piątek, 21 grudnia 2018

Zostań o poranku: Rozdział 4

Rozdział 4. Specyficzny człowiek


Janek siedział u niego cały dzień, chociaż u niego to raczej wyolbrzymienie. Chłopak naprawdę wziął się do roboty i ciężko pracował. Wyglądało też na to, w co Jurek trochę nie dowierzał, że znał się na rzeczy. Poszedł dopiero koło osiemnastej, ale wpierw wszystko uprzątnął i jeszcze pozamiatał cały kurz oraz zbutwiałe drewno, pozostawiając je w małym stosie w rogu klatki. Jurek widząc to, poczuł coś na kształt zadowolenia, bo sprzątanie przecież nie należało do zadań Janka, a jednak chłopak to zrobił.

Pewnie liczył na dodatkowe profity. A może po prostu był porządny.

Jurek sam już nie wiedział. Nie chciał się nad tym długo zastanawiać. Miał na głowie ważniejsze sprawy, wszakże jutro był czwartek. Dzień, w którym Łukasz z Marcinem się z nimi umówili. A raczej z „nimi”. Jurek bowiem wyraźnie został wykluczony z tego spotkania. Czuł, że powinien na nie pójść, że może w ten sposób odzyskałby jakąś kontrolę, zapanowałby nad czymś, może udałoby mu się to wszystko nawet jakoś odkręcić, ale…

Ale lepiej było, żeby się tam nie pojawiał. Żeby niczego nie spartaczył.

Lepiej było oddać własną przyszłość w łapy ojca i pozwolić, by ten wszystkim się zajął, dokładnie tak, jak robił to dotychczas. Po co miał się wtrącać? I tak czuł, że wszystko, co do tej pory miał sypie mu się przez palce, więc może faktycznie powinien odpuścić?

Dochodząc do takich wniosków, Jerzy chwycił za butelkę wódki i nie rozstał się z nią aż do późnej nocy.

Ranek okazał się dla niego okrutny i to nie tylko ze względu na ogromnego kaca. Owszem, na początku tak właśnie pomyślał; ma kaca, więc boli go głowa, boli go brzuch i boli go nawet gardło. Potem jednak zaczął kasłać, a z nosa ciekło mu strumieniami, co wykluczało, przynajmniej częściowo, zatrucie alkoholowe. Dosłownie kilka minut zajęło mu zorientowanie się, że był chory. Było mu zimno, nawet kiedy ubrał się w najcieplejsze ciuchy i do tego okrył kocem. Nie chciał jeść. Ledwo mógł się napić herbaty. Nie czuł smaku, miał zatkany nos i uszy.

Na szczęście, w razie takich nagłych przypadków, posiadał w jednej z szafek cały kosz leków. Nałykał się więc tabletek, licząc na cud. Ten jednak się nie wydarzył. Jerzy zdychał do południa w łóżku, przeklinając siebie za głupotę. Iść dla Janka po parasolkę, też coś! Najgłupsza decyzja w jego życiu! No, może jedna z głupszych. Zachciało mu się być, kurna, miłym. Jeden raz mógł się pochwalić jakimś bezinteresownym uczynkiem i jeszcze będzie musiał to odchorować. Szlag by to wszystko trafił!

Na tym nie kończyły się problemy spowodowane tym przeklętym studenciakiem, Janek bowiem szybko mu się o sobie przypomniał, dokładnie w chwili, w której zadzwonił dzwonkiem, a Jerzy musiał zwlec się z łóżka, by mu otworzyć. A to samo w sobie przy obecnym stanie mężczyzny stwarzało problemem. Późniejsze czekanie w przedpokoju, kiedy czuł po kostkach zaciągający spod drzwi chłód, również nie należało do najprzyjemniejszych doznań, zwłaszcza kiedy uświadomił sobie, że chłopak najwyraźniej nie miał w planach przychodzić tu do niego od razu – Jerzy słyszał jak ten tłucze się po klatce, by dokończyć zdejmowanie desek.

Wrócił więc do łóżka i zasnął.

Budząc się, miał wrażenie, że dalej śpi. Leżał przykryty kołdrą i czuł się otępiały do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę nawet nie zarejestrował, że patrzył na Janka.

– Jurek… – Dopiero jego głos wyrwał go z tego okropnego, surrealistycznego stanu. – Boże, Jurek, ale wyglądasz…

Wyglądasz gównianie.

– Kurde, tak mi głupio. To przeze mnie. Ja jestem zdrów jak ryba, a ty…

– Nie stój tak nade mną – mruknął, podnosząc się do siadu. Chłopak zaraz się odsunął. – Skąd ty się tu w ogóle wziąłeś – dodał chrapliwie, przecierając dłonią oczy. W głowie mu huczało.

– No miałeś otwarte. Pukałem i pukałem, ale nie otwierałeś, więc…

– Wszedłeś – sarknął ponuro. – Bez pozwolenia.

– No, wszedłem – kontynuował niezrażony. – Ale nie było cię w salonie i trochę się wystraszyłem. Więc poszedłem tutaj, co nie. I ledwo wszedłem, to wywaliłem ten stojak i narobił się hałas, no i się obudziłeś – zrelacjonował dokładnie, wlepiając niebieskie oczy w zaczerwienione poliki i zdarty od dmuchania w chusteczki nos. – Masz gorączkę? – zapytał, kładąc mu dłoń na czole. Jerzy zwęził oczy, ale nic nie powiedział. Dłoń Janka była zimna. – Chyba masz. Tak mi głupio – zaczął znowu, pozwalając sobie przysiąść na łóżku. Jerzy zaprotestował na to w myślach, ale jedyne, co wyrwało się z jego gardła to niezidentyfikowany dźwięk. – Musisz czuć się gównianie. Mama zawsze mi powtarzała, że im człowiek starszy, tym gorzej znosi choroby…

– Przestań sugerować, że jestem stary – sapnął, kiedy słowa Janka zostały przetrawione przez jego mózg.

– Nie, no co ty, Jurek! Nie jesteś stary – mruknął, przekręcając oczami. – Więc, jak bardzo źle się czujesz?

– Nie jestem jeszcze umierający, jeżeli o to pytasz – sarknął ironicznie, bo to „nie jesteś stary” nie zabrzmiało mu wiarygodnie.

– Jeszcze – powtórzył dziwacznie, najwyraźniej nie łapiąc sarkazmu. – Nie wstawaj! – zakrzyknął zaraz, kiedy tylko dostrzegł, że Jurek chce się zwlec z łóżka. – Musisz odpoczywać. Przykryj się lepiej! I nie patrz tak na mnie, czuję się poniekąd odpowiedziały za twój stan! O, zrobię ci mleka z miodem – mówił, a głowa Jerzego pulsowała od tego potoku słów.

– Naprawdę, nie – zaczął, ale Janek zdążył się podnieść i wyjść, nie zważając na jego protest. Zaczął pokracznie wygrzebywać się z łóżka, a kiedy już się z niego wyplątał, skierował kroki do kuchni. Tam został zmrożony niemalże morderczym spojrzeniem.

– Co ty wyrabiasz?! Do łóżka wracaj!

– Przestań krzyczeć – zirytował się, zwężając powieki. W jego chorobowym stanie pewnie nie wyglądało to zbyt przekonująco.

– Po prostu, głupio mi, ok? – mruknął, podchodząc do mężczyzny ze szklanką ciepłego mleka.

– Głupio to ci być powinno, że przeszukałeś moje wszystkie szafki.

– Z tego powodu jakoś nie jest. Zrobiłem to w wyższych celach – mruknął, uśmiechając się półgębkiem. – No i… Trzeba cię wyleczyć, prawda? W końcu jutro już piątek i musimy jechać do tego stolarza.

– Ach, no tak, jeszcze to… Która godzina? – zapytał, przecierając twarz.

– Przed osiemnastą.

– Przed osiemnastą?!

– Ano… Przespałeś cały dzień?

– Jak widać – sarknął niepocieszony.

– Mówiłem, że źle to znosisz. Pij już to i nie marudź – nakazał Janek, spychając Jerzego do stołu, aż ten nie klapnął posłusznie na krześle.

– To jest obrzydliwe – skomentował, kiedy tylko przełknął kilka łyków.

– Mleko z miodem? No co ty, dobre jest. Nigdy takiego nie piłeś na chorobę?

– Nie i nie żałuję – mruknął. – Ludzie tutaj biorą lekarstwa, a nie kurują się jakimiś średniowiecznymi  sposobami – dodał, na co Janek prychnął.

– Zobaczysz, zmienisz zdanie, jak ci po tym przejdzie!

– Już to widzę – mruknął posępnie, dopijając zawartość szklanki. Janek wydawał się zadowolony. Jerzy taki nie był nawet w małym stopniu.

– Porobiłem te schody, wiesz? Trochę roboty przy tym było i  tak w ogóle, zdajesz sobie sprawę, że przecieka ci też dach? – gadał, nie przejmując się wbitym w niego grobowym spojrzeniem.

– Zdaję – wycisnął przez zęby, opierając głowę na dłoni. Pociągnął nosem, a potem z koszyka leżącego tuż przy nim wygrzebał kolejny Gripex, po czym wziął dwie tabletki na raz.

– Mam nadzieję, że do jutra ci się poprawi…

– Mhm, już to widzę – mruknął. Nie zdążył jednak długo pomyśleć nad swoją beznadziejnością, kiedy to Janek chwycił go za ramiona i potrząsnął nimi lekko.

– Na pewno, Jurek! Zaraz pójdę do apteki… Matka zawsze jak byłem chory, wsmarowywała mi jakąś dziwną, śmierdzącą maść na noc i po niej zawsze robiło mi się lepiej!

– Żadnych śmierdzących maści… – zaprotestował słabo, ale widząc błysk determinacji w oczach Janka szybko zaprzestał zrywania sobie gardła. Chłopak już postanowił.

– Poczekaj tu, co? Będę góra za dwadzieścia minut! Najlepiej idź się położyć, hmm? – To nie było pytanie. Gdyby było, Jerzy mógłby jakoś wyrazić swój protest i pozostać na miejscu, ale Janek wyraźnie nie pytał. On wymagał. Więc Jerzy poszedł do łóżka, a chłopak wyszedł do apteki.

Dwadzieścia minut upłynęło w zatrważającym tempie. Jurek ledwo zdołał zamknąć oczy, a już musiał je otworzyć, gdy Janek zadzwonił domofonem. Że też nie mógł zostawić otwartych drzwi… Głupi chłopak.

Jurek jakoś doczłapał się do domofonu i otworzył drzwi. Potem oparł się o ścianę i czekał. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast Janka w progu pojawił się jego ojciec. Nagle głowa zaczęła boleć go jeszcze bardziej.

– Jerzy? Jak ty wyglądasz? – Ostre słowa padły na przywitanie.

– Jak widać – odpowiedział warknięciem. Jeszcze tylko tego tu brakowało. – Pytanie brzmi, co ty tu robisz?

– Pytanie brzmi, co się stało z tą kamienicą?

– Jestem w trakcie remontu – odparł, zwężając oczy. – Co chyba mogłeś wywnioskować samemu. – Wycofał się w głąb pomieszczenia. Stanisław podążył za nim. – Czego chcesz? – zapytał, czując się źle, że ojciec widzi go, a także jego dom, w takim stanie. Przecież powinien być perfekcyjny nawet kiedy siedział chory we własnym pokoju, prawda?

– Nie tym tonem. Przyszedłem, żeby powiedzieć ci, jak poszło spotkanie.

– Na pewno bardzo owocnie. 

– Tak, właśnie tak. Chociaż Łukasz z Marcinem nie byli zadowoleni, że je opuściłeś.

– Z twojej woli.

– Dokładnie. Pewnie dlatego wszystko poszło tak gładko.

– Niezmiernie się cieszę – warknął przez zęby. Daleko mu było do jakiejkolwiek radości.

– W każdym razie, wszystko już załatwione. W poniedziałek o ósmej będziesz musiał się stawić w ich biurze… Łukasz wyraźnie zaznaczył, że chciałby z tobą porozmawiać osobiście.

– Z pewnością będzie chciał – syknął, łapiąc palcami grzbiet nosa. Głowa właśnie zaczęła go boleć bardziej. – To wszystko? – dodał napastliwie, nie mając najmniejszej ochoty dłużej widzieć ojca, zwłaszcza że Janek zaraz miał…

– Jurek, biedaku, już jestem! Mam nadzieję że nigdzie nie wychodziłeś! Jestem pewien, że zostawiłem zamknięte drzwi od klatki, a były otwarte, więc… – Głos Janka był jak zwykle podekscytowany i donośny, i z każdą sekundą dochodził z bliższej odległości, aż w końcu chłopak wyłonił się z przedpokoju. Spojrzał zaskoczony na Stanisława, a potem na Jerzego i znowu na Stanisława. Jego mina zmieniła się diametralnie, co było niejako zaskakujące. Chłopak sposępniał i spojrzał ostrożnie na nieznanego mu faceta. Znając jego paniczne skłonności pewnie pomyślał, że przyszedł tu ich wymordować. – Przepraszam, kim pan jest? – rzucił bez skrępowania, podchodząc do Jurka z siatką z apteki.

– Jerzy, co ma znaczyć obecność tego chłopaka?

– A musi coś znaczyć? – odparł Janek opryskliwie. Jego wąskie, nieufne oczy zlustrowały Stanisława od stóp do głów.

– To tylko…

– Umiem za siebie mówić, Jurek – przerwał mu chłopak w pół zdania. Jego waleczna osobowość znowu dała o sobie znać i zdecydowanie nie spodobała się ojcu Jerzego. Atmosfera zgęstniała, kiedy Stanisław mierzył się z Jankiem na spojrzenia. – Uważam też, że ignorowanie pytań jest strasznie niegrzeczne – kontynuował, a Jerzy poczuł się wyjątkowo niestabilnie pośród tej dwójki.

– Jerzy…? – Stanisław po raz kolejny zignorował Janka, na co chłopak cały się nastroszył.

– O co chodzi? Przychodzisz tu i liczysz, że ci się wyspowiadam ze swojego życia? I to jeszcze po ostatnim…?

– Po prostu ten chłopak wygląda jak jakaś przybłęda z ulicy. Martwię się.

– Jak kto?! – zakrzyknął Janek, a od wysokiego dźwięku jakby tuzin gwoździ wbił się Jurkowi pod czaszkę.

– Martwisz się? Nim się martwisz?! No to też masz, kurwa, powody do zmartwienia. – Ucisk w głowie nie powstrzymał go, by samemu nie podnieść tonu.

– Jak ty się wyrażasz? – Jego ojciec zmroził Jurka spojrzeniem, ale ten wytrzymał je dzielnie. Chciał mu pokazać jak bardzo miał go w dupie i jak niewiele znaczyły jego słowa.

– A ty jak się wyrażasz? Wyzywając kogoś od przybłęd…?

– Nie będziesz mnie pouczał.

– Ty mnie też nie.

– Uważaj sobie. Tolerowałem twoje wzburzenie, ale zaraz przegniesz.

– Nie wiem, co ci się roi w głowie, ale jeżeli myślisz, że cokolwiek mnie to obchodzi, to się mylisz. I jeżeli jeszcze nie zdałeś sobie z tego sprawy, nie jesteś tu mile widziany. Powinieneś iść.

– Jerzy… – Stanisław podszedł bliżej i wbił w niego to przerażające spojrzenie, od którego zawsze robiło mu się słabo. Gdy był młodszy nie potrafił mu się postawić, kiedy patrzył na niego w ten sposób. Właściwie nie stawiał mu się nigdy, nawet w ten przeklęty poniedziałek… Teraz właściwym wydawało się to zmienić.

– Nie słyszałeś?! Powiedział, żebyś wyszedł! – syknął Janek, podczas gdy Jurek zacięcie starał się wytrzymać to spojrzenie. Chłopak jednak rozproszył zarówno jego, jak i Stanisława, który cofnął się o krok i popatrzył z politowaniem na jednego i na drugiego.

– Dobrze. Wyjdę. Ale nie licz na jakąkolwiek pomoc z mojej strony – warknął do syna. Ten prychnął tylko.

– Pomoc? Jedyne w czym mi do tej pory pomogłeś to w zrujnowaniu mojego życia. Dzięki, tato. Naprawdę to doceniam – sarknął, siląc się na cynizm. Te słowa nie przeszły mu łatwo przez gardło, ale kiedy dostrzegł cień emocji przemykający po twarzy ojca, doszedł do wniosku, że było warto. – A teraz wyjdź. – Nie trzeba było tego powtarzać Stanisławowi po raz trzeci.

Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Jerzy poczuł, że ledwo trzymał się na nogach. Przytrzymał się pobliskiej ściany i spojrzał ciężko na Janka, który patrzył na niego niepewnie.

– Ty też powinieneś już pójść – powiedział poważnie do chłopaka.

Przyniosłem ci leki...

– Wiem. Dziękuję – wysilił się. Potem zaczął iść do salonu, gdzie usiadł ciężko w fotelu. Słyszał, że Janek podążył za nim, przez co poirytował się jeszcze bardziej. Chciał być sam. Sam, do cholery! Nie słuchać już nikogo i niczego!

– Wiesz, nazwałem cię wczoraj gburem… Cofam to.

– Łaskawca – prychnął.

– Twój ojciec…

– Możesz tego nie komentować?

– Kojarzy mi się totalnie z Tywinem Lannisterem.

– Z kim?

– Rozważałeś postrzelenie go z kuszy?

– Co? – mruknął nierozumnie, patrząc jak Janek uśmiecha się półgębkiem.

– Na twoim miejscu totalnie bym to rozważył – dodał tajemniczo. Nie wytłumaczył swoich słów, a Jerzy nie chciał dociekać. Nie obchodziło go to. Nie miał zamiaru przejmować się jeszcze bredniom dzieciaka. Bolała go głowa i płuca. Do tego było mu okropnie zimno. – I radziłbym przenieść ci się do łóżka, wiesz?

– Radziłbym ci wyjść.

– Wyjdę, jak się położysz – obiecał, a potem zmierzył się wzrokiem z mętnym spojrzeniem Jurka. Ten zdecydowanie nie trzymał się najlepiej. Ledwo kontaktował i wydawał się dziwnie przygaszony.

– Nie igraj ze mną w ten sposób.

– Będę – wzruszył ramionami, podchodząc o krok bliżej. – Siłę perswazji mam opanowaną do perfekcji, więc sorry, nie masz wyjścia – mówił, a Jerzy, nie chcąc słuchać dłużej tych bredni, podniósł się i przeszedł do sypialni. Usiadł ciężko na łóżku, patrząc na Janka spod byka.

– Widzisz, nie było tak źle – powiedział chłopak, uśmiechając się głupio.  

– Nie powiedziałbym.

– Nie marudź już. Masz, posmaruj tym klatkę piersiową – dodał, wyciągając siatkę w jego stronę. Jerzy odchylił się do tyłu.

– Nie chcę i nie mam siły.

– Nie po to się fatygowałem do apteki, żeby teraz mi to kwitło w siatce – skarcił go, patrząc na Jurka nagląco. Potem przysiadł na łóżku i rzucił na nie sporą tubkę. – Albo sam to zrobisz albo ja to zrobię.

– Ty to zrobisz? – zakpił, odchylając się jeszcze bardziej.

– Co, wątpisz? – spytał poważnie, a mina Jurka jeszcze bardziej zrzedła. Nie wiedział, czy wątpił. Zdecydowanie nie znał jeszcze za dobrze Janka, ale miał podstawy sądzić, że chłopak nie miałby z tym problemu. On natomiast miał.  – To co?  – dodał wesoło, podsuwając w jego stronę „życiodajny” lek. Widząc jednak brak przekonania, przewrócił oczami i wyciągnął rękę w jego stronę. Palcami chwycił skrawek grubego swetra i zaczął go podciągać. Centymetr po centymetrze unosił miękki materiał, tak że Jurek czuł na skórze chłód powietrza. Włoski na jego ciele nastroszyły się, a on spojrzał uważniej na Janka, który z beznamiętną miną powoli pozbawiał go góry ubrania.

Serce zaczęło mu bić w szybszym tempie. Właściwie to waliło jak dzwon i Jerzy miał wrażenie, że odbija się tępym rytmem nawet w jego głowie. Skronie mu pulsowały. Czuł się beznadziejnie. Czuł się jeszcze gorzej.

Popatrzył w dół na męskie dłonie, które właśnie miały pozbawić go ubrania i wtedy jego mózg zaskoczył. Ręce szybciej od myśli, odtrąciły Janka, a usta już się otwierały, żeby wyrzucić z siebie jakąś całkiem ładną wiązankę…

– Co, jednak sam? – Tylko że Janek oczywiście uprzedził go i uśmiechnął się po swojemu, odsuwając się na poprzednie miejsce. Wcisnął mu tubkę w wyciągnięte ręce.

Jerzy zacisnął usta. Odłożył lek na bok i jednym ruchem ściągnął z siebie sweter. Szybko wycisnął na dłoń trochę maści, a Janek z wolna wstał z łóżka. Nawet na niego nie spojrzał. To było trochę uspokajające.

– Jurek sam jutro pojadę po te deski, co? Tylko… Nie mam pieniędzy. Nie wiem, może być mi je dał i jutro nawet byś nie musiał wychodzić z łóżka… – Jankowy głos po raz pierwszy był zaskakująco miły dla ucha, jakby chłopak specjalnie mówił cicho, żeby nie przyprawiać go o większy ból głowy. – Jurek…?

– Mhmm.

– Mhmm, weź sobie, czy mhmm, odpierdol się?

– Mhmm, podaj mi z przedpokoju portfel – powiedział bez sił, wmasowując w klatkę piersiową lek. Co dziwne po chwili naprawdę odetkał mu się nos, a wzdłuż całego ciała zaczęły rozchodzić się przyjemne fale ciepła.

Może nie było to takie głupie, pomyślał, ale nie przyznał się na głos, że chwilowo poczuł się lepiej. Zresztą Janek i tak na razie zniknął, by po minucie pojawić się w jego sypialni z powrotem.

Potem, kiedy wszystko zostało już ustalone, chłopak opuścił jego mieszkanie, a Jurek się ubrał i przykrył szczelnie kołdrą.

Czekała go ciężka noc.


Obudził się następnego dnia koło południa, ale nie był w dobrym stanie. Wszystko go bolało i nie mógł się ruszać. Głowa łupała go niemiłosiernie, a nos był przytkany. Pojawił się również kaszel, który wczoraj jeszcze go tak nie męczył. Czuł też od siebie dziwny, mocny zapach, który skojarzył dopiero po chwili.

Z głuchym jękiem, udało mu się podnieść z łóżka i jakoś dowlec do łazienki. Tam, po dłuższym przekonywaniu się do słuszności tego działania, wziął prysznic. Z założenia miał być krótki i odświeżający, ale w rzeczywistości, kiedy Jerzy już się do niego wtoczył, nie miał najmniejszej ochoty, ani siły wychodzić, więc przestał tam dobre pół godziny.

Kiedy wyszedł, przebrał się w czyste dresy i grubą bluzę. Później wybrał się do kuchni, gdzie wcisnął w siebie pięć łyżek owsianki. Co prawda prawie się po tym porzygał, ale jakoś udało mu się uspokoić żołądek.

Coraz częściej też w jego głowie pojawiała się myśl, by wybrać się do lekarza.

Tak, lekarz brzmiał odpowiednio w tej sytuacji. I zdecydowanie będzie w stanie pomóc mu bardziej niż taki Janek i jego prehistoryczne sposoby na chorobę. Myśląc w ten sposób, przebrał się w coś przyzwoitego, zabrał ze sobą portfel, klucze i telefon, a potem wyszedł. Do kliniki podjechał taksówką, bo nie czuł się w stanie kierować.

Po wizycie od razu wykupił antybiotyk w pobliskiej aptece, a także jakieś leki na gardło i krople do nosa. Dwie godziny później, znowu był w domu i marzył tylko o gorącej herbacie. Przez tę całą chorobę nawet się tak nie zadręczał tym, co będzie z nim dalej. Sytuacja z ojcem, a może raczej kłótnia, również nie stanowiła problemu, kiedy czuł do niego tylko żal i rozczarowanie. Wychodziło więc na to, że nie męczył się aż tak jeżeli chodziło o psychiczne aspekty. Fizycznie natomiast… Cóż. Pod tym względem chyba nie mogło być gorzej.

Żeby jeszcze bardziej utrudnić mu egzystencję, Janek do niego zadzwonił i zapowiedział się na piętnastą. Tyle było mu trzeba przyznać, że chociaż był słowny i przyszedł punktualnie.

– Jurek, nie uwierzysz! Boże, patrz! – Janek z typową dla siebie ekspresją doskoczył do gospodarza i przystawił mu pod oczy rękę. Ten szybki ruch zamroczył Jerzego, który cofnął się o krok i postarał się skupić wzrok na dłoni chłopaka. – Rana! Ja krwawię! Czy ty to widzisz?!

– Ledwo to widzę – wychrypiał surowo, czując, że wystarczy mu tylko kilka minut z Jankiem, żeby głowa rozbolała go bardziej.

– Ledwo?! Toż to prawie zagraża mojemu życiu!

– Wygląda jak rozcięcie od kartki papieru – mruknął, przypatrując się małej rance na wierzchu dłoni Janka.

– O nie, nie, Jurek. To coś znacznie poważniejszego! Krew mi leci!

– Ledwo wypływa…

– Ale jednak! Boże, Jurek, chyba zaraz zemdleję… – Złapał się teatralnie za serce i opadł ciężko na fotel, rozkładając się na nim jak człowiek co najmniej umierający.

Jerzy popatrzył na to, zastanawiając się co, do cholery, powiedzieć miał on, który faktycznie ledwo stał na nogach i czuł się jakby zaraz miał wyzionąć ducha.

– Chcesz wodę utlenioną?

– No. I jakiś bandaż! – dodał, patrząc mu błagalnie w oczy z miną godną kopniętego szczeniaka. Niemożliwy był ten chłopak, Jerzy nie miał co do tego wątpliwości. Mimo to poszedł do kuchni i wziął wodę utlenioną, a także jeden z mniejszych plastrów, który doskonale poradzi sobie z taką „raną”. – Dzięki, jesteś nieoceniony – ucieszył się Janek, kiedy tylko zobaczył wyłaniającego się z kuchni Jerzego. – Zajmiesz się tym…? – dopytał zaraz, kiedy Gos chciał podać mu środki pierwszej pomocy.

– Nie przesadzasz?

– Nie przesadzam! – zapewnił od razu, wlepiając w Jurka przerażone spojrzenie. – Znaczy, no… Jeżeli to jest aż taki problem… – dodał markotnie, najpewniej chcąc wzbudzić w Jerzym jakieś poczucie winy. Dobre zagranie, które Jurek zignorowałby od razu, gdyby tylko chodziło o kogoś innego. Ale to był Janek, który nie wiadomo jak, podporządkował go sobie i grał na nim jak na organkach. Dlatego też Jerzy opadł na drugi fotel i wyciągnął rękę po dłoń chłopaka. Jankowe oczy zalśniły od razu, jak zawsze, kiedy wszystko szło po jego myśli i uśmiechnął się zadowolony. Chyba wcale nie był taki umierający…

Jurek miał ochotę przewrócić na to oczami, ale bolały go nawet gałki oczne, więc tego nie zrobił. Za to polał tę niemalże odpadającą rękę wodą utlenioną i przytrzymał ją, żeby Janek jej nie wyszarpał i dobrze, bo chłopak miał taki zamiar.

– Szczypie – mruknął, a potem przysunął twarz bliżej poranionej kończyny. – I się pieni! Widzisz? Widzisz?! Pewnie było jakieś zakażenie! – histeryzował. Jurek, chcąc skrócić ten okres paniki, szybko przykleił plasterek na rankę i puścił dłoń Janka.

– Już, gotowe. Będziesz żył – oznajmił, naciągając na siebie koc. Od razu przyciągnął tym czujne spojrzenie chłopaka.

– A ty?

– Hmm?

– Będziesz żył?

– Mając ciebie na głowie…? Nie – mruknął grobowo, zapadając się głębiej w fotelu. Przymknął też oczy, bo nie czuł się na siłach, by trzymać je otwarte, a kiedy miał je takie zamknięte, przypomniał mu się Jeremi. Zmarszczył na to brwi, ale wizja z każda sekundą stawała się coraz bardziej wyraźna. Jego asystent szedł do niego z kawą i opowiadał mu coś, będąc trochę podekscytowanym i trochę nieśmiałym, tak jak zawsze. Potem, patrząc prosto na niego, nie zauważył nogi fotela… Potknął się o niego. A potem sytuacja zadziała się niesamowicie szybko i w zwolnionym tempie zarazem.  Jerzy widział, jak chłopak leci i zarejestrował jego przerażoną minę. Usłyszał nawet stłumiony krzyk, kiedy gorąca kawa zalała mu dłoń. Mimo to bardziej zapamiętał dźwięk rysowanego drewna i obraz białej rysy na biurku niż plamę krwi na blacie oraz na całym przedramieniu asystenta.

„Kurwa, Jeremi!”, krzyknął wtedy, wbijając w niego morderczy wzrok. „Uważaj jak chodzisz, widzisz, co zrobiłeś?!”

„Prze-przepraszam! Już… Już to zabieram.”, odpowiedział mu wtedy, przyciskając poranioną rękę do tułowia, a zdrową zaczął zbierać potłuczone szkło.

„Sam to zrobię, po prostu zejdź mi z oczu.”, warknął do niego, sięgając po ściereczki, które trzymał w dolnej szufladzie biurka.

Naprawdę się nim nie przejął, pomyślał, starając zwizualizować sobie obraz przeciętej prawie że od nadgarstka po łokieć ręki asystenta. Nie to jednak zaprzątało mu głowę, lecz różnica w zachowaniu Jeremiego i Janka. Przeszło mu przez myśl, że to Jeremi powinien panikować i „mdleć”, i najpewniej jeszcze na niego nawrzeszczeć, że bardziej przejął się biurkiem, niż stanem jego zdrowia, bo to nie tak, że się nie wystraszył. Jerzy widział na jego twarzy panikę… Na twarzy Janka, jeszcze chwilę temu, też ją widział, mimo że nie było ku temu żadnych powodów, co sprawiło, że poczuł się dziwnie zdezorientowany.

– Nie obrażaj mnie, Jurek – doszło do niego niespodziewanie. – Mam dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że egzystencja ze mną byłaby lepsza niż beze mnie.

– Bardzo wiarygodna statystyka. 

– No wiadomo – potwierdził, przytakując wiernie głową. Patrzył przy tym prosto na wymęczonego mężczyznę, który nawet nie miał siły otworzyć oczu. – A jak już o tym rozmawiamy… To wiesz, Jurek… Nie myślałeś może, żeby wynajmować komuś pokój, czy coś?

– Co? – Oczy Jerzego natychmiast się otworzyły i spojrzały czujnie na Janka.

– No bo wiesz… Ten właściciel, u którego wynajmuję stancję to straszny patafian i oszust, i w ogóle wszystko co najgorsze! Zdziera ze mnie takie grube pieniądze, że idzie się aż za głowę złapać, mówię ci! A ty masz na dole mieszkanie, które tylko stoi puste i niszczeje… Więc pomyślałem, że może byś chciał mi to wynająć, nie?

– Nie?

– No ale popatrz! Same plusy by z tego były!

– Ciekawe jakie? – mruknął bez przekonania, patrząc ze zwątpieniem na rozentuzjazmowanego chłopaka.

–  Po pierwsze i najważniejsze, plusem byłoby moje towarzystwo! Wiesz, tak świadomość, że taki świetny gość mieszka piętro niżej… Nie? Och, no nie patrz tak! Żartuję tylko przecież. Ale no, plusy… Zarobiłbyś dodatkowy hajs…? – powiedział niepewnie, podsuwając się na sam skraj fotela.

– Nie potrzebuję dodatkowego… – zaczął, ale zaraz sobie przypomniał, że jego przyszły los wcale nie był taki pewny.

– Och, no daj spokój. Każdy potrzebuje więcej kasy, niezależnie od tego, ile by jej nie miał – mówił, przysuwając się coraz bliżej krańca fotela.

– Zresztą, skąd pomysł, że u mnie byłoby taniej? Mieszkanie na dole ma wysoki standard i stoi całkiem puste.

– Chciałbym tylko pokój, nie całe mieszkanie.

– Nie, nie ma nawet mowy – uciął zaraz, nie mogąc uwierzyć, że w ogóle o tym rozmawiają.

– No dobra… – mruknął Janek, przekręcając oczami. Nie wyglądał na zadowolonego. – Wiesz… Przywiozłem te deski. Wziąłem też rachunek i wszystko... – dodał, najwyraźniej przypominając sobie właściwy cel dzisiejszej wizyty. – Pan stolarz w dalszym ciągu był bardzo w porządku staruszkiem, wiec spoko – mówił, wstając. – No więc już wszystko jest to po prostu wezmę się do roboty…

– Tak zrób – przytaknął mu Jerzy. Odprowadził go wzrokiem, bo nie miał siły na nic innego. Potem włączył sobie telewizor i po prostu egzystował, od czasu do czasu kaszląc, kichając i smarkając w chusteczki. Janek trochę tłukł się na klatce i czasami Jurkowi przechodziło przez myśl, żeby pójść i skontrolować to, co tam wyrabiał, ale wydawało mu się to czynnością niemożliwą do wykonania. Dlatego starał się uspokajać w myślach i mówić sobie, że Janek faktycznie zna się na rzeczy…

Trzy godziny później, chłopak z powrotem do niego przyszedł. Miał wybrudzoną twarz i zakurzone ubranie, ale nie przeszkodziło mu to usiąść sobie w najlepsze w żółtym fotelu.

– Ale jestem przytyrany – zaczął, akurat w momencie, w którym Jurek połykał antybiotyk w kuchni. – Serio. Nie dam rady dzisiaj więcej – powiedział skruszony, wypatrując mężczyzny. – Może tak być?

– Chyba musi – westchnął Jerzy, wracając do salonu. – Nie wiem tylko, czemu się tu tak rozsiadłeś, zamiast wracać do domu.

– A… nie za bardzo chcę wracać – przyznał, podpierając twarz dłonią. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. – Zresztą pokłóciłem się z właścicielem… – dodał, wykrzywiając usta. – Właściwie to tak jakby… Kazał mi spierdalać – mruknął, odwracając wzrok od świdrującego spojrzenia Jerzego. – Dlatego tak się spytałem wcześniej… Bo wiesz, powiedziałem mu w końcu, co o nim myślę, a nie myślę najlepiej, wiesz? No i tak to się wszystko pokomplikowało, że już drugą noc nocuję u dziewczyny, a jej rodzice… No, powiem ci, że twój ojciec to przy nich święty.

– Boże, Janek… – Jerzy skomentował to pełnym politowania tonem.

– No, beznadzieja, nie?

– O co się z nim pokłóciłeś? – zapytał, przyglądając się uważnie twarzy chłopaka.

– A no, powiedziałem mu, że jest pieprzonym złodziejem, bo zdziera z nas niewyobrażalne pieniądze, mimo że początkowa stawka miała być inna. Bo niby rachunki mu podrożały! No kurde, ale nie tak żeby od każdego wyciągać stówę dodatkowo! No więc mu to powiedziałem, a on się oburzył i zaczął pierdzielić jakieś głupoty.  Że niby tysiąc złotych to normalna cena za pokoik, który ma z osiem metrów kwadratowych?! No chyba człowieka pojebało. Moja matka tyle zarabia przez cały miesiąc na Podlasiu. I ja wiem. Warszawa – prychnął. – Ale to ani nie jest jakaś super okolica, ani standardu nie ma, pizga w tym mieszkaniu strasznie…! No to mu powiedziałem, żeby zszedł z ceny, a on, że nie. I się ze mną spiera, że jeszcze mi łaskę robi, że mogę tam u niego pokój wynająć. No to mu powiedziałem, że jest skończonym idiotą z jakimś ujemnym IQ, który powinien się jebnąć głową o parapet, to może by mu się coś poprzestawiało! No, mówię ci, koleś tak się wkurwił, że powiedział, żebym sobie coś innego zaczął szukać. No to dlatego się spytałem o ten pokój ciebie, bo nie zamierzam mu tyle płacić. Inni współlokatorzy też coś tam sobie szukają, żeby wyrolować tego chama.

– Nie mogłeś ugryźć się w język?

– Po co? – prychnął. – Żebym dalej mu dawać takie kolosalne pieniądze? Uwierz mi, teraz jak jeszcze sobie zażyczył stówę więcej, to chyba bym musiał same ziemniaki żreć. Albo i nie! Kiedyś w wiadomościach słyszałem o takim studencie, co wpieprzał tylko skórki od ziemniaków. Mówię ci, to byłbym ja gdybym u niego został – naburmuszył się, najpewniej wyobrażając sobie taką nieprzyjemną sytuację. – Dlatego… Wiesz, zrozumiem jeżeli nie, ale gdyby ci jednak to aż tak nie przeszkadzało... to ja z chęcią bym przygarnął jakiś pokoik w trochę niższej cenie, hm?

– Stosowanie na mnie szantażu emocjonalnego to beznadziejny pomysł.

– To nie szantaż! To po prostu… prośba?

– Prośby na mnie nie działają.

– Nawet tak rozpaczliwa, jak ta?!

– Nawet – mruknął beznamiętnie. Janek westchnął ciężko.

– To może chociaż herbaty zrobisz? – zaczął z innej beczki. – Czeka mnie długa i nieprzyjemna noc, więc wiesz… – powiedział niewinnie, a powieka Jurka aż drgnęła.

Co za człowiek!

Marudząc w myślach, bez słowa poszedł do kuchni, gdzie nastawił wodę na herbatę. Z progu podpatrywał chłopaka, który zaczął coś klikać na telefonie i aż się w nim gotowało, bo coś na samym dnie świadomości podszeptywało mu, że może jednak powinien pomóc. Że skoro przedstawił się Jankowi od dobrej strony, powinien zostać przy tym nienaturalnym, całkowicie obcym mu wcieleniu.

Nie.

Czym innym jest bycie miłym jednorazowo, a czym innym udostępnienie swojego mieszkania na czas bliżej nieokreślony i użeranie się z takim specyficznym człowiekiem.

– O, Jurek! Wiedziałeś, że jest dzisiaj mecz? Polska-Belgia. Obejrzymy? – Chłopak niemal wykrzyczał, chociaż nie miał ku temu żadnych powodów. Jurek tak czy inaczej słyszał go doskonale, bo, co chyba było dla Janka nieoczywiste, był w kuchni, a nie na drugim końcu świata!

– Nie oglądam piłki nożnej.

– To spoko! Bo to ręczna!

– Ręcznej też nie oglądam – rzucił ponuro i wychylił się zza progu, by spojrzeć na gasnący entuzjazm chłopaka. Nagle jego pogodna twarz zmieniła się diametralnie, jakby fakt, że nie obejrzą tego meczu równał się z czymś na skalę godną końca świata. – Ale… Skoro i tak już się wprosiłeś… – rzucił, zaskakując samego siebie. Janek też wydawał się zaskoczony, ale zaraz uśmiechnął się szeroko i z powrotem wróciła do niego cała energia życiowa.

– Ja wiedziałem, że ty to jednak jesteś spoko gość! – krzyknął znowu, dalej nie ogarniając, że podwyższony ton był tutaj niewskazany. – To ja przełączę!

 – Przełącz – pozwolił mu Jurek, zalewając herbatę. Wziął ze sobą kubki i, wychodząc z kuchni, spojrzał niechętnie na biegających po boisku facetów. Czekał go nieprzyjemny wieczór…

Tak przynajmniej myślał, kiedy wyobrażał sobie siebie patrzącego na gości, którzy biegali po boisku i rzucali piłką, ale mylił się, bo to nie jacyś tam piłkarze, lecz Janek stanowił główną atrakcję wieczoru. Janek, który podskakiwał na fotelu za każdym razem, kiedy piłka wlatywała do bramki, niezależnie która drużyna zdobywała punkt; który ekscytował się niemiłosiernie każdym dobrym zagraniem Polaków i obscenicznie obsmarowywał Belgów za każdą porażkę. Oczywiście, kiedy jakiś Polak popełnił ten sam błąd to wcale nie było aż tak źle, każdemu mogło się zdarzyć i takie tam…

Prawdziwy patriotyzm.

Skończyło się na tym, że po dwóch godzinach Jurek śmiał się z miny Janka, który klął pod nosem na tych złych i okropnych Belgów, którzy śmieli wygrać mecz.

– Ja to bym im pokazał! Tak bym ich rozdupcył na tym boisku, że by im szczęka opadła. Zresztą! Co ja gadam?! Przecież oni mieli tylko farta! Widziałeś? Sędzia był zdecydowanie po ich stronie! Ooo, a zobacz na tego, jak się cieszy, pewnie myśli, że jest taki zajebisty i pewnie już nie pamięta jak, debil, wrzucił piłkę do własnej bramki – gderał, powodując coraz większe rozbawienie u Jurka. – Jak można sobie strzelić samobója w piłce ręcznej?!

Cóż, najwyraźniej było można.

– Masakra z tym wszystkim, mówię ci – westchnął Janek, podnosząc się z fotela. Zerknął już z trochę bardziej przygaszoną miną na zegarek i rozprostował zasiedziane kości, szykując się do wyjścia. – Czuję się jakbym zmarnował dwie godziny swojego cennego życia.

– Powinienem cię ostrzec, że tak się stanie jeszcze zanim się zgodziłem na ten mecz.

– Kpij sobie, kpij! I tak widziałem, że się śmiejesz.

– Z ciebie.

– Zauważyłem.

– To dobrze – odpowiedział. Po lekach, które wziął, czuł się odrobinę lepiej i nawet humor mu dopisywał.

– To był dramat! – odpowiedział z największą powagą, wyrzucając chaotycznie rękami w górę. – A wiesz, co będzie jeszcze większym dramatem?! Mój powrót na stancję…  – dodał markotnie, powodując tym samym głośne westchnięcie ze strony Jerzego. Ten chłopak naprawdę wiedział, jak pociągnąć za struny, żeby wyszło na niego.

– Więc zostań. 

– Co?!

– Możesz zostać na noc.

– No co ty? Jurek! – Janek zrobił zdziwioną minę i podleciał do niego w podskokach, tylko po to by… uściskać go serdecznie. Jerzy spiął się na to cały i aż wstrzymał oddech. Był zaskoczony. – Wiedziałem, że ty to jednak masz serce na właściwym miejscu!

– Możesz przestać?

– Och! Och, pewnie! – odparł od razu, odsuwając się od mężczyzny. – No homo! – dodał zaraz ze śmiechem, na co mina Gosa zrzedła jeszcze bardziej. – Twoja cnota jest ze mną bezpieczna!

…I jeszcze bardziej. 

– Ja nie jestem… – zaczął, chcąc wytłumaczyć się z tej beznadziejnej sytuacji z klubem.

– No przecież wiem, że nie jesteś. Żartowałem z tą cnotą – Janek przekręcił oczami, nie dając mu dojść do słowa. – Ale mega się cieszę! Boże, jak ja nie chciałem tam wracać. Ratujesz mi życie, wiesz?

– Nie ciesz się tak. To oferta tylko na dzisiaj – ostrzegł, a Janek przytaknął mu gorliwie głową, tyle że Jurek dostrzegł na jego twarzy jakiś taki dziwny uśmieszek i zaczął mieć wątpliwości.

– Jasne, jasne. Tylko dzisiaj. – A to zapewnienie wcale ich nie rozwiało. – Może też ewentualnie jutro? – dorzucił śpiewnie, a z Jerzego zeszło powietrze.

Coś czuł, że właśnie wpakował się w coś niedobrego.


Aktualizacja: 28.03.2021
*** 
Hej wszystkim! 
Ja wiem, że większość z Was ciągle czeka na konfrontację z Łukaszem, więc uspokajam - zbliża się ona wielkimi krokami! Na ten moment jednak dałam Jerzemu chwilę wytchnienia (jeżeli obecność Janka można tak nazwać), a na ból i cierpienie egzystencjalne jeszcze przyjdzie pora. Na razie niech pocierpi fizycznie :')
Jak też dobrze zauważyliście, Janek bardzo chętnie by się wprosił do Jerzego na dłużej... ;)
Chciałabym też, skoro już mam taką okazję, życzyć Wam Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że znajdziecie chwilkę na czytanie w tym świątecznym okresie :D 
Pozdrawiam cieplutko i do następnego!

6 komentarzy:

  1. Prawie przeoczyłam ten rozdział - jakoś rzadziej przez te święta na blogera zaglądam ostatnio ;) Janek jest niesamowity xd Owinął sobie Jerzego wokół palca hehe :) Ta jego rana na ręce... uwielbiam goscia 🧡 I tak jak myślałam - robi zakusy na to mieszkanie na dole ;) Myślę że potruje jeszcze trochę a Jerzy zgodzi się dla świętego spokoju xd Zresztą uważam, że dla Jurka to by było bardzo dobrze jakby się Janek wprowadził. Może by poznał życie trochę od innej strony :) I nie, nie węszę jeszcze romansu - najpierw to Jerzy musi się trochę ogarnąć 😁 Cieszy mnie również, że wygarnął ojcu - panu Stanisławowi należało się o wiele więcej, ale na początek wystarczy. I Janek - jaki potrafi być stanowczy xd Bardzo mi się podoba Twój styl pisania :) Dziękuję bardzo za rozdział i również życzę Ci wszystkiego najlepszego na święta spokoju, radości i bogatego Mikołaja ;) pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Kasiu,
      jak najbardziej rozumiem, sama przez to świąteczne zamieszanie mam trochę zaległości. ;)
      A Janek... taki z niego wszędobylski gość :D Ale w tej swojej nachalności chyba ma coś uroczego.
      Jerzy natomiast też romansu nie węszy, ale taki Janek... Kto go tam wie, co siedzi mu w głowie :D I powiedziałabym, że jest nawet bardzo stanowczy xd
      Dziękuję za życzenia i piękny komentarz!
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Regularnie wchodzę na Twojego bloga i sprawdzam, czy pojawiło się coś nowego. Uwielbiam Twoja opowiadania. Jestem ciekawa jak minie Jerzemu pierwszy dzień w nowej pracy. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam cieplutko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że podobają Ci się opowiadania :) A następny rozdział już niedługo pojawi się na blogu.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, Janek jest po prostu niesamowity, już owinął sobie Jerzego wokół małego palca ;) haha...  a ta panika z powodu rany na ręce, boska... i już robi zakusy na to mieszkanko na dole ;) wydaje mi się, że wprowadzka Janka do tego mieszjanka była by super sprawą dla Jerzego, no i wygarnął ojcu wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniale, Janek jest po prostu niesamowity, już zupelnie owinął sobie Jerzego wokół palca haha :) a ta panika z powodu tej rany na ręce... och Janek robi już zakusy na to mieszkanko na dole ;) uważam, że dla Jurka to by było bardzo dobrze jakby się Janek wprowadził, cieszy mnie również, że wygarnął ojcu - panu Stanisławowi należało się o wiele więcej, ale na początek wystarczy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń