Rozdział 29: Prawda wyszła
na jaw
Jurek obudził się
pierwszy. Promienie słoneczne oświetlały mu twarz, rozgrzewały policzki i
raziły zaspane oczy, skutecznie odganiając resztki snu. To była przyjemna noc,
cicha i spokojna. Poranek natomiast jak z marzenia. Ciepły, spędzony w miękkiej
pościeli tuż obok Łukasza, który spał, oddychając cicho, z głową na poduszce.
Wyglądał spokojnie, jego twarz nie zdobiła ani jedna zmartwiona zmarszczka. Oblany
jasnym światłem, okryty pastelową, błękitną kołdrą koił wszystkie zmysły
Jerzego. Niczym rzeźba stworzona do podziwiania, eksponował rysy twarzy. Mocną
linię szczęki, której Jurek nie odważył się dotknąć chociażby opuszką palca,
mimo że bardzo chciał, prosty nos bez żadnej skazy… Usta, lekko rozchylone, jedynie
trochę ciemniejsze od koloru skóry, pełne i miękkie. Takie, które całowały go z
wprawą i zaangażowaniem, wywołując dreszcze na samo wspomnienie. Jerzy miał
ochotę wychylić się po nie i skraść z nich pocałunek, by sprawdzić, czy poczuje
skurcz w żołądku i gorący prąd wzdłuż kręgosłupa. Nie odważył się, mając
wrażenie, że zbudzi tym mężczyznę. Zamiast tego dalej patrzył, śledząc
dokładnie twarz, którą tak dobrze znał, a mimo to nie mógł odwrócić od niej
wzroku. Podobały mu się jasne rzęsy, rzucające cienie na policzki i
zmierzwione, falowane włosy rozsypane po poduszce…
Jerzy nie potrafił
powstrzymać uśmiechu. Leżąc w obcym łóżku, otoczony innymi zapachami i nieswoją
pościelą w końcu czuł się dobrze. Na miejscu. Nie chciał wychodzić, nie chciał
uciekać czym szybciej, przepełniony wyrzutami sumienia. Mógłby przyzwyczaić się
do tego widoku.