poniedziałek, 14 stycznia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 6


Rozdział 6: Wyścig z czasem

Jurek wsiadł zaraz za Jankiem, który szczerzył się szeroko i przeczesywał dłonią zmierzwione od wiatru włosy. Gos nie wiedział, w co się wpakował, ale zarówno taki ucieszony chłopak, jak i kobieta siedząca za kierownicą nie wywoływali w nim najlepszych skojarzeń; właściwie było na odwrót. Czuł niepokój.

– Chyba sto lat cię nie widziałam – odezwała się do Janka, spoglądając na niego w lusterku. Obok przejeżdżały inne samochody, ale mknęły tak szybko, że po kilku sekundach znikały za zakrętem i zostawiały ich w tyle.

– Jakie tam sto lat! Kilka miesięcy…

– Ta – parsknęła, robiąc kolejnego balona z gumy. – Tutaj kilka miesięcy to jak kilka lat, Czyżewski. Dziwię się, że jeszcze dostajesz info. – Przewróciła oczami. Jej sposób bycia w dziwny sposób drażnił Jerzego. Nie podobała mu się. Wzbudzała poczucie zagrożenia, zwłaszcza kiedy w końcu ruszyła – a ruszyła naprawdę na wysokich obrotach. No i jeszcze ta rozmowa, z której niewiele zrozumiał…

– No pewnie, że dostaję. W końcu to ja! – zaśmiał się, a potem zerknął na Jerzego. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, tocząc niewerbalną rozmowę. Albo raczej sprzeczkę. Gos zdecydowanie się z nim kłócił, ale Janek, jak zwykle, zbagatelizował sprawę.

– No tak. Ty i… Jakiś nowy – mruknęła z dezaprobatą, mknąc szybko ulicą. Po chwili wyprzedzała już jeden z samochodów, który chwilę temu koło nich przejeżdżał.

– Jurek to sprawdzony gość.

– To się okaże. – Spojrzała prosto w niebieskie oczy mężczyzny. – Jestem Sandra – zwróciła się do niego, przeżuwając obscenicznie gumę. Patrzyła na jego poważną twarz, oceniała go i zastanawiała się, co tak ubrany gość robił w jej samochodzie razem z Czyżewskim. – Ciebie Janek zdążył przedstawić, więc daruj sobie grzecznościową odpowiedź.

– Boże, zawsze jesteś taka niemiła! – wtrącił chłopak, podczas gdy oczy Jerzego zwężały się coraz bardziej.

– Nie mam w zwyczaju wysilać się na grzeczność – odpowiedział, ignorując wypowiedziane przez Janka słowa. Kobieta uśmiechnęła się lekko, jakby kpiąco i skinęła głową.

– To dobrze. Może się polubimy – powiedziała ironicznie, a potem przejechała językiem po wargach, na których osadziły się resztki gumy. Na liczniku miała już dobrze sto trzydzieści i wcale nie zwalniała. Czuła się za kółkiem niczym ryba w wodzie, było to po niej widać.

– Może. A może nie – odpowiedział, opadając głębiej na siedzenie. Nie czuł prędkości, z którą się poruszali. Nie czuł też strachu. Przynajmniej nie przed jazdą w takim tempie, sam przecież lubił czasami przycisnąć gaz do dechy… Miał wtedy taką samą minę, jaką miała Sandra. Jakby nic nie mogło go zatrzymać.

Nie obawiał się więc prędkości. To, co napawało go niepokojem, to cel tej podróży. Dokąd jechali…? Oni i reszta tych samochodów? Czuł, że nie wypadało mu pytać, zwłaszcza kiedy wyczuwał na sobie sprawdzające spojrzenie. Jakby Sandra tylko czekała, kiedy Jerzy wymięknie, kiedy powie: zwolnij.

Nie powiedział, a kobieta nie zwolniła.

Panowało między nimi trudne do zdefiniowania napięcie. Nawet Janek się nie odzywał, zamiast tego zapatrzył się w okno i oparł czoło o szybę. Nie wydawał się spięty, mimo że sam przecież bał się jeździć – może chodziło tylko o problemy z prowadzeniem, a nie jazdę samą w sobie? Niemniej, Jerzy stracił oparcie w towarzyszu i skazany był na odbijające się w lusterku spojrzenie Sandry, która zerkała na niego raz za razem, wprawiając go tym samym w stan podenerwowania. Nie podobała mu się ta kobieta i wcale nie chodziło o jej wygląd, chociaż ten też pozostawiał wiele do życzenia, tylko o aurę, którą wokół siebie roztaczała.

– Musisz się tak na mnie gapić? – warknęła w końcu, a Jerzy zamrugał zdziwiony. Sam irytował się, gdy kobieta na niego zerkała, a właściwie cały czas nieświadomie robił to samo. – Jak ci się podobam to sorry, nie kręcą mnie tacy porządni faceci – zakpiła, czym zwiększała tylko antypatię Jurka do własnej osoby.

– Jakby w ogóle kręcili cię faceci… – mruknął Janek pod nosem, wprawiając Jurka w jeszcze większy stan osłupienia.

– Zależy. Czasami kręcą. Ale nigdy, kiedy mają na sobie płaszcze z Gucci.

– To Armani – poprawił Jurek, ale kobieta wzruszyła na to tylko ramionami.

– Jeden chuj, tak szczerze. Kogo to w ogóle obchodzi…?

– Ciebie, jak widać, nie.

– Marnowanie pieniędzy – skomentowała i po raz kolejny zrobiła balona. Janek westchnął ciężko, a Jerzy opadł na fotel i postanowił się nie odzywać, żeby nie podnosić sobie ciśnienia. Nie pozwoli, żeby jakaś wieśniara, która nie miała za grosz dobrego smaku go irytowała, komentując jego ubiór, podczas gdy sama wyglądała jakby została wyjęta ze śmietnika.  

– Daj spokój, Sandra. Ty wydajesz miliony na swoje auto, Jurek na ciuchy. Co za różnica? – jęknął Janek, w końcu odrywając wzrok od okna. – Zamiast tak biadolić, to byście się na moim miejscu postawili. Ja nie mam na co wydawać i nie mam problemu.

– Mhm. Ty tylko stwarzasz problemy innym – zakpiła kobieta, wywracając oczami, ale kiedy z jej ust padło ostatnie słowo te wykrzywiły się w dość… sympatycznym uśmieszku.

– Bez przesady, Boże. Obydwoje jesteście okropni – wywrócił oczami i z powrotem przycisnął czoło do szyby. – Patrz, Jurek. Dojeżdżamy – oznajmił ucieszony. Nawet Sandra się uśmiechnęła szerzej i przycisnęła gaz do dechy jeszcze bardziej, tylko po to by zaparkować samochód z piskiem, tak że aż ich zarzuciło na siedzeniach.

– Pasy, kochaniutcy – rzuciła zadowolona, podczas gdy Janek odklejał się od Jurka, na którego się przetoczył.

– Dzięki za uprzedzenie – jęknął Czyżewski, otwierając drzwi. Wysiadł z samochodu razem z Jerzym, który w końcu mógł zobaczyć, dokąd wywiozła ich ta cała Sandra i po co Janek chciał go zabrać gdzieś pod Warszawę.

A kiedy zobaczył, oczy mu się zaświeciły. Okazało się bowiem, że zjechali z głównej drogi i skręcili w jakąś leśną, przez którą jechali przez dłuższy moment, aż w końcu… znaleźli się tutaj. W miejscu, w którym drzewa były wykarczowane, a droga rozszerzała się i ciągnęła długim szlakiem, wchodząc za drzewa i potem znowu wracając na ogromne pole. Po bokach stało już kilkanaście samochodów i to takich, którymi Jurek by nie pogardził. Wokół drogi były powbijane pochodnie, które rozjaśniały wszystko żywym ogniem, a tuż zaraz koło nich stał podejrzanie wyglądający truck z równie podejrzanym towarem.

– Janek… – zaczął z wolna, podchodząc do chłopaka, który wcisnął dłonie głęboko w kieszenie. – Czy to jest to, o czym myślę? – Sandra prychnęła na jego słowa. Zignorował ją.

– Jeżeli myślisz o wyścigach, to tak. Myślisz? – zapytał się go chłopak, patrząc na niego z psotnym uśmiechem.

– Jak bardzo nielegalne to jest?

– No tak… bardzo nielegalne – stwierdził Janek, a Jerzy przytaknął głową.

Bardzo nielegalne.

To powinno kazać mu wsiąść do jakiegoś samochodu i odjechać do domu w trybie ekspresowym, ale… Czuł w piersi coś dziwnego, kiedy patrzył na płomienie pochodni i na samochody; gdy na policzkach czuł chłód mroźnego, jesiennego wieczoru, a ci wszyscy ludzie, którzy zebrali się w kupę – lub też stali samotnie – wzbudzali w nim coś na kształt ekscytacji.

– Ale spoko, będzie naprawdę super! – zapewnił go chłopak. Sandra znowu prychnęła.

– Naprawdę super…? – zironizowała, patrząc na Janka kpiąco. – Będzie szybko, Jerzy. Nie wiem, czy nadążysz – szepnęła, przechodząc obok nich niczym królowa.

– Za tobą…? Nie miałbym z tym najmniejszego problemu – odpowiedział, zatrzymując tym samym Sandrę w sekundę.

– Ty siebie słyszysz? – zarechotała, odwracając się na pięcie. Wbiła w niego niebezpieczne spojrzenie i pochyliła się nad nim. Wywłoka była jego wzrostu, co wyjątkowo stawiało ich na równym poziomie. – Taki wymuskany facecik jak ty nie miałby ze mną żadnych szans. 

– Za wysoko się cenisz. – Wysilił się o swoje najlepsze, nienawistne spojrzenie, które wbił w nijakie oczy Sandry.

– Raczej to ty mnie nie doceniasz – warknęła, jeszcze bardziej się zbliżając. – A niedocenianie mnie jest wielkim błędem.

– Śmieszne. Mógłbym powiedzieć o sobie dokładnie to samo – zironizował, patrząc, jak kobieta powoli zaczyna czuć się nieswojo pod wpływem jego spojrzenia.

– Powiedzieć…? Cóż mi po słowach? Na szacunek trzeba sobie zapracować, a nie gadać. Przekonasz się, o czym mówię, jak już zobaczysz mnie na mecie – powiedziała, ponownie przygryzając kolczyk w wardze. – Więc trzymaj za mnie kciuki, kochany. W końcu i tak będziesz tylko patrzył… Chyba że się mylę? – parsknęła, odsuwając się na większą odległość. Czuła, że wygrała.

Wygrała, bo miała rację.

Jerzy zacisnął gniewnie usta, ale nie odstąpił od Sandry lodowatego spojrzenia, nawet kiedy ta zaśmiała się cicho i odwróciła na pięcie, zostawiając ich samych.

– No. To było niezłe – skomentował Janek, klepiąc Jerzego po ramieniu. – Jeszcze chwila a myślałem, że wydrapiecie sobie oczy, ale na szczęście obeszło się bez tego… – zaśmiał się, ponownie zawisając na ramieniu mężczyzny.

– Głupia pizda.

– No, ona też na pewno się cieszy, że cię poznała… W końcu taki czarujący z ciebie człowiek. No już, już. Nie patrz tak na mnie. Moja wina, że cię zjechała? Lepiej chodź do tego trucka, podejrzewam, że dostaniemy tam całkiem przednie zioło.

– Nie chcę zioła, kurwa, Janek.

– Boże, ale ty się spinasz cały! Weź wrzuć na luz!

– Raczej dodaj gazu do dechy – warknął, na co Janek zapatrzył się na niego głupio i uśmiechnął pod nosem.

– Ale się zapaliłeś! – skomentował ucieszony jak dziecko. – Aż tak cię wkurzyła? Daj spokój, to Sandra. Zajebiście jeździ i jeszcze bardziej zajebiście działa ludziom na nerwy. Moim zdaniem nie powinieneś tak do niej wyskakiwać, bo laska jest naprawdę dobra, mimo że może nie wygląda.

– Naprawdę dobra? – powtórzył za Jankiem, wbijając spojrzenie w plecy blondynki, która przystanęła przy największej grupie ludzi.

– No. Jedna z lepszych. Różnie bywa, ale raz udało jej się dojść do wyścigu z Kat. 

– Z Kat?

– No, Jurek, to tutejsza legenda. Niepokonana, jest nie do zatrzymania – rozmarzył się, kierując ich w stronę małej ciężarówki.

– Jak to w ogóle wygląda? – dopytał Jurek, a Janek wbił w niego pytające spojrzenie. – Ten cały wyścig?

– Aaa. No, są różne etapy, nie. Najpierw wszyscy chętni się ze sobą ścigają. Dziesięciu tych, którzy pierwsi przejadą przez metę przechodzi dalej. Potem losowo są dobierane dwójki, z których musi odpaść jedna osoba, więc zostaje piątka, a gdy jest ich piątka ścigają się wszyscy i odpada tylko jedna osoba z najgorszym czasem. Zostają  więc dwie dwójki, potem jedna, z której ktoś wygrywa… I tej właśnie osobie przypadnie ściganie się z Kat o tytuł „mistrza”. Raz była nią Sandra. Od tamtej pory ego jej wybiło poza skalę.

– A jakbym ja chciał się ścigać? – zaczął z wolna, wbijając w Janka pytające spojrzenie.  

–Ogłupiałeś? Wiesz, ile oni mają tam na licznikach? Idzie się zabić, serio. Zabić albo zesrać. Ewentualnie zabić i zesrać na raz.

– Janek – upomniał go, posyłając mu karcące spojrzenie.

– No co? Tylko nie mów, że ty tak na poważnie – jęknął cierpiętniczo, wczepiając palce w poły jego płaszcza. – To nie jest zabawa.

– Oni wyglądają jakby bardzo dobrze się bawili – burknął, wskazując podbródkiem na stojącą i rechoczącą grupę ludzi. Do tego wciąż zjeżdżali się nowi, którzy wyskakiwali ze swoich aut i również łączyli się w mniejsze lub większe zgromadzenia.

– Ale ty nie jesteś typem, który dobrze się bawi! – odparł od razu, patrząc na niego błagalnie.

– Jestem za to typem, który nie lubi rezygnować z wyzwania, gdy takie się pojawi – odparł poważnie, wyswobadzając ramiona od wczepionych w nie palców.

– Boże, Sandra serio aż tak ci wjechała na ambicję?! Do tego stopnia, że wolisz… No nie wiem… Się zabić?!

– Janek, ja żyję za kółkiem, rozumiesz?

– I za kółkiem możesz też umrzeć! Matko boska, jakbym wiedział, że tak ześwirujesz to w życiu bym cię tu nie zabrał!

– Już za późno. – Podniósł głowę. Wyczuł na sobie czyjś wzrok i czym prędzej ulokował spojrzenie w Sandrze, która patrzyła na niego i mówiła coś do towarzyszy.

Mówiła o nim, mógł się założyć.

Ruszył do przodu, nie zważając na gadającego do niego chłopaka, który – gdy tylko to zobaczył – pobladł cały i doskoczył do niego. Na szczęście nie zaczął namiętnie protestować i go zatrzymywać, czego Jerzy się obawiał. Jakby jeszcze to mu Janek spieprzył to zatłukłby go gołymi pięściami. Zamiast tego szedł w stronę Sandry z zaciętą miną i wyprostowanymi plecami, czując, że serce wali mu z ekscytacji, a ręce pocą się w  reakcji na to, co chciał za chwilę zrobić.

Czuł się jakby znalazł się nagle w innym świecie, w którym otumanił go zapach trawki i migający blask ognia, a śmiechy i głośne rozmowy tworzyły tło dla tego nowego, nieznanego mu dotąd świata, w którym zanurzył się i zachłysnął się tym, co miał mu do zaoferowania. Ta nowa sytuacja i ludzie, którzy patrzyli na niego z niechęcią, napędzała go do działania.

– No proszę, jest i facet od Armaniego – westchnęła Sandra, odrzucając długie blond włosy na plecy.

– Chcę się ścigać. – Tylko tyle powiedział i tylko tyle wystarczyło, żeby kilku stojących w koło ludzi parsknęło głośnym śmiechem. Pochodnie zamigotały od wiatru, a korony drzew zachybotały, szeleszcząc donośnie.

– Serio? – zakpił ktoś z grupy. 

– No, no. Pewnie – dodał ktoś inny.

– Ej no, panowie. Nie bądźcie tacy sceptyczni – skomentowała Sandra, wbijając w Jerzego oceniające spojrzenie. – Jurek mówił, że dobry z niego zawodnik. Dlaczego by nie dać mu spróbować…?

– Bo jest, kurwa, jakiś nowy? Skąd on się tu w ogóle wziął, co Czyżewski? Od kiedy można spraszać nowych?

– Ty się Stachu tak nie wkurwiaj może, co? Sam przecież tę swoją dupę tu kiedyś przyprowadziłeś i jakoś nikt nie narzekał – odparł Janek ofensywnie, wbijając w faceta groźne spojrzenie.

– Ale ona, kurwa, nie chciała się wpieprzać na nasze tory!

– Bo była tak głupia, że nie rozróżniała skrzyni biegów od ręcznego! – odpowiedział mu, co od razu zostało skomentowane przytłumionymi śmiechami.

– To akurat racja – przyznał ktoś, ale Jerzy nie był w stanie wyłapać kto. Nie chciał tej całej szopki, ale była ona częścią, która miała zadecydować o tym, jak skończy się ta noc.

– Skończcie pierdolić – przerwał donośnie facet w średnim wieku, który na tle tej zgrai wyróżniał się półdługimi, kruczoczarnymi włosami, związanymi w krótki kucyk z tyłu głowy i kilkudniowym zarostem. – Stare wyjadacze. Sami już, kurwa, nie pamiętacie jakie były wasze początki, głupie szmaty, a teraz nakręcacie się jak pozytywki i nie przestajecie trajkotać. Armani chce jechać? To niech se, kurwa, jedzie.

– No ciekawe czym – sarknęła Sandra, wlepiając w Jerzego zaciekawiony wzrok.

– Będzie biegł za samochodem – zakpił ktoś, śmiejąc się do rozpuku, ale reszta grupy nie przyłączyła się do żartownisia.

– Te, Andrzej, a ty przypadkiem nie mówiłeś, że dzisiaj nie jedziesz?

– No, mówiłem. No i co? – odparł pytany facet i wbił w Sandrę znudzone spojrzenie. Wydawał się flegmatykiem. Przez całe to spotkanie stał cicho i niczego nie komentował, jedynie się przyglądając.

– No i to, że może pożyczysz nowemu koledze swoje volvo?

– O nie.

– Jakie tam nie!

– Oj nie.

– To nie brzmi zbyt przekonywająco… – rzucił ktoś z grupy.

– Jeszcze raz nie. Co wy? Co się tak patrzycie? Wy tak serio…? – zapytał przerażony, patrząc po twarzach, które wbiły w niego intensywny wzrok.

– Będzie zabawa – skomentował facet z boku.

– Jeżeli zniszczenie mojego auta jest zabawą, to ja nie chcę się bawić – odparł Andrzej dalej przerażony. Zerknął na Jerzego przelotnie, potem zahaczył o Sandrę i Janka, aż jego wzrok w końcu wylądował na tym czarnowłosym mężczyźnie w kucyku.

– Nie zniszczę twojego samochodu – odezwał się w końcu Jerzy, chociaż miał wrażenie, że rozmowa idzie dobrze i bez jego udziału.

– Oj nie – odparł znowu Andrzej, kiwając przerażony głową.

– Mogę ci dać w zastaw swoją kartę kredytową – dodał, sięgając ręką do kieszeni. Wokół nich rozległy się podekscytowane gwizdy.

– Dawaj Andrzej, zgódź się. Będzie fun, facet jest zdeterminowany, jak nie wiem.

– Zobacz jego ciuchy. Musi mieć miliony na tej swojej karcie – zakpiła Sandra, a Jerzy spojrzał na nią krzywo.

– Na pewno jest na niej wystarczająco, by pokryć koszty rozbitego samochodu… Co oczywiście się nie stanie – powiedział pewnie, mierząc się wzrokiem z wszystkimi ludźmi, którzy patrzyli mu prosto w twarz. Nie czuł się od nich gorszy, chociaż większość tak właśnie na niego patrzyła. Oni jednak się nie liczyli, tylko to uczucie, które go obezwładniło; jak gdyby przekroczył nagle wszelkie granice i znalazł się w miejscu, w którym mógł iść tylko naprzód, zwłaszcza że to, co zostało w tyle nie było warte powrotu…

– Matko Boska, no dobra – mruknął niepocieszony Andrzej, wyciągając rękę po kartę. Jerzy podał mu ją, patrząc na niego oceniająco.

– Spróbuj z nią zwiać, to zamorduję – warknął jeszcze, dokładnie w chwili, w której mężczyzna oddał mu kluczyki. Za nimi znowu rozległy się podekscytowane gwizdy.

– Jak mi nie spieprzysz samochodu, to nie masz się co martwić. I chodź, pokażę ci to auto – odpowiedział umęczony. Reszta patrzyła na nich z mieszanką różnych emocji. Jedni, jak Sandra, patrzyli z ekscytacją, inni zerkali powątpiewająco, a jeszcze inni, na przykład ten facet w kucyku, beznamiętnie i z obojętnością. Tylko Janek wgapiał się w Jurka inaczej – jakoś tak oceniająco jak nigdy i bez wcześniejszego przerażenia. Spoważniał jakoś, jego oczy zwęziły się jeszcze bardziej, a ręce zaczepiły luźno o szlufki w spodniach. Nie poszedł z nimi.

Jurek podążył za Andrzejem, wgapiając się jak facet zaciska i rozluźnia pięści. Wyglądał na zdenerwowanego. Jerzy natomiast nie był zdenerwowany wcale.

– To ten – mruknął młodszy mężczyzna, wskazując Gosowi swoje volvo. – S60, może nie najnowszy i nie wygląda jak te cudeńka obok, ale daje radę. Ma podrasowany silnik – powiedział, a Jerzy skinął głową. Samochód faktycznie nie prezentował się zbyt dobrze z zewnątrz, ale postanowił nie oceniać książki po okładce. – Jest niezawodny, co rzadko można powiedzieć o tych nowszych… Jeżeli się postarasz powinieneś dać radę fajnie pojechać. O ile, oczywiście, potrafisz.

– Potrafię – przytaknął, otwierając drzwi od samochodu.

– Wyścig zaczyna się o pierwszej, czyli za jakieś… Trzydzieści minut, ale trzeba być wcześniej na starcie. Raczej mało czasu na wyczucie samochodu, ale zdążysz przejechać się trasą.

– To jest dozwolone? – zapytał, ładując się na siedzenie. Był sporo wyższy od Andrzeja, więc musiał przestawić sobie krzesło i lusterka.

– Dozwolone? Powiedziałbym, że nawet wskazane. My znamy już to miejsce jak własną kieszeń, znamy każdy zakręt i dół na drodze, a ty… No, po prostu się nie zabij. I nie zabij nikogo innego – jęknął Andrzej, spoglądając, jak Jerzy odpala samochód. – Ktoś zresztą zawsze musi być ostatni, nie? – dodał, przez co został zaszczycony koślawym spojrzeniem.

Jerzy nie zamierzał być ostatnim.

– I ktoś na pewno będzie – mruknął, zapinając pas. – Dzięki za auto, doceniam. A teraz się odsuń – dodał, nie zawracając sobie dłużej Andrzejem głowy. Miał mało czasu i dużo do ogarnięcia. Nie dość, że musiał wyczuć samochód, to jeszcze skupić się maksymalnie na trasie, chcąc wyłapać jej mocne i słabe strony. No i przydałoby się, żeby dotarł o czasie na metę. Nie zamierzał opóźniać wyścigu, ani – tym bardziej – wystartować później od reszty.

Dwadzieścia pięć minut później tymczasowo jego volvo stało obok, a on przystanął przy Janku, który nie odszedł od grupy. Ta co prawda zmniejszyła się, bo większość poszła przygotować się do samochodów, jednak Sandra i facet w kucyku oraz kilka innych osób, wciąż tam jeszcze stali.

– I co, nadal chcesz jechać? – zakpiła kobieta, wbijając swoje nijakie oczy w Jurka, który odwzajemnił się jej beznamiętnym spojrzeniem.

– Oczywiście, dlaczego miałbym nie chcieć?

– No, nie wiem. Może dlatego, że jechałeś jak ślamazara?

– Jechałem? – mruknął pytająco, robią niepewną minę. Wyglądał przy tym całkiem przekonująco, przez co brwi kobiety zmarszczyły się, a kilka osób zachichotało.

– Ej, ten tak serio – powiedział ktoś, a Jurek uśmiechnął się w duchu, chociaż jego wyraz twarzy pozostał poważny i trochę nierozumny; jak gdyby faktycznie myślał, że jechał szybko.

Oczywiście nie jechał. Przynajmniej nie na standardy znajdujących się tutaj ludzi. Właściwie tylko raz, kiedy znalazł się za drzewami i nikt go nie widział, wdepnął gaz do dechy i pozwolił sobie na chwilę naprawdę szybkiej jazdy. Wcześniej wolał ogarniać trasę i zapamiętać każdy jej szczegół. Podłoże, które bardzo szybko z asfaltu przechodziło w żwirowaną drogę, a potem już tylko uklepaną ziemię oraz nachylenie zakrętów, szerokość drogi… To na trasie skupił się najbardziej, zdając sobie sprawę, że to na niej mógłby się najbardziej wyłożyć, a tak przynajmniej wiedział, gdzie zwolnić, a gdzie przygazować.

– Ile jest uczestników? – zapytał, kierując swoje pytanie bezpośrednio do ciemnowłosego faceta w kucyku, który zaszczycił go swoją uwagą, unosząc jedną brew.

– Z tobą dwudziestu dwóch.

– Ile okrążeń?

– Dziesięć – mruknął, wbijając Jerzemu w oczy granatowe spojrzenie, które przywodziło na myśl niebo w trakcie burzy, zwłaszcza kiedy płomienie pochodni migotały i odbijały się jasnym  kolorem na ciemnej tęczówce.

– W porządku – mruknął, kiwając przy tym głową.

– Dobra, spadamy – mruknęła Sandra. Nagle nie była aż tak podekscytowana jak jeszcze chwilę wcześniej. Chyba… Spodziewała się po Jerzym jednak czegoś więcej.

Nie wiedziała tylko, że jeszcze przyjdzie jej się przekonać, że mężczyzna po prostu zachował asa w rękawie i zamierzał go wykorzystać, kiedy nikt nie będzie się tego spodziewać.

Wszyscy zgromadzeni, zaczęli się rozchodzić, więc i Jerzy udał się do samochodu, ale zanim do niego dotarł, Janek złapał go za rękaw i przytrzymał przy sobie. Wciąż miał ten dziwny, niepodobny do niego wyraz twarzy.

– Oszalałeś? – zapytał cicho, żeby nikt ich nie usłyszał. Uścisk na płaszczu się nie rozluźniał. – Przecież piłeś. Nie możesz…

– Wytrzeźwiałem.

– To głupota! Są jakieś zasady, Jurek! Takie, których nie powinno się łamać – warknął, butnie spoglądając mu w oczy. Był zły, może nawet wkurwiony, a Jurkowi bardzo się to nie podobało. – Zresztą, co to miało być? Już szybciej jechałeś ze mną wtedy po mieście! – sarknął zirytowany, na co Gos posłał mu litościwe spojrzenie. Dopiero wtedy do Janka doszło, że mężczyzna najprawdopodobniej specjalnie nie popisał się zdolnościami przed wszystkimi, by zyskać punkt zaskoczenia.

– Przestań się tak irytować.

– Możesz jeszcze zrezygnować… – powiedział cicho, ale jego dłoń, wbrew słowom, opadła wzdłuż ciała, dłużej nie powstrzymując mężczyzny.

– O co wam wszystkim chodzi? Chce spróbować, tylko tyle. Lubię jeździć, lubię rywalizację, lubię dużą prędkość…

– Swoje życie za to niekoniecznie lubisz – sarknął, wywracając oczami.

– Racja – potwierdził beznamiętnie, a potem wsiadł do samochodu, zostawiając Janka w stanie totalnego rozbicia i lekkiego zdezorientowania.

Podjechał na start, gdzie jakiś facet wskazywał miejsca. Z tego, co Jurek zdążył się zorientować te najbardziej odjechane samochody stały raczej z tyłu, a te starsze na przodzie. On sam znajdował się gdzieś po środku i czuł narastającą w nim ekscytację. Wszędzie dookoła słychać było ryk silników, a szalejący na wietrze ogień dodawał otoczeniu wyjątkowej atmosfery. Serce biło mu mocno, ręce spociły się odrobinę, a ciało spięło, będąc w największej gotowości. Adrenalina płynęła w jego żyłach, a chęć pokazania, co potrafił dodawała mu skrzydeł, zwłaszcza w momencie, w którym spojrzał w lusterko, a za sobą zobaczył ustawioną Sandrę, która wyglądała na równie skupioną, co on.

Odwrócił powoli wzrok i spojrzał po bokach. Dostrzegł tłum gapiów a pośród niego, patrzącego na niego z grymasem Janka, który stał niedbale, garbiąc się i opierając o jakiś słupek. Chyba nie był zadowolony z kierunku w jakim poszedł dzisiejszy wieczór…

Jurek czuł się wręcz przeciwnie – emocje narastały w nim z minuty na minutę, wprawiając go w iście narkotyczny stan, który tylko się pogłębił, kiedy doszedł do niego dźwięk klaksonu, a jakaś młoda, skąpo ubrana dziewczyna zamachała flagą na podwyższeniu ustawionym z  boku drogi.

Wyścig się rozpoczął.

Pisk opon uderzył go w uszy, gdy pierwsze auta wystartowały, natomiast ci, którzy stali z tyłu gazowali samochody, chcąc ruszyć bez chwili zwłoki. Oczywiście nie był to równy wyścig – droga była dość szeroka, ale nie wystarczająco, by wszyscy mogli zacząć równo. Trasa była jednak długa, więc każdy miał szansę na wyrównanie.

Jerzy wystartował z lekkim opóźnieniem, co bardzo go zaskoczyło, bo przecież był przygotowany i czekał w gotowości, by ruszyć w jak najlepszym momencie, a mimo to nie wyszło do końca tak, jakby chciał. Miał zamiar szybko to nadrobić, chociaż ta chwila zwłoki i jeszcze dłuższa chwila roztargnienia, spowodowała, że ruszył prawie równo z rzędem ustawionym za nim.

Mimo to szybko odzyskał skupienie i skoncentrował się na jeździe, drodze i pędzących koło niego samochodach. Volvo, którym jechał, miało całkiem niezłe przyśpieszenie, ale wiele z samochodów, które brały udział w wyścigach, biły go o głowę.

To mogło mu pokrzyżować plany, ale niekoniecznie. Jurek nie nastawiał się źle, zwłaszcza że podobało mu się to. Jego samochód jechał coraz szybciej i szybciej, do tego stopnia, że świat dookoła zaczynał się rozmazywać, a błysk pojedynczych pochodni zlewał się w jedno. Kiedy Jerzy wyprzedził pierwszy samochód, czuł, jak serce trzepocze mu w piersi radośnie, a ręce jeszcze mocniej zaciskają się na kierownicy, by nie doprowadzić do żadnego niepożądanego ruchu; przy takiej prędkości nawet małe drgnięcie mogłoby spowodować wypad z toru. Jerzy musiał być maksymalnie skupiony i mieć oczy dookoła głowy. Na razie jechał dość ostrożnie, starał się nie zajeżdżać drogi innym, kiedy chcieli go wyprzedzić. Właściwie, to dopiero się uczył zachowań i podpatrywał, jak niektórzy śmiało sobie pogrywają z innymi, zmuszając ich do hamowania.

Jerzy na razie nie miał takiej sytuacji i wykorzystywał ją jak tylko mógł. Samochody na drodze przerzedziły się i już nie przypominały zbitej konstrukcji, z której nijak nie można było się wydostać. Miał większą swobodę i nie czuł się już aż tak spięty. Udało mu się wyprzedzić kilka pojazdów, a potem wjechał na żwir i nie mógł utrzymywać już takiej prędkości jak na asfalcie. Tym razem to on został wyprzedzony i stan ten się utrzymywał do czasu aż nie wjechał na ubitą drogę, gdzie znowu udało mu się przyśpieszyć. Było to jednak zgubne, bo mokra ziemia zlepiła się i utworzyła cienką warstwę błota, która znacznie pogarszała przyczepność opon do podłoża. Jerzy przekonał się o tym doskonale, kiedy prawie wywaliło go z ostrego zakrętu, przyprawiając go tym samym o niebotyczne bicie serca i jeszcze większą dawkę adrenaliny w żyłach.

W głowie mu aż dzwoniło od huku i prędkości. Wcześniejsze opanowanie i skupienie zostało wyparte przez intuicję i hormony, które szalały w jego ciele.

Czuł się jakby właśnie odnalazł swoje miejsce w świecie i jakby jego serce, które już dawno zapomniało, czym były tak żarliwe emocje, w końcu wyrwało się ze snu, chociaż paradoksalnie, wszystko wokół wydawało się senną marą aniżeli rzeczywistością…

Jerzy przejechał pierwsze okrążenie i kątem oka zarejestrował podekscytowany tłum, a potem wjechał na asfalt i przycisnął samochód najbardziej, jak tylko mógł. Ten odcinek drogi był jedynym, na którym mógł wybić się na prowadzenie, a prowadzenie było mu w tym przypadku bardzo potrzebne, zwłaszcza kiedy zauważył, że ciągnący się za nim szlak składał się z zaledwie kilku aut. Wychodziło więc na to, że był raczej przy końcu i zdecydowanie nie łapał się do pierwszej dziesiątki.

Musiał nadrobić te straty. I musiał przestać przepuszczać samochody, które chciały go wyprzedzić, wychodziło więc na to, że musiał zaryzykować bardziej.

 Odcinek asfaltowej drogi był szerszy od pozostałej trasy, więc był idealny na start i wyprzedzanie… Z czego Jerzy bardzo ochoczo skorzystał i korzystał za każdym razem, kiedy tylko wjeżdżał na tę drogę. Czasami dochodziło do tego, że udawało mu się wyminąć większość swoich przeciwników, tylko po to, by potem zostać bezczelnie wyprzedzonym i zostawionym w tyle. Na szczęście nie ciągnął się gdzieś na samym końcu bez szansy na wyjście z beznadziejnej sytuacji. Nie, jego sytuacja nie była beznadziejna, ale jeżeli jej nie poprawi, nie wejdzie do pierwszej dziesiątki, dlatego chyba musiał zaryzykować jeszcze bardziej.

Gdy tylko wjechał na żwir, pokonując szóste kółko, przyhamował lekko i jechał samym środkiem drogi, tak że zarówno po prawej jak i po lewej nikt nie mógł go wyprzedzić, a kiedy ktoś chciał, zajeżdżał mu od razu drogę. Niektórzy chcieli go przestraszyć i wjeżdżali mu prawie na tył, ale ostatecznie żaden nie odważył się go puknąć. To był pierwszy raz na tej drodze, kiedy nikt go nie wyprzedził, co prawda on nikogo też nie, ale zmieniło się to, kiedy tylko wjechał na ubitą ziemię i ponownie przyśpieszył. Zostawił za sobą trzy inne samochody.

Na ostatnim okrążeniu sytuacja rysowała się tak, że Jerzy znajdował się na czternastym miejscu, jak zakomunikował mu Janek, a miejsce to całkowicie go nie satysfakcjonowało. Był tak blisko, żeby się zakwalifikować… Tak blisko, a jednak tak daleko… Zwłaszcza kiedy patrzył na pędzący przed nim samochód, który umykał mu za każdym razem, kiedy tylko zdążył się do niego zbliżyć. I również stosował na nim taktykę zajeżdżania – dopiero teraz kiedy droga była szeroka i gładka miał szansę wyprzedzić faceta, który siedział za kółkiem i działał mu niemiłosiernie na nerwy.

Przez głowę mu przeszło, że w tym momencie drażnił go nawet bardziej od Łukasza. Myśl ta była niespodziewana i, wbrew temu, że dotyczyła mężczyzny, który niszczył wszystko na jego drodze, podziałała na niego stymulująco. Wkurwiła go i to tylko dlatego, że mu przypomniała. Przypomniała, podczas gdy on zdążył zapomnieć i cieszyć się tą krótką chwilą zapomnienia, a teraz przytłaczające go emocje wróciły.

Chcąc się ich pozbyć Jurek niebezpiecznie zbliżył się do faceta przed nim, ale od razu musiał odbić w prawo, bo debil gwałtownie skręcił w jego stronę. Pieprzony…!

Jerzy spróbował jeszcze raz i jeszcze raz został zablokowany. Warknął z frustracją, przeklinając pod nosem.  Był jednak bardzo zdeterminowany, a fakt, że miał widownie i nie znajdował się jeszcze za ścianą drzew tylko pogłębiał te odczucia.

Dlatego, obierając w swojej głowie konkretny plan, wcisnął gaz do dechy i podjechał tak blisko faceta, jak tylko mógł, a potem odbił na prawo. Koleś oczywiście zrobił dokładnie tak samo, chcąc uniemożliwić mu dalszą jazdę, ale tym razem Jerzy miał inny pomysł – zamiast odpuszczać przyhamował odrobinę i gwałtownie odbił na lewo, do tego stopnia gwałtownie, że tył jego samochodu stracił przyczepność i zachwiało nim srogo, jednak nie na tyle by zrzuciło go z trasy. Mimo to było to całkiem ryzykowne zagranie.

Ryzykowne, ale za to skuteczne. Zanim facet zdążył się zorientować, Jerzy już jechał po lewej stronie, będąc na wysokości jego przednich drzwi. Nie minęło długo nim zostawił go w tyle i gonił już następnych uczestników, którzy robili dokładnie to samo, co on chwilę temu – starali się jakoś siebie wyprzedzić. Z sekundy na sekundę zbliżał się do nich coraz bardziej, uświadamiając sobie, że jeżeli nie pokona ich na asfalcie, nie zrobi tego w ogóle. Droga była potem zbyt wąska, żeby dało się ich ominąć.

Z obawą zerknął na licznik i coś w jego sercu zatrzepotało. Przy takiej prędkości wystarczyłby jeden mały błąd, żeby skończyć jak miazga rozwalona na drodze, taka całkowicie nie do zidentyfikowania i bardzo, bardzo martwa.

Miał świadomość, że mógł jeszcze odpuścić, ale czy nie był już za daleko, żeby poddawać się w takim momencie? Zwłaszcza że szło mu tak dobrze! W uszach mu szumiało, w oczach mieniło od ognia, a wysokie ciśnienie odbijało się uciskiem w głowie.

Nie mógł się poddać.

Korzystając z faktu, że dwójka uczestników przed nim bardzo skupiła się na sobie, złapał mocno kierownicę i postanowił rozpędzić volvo do maksymalnej prędkości, modląc się przy tym w duchu, żeby wszystko poszło dobrze. Żeby przypadkiem osoba siedząca za kółkiem nie postanowiła wystraszyć go jakimś ostrym manewrem, bo wtedy byłoby po nim. Gdyby w odruchu paniki skręcił gwałtownie w bok… Właściwie nawet nie gwałtownie…

Zdał się na los, zerkając na licznik, który od jakiegoś czasu się zatrzymał, wskazując mu, że jechał z maksymalną prędkością i nie pojedzie już ani trochę szybciej.

Przyjął to ze spokojem i ze skupieniem sięgającym zenitu, patrzył, jak metodycznie zbliża się do pędzącej koło siebie dwójki. Droga była szeroka na cztery samochody, więc kiedy oni zajmowali się sobą Jerzy miał miejsce po prostu przejechać obok… Oczywiście biorąc pod uwagę że ten, który prowadził nie zmieni zdania i nie zablokuje jego zamiast kolesia, który pędził w jakimś bardziej terenowym samochodzie, na którym Jerzy nie mógł się teraz skupiać. Tak czy inaczej, facet który prowadził zostanie wyprzedzony – czy to przez Gosa czy przez tę terenówkę… Jurek miał więc wielką nadzieję, że skupi się właśnie na kolesiu, z którym siłował się od dłuższego czasu i…

Tak właśnie się stało.

Jurek nie mógł uwierzyć, że udało mu się tak gładko…! Poczuł, jak rozpiera go euforia, a narkotyczne uczucie zwycięstwa rozgrzewało go od środka, wzbudzając w nim poczucie, że był nie do pokonania!

Uczucie to zostało jednak zastąpione strachem, kiedy przed samochodem skończyła się asfaltowa droga, a on wciąż pędząc jak szaleniec, wjechał na żwir, który uniósł się w powietrze i dodatkowo go zdezorientował. Odpuścił gaz i, mając zaburzone pole widzenia, starał się wypatrzeć delikatny zakręt, który znajdował się w tym miejscu i w który, nawet pomimo swojej łagodności, nie powinien wchodzić z taką prędkością.

Los chyba był jednak po jego stronie, bo po raz kolejny Jerzy wyszedł na tym szaleństwie całkiem dobrze; nie rozbił się i nie stracił prędkości, którą mógł utrzymać jeszcze przez kilkaset metrów. Oczywiście nie jechał już tak szybko, bo hamowały go małe kamyki i niska przyczepność, ale zdecydowanie jechał szybciej niż do tej pory na tym odcinku.

Postanowił jednak nie ryzykować swoim życiem aż tak bardzo i przy kolejnym zakręcie znacznie zwolnił, zwłaszcza że ten był ostry i otoczony drzewami, a zaraz za nim znajdował się kolejny i jeszcze jeden… Za którym w końcu dopatrzył swojego kolejnego przeciwnika, który chyba nie spodziewał się nikogo za sobą ujrzeć, bo gdy tylko dostrzegł Gosa, znacznie przyśpieszył i zniknął za kolejnym zakrętem.

Jurek gonił go wytrwale, czując, że serce wali mu jak dzwon, a ręce pocą się coraz bardziej, co w tym przypadku było przeszkodą, ale mimo to pozostawał spokojny. Miał wrażenie, że wszedł na jakiś wyższy level świadomości – wydawało mu się, że czuje na twarzy zimny wiatr, który obijał się o szyby auta i że jest świadomy każdego jednego większego kamyka na drodze, wie gdzie dokładnie rosną wszystkie drzewa na tym odcinku i że kompletnie nic nie jest w stanie go zaskoczyć.

Po prostu musiało mu się udać.

Wjechał na ubitą ziemię i znowu dostrzegł przed sobą samochód. Odważył się ponownie wcisnąć gaz do dechy, dalej będąc w przeświadczeniu, że znajduje się ponad. Ponad ograniczeniami, ponad prędkością, ponad strachem i ponad jakąkolwiek kontrolą. Ponad tym zakrętem, który wyrósł na jego drodze…

Zbliżał się coraz bardziej do samochodu, który trzymał się środka drogi i, mimo wszystko, jechał jakoś tak ostrożnie. Jerzy miał wrażenie, że znał dokładną prędkość z jaką jechał kierowca i wiedział jakie wady miał jego samochód. Cóż, jedna rzuciła mu się w oczy niemal od razu… Miał niskie podwozie, a oni byli na najbardziej górzystym odcinku, który dzielił ich od mety…

Do tego drzewa raz po raz kryły ich i odsłaniały, tak że widzowie co chwilę mogli zobaczyć, jak toczy się ich wyścig. Nie żeby było ich znowu aż tak wielu – może ze czterdzieści osób stało przy mecie, ale wszystkie te czterdzieści par oczu, wlepiało w nich spojrzenie, bo to właśnie między nimi toczyła się bitwa o ostatnie miejsce do zakwalifikowania się dalej.

Albo Jerzy… Albo właściciel tego audi.

Koniec trasy zbliżał się nieubłaganie, a oni właśnie mijali ostatni zakręt, który miał ich z powrotem wyprowadzić na ogromny plac i wprowadzić na asfaltową drogę, która później równała się z metą, ale do niej było jeszcze trochę; coś koło kilometra? Wszystko to miało się więc rozstrzygnąć bardzo szybko.

Byli na prostej drodze, ale droga ta pokryta była warstwą błota i była wyboista. Nikt rozsądny nie jechałby po niej z taką prędkością, ale walczący ze sobą przeciwnicy najwyraźniej nie byli rozsądni; rozpędzali się coraz bardziej, a przed nimi szalał rozemocjonowany tłum, który wzmagał chęć pokazania jeszcze więcej…

Droga również ponownie się rozszerzała, co miało ułatwić wyprzedzanie na tym odcinku – tuż przed metą, gdzie emocje sięgały zenitu.

Jerzy czuł się totalnie podjarany, a przy tym maksymalnie zdeterminowany, by wyprzedzić tego faceta. Nakręcało go to. Nawet wyboista droga nie była w stanie go odstraszyć, mimo że czasami zatrząsnęło nim do tego stopnia, że po plecach przechodziły mu gorące dreszcze przerażenia, a kark oblewał się potem.

Facet przed nim wydawał się odrobinę bardziej zachowawczy zwłaszcza na drodze z większymi wybojami, Jerzy jednak wiedział, że zaraz droga znowu się wyrówna i wtedy nie wygra; musiał dogonić go już teraz i starał się to zrobić z całych sił.

Starał się tak bardzo, że w pewnym momencie olał te pieprzone wyboje i wcisnął gaz, podczas gdy facet z przodu dalej utrzymywał tę samą prędkość. Gos z każdą sekundą był coraz bliżej i bliżej, aż w końcu znalazł się tuż za srebrnym audi… Które na szczęście nie starało się go zajechać.

Zrównali się i wjechali na równą drogę, która musiała być specjalnie wygładzona na tym odcinku, żeby łączyć się z asfaltem równą taflą.

Jerzy był tak skupiony na jeździe, że nie zwracał uwagi na nic innego. W jego umyśle istniały tylko te kilkaset metrów przed nim i nic poza tym, ale jakimś zmysłem – szóstym – rejestrował, że audi ma lepszą prędkość i wyprzedza go, centymetr po centymetrze. Poczuł ogromną frustrację i przez myśl przeszło mu, żeby wykonać jakiś niebezpieczny manewr – odbić w lewo, żeby przestraszyć gościa, ale przy prędkości, którą obaj mieli na licznikach mogło się to równać śmiercią dla nich obu, więc, walcząc ze sobą z całych sił, odpuścił sobie nieczyste zagrywki.

Niech wygra lepszy, pomyślał, wciskając pedał gazu do końca. Coś ścisnęło go w żołądku, zabrakło mu oddechu. 

A potem przekroczyli metę można by powiedzieć ramię w ramię i zjechali z toru.

Jerzy wysiadł z samochodu, jakby go gonili – chociaż tak naprawdę przez ostatnie minuty to on gonił cały czas wytrwale i już goniony nie był, a mimo to wypadł z samochodu w pośpiechu, czując, jak cały w środku buzuje. Nogi niemal się pod nim ugięły, kiedy tylko zetknęły się z podłożem. Wokół natomiast szalały podekscytowane rozmowy ludzi.

– Volvo było szybsze! – usłyszał.

Volvo było szybsze, przeanalizował w głowie, patrząc z niezrozumieniem jak z audi wysiada ten mężczyzna… w kucyku z burzowymi oczami i patrzy na niego uważnie, podczas gdy on był jedynie w stanie stać i trząść się z emocji.

Volvo było szybsze, powtórzył.

Wygrał.

A potem doskoczył do niego Janek i gadał coś do niego, ale Jerzy nie słuchał. Wcześniejsze skupienie zostało zastąpione falą uchodzących z niego emocji; adrenalina opadła, krew przestała wrzeć, w głowie mu nie szumiało, ale za to zrobiło mu się słabiej, jakby miał zemdleć.

Żeby tego było mało, właśnie stanęła przed nim Sandra, z miną, która wyrażała szok tak wielki, że niektórych mogłoby to śmieszyć. Jurka by śmieszyła, gdyby tak bardzo nie kręciło mu się w głowie i gdyby rejestrował coś poza tym, że żyje i wygrał… Ale oprócz zdziwienia, który malował się na jej twarzy można było zobaczyć pojawiający się respekt i uznanie w oczach.

– Brawo, Jerzy –  mruknęła, ciągnąc go gdzieś na bok. Wokół nich panował istny chaos – śmiechy ludzi, mieszały się z oburzonymi okrzykami, no bo jak to tak, jakiś nowy zakwalifikował się dalej i to jeszcze samochodem Andrzeja? O to miało być? Sam Jerzy tego nie wiedział, wydawało mu się, że już nic nie wiedział, przynajmniej dopóki nie wyrosły przed nim te niebezpieczne, burzowe oczy, które obdarzyły go hipnotyzującym spojrzeniem.

– Kiedy pozwoliłem ci na wyścig, nie miałem zielonego pojęcia, że przez to zakończy się dla mnie porażką – powiedział serdecznie, wyciągając w stronę Jerzego dużą, silną dłoń. – Gratulację – mruknął nisko, a Gos wyciągnął do niego rękę i poczuł na niej silny, męski uścisk. Dziwne dreszcze przebiegły mu po kręgosłupie, których nijak nie potrafił zidentyfikować. To przez to wszystko, pomyślał słabo, nie mogąc się przełamać, żeby powiedzieć cokolwiek, żeby rzucić przynajmniej jakimś marnym podziękowaniem, ale facet wydawał się rozumieć jego zdezorientowanie, tak przynajmniej to wyglądało, kiedy uśmiechnął się półgębkiem i poklepał go po ramieniu, odchodząc w swoją stronę.

– Boże, kolejny, który zapomniał języka w gębie – mruknęła Sandra, patrząc krytycznie na Jerzego. Potem przeniosła wzrok na Janka, który zdążył już do nich doskoczyć i szedł krok w krok za mężczyzną.

– Dziwisz się? – odarł Czyżewski za Gosa, mając ochotę podtrzymać mężczyznę, bo oczami wyobraźni już widział, jak ten się potyka i upada.

– Nie dziwię – westchnęła ciężko i tym razem spojrzała na Jurka niemalże przyjacielsko. – Ja tam szanuję – przyznała, posyłając mu uśmiech, którego nawet nie zauważył. Miał zaburzone reakcje, ale w tym przypadku nikogo to nie zaskakiwało, a Sandra w ogóle zrobiła się jakaś wyjątkowo wyrozumiała. Chociaż dalej była suką. Jerzy nie zmienił co do tego zdania…

Tak jak ona nie zmieniła zdania o kolesiu od Armaniego. Po prostu do tej ich nieprzyjemnej relacji doszła odrobina szacunku.

– Zresztą, dokąd ty nasz ciągniesz? – jęknął Janek, idąc uparcie krok w krok z Jerzym, który włóczył się niczym ślimak.

– No jak to dokąd? Musimy to przecież oblać, nie?To znaczy nie ja, ale Jerzemu się należy chwila uznania – powiedziała uszczęśliwiona, prowadząc ich do trucka, gdzie zebrało się już sporo ludzi. W tym tłumie wyprzedziła ich trochę i zostawiła ich z tyłu, przez co Janek miał trochę więcej przestrzeni, by ogarnąć towarzysza.

Nie, żeby jakoś mu się udawało. Jerzy bowiem nagle jakby cofnął się w rozwoju i nie był zdolny odpowiedzieć na żadne pytanie, przynajmniej dopóki Janek nie szepnął do niego z przejęciem:

– Ej, patrz. To Kat.

Wtedy Jerzy uniósł wzrok we wskazane miejsce i jego umysł zaskoczył w przeciągu milisekund.

Kat…

Katarina…?

…Alicja?


Aktualizacja: 20.04.2021
*** 
No dobra, trochę zaszalałam, trochę się podziało. Pojawiło się kilka nowych osób, a jedna wróciła po przerwie, chociaż akurat nie wiem, czy się cieszyć z tego powodu... Na damskie postacie często reaguję alergicznie, też tak macie? ;) 
W każdym razie! Cytując Janka, to jednak z Jurka jest trochę wariat.Chyba nikt za bardzo się po nim nie spodziewał takiego szaleństwa, a tu proszę. W kilka minut załatwił sobie wjazd na wyścigi. Nielegalne. Z jakimiś podejrzanymi typami. Taki tam typowy wieczór, c'nie. 
No ale o  tym będzie jeszcze trochę w następnym rozdziale. Może nawet dojdzie do konfrontacji z Alicją...  
Chociaż podejrzewam, że pewnie i tak nie jesteście zadowoleni, bo zabrakło tu Łukasza, co? :P Nie chciałam jednak, żeby przygody Jurka ograniczały się tylko do spięć z szefem... Właściwie to historia coraz bardziej mi się rozrasta i gdzieś tam pojawiają mi się w głowie nowe pomysły, no ale zobaczymy, gdzie finalnie poniesie mnie flow.  :) 
Także to tyle na ten moment, dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, no i do następnego!

11 komentarzy:

  1. No kochana, rzeczywiście poszalałaś :D Nie sądziłam że z Jurka taki wariat potrafi się wyrwać :) Ale myślę że to mu bardzo dobrze zrobi, odreaguje swój stres i może przestanie być taki samotny... Mówiłam że Janek wniesie powiew świeżości w jego życie :) A może także pozna tam kogoś ciekawego? xd Ciekawe czy uda mu się porozmawiać z Alicją i co w ogóle jej powie? I w ogóle to jeśli ma zamiar jeszcze się pościgać to chyba powinien jakieś auto sobie sprawić albo swoje mocno podrasować :D Jerzy zaskoczył tu kilka osób to na pewno 😁 Pisz kochana, bo naprawdę wyczekuję tych rozdziałów 🤩 Dziękuję i pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to na razie mało co tego Jurka znamy, wiec może jeszcze nie raz nas zaskoczy :D No i albo odreaguje swój stres i będzie zadowolony... albo się zabije XD Bo to jego zachowanie nie należało do rozsądnych, bądźmy szczerzy. :D
      A z tym poznawaniem, to może już poznał!
      Natomiast jeżeli o auto chodzi, to raczej zmieni samochód. Już w pierwszym rozdziale wspominał, że jego Leon nie do końca spełnia jego wysokie wymagania xD Z tym jednak wiąże się fakt, że nie mam zielonego pojęcia, jaki samochód mu sprawić i jestem na etapie szukania, więc jakby ktoś miał jakieś propozycje, jakim autem miałby się wozić Jerzy to rozważę XD
      No i to ja dziękuję za te słowa wsparcia i również pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Ja tam podziwiam gościa, co pożyczył samochód xD
    Jurek zaszalał, świetnie to opisałaś. A powrót Katriny... mi się podoba xD Nie, nie mam alergii na damskie postacie xD I nie umiem się zdecydować kogo sparować z Jurkiem haha
    Weny, czasu i chęci
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy, że Andrzej nie radzi sobie za bardzo pod presją... XD
      I dziękuję, starałam się, żeby ten opis jakoś w miarę wyglądał. Czasami mam wrażenie, że nadużywam dialogów i nie do końca odnajduję się w dłuższych opisach właśnie.
      Dobrze słyszeć, że podobają Ci się damskie postacie. Jakoś tak do tej pory spotykałam się z inną opinią :P A jeżeli chodzi o ship to nie podpowiem, ale teraz najbliżej jest właśnie Alicja, biorąc pod uwagę, że Jerzy jest "hetero" xD No i okazało się, że w ogóle cool kobita z niej, nie? Jak trzeba to na pianinie pogra, samochodem pojeździ, pewnie i koło wymieni... Jaki facet by takiej nie chciał? :D
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ten cichy gostek jest interesujący :x może ship z nim? xD (lubię długoe włosy, a i ten uścisk dłoni po wyścigu...)
      I tak zakładam, że to będzie Janek. Ale poszukam sobie w między czasie kogoś innego, bo zanim oni coś wykombinują, pewnie trochę minie xD

      Usuń
  3. Te niebezpieczne, burzowe oczy o hipnotyzującym spojrzeniu...Ja już gościa dla Jerzego mam. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Pozdrawiam i dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gość o niebezpiecznych, burzowych oczach pojawi się w następnym rozdziale, także mam nadzieję, że się spodoba :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Zacznę od tyłu standardowo.
    Tak, ja również zazwyczaj reaguję alergicznie na żeńskie postacie i nie inaczej było z Sandrą. ;D
    Ja nie wiem, Jurek też jest wkurzający... ale on jest wkurzający w ten "fajny" sposób. Ona póki co irytuje i ja się zastanawiam, jak Janek się wkręcił w to towarzystwo?
    W ogóle Jurek "Armani" brzmi trochę jak starszy brat "mojego" Kuby. :D
    Ja tam się w sumie się nie zdziwiłam, że Jurek wziął udział w wyścigach. W sensie trochę zaskoczyła mnie ta koncepcja z nielegalnymi wyścigami, ale kiedy ta Sandra go podpuściła to już wiedziałam, że weźmie udział, choćby miał umrzeć.
    Póki co nie mam pomysłu. Chyba nawet nie będę na tym etapie próbować nikogo z nikim parować i zaczekam na to, jak sytuacja się rozwinie.
    Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Sandra nie należy do najprzyjemniejszych! Dobrze, że chociaż Jurek się tu jakoś broni z tym byciem wkurzającym :P A co do Janka to pewnie się kiedyś dowiemy, jak się w to wkręcił.
      Trochę tak XDD Ale Kuba raczej zawdzięcza to miano swojej urodzie, a nie drogim ubraniom, hm? Jurkowi natomiast daleko do modela, taki z niego przeciętny gość.
      Sytuacja raczej będzie rozwijać się powoli, ale kandydatów na horyzoncie trochę jest, więc będzie z czego wybierać. ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, Jurek bardzo zaskakuje, ale chyba właśnie to poznanie Janka ma na to dużo wspólnego, pewien powiew świeżości... o Sandra wjechała mu na ambicję...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, Jurek zaskskuje ale chyba właśnie to poznanie Janka dało pewien powiew świeżości, och jak mu Sandra wjechała na ambicje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń