Rozdział 3. Fachowiec
Kiedy zamknął za sobą drzwi, z jego ust wyrwało się głośne westchnięcie. Kto by pomyślał, że kilka minut z tym chłopakiem tak go wymęczy? Jeszcze dwa dni temu Jurek by sobie na to nie pozwolił, od razu sprowadziłby Janka do parteru, tymczasem miał wrażenie, że chłopak zagrał sobie na nim jak na gitarze i podporządkował pod siebie. To było beznadziejne. Miał wrażenie, że tracił kontrolę nawet nad samym sobą. Godząc się niejako z tym stanem rzeczy, poszedł do kuchni, gdzie wstawił wodę na herbatę. Chwilę potem zamknął okna, bo i w mieszkaniu zrobiło się chłodno, a on po kilku minutach w samej bluzie, poczuł się zmarznięty. Następnie wyjął kubki i sprawdził, czy miał białą herbatę w półce. O dziwo, miał.
Podczas gdy woda się gotowała, wyjął z lodówki zapomniany obiad. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo był głodny. Było już przed osiemnastą, a on zjadł tylko śniadanie. Postanowił go sobie odgrzać, więc przełożył wszystko na blachę, a potem włożył do piekarnika.
W międzyczasie nogi zaprowadziły go do salonu, skąd zgarnął porzucone wcześniej filiżanki po kawie i poprawił wygniecione na oparciu kanapy koce. Nie był szczególnie przywiązany do porządku, ale lubił mieć ogarnięte w mieszkaniu, a już szczególnie, kiedy miał ktoś do niego zawitać. Wtedy powinno być wręcz nienagannie, ale tym razem Jerzy nawet nie miał ochoty się wysilać, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Miał daleko i głęboko, co taki Janek sobie pomyśli. W ogóle wszystko miał daleko i głęboko. Najchętniej to znowu by się położył i po prostu leżał albo spał. Obydwie te opcje wydawały mu się zachęcające. Kusiło go też, żeby sięgnąć po butelkę czegoś mocniejszego, ale zaraz sobie przypomniał, że jutro o ósmej był umówiony. Trudno. Może i się napije, ale po tym, jak Janek już sobie od niego pójdzie.
Janek tymczasem nie przychodził już od kilku minut, podczas których Jurek zalał herbatę i wyjął z piekarnika ledwo ciepły obiad. To nie było ważne. Był tak wygłodzony, że nic mu nie przeszkadzało. Kiedy jadł, zazwyczaj robił jeszcze coś innego – sprawdzał maile, douczał się czegoś lub czytał. Teraz po prostu mechanicznie i dość szybko pakował jedzenie do ust, wsłuchując się w dźwięki niesione po klatce. A to coś stuknęło, a to coś Jankowi upadło – najpewniej ta cała miarka – a echo niosło się po całym mieszkaniu.
W pewnym momencie, kiedy kończył już posiłek, usłyszał szmery bardzo blisko drzwi i czekał aż chłopak zapuka. Ten jednak znowu zaczął hałasować, przez co Jerzy poczuł się lekko podirytowany. Herbata stygła.
Jednak w końcu, kiedy odkładał talerz do zmywarki, doczekał się cichego pukania. Nie zwlekając, podszedł otworzyć. W drzwiach nie zastało go nic zaskakującego. Janek stał trochę skulony i wlepiał w niego spojrzenie, które Jerzy złapał na chwilę zanim odwrócił wzrok. Chłopak miał wąskie, trochę psotne oczy, które przywodziły mu na myśl tych zabawnych chuliganów z amerykańskich filmów. Tęczówki miał niebieskie, właściwie całkiem podobne do jego własnych, ale rzęsy, w przeciwieństwie do niego, miał długie i jasne.
– Mogę wejść? – zapytał, kiedy Jurek w dalszym ciągu stał w przejściu i blokował mu drogę. – Strasznie zmarzłem. Czuję, że cieknie mi z nosa – rzucił, uśmiechając się bezradnie. Pociągnął nosem. Wydawał się przemarznięty.
– Możesz – mruknął Jerzy, odsuwając się. Kiedy chłopak koło niego przemknął, zamknął drzwi.
– No proszę! Ładnie tu! – zawołał Janek, zsuwając z siebie białe adidasy. Patrzył się na obrazy, które wisiały w holu. – Tak artystycznie – dodał zaraz, kiedy uporał się już z butami. Kurtki nie zdjął.
– Brzmisz na zdziwionego, a to niegrzeczne – upomniał go Jerzy, czując się jakby właśnie przebywał z dzieciakiem.
– Sorry, ale właściwie to jestem zdziwiony. Spodziewałem się minimalistycznego, zimnego stylu po takim cyniku – rzucił bez krępacji, przechodząc dalej do mieszkania. – A tutaj zastały mnie ciepło pomalowane ściany, obrazy i żywe rośliny. Szok – rozłożył ręce, uśmiechając się kącikiem ust.
Jerzy tego nie skomentował. Zaprowadził chłopaka do salonu, a kiedy ten zaprotestował i stwierdził, że musi najpierw umyć ręce, do łazienki. Potem zaniósł kubki na niski stolik, gdzie mieli wypić herbatę. Janek zjawił się chwile później i przysiadł w fotelu. Miał do wyboru jeden w kolorze musztardowym i drugi w odcieniu zieleni, ale wybrał dla siebie tę bardziej słoneczną wersję. Jurek za to usadowił się na kanapie naprzeciwko.
– Od razu lepiej – bąknął chłopak, kiedy siedział już wygodnie i trzymał w rękach herbatę. Jej temperatura okazała się bowiem idealna dla jego przemarzniętych dłoni. – I jednak biała! Boże, żyć nie umierać – skomentował z entuzjazmem, mrużąc oczy.
– Cieszę się – mruknął, chociaż daleko mu było od tego stanu. Wcześniejszy sen, a teraz całe to spotkanie, trochę go odwiodły od czarnych myśli, ale gdzieś z tyłu głowy dalej czuł się kompletnie przerażony.
– To bardzo miło z twojej strony – rzucił od razu, a Jerzy doszedł do wniosku, że słyszał te słowa bardzo rzadko w swoim życiu.
– Nie przyzwyczajaj się – sarknął zwyczajowo, ale bez większego przekonania.
– Spokojnie. Nie mam zamiaru cię nachodzić, jeżeli się martwisz.
– Nie martwię się. – Janek wywrócił na to oczami.
– Ja tam bym się martwił. Tracisz okazję na świetne towarzystwo – uśmiechnął się zawadiacko, popijając z kubka herbatę.
– Nie wątpię.
– Nie jesteś zbyt rozgadany – westchnął niepocieszony Janek, odkładając kubek na stolik. Szkło stuknęło głośno o drewno, a zawartość zachybotała drżąco. – Ups! Nie rozlałem! – dodał od razu, ścierając palcem odrobinę herbaty z kubka, która uciekła przez krawędź.
– Czasami jestem.
– Ciche dni? – rzucił chłopak, a Jerzy obrzucił go morderczym spojrzeniem, od którego Janek zmieszał się wyraźnie, bo Jerzy potrafił spojrzeć na człowieka tak, że aż włosy stawały dęba. – To znaczy, no – odchrząknął. – To chyba ja po prostu jestem gadułą. – Zamyślił się wyraźnie.
– Co do tego nie mam wątpliwości.
– Czasami po prostu trzeba mi powiedzieć, że mam się zamknąć. Czasami działa.
– Ale tylko czasami?
– Właściwie to… nawet rzadko. Ale próbować warto. – Wzruszył ramionami i znowu zaszczycił go promiennym uśmiechem. – No ale widzę, że jesteś nie w humorze… – zaczął i tym razem Jerzy mu przerwał.
– Nawet mnie nie znasz.
– No może nie jakoś szczególnie, ale twój brak humoru widać z kilometra.
– Nawet mnie nie znasz, a rozmawiasz ze mną jakbyśmy byli dobrymi znajomymi – sprecyzował, co miał na myśli.
– Naprawdę? – zaśmiał się Janek, odrzucając dłonią włosy. – No co ty, Jerzy. Nawet się nie zbliżamy do sposobu, w jaki rozmawiam z dobrymi znajomymi – zaprotestował, znowu chwytając za kubek. Jurek również wziął do rąk swój i napił się spokojnie, bez obawy, że poparzy sobie wargi. – Uwierz mi, staram się być najbardziej zwięzły w słowach, jak tylko potrafię.
– W takim razie nie idzie ci najlepiej.
– Jak na moje standardy, to powiedziałbym, że nawet dobrze… – powiedział z zastanowieniem. – Ale dobra, nie chcę za bardzo nadużywać gościnności. Ogólnie z tą klatką to wymierzyłem wszystko, więc jutro bez problemów będziemy mogli kupić deski. Oczywiście zajmie mi to na pewno więcej czasu niż jeden dzień… Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, ile właściwie mi się z tym zejdzie. Nie będę mógł przychodzić na nie wiadomo ile godzin, bo też mam studia… Ale jak tylko znajdę trochę wolnego, to od razu będę tu zachodził. Będzie trzeba zdjąć wszystkie deski, to wiadomo. Na szczęście pod spodem jest betonowy fundament, a nie wszystko zrobione jest z drewna, więc rozbiórki nie będzie aż tak dużo. Ale fajnie będzie mieć już kupione te deski. Tylko musiałbyś je przechować w domu na jakiś czas, a nie wiem, czy by ci to nie przeszkadzało…?
– Nie przeszkadzałoby – odparł z wolna, starając skupić się nad tym, co gadał Janek. Zwłaszcza że w końcu przeszedł do konkretów, a nie tylko paplał bez sensu. – Mieszkanie na dole stoi puste, więc na pewno znajdzie się dla nich miejsce.
– O! – Janek wydawał się iście uszczęśliwiony jak szczeniak. – No widzisz, jak super się składa? – mruknął z entuzjazmem, a Jurek oczami wyobraźni zobaczył, że najpewniej znowu chciałby go poklepać po ramieniu. To był ten ton głosu.
– Wręcz cudownie – zironizował, ale w końcu uśmiechnął się delikatnie. Może nie był fanem głupich studenciaków, ale ten był jakiś taki pozytywny, że nawet Jerzy poczuł się odrobinę lepiej. Janek od razu to wyhaczył, bo szczerze trudno było nie zauważyć tych lekko wykrzywionych do góry warg na tle ponurej twarzy, która w tym momencie rozpogodziła się odrobinę.
– O proszę, w końcu uśmiech! – zauważył, czym przyczynił się do natychmiastowego zacisku warg. – No i po uśmiechu – westchnął ciężko, udając przejętego. – Ale i tak czuję się spełniony. Na ten moment. Może powinienem zostać psychologiem? – zadumał, studiując uważnie twarz Jurka.
– Podejrzewam, że byłoby to lepsze niż twoje rozwożenie ludzi taksówką, ale…
– Nie powinno być żadnego ale – przerwał mu w połowie zdania, czym Jurek ponownie się poirytował.
– Zaraz wyrzucę cię za drzwi, przysięgam.
– Zaraz sam wyjdę, nie musisz się kłopotać – powiedział uroczo, dopijając zawartość kubka. Jednak zamiast wstać i wyjść, zapadł się jeszcze głębiej w fotelu. – Wygodnie tu masz – skomentował, czym wystawił cierpliwość Jerzego na ogromną próbę.
– Mówiłeś coś o wychodzeniu? – zasugerował niezbyt subtelnie.
– Hmm? Ogólnie to dużo gadam, ale to już wiesz. Nie zawsze jednak gadam z sensem – dodał. Brew Jerzego drgnęła wyraźnie. – Zresztą no, zlituj się nad biednym studentem. Dopiero co się zagrzałem, a już mam wychodzić na ten mróz? Miej serce. Niedługo pójdę – zarzekł się, kładąc sobie rękę na piersi. Zaraz jednak zmarszczył nos, jakby pomyślał o czymś nieprzyjemnym, a potem wyprostował się na fotelu. Spojrzał na Jurka czujnie i zaczął… Zdejmować kurtkę. Jurek odwzajemnił to czujne spojrzenie, nie wiedząc, co to ma do jasnej cholery znaczyć. W sensie ten wzrok. A potem, przypomniał sobie coś, co przez ostatnie problemy wyleciało mu całkowicie z głowy.
Nie wiedziałem, że jesteś… z tej drużyny.
Miał wrażenie, że jego policzki lekko się zarumieniły.
– Od razu lepiej. Tak sobie pomyślałem, że jak siedzę w tej kurtce w domu, a potem wyjdę na dwór, to dopiero mi dupa zmarznie – powiedział Janek w chwili, kiedy odrzucił nakrycie na zielony fotel. – Nie? Ale nie masz tu najcieplej.
– To dlatego, że wcześniej były pootwierane okna – odpowiedział niezadowolony. W głowie miał poczucie, że ten chłopak patrzy na niego jakby był… Jednym z tych… Ugh!
– Och, to dobrze i niedobrze, bo już miałem zaproponować, że wymienię i je – wyszczerzył się, lecz widząc niepocieszone spojrzenie zaraz wzruszył ramionami. – Żartowałem. Nie mam pojęcia, jak wymienia się okna.
– Naprawdę? Czyli jednak jest coś, w czym nie jesteś dobry – rzucił, przypominając sobie ich rozmowę z taksówki.
– Tak, ale powiedziałem ci to totalnie w tajemnicy, więc nie rozpowiadaj tego na prawo i lewo. Stracę wtedy szacun na dzielni, a to się nie godzi. – Spojrzał prosto w oczy Jurka. Wydawał się rozbawiony tą swoją gadką, a na dodatek jego twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej.
– Stracić to ty powinieneś pracę, jak już rozmawiamy w ten sposób. – Jurek zmrużył oczy, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Chciał jakoś ugasić ten entuzjazm chłopaka, ale nie wiedział, czy będzie w stanie.
– Jurek, no co ty! Nie życz mi złego!
– Nie życzę ci złego – zaprotestował. – Życzę dobrego innym ludziom, którzy wsiądą z tobą do samochodu. – Janek prychnął, ale nie wydawał się urażony. Może jedynie… odrobinę bardziej markotny. Najwyraźniej przez ten czas zdążył zapomnieć o swojej aktualnej pracy, a Jurek niepotrzebnie mu o tym przypomniał.
– Może i racja. Zatrudnij mnie na stałe, to zrezygnuję z taksówek – rzucił, na co Jerzy wyśmiał go otwarcie.
– Na stałe chcesz remontować mi klatkę schodową? – zironizował, patrząc, jak chłopak przewraca oczami.
– Oj no, żarty tylko.
– Zresztą, nawet nie spytałeś o to, ile ci zapłacę.
– Liczę na to, że dużo!
– I myślisz, że nie omówienie tej kwestii ci to zapewni?
– Myślę, że jesteś hojnym człowiekiem… Tak wywnioskowałem po ostatnim.
– Może miałem dobry humor? – zapytał, unosząc brew.
– Nie miałeś dobrego humoru – naprostował od razu Janek, uśmiechając się półgębkiem. Jerzy musiał przyznać mu rację. W niedzielę nie był w najlepszym nastroju, ale w najgorszym również nie. Ba, w porównaniu do tego, jak czuł się wczoraj i dzisiaj to mógł powiedzieć, że niemalże był w siódmym niebie. – Ale teraz to mnie zaniepokoiłeś. Ile zamierzasz mi zapłacić? – dopytał z rezerwą, pochylając się niżej nad stolikiem.
– Odpowiednio do wykonanej pracy – stwierdził, odchylając się na oparcie. Janek zmarszczył brwi.
– To znaczy?
– To znaczy, że jak się postarasz na pewno nie wyjdziesz stąd poszkodowany.
– Wiesz co, nie podobają mi się takie ustalenia. Jak się postaram, chcę tysiaka – powiedział pewnie, a Jerzy uśmiechnął się pod nosem.
– W porządku.
– Serio? Żadnych negocjacji, nic? Wiedziałem, że jesteś hojnym człowiekiem! – wyszczerzył się, a Jurek wzruszył ramionami. Na jego oko to wcale nie była wygórowana cena, zwłaszcza że ekipy remontowe potrafiłyby wziąć z dziesięć razy tyle.
– Żadnych, to dobra cena.
– Cóż, dla mnie zajebista. Mamy deal!
Cóż. Mieli deal, Jerzy nie mógł zaprzeczyć.
Janek wyszedł, ku ogromnemu przerażeniu Jerzego, dopiero półtorej godziny później i, co gorsza, kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, Jurek poczuł ogromną pustkę i poczucie beznadziejności. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie miał pojęcia, jak uciec od myśli, które ciągle go atakowały. Włączył telewizor i starał się skupić na lokalnych wiadomościach, ale nie mógł się skoncentrować. Potem sprawdził maile. Skrzynka była pusta. W ostateczności postanowił udać się do łazienki i wziąć prysznic. Myślał, że może to jakoś go uspokoi, ale było wręcz na odwrót – ciasna kabina sprawiła, że poczuł się niemalże klaustrofobicznie, co było okropnym uczuciem i takim, którego Jurek nigdy wcześniej nie czuł. Pewnie to przez to, że czuł się jak w klatce nawet we własnym ciele, a co dopiero kiedy dodatkowo otoczyły go z każdej strony ciasne ściany.
Nie było dobrze. Jerzy starał się desperacko chwytać jakichś rzeczy – wspomnień, które zniwelowałyby teraźniejszą beznadziejność, muzyki, która wprowadziłaby go w lepszy nastrój, a nawet zaczął coś szkicować. Zazwyczaj go to odprężało. Nie teraz.
Koniec końców wrócił do rozmowy z Jankiem. Chłopak był naprawdę okropny, co do tego nie miał wątpliwości, ale chociaż nie pozwolił mu się zadręczać. Przez ten czas opowiedział mu o wszystkim: swojej zbzikowanej ciotce i wujku, którzy tworzyli najdziwniejszą parę pod słońcem. Ciotka była ogromną miłośniczką psów i mieli ich w domu „chyba z siedem, ale nie wiem, bo nigdy nie mogę ich zliczyć, wszystkie wyglądają tak samo”, a wujek był zagorzałym katolikiem, który co niedzielę wrzucał pokaźne sumy na tacę, co było „nie do pomyślenia, że daje hajs jakimś facetom w sukienkach, a nie rzuci chrześniakowi chociaż dychą raz w miesiącu!”
Janek mówił o wielu rzeczach i rozgadywał się przy tym niemiłosiernie, opisując każdy drobny detal, jak na przykład rosół, który ugotowała mu dziewczyna i który był „cholernie przesolony, ale nie chciałem jej robić przykrości, więc zjadłem”. I pomyśleć, że chciał zacząć opowiadać mu o swoich studiach! Wtedy czekałaby ich pewnie rozmowa do rana, ale Jerzemu udało się go jakoś wygonić. Szkoda tylko, że teraz bardzo tego żałował. Już wolał słuchać o studiach, niż siedzieć w samym ręczniku na kanapie i wpatrywać się pusto w ścianę.
Skończyło się na tym, że obudził się o piątej rano z bólem karku i do tego przemarznięty do szpiku kości. Czuł się dziwnie z myślą, że całą noc spędził nago, okryty jedynie wilgotnym ręcznikiem. Miał tylko nadzieję, że nie wyniknie z tego jakaś paskudna choroba – dosyć miał już problemów.
Czas do ósmej zagospodarował mądrzej, niż przez ostatnie dwa dni. Zjadł śniadanie i wypił kawę, ubrał się w ciepły, czerwony sweter, a także wygodne dżinsy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio pozwolił sobie na taki luz odnośnie ubioru, ale właściwie to nawet spodobało mu się, jak to na nim wyglądało. Czasami miał wrażenie, że koszula i garnitur stanowiły z nim jedność, ale jak widać, wcale nie musiało tak być.
O ósmej, tak jak się umówili, Jerzy stał już przed kamienicą. Stał i marznął, bo Janek oczywiście się spóźniał. Było już pięć po, a chłopaka ani było widać na horyzoncie. Siedem po Jerzy już miał serdecznie dość czekania – skostniały mu palce – a dziesięć po odwrócił się, by wrócić do domu. To właśnie wtedy usłyszał za sobą charakterystyczny krzyk.
– Hej, Jurek! Czekaj! Czekaj, no! Już pędzę! – Janek podbiegł zdyszany pod klatkę. Jerzy odwrócił się i spojrzał, jak chłopak z ledwością łapie powietrze. Miał na sobie granatową czapkę, spod której wystawały niebieskie końcówki włosów i tę samą, czarną kurtkę ze skóry, która właściwie pewniej bardziej ochładzała ciało niż je grzała. – Och, Boże. Chyba mi zaraz płuca wybuchną – wysapał, zerkając prosto na unoszącą się brew Gosa. – O matko, a ty już zły? Przecież nie spóźniłem się nawet piętnastu minut! – zaprotestował słabo, wciskając dłonie w swoją klatkę piersiową.
– To nie uczelnia. Kwadrans akademicki się nie liczy.
– Kwadrans liczy się zawsze i wszędzie, to taki niewypowiedziany przywilej studentów.
– Powiedz to swojemu pracodawcy.
– O, mówię, żebyś wiedział! – odparł z rozbrajająco szczerym wyrazem twarzy. – Facet już się przyzwyczaił. Zresztą, jejku, dopiero co zwlokłem się z łóżka, nie złość się. Musiałem chociaż zęby umyć, włosy przeczesałem i nie wiem, kiedy zrobiło się tak późno! Z tego wszystkiego, jak już tu biegłem, zorientowałem się, że założyłem bluzkę na drugą stronę – paplał, rozchylając poły kurtki tak, że Jerzemu ukazał się wywinięty, szary nadruk, w jakimś niezidentyfikowanym kształcie. Może mówiłoby mu to coś, gdyby nie było na drugą stronę. Chociaż szczerze wątpił.
– Pod tą kurtką masz tylko T-shirt? – zapytał ze zwątpieniem, dostrzegając cieniutki materiał. – Nic się nie nauczyłeś po wczoraj?
– Kurde, mówię przecież, że się śpieszyłem, no.
– I chcesz mi powiedzieć, że założenie na siebie bluzy zamiast koszulki trwałoby znacznie dłużej?
– No… Znalezienie bluzy w mojej szafie trwałoby znacznie dłużej, Jurek. Chociaż w szafie to jeszcze jak w szafie, pewnie skończyłoby się na szukaniu na krześle. Każdy chyba ma swoje krzesło z ciuchami… – zamyślił się, wracając myślami do swojego pokoju. Porządek raczej nie był jego integralną częścią. – Tak, tak. Ty nie masz – przerwał mężczyźnie, widząc, że ten chce coś powiedzieć. Jerzy mu przytaknął. – Ej, to co? Jedziemy? W samochodzie będzie cieplej. Chyba że chcesz mi pożyczyć jakiś taki fajny sweter, bo ten twój to sztosik – powiedział podekscytowany, wywijając przy tym palcami tak, że zrobił kółeczko z kciuka i palca wskazującego.
– Już widzisz, jak bardzo chcę. Idziemy do samochodu – fuknął, ruszając w stronę swojego Seata Leona. Janek ruszył wiernie za nim.
– Dobra, dobra! Nie to nie, zresztą i tak pewnie by były na mnie za duże… Nie że jesteś jakiś gruby! – sprostował od razu, unosząc obronnie ręce. Im więcej gadał tym, miał wrażenie, Jerzy był tylko coraz bardziej poirytowany. – Wręcz przeciwnie, z twoją sylwetką jest wszystko w porządku! – mówił, najwyraźniej nie wiedząc, że najlepszą taktyką byłoby po prostu zamknięcie buzi na kłódkę. – Chodzisz na siłownie? – trajkotał dalej, starając się nadążyć za szybkim krokiem Gosa.
– Nie.
– O, serio? Mógłbym przysiąc, że…
– Wsiadaj do samochodu – przerwał mu Jerzy, otwierając pilotem auto. Spojrzał przy tym ostro na Janka, który przytaknął tylko i usadowił się na siedzeniu pasażera.
– No dobra, więc siłownia nie.
– Nie.
– Nie pomyślałbym.
– Możesz się uciszyć?
– Ogólnie to mogę – odpowiedział, opierając głowę o ramię, które ułożył na drzwiach. Jerzy odpalił auto i włączył nawiew. Zrobiło się jeszcze zimniej. – Matko, chyba zaraz dostanę hipotermii – mruknął Janek, kuląc się w sobie.
– Zaraz zrobi się cieplej – obiecał Jerzy, ruszając z parkingu.
– Oby, bo palce mi poczernieją i odpadną!
– Nie żeby była to jakaś duża strata – odparł, skupiając się na wyjechaniu z osiedla.
– Oj byłaby, była! – zapewnił Janek, zaciskając dłonie, by ochronić palce przed ich ewentualną utratą. – Nawet nie wiesz!
– Dobra, nie marudź. Dosłownie za chwilę zrobi się cieplej. – Jerzy na szczęście nie kłamał. Już po dwóch minutach temperatura w samochodzie zwiększyła się, co Janek przyjął z ulgą. Przystawił zmarznięte dłonie do wentylatora i nie odzywał się za dużo. Prawdopodobnie z rana nie miał aż tyle energii i był trochę cichszy. Droga upłynęła im przy dźwiękach z radia.
– Jesteśmy. – Jurek oświadczył stanowczym głosem, wyrywając chłopaka z otępienia.
– To jakieś totalne zadupie.
– Mhm. Mój znajomy kiedyś polecał mi tu stolarza.
– Stolarza…! A ja myślałem, że pojedziemy do jakiegoś Leroy czy coś.
– Nie będę kupował jakiegoś gówna.
– Oczywiście! Oczywiście. Jasne.
– No, więc wstawaj.
– Serio muszę? Tam będzie lo-do-wa-to – zaznaczył, patrząc na Jerzego błagalnie.
– Musisz. Ja przecież nie wiem, co mam kupić – mruknął mężczyznę, czując odrobinę litości nad tym zmarzluchem.
– No dobra – jęknął cierpiętniczo, wysiadając z auta. Jerzy od razu do niego podszedł i razem poszli wzdłuż niewyłożonej kostką drogi, która zaprowadziła ich do niewielkiego budynku na uboczu.
– Czuję się trochę jak w horrorze. Starszy mężczyzna wywozi młodego, naiwnego chłopaka, prowadząc go do swojej rzeźni, gdzie pozbawia go rąk i wyłupuje mu oczy, więżąc go tam i…
– Istnieje taki horror? – przerwał mu Jurek, zerkając na chłopaka kpiąco.
– Właściwie to nie wiem. Może i istnieje, bo to pewnie dość oklepana fabuła, ale ja nie wiem, bo nie oglądam. Trochę się ich cykam.
– Cykasz się – zakpił.
– No, cykam. Mówię ci, jak kiedyś z kolegami oglądaliśmy „Piłę” to myślałem, że się porzygam i zemdleję. Nie było zbyt ciekawie, wiesz? Normalnie wszyscy się śmiali, a ja zamykałem oczy, trzęsąc się jak galareta. Ci debile mieli wtedy tylko większą bekę, naprawdę byli beznadziejni, a potem zmusili mnie, żebym zagrał w Residenta, wiesz taką grę o zombie, no i od tamtej pory unikam wszelkiego rodzaju horrorów. Do dzisiaj potrafi mi się to śnić.
– Fascynująca historia… – szepnął Jerzy, rozglądając się czujnie po okolicy. Nigdy tu wcześniej nie był, więc czujnie przeszukiwał wzrokiem mijane budynki. Atmosfera tego miejsca faktycznie wprawiała w niepokój, było tu mgliście i szaro, a dookoła nie kręcili się żadni ludzie.
– No, to było u mnie na chacie, a rodziców nie było. Mojego rodzeństwa też nie, chyba mieli jakieś spotkanie… Nie! To były chyba urodziny takiej Anity, cholera, ona miała takie wielkie cycki…! Ja byłem jeszcze za mały i rodzice nie chcieli mnie puścić, więc zaprosiłem swoich kolegów. Niestety wszyscy się zmyli jakoś po dwudziestej drugiej, a ja zostałem sam. Wiesz, mieliśmy tam gospodarstwo, właściwie to nadal mamy i to dodawało tylko więcej grozy. Jakieś stukotanie, ogromna przestrzeń, psy wyły... Bałem się jak cholera, serio. Normalnie do dzisiaj pamiętam, jak leżałem w łóżku, zakryty po sam czubek głowy i wyobrażałem sobie, że za oknem stał jakiś facet w masce.
– Masz nierówno pod sufitem – skomentował to Jerzy, w końcu odnajdując wzrokiem szyld stolarza. – To tam – wskazał, a Janek podążył wzrokiem za jego ręką.
– I jesteś pewien, że chcemy tam wchodzić? – westchnął niepewnie. Z jego ust poleciał mały obłoczek pary. Naprawdę było zimno.
– Tak, jestem pewien.
– No dobra, ale jak jednak okaże się, że w środku będzie na nas czyhał jakiś seryjny morderca z piłą, to nie licz, że ci pomogę. Będę spieprzał tak szybko, jak tylko będę potrafił – zastrzegł, wywołując tym nikły uśmiech na ustach Jurka.
– Okej, nie będę miał ci tego za złe – odparł, na co Janek posłał mu zadowolony uśmiech. – Ale wątpię, żeby udało ci się ujść z życiem, jakby już się tak stało.
– Dzięki, Jurek. Właśnie to chciałem usłyszeć – wywrócił oczami.
– Do usług – odparł mężczyzna, zatrzymując się przed drzwiami. Janek popatrzył na niego ponaglająco, na co mężczyzna westchnął w duchu i przekroczył próg. Jak się okazało stolarz był facetem przed siedemdziesiątką, ale jak na swoje lata trzymał się wyśmienicie. I, ku wielkiej uldze Janka, nie okazał się być seryjnym mordercą, lecz miłym starcem, który ledwo wiązał koniec z końcem. Dlatego Jerzy wolał przyjść tutaj. Wolał widzieć, że za tą konkretną usługą będzie stał konkretny człowiek, który po wykonanej pracy dostanie swoje wynagrodzenie. To wydawało się lepsze niż zasilanie ogromnych sieciówek, w których na dodatek jakość kupowanych towarów była bardzo marna.
– A z jakiego drewna miałby być te deski proszę pana? Bo mam tu…
– Deski dębowe? – wtrącił Jerzy, zanim staruszek zdążył cokolwiek zaproponować.
– Dębowe? Tak, tak. Oczywiście. Ale dębowe są dość drogie.
– To żaden problem. Na kiedy byłyby gotowe?
– Postarałbym się, żeby jak najszybciej. No i nie ma tego dużo… Może za dwa dni? Myślę, że za dwa dni już by były – zadumał starzec, pochylając się nad stolikiem. Janek już wcześniej podał mu wymiary i ilość, i od tego czasu stał z tyłu, za Jerzym. Chyba wziął sobie do serca tę ewentualną ucieczkę. – Ale… Wie pan, wolałbym żeby przynajmniej już teraz zapłacił pan część rachunku. Widzę, że z pana poczciwy człowiek, ale już nie o jednym tak myślałem, a potem, wie pan, zamówi coś taki, a potem nie odbierze. Stąd ta ostrożność…
– Oczywiście, to zrozumiałe.
Jerzy razem z Jankiem wytoczyli się od stolarza pięć minut później. Na dworze lało jak z cebra i chyba jeszcze bardziej się ochłodziło. Oczywiście żaden z nich nie miał przy sobie parasolki, bo wcześniej nawet nie kropiło. Teraz bardzo by się przydała, zwłaszcza kiedy Jerzy spojrzał na przerażoną twarz towarzysza.
– Nienawidzę deszczu – szepnął Janek, obejmując się ramionami. Musiało być mu zimno.
– Do auta jest blisko…
– Zmoknę.
– I wyschniesz.
– Ale wpierw zmoknę – mruknął. Jurek nie wiedział, co zrobić. Wychodziło na to, że nawet on miał odrobinę serca, bo naprawdę nie chciał, żeby Janek wlókł się przez ten deszcz, zwłaszcza że ubrał się jakby był wrzesień.
– Nie mamy za bardzo wyjścia… Ale mogę ci oddać szalik.
– Dzięki Jurek, ale co mi po twoim szaliku, kiedy po sekundzie cały zmoknie?! – Cóż. Dzieciak miał rację. Jerzy po prostu starał się być miły. A nie zdarzało mu się to często.
– No dobra. Poczekaj tu.
– Co?! Oszalałeś?! A ty co, pojedziesz sobie?! Chcesz mnie tu zostawić? Na tym osiedlu? Żeby mnie ktoś zabił? W taką pogodę nikt by nawet nie zauważył! Nie słychać by było jak krzyczę! Jurek, nawet się nie waż! Po prostu poczekajmy aż trochę przestanie padać. To musi być jakieś oberwanie chmury…
– Przestań w końcu gadać. I weź ten szalik – mruknął, zdejmując z siebie ciepły, idealnie zszyty materiał. Zrzucił go na ramiona Janka.
– Myślisz, że jak mnie zostawisz, ale chociaż dasz mi szalik, to zwiększy to jakoś moje szanse na przeżycie?!
– Przestań bredzić – nakazał stanowczo, widząc waleczną minę. – Pójdę do samochodu po parasolkę i tu wrócę, żebyś nie zmókł.
– O?
– Zdziwiony, że jednak nie zostawię cię na pewną śmierć? – zakpił Jerzy, pozwalając sobie na nutę cynizmu.
– N-no… Zdziwiony, że chcesz dla iść przez ten deszcz… To naprawdę miłe. Dzięki, Jurek.
– Nie ma sprawy.
– Tylko… wracaj szybko – poprosił Janek z niepewną miną. Chyba wciąż się bał, że Jerzy mógłby go zostawić samego w całkiem obcym miejscu. Niedorzeczne.
Kręcąc głową, mężczyzna w końcu wyszedł spod daszku i ruszył żwawym krokiem do samochodu. Śpieszył się, ale nie przez wzgląd na dobre samopoczucie Janka, lecz własne. Deszcz lał tak siarczyście, że można było sobie wmówić, że prawie sprawiał ból, kiedy zderzał się z twarzą. Nic przyjemnego. Dotarcie do samochodu zajęło mu chwilę, a wyjęcie parasolki z bagażnika kolejną. Przez moment nie mógł jej znaleźć, ale na szczęście nie dlatego, że jej tam nie było, lecz dlatego, że schowała się niefortunnie pod kocem. Chwycił ją szybko i rozłożył, kiedy w pośpiechu wracał do Janka. Dzieciak chyba miał ze sobą jakieś problemy, to wydawało się oczywiste.
– Jurek! Boże! Normalnie czuję się jak jakaś księżniczka! – zawołał z entuzjazmem, kiedy mężczyzna wrócił do niego z parasolką. – Serio, dzięki – uśmiechnął się, wyciągając dłoń po rączkę. Drugą miał wczepioną w puszysty szalik. – Chodź, zmieścimy się oboje.
– Nie trzeba. Już i tak jestem przemoczony.
– No dobra, to więcej dla mnie – ucieszył się jak dziecko. Potem przekroczył próg bezpiecznej przystani i wyszedł na ten okropny deszcz, będąc szczęśliwym, że parasolka chroni go przed przemoknięciem. Co prawda krople, które odbijały się od ziemi, moczyły mu nogawki, a strumień płynący wzdłuż chodnika doszczętnie zamoczył mu buty wraz ze skarpetkami. Czuł jak zimna woda przelewała mu się między palcami, co było cholernie nieprzyjemne. Potem jednak zerknął na Jerzego, na którym nie pozostała sucha nitka i doszedł do wniosku, że mogło być gorzej.
– Kurwa mać. – Jerzy warknął pod nosem, kiedy tylko wsiadł do samochodu, mocząc przy okazji całe siedzenie. Teraz i jemu było zimno. Chociaż zimno to mało powiedziane. On aż się trząsł.
– Jurek, sorry, że tak…
– Sam tego chciałem – bąknął, odpalając auto. Miał nadzieję, na szybkie ogrzanie się.
– Raczej bym nie powiedział, że „chciałeś”, ale doceniam – powiedział Janek, wlepiając w niego wzrok przymrużonych oczu. Naprawdę, gdyby się go nie znało, wyglądałby na chuligana.
– W takim razie niech tak zostanie – odpowiedział Jerzy, odpalając auto. Czuł się okropnie w przemoczonych włosach, z których woda spływała prosto na jego twarz i w przyklejonych do ciała ubraniach. Zimny wiatr z nawiewu tylko pogłębił te nieprzyjemne odczucia i w tym momencie Jerzy już przeczuwał nadchodzącą chorobę. Skupiony na ruszaniu, nawet się nie zorientował, kiedy Janek zwinnie zdjął z siebie szalik i zarzucił mu go na tył głowy i ramiona. Spojrzał na dzieciaka przelotnie, będąc ogromnie zaskoczonym. To było… miłe. Nawet jeżeli był to jego własny szalik i to on chwilę temu mu go wręczył.
Tak, to było miłe.
Jerzy nie doświadczał tego często.
Do domu dotarli pół godziny później, z czego Jerzy od razu skorzystał, dopadając do garderoby i zrzucając z siebie mokry sweter. Janek poczłapał za nim, właściwie nawet bez pytania. Jerzy nie zwrócił na to uwagi, kiedy w ekspresowym tempie wycierał się ręcznikiem, a potem zarzucił na siebie podobny, tyle że biały, sweter. Spodnie zdjął w łazience i przebrał je na luźne dresy. Włosy wysuszył suszarką. Po pięciu minutach wytoczył się z łazienki, czując, jak jego ciało całe mrowi. Janek siedział na tym samym fotelu, który zajął ostatnio, tyle że przykrył się leżącym nieopodal kocem. Wyglądał na przybitego. Jerzy wyminął go niespiesznie, kierując się do kuchni. Tam nastawił wodę i poczekał aż ta się zagotuje. Zrobił sobie kawę, a chłopakowi białą herbatę. Zaniósł obydwa kubki na niski stolik i przysiadł na kanapie.
– Dzięki. Byłem pewny, że jednak mnie wygonisz, a nie poczęstujesz herbatą – zaczął chłopak, wyciągając palce do kubka.
– Chciałem, ale i tak byś nie wyszedł.
– Racja. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Odkryłeś mnie.
– Już na samym początku – przyznał, a potem zapadł się głębiej w materac. Wcześniej, przez cały ten ranek, odganiał wszystkie myśli. Izolował się. Skupiał na Janku i wykonaniu zadania. Teraz znowu to do niego wróciło. Obraz Łukasza, który stał przy nim z tym uśmieszkiem oraz ta cała konferencja, na której zmieszał go z błotem. Jego i Marcina. Wtedy był z tego zadowolony, teraz… Teraz chciałby być mądrzejszy. I to wcale nie dlatego, że żałował sposobu w jaki się o nich wypowiedział. Żałował tylko skutków, niczego poza tym.
– Hej, Jurek. Cokolwiek się z tobą dzieje, weź to olej, co? – zaproponował Janek, przyglądając się dokładnie mimice mężczyzny.
– Aż tak to po mnie widać? – zakpił.
– No. Aż tak – przyznał. – Wyglądasz jakby ci ktoś umarł – dodał zaraz, przewracając oczami. Potem jednak otworzył szerzej powieki i spojrzał mężczyźnie prosto w twarz. – Chyba nikt nie umarł, co? – dopytał przestraszony.
– Nie, nikt nie umarł.
– No! To jak nikt nie umarł to nie ma co się przejmować. Życie toczy się dalej, nie? Czasami jest chujowo mniej, a czasami bardziej. Po prostu trzeba przeczekać moment.
– Twoja filozofia mnie zadziwia.
– Jest w porządku.
– Tak? Masz raka płuc? Przeczekaj to! Na pewno będzie lepiej. Straciłeś dom? No trudno! Poroniłaś? Daj spokój, za jakiś czas zajdziesz w ciążę znowu – kpił w najlepsze, a Janek skrzywił się wyraźnie.
– No dobra. Może nie jest to najlepsza filozofia w takich przypadkach… Wybacz. Ale chyba… nie masz raka? – zapytał od razu, wlepiając w Jurka przenikliwe spojrzenie. Wyglądał poważnie. Chyba było mu głupio. – Resztę odrzucam drogą dedukcji.
– Nie mam. Chciałem ci tylko uświadomić beznadziejność twojej filozofii.
– No dobra, masz punkt. Chodziło mi tylko o to, że… Zawsze się jakoś układa, nie? Nawet kiedy ci się wydaje, że czeka cię koniec świata.
– Łatwo to mówić takiemu dzieciakowi – powiedział, patrząc na twarz młodzieńca. Wyglądała promieniście i zdrowo, nie była zaznaczona ani jedną zmarszczką. Nie zdobiło jej zmartwienie ani troski, a zwężone oczy nie były jeszcze pozbawione niewinności, wyniszczonej przez otaczający je świat.
– Myślisz, że ze względu na wiek nic nie wiem, co? – zakpił sobie Janek, równie uważnie lustrując twarz mężczyzny. – Że gówniarz ze mnie i co ja mogę wiedzieć, nie? Ale wiesz, nie tylko takie stare gbury przeżywają swoje załamania – warknął, całkowicie nie zgadzając się ze zdaniem Jerzego.
– Stare gbury? – powtórzył za nim nieprzyjemnie. Czuł, że się spina.
– Ta, skoro ja jestem nic nie wiedzącym dzieciakiem, to ty jesteś starym gburem. Dlaczego tylko ja mam być obrażany? – prychnął, a potem zanurzył usta w herbacie. – Może dlatego, że jestem młodszy, to mam ci jeszcze przytaknąć?
– Nie chciałem cię obrazić – odparł sucho. – Wiem tylko, że jak byłem w twoim wieku wydawało mi się, że pozjadałem wszystkie rozumy, a z wiekiem…
– Z wiekiem chyba też ci się tak wydaje – przerwał mu Janek. Jerzy zmrużył oczy i zacisnął dłonie na kubku. – Ludzie są różni, wiesz? Jedni są bardziej dojrzali od trzydziestolatka w wieku czternastu lat, a niektórzy nigdy dojrzali nie będą. Myślę, że to podstawa zrozumienia jakiegokolwiek człowieka – padło. Nie można było odmówić Jankowi, że miał swoje zdanie i bronił go zawzięcie.
– Niektórzy ludzie nie mają często racji – zaczął znowu Jerzy, chcąc jakoś wytłumaczyć swój punkt widzenia.
– Wszyscy ludzie nie mają często racji – przerwał mu Janek. – Niektórzy tylko strasznie boją się do tego przyznać.
To był koniec rozmowy.
Trzy godziny później, o ile to możliwe, Jerzy miał jeszcze gorszy humor. Jego klatka schodowa była w całkowitej rozsypce – wszędzie walały się zniszczone, poodrywane deski, a kurz unosił się w powietrzu. To jednak nie okropny stan jego kamienicy go tak przytłoczył, lecz wcześniejsza rozmowa. Chciał ją po prostu olać – w końcu Janek był tylko dziwnym studenciakiem, ale jeżeliby to zrobił, to tylko by mu przytaknął. Dlatego go to tak denerwowało. Bo, mimo że Jerzy nie chciał, po prostu czuł, że w tym konkretnym wypadku Janek miał rację. Ludzie byli różni i z pozoru całkiem inni niżby się to mogło wydawać. Może dlatego nie spodziewał się po Janku takiej rozmowy, w końcu chłopak wydawał się przeciwieństwem jakiejkolwiek powagi.
To było beznadziejne. Z każdej strony przytłaczały go negatywne bodźce. I mimo że Janek bronił tylko swojego zdania, sprawił, że Jerzy zapadł się w sobie jeszcze bardziej. Już nie męczyła go tylko sytuacja, w której się znalazł, męczyło go również jego własne usposobienie.
I to… „Wszyscy ludzie nie mają często racji. Niektórzy tylko strasznie boją się do tego przyznać.” Miał wrażenie, że odnosiło się stricte do niego.
Włóczył się więc po własnym mieszkaniu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Janek za to pracował cały czas. Nie był na niego obrażony i Jerzy czuł z tego powodu lekką ulgę, mimo że sam żywił do chłopaka urazę. Nigdy by nie pomyślał, że taki dzieciak…
Zatrzymał się. Znowu tak pomyślał, prawda? A przecież Janek zdecydowanie dzieckiem już nie był i wcale nie chciał być za takiego uważany.
Nigdy by więc nie pomyślał, że taki chłopak będzie w stanie mu jeszcze dokopać. Dokopać i wzbudzić w nim przy tym sympatię. Sytuacja nie malowała się kolorowo.
Wyszedł na klatkę, czując na ciele nieprzyjemny chłód. Miał ochotę zapalić. Czuł, że musi zapalić. Zszedł kilka schodków niżej i stanął na półpiętrze. Janek właśnie przecierał twarz z kurzu i nawet go nie usłyszał.
– Palisz? – Janek drgnął zaskoczony i czym prędzej się odwrócił.
– Jurek! Nie strasz mnie tak! – odparł, a Jerzy przypomniał sobie, że ma do czynienia z nadzwyczaj strachliwym osobnikiem. – Popalam.
– Masz fajkę?
– No, mam coś. Chcesz? – zapytał go, prostując plecy.
– Mhm, oddam ci następnym razem – mruknął, schodząc niżej. Wziął od Janka papierosa i spojrzał na niego nagląco. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął fajkę również dla siebie.
– Chyba nie chcesz wychodzić na dwór? – zapytał zaraz, patrząc przez okienko na siąpiący deszcz.
– Chciałbym. Ale jeżeli moja klatka i tak już wygląda jak burdel, to nic jej już chyba bardziej nie zaszkodzi – mruknął, odpalając papierosa zapalniczką Janka. Oparł się zaraz o ścianę i skupił się na tym, jak dym wypełnia jego płuca. Cholera, nawet nie pamiętał, że tak bardzo za tym tęsknił.
– Zobaczysz, za kilka dni będzie jak nowa!
– Mhm, mam nadzieję.
– Będę się starał najbardziej jak tylko potrafię – przysiągł, samemu opierając się o ścianę naprzeciwko. W tej swojej czarnej, skórzanej kurtce i z fajką w ręku, wyglądał jak typowy buntownik. Nawet te turkusowe końcówki mu pasowały, mimo że wciąż Jurek nie był fanem. Ale w końcu nie musiał, bo przecież… Ludzie byli różni. I lubili różne rzeczy.
Janek na przykład lubił mentolowe fajki.
Jurek osobiście ich nie znosił.
Hej, kochani!
Tak jak powiedziałam ostatnio, w tym rozdziale było zdecydowanie więcej Janka. To taki trochę... przytłaczający człowiek, strasznie inwazyjny :D Jerzy nawet dał odrobinę wejść sobie na głowę, co raczej do niego niepodobne, no ale przyszło mu się zmierzyć z dość silnym charakterem.
Mimo to nie pozabijali się nawzajem, więc nie ma źle. :) Przynajmniej na razie!
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze i do następnego!
Janek mi się podoba :) Nic sobie nie robi z gburowatości Jerzego xd A to jego gadulstwo jest niesamowicie urocze. A Jerzy... Jerzy to chyba jeszcze jest w szoku po ostatnich wydarzeniach ;) Ale Janek rozprasza ten jego podły nastrój i chyba dlatego tak pozwala mu włazić sobie na głowę. I w ogóle jest jakiś taki wobec niego opiekuńczy, pewnie się wścieknie gdy to sobie uświadomi xd Tylko patrzeć, jak się ubogi student wprosi do mieszkania na dole ;) Bardzo mi się podobał ten rozdział choć nie ukrywam, że pewnie jak większość czekam na konfrontację w pracy :D Jerzy zasługuje na trochę znęcania za swoje zachowanie hehe :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńTak, Janek zdecydowanie nic sobie nie robi z gburowatości Jerzego i chyba obrał dobrą taktykę, bo działa :D
UsuńA z tym wproszeniem się na dół to nie taki zły pomysł xD I cieszę się, że się podobało! :)
Również pozdrawiam!
Gdzie Łukasz?! No! No gdzie?!
OdpowiedzUsuńI Młody jest słodki, ale mam nadzieję, że poza rolą młodszego brata nie masz zamiaru niszczyć mu psychiki :P
PS: Żądam Łukasza! Bo... Bo... Bo... O! Mam! Nie będzie komentarzy :P :D ;)
Łukasz pewnie dobrze się bawi z Marcinem ;>
UsuńSpoko, Janek już i tak trochę ma coś nie tak z głową XD
PS: Jak tak można?! Toż to serce mi pęknie! Depresja mnie dopadnie! Zapłaczę się na śmierć, jak tak nie będziesz komentować! :C
Serio.
Przemyśl to lepiej. :D <3
O ich zabawach też chętnie poczytam xD *rozmarzona*
UsuńPS!! I tak kce Łukasza! I będę dalej szantażować!
PS2: Właśnie skończyłam drugi raz czytać 'Drugą szansę'. I tam Łukasz tak dobrze się nie zapowiadał xD <3
PS3: SPOILER !! Czytanie całego opowiadania dla jednej wzmianki o Jerzym to zUo :P Ale było fajnie i w sumie muszę przyznać, że do rozmowy z Marcinem, to Kacprowe motywy wcale nie były aż tak oczywiste, więc twist fabularny naprawdę Ci się udał :D
PS4: To kiedy Jerzy dostanie znów od życia po dupie :> ? :P :P :P
Niestety nie poczytasz, bo pisanie fragmentów z Marcinem to dla mnie wciąż trudny temat xD (Właśnie utknęłam już od kilku tygodniu na scenie z nim, więc zdecydowanie Słowiński mi nie leży ._. )
Usuń1. I dobrze, mówiłam przecież, że muszę ćwiczyć asertywność XD
2. Też jestem tego zdania :'D Ale to wynika z różnicy postrzegania go przez Marcela i Jerzego. Jakby nie było Łukasz okazał się facetem kolesia, w którym Rogacki się zauroczył xD
3. A tam zaraz znowu zUo <3
4.Co jakiś czas się zdarzy!
(Więcej podpunktów...!) :D
Skoczyłam czytać Drugą szansę, teraz zabrałam się za to opowiadanie... Przepraszam, jestem beznadziejna jeśli chodzi o imiona... I kompletnie nie ogarniam kto się już przewijał w poprzednim opowiadaniu xD (chociaż może chodzi o to, że zaczęłam czytać drugą szansę tak od 1/3 przez przypadek... i się wciągnęłam i tak zostało xD)
OdpowiedzUsuńNie wiem :D Ale zostaję na dłużej i co jakiś czas się będę odzywać <3
Weny, czasu i chęci.
Pozdrawiam :D
Bardzo mi miło, że zabrałaś się za czytanie i się wciągnęłaś :D I tak, bohaterowie mogli Ci uciec, bo zdecydowanie najwięcej było ich w początkowych rozdziałach, a potem praktycznie już się nie pojawiali xd
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam! <3
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Janek mi się podoba jest taką pozytywną postacią ;) zupełnie nic sobie nie robi z tej gburowatości Jerzego no i to jego gadulstwo jest niesamowicie urocze... Janek rozprasza ten podły nastrój Jerzego i ta jego opiekuńczość cudownie... patrzeć tylko jak się Janek wprosi do tego mieszkania na dole...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, o tak Janek mi się podoba jest taka bardzo pozytywna postacia :) zupelnie nic sobie nie robi z tej gburowatości Jerzego no i to jego gadulstwo jest niesamowicie urocze... ;) Janek rozprasza ten podły nastrój... patrzeć tylko, jak się Janek wprosi sie do mieszkania na dole ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza