sobota, 5 stycznia 2019

Zostań o poranku: Rozdział 5


Rozdział 5. Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej

Tak jak Jurek się spodziewał, skończyło się na tym, że Janek został jego współlokatorem już na drugi dzień i to jeszcze przed południem. Po południu zaś zwiózł swoje rzeczy do mieszkania na dole i wybrał sobie pokój, który miał być jego. Oczywiście wybrał ten największy skoro „wszystkie były w jednej cenie”. Jeżeli zaś o cenę chodziło, to Jerzy postanowił być w tym wypadku bardzo łaskawy, na co Janek „miał ochotę go wyściskać” i obniżył mu stawkę aż o połowę tego, co płacił dotychczas. Cóż, Jerzy za ten czynsz będzie mógł sobie kupić co najwyżej swój super krem, ale to już zawsze coś, nie?

Janek nie był jednak problemem – nie aż takim, jakby się mogło wydawać – problem tkwił w tym, że Jurek po antybiotyku czuł się znacznie lepiej i wróciła do niego zdolność myślenia, a co za tym szło, zadręczania się, jak to wszystko potoczy się dalej. Dni mijały mu więc przy butelce. Janek czasami mu towarzyszył, a czasami tłukł się na klatce schodowej. Często go nie było.

W niedzielę Jerzy również został w domu, rezygnując z obiadu u matki. Był zbyt… zestresowany. Tak. Stresował się jak jakiś gówniarz i jeszcze się o to na siebie gniewał, więc jego samopoczucie sięgnęło dna. W głowie przewałkował już chyba ze dwadzieścia scenariuszy, jak potoczy się jego spotkanie z „szefostwem”.

Właściwie cudzysłów był tu zbędny. Marcin i Łukasz naprawdę mieli być jego…!

Rzeczywistość rysowała się przed nim w czarnych kolorach, co do tego nie miał wątpliwości.

W nocy znowu nie mógł spać, więc do rana przekręcał się z boku na bok, do czasu aż wybiła szósta. Wtedy mógł się zwlec z łóżka. Humor miał parszywy, ale nie spodziewał się niczego innego. Był jeszcze trochę chory, ale dziś nie mogło mu to przeszkodzić – przynajmniej taki miał plan.

Poszedł do łazienki, gdzie najpierw wziął szybki prysznic, a potem ogolił się dokładnie, dbając o to, żeby się nie zaciąć. Ubrał się w jedną ze swoich ulubionych koszul od Hickey’a Freemana w kolorze najczystszej bieli z pięknymi, lśniącymi guzikami. Do tego założył czarne spodnie w kant. Czysty profesjonalizm. Żeby wszystko to prezentowało się jeszcze lepiej, postawił założyć na rękę szwajcarski zegarek z brązowym paskiem i jasną tarczą. Potem popryskał się swoimi ulubionymi perfumami.

Wyglądał jak milion dolarów!

A jeżeli nie wyglądał, to przynajmniej miał na sobie milion dolarów! No dobra… najpewniej nie aż tyle, ale w tysiącach można było liczyć. To dodało mu pewności siebie. Przynajmniej miał gwarancję, że nikt nie będzie prezentował się lepiej od niego. Może poza tym przeklętym Marcinem. Ten wyglądałby lepiej pewnie nawet w jakimś worku, ale to wolał wyprzeć ze świadomości. 

Droga, którą musiał dzisiaj pokonać była znacznie cięższa niż zwyczajowo, mimo że niczym się nie różniła. Przemierzał te same ulice, mijał te same budynki i zerkał na te same znaki.

Wszystko wydawało się takie samo jak jeszcze tydzień temu, mimo że nic takie nie było.

Przekonał się o tym, kiedy zaparkował samochód nie pod własnym biurem i po niewłaściwej stronie ulicy. Wtedy to w niego uderzyło z pełną mocą. Z auta wysiadł już z bólem brzucha, a do drzwi doszedł z migreną. Sytuacji nie poprawiły ciekawskie spojrzenia pracowników, ale tymi na razie się nie przejmował.

– Ty musisz być Jerzy! – Młoda kobieta doskoczyła do niego i obdarzyła go firmowym uśmiechem. – Jestem Beata – przedstawiła się, wyciągając do niego dłoń. Oddał uścisk. – Pan Łukasz polecił mi wskazać ci drogę do jego gabinetu. To tędy – pokazała, idąc z nim krok w krok. Miała na sobie elegancką, szarą koszulę i lejące się czarne dzwony, przełożone w talii materiałowym, czerwonym paskiem. Wyglądała smukło w wysokich szpilkach i rozpuszczonych, wyprostowanych włosach w czarnym kolorze. – To te drzwi. Pan Łukasz już czeka – oznajmiła z uśmiechem, po czym się oddaliła.

Oczywiście, że Łukasz czekał. Jerzy przekonał się o tym, kiedy przeszedł przez próg i zauważył jego szeroki uśmiech oraz roziskrzone oczy. Mało kto cieszył się tak na jego widok i mało kto takim spojrzeniem doprowadzał Gosa do szewskiej pasji.

– Jerzy! Co za niespodzianka… – powiedział z wyraźną ironią. – Szczerze powiedziawszy byłem przekonany, że wycofasz się i tym razem – dodał, uśmiechając się promieniście. Gos zwęził oczy i podszedł bliżej, czując, że się w nim gotuje. Nienawiść aż kipiała w jego żyłach, rozpalając w nim uczucie gniewu i frustracji. Wystarczyło mu tylko spojrzeć na Łukasza i odpalały się jego najgorsze instynkty. – Ale najwyraźniej się pomyliłem. Chodź, usiądź… – zaprosił go grzecznie, wskazując mu dłonią stojące naprzeciwko biurka krzesło. Jerzy zatrząsnął się na ten miły ton, zwłaszcza że wiedział, co takiego się pod nim kryło; nienawiść, pogarda i niewyobrażalne poczucie wyższości.  – Dziwna ta nasza sytuacja, czyż nie? – Z jego twarzy nie schodził zadowolony uśmiech. To był człowiek, który go zrujnował i to dosłownie. To już nie były słowne przepychanki i wbijanie szpilek pod paznokcie. Łukasz posunął się znacznie dalej, rujnując cały dobytek Gosów, a Stanisław jeszcze mu przyklaskiwał. To było nie do pojęcia. To było chore. Zupełnie tak jak on. – Nadal nie mogę wyjść z szoku… – mówił, a Jurek czuł, że nie ma słów żeby jakkolwiek mu odpowiedzieć. Wszystko wydawało się nieodpowiednie i nie na miejscu, jeżeli miał brać pod uwagę, że on… miał mieć nad nim jakąś władzę. – Ty, jak widzę, też – mruknął, opierając  się wygodniej na krześle. Jerzy siedział natomiast na swoim jak na skazanie. – Ale spokojnie, na pewno jakoś się dogadamy – rzucił, przenosząc spojrzenie na papiery, które przed nim leżały. Wydawał się bardzo rozluźniony.

– Nic nie jest na pewno – odparł jak dziecko, ale jego głos był ostry niczym brzytwa. Zjechał Nakoniecznego swoim ulubionym spojrzeniem, od którego włos jeżył się na karku, ale Łukasz nic sobie z tego nie zrobił. Oczywiście, że nie.

– Co masz na myśli?

– Mam na myśli to, że w każdej chwili mogę stąd wyjść.

– Naprawdę? – uniósł brwi, przyglądając się Jurkowi uważnie. – Wiesz, Jerzy… Mam dziwne wrażenie, że nie wiesz, co się wokół ciebie dzieje – mruknął, powodując tym samym szybsze bicie serca u Gosa. Łukasz miał całkowitą rację. – Jeżeli chcesz wyjść, proszę bardzo, nie będę cię tu trzymał na siłę… Licz się jednak z tym, że mogę ci wypisać bardzo ładną opinię…  – powiedział pogodnym tonem, patrząc prosto w chłodne, niebieskie oczy. Siłowanie się na spojrzenia nie było dla niego żadnym wyzwaniem. – Zwolnienie dyscyplinarne raczej nie jest czymś, czym chciałbyś się chwalić w papierach, co? Albo możesz złożyć wypowiedzenie, na pewno bym je rozpatrzył… Kiedyś.  To chyba lepsza opcja? – powiedział przymilnie, sprawiając, że krew w żyłach Jurka zaczęła wrzeć. Twarz mu poczerwieniała, a ręce zacisnęły się w pięści. Szybko jednak je rozluźnił, nie chcąc dać się sprowokować w tak banalny sposób. – Nie rozumiem jednak dlaczego rozmawiamy o zwolnieniu, skoro dobrowolnie podpisałeś umowę. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że zostałeś do tego zmuszony…?  – mówił, a wszystko w jego głosie wskazywało na to, że zwyczajnie go podpuszczał, że wiedział, jak wyglądała sytuacja i chciał, żeby Jurek przyznał się do swojej bezradności.

– Nic takiego nie miało miejsca – syknął. – Nie rozumiem skąd takie insynuacje. Czyżby rozmowa z moim ojcem nie wyjaśniła sytuacji? – odpowiedział, starając się trzymać emocje na wodzy. Pełen profesjonalizm – tak należało się zachować podczas rozmowy z Nakoniecznym.

– Oczywiście, że wyjaśniła. Martwi mnie tylko, że przez ostatnie tygodnie nie brałeś w żadnej udziału.

– Każdy chyba zdaje sobie sprawę, że wynikało to z jawnej niechęci jaką żywię do osób twojego pokroju – odparł, starając się rozluźnić. Nie chciał, żeby było po nim widać napięcie.

– Oczywiście… Każdy jest tego świadomy – skwitował Łukasz nie tracąc dobrego humoru. – Tym dziwniejsza staje się sytuacja, kiedy skazujesz się na przebywanie z „osobami mojego pokroju” całkowicie dobrowolnie.

– Zrobiłem to, co musiałem, żeby dbać o dobrobyt naszych pracowników – odparł beznamiętnie. Łukasz chciał go sprowokować, to było pewne, ale Jerzy nie da się zwieść tak łatwo.

– To godne pochwały – przyznał, przysuwając się bliżej biurka. Nie odrywał od niego wzroku. – I tym samym niesamowicie niesprawiedliwe, czyż nie? Chyba nikt się nie spodziewał, że sytuacja waszej firmy rozwinie się w taki sposób… – powiedział niewinnie, podwyższając ciśnienie Jerzemu jeszcze bardziej. Prawdopodobnie Łukasz był jedną z niewielu osób, które dokładnie wiedziały, jak rozwinie się sytuacja.

– Nie jesteśmy tu chyba po to, by rozmawiać na ten temat? – odparł, czując, że traci opanowanie. Jeszcze chwila i mógłby stąd po prostu wyjść; mieć w dupie cały ten plan ojca, czy jakiekolwiek zwolnienie.

– Nie, oczywiście, że nie. Interesuje nas wszakże twoja przyszłość, a nie przeszłość.

– Nie rozumiem więc, dlaczego wciąż krążysz wokół, zamiast skupić się na konkretach – sarknął nieprzyjemnie, znowu wywołując krótki uśmiech u Łukasza. Przyjdzie czas, że zetrze mu go z twarzy.

– Drogi Jerzy, to nie dziwne, że jako twój pracodawca chciałem uciąć z tobą krótką pogawędkę, zwłaszcza że tak dawno nie mieliśmy ku temu okazji. Prawie się stęskniłem za twoim ponurym tonem i nienawistnym spojrzeniem… Teraz jednak będę miał ciebie pod dostatkiem – powiedział, na co ręce Jurka zadrżały. – Nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi potrzebny ktoś dobrze wykwalifikowany, zwłaszcza teraz, kiedy Marcina praktycznie tu nie ma… Wiesz, obiecałem twojemu ojcu, że zapewnię ci odpowiednią pracę, w końcu jesteś cenionym i dobrze wykształconym pracownikiem... Nie chciałbym, żebyś się tu marnował – mówił, a powieki Jurka zwężały się bardziej z każdym słowem. – Dlatego też pomyślałem, że idealnie nadałbyś się na mojego asystenta, zgodzisz się ze mną? Byłby to właściwie swojego rodzaju awans. Przyznam szczerze, że odkąd Marcin przeniósł się do siebie, brakuje mi kogoś z jego umiejętnościami… Nie mówię oczywiście, że mógłbyś go zastąpić… Chociaż, właściwie, może byś mógł? – powiedział, patrząc na Jerzego z jawną prowokacją. Łukasz wiedział, jak z nim rozmawiać, by wzbudzić w nim niepokój. Udało mu się. Jerzy skurczył się w sobie na te słowa, a jego oddech spłycił się, bo jemu to zabrzmiało nie jak awans, lecz swojego rodzaju groźba.

Zdecydowanie. Zastępowanie Łukaszowi Marcina tym właśnie dla niego było.

– Nie musisz robić takiej miny! Wiadomo, że nie zrzucę na ciebie nagle wszystkich jego obowiązków. Najpierw oczywiście musisz się wdrożyć… Zobaczyć, jak to wszystko u nas funkcjonuje. Poznać współpracowników…  – mówił, podnosząc się z krzesła. Jerzy wbił w niego czujne spojrzenie, zwłaszcza kiedy mężczyzna obszedł biurko dookoła i stanął tuż przed nim, opierając się tyłem o blat. – Jestem pewien, że nasza współpraca będzie bardzo owocna. W końcu, tak jak rozmawialiśmy, dawne urazy są już za nami… – Spojrzał mu przy tym w oczy. Jerzy nienawidził jego spojrzenia. Nienawidził tego, jak ciepły miał kolor tęczówek, niczym rozpuszczona w słońcu czekolada i nienawidził tego, że z pozoru w tak łagodnych oczach czaiło się ogromne zagrożenie. – No Jerzy, myślę, że to dobry czas, aby pokazać ci twój pokój. Z chęcią cię oprowadzę. Nie żebyśmy musieli iść daleko – rzucił rozbawiony, dezorientując tym Jurka jeszcze bardziej. 

Popatrzył na znajdujące się po prawej stronie drzwi. Jerzy pociągnął za nim spojrzeniem i poczuł, jak wszystkie jego wnętrzności wiążą się w supeł. Tak bardzo nie chciał tam wchodzić. Nie chciał tu być. Nie chciał tego, co Łukasz dla niego zaplanował… Bo Nakonieczny musiał dokładnie sobie wszystko przemyśleć, a to wszystko – ten miły ton, stanowisko, wszystko – było zemstą. Tym będzie czas spędzony w tej firmie, Jerzy się nie oszukiwał. Mimo tego wstał mechanicznie, uciekając spojrzeniem od roziskrzonych oczu Łukasza i dał się poprowadzić do drzwi, które mężczyzna bez wahania przed nim otworzył.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, będąc spłoszonym niczym nastolatek, chociaż zawzięcie udawał, że było wręcz przeciwnie –  jego kroki były pewne, spojrzenie ostre, a broda wysoko uniesiona, tak jakby to on był panem sytuacji, jakby nad wszystkim miał kontrolę, podczas gdy wszystko sypało mu się przez palce.

Uświadomił to sobie jeszcze bardziej, kiedy dostrzegł swoje dębowe biurko z charakterystyczną rysą przez środek. Serce zatłukło mu w piersi, a on poczuł, że zaczyna mu brakować powietrza. Był w pułapce. To pomieszczenie – przytulne ale eleganckie, urządzone w jasnych kolorach – sprawiło, że nogi się praktycznie pod nim ugięły. Czym miało być? Namiastką jego dawnego życia? Iluzją?

Kolejnym ciosem wymierzonym w policzek?

Jerzy nie wiedział, ale świadomość, że stało tu jego biurko, z którym zdążył się już pożegnać i które przypominało mu o spędzonych przy nim latach, sprawiła, że poczuł się przejrzany na wskroś.

– I jak? – Głos Łukasza przebił się przez jego myśli, ale został całkowicie zignorowany, kiedy Jerzy już nie takim pewnym krokiem podszedł do jedynej znajomej mu w tym miejscu rzeczy. – To zasługa Jeremiego – wytłumaczył, nie odstępując pracownika o krok. – Powiedział, że byłoby ci miło, gdybyś miał je tutaj – dodał, powodując tym samym jeszcze większy stan irytacji u Jerzego.

Bo to miało sprawić, że będzie mu tu „miło”? O nie, zdecydowanie nie. To tylko uświadomiło mu, jak wielką Łukasz miał kontrolę nad jego życiem i nad tym, co go otaczało. To on rozdawał w tej grze karty i to on chował asy w rękawie, podczas gdy Jerzy był całkowicie zależny od ruchów, które wykona.

– Nie podejrzewałbym cię o takie uprzejmości w moją stronę – wycisnął przez zęby, starając się przybrać najbardziej beznamiętny ton głosu, na jaki było go stać.

– Nigdy nie podejrzewałeś mnie o nic dobrego – zauważył Łukasz, przystając przy biurku. Oparł na nim ręce. Jerzy miał ochotę wydrapać mu oczy.

– I nic się w tym temacie nie zmieniło – mruknął, odwracając się przodem do rywala. Wiedział, że to wcale nie była uprzejmość, tylko wyraz kontroli. Kolejna szpilka, taka która tym razem ukuła mocniej niż inne.

– Mam nadzieję, że praca ze mną to zmieni – odparł, obdarzając go kolejnym grzecznościowym uśmiechem. Słowa Jerzego spływały po nim jak po kaczce. – Postaram się, żeby tak było – powiedział ciszej, kładąc mu lekko rękę na ramieniu, a to wystarczyło, żeby Jerzego sparaliżowało. Całe jego ciało się spięło, oddech zablokował się w piersi, a ramię paliło go niemal żywym ogniem. To, co robił teraz Łukasz przekraczało wszelkie pojęcie. Czuł się obrzydzony i… Zdecydowanie zagrożony. A co najgorsze, znał cel Nakoniecznego. Od początku, od kiedy tylko wyszła ta cała akcja, obawiał się właśnie tego.

– Będziesz musiał stanąć na rzęsach, żeby to osiągnąć.

– W razie potrzeby… Zrobię i to – zapewnił, zsuwając rękę powolnym ruchem. Palce docisnął do jego ciała. – Piękna koszula – skomentował beztrosko, tym samym niemalże przyprawiając Jerzego o atak serca, po czym odsunął się znacznie.

Łukasz nie będzie grać czysto.

…Ale Jerzy też nie zamierzał.



Pierwszy dzień w nowej pracy ciągnął się w nieskończoność, lecz kiedy się skończył, Jerzy miał wrażenie, że trwał zaledwie krótki moment. Moment tak nierzeczywisty, że bardziej przypominał sen niż jawę. Nowe osoby przewijały mu się przed oczami tak szybko, że nie zapamiętał nawet połowy imion i twarzy. Zewsząd też czuł na sobie spojrzenia; nieprzychylne i oceniające ze strony pracowników Łukasza i współczujące od tych, którzy go znali. Jeremi chował się przed nim po kątach, najpewniej dlatego, że widział jego niezadowoloną minę, a Beata oprowadziła go po całym biurze, opowiadając, jak to u nich wygląda.

Były tylko dwa plusy tej sytuacji – nie było Marcina, ani jego ojca. Niestety Łukasz potrafił mu dopiec za nich dwóch.

Był serdeczny i cierpliwy, i przy tym całkowicie skupiony na nim, nawet w sytuacjach, gdy nie powinien. Dało się to zauważyć, kiedy rozmawiał z kimś innym, tak jak stało się to w sali konferencyjnej, gdzie odbyło się wspólne, powitalne spotkanie, a jego wzrok uciekał co chwilę i lądował prosto na twarzy Jerzego, doprowadzając go tym do szewskiej pasji. Było też tak za każdym razem, kiedy zdecydował się przyjść do jego gabinetu, a decydował się często i opowiadał mu coś radosnym tonem.

Jerzy nie mógł tego słuchać i jedyne nad czym myślał, to plan niewątpliwej zemsty.

Ale Gos w końcu znalazł się za bezpiecznymi ścianami domu i mógł na spokojnie odreagować, więc upił się do tego stopnia, że urwał mu się film.

Dopiero wieczorem ocknął się na kanapie z ogromnym bólem głowy i wciąż pod wpływem. Jęknął boleśnie i sięgnął po telefon. Musiał sprawdzić, która godzina i przenieść się do łóżka. Nawet nie wiedział, co robił na kanapie…

Na telefonie oprócz godziny znalazł również SMS-a od Janka.

„Nie wiem, kim jest Łukasz, ale tak się tłuczesz, że nie wiem, czy cię morduje czy robi coś innego… :)”

Zmroziło go, kiedy to przeczytał. Przeklął w duchu cholernego Janka, który miał czelność w ogóle mieszkać pod nim i jeszcze komentować! Boże. Coś czuł, że szybko pożałuje decyzji, którą podjął, zwłaszcza jeśli chłopak będzie do niego wypisywał za każdym razem, kiedy narobi hałasu. I będzie sugerował rzeczy tego typu.

Postanowił zignorować SMS-a, żeby się nie denerwować. Zresztą – był napruty. Zataczając się, udało mu się dotrzeć do sypialni, w której zobaczył rozbitą pod parapetem butelkę po whisky. Zignorował to. Podszedł do łóżka i runął na nie. Kilka minut później już spał.

Obudził się z okropnym posmakiem w ustach i kłującym bólem głowy. Kiedy się podnosił ledwie uspokoił żołądek na tyle, by nie zwymiotować na pościel. Z tym poczekał aż dotarł do łazienki, gdzie zawisł na klozecie i przez dobre pół godziny wyrzygiwał wnętrzności.

Czuł się słabo, a ręce drżały mu tak, że ledwo mógł utrzymać szczoteczkę do zębów. Musiał się jednak odświeżyć, bo czuł od samego siebie smród alkoholu i potu, który oblał go, gdy jego organizm walczył z zatruciem.

Kiedy wyszedł z łazienki była siódma. Miał niewiele czasu do wyjścia.

Wyciągnął z garderoby pierwszy lepszy garnitur i włożył go na siebie, nawet nie spoglądając w lustro. Może nawet lepiej, jeżeli będzie prezentował się beznadziejnie…?

Ledwo to pomyślał od razu się zrugał i natychmiast zdjął z siebie marynarkę, która nie leżała na nim najlepiej. Już widział spojrzenia Łukasza, Jeremiego, Beaty i wszystkich innych, gdyby przyszedł prezentując się w ten sposób. Jak człowiek całkowicie przegrany. Nie chciał  być tak postrzegany.

Ubrał się więc w koszulę w kolorze pastelowego fioletu, a do niej dobrał jasnoszare spodnie. Do tego czarny pasek i nagle wyglądał sto razy lepiej…  

Jakby mu uciąć głowę to można by stwierdzić, że całkiem atrakcyjny z niego facet; niestety głowa została na miejscu, a wraz z nią podkrążone, zaczerwienione oczy, fioletowe worki pod nimi i blada, niezdrowa cera. Czas go jednak naglił, więc nie miał możliwości  zażycia swojego  życiodajnego kremu, który rozświetliłby poszarzałą skórę i ukrył zasinione oczy.

 Śniadania nie przełknął. Wciąż targał nim odruch wymiotny, chociaż już dawno nie miał czym wymiotować.

Zanim wyszedł, spryskał się obficie perfumami, bo mimo że nie czuł od siebie już alkoholu inni mogli być na tym punkcie bardziej wyczuleni. Do pracy dotarł kilka minut przed ósmą. Nawet nie przeszło mu przez głowę, że prowadził pod wpływem. Miał większe zmartwienia.

Zanim zdążył dotrzeć do swojego pokoju, zahaczył jeszcze o łazienkę, gdzie całkowicie niespodziewanie zwymiotował po raz kolejny. Brzuch bolał go niemiłosiernie, a na twarz wstąpiły mu kropelki potu. Ręce znowu trzęsły mu się jak osika na wietrze, a w ustach czuł kwas. 

To nie był jego najlepszy dzień.

Wyszedł z łazienki, sięgając po gumy. Musiał pozbyć się okropnego posmaku. Do tego starał się zachować jakieś pozory, dlatego też wygładził koszulę i przetarł twarz oraz za wszelką cenę starał się iść wyprostowany, co nie było łatwe, kiedy wszystko w nim aż krzyczało, żeby zgiąć się w pół.

Na domiar złego, gdy tylko dotarł do swojego gabinetu, Łukasz już tam był. Opierał się o jego biurko i wyraźnie czekał.

– Jesteś spóźniony – powiedział chłodno, wbijając w niego srogie spojrzenie. – Jest piętnaście po ósmej – dodał takim samym tonem.

– Najwyraźniej – odparł, nie zawracając sobie głowy mężczyzną. Z trudem doszedł do biurka.

– Tylko to masz do powiedzenia?

– Jak widać – odpowiedział, przeklinając się w duchu za słaby, wymęczony głos.

– Wydaje ci się, że będę tolerować takie zachowanie? – Głos Łukasza zaś z każdą chwilą stawał się coraz twardszy i nieprzychylny.

– Rób sobie, co chcesz.

– Tak… – mruknął, zwężając powieki. – Tak właśnie będę robił. Ty jednak, dopóki tu pracujesz, nie masz takich praw – uciął, pochylając się nad nim bardziej, a Jerzy modlił się, żeby nie zauważył, w jakim był stanie.  – Powiedzmy, że ci daruję, bo jest to twój drugi dzień… Ale jak zdarzy się to kolejny raz, to zrobię się bardzo nieprzyjemny. – Jakby teraz nie był.

Jerzy spojrzał na niego pogardliwie, dochodząc do wniosku, że sto razy bardziej wolał Łukasza w tej wersji, niż gdy był tak cholernie miły, jak chociażby wczoraj.

– Może zacznę się spóźniać specjalnie, skoro tak to przedstawiasz – mruknął, wykrzywiając usta w uśmiechu. Dobrze było popatrzeć, jak irytacja Łukasza rośnie.

– Spróbuj. – Zaplótł ręce na piersi. Wyraźnie był rozdrażniony i jeszcze bledszy niż zazwyczaj. Jurek popatrzył na niego spod przymrużonych powiek i doszedł do wniosku, że mężczyzna nie dałby się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, tylko dlatego, że Jerzy się spóźnił, zwłaszcza że wczoraj zdecydował się przybrać inną taktykę. 

– Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, nie wiesz? – sarknął, patrząc z zadowoleniem, jak Łukasz próbuje trzymać emocje na wodzy. Nawet jego beznadziejny stan jakby się poprawił. Co prawda brzuch wciąż mocno go bolał, ale chociaż jego duch trochę sobie ulżył.

Nie jestem zdenerwowany, ale zaraz mogę być – warknął, wbijając w Jerzego przenikliwe spojrzenie. – A co do tej piękności… To jak widzę nie tylko złość jej szkodzi.

– Nie, nie tylko. Użeranie się z tobą najwyraźniej nie wpływa na mnie dobrze – cmoknął, kładąc na biurku splecione ze sobą ręce. – Chociaż prawdopodobnie działa to w dwie strony.

– To nie ma z tobą nic wspólnego – syknął Łukasz, tym samym potwierdzając podejrzenia Gosa. To coś innego – albo ktoś inny – musiało wyprowadzić Nakoniecznego z równowagi już wcześniej.

– Czyżby małe kłopoty w raju ze swoją żoneczką? – zakpił, patrząc uważnie, jak przez twarz mężczyzny przebiega wyraźny cień.

– Oj, Jerzy – westchnął, przysiadając swobodnie na jego biurku. – Spędzasz ze mną jeden dzień i już jesteś zainteresowany moim życiem seksualnym? – zapytał, przybierając na twarz znajomą maskę, która kazała mu uśmiechnąć się uroczo i patrzeć na niego ciepłym wzrokiem.

– Nie jestem nim zainteresowany.

– Na pewno? A mi się wydawało, że zawsze wyrażałeś niezrozumiałe zainteresowanie, jak toczy się moje życie z Marcinem.

– Musiało ci się coś pomylić.

– Nie udawaj, że jest ci to takie obojętne. Gdyby było, to nie gadałbyś o tym na prawo i lewo… – kontynuował, pochylając się bardziej nad Gosem, który, tym samym, odsunął się na krześle i wbił w Łukasza beznamiętny wzrok. Nie da się sprowokować, zwłaszcza że nie miał siły, by walczyć; w głowie zaczynało mu się kręcić, a usta miał tak wysuszone, że każde wypowiedziane słowo zaczynało być wyzwaniem. Udawanie, że jest inaczej kosztowało go sporo wysiłku.

– Wyolbrzymiasz sprawę po to, żeby poczuć się lepiej? 

– Wyolbrzymiam? Myślę, że ją nawet bagatelizuję… – odparł pewniej. Cokolwiek go męczyło, zdawało się odchodzić w zapomnienie. – Ale spokojnie, nie przeszkadza mi twoje chorobliwe zainteresowanie – dodał, łapiąc spojrzenie Gosa w swoje.

– Mi przeszkadzają twoje obrzydliwe insynuacje – odpowiedział, starając się, aby jego spojrzenie było tak samo nieugięte, co to Łukasza.

Mężczyzna zaśmiał się, powodując tym samym, że ciało Jerzego spięło się wyraźnie. Nakonieczny za wszelką cenę chciał pokazać, że nie traktuje go poważnie.

– To jeszcze nie są obrzydliwe insynuacje. – Spojrzał na Jerzego dziwnym do zinterpretowania wzrokiem.

 – Więc mam nadzieję, że ich się nie doczekam – odparł, błagając w myślach wszystkich znanych mu bogów, żeby Nakonieczny już odpuści. W końcu Jerzy przyszedł tu pracować. Pracować, a nie wkurwiać się na tego przeklętego Nakoniecznego, o czym mężczyzna, zdaje się, zapomniał.

– Zobaczymy.

W tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi.

– Panie Łukaszu? – Beata zajrzała do środka i skupiła na pracodawcy skoncentrowany wzrok. – Już za dziesięć dziewiąta – oznajmiła, a na twarzy Nakoniecznego odbiło się zdziwienie.

– Już?

– Aha. Tak tylko uprzedzam.

– I bardzo dobrze. W towarzystwie Jurka, czas zawsze zdaje się lecieć tak szybko… – zakpił, wbijając spojrzenie w mężczyznę. Gos odwdzięczył mu się tym samym, modląc się w duchu o cierpliwość i spokój ducha.

– Szkoda, że w twoim wlecze się niemiłosiernie… – mruknął pod nosem. Beata wbiła w niego krzywe spojrzenie, a Łukasz obdarzył go tylko krótkim uśmieszkiem. Nie było widać śladu po jego wcześniejszym zdenerwowaniu.

– Nie bądź taki… I wstań, twoje wakacje właśnie się skończyły.

 W końcu. Jerzy nie zamierzał oponować.


Jego praca nie różniła się od wyobrażenia, które miał w głowie. Było jej tylko… trochę więcej niż myślał, ale to było dobre. Pozwalało mu się całkowicie skupić na wykonywanych obowiązkach, a nie na głupim gadaniu swojego „szefa”, który za punkt honoru wziął sobie nie odstępowanie go na krok. Tłumaczył to tym, że Jerzy jeszcze nie wiedział „co i jak”.

Gówno prawda.

Oczywiście Łukasz po prostu chciał mu spierdolić każdą jedna minutę, którą miał spędzić w tym biurze. Nawet w chwili, kiedy tłumaczył mu szczegóły projektów, musiał na niego patrzyć takim wzrokiem, od którego powieka Jurka zaczynała niekontrolowanie pulsować, a ręce zaciskały się w pięści… Bóg mu świadkiem, że chyba tylko jego złe samopoczucie hamowało go przed wymierzeniem ciosu prosto w nos Nakoniecznego. To samo złe samopoczucie towarzyszyło mu przez cały dzień. Kręciło mu się w głowie, a także czuł w niej nieustanny ucisk, żołądek miał zaciśnięty, a gardło wysuszone.

Ten dzień zdecydowanie był gorszy od poprzedniego. Jerzy czuł się jakby coś bardzo złego wisiało mu nad głową i niedługo miało spaść, przygniatając go do ziemi, ale nic nie mógł na to poradzić. Mógł tylko czekać.

Jak się okazało szklaneczka whisky zniwelowała odrobinę to nieprzyjemne uczucie. Tak samo krótki prysznic i szybki obiad – w końcu picie na czczo po takich rewelacjach, jakie czuł dzisiaj rano nie było wskazane. Wskazany nie był również Janek, ale, jak się okazało, stał właśnie pod jego drzwiami i dobijał się strasznie, robiąc tyle hałasu, że wcześniejsza migrena wróciła w ekspresowym tempie.

– O, Jurek! Otworzyłeś w końcu! – ucieszył się jak dziecko, kiedy tylko Gos otworzył drzwi wejściowe.

– Otworzyłbym też gdybyś zapukał raz, a nie dobijał się przez pięć minut – warknął, lustrując cienką koszulkę chłopaka i narzucony na nią szlafrok w turkusowym kolorze. Był pewny, że Janek kupił go sobie specjalnie pod kolor końcówek włosów.

– A bo ja wiem? A jakbyś nie usłyszał? – zapytał chłopak, przeciskając się przez drzwi. No tak, nie miał w sobie krzty dobrego wychowania, Jerzy nie wiedział tylko, dlaczego zapominał o tym za każdym razem.

– Usłyszałbym.

– Dobra, dobra, nieważne. I jak? – doskoczył do niego podekscytowany, wbijając rozbiegane spojrzenie niebieskich oczu prosto w twarz mężczyzny.

– Co, jak?

– No jak to co! Jerzy!

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł, patrząc, jak oczy Janka zwężają się niebezpiecznie.

– O klatce! – prychnął wzburzony. – Skończyłem przecież!

– Och. – Jerzy nawet nie zauważył.

– Och? Och?! Chyba: super, Janek, wygląda to naprawdę porządnie! Odwaliłeś kawał dobrej roboty…!

– Przepraszam… Nie rozglądałem się – przyznał, wycofując się z powrotem pod drzwi. Przeszedł się klatką a Janek, wiernie niczym pies, podążył za nim. – Naprawdę wygląda w porządku… – stwierdził Jurek niejako zdziwiony, czym spowodował tylko większe wzburzenie u chłopaka.

– Dzięki – syknął, zakładając ręce na piersi.

– Odwaliłeś kawał dobrej roboty – dodał od razu, chociaż wcale nie był w nastroju do dawania komplementów. Mimo to Janek od razu się wyszczerzył.

– Się wie. Możesz mówić mi mistrzu.

– Nie – uciął Jerzy i skierował kroki na górę. Janek oczywiście poszedł za nim, mamrocząc coś pod nosem o „starych gburach”, najpewniej licząc na jedną z tych ciekawych pogawędek, które potrafiły się wywiązać z tego tematu, ale Jerzy nie miał nastroju się z nim sprzeczać. Po prostu to zignorował.

Kiedy wchodził do mieszkania, praktycznie się zabił o próg, bo był zatopiony w swoim świecie tak bardzo, że całkowicie zapomniał o jego istnieniu.

– O matko! Uważaj – skomentował chłopak, nic sobie nie robiąc z jego morderczego spojrzenia. – Chodzisz z głową w chmurach, naprawdę. Myślałem, że jesteś z tych osób, które się nie potykają – kontynuował swój wywód, bez pytania rozsiadając się w fotelu. Jerzy opadł na drugi, zaraz koło niego.

– Co to w ogóle za podział? – sapnął. 

– To przez… Łukasza?

– Co?

– Zakochałeś się? – zapytał niewinnie, wbijając w niego ciekawskie spojrzenie. Jurek zbladł cały na tę sugestię i zacisnął pięści.

– Co ty pieprzysz? – warknął, znowu czując mdłości. I to na samą myśl…!

– Hej, nie złość się…! Po prostu tak mi to przyszło do głowy po tym wczorajszym rabanie…

– Janek, do kurwy, przestań pierdolić od rzeczy.

– Wysłałem ci SMS-a… 

SMS-a? Jakiego znowu SMS-a? Jerzy z konsternacją wyjął telefon i wszedł w wiadomości. Miał go odczytanego, ale kompletnie nie pamiętał momentu, w którym go czytał. – Fakt, że żyjesz kazał mi dojść do wniosku, że jednak to była ta druga opcja…

– Nie – zaprzeczył słabo. Cieszył się, że siedział, bo inaczej nogi mogłyby się pod nim ugiąć. – Łukasz to mój szef – parsknął nienawistnie, przypominając sobie, że w dłoni cały czas trzymał szklankę z whisky. Napił się odrobinę, po czym odstawił ją na stół.

– Masz romans z szefem?! – Janek wydarł się na całe gardło, najpewniej zaszczycając tą informacją również sąsiadów z kamienicy obok. – O kurde, Jurek, ty wariacie – dodał jakby z podziwem, całkowicie źle interpretując jego milczenie.

Oczywiście, że Jerzy nie miał żadnego romansu! Tak samo nie był zakochany. Jego emocje, mógł to powiedzieć z ręką na sercu, były przeciwne, i z dnia na dzień z niechęci przechodziły w czystą nienawiść.

– Janek, zahamuj wyobraźnie, bo nie skończy się to dla ciebie dobrze. Nie mam romansu z szefem. I nie, wczoraj go tu nie było, tak dla twojej informacji.

– Ale przecież słyszałem…?

– No, co słyszałeś? – zapytał ponuro, zaciskając szczęki.

– Jakiś rumor! I jak krzyczałeś jego imię!

– Najpewniej w towarzystwie wiązanki przekleństw!

– Tego już nie słyszałem… – przyznał, zagryzając wargę. Pieprzony dzieciak. Mógł sobie mówić co chciał, ale jego dojrzałość najwyraźniej nie przekroczyła jeszcze licealnej ławki. – Hej, nie złość się tak… – mruknął, kładąc dłoń na jego ręce. – Nie chciałem cię zdenerwować – dodał ugodowo, klepiąc go trzy razy.

– Jakbyś jeszcze przekładał chęci na czyny… – szepnął. Coś jednak musiało być z nim bardzo nie w porządku, gdyż wykrzywiona mina Janka skutecznie go udobruchała. Może był już zmęczony? Przez ostatni tydzień miał tyle stresów… Głowa bolała go nieustannie, a wcześniej jeszcze ta choroba i dzisiaj zatrucie alkoholowe. Nigdy nie miał w swoim życiu gorszego czasu, nawet kiedy zostawiła go Iza… Chociaż był to inny rodzaj rozpaczy. Teraz czuł się bardziej bezradny, cały czas zdenerwowany i niespokojny. Wtedy… Wtedy był tylko ból i niezrozumienie.

– Janek, nie miałbyś ochoty wybrać się gdzieś na miasto? – zapytał, wbijając w chłopaka pytające spojrzenie. Chciał się wyrwać z domu i zostawić za sobą, chociażby na chwilę, przytłaczające uczucia.

– Niby gdzie? 

– Nie wiem. Gdziekolwiek?

Gdziekolwiek bym chciał?  – dodał z cwanym uśmieszkiem, a Jerzy przytaknął.

– Może być gdziekolwiek byś chciał.

– To wiążę się z dużymi kosztami.

– Mam twoje wynagrodzenie. – Jerzy uśmiechnął się półgębkiem.

– O nie, nie! Moje wynagrodzenie zostaje nienaruszone!

– No dobra, niech ci będzie. Ja płacę – zgodził się, patrząc, jak chłopak niemalże teatralnie wstaje z fotela.

– Daj mi dwadzieścia minut! – zawołał i tyle go było w jego mieszkaniu. Chociaż, teoretycznie, dalej był w jego mieszkaniu.

Dwadzieścia minut później, Jerzy stał pod drzwiami na dole i czekał aż Janek wyjdzie. Miał na sobie gruby sweter w kolorze miedzi i zarzucony na to czarny płaszcz. Oczywiście szalik dumnie ozdabiał jego szyję, a czapka chroniła go przed wiatrem. Był ubrany odpowiednio do pogody, za to Janek, który kilka sekund później zaszczycił go swoją obecnością, prezentował sobą całkiem odwrotne stanowisko. Jakby było, kurwa, lato.

Miał na sobie swoją czarną skórę, a pod spodem bordową bluzę, do tego ciemne dżinsy i trampki nie sięgające mu nawet za kostkę.

 – Tym razem nie oddam ci swoich ubrań – oznajmił Jerzy beznamiętnie, patrząc, jak chłopak uśmiecha się półgębkiem.

– To nie będzie potrzebne. – Ruszył w stronę wyjścia. Jurek z westchnieniem podążył za nim.

Trochę się obawiał, gdzie poniesie Janka. Ale, gdyby sytuacja zrobiła się niebezpieczna, zamierzał gorąco protestować.

Jak się okazało później – nie protestował w ogóle.

Oddał swoje jestestwo całkowicie w Jankowe ręce i wylądował na jakimś totalnym zadupiu, w małej knajpce jakby żywcem wyjętej z Ameryki, z tanim piwem i frytkami, które więcej niż ziemniaków miały w sobie tłuszczu.

Siedzieli przy czteroosobowym stoliku, ustawionym przy oknie, na którym leżał czerwony obrus w białą kratę, a zamiast krzeseł stały brązowe, dwustronne kanapy złączone od tyłu. Zza okna było widać ulicę i pędzące gdzieś samochody.

– Jeżeli to nazywasz dużymi kosztami… – zaczął w pewnym momencie Jurek, patrząc na stygnące frytki za niecałą dychę i trochę tańsze piwo. – To zaczynam się obawiać o twój stan majątkowy coraz bardziej – Janek za to, uśmiechnął się szeroko i sięgnął po frytkę.

– Źle ci? – fuknął, popijając piwo. Żeby było śmieszniej – pił je z sokiem. – Zresztą, nie myślisz chyba, że to koniec naszej podróży? O nie, nie. To dopiero początek.

To był początek, Jerzy szybko się o tym przekonał, zwłaszcza kiedy wylądował na drodze przy jakimś lesie i szedł wzdłuż ulicy, zastanawiając się, co jest, do kurwy, grane. On nie wiedział. Janek też nie chciał mu powiedzieć, ale cieszył się jak głupi.

Nie, żeby byli w jakimś lesie na totalnym zadupiu.

– No już, nie denerwuj się tak. Zaraz nas ktoś zgarnie!

– Nie denerwuj się? I co to ma znaczyć, że ktoś nas zgarnie?! Dokąd?!

– Zobaczysz – obiecał Janek, podchodząc do niego bliżej. Wziął go pod ramię, a Jerzy łypnął na niego groźnie. Chłopak nic sobie z tego nie zrobił i zawisł na nim jak na wieszaku. – Jezu, ale jesteś spięty. Nie martw się, nie zamierzam cię zabić czy coś.

– Aż dziwne, że się nie boisz, że ktoś mógłby wyskoczyć z tych krzaków, skoro byłeś przerażony na spotkanie ze stolarzem – mruknął pod nosem, a Janek zaśmiał się perliście.

– No co ty, Jurek, nie bądź głupi – zbagatelizował.

Jasne, nie bądź głupi, kiedy chodzisz nocą w środku lasu… Brzmiało bardzo rozsądnie.

Serce podeszło mu prawie do gardła, kiedy zza zakrętu z zawrotną prędkością wyjechał jakiś samochód i pomknął w mgnieniu oka dalej. Zanim jednak Jerzy zdążył się obejrzeć, zza jego pleców wyjechał kolejny samochód i kolejny… A Janek zaczął machać zawzięcie i cieszył się jak idiota, aż w końcu jeden się przy nich zatrzymał. Było to granatowe audi A5, z dwoma biegnącymi po bokach różowymi paskami i lakierem tak lśniącym, że miało się wrażenie, że samochód ten wyjechał prosto z salonu. Tyle Jerzy mógł dopatrzeć pośród półmroku.

Zarejestrował też, że szyba została opuszczona, a jego oczom, kawałek po kawałku, ukazywała się kobieta siedząca za kółkiem. Miała różowe doczepki na długich blond włosach i dwa kolczyki w dolnej wardze, które przygryzała figlarnie, do tego jej powieki zdobiły – a może przysłaniały – grube kreski zrobione niechlujnie czarną kredką. 

– Wsiadacie? – Zmrużyła oczy, robiąc balona z różowej gumy balonowej, który pękł jej na ustach.

Jurek nie chciał wsiadać. Tyle, że wsiadł.


Aktualizacja: 15.04.2021


***
Hej kochani! Jak tam samopoczucia w nowym roku? Macie jakieś postanowienia na 2019, czy raczej bliżej Wam do mnie i nie nie ustalacie już sobie celów do zrealizowania? Chociaż nie powiem, kusiło mnie zapisanie gdzieś w dzienniku, żeby skończyć pisać Jerzego przez ten rok, ale biorąc pod uwagę, że nigdy nie spełniam swoich noworocznych postanowień, to może nawet i lepiej, że tego nie zrobiłam XD
A co do tego pisania właśnie, to kończy mi się pomału zapas, więc takie dłuższe przerwy pomiędzy rozdziałami chyba będą teraz normą. 
W każdym razie! 
Pojawił się Łukasz. Trochę czuję presję, bo wszyscy na niego czekali i nie wiem, jak zostanie odebrany, no ale jest. Co myślicie? Jakikolwiek by nie był, to zdecydowanie wie, jak rozstroić Jurka xD Ale to właściwie chyba dobrze, przynajmniej nie będą się nudzić w pracy. 
Także to tyle na razie. Trzymajcie się cieplutko i do następnego! :)


12 komentarzy:

  1. Jak się zaczął 2019... nie chcę komentować xD Ale mam nadzieję, że skończy się o wiele lepiej, bo siwe włosy będą najmniejszym problemem :S
    Trochę wczuwam się w Jurka xD I też by mi się przydał taki Janek. Zazdro :d
    Podoba mi się jak budujesz to opowiadanie. Trzymam kciuki za ciąg dalszy :)
    Weny, czasu i chęci (i zdrowia xD)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nie tylko dla mnie nowy rok rozpoczął się bez rewelacji :x Ale to w takim razie życzę, żeby faktycznie skończył się lepiej! Chociaż nie wiem, czy taki Janek to akurat dobra sprawa - pewnie wykradałby żarcie z lodówki i kazał za siebie płacić w każdej możliwej sytuacji xD
      Dziękuję ślicznie za komentarz, no i bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się podoba. <3

      Usuń
  2. Nie wiem, czy najpierw powinnam Cię opieprzyć, że bez odpowiedniej motywacji na kolejny rozdział trzeba czekać wieki, czy wycałować za Łukasza!

    Bosz, ten facet jest cudny <3 !!
    I może mobbingu nie było, ale molestowanie już tak :D

    Czekam na następny rozdział! Proszę PISAĆ!!! A się nie lenić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejność opieprzyć -> wycałować jest w porządku XD Chociaż z tym opieprzaniem to mogę się trochę usprawiedliwić, bo pewnie rozdział pojawiłby się szybciej, ale byłam na wyjeździe i nie było jak.
      No a Łukasz to widać, że od razu z grubej rury jedzie xd Ale żeby nie było, to Jurek w miarę dzielnie to zniósł! :D
      A z tym pisaniem to coś tam powolutku skrobie, no ._.

      Usuń
    2. Czekam, aż Jerzy zacznie odpowiadać tym samym :D
      Chociaż jak sobie wypominali niezbyt świeży wygląd było słodkie :D

      PS: Wiem, wiem. Święta, sylwek i te sprawy ;) Wiesz, że jest coś takiego jak auto-wstawianie :> ?

      Usuń
    3. Wiem, że jest auto-wstawianie, ale mam wrażenie, że to kompletnie nie dla mnie, bo zawsze sprawdzam rozdział przed samym jego dodaniem - czyli odkładam to jak najdłużej mogę (taki człowiek) xD
      Ale w razie jakiś dłuższych zniknięć, będę pamiętać o tej opcji. ;)

      Usuń
  3. No, powiem, że Łukasz mnie nie rozczarował 😁 Odpowiednio złośliwy, widać, że inteligentny, bo doskonale zdaje sobie sprawę że najbardziej dokuczy Jerzemu będąc takim przeokropnie miłym xd I te delikatne aluzje i gesty 🤣 Oj Jerzy... ciężkie życie cię czeka w najbliższym czasie hehe 😁 Niesamowicie się czyta te starcia pomiędzy nimi :) Jednocześnie Jerzy zauważa szczegóły, takie jak oczy u Łukasza ;) Ciekawe czy to właśnie tego się najbardziej boi? Dobrze, że ma takiego wspaniałego współlokatora xd Janek potrafi go oderwać od tego stresu, a Jerzy ma jakąś dziwną słabość do niego :D Choć i Janek potrafi mu pojechać, tyle że od niego to nie jest złośliwe-ten sms bardzo mnie rozbawił 😅 Co mnie trochę zastanawia, to związek Łukasza i Marcina. Nie mogę rozgryźć tej ich relacji Może jakiś kryzys przechodzą? A może jest wręcz odwrotnie, tylko taki ich urok? Czas pokaże 😉 Bardzo dziękuję za nowy fragment i oczywiście weny życzę 😘 I wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 🧡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak troszkę nieskromnie powiem, że również podoba mi się taktyka, którą obrał Łukasz xd I żebyś wiedziała, że czekają Jerzego jeszcze ciężkie chwile... :'D
      A co do Janka to fakt, Jerzy ma do niego trochę słabość, ale kto by nie miał? Chłopak jest taki, że chyba każdego mógłby sobie zjednać :D
      A związek Łukasz i Marcina... Cóż, jeszcze na pewno o nim będzie, ale, tyle co mogę powiedzieć, to że związki na odległość nie należą do najłatwiejszych i pewnie nie inaczej jest w ich przypadku.
      Dziękuję za komentarz i również życzę najlepszego! <3

      Usuń
  4. Pozwolę sobie zacząć od końca.
    Mam nadzieję, że powiedzenie "jaki Nowy Rok, taki cały rok" się nie spełnia. :D
    Aż nawet nie chcę zaczynać się bawić w jakieś postanowienia. Średnio działa na mnie taka motywacja.
    No ale do konkretów, a nie tylko narzekanie.
    Kurcze, zaczynam lubić Janka. Jak w pierwszym/drugim rozdziale mnie irytował i był taki... no taki, jak widział go Jurek, czyli nachalny i wścibski, tak teraz momentami mnie rozbraja. Jego siła perswazji jest niesamowita. ;D
    O dziwo nawet Jurek dla mnie zaczyna nabierać sensu. Po tych pierwszych rozdziałach miałam go po prostu za gbura, który był zapatrzony w siebie i nic nie dał sobie przetłumaczyć, tak teraz... w sumie nadal tak o nim myślę, ale jakoś zaczął wykazywać więcej ludzkich cech. Ot, zwykły-niezwykły człowiek ze swoimi demonami.
    Dobra, ja nie wiem, o co zasadniczo chodzi z tym Łukaszem, bo widzę, że on ma tu już swój fandom xD (choć zaczęłam czytać Drugą szansę i bardzo mi się spodobała, to jednak utknęłam - jak na wszystkim innym zresztą - i mam jakąś "blokadę czytelniczą").
    Więc wypowiem się o szanownym Łukaszu najbardziej obiektywnie jak potrafię. No spoko jest (to hitowa recenzja jego postaci. Możesz mnie cytować). A tak serio... no spoko jest xD Dosyć wredny, podoba mi się, jak dopieka Jurkowi i jak wzajemnie działają sobie na nerwy. Przeczuwam liczne spięcia. Oby nie skończyło się czyimś zawałem tylko.
    Interesuje mnie jeszcze ten Marcin (dobrze zapamiętałam imię?). Chętnie poczytałabym o jego bezpośrednich konfrontacjach z Jurkiem (wkurzony Jerzy jest fascynujący).
    Widzę, że i Ciebie dopadły problemy z kończącymi się zapasami, zatem przesyłam moc weny i pomysłów!
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję, bo w innym przypadku 2019 nie zapowiada się najlepiej :D
      A Janek... Cóż, dalej jest nachalny i wścibski, ale taki chyba już jego urok xD No i faktycznie, jak się na coś zaweźmie to nie ma przebacz.
      A jak ładnie napisałaś o Jurku! Zwykły-niezwykły człowiek z demonami to bardzo dobre określenie na niego.
      Właściwie też nie wiem, o co chodzi z Łukaszem. Ale w Drugiej szansie było go tyle, co na lekarstwo, więc chyba to teraz Nakonieczny zapracował sobie na taką opinię xd Co właściwie mnie bardzo cieszy, ale no nie spodziewałam się takiej pozytywnej reakcji!
      A recenzja jest 10/10 :D Będę cytować XD
      I spoko, Marcin niedługo przyjedzie do Warszawy, także dojdzie do konfrontacji (ale podejrzewam, że Jerzy będzie miał okazję do bycia wkurzonym jeszcze wcześniej ;>)
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. W to nie wątpię, skoro jego nawet rysa na biurku wkurza xD

      Usuń
  5. Hejka,
    wspaniały rozdział, och Łukasz to mnie tutaj nie rozczarował, odpowiednio złośliwy, widać, że bardzo inteligentny,  doskonale zdaje sobie sprawę, że najbardziej dokuczy Jerzemu będąc takim przeokropnie miłym, i te delikatne aluzje i gesty, oj Jerzy... bardzo ciężkie życie cię czeka w najbliższym czasie... ;) no a Janek potrafi go oderwać od tego stresu, Jurej ma jakąś dziwną słabość do niego, ale i Janek potrafi mu pojechać, tyle że od niego to nie jest złośliwe - ten sms bardzo mnie rozbawił... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń