Rozdział 10: Kurtyna
Ten czas, którego mieli mieć tak dużo, uciekał
im przez palce, kiedy mknęli nowym samochodem wzdłuż asfaltowej drogi tuż przy
morzu. Janek wlepiał spojrzenie w błękitne niebo, łączące się niemalże
niewidoczną linią z bezkresem wody i rozkoszował się powietrzem; jakby świeższym,
czyściejszym. Wpadł w nietypowy dla siebie stan zadumy i zamyślenia, nie
odzywał się wiele, jedynie obserwował bijące o brzeg fale, a co jakiś czas
spojrzenie kierował również na spacerowiczów, którzy szli nieśpiesznie po
piasku. Jerzy nie wiedział, co myślał, ale podejrzewał, że najpewniej też
chciałby się tak przejść. Mimo to siedział z nim w jego nowym samochodzie,
milczący, ale zadowolony, a serce Jerzego biło w szaleńczym tempie z
ekscytacji. Dłonie zaciskały się i rozluźniały na kierownicy, a nogi starały
się wyczuć pedały. Prędkość rosła, szczęście również.
Nieważne, że chwilę temu wydał prawie wszystkie
swoje oszczędności. Że zostawił Leona na parkingu w Gdyni… To nie miało
znaczenia, będzie się tym martwił później. Teraz natomiast nie miał czasu na
troski, nie kiedy podświadomie wszystko w nim buzowało ze szczęścia. Jego usta
wykrzywiły się szeroko i nie była to krzywizna szpetna, tylko taka, która
dodawała uroku. Oczy Jerzego lśniły. Były łagodne, wpatrywały się w drogę i w
kołyszące się na wietrze świerki. Słońce świeciło na jego profil, przebijając
się przez korony drzew, sprawiając, że wyglądał jakby był oblany czystym złotem.
– Mam wrażenie, że płynę w powietrzu – Jankowy
głos przerwał ciszę, a jego głowa odwróciła się leniwie w stronę kierowcy,
zaszczycając go uważnym spojrzeniem. Blond włosy z tymi śmiesznymi,
niebieskawymi końcówkami, opadły mu na ramię, a palce zaczepiły o schowek, jak gdyby
nie mogły poleżeć po prostu spokojnie na jego nogach.
Jerzy odpowiedział mu cichym, zadowolonym mruknięciem.
Mknęli dalej.
Janek nie skarżył się, że cały ten swój pierwszy
wyjazd nad morze spędza w samochodzie, chociaż spoglądał na nie z czymś na
kształt tęsknoty. Ten bezkres, bijące o brzeg fale i słońce odbijające się w
wodzie, skrzące się milionami iskier, sprawiały, że czuł w sercu coś takiego… czego
nijak nie potrafił określić.
– Chciałbym tu kiedyś zamieszkać – westchnął
ciężko.
– Możesz kiedyś to zrobić – odpowiedział mu
Jerzy przyśpieszając. Na drodze było w miarę pusto, chociaż Jurek co jakiś czas
wyprzedzał jadące samochody. W lusterkach za to widział, jak wzrok innych
kierowców śledzi jego nowiutkiego Bentleya z zazdrością, co tylko poprawiało mu
nastrój.
– Ta, łatwo to powiedzieć komuś, kto właśnie
wydał tyle kasy jak drobne kieszonkowe – mruknął, zaciskając palce na schowku. Jerzy
zmarszczył brwi.
– Jesteś młody, masz całe życie przed sobą… –
odparł z wolna, nie odrywając spojrzenia od drogi.
– Ale nie mam bogatych rodziców z własną firmą –
odpowiedział, na co Jurek posłał mu ostrzejsze spojrzenie.
– Jesteś bystry… – mruknął. Janek parsknął
śmiechem.
– Dlatego rozwożę ludzi taksówką – sarknął.
Milczeli przez chwilę.
Z radia leciała powolna, klimatyczna piosenka
jazzowa, która od razu przemówiła do Jerzego, brzmieniem kontrabasu i pianina,
a potem niskim, zachrypniętym głosem wokalistki. Pogłośnił odbiornik,
przyciągając tym samym uwagę Janka.
– Lubisz takie klimaty? – zapytał Czyżewski.
– Najbardziej ze wszystkich – przyznał z wolna,
zerkając na chłopaka, który zmarszczył brwi. – Ty pewnie nie – założył, a Janek
uśmiechnął się jakby przepraszająco.
– Niekoniecznie – przyznał. Jerzy wywrócił
oczami.
– Nie spodziewałem się niczego innego –
powiedział, a potem skręcił w jedną z bocznych dróg w mały lasek. Piosenka
dalej trwała.
– Pasuje do ciebie ten klimat – dodał zaraz,
chcąc wyłapać rytm piosenki, ale ten był nieregularny.
– Mam to wziąć za komplement…? – parsknął,
zwalniając. Droga już nie była asfaltowa, a drzewa przerzedzały się.
– Właściwie… Właściwie możesz – westchnął,
opierając brodę na dłoni. – Wiesz, chodzi mi o to, że jesteś jakiś.
– Jakiś – powtórzył za nim kpiąco.
– Nie taki, jak wszyscy – dodał, a Jerzy w końcu
zaszczycił go uważniejszym spojrzeniem. – Jak się spotkaliśmy po raz pierwszy w
tej taksówce… Raczej nie miałem o tobie zbyt dobrego zdania. Ot, kolejny facet,
który lubi pokazać swoją wyższość, pokazać, że jest lepszy… Jak do ciebie
zadzwoniłem nie miałem zbyt wielkich oczekiwań, ale wystarczyło trochę cię
poznać, żeby przekonać się, że wcale tak nie jest.
– Janek… – mruknął, czując się lekko
poddenerwowanym tokiem rozmowy i tym przygaszeniem chłopaka. – Do czego
zmierzasz?
– Do niczego. No, może tylko do tego, że
niesłusznie cię oceniłem i że sam wypadam przy tobie trochę blado.
– Co ty pleciesz – parsknął Jerzy, nie mogąc
uwierzyć, że chłopak może mieć o sobie takie zdanie. – Jesteś ostatnią osobą, o
której mógłbym tak powiedzieć, a uwierz mi, znam mnóstwo takich ludzi.
– Matka mi kiedyś powiedziała, że co nie zrobię,
to se powiem. I to chyba wszystko. Jestem mocny w gębie – westchnął, odwracając
głowę. – I tyle.
– To wcale nie jest tak mało – mruknął Jerzy,
parkując samochód. Wyciągnął rękę do ramienia chłopaka, by jakoś dodać mu
otuchy, ale zatrzymał się w połowie drogi i ją opuścił.
Janek tego nie zauważył, wlepiając spojrzenie w
okno. Jerzy odpiął pas.
– Chodź, dzieciaku – powiedział z większą
energią. – Przejdziemy się wzdłuż brzegu
morza. – Janek westchnął.
– A już myślałem, że będziemy mieli ostry seks w
lesie w nowiutkim samochodzie, a nasze krzyki tłumiłby szum fal… – mruknął,
zerkając na Jerzego z błyskiem w oku.
Gos zmrużył powieki.
– Faktycznie, co nie zrobisz, to se powiesz – warknął,
na co Janek wyszczerzył się szeroko.
– Myślisz, że nie byłbym w stanie? – zapytał,
odpinając swój pas.
– Myślę, że nie byłbyś – przytaknął, wysiadając
z samochodu. Odetchnął głęboko, a potem zerknął na wychylającego się Janka. –
Po tym co mi powiedziałeś, jeszcze mniej poważnie traktuję twoją paplaninę.
– Dzięki, Jurek – mruknął, wkładając ręce do
kieszeni. Gos uśmiechnął się kącikami ust, a Janek wywrócił na to oczami. – Ja
ci tu prawie komplementy, a ty taki jesteś? – mruknął, zaczynając wędrówkę po
piasku. Jurek poszedł za nim, a sekundę później zrównali się krokiem.
– Taki… Nie jak wszyscy? – rzucił z
zastanowieniem.
– Och, Boże – sapnął Janek z pretensją,
przyśpieszając kroku.
Jurek zaśmiał się na głos…
A potem uświadomił sobie, że nie pamiętał, kiedy
zrobił to po raz ostatni.
Janek odwrócił się do niego przodem zaciekawiony.
– Tak, wiem co powiesz – uprzedził go Jerzy.
– Ładnie się śmiejesz – powiedzieli
równocześnie, po czym obydwaj parsknęli. Jerzy wywrócił oczami, a Janek
wyszczerzył się perliście.
Potem umilkli, idąc spokojnym krokiem po
wybrzeżu. Melancholijny nastrój udzielił się im obu, a atmosfera tylko
sprzyjała chwilom przemyśleń, chociaż Jerzy bardzo mocno starał się nie brać
przykładu z Janka i nie skupiać się na tym, co siedziało mu w głowie, tylko na
tym, co go otaczało.
Na tym, że czuł się dobrze. Że słońce świeciło
na niego i mimo że nie grzało, idealnie wpasowało się w tę chwilę. Na morzu,
nad którym nie był już kilka lat i właściwie zapomniał, że w nim też było coś
przyciągającego, coś co kazało myśleć, że jego problemy są teraz bardzo
malutkie w porównaniu do tego ogromu…
I mimo że malutkie wcale nie były, to ukryły się
gdzieś pod powierzchnią. I gdyby to od Jurka zależało, chciałby żeby tam już
zostały.
– Naprawdę nie chciałbyś tu zamieszkać? –
wznowił Janek, samemu będąc oczarowanym scenerią. – Tu jest tak spokojnie…
– Mhm, bo nie przyjechałeś tu w sezonie turystycznym.
– Gdzie byś więc chciał zamieszkać? – dopytał
Janek, najwyraźniej znużony przedłużającym się milczeniem. Jerzy spojrzał na
niego w zamyśleniu.
– Mam już to miejsce – odparł, wciskając ręce do
kieszeni płaszcza. Było zimno, ale żaden z nich nie chciał wracać. – Nie
zamieniłbym swojej kamienicy nawet za domek nad morzem.
– A w górach?
– W górach też nie. Zresztą mamy tam domek
letniskowy. A właściwie ojciec ma. –
Janek westchnął.
– Więc jednak twoja kamienica… Ale… Nie obraź
się, ale nie wydajesz się w niej szczęśliwy – mruknął dość nieśmiało. Zresztą
jak inaczej mógłby brzmieć sugerując komuś, coś takiego?
– Jestem szczęśliwy – odpowiedział płasko,
odwracając wzrok. Janek za to wlepił spojrzenie w piasek.
Znowu zapadła między nimi cisza. Już nie tak
komfortowa. Trochę ciążąca. Taka, która wywoływała między nimi napięcie i
niezręczną atmosferę. Mimo to Janek nie przerwał jej swoją głupią paplaniną,
czego Jerzy od niego skrycie oczekiwał, samemu nie mogąc się zdobyć na
jakiekolwiek słowa.
Kłamstwo zapadło między nimi niczym kurtyna,
przez którą żaden nie mógł się przebić.
Różnica była tylko taka, że jeden zwyczajnie nie
chciał…
Nie chciał nawet dopuścić do siebie, że kłamał.
Dwie godziny później siedzieli w samochodzie
kompletnie przemarznięci i wygłodniali. Janek szczekał zębami, a Jerzy był cały
blady na twarzy. Dłonie miał wysuszone od wiatru do tego stopnia, że skóra
popękała mu na kłykciach. Jechali właśnie do najbliżej otwartej knajpy, którą
wyszukał im GPS i już nie mogli się doczekać aż dostaną coś ciepłego do
jedzenia. Podróż zajęła im jakieś dwadzieścia minut, które upłynęły im przy
radiu. Tym razem leciała jakaś głupawa, popowa pioseneczka, od której uszu
Jerzemu więdły, ale Janek postukiwał nogą o podłoże, jakby mu się podobała,
więc nie zmienił stacji.
– Daleko jeszcze? – zapytał chłopak, a Jerzy
przyśpieszył znacznie.
– Jeszcze chwila. – A chwila ta minęła w
mgnieniu oka, kiedy Jurek przestał stosować się do znaków z wyznaczoną
prędkością.
Knajpa okazała się być obskurna i niewysprzątana,
na podłodze leżało kilka papierków, a w powietrzu unosił się kurz. Oni jednak
byli zbyt głodni i zmarznięci, żeby narzekać. Właściwie Janek nie narzekałby w
ogóle, niezależnie od okoliczności, ale Jerzy…
On z pewnością by to zrobił, a najpewniej nawet
by i wyszedł, ale w takim przypadku nie miał zbyt dużego wyboru. O dziwo po
sezonie nad morzem, w miejscu, w którym byli, wcale nie łatwo było znaleźć
jakieś otwarte lokale.
Usiedli przy jednym stoliku, na którym paliła
się świeczka. W pomieszczeniu było raczej ciemno, a światło było przytłumione,
żółte.
Typowa mordownia.
Nawet klientela się zgadzała. Kilka naprutych
facetów siedziało przy jednym ze stolików przy kuflach jasnego piwa, rechocząc
dosadnie. Nie wyglądali najprzyjemniej – większość z nich była przysadzista i
łysa, a ich kultura osobista zostawiała wiele do życzenia. Jerzy obrzucił ich
zgorszonym spojrzeniem, po czym odwrócił wzrok. Janek natomiast otwarcie się
gapił.
–
Nieprzyjemne typy – mruknął do Jerzego, ale ten zbył to ruchem ręki. W tym
momencie stanęła przy nich kobieta, najpewniej właścicielka knajpy, bo nikt
rozsądny nie zatrudniłby tak paskudnej kelnerki.
– Co podać – warknęła, nadymając wargi w
zirytowanym grymasie.
– Ja poproszę rybę… – zaczął Janek.
– Ryby nie ma.
– Och, to w takim razie wezmę… Zupę grzybową z
grzankami.
– Skończyła się – warknęła kobieta. Janek
obrzucił ją nieprzyjemnym spojrzeniem, a Jerzy przyglądał się temu póki co w
milczeniu.
– Aha, to co jest?
– Piwo. Wódka. Burbon.
– A coś do jedzenia? – zaznaczył chłopak,
mierząc się z kobietą na spojrzenia.
– Frytki.
– Z całej tej karty są tylko frytki? – dodał,
marszcząc w zamyśleniu brwi.
– Ta, kurwa, głuchyś czy głupiś? – warknęła
baba, przystając z nogi na nogę, a jej wielkie cielsko przelało się z jednej
strony na drugą. Długa do kostek spódnica na gumce zafalowała od wiatru, kiedy
jeden z osiłków wyszedł na dwór, opinając przy tym jej wielkie, tłuste uda. Cienkie,
brązowe włosy opadały jej na niekształtną, szeroką twarz, która wykrzywiła się
w triumfalnym uśmieszku. Oczy natomiast, szeroko rozstawione i małe, świńskie,
wwiercały się w twarz Janka.
– Chyba się pani trochę zapomniała – upomniał ją
chłopak. Jego ton był miły i grzeczny, chociaż spojrzenie z chwili na chwilę
robiło się ostre niczym brzytwa.
– Bierzesz te frytki, gówniarzu, czy nie? –
zignorowała go. Janek postukał palcem o blat stołu, po czym spojrzał na
Jerzego, który pokręcił tylko głową i z powrotem uniósł wzrok na kobietę –
chociaż kobietą ciężko to było nazwać. Prędzej porównałby ją do wieprza.
– Czy bierze pan te frytki – poprawił.
– Co, kurwa? – charknęła, odgarniając włosy do
tyłu. Nagle jej twarz widniała w całej okazałości – czerwone poliki, dziwne znamiona
na czole i żółte od papierosów zęby „zdobiły” barmankę.
– Czy bierze, pan, te frytki – powtórzył ze spokojem. Kobieta parsknęła.
– Słuchaj, gówniarzu, jak się coś nie podoba to
wypierdalać z lokalu i dupy mi nie zawracać.
– Nie, to pani niech posłucha, bo powoli
zaczynam się niecierpliwić. Dostanę tę jebaną zupę, bo jest mi zimno i bo mam
naprawdę parszywy humor, a jak coś się nie podoba to wypierdalać z pracy, bo
ktoś kto zajeżdża tutaj z trasy, zmęczony i głodny, liczy na profesjonalną
obsługę i dobre maniery, o których pani, zdaję się, zapomniała, więc albo
proszę zamknąć ten parszywy lokal, co zalecam właściwie w każdym możliwym
przypadku, albo wziąć się, kurwa, do roboty! – uderzył dłońmi w stół.
W lokalu zapadła cisza jak makiem zasiał.
– Co on, kurwa, powiedział do naszej Halinki? –
zaczął pierwszy z osiłków, podnosząc się od stołu. Wszyscy skierowali wzrok na
niego, a iście czarująca Halinka, uśmiechnęła się triumfalnie.
Jerzy poczuł, jak po plecach przebiegają mu
dreszcze niepokoju. Szybko przekalkulował sytuacje – ich dwóch i grupa pięciu
facetów, w tym baba, która mogłaby robić spokojnie za trzech, zdecydowanie nie
wyglądała, jakby była szczęśliwa z wyskoku Janka. Sam blondyn natomiast
siedział niewzruszenie z najbardziej opanowaną miną na świecie. Głowę miał odwróconą, by móc wbić wzrok z tego osiłka, który wstał. Reszta natomiast,
jakby niezdecydowana, wciąż przypatrywała się sytuacji w milczeniu.
– Słyszałeś, kurna, Pawełek, co powiedział,
dzieciak jeden.
– Nie jestem dzieciakiem – odpowiedział Janek
grobowo, a Jurek złapał go za rękę, żeby go powstrzymać od dalszego komentowania.
Chłopak strzepnął ją niczym natrętną muchę i przekręcił się na krześle. Teraz
jednym bokiem był zwrócony do Jerzego, a drugim do nabuzowanego faceta.
– To dobrze. Dzieciakom nie spuszczam wpierdolu…
– warknął ów Pawełek, ruszając na niego z wkurwioną miną.
Jerzy wstał natychmiast, żeby ochronić Janka,
ale nie miał wystarczająco dużo czasu żeby okrążyć stół, także zamarł w
bezruchu, patrząc jak wielka pięść faceta leci prosto w bok Jankowej twarzy…
Tyle że chybia. Janek odchylił się bowiem do tyłu w ostatnim momencie, tak że
pięść Pawełka przebiła samo powietrza, a sam facet, targnięty siłą uderzenia,
poleciał do przodu.
Reszta stała się bardzo szybko, tak szybko, że
Jerzy nie wiedział nawet, czy może wierzyć własnym oczom, ale głuchy jęk, kiedy
Janek złapał wielką dłoń mężczyzny i zgasił nią palącą się świeczkę, utwierdził
go w tym przekonaniu.
Na tym jednak Janek nie skończył. Przytrzymał tę
wielką łapę, nie pozwalając jej uciec od gorącego wosku, przyszpilił ją w
niepojętym dla takiego chuchra uścisku do stołu, a drugą ręką złapał za głowę
faceta, by po chwili uderzyć nią o blat.
Wszyscy wokół zamarli, słychać było tylko
uderzenia, kiedy Janek, raz za razem, wbijał czaszkę Pawła w stół. Po drugim
zamachu, doszedł do nich trzask nosa, po trzecim krew rozlała się po drewnianej
powierzchni, a przy czwartym, Paweł zaczął wić się niczym robak.
– Przestań! Przestań – krzyczał przez krew,
starając się wyrwać. Lewą dłonią bił na oślep rękę Janka, która trzymała go za
głowę, ale jego ciosy były chybione i nieskuteczne.
– Teraz to przestań, co? – warknął chłopak,
wcale nie mając zamiaru tak łatwo odpuszczać.
– Przestań… Dzieciaku? Gówniarzu? Co? Już nie jesteś taki wygadany,
wielkoludzie? – warczał, a z ust mężczyzny wyrwał się urwany szloch.
Wszyscy patrzyli na to zaszokowani. Jerzy jakby
zatracił zdolność racjonalnego myślenia, Halinka wlepiała wzrok z
niezrozumieniem, koledzy natomiast… Koledzy obserwowali sytuację z
przestrachem, niezbyt zainteresowani pomocą.
Kolejny trzask. Kolejna histeryczna próba
wyrwania się, pokazująca tylko jak słaby był mężczyzna.
– Przestań, przestań! – krzyknął znowu. Uścisk
Janka zacieśnił się. – Przestań, proszę!
– Och, już lepiej! Ale to jeszcze nie to –
przyznał ze smutkiem, po czym wbił kolano prosto w brzuch osiłka.
Z Pawła zeszło całe powietrze, nogi się pod nim
ugięły, lecz przytrzymywana przy stole, wyprostowana ręka nie pozwoliła mu się
osunąć na podłogę. Dostał kolejny raz w brzuch. Coś chrupnęło, Halinka złapała
się z przestrachem za głowę, a jeden z kolegów pomknął szybko w stronę wyjścia,
najwyraźniej dochodząc do wniosku, że wystarczy mu wrażeń na dzisiaj.
– Przepraszam, proszę! Proszę przestań…!
– Proszę pana, niech pan przestanie, zabije go
pan! – krzyknęła przerażona kobieta, a Janek w trybie natychmiastowym puścił faceta,
który jęcząc, osunął się na podłogę, tuż przy jego stopach.
– Ależ proszę pani, zapewniam, że sytuacja była
całkowicie pod kontrolą i szanowny pan, ten tutaj leżący, ma zaledwie złamany
nos. I żebro, może dwa, jak dobrze siadło… Ale z pewnością nie są to obrażenia
zagrażające życiu, proszę się nie martwić – uśmiechnął się czarująco.
Paweł zaczął wyczołgiwać się byle dalej od
Janka. Jego nos był rozwalony, tak samo warga jak i łuk brwiowy. Oddech miał
płytki i świszczący. Dopiero to skłoniło Janka, żeby spojrzeć dokładniej na
faceta.
– Ach, no chyba że żebro przebiło mu płuco i ma
jakąś odmę czy inne gówno… W takim wypadku radzę kolegom jak najszybciej zabrać
pana Pawła do szpitala – zwrócił się uroczo do trójki pozostałych mężczyzn,
którzy od razu rzucili się do znajomego i zaczęli go podnosić ze szczerym
przerażeniem wymalowanym na twarzy. Paweł, oparłszy się o dwójkę kolegów,
skulił się i przycisnął poparzoną dłoń do brzucha.
Jerzy nie mógł tego oglądać. Zimne dreszcze
przeszły mu po kręgosłupie, kiedy patrzył na zakrwawioną, wykrzywioną w bólu
twarz, a potem, kiedy przerzucił spojrzenie na Janka… Janka, który przyglądał
mu się uważnie, po czym posłał mu przepraszający uśmiech.
– Usiądź Jurek, jestem pewny, że pani Halinka
poczęstuje nas najlepszą herbatą, jaką tylko znajdzie – powiedział, sięgając do
kieszeni po chusteczki. Wyciągnął dwie sztuki, po czym zaczął ścierać ze
stolika świeżą krew.
Jurkowi zrobiło się niedobrze.
– Janek, wyjdźmy stąd – mruknął, po czym zaczął
się kierować do wyjścia. W głowie mu się kręciło, a obrazy sprzed chwili wciąż
pojawiały mu się przed oczami. Ten pewny uścisk, dźwięk gaszonej dłonią
świeczki, głuchy jęk i trzask… Kolejny. I kolejny…
Wypadł na świeże powietrze, a nogi niemalże się
pod nim ugięły. Na asfalcie widział stróżkę ciągnącej się do jednego z
samochodów krwi. Zrobiło mu się tak słabo, że przed oczami zobaczył mroczki,
jeszcze chwila a najpewniej omdlałby i upadł na ziemie, ale w dosłownie tej
samej chwili, doskoczył do niego Janek i przytrzymał go.
– Jurek! – mruknął, przestraszony. – Wszystko z
tobą dobrze? – zapytał, prowadząc mężczyznę w stronę samochodu. Przejął od
niego kluczyki, odblokował drzwi i jakoś udało mu się usadowić Jerzego na
siedzeniu kierowcy. – Kurde, Jurek, przepraszam – mruknął. Na dżinsach w
okolicach ud i kolan miał krew, która musiała rozbryzgnąć przy pęknięciu wargi…
albo nosa… albo łuku brwiowego.
– Co to było? – mruknął słabo, podnosząc wzrok.
Ich spojrzenia się spotkały, a Janek zrobił najbardziej skruszona minę, jaką
kiedykolwiek widział świat.
– Samoobrona – odpowiedział, zagryzając dolną
wargę.
– To było popieprzone – powiedział, łapiąc z
trudem powietrze.
– To było potrzebne...
– Potrzebne?! Boże, a jeżeli coś mu się stanie…?
– A jeżeli stałoby się co komuś, komu spuściłby
ten wpierdol? To nie on jest ofiarą! Takie dupki jak on, zasługują na taką
lekcje.
– Boże, Janek…
– Źle mówię? Przecież na moim miejscu mógłby być
ktoś kompletnie bezbronny. Dziewczyna, dziecko, jakiś głupi małolat, który
dostałby za nic. Teraz może się chociaż zastanowią zanim będą chcieli spuścić
komuś wpierdol. Jak mnie wkurzają takie typy! – warknął, wyrzucając ręce w
powietrze. Odsunął się zaraz i zrobił kilka małych kółek, tuż przy Jerzym,
jakby również starał się uspokoić.
– Głupie osiłki?
– Nie. Ludzie, którzy nie traktują mnie poważnie
– powiedział grobowo, wracając do mężczyzny. Położył mu ręce na ramionach i
zacisnął je, jakby chciał dodać Jerzemu otuchy. – Przepraszam – szepnął, po
czym zażenowany spuścił wzrok. – Nie powinienem w ogóle zaczynać…
– Nie powinieneś – przytaknął. Patrzył jak Janek
przystępuje z nogi na nogę. – Wsiadaj. Jedziemy stąd – dodał, zauważając tę
obrzydliwą kobietę, która z przestrachem zerkała na nich z okna. – Teraz pani
Halinka zastanowi się dwa razu, zanim ugości kogoś w ten sposób – prychnął.
Janek uśmiechnął się półgębkiem, odwracając w stronę okna. Kobieta niemalże
natychmiast rzuciła się za bar, żeby się schować.
– I o to właśnie chodziło… – przyznał Janek,
wsiadając do samochodu. Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał, po czym
Janek sięgnął ponownie do ramienia Jurka i chwycił go za materiał płaszcza. –
Nie gniewaj się na mnie.
– Nie gniewam się… Masz w tym swoim rozumowaniu
trochę racji, ale…
– Och, tylko nie ale! – jęknął dramatycznie
chłopak, nadymając śmiesznie wargi. Jurek spojrzał na niego kątem oka.
– Ale teraz ja też dwa razy się zastanowię zanim
nazwę cię dzieciakiem… – Janek zaśmiał się, puszczając skrawek materiału.
– No co ty, Jurek… Ty możesz! Od czasu do czasu
– przyznał, puszczając mu nieumiejętnie oczko.
Jerzy pokiwał głową niedowierzając temu
wszystkiemu, co właśnie się stało.
– Zresztą, miałem farta… – przyznał niechętnie
chłopak. – Gdyby ten cały Paweł wziął poprawkę na to, że mogę się odchylić i
pocelował trochę bardziej w prawo, na pewno bym dostał i podejrzewam, że
miałbym przejebane. Tylko żeby coś takiego wykombinować, trzeba mieć chociaż
trochę mózgu, a tego to mu chyba brakowało, co Jurek? – mruknął zwyczajowo,
uśmiechając się od ucha do ucha.
Jerzy również się uśmiechnął.
Jakby nie było… Wyszli na tym zwycięsko. A
właściwie Janek wyszedł… Wciąż głodny i zmarznięty Janek.
A, jak się okazało, głodny i zmarznięty Janek,
to bardzo niebezpieczna mieszanka, lepiej więc było znaleźć szybko inny lokal.
Najlepiej jak najdalej stąd…
Za to najedzony i zagrzany Janek był całkiem
innym człowiekiem – uśmiechał się szeroko, rozpływając się w miękkim fotelu w
restauracji, do której się wybrali. Tym razem Jerzy pomyślał mądrzej i wybrał
sprawdzony lokal z rzetelną opinią, smacznym jedzeniem i, jak się okazało,
niezwykle dobrym winem, którym Janek raczył się nieśpiesznie od dwudziestu
minut. Jerzy oczywiście, zamiast alkoholu miał w filiżance mocną kawę, a na
talerzu resztki kolacji. Odpuścił sobie deser, zdając sobie sprawę, że będzie
musiał teraz trochę zacisnąć pasa… Nie miał jednak serca odmawiać Jankowi,
który zajadał się właśnie tartą z
karmelem i pierzynką z ubitych białek, przymykając przy tym z przyjemności powieki.
Jego przymrużone oczy i rozciągnięte usta,
sprawiały, że wyglądał jak kot, co zresztą było częstym skojarzeniem jeżeli o
Janka chodziło. To jego psotne spojrzenie… I to, że umiał pokazać pazurki…
– Ale go dojechałem – zaczął po raz kolejny chłopak.
– Czuję się jak typowy samiec alfa! – dodał, a Jurek uśmiechnął się pod nosem.
– Zwłaszcza gdy pijesz słodkie wino i zajadasz
się tartą – przytaknął mu.
– Wiesz co? Psujesz całą zabawę – westchnął
zaraz chłopak, dopijając zawartość lampki. Na policzkach miał rumieńce. – Ale
nie szkodzi, po prostu nie możesz się pogodzić, że stałeś jak kołek zamiast
cokolwiek zrobić…! – zarzucił mu Janek, na co Jerzy parsknął pod nosem.
Zadziwiające, jak szybko potrafili śmiać się z
czegoś, co jeszcze przed chwilą wydawało im się takie poważne.
– Jako dobrze wykształcony mężczyzna nie uważam,
żeby przemoc była odpowiednim sposobem na rozwiązywanie konfliktów.
– A co by było odpowiednim sposobem? – parsknął
chłopak.
– Konwersacja.
– No to, Jurek, sorry, ale ta też nie szła ci
najlepiej – zarechotał, oblizując wargi. Jerzy wywrócił oczami, zaplatając ręce
na piersi. – Oho, to taka poza w stylu: powiesz jeszcze jedno słowo i śpisz na
kanapie? – zaśmiał się znowu, w ogóle nie zwracając uwagi na przystającą przy
nich w tej chwili kelnerkę, która zarumieniła się soczyście, kiedy tylko
usłyszała paplaninę Janka.
Jurek zbladł i spiął się cały, a Czyżewski widząc
faktyczną zmianę na twarzy mężczyzny, zmarszczył zdziwiony brwi, a potem
przesunął mętne spojrzenie na dziewczynę.
– Przepraszam, podać panom coś jeszcze? –
zapytała, uciekając spojrzeniem w dół.
– Nie, to wszystko. Poprosimy rachunek –
odpowiedział Jerzy najbardziej beznamiętnym tonem na jaki było go stać.
Kelnerka przytaknęła po czym oddaliła się czym
prędzej, Gos natomiast posłał siedzącemu naprzeciwko chłopakowi mordercze
spojrzenie.
– Ajć, chyba serio będę spał na kanapie –
szepnął Janek, widząc ten nieprzychylny wyraz twarzy.
– Jak tak dalej pójdzie, to owszem, będziesz
spał na kanapie, ale na pewno nie w moim domu – sarknął, a Janek złapał się za
pierś.
– Ach, to był cios prosto w serce! – jęknął
teatralnie, wciąż nic sobie nie robiąc z groźnej miny Gosa, jego zmarszczonych
brwi i zaciśniętych gniewnie warg. – Oj no, nie patrz tak na mnie, bo zmarszczka
ci się robi. – Wysunął palec i przytknął opuszkę płasko tuż pomiędzy jego
brwiami. Jerzy zamrugał zaskoczony tym nagłym gestem i już otwierał usta, chcąc
wyrazić grzeczną prośbę, by Janek czym szybciej zabrał palucha z jego twarzy,
ale chłopak zreflektował się wcześniej.
Opuścił luźno rękę, po czym uśmiechnął się
rozbrajająco do Jurka, który poczuł, że robi mu się odrobinę cieplej na sercu.
Zmarszczka zniknęła, więc Czyżewski wyszczerzył
się triumfalnie. Misja wykonana.
– Wracajmy do domu – mruknął miękko, zerkając spod
rzęs prosto w niebieskie oczy.
Janek, kiedy wrócili już do Warszawy, nie
zabawił długo w mieszkaniu. Z przerażoną miną, kiedy siedział już przebrany w
żółtym fotelu, mając nadzieję na przedłużenie miłego wieczoru, przypomniał
sobie nagle bardzo istotną rzecz…
– O kurna, Jurek! Malwina ma dzisiaj urodziny! –
krzyknął, zrywając się z siedzenia i pognał do wyjścia, nawet się nie żegnając.
Jerzy patrzył na to zdziwiony, w rękach
trzymając dwa kubki herbaty, które po chwili odstawił na stolik. Niedomknięte
drzwi wyjściowe zaskrzypiały od przeciągu, jak gdyby kpiąc sobie z Jurka,
który, tak nieoczekiwanie, został sam.
Znowu.
Ręce mu się zatrząsnęły, a wargi zacisnęły w
zirytowanym grymasie. Ze złością podszedł do drzwi, zatrzaskując je. Nastała
cisza. Błoga cisza po całym dniu gwaru… Tak przecież powinno być dobrze.
Powinno być dobrze.
Powinno być dobrze, powtarzał w głowie jak
mantrę.
Zerknął na stół, na dwa identyczne kubki po czym
ze zrezygnowaniem chwycił za nie i poszedł do kuchni. Wylał wszystko do zlewu, odstawiając
gniewnie szkło na blat. To wszystko wydarzyło się tak nagle, że nawet nie
zdążył obstukać Janka od góry do dołu za takie karygodne zachowanie! Kto to
myślał, wybiegać tak bez jakiegokolwiek ostrzeżenia? I to z powodu jakiś
głupich urodzin, na dodatek o tej godzinie?
Nie, żeby było późno. Właściwie jak na sobotę było
raczej wcześnie, to po prostu Jurkowi ten dzień wydawał się strasznie długi… W
końcu wstał wcześnie, a mimo to nie był śpiący, nie był nawet zmęczony…
Właściwie to oprócz irytacji tym nagłym wyskokiem, wciąż czuł się zadowolony ze
swojego nowego samochodu…
Samochodu, który w natłoku tych wszystkich zdarzeń
odszedł jakby w odstawkę. Jurek postanowił to zmienić. W końcu dlaczego miałby
nie udać się na przejażdżkę? Pogoda dopisywała, ruch na drogach nie był już tak
przytłaczająco nieznośny, Janka nie było…
Zdecydował się wyjść, a kiedy już to zrobił,
uderzył go mroźny wiatr. Nawet jego puchaty szalik nie był w stanie uchronić go
przed zimnem, tym bardziej rozpięty płaszcz. Jednak w drodze na parkingu
uświadomił sobie, że wcale nie miał ochoty na przejażdżkę, tym bardziej że miał
za sobą i tak długą trasę. Zamiast tego naszła go ochota na coś innego.
Automatycznie skierował się w drugą stronę, sięgając po telefon. Zadzwonił po
taksówkę, a ta przyjechała chwilę potem. Za kierownicą siedział jakiś
staruszek, w którym Jerzy nie wdawał się w dyskusję.
Pojechał pod swój ulubiony klub, który był
wypełniony niemalże po brzegi mimo że w soboty nic szczególnego się tu nie
działo. Jakby nie było klimat tego miejsca przyciągał – ten półmrok, scena,
gramofon, który prawdopodobnie był starszy od Jerzego, no i alkohol…
Alkohol mieli tutaj pierwszorzędny.
Jerzy usiadł ze swoją szklanką przy barze. Wokół
siedziało kilka osób i to były jedyne wolne miejsca w lokalu – właściwie może
to i lepiej. Jakby nie było, Jerzy nie siedział sam przy pustym stole… Chociaż
gdyby siedział, nie miałby z tym większego problemu.
Jego problemy jakoś tak ogólnie zostały
zatopione mocną whisky, która rozlewała się cierpkim smakiem po jego
podniebieniu. Jak on to lubił… Tę moc, pieczenie w przełyku, z chwili na chwilę
coraz bardziej rozluźniające się ciało…
– Hej, mogę się dosiąść? – usłyszał po swojej
lewej, więc zerknął nieśpiesznie w tamtą stronę i ujrzał przed sobą kobietę
mniej więcej w jego wieku. Skinął z wolna głową, a ona uśmiechnęła się z
błyskiem w oku i wtedy już wiedział, że tej nocy nie będzie sam.
***
***
No dobra, minęło trochę więcej niż tydzień, więc oficjalnie można powiedzieć, że jestem beznadziejna jeżeli chodzi o ten mój challenge. No ale niestety, nie udało mi się dokończyć wcześniej rozdziału - właściwie to zrobiłam to dosłownie kilka minut temu, a i tak w zamierzeniu miałam opisać cały weekend Jerzego... Natomiast wyszła z tego tylko sobota, więc jakby nie było okroiłam go o połowę. Właściwie to chyba jeden z krótszych, jeżeli nie najkrótszy rozdział w całym opowiadaniu, ale nie chciałam żebyście czekali jeszcze dłużej... Dlatego jest tak jak jest. Może koniec końców nie wyszło tak najgorzej, nie wiem. Wiem za to, że najlepszy to on nie jest, ale, przyznam szczerze, trochę nie miałam czasu na pisanie/poprawianie/dopieszczanie, co jest dla mnie samej frustrujące, bo jednak lubię być zadowolona ze swoich tekstów xD Po prostu... mi samej jakoś tak mało i krótko, no ale nic.
W związku z tym, że cierpię teraz na brak czasu i piszę tylko kiedy mam wolne w pracy, chciałabym się zapytać, czy nie znalazłaby się tu osóbka, która zechciałaby się zająć betowaniem "Zostań o poranku"? Mi samej sprawdzenie i poprawienie tekstu niekiedy zajmuje więcej niż jego napisanie, dlatego pytam. Właściwie, jak tak teraz sobie myślę, to z chęcią oddałabym w dobre ręce jeszcze "Drugą szansę", żeby nie było wstydu :D
Więc jeżeli ktoś by miał czas, wiedzę i chęci (to przede wszystkim!) to zapraszam do kontaktu na maila: lie_less@onet.pl
Poza tym, to raczej wszystko... Chyba idę kontynuować pisanie, bo Jerzy coś tam tego z jakąś babką... Tak nie może być! Trzymajcie się cieplutko i do szybkiego napisania!
Lubię Jerzego i życzę mu kogoś do pary obojętnie jakiej płci :)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, taki Jankowy xD (dużo go tu)
Czekam na więcej :)
Weny, czasu i chęci
Pozdrawiam!
Jakoś mi tak cieplej na sercu, że lubisz Jerzego! :)
UsuńA Janka dużo, ale w następnym rozdziale już będzie go troszkę mniej, tak dla równowagi.
Również pozdrawiam! <3
Mam nadzieję Autorko, iż ten Jerzy zacznie niedługo "ogarniać swoje wnętrze" bo jak mniemam jego .druga połówka będzie płci męskiej a ten
OdpowiedzUsuń"biedak"(teraz to nawet dosłownie po tym spontanicznym zakupie) nawet nie tylko wykazuje symptomy kryzysu wieku średniego to ewoluuje światopoglądowo w tempie które rokuje mu przyszłość jako bohatera sanatorium miłości ��
Oj nie wiem, czy Jerzy zacznie tak niedługo ogarniać, tempo raczej nie ulegnie większej zmianie, ale jakieś tam małe zmiany powoli już w nim zachodzą. Jeżeli zaś chodzi o to, że wszystko dzieje się powoli no to niestety... Jakoś tak mam, że wszystko musi mi się naturalnie w miarę rozwijać, a to zajmuje trochę czasu (i bardzo dużo tekstu).
UsuńHa, byłam ostatnio tak zajęta, że kompletnie przegapiłam nowy rozdział. Przyznam szczerze, że jestem zaskoczona, że pojawił się tak szybko. Piszesz bardzo długie rozdziały, więc spodziewałam się znacznie dłuższego czekania.
OdpowiedzUsuńA tu miła niespodzianka. :D
Może zacznę od wytknięcia jednej rzeczy, która strasznie rzuciła mi się po oczach: odkręcanie głowy.
"Jankowy głos przerwał ciszę, a jego głowa odkręciła się leniwie w stronę kierowcy"
"Głowę miał odkręconą, by móc wbić wzrok z tego osiłka"
"Chłopak strzepnął ją niczym natrętną muchę i odkręcił się na krześle."
Ostatnie nie o głowie, ale też dziwnie brzmi. Osobiście proponowałabym coś w stylu "przekręcił" albo "odwrócił", bo jednak odkręcanie kojarzy się z rozdzieleniem dwóch przedmiotów... To chyba dość makabryczne, żeby Janek chodził nosząc głowę pod pachą? :D
A teraz, co do treści! Bardzo podoba mi się początek i rozmowa Janka i Jerzego. Zresztą, wszystkie ich rozmowy. Scena w barze szczerze mnie zaszokowała. Aż mi szczęka opadła, jak czytałam, co tam się wyrabiało. Za to ogromny plus, bo jakoś ostatnio mało co mnie w powieściach zaskakuje. :D
I kurcze, jak to robisz, że ledwo człowiek przeczyta, a już chce więcej. Zdradź tajemnicę. :D
Tyle na dzisiaj ode mnie.
Pozdrawiam!
Szybko? No proszę, a ja się bałam, że zaraz tutaj będziecie na mnie krzyczeć, że już drugi tydzień nie ma, ale skoro takie tempo to szybko, to się już tak nie będę spinać :D
UsuńA z tym odkręcaniem, to jestem w wielkim szoku! U mnie praktycznie wszyscy i zawsze tak mówią i jest to dla mnie tak naturalne wyrażenie, że no, jestem w szoku, aż nie wiem co mam teraz o tym myśleć xD
Natomiast bardzo mi miło, że treść Ci się podobała! Scena w barze zaszokowała nawet mnie - w ogóle nie planowałam, że takowa się pojawi, bo mieli sobie po prostu pojechać coś zjeść, a tu potem mi wyszły takie kwiatki. (Dlatego lubię pisać, nigdy do końca nie wiem, gdzie mnie to zaprowadzi :D)
A tajemnicy niestety nie zdradzę, bo niestety chyba żadnej nie ma, ale bardzo się cieszę, że masz takie odczucia <3
Dziękuję pięknie za komentarz i również pozdrawiam!
Może przenoszę swoje zwyczaje na innych, ale u mnie pisanie idzie tak wolno i w takich bólach, że nie wymagam od nikogo szybkiego publikowania - szczególnie jeśli rozdziały są długie. W końcu trzeba poświęcić trochę czasu, żeby mieć dobrą historię, a nikt nie siedzi cały dzień tylko pisząc. Żyć też trzeba. :D
UsuńCo do odkręcania: też znam takie słowa, których nigdzie poza moim województwem się nie używa. Jak dowiedziałam się, które to są, to nie powiem, byłam mocno zaskoczona.
Niestety, okazuje się, że w prozie jednak nie zaleca się ich używania, bo mogą dziwnie brzmieć - ot, niektórzy nawet ich nie zauważą, a inny, jak ja, będą drapać się w konsternacji po głowie. :D
Spokojnie, znam też i to. Przy swoim poprzednim blogu potrafiłam nie odpisywać miesiącami, a mój rekord pomiędzy jednym rozdziałem a drugim to aż... cały rok! Dlatego staram się pisać w marę szybko, bo jak się rozleniwię to potem jest tylko gorzej. (A i ból jest większy)
UsuńA z tym odkręcaniem to nawet nie w województwie, zresztą po zastanowieniu stwierdziłam, że przesadziłam z tym "prawie wszyscy". Nie wiem, to chyba moja rodzina jest taka utalentowana (wykształcona) i tak między sobą mówiliśmy :D Także od dzisiaj kończę z takim błędnym wyrażeniem i zaraz idę to poprawić.
Janek cholerka! Taki narwaniec! No normalnie nie spodziewałam się! Może dlatego ten Dęba tak dziwnie wtedy ostrzegał Jerzego? Ale kurcze Janek jest taki uroczy że po prostu nie mogę dopasować do niego takiej agresji. Choć to nie do końca była agresja, bo tak zimnej krwi to można mu tylko pozazdrościć :) Jerzego też nieźle wcięło xd Kto by się spodziewał... 😁 Ciekawe czy te teksty Janek rzuca tak bezmyślnie, tylko żeby Jurka podrażnić, czy robi to specjalnie? Teraz to już sama nie wiem co o nim myśleć ;) Nie zmienia to faktu że obu ich bardzo lubię :) I pisz, pisz kochana, bo to rzeczywiście nie do pomyślenia żeby Jurek z jakąś babą flirtował :D
OdpowiedzUsuńDroga Kasiu, uwielbiam czytać Twoje komentarze! :* Widać po nich, że starasz się łączyć ze sobą sytuacje, żeby się wszystko zgadzało i bardzo mnie to cieszy ;)
UsuńI owszem, to nie do końca była agresja, chociaż ci, którzy patrzyli na to z boku pewnie mają co do tego inne zdanie.
A te teksty Janka... No to na razie zagadka - jakby nie było chłopak myśli, że Jerzy jest gejem, wiec różne rzeczy mogą mu chodzić po głowie.
Jeżeli zaś o pisanie chodzi to naskrobałam trochę, ale niewiele. Ten weekend mam wolny, także liczę na to, że uda mi się dokończyć rozdział, ale z tym to nigdy nic nie wiadomo.
Co tam słychać u
OdpowiedzUsuńJerzego Autorko?
U Jerzego beznadziejnie, ale stabilnie.
UsuńJeżeli zaś chodzi o rozdział, to jest prawie napisany, brakuje mi kilu stron, ale postaram się dzisiaj go skończyć.
Dzięki,świetne wieści-chodzi mi oczywiście o nowy rozdział-nie żebym się cieszyła z tego,iż u
UsuńJerzego beznadziejnie��ale chociaż stabilnie i nie "dołuje" już...tak więc czekam na bardziej szczegółowe wieści ��
Cóż, niestety nie zdążyłam napisać całości... :C A już jestem tak zmęczona, że chyba poprzestanę na tym, co mam. Postaram się wrzucić rozdział do wtorku.
UsuńA trakcie pisania okazało się że jednak jest mniej stabilnie niż myślałam :')
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, czy to właściwie z tego powodu Dęba (ech,zapomniałam jak mial na imię) ostrzegał Janka? kiedy pojawili się w tym lokalu miałam bardzo złe przeczucia że coś się wydarzy... i jeszcze ta kelnerka jej zachowanie... ech tak jakoś mi smuto, że tak wyleciał z tego mieszkania, nawet dwie herbaty Jurek przyszykował, a ten o
urodzinach Malwiny...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, czy to właśnie z tego powodu Dęba (ach ta moja pamięć - zapomniałam jak miał na imię) ostrzegał Janka ale właśnie kiedy pojawili się w tym lokalu miałam złe przeczucia że coś się wydarzy... i jeszcze ta kelnerka jej zachowanie i te... bardziej myślałam że Jerzy się wkurzył i wyjdą a tutaj taka akcja... ech tak jakoś smuto że tak wyleciał z tego mieszkania nawet dwie herbaty przyszgotował a ten o urodzinach Malwiny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza