niedziela, 2 września 2018

Rozdział 21


Kacper skończył to swoje gotowanie jakieś pół godziny później. W tym czasie Marcel zdążył porządnie zgłodnieć, a unoszący się w powietrzu zapach wcale nie ułatwiał mu zadania, kiedy czekał z wytęsknieniem chociażby na jakieś ochłapy jedzenia. Teraz to nawet czerstwy chleb by mu smakował! Szpinak! Wątróbka nawet!

…No dobra, może wątróbka nadal nie, ale był już naprawdę głodny, dlatego kiedy Kacper w końcu skończył i postawił mu przed nosem talerz, miał ochotę szczerze mu podziękować. Miał jednak w pamięci swoje surowe postanowienia co do jakiegokolwiek chwalenia tego posiłku, więc zamknął buzię na kłódkę i po prostu wziął się za jedzenie. Chciał nawet na coś ponarzekać, naprawdę; że może za słone albo jakieś takie niesmaczne ogólnie, ale po prostu nie mógł, bo danie zarówno z wyglądu, jak i w smaku było zajebiste, o czym Marcel szybko się przekonał. Wawrzyński bowiem przerósł samego siebie, a przynajmniej przerósł wszystkie oczekiwania Marcela, który znawcą żadnym nie był, ale jadł już nie raz pierś z kurczaka, a ta… Ta była jakaś taka lepsza. Świetnie się komponowała z pieczonymi papryczkami nadzianymi farszem, który również był dla Rogackiego zagadką i albo to faktycznie było takie dobre, albo naprawdę był wygłodzony. 

W każdym razie Wawrzyński nie potrzebował żadnych pochwał. Prędkość, z jaką pustoszał Marcelowy talerz, była wystarczającą pochwałą, przynajmniej patrząc po tym jego zadowolonym uśmieszku i tym wzroku. 

– No nie szczerz się tak. Nie przebiłeś Marcina i jego kaczki, którą kiedyś zrobił – powiedział wyniośle, bo te wykrzywione usta i roziskrzone oczy zdecydowanie źle na niego wpływały. 

– Przebiłbym – odpowiedział i, wbrew oczekiwaniom Marcela, zamiast posmutnieć czy chociażby zwątpić w swoje możliwości, wyszczerzył się bardziej. – Marcin nie dorasta mi do pięt. Ale żeby dostać kaczkę, musiałbyś czekać dwie godziny, a nie pół – dodał, nabijając na widelec kawałek kurczaka. Później włożył go sobie do ust i nawet przez chwilę nie przestał patrzeć się w oczy Marcela, przez co chłopakowi zrobiło się odrobinę bardziej gorąco. Wyprostował się przy tym i odchrząknął, zaciskając mocniej ręce na sztućcach, bo kto to słyszał, patrzeć na kogoś w taki sposób i do tego jeszcze coś przełykać? – Chociaż na pewno bym nie narzekał, bo wtedy pewnie dłużej byś został – mruknął zadowolony, a serce Marcela zatrzepotało w piersi z protestu. 

– Jestem tu już wystarczająco długo – powiedział oschle, chcąc trochę zgasić Kacpra, bo jego dzisiejszy entuzjazm zaczął go już przytłaczać.   

– I będziesz jeszcze dłużej – odparł miękko, na co Rogacki odchylił się do tyłu na krześle i spojrzał na niego spod zmrużonych powiek. 

– Nie ze swojej woli – fuknął, starając się wyglądać tak bardzo nieprzystępnie, jak tylko mógł. 

– Tak? – rzucił rozbawiony Kacper. – To kto cię do tego zmusza? 

– Ty, oczywiście! I Bartek równie mocno – sapnął, nie wiedząc już jak się bronić przed tą subtelną nachalnością, bo przecież Wawrzyński w żadnym stopniu nie naruszał jego strefy osobistej, nie zbliżał się ani nic, ale słowami sprawiał, że Marcel czuł się niemalże rozbierany i rozkładany na części pierwsze. 

– Więc to miał na myśli twój przyjaciel, kiedy mówił, że cię do czegoś zmuszam? Bo brzmiał trochę, jakby miał na myśli inne rzeczy – powiedział niewinnie, odkładając sztućce na talerz jak gdyby nigdy nic, jak gdyby to właśnie była najnormalniejsza sytuacja pod słońcem, a oni rozmawiali o pogodzie… 

Ale wcale tak nie było! Policzki Marcela spąsowiały, palce zacisnęły się jeszcze mocniej na sztućcach gotowe, by wymierzyć nimi prosto w Kacprową twarz, a on sam przeklął Bartka w duszy i przy okazji płonął ze wstydu. 

– Co…? On? On? – zająkał się, nie wiedząc gdzie podziać wzrok. – Nie, Bartek to debil, pewnie tak coś palnął – zaczął tłumaczyć zły na siebie w duchu, że wspomniał w obecności Sójki cokolwiek o Kacprze i zmuszaniu naraz, bo najpewniej utkwiło to Bartkowi w głowie na tyle, by robić o to burę, mimo że przecież były to tylko głupie żarty. 

– Sam jesteś debil. – Marcel zesztywniał cały i w mgnieniu oka cała jego uwaga skupiła się na Sójce, który odżył nagle i teraz wił się na kanapie, ledwo mówiąc. Rogacki od razu do niego doskoczył i spojrzał na jego bladą twarz, brudną i podrapaną. Serce mu zmiękło, zwłaszcza kiedy zobaczył stojące w niebieskich oczach świeczki, więc od razu przysiadł przy przyjacielu i zaczął miarowo przeczesywać jego włosy, będąc przy tym wdzięcznym Sójce za wybawienie go z opresji, bo tym właśnie było pytanie Kacpra. 

– Wszystko okej? – zapytał przestraszony, w głębi duszy wiedząc, że było to chujowe pytanie, ale na nic innego nie było go stać. No bo co więcej mógł powiedzieć? Głos i tak uwiązł mu w gardle. 

– Nie – odpowiedział pusto, po czym w końcu skoncentrował wzrok na twarzy przyjaciela. – Mandy mnie zdradziła – powiedział cicho, wypranym z emocji głosem, jakby sam sobie chciał wbić tę wiedzę do głowy. Przez chwilę jego wzrok był nieobecny, całkowicie nieostry i dopiero po kilku sekundach coś się w nim zmieniło. Drgnął nagle, uniósł się i pozieleniał na twarzy. – O kurwa, będę rzygał – powiedział, a chwilę później targnęły nim torsje. Przerażony Marcel czym prędzej przystawił miskę pod jego twarz, żałując, że jednak coś zjadł, bo teraz i jego niemalże wzięło na wymioty. 

Ale miał zamiar być dobrym przyjacielem. Przytrzymał głowę Bartka, bo ten nie miał siły jej nawet unieść, a także odgarnął mu lekko przydługie włosy, żeby przypadkiem nie wylądowały na nich jeszcze wymiociny. 

Długo trwał ten stan beznadziejności, długo z Bartkiem nie było żadnego kontaktu, ale cały ten czas Marcel siedział przy nim wytrwale. Nawet Kacper się ulitował i przyniósł mu z łazienki namoczony ręcznik, którym Rogacki zaczął obmywać rozpaloną twarz Sójki. 

– Kurwa, głowa zaraz mi eksploduje – wyjęczał Bartek, pomiędzy kolejnymi seriami mdłości. – Daj mi wody – poprosił Marcela, który chciał się od razu zerwać, ale i tym razem Wawrzyński go ubiegł. Poszedł nalać Bartkowi świeżej wody i podał mu ją prosto do dłoni, spoglądając na niego z dziwną miną. Sójka również w końcu na niego zerknął i wydawał się być nad wyraz zaskoczony jego obecnością. Później, mętnym wzrokiem rozejrzał się  po pomieszczeniu, rejestrując, że znajdował się w całkowicie obcym mieszkaniu. 

– Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem tu wylądowałem – oznajmił, po czym wypłukał usta i wypluł wszystko do miski. 

– Może to i lepiej – odpowiedział przyjaciel, uśmiechając się łagodnie, a potem jeszcze raz przesunął chłodnym ręcznikiem po jego czole i policzku. 

– Pewnie… Pewnie bardzo odleciałem – mruknął, po raz kolejny spoglądając na Kacpra. Teraz jednak nie był w ani trochę wojowniczym nastroju, przeciwnie, wydawał się być skruszony i tak zrozpaczony, że Marcel odczuwał niewyobrażalną potrzebę żeby go przytulić. 

– Nie było aż tak źle – odezwał się w końcu Wawrzyński i dobrze, że to zrobił, bo z jego ust musiało to zabrzmieć bardziej wiarygodnie niż z ust przyjaciela, który powiedziałby wszystko, byle tylko Bartkowi zrobiło się lepiej.  

Sójka kiwnął na to głową, ale zaraz zastygł w bezruchu i syknął. Musiało go wszystko boleć zarówno od nadmiaru alkoholu, jak i ogólnego poturbowania, bo na pewno przez tę noc i dzień chłopak musiał się nieźle poobijać. 

Na szczęście, pogoda sprzyjała jego umęczonemu ciału. Na dworze zrobiło się chłodniej, a ciemne chmury pokryły całe niebo, jak gdyby zbierało się na deszcz. Przyjemny wiatr wpadał przez okno i raz na jakiś czas owiewał każdego z osobna, przez co atmosfera zrobiła się trochę spokojniejsza. Było cicho i szarawo, uspokajająco. 

– Powiesz mi, o co chodzi z Mandy? – zapytał szeptem Marcel, nie chcąc psuć tego spokoju, ale było to silniejsze od niego. W końcu musiał wiedzieć, by móc jakoś pomóc. 

Bartek skrzywił się, zmrużył powieki, jak gdyby chciał odgonić łzy i powolnym ruchem sięgnął do kieszeni, skąd wyjął telefon i odblokował go. Z żalem wypisanym na twarzy wszedł na Facebooka i klikną wiadomość, jaką dostał od jakiegoś chłopaka. 

– Wysłał mi to – zaśmiał się ponuro, przekręcając telefon w stronę Marcela, żeby pokazać mu lepiej zdjęcie. 

Marcel zamrugał kilka razy, po czym zażenowany odwrócił wzrok. Zdjęcie co prawda było mocno zamazane, ale było na nim widać półnagą, bezwstydnie rozłożoną na łóżku Olkę. Zrobiło mu się bardziej niż głupio, ale mimo tego nie potrafił uwierzyć, że to wszystko było naprawdę. 

– Może to Photoshop… – mruknął, nie chcąc dłużej na to patrzeć. – Jest niewyraźne. 

– Myślisz, że tak nie pomyślałem? – odpowiedział gorzko. – Oczywiście, że nie uwierzyłem! Ale potem napisałem z tym do niej i ona… Ona nie zaprzeczyła i zaczęła mnie przepraszać. I… I to… – mówił, a z każdym słowem jego głos stawał się coraz bardziej płaczliwy. 

Marcelowi też się niemalże zebrało na płacz, bo on naprawdę myślał, że Olka i Bartek to było to. Ta wielka miłość aż po grobową deskę. Przecież oni byli ze sobą… Sam już nie wiedział, ale ciągnęło się to niemalże od przedszkola! I Bartek też tak myślał, traktując Mandy jak siódmy cud świata, swoją gwiazdę, która wyznaczała mu kierunek, dziewczynę, która miała być z nim już zawsze. Zawsze z dumą opowiadał, że to była jego jedna i jedyna kobieta i że przez całe życie będzie tylko z nią. Mówił, że był to powód do dumy, a nie wstydu, na co Mandy uśmiechała się z politowaniem i targała go po rozwichrzonej czuprynie. 

– Jak ona mogła? – padło w eter, a Marcel spojrzał krótko na Kacpra, który również wydawał się przejąć ich parszywy humor. Wawrzyński oddał mu spojrzenie, ale nie było w nim odpowiedzi, jak teraz powinni się zachować, jak pocieszyć tę kupkę nieszczęść. 

Chyba nie było na to sposobu. 

Bartek będzie musiał swoje przepłakać, wycierpieć, aż w końcu może czas wyleczy jego rany i będzie w stanie żyć dalej. Tylko coś mówiło Marcelowi, że przyjaciel tak naprawdę nie da rady się pozbierać, nie tak do końca. 

– Przecież to było to. Pierdolona miłość. Nie uwierzę, że tego nie było, a ona… Tak po prostu… Rżnęła się z innym? – mówił pusto, po czym znowu zwymiotował, krzywiąc się przy tym z bólu. Na jego czoło wstąpił pot, ręce drżały mu chorobliwie, a oczy ponownie się zaszkliły. 

Marcel wznowił głaskanie przyjaciela po włosach i chyba Sójka w końcu to zarejestrował, bo uśmiechnął się do niego płaczliwie i wyciągnął chudą dłoń, którą objął go przez szyję i przytulił się do niego. Pochwycił go jak tonący brzytwę. 

– Cokolwiek by nie było, my i tak będziemy przyjaciółmi, nie? – rzucił ciężko, a Marcel przytaknął mu gorliwie, nawet nie przejmując się, że Kacper widział to wszystko, że patrzył tym swoim świdrującym wzrokiem i że prawdopodobnie ocenił ich na dwóch największych przegrywów. – A ty, Wawrzyński, masz tego nie spierdolić – warknął, na co Marcel spiął się cały, ale nawet nie miał jak zerknąć na Kacpra, więc trwał w tym uścisku, wyrzucając ze świadomości ostatnie zdanie. 

Kacper niczego między nimi nie zepsuje, bo nie miał wpływu na żadną część Marcelowego życia, ot co!  

– Naprawdę masz czelność jeszcze do mnie mówić? – mruknął Kacper, ale po jego głosie Rogacki wyczuł, że wcale nie był zły na Sójkę. I potwierdziło się to, kiedy w końcu uścisk przyjaciela się rozluźnił, a on mógł spojrzeć w twarz Wawrzyńskiego. Co prawda, była ona bardziej spięta i naburmuszona, ale zdecydowanie nie wściekła.

– Nie pamiętam, żebym mówił cokolwiek, ale jeżeli mówiłem, to wiedz, że i tak ci się należało – odparł Bartek ciężko, sennie przymykając powieki. – Ta warga to też ja? – zapytał zaraz równie przymulonym tonem, a Marcel uśmiechnął się pod nosem, bo w tym pytaniu było coś uroczego. 

– Ta…

– Super, zawsze chciałem komuś wpierdolić – odparł, już praktycznie nie kontaktując. Chwilę później znowu zasnął, a Marcel spojrzał bezradnie na Kacpra. 

– Jeżeli chcesz, to mogę go obudzić i nie będziemy ci dłużej zawracać głowy – szepnął, czując się autentycznie głupio, że tak nadwyrężał gościnność Wawrzyńskiego. – Pójdziemy do mnie, on jest już bardziej przytomny, więc… – mówił dalej, ale Wawrzyński natychmiast zaprotestował. 

– Nie będziecie nigdzie iść. Jak już to was odwiozę, ale chyba lepiej, żeby się jeszcze przespał, bo później to nie wiadomo… A jak śpi, to niech śpi, przynajmniej nie będzie myślał – powiedział Kacper rozsądnie, czym po raz kolejny odrobinę urósł w oczach Marcela. 

– To na pewno nie jest żaden problem? 

– Najmniejszy – szepnął, nie niszcząc tej ciszy i spokoju, które uspokajały Rogackiego. Czuł na twarzy powiew wiatru. W powietrzu unosił się zapach deszczu, co również działało kojąco. Dzisiejsza atmosfera, która między nimi panowała, była jakaś dziwna. Sprawiała, że czuł się spokojny i podenerwowany jednocześnie, co nie miało kompletnie sensu, ale jednak tak było. Chyba po prostu musiał to zaakceptować. Przytaknął więc, a potem podniósł się z podłogi, odchodząc od przyjaciela. – W takim razie muszę do łazienki – powiedział nie głośniej niż wcześniej, a Kacper wskazał mu drogę. 

Kiedy tylko zamknął się w łazience, od razu opróżnił pęcherz, który rwał go już niemalże od godziny. Potem umył ręce i ochlapał twarz wodą, mocząc przy tym miejscami swoje włosy. Z rozżaleniem spoglądał w lustro, z którego patrzyło na niego smutne odbicie, wymęczone i zdenerwowane, całkowicie wyprane z jakiejkolwiek życiowej energii. Ta informacja, że Ola zdradziła Bartka tak nim wstrząsnęła, że nie mógł się pozbierać. Wiedział przecież, że Bartek chciał jej się oświadczyć. Że planował ją poślubić, mieć z nią dom, troje dzieci, kota i dwie szynszyle, a teraz to wszystko się tak zjebało… Jakby całe życie Bartka runęło w gruzach… Ale Marcel będzie mu pomagał, jak tylko będzie mógł, nawet jeżeli miałby składać go cegiełka po cegiełce, aż wszystko wróci do normy. Bo wróci do normy, nie było innej opcji. Myśląc tak, zerknął na swoje drżące dłonie i jeszcze raz przejechał nimi po zaczerwienionej twarzy. Z emocji na polikach pojawiły mu się niezdrowe rumieńce, których pewnie nie pozbędzie się jeszcze przez dłuższy czas, więc nie było sensu z nimi walczyć. Wyszedł z łazienki i od razu wzrokiem powędrował do przyjaciela, który na szczęście dalej spał, więc bez pośpiechu przeniósł wzrok na Wawrzyńskiego. Ten właśnie siadał do stołu, z którego chwilę wcześniej musiał sprzątnąć talerze, bo teraz nie było po nich ani śladu. 

– Faktycznie, dużo wam tego dali – zaczął z wolna, zerkając na zadania z matematyki. Przez chwile jeszcze nie odrywał od nich spojrzenia, więc Marcel niepewnie podszedł do niego i pochylił się nad swoimi zeszytami. – Ale nie są to jakieś trudne rzeczy – dodał, unosząc w końcu spojrzenie i przesuwając nim po mokrej szyi i kosmykach włosów Marcela. –  Jeżeli chcesz, to możemy je zrobić – powiedział ciszej, rejestrując, że Bartek poruszył się niespokojnie.

– Niby możemy – odpowiedział niechętnie i przysiadł na krześle obok. Starał się nie patrzeć na Kacpra, który siedział do niego niemalże przodem, opierając się luźno łokciem o krawędź stołu. – Chociaż nie wiem, czy to dobry pomysł… Chyba nie za bardzo kontaktuję – mruknął, splatając nerwowo palce ze sobą. Mimo że nie było późno, czuł, że ten dzień go całkowicie wykończył, a na pracę domową będzie miał przecież jeszcze czas. Nic dziwnego więc, że teraz jego głowę zaprzątały inne sprawy. Ważniejsze, bardziej naglące. Marcel bowiem coraz to bardziej zastanawiał się czy napisać do Mandy, pogadać z nią, wytłumaczyć to wszystko jakoś. Tylko czy naprawdę było trzeba coś tutaj tłumaczyć? Marcel chciał jedynie wiedzieć, dlaczego? Przecież Olka nigdy by… Ale najwyraźniej jednak tak. 

– Nie musimy robić nic – padło zaraz, a Marcel przytaknął. Ostatnie czego teraz chciał, to robienie czegokolwiek. Szybko się jednak okazało, że takie siedzenie z Kacprem nie było zbyt przyjemne. Cisza była przytłaczająca, więc Rogacki zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami. Później doszło do tego rytmiczne postukiwanie nogą i zaciskanie oraz rozluźnianie ust, kiedy to chłopak zastanawiał się gorączkowo, jak się odezwać, żeby przerwać tę nieprzyjemną chwilę. 

– Więc… – zaczął jak zawsze, kiedy chciał coś powiedzieć, ale w głowie miał kompletną pustkę. 

– Wiesz, nie musisz się wysilać – przerwał mu Kacper, patrząc z powagą na jego twarz, a Rogacki zmarszczył brwi. – Za każdym razem, gdy zapada cisza, stajesz się nerwowy. I z tego co zauważyłem, nie tylko ze mną tak masz – mówił dalej, a Marcel czuł się coraz bardziej odkryty. Czy naprawdę było to po nim aż tak widać? Te nerwy? – To nie tak, że zawsze potrzebne są słowa – mówił dalej i mówił to z taką pewnością, że Marcel nie mógł zrobić niczego innego, jak tylko w to uwierzyć. – Mi nie przeszkadza to, że nie rozmawiamy. No wiesz… Nie głowię się nad tym, o czym teraz powinienem mówić, skoro od dłuższego czasu nie mówiłem nic, bo cisza dla mnie jest naturalna. Lubię ją i nie czuję się źle, kiedy po prostu siedzimy. Przecież to nie tak, że jak przez kilka minut nic nie mówisz, to uważam, że jesteś nudny albo nie masz nic do powiedzenia. Zresztą, jeżeli o nas chodzi, to chyba nic dziwnego, że po prostu czasami… Jest niezręcznie. I nie ma takiej możliwości, że nagle będziemy rozmawiać ze sobą jak najlepsi kumple. To po prostu normalne, że tak jest i to nic złego – zakończył, na co Marcel zamrugał kilka razy i wlepił w niego zszokowane spojrzenie. Bo czy właśnie Kacper nie wypowiedział wszystkich obaw, które gdzieś tam w nim siedziały i przy okazji ich nie zaakceptował, tak w stu procentach? Bo, cholera, było w tym coś tak bardzo w nim zakorzenionego i tak prywatnego, że poczuł się całkowicie odkryty. Jakaś cząstka jego osobowości, której nie znosił, właśnie została wywleczona na wierzch i musiał jakoś stawić jej czoła, bo Kacper miał rację we wszystkim, co powiedział. Marcel obawiał się ciszy ze względu na to, co ktoś o nim pomyśli; że jest nudny, że nie ma swojego zdania, że kogoś po prostu męczy i uważał rozmowę praktycznie za obowiązek, który trzeba było odbębnić. Nigdy przecież nie chodziło o tę drugą osobę, zawsze o niego. To on czuł się niezręcznie, to on starał się ze wszystkich sił coś z siebie wyrzucić, to on się obawiał, to on ciągle myślał, podczas gdy ta druga osoba prawdopodobnie wcale się tak nie zadręczała. Marcel szczerze tego nienawidził. A teraz Kacper, cholerny Wawrzyński, jako pierwszy dał mu pozwolenie na tę cisze i nie zadręczanie się. Ze wszystkich osób to on go odkrył! Jak dziecku wytłumaczył, że nie wymagał niczego ponad to, co było, i to było tak wyzwalające, że z Marcela aż zeszło powietrze. Do tej pory nie myślał, że ktoś po prostu może lubić ciszę. Sam jej nie lubił, nie kiedy znajdował się z kimś obcym, ale ani z rodziną, ani z Bartkiem nie miał aż takich problemów. Była dla niego równie naturalna i czuł się z nią swobodnie, więc całkiem możliwe, że Kacper wcale go nie oszukiwał. Nie należał bowiem do grona najbardziej rozgadanych osób, często był zwięzły i nie paplał głupot. Przeciwnie, swoimi słowami zawsze trafiał w sedno. Może też dlatego tak sprawnie wykorzystywał je przeciwko niemu. – No… powiesz coś? – dodał odrobinę mniej pewnie niż zazwyczaj, przez co Marcel poczuł się jeszcze lepiej. 

– A bo ja wiem? Najpierw mówisz, że mam się nie odzywać, teraz, że mam się odzywać. Same sprzeczne sygnały. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się półgębkiem, czym wywołał dokładnie taki sam grymas na twarzy chłopaka. 

– Faktycznie, głupio z mojej strony – odparł, a Marcel po raz kolejny odnotował w swojej głowie roziskrzone oczy i uśmiech bardziej sympatyczny niż wydawało mu się, że Kacper może posiadać. 

– To dobrze, już mi było źle z tym, że ciągle to ja robię głupie rzeczy – powiedział, nie mogąc się nadziwić, jak tych kilka zdań wypowiedzianych wcześniej przez Kacpra mogło go tak odblokować i zadziałać właściwie na opak, bo tym przyzwoleniem na ciszę Kacper osiągnął właściwie całkiem odwrotny skutek. 

– Ja na szczęście swoje głupie czasy mam już za sobą – bąknął, a jego uśmiech lekko przygasł. Marcel domyślał się, o czym mógł myśleć, mówiąc o swoich „głupich czasach” i patrząc na niego z wyraźnym poczuciem winy. Rogacki nie wiedział gdzie podziać wzrok, więc spuścił go tylko i zapatrzył się na swoje splecione dłonie. Zastanawiał się, czy Kacper naprawdę żałuje tak, jak o tym mówił. Że spędzało mu to sen z powiek jeszcze do tej pory, że zadręczał się i szczerze było mu żal przez to, jak go kiedyś traktował. 

– Tak, chyba już masz – cicho przyznał mu rację. Chyba… Chyba to był już ten czas, kiedy trzeba było to powiedzieć i zaakceptować. Wawrzyński wcale nie był tą samą osobą, którą był kiedyś. Zmienił się, wydoroślał, dojrzał i z dzieciaka, który mógł spuścić wszystkim wpierdol, zmienił się w kogoś, kto, zamiast celować pięścią w twarz, podawał pomocną dłoń. A taka pomocna dłoń w tych czasach była czymś naprawdę niespotykanym i czymś, co powinno się cenić. I faktycznie Marcel to doceniał, uczył się to doceniać i starał się, ale demony przeszłości wciąż były w nim obecne – wspomnienia tak żywe i dokładne, i co najgorsze bolesne jak żadne inne również w nim były i nie potrafił ich wymazać. Nie, kiedy miał Kacpra przed oczami. – Ale to nic nie zmienia – mruknął, zerkając do góry w niebieskie oczy. Widział, jak mina Wawrzyńskiego posępnieje, spojrzenie traci blask, a on sam jedynie potakuje mu lekko i bez entuzjazmu. 

Naprawdę nie zmieniało? 


Marcel siedział z Bartkiem dwie godziny później na łóżku u siebie w pokoju. Gdy tylko Sójka się obudził i zaczął kontaktować, Kacper ich odwiózł i tak wylądowali tutaj. Milczący, w posępnych nastrojach, oparci o ścianę na rozścielonym łóżku. Marcel kilka minut wcześniej zbył mamę i Zuzę i zamknął pokój na klucz. Nie wiedział, co powiedzieć, w sercu miał pustkę, a wszystkie słowa, które przychodziły mu do głowy wydawały się nie na miejscu. Jedyne co robił, to był i miał cholerną nadzieję, że to bycie wystarczy, że Bartek jakoś się pozbiera, stanie na nogi. Na razie nic na to nie wskazywało. 

Sójka miał puste spojrzenie, a z jego błękitnych oczu co jakiś czas toczyły się łzy; już bez krzyków, bez słów. Po prostu siedział i cierpiał, a Marcel nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec. Trzymał luźno dłoń przełożoną przez jego szyję, bo miał wrażenie, że przyjaciel tego potrzebował, ale poza tym… Była pustka. 

Czas leciał powoli i wypełniony był niewypowiedzianym bólem. Sójka przysypiał co jakiś czas i budził się, krzywiąc najprawdopodobniej przez poobijane, posiniaczone ciało. Marcel jakiś czas wcześniej przyniósł mu butelkę wody, którą przyjaciel co jakiś czas popijał i leki, których uparcie odmawiał. 

Rogacki martwił się. Nie wiedział, gdzie Bartek spędził noc, nie miał pewności, czy nie dostał od kogoś wpierdolu, bo skąd by była ta podrapana twarz? Może miał jakieś obrażenia wewnętrzne? Bartek upierał się, że z jego ciałem jest wszystko w porządku. Zdecydowanie gorzej musiało być z duszą… 

– Napisałem do twoich rodziców, że u mnie jesteś i zostaniesz na noc – odezwał się, kiedy Sójka na powrót się przebudził. Nie zareagował, nawet nie skinął głową, przez co Rogacki nie wiedział nawet, czy go usłyszał – tak naprawdę usłyszał czy tylko przepłynęło to przez jego uszy. Było to możliwe, Bartek bowiem wpatrywał się tylko pusto w telefon. 

– Ona do mnie dzwoni – szepnął, a jego zachrypnięty głos był ledwo rozpoznawalny. – Dzwoni do mnie – powiedział głośniej, a w jego oczach pojawił się gniew. – Jakim prawem? – warknął, po czym cisnął telefonem przed nosem Marcela, a ten roztrzaskał się o przeciwległą ścianę. – Jak ona w ogóle śmie? – ryknął i podniósł się niezdarnie z łóżka, a Marcel patrzył na niego przerażony. Serce biło mu jak oszalałe, a wzrok powędrował za potłuczonym telefonem, z którego szkło rozsypało się po podłodze. 

– Bartek… – zaczął, widząc, że przyjaciel chce podejść do urządzenia. – Zostaw to – nakazał i wstał gwałtownie. Stanął przed przyjacielem i położył mu dłonie na ramionach, chcąc go zatrzymać. Bartek przez długą chwilę patrzył na niego wściekle, po czym jego wzrok złagodniał. – Ja to jakoś ogarnę. A… A jak chcesz coś, to powiedz, ale najlepiej się połóż, okej? – powiedział blady na twarzy, na co Bartek jedynie wzruszył ramionami i dał się poprowadzić do łóżka. 

Marcel przypilnował, żeby chłopak się położył i przykrył, po czym wyszedł z pokoju po zmiotkę i szufelkę. Gdy wrócił, z ulgą odkrył, że Bartek nie ruszył się z łóżka ani o centymetr. Szybko posprzątał szkło. Resztkę, która została z telefonu, położył na biurku i usiadł cicho przy komputerze. Nie, żeby miał zamiar coś robić. Był w stanie jedynie patrzeć w pusty, czarny ekran, przynajmniej do czasu aż nie odezwał się jego telefon. 

„I jak się trzyma?”, napisał Kacper.

„ Ciężko z nim.”

„Jakbyś czegoś potrzebował to pisz.”

Marcel odczytał to i niedowierzająco pokiwał głową. 

„Dzięki, nie będzie trzeba.”

– Marcel? – Rogacki drgnął i spojrzał szybko na Bartka. – Położysz się też? – zapytał, a on jak na zawołanie wstał z krzesła. 

– Pewnie – odparł i zaczął zrzucać z siebie koszulkę. Niezdarnie zdjął też spodnie i ostrożnie położył się przy Bartku, patrząc z uwagą na jego przymknięte oczy i niezdrowo czerwone policzki. Nie było mu jednak dane długo tak się przyglądać, gdyż przyjaciel nagle otworzył oczy i spojrzał na niego intensywnie, przysuwając się do niego. 

– Tak będzie okej? – zapytał, kiedy to przerzucił jedną rękę przez jego ramię i ułożył ją w okolicach jego łopatki, przysuwając się tym jeszcze bliżej. 

– Mhm, jest okej – odpowiedział szeptem, chociaż serce zabiło mu mocniej. Postarał się jakoś rozluźnić, ale nie było to łatwe, gdyż sekunda po sekundzie Bartek był coraz bliżej niego, aż w końcu wtulił twarz w jego szyję, tak że Marcel czuł na skórze gorący oddech, a przy swoim ciele jego ciało.

I mimo że to był Bartek, Marcel poczuł się zawstydzony, bo w jego głowie po raz pierwszy pojawiła się myśl, że nie był tylko z przyjacielem, ale przede wszystkim… z chłopakiem. 

A to akurat było pojebane. 


Aktualizacja: 24.09.2020
 *** 
Hej kochani, przybywam z kolejnym rozdziałem. Nie wiem, jak Wam, ale mi osobiście bardzo się on podoba. Czasami jak czytam coś swojego to mam takie: meh, dlaczego ty to w ogóle napisałam?, a ten rozdział nie wywołał we mnie takich odczuć. Aż samej mi było szkoda, że jest taki króciutki xd Albo to mi tak szybko przeleciał, bo na długość to raczej taki standard u mnie. 
No i jest jakby taki progres między Kacprem i Marcelem. Miałam tę ich rozmowę w głowie, długo wcześniej zanim napisałam ten rozdział i pomagała mi ona obudować charakter Wawrzyńskiego, dlatego jest, jaki jest - taki spokojny i wyważony. Zresztą, sami piszecie, że to czuć, co mnie bardzo cieszy, no i sam Marcel w końcu to zauważył. 

15 komentarzy:

  1. Hej hej! Jakoś tak szybko przeleciał mi ten rozdział, bo zanim zdążyłam się wkręcić to już się skończył :( Ale bardzo podobała mi się rozmowa chłopaków, bo była taka trochę przełomowa. Może od tego momentu nastawienie Marcela do Kacpra zacznie się zmieniać? Marcel musi to sobie wszystko przemyśleć i poukładać, no i na dodatek jest w klasie maturalnej... nie zazdroszczę ;)
    A ta końcówka to mnie trochę zbiła z tropu, ale to chyba celowy zabieg z Twojej strony ;)
    Pozdrawiam i do następnego! Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej hej! Mi też on tak szybciutko przemknął. Zwłaszcza że na początku miał być połączony z poprzednim, ale strasznie dużo by z tego wyszło, wiec postanowiłam to podzielić.
      A co do końcówki, to sama nie wiem czy to celowy zabieg, po prostu uznałam, że dla Marcela, który ostatnio bardzo dużo myśli o innych chłopakach, takie spanie z jakimś, nawet jeżeli to tylko Bartek, może wywołać jakąś reakcję. ;)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. A ja mam wrażenie że stanęło opowiadanie w miejscu. Nic do przodu i taka nijaka ta rozmowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi to słyszeć, ale wątpię, żeby zmieniło się coś w tym temacie. W tym opowiadaniu stawiam raczej na opis rozwoju relacji między postaciami oraz na wewnętrznych rozterkach głównego bohatera, a nie na dążeniu z akcją jak najszybciej do przodu.
      Mimo to dzięki za opinię.

      Usuń
  3. Czytam to opowiadanie od początku z zapartym tchem. I nie koniecznie chcę bum. Ale stwierdzam fakt ze na początku miało i akcję i duchowe rozterki. Natomiast 3 ostatnie rozdziały a w zasadzie 2 to nic kompletnie nic puste mielenie. I nie chcę cię hejtować. Po prostu prawdziwa cnota krytyk się nie boi. I może weżmiesz to pod uwagę bo szkoda zawalić tak dobre opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  4. I widać to po komentarzach odbiór czytelnika. Dostojewski wielki pisarz a mało kto go czyta

    OdpowiedzUsuń
  5. Wchodzę na Twój blog przynajmniej 1 dziennie by sprawdzić czy jest nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, odniosę się tutaj do wszystkich Twoich wypowiedzi.
      Jeżeli uważasz, że ostatnie 2-3 rozdziały to tylko puste mielenie, no to nie mogę już z tym nic zrobić. Fakt jest jednak taki, że te dwa rozdziały akurat dla mnie samej były bardzo ważne, a sytuacja z Bartkiem będzie kluczowa do następnych opowiadań, które mam w planach. Więc dla większości może jest to puste mielenie - dla mnie to podstawa fabuły do innych rzeczy. Chociaż, nawet jeżeliby tak nie było, to po prostu lubię tę scenę. I lubię rozmowy Kacpra z Marcelem. A prawdę mówiąc napisałam to opowiadanie dla siebie, więc pisałam rzeczy, które mi osobiście sprawiały radochę. Decyzja żeby podzielić się tym opowiadaniem zapadła właściwie pod koniec jego pisania i może to i dobrze, bo nie wiem czy widząc taką znikomą aktywność czytelników chciałoby mi się je dokończyć. Stąd też nie trzeba mnie uświadamiać o odbiorze i komentarzach, bo widzę statystyki codziennie. Z drugiej strony, jeżeli miałabym patrzeć po nich, mogłabym zaprzestać publikowania opowiadania na rozdziale drugim czy dziesiątym, bo do tej pory stoją one po prostu puste, co jest, tak myślę, jedną z najgorszych rzeczy dla autora.
      W każdym razie wezmę pod uwagę Twoje słowa i w przyszłości postaram się zaprzestać "pustego mielenia", a skupić się na szybszym rozwoju akcji.

      Usuń
  6. Będę wiernym czytelnikiem. I będę komentować. Zły komentarz to też komentarz. I bardzo się cieszę ze powstaną kolejne opowiadania i nie chowaj ich do szuflady 😉👍😁

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie rozdział super jak każdy inny. Nie sądzę, żeby opowiadanie stanęło w miejscu. Relacje między bohateriami muszą rozwijać się stopniowo. Wszyscy z zapartym tchem czekamy, aż Kacper i Marcel będą razem, ale chyba to jest najlepsze w ich historii - czytać jak po mału, małymi kroczkami zbliżają się do siebie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że masz takie odczucia i że te małe kroczki są dla Ciebie zaletą, a nie wadą. Jak widać, każdy ma trochę inne odczucia oraz upodobania.
      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  8. Hej,
    zastanawiam się nad kwestią Mandy, może wyszła na przykład do klubu z koleżankami, ktoś coś podał i wykorzystał, nic mogło tak naprawdę nie zajść... a Kacper pięknie
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Mandy, to faktycznie mogło być różnie, w końcu to bardzo ładna dziewczyna. ;) Nie będę jednak zdradzać, co tam miałam w głowie, ale bardzo fajnie poczytać takie teorie.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Hej,
    zastanawia mnie kwestia Mandy, może ktoś coś jej podał, albo jakaś prowokacja, bo jednak wydaje mi się, że nie mogła by coś takiego zrobić Bartkowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  10. Fuu ciekawe kto sprzatnął tę miskę. Hahah. Ok, tutaj coś więcej się zadziało.

    OdpowiedzUsuń