Rozdział 22: Rozłam
Słońce stało już wysoko na niebie, kiedy powieki
Jurka w końcu się uchyliły; a uchyliły się powoli i ociężale, ukazując szare,
przekrwione oczy. Te wpatrywały się chwilę w sufit, zanim dotarło do niego,
gdzie się znajdował.
Wstał powoli, chwytając się za głowę, która pulsowała
tępym bólem. Pod dłonią, na brzegu włosów, wyczuł wyraźnego guza. Jęknął
chrapliwie, wygrzebując się z pościeli. Trudno mu było utrzymać oczy otwarte –
promienie słońca, które wpadały przez oszkloną ścianę nie pozwalały im
odpocząć, a na dodatek jaskrawość ta powodowała jeszcze większy ból w czaszce.
Chociaż nie tylko ona go bolała. Brzuch, zaciśnięty
niczym supeł, buntował się chcąc wyrzucić z siebie cały alkohol, który mógł w
nim pozostać.
Jurek ledwo zdążył do łazienki, a już wymiotował,
uwieszając głowę nad muszlą klozetową. Zapach
detergentów jeszcze bardziej podrażnił mu żołądek, wnętrzności kurczyły się i
rozkurczały na zmianę, a głowa nawet na chwilę nie przestawała mu doskwierać. W
pewnym momencie, nie mając siły na nic innego, oparł się policzkiem o deskę i
przymknął oczy.
Bolało go dosłownie wszystko. Do tego stopnia, że
zastanawiał się czy przypadkiem, jakimś cudem, nie trafił wczoraj na ring
bokserski albo nie wylądował pod czyimiś kołami.
Tak upłynęły mu kolejne dwie godziny, podczas
których Gos nawet nie miał siły pomyśleć, że nigdy więcej nie weźmie alkoholu
do ust. Jego myśli jakby nie istniały. Czuł jedynie ogromny dyskomfort,
obrzydliwy, gorzki smak wymiocin, nieznośne pulsowanie i protest każdej jednej
cząstki ciała, gdy wykonywał najmniejszy ruch.
To była męka. Pokiereszowana głowa była jedynie
wierzchołkiem góry lodowej na tle kaca, który go męczył.