Rozdział 24: Fałszywe intencje
Powiedzieć, że miał kaca
moralnego to mało. On był chory. Leżał w łóżku okryty kołdrą i patrzył w sufit,
nie zwracając uwagi na zdołowanego Janka, który przycupnął w kącie łóżka i
patrzył na niego nierozumnym wzrokiem. Taki stan rzeczy bowiem utrzymywał
się od kilku godzin.
Janek przyszedł do niego po
południu i zastał go… Takiego właśnie. Apatycznego, zamyślonego i bladego jak
ściana. Na nic zdały się rozmowy, na nic zdał się jego monolog. Jurek wydawał
się odlecieć gdzieś do innego świata i nie było z nim kontaktu. Pomrukiwał coś
jedynie, patrząc w sufit, a Janek już nie wiedział, jak z nim rozmawiać.
Jurek mu się nie dziwił. Sam by
nie wiedział, jak ze sobą rozmawiać. Najlepiej by było, gdyby całkowicie był
tej funkcji pozbawiony; dzięki temu najpewniej nie przysparzałby tylu problemów
sobie i innym.
Jak on mógł?
Wnętrzności skręciły mu się w
brzuchu boleśnie.
Jak on teraz spojrzy Łukaszowi w
twarz?
Myślał, a im dłużej nad tym
rozważał, tym bardziej trawiła go panika. Chciałby już nigdy więcej go nie
widzieć, żeby nie musieć z nim rozmawiać i nie tłumaczyć się. Bo przecież obaj
przesadzili. Różnica tylko była taka, że Łukasz był w jednym z najgorszych
okresów życia, a Jurek tylko mu dołożył.