Rozdział 17: Cisza przed
burzą
Droga przez Warszawę była
męcząca, a Łukasz milczący – po tym, jak podał mu adres już się nie odezwał.
Jurek zerkał na niego bez słowa, czując, że panująca między nimi atmosfera
staje się z każdą chwilą coraz bardziej gęsta. Deszcz za oknami siąpił, nie
poprawiając im nastrojów.
Jurek był zaniepokojony
ostatnimi wydarzeniami, a Nakonieczny… On był po prostu zły i nerwowy. Z
pretensją wpatrywał się w toczące się przed nimi samochody, tak jakby miało to
pomóc wcisnąć im gaz do dechy – niestety, morderczy wzrok Łukasza, choć robił
wrażenie, nie miał aż takiej mocy.
Na szczęście w końcu udało
im się przyśpieszyć. Zarówno Jurek, jak i Łukasz odetchnęli na to z ulgą. Gos
mógł udawać, że skupia się na drodze, a jego pasażer trochę się rozluźnił,
zerkając na zegarek.
– Zdążymy. – Jurek przerwał
ciszę cichym pomrukiem, jakby sam nie był do końca pewien, czy powinien
przerywać tę nieprzyjemną atmosferę.
Łukasz pokręcił głową ze
zrezygnowaniem.
Jurek docisnął pedał gazu,
znacznie przyśpieszając.
– Zdążymy – powtórzył pewniej, wyprzedzając pierwsze
samochody. Łukasz wyprostował się w fotelu, po czym zerknął ciekawsko na
licznik. Wciąż się boczył, inaczej pewnie nie szczędziłby sobie komentarzy.
Jurek tylko nie wiedział czy przychylnych, czy jednak nie.
Koniec końców, nie odezwał
się, a Jurek, pogodzony z porażką, włączył muzykę. Z głośników popłynął kojący,
bluesowy kawałek. Czas przy nim jakby zwalniał, mięśnie rozluźniały się…
Kawałek ten nie pasował jednak do prędkości z jaką się poruszali. Jurek
wyprzedzał jadące obok samochody, zostawiając je w tyle po kilku sekundach.
Łukasz chyba też nie dał się zmylić – mimo że w samochodzie prawie w ogóle nie
trzęsło, a z głośników wylewała się taka, a nie inna muzyka, siedział czujny i
wyprostowany, ogarniając wzrokiem jezdnie.
Jurek zerkał na niego z
czymś na kształt satysfakcji, widząc jego zaniepokojenie. Starał się przy tym
nie tracić zdrowego rozsądku, nie chciał spowodować wypadku, ale znał siebie
już na tyle dobrze, że wiedział, na ile może sobie pozwolić za kółkiem. Łukasz
tego nie wiedział i z każdą chwilą bladł coraz bardziej. Facet był jednak
uparty jak osioł i nie odezwał się słowem… Na ich nieszczęście Jurek też był
uparty i tym razem uparł się, że wywoła w Nakoniecznym jakąś reakcję. Inną niż
tylko mrożenie go morderczym wzrokiem.
Dlatego prędkość na liczniku
rosła, a na ustach Jurka pojawił się nikły, ale zadowolony uśmieszek. Łukasz
wyłapał to i zmrużył gniewnie oczy. Był bladziutki.
Jurek niestety mógł się
zadowolić jedynie zerkaniem na swojego szefa, a kiedy to robił, czuł coś na
kształt satysfakcji i zdenerwowania w jednym – jak długo Łukasz będzie się na
niego boczył? Może powinien z nim po prostu porozmawiać? Tak by było dojrzalej,
tak, ale wcale nie łatwiej. No bo co by miał mu powiedzieć? Że uderzył Alka
dlatego, że ten zniszczył mu płaszcz? To chyba brzmiało żałośnie, zresztą co
Łukasza miał obchodzić jakiś kawałek ubrania…? W tej sytuacji nie chodziło jednak
o sam płaszcz – chociaż Jurkowi naprawdę było go żal – a o zachowanie. Jak ktoś
mógł go tak jawnie zastraszać, grozić mu…?
I to wszystko miałby powiedzieć
Łukaszowi? Przecież to brzmiało tak żałośnie – jakby Jurek kompletnie sobie nie
radził, jakby go gnębiono… Nie, prędzej zapadłby się pod ziemię niż przekazał
to Nakoniecznemu. Dlatego jechali dalej.
Jurek odprężał się podczas jazdy, a Łukasz wręcz przeciwnie – z chwili na
chwilę był coraz bardziej spięty.
– Wiesz, ile masz na
liczniku? – sapnął w pewnym momencie, podczas gdy wymijali całkiem niezłe BMW.
– Jestem tego świadomy – odpowiedział
ze stoickim spokojem. Łukasz zacisnął dłonie na kolanach. Skojarzył mu się z
małą, wypłoszoną myszką, która wciskała się w kąt siedzenia.
Uśmiechnął się pod nosem.
– Ale mogę zwolnić, jeżeli aż
tak nie goni cię czas – zaczął. – Albo mogę przyśpieszyć, jeżeli jednak jesteś
spóźniony.
– Jeszcze przyśpieszyć?
Pewnie, jeżeli chcesz nas zabić, to czemu nie – wycisnął przez zaciśnięte zęby.
Naprawdę był na niego wkurwiony, nigdy wcześniej praktycznie się tak do niego
nie zwracał – zawsze starał się być milutki, tak bowiem najbardziej działał
Gosowi na nerwy, ale tym razem pozwolił sobie na bardziej szczere odczucia.
– Wyluzuj, wszystko mam pod
kontrolą – dodał spokojnie, przejmując jego taktykę. Przecież zawsze było na
odwrót, to Jurek się denerwował, a Łukasz pławił się w zadowoleniu, wbijając mu
kolejne szpilki. Tak przynajmniej było do niedawna, bo ostatnio wbijanie
szpilek zostało zamienione na… coś w rodzaju koleżeńskiego przekomarzania. Tak odbierał
to Jurek, zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie w kawiarni.
– Wyluzuj? – zakpił. –
Jestem oazą spokoju – dodał chłodno, a Jurek uśmiechnął się pod nosem, zerkając
na skwaszoną minę mężczyzny.
Przyśpieszył. Skoro Łukasz
był taki spokojny, to przyda mu się więcej wrażeń w życiu.
Piętnaście minut później,
kiedy Nakonieczny niemalże zaciskał powieki ze zdenerwowania, Jurek w końcu
zwolnił. Wcześniej deszcz siąpił nieustannie, ale teraz rozpadało się na całego
– widoczność była tak słaba, że postanowił więcej nie szaleć i nie męczyć
Nakoniecznego. Facet i tak wyglądał na przybitego.
– Już prawie jesteśmy – odezwał się,
spoglądając na pasażera. Ich oczy złapały się na chwilę. Jurek zmarszczył brwi,
przyglądając się blademu jak ściana mężczyźnie. – Wszystko gra? Trzęsiesz się
– zauważył.
– Stałem na deszczu dobre
pół godziny – wytłumaczył, odwracając wzrok za okno, po czym westchnął cicho.
Jurek pokiwał z wolna głową.
Jemu nie było aż tak zimno, moknął zaledwie chwilę i nie przemiękł do suchej
nitki w przeciwieństwie do Nakoniecznego. Wyciągnął dłoń, by podkręcić
klimatyzację, chociaż w samochodzie było bardzo ciepło, po czym skupił się na
jeździe. Ledwo widział przez szarą ścianę deszczu…
Atmosfera między nimi znowu
zrobiła się ciężka i drażniąca. Jurek zaczynał już mieć tego powoli dość.
– Zamierzasz być na mnie
cały czas obrażony? – zapytał w końcu, a jego głos przebił się przez cicho
grającą muzykę i dźwięk uderzanych o samochód kropel deszczu.
Łukasz zerknął na niego
lodowato.
– Naprawdę jeszcze pytasz?
Uderzyłeś Alka – warknął, po czym odgarnął napuszone od deszczu włosy za ucho.
– Tak, uderzyłem go, bo jest
pedałem – zakpił. – Ciebie ponoć gnębię, o tym też słyszałeś? – dodał prześmiewczym
tonem.
Łukasz zmrużył oczy,
przekręcając głowę lekko na prawo.
– Alka uderzyłeś naprawdę –
zaznaczył – to nie zwykłe plotki.
– Ponoć też obrażam i
popycham ludzi.
– Może. Dlaczego mam wierzyć
tobie, a nie innym?
– Cenisz mnie tak nisko? – powiedział
lodowatym tonem. Łukasz parsknął.
– A nie powinienem? Po tym
co zrobiłeś?
Tym razem to Jurek parsknął.
– Gówniarz dostał po
mordzie, ot, wielkie mi rzeczy. Jakby nie było dostał, co chciał. – sarknął, a
Łukasz spojrzał na niego nierozumnym wzrokiem. – Atencję swojego ukochanego
szefa – zakpił, czując narastające wzburzenie.
Łukasz zmrużył powieki i
wychylił się w stronę Jurka.
– Ceniłem cię znacznie wyżej
– powiedział grobowo, patrząc mu w twarz. Jurek zwolnił jeszcze bardziej, serce
zabiło mu mocniej w piersi, a ciało stężało.
– Najwyraźniej niepotrzebnie
– warknął rozgoryczony. Chwilę potem GPS oznajmił mu koniec trasy. Łukasz za to
wskazał mu odpowiednią bramę, w którą wjechał i zatrzymał samochód. Nakonieczny
od razu odpiął pas i Jerzy był pewny, że wyjdzie bez słowa, ale w chwili kiedy
położył dłoń na klamce, odwrócił głowę i rzucił krótko:
– Wysiadaj.
– Słucham?
– No już, ubieraj się i
wysiadaj. Nie pozwolę ci wracać w taką ulwę – warknął. Jurek zamrugał
zdziwiony, po czym spojrzał na swoją porwaną kurtkę i poczuł, jak coś ściska go
w żołądku. Zgasił samochód i również odpiął pas. Nakonieczny lustrował go
przenikliwym wzrokiem, gotowy do kolejnej sprzeczki, ale Jurek wcale nie chciał
się kłócić, chciał z nim pójść. Chwycił kurtkę z zamiarem odrzucenia jej na
tylne siedzenie, ale Łukasz go ubiegł i złapał ubranie. Teraz trzymali je obaj.
– Z tobą jest coś nie tak?
Nie widzisz, jaka jest pogoda? – zapienił się.
– Widzę jaka jest pogoda na
litość boską!
– Więc się, kurwa, ubierz! –
zażądał, niemalże wciskając kurtkę w klatkę piersiową Gosa. W tym też momencie
usłyszeli trzask rwanego materiału. Łukasz zastygł w bezruchu, zamrugał, zerknął
na dziurę, po czym spojrzał w oczy Jurkowi, który spiął się cały.
– Nie drąż – mruknął,
odrzucając w końcu ubranie na tylne siedzenie. – Po prostu wysiadaj, przecież
tak bardzo ci się spieszyło – dodał prześmiewczo, ale tonem tym chciał odwieść
Nakoniecznego od zastanawiania się nad wcześniejszym wydarzeniem. Wyszedł z samochodu, więc i Łukasz
nie miał innego wyjścia. Mroźny deszcz, który ich uderzył spowodował, że pobiegli
do drzwi, a kiedy już znaleźli się pod dachem, Łukasz zmierzył Jurka
oceniającym spojrzeniem. Na rzęsach miał kropelki wody, a włosy przykleiły mu
się do twarzy.
– Wytłumaczysz mi to – powiedział stanowczo,
zanim zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
Oczywiście, nigdy nie mógł
sobie odpuścić… A po jego minie Jurek wnioskował, że bardzo szybko domyśli się
prawdy, w końcu on już wcześniej nie ubrał tej przeklętej kurtki...
Na razie jednak to mogło
zaczekać. Drzwi otworzyła im kobieta – szczupła, ubrana w błękitny, dopasowany
sweter i czarne dżinsy, która uśmiechnęła się szeroko na widok Nakoniecznego, a
następnie przytuliła go do siebie krótko.
– Jesteś wreszcie! – Jej
głos był ciepły i słodki. – Dzwoniłam – dodała karcąco, po czym przeniosła
zaciekawione spojrzenie na Jurka. – Nie wspominałeś, że będziemy mieli gościa.
– Podała rękę Gosowi. – Emilka.
– Jurek. – Uścisnął jej dłoń, a kobieta w jednej
chwili zlustrowała go uważnym wzrokiem. Gos podejrzewał więc, że nie był jej
całkowicie obcy.
– Ach, czyli to dzięki tobie
mamy futrzaka – powiedziała, uśmiechając się szeroko. W jednym momencie on i
Łukasz skinęli głową. Jurek poczuł, jak z włosów skapują mu na twarz zimne
krople, a lodowaty wiatr owiewa całe jego
ciało. Kobieta zreflektowała się i dodała od razu: – Wchodźcie, strasznie tu
zimno.
– A ty jeszcze nie ubrana? –
zapytał Łukasz, rozbierając się. Jurek zsunął z siebie buty, zerkając na
wypolerowaną podłogę z ciemnego drewna i ciepłe, jasne ściany w odcieniach
beżu. Od razu zrobiło mu się cieplej, ale mokre włosy i przylepiona do pleców
koszula nie pomagały mu, by poczuł się bardziej komfortowo. Roztrzepał włosy,
mając nadzieje, że dzięki temu przeschną trochę szybciej, a następnie
przygładził je, spoglądając na swoje odbicie w wielkim lustrze. Nie wyglądał
źle, to samo zresztą mógł powiedzieć o Nakoniecznym, którego mokre spodnie
podkreśliły nogi, a twarz, na której osadziły się kropelki wody, wyglądała rześko
i trochę bardziej zdrowo.
– Tak, w końcu wszystko się
przesunęło o pół godziny, więc spokojne zdążę wam jeszcze zrobić coś ciepłego
do picia – oznajmiła. Gos nie mógł się
nadziwić brzmieniem jej głosu. Był bardzo aksamitny i delikatny, pasował do drobnej
sylwetki i polokowanych, kasztanowych włosów, rumianej cery i małego, zgrabnego
noska. – Chyba że chcesz się przebrać, jesteś cały przemoczony – zauważyła,
lustrując mężczyznę uważnym spojrzeniem. Miała błękitne oczy.
Łukasz posłał jej ciepły
uśmiech.
– Zdecydowanie. Czuję, że
zaczynam się robić chory – mruknął, po czym odwrócił się i spojrzał na
Jurka. – Dla ciebie też się coś znajdzie
jeśli chcesz – dodał ciężkim do rozszyfrowania
głosem. Tak jakby sam nie wiedział, jak ma się zachować.
Jurek pokręcił głową.
– To nie jest konieczne –
odpowiedział, zerkając w brązowe oczy. Łukasz skinął głową po czym, obejmując Emilkę, wyminął ją i zniknął w
następnym pokoju.
Kobieta zaś poprowadziła
Jurka do kuchni, gdzie przystanęła przy blacie, wskazując mu miejsce przy
stole. Uśmiechała się kącikami ust, włosy zaś opadły jej lekko na oczy. Była
bardzo piękną kobietą, subtelną i
łagodną. Jej twarz przystrajał makijaż w brązach, a na ustach lśnił koralowy
błyszczyk.
– Na co masz ochotę? –
zapytała ciepło, otwierając szafkę. – Dla Łukasza będzie kakao, tylko ono jest
w stanie roztopić jego skute lodem serce – zażartowała, mrugając psotnie do
Gosa, a ten zapatrzył się na nią przez chwilę w szoku. Ta kobieta podchodziła
do niego tak serdecznie, jakby wcale nie był nieznajomym... – Kakao i marcepan.
Wszystko inne musi być gorzkie, ale te dwie to jego absolutne słabości –
dodała, opierając się o szafkę.
– W takim razie już wiem,
czym go przekupić – odpowiedział z wolna.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
– Zdecydowanie. U mnie
sprawdza się za każdym razem – odparła,
sięgając po kakao. – Więc, ponawiam pytanie, na co masz ochotę?
– Zaraz będę się zbierał,
niech tylko trochę się rozpogodzi, wiec chyba nie ma sensu… – zaczął,
zaczesując włosy do tyłu. Dziwnie się czuł przy Emilii, nie na miejscu, jakby
nieswojo… Może to dlatego, że kobieta podchodziła do niego z taką sympatią i
ciepłem, którego nigdy zbyt często nie doświadczał, a może dlatego, że była tak
blisko z Łukaszem, który – jakby nie patrzeć – był jego wieloletnim rywalem.
– Nie zapowiada się, żeby
miało się szybko wypogodzić – powiedziała, zerkając za okno. Jurek westchnął,
podążając za nią wzrokiem.
– W takim razie niech będzie
kakao – postanowił, opierając się na krześle. W między czasie oglądał kuchnie, która
na myśl przywodziła mu trochę jego własną; było tu kolorowo i przytulnie, ale
poza tym było tu czuć jakiś kobiecy pierwiastek, którego u niego brakowało. Na
brzoskwiniowych ścianach wisiały białe ramki ze zdjęciami i to na nich Jerzy
skupił wzrok. Oglądał je z zaciekawieniem, przyglądając się – w głównej mierze
– małemu chłopcu w różnych fazach jego życia. Miał on jasne, złote włosy, mały,
spiczasty nos i brązowe oczy. Był podobny do Łukasza ze zdjęcia, które widział
u Dęby.
– Ale Łukasz nie możesz, to
niesprawiedliwe! – Usłyszał dziecięcy głos, któremu towarzyszył jeden wielki
pisk, a potem przez drzwi wpadł mały chłopiec i pędem podbiegł do mamy. –
Łukasz mnie łaskocze! – wykrzyczał, stając za plecami kobiety. Wyjrzał zaraz
zza jej uda i spojrzał z przestrachem na drzwi, a potem wzrokiem wyłapał Jurka.
Speszył się.
– To dopiero straszne – odpowiedziała poważnie
Emilka, wsuwając dłoń w jasne kosmyki dziecka. Pogładziła go po głowie i w tej
chwili Nakonieczny w końcu przeszedł przez drzwi. U jego nóg plątał się biały
kot, na którym to Jurek zawiesił spojrzenie. Futrzak wyglądał znacznie lepiej
niż gdy widział go ostatnio, był czysty, a jego futerko puchate i suche. Kulał
na jedną łapkę, ale nie przeszkadzało mu to w ocieraniu się o luźne dresy
Łukasza.
To też było zaskoczeniem –
Nakonieczny ubrany w za duży, biały T-shirt i nisko zawieszone dresy wyglądał
całkiem inaczej niż w garniturze.
– Co, myślisz, że jak się
schowasz, to Emilka ci pomoże? – zakpił, podchodząc w stronę dzieciaka, a ten
poruszył się niespokojnie.
– Pomogę? Pierwsza cię
sprzedam – odpowiedziała kobieta, czochrając kosmyki chłopca, który drgnął na
to, po czym rozejrzał się po całym pomieszczeniu i pomknął za najbliższe
krzesło.
– To niesprawiedliwe! – krzyknął
oburzony, wczepiając drobne dłonie w szczebelki. Jurek uśmiechnął się pod
nosem, przyglądając się całej scenie. Chłopiec spojrzał na niego błagalnie i
zrobił kilka niepewnych kroków ku niemu. – Ty mi pomożesz, prawda? – zapytał,
robiąc wielkie oczy.
Jurek zagapił się na
dzieciaka po czym odpowiedział po sekundzie zawieszenia:
– Jasne. Łukasz nie ma ze
mną szans – dodał, na co dziecko rozpromieniło się całe i pokazało
Nakoniecznemu język, a Łukasz uniósł wysoko brwi w kpiącym geście.
– Tak myślisz? – zapytał,
uśmiechając się złośliwie. Jurek zjechał go oceniającym spojrzeniem.
– Tak myślę – odparł
wyzywająco.
Emilka pokręciła głową,
Łukaszowi zaś zaświeciły się oczy. On był innego zdania, ale już nie drążył.
Zamiast tego usiadł po drugiej stronie stołu i odwrócił się bokiem do Emilki,
która właśnie kończyła gotować kakao.
– Grześ, ty też usiądź na
chwilę – powiedziała, zerkając na syna. Chłopiec skrzywił się teatralnie, ale
sekundę później już odsuwał sobie krzesło, do którego wcześniej się doczepił i
spojrzał ciekawsko na Jurka.
– Co ci się stało, o tu –
zapytał rozbrajająco, wskazując palcem na bliznę nad jego ustami.
– Grześ – upomniała go
matka, podchodząc do syna z parującym kubkiem. – Nie wypytuj tak – westchnęła, stawiając
go przed chłopcem, którego entuzjazm nagle opadł, tak samo jak kąciki ust.
– To nic takiego – odpowiedział Jurek, spoglądając na chłopca. –
Jak byłem taki mały jak ty, miałem mały wypadek – zaczął, a Grześ wlepił w
niego zaciekawione spojrzenie. Widać było, że ten „wypadek” zrobił na nim
wrażenie i rozbudził wcześniejszą ekscytację.
– Potrącił cię samochód?! –
zapytał, zaciskając drobną rączkę na uchu od kubka. Kącki ust Jurka uniosły się
do góry.
– Nie, na szczęście nie. To
po szklanej butelce – wytłumaczył, patrząc jak oczy dziecka rozszerzają się do
rozmiarów pięciozłotówek.
– Fajnie – zaszczebiotał z
uznaniem.
W tym samym momencie Emilia
postawiła kakao zarówno przed Łukaszem jak i przed nim, po czym odsunęła się i
ogarnęła ich wszystkich spojrzeniem.
– W takim razie ja uciekam –
zaczęła, odgarniając włosy za ucho. – Grześ bądź grzeczny – westchnęła,
poprawiając jeszcze swój niebieski sweter. – Nie męcz Łukasza bardziej niż jest
to absolutnie konieczne – dodała, a dziecko uśmiechnęło się jak diabełek.
Łukasz wywrócił oczami. – A ty pamiętaj, że w piekarniku są racuchy. Za kilka
minut powinny już przestygnąć. W salonie masz też naszykowane rzeczy, których
ostatnio zapomniałeś i gdybyś miał chwilę, mógłbyś zerknąć do łazienki na górze,
bo uszczelka poszła przy słuchawce od prysznica… – mówiła, podchodząc do
mężczyzny. Położyła mu dłonie na ramionach po czym pochyliła się i pocałowała
go w policzek.
Jurek drgnął i odwrócił od
nich wzrok, czując uścisk w żołądku.
– Dobrze, dobrze. Poradzimy
sobie, leć już – odpowiedział jej mężczyzna, odganiając ją od siebie niczym
muchę. – Bo się spóźnisz – westchnął, spoglądając Emilii w oczy. – Obiecuję, że
zastaniesz nas jutro w jednym kawałku – dodał, a kobieta w końcu się od niego
odsunęła, kręcąc z politowaniem głową.
– No chodź Grześ,
odprowadzisz mnie do drzwi – zawróciła się do syna, a chłopiec zsunął się bez
protestu z krzesła i podbiegł do mamy, chwytając ją za rękę. – W takim razie do
zobaczenie, miło było mi cię poznać – zwróciła się bezpośrednio do Jurka,
posyłając mu ciepły uśmiech.
– Mnie również –
odpowiedział siląc się na beztroski ton, chociaż przez cały ten czas, czuł się
dziwnie speszony i nie na miejscu. Przytłaczała go rodzinna atmosfera, szczere,
łagodne uśmiechy, żarty, dziecięca radość, przekomarzania i troskliwe gesty. On
nie znał tego wszystkiego, chociaż bardzo by pragnął czegoś podobnego w swoim
życiu. Jego rodzina rozpadła się bardzo szybko, z Izą takiej rodziny nie
potrafili stworzyć, a teraz było, tak jak było.
Jego rozmyślenia zostały
przerwane w chwili, kiedy biały kot otarł mu się o nogi, mrucząc z zadowolenia.
Jurek spojrzał w dół na łaszącego się zwierzaka i poczuł, jak uścisk w klatce
piersiowej metodycznie się zwiększa.
– No, uciekaj – mruknął
cicho, odpychając go lekko nogą, ale futrzak od razu się w nią wtulił,
niezrażony podłym zachowaniem.
– Jest bardzo przyjazny. –
Dotarł do niego głos Łukasza, więc podniósł głowę i spojrzał mu w twarz. Byli
sami w kuchni, Emilia z Grzesiem krzątali się w holu.
– Na to wychodzi –
odpowiedział, chwytając za kubek. Utkwił w nim spojrzenie, czując się jak pod
ostrzałem spojrzenia Nakoniecznego. Napił się kakao, a przyjemne ciepło i
słodkość rozlały się po jego przełyku. Wcześniej nawet nie czuł, jak bardzo był
zmarznięty, ani też starał się nie zastanawiać nad Nakoniecznym – o tym, co
sobie myśli. Sądząc po tym, że teraz się do niego odezwał, nie był już taki zły
jak jeszcze kilkanaście minut temu, więc najprawdopodobniej doszedł do jakichś
wniosków.
Jakich?
Jurek nawet nie wiedział,
czy był ciekawy.
– Więc… Dlaczego miałeś ze
sobą porwaną kurtkę? – zapytał, odchylając się na krześle. Jurek podniósł na
niego wzrok. – Bo taka była, prawda? To niemożliwe, żebym ją porwał – dodał, wracając myślami do wydarzenia w samochodzie.
Przecież prawie w ogóle nie użył siły, a nawet gdyby użył, to kurtki nie pękają
ot tak.
– Nie twój interes –
mruknął, uciekając spojrzeniem od przenikliwych, czekoladowych oczu. Ulokował je w kocie, który dalej łasił się i
mruczał, prosząc o chociaż odrobinę uwagi, więc w końcu pochylił się i
pogłaskał go po główce.
Łukasz parsknął.
– Mój, bo jeżeli to przeze
mnie, jestem zobowiązany ci ją odkupić – odpowiedział, unosząc kubek do ust.
Sytuacja była absurdalna. Siedzieli sobie w przytulnej kuchni, popijając kakao,
kot plątał im się między nogami, a Nakonieczny udawał debila.
– To nie twoja wina, więc
się nie kłopocz – warknął ostrzej. Łukasz uniósł sugestywnie brew.
– A czyja?
– Niczyja.
– To Alek?
– Ależ skąd – zaprzeczył, a Łukasz westchnął ciężko.
– Uderzyłeś go, a on w
ramach zemsty zniszczył ci ubranie – zawyrokował. Jurek zacisnął szczękę, po
czym wypalił:
– Niekoniecznie w takiej
kolejności. – Łukasz spojrzał na niego w zastanowieniu, po czym odwrócił wzrok
i zapatrzył się w okno.
Jurek za to cały się zjeżył,
czekając na dalsze słowa szefa, ale te nie nastąpiły. Również zerknął na panującą na dworze pogodę i zaklął w
myślach; wciąż lało.
– Także możesz być
szczęśliwy, nie biję pedałów tylko za to, że są pedałami – warknął mając dość
przeciągającej się ciszy. Rozstrajała go niewiedza na temat myśli Łukasza, więc
wolał go sprowokować niż dalej się zastanawiać.
– Od razu czuję się z tobą
bezpieczniej – zakpił, a jego kąciki ust uniosły się.
– No i z czego się cieszysz?
– sarknął, zawieszając spojrzenie na
rozciągniętych ustach.
– Z wielu rzeczy – odparł
zagadkowo. Powietrze zeszło z Jurka niczym z napompowanego balonika. Napił się
kakao i zaczął postukiwać paznokciami o blat w nerwowym geście. – Mam wiec
rozumieć, że Alek zniszczył twój płaszcz? – kontynuował. Jurek mruknął ciche
potwierdzenie, nawet na niego nie patrząc. – Szkoda. Do twarzy ci w nim było –
mruknął. Gos spojrzał na Nakoniecznego z marsową miną; czy on właśnie go
skomplementował? Łukasz za to uśmiechnął się szeroko, niezrażony rozstrojeniem
pracownika i wstał, a Jurek obserwował go czujnym wzrokiem.
Mężczyzna przystanął tuż
przy nim i – o zgrozo – położył mu rękę na ramieniu.
– Porozmawiam z Alkiem –
powiedział rozpromieniony, zsuwając dłoń i nachylił się nisko, by chwycić kota.
Kota, który miauknął zdezorientowany, kiedy Nakonieczny go chwycił i przycisnął
do piersi. – Chodź, nie będziesz Jurkowi
zostawiał kłaków na spodniach. Wystarczy mu zniszczonych ubrań – powiedział do
zwierzaka, a ten spojrzał na niego zabawnie, nie rozumiejąc, o co może chodzić
temu okropnemu człowiekowi, który odciągnął go od jego osobistego drapaka.
– Hej! Nie można nosić
Krzywołapa! – Grzesiek wpadł przez drzwi i wycelował oskarżycielsko dłonią w
Łukasza.
– Jak ty go nazwałeś? – mruknął
zdezorientowany mężczyzna, trzymając kota przy piersi. – Nie ma mowy, nie będzie się tak nazywał –
zaprotestował, kręcąc głową. Kot poruszył mu się na rękach niespokojnie.
– Ale on ma krzywe łapy! –
krzyknął chłopiec, podbiegając do Łukasza.
– Nie ma krzywych łap tylko
kuleje – wytłumaczył mężczyzna, głaszcząc kota po grzbiecie. Grześ nadął
policzki, po czym wyciągnął rękę do pyszczka zwierzaka i poklepał go po głowie.
– Zresztą to samiczka i absolutnie nie będzie się tak nazywała – powiedział niezaprzeczalnym
tonem. Tym razem Jurek zgodził się z nim całym sercem. Co to było za okropne
imię?
Grześ posmutniał wyraźnie i
westchnął teatralnie, odsuwając się.
– Mama chciała nazwać ją
Melody – powiedział ciszej, zmierzając w stronę, gdzie porzucił swój kubek.
– Mama to mądra kobieta –
odpowiedział Łukasz, kierując się w stronę drzwi. – Melody jej pasuje – dodał,
zaczepiając palcem kota, który zaraz zaczął odpychać łapką natręta. – Co, nie
powiesz mi, że nie? – zwrócił się do dziecka, odkręcając się. W tym momencie
Melody zahaczyła pazurami o jego palec, drapiąc go nieprzyjemnie. Łukasz syknął
i spojrzał na nią ostro, a Grzesiek zaśmiał się radośnie.
– Widzisz, sama ci
odpowiedziała – wyszczerzył się, niemalże podskakując na krześle. – Ale niech
będzie Melody! Gdzie ją niesiesz? Mama mówiła, że nie można jej podnosić.
– Że ty nie możesz – podkreślił Nakonieczny, po czym odłożył kota za
drzwi i zamknął je za sobą.
– Ej, to niemiłe!
– Nie przeszkadzała mi – mruknął
Jurek. Grześ wlepił w niego swoje wielkie oczyska.
– Mama powiedziała, że to ty
ją znalazłeś! – niemalże wykrzyczał, a jego blond loczki opadły mu na oczy.
– Siedziała pod moją klatką
– wytłumaczył chłopczykowi, który zrobił po chwili przestraszoną minę.
– Ale nie będziesz chciał
nam jej zabrać? – zapytał, przygryzając usta. Jurek uśmiechnął się.
– Nie, nie miałbym czasu się
nią zajmować.
– Dlaczego? – zapytało
dziecko rozbrajająco.
– Bo… chodzę do pracy.
– Dlaczego?
– Bo Łukasz mnie zmusza.
– Dlaczego?
– Wcale cię nie zmuszam –
odpowiedział mężczyzna, przekręcając oczami. Jurek uniósł wysoko brew.
– Aha, a moje wypowiedzenie
zniszczyło się samo – zakpił.
– Zniszczyło się przez
przypadek. – Wzruszył ramionami. – Ręka mi
zadrżała – uśmiechnął się, a w jego oczach zalśniły psotne iskierki. Jurek
pokręcił głową z politowaniem.
– Dlaczego? – zapytał Grześ,
a Łukasz podszedł do niego i poczochrał mu włosy.
– Zaciąłeś się, czy jak?
– Nie, dlaczego? – zapytał,
wlepiając w Łukasza rozbawione spojrzenie.
– Kilka dni cię nie
widziałem i już zapomniałem, jaki jesteś okropny – westchnął, siadając przy
stole. Grześ uśmiechnął się, jakby właśnie dostał bardzo miły komplement.
– Jakbyś przyjeżdżał
częściej to byś nie zapominał! – wykrzyczał, szczerząc ząbki. Dopiero teraz
Jurek zauważył, że brakuje mu jednego kła.
– Jeszcze częściej? – sapnął
dramatycznie mężczyzna, sięgając po kubek. – I co, miałbym znosić takiego
uparciucha?
– Tak! – odparło niezrażone
dziecko.
Łukasz uśmiechnął się
rozbrajająco, patrząc na swojego bratanka, Jurek zaś obserwował go w
zastanowieniu. Patrzył na napuszone od wilgoci, pofalowane włosy, blade
policzki, kilka małych zmarszczek, które robiły mu się w kącikach ust i oczu, i
na to ciepło, które od niego biło, gdy spoglądał na Grzesia. Łukasz tak nie
wyglądał na co dzień, często towarzyszyły mu zaciśnięte wargi i zmarszczone
brwi, napięcie i dystans, a tutaj… Tutaj nic takiego nie miało miejsca.
Chociaż możliwe, że Jurek go
po prostu nie znał. Miał w głowie jego obraz, który towarzyszył mu od lat, ale
to, co było w jego głowie, niekoniecznie musiało zgadzać się z rzeczywistością.
Do niedawna myślał, że Łukasz chce jedynie jego nieszczęścia. Że zawsze tak
było – że każdym swoim gestem, zachowaniem, słowem robił mu na złość… Tak
naprawdę na początku tylko Jurek tak robił. Nienawidził go z całego serca,
nienawidził tego, że wszystko mu się układało, że zyskał przychylność
społeczeństwa, że miał kochającego partnera, że wszyscy patrzyli na niego z
uznaniem, że jednym słowem, potrafił przywołać kogoś do porządku…
Łukasz spojrzał na niego,
wyczuwając uważny wzrok.
– Może jednak chcesz się przebrać? – zapytał,
wskazując na pogodę za oknem. Właśnie się błysnęło, a wiatr zakołysał potężnym
drzewem. Jurek drgnął.
– Nie, już wychodzę –
mruknął. Łukasz spojrzał na niego jak na wariata.
– Nigdzie nie idziesz –
naprostował.
– No właśnie, nigdzie nie
idziesz! – krzyknął Grześ, wstając z krzesła. – Mama wyszła, wiec możemy robić,
co chcemy! – dodał rozentuzjazmowany. – Zjemy wszystkie ciastka z najwyższych
półek! Zrobimy bazę z firanki!
– Ej, ej. Nie rozpędzaj się
tak. I żadnych ciastek, mama zrobiła racuchy – odpowiedział mu Łukasz. Potem
jednak przesunął wzrok z powrotem na Jurka,
który wydawał mu się jakiś rozstrojony. Znowu. Ostatnio to uczucie
często mu towarzyszyło. Zmarszczył brwi. – Chyba że gdzieś ci się spieszy. Nie
będę cię zatrzymywał na siłę – dodał ciszej, przyciągając do siebie chłopca,
który wstał z krzesła i podszedł do niego. Obydwaj wlepili spojrzenia w Jurka i
ten nie mógł się nadziwić, jak podobni do siebie byli.
– Ale nie jedź – poprosił
Grześ. – Łukasz zanudzi mnie na śmierć – dodał markotnie, a Nakonieczny wbił mu
palce pod żebra. – Ej! – pisnął, wiercąc się na jego kolanach. – Albo
załaskocze! – zaśmiał się, uciekając od
mężczyzny. – Miałeś mnie obronić! – podbiegł do Gosa i stanął za nim, tak że
Łukasz mógł zauważyć tylko wychylającą się zza Jurka głowę.
– Sam mu się podłożyłeś. –
Wzruszył ramionami. Dziecko wygięło usta w podkówkę.
Łukasz uśmiechnął się szeroko, kręcąc
głową.
– To co, Jurek zostaje z
nami?
– Tak! – Krzyknął chłopiec
zaciskając drobną rączkę na koszuli Jurka. Gos spojrzał na niego zdziwiony, a
po chwili poczuł, jak coś ciepłego rozlewa mu się po piersi.
– W takim razie postanowione – westchnął
Łukasz, wstając od stołu.
– Ach, czyli rozumiem, że
nie mam prawa głosu – sarknął Gos, wbijając w Nakoniecznego chłodne spojrzenie.
– Niestety nie. Stoisz niżej
w hierarchii, ale kiedyś już o tym rozmawialiśmy – mrugnął do niego, a Jurek skamieniał. Udusi
go. – Przyniosę ci te ubrania – dodał, po czym wyszedł z kuchni, zostawiając go
samego z dzieckiem.
Jurek przeniósł spojrzenie
na Grzesia, który przyglądał mu się z głową lekko przechyloną na prawo. Łukasz
też tak robił.
– Pokazać ci mój pokój? –
wyszczebiotał zadowolony. Jurek z lekkim opóźnieniem skinął głową. – To
chodź!
Poszedł za chłopcem,
rozglądając się po domu. Chciał też wypatrzeć kotkę, ale ta musiała powłóczyć się
za Łukaszem, bowiem nigdzie jej nie widział. Żeby nadążyć za Grzesiem musiał
iść całkiem żwawym krokiem, bo chłopiec był tak podekscytowany, że niemalże
biegł.
– Powoli na tych schodach –
mruknął do niego, kiedy zaczął pokonywać stopnie w zawrotnym tempie.
– Mówisz jak Łukasz! –
jęknął, ale posłusznie zwolnił.
Gos pokręcił głową, czując
coraz większą sympatię do tego malucha.
Grześ zaprowadził go do
swojego pokoju, a Jurek przystanął w progu, rozglądając się oniemiały.
– Fajnie tu, co nie? – zapytał,
szczerząc się od ucha do ucha.
– Bardzo fajnie – przytaknął
mu, koncentrując spojrzenie na suficie, a raczej zwisających z niego złotych
piłeczkach ze skrzydełkami, podczepionymi na różnych wysokościach. Przez te
ozdoby, które kręciły się przy podmuchach wiatru, na podłodze tańczyły
różnokształtne cienie. Z lampki stojącej
na biurku za to wydobywało się na zmianę zielone i niebieskie światło, tworząc
magiczną atmosferę. Na parapetach w rządku stały poustawiane żołnierzyki i
różne kamyki, i muszelki, natomiast nad biurkiem poprzyczepiane były do tablicy
korkowej rysunki.
– Rysujesz? – zapytał Jurek,
podchodząc do biurka. Malec potaknął z entuzjazmem, podskakując do mężczyzny,
by pokazać mu swoje dzieła. Zaczął wyciągać pliki kartek i odkładał je wszystkie
na kupkę, tuż przy ręce Gosa, wiec ten
zaczął nieśpiesznie oglądać każdy rysunek. – Bardzo ładnie – pochwalił dziecko, a to uśmiechnęło się zadowolone. – To Łukasz? – zapytał, wskazując na krzywą
postać w garniturze.
– Tak!
– Podobny – mruknął,
uśmiechając się pod nosem.
– Jemu się nie podobało –
odpowiedziało szczerze dziecko, biorąc rysunek w dłonie. – Powiedział, że nie
ma takich żółtych włosów. Ale ja miałem tylko taką kredkę. – Wzruszył
ramionami, odkładając rysunek na blat.
– Mogłeś jej tak mocno nie
dociskać i dodać trochę brązowej.
– Ale Łukasz nie ma
brązowych włosów.
– Nie wyszłyby brązowe –
wytłumaczył, a widząc niezrozumienie na twarzy chłopca, dodał żywiej: – Pokażę ci, tylko znajdź mi jakaś
czystą kartkę i przynieś kredki.
– Ty też rysujesz? – zapytał
chłopiec, wlepiając w niego te swoje wielkie oczyska.
– Och, żebyś wiedział jak –
odpowiedział za niego Łukasz, który właśnie przystanął w progu pokoju. –
Przygotuj Jurkowi wszystko. A ty się przebierz, koszula ci jeszcze nie wyschła,
a mimo że pali się w kominku, to nie jest najcieplej. Łazienka jest na końcu
korytarza – powiedział, wyciągając rękę z ubraniami w stronę mężczyzny, który
zaraz do niego podszedł i spojrzał mu przeciągle w oczy.
– Co ty kombinujesz?
– Gdybym coś kombinował
kazałbym ci się rozbierać, a nie ubierać – szepnął, praktycznie do jego
ucha. Policzki Jurka zalały się
automatycznie czerwienią.
– Nakonieczny – upomniał go
karcąco.
– No co? – zapytał niewinnie, odsuwając się.
– Przesadzasz – wysyczał
przez zęby i niemalże agresywnie wyrwał mu ciuchy z ręki. Wyminął go w progu.
Co ten Nakonieczny sobie
wyobrażał, pomyślał, a dłonie mu się zatrząsnęły ze złości. Policzki
zarumieniły mu się jeszcze bardziej, kiedy zakładał na siebie przygotowane przez
niego ciuchy, które były… ciasne. Koszulka opinała całe jego ciało, zaznaczając
każdy mięsień, a dresy – ciepłe i porządnie wykonane – nie zostawiały zbyt
wiele dla wyobraźni; przylgnęły do niego niczym druga skóra.
Jurek przejrzał się w
lustrze i doszedł do wniosku, że nigdy tak nie wyjdzie. Te ubrania były na
niego za małe, zresztą nie dziwota – Nakonieczny był znacznie smuklejszy od
niego, można by powiedzieć, że niemalże chudy, a on… On miał pełne ciało, które
teraz było doskonale widać.
Nie mógł odciągnąć od siebie
wzroku, czuł się zażenowany i skrępowany. Przed oczami stanął mu obraz Łukasza,
na którym niemalże takie same ubrania wisiały jak na wieszaku.
Warknął zirytowany,
spoglądając na swoje rzeczy złożone w kosteczkę. Nie ma mowy, po prostu się w
nie ubierze z powrotem… Niestety zmienił zdanie, kiedy tylko pod palcami poczuł
wilgoć, bo nie było nic przyjemnego w
chodzeniu w mokrych ciuchach, zwłaszcza
kiedy miało się na sobie tak wygodne, suchutkie ubrania.
Trudno, Jurek wysuszy swoje
przed kominkiem – w końcu Nakonieczny o jakimś wspominał – i potem będzie
wracał.
Wyszedł, trzymając w rękach
swoje rzeczy, ale kroki stawiał niepewne i ostrożne. Nie było jednak potrzeby
chowania się, zarówno Grześ jak i Łukasz stali przy schodach i wyraźnie na
niego czekali.
– Jesteś! – ucieszył się
chłopczyk, trzymając w ręku kasetkę z kredkami i blok pod pachą. O jego nogę
ocierała się Melody, mrucząc rozkosznie. Łukasz stał odrobinę z tyłu, a na jego
ustach błąkał się rozbawiony uśmieszek.
Jurek miał ochotę zetrzeć mu
go z twarzy w trybie natychmiastowym.
– Od razu lepiej, nie? – rzucił prześmiewczo, taksując spojrzeniem
opięte ciało Jurka.
– Lepiej będzie, żebyś się
nie odzywał – odpowiedział grobowo, a mężczyzna zaśmiał się perliście i
odwrócił od niego niechętnie wzrok.
– Nie rozumiem, o co ci
chodzi. Przecież dobrze wyglądasz – kontynuował, chwytając Grzesia za rękę, by
zeszli razem ze schodów.
– Jeszcze słowo,
Nakonieczny.
– I co zrobisz? – zapytał
słodko, odkręcając głowę. Jurek zmroził go lodowatym spojrzeniem. – Bo ja mogę ci podsunąć kilka pomysłów –
dodał.
Jak on mógł w ogóle
sugerować…? Czy on nie rozumiał jak nienormalne to było? Jakie obrzydliwe?
Nawet jeżeli były to tylko
głupie prowokacje, to co on chciał tym osiągnąć? Zdenerwować go? Jeżeli tak, to
był na dobrej drodze.
– Możemy na przykład
porysować? – zaproponował Grześ, uczepiony ręki Nakoniecznego.
– Pewnie, że możemy –
odpowiedział mu mężczyzna, a Jurek parsknął pod nosem, ale powlekł się za nimi
do salonu.
Tam rozwiesił swoje ciuchy
na fotelu przy kominku i stanął przy ogniu, grzejąc się, podczas gdy Grześ
rozkładał wszystko na stoliku. Za oknem odrobinę się przejaśniło, chociaż
pogoda wciąż pozostawiała wiele do życzenia.
– Idziesz? – zapytał
nieśmiało chłopiec, kiedy już wszystko było gotowe. Jurek drgnął i skinął głową
w roztargnieniu. Usiadł na sofie przy chłopaku.
Nakonieczny w tym czasie wyszedł na chwilę, by po minucie wrócić z
talerzem pełnym ciepłych, obsypanych cukrem pudrem racuchów z jabłkami.
Postawił je na brzegu stołu, siadając w fotelu przy kominku i od razu sięgnął
po jednego.
– Łukasz będziesz naszym
modelem – oświadczył chłopiec. – Jurek powiedział, że narysuje twoje włosy
brązową kredką – wytłumaczył. Gos pokręcił głową.
– Nie samą – naprostował,
pochylając się do kredek, by dokładnie im się przyjrzeć. Faktycznie, nie było z
czym szaleć, chłopak dysponował paletą dwudziestu czterech kolorów, ale pomimo
tego, kolory te były w miarę dobrze skomponowane do portretu – nie było żadnego
neonu i znalazł się nawet jeden brąz w chłodnym odcieniu, kolor do skóry i,
całe szczęście, biała kredka.
Blok za to był całkowicie
beznadziejny, szkolny, o bardzo niskiej gramaturze, ale Jurek dawał sobie rade
już w gorszych sytuacjach.
– Skupiony? – zapytał
chłopca, a ten od razu zaczął kiwać energicznie głową. – No dobra – mruknął,
stawiając pierwszą kreskę. Chłopiec zmarszczył brwi.
– Dlaczego rysujesz kwadrat? – zapytał.
– To fotel.
– To kwadrat – upierał się,
a kąciki ust Gosa uniosły się odrobinę.
– Okej, na razie to kwadrat, ale potem to
będzie fotel. W końcu tło też jest ważne, nie można zostawiać nieskończonego
rysunku, rysując samą postać – powiedział, a Grześ po chwili przemyślenia
skinął główką. Jego blond loczki rozsypały mu się po buzi. – Różni ludzie
różnie rysują, ale jeżeli najpierw wszystko przedstawisz wszystko w formie
brył, to nie będziesz miał później problemu z proporcjami. A gdybyś zaczął od
głowy, mogłoby się okazać że jest za duża lub za mała, w stosunku do reszty
ciała, rozumiesz? – zapytał, a dziecko skinęło entuzjastycznie. – Więc to
będzie fotel – zaczął jeszcze raz. – Teraz musimy zobaczyć, jak Łukasz się w nim układa – mruknął, zaznaczając
kolejne kreski. – Widzisz? Tu wystaje mu głowa, a tu nogi.
– I ręka!
– I ręka – powtórzył z
uznaniem, zaznaczając wystającą rękę poza granicą wcześniejszego kwadratu.
Potem w kilka minut naszkicował całą sylwetkę mężczyzny.
– Już wygląda w miarę jak
człowiek, co nie?
– Ale nie jak Łukasz!
– Zaraz nad tym popracujemy.
Weź sobie kartkę, postaraj się naśladować moje kroki – mruknął do chłopca,
który od razu wychylił się po czystą kartkę i zaczął rysować kwadrat… Krzywy
kwadrat. Jurek wychylił się do niego.
– Mogę? – zapytał, zerkając
na jego kredkę. Chłopiec oddał mu ją bez chwili wahania, Jurek zaś poprawił
linie.
– Jak to możliwe, że robisz
proste kreski bez linijki? – zapytał zdezorientowany.
– Długie godziny żmudnego
rysowania kresek i kółek w szkole plastycznej na coś się przydały –
odpowiedział, oddając mu kredkę. – Wszystko jest do wyćwiczenia – dodał,
wracając do swojego rysunku. Spojrzał na Nakoniecznego, chcąc zacząć
przekształcać postać z obrazka w jego osobę, ale napotkał tak intensywne
spojrzenie, że aż się zagapił i utopił w czekoladowych tęczówkach.
– Nie wychodzi mi – dopiero głos Grzesia wytrącił go z tego stanu
zawieszania i dobrze, bo Jurek nie wiedział, co go opętało. Poczuł, jak policzki
mu się delikatnie czerwienieją, więc czym
szybciej skupił się na pracy chłopca. Poprawił, co mógł, po czym zerknął
szybko na Łukasza. Ten na szczęście już nie wbijał w niego takiego uporczywego
spojrzenia, wiec zaczął dokładnie go sobie oglądać i przenosić każdy szczegół
na kartkę.
– No dobra, teraz już chyba
w miarę przypomina Łukasza? – zapytał, pokazując chłopcu skończony szkic. Ten
zapatrzył się z uznaniem w pracę Jurka.
– Też chcę tak umieć… – mruknął, a w jego
cienkim głosiku, dało się wyczuć nutkę zazdrości.
– Masz jeszcze czas –
zapewnił Gos, sięgając po tę nieszczęsną, żółtą kredkę. – Więc to zdecydowanie
nie jest kolor włosów Łukasza – wytłumaczył – ale kiedy połączy się ją z
innymi, to może będzie wyglądać w miarę podobnie.
– Z brązową.
– Mhmm, ale nie tylko.
Łukasz ma jasne włosy i na pierwszy rzut oka wydają się jednolite, ale żeby
otrzymać taki popielaty blond trzeba zmieszać ze sobą przynajmniej kilka
różnych odcieni. Mamy żółty, brązowy, cielisty… Pomarańczowy.
– Pomarańczowy?!
– Zobacz, od tyłu, od strony
kominka, ogień oddziałuje na kolor – wytłumaczył, a Grześ przyjrzał się
Łukaszowi niepewnie. Nakonieczny uśmiechnął się do niego ciepło i skinął
zachęcająco głową, na co chłopiec poruszył się niespokojnie.
– Narysuj – poprosił,
chwytając go za lewą rękę. Jurek spojrzał na niego, znowu czując jak coś
ciepłego rozlewa się w jego klatce piersiowej, po czym pokolorował te
problematyczne włosy. W tak krótkim czasie nie mógł osiągnąć zbyt wiele, ale
starał się jak najlepiej oddać rzeczywistość. Zazwyczaj rysunki realistyczne
zajmowały mu kilka godzin, ale teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Rysował
więc gorzej, ale szybciej, a dziecko i tak było zachwycone.
– Wow –
szepnął Grześ, kiedy Jurek skończył, a każde jedno pasmo włosów było
widoczne i nie zlewało się w jedną wielką plamę.
– Teraz ty – zachęcił Jurek, oddając mu
wszystkie kredki. Chłopiec od razu wziął się za kolorowanie, wcześniej
poprawionej przez Gosa postaci. Jurek w między czasie sięgnął do talerza,
czując, że zaczyna robić się porządnie głodny. Pierwszy gryz był
hipnotyzujący. Ciasto rozpadało mu się w
ustach, łącząc się z delikatnymi, lekko kwaśnymi jabłkami, które rozpływały się
na języku razem z cukrem pudrem. Wszystko to, ta słodko-kwaśna mieszanka,
wszędobylski spokój, trzaskające w kominku drwa i rzucane przez płonienie
cienie, ciepło bijące od nich i deszcz lejący za oknami, sprawiały, że Gos czuł
się jakby śnił. W jego przypadku
rzeczywistość rzadko bywała tak uspokajająca, więc jeszcze trudniej było mu
uwierzyć w tę scenerię i atmosferę. Wcale by się nie zdziwił, gdyby nagle się
obudził i okazałoby się, że cały czas był w swojej kamienicy…
– Popatrz. – Z zamyślenia
wyrwał go głos dziecka, więc spojrzał na jego pracę. Później doglądał jej przez
godzinę, zanim Grześ się nie znudził i nie porzucił wszystkiego na rzecz
budowania bazy – w końcu za oknem od dłuższego czasu było już ciemno, Łukasz
praktycznie przysypiał, a Jurek nie należał do najbardziej energicznych ludzi,
więc chłopak musiał jakoś rozbudzić towarzystwo. Krzyki i piski skutecznie
zrujnowały atmosferę spokoju. Łukasz spojrzał na chłopca trochę karcącym,
trochę rozczulonym wzrokiem, po czym wstał do niego i przytrzymał firankę,
która miała być dachem.
– Mama nas zabije, jak ją porwiemy
– mruknął, kiedy Grześ chwycił za rąbek materiału i przeciągnął go aż do sofy,
by zaraz wepchnąć go do jej środka – musiał mieć to już opatentowane.
– Nie porwiemy! – zapewnił,
zgarniając z sofy wielkie poduszki, które zaczął stawiać pod firanką w imitacji
tylnej ściany.
Jurek przyglądał się temu, a
uczucie odizolowania znowu do niego wróciło; dopóki siedział z Grzesiem i był
potrzebny, nie myślał o tym, jak dziwna była to sytuacja, ale teraz…?
Automatycznie spojrzał za
okno i zmarszczył brwi. Wstał. Dwie pary oczy skierowały się na niego, kiedy
podchodził do parapetu.
– Pada śnieg – oznajmił,
obserwując, jak białe płatki spadają na ziemię od razu się topiąc.
– Śnieg? Super! – Grześ podbiegł do okna i przykleił się do
niego nosem. – Mógłby padać całą noc!
– I tak by się roztopił.
– Może nie! – Grześ złapał
Jurka za nadgarstek, a ten spojrzał na niego spłoszony. – Chodź, pomożesz nam –
poprosił.
Policzki Gosa po raz kolejny
tego dnia oblały się delikatnym rumieńcem. Zerknął na Łukasza, posyłając mu
przeciągłe spojrzenie, a ten tylko wzruszył ramionami. Jurek zrobił kilka
kroków za chłopcem, który mruczał sobie coś radośnie pod nosem, przynajmniej do
czasu, kiedy Melody nie wskoczyła pod firankę. Wtedy krzyknął poirytowany, że
„to jego baza”, ale kot niewiele sobie z tego zrobił – wczepił pazury w jedną z
poduszek i ułożył się w kącie, a Grześ wczołgał się za nim.
Jurek przystanął przy
Nakoniecznym. Wymienili się spojrzeniami.
– Więc… W wolnym czasie
robisz za niańkę – zagaił jakby od niechcenia, wbijając wzrok w bawiące się
dziecko.
– Mhm – mruknął, a oczy mu zalśniły – to moja
ulubiona robota – powiedział cicho, chociaż Grześ i tak pewnie go słyszał.
Jurek uniósł brwi.
– A ja myślałem, że
wyżywanie się na pracownikach.
– To też – odpowiedział, spoglądając mu prowokująco
w oczy. – Mam kilku takich, na których
lubię wyżywać się najbardziej – szepnął.
– Ach, kilku? – powtórzył
ironicznie, zakładając ręce na piersi. Łukasz uśmiechnął się uroczo.
– A co, chciałbyś być
jedyny? – rzucił, odwracając się do niego przodem. Byli niemalże tego samego
wzrostu. Jurek spiorunował go wzrokiem, a coś ścisnęło go w żołądku, kiedy tak
na niego zerkał. Znał jego twarz niemalże na pamięć, była przecież pierwszym,
czego szukał, kiedy tylko przychodził do firmy. Obserwował Nakoniecznego przez
te tygodnie, samoistnie i bez myślenia; wiedział, jak najczęściej układają mu
się włosy, jak marszczą brwi, jak usta wykrzywiają się w uśmiechu lub krzywią w
grymasie…
– Nie mam takich pobożnych
życzeń – zakpił, odsuwając się. Usiadł na pufie przed kominkiem i wystawił do niego
dłonie; czuł, że Łukasz mu się przygląda, ale nie chciało mu się nad tym
zastanawiać. Oni po prostu już tak mieli, krążyli wokół siebie od lat, a
ostatnio… Ostatnio Jurek dowiedział się o tym od Dęby i nie potrafił
nienawidzić Nakoniecznego, tak jak wcześniej. Co dziwnie Nakonieczny nie
wydawał się nienawidzić go w ogóle.
– Nie są to znowu zaraz
takie pobożne życzenia – naprostował, wywracając oczami. Jurek spojrzał na
niego karcąco, a jego kąciki ust drgnęły.
– Zauważyłem – sarknął. Ich
spojrzenia spotkały się na chwilę, by sekundę później znowu się rozdzielić.
Łukasz zaśmiał się krótko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Jurek też nie dowierzał.
Zapatrzył się w ogień.
Płomienie niemalże całkowicie pochłonęły żarzące się drwa; już dogasały, ale
wciąż dawały przyjemne ciepło i pomarańczową poświatę. Na dodatek odbijały się
w niebieskich tęczówkach, sprawiając, że oczy Jurka wyglądały znacznie bardziej
interesująco…
Było spokojnie. Za oknami
szalała wichura, drzewa niemalże wyginały się od wiatru, a przy latarniach
widać było mokry śnieg, który zacinał ostro.
Łukasz sięgnął po telefon,
który wcześniej się ładował, a potem przeniósł wzrok na Grzesia, zdając sobie
sprawę, że od dłuższego czasu jest podejrzanie cicho. Na szczęście nie miał
powodów do obaw, chłopiec leżał na podłodze, jedną rękę obejmując Melody i…
spał. Jurek zwrócił na to uwagę dopiero w chwili, kiedy Nakonieczny ruszył w
stronę bazy i odczepił firankę od sofy, po czym nachylił się nad chłopcem i
podniósł go delikatnie.
– Słaby z niego zawodnik –
powiedział do Jurka. Chłopiec uchylił powieki.
– Hm? – zapytał
nieprzytomnie.
– Nic, nic. Śpij – szepnął,
niosąc go w stronę schodów. Jurek nie
odwracał od nich uważnego spojrzenia, aż w końcu został sam w salonie. W tym
czasie sprawdził stan ubrań, na szczęście wszystko było już suche. Pogoda za
oknem co prawda nie rozpieszczała, ale jeżeli miałby czekać, aż się rozpogodzi,
to mógłby czekać do białego rana albo i dalej… Nie zdążył jednak ich chwycić –
chociaż żeby być szczerym wcale się z tym nie śpieszył – a Łukasz już wracał.
Drewniane schody skrzypiały cicho pod jego ciężarem, a dogasający ogień
trzaskał w kominku, co razem z szumem wiatru tworzyło bardzo spokojną symfonie.
– Piwo? – zaproponował
Nakonieczny. Jurek uniósł brew.
– Zapomniałeś, że prowadzę?
– Mówiłem, że nie puszczę
cię w taką pogodę.
– Żartujesz sobie?
– A czy wyglądam jakbym
żartował? – zapytał, podchodząc do Jerzego.
– Będziesz mi płacić bardzo
dużo za te nadgodziny – odpowiedział, mrużąc oczy. Wargi Łukasza drgnęły.
– Stać mnie – odparł pewnym
tonem. – Więc… Piwo? – powtórzył. Jurek westchnął ciężko.
– Do czego to doszło…
– Jeszcze do niczego –
odpowiedział, uśmiechając się uroczo. Jurek zmroził go swoim najgorszym
spojrzeniem, ale pomimo tego powierzchownego spokoju, dłonie mu zadrżały, a
oczy jeszcze raz zlustrowały całą sylwetkę mężczyzny.
To było obrzydliwe,
powtarzał w myślach.
Dobrze, że był ponad to, nic
go to nie ruszało. Kompletnie nic…
I wcale nie był
zaniepokojony.
***
Hej, kochani. Za nami kolejny, długi rozdział. Nawet bym się nie spodziewała, że tyle mi to zajmie (to ten wieczór chciałam upchnąć w poprzednim jako tę "jeszcze jedną scenę" :')), ale mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się nie dłużyło. Co prawda było troszkę spokojniej, ale Jurkowi chyba potrzeba odrobiny spokoju w życiu! Widzicie jaki chill poczuł. I kto by pomyślał, że ten nasz gbur może lubić dzieci c: Sprawdziłby się w roli ojca, nie?
Więc... To taka cisza przed burzą. W następnym rozdziale spotkamy się prawdopodobnie z Dębą i resztą paczki, także podejrzewam, że akcja nabierze tempa :D No i ogólnie, jak tak popatrzyłam na te swoje sceny "wyznacznikowe" to nie zostało tego wcale aż tak dużo, więc o ile nie będę się rozpisywać nad jakimiś pobocznymi wydarzeniami, to... raczej na pewno przekroczyliśmy połowę, a może nawet jesteśmy bliżej końca. ;) (Chociaż pewnie będę się rozpisywać.)
Ale spokojnie, najlepsze - tak myślę - wciąż przed nami.
Także z tym Was zostawiam. Jak zawsze dziękuję za Wasze wsparcie i aktywność, no i... Do następnego! <3
Naprawdę niezły tekst ;) przyznaję gdy zaczęłam czytać ( głownie pierwsze rozdziału) byłam znudzona, jednak z każdym kolejnym efekt jest coraz lepszy. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że świadomie lub nie pracujesz nad swoim stylem, co mnie czytelnika z przypadku zachęca by jeszcze tu wrócić ;) i w tym miejscu pojawia się moment na prośbę, a właściwie dwie znajdź proszę Marcinowi kogoś nowego do kochania pisząc kolejny tekst, a tej historii nie ucinaj w połowie wątku, jak zrobiłaś to z pierwszym opowiadaniem. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam N.
Hej, fajnie słyszeć, że pomimo że nie wciągnęły Cię pierwsze rozdziały jednak tu ze mną zostałaś i śledzisz dalsze losy Jurka :)
UsuńBardzo mnie cieszy spostrzeżenie o stylu, oczywiście się staram, żeby wychodziło jak najlepiej, ale czasami jest z tym różnie ;)
Co do tej ostatniej prośby, to nic nie mogę obiecać ^^ Ale wracając do Marcela i Kacpra i ich "uciętego" wątku, to chyba się nie zgodzę. Koniec końców takie było założenie, że mają określoną ilość czasu, więc wydaję mi się, że był to odpowiedni moment; gdyby nie wtedy, mogłabym opisywać jeszcze miesiącami ich dalsze życie i właściwie... kiedy miałby być ten koniec? Po pierwszej randce?, po roku ich życia, po dwóch?
Okres, który Kacper dał Marcelowi i ich zejście się jednak dalej pasuje mi najlepiej na zakończenie. A te inne, nieskończone wątki np. Bartka czy mamy Marcela powrócą w drugiej części opowiadania.
Mimo to dziękuję za spostrzeżenia, wezmę rady do serca i również pozdrawiam! :)
Snif... snif… >pociąga nosem< Jestem wzruszona, a zarazem ucieszona, że wysłuchałaś mojego lamentu i zlitowałaś się nad moją biedną istotką. Chyba częściej będę cię nawiedzać ^_^ i zacznę wysyłać ci jakieś sygnały dymne, czy coś…😆 Motywując cię tym do dalszego pisania.😎 Widać, że jesteś kochana i nie masz serduszka z kamienia.❤❤❤ >pociąga nosem< Ach… to wzruszenie.😢😁
OdpowiedzUsuńA tak serio to naprawdę dzięki za ten rozdział. Czytając go, co chwilę spoglądałam na pasek boczny, bojąc się, że zaraz się skończy. 🤣
Zaczynając do początku.
Biedny Łukasz. 😂😂😂Przeżył szok, ale i tak był dzielny. > Wg przypomniałam sobie, jak kiedyś jakiś gościu, nie wytrzymał stresu i puścił bełta.🤣 Niby spoko, no bo różnie można reagować na stres i taką prędkość…. Ale … On był jednym z prowadzących program motoryzacyjny coś ala Top Gear. To były jakieś jaja, nawet kierowca się na niego dziwnie patrzył, bo wcale nie jechał jakoś specjalnie szybko ….😂😂😂 no nieważne. < Dobrze, że Łukasz nie wciskał niewidzialnego hamulca, bo znam takie osoby, które tak właśnie robią siedząc na miejscu pasażera. Gdy ktoś jedzie według nich za szybko, chcą zrobić mu dziurę na wylot w podłodze. A później wychodzą z samochodu zaspane i z bólem nóg.😂
Nie szykuje się nam jakiś wyścig przypadkiem? Naprawdę zakochałam się w tych wyścigach, chociaż początkowo myślałam, że będzie to... bo będzie. Jeżeli zgadłam, to nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. 😉
Całkiem szybko wyjaśniła się sprawa z kurtką. Fajnie to opisałaś, już myślałam, że on to tak po prostu zauważy i tekst będzie taki oklepany. Oczywiście mnie nie zawiodłaś.
Cieszę się, że nie porzuciłaś kota i postanowiłaś dalej go gdzieś wplatać. Przypomniał mi się ogólnie tekst, w którym Jerzy mówi coś o tym, że Łukasz stracił brata, a on tylko kota. Bo tak sobie pomyślałam, że jeżeli Jerzy stracił tego kota, gdy był dzieckiem i np widział tą śmierć to dla takiego małego człowieka jest to ogromny szok. Biorąc również pod uwagę to, że wychowywał się w tak “?surowej?” rodzinie i mógł czuć się niekochany przez rodziców. To właśnie ten zwierzak byłby dla niego jedyną “bliską osobą”. > Chodzi mi głównie o to, że taka “skrzywiona” psychika może mieć oddziaływanie na dalszych etapach życia. Mam nadzieję, że domyślasz się, o co może mi chodzić i musisz mi wybaczyć, ale mój mózg nie jest skory do współpracy, gdy nie dostanie więcej niż 2 godziny snu.< Podoba mi się jednak, wydźwięk tego zdania. Tak jakby całkowicie bagatelizował swoją stratę, która jednak nie jest porównywalna do straty brata. Jednak musiała mieć na niego jakiś wpływ.🤔🤔🤔 Jakie ja tu domysły tworzę. 🤣🤣🤣
.
.
.
Ciąg dalszy nastąpi…
→ Naprawdę przekroczyłam znaki w komentarzu. To chyba samo za siebie mówi, że się rozpisałam.��←
UsuńZ tym podejściem do dzieci mnie zaskoczyłaś. Byłam pewna, że jako osoba lubiąca spokój, nie będzie za nimi przepada, albo będzie w stosunku do nich obojętny. Dodatkowo takie zabieganie o jego obecność, musiała być bardzo przyjemna i nawet dobrze, że biedactwo - Jerzy - może sobie jakoś odpocząć od tych wszystkich problemów.��
Fajnie też, że w swoich tekstach tłumaczysz, jak ważne jest rysowanie brył itp. > bo grunt to podstawy ^_^ < Bardzo mi się podoba, że wiesz co piszesz.
Mam nadzieję, że Jurek nie porzuca nauki nad stronami internetowymi.�������� Nawet zaczęłam się zastanawiać, ile mogłyby zająć takie podstawy podstaw HTML połączonego z CSS i wydaje mi się, że 3 dni to spoko czas. Oczywiście zaznaczam, że chodzi o podstawy. Nw, czy sama już kiedyś robiłaś zwykłą stronkę bez wrzucania jej na jakiś serwer. No ale jeżeli tak, to może się ze mną zgodzisz, że lepiej poznać już CSS i bawić się na przemian w obróbce niż dziobać całą szatę graficzną w HTML. Takie jest przynajmniej moje zdanie. ��
Odnośnie komentarza powyżej.
Jestem niemal pewna, że nie obraziłaś się za ponowne wytknięcie końcówki poprzedniego opowiadania�� > bo wydaje mi się, że właśnie o zakończenie chodziło autorce komentarza< Chyba każdy czuł jakiś tam niedosyt po zakończeniu. Znów jednak muszę zaznaczę, że mi się podobało. Nie był taki jak przy większości opowiadań i daje ci naprawdę niezłe pole do popisu, gdybyś chciała jednak kiedyś pociągnąć dalej ich historię. Zgadzam się również z tymi prośbami. Sorry, ale Łukasz jest już zaklepany przez Jerzego.�������� W sumie fajnie by było poczytać o losach Marcina - gdyby jednak im się nie udało. Nawet mogłabyś przeplatać dwa wątki/ historie miłosne w jednym opowiadaniu. Hymmm… Zakochany Marcin - wg to był Marcin nie? Partner Łukasza?�� - To nawet niezłe by było opowiadanie. W końcu niby ich miłość była taka wielka… ach leczenie złamanego serduszka i te sprawy.������
Nawet jeżeli nasze teorie spiskowe nie wypalą i Łukasz nie zostawi dla nikogo innego swojego obecnego boya to i tak zawsze można kopsnąć ten wątek do innego opowiadanka.
Czytam sobie tekst i tak w połowie się skapłam, że cosik mi tu nie gra.�� Patrzę dokładnie i nagle mi się zapala ładna żaróweczka - oczywiście ekologiczna - Wyjustowałaś tekst.������
P.S. Na koniec pragnę zaznaczyć, że gdy zwykle piszę komentarze jestem niewyspana - po kilku godzinach snu������ > nw dlaczego zawsze dopada mnie jakaś bezsenność dzień przed tym jak wstawiasz rozdział < - i zamulam.�� Nawet hektolitry kawy nie pomagają mojej mózgownicy się ogarnąć, dlatego z góry proszę o wybaczenie błędów - wszelakich - Wspominam na przyszłość, jakbyś się kiedyś zastanawiała: “ O chuj jej chodzi?!”������
Jeszcze raz bardzo dziękuję za rozdział i dużo weny życzę.
Pozdrawiam gorą... - chłodno oczywiście, byś się nie roztopiła przez te upały.������
I to jest serio ten moment, w którym ja nw o co kaman?! No bo i w jednym i w drugim minki są dodawane w taki sam sposób i są cały czas takie same… Blogger ty ***** ****** ********* ***************** *******. Specjalnie dla cb ocenzurowałam cały poemat dedykowany tej witrynie ^_^ <3
UsuńPozdrawiam (>‿♥)
Kochana, przeszłaś samą siebie *-* Jak zobaczyłam Twój komentarz, to serce mi się stopiło tak jak Łukaszowi od kakałka c: c: c:
UsuńI oczywiście, że się zlitowałam. Zawsze jak się dopytujecie o kolejne rozdziały, to czuję motywację, by Wam to jak najszybciej wstawić ;3
Natomiast jeżeli chodzi o spoglądanie na pasek boczny, to różnie z tym bywa, albo się boisz, że zaraz się skończy, a tak Ci się podoba, co czytasz, albo zerkasz na niego co chwilę, zastanawiając się, ile jeszcze go końca, bo trochę nudy; cieszę się, że w tym wypadku to była ta pierwsza opcja :D <3
Łukasz to by był dopiero biedny, gdyby faktycznie zwymiotował xD Jurek by mu żyć nie dał, najpierw pewnie by go wyklął jak cholera – toć to jego bentley ukochany zarzygany! – a potem wyśmiał i wyśmiewałby pewnie do końca ich znajomości, także dobrze, że Nakonieczny ma stalowe nerwy i wytrzymał zawrotną prędkość :D Natomiast jeżeli chodzi o wciskanie niewidzialnego hamulca to jest mi to sytuacja bardzo dobrze znana, moja znajoma to praktykuje za każdym razem, kiedy siedzi na miejscu pasażera, a ktoś jedzie zbyt szybko. xD
Ano, wyścig się szykuje. Co prawda nie wiem, jak to z nim będzie (nie mam jeszcze ani strony następnego rozdziału.-.) ale prawdopodobnie się w nim pojawi.
Bardzo się też cieszę, że sprawa z kurtką Ci się podobała, bo przyznam, że chwilę się zastanawiałam, jak to rozegrać, toć ludzie raczej nie gapią się sobie na ubrania wierzchnie i nie doszukują się potencjalnych zniszczeń :D Dlatego fajnie, że fajnie wyszło ;)
Strata kota była dla Jurka naprawdę wielkim ciosem, ale jego tok rozumowania w tamtej chwili był raczej taki, że skoro jego tak bardzo bolała śmierć zwierzęcia, co musiał, czuć Łukasz kiedy stracił brata. Tak więc właściwie dobrze myślisz; on trochę zbagatelizował tego kota, ale wciąż dla niego był to ogromny dramat.
Natomiast jeżeli chodzi o dzieci, to myślę, że Jurek jak był z narzeczoną chciał mieć dziecko. Chciał rodzinę i wszystko to, co się z nią wiążę. Dlatego Grześ tak szybko zdobył jego sympatię – w końcu taki słodki brzdąc z niego… No właśnie, słodki, w miarę grzeczny i taki do zaakceptowania. Bo gdyby był rozwrzeszczanym, rozpieszczonym bachorem to raczej Jurek by go nie polubił xD W końcu to nie jego, a kto lubi rozwydrzone dzieci? Chyba nikt xD
Jeżeli zaś chodzi o rysowanie, to zazwyczaj jak już coś opisuję, to staram się to opisywać w miarę z sensem, i z nim to nie było tak źle, jakieś tam podstawy znam, ale gdy przychodzi do opisywania samochodów… To jest dramat XDD Sprawdzanie modeli, wyszukiwanie mocy silnika i takie tam, to jest ta część, której nie widzicie, a na którą zawsze się wkurwiam, kiedy przychodzi mi opisywać wyścigi. xD Nawet jeżeli finalnie nie zawieram w tekście tych informacji, to jednak dla samej siebie muszę wiedzieć, żeby mieć poczucie, że nie piszę jakiś totalnych głupot xD Tak samo miałam z perfumami Jurka – szukałam mu ich przez dwa wieczory :D
UsuńJurek nie porzuca stron internetowych, Nakonieczny za bardzo wszedł mu na ambicję, ale żeby… trzy dni? Hoho, no nie wiem, Gos to mądry facet, ale nigdy nie miał styczności ze stronami, nawet bloga nie miał, więc się nie napatrzył, jak taki CSS wygląda. Nie mówiąc już nic o stworzeniu strony od samego początku. :O
Spokojnie, nie obraziłam się! Na końcówkę nie narzekaliście tylko Wy :D No ale… No ja ją lubię, zresztą tak jak wspominałam, taka a nie inna daje mi możliwość swobodnego dopisywania bonusów (chociaż tych to prawie ze świecą szukać) no i części następnej. :)
Opowiadanie o Marcinie? Nie ma mowy :D To chyba moja najmniej lubiana postać do opisywania xD Ale jako postać poboczna już jest całkiem spoko!
Wyjustowałam!!! Trzeba iść z postępem XD Jureczek tutaj chce CSSa ogarnąć, a ja mam tekst niewyjustowany, toż to hańba! ^^
Jeszcze raz dziękuję Ci za takie piękne komentarze, mi nie przeszkadza, że jesteś niewyspana, bo są one totalnie cudowne i uwielbiam je czytać! :D I spokojnie, nie myślę tak! A blogger… Cóż, po prostu to zostawmy, bo tego nie ogarniesz :D
Pozdrawiam serdecznie, czekam na sygnały dymne – ale uważaj na pożary, nie chcemy pożarów – i też ściskam! (Chociaż chyba faktycznie się roztopię.) <3
...a teraz będę chwalić, chwalić i chwalić... Rozdział świetny, nieprzewidywalny. W głowie układa mi się jakiś pomysł jak to się wszystko skończy... Jestem pewna, że wiem co planujesz, a Ty odwracasz wszystko do góry nogami i całe moje wyobrażenie rozpada się.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału też "wiem" jak to się skończy, a jestem pewna, że w następnym rozdziale znowu będzie inaczej niż sobie wyobrażałam.LEPIEJ
Dziękuję Ci za tę historię. Twój sposób pisania, pomysłowość sprawiają, że uzależniam się od tego opowiadania. Pozdrawiam J.
Ooo :3 Takie pochwały to ja lubię! I bardzo się cieszę, że nieprzewidywalny, czasami mam wrażenie, że właśnie wszyscy się domyślicie, co tam dalej napiszę, ale na szczęście tak nie jest.
UsuńAle teraz to czuję presję, bo jak jednak napiszę, tak jak myślisz? :P No zobaczymy!
To ja dziękuję za słowa wsparcia, jest mi bardzo miło, że mogę wywoływać w Was takie emocje i wrażenia.
Pozdrawiam serdecznie!
Już trzy razy przeczytałam ostatni rozdział i mam nadzieję że nie każesz mam długo czekać na następny??
OdpowiedzUsuńCóż, biorąc pod uwagę, że jeszcze nic nie napisałam, to może być z tym różnie.
Usuń���� Rozbestwiłaś nas ���� Wszyscy - chyba - liczą, że kolejny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu.
OdpowiedzUsuńNie zabieram dużo czasu, bo muszę iść ogarnąć poradniki Bear Grylls'a pt. "Jak ogarnąć sygnały dymne? Czyli sygnały dymne dla opornych." ��
Pozdrawiam i miłego pisania kolejnego rozdziału. ��
Oj, a ja niestety nie mogę obiecać, że w tym tygodniu coś się pojawi.
UsuńZamiast sygnałów dymnych lepsze byłoby coś co przyniosłoby ochłodzenie XD W takie upały moja efektywność spada do minimum. ;_;
O rany, jak to się stało, że ja tego rozdziału nie skomentowałam? Byłam pewna, że to zrobiłam i teraz weszłam zobaczyć czy coś odpisałaś, a tu zonk... Musiałam być jakoś mało przytomna w zeszłym tygodniu - to na pewno przez te upały 😁 Chciałam powiedzieć że rozdział mi się bardzo podobał, oczywiście czuję niedosyt i oczywiście wypatruję ciągu dalszego :) Łukasz się dowiedział o zniszczonej kurtce i już zorientował, że zbyt pochopnie ocenił Jurka. A teraz gdy widział go tak prywatnie... myślę że ich relacje mogą się znowu zmienić. Nie spodziewałam się, że Jurek lubi dzieci - pozytywnie mnie to zaskoczyło :) Ciekawe czy Łukasz widzi tą jego tęsknotę za kimś bliskim? A propo bliskich - gdzie się podziewa Janek? Bardzo dziękuję za kolejny rozdział i mnóstwa weny życzę 😘
OdpowiedzUsuńDroga Kasiu, bardzo mnie cieszy, że napisałaś, bo już się bałam, że Ci się nie podobało i stąd to milczenie! :D
UsuńI racja, po takim dniu ciężko będzie im zachować wcześniejszy dystans, więc może faktycznie ich relacje ulegną zmianie. Czy Łukasz widzi tęsknotę Jurka...? Wydaję mi się, że to całkiem możliwe.
Janek natomiast, jak to Janek, pewnie coś tam sobie robi w domu; może seriale ogląda? xD
Ale spokojnie, pojawi się już w następnym rozdziale...
Jeżeli zaś chodzi o ten następny rozdział, to chciałabym poprosić o jeszcze trochę cierpliwości :/ Bardzo opornie mi idzie i mimo że staram się dopisywać coś codziennie, to jest to zaledwie kilka zdań. Nie mniej, mam nadzieję, że uda mi się już skleić całość do końca tygodnia.
Pozdrawiam serdecznie! <3
Kochana, to jest jedno z moich ulubionych opowiadań ostatnimi czasy więc nie ma takiej możliwości żeby coś mi się nie spodobało 😁 Czekam zawsze z niecierpliwością, ale oczywiście rozumiem że z weną i czasem różnie bywa więc nie marudzę (za bardzo) 😉 Buziaki
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNie mam zielonego pojęcia, jak to się stało, że przegapiłem ten rozdział i dodałem komentarz pod poprzednim postem. No ale nic straconego, dla Ciebie to nawet lepiej, bo przynajmniej odniosę się teraz bezpośrednio do powyższego rozdziału. I tylko do niego!
Duma i uprzedzenie. To pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy podczas czytania tego rozdziału. Myślę, że ogólnie nie ma nic złego w byciu dumnym człowiekiem, chyba że duma staje się jedną z przyczyn zadzierania nosa. Jeśli zaś chodzi o Jerzego, to wydaję mi się, że on jest klasycznym przykładem człowieka dumnego. Czy to dobrze? Zależy. Tak jak napisałem, duma może być zaletą, ale może być też wadą. W odniesieniu do tego rozdziału cecha ta okazała się być przeszkodą, która nie pozwoliła Jerzemu przyznać się do swoich problemów w pracy. Wszyscy wiemy, że ostatecznie Łukasz i tak się o tym dowiedział, więc Gos mógł od razu powiedzieć, co mu leżało na sercu. :D Jakkolwiek rozumiem powody, które nim kierowały, chłopak niepotrzebnie zamknął się sobie. W końcu brakowało mu jego Łukasza, nawet jeśli on sam nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy.
„Tak przynajmniej było do niedawna, bo ostatnio wbijanie szpilek zostało zamienione na... coś w rodzaju koleżeńskiego przekomarzania.” I mam nadzieję, że na tym koleżeńskim przekomarzaniu poprzestaniesz. :D Jak wiesz, znowu jestem w mniejszości i nie kibicuję ewentualnemu związkowi/romansowi Jerzego z Łukaszem. #TeamJanek! Łukasz może i nie jest szczęśliwy z Marcinem, ale jest też NIETYKALNY. Jerzy powinien o tym pamiętać. #NIEdlazdrady!
„Wyluzuj, wszystko mam pod kontrolą.” Czy muszę pisać, że to skrajnie nieodpowiedzialna postawa? I na dodatek wywołana czym? Dumą. Jerzy był zbyt dumny, żeby przyznać się do swoich problemów i załagodzić konflikt z Łukaszem, zamiast tego wolał wydurniać się na drodze i w ten sposób sprowokować „znienawidzonego pedała”! Ludzie... Jako osoba, która lubi szybką jazdę, trochę go rozumiem. Wiem też jednak, że wiele wypadków nie zależy wyłącznie od nas. W ciągu dwóch tygodni ledwo uniknąłem poważniejszego wypadku i stłuczki. I gwarantuję Wam, że w żadnej z tych sytuacji nie byłoby mojej winy. Mówienie więc, że „wszystko mam pod kontrolą” jest bujdą na resorach. Gówno miał pod kontrolą. Padał deszcz, przyczepność była bardzo zła, widoczność jeszcze gorsza, a on gnał jak na autostradzie. A co by było, gdyby coś mu wybiegło na drogę? Na pewno nie zdążyłby zahamować, nawet jeśli zareagowałby w porę. O innych możliwościach już nie będę wspominać, bo każdy z nas ma wyobraźnie. A niektórzy pewnie i prawo jazdy. :)
„Może to dlatego, że kobieta podchodziła do niego z taką sympatią i ciepłem, którego nigdy zbyt często nie doświadczał...” Nie uważasz, że „nigdy” i „zbyt często” się ze sobą gryzą? Moim zdaniem powinnaś zdecydować się na jeden z tych wariantów, bo albo coś się nigdy nie wydarzyło, albo nie dochodziło do tego zbyt często. :)
Krzywołap... Złote piłeczki ze skrzydełkami... Czyżby odezwał się w Tobie sentyment do Harry'ego Pottera? :)
Widzę, że poważnie podchodzisz do tego, co piszesz (nie to, żebym kiedykolwiek uważał inaczej). Masz u mnie dużego plusa, poza tym łączę się z Tobą w bólu. Nigdy nie spędziłem tyle czasu na różnego rodzaju słownikami, kartami z alkoholem czy katalogami ziół i grzybów, ile spędziłem pisząc swoje opowiadanie. O stronach internetowych już nie będę wspomniał... :D
Pozdrawiam i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział!
Hej!
UsuńJeżeli chodzi o przegapiony rozdział, to mam dziwne wrażenie, że to moja wina, bo nie dodałam go do spisu treści, ale może się mylę. Tak czy inaczej, spis jest już zaktualizowany. :)
Zdecydowanie, Jurek jest dumny. Duma towarzyszy mu od dawna i pcha go do przodu, wyznaczając niejako kierunek, w którym podąży. Jest to też coś, co go zaślepia. Robi przez nią wiele głupich rzeczy. W końcu wystarczyła jedna prowokacja, by wplątał się w niebezpieczne wyścigi… Chociaż z tego akurat wyszło coś dobrego – Jurek odnalazł dla siebie skrawek miejsca, do którego mógł się wpasować. Przez tę samą dumę jednak takie miejsce utracił – gdyby nie jego zachowanie być może, że cała akcja z rodzinną firmą potoczyłaby się inaczej.
Co do sytuacji w samochodzie, to nie zapominajmy, że Jurek i Łukasz są siebie warci. Obaj nieugięci i obaj tak samo zdeterminowani, żeby wyszło na ich. Nakonieczny również mógł schować dumę do kieszeni i po prostu powiedzieć mu, żeby zwolnił, zwłaszcza że Jurek o to pytał, a nie odpowiadać, że jest „oazą spokoju”. :D Co więcej, no nie dziwmy się Jurkowi, że nie chciał porozmawiać o tej kurtce. Uważa on Łukasza za kogoś, z kim się trzeba cenić, więc takie mówienie o własnych słabościach nie mogło przyjść mu łatwo.
„W końcu brakowało mu jego Łukasza, nawet jeśli on sam nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy.” Bardzo dobrze powiedziane. Może jeszcze nie zdaje sobie sprawy, ale już coś przeczuwa – dlatego chciał załagodzić konflikt i dlatego zgodził się z nim zostać.
#TeamJanek? #NIEdlazdrady? Ale Janek mówił, że ma dziewczynę :D
Nie musisz, to jest skrajnie nieodpowiedzialna postawa. Jurek przesadza. Przez te wyścigi wydaje mu się, że może nie wiadomo co. :) Gdybym istniał naprawdę to osobiście dałabym mu kopa w dupę za takie zachowanie!
Masz rację. Jak zawsze nie mogłam się zdecydować.
Ano, odezwał. Oddałam Grzesiowi trochę pasji :)
Jest w tym coś, nie powiem. Chociaż zazwyczaj lubię sprawdzać i dowiadywać się rzeczy, to czasami jest to męczące, zwłaszcza gdy nie ogarniasz tematu. Nie mniej dzięki Jurkowi odkryłam, że jazz nie jest taki straszny, jak mi się wydawało!
Pozdrawiam serdecznie!
Cóż, tak, prawdopodobnie to właśnie niezaktualizowany spis treści był przyczyną mojego gapiostwa. No ale to nic, prędzej czy później i tak przeczytałbym ten rozdział. :)
UsuńCóż, nie twierdzę, że to było łatwe, ale mógł sobie przynajmniej znaleźć bezpieczniejszy sposób na prowokowanie Łukasza. :D
Wiem, że moje hasztagi są ze sobą sprzeczne, więc już tłumaczę. Po pierwsze, Janek tylko gada, że ma dziewczynę. Ale czy ktoś ją widział? Bo ja nie. :D Po drugie, momentami zachowuje się tak, jakby dostawiał się do Jurka. Po trzecie, nawet jeśli ma dziewczynę, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś ją wyeliminowała, prawda? :D Jasne, to samo mogłabyś zrobić z Łukaszem i Marcinem, ale w powyższym komentarzu napisałem, czyjego związku nie jestem fanem, więc sama rozumiesz. :)
Jeszcze raz pozdrawiam!
W takim razie zostaje nasz Dęba ;) Bez dziewczyny, wyraźnie w jakiś sposób zainteresowany, a i nawet wiek podobny. Chociaż ja tam chyba będę zadowolona z któregokolwiek :D
UsuńPozdrawiam i czekamy! <3
Co człowiek to opinia i jak ja mam Was wszystkich pogodzić? :D
UsuńBędzie dzisiaj rozdział?
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie. Chyba nie mam co się więcej tłumaczyć, po prostu beznadziejnie mi idzie. Nie mniej, zaciskam zęby i jakoś brnę do przodu, bo jak się nie zmuszę, to chyba nigdy tego nie napiszę.
UsuńTakże trzymajcie kciuki. ._.
I jak tam dało się coś wycisnąć z weny?
UsuńTak :) Jestem już przy końcówce.
UsuńEDIT: Skończyłam. Zostaje mi go jeszcze tylko poprawić, tak więc jutro już na pewno będzie.
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, zobaczyliśmy tutaj obydwu w zupełnie innej odsłonie... Łukasz już nie taki ciągle myślący, zatroskany tylko pełen radosci i Jerzego który po prostu jest miły i jak widać taka sielska atmosfera pasuje i to podejście do Grzesia cudownie wyszło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, mieliśmy przyjemność zobaczyć obydwu w zupełnie innej odsłonie... Łukasz już nie taki ciągle myślący, zatroskany tylko pełen radości... i Jerzego, który po prostu jest miły i jak widać taka sielska atmosfera pasuje i to podejście do Grzesia cudownie wyszło...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia