To była długa noc, nieprzespana. Bartek rzygał jak kot, a kiedy to robił, zwijał się z bólu. Marcel jakoś próbował ulżyć mu w cierpieniu, ale nie na wiele mógł się przydać. Kiedy nadchodziła chwila spokoju i na powrót lądowali w łóżku, Bartek odpływał na jakiś czas i spał niespokojnym snem. Marcelowi również zdarzyło się kilka razy przysnąć, jednak budził go każdy szmer i ruch. Był niespokojny i w pełnej gotowości na wypadek, gdyby coś miało się zaraz wydarzyć. Na szczęście później już nic się nie działo, słońce wzeszło, a koszmar nocy został za nimi, odznaczając się na ich twarzach fioletowymi sińcami i bladymi polikami.
Rano Bartek jako tako dowlókł się do łazienki, skąd Marcel słyszał szum wody. Chwilę trwał w zawieszeniu, ale zaraz samemu poszedł przygotować śniadanie. Nie wiedział, czy przyjaciel będzie w ogóle w stanie cokolwiek przełknąć, jemu pewnie też nie będzie łatwo, ale powinni nabrać trochę sił i zjeść cokolwiek, zwłaszcza Bartek. Zrobił im więc kanapki i gorącą herbatę, po czym zaniósł wszystko do pokoju. Sójka jednak nie wychodził z łazienki, a woda lała się i lała, i lała, aż Marcel zaczął się martwić. Nie powinienem go tak zostawiać samemu sobie, myślał, stojąc pod drzwiami łazienki. Zapukał z niepokojem i nasłuchiwał. Na szczęście, kurek zaraz został zakręcony, co wskazywało na to, że Bartek jest przytomny i żyje.
– Wszystko okej? – zapytał mimo tego, bo bał się, autentycznie się bał, że Bartek mógłby chcieć zrobić sobie krzywdę.
– Już wychodzę – doszedł do niego słaby, wymęczony głos. Odetchnął z ulgą.
– Przyniosę ci jakieś ubrania na zmianę – oświadczył i cofnął się do pokoju. Pół godziny później obaj siedzieli już u niego przy biurku, jedząc przygotowane wcześniej śniadanie. To znaczy, Marcel je jadł, bo Bartek odmówił jakiejkolwiek współpracy i nawet nie chciał na nie patrzeć.
– Tak bardzo mi głupio… – zaczął, patrząc przekrwionymi oczami na swoje chude palce. – Nie powinieneś tego widzieć – mruknął i jakby zły na siebie odchylił głowę. – To… Ja nie wiem, co się działo.
– Przestań. Tyle razy ratowałeś mi dupę, że w końcu nadeszła moja kolej, by zająć się twoją.
– No tak, tylko nie mam dziewczyny, a ty już zainteresowany moją dupą – mruknął w swoim stylu, ale jednak całkowicie bez życia. Wlepił spojrzenie w twarz przyjaciela, a z każdą chwilą jego oczy robiły się coraz bardziej wilgotne, usta zaczęły drżeć, dłonie zacisnęły się w pięści. – Naprawdę już jej nie mam…? – zapytał drżąco, zerkając ze smutkiem na swój rozbity telefon. – Dzwoniła wczoraj? – zapytał, marszcząc w zamyśleniu czoło.
– Dzwoniła.
– Nic praktycznie nie pamiętam… Ciekawe co jeszcze chciała mi powiedzieć – szepnął gorzko. Marcel skurczył się w sobie. Naprawdę nie wiedział, jak powinien się zachować. – Ale wiesz co? Nie chcę o tym myśleć. – Zamrugał kilka razy, by pozbyć się łez. Zdobył się na blady uśmiech, a maska ta wydawała się teraz Marcelowi tak sztuczna i nie na miejscu, że aż zrobiło mu się niedobrze. Ale może właśnie to będzie sposób Bartka, żeby się pozbierać? Udawanie?
– Możemy robić cokolwiek – odarł od razu, na co Bartek spojrzał na niego serdecznie, jakby z wdzięcznością.
– Nie chcę nic robić.
– Może chociaż coś zjedz – zasugerował ponownie.
– Nie chcę jeść – odparł Bartek tak samo jak za pierwszym i za drugim razem, kiedy Marcel go o to pytał. – Powiedz mi lepiej, jak tam ty i ten… – Bartek zamyślił się na chwilę – Kuba? Pisaliście?
– Pisaliśmy – odparł z wolna. – Obiecałem mu, że odezwę się wieczorem, ale kompletnie nie miałem na to ochoty.
– No zajebiście, nie dość, że przeze mnie spędziłeś najgorszą noc w swoim życiu, to jeszcze zaprzepaszczasz sobie szansę na poznanie kogoś. Brawo, Bartek! – sarknął ironicznie, chyba tylko po to, żeby dobić się jeszcze bardziej. A to przecież nie tak, że cała ta sytuacja była dla Marcela aż takim wielkim problemem.
– Miałem dużo gorszych nocy w swoim życiu – sprostował od razu. Nie chciał wprawiać przyjaciela w jeszcze gorszy nastrój. – A ten Kuba, to wiesz… Nawet go nie znam. Zresztą, nie zależy mi jakoś bardzo, więc…
– I nie jesteś ciekawy? – zapytał Sójka, a Marcel chciał odpowiedzieć, że nie, absolutnie nie był ciekawy, byle tylko nie pogorszyć stanu przyjaciela, tylko że… Był ciekawy. I chyba to było po nim widać. – No zobacz ten telefon teraz, nie zginę od tego – zironizował, a Marcel po chwili wahania wziął telefon do ręki. Kuba faktycznie do niego jeszcze pisał, na co pewnie zareagowałby z większym entuzjazmem, ale ta noc wyprała go ze wszystkich pozytywnych emocji i jakiejkolwiek energii. Mimo to odczytał wiadomość.
– Chyba się obraził – zrelacjonował. – Napisał, że nie wybaczy mi tego zniknięcia, chyba że się z nim spotkam. – Bartek kiwnął w zamyśleniu głową.
– No, to spotkaj się z nim – powiedział, a Marcel spojrzał na niego głupio. Gdyby tylko Bartek nie był w takim stanie, to zjebał by go od razu za takie pomysły. – I nie patrz tak, życie ci ucieknie, jak nie będziesz korzystał z okazji.
– No nie wiem, raczej zostanę z tobą…
– Ja i tak będę się zbierał do domu.
– Ale…
– Nie ma “ale”. Rodzice pewnie odchodzą od zmysłów. A ja muszę ogarnąć dupę, tak? Dwie noce płaczów i żalów mi wystarczą – mruknął posępnie, po czym wyciągnął dłoń w stronę Marcela. Ten popatrzył na nią głupio, wahając się jak cholera, ale w końcu podał mu telefon. Z rosnącym przerażeniem obserwował, jak Bartek stuka coś z namysłem, ale postanowił nie ingerować po to, by chłopak się czymś zajął i dlatego że naprawdę zbyt wiele w życiu mu uciekało…
– Co tam piszesz…?
– Masz, przeczytaj. I nie dziękuj. – Oddał Marcelowi telefon, a ten szybko przeczytał wysłaną wiadomość.
– Serio, Bartek?
– Trochę wdzięczności, dzięki mnie masz dzisiaj randkę. Nie spierdol tego – dodał, a Marcel obrzucił go zirytowanym spojrzeniem. To znaczy, tylko na pozór było zirytowane… Bo chyba byłby mu w stanie wybaczyć każdą głupotę, kiedy wyglądał tak blado i smutno, że aż się chciało odwrócić wzrok. Szybko jednak przestał udawać to zirytowanie, kiedy Bartek wstał i zaczął się zbierać, chowając resztki telefonu do kieszeni, a potem skierował się do przedpokoju.
– Ale na pewno chcesz wracać? Bo jak nie, to naprawdę możesz zostać… To nie jest żaden problem – powiedział, patrząc, jak Bartek powoli, przytrzymując się ściany, zakłada buty.
– Nie czuję się za dobrze i tak, naprawdę chcę wrócić do domu. Nie musisz się martwić. – Wyprostował się. – Muszę pobyć trochę sam – dodał, podchodząc do przyjaciela. – I dzięki. Za wszystko. – Uścisnął go, po czym wyszedł z mieszkania.
Marcelowi było nieustannie źle przez kolejne dwie godziny. Nie mógł przestać myśleć o Bartku i ciągle do niego pisał. Na szczęście, dostawał w miarę regularne odpowiedzi, więc był jako tako spokojny. Jego przyjaciel dotarł do domu i było z nim „wszystko w porządku”, a przynajmniej tak mówił.
Wraz z biegnącym czasem Marcel zaczął odczuwać też coś innego – presję. Miał w końcu dzisiaj randkę! Niby randkę? Spotkanie? Czymkolwiek by to nie było, sprawiło, że jego żołądek zacisnął się w supeł i nic nie dało się z tym zrobić. Chcąc nie chcąc, myślał o Kubie. Zastanawiał się, czy chłopak naprawdę będzie wyglądać tak jak na zdjęciach, a przede wszystkim, czy będzie im się ze sobą rozmawiało tak dobrze na żywo jak przez Internet.
Bartek w swojej wiadomości był bardzo konkretny. Wyraził zgodę na spotkanie, podał miejsce oraz dokładną godzinę, a Kuba przystał na te warunki bez żadnego “ale”. Wychodziło więc na to, że mieli się spotkać o osiemnastej w małej herbaciarni niedaleko jego domu, którą właściwie lubił. Na dodatek, gdyby spotkanie potoczyło się bardzo źle, nie miał daleko do siebie i w razie czego mógłby szybciutko uciec.
Nie chciał tego przed sobą przyznać, ale trochę się stroił. Już od godziny co chwila podchodził do lustra i krytycznie przyglądał się swojej twarzy. Widać było, że miał za sobą nieprzespaną noc, ale nic na to nie mógł poradzić. Zajął się więc rzeczami, na które jakiś tam wpływ miał: ułożył włosy, które szczęśliwie pokręciły się ładnie i nie wyglądały jak gniazdo, a także ubrał się w swoje najlepsze ciuchy – czarne dżinsy i ciemno-zieloną koszulkę z małymi, białymi nadrukami jakichś cukierków. Coś mu tutaj nie pasowało, ale nie za bardzo wiedział co, dlatego też zgonił winę na swoją dzisiejszą twarz, a także wciąż nie najlepszy humor.
Osiemnasta nadchodziła wielkimi krokami, więc, kiedy było już za dziesięć, wyszedł z domu i niespiesznie powędrował w wybrane miejsce. Z każdym metrem, który zbliżał go do celu, czuł się coraz bardziej poddenerwowany. Zastanawiał się, czy zrobi dobre wrażenie? Czy jego randka nie ucieknie z krzykiem? A także jak w ogóle taka gejowska randka mogłaby wyglądać…?
Ciężkie mu się to wszystko wydawało, nie do uniesienia wręcz, ale uparcie szedł naprzód. Halo, przecież ludzie przeżywali coś takiego praktycznie codziennie! Nowe znajomości, spotkania, związki… To było na porządku dziennym, tylko on robił z igły widły.
Teraz już nie mam wyboru, pomyślał, kiedy znalazł się przed drzwiami lokalu. Nerwowo wygładził jeszcze dłońmi koszulkę i wszedł do środka. Na szczęście, herbaciarnia była mała i raczej niezbyt popularna, więc zajęte były tylko dwa stoliki i z tego co widział, przy żadnym z nich nie siedział chłopak w jego wieku, więc musiał przyjść pierwszy. Czując jednocześnie ulgę i panikę, podszedł do swojego ulubionego miejsca przy oknie odgrodzonego delikatnie od reszty drewnianym parawanem. Kelnerka podeszła do niego chwile później z kartą, więc zapatrzył się w menu i zamówił dla siebie jakąś owocową herbatę. Potem już tylko czekał, postukując palcami o kant stołu w rytm spokojnej muzyki. Zatracił się trochę w tym siedzeniu i myśleniu, więc kiedy stanął przed nim Kuba, wydawał się być odrobinę zaskoczony.
– Hej! – przywitał się chłopak entuzjastycznie, odsuwając sobie krzesło. – Wybacz za małe spóźnienie – dodał, a Marcel odnotował, że miał lekko nosowy, specyficzny głos. Ale poza tym? Prezentował się naprawdę dobrze. Miał smukłą sylwetkę i był mniej więcej tego samego wzrostu co on. Nie wyglądał na sportowca, ale na totalne chuchro też nie. Do tego miał całkiem sympatyczny uśmiech, chociaż jego wargi były wąskie, a także hipnotyzujące, ciemne oczy. No i miał mały pieprzyk tuż nad prawym kącikiem ust, czego Marcel nie odnotował wcześniej na zdjęciach. Ten pieprzyk go kupił, naprawdę. Rogacki lubił wszelakie znamiona, pieprzyki, piegi… Nawet blizny, które dodawały osobie indywidualności i charakteru.
– Hej, nie przejmuj się, przyszedłem dosłownie chwilę temu – odpowiedział, uśmiechając się trochę nieśmiało, na co Kuba wyszczerzył się bardziej i obdarzył go przeciągłym spojrzeniem. Przyglądał mu się, jakby go oceniał, co budziło w Rogackim swojego rodzaju niepewność, ale dzielnie stawił czoła temu natarczywemu spojrzeniu. W końcu chwilę temu zrobił dokładnie to samo z Kubą, więc chyba byli kwita. No i Marcel wcale nie wypadł tak źle, przynajmniej sądząc po powiększającym się uśmiechu chłopaka.
– Po prostu nie mogłem się tutaj odnaleźć, nawet nie wiedziałem o tym miejscu – wytłumaczył się, siadając.
– Podróżujesz i jeździsz stopem, a tutaj nie mogłeś trafić? – zagadnął Marcel, wychwytując idealny temat do zaczęcia rozmowy. Spróbował wymodelować głos tak, by słowa brzmiały jakby wypowiadał je z żartem i niedowierzaniem jednocześnie, co chyba nawet mu wyszło.
– Prawda? Jak bardzo źle to o mnie świadczy? – odparł w podobnym tonie, najwyraźniej nie mając problemów z rozmową. I dobrze, Marcel miał dość milczących typów… Co za dużo, to niezdrowo i te sprawy. Normalnie aż się szczerze uśmiechnął – a dzisiaj było to naprawdę osiągnięcie – bo poczuł, że on i Kuba raczej się dogadają.
– Wiesz… Ja bym powiedział, że całkiem nie najgorzej – wydał swój wyrok, na co Kuba odetchnął z ulgą.
– To kamień z serca – zapewnił, przykładając sobie rękę do klatki piersiowej. Kuba miał w sobie coś z komika, przynajmniej tak wydawało się Rogackiemu i był w tym jakiś urok. Co więcej chłopak był tego uroku świadomy, bo spojrzał na niego jakoś tak psotnie i figlarnie, aż Marcelowi automatycznie zrobiło się bardziej gorąco.
Właśnie siedziała przed nim jego randka – całkiem zabawna, atrakcyjna i, co ważne, rozmowna. Optymizm aż tryskał i to spowodowało, że Marcel czuł się swobodnie w tej spokojnej, klimatycznej herbaciarni, w której czas płynął, dostosowując się do przebiegu spotkania. Teraz właśnie pędził jak oszalały, tak samo Marcelowy puls nie zwalniał tempa. Kurde! Naprawdę się podekscytował tym wyjściem i Kubą. Nie mógł oderwać od niego wzroku, co chwilę łapał spojrzenie ciemnych oczu i uśmiechał się już automatycznie. Poczuł się dobrze. Nie jak pierdoła, która ostatnio znowu przejęła nad nim kontrolę, tylko jak ta lepsza wersja, która rzadko ostatnio wychodziła na światło dzienne. Przecież jeszcze dwa miesiące temu praktycznie się nie rozstawał z tą wersją siebie! Tą jakby pewniejszą, bardziej otwartą i zdecydowanie nie taką nerwową. Spodobało mu się to uczucie oraz to, że coś, nad czym pracował tak długo, znowu wróciło na miejsce. To dawało stabilność.
A Kuba tę stabilność tylko podtrzymywał i nie dawał Marcelowi żadnych powodów do zmartwień.
W końcu, kiedy podeszła do nich kelnerka, chłopak zamówił dla siebie, idąc totalnie za radą Marcela, czarną herbatę z karmelizowanymi owocami i syropem truskawkowym, czego Rogacki od razu mu pozazdrościł. Też mógł zaszaleć, a nie oszczędzać jak zawsze… Pieskie życie biedaka.
– Jakby to nie było dostatecznie słodkie, wezmę jeszcze te ciastka z czekoladą – powiedział, wskazując kelnerce palcem pozycję w menu. Kobieta zapisała to w notatniku i przytaknęła nieznacznie.
– A dla ciebie będzie coś więcej? – zwróciła się do Marcela.
– Nie, dziękuję – odpowiedział, nawet się nie zastanawiając. Jego dziesięć złotych zdecydowanie wolało pozostać w portfelu. Dziewczyna przyjęła to do wiadomości i chwilę potem zostawiła ich samych.
– Poczułem się prawie zagrożony – powiedział Kuba, a Marcel obdarzył go zaciekawionym spojrzeniem. – Widziałeś, jak na ciebie patrzyła?
– Serio? Nic nie widziałem – zareagował zdziwiony, nie będąc w stanie przypomnieć sobie nawet twarzy owej kelnerki. Nie za bardzo go obchodziła, jeżeli miałby być szczery. Może dlatego, że ostatnio to chłopcy bardzo intensywnie zaprzątali jego głowę. A teraz siedział przed nim taki jeden fajny, całkowicie do wzięcia.
– Całkiem serio. – Kuba dalej miał w oku ten psotny, podekscytowany błysk. Chyba nie obawiał się konkurencji ze strony kelnerki i dobrze.
– Spokojnie, nie jest w moim typie. Wolę raczej wyższe i te długie rude włosy… – Skrzywił się przesadnie, na co jego towarzysz uśmiechnął się szeroko. – Nie mówiąc już o tych wymalowanych na czerwono ustach…
– Pod tym względem muszę się z tobą zgodzić – przyznał, opierając łokieć na stoliku. Podparł swoją twarz na dłonią. Wyglądał teraz, jakby był wpatrzony w niego jak w obrazek, całkiem ładny obrazek, od którego nie mógł oderwać wzroku, przez co policzki Marcela odrobinę się zaróżowiły. W końcu nad czym się tutaj było zachwycać?! Może i jego buźka nie była najgorsza, ale daleko mu było do ideału, zwłaszcza kiedy pod lupę wzięłoby się jego paskudne wnętrze!
– No właśnie, wolę bardziej… – zaczął ściszając głos, by zainteresować mocniej rozmówcę.
– Płaskie? – odszepnął Kuba, wchodząc mu w słowo.
– Cóż… – chrząknął, chcąc utrzymać ten konspiracyjny ton, ale mu to niezbyt wyszło. – Tak – skończył więc, wywracając oczami na ten żart.
– W takim razie dobrze się składa, że wpisuję się w te kryteria – powiedział z przejęciem. Przez cały ten czas nie odrywał od Marcela wzroku i nie wydawał się nim znudzony. To było budujące i… zawstydzające. To chyba przez to spojrzenie, które jakby go rozbierało. A może to już tylko wyobrażenie jego chorej głowy?
Jakkolwiek by nie było, nikłe rumieńce ponownie pojawiły się na Marcelowej twarzy, a serce zabiło mocniej z podekscytowania.
– Nie będę zaprzeczał – przyznał cicho, nie mogąc się nadziwić, że słowa te przeszły mu przez gardło. Nawet pomimo lekkiego zażenowania było warto, zwłaszcza kiedy siedzący przed nim chłopak rozpromienił się jeszcze bardziej. Cholera, Kuba naprawdę był przystojny. Może nie jakoś zabójczo, ale miał swój urok. I ten cudowny pieprzyk… Malinowe usta, które odznaczały się na tle jasnej cery…
Trochę popłynął, musiał to przyznać. Na szczęście rozmyślanie nad cudownością ust Kuby przerwała kelnerka, przychodząc z zamówieniem. Marcel zerknął na nią szybko, chcąc sprawdzić, czy chłopak przypadkiem sobie nie żartował, ale faktycznie dziewczyna patrzyła na niego z czymś ciepłym w oczach i z delikatnym, zachęcającym uśmiechem na ustach. Tak jakby wręcz krzyczała: “Zostaw mi swój numer na kubku!”. Ale niestety – albo i stety – Marcel miał już swoją randkę. Randkę, która pozytywnie go zaskoczyła. Jak mały promyczek słońca w pochmurny dzień albo jak kostka słodkiej czekolady dodana do gorzkiej kawy o poranku. Nie żeby zaraz taką kawę pijał, ale… Może dla takich słodkich momentów powinien zacząć.
– Wiesz, ja nigdy nie miałem jakiegoś swojego określonego typu… – zaczął Kuba, a Marcel z powrotem wrócił na ziemię do tej przytulnej herbaciarni, gdzie roztaczał się zapach suszonych owoców, niemalże jak w święta. Fajnie było poczuć taką namiastkę mroźnej zimy w środku lata, kiedy robiło się cieplej w sercu. – Ale chyba właśnie znalazłem – skończył, przyprawiając Marcela o całkiem wyraźne rumieńce na policzkach.
– Tak? – zapytał nieśmiało i zatopił swoje spojrzenie w szklance z bursztynową herbatą.
– Tak – odparł miękko Kuba, sięgając po czekoladowe ciastko i patrząc na niego, jakby to była prawda. – Mam nadzieję, że tego nie spierdolę. – Zaśmiał się trochę nerwowo, a Marcel spojrzał na niego jakoś tak z niedowierzaniem. On by miał coś spierdolić? Dobre sobie! Że w ogóle taki chłopak mógł mieć takie myśli i to jeszcze w stosunku do niego! Chłopak, który, wydawało się, wygrał na loterii z tymi zainteresowaniami i podejściem do życia… To Marcel powinien się martwić, że znudzi go po kilku spotkaniach i faktycznie tak było. Bał się, że jakoś zawiedzie Kubę, kiedy już wypłynie to, jaki jest naprawdę. Nie to, kim był w tym momencie, bo była to tylko sprawnie narzucona maska, której trzymał się pieczołowicie od liceum i która opadła tylko i wyłącznie z winy Kacpra. Teraz Marcel ponownie ją założył, ubrał na siebie niczym najlepsze ubranie maskujące skazy wewnątrz. Mimo tego dobrze się z tym czuł, podejrzewał, że to trochę tak jak z makijażem u kobiet. Kiedy miał ją na sobie, czuł się po prostu lepiej ze sobą i ze światem.
– No co ty, dobrze ci idzie! – zapewnił, chcąc jakoś odegnać powagę i na powrót zatopić się w morzu beztroskiej rozmowy. – Nie żebym miał jakieś porównanie. – Wyszczerzył się, nawiązując do swoich marnych doświadczeń z facetami, na co Kuba również uśmiechnął się z zadowoleniem i sięgnął w końcu po zamówioną herbatę.
– Podoba mi się to, że nie masz – oświadczył niższym tonem, a chociaż jego głos nie wydawał się stworzony do takich rozmów, zabrzmiało to dziwnie dobrze w Marcelowych uszach.
Rogacki ukrył skrępowany uśmiech za kubkiem. Napar w nim był słodko-gorzki, cierpki i zostawał na języku. Później jednak czekoladowe ciastko, którym został poczęstowany, zatarło tę gorycz i chyba to była kwintesencja Kuby.
Nawet jeśli dzień był pełen goryczy, on sprawił – niczym to ciastko – że na tę chwilę ból minionych godzin został zamaskowany.
Wyszli właśnie z małej herbaciarni i zderzyli się z rzeczywistością; poszarzałym niebem, wiatrem szarpiącym za włosy i ludźmi, którzy przechodzili gdzieniegdzie śpiesznie. Zniknął zapach suszonych owoców i liści herbaty. Zniknęło przytłumione światło, miękkie poduszki i wykończone drewnem ozdoby. Marcel poczuł się odrobinę stłamszony tą nagłą zmianą atmosfery, dlatego też wcisnął dłonie do kieszeni i szedł przed siebie, pozwalając Kubie się odprowadzić.
– Chyba zacznę bywać tu częściej. – Kuba wznowił rozmowę, wskazując głową na budynek za sobą. Rogacki przytaknął mu leniwie.
– Zdecydowanie. Niewiele osób tutaj przychodzi, ale to miejsce ma klimat – powiedział z zadowoleniem. Cieszył się, że Kubie się spodobało. – A to mój blok. – Wskazał palcem na budynek, który już stąd był widoczny.
– W takim razie na pewno zacznę bywać tu częściej. – Spojrzał na Marcela psotnie.
– Będziesz czekał pod klatką, aż nie wyjdę z domu? – Zaśmiał się, wciskając głębiej ręce do kieszeni. Powoli zaczynało być chłodno.
– Jest to jakiś pomysł… – odparł z udawaną powagą, wzruszając niedbale ramionami. – Chyba że zgodzisz się spotkać się ze mną ponownie.
Marcel przez chwile udawał, że się zastanawia.
– A jak nie, to zyskam prześladowcę?
– Mogłoby tak być – odparł z namysłem, kiwając głową.
– W takim razie nie mam wyjścia! Chociaż nawet jakbym miał… to bardzo chętnie spotkałbym się z tobą znowu – przyznał trochę nieśmiało akurat w momencie, gdy podeszli pod klatkę. Przystanęli. Marcel odwrócił się przodem do Kuby, który nagle znalazł się odrobinę bliżej niego. Bliżej niż był przez całe ich dotychczasowe spotkanie.
– Jesteś wyjątkowy, wiesz? – mruknął, unosząc rękę do jego klatki piersiowej. Przejechał po niej palcem, na co serce Marcela stanęło niemalże z szoku i emocji. Jezu! Chłopak go dotykał! – Nie spodziewałem się, że tak to się potoczy. Mówiłeś mi, że nie jesteś za bardzo… No wiesz. I to naprawdę była randka, a nie tylko spotkanie prowadzące do seksu, a tak to się zazwyczaj kończy. – Zaśmiał się nerwowo, a Marcel spąsowiał na twarzy, czując, że nogi się zaraz pod nim ugną. – I to była najlepsza randka, jaką w życiu miałem. – Pochylił się nad nim, powoli zsuwając palce z jego klatki piersiowej. Pachniał nieziemsko i był coraz bliżej, aż w końcu ustami zetknął się z jego ustami w krótkim pocałunku.
Marcel właśnie przeżył w swoim życiu kolejny zawał. Serce na chwilę zatrzymało mu się w piersi, żeby po chwili zacząć bić w szaleńczym tempie, no bo jak to tak, chłopak go całował! No dobra. Pocałował – krótko, słodko i było to zaledwie muśnięcie, ale i tak zakręciło mu się od tego w głowie. Na dodatek to było publicznie! Każdy mógł ich zauważyć, mama mogła wracać z pracy…!
Ale nikogo nie było, tylko oni. Marcel zarumieniony, a Kuba z zadowolonym uśmiechem, jakby właśnie wygrał w totolotka. Rogacki nie czuł się tak, jakby coś wygrał, raczej jakby odkrył coś nowego. Coś, nad czym musiał się zastanowić.
– Odezwę się do ciebie i wtedy się umówimy – zaproponował Kuba, odsuwając się. Marcel przytaknął. Nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. – W takim razie do zobaczenia! – Wyszczerzył się, patrząc wprost na jego usta, tak jakby miał zamiar wrócić tu do niego i pocałować go znowu.
Opanował się.
– Już nie mogę się doczekać.
Czas spotkania dobiegł końca.
Marcel jakimś cudem dotarł do mieszkania, a także i do pokoju, w którym zamknął się szczelnie i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoje dłonie. Serce wciąż mu biło w zawrotnym tempie, a na twarzy czuł wypieki. To się wydarzyło naprawdę, choć wydawało się takie nierzeczywiste… Jakby zaraz miało zniknąć.
Kuba był słodki zupełnie jak to ciastko, ale wydawało mu się, że był tylko na chwilę. Że nie mógłby być na dłużej.
Ale może jednak? Może to tylko takie pierwsze wrażenie? W końcu Marcel nie miał nigdy nikogo, a to chyba był naprawdę dobry początek. Po prostu potrzebował się przełamać. Potrzebował odetchnąć.
Oddychał więc, a mimo że w głowie miał mętlik, to na ustach malował mu się uśmiech. Ten jednak szybko zgasł, kiedy chłopak wrócił myślami do rzeczywistości. Czym prędzej odpalił komputer i zadzwonił przez Facebooka do Bartka, który na szczęście odebrał od razu i spojrzał na niego przez kamerkę.
– No i mów, jak było – zaczął niby standardowo, ale Marcel widział jego podpuchnięte oczy i bladą niczym ściana twarz.
– Było okej, a jak ty? – zapytał od razu, powodując tym grymas na Bartkowej twarzy.
– Jakoś żyję – zbagatelizował machnięciem ręki. – I nie okej, chciałem znać szczegóły, pamiętasz? Trzy godziny to jednak dość sporo… Fajny ten Kuba?
– Było naprawdę w porządku. Rozmawialiśmy – podkreślił – i dogadywaliśmy się, właściwie to mamy też dość podobne poczucie humoru. – Wzruszył ramionami, starając się nie ekscytować, ale zdradził go szeroki uśmiech, który wykwitł na jego twarzy.
– O, proszę, czyli jednak dobrze, że napisałem – odpowiedział zgryźliwie.
– No i… Pocałował mnie! – powiedział szybko, czując się równie mocno zażenowanym, co podjaranym. Mógł chyba oszczędzić tej informacji Bartkowi, ale po prostu nie potrafił tego zatrzymać tylko dla siebie, bo by go rozniosło! Z mieszanymi uczuciami patrzył więc, jak oczy Sójki rozszerzają się w niedowierzaniu.
– No co ty?! Serio… W końcu! – ucieszył się jakby szczerze, na co Marcelowi zrobiło się cieplej na sercu. Szkoda tylko, że działo się tak w chwili, kiedy to drugie serce zostało tak bezdusznie złamane.
– Ale wiesz, to nic takiego! Tylko taki… pocałunek na pożegnanie – wytłumaczył zarumieniony, obserwując dokładnie, jak na usta przyjaciela wpływa pobłażliwy uśmiech.
– Na razie. Później będzie inaczej i w takim razie Kacper będzie musiał się odwalić! – Marcel zamrugał kilka razy, bo całkowicie zapomniał, że przecież o to tu chodziło. To znaczy głównie o to, a posiadanie chłopaka, to już było tylko przy okazji. Tylko że jakoś Kacper stał przy tym wszystkim z boku, nie było go, nie wtrącał się, po prostu go to nie dotyczyło.
– O ile wyjdzie – zaznaczył, nie mając co do tego pewności.
– O ile wyjdzie – powtórzył za nim Bartek, przytakując mu głową.
Marcel nie wiedział tylko, czy chciał, żeby wychodziło.
Hejka. Super rozdział. Ciekawe jak się wszystko dalej potoczy. Kuba jest słodki i wydaje się być świetnym materiałem na chłopaka, ale i tak wolę Kacpra. Już się nie moge doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHej, bardzo się cieszę, że Ci się podobało! Jeżeli wolisz Kacpra to w następnym rozdziale będzie go więcej. ;)
UsuńRównież pozdrawiam!
Jak dla mnie to ten rozdział wyszedł naprawdę dobrze i bardzo przyjemnie mi się go czytało, mam też sporo różnych przemyśleń.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, randka Kuby i Marcela. Na samym początku byłam trochę zaskoczona, że spotkali się właśnie w herbaciarni, to miejsce mi trochę nie pasowało, myślałam, że pójdą na pizze czy coś xD
Ale ostatecznie pomysł ten mega mi się spodobał, to wszystko było takie klimatyczne i urocze ;)
Jeśli chodzi o Kubę to wydaje się być miłym, wesołym i całkiem rozgarniętym chłopakiem. Może nie zrobił na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia, ale jest okej :D Ciężko cokolwiek więcej stwierdzić po jednej rozmowie, jest jednak jedna rzecz, która mnie zastanawia (i niepokoi?). Kuba powiedział Marcelowi wprost, że jest on w jego typie i ma nadzieję, że tego nie spierdoli... Wnioskuję po tym, że tak łatwo nie zrezygnuje z Marcela, co może wprowadzić trochę komplikacji.
No kibicować mu nie będę, bo moje serduszko w całości należy do Kacpra i tego już nic nie zmieni :D
Ale tak swoją drogą, to ciekawa jestem jaka byłaby reakcja Kacpra, gdyby się dowiedział o Kubie... czy nadal byłby tak opanowany jak zawsze? Czy może to ostudziłoby jego zapał? Albo wprost przeciwnie? Ciekawa jestem jakby wyglądałaby konfrontacja tych dwóch panów :D
Kolejna sprawa, trochę wstyd się przyznać, bo śledzę Twoje opowiadanie już trochę, ale jakoś nigdy mocno nie skupiałam się na postaci Bartka, a to przecież przyjaciel głównego bohatera! I wydaję się być bardzo barwną osobą. Niestety, spotkała go ta okropna sytuacja z Mandy, ale to pokazało jak silna jest jego przyjaźń z Marcelem, jak sobie ufają i wspierają się. Bardzo lubię te momenty z Bartkiem i Marcelem.
Ale jest coś, co wywołało u mnie pewien zgrzyt. W ostatnim rozdziale Bartek powiedział Kacprowi, że "ma tego nie spierdolić" (wiadomo czego). A w tym rozdziale w rozmowie z Marcelem stwierdził, że "Kacper będzie musiał się odwalić". Nie wiem jak to odczytać, coś mi w tym nie pasuje :/
Pozdrawiam i do następnego! Ola :)
Faktycznie, randka w pizzerni by pasowała do Marcela, na pewno by się na taką nie pogniewał, ale podejrzewam, że Bartek po prostu pokierował się swoim gustem, kiedy pisał tę wiadomość. ;) A dla niego takie wyjście na pizze raczej nie byłoby zbyt "romantyczne". Tym lepiej, że spotkanie wyszło klimatycznie, Bartek może czuć się spełniony XD
UsuńA to spotkanie Kuby i Kacpra...! No cóż, po prostu się nie wypowiem, żeby nie spoilerować swojego własnego opowiadania (bo mam wrażenie, że w komentarzach czasami wyraźnie coś zasugeruję. Problem jest taki, że faktycznie miałabym już ochotę się podzielić jak to wszystko się potoczy i muszę się wyraźnie hamować :D )
O! I nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się wypowiedziałaś o Bartku! Z tego co pamiętam, nikt mu nie poświęcił zbyt dużo uwagi, a to faktycznie ważna postać.
Natomiast ten zgrzyt to wytłumaczę. Bartek właśnie nie odnosił się, a przynajmniej nie jakoś specjalnie, do romantycznej relacji między Kacprem a Marcelem, bo zarówno on jak i Rogacki nie biorą pod uwagę w ogóle takiego scenariusza. Powiedział to raczej w kontekście ich przyjaźni, żeby Kacper im tego nie spieprzył, bo już raz mu się udało całkowicie zjebać życie Marcela, więc gdyby się postarał to może udałoby mu się to ponownie. Ale faktycznie, mogło to tak zabrzmieć, może mogłam to jakoś inaczej ubrać w słowa, ale jakoś w ogóle o tym nie pomyślałam.
Dzięki za taki fantastyczny komentarz i również pozdrawiam! :)
Hej,
OdpowiedzUsuńtrochę czasu mnie nie było, ale najprawdopodobniej właśnie tak będzie zawsze pod koniec miesiąca...
a co do rozdziału...
randka się fantastycznie udała, Kuba wydaje się właśnie takim fajnym facetem... no i pocałunek na koniec... mmmm....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cześć!
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny przychodzę ze zbiorczym komentarzem i... mam nadzieję, że mi to wybaczysz. W sumie nie pomyślałem o tym wcześniej, ale może to być dla Ciebie co najmniej dezorientujące. I pewnie trochę irytujące, nieprawdaż?
Zanim odniosę się do bieżących wydarzeń, muszę jeszcze wspomnieć o pewnej pozornie nic nieznaczącej rozmowie. No dobra, faktycznie nie jest ona ważna, przynajmniej w kontekście całej fabuły, ale dla mnie ma pewne znaczenie. Chodzi mi o scenę, w której Kacper zaproponował przygotowanie obiadu, a Marcel po raz kolejny wykazał skłonności do samokrytycyzmu. „Tak naprawdę poza kanapkami to on niczego by sobie nie był w stanie zrobić. Może jeszcze jajka by ugotował… Ale poza tym?” Nie znoszę takiego pierdolenia. Nie ma na tym świecie osób, która nie umieją gotować, są tylko osoby, którym nie chcę się ruszyć dupy, żeby spróbować. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że nagle każdy człowiek może pracować w najlepszych restauracjach na świecie. Po prostu strasznie denerwuje mnie gadanie, że: „ja nie potrafię czegoś zrobić”. Nie umiesz? To się naucz. Raz nie wyjdzie? Trudno. Drugi raz nie wyjdzie? Spoko, nic się nie stało. Trzeci raz nie wyjdzie? Próbuj dalej. W końcu, za czwartym czy za piątym razem, powstanie przyzwoite i przede wszystkim zjadliwe danie!
Kolejny raz Bartkowi należą się owacje na stojąco i głębokie ukłony uznania. W świecie pełnym egoistów ciężko znaleźć ludzi, którzy myślą o innych, nawet jeśli sami przechodzą ciężki okres w swoim życiu. Co tu dużo mówić, Marcel ma szczęście, że Bartek jest jego przyjacielem.
Randka z Kubą była... sam nie wiem. Poprawna. W zasadzie nie spodziewałem się niczego innego, bo trudno oczekiwać, by Marcel, który dopiero oswaja się z myślą o swoim homoseksualizmie, zachowywał się jak rasowy podrywacz. Swoją drogą, podziwiam go, że odważył się spotkać z Kubą tak blisko domu. W końcu niewiele osób jest świadomych jego orientacji, więc chyba nie chciałby, aby jego mama dowiedziała się o tym przez przypadek.
Szczerze mówiąc, liczyłem na to, że kiedy Kuba pocałował Marcela, to ktoś ich zobaczy. Mówię tutaj oczywiście o mamie Marcela lub o Kacprze. Wtedy akcja jeszcze bardziej by się rozkręciła, choć z drugiej strony byłaby zbyt przewidywalna. W końcu Marcel aż się prosił, żeby ktoś go zobaczył. Może więc dobrze się stało, że nie wpadłaś na ten pomysł. A przynajmniej nic takiego nie napisałaś. :D
Odpowiadając na Twoje pytanie, nie, nie czuję się zawiedziony. Prędzej czy później związek Kuby i Marcela się rozpadnie. Jestem pewien, że finalnie to Kacper będzie wybrankiem królowej dramy. Nie bez przyczyny opowiadanie to nosi tytuł: „Druga szansa”. :D
Pozdrawiam!
Cześć!
UsuńPodczas gdy ja odpisywałam na Twoje poprzednie komentarze, widzę nie próżnowałeś i już napisałeś kolejny! :D
Swoją drogą ominę te ostatnie i odpiszę Ci na ten najnowszy, bo zaraz nie starczy mi nocy. ;)
W tym momencie wybaczam Ci wszystko. Jestem pełna podziwu, że tak obszernie przedstawiasz mi swoją opinię i to pod tyloma rozdziałami, także... Kupiłeś mnie. Moje łapówki to komentarze XD
Fajnie, że wspominasz o tej rozmowie. Twój punkt widzenia jest bardzo słuszny, sprzyja rozwojowi. Marcel natomiast jest raczej niepewny swoich umiejętności, charakteru, tego co lubi... I raczej nie próbuje zbyt wielu rzeczy. Zamknął się w kulce swojego komfortu, a jego myślenie przypomina coś w stylu "ja nie jestem w tym dobry? - nie będę się za to zabierał." Faktycznie to chujowe podejście, bo nie zdaje sobie sprawy, że każdy (praktycznie) musiał ciężko pracować, by czegoś się nauczyć. On chciałby umieć wszystko od razu, jednocześnie nie robiąc w tym kierunku nic.
Tutaj wychodzi chyba dalej jego brak dojrzałości i świadomości.
No ale może przyjdzie mu to z czasem.
Kurde, bardzo się cieszę, że tak polubiłeś Bartka, naprawdę. I powtórzę się, taki przyjaciel jak on to skarb. Szkoda tylko, że przeżywa obecnie takie stany i ogólnie nie jest tam u niego ciekawie. :/
Randka z Kubą... Cóż, była taka jak zazwyczaj wyglądają pierwsze randki (albo ominęło mnie coś w życiu xD). Natomiast co do tego podrywu Marcela... Hmm, on chyba nie z typów rasowych podrywaczy :D Chociaż, kto wie. Może kiedyś nauczy się takich typowych tekstów i będzie nimi sypać jak z rękawa!
Super, że nie czujesz się zawiedziony! Natomiast co do Twoich dalszych spekulacji... Zobaczymy!
Pozdrawiam serdecznie! (I już zabieram się za kolejny komentarz, bo widzę, że pojawił się nowy <3)
Hej,
OdpowiedzUsuńta randka się udała i to mnie cieszy, i jeszcze ten pocałunek na koniec...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Bartek jest zajebisty. Super rozdział.
OdpowiedzUsuń