoci, ale przynajmniej się już tak nie obawiał. Więcej – czuł dziwną satysfakcję. Usłyszał bardzo prywatną rozmowę, taką z której wynikało, że Marcinowi wadzi mieszkanie samemu. Nakonieczny natomiast… Ciężko było Jerzemu go rozszyfrować. Czy tęsknił tak samo mocno, co Słowiński? To jego ostatnie zdenerwowanie wynikało z rozłąki? Z kłótni? A może nie miało nic wspólnego z Marcinem?

A może Nakonieczny był zbyt zadowolony z tego, jaką miał kontrolę nad Jerzym, by teraz z tego zrezygnować? Może Gos mógłby na tym coś zyskać?

Spojrzał z zastanowieniem w lustro i wygładził koszulę na ramionach. Jej biel rozjaśniała jego twarz i chyba naprawdę nie wyglądał najgorzej. Na pewno prezentował się lepiej niż ten przeklęty Adam… Do którego zresztą Jurek miał nawet ochotę wrócić. Chciał jeszcze popatrzeć na jego wzburzoną minę i rozżarzone oczy. Z zadowoleniem wrócił myślami do tego, jak słaba była jego gra – początkowe wywyższanie się i spoufalanie z nim… Bardzo szybko zostało zastąpione niekontrolowanym gniewem.

Adam tak szybko się odkrył, że było to wręcz śmieszne.

Jerzy jeszcze bardziej docenił Łukasza i poczuł się dużo lepiej, kiedy uświadomił sobie, że mężczyzna też to widział. I traktował go jako godnego przeciwnika.

Nie miał jednak czasu dłużej nad tym rozmyślać. Musiał jak najszybciej wyjść  z łazienki, bo inaczej jego zniknięcie mogło zacząć robić się podejrzane. Gdy otwierał drzwi, miał niemalże mały atak paniki, ale szybko zauważył, że Marcin z Łukaszem dopiero siadali przy stoliku i nawet nie patrzyli w jego stronę. Wyszedł czym prędzej i chwilę później odsuwał już sobie krzesło.

Znowu wszyscy na niego patrzyli.

– A już miałem nadzieję, że nie wrócisz. – Doszedł do niego wrogi głos Adama.

– Przykro mi, że cię rozczarowałem. Nie pierwszy raz zresztą – dodał, a na jego ustach pojawił się zadowolony uśmiech. Adam znowu cały się zjeżył. Elliot natomiast dalej wpatrywał się w niego oceniająco. Jego nastawienie nie uległo zmianie, przez co Jurek zaczął się zastanawiać, czy Adam w ogóle mu coś nagadał na jego temat przez tę chwilę, czy jednak nie – bo jego spokój, wskazywałby na to, że jednak nie.

– Wcale nie jest ci przykro – warknął blondyn, a Jerzy odpadł ze zrezygnowaniem na oparcie. Ten idiota zdecydowanie nie umiał się bawić. Nudził go i jeszcze odpychał samym wyglądem.

– Och nie, ależ jest i to bardzo – kontynuował, mimo że wcale już mu się nie chciało. Od niechcenia przechylił głowę i spojrzał najpierw na Słowińskiego, a potem na Łukasza. Ten pierwszy wydawał się pogrążony we własnych myślach – prawdopodobnie wciąż krążył przy tematach, które dotyczyły jego życia z partnerem, a Nakonieczny natomiast…

Oczywiście obserwował wszystko z cichym zainteresowaniem.

– Zresztą nie rozumiem, co mają znaczyć te insynuacje. Chcesz mnie postawić w złym świetle przed szefostwem? – zapytał, unosząc wysoko brew. Starał się wyglądać tak poważnie, jak tylko mógł. Mina Adama zrzedła jeszcze bardziej. Łukasz uśmiechnął się za to pod nosem, ledwo widocznie kiwając głową z niedowierzaniem. Jerzy miał ochotę nawet posłać w jego stronę wymowny uśmiech, ale się powstrzymał. Zamiast tego skierował swój wzrok na zniewieściałego blondyna, który poczerwieniał na twarzy i chyba już nie wiedział, jak się zachować.

– Adam oczywiście nie miał tego na myśli. – Elliot  przerwał chwilową ciszę. – W ogóle mam nadzieję, że nikt nie miał zamiaru nikogo tu obrażać, bo cel tego spotkania był inny – dodał spokojnie. – Dlatego też byłbym wdzięczny, gdybyście wszyscy zostawili na ten moment swoje problemy i uprzedzenia. Co czyjaś orientacja lub brak jej akceptacji, ma wspólnego z górami? No nic – odpowiedział sam sobie.  – I w tym momencie mnie nie obchodzi, czy ktoś w tym gronie jest homofobem czy lubi się przebierać, bo to jest tak niezwiązane z tematem, że bardziej się nie da. Dlatego proszę i mówię to zwłaszcza do ciebie, Adam, po prostu odpuście. Nie możemy tego po prostu załatwić? – mruknął, pocierając dłonią policzek.

– Chcieliśmy, ale widzisz, że ten tutaj… – Blondyn znowu zaczął się uruchamiać, a Jurek uniósł wysoko brew, czekając na kontynuację.

– Cicho. To ty na niego naskoczyłeś, a mnie naprawdę nie obchodzą jakieś wasze sprzeczki. Chcę pojechać w Himalaje. Chcę ogarnąć sponsorów, a skoro Jerzy mógłby mi w tym pomóc, to byłoby świetnie. Dlatego proszę cię, nie komentuj i daj nam na spokojnie porozmawiać – mruknął, ostatecznie zerkając w oczy kochankowi, który jedynie zacisnął usta w wąską linię i już więcej słowem się nie odezwał. Jerzy natomiast… czuł się dziwnie. Po raz kolejny miał wrażenie, a nawet potwierdzenie, że Elliot był bardzo ponad to, co ich otaczało i nie interesowały go jakieś trywialne błahostki. – Może mógłbym cię skuteczniej przekonać – dodał, kierując swoje słowa prosto do Jerzego. – O ile, oczywiście, mi na to pozwolisz.

– Cóż, spróbować możesz – powiedział z wolna, chociaż i tak był nastawiony na to, że jakkolwiek Elliot by się nie starał, koniec końców i tak mu odmówi. To byłoby nawet satysfakcjonujące i tak właśnie zamierzał postąpić…

Tyle że nie postąpił.

Sam nie wiedział, co nim kierowało, ale po godzinie, spędzonej na wysłuchiwaniu opowieści Elliota i wypiciu dwóch filiżanek czarnej kawy, rzucił coś w stylu: „porozmawiam z ojcem i dam odpowiedź, jeżeli będzie zainteresowany”, czym przyczynił się do takiego szoku na twarzy Adama, że nawet nie żałował tej decyzji.

W końcu efekt zaskoczenia też się liczył, prawda?

Chociaż Łukasz nie wydawał się tak zdziwiony, jak powinien, więcej nawet – uśmiechnął się pod nosem z takim wyrazem twarzy, jakby dokładnie tego się spodziewał. Potem jednak odwrócił wzrok od Jerzego, skrywając wykrzywione wargi za kubkiem z kawą. Jakby tego było mało, również pił czarną. I Jerzy nawet nie chciał się zastanawiać, dlaczego zwrócił na to uwagę i dlaczego denerwowało go nawet to.

Może dlatego, że nie chciał mieć z Nakoniecznym nic wspólnego, nawet jeżeli miałoby się to tyczyć sposobu spożywania kofeiny!

– Kto by pomyślał, że ty i Elliot tak się dogadacie – zaświergotał Łukasz, kiedy razem z Marcinem opuścili lokal. Kierowali się do samochodu.

– Prawda? Pewnie dlatego, że nie obnosił się ze swoim wynaturzeniem – warknął, tym samym sprawiając, że na twarzy Marcina wykwitł grymas.

– Nie to, co Adam? – rzucił Łukasz beznamiętnie. – Czy nie to, co my? – dodał, kiedy wsiedli już do samochodu. Odpalił silnik. – A możemy, żeby cię do nas przekonać, pojedziemy na obiad? Nie wiem nawet, kiedy ten czas zleciał…

– Obejdzie się – sarknął, zaciskając palce na krawędzi płaszcza.

– Na pewno jesteś głodny – kontynuował niezrażony Nakonieczny.

– Myślę, że w pierwszej kolejności powinieneś zająć się swoim partnerem – powiedział kpiąco, patrząc, jak Marcin spina się momentalnie, a Łukasz zostaje wytrącony z równowagi. Miło było obserwować, jak trochę się peszy, a następnie zerka na kochanka, który raczej nie wydawał się zadowolony przez cały dzisiejszy dzień. Był cichy i markotny, czyli taki, jaki nie bywał właściwie nigdy.

A Jerzy poczuł się zadowolony, bo może i w tej chwili oni mieli nad nim jakąś przewagę, ale szala miała szansę jeszcze przechylić się na jego stronę i, być może, nie było trzeba znowu aż tak wiele, by tak się stało.

– Myślę, że to bardzo dobra rada dla ciebie, Łukasz – skwitował Słowiński, już nawet nie kryjąc, że był obrażony, a Jerzy uśmiechnął się w duchu. Czuł jak atmosfera między mężczyznami gęstnieje, a Nakonieczny zdecydowanie stara się coś przekazać spojrzeniem Słowińskiemu, tylko że ten ostentacyjnie odwrócił wzrok i zapatrzył się w szybę.

– Mnie za to odwieź pod biuro, mam tam samochód – zakończył Jerzy, z satysfakcją obserwując, jak Łukasz zaciska wargi i jedynie kiwa głową na zgodę.

Grzeczny chłopak. Zdecydowanie powinien być taki potulny częściej.

Jerzy jednak nie zdążył nacieszyć się takim widokiem, bo SMS, który do niego właśnie przyszedł, skutecznie wytrącił go z równowagi.

Na kawę wyjdziemy w następny poniedziałek o 22. Twój szczeniak cię zaprowadzi.

D.

Przeczytał, a serce zabiło mu mocniej w piersi. Nie było nawet sekundy, przez którą by się zastanawiał od kogo to było, nie. Wiedział od razu, a wiedza ta automatycznie podwyższyła mu ciśnienie.

– I pośpiesz się, jeśli łaska. Mam sprawę do załatwienia. – Samochód przecież sam się nie kupi.

Nakonieczny mógł w tym wypadku zostać odłożony na dalszy plan, tak samo jak nieprzyjemny błysk, który pojawił się w jego oku. Jerzy miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.


Aktualizacja: 22.05.2021 

***
Hej, kochani! 
W końcu doszło do tej całej konfrontacji Jurka z Marcinem, chociaż chyba nie była ona zbyt efektowna, a przynajmniej nie tak jakbyście chcieli xD Nie pobili się, ani nic. Pełna kulturka, takie z nich dobrze wychowane chłopaki, nie ma co. 
Poza tym, pojawiła się nawet wzmianka o Kacprze i Marcelu...! Trochę już zdążyłam za nimi zatęsknić i po głowie mi chodzi, czy faktycznie jednak nie napisać jakiegoś małego bonusika... Chociaż jeżeli o pisanie chodzi, to jest trochę ciężko. Wena uciekła i nie chce do mnie wrócić, albo może to już po prostu ja i mój brak silnej motywacji. Często zdarza mi się czekać na wenę, a jednak czasami trzeba przebrnąć jakoś i bez niej... A na razie średnio mi to wychodzi :/ 
Mimo to będę się starać, żebyście nie zostali za długo bez aktualizacji, a tym czasem się żegnam i ściskam Was cieplutko! 


12 komentarzy:

  1. Krótko się Jerzy nacieszył dobrym humorem ;) Choć w dość niedalekiej przyszłości jest perspektywa kolejnego wyścigu więc może nie będzie tak źle xd To znęcanie się Łukasza nad Jurkiem jest niesamowite. Trafił na mocnego przeciwnika i myślę że mimo wszystko jest z tego zadowolony. Zastanawiam się nawet czy nie ma w tym czegoś więcej 😁 Ten związek Łukasza i Marcina jest zastanawiający. Wiem że pary z długim stażem trochę inaczej już się względem siebie zachowują ale o związek zawsze trzeba dbać. A tu mam wrażenie że Łukasz dobrze się czuje pozostawiony samemu sobie i w mieście. Może od początku nie bardzo chciał się wynosić i po prostu wykorzystał nadarzającą się okazję? No zobaczymy Cieszy mnie również to, że Jerzy wreszcie zobaczył, że gej nie musi być "obrzydliwy". Chodzi mi oczywiście o Elliota. Bardzo konkretny facet a do tego udało mu się zaimponować naszemu homofobowi :D Bardzo mi się podoba ta historia Trzymam za Ciebie kciuki kochana, ogromnie dziękuję za kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, aż się poczułam okropna, że tak szybko mu ten nastrój zepsułam xD No ale nic, już taki jego los...
      I tak, Łukasz sobie nie próżnuje jeżeli chodzi o dokopywanie Jerzemu, chociaż nie można zapominać, że raczej odpłaca mu się tym pięknym za nadobne, bo kiedyś to Gos na każdym kroku starał się go (i Marcina) zmieszać z błotem.
      A na temat ich związku nie będę mówić zbyt wiele. Na pewno z czasem jeszcze będzie pokazana ich relacja, więc zobaczymy jak to jest z tym Łukaszem ;)
      A Elliot, no jest konkretny, nie ma co xD Zaimponować Jerzemu to już jest nie lada wyczyn. A zaimponować Jerzemu i być gejem na raz... To w ogóle wybija poza skalę xDD
      To ja dziękuję za Twoje komentarze i za to, że chce Ci się je zostawiać, to bardzo budujące! <3 <3 <3

      Usuń
  2. Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Wcale nie robiłam focha na brak Łukasza! Po prostu życie mnie dopadło i tak jak do śniadania mogłam posłuchać co wymyśliłaś, to już na napisanie komentarza nie miałam sił, czasu, ani weny -właśnie siedzę w domu na L4 :P

    Tak więc -bo nie zaczyna się od 'a więc' :P -zaskakujesz mnie coraz bardziej :D

    Wyścig super, po wyścigu też... Dęba ... mrrr... Normalnie zastanawiałam się w jaki to dziwny trójkąt Jerzy się wplącze :D
    BTW, co Jerzy sobie ma, że wszyscy go molestują? :P

    WIĘCEJ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto tu do mnie wrócił! :D Dobrze, że nie strzeliłaś focha, bo już i takie pomysły mi przychodziły do głowy, a teraz chociaż czuję się spokojna xD
      I obym zaskakiwała tylko pozytywnie!
      No tak, Dęba to taki raczej niebezpieczny typ, to faktycznie w Twoim guście :D A z tym trójkątem to na razie Łukasz zasugerował siebie i Marcina. Może Jerzy się skusi...? xD
      Więcej w swoim czasie!!! <3

      Usuń
    2. Widzisz co L$ robi z człowiekiem? Normalnie mam czas!

      Nie, nie :P Nie taki trójkącik :P
      Raczej Jerzy + Alicja + Dęba xD

      Usuń
  3. Przeczytałam "Zostań o poranku" jednym ciągiem i oczywiście muszę teraz coś na ten temat powiedzieć - bo jak można przeczytać i nie podzielić się swoimi myślami z autorem. :)

    Zacznę od takich mniej przyjemnych spraw, czyli tego, co mnie pogryzło w oczy. Nie za mocno, więc bez obaw. Przyczepię się tylko do strony technicznej, bo do fabuły nie mam absolutnie żadnych zarzutów.
    Przede wszystkim zauważyłam, że to, co piszesz jest takie nie do końca oszlifowane. Momentami przeszkadza nadmiar słów w opisie, drobnostki, które odrobinę zmniejsza płynność czytania. Dodam, że najwięcej ich wyłapałam na początku, potem robi się mniej - albo po prostu przestałam to zauważać, pochłonięta historią. :D
    Drugim, co mi przeszkadzało, jest kolor. Nie wiem, czy to moje oczy są dziwne, czy jednak coś jest na rzeczy, ale jak czyta się wszystko za jednym zamachem, to, nie powiem, boli. Oczy i głowa mi rozbolały i mam podejrzenie, że to albo rozmiar czcionki, albo kolor tła - biel jest dość rażąca, szczególnie jak się długo na nią popatrzy. Możliwe, że po prostu byłam zmęczona, a uparcie chciałam przeczytać wszystkie rozdziały, które do tej pory opublikowałaś. Wspominam o tym, tak na wszelki wypadek, jakby to jednak był problem ogólny, nie tylko mój. :)

    Teraz przejdę do przyjemniejszych spraw, czyli tego, że po prostu kocham Twoją historię. Jejku jej! Wciągnęła mnie jak bagno. Opisy są niesamowite, postaci absolutnie cudowne (może nie z charakteru, ale z tego, jak je przedstawiasz) i wszystko ogólnie takie... no. Obłędne. :D
    Nie wiem, czy wypisywać Ci wszystko, co mnie zachwyciło. Nawet nie wiem od czego nawet zacząć. I czy nie zajęłoby to za dużo miejsca. ;) Jedno pewne, nienawidzę i kocham Jerzego jednocześnie - jak w ogóle stworzyłaś taką postać, jestem w ogromnym podziwie! - a każdy kawałek z udziałem Janka czyta się z prawdziwą przyjemnością. No normalnie szacun ogromny za talent i umiejętności. I za historię, którą kreujesz.

    Od razu zapewniam, że zostanę tu na dłużej i będę z niecierpliwością czekać na kolejne rozdziały. I, znając mnie, wchodzić pięć razy dziennie na Twojego bloga, żeby sprawdzić, czy jakiś się nie pojawił. Tak na wszelki wypadek. ;)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny przy pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, dziękuję Ci strasznie za ten komentarz i że chciało Ci się tak rozpisać!
      Zwłaszcza jeżeli chodzi o stronę techniczną, wiem, że powinnam jeszcze nad nią popracować i że czasami może chcę za dużo i wychodzi gorzej niż gdybym sobie odpuściła, ale mam problem z wywalaniem napisanych już zdań/słów :') Właściwie to jak coś mi nie gra, to zamiast to wyrzucać dokładam jeszcze więcej... Może to nie jest dobra droga.
      Druga sprawa jest też taka, że ciężej jest mi wyłapać te drobnostki, literówki, przecinki (moja zmora!) w swoim własnym tekście niż w cudzym. Ale to właściwie chyba przypadłość większości autorów :D
      Zaś co do tego tła, dla mnie osobiście czarny tekst na białym tle to jedyny nieprzyprawiający o ból głowy, ale wiem, że niektórzy są zwolennikami ciemnego tła z jasnym tekstem. Możliwe też, że jednak chodziło o długość - jakby nie było przeczytałaś prawie 100 stron za jednym zamachem :D Pomyślę jednak nad zmianą wielkości czcionki, bo może faktycznie jest za mała.
      Zaś co do tych pozytywów - bardzo się cieszę, że postacie Ci się podobają! Nie ukrywam, że to właśnie w nie wkładam najwięcej starań i sama uwielbiam dobrze wykreowanych bohaterów. Wolę opowiadania słabsze fabularnie, ale z fajnymi postaciami, niż najbardziej wyszukaną fabułę z bohaterem od siedmiu boleści.
      A ten Jerzy... Sama na początku się zastanawiałam, czy to na pewno dobry pomysł zabierać się za kogoś takiego, kto całkowicie kłóci się z moimi poglądami i usposobieniem, ale teraz nie żałuję, no i też strasznie polubiłam tego gbura ;) Chociaż jakbym spotkała takiego naprawdę to podejrzewam, że byśmy się nie polubili xD

      Jeszcze raz Ci dziękuję za taki cudowny komentarz! Jeżeli zaś chodzi o sprawdzanie bloga kilka razy dziennie, to od razu powiem, że jeszcze dzisiaj pojawi się nowy rozdział (a taki przynajmniej jest plan!)
      Pozdrawiam cieplutko! :)

      Usuń
    2. Znam ten ból poprawiania napisanego tekstu. Zostawiania literówek, dziwnie sformułowanych zdań, nadmiarowych przecinków (lub ich braku) i innych ciężkich do wyłapania drobnostek. Dlatego czytając czyjeś opowiadania po prostu je ignoruję i skupiam się na samej historii. Tobie to wytknęłam tylko po to, żeby mój komentarz miał coś tam konstruktywnego w sobie. ;) Ale jak już napisałam, im dalej czytałam, tym mniej zauważałam ten nadmiar słów. Może to Tobie lepiej idzie ich eliminowanie, może w końcu mój mózg uznał, że po prostu tak ma być i już, kto wie. :D Jedno wiem, choćby nie wiem ile poprawiać, nie da się poprawić wszystkiego.
      Co do czytania za jednym zamachem 100 stron w komputerze, to rzeczywiście mógł być największy powód bólu głowy. Powinnam sobie dawkować, no ale... Po prostu musiałam wiedzieć, co będzie dalej. :D
      I zgadzam się, postaci w powieści to absolutnie najbardziej istotna rzecz. Jak się człowiek zżyje z bohaterem, to nawet jego pełna wyzwań wyprawa do sklepu po masło będzie wzbudzać emocje. :D Nic nie uratuje powieści z płaskimi postaciami bez charakteru. No i u Ciebie po prostu czuć, że wkładasz dużo serca w kreowanie bohaterów.
      Tyle ode mnie, teraz już tylko zacieram dłonie na kolejny rozdział. :D

      PS. Możliwe, że słyszałaś o nowym filmie "Diablo. Wyścig o wszystko". Recenzenci i widzowie nieźle po nim jadą - ha! jadą - co dużo mówi o jego jakości. Jak czytałam Twój rozdział z nielegalnymi wyścigami, to miałam taką myśl, że twórcy filmu powinni chyba brać u ciebie lekcje pisania interesujących historii o takich wyścigach. Bo niby to tylko ściana tekstu, ale jednak emocje wywołuje takie, jakby się oglądało "Szybkich i wściekłych", czy coś. ;)

      Usuń
  4. Długo się zabierałam za skomentowanie tego opowiadania, bo po pierwsze niedoczas, a po drugie nie do końca wiem, jak to ładnie ująć w słowa.
    Ogółem podoba mi się ta historia, chociaż nie podoba mi się Jerzy. Wkurza mnie, ale taki pewnie był Twój zamiar, więc wszystko w porządku ;) Ale poza tym jest w nim taka naiwność, czasami zachowuje się jak dziecko. Zupełnie np. nie rozumiem co on robi dalej w tej pracy jak mu ona tak nie leży. Serio, nie widzę jednego logicznego argumentu po co miałby tam zostawać. Pracuje w reklamie, w Warszawie, w każdej chwili może odejść…
    No ale nie powiem, nabrał w moich oczach po tych wyścigach. Nie ma nic bardziej pociągającego niż mężczyzna, który świetnie prowadzi samochód. Być może mam mały fetysz ;) I Twój opis wyścigu naprawdę genialny. Wciągający i trzymał w napięciu. I cudownie, przecudownie wręcz, że Jerzy nie wygrał, tylko cudem załapał się do pierwszej dziesiątki. Bo to takie naturalne i fajne. Także za to gratki :D
    Bardzo Cię też musze pochwalić, że wybrałaś sobie takie trudny temat. Opisywanie przemiany homofoba to jedna z najtrudniejszych rzeczy — żeby wszyło naturalnie, logicznie. Ciężko jest to zrobić płynnie, a u Ciebie widać, że ta droga już się rozpoczęła, chociaż Jerzy strasznie walczy. I to bardzo fajnie, bo tak musi być! W końcu nic nie dzieje się w ciągu jednej nocy. Super, że wczuwasz się w jego emocje, szczególnie, że to musi być wyjątkowo trudne, żeby pisarka LGBT patrzyła na świat oczami homofoba i próbowała się wczuć jego przemyślenia.
    No i nie zapominajmy, że większość Twoich czytelników to w mniejszy czy większy sposób ludzie powiązani z LGBT i my wszyscy tutaj nie cierpimy homofobów :D Także ciężki orzech do zgryzienia. Ale na pewno dasz radę nas przekonać ;)
    Na obecną chwilę nie szipuję Jerzego z nikim. No może z Alicją, ewentualnie. Bo wcale nie uważam, że on zaraz koniecznie musi przejść na tęczową stronę mocy. Wystarczy jeżeli na koniec będzie tolerancyjny :D Chociaż mogłabym go trochę poszipować z tym bratem Alicji… jakoś na mnie zrobił wrażenie 
    O, i Janka lubię. Janek też może być gejem, ale raczej nie widzę jego związku z Jerzym. Za to przyjaźń? Jak najbardziej. Jerzy chyba bardzo potrzebuje dobrego przyjaciela ;)
    I tak na marginesie cieszę się, że Kacprowi i Marcelowi się układa. Ich szipuję całym sercem 
    Życzę dużo weny, czasu i zapału do pisania. Sama meczę się wieczorami, po całym dniu w pracy i po siłowni, padnięta, zmęczona, śpiąca, i wiem jak okropnie demotywująco niedoczas wpływa na wenę. Trzymam kciuki i obiecuję zaglądać 
    Pozdrawiam,
    Naru

    btw przepraszam, ze Ci tak nabałaganiłam w komentarzach... dwa razy skomentowałam z konta mojego chłopaka >< niby wszystko ok, ale pewnie by się zdziwił jakby dostał odpowiedź na gmaila ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Jezu, kolejny piękny komentarz, jestem w niebie :D
      A ten niedoczas to faktycznie jest beznadziejny, nie wiem, jak to ogarnąć D:
      Co do Jerzego, to podejrzewam właśnie, że na pewno nie wszystkim się spodoba. Zaś jeżeli o naiwność chodzi... To wcale nie mówię, że taki nie jest, chociaż myślę, że w tym przypadku jest to raczej strach. Może nie widać tego jakoś bardzo, ale strach przed ojcem jest w nim mocno zakorzeniony, tak samo jak strach przed "byciem słabym", a on chyba bardzo się stara pokazać tam w pracy, że słaby nie jest, że ma wszystko pod kontrolą i że trzyma rękę na pulsie.
      No ale kto go tam wie właściwie!
      A z tym fetyszem, to się zgodzę :>> Sam pomysł na wyścigi zrodził się w mojej głowie spontanicznie, ale cieszę się, że ten fragment się tak spodobał! Ale bez obaw, nawet mi do głowy nie przyszło, żeby Jurek był pierwszy.
      Co do tej homofobii... To owszem, nie piszę mi się Jerzym tak łatwo jak chociażby Marcelem, a przy tym rozdziale to już w ogóle trochę poleciałam z jego myślami, aż się zastanawiałam czy tego nie zmienić, ale w końcu stwierdziłam, że Gos by stracił na autentyczności, gdybym to zrobiła. I tak mam właśnie wrażenie, że za łatwo mu niektóre rzeczy przychodzą, ale nie wiem, ile stron musiałoby mieć to opowiadanie, gdybym jeszcze zwolniła tempo xD
      Tolerancyjny Jerzy to dość odległa wizja, ale zobaczymy z czasem! I on też siebie szipuje z Alicją xD
      A Janek... on chyba powoli takim przyjacielem dla Gosa się staje, sam Jurek zresztą tak nieśmiało o nim pomyślał po tych wyścigach. Może więc będzie mu łatwiej mierzyć się z kimś przyjaznym u boku z całym tym szambem, które go otacza.
      No i też się cieszę, że Marcelowi z Kacprem się układa! Zastanawiam się tylko, jak długo Kacper musiał się męczyć, zanim Rogacki przeszedł z tym ich związkiem do porządku dziennego XD
      Co do bałaganu! To spokojnie, zaraz idę posprzątać, coby nie być jak Twój Kuba :D Chociaż nie czytałam jeszcze 3 rozdziału, może już ogarnął? xDDD
      Pozdrawiam Cię cieplutko i właściwie też życzę weny, i żebyśmy jakoś pokonały ten niedoczas!

      Usuń
  5. Hej,
    o wspaniale, właśnie zastanawiało mnie jak to jest umieszczone w czasie jest to opowiadanie co do "drugiej szansy", a teraz się wyjaśniło... cóż zastanawiam się nad Łukaszem czy mu jednak pasuje taka sytuacja, no i trafił się Łukaszowi trudny przeciwnik, i jest szansa dla Jerzego na wyścig, ale musi sobie kupić nowy samochód, bo tym razem raczej nie ma co liczyć na pożyczenie ;) ej czemu Janek został szczeniaczkiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    fantastyczny rozdział, zastanawiałam się nad kwestią czasową do opowiadania "druga szansa", no ale teraz to wiadomo już... czy Łukaszowi pasuje taka sytuacja? trafił się mu bardzo trudny przeciwnik... i och jest szansa na wyścig... teraz to Jurek musi kupić sobie samochód, bo raczej teraz nie będzie mógł liczyć na pożyczenie ;) ale czemu Janek został nazwany szczeniakiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń