środa, 19 czerwca 2019

Zostań o poranku: Rozdział 17



Rozdział 17: Cisza przed burzą  

Droga przez Warszawę była męcząca, a Łukasz milczący – po tym, jak podał mu adres już się nie odezwał. Jurek zerkał na niego bez słowa, czując, że panująca między nimi atmosfera staje się z każdą chwilą coraz bardziej gęsta. Deszcz za oknami siąpił, nie poprawiając im nastrojów.
Jurek był zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami, a Nakonieczny… On był po prostu zły i nerwowy. Z pretensją wpatrywał się w toczące się przed nimi samochody, tak jakby miało to pomóc wcisnąć im gaz do dechy – niestety, morderczy wzrok Łukasza, choć robił wrażenie, nie miał aż takiej mocy.
Na szczęście w końcu udało im się przyśpieszyć. Zarówno Jurek, jak i Łukasz odetchnęli na to z ulgą. Gos mógł udawać, że skupia się na drodze, a jego pasażer trochę się rozluźnił, zerkając na zegarek.
– Zdążymy. – Jurek przerwał ciszę cichym pomrukiem, jakby sam nie był do końca pewien, czy powinien przerywać tę nieprzyjemną atmosferę.
Łukasz pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
Jurek docisnął pedał gazu, znacznie przyśpieszając.
– Zdążymy –  powtórzył pewniej, wyprzedzając pierwsze samochody. Łukasz wyprostował się w fotelu, po czym zerknął ciekawsko na licznik. Wciąż się boczył, inaczej pewnie nie szczędziłby sobie komentarzy. Jurek tylko nie wiedział czy przychylnych, czy jednak nie.

Koniec końców, nie odezwał się, a Jurek, pogodzony z porażką, włączył muzykę. Z głośników popłynął kojący, bluesowy kawałek. Czas przy nim jakby zwalniał, mięśnie rozluźniały się… Kawałek ten nie pasował jednak do prędkości z jaką się poruszali. Jurek wyprzedzał jadące obok samochody, zostawiając je w tyle po kilku sekundach. Łukasz chyba też nie dał się zmylić – mimo że w samochodzie prawie w ogóle nie trzęsło, a z głośników wylewała się taka, a nie inna muzyka, siedział czujny i wyprostowany, ogarniając wzrokiem jezdnie.
Jurek zerkał na niego z czymś na kształt satysfakcji, widząc jego zaniepokojenie. Starał się przy tym nie tracić zdrowego rozsądku, nie chciał spowodować wypadku, ale znał siebie już na tyle dobrze, że wiedział, na ile może sobie pozwolić za kółkiem. Łukasz tego nie wiedział i z każdą chwilą bladł coraz bardziej. Facet był jednak uparty jak osioł i nie odezwał się słowem… Na ich nieszczęście Jurek też był uparty i tym razem uparł się, że wywoła w Nakoniecznym jakąś reakcję. Inną niż tylko mrożenie go morderczym wzrokiem.
Dlatego prędkość na liczniku rosła, a na ustach Jurka pojawił się nikły, ale zadowolony uśmieszek. Łukasz wyłapał to i zmrużył gniewnie oczy. Był bladziutki.
Jurek niestety mógł się zadowolić jedynie zerkaniem na swojego szefa, a kiedy to robił, czuł coś na kształt satysfakcji i zdenerwowania w jednym – jak długo Łukasz będzie się na niego boczył? Może powinien z nim po prostu porozmawiać? Tak by było dojrzalej, tak, ale wcale nie łatwiej. No bo co by miał mu powiedzieć? Że uderzył Alka dlatego, że ten zniszczył mu płaszcz? To chyba brzmiało żałośnie, zresztą co Łukasza miał obchodzić jakiś kawałek ubrania…? W tej sytuacji nie chodziło jednak o sam płaszcz – chociaż Jurkowi naprawdę było go żal – a o zachowanie. Jak ktoś mógł go tak jawnie zastraszać, grozić mu…?
I to wszystko miałby powiedzieć Łukaszowi? Przecież to brzmiało tak żałośnie – jakby Jurek kompletnie sobie nie radził, jakby go gnębiono… Nie, prędzej zapadłby się pod ziemię niż przekazał to Nakoniecznemu.  Dlatego jechali dalej. Jurek odprężał się podczas jazdy, a Łukasz wręcz przeciwnie – z chwili na chwilę był coraz bardziej spięty.
– Wiesz, ile masz na liczniku? – sapnął w pewnym momencie, podczas gdy wymijali całkiem niezłe BMW.
– Jestem tego świadomy – odpowiedział ze stoickim spokojem. Łukasz zacisnął dłonie na kolanach. Skojarzył mu się z małą, wypłoszoną myszką, która wciskała się w kąt siedzenia.
Uśmiechnął się pod nosem.
– Ale mogę zwolnić, jeżeli aż tak nie goni cię czas – zaczął. – Albo mogę przyśpieszyć, jeżeli jednak jesteś spóźniony.
– Jeszcze przyśpieszyć? Pewnie, jeżeli chcesz nas zabić, to czemu nie – wycisnął przez zaciśnięte zęby. Naprawdę był na niego wkurwiony, nigdy wcześniej praktycznie się tak do niego nie zwracał – zawsze starał się być milutki, tak bowiem najbardziej działał Gosowi na nerwy, ale tym razem pozwolił sobie na bardziej szczere odczucia.
– Wyluzuj, wszystko mam pod kontrolą – dodał spokojnie, przejmując jego taktykę. Przecież zawsze było na odwrót, to Jurek się denerwował, a Łukasz pławił się w zadowoleniu, wbijając mu kolejne szpilki. Tak przynajmniej było do niedawna, bo ostatnio wbijanie szpilek zostało zamienione na… coś w rodzaju koleżeńskiego przekomarzania. Tak odbierał to Jurek, zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie w kawiarni.
– Wyluzuj? – zakpił. – Jestem oazą spokoju – dodał chłodno, a Jurek uśmiechnął się pod nosem, zerkając na skwaszoną minę mężczyzny.
Przyśpieszył. Skoro Łukasz był taki spokojny, to przyda mu się więcej wrażeń w życiu.
Piętnaście minut później, kiedy Nakonieczny niemalże zaciskał powieki ze zdenerwowania, Jurek w końcu zwolnił. Wcześniej deszcz siąpił nieustannie, ale teraz rozpadało się na całego – widoczność była tak słaba, że postanowił więcej nie szaleć i nie męczyć Nakoniecznego. Facet i tak wyglądał na przybitego.
  Już prawie jesteśmy – odezwał się, spoglądając na pasażera. Ich oczy złapały się na chwilę. Jurek zmarszczył brwi, przyglądając się blademu jak ściana mężczyźnie. – Wszystko gra? Trzęsiesz się –  zauważył.
– Stałem na deszczu dobre pół godziny – wytłumaczył, odwracając wzrok za okno, po czym westchnął cicho.
Jurek pokiwał z wolna głową. Jemu nie było aż tak zimno, moknął zaledwie chwilę i nie przemiękł do suchej nitki w przeciwieństwie do Nakoniecznego. Wyciągnął dłoń, by podkręcić klimatyzację, chociaż w samochodzie było bardzo ciepło, po czym skupił się na jeździe. Ledwo widział przez szarą ścianę deszczu…
Atmosfera między nimi znowu zrobiła się ciężka i drażniąca. Jurek zaczynał już mieć tego powoli dość.
– Zamierzasz być na mnie cały czas obrażony? – zapytał w końcu, a jego głos przebił się przez cicho grającą muzykę i dźwięk uderzanych o samochód kropel deszczu.
Łukasz zerknął na niego lodowato.
– Naprawdę jeszcze pytasz? Uderzyłeś Alka – warknął, po czym odgarnął napuszone od deszczu włosy za ucho.
– Tak, uderzyłem go, bo jest pedałem – zakpił. – Ciebie ponoć gnębię, o tym też słyszałeś? – dodał prześmiewczym tonem.
Łukasz zmrużył oczy, przekręcając głowę lekko na prawo.
– Alka uderzyłeś naprawdę – zaznaczył – to nie zwykłe plotki.
– Ponoć też obrażam i popycham ludzi.
– Może. Dlaczego mam wierzyć tobie, a nie innym?
– Cenisz mnie tak nisko? – powiedział lodowatym tonem. Łukasz parsknął.
– A nie powinienem? Po tym co zrobiłeś?
Tym razem to Jurek parsknął.
– Gówniarz dostał po mordzie, ot, wielkie mi rzeczy. Jakby nie było dostał, co chciał. – sarknął, a Łukasz spojrzał na niego nierozumnym wzrokiem. – Atencję swojego ukochanego szefa – zakpił, czując narastające wzburzenie.
Łukasz zmrużył powieki i wychylił się w stronę Jurka.
– Ceniłem cię znacznie wyżej – powiedział grobowo, patrząc mu w twarz. Jurek zwolnił jeszcze bardziej, serce zabiło mu mocniej w piersi, a ciało stężało.
– Najwyraźniej niepotrzebnie – warknął rozgoryczony. Chwilę potem GPS oznajmił mu koniec trasy. Łukasz za to wskazał mu odpowiednią bramę, w którą wjechał i zatrzymał samochód. Nakonieczny od razu odpiął pas i Jerzy był pewny, że wyjdzie bez słowa, ale w chwili kiedy położył dłoń na klamce, odwrócił głowę i rzucił krótko:
– Wysiadaj.
– Słucham?
– No już, ubieraj się i wysiadaj. Nie pozwolę ci wracać w taką ulwę – warknął. Jurek zamrugał zdziwiony, po czym spojrzał na swoją porwaną kurtkę i poczuł, jak coś ściska go w żołądku. Zgasił samochód i również odpiął pas. Nakonieczny lustrował go przenikliwym wzrokiem, gotowy do kolejnej sprzeczki, ale Jurek wcale nie chciał się kłócić, chciał z nim pójść. Chwycił kurtkę z zamiarem odrzucenia jej na tylne siedzenie, ale Łukasz go ubiegł i złapał ubranie. Teraz trzymali je obaj.
– Z tobą jest coś nie tak? Nie widzisz, jaka jest pogoda? – zapienił się.
– Widzę jaka jest pogoda na litość boską!
– Więc się, kurwa, ubierz! – zażądał, niemalże wciskając kurtkę w klatkę piersiową Gosa. W tym też momencie usłyszeli trzask rwanego materiału. Łukasz zastygł w bezruchu, zamrugał, zerknął na dziurę, po czym spojrzał w oczy Jurkowi, który spiął się cały.
– Nie drąż – mruknął, odrzucając w końcu ubranie na tylne siedzenie. – Po prostu wysiadaj, przecież tak bardzo ci się spieszyło – dodał prześmiewczo, ale tonem tym chciał odwieść Nakoniecznego od zastanawiania się nad wcześniejszym wydarzeniem. Wyszedł z samochodu, więc i Łukasz nie miał innego wyjścia. Mroźny deszcz, który ich uderzył spowodował, że pobiegli do drzwi, a kiedy już znaleźli się pod dachem, Łukasz zmierzył Jurka oceniającym spojrzeniem. Na rzęsach miał kropelki wody, a włosy przykleiły mu się do twarzy.
  Wytłumaczysz mi to – powiedział stanowczo, zanim zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
Oczywiście, nigdy nie mógł sobie odpuścić… A po jego minie Jurek wnioskował, że bardzo szybko domyśli się prawdy, w końcu on już wcześniej nie ubrał tej przeklętej kurtki...
Na razie jednak to mogło zaczekać. Drzwi otworzyła im kobieta – szczupła, ubrana w błękitny, dopasowany sweter i czarne dżinsy, która uśmiechnęła się szeroko na widok Nakoniecznego, a następnie przytuliła go do siebie krótko.
– Jesteś wreszcie! – Jej głos był ciepły i słodki. – Dzwoniłam – dodała karcąco, po czym przeniosła zaciekawione spojrzenie na Jurka. – Nie wspominałeś, że będziemy mieli gościa. – Podała rękę Gosowi. – Emilka.
– Jurek.  – Uścisnął jej dłoń, a kobieta w jednej chwili zlustrowała go uważnym wzrokiem.  Gos podejrzewał więc, że nie był jej całkowicie obcy.
– Ach, czyli to dzięki tobie mamy futrzaka – powiedziała, uśmiechając się szeroko. W jednym momencie on i Łukasz skinęli głową. Jurek poczuł, jak z włosów skapują mu na twarz zimne krople,  a lodowaty wiatr owiewa całe jego ciało. Kobieta zreflektowała się i dodała od razu: – Wchodźcie, strasznie tu zimno.
– A ty jeszcze nie ubrana? – zapytał Łukasz, rozbierając się. Jurek zsunął z siebie buty, zerkając na wypolerowaną podłogę z ciemnego drewna i ciepłe, jasne ściany w odcieniach beżu. Od razu zrobiło mu się cieplej, ale mokre włosy i przylepiona do pleców koszula nie pomagały mu, by poczuł się bardziej komfortowo. Roztrzepał włosy, mając nadzieje, że dzięki temu przeschną trochę szybciej, a następnie przygładził je, spoglądając na swoje odbicie w wielkim lustrze. Nie wyglądał źle, to samo zresztą mógł powiedzieć o Nakoniecznym, którego mokre spodnie podkreśliły nogi, a twarz, na której osadziły się kropelki wody, wyglądała rześko i trochę bardziej zdrowo.
– Tak, w końcu wszystko się przesunęło o pół godziny, więc spokojne zdążę wam jeszcze zrobić coś ciepłego do picia – oznajmiła.  Gos nie mógł się nadziwić brzmieniem jej głosu. Był bardzo aksamitny i delikatny, pasował do drobnej sylwetki i polokowanych, kasztanowych włosów, rumianej cery i małego, zgrabnego noska. – Chyba że chcesz się przebrać, jesteś cały przemoczony – zauważyła, lustrując mężczyznę uważnym spojrzeniem. Miała błękitne oczy. 
Łukasz posłał jej ciepły uśmiech.
– Zdecydowanie. Czuję, że zaczynam się robić chory – mruknął, po czym odwrócił się i spojrzał na Jurka.  – Dla ciebie też się coś znajdzie jeśli chcesz –  dodał ciężkim do rozszyfrowania głosem. Tak jakby sam nie wiedział, jak ma się zachować.
Jurek pokręcił głową.
– To nie jest konieczne – odpowiedział, zerkając w brązowe oczy. Łukasz skinął głową po czym,  obejmując Emilkę, wyminął ją i zniknął w następnym pokoju.
Kobieta zaś poprowadziła Jurka do kuchni, gdzie przystanęła przy blacie, wskazując mu miejsce przy stole. Uśmiechała się kącikami ust, włosy zaś opadły jej lekko na oczy. Była bardzo piękną kobietą,  subtelną i łagodną. Jej twarz przystrajał makijaż w brązach, a na ustach lśnił koralowy błyszczyk.
– Na co masz ochotę? – zapytała ciepło, otwierając szafkę. – Dla Łukasza będzie kakao, tylko ono jest w stanie roztopić jego skute lodem serce – zażartowała, mrugając psotnie do Gosa, a ten zapatrzył się na nią przez chwilę w szoku. Ta kobieta podchodziła do niego tak serdecznie, jakby wcale nie był nieznajomym... – Kakao i marcepan. Wszystko inne musi być gorzkie, ale te dwie to jego absolutne słabości – dodała, opierając się o szafkę.
– W takim razie już wiem, czym go przekupić – odpowiedział z wolna.  Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
– Zdecydowanie. U mnie sprawdza się za każdym razem  – odparła, sięgając po kakao. – Więc, ponawiam pytanie, na co masz ochotę?
– Zaraz będę się zbierał, niech tylko trochę się rozpogodzi, wiec chyba nie ma sensu… – zaczął, zaczesując włosy do tyłu. Dziwnie się czuł przy Emilii, nie na miejscu, jakby nieswojo… Może to dlatego, że kobieta podchodziła do niego z taką sympatią i ciepłem, którego nigdy zbyt często nie doświadczał, a może dlatego, że była tak blisko z Łukaszem, który – jakby nie patrzeć – był jego wieloletnim rywalem.
– Nie zapowiada się, żeby miało się szybko wypogodzić – powiedziała, zerkając za okno. Jurek westchnął, podążając za nią wzrokiem.
– W takim razie niech będzie kakao – postanowił, opierając się na krześle. W między czasie oglądał kuchnie, która na myśl przywodziła mu trochę jego własną; było tu kolorowo i przytulnie, ale poza tym było tu czuć jakiś kobiecy pierwiastek, którego u niego brakowało. Na brzoskwiniowych ścianach wisiały białe ramki ze zdjęciami i to na nich Jerzy skupił wzrok. Oglądał je z zaciekawieniem, przyglądając się – w głównej mierze – małemu chłopcu w różnych fazach jego życia. Miał on jasne, złote włosy, mały, spiczasty nos i brązowe oczy. Był podobny do Łukasza ze zdjęcia, które widział u Dęby.
– Ale Łukasz nie możesz, to niesprawiedliwe! – Usłyszał dziecięcy głos, któremu towarzyszył jeden wielki pisk, a potem przez drzwi wpadł mały chłopiec i pędem podbiegł do mamy. – Łukasz mnie łaskocze! – wykrzyczał, stając za plecami kobiety. Wyjrzał zaraz zza jej uda i spojrzał z przestrachem na drzwi, a potem wzrokiem wyłapał Jurka. Speszył się.
 – To dopiero straszne – odpowiedziała poważnie Emilka, wsuwając dłoń w jasne kosmyki dziecka. Pogładziła go po głowie i w tej chwili Nakonieczny w końcu przeszedł przez drzwi. U jego nóg plątał się biały kot, na którym to Jurek zawiesił spojrzenie. Futrzak wyglądał znacznie lepiej niż gdy widział go ostatnio, był czysty, a jego futerko puchate i suche. Kulał na jedną łapkę, ale nie przeszkadzało mu to w ocieraniu się o luźne dresy Łukasza.
To też było zaskoczeniem – Nakonieczny ubrany w za duży, biały T-shirt i nisko zawieszone dresy wyglądał całkiem inaczej niż w garniturze.
– Co, myślisz, że jak się schowasz, to Emilka ci pomoże? – zakpił, podchodząc w stronę dzieciaka, a ten poruszył się niespokojnie.
– Pomogę? Pierwsza cię sprzedam – odpowiedziała kobieta, czochrając kosmyki chłopca, który drgnął na to, po czym rozejrzał się po całym pomieszczeniu i pomknął za najbliższe krzesło.
– To niesprawiedliwe! – krzyknął oburzony, wczepiając drobne dłonie w szczebelki. Jurek uśmiechnął się pod nosem, przyglądając się całej scenie. Chłopiec spojrzał na niego błagalnie i zrobił kilka niepewnych kroków ku niemu. – Ty mi pomożesz, prawda? – zapytał, robiąc wielkie oczy.
Jurek zagapił się na dzieciaka po czym odpowiedział po sekundzie zawieszenia:
– Jasne. Łukasz nie ma ze mną szans – dodał, na co dziecko rozpromieniło się całe i pokazało Nakoniecznemu język, a Łukasz uniósł wysoko brwi w kpiącym geście.
– Tak myślisz? – zapytał, uśmiechając się złośliwie. Jurek zjechał go oceniającym spojrzeniem.
– Tak myślę – odparł wyzywająco.
Emilka pokręciła głową, Łukaszowi zaś zaświeciły się oczy. On był innego zdania, ale już nie drążył. Zamiast tego usiadł po drugiej stronie stołu i odwrócił się bokiem do Emilki, która właśnie kończyła gotować kakao.
– Grześ, ty też usiądź na chwilę – powiedziała, zerkając na syna. Chłopiec skrzywił się teatralnie, ale sekundę później już odsuwał sobie krzesło, do którego wcześniej się doczepił i spojrzał ciekawsko na Jurka.
– Co ci się stało, o tu – zapytał rozbrajająco, wskazując palcem na bliznę nad jego ustami.
– Grześ – upomniała go matka, podchodząc do syna z parującym kubkiem. – Nie wypytuj tak – westchnęła, stawiając go przed chłopcem, którego entuzjazm nagle opadł, tak samo jak kąciki ust. 
– To nic takiego –  odpowiedział Jurek, spoglądając na chłopca. – Jak byłem taki mały jak ty, miałem mały wypadek – zaczął, a Grześ wlepił w niego zaciekawione spojrzenie. Widać było, że ten „wypadek” zrobił na nim wrażenie i rozbudził wcześniejszą ekscytację. 
– Potrącił cię samochód?! – zapytał, zaciskając drobną rączkę na uchu od kubka. Kącki ust Jurka uniosły się do góry.
– Nie, na szczęście nie. To po szklanej butelce – wytłumaczył, patrząc jak oczy dziecka rozszerzają się do rozmiarów pięciozłotówek.
– Fajnie – zaszczebiotał z uznaniem.
W tym samym momencie Emilia postawiła kakao zarówno przed Łukaszem jak i przed nim, po czym odsunęła się i ogarnęła ich wszystkich spojrzeniem.
– W takim razie ja uciekam – zaczęła, odgarniając włosy za ucho. – Grześ bądź grzeczny – westchnęła, poprawiając jeszcze swój niebieski sweter. – Nie męcz Łukasza bardziej niż jest to absolutnie konieczne – dodała, a dziecko uśmiechnęło się jak diabełek. Łukasz wywrócił oczami. – A ty pamiętaj, że w piekarniku są racuchy. Za kilka minut powinny już przestygnąć. W salonie masz też naszykowane rzeczy, których ostatnio zapomniałeś i gdybyś miał chwilę, mógłbyś zerknąć do łazienki na górze, bo uszczelka poszła przy słuchawce od prysznica… – mówiła, podchodząc do mężczyzny. Położyła mu dłonie na ramionach po czym pochyliła się i pocałowała go w policzek.
Jurek drgnął i odwrócił od nich wzrok, czując uścisk w żołądku. 
– Dobrze, dobrze. Poradzimy sobie, leć już – odpowiedział jej mężczyzna, odganiając ją od siebie niczym muchę. – Bo się spóźnisz – westchnął, spoglądając Emilii w oczy. – Obiecuję, że zastaniesz nas jutro w jednym kawałku – dodał, a kobieta w końcu się od niego odsunęła, kręcąc z politowaniem głową.
– No chodź Grześ, odprowadzisz mnie do drzwi – zawróciła się do syna, a chłopiec zsunął się bez protestu z krzesła i podbiegł do mamy, chwytając ją za rękę. – W takim razie do zobaczenie, miło było mi cię poznać – zwróciła się bezpośrednio do Jurka, posyłając mu ciepły uśmiech.
– Mnie również – odpowiedział siląc się na beztroski ton, chociaż przez cały ten czas, czuł się dziwnie speszony i nie na miejscu. Przytłaczała go rodzinna atmosfera, szczere, łagodne uśmiechy, żarty, dziecięca radość, przekomarzania i troskliwe gesty. On nie znał tego wszystkiego, chociaż bardzo by pragnął czegoś podobnego w swoim życiu. Jego rodzina rozpadła się bardzo szybko, z Izą takiej rodziny nie potrafili stworzyć, a teraz było, tak jak było.
Jego rozmyślenia zostały przerwane w chwili, kiedy biały kot otarł mu się o nogi, mrucząc z zadowolenia. Jurek spojrzał w dół na łaszącego się zwierzaka i poczuł, jak uścisk w klatce piersiowej metodycznie się zwiększa.
– No, uciekaj – mruknął cicho, odpychając go lekko nogą, ale futrzak od razu się w nią wtulił, niezrażony podłym zachowaniem.
– Jest bardzo przyjazny. – Dotarł do niego głos Łukasza, więc podniósł głowę i spojrzał mu w twarz. Byli sami w kuchni, Emilia z Grzesiem krzątali się w holu.
– Na to wychodzi – odpowiedział, chwytając za kubek. Utkwił w nim spojrzenie, czując się jak pod ostrzałem spojrzenia Nakoniecznego. Napił się kakao, a przyjemne ciepło i słodkość rozlały się po jego przełyku. Wcześniej nawet nie czuł, jak bardzo był zmarznięty, ani też starał się nie zastanawiać nad Nakoniecznym – o tym, co sobie myśli. Sądząc po tym, że teraz się do niego odezwał, nie był już taki zły jak jeszcze kilkanaście minut temu, więc najprawdopodobniej doszedł do jakichś wniosków.
Jakich?
Jurek nawet nie wiedział, czy był ciekawy.
– Więc… Dlaczego miałeś ze sobą porwaną kurtkę? – zapytał, odchylając się na krześle. Jurek podniósł na niego wzrok. – Bo taka była, prawda? To niemożliwe, żebym ją porwał  – dodał, wracając myślami do wydarzenia w samochodzie. Przecież prawie w ogóle nie użył siły, a nawet gdyby użył, to kurtki nie pękają ot tak.
– Nie twój interes – mruknął, uciekając spojrzeniem od przenikliwych, czekoladowych oczu.  Ulokował je w kocie, który dalej łasił się i mruczał, prosząc o chociaż odrobinę uwagi, więc w końcu pochylił się i pogłaskał go po główce.
Łukasz parsknął.
– Mój, bo jeżeli to przeze mnie, jestem zobowiązany ci ją odkupić – odpowiedział, unosząc kubek do ust. Sytuacja była absurdalna. Siedzieli sobie w przytulnej kuchni, popijając kakao, kot plątał im się między nogami, a Nakonieczny udawał debila.
– To nie twoja wina, więc się nie kłopocz – warknął ostrzej. Łukasz uniósł sugestywnie brew.
– A czyja?
– Niczyja.
– To Alek?
– Ależ skąd –  zaprzeczył, a Łukasz westchnął ciężko.
– Uderzyłeś go, a on w ramach zemsty zniszczył ci ubranie – zawyrokował. Jurek zacisnął szczękę, po czym wypalił:
– Niekoniecznie w takiej kolejności. – Łukasz spojrzał na niego w zastanowieniu, po czym odwrócił wzrok i zapatrzył się w okno.
Jurek za to cały się zjeżył, czekając na dalsze słowa szefa, ale te nie nastąpiły. Również zerknął  na panującą na dworze pogodę i zaklął w myślach; wciąż lało.
– Także możesz być szczęśliwy, nie biję pedałów tylko za to, że są pedałami – warknął mając dość przeciągającej się ciszy. Rozstrajała go niewiedza na temat myśli Łukasza, więc wolał go sprowokować niż dalej się zastanawiać.
– Od razu czuję się z tobą bezpieczniej – zakpił, a jego kąciki ust uniosły się.
– No i z czego się cieszysz? – sarknął,  zawieszając spojrzenie na rozciągniętych ustach.
– Z wielu rzeczy – odparł zagadkowo. Powietrze zeszło z Jurka niczym z napompowanego balonika. Napił się kakao i zaczął postukiwać paznokciami o blat w nerwowym geście. – Mam wiec rozumieć, że Alek zniszczył twój płaszcz? – kontynuował. Jurek mruknął ciche potwierdzenie, nawet na niego nie patrząc. – Szkoda. Do twarzy ci w nim było – mruknął. Gos spojrzał na Nakoniecznego z marsową miną; czy on właśnie go skomplementował? Łukasz za to uśmiechnął się szeroko, niezrażony rozstrojeniem pracownika i wstał, a Jurek obserwował go czujnym wzrokiem.
Mężczyzna przystanął tuż przy nim i – o zgrozo – położył mu rękę na ramieniu.
– Porozmawiam z Alkiem – powiedział rozpromieniony, zsuwając dłoń i nachylił się nisko, by chwycić kota. Kota, który miauknął zdezorientowany, kiedy Nakonieczny go chwycił i przycisnął do piersi. –  Chodź, nie będziesz Jurkowi zostawiał kłaków na spodniach. Wystarczy mu zniszczonych ubrań – powiedział do zwierzaka, a ten spojrzał na niego zabawnie, nie rozumiejąc, o co może chodzić temu okropnemu człowiekowi, który odciągnął go od jego osobistego drapaka.
– Hej! Nie można nosić Krzywołapa! – Grzesiek wpadł przez drzwi i wycelował oskarżycielsko dłonią w Łukasza.
– Jak ty go nazwałeś? – mruknął zdezorientowany mężczyzna, trzymając kota przy piersi.  – Nie ma mowy, nie będzie się tak nazywał – zaprotestował, kręcąc głową. Kot poruszył mu się na rękach niespokojnie.
– Ale on ma krzywe łapy! – krzyknął chłopiec, podbiegając do Łukasza.
– Nie ma krzywych łap tylko kuleje – wytłumaczył mężczyzna, głaszcząc kota po grzbiecie. Grześ nadął policzki, po czym wyciągnął rękę do pyszczka zwierzaka i poklepał go po głowie. – Zresztą to samiczka i absolutnie nie będzie się tak nazywała – powiedział niezaprzeczalnym tonem. Tym razem Jurek zgodził się z nim całym sercem. Co to było za okropne imię?
Grześ posmutniał wyraźnie i westchnął teatralnie, odsuwając się.
– Mama chciała nazwać ją Melody – powiedział ciszej, zmierzając w stronę, gdzie porzucił swój kubek.
– Mama to mądra kobieta – odpowiedział Łukasz, kierując się w stronę drzwi. – Melody jej pasuje – dodał, zaczepiając palcem kota, który zaraz zaczął odpychać łapką natręta. – Co, nie powiesz mi, że nie? – zwrócił się do dziecka, odkręcając się. W tym momencie Melody zahaczyła pazurami o jego palec, drapiąc go nieprzyjemnie. Łukasz syknął i spojrzał na nią ostro, a Grzesiek zaśmiał się radośnie.
– Widzisz, sama ci odpowiedziała – wyszczerzył się, niemalże podskakując na krześle. – Ale niech będzie Melody! Gdzie ją niesiesz? Mama mówiła, że nie można jej podnosić.
– Że ty nie możesz – podkreślił Nakonieczny, po czym odłożył kota za drzwi i zamknął je za sobą.
– Ej, to niemiłe!
– Nie przeszkadzała mi – mruknął Jurek. Grześ wlepił w niego swoje wielkie oczyska.
– Mama powiedziała, że to ty ją znalazłeś! – niemalże wykrzyczał, a jego blond loczki opadły mu na oczy.
– Siedziała pod moją klatką – wytłumaczył chłopczykowi, który zrobił po chwili przestraszoną minę.
– Ale nie będziesz chciał nam jej zabrać? – zapytał, przygryzając usta. Jurek uśmiechnął się.
– Nie, nie miałbym czasu się nią zajmować.
– Dlaczego? – zapytało dziecko rozbrajająco.
– Bo… chodzę do pracy.
– Dlaczego?
– Bo Łukasz mnie zmusza.
– Dlaczego?
– Wcale cię nie zmuszam – odpowiedział mężczyzna, przekręcając oczami. Jurek uniósł wysoko brew.
– Aha, a moje wypowiedzenie zniszczyło się samo – zakpił.
– Zniszczyło się przez przypadek. – Wzruszył ramionami. –  Ręka mi zadrżała – uśmiechnął się, a w jego oczach zalśniły psotne iskierki. Jurek pokręcił głową z politowaniem.
– Dlaczego? – zapytał Grześ, a Łukasz podszedł do niego i poczochrał mu włosy.
– Zaciąłeś się, czy jak?
– Nie, dlaczego? – zapytał, wlepiając w Łukasza rozbawione spojrzenie.
– Kilka dni cię nie widziałem i już zapomniałem, jaki jesteś okropny – westchnął, siadając przy stole. Grześ uśmiechnął się, jakby właśnie dostał bardzo miły komplement.
– Jakbyś przyjeżdżał częściej to byś nie zapominał! – wykrzyczał, szczerząc ząbki. Dopiero teraz Jurek zauważył, że brakuje mu jednego kła.
– Jeszcze częściej? – sapnął dramatycznie mężczyzna, sięgając po kubek. – I co, miałbym znosić takiego uparciucha?
– Tak! – odparło niezrażone dziecko.
Łukasz uśmiechnął się rozbrajająco, patrząc na swojego bratanka, Jurek zaś obserwował go w zastanowieniu. Patrzył na napuszone od wilgoci, pofalowane włosy, blade policzki, kilka małych zmarszczek, które robiły mu się w kącikach ust i oczu, i na to ciepło, które od niego biło, gdy spoglądał na Grzesia. Łukasz tak nie wyglądał na co dzień, często towarzyszyły mu zaciśnięte wargi i zmarszczone brwi, napięcie i dystans, a tutaj… Tutaj nic takiego nie miało miejsca.
Chociaż możliwe, że Jurek go po prostu nie znał. Miał w głowie jego obraz, który towarzyszył mu od lat, ale to, co było w jego głowie, niekoniecznie musiało zgadzać się z rzeczywistością. Do niedawna myślał, że Łukasz chce jedynie jego nieszczęścia. Że zawsze tak było – że każdym swoim gestem, zachowaniem, słowem robił mu na złość… Tak naprawdę na początku tylko Jurek tak robił. Nienawidził go z całego serca, nienawidził tego, że wszystko mu się układało, że zyskał przychylność społeczeństwa, że miał kochającego partnera, że wszyscy patrzyli na niego z uznaniem, że jednym słowem, potrafił przywołać kogoś do porządku…
Łukasz spojrzał na niego, wyczuwając uważny wzrok.
  Może jednak chcesz się przebrać? – zapytał, wskazując na pogodę za oknem. Właśnie się błysnęło, a wiatr zakołysał potężnym drzewem. Jurek drgnął.
– Nie, już wychodzę – mruknął. Łukasz spojrzał na niego jak na wariata.
– Nigdzie nie idziesz – naprostował.
– No właśnie, nigdzie nie idziesz! – krzyknął Grześ, wstając z krzesła. – Mama wyszła, wiec możemy robić, co chcemy! – dodał rozentuzjazmowany. – Zjemy wszystkie ciastka z najwyższych półek! Zrobimy bazę z firanki!
– Ej, ej. Nie rozpędzaj się tak. I żadnych ciastek, mama zrobiła racuchy – odpowiedział mu Łukasz. Potem jednak przesunął wzrok z powrotem na Jurka,  który wydawał mu się jakiś rozstrojony. Znowu. Ostatnio to uczucie często mu towarzyszyło. Zmarszczył brwi. – Chyba że gdzieś ci się spieszy. Nie będę cię zatrzymywał na siłę – dodał ciszej, przyciągając do siebie chłopca, który wstał z krzesła i podszedł do niego. Obydwaj wlepili spojrzenia w Jurka i ten nie mógł się nadziwić, jak podobni do siebie byli.
– Ale nie jedź – poprosił Grześ. – Łukasz zanudzi mnie na śmierć – dodał markotnie, a Nakonieczny wbił mu palce pod żebra. – Ej! – pisnął, wiercąc się na jego kolanach. – Albo załaskocze! –  zaśmiał się, uciekając od mężczyzny. – Miałeś mnie obronić! – podbiegł do Gosa i stanął za nim, tak że Łukasz mógł zauważyć tylko wychylającą się zza Jurka głowę.
– Sam mu się podłożyłeś. – Wzruszył ramionami. Dziecko wygięło usta w podkówkę.
 Łukasz uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową. 
– To co, Jurek zostaje z nami?
– Tak! – Krzyknął chłopiec zaciskając drobną rączkę na koszuli Jurka. Gos spojrzał na niego zdziwiony, a po chwili poczuł, jak coś ciepłego rozlewa mu się po piersi.
  W takim razie postanowione – westchnął Łukasz, wstając od stołu.
– Ach, czyli rozumiem, że nie mam prawa głosu – sarknął Gos, wbijając w Nakoniecznego chłodne spojrzenie.
– Niestety nie. Stoisz niżej w hierarchii, ale kiedyś już o tym rozmawialiśmy –  mrugnął do niego, a Jurek skamieniał. Udusi go. – Przyniosę ci te ubrania – dodał, po czym wyszedł z kuchni, zostawiając go samego z dzieckiem.
Jurek przeniósł spojrzenie na Grzesia, który przyglądał mu się z głową lekko przechyloną na prawo. Łukasz też tak robił.
– Pokazać ci mój pokój? – wyszczebiotał zadowolony. Jurek z lekkim opóźnieniem skinął głową. – To chodź! 
Poszedł za chłopcem, rozglądając się po domu. Chciał też wypatrzeć kotkę, ale ta musiała powłóczyć się za Łukaszem, bowiem nigdzie jej nie widział. Żeby nadążyć za Grzesiem musiał iść całkiem żwawym krokiem, bo chłopiec był tak podekscytowany, że niemalże biegł.
– Powoli na tych schodach – mruknął do niego, kiedy zaczął pokonywać stopnie w zawrotnym tempie.
– Mówisz jak Łukasz! – jęknął, ale posłusznie zwolnił.
Gos pokręcił głową, czując coraz większą sympatię do tego malucha.
Grześ zaprowadził go do swojego pokoju, a Jurek przystanął w progu, rozglądając się oniemiały.
– Fajnie tu, co nie? – zapytał, szczerząc się od ucha do ucha.
– Bardzo fajnie – przytaknął mu, koncentrując spojrzenie na suficie, a raczej zwisających z niego złotych piłeczkach ze skrzydełkami, podczepionymi na różnych wysokościach. Przez te ozdoby, które kręciły się przy podmuchach wiatru, na podłodze tańczyły różnokształtne cienie.  Z lampki stojącej na biurku za to wydobywało się na zmianę zielone i niebieskie światło, tworząc magiczną atmosferę. Na parapetach w rządku stały poustawiane żołnierzyki i różne kamyki, i muszelki, natomiast nad biurkiem poprzyczepiane były do tablicy korkowej rysunki.
– Rysujesz? – zapytał Jurek, podchodząc do biurka. Malec potaknął z entuzjazmem, podskakując do mężczyzny, by pokazać mu swoje dzieła. Zaczął wyciągać pliki kartek i odkładał je wszystkie na kupkę, tuż przy ręce Gosa, wiec ten  zaczął nieśpiesznie oglądać każdy rysunek. – Bardzo ładnie –  pochwalił dziecko, a to uśmiechnęło się zadowolone.  – To Łukasz? – zapytał, wskazując na krzywą postać w garniturze.
– Tak!
– Podobny – mruknął, uśmiechając się pod nosem.
– Jemu się nie podobało – odpowiedziało szczerze dziecko, biorąc rysunek w dłonie. – Powiedział, że nie ma takich żółtych włosów. Ale ja miałem tylko taką kredkę. – Wzruszył ramionami, odkładając rysunek na blat.
– Mogłeś jej tak mocno nie dociskać i dodać trochę brązowej.
– Ale Łukasz nie ma brązowych włosów.
– Nie wyszłyby brązowe – wytłumaczył, a widząc niezrozumienie na twarzy chłopca, dodał  żywiej: – Pokażę ci, tylko znajdź mi jakaś czystą kartkę i przynieś kredki.
– Ty też rysujesz? – zapytał chłopiec, wlepiając w niego te swoje wielkie oczyska.
– Och, żebyś wiedział jak – odpowiedział za niego Łukasz, który właśnie przystanął w progu pokoju. – Przygotuj Jurkowi wszystko. A ty się przebierz, koszula ci jeszcze nie wyschła, a mimo że pali się w kominku, to nie jest najcieplej. Łazienka jest na końcu korytarza – powiedział, wyciągając rękę z ubraniami w stronę mężczyzny, który zaraz do niego podszedł i spojrzał mu przeciągle w oczy.
– Co ty kombinujesz?
– Gdybym coś kombinował kazałbym ci się rozbierać, a nie ubierać – szepnął, praktycznie do jego ucha.  Policzki Jurka zalały się automatycznie czerwienią.
– Nakonieczny – upomniał go karcąco.
– No co? –  zapytał niewinnie, odsuwając się.
– Przesadzasz – wysyczał przez zęby i niemalże agresywnie wyrwał mu ciuchy z ręki. Wyminął go w progu.
Co ten Nakonieczny sobie wyobrażał, pomyślał, a dłonie mu się zatrząsnęły ze złości. Policzki zarumieniły mu się jeszcze bardziej, kiedy zakładał na siebie przygotowane przez niego ciuchy, które były… ciasne. Koszulka opinała całe jego ciało, zaznaczając każdy mięsień, a dresy – ciepłe i porządnie wykonane – nie zostawiały zbyt wiele dla wyobraźni; przylgnęły do niego niczym druga skóra.
Jurek przejrzał się w lustrze i doszedł do wniosku, że nigdy tak nie wyjdzie. Te ubrania były na niego za małe, zresztą nie dziwota – Nakonieczny był znacznie smuklejszy od niego, można by powiedzieć, że niemalże chudy, a on… On miał pełne ciało, które teraz było doskonale widać.
Nie mógł odciągnąć od siebie wzroku, czuł się zażenowany i skrępowany. Przed oczami stanął mu obraz Łukasza, na którym niemalże takie same ubrania wisiały jak na wieszaku.
Warknął zirytowany, spoglądając na swoje rzeczy złożone w kosteczkę. Nie ma mowy, po prostu się w nie ubierze z powrotem… Niestety zmienił zdanie, kiedy tylko pod palcami poczuł wilgoć,  bo nie było nic przyjemnego w chodzeniu  w mokrych ciuchach, zwłaszcza kiedy miało się na sobie tak wygodne, suchutkie ubrania.
Trudno, Jurek wysuszy swoje przed kominkiem – w końcu Nakonieczny o jakimś wspominał – i potem będzie wracał.
Wyszedł, trzymając w rękach swoje rzeczy, ale kroki stawiał niepewne i ostrożne. Nie było jednak potrzeby chowania się, zarówno Grześ jak i Łukasz stali przy schodach i wyraźnie na niego czekali.
– Jesteś! – ucieszył się chłopczyk, trzymając w ręku kasetkę z kredkami i blok pod pachą. O jego nogę ocierała się Melody, mrucząc rozkosznie. Łukasz stał odrobinę z tyłu, a na jego ustach błąkał się rozbawiony uśmieszek.
Jurek miał ochotę zetrzeć mu go z twarzy w trybie natychmiastowym.
  Od razu lepiej, nie? –  rzucił prześmiewczo, taksując spojrzeniem opięte ciało Jurka. 
– Lepiej będzie, żebyś się nie odzywał – odpowiedział grobowo, a mężczyzna zaśmiał się perliście i odwrócił od niego niechętnie wzrok. 
– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież dobrze wyglądasz – kontynuował, chwytając Grzesia za rękę, by zeszli razem ze schodów.
– Jeszcze słowo, Nakonieczny.
– I co zrobisz? – zapytał słodko, odkręcając głowę. Jurek zmroził go lodowatym spojrzeniem.  – Bo ja mogę ci podsunąć kilka pomysłów – dodał.
Jak on mógł w ogóle sugerować…? Czy on nie rozumiał jak nienormalne to było? Jakie obrzydliwe?
Nawet jeżeli były to tylko głupie prowokacje, to co on chciał tym osiągnąć? Zdenerwować go? Jeżeli tak, to był na dobrej drodze.
– Możemy na przykład porysować? – zaproponował Grześ, uczepiony ręki Nakoniecznego.
– Pewnie, że możemy – odpowiedział mu mężczyzna, a Jurek parsknął pod nosem, ale powlekł się za nimi do salonu.
Tam rozwiesił swoje ciuchy na fotelu przy kominku i stanął przy ogniu, grzejąc się, podczas gdy Grześ rozkładał wszystko na stoliku. Za oknem odrobinę się przejaśniło, chociaż pogoda wciąż pozostawiała wiele do życzenia.
– Idziesz? – zapytał nieśmiało chłopiec, kiedy już wszystko było gotowe. Jurek drgnął i skinął głową w roztargnieniu. Usiadł na sofie przy chłopaku.  Nakonieczny w tym czasie wyszedł na chwilę, by po minucie wrócić z talerzem pełnym ciepłych, obsypanych cukrem pudrem racuchów z jabłkami. Postawił je na brzegu stołu, siadając w fotelu przy kominku i od razu sięgnął po jednego.
– Łukasz będziesz naszym modelem – oświadczył chłopiec. – Jurek powiedział, że narysuje twoje włosy brązową kredką – wytłumaczył. Gos pokręcił głową.
– Nie samą – naprostował, pochylając się do kredek, by dokładnie im się przyjrzeć. Faktycznie, nie było z czym szaleć, chłopak dysponował paletą dwudziestu czterech kolorów, ale pomimo tego, kolory te były w miarę dobrze skomponowane do portretu – nie było żadnego neonu i znalazł się nawet jeden brąz w chłodnym odcieniu, kolor do skóry i, całe szczęście, biała kredka.
Blok za to był całkowicie beznadziejny, szkolny, o bardzo niskiej gramaturze, ale Jurek dawał sobie rade już w gorszych sytuacjach.
– Skupiony? – zapytał chłopca, a ten od razu zaczął kiwać energicznie głową. – No dobra – mruknął, stawiając pierwszą kreskę. Chłopiec zmarszczył brwi.
  Dlaczego rysujesz kwadrat? – zapytał.
– To fotel.
– To kwadrat – upierał się, a kąciki ust Gosa uniosły się odrobinę.
  Okej, na razie to kwadrat, ale potem to będzie fotel. W końcu tło też jest ważne, nie można zostawiać nieskończonego rysunku, rysując samą postać – powiedział, a Grześ po chwili przemyślenia skinął główką. Jego blond loczki rozsypały mu się po buzi. – Różni ludzie różnie rysują, ale jeżeli najpierw wszystko przedstawisz wszystko w formie brył, to nie będziesz miał później problemu z proporcjami. A gdybyś zaczął od głowy, mogłoby się okazać że jest za duża lub za mała, w stosunku do reszty ciała, rozumiesz? – zapytał, a dziecko skinęło entuzjastycznie. – Więc to będzie fotel – zaczął jeszcze raz. – Teraz musimy zobaczyć, jak Łukasz  się w nim układa – mruknął, zaznaczając kolejne kreski. – Widzisz? Tu wystaje mu głowa, a tu nogi.
– I ręka!
– I ręka – powtórzył z uznaniem, zaznaczając wystającą rękę poza granicą wcześniejszego kwadratu. Potem w kilka minut naszkicował całą sylwetkę mężczyzny.
– Już wygląda w miarę jak człowiek, co nie?
– Ale nie jak Łukasz!
– Zaraz nad tym popracujemy. Weź sobie kartkę, postaraj się naśladować moje kroki – mruknął do chłopca, który od razu wychylił się po czystą kartkę i zaczął rysować kwadrat… Krzywy kwadrat. Jurek wychylił się do niego.
– Mogę? – zapytał, zerkając na jego kredkę. Chłopiec oddał mu ją bez chwili wahania, Jurek zaś poprawił linie.
– Jak to możliwe, że robisz proste kreski bez linijki? – zapytał zdezorientowany.
– Długie godziny żmudnego rysowania kresek i kółek w szkole plastycznej na coś się przydały – odpowiedział, oddając mu kredkę. – Wszystko jest do wyćwiczenia – dodał, wracając do swojego rysunku. Spojrzał na Nakoniecznego, chcąc zacząć przekształcać postać z obrazka w jego osobę, ale napotkał tak intensywne spojrzenie, że aż się zagapił i utopił w czekoladowych tęczówkach.
  Nie wychodzi mi –  dopiero głos Grzesia wytrącił go z tego stanu zawieszania i dobrze, bo Jurek nie wiedział, co go opętało. Poczuł, jak policzki mu się delikatnie czerwienieją, więc czym  szybciej skupił się na pracy chłopca. Poprawił, co mógł, po czym zerknął szybko na Łukasza. Ten na szczęście już nie wbijał w niego takiego uporczywego spojrzenia, wiec zaczął dokładnie go sobie oglądać i przenosić każdy szczegół na kartkę.
– No dobra, teraz już chyba w miarę przypomina Łukasza? – zapytał, pokazując chłopcu skończony szkic. Ten zapatrzył się z uznaniem w pracę Jurka.
  Też chcę tak umieć… – mruknął, a w jego cienkim głosiku, dało się wyczuć nutkę zazdrości.
– Masz jeszcze czas – zapewnił Gos, sięgając po tę nieszczęsną, żółtą kredkę. – Więc to zdecydowanie nie jest kolor włosów Łukasza – wytłumaczył – ale kiedy połączy się ją z innymi, to może będzie wyglądać w miarę podobnie. 
– Z brązową.
– Mhmm, ale nie tylko. Łukasz ma jasne włosy i na pierwszy rzut oka wydają się jednolite, ale żeby otrzymać taki popielaty blond trzeba zmieszać ze sobą przynajmniej kilka różnych odcieni. Mamy żółty, brązowy, cielisty… Pomarańczowy.
– Pomarańczowy?!
– Zobacz, od tyłu, od strony kominka, ogień oddziałuje na kolor – wytłumaczył, a Grześ przyjrzał się Łukaszowi niepewnie. Nakonieczny uśmiechnął się do niego ciepło i skinął zachęcająco głową, na co chłopiec poruszył się niespokojnie.
– Narysuj – poprosił, chwytając go za lewą rękę. Jurek spojrzał na niego, znowu czując jak coś ciepłego rozlewa się w jego klatce piersiowej, po czym pokolorował te problematyczne włosy. W tak krótkim czasie nie mógł osiągnąć zbyt wiele, ale starał się jak najlepiej oddać rzeczywistość. Zazwyczaj rysunki realistyczne zajmowały mu kilka godzin, ale teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Rysował więc gorzej, ale szybciej, a dziecko i tak było zachwycone.
  Wow –  szepnął Grześ, kiedy Jurek skończył, a każde jedno pasmo włosów było widoczne i nie zlewało się w jedną wielką plamę.
  Teraz ty – zachęcił Jurek, oddając mu wszystkie kredki. Chłopiec od razu wziął się za kolorowanie, wcześniej poprawionej przez Gosa postaci. Jurek w między czasie sięgnął do talerza, czując, że zaczyna robić się porządnie głodny. Pierwszy gryz był hipnotyzujący.  Ciasto rozpadało mu się w ustach, łącząc się z delikatnymi, lekko kwaśnymi jabłkami, które rozpływały się na języku razem z cukrem pudrem. Wszystko to, ta słodko-kwaśna mieszanka, wszędobylski spokój, trzaskające w kominku drwa i rzucane przez płonienie cienie, ciepło bijące od nich i deszcz lejący za oknami, sprawiały, że Gos czuł się jakby śnił.  W jego przypadku rzeczywistość rzadko bywała tak uspokajająca, więc jeszcze trudniej było mu uwierzyć w tę scenerię i atmosferę. Wcale by się nie zdziwił, gdyby nagle się obudził i okazałoby się, że cały czas był w swojej kamienicy…
– Popatrz. – Z zamyślenia wyrwał go głos dziecka, więc spojrzał na jego pracę. Później doglądał jej przez godzinę, zanim Grześ się nie znudził i nie porzucił wszystkiego na rzecz budowania bazy – w końcu za oknem od dłuższego czasu było już ciemno, Łukasz praktycznie przysypiał, a Jurek nie należał do najbardziej energicznych ludzi, więc chłopak musiał jakoś rozbudzić towarzystwo. Krzyki i piski skutecznie zrujnowały atmosferę spokoju. Łukasz spojrzał na chłopca trochę karcącym, trochę rozczulonym wzrokiem, po czym wstał do niego i przytrzymał firankę, która miała być dachem.
– Mama nas zabije, jak ją porwiemy – mruknął, kiedy Grześ chwycił za rąbek materiału i przeciągnął go aż do sofy, by zaraz wepchnąć go do jej środka – musiał mieć to już opatentowane.
– Nie porwiemy! – zapewnił, zgarniając z sofy wielkie poduszki, które zaczął stawiać pod firanką w imitacji tylnej ściany.
Jurek przyglądał się temu, a uczucie odizolowania znowu do niego wróciło; dopóki siedział z Grzesiem i był potrzebny, nie myślał o tym, jak dziwna była to sytuacja, ale teraz…?
Automatycznie spojrzał za okno i zmarszczył brwi. Wstał. Dwie pary oczy skierowały się na niego, kiedy podchodził do parapetu.
– Pada śnieg – oznajmił, obserwując, jak białe płatki spadają na ziemię od razu się topiąc.
– Śnieg? Super!  – Grześ podbiegł do okna i przykleił się do niego nosem. – Mógłby padać całą noc!
– I tak by się roztopił.
– Może nie! – Grześ złapał Jurka za nadgarstek, a ten spojrzał na niego spłoszony. – Chodź, pomożesz nam – poprosił.
Policzki Gosa po raz kolejny tego dnia oblały się delikatnym rumieńcem. Zerknął na Łukasza, posyłając mu przeciągłe spojrzenie, a ten tylko wzruszył ramionami. Jurek zrobił kilka kroków za chłopcem, który mruczał sobie coś radośnie pod nosem, przynajmniej do czasu, kiedy Melody nie wskoczyła pod firankę. Wtedy krzyknął poirytowany, że „to jego baza”, ale kot niewiele sobie z tego zrobił – wczepił pazury w jedną z poduszek i ułożył się w kącie, a Grześ wczołgał się za nim.
Jurek przystanął przy Nakoniecznym. Wymienili się spojrzeniami.
– Więc… W wolnym czasie robisz za niańkę – zagaił jakby od niechcenia, wbijając wzrok w bawiące się dziecko.
  Mhm – mruknął, a oczy mu zalśniły – to moja ulubiona robota – powiedział cicho, chociaż Grześ i tak pewnie go słyszał. Jurek uniósł brwi.
– A ja myślałem, że wyżywanie się na pracownikach.
  To też – odpowiedział, spoglądając mu prowokująco w  oczy. – Mam kilku takich, na których lubię wyżywać się najbardziej – szepnął.
– Ach, kilku? – powtórzył ironicznie, zakładając ręce na piersi. Łukasz uśmiechnął się uroczo.
– A co, chciałbyś być jedyny? – rzucił, odwracając się do niego przodem. Byli niemalże tego samego wzrostu. Jurek spiorunował go wzrokiem, a coś ścisnęło go w żołądku, kiedy tak na niego zerkał. Znał jego twarz niemalże na pamięć, była przecież pierwszym, czego szukał, kiedy tylko przychodził do firmy. Obserwował Nakoniecznego przez te tygodnie, samoistnie i bez myślenia; wiedział, jak najczęściej układają mu się włosy, jak marszczą brwi, jak usta wykrzywiają się w uśmiechu lub krzywią w grymasie…
– Nie mam takich pobożnych życzeń – zakpił, odsuwając się. Usiadł na pufie przed kominkiem i wystawił do niego dłonie; czuł, że Łukasz mu się przygląda, ale nie chciało mu się nad tym zastanawiać. Oni po prostu już tak mieli, krążyli wokół siebie od lat, a ostatnio… Ostatnio Jurek dowiedział się o tym od Dęby i nie potrafił nienawidzić Nakoniecznego, tak jak wcześniej. Co dziwnie Nakonieczny nie wydawał się nienawidzić go w ogóle.
– Nie są to znowu zaraz takie pobożne życzenia – naprostował, wywracając oczami. Jurek spojrzał na niego karcąco, a jego kąciki ust drgnęły.
– Zauważyłem – sarknął. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, by sekundę później znowu się rozdzielić. Łukasz zaśmiał się krótko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Jurek też nie dowierzał.
Zapatrzył się w ogień. Płomienie niemalże całkowicie pochłonęły żarzące się drwa; już dogasały, ale wciąż dawały przyjemne ciepło i pomarańczową poświatę. Na dodatek odbijały się w niebieskich tęczówkach, sprawiając, że oczy Jurka wyglądały znacznie bardziej interesująco…
Było spokojnie. Za oknami szalała wichura, drzewa niemalże wyginały się od wiatru, a przy latarniach widać było mokry śnieg, który zacinał ostro.
Łukasz sięgnął po telefon, który wcześniej się ładował, a potem przeniósł wzrok na Grzesia, zdając sobie sprawę, że od dłuższego czasu jest podejrzanie cicho. Na szczęście nie miał powodów do obaw, chłopiec leżał na podłodze, jedną rękę obejmując Melody i… spał. Jurek zwrócił na to uwagę dopiero w chwili, kiedy Nakonieczny ruszył w stronę bazy i odczepił firankę od sofy, po czym nachylił się nad chłopcem i podniósł go delikatnie.
– Słaby z niego zawodnik – powiedział do Jurka. Chłopiec uchylił powieki.
– Hm? – zapytał nieprzytomnie.
– Nic, nic. Śpij – szepnął, niosąc go w stronę schodów.  Jurek nie odwracał od nich uważnego spojrzenia, aż w końcu został sam w salonie. W tym czasie sprawdził stan ubrań, na szczęście wszystko było już suche. Pogoda za oknem co prawda nie rozpieszczała, ale jeżeli miałby czekać, aż się rozpogodzi, to mógłby czekać do białego rana albo i dalej… Nie zdążył jednak ich chwycić – chociaż żeby być szczerym wcale się z tym nie śpieszył – a Łukasz już wracał. Drewniane schody skrzypiały cicho pod jego ciężarem, a dogasający ogień trzaskał w kominku, co razem z szumem wiatru tworzyło bardzo spokojną symfonie.
– Piwo? – zaproponował Nakonieczny. Jurek uniósł brew.
– Zapomniałeś, że prowadzę?
– Mówiłem, że nie puszczę cię w taką pogodę.
– Żartujesz sobie?
– A czy wyglądam jakbym żartował? – zapytał, podchodząc do Jerzego.
– Będziesz mi płacić bardzo dużo za te nadgodziny – odpowiedział, mrużąc oczy. Wargi Łukasza drgnęły.
– Stać mnie – odparł pewnym tonem. – Więc… Piwo? – powtórzył. Jurek westchnął ciężko.
– Do czego to doszło…
– Jeszcze do niczego – odpowiedział, uśmiechając się uroczo. Jurek zmroził go swoim najgorszym spojrzeniem, ale pomimo tego powierzchownego spokoju, dłonie mu zadrżały, a oczy jeszcze raz zlustrowały całą sylwetkę mężczyzny. 
To było obrzydliwe, powtarzał w myślach.
Dobrze, że był ponad to, nic go to nie ruszało. Kompletnie nic… 
I wcale nie był zaniepokojony. 


*** 
Hej, kochani. Za nami kolejny, długi rozdział. Nawet bym się nie spodziewała, że tyle mi to zajmie (to ten wieczór chciałam upchnąć w poprzednim jako tę "jeszcze jedną scenę" :')), ale mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się nie dłużyło. Co prawda było troszkę spokojniej, ale Jurkowi chyba potrzeba odrobiny spokoju w życiu! Widzicie jaki chill poczuł. I kto by pomyślał, że ten nasz gbur może lubić dzieci c: Sprawdziłby się w roli ojca, nie? 
Więc... To taka cisza przed burzą. W następnym rozdziale spotkamy się prawdopodobnie z Dębą i resztą paczki, także podejrzewam, że akcja nabierze  tempa :D No i ogólnie, jak tak popatrzyłam na te swoje sceny "wyznacznikowe" to nie zostało tego wcale aż tak dużo, więc o ile nie będę się rozpisywać nad jakimiś pobocznymi wydarzeniami, to... raczej na pewno przekroczyliśmy połowę, a może nawet jesteśmy bliżej końca. ;) (Chociaż pewnie będę się rozpisywać.)
Ale spokojnie, najlepsze - tak myślę - wciąż przed nami.  
Także z tym Was zostawiam. Jak zawsze dziękuję za Wasze wsparcie i aktywność, no i... Do następnego! <3

27 komentarzy:

  1. Naprawdę niezły tekst ;) przyznaję gdy zaczęłam czytać ( głownie pierwsze rozdziału) byłam znudzona, jednak z każdym kolejnym efekt jest coraz lepszy. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że świadomie lub nie pracujesz nad swoim stylem, co mnie czytelnika z przypadku zachęca by jeszcze tu wrócić ;) i w tym miejscu pojawia się moment na prośbę, a właściwie dwie znajdź proszę Marcinowi kogoś nowego do kochania pisząc kolejny tekst, a tej historii nie ucinaj w połowie wątku, jak zrobiłaś to z pierwszym opowiadaniem. ;)
    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, fajnie słyszeć, że pomimo że nie wciągnęły Cię pierwsze rozdziały jednak tu ze mną zostałaś i śledzisz dalsze losy Jurka :)
      Bardzo mnie cieszy spostrzeżenie o stylu, oczywiście się staram, żeby wychodziło jak najlepiej, ale czasami jest z tym różnie ;)
      Co do tej ostatniej prośby, to nic nie mogę obiecać ^^ Ale wracając do Marcela i Kacpra i ich "uciętego" wątku, to chyba się nie zgodzę. Koniec końców takie było założenie, że mają określoną ilość czasu, więc wydaję mi się, że był to odpowiedni moment; gdyby nie wtedy, mogłabym opisywać jeszcze miesiącami ich dalsze życie i właściwie... kiedy miałby być ten koniec? Po pierwszej randce?, po roku ich życia, po dwóch?
      Okres, który Kacper dał Marcelowi i ich zejście się jednak dalej pasuje mi najlepiej na zakończenie. A te inne, nieskończone wątki np. Bartka czy mamy Marcela powrócą w drugiej części opowiadania.
      Mimo to dziękuję za spostrzeżenia, wezmę rady do serca i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Snif... snif… >pociąga nosem< Jestem wzruszona, a zarazem ucieszona, że wysłuchałaś mojego lamentu i zlitowałaś się nad moją biedną istotką. Chyba częściej będę cię nawiedzać ^_^ i zacznę wysyłać ci jakieś sygnały dymne, czy coś…😆 Motywując cię tym do dalszego pisania.😎 Widać, że jesteś kochana i nie masz serduszka z kamienia.❤❤❤ >pociąga nosem< Ach… to wzruszenie.😢😁
    A tak serio to naprawdę dzięki za ten rozdział. Czytając go, co chwilę spoglądałam na pasek boczny, bojąc się, że zaraz się skończy. 🤣
    Zaczynając do początku.
    Biedny Łukasz. 😂😂😂Przeżył szok, ale i tak był dzielny. > Wg przypomniałam sobie, jak kiedyś jakiś gościu, nie wytrzymał stresu i puścił bełta.🤣 Niby spoko, no bo różnie można reagować na stres i taką prędkość…. Ale … On był jednym z prowadzących program motoryzacyjny coś ala Top Gear. To były jakieś jaja, nawet kierowca się na niego dziwnie patrzył, bo wcale nie jechał jakoś specjalnie szybko ….😂😂😂 no nieważne. < Dobrze, że Łukasz nie wciskał niewidzialnego hamulca, bo znam takie osoby, które tak właśnie robią siedząc na miejscu pasażera. Gdy ktoś jedzie według nich za szybko, chcą zrobić mu dziurę na wylot w podłodze. A później wychodzą z samochodu zaspane i z bólem nóg.😂
    Nie szykuje się nam jakiś wyścig przypadkiem? Naprawdę zakochałam się w tych wyścigach, chociaż początkowo myślałam, że będzie to... bo będzie. Jeżeli zgadłam, to nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. 😉
    Całkiem szybko wyjaśniła się sprawa z kurtką. Fajnie to opisałaś, już myślałam, że on to tak po prostu zauważy i tekst będzie taki oklepany. Oczywiście mnie nie zawiodłaś.
    Cieszę się, że nie porzuciłaś kota i postanowiłaś dalej go gdzieś wplatać. Przypomniał mi się ogólnie tekst, w którym Jerzy mówi coś o tym, że Łukasz stracił brata, a on tylko kota. Bo tak sobie pomyślałam, że jeżeli Jerzy stracił tego kota, gdy był dzieckiem i np widział tą śmierć to dla takiego małego człowieka jest to ogromny szok. Biorąc również pod uwagę to, że wychowywał się w tak “?surowej?” rodzinie i mógł czuć się niekochany przez rodziców. To właśnie ten zwierzak byłby dla niego jedyną “bliską osobą”. > Chodzi mi głównie o to, że taka “skrzywiona” psychika może mieć oddziaływanie na dalszych etapach życia. Mam nadzieję, że domyślasz się, o co może mi chodzić i musisz mi wybaczyć, ale mój mózg nie jest skory do współpracy, gdy nie dostanie więcej niż 2 godziny snu.< Podoba mi się jednak, wydźwięk tego zdania. Tak jakby całkowicie bagatelizował swoją stratę, która jednak nie jest porównywalna do straty brata. Jednak musiała mieć na niego jakiś wpływ.🤔🤔🤔 Jakie ja tu domysły tworzę. 🤣🤣🤣
    .
    .
    .
    Ciąg dalszy nastąpi…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. → Naprawdę przekroczyłam znaki w komentarzu. To chyba samo za siebie mówi, że się rozpisałam.��←
      Z tym podejściem do dzieci mnie zaskoczyłaś. Byłam pewna, że jako osoba lubiąca spokój, nie będzie za nimi przepada, albo będzie w stosunku do nich obojętny. Dodatkowo takie zabieganie o jego obecność, musiała być bardzo przyjemna i nawet dobrze, że biedactwo - Jerzy - może sobie jakoś odpocząć od tych wszystkich problemów.��
      Fajnie też, że w swoich tekstach tłumaczysz, jak ważne jest rysowanie brył itp. > bo grunt to podstawy ^_^ < Bardzo mi się podoba, że wiesz co piszesz.
      Mam nadzieję, że Jurek nie porzuca nauki nad stronami internetowymi.�������� Nawet zaczęłam się zastanawiać, ile mogłyby zająć takie podstawy podstaw HTML połączonego z CSS i wydaje mi się, że 3 dni to spoko czas. Oczywiście zaznaczam, że chodzi o podstawy. Nw, czy sama już kiedyś robiłaś zwykłą stronkę bez wrzucania jej na jakiś serwer. No ale jeżeli tak, to może się ze mną zgodzisz, że lepiej poznać już CSS i bawić się na przemian w obróbce niż dziobać całą szatę graficzną w HTML. Takie jest przynajmniej moje zdanie. ��
      Odnośnie komentarza powyżej.
      Jestem niemal pewna, że nie obraziłaś się za ponowne wytknięcie końcówki poprzedniego opowiadania�� > bo wydaje mi się, że właśnie o zakończenie chodziło autorce komentarza< Chyba każdy czuł jakiś tam niedosyt po zakończeniu. Znów jednak muszę zaznaczę, że mi się podobało. Nie był taki jak przy większości opowiadań i daje ci naprawdę niezłe pole do popisu, gdybyś chciała jednak kiedyś pociągnąć dalej ich historię. Zgadzam się również z tymi prośbami. Sorry, ale Łukasz jest już zaklepany przez Jerzego.�������� W sumie fajnie by było poczytać o losach Marcina - gdyby jednak im się nie udało. Nawet mogłabyś przeplatać dwa wątki/ historie miłosne w jednym opowiadaniu. Hymmm… Zakochany Marcin - wg to był Marcin nie? Partner Łukasza?�� - To nawet niezłe by było opowiadanie. W końcu niby ich miłość była taka wielka… ach leczenie złamanego serduszka i te sprawy.������
      Nawet jeżeli nasze teorie spiskowe nie wypalą i Łukasz nie zostawi dla nikogo innego swojego obecnego boya to i tak zawsze można kopsnąć ten wątek do innego opowiadanka.
      Czytam sobie tekst i tak w połowie się skapłam, że cosik mi tu nie gra.�� Patrzę dokładnie i nagle mi się zapala ładna żaróweczka - oczywiście ekologiczna - Wyjustowałaś tekst.������
      P.S. Na koniec pragnę zaznaczyć, że gdy zwykle piszę komentarze jestem niewyspana - po kilku godzinach snu������ > nw dlaczego zawsze dopada mnie jakaś bezsenność dzień przed tym jak wstawiasz rozdział < - i zamulam.�� Nawet hektolitry kawy nie pomagają mojej mózgownicy się ogarnąć, dlatego z góry proszę o wybaczenie błędów - wszelakich - Wspominam na przyszłość, jakbyś się kiedyś zastanawiała: “ O chuj jej chodzi?!”������
      Jeszcze raz bardzo dziękuję za rozdział i dużo weny życzę.

      Pozdrawiam gorą... - chłodno oczywiście, byś się nie roztopiła przez te upały.������

      Usuń
    2. I to jest serio ten moment, w którym ja nw o co kaman?! No bo i w jednym i w drugim minki są dodawane w taki sam sposób i są cały czas takie same… Blogger ty ***** ****** ********* ***************** *******. Specjalnie dla cb ocenzurowałam cały poemat dedykowany tej witrynie ^_^ <3
      Pozdrawiam (>‿♥)

      Usuń
    3. Kochana, przeszłaś samą siebie *-* Jak zobaczyłam Twój komentarz, to serce mi się stopiło tak jak Łukaszowi od kakałka c: c: c:
      I oczywiście, że się zlitowałam. Zawsze jak się dopytujecie o kolejne rozdziały, to czuję motywację, by Wam to jak najszybciej wstawić ;3
      Natomiast jeżeli chodzi o spoglądanie na pasek boczny, to różnie z tym bywa, albo się boisz, że zaraz się skończy, a tak Ci się podoba, co czytasz, albo zerkasz na niego co chwilę, zastanawiając się, ile jeszcze go końca, bo trochę nudy; cieszę się, że w tym wypadku to była ta pierwsza opcja :D <3
      Łukasz to by był dopiero biedny, gdyby faktycznie zwymiotował xD Jurek by mu żyć nie dał, najpierw pewnie by go wyklął jak cholera – toć to jego bentley ukochany zarzygany! – a potem wyśmiał i wyśmiewałby pewnie do końca ich znajomości, także dobrze, że Nakonieczny ma stalowe nerwy i wytrzymał zawrotną prędkość :D Natomiast jeżeli chodzi o wciskanie niewidzialnego hamulca to jest mi to sytuacja bardzo dobrze znana, moja znajoma to praktykuje za każdym razem, kiedy siedzi na miejscu pasażera, a ktoś jedzie zbyt szybko. xD
      Ano, wyścig się szykuje. Co prawda nie wiem, jak to z nim będzie (nie mam jeszcze ani strony następnego rozdziału.-.) ale prawdopodobnie się w nim pojawi.
      Bardzo się też cieszę, że sprawa z kurtką Ci się podobała, bo przyznam, że chwilę się zastanawiałam, jak to rozegrać, toć ludzie raczej nie gapią się sobie na ubrania wierzchnie i nie doszukują się potencjalnych zniszczeń :D Dlatego fajnie, że fajnie wyszło ;)
      Strata kota była dla Jurka naprawdę wielkim ciosem, ale jego tok rozumowania w tamtej chwili był raczej taki, że skoro jego tak bardzo bolała śmierć zwierzęcia, co musiał, czuć Łukasz kiedy stracił brata. Tak więc właściwie dobrze myślisz; on trochę zbagatelizował tego kota, ale wciąż dla niego był to ogromny dramat.
      Natomiast jeżeli chodzi o dzieci, to myślę, że Jurek jak był z narzeczoną chciał mieć dziecko. Chciał rodzinę i wszystko to, co się z nią wiążę. Dlatego Grześ tak szybko zdobył jego sympatię – w końcu taki słodki brzdąc z niego… No właśnie, słodki, w miarę grzeczny i taki do zaakceptowania. Bo gdyby był rozwrzeszczanym, rozpieszczonym bachorem to raczej Jurek by go nie polubił xD W końcu to nie jego, a kto lubi rozwydrzone dzieci? Chyba nikt xD

      Usuń
    4. Jeżeli zaś chodzi o rysowanie, to zazwyczaj jak już coś opisuję, to staram się to opisywać w miarę z sensem, i z nim to nie było tak źle, jakieś tam podstawy znam, ale gdy przychodzi do opisywania samochodów… To jest dramat XDD Sprawdzanie modeli, wyszukiwanie mocy silnika i takie tam, to jest ta część, której nie widzicie, a na którą zawsze się wkurwiam, kiedy przychodzi mi opisywać wyścigi. xD Nawet jeżeli finalnie nie zawieram w tekście tych informacji, to jednak dla samej siebie muszę wiedzieć, żeby mieć poczucie, że nie piszę jakiś totalnych głupot xD Tak samo miałam z perfumami Jurka – szukałam mu ich przez dwa wieczory :D
      Jurek nie porzuca stron internetowych, Nakonieczny za bardzo wszedł mu na ambicję, ale żeby… trzy dni? Hoho, no nie wiem, Gos to mądry facet, ale nigdy nie miał styczności ze stronami, nawet bloga nie miał, więc się nie napatrzył, jak taki CSS wygląda. Nie mówiąc już nic o stworzeniu strony od samego początku. :O
      Spokojnie, nie obraziłam się! Na końcówkę nie narzekaliście tylko Wy :D No ale… No ja ją lubię, zresztą tak jak wspominałam, taka a nie inna daje mi możliwość swobodnego dopisywania bonusów (chociaż tych to prawie ze świecą szukać) no i części następnej. :)
      Opowiadanie o Marcinie? Nie ma mowy :D To chyba moja najmniej lubiana postać do opisywania xD Ale jako postać poboczna już jest całkiem spoko!
      Wyjustowałam!!! Trzeba iść z postępem XD Jureczek tutaj chce CSSa ogarnąć, a ja mam tekst niewyjustowany, toż to hańba! ^^
      Jeszcze raz dziękuję Ci za takie piękne komentarze, mi nie przeszkadza, że jesteś niewyspana, bo są one totalnie cudowne i uwielbiam je czytać! :D I spokojnie, nie myślę tak! A blogger… Cóż, po prostu to zostawmy, bo tego nie ogarniesz :D
      Pozdrawiam serdecznie, czekam na sygnały dymne – ale uważaj na pożary, nie chcemy pożarów – i też ściskam! (Chociaż chyba faktycznie się roztopię.) <3

      Usuń
  3. ...a teraz będę chwalić, chwalić i chwalić... Rozdział świetny, nieprzewidywalny. W głowie układa mi się jakiś pomysł jak to się wszystko skończy... Jestem pewna, że wiem co planujesz, a Ty odwracasz wszystko do góry nogami i całe moje wyobrażenie rozpada się.
    Po przeczytaniu tego rozdziału też "wiem" jak to się skończy, a jestem pewna, że w następnym rozdziale znowu będzie inaczej niż sobie wyobrażałam.LEPIEJ
    Dziękuję Ci za tę historię. Twój sposób pisania, pomysłowość sprawiają, że uzależniam się od tego opowiadania. Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo :3 Takie pochwały to ja lubię! I bardzo się cieszę, że nieprzewidywalny, czasami mam wrażenie, że właśnie wszyscy się domyślicie, co tam dalej napiszę, ale na szczęście tak nie jest.
      Ale teraz to czuję presję, bo jak jednak napiszę, tak jak myślisz? :P No zobaczymy!
      To ja dziękuję za słowa wsparcia, jest mi bardzo miło, że mogę wywoływać w Was takie emocje i wrażenia.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Już trzy razy przeczytałam ostatni rozdział i mam nadzieję że nie każesz mam długo czekać na następny??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, biorąc pod uwagę, że jeszcze nic nie napisałam, to może być z tym różnie.

      Usuń
  5. ���� Rozbestwiłaś nas ���� Wszyscy - chyba - liczą, że kolejny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu.
    Nie zabieram dużo czasu, bo muszę iść ogarnąć poradniki Bear Grylls'a pt. "Jak ogarnąć sygnały dymne? Czyli sygnały dymne dla opornych." ��
    Pozdrawiam i miłego pisania kolejnego rozdziału. ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, a ja niestety nie mogę obiecać, że w tym tygodniu coś się pojawi.
      Zamiast sygnałów dymnych lepsze byłoby coś co przyniosłoby ochłodzenie XD W takie upały moja efektywność spada do minimum. ;_;

      Usuń
  6. O rany, jak to się stało, że ja tego rozdziału nie skomentowałam? Byłam pewna, że to zrobiłam i teraz weszłam zobaczyć czy coś odpisałaś, a tu zonk... Musiałam być jakoś mało przytomna w zeszłym tygodniu - to na pewno przez te upały 😁 Chciałam powiedzieć że rozdział mi się bardzo podobał, oczywiście czuję niedosyt i oczywiście wypatruję ciągu dalszego :) Łukasz się dowiedział o zniszczonej kurtce i już zorientował, że zbyt pochopnie ocenił Jurka. A teraz gdy widział go tak prywatnie... myślę że ich relacje mogą się znowu zmienić. Nie spodziewałam się, że Jurek lubi dzieci - pozytywnie mnie to zaskoczyło :) Ciekawe czy Łukasz widzi tą jego tęsknotę za kimś bliskim? A propo bliskich - gdzie się podziewa Janek? Bardzo dziękuję za kolejny rozdział i mnóstwa weny życzę 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Kasiu, bardzo mnie cieszy, że napisałaś, bo już się bałam, że Ci się nie podobało i stąd to milczenie! :D
      I racja, po takim dniu ciężko będzie im zachować wcześniejszy dystans, więc może faktycznie ich relacje ulegną zmianie. Czy Łukasz widzi tęsknotę Jurka...? Wydaję mi się, że to całkiem możliwe.
      Janek natomiast, jak to Janek, pewnie coś tam sobie robi w domu; może seriale ogląda? xD
      Ale spokojnie, pojawi się już w następnym rozdziale...
      Jeżeli zaś chodzi o ten następny rozdział, to chciałabym poprosić o jeszcze trochę cierpliwości :/ Bardzo opornie mi idzie i mimo że staram się dopisywać coś codziennie, to jest to zaledwie kilka zdań. Nie mniej, mam nadzieję, że uda mi się już skleić całość do końca tygodnia.
      Pozdrawiam serdecznie! <3

      Usuń
  7. Kochana, to jest jedno z moich ulubionych opowiadań ostatnimi czasy więc nie ma takiej możliwości żeby coś mi się nie spodobało 😁 Czekam zawsze z niecierpliwością, ale oczywiście rozumiem że z weną i czasem różnie bywa więc nie marudzę (za bardzo) 😉 Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć!

    Nie mam zielonego pojęcia, jak to się stało, że przegapiłem ten rozdział i dodałem komentarz pod poprzednim postem. No ale nic straconego, dla Ciebie to nawet lepiej, bo przynajmniej odniosę się teraz bezpośrednio do powyższego rozdziału. I tylko do niego!

    Duma i uprzedzenie. To pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy podczas czytania tego rozdziału. Myślę, że ogólnie nie ma nic złego w byciu dumnym człowiekiem, chyba że duma staje się jedną z przyczyn zadzierania nosa. Jeśli zaś chodzi o Jerzego, to wydaję mi się, że on jest klasycznym przykładem człowieka dumnego. Czy to dobrze? Zależy. Tak jak napisałem, duma może być zaletą, ale może być też wadą. W odniesieniu do tego rozdziału cecha ta okazała się być przeszkodą, która nie pozwoliła Jerzemu przyznać się do swoich problemów w pracy. Wszyscy wiemy, że ostatecznie Łukasz i tak się o tym dowiedział, więc Gos mógł od razu powiedzieć, co mu leżało na sercu. :D Jakkolwiek rozumiem powody, które nim kierowały, chłopak niepotrzebnie zamknął się sobie. W końcu brakowało mu jego Łukasza, nawet jeśli on sam nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy.

    „Tak przynajmniej było do niedawna, bo ostatnio wbijanie szpilek zostało zamienione na... coś w rodzaju koleżeńskiego przekomarzania.” I mam nadzieję, że na tym koleżeńskim przekomarzaniu poprzestaniesz. :D Jak wiesz, znowu jestem w mniejszości i nie kibicuję ewentualnemu związkowi/romansowi Jerzego z Łukaszem. #TeamJanek! Łukasz może i nie jest szczęśliwy z Marcinem, ale jest też NIETYKALNY. Jerzy powinien o tym pamiętać. #NIEdlazdrady!

    „Wyluzuj, wszystko mam pod kontrolą.” Czy muszę pisać, że to skrajnie nieodpowiedzialna postawa? I na dodatek wywołana czym? Dumą. Jerzy był zbyt dumny, żeby przyznać się do swoich problemów i załagodzić konflikt z Łukaszem, zamiast tego wolał wydurniać się na drodze i w ten sposób sprowokować „znienawidzonego pedała”! Ludzie... Jako osoba, która lubi szybką jazdę, trochę go rozumiem. Wiem też jednak, że wiele wypadków nie zależy wyłącznie od nas. W ciągu dwóch tygodni ledwo uniknąłem poważniejszego wypadku i stłuczki. I gwarantuję Wam, że w żadnej z tych sytuacji nie byłoby mojej winy. Mówienie więc, że „wszystko mam pod kontrolą” jest bujdą na resorach. Gówno miał pod kontrolą. Padał deszcz, przyczepność była bardzo zła, widoczność jeszcze gorsza, a on gnał jak na autostradzie. A co by było, gdyby coś mu wybiegło na drogę? Na pewno nie zdążyłby zahamować, nawet jeśli zareagowałby w porę. O innych możliwościach już nie będę wspominać, bo każdy z nas ma wyobraźnie. A niektórzy pewnie i prawo jazdy. :)

    „Może to dlatego, że kobieta podchodziła do niego z taką sympatią i ciepłem, którego nigdy zbyt często nie doświadczał...” Nie uważasz, że „nigdy” i „zbyt często” się ze sobą gryzą? Moim zdaniem powinnaś zdecydować się na jeden z tych wariantów, bo albo coś się nigdy nie wydarzyło, albo nie dochodziło do tego zbyt często. :)

    Krzywołap... Złote piłeczki ze skrzydełkami... Czyżby odezwał się w Tobie sentyment do Harry'ego Pottera? :)

    Widzę, że poważnie podchodzisz do tego, co piszesz (nie to, żebym kiedykolwiek uważał inaczej). Masz u mnie dużego plusa, poza tym łączę się z Tobą w bólu. Nigdy nie spędziłem tyle czasu na różnego rodzaju słownikami, kartami z alkoholem czy katalogami ziół i grzybów, ile spędziłem pisząc swoje opowiadanie. O stronach internetowych już nie będę wspomniał... :D

    Pozdrawiam i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Jeżeli chodzi o przegapiony rozdział, to mam dziwne wrażenie, że to moja wina, bo nie dodałam go do spisu treści, ale może się mylę. Tak czy inaczej, spis jest już zaktualizowany. :)
      Zdecydowanie, Jurek jest dumny. Duma towarzyszy mu od dawna i pcha go do przodu, wyznaczając niejako kierunek, w którym podąży. Jest to też coś, co go zaślepia. Robi przez nią wiele głupich rzeczy. W końcu wystarczyła jedna prowokacja, by wplątał się w niebezpieczne wyścigi… Chociaż z tego akurat wyszło coś dobrego – Jurek odnalazł dla siebie skrawek miejsca, do którego mógł się wpasować. Przez tę samą dumę jednak takie miejsce utracił – gdyby nie jego zachowanie być może, że cała akcja z rodzinną firmą potoczyłaby się inaczej.
      Co do sytuacji w samochodzie, to nie zapominajmy, że Jurek i Łukasz są siebie warci. Obaj nieugięci i obaj tak samo zdeterminowani, żeby wyszło na ich. Nakonieczny również mógł schować dumę do kieszeni i po prostu powiedzieć mu, żeby zwolnił, zwłaszcza że Jurek o to pytał, a nie odpowiadać, że jest „oazą spokoju”. :D Co więcej, no nie dziwmy się Jurkowi, że nie chciał porozmawiać o tej kurtce. Uważa on Łukasza za kogoś, z kim się trzeba cenić, więc takie mówienie o własnych słabościach nie mogło przyjść mu łatwo.
      „W końcu brakowało mu jego Łukasza, nawet jeśli on sam nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy.” Bardzo dobrze powiedziane. Może jeszcze nie zdaje sobie sprawy, ale już coś przeczuwa – dlatego chciał załagodzić konflikt i dlatego zgodził się z nim zostać.
      #TeamJanek? #NIEdlazdrady? Ale Janek mówił, że ma dziewczynę :D
      Nie musisz, to jest skrajnie nieodpowiedzialna postawa. Jurek przesadza. Przez te wyścigi wydaje mu się, że może nie wiadomo co. :) Gdybym istniał naprawdę to osobiście dałabym mu kopa w dupę za takie zachowanie!
      Masz rację. Jak zawsze nie mogłam się zdecydować.
      Ano, odezwał. Oddałam Grzesiowi trochę pasji :)
      Jest w tym coś, nie powiem. Chociaż zazwyczaj lubię sprawdzać i dowiadywać się rzeczy, to czasami jest to męczące, zwłaszcza gdy nie ogarniasz tematu. Nie mniej dzięki Jurkowi odkryłam, że jazz nie jest taki straszny, jak mi się wydawało!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Cóż, tak, prawdopodobnie to właśnie niezaktualizowany spis treści był przyczyną mojego gapiostwa. No ale to nic, prędzej czy później i tak przeczytałbym ten rozdział. :)

      Cóż, nie twierdzę, że to było łatwe, ale mógł sobie przynajmniej znaleźć bezpieczniejszy sposób na prowokowanie Łukasza. :D

      Wiem, że moje hasztagi są ze sobą sprzeczne, więc już tłumaczę. Po pierwsze, Janek tylko gada, że ma dziewczynę. Ale czy ktoś ją widział? Bo ja nie. :D Po drugie, momentami zachowuje się tak, jakby dostawiał się do Jurka. Po trzecie, nawet jeśli ma dziewczynę, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś ją wyeliminowała, prawda? :D Jasne, to samo mogłabyś zrobić z Łukaszem i Marcinem, ale w powyższym komentarzu napisałem, czyjego związku nie jestem fanem, więc sama rozumiesz. :)

      Jeszcze raz pozdrawiam!

      Usuń
    3. W takim razie zostaje nasz Dęba ;) Bez dziewczyny, wyraźnie w jakiś sposób zainteresowany, a i nawet wiek podobny. Chociaż ja tam chyba będę zadowolona z któregokolwiek :D
      Pozdrawiam i czekamy! <3

      Usuń
    4. Co człowiek to opinia i jak ja mam Was wszystkich pogodzić? :D

      Usuń
  9. Będzie dzisiaj rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że nie. Chyba nie mam co się więcej tłumaczyć, po prostu beznadziejnie mi idzie. Nie mniej, zaciskam zęby i jakoś brnę do przodu, bo jak się nie zmuszę, to chyba nigdy tego nie napiszę.
      Także trzymajcie kciuki. ._.

      Usuń
    2. I jak tam dało się coś wycisnąć z weny?

      Usuń
    3. Tak :) Jestem już przy końcówce.

      EDIT: Skończyłam. Zostaje mi go jeszcze tylko poprawić, tak więc jutro już na pewno będzie.

      Usuń
  10. Hejeczka, hejeczka,
    cudownie, zobaczyliśmy tutaj obydwu w zupełnie innej odsłonie... Łukasz już nie taki ciągle myślący,  zatroskany tylko pełen radosci i Jerzego który po prostu jest miły i jak widać taka sielska atmosfera pasuje i to podejście do Grzesia cudownie wyszło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, mieliśmy przyjemność zobaczyć obydwu w zupełnie innej odsłonie... Łukasz już nie taki ciągle myślący,  zatroskany tylko pełen radości... i Jerzego, który po prostu jest miły i jak widać taka sielska atmosfera pasuje i to podejście do Grzesia cudownie wyszło...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń