No dobra, to co stało się wczoraj było dla Marcela czystą abstrakcją, marą senną, jakimś dziwnym zdarzeniem, do którego najlepiej by było, żeby nigdy nie doszło, ale doszło, psia kostka, i teraz był w kropce!
Bo tak oto stał przed lustrem w swoim domu, a w głowie krążyła mu nieznośna myśl, że miał chłopaka. Ale gdzie tam! Chłopaka to by jeszcze przeżył, ale toż to był całkiem inny level – to był Kacper!
Co on miał w głowie, że się na to zgodził?! No co?
Łapiąc się z frustracji za włosy, myślał intensywnie, jak mógł na to wszystko pozwolić. To miał być jeden pocałunek – ot, zwykła rzecz, ludzie całowali się przecież co chwilę nie robiąc sobie z tego nic wielkiego, a oni? Patetyczne słowa i wzniosłe chwile, pocałunki za pocałunkami, głupie spojrzenia, ciepłe dłonie… Tak ciekawskie, tak nachalne… Jego własne ręce, które sunęły po ciele Kacpra, chcąc go jak najwięcej, jak najszybciej, najlepiej już teraz, w tej chwili, bez czekania, bez myślenia!
Bez myślenia, no właśnie, to było kluczowe. I to nie tylko wczoraj, lecz przez całe Marcelowe życie! Boże, jaki on był głupi! A jak serce mu biło w piersi, kiedy patrzył tak na swoje odbicie i nie wiedział, w co się wpakował!
Za godzinę byli umówieni, a on już od dwóch myślał tak nad sensem własnego istnienia i wcale nic mądrego nie wymyślił – chociaż w jego przypadku to nic zaskakującego. Denerwował się, stresował, lecz najbardziej po prostu obawiał się reakcji Kacpra na to, co miał mu dzisiaj do powiedzenia, bo miał i to sporo, cholera! I bynajmniej nie chodziło mu tutaj o mowę ciała!
…
Jęknął cierpiętniczo, a poliki zapłonęły mu czerwienią, kiedy przypomniał sobie, jak leżał pod chłopakiem, muskając jego usta własnymi. Wtedy wydawało mu się to najlepszym momentem, jaki go w życiu spotkał. Teraz, owszem, to dalej było przyjemne uczucie, ale do licha, nie aż tak, żeby od razu się zgadzać na jakieś bycie chłopakiem!
Jak to w ogóle brzmiało? Co to za dziwny rodzaj przynależności do Wawrzyńskiego, na który zgodził się bez dłuższego przemyślenia sprawy, tylko pod wpływem tych pieprzonych pocałunków, silnych dłoni, uśmiechu tak szczerego, że serce, i tak mięciutkie jak wata, topniało mu w piersi...
To była presja, nie miał co do tego wątpliwości. Wawrzyński wziął go na litość tymi maślanymi oczkami i tym…
A ja cię kocham, wiesz?
Jakie w ogóle, kurwa, kocham? Toż to się w pale nie mieściło. Że niby w nim? Nie można przecież sobie było wybrać gorszego obiektu westchnień, ale jak widać Kacper nie miał z tym żadnego problemu! No właśnie, skoro sobie tak wybrał, to tak będzie miał, to już nie był Marcela problem. Chłopak mógł uważniej dobierać persony, w których lokował swoje uczucia i przede wszystkim dać im więcej czasu… i przestrzeni! Dać się na trzeźwo zastanowić, bo mimo że wczoraj Marcel alkoholu nie pił, tak trzeźwym raczej nie był!
I tak oto doszło do tego wszystkiego! Poplątanie z pomieszaniem. Strach i nerwy mieszały się z dziwną ekscytacją i ciepłem rozlewającym się po całym jego ciele zaledwie na samą myśl, którą oczywiście dławił w zarodku, bo zamierzał zaraz to wszystko zakończyć, niech tylko pójdzie do tego Wawrzyńskiego, a z marszu mu powie, jak sytuacja między nimi wygląda!
Bo związku to oni żadnego nie mieli, też coś!
– Tak się zastanawiam, czy to jeszcze jakaś dziwna zawiecha, czy już upośledzenie… – Ewa oczywiście wyszła z salonu i wpadła do przedpokoju, patrząc na syna kpiąco. Marcel przerzucił na nią zbolały wzrok, bo nie dość, że przez Kacpra czuł się beznadziejnie, to jeszcze jego własna matka nie dawała mu za grosz wsparcia!
Nie, żeby jej powiedział. Broń Boże, powiedzenie cokolwiek Ewie na tematy, które teraz krążyły po jego głowie wydawały się być wręcz próbą samobójczą, także Rogacki wolał sobie tego oszczędzić.
– Ha, ha – zakpił, odwracając wzrok od mamy. Znowu spojrzał w lustro.
– No i co się tak patrzysz? Na moje oko od wczoraj nic się nie zmieniłeś. – Przewróciła oczami, po czym podeszła do niego i poczochrała mu włosy w czułym geście.
– Mamo! – wydarł się, patrząc na nią spod byka. – Wiesz, ile je układałem?! – zapytał z wyrzutem, na co kobiecie zadrżały usta, jakby chciała się roześmiać.
– Skoro w lustro gapisz się już dwie, to nie wiem, ze cztery? – zapytała, unosząc wysoko brwi, a Marcel sapnął na nią ostrzegawczo. – Daj spokój, kochanie. Masz jakieś plany na dzisiaj?
– Tak – łypnął. Skończyć swój niecało-jednodniowy związek.
– Jakie?
– A czy tu musisz wszystko wiedzieć? – zaczął, wystrzeliwując dłońmi w powietrze.
– Jakaś randka? – zapytała z wolna, przypominając sobie ostatnie wyczyny syna. – Strój by się zgadzał – dodała, niby do siebie, chociaż chciała tym wyraźnie rozdrażnić naburmuszonego chłopaka.
– Żadna randka! – odparł od razu, po czym wycofał się bez słowa do swojego pokoju.
Tam usiadł na kanapie i siedział tak, sprawdzając zegarek co minutę. Boże, czemu ten czas mu się tak dłużył? Przecież to nie tak, że wstał o siódmej, żeby wszystko dokładnie zaplanować, dopilnować, obmyślić, no i w końcu zdecydować, i teraz zostało mu jeszcze tyle czasu do umówionego spotkania!
Boże, on to miał przesrane. Niestety w tym wypadku nic się nie zmieniło.
Czas, wbrew jego błagalnym prośbom, wlókł się niemiłosiernie, także po czterech minutach Marcel wrócił do przedpokoju. Ewa na szczęście zniknęła w kuchni, więc chłopak mógł spokojnie pokręcić się wzdłuż pomieszczenia, nie martwiąc się, że rodzicielka będzie mu przeszkadzać w tym pełnym cierpienia momencie. Przynajmniej przez jakieś sześć minut. Po tej chwili bowiem wyłoniła się z kuchni z talerzem kanapek, które zrobiła najpewniej sobie i Zuzi. Zamiast jednak pójść jak należało do salonu, przystanęła i popatrzyła z zastanowieniem na syna. Wymienili się spojrzeniami. Zapanowała między nimi cisza, Ewa patrzyła oceniająco, Marcelowi zaczęły pocić się dłonie… Powieka mu drgnęła, noga uderzyła kilka razy nerwowo o parkiet, jakby w oczekiwaniu aż rodzicielka sobie pójdzie, ale ona uparcie tam stała i patrzyła tylko z tym nieodgadnionym wyrazem twarzy. Marcel natomiast zaczynał się czuć coraz bardziej zdenerwowany.
– Myślisz, że wyglądam ładnie? – wypalił na wydechu, spoglądając po raz kolejny w lustro. Jego mama z wolna przytaknęła głową, w dalszym ciągu nie odwracając od niego spojrzenia. Marcel po raz kolejny wygładził swoją zieloną koszulkę. – Ale chyba nie tak, jakbym się wystroił? – dopytał, wbijając pytające spojrzenie w Ewę.
– Nie, wyglądasz ładnie i wcale nie tak, jakbyś się wystroił.
– To dobrze. – Westchnął z ulgą, przejeżdżając dłonią po gładkim policzku. Serce zaczynało mu bić mocniej w piersi. Jeszcze tylko piętnaście minut i będzie wychodził!
– A z tyłu? – zapytał, odkręcając się do rodzicielki plecami.
– Z tyłu też wszystko okej.
– Nie jestem brudny, ani nic? – zapytał na wszelki wypadek, bo Ewa miała tendencję do mówienia, że wszystko jest okej, mimo że wcale nie było!
– Nie, wszystko jest czyściusieńkie i wyprasowane…
– To dobrze – skomentował po raz kolejny.
– A kto będzie miał zaszczyt oglądać twoje tyły? – zapytała kobieta, unosząc wysoko brwi. Policzki Marcela poczerwieniały momentalnie.
– Nikt! – oparł szybciutko, mając ochotę zapaść się pod ziemię. I to bynajmniej nie z powodu słów swojej mamy, lecz myśli, która przemknęła mu przez głowę. – Co to w ogóle za insynuacje – prychnął, wyginając śmiesznie usta.
Ewa pokręciła głową.
– Więc… Z kim się będziesz spotykać? – zapytała, podchodząc bliżej. W ręku wciąż trzymała talerz z kanapkami.
– Z nikim! – odparł Marcel, chociaż widząc ten kpiący uśmiech na twarzy matki westchnął tylko głośno. – Oj no, co mnie tak dopytujesz? Zresztą nieważne, nie jest to nic, czego nie mógłbym ci powiedzieć!
– Więc skoro to takie nic i nikt, to po prostu powiedz.
– No z Kacprem! – wyrzucił w końcu z siebie, po czym spojrzał Ewie hardo w oczy. Ta zmarszczyła brwi, a po chwili przytaknęła.
– W porządku… To bawcie się dobrze…? – dodała, na co Marcel poczerwieniał jeszcze bardziej i przygryzł sobie policzek od wewnętrznej strony.
Wszystko wbrew niemu, wszystko!
– No, to ja spadam – bąknął bez entuzjazmu, po raz kolejny sprawdzając godzinę. Z uczuciem paniki uświadomił sobie, że nagle czas minął jakby szybciej i jeżeli się nie pośpieszy będzie spóźniony. – Kurna! – wyrzucił. – Muszę lecieć!
Wybiegł z pokoju. Zdezorientowaną i zamyśloną Ewą nawet się nie przejął – miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Kiedy mknął dobrze znaną drogą, ręce pociły mu się z nerwów, a serce biło tak mocno, że czuł je aż w gardle. W głowie mu szumiało, a policzki paliły w ten nieprzyjemny sposób, dokładnie tak samo, jak przed jakimś ważnym egzaminem.
Tutaj bowiem było podobnie. Marcel podda testowi swoją silną wolę i zakończy tę całą maskaradę od razu, na wejściu.
Nawet nie wejdzie do mieszkania Szymona, no bo i po co miałby wchodzić, skoro jego cel był tak oczywisty? Niech się Kacper nawet nie nastawia!
Takie dokładnie myśli towarzyszyły mu do chwili aż nie stanął przed tymi konkretnymi drzwiami i nie zapukał w nie z obawą, kurcząc się w sobie. Skulił się niczym kociątko i niczym szczeniak położył uszy po sobie, kiedy czekał aż Wawrzyński mu otworzy. Na szczęście nie trwało to długo.
Kiedy Kacper stanął w drzwiach, Marcel poczuł się nagle bardzo mały i dużo bardziej nieśmiały niż przez ostatnie tygodnie. Spojrzał spod rzęs na rosłego chłopaka, zauważając, jak intensywnie niebieskie były jego oczy i jak wiele kryło się w nich blasku. Potem obrzucił wzrokiem jego sylwetkę, która prezentował się nie gorzej niż zwykle i, na szczęście, była całkowicie przykryta przez ubrania – tyle dobrze, że Kacper nie zdecydował się przywitać go w negliżu, jak to kiedyś uczynił. Wtedy bowiem zadanie Marcela mogłoby okazać się dużo trudniejsze.
– Hej. – Pomruk Kacpra był cichy i niski, ale ton jego głosu ciepły, tak jakby Wawrzyński samą modulacją głosu chciał mu przekazać, jak bardzo cieszył się, na jego widok.
– Hej. – Sam Marcel natomiast niemalże ledwo wypowiedział to krótkie słowo, przystępując z nogi na nogę.
Kacper zmarszczył brwi, słysząc zdenerwowanie w jego głosie.
– Wchodź – zaprosił, odsuwając się z progu, ale Rogacki ani drgnął. Jego usta zadrżały, a słowa uwięzły w gardle, wzrok natomiast spotkał się z coraz bardziej zniecierpliwionym spojrzeniem Kacpra. – No już, wchodź – dodał trochę bardziej stanowczo. Marcel zaplótł ręce na piersi.
– Bo wiesz… – zaczął słabym głosem, a wzrok Kacpra stężał jeszcze bardziej.
– Nie, nie wiem. I nie chcę wiedzieć. – Uśmiechnął się, po czym wyciągnął rękę po dłoń Marcela i zaciągnął go (siłą!) do mieszkania.
– Kacper! – Rogacki sapnął na niego w chwili, w której Wawrzyński już zamykał za nim drzwi. – Chciałem ci powiedzieć, że to wszystko, co się wydarzyło wczoraj… – odblokował się, wyrzucając z siebie od razu wiązankę słów.
– Nie słucham cię – przerwał mu w połowie, powodując tym samym wzrost irytacji u młodszego chłopaka. Marcel zbliżył się do Wawrzyńskiego i hardo spojrzał mu w oczy.
– Lepiej posłuchaj! – zagroził, lecz Kacper niewiele sobie z tego zrobił.
– Nie słucham cię, bo wiem, że będziesz gadał głupoty.
– Żadne głupoty! – wykłócał się Rogacki, wbijając palec w szeroką klatkę piersiową Kacpra. – To ważne – zaznaczył, odsuwając się o krok. Sam nawet nie wiedział, dlaczego podszedł do blondyna tak blisko i na dodatek go dotknął… Bo przecież to całkowicie wykluczało się z jego całym planem!
– Ważne – prychnął Kacper, mierząc go uważnym wzrokiem. Jego spojrzenie nagle stało się chłodniejsze. – Skoro to takie ważne, to mów – powiedział przeczuwając, co takiego Marcel miał mu do przekazania.
– Więc… – zaczął standardowo, jednak widząc to nieprzychylne spojrzenie od razu stracił całą pewność siebie. – Więc… – spróbował jeszcze raz, umykając wzrokiem w dół, żeby było mu łatwiej to wykrztusić.
– Tak, to już słyszałem. Będzie coś dalej, czy możemy na tym zakończyć i miło spędzić resztę popołudnia? – sarknął Wawrzyński, podchodząc o krok bliżej do chłopaka. Położył mu dłonie na ramionach, co spowodowało, że całe Marcelowe ciało skamieniało w jednej chwili, a on wbił spanikowane spojrzenie prosto w oczy Kacpra.
– Nie, bo wiesz, ja tak sobie myślałem…
– Myślenie nie jest twoją mocną stronę – wtrącił znowu Wawrzyński, przesuwając dłonie z ramion na przedramiona Rogackiego. Jego dotyk był delikatny, ale drażniący, Marcel bowiem nijak nie mógł się skupić, czując ich ciepło na sobie.
– Przestań – poprosił, chcąc w końcu wyrzucić z siebie dręczące myśli. – Po prostu to była pomyłka, okej? – W końcu mu się udało, w końcu to powiedział! Myśl, która krążyła mu po głowie odkąd się tylko obudził nareszcie ujrzała światło dzienne i stała się namacalna, a na dodatek zawisła między nimi, powodując wyraźny cień na twarzy Kacpra. Marcel natomiast spiął się cały i czekał aż Wawrzyński osunie dłonie z jego ciała.
Kacper jednak tego nie zrobił. Dalej wędrował palcami wzdłuż jego rąk, aż w końcu zakończył tę eksplorację, splatając razem ich dłonie.
Marcelowi serce stanęło w gardle.
– Hej, nie słyszałeś, co powiedziałem? – wykrztusił. Kacper spojrzał mu prosto w oczy.
– Mówiłem ci przed chwilą, że cię nie słucham, bo będziesz gadał głupoty – odpowiedział spokojnie, ani myśląc go puścić. Marcel postanowił się wyrwać. Nie napotkał żadnego oporu, tylko tępe, zamglone spojrzenie, kiedy ich dłonie się rozłączyły.
– To nie są żarty, okej? Jak ty to sobie wyobrażasz? – warknął, gwałtownie wyrzucając dłonie do góry.
– Wyobrażam sobie to dokładnie tak, jak było do tej pory.
– Do tej pory nie byłem twoim chłopakiem!
– I co to zmienia oprócz tego, że jakoś możemy się określić?
– Jak to, co to zmienia! – prychnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Wszystko się zmienia! Nie jestem gotowy na taki krok! To wszystko dzieje się za szybko! Do niedawna jedyne o czym marzyłem, to żeby przylać ci w twarz, a teraz… Teraz…
– Teraz marzysz o innych rzeczach, które mógłbyś zrobić z moją twarzą – dokończył za niego Wawrzyński, uśmiechając się półgębkiem, a Marcel zapowietrzył się i poczerwieniał, na samą insynuację tego, co jakby przeszło mu przez myśl, a teraz zostało wypowiedziane!
– Absolutnie nie! – odpowiedział bez chwili namysłu, po czym zaczął się cofać, kiedy Kacper postanowił ruszyć w jego stronę. – Kacper! – ostrzegł go, przestraszony tym, co chłopak miał w planach. – Kacper… – zaczął z paniką, kiedy ten już przy nim stanął i wyciągnął dłoń do jego brody, by chwycić ją stanowczym ruchem.
– Czemu ty jesteś taki głupi? – zapytał, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie jestem! – odparł na wydechu, obserwując ze strachem jak chłopak się nad nim pochyla.
– Dobrze, że nadrabiam mądrością za nas dwóch… – mruknął, czym w innej sytuacji najpewniej zasłużyłby sobie na potępiające spojrzenie, ale w tym momencie Marcel był zbyt spanikowany scenariuszem, który się między nimi rozwijał.
– Nie rób tego – powiedział na tyle stanowczo, na ile tylko potrafił, odchylając się od niego, by być bliżej ściany.
– W każdym innym przypadku bym cię posłuchał, ale obawiam się, że dzisiaj zdołałeś przekroczyć wszelkie moje granice opanowania – mruknął tuż przy jego ustach. Marcel poczuł na skórze, jak dmuchnął mu w twarz i momentalnie jego ciało zareagowało. To nie było tak, żeby miał nad nim jakąkolwiek kontrolę. Ono po prostu zapłonęło w moment, dokładnie tak jak wczoraj i Marcel stracił głowę, co do wykłócania się.
Zresztą… Boże, naprawdę tego chciał, nie?
Tak czy nie?
No oczywiście, że tak.
Poddając się z głośnym jękiem, chwycił Wawrzyńskiego za obydwa policzki i z nieznaną mu agresją wpił się w jego wargi, które od razu uchyliły się, pozwalając mu całkowicie się zdominować, z czego Marcel, nawet nie zamierzał zaprzeczać, skorzystał chętnie, bo ten upór starszego chłopaka tak strasznie go rozzłościł! I jeszcze te insynuacje, że niby był głupi?! Też coś, to że nie widział tego na razie i chciał się wycofać, to niby była głupota? Chyba raczej zdrowy rozsądek. Wawrzyński mylił pojęcia, a na dodatek cofnął się o krok, kiedy to Marcel naparł na niego całym ciałem, chwytając go mocno za włosy, żeby nakierować sobie dogodnie jego głowę. Chłopak był wyższy, więc żeby Marcel mógł swobodnie do niego sięgnąć, musiał troszeczkę nim powyginać tak, jak mu było wygodnie.
Boże, jak go ten palant zdenerwował!
A jakie miał miękkie, ciepłe usta! Takie uległe, pozwalające mu na wszystko, uchylające się, gdy tylko język Marcela przesuwał się wzdłuż jego dolnej wargi i zapraszające go do środka.
Dłonie Kacpra za to nie wykazywały już takiej bierności. Powoli, jakby nieśmiało, wylądowały na bokach Marcela, ale szybko opadły, kiedy Rogacki warknął ostrzegawczo i mocniej pociągnął chłopaka za włosy.
To on tutaj przejmował kontrolę.
A Kacper bez najmniejszego oporu mu ją oddawał.
Czy nie był uroczy? Ten wysoki, pięknie umięśniony, inteligentny blondyn, który mógłby go zgnieść butem, całkowicie się wycofał pozwalając Marcelowi zdominować się bez słówka skargi.
Swoją drogą Rogacki sam nie wiedział, skąd wzięła się u niego ta potrzeba, ale kiedy tylko już w nim zagościła, nie potrafił jej opanować. Chciałby tak wiele!
Popchnął chłopaka na ich ulubioną kanapę, tak że ten klapnął na niej oszołomiony, a samemu stanął nad nim z wzburzoną miną i nierównym oddechem, zastanawiając się, co tu dalej począć. O ile faktycznie nie był głupi, to plan „zakończyć związek i wyjść” nie wyglądał ani trochę jak to. Tyle że plan w trakcie tej krótkiej chwili zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Nie możesz mnie tak ignorować! – sapnął, wlepiając spojrzenie prosto w lekko zaczerwienioną twarz Kacpra, który chyba dalej nie doszedł do siebie.
– Absolutnie muszę, skoro ma się to kończyć w taki sposób – odparł szybciej, niż zdążyłby chociażby pomyśleć. Marcel prychnął pod nosem, po czym splótł dłonie na piersi i spojrzał w okno. Potem czując jak jego nieśmiałość powoli do niego wraca przygryzł wargę, następnie przystanął z nogi na nogę, aż w końcu z całkowicie skruszonym wyrazem twarzy znowu zajrzał w oczy chłopaka.
– Naprawdę tego chcesz? – zapytał cicho, podchodząc o krok bliżej Kacpra, który wyciągnął do niego rękę, by chwycić go za dłoń.
– Naprawdę muszę ci to powtórzyć jeszcze raz? Czy wczoraj nie było zbyt oczywiste…? – sarknął, po czym znowu się podniósł i zamknął chłopaka w swoich ramionach. Marcel oparł czoło w zagłębieniu jego szyi, mając wrażenie, że ich ciała są dla siebie stworzone.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem emocjonalną amebą… – bąknął, podnosząc głowę, by móc spojrzeć jeszcze raz w twarz Kacpra.
Ten uśmiechnął się kącikami ust.
– Jak na jednokomórkowca, radzisz sobie całkiem, całkiem. – Pocałował go w policzek.
– A jak na przedstawiciela Homo sa…
– Jak na przedstawiciela homo też całkiem nieźle – znowu mu przerwał, przyciskając wargi tym razem do jego brody.
– Jestem bardzo początkujący – zaznaczył, wyciągając dłonie i kładąc je pośrodku klatki piersiowej chłopaka. – I naprawdę nie wiem. To wszystko dzieje się tak szybko, prawda? Ja nie jestem…
– Mówiłem ci już kiedyś, że nie wymagam niczego więcej, niż to, co jest. Jakkolwiek byś nie chciał albo może cokolwiek byś chciał, tak będzie w porządku. Jeżeli chcesz poczekać, mogę czekać. Mogę czekać bardzo, bardzo długo – powiedział, patrząc mu w oczy.
Serce Marcela zatrzepotało z emocji, a od środka rozgrzało go niewiarygodne ciepło.
– Ale nie mów mi, że to co było… Co jest, to błąd. Dla mnie to nie jest zabawa – mruknął, wplątując palce w jego włosy. W jego ruchach nie było żadnej gwałtowności, w przeciwieństwie do tego, co przed chwilą czynił Marcel.
– Dla mnie też nie. Jest przeciwnie i po prostu nie wiem, czy jestem w stanie to udźwignąć – mruknął, ale teraz, kiedy tak stał w objęciach Kacpra, ani myślał się wyrywać czy wychodzić. Boże, on faktycznie był głupi skoro cały ranek i przedpołudnie myślał tylko o tym, żeby jak najszybciej odciąć się od Wawrzyńskiego, a kiedy był z nim… Nawet nie chciał się od niego odkleić, ciesząc się z jego delikatnego dotyku, brzmienia głosu, ciepłoty ciała…
– Spokojnie. Powiedzmy, że od dźwigania jestem ja. – Uśmiechnął się półgębkiem. Marcel również się do niego uśmiechnął, ale serce wciąż biło mu jak oszalałe.
Bo co jeżeli codziennie będzie musiał się mierzyć z tego typu sprzecznymi myślami, co jeżeli stąd wyjdzie, a wątpliwości do niego powrócą zaraz po przekroczeniu progu? Czy naprawdę będzie w stanie to wszystko wytrzymać? Z dnia na dzień walczyć z przeciwstawnymi uczuciami?
Bo teraz kiedy Kacper był obok nie odciągnięto by go od niego nawet dźwigiem, ale kiedy go nie będzie…
– Przestań się tak gorączkowo zastanawiać. Ile razy mam mówić, że zdecydowanie ci to nie służy? – dodał, wywracając oczami. Rogacki zrobił tak samo, a potem uderzył symbolicznie Kacpra w sam środek klatki piersiowej. – Mam się za to obrazić? – zapytał, uśmiechając się szeroko.
– To ja się obrażam za te ciągłe docinki – sprostował Rogacki.
– Nie, to ja się obrażam za szajs, który chciałeś przed chwilą odwalić – przebił go Wawrzyński, odsuwając się o krok.
Marcel natychmiastowo przylepił się do niego z powrotem.
– Nie, to ja się obrażam, że w ogóle przyszło ci do głowy się na mnie obrazić… Przecież mówiłem wczoraj, żebyś tego nie robił, bo mnie to dezorientuje – fuknął, przyciskając dłonie szczelnie do pleców chłopaka. Przesunął nimi nieznacznie, ciesząc się z faktury miękkiej bawełny pod palcami i z zarysu umięśnionego ciała.
– Aha, za to to, co mówiłem ci ja może zostać zignorowane? – zapytał, a Marcelowe policzki zalśniły czerwienią.
– Nie zignorowałem ich – sprostował znowu. Może nawet wziął je zbyt poważnie…
Chociaż może przyjął te słowa po prostu takimi, jakimi były.
Kacper go kochał. I chociaż była to myśl tak dziwna, że aż abstrakcyjna, Marcel nie chciał, żeby chłopak się na nim zawiódł. Sam również nie chciał zostać zawiedzionym… A szybsze skończenie tego wszystkiego pozwoliłoby na zmniejszenie cierpienia.
– Zresztą, jeżeli naprawdę myślisz, że po tym wszystkim pozwoliłbym ci się wycofać, to bardzo się mylisz.
– No tak, a co z tym „nie zrobię niczego wbrew tobie” – zakpił, a w jego oczach w końcu pojawiły się radosne iskierki, na których widok Kacper uśmiechnął się w najpiękniejszy sposób. Marcel również się uśmiechnął i znowu wychylił się po pocałunek, a kiedy go dostał, wzdłuż pleców przeszły mu gorące dreszcze.
– Sam nie wiesz, czego chcesz – powiedział mu w usta Wawrzyński, a dłońmi zaczął leniwie wędrować wzdłuż jego boków, przyprawiając Marcela o kolejną dawkę przyjemnych ciarek.
– Może trochę – przytaknął, a jego mina posmutniała, bo Kacper trafił w czuły punkt. On faktycznie wciąż nie wiedział, czego chciał od życia, od siebie, od swojego chłopaka… – Beznadzieja – skomentował, tracąc nastrój. Chciał się nawet odsunąć, ale Kacper mu to uniemożliwił, zaciskając dłonie na jego nadgarstkach.
– To nic złego – zapewnił go, ale nie przekonało to za bardzo Rogackiego. Dopiero dalsze słowa podbudowały go odrobinę na duchu. – Mamy jeszcze mnóstwo czasu, żeby wszystkiego się dowiedzieć – Tak właśnie brzmiały, a na ich zwieńczenie Kacper pocałował go w usta.
Znowu zrobił to po swojemu, stanowczo i pewnie, ale przy tym delikatnie, powodując narastające sensacje w żołądku Marcela, który starał się odwzajemnić czułość z jaką obchodził się z nim chłopak. Te powolne ruchy pozwoliły Rogackiemu w pełni skoncentrować się na wszystkich bodźcach. Na zapachu, który bił od białej bluzy Kacpra. Na intensywności światła, które przebijało się przez jego przymknięte powieki. Na gładkości warg i języka, który tak sprawnie wdzierał się do jego ust. Na cichym westchnięciu, które wyrwało się Kacprowi, kiedy Marcel przygryzł zadziornie jego dolną wargę, by wypuścić ją po kilku sekundach słodkiej tortury…
Tempo przyspieszyło.
Ich języki starły się ze sobą w walce o dominację, której Kacper tym razem nie chciał Marcelowi oddać bez walki. Oddechy stawały się płytsze, serca biły szybciej, a dłonie bardziej chaotycznie badały niepoznane jeszcze rejony. W pewnym momencie nawet, wyraźnie tracąc charakterystyczne dla siebie opanowanie, Kacper opadł z powrotem na kanapę, wciągając Marcela na kolana. Teraz to Rogacki górował nad chłopakiem, co dawało mu niejaką satysfakcję, przynajmniej do czasu, w której dłonie Kacpra nie wylądowały na jego udach. Wtedy Rogacki stracił zdolność myślenia, skupiając się tylko na tym oszałamiającym uczuciu, którego nigdy dotąd nie doświadczył.
Nawet nie wiedział, że jego uda mogą być takie wrażliwe, kiedy duże, silne dłonie gładziły je niespiesznie, wodząc po nich paznokciami. I to wszystko jeszcze przez ubrania! A jakby było gdyby tych ubrań nie mieli?
Marcel westchnął głośno, kiedy dłoń Kacpra powędrowała jeszcze wyżej i zatrzymała się po wewnętrznej stronie jego nogi, tuż poniżej najbardziej strategicznego miejsca na ciele Rogackiego. Żeby tego było mało, jakby wbrew pośpiechowi towarzyszącemu pocałunkom, powoli zaczęła uciskać wrażliwe miejsce, sprawiając, że całe ciało Marcela nakręcało się jeszcze bardziej.
To było chyba jeszcze lepsze niż wczoraj! Ich usta odnajdywały wspólny rytm, ruchy nie były już tak nieśmiałe, dłonie pozwalały sobie na więcej… A Marcel już nie panikował dokąd to zmierza, nie panikował, że zrobi coś źle, nie panikował, że był to ich pierwszy tak intymny moment, tylko przyjmował wszystko co dawał mu Kacper z ekscytacją i wyczekiwaniem.
Sam również stał się odważniejszy. Pozwolił sobie zawędrować dłońmi na skraj Kacprowej bluzy, pod którą, bez myślenia i bez chwili wahania, wsunął dłonie. Jego palce zetknęły się z gorącą skórą brzucha i chwilę potem zaczęły badać jej strukturę. Twardość mięśni i miękkość krótkich włosków tak bardzo mu się spodobały, że miał ochotę już nigdy nie odklejać od nich dłoni, a jednak wędrował nimi po całym torsie Kacpra bez ustanku.
W pewnym momencie bluza ograniczyła mu dostęp do upragnionych rejonów, więc Marcel pociągnął za nią gwałtownie. Podsunął ją mocno do góry. Oderwał się nawet od gorących warg swojego chłopaka, by obrzucić spojrzeniem jego obnażone ciało. A przynajmniej ten mały kawałek, na którym trzymał ręce. Kontrast między nimi był ogromny. Blada, niemalże mleczna skóra blondyna, wybijała się przy znacznie ciemniejszych, oliwkowych dłoniach Marcela i nawet to powodowało, że ten był coraz bardziej nakręcony.
Kacper również był, kiedy patrzył, jak śmiało Rogacki sobie z nim poczyna. Odchylił się od oparcia kanapy, by ułatwić Marcelowi pozbycia się z niego góry ubrania. I kiedy Rogacki bez zastanowienia zaczął badać opuszkami jego nagą klatkę piersiową westchnął z przyjemności.
– Wiesz, że przez ciebie będę miał kompleksy? – Marcel oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zaczął paplać. – Chyba będę musiał zacząć chodzić na siłownię – stwierdził, oglądając z zachwytem idealnie wyrzeźbione ciało.
Kacper wywrócił na to oczami.
– Znając ciebie to nie wytrzymałbyś tam dłużej niż pięć minut, a potem na pocieszenie zjadłbyś paczkę ciastek – odpowiedział, przesuwając dłonie z ud młodszego chłopaka na jego tyły. Marcel wyprostował się zaalarmowany.
– Czy mógłbyś zabrać dłonie z moich pośladków? – zapytał, opierając ręce na ramionach Kacpra. – To bardzo dziewicze tereny – dodał poważnie, rumieniąc się po koniuszki uszu, kiedy Kacper wyszczerzył się po swojemu w najgorszym z możliwych wydań tego uśmiechu.
– Bardzo mnie to cieszy – mruknął, uciskając te „dziewicze tereny”, przez co całe ciało Marcela niemalże skamieniało.
A mówiąc całe, naprawdę miał na myśli całe.
– Przesadzasz – ostrzegł go Rogacki, zaciskając mocno palce na ramionach Kacpra i tak samo mocno zagryzając wargi.
Wawrzyński westchnął ciężko, ale przesunął te wstrętne paluchy na biodra Marcela… Co wcale nie było znowu takie lepsze, a na pewno nie mniej podniecające!
– Kacper – upomniał go po raz kolejny, czując, że zaczyna mu brakować oddechu.
– Marcel – mruknął nisko, wyraźnie sobie z niego kpiąc! Potem nachylił się nad nim i ponownie pocałował już i tak mocno wymiętoszone wargi.
Rogacki sapnął cichutko. Poddał się. Wpuścił język Kacpra do swoich ust i mimo że chłopak całował go leniwie i bez wcześniejszej namiętności, stan, w którym znajdował się Rogacki, nie pozwalał mu tego przyjąć ze spokojem.
Jego ciało zaczęło drżeć od pocałunków, a w podbrzuszu pojawiały się spontaniczne dreszcze za każdym razem, kiedy Kacper chociaż minimalnie zmienił tempo lub zacisnął palce na Marcelowych biodrach. Całkiem nieświadomie w pewnych momentach te biodra chciały się wyrwać, ale Kacper przytrzymywał je w silnym uścisku i zatrzymywał na miejscu. Całkiem nieświadomie też dłonie Marcela zawędrowały na szyję chłopaka i zaczęły sunąć po niej paznokciami, przyczyniając się do tego, że i przez ciało Kacpra zaczynały przepływać niekontrolowane dreszcze.
Potem pojawiły się ciche westchnienia, które umykały bez świadomości z ich ust, a potem… Marcel już wcale nie chciał, żeby dłonie Wawrzyńskiego spoczywały tak bezczynnie na jego biodrach. Marzył o tym, by wzięły przykład z jego własnych i rozpoczęły mozolną lub też całkiem energiczną, obojętnie, wędrówkę po jego ciele, by ugasiły jakoś żar, który nie pozwalał mu zdrowo myśleć.
– Marcel. – Tym razem to Kacper przerwał ten pełen oczekiwania moment. Znowu się odsunęli, patrząc na swoje potargane włosy i nabrzmiałe wargi.
– Musimy przestać – skończył za niego chłopak, chociaż było to ostatnie, czego w tym momencie chciało jego ciało. Nie, ono chciało więcej i więcej, a Marcel nie miał w sobie tyle silnej woli, żeby mu się sprzeciwić, dlatego wbrew słowom pochylił się i zaczął całować linię szczęki Kacpra, który odetchnął drżąco, czując na swojej skórze wilgoć i delikatne muśnięcia.
– Tak.
– Chcesz przestawać? – zapytał go Marcel, schodząc pocałunkami niżej.
– Nie. – Kolejna krótka odpowiedź, która tym razem dużo bardziej spodobała się Rogackiemu.
– Więc nie przestawajmy… – szepnął, zasysając skórę na szyi Kacpra. Miał w planach zrobić mu dorodną malinkę!
– Ale chodzi o to… – Głos Kacpra był słabszy niż zazwyczaj. – Że Szymon zaraz wróci – powiedział, chwytając twarz Marcela w dłonie.
Nie trzeba było tego Rogackiemu powtarzać dwa razy.
– Kacper! – wykrztusił głosem pełnym wyrzutów. – A jakby przyszedł wcześniej?! – gorączkował się, odpychając od siebie ręce chłopaka i zsuwając się z jego kolan.
– Nie przyszedłby. Miał mi napisać SMS-a jak będzie wracał, a napisał go jakieś pięć minut temu, więc…
– Boże, jesteś najgorszy! – wyrzucił z siebie Marcel. – I kiedy niby miałeś czas to zobaczyć, co?! – zapytał z wyrzutem, a Kacper roześmiał się widząc to niezrozumiałe wzburzenie. Również wstał, chcąc podejść do swojego chłopaka.
– Nie zbliżaj się! – ostrzegł go Marcel, wyciągając rękę, która niby miała go zatrzymać, ale w rzeczywistości została jedynie schwytana i wycałowana, przez co cała Marcelowa twarz oblała się soczystym rumieńcem, a erekcja drgnęła wyraźnie. – W ogóle mnie nie słuchasz! – jęknął panicznie, chcąc wyswobodzić rękę ze stanowczego uścisku. Musiał jakoś się opanować!
Czemu jego ciało tak szalało, myśli szalały, a członek nabrzmiał niechlubnie w spodniach, podczas gdy Kacper miał wszystko jakby pod kontrolą?! A może nie miał?
Ciężko było to wywnioskować po zachowaniu Wawrzyńskiego i jego spodniach, przez które Marcel nie mógł zobaczyć w jakim był stanie. Szkoda, że po nim ten stan było widać pierwszorzędnie!
– Chodźmy do mojego pokoju… – pomruk Kacpra był cichy i zachęcający, ale Marcel ani myślał zamykać się z Wawrzyńskim, tym zwyrodnialcem, kusicielem przeklętym, w tak małym pomieszczeniu, zwłaszcza w stanie, w którym się teraz znajdował i ze świadomością, że jego kuzyn lada moment może wrócić do mieszkania.
– Nie, nie pójdziemy do twojego pokoju! – zaprotestował, w końcu wyswobadzając dłoń. – Ja idę… Do łazienki!
– Mogę iść do łazienki z tobą. – Uroczy uśmiech, który wykwitł na twarzy Kacpra, spowodował jeszcze większe podniesienie pulsu u Marcela.
– Nie, dzięki – fuknął na niego, wycofując się w głąb korytarza w akompaniamencie rozbawionego śmiechu.
Niech się śmieje, burak jeden! Marcel mu jeszcze pokaże! Niech tylko poczeka…!
A co do tego czekania, to faktycznie Kacper trochę sobie na Marcela poczekał, bo niełatwo było dojść chłopakowi do stanu względnego opanowania, zwłaszcza kiedy jego ciało wciąż miało w pamięci niedawne pieszczoty.
– I jak, problem zażegnany? – Wawrzyński uśmiechnął się do niego szeroko, gdy tylko Marcel wrócił z powrotem do salonu.
– Dobrze, że zgodziłem się być twoim chłopakiem tylko na dzisiaj, bo inaczej bym tego nie wytrzymał – odpowiedział z innej beczki, wywracając oczami.
Kacper zmarszczył śmiesznie brwi.
– No to skoro tylko na dzisiaj, to nawet nie ma takiej opcji żebym ci odpuścił tę sypialnię – powiedział, podnosząc się z kanapy. Marcel wbił w niego przestraszone spojrzenie, bo tak jakby przed chwilą pozbył się swojego problemu nie po to, by sekundę potem ten problem powrócił, ale oczywiście Wawrzyński musiał mieć wyjebane na jego potrzeby i starania!
– Śnisz – prychnął, cofając się krok za krokiem. Nie chciał dopuścić, by Kacper się do niego zbliżył.
– Tak myślisz? – mruknął unosząc brew. Jego kroki były stanowcze i pewne, podczas gdy dreptanie Marcela w tył, sprawiało, że wyglądał jak mysz zapędzona pod ścianę. A dokładniej pod drzwi. – Bo jak na moje oko, to jesteśmy już całkiem blisko… – dodał, sięgając do klamki od swojej sypialni, która znajdowała się na końcu korytarza. Zbliżył się przy tym do Marcela, bo nie miał innej drogi, roztaczając wokół zapach swoich perfum i przyprawiając młodszego chłopaka o gęsią skórkę.
– Kacper, to nie jest zabawne.
– Nie idziemy tam przecież po to, by było zabawnie… – Cichy głos Wawrzyńskiego, rozbrzmiał tuż przy jego uchu, powodując małe spięcie Marcelowego ciała.
I tak właśnie wszystkie te starania zaraz szlag trafi…!
– No chyba, że jednak przemyślisz ten okres trwania naszego związku i nie będziemy musieli się tak śpieszyć. – Przeklęty Wawrzyński! Marcel zacisnął mocno powieki, nie chcąc patrzeć na tego dupka, który zaledwie słowami doprowadzał go do stanu całkowitej destrukcji. Nie mówiąc już nic o tym pocałunku, którym zaraz obdarzył Marcelowe wargi, przyprawiając go o natychmiastowy zawał serca.
Chociaż jeżeli pocałunek Kacpra, doprowadził go do zawału, to dźwięk otwieranego zamka chyba całkowicie już powinien go zabić… Na szczęście nie zabił, lecz spowodował natychmiastowe otrzeźwienie umysłu.
– Idziemy do kina – zażądał Marcel szeptem, odpychając od siebie agresora. Dłońmi wygładził pomiętą koszulkę, a potem przeczesał zmierzwione włosy. Kacper uśmiechnął się półgębkiem, kiwając głową.
– Chcesz zabrać mnie na randkę? – zapytał, dając Marcelowi trochę więcej przestrzeni. Szymon natomiast właśnie zamknął za sobą drzwi wejściowe.
– To bezpieczniejsza opcja… – wytłumaczył Rogacki.
Kacper wywrócił oczami.
– Nie wiem dla kogo. Ja mam tam wszystko pod kontrolą. – Wyszczerzył się, wycofując się z powrotem do salonu. Marcel poczłapał za nim, psiocząc w myślach na tego drania, który „miał wszystko pod kontrolą”. Szkoda tylko, że Marcel nie miał! Jak zawsze.
W końcu wyłonili się z korytarza i natknęli się na Szymona, który właśnie odstawiał zakupy na blat w kuchni. Jego spojrzenie, które na nich spoczęło, nie wydawało się nawet w połowie tak chłodne, jak Rogacki to zapamiętał, ale i tak poczuł się onieśmielony obecnością mężczyzny.
– Co wy tacy ubrani? – Przywitał się z nimi pięknie, przyczyniając się tym samym do oblania się Marcelowych policzków soczystą czerwienią.
– Mnie tam nie pytaj. – Wzruszył ramionami Kacper, na co Marcel odnotował sobie w myślach, że powinien dostać po głowie. – Ale idziemy do kina.
– Na co?
– To jest dobre pytanie – mruknął Kacper, przyciągając Marcela do swojego boku. Jeżeli chciał mu dodać otuchy to nie szło mu zbyt dobrze, psia kostka! Zresztą czemu Szymon o wszystkim wiedział?! Może Marcel wcale sobie tak nie życzył?! Ale czy o nim ktoś pomyślał? Oczywiście, że nie!
– W każdym razie spadamy – oznajmił Kacper, posyłając kuzynowi wymowne spojrzenie. Ten jedynie pokiwał głową, uśmiechając się pod nosem. I, psia mać, było coś w tym uśmiechu bardzo Kacprowego.
Znalazła się cudowna rodzinka, jaki Kacper, taki kuzyn! Albo na odwrót.
Pięć minut później stali już pod wieżowcem, a Marcel mierzył Wawrzyńskiego nieprzychylnym spojrzeniem.
– No co? – Wywrócił oczami.
– Nic – odparł Marcel, zaczynając iść w stronę kina. Wawrzyński dołączył do niego i przez kilka minut szli w ciszy. Co więcej cisza ta wprawiała Rogackiego w stan narastającego rozdrażnienia. Czy Kacper naprawdę nawet się go nie spyta, o co mu chodziło?!
Nie spytał, a Marcel w pewnym momencie prychnął pod nosem, po czym wyrzucił ręce w powietrze i rzucił:
– Naprawdę musisz mówić wszystko swojemu kuzynowi o nas? – Spojrzał hardo w oczy swojego chłopaka, który zmarszczył brwi.
– Nie wiem, czy wiesz, ale raczej nie jestem zbyt rozgadany i nie rozpowiadam wszystkiego na prawo i lewo…
– Nie? – naskoczył Rogacki. – Więc może chcesz mi powiedzieć, że oprócz Szymona nikt nie wie? – warknął, zaplatając ręce na piersi. Kacper zmieszał się odrobinę.
– No… Jest jeszcze Marcin – odparł z wolna blondyn, a Marcel skinął głową. Wiedział, że był jeszcze Marcin, toż to niejako przez niego wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej! – A jak Marcin wie, to najpewniej wie też i Łukasz… – kontynuował Wawrzyński, przyczyniając się do narastającego zasępienia Rogackiego.
– No proszę. Nawet nie muszę wychodzić z szafy – parsknął, zatrzymując się w pół drogi. Potem zmarszczył brwi i wbił w pierś Wawrzyńskiego palec. – Piotrek też wie, nawet nie zaprzeczaj. – Nie zaprzeczył. – Ach, no i jest jeszcze Antek!
– Antek? – powtórzył zdziwiony.
– Tak, Antek! Wtedy na imprezie mi powiedział, że widać gołym okiem, że na mnie lecisz.
– Wybacz, że jest to takie oczywiste – powiedział, odciągając ten karcący go palec od swojej piersi. Miał szczęście, że chociaż jakoś gładko wybrnął z tej odpowiedzi i udobruchał trochę Marcela. – Agnieszka za to mimo wyraźnych podpowiedzi nie była w stanie na to wpaść – dodał, uśmiechając się półgębkiem. Marcel uśmiechnął się szeroko, zapominając na chwilę, że przecież był urażony.
– Tyle dobrze – skomentował, wznawiając ich wędrówkę. Spojrzał roziskrzonym spojrzeniem na profil swojego chłopaka, przyglądając się mocno zarysowanej szczęce i opadającym na tył głowy blond włosom. Kacper był dla niego idealny – tak sobie pomyślał – a na jego ustach pojawił się niemożliwy do opanowania uśmiech. Jak mógł jeszcze kilka godzin temu myśleć, że jest inaczej? Przecież nawet jak go wkurzał, to wciąż patrzył na niego tym topiącym serce spojrzeniem, od którego niejednemu by nogi zmiękły.
– Jestem skłonny przedłużyć naszą jednodniową umowę – rzucił od czapy, po raz kolejny przerywając chwilę milczenia.
– Gdyby tak nie było, naprawdę nie pozwoliłbym ci nie odwiedzić mojej sypialni… – odpowiedział mu, ignorując całkiem ostentacyjne prychnięcie i wywracanie oczami.
– A co z tym… Jak ty to powiedziałeś? „Mogę czekać bardzo, bardzo długo…?” – Tym razem to Kacper parsknął rozbawiony.
– A co z tym twoim „nie przestawajmy”? – Twarz Marcela od razu pokryła się czerwienią.
– Nie przypominam sobie, żebym mówił coś takiego… – odrzekł, odwracając głowę w drugą stronę. Spojrzał na grupkę znajomych idących po przeciwnej stronie ulicy, śmiejących się głośno i wyraźnie zadowolonych z życia. Kiedyś może by im pozazdrościł, ale teraz…
Teraz był nie mniej szczęśliwy. A może nawet był szczęśliwy bardziej.
– Nie martw się, niedługo ci przypomnę – obiecał Kacper, wykrzywiając usta w ten charakterystyczny sposób i przyciągnął go do swojego ramienia bez skrępowania.
Marcel od razu na niego fuknął i odsunął się na stosowną odległość.
– Żartowałem z tym wychodzeniem z szafy… Nawet jak na mnie to zdecydowanie za wcześnie! – syknął, wyłapując z paniką, że grupka nastolatków spojrzała na nich ciekawsko.
– I tak przyszło ci to naturalnie… – Westchnął Kacper, nawiązując do swoich własnych niezbyt udanych początków.
– To prawda. – Zamyślił się, po czym spojrzał na blondyna. Miał ochotę się do niego przysunąć, ale opanował tę pokusę. – Ominął cię srogi wpierdol, no ale już trudno, jakoś to przełknę. – Uśmiechnął się głupkowato, a Kacper spojrzał na niego uważniej.
– Należałby mi się.
– Spokojnie, do wszystkiego jeszcze dojdziemy – sarknął, kopiąc leżący na drodze kamyk.
Słońce świeciło im w plecy, chociaż nie było już tak cieplutko. Marcel pożałował, że wystroił się w cienką koszulkę, zamiast wziąć przykład z Wawrzyńskiego i ubrać się w bluzę.
Pięć minut później byli już pod kinem.
– Ej, nic nie grają – oznajmił Marcel z niedowierzaniem. – Ale niefart!
– Nie spodziewałem się niczego innego.
– No to są chyba jakieś żarty.
– Spoko, pierwsza randka jest przereklamowana… – zakpił Kacper wyraźnie się z niego podśmiewując.
– Pierwsza?
– Cóż, pierwsza oficjalna, to na pewno – rzucił Wawrzyński, stresując przy tym odrobinę Marcela, bo ten nagle poczuł dziwną presję odnośnie tego spotkania.
– Super. Nawet kino jest przeciwko mnie… – bąknął, a jego entuzjazm opadł znacznie. Kacper położył mu rękę na ramieniu, oczy mu lśniły.
– Wiesz to nawet lepiej. Naprawdę myślisz, że mógłbym się skupić na filmie, mając ciebie obok?
– Wcześniej jakoś ci się udawało. – Kacper roześmiał się.
– Nie udawało mi się ani trochę – przyznał, a jego twarz rozświetlił szczery uśmiech. Marcel odwzajemnił mu się tym samym.
– Więc… jaki jest nasz kolejny cel? – zapytał z wolna, rozglądając się wokół. Ich miasto było spokojne, gdzieniegdzie tylko przemykali ludzie, nie zwracając na nich większej uwagi.
– Nie wiem, może tamten budynek? – zaproponował Kacper.
– Tamten budynek? – Marcel zmarszczył brwi. – A co tam jest?
– A musi coś być…? – mruknął, zaczynając iść w obraną sobie stronę. Marcel szedł z nim krok w krok, uśmiechając się w duchu.
Faktycznie, cel nie był ważny za to droga… Droga była tym, co przejdą wspólnie.
Ale mam zaciesz! super! to zaraz jak skończyłam opowiadanie:D uwielbiam taki fluff:)bonus jest długi, słodziachny i jako świeży czytelnik mam wrażenie że jest bardzo naturalny w stosunku do tamtych części, więc tak, dalej masz tego Marcelka w głowie;) jak jestem za jak największą ilością takich deserków, za drugą częścią też (chociaż mam nadzieję, że nie w stylu dramy kryzys, rozstanie i klejenie na nowo - za bardzo ich lubię żeby się rozstawali:D)
OdpowiedzUsuńMarcel był komiczny z tym zrywaniem, ale Kacper za dobrze go zna:) to ja lecę nadrabiać zaległe rozdziały, pozdrawiam i dzięki za taki ekspresowy rozdział:)
Inka
Hahah, no dokładnie idealnie się wbiłaś czasowo z przeczytaniem, bo akurat byłam w trakcie pisania tego bonusa, a kiedy przeczytałam Twój komentarz to od razu milej mi się go tworzyło! :) I motywacja jednak była, żeby zacząć i skończyć od razu, a nie odkładać to znowu na kilka dni.
UsuńA co do tego Marcela to faktycznie, siedzi mi on w głowie, a samo pisanie nim jest niekiedy dobrą zabawą xD
A druga część na razie niech pozostanie tajemnicą, najpierw muszę skończyć aktualne opowiadanie :D
Również pozdrawiam! :)
Kacper to ma anielską cierpliwość <3
OdpowiedzUsuńI dobrze, bo nie wiem jakby bez tego wytrzymał z Marcelem :D
UsuńJuż zapomniałam jakie to opowiadanie jest słodkie :) i Chyba naprawdę było mi potrzeba takiego cukru, bo aż mi się cieplej na sercu zrobiło.
OdpowiedzUsuńMega fajnie, że postanowiłaś napisać ten bonus, bo wielokrotnie sobie wyobrażałam jakby wyglądał związek chłopaków już po zakończeniu opowiadania i chyba nigdy nie trafiłam w charakter Marcela. On jest po prostu taki... trzęsigacie :P fajnie, że wena przyszła niespodziewanie, takie teksty są najlepsze :)
Pozdrawiam,
naru
PS. Aż się zabiorę za tego Twojego Jerzego z ciekawości ;)
W takim razie bardzo się ciesze, że osłodziłam Ci dzień tym krótkim tekstem :D
UsuńA Marcel... No trochę z niego panikarz, nie powiem. Ale plan miał odważny! Co innego, że niekoniecznie mu wyszedł :D
Też tak uważam z tą weną i również pozdrawiam!
PS. A ja się zabiorę za nadrabianie przygód Twoich chłopaków ;>>>
Ja ich uwielbiam xddd
OdpowiedzUsuńJa też xD
Usuńświetne opowiadanie - uwielbiam ich, czy będzie kiedyś jakaś kontynuacja, kolejny bonusik ??
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńpięknie tutaj ukazałaś Marcela, tą jego niepewność, to jak się wszystkim przrjmuje... o tak Ewa to miała ubaw z Marcela... i ten Marcelowy plan poszedl sobie w droge ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Przegwiazdkowałam opowiadanie na Wattpadzie, ale koma zostawić muszę na blogu, bo mi dużo tego wyszło i się nie zmieściłam xD A nie lubię, jak mnie coś ogranicza :D No to wklejam:
OdpowiedzUsuńAleż się wkręciłam! Dzięki za tak fajną opowieść, czytało mi się lekko, przyjemnie i w zastraszającym tempie :D Wykreowałaś bardzo fajnych bohaterów, których serio polubiłam. Zwłaszcza Bartek skradł moje serce, chociaż żal mi do teraz chłopaka i czekałam do końca, aż się mu jakoś życie ułoży i zacznie znów być pociesznym śmieszkiem. Ale widziałam, że jest 2 opowiadanie w tym uniwersum i liczę, że może tam Bartek dorobi się nowej dziewczyny i uśmiechniętego pyszczka!
Doceniam poczucie humoru, zwłaszcza Bartka właśnie. Żarciki z panią Joasią zrobiły mi dwa razy dzień. Marcel też miał kilka dobrych momentów, że prychałam pod nosem i robiłam banana! :D
Strasznie podobał mi się początek opowiadania, gdzie miotałam się pomiędzy Kacprem i Marcinem (kibicowałam Marcinowi, ale czułam w kościach, że to będzie Kacper). W pewnej chwili obstawiałam nawet, że możesz wywrócić Wattpada do góry nogami i zeswatać Marcelka z Bartkiem, kopiąc z w zadek dwóch starszych przystojniaków xD I to też bym kupiła! Ale wtedy Kacper powiedział coś o tytułowej drugiej szansie, a ja nie miałam już wątpliwości, kto skradnie serduszko głównego bohatera. I też dobrze, bo z czasem zyskiwał, chociaż na początku nie pałałam do niego sympatią! Głównie dlatego, że opisywałaś go jako mięśniaka i jakoś tak mi się z głupolem kojarzył xD Ale za korki z matmy zapunktował, a i odkrzywienie jego ryja pomogło w wizerunku. Co w sumie było, jak teraz sobie myślę, fajnym zabiegiem. Bo nie trawiłam go wraz z głównym bohaterem i wraz z nim zaczęłam lubić.
Gdybym miała się do czegoś przyczepić, to byłaby to ta "półka" na książki przez "u" xD To było w tej scenie, jak Marcel wszedł do pokoju Kacpra i wyciągnął komiksy. No ale - kto nigdy nie zrobił orta, niech pierwszy rzuci kamieniem :D Było też kilka literówek, ale nie będę się powtarzać - kamieniem nie rzucę, masz moje słowo.
Jakbyś to kiedyś poprawiała pod książkę - bo DS nadaje się na książkę, albo ebooka (jeśli już nie jest) - to z dobrych rad rzuciłabym, żeby dodać scenę Marcel - Marcin po "odkochaniu". Żeby jednak dać w mordę czytelnikowi, że Marcelowi przeszło. Niby wiadomo, ale wiadomo - powiedzieć nie zaszkodzi. Mamusię też bym jakoś uszczęśliwiła, bo ten Ernest się po drodze zgubił i w sumie nie wiem, czy są razem czy nie. Fajnie by było, jakby Marcel go poznał czy coś. No i niby mama się domyśliła, że Marcel-gej, ale czekałam trochę na uroczą scenę akceptacji rodzicielki. Ale może to mnie właśnie czeka w tej 2 części? Na bank przeczytam, bo się wkręciłam. Narratora też masz fajnego, takiego luźnego, bez kija w dupie, czasem nawet coś przeklnie - propsuję bardzo bardzo! :3 No, także masz nowego fana.
Pozdrawiam, mordeczka! :*
Nie wchodziłam na bloga od kilku dni, a tu taka miła niespodzianka! Normalnie dzień zrobiony, dziękuję za śliczny komentarz i gwiazdki na Wattpadzie. Teraz to ja mam banana na twarzy i coś czuję, że szybko nie zniknie :D
UsuńO, Bartuś jest ulubieńcem? To raczej nie zdarza się często, ale ja się wcale nie dziwę. To taka pocieszna mordka! Przynajmniej do czasu ^^’ Zaś co do jego dalszych losów, to niestety muszę uprzedzić, że w drugim opowiadaniu, tym co już jest opublikowane, jeszcze się tego nie dowiemy. Są tam za to inni bohaterowie, którzy pojawili się w „Drugiej szansie”
Natomiast co do tego tekstu, to w założeniu było, że ma być przyjemny, dość niewinny i taki na poprawę humoru, więc cieszę się, że masz takie odczucia. Zawsze mi miło, kiedy widzę, że DS spełniła swoją rolę.
Żarciki się podobały? To trochę kamień z serca, bo jak to teraz czytam, to mam mieszane uczucia xD Jednak takie śmieszki po kilku latach od napisania to już nie to samo, a czasami to nawet czuję lekki cringe. (Chociaż pani Joasia będzie na zawsze w moim sercu.) <3
Kurczę, tak miło mi się czyta o tym, jak postrzegałaś Kacpra i jak zmieniałaś do niego stosunek. Na początku, kiedy zaczynałam dopiero pisać DS sama myślałam, że Marcel będzie z Marcinem. Dopiero potem postać Kacpra jakoś tak mi się ukształtowała w głowie, a wraz z nią całe opowiadanie i ogólny zamysł. Chociaż faktycznie to rzucenie o drugiej szansie to chyba za dużo. Błędy młodości xD
Och, Boże. Ta nieszczęsna półka >,< Do tej pory mi wstyd i na każdą półkę w książce patrzę ze ściśniętym żołądkiem. (Co wcale nie przeszkadza mi zwlekać z poprawą rozdziałów, chociaż powoli idę z tym do przodu.) Niestety, chciałabym być lepsza w ortografię i interpunkcję, ale zdaję sobie sprawę, że mimo starań mistrzem chyba nigdy nie będę. Nie zmienia to faktu, że się staram. Tylko czasami różnie z tym wychodzi. XD
Ogólnie właśnie poprawiam DS, bo bardzo bym chciała wydać ebooka. Jesteś kolejną osobą, która dodaje mi skrzydeł mówiąc, że nadawałaby się jako książka. I tak jak jeszcze kilka lat temu nie przyszłoby mi to do głowy, tak przez ilość pozytywnego feedbacku mam ambitny plan spróbować. :D
Sceny, o których wspominasz, też mam w planach gdzieś umieścić. Jeszcze nie jestem pewna gdzie, ale na pewno nie zostawię tak tego bez odpowiedzi.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz, do końca dnia będzie mi się lepiej robiło korektę! (A przynajmniej mam nadzieję, że mój entuzjazm szybko nie zgaśnie). Przyznam też, że od dłuższego czasu przymierzam się, aby zajrzeć do Ciebie i zobaczyć „Wszystko jest dozwolone” :D Tylko jakoś tak książki z biblioteki na mnie łypią, grożąc karą za przetrzymanie, ta korekta też jeszcze w powijakach i tak nie mam kiedy! Ale że w Assassina się grało, to bardzo mnie kusi tam zajrzeć.
Buziaki!
O masz, czułam, że Marcel pasuje do Marcina i że to chciałaś zrobić! Może jeszcze zrobisz? ;) Właśnie kończę Zostań o poranku i szykuj się na kolejny komentarz-kobyłę, bo mi buty spadły. W sensie o ile DS to 10/10 tak ZOP to 20/10. Opadła mi szczęka, jak wyskoczyłaś z niektórymi motywami (jestem na 30), ale ogólne wrażenia wstawię tam, żeby tutaj nie spojlerować. No, ale masz moje słowo, pozachwycam się, bo jestem maniakiem smaczków i dopieszczeń, a tam tego jest pełno. No i ta fabuła, rodem z filmu akcji <3
UsuńEj, miło mi, że masz na oku moje WJD, przyspieszę z poprawkami normalnie xD (tak, też robię kolejną korektę!). Półką się nie przejmuj, ja jestem dyslektykiem i walę czasem takie kwiatki, że głowa mała. A na poprawę humoru powiem, że w 1 rozdziale wschodzi mi słońce na zachodzie, więc tego... :P
Podziel się, jakie masz w ogóle plany na przyszłość z pisaniem? Oba opowiadania mają status zakończonych, coś nowego się tworzy, poprawiasz pod ebooki (bardzo dobry pomysł, popieram!), czy lecisz dalej z uniwersum?
W ogóle jak zaczęłam czytać ZOP to miałam takie hehe, Jerzy, on przecież pojawił się w jednym dialogu tutaj. Już wiem, czemu Łukasz z takim zaangażowaniem googlował kolegę :3 Fajny spinacz historii!
Czy zrobię z Marcela i Marcina parę? Przyznam szczerze, że czasami samą siebie zaskakuję dokąd zmierzają moje opowiadania, więc kto wie gdzie popłynę… :D
UsuńW ogóle tak mi miło! Dwa dni z rzędu przeczytać takie cudne komentarze to miód na moje serce. Zwłaszcza jak mówisz, że ZOP Ci się spodobało <3 Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się końcówką. Już się nie mogę doczekać tego komentarza, żeby dowiedzieć się, o których smaczkach wspomniałaś!
Hah, ale spokojnie, ja też nie z tych co linczują za błędy! Także bez spiny, większości pewnie nawet nie zauważę XD
Co do moich planów… To na ten moment robię sobie krótką przerwę od pisania (tak krótką że trwa już 2 miesiące) i powoli poprawiam DS. Udało mi się przez ten czas zrobić 24 rozdziały, więc niezbyt dużo, ale zganiam to na blokadę, która na szczęście powoli znika :D Tak więc tak, mam w planach wydać ebooki (ale bym chciała, żeby to wyszło!) ale zanim to, to podejrzewam, że jeszcze minie sporo czasu. Zwłaszcza że ZOP będzie bardziej wymagające jeżeli chodzi o poprawki.
Ale jak już to ogarnę to w planach mam… Mnóstwo opowiadań! Na ten moment nawet nie jestem zdecydowana. Chcę ciągnąć to uniwersum, mam mnóstwo postaci, o których mogłabym coś napisać, ale mam też ogromną chęć zmienić klimat. Chodzi za mną jakaś fantastyka, chodzi klimat postapo, a także coś krótszego „na rozpisanie”. Dotychczas te moje dwa teksty to, można by powiedzieć, cegiełki, na które poświęciłam mniej więcej po 2 lata. Jestem ciekawa czy odnalazłabym się w krótszej formie :D No ale myślę, że problem z wyborem rozwiąże się sam, kiedy zniknie moja blokada.
Ooo, zauważyłaś Jureczka! To taki mały szczególik, ale zawsze mnie cieszy, kiedy ktoś na to natrafia :D
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, j cudownie Marcela ukazałaś ta niepewność to jak się wszystkim przejmuje, o tak Ewa to miała ubaw z Marcela... ;) i Marcelowy plan poszedł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza