Pedro niekiedy wstrzymywał oddech i przygryzał wargi. Nie chciał wydawać z siebie żadnych dźwięków, żeby przypadkiem nie zbudzić przyjaciela, który zasnął już jakiś czas temu. Robił to zwłaszcza w chwilach, kiedy Philip poruszał się delikatnie i osuwał się niżej na sienniku. Wiedział, że to było niepoprawne – podglądać go, kiedy spał niewinnie i myśleć o nim w sposób, w jaki był pewien wcale mu nie wypadało, ale jego wyobraźnia nie dawała się pohamować. Dlatego zerkał nań co raz, odrywając spojrzenie od opasłych ksiąg, które wyniósł chyłkiem z pracowni, gdy miał już pewność, że Morgan spał snem mocnym i głębokim. Serce tłukło mu przy tym w piersi ze strachu. Miał wrażenie, że robił coś niedozwolonego. Coś z czego ojciec nie byłby zadowolony. Starał się ukryć za sobą wszystkie ślady i stąpać tak cicho, żeby nie naruszyć żadnej podłogowej deski; był cichszy od myszy, przez co huk własnego serca odbijał mu się w głowie jak huk trzepanych dywanów. Nie został przyłapany. Przez to, jak dobrze znał pracownię i jak często w niej przebywał, bez problemu znalazł odpowiednie księgi. Morgan był zakochany w ich ojczystym języku, badał go od lat i Pedro wiedział, że byłby w stanie przetłumaczyć cały tekst na pergaminie od razu, ale skoro Philip nie chciał zdradzać nikomu ich tajemnicy, Pedro wiedział, że musiał sobie poradzić bez jego pomocy.
Zresztą był w stanie to zrobić! Będąc tak przygotowanym jedynie kwestią czasu było, aż w końcu uda mu się odkryć sens wszystkich słów. Był wielce zmotywowany. Wystarczyło mu jedynie zerknąć na pogrążoną we śnie twarz, aby szukać z jeszcze większym zapałem, nie zważając na ból oczu i słabe światło świec.