Rozdział 17: Cisza przed
burzą
Droga przez Warszawę była
męcząca, a Łukasz milczący – po tym, jak podał mu adres już się nie odezwał.
Jurek zerkał na niego bez słowa, czując, że panująca między nimi atmosfera
staje się z każdą chwilą coraz bardziej gęsta. Deszcz za oknami siąpił, nie
poprawiając im nastrojów.
Jurek był zaniepokojony
ostatnimi wydarzeniami, a Nakonieczny… On był po prostu zły i nerwowy. Z
pretensją wpatrywał się w toczące się przed nimi samochody, tak jakby miało to
pomóc wcisnąć im gaz do dechy – niestety, morderczy wzrok Łukasza, choć robił
wrażenie, nie miał aż takiej mocy.
Na szczęście w końcu udało
im się przyśpieszyć. Zarówno Jurek, jak i Łukasz odetchnęli na to z ulgą. Gos
mógł udawać, że skupia się na drodze, a jego pasażer trochę się rozluźnił,
zerkając na zegarek.
– Zdążymy. – Jurek przerwał
ciszę cichym pomrukiem, jakby sam nie był do końca pewien, czy powinien
przerywać tę nieprzyjemną atmosferę.
Łukasz pokręcił głową ze
zrezygnowaniem.
Jurek docisnął pedał gazu,
znacznie przyśpieszając.
– Zdążymy – powtórzył pewniej, wyprzedzając pierwsze
samochody. Łukasz wyprostował się w fotelu, po czym zerknął ciekawsko na
licznik. Wciąż się boczył, inaczej pewnie nie szczędziłby sobie komentarzy.
Jurek tylko nie wiedział czy przychylnych, czy jednak nie.