wtorek, 31 marca 2020

Zostań o poranku: Rozdział 29



Rozdział 29: Prawda wyszła na jaw


Jurek obudził się pierwszy. Promienie słoneczne oświetlały mu twarz, rozgrzewały policzki i raziły zaspane oczy, skutecznie odganiając resztki snu. To była przyjemna noc, cicha i spokojna. Poranek natomiast jak z marzenia. Ciepły, spędzony w miękkiej pościeli tuż obok Łukasza, który spał, oddychając cicho, z głową na poduszce. Wyglądał spokojnie, jego twarz nie zdobiła ani jedna zmartwiona zmarszczka. Oblany jasnym światłem, okryty pastelową, błękitną kołdrą koił wszystkie zmysły Jerzego. Niczym rzeźba stworzona do podziwiania, eksponował rysy twarzy. Mocną linię szczęki, której Jurek nie odważył się dotknąć chociażby opuszką palca, mimo że bardzo chciał, prosty nos bez żadnej skazy… Usta, lekko rozchylone, jedynie trochę ciemniejsze od koloru skóry, pełne i miękkie. Takie, które całowały go z wprawą i zaangażowaniem, wywołując dreszcze na samo wspomnienie. Jerzy miał ochotę wychylić się po nie i skraść z nich pocałunek, by sprawdzić, czy poczuje skurcz w żołądku i gorący prąd wzdłuż kręgosłupa. Nie odważył się, mając wrażenie, że zbudzi tym mężczyznę. Zamiast tego dalej patrzył, śledząc dokładnie twarz, którą tak dobrze znał, a mimo to nie mógł odwrócić od niej wzroku. Podobały mu się jasne rzęsy, rzucające cienie na policzki i zmierzwione, falowane włosy rozsypane po poduszce…
Jerzy nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Leżąc w obcym łóżku, otoczony innymi zapachami i nieswoją pościelą w końcu czuł się dobrze. Na miejscu. Nie chciał wychodzić, nie chciał uciekać czym szybciej, przepełniony wyrzutami sumienia. Mógłby przyzwyczaić się do tego widoku.

Widoku, który niestety nie mógł trwać wiecznie. Gos zdawał sobie z tego sprawę właściwie już od chwili, gdy uchylił powieki i zobaczył, że jest zdecydowanie zbyt jasno. Zbyt późno. Wiedział, że był spóźniony do pracy, ale dopóki jego szef spał w najlepsze nie czuł się winny.
Łukasz w magiczny sposób chyba pomyślał o tym samym, bo powoli przeciągnął się w pościeli, budząc się. Jerzy, czując się jak przyłapany na gorącym uczynku, odwrócił wzrok na ogromne okna, z których miał widok na sporą część miasta. Ten widok również mu się podobał. U siebie widział niewiele więcej niż kawałek osiedla.
Słyszał jak Łukasz podnosi się w pościeli. Szelest działał kojąco na jego zmysły, tak samo jak i słońce wpadające zza szyb. W końcu się jednak odwrócił, by złapać zaspane, otumanione snem oczy.
– Spóźniłeś się do pracy. – Przywitał go takimi słowami, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Łukasz zmrużył powieki i przetarł dłonią policzek.
– Mmm, ty też się spóźniłeś do pracy – mruknął, wbijając w niego oskarżycielskie spóźnienie. Jurek parsknął. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?
– Nie chciałem wychodzić bez ciebie? – odpowiedział, unosząc wysoko brew. Wolał się nie przyznawać, że obudził się zaledwie kilka minut temu.
Odpowiedz jednak była trafiona. Twarz Łukasza wygładziła się, a on sam uśmiechnął delikatnie, by po chwili westchnąć. Zaczął wygrzebywać się z kołdry, kręcąc niedowierzająco głową.
– Kto by pomyślał, że jesteś taki uroczy z rana – mruknął z uśmieszkiem.
Jeżeli Jerzy był uroczy, to Nakonieczny nie wiedział jak sam wyglądał z zaspaną miną, zmrużonymi oczami i lekkimi wypiekami na policzkach. Gos wolał się z nim jednak nie kłócić, zwłaszcza że mężczyzna powoli zaczynał dochodzić do siebie. Podszedł do szafki, na której zostawił zegarek i przeklął pod nosem.
Jurek domyślił się, że było późno dlatego nie ociągając się więcej również wstał.
– Za piętnaście minut muszę wychodzić – Łukasz oznajmił grobowo, rzucając mu krótkie spojrzenie. Tym razem to Jurek przeklął pod nosem.
– Nie wziąłem ze sobą nawet żadnych rzeczy. Nie spodziewałem się, że... Myślałem, że wrócę do domu – odchrząknął, czując jak niewielki rumieniec wpływa na jego policzki. Łukasz potaknął szybko głową na te słowa. Jednocześnie zaczął kierować się w stronę schodów, gestem zachęcając Jerzego do tego samego. Nie ociągając się kilka sekund później już razem po nich zbiegali.
– Okej, zajedziesz do siebie, ja jednak muszę być w firmie o dziesiątej, wiec nie mam wiele czasu – oznajmił, zmierzając w głąb mieszkania. – Poczekasz? – rzucił już niemalże zza drzwiami.
– Jasne – mruknął cicho. Rozejrzał się jeszcze raz po mieszkaniu i w końcu usiadł na kanapie. Na stole przed nim leżały dwa puste kubki i ich telefony.
Słyszał jak Łukasz się krząta. Coś puknęło, coś stuknęło i mężczyzna był już z powrotem w salonie z pokaźnym skoroszytem i z laptopem w torbie. Położył to wszystko na stół, rzucając przy tym Jurkowi przepraszające spojrzenie i pognał z powrotem po schodach, pokonując po dwa stopnie na raz.
Jerzy mógł odetchnąć, zadowolony, że sam nie musiał się tak śpieszyć. Sięgnął po swój telefon i zaczął go przeglądać. Jeremi napisał do niego kilka wiadomości, poza tym nic szczególnego się nie działo.
Czekał. Od czasu do czasu ciszę przerywał jakiś hałas z góry. Jurek wyciszył się. Słońce padało mu na twarz, oblewając go jasnym światłem, a w mieszkaniu unosił się przyjemny, świeży zapach, którego źródła dopatrzył się w kontakcie, tam bowiem znajdowało się pachnidełko.
Ten spokojny czas, podczas którego Jurek ośmielił się nawet przymknąć oczy przerwały mu donośne wibracje telefonu. Aż podskoczył, kiedy smartfon zaczął poruszać się po stoliku. Spojrzał na niego niepocieszony, że przerwał mu chwilę relaksu i zwyczajnie go przestraszył, ale wystarczyło, że zobaczył kto dzwonił i przestało go to obchodzić.
Marcin.
Telefon dzwonił i dzwonił, nie dając mu spokoju, a Łukasza dalej nie było. Jerzy mógł się tylko wpatrywać w imię napisane na wyświetlaczu i czuć, jak coś podchodzi mu do gardła.
Niewiarygodne, jak mocno to na niego wpłynęło. Spiął się. Przygryzł nawet wargę. Miał ochotę odrzucić połączenie, a potem usunąć z rejestru, żeby Łukasz tego nie zobaczył, ale się powstrzymał. Serce dudniło mu w piersi, a telefon dzwonił dalej. W końcu jednak przestał, tym samym sprawiając, że Jerzy odetchnął z ulgą. Drugi raz nie zadzwonił.
Pięć minut później Łukasz stanął u szczytu schodów. Już nie był zaspany ani rozczochrany. Miał na sobie białą koszulę i granatową marynarkę, która doskonale na nim leżała. Jurek wbił w niego natarczywe spojrzenie, nie mogąc wyrzucić z głowy, że Marcin do niego dzwonił. Mężczyzna wyłapał to, ale nie miał czasu zaprzątać tym sobie głowy. Pod pachę chwycił teczkę, w rękę laptopa. Jurek wstał szybko z kanapy. Patrzył jak wolną dłonią Łukasz sięga po telefon i zerka na wyświetlacz. Przez jego twarz przemknął cień.  
 – Musimy iść – zarządził nerwowo. Jerzy skinął głową. Był gotowy wyjść w każdej chwili.
W windzie było niezręcznie. Łukasz wydawał się spięty, co chwilę poprawiał laptopa w ręce i śledził wzrokiem mijane piętra. Jurkowi się to udzieliło, chociaż oprócz napięcia, czuł też niepokój.
Czy Słowiński mógł im to wszystko jeszcze spieprzyć, zastanawiał się, patrząc na bladą twarz Nakoniecznego.
Do samochodu doszli w dwie minuty. Gos odprowadził towarzysza, nie mogąc spuścić go z oka. Patrzył, jak Łukasz wrzuca wszystkie rzeczy na tylne siedzenie i podchodzi do drzwi kierowcy.
– Zobaczymy się w firmie? – Jurek zapytał zaplatając ręce na piersiach.
– Nie wiem. – Gos skinął niemrawo głową, a Łukasz widząc to nie zastanawiał się długo. Przyciągnął nic niespodziewającego się mężczyznę za poły płaszcza i pocałował go mocno, wywołując tym natychmiastową reakcję. Jerzy jęknął mu w usta, chwytając się go za ramiona. Serce w jednej chwili zaczęło tłuc mu w piersi, zwłaszcza kiedy doszło do niego, że stoją na parkingu, wśród ludzi.
– Na pewno zobaczymy się po pracy, hm? – mruknął, zaglądając prosto w niebieskie tęczówki. – Muszę jechać – dodał przepraszająco, odsuwając się.
Jerzy skinął głową, zbyt oszołomiony nagłym doznaniem.
  Mhm – wydusił, kiedy Łukasz już wsiadał do samochodu. Odszedł kilka kroków, patrząc jak ten odpala silnik i na pożegnanie uśmiecha się do niego lekko.
Gdy odjechał, Jerzy odetchnął i rozejrzał się wokół. Po parkingu kręciło się sporo osób. Kilka z nich zerknęło na niego, ale nikt nawet nie zwrócił na niego większej uwagi. Gos zmarszczył brwi, rozglądając się uważnie. Miał wrażenie, że zaraz coś się wydarzy – ktoś się doczepi, obrazi, wyzwie od pedałów… Jednak mimo że na pewno miał świadków niedawnej sceny, kompletnie nikt nie zawracał na niego uwagi.
Tak jakby było to normalne.
Lekko zdezorientowany ruszył w stronę własnego auta. Mimo wszystko wciąż liczył, że coś się wydarzy, że nie przejdzie to bez echa. Mylił się. Dziwiło to go, ale i dawało nadzieję… Chyba naprawdę mogło być normalnie.
Wracając do domu, postukiwał palcami o kierownicę i kiwał głową w rytm muzyki, którą puścił z odtwarzacza. Śpieszył się, a im szybciej jechał tym muzyka grała głośniej. Czekając na światłach, wczuł się całkiem i aż przeszły go ciarki, kiedy jakiś debil obok zaczął trąbić niemiłosiernie. Odwrócił głowę, by obrzucić gościa pogardliwym spojrzeniem, jednak kiedy to zrobił jego oczom ukazało się granatowe audi z charakterystycznymi, różowymi paskami… Z okna natomiast machała do niego wyszczerzona Sandra.
Zapatrzył się na nią zdziwiony, ale sam też się uśmiechnął. Otworzył okno, widząc, że kobieta robi to samo. Do wnętrza od razu wpadł mróz.
– Armani! – Sandra krzyknęła. Usta miała wymalowane matową szminką. – Świat jest jednak mały! – Wychyliła się, by lepiej ją słyszał.
– Sandra, co ty tu… – zaczął, lecz nim zdążył skończyć, światło zmieniło się na zielone.
– Jedź za mną! – krzyknęła, ruszając z piskiem opon. Jerzy tylko jęknął, ale posłuchał się. Zjechał na jej pas i jechali jedno za drugim, aż kobieta nie wjechała w boczną drogę. Po dłuższej chwili znaleźli miejsce do zaparkowania.
Sandra wyskoczyła z samochodu pierwsza, Jerzy zaraz po niej. Patrząc na nią, przeżył mały szok, kobieta bowiem nie przypominała samej siebie. Była ubrana w prosty, szary płaszcz, spod którego widać było czarną spódnice w kolano. Na jej stopach błyszczały się lakierowane trzewiki, a w uszach miała małe, skromne kolczyki. Reszta ozdób zniknęła z jej twarzy.
– Sandra... Siniak widzę już zniknął – zauważył, uśmiechając się półgębkiem. Ta spojrzała na niego nieprzyjemnie i wywróciła oczami.
– Gorsze się miało siniaki, chociaż co ty o tym możesz wiedzieć? – Uniosła wysoko brew. Na jej twarzy wykwitł grymas wyższości. – Co wy tak zwialiście ostatnio? Było mi autentycznie przykro… – powiedziała smutnym tonem, w który Jurek nie uwierzył ani przez chwilę.
– Jasne – parsknął. Kobieta udawała jeszcze moment, ale w końcu wywróciła oczami. – Wynik i tak był przesądzony.
– To wcale nie było pewne! Mateusz to świetny zawodnik – powiedziała, wyjmując z kieszeni płaszcza fajki. Wyciągnęła jedną dla siebie, potem poczęstowała Gosa, który się skusił.
– Ale wygrałaś – mruknął z papierosem między wargami.
– No pewnie, że wygrałam – parsknęła, zaciągając się. – Jakbyś został, to byś nie musiał się  dopytywać. Teraz muszę wygrać jeszcze z Alicją i spełnię swoje marzenie.  – Jurek skrzywił się na dźwięk imienia siostry Dęby. – Chyba przyjedziecie zobaczyć, co? To będzie ciekawy Sylwester.
Jurek kupił sobie trochę czasu, zaciągając się.
– Janek jedzie do rodziny. Nie wiem czy wróci do tego czasu, a ja… Cóż, ja mam już plany na Sylwestra. – Przynajmniej liczył na to, że miał plany. Z Łukaszem. 
 – Serio, Armani? – westchnęła ciężko. Gos wzruszył ramionami. – Nie musisz się izolować. Pasujesz do nas, masz to we krwi. – Uderzyła go zaczepnie w ramię. Uśmiechnęła się przy tym, jakby chciała go za wszelką cenę przekonać, ale Jurek nie się nie dał. Wcale nie czuł, że do nich pasował. Ostatnie kilka spotkań dobitnie mu to uświadomiły.
– A co jeżeli spadnie śnieg? – zmienił temat. Tym razem to Sandra wzruszyła ramionami.
– Przełożymy na marzec albo kwiecień. To nie tak, że nam to ucieknie. Może nawet i bym tak wolała – przyznała, wypuszczając dym z ust. – Ten sezon był bardzo burzliwy – mruknęła posyłając mu znaczące spojrzenie.
Jurek westchnął. Chyba nie potrzebował przypomina, że wpakował się w ich środowisko kompletnie nieproszony i na dodatek wywrócił je do góry nogami.
– Wiesz, zanim powiesz, że musisz jechać – zaczęła kobieta idealnie rozgryzając Gosa – to adres mojego mieszkania znasz. W razie jakbyś chciał się załapać na jakąś imprezę – mruknęła, wyrzucając peta na chodnik. Zgniotła go trzewikiem, a Jurek zaraz zrobił to samo.
– Dzięki, doceniam.
Schlebiało mu to zaproszenie. Pragnął być lubianym i, co tu dużo mówić, nie chciał zaprzepaszczać sympatii Sandry, zwłaszcza że sam ją nią obdarzył.
Rozeszli się w przyjaznej atmosferze i każde pojechało w swoją stronę.

Następne dni mijały Jurkowi w ekspresowym tempie, zresztą nic dziwnego. W piątek do pracy dotarł na dwunastą i siedział tam do późnego wieczora, by wyrobić godziny. Na szczęście Łukasz nie był już taki zajęty i przyszedł do niego koło osiemnastej. Niestety to było tyle, jeżeli chodziło o ich spotkanie. Gos musiał wrócić do mieszkania, zdając sobie sprawę, jak wiele miał na głowie. Została mu tylko noc na świąteczne porządki i przygotowania. W praktyce i tak wyszło inaczej, bo do dwudziestej drugiej siedział z Jankiem, który miał wyjeżdżać do siebie dwie godziny później. Umówił się z grupą ludzi na BlaBlaCar, co nie bardzo podobało się Jurkowi. Gos wolałby go nawet odwieźć samemu! Niestety nie pomyślał o tym wcześniej, dlatego musiał się pożegnać z Jankiem w mieszkaniu. Uściskał go serdecznie, życząc mu Wesołych Świąt. Dzieciak złożył mu te same życzenia, uśmiechając się do niego rozbrajająco, a serce Jurka krajało się na myśl, że chłopaka nie będzie przy nim aż do Nowego Roku. Wigilia wypadała w sobotę, więc Jurek miał ranek i przedpołudnie na dokończenie wszystkich spraw. Wyrobił się ze sprzątaniem, ustrojeniem drzewka i rozwieszeniem światełek. Znalazł nawet czas, by przygotować kupione na ostatnich zakupach gotowe potrawy, a potem przyszedł Stanisław.
Było odrobinę niezręcznie, cisza czasami przytłaczała ich obu. Ostatnie wydarzenia zawisły między nimi niczym głaz, który w każdej chwili mógł się osunąć i ich przygnieść. Na szczęście nic takiego się nie stało, a na drugi dzień atmosfera między nimi zdecydowanie się rozluźniła. Oglądali razem filmy, po czym napili się kilka lampek wytrawnego wina. Obejrzeli również zdjęcia z dzieciństwa Jerzego. Robili to pierwszy raz odkąd… wydarzyło się to wszystko. Na żadnym z nich nie było jego matki. Tak jakby Stanisław wyrzucił ją z każdego zakątka ich życia. Do Jurka na początku to nie dotarło. Dopiero później, w nocy, gdy leżał w jednym z pokoi ojca, uderzyło go to wszystko. Czy Judyta miała na zawsze zniknąć z jego życia…?
Drugiego dnia świąt Jurek już nie obchodził. Od ojca wrócił po południu i na powrót znalazł się u siebie w mieszkaniu. Pierwsze godziny jakoś mu zleciały, jednak z każdą kolejną czuł, że coś jest nie tak. Brakowało mu czegoś. Kogoś.
Bez Łukasza nie czuł się już tak pewnie. Bolała go ta dwudniowa cisza. To że mężczyzna nie skontaktował się z nim od piątku, nawet nie napisał. Na dodatek ten telefon od Marcina…
Czy to możliwe, że byli teraz razem? Na tę myśl Jerzy poszarzał. Krzątał się po domu nie mając co ze sobą zrobić, jedynie myślał. Wątpliwości zjadały go od środka, zwłaszcza kiedy porównywał Słowińskiego do siebie. Jak mógł się z nim równać? Marcin był od niego lepszy niemalże w każdym aspekcie. Młodszy, przystojniejszy, wiecznie uśmiechnięty…
Potem jednak przypomniał sobie słowa Łukasza, gdy ten mówił, że go nie kochał i coś w nim się ucieszyło. Z zastanowieniem wyciągnął telefon i przez chwilę ściskał go w dłoni.
Nie, były święta. To nie był dobry czas, pomyślał siadając ciężko w fotelu. Włączył telewizor i leniwie zaczął przeskakiwać po kanałach. Szukał czegoś, co pozwoliłoby mu chociaż na chwilę się odprężyć i nie myśleć, aż natrafił na pewną scenę, która go zmroziła. Na ekranie właśnie leciała scena pocałunku między dwójką mężczyzn. Kowboi z tego co widział. Był to pocałunek mocny, spragniony.
Jurka przeszły dreszcze obrzydzenia. Ciało spięło się, przypominając sobie, że kiedyś puszczano mu podobne widoki. Wtłaczano mu do głowy jakie to złe i obrzydliwe.
Chciał to od siebie odrzucić. Wstał, zaczął krążyć po salonie. Oddech mu przyśpieszył, a on dalej uparcie zerkał na dwójkę kochanków. Negatywne emocje zaczęły w nim buzować. Złość, lęk, obrzydzenie… Wszystko to wróciło jak na zawołanie wraz z tym przeklętym obrazem.
Nie wytrzymując, wyłączył telewizor. Rękę położył na czole, mając wrażenie, że cały jest rozpalony. Starał się uspokoić, ale to nie było łatwe, kiedy jego pamięć podsuwała mu przed oczy najgorsze obrazy. Miał wrażenie, że go coś bolało. Jego oddech przyśpieszył. Płytki i świszczący przecinał powietrze, gdy Jurek nerwowo chodził po salonie. Mimo starań nie bardzo potrafił się uspokoić. Próbował się przekonać, że nic mu się nie działo, nikt nad nim przecież nie stał, skąd więc ten obezwładniający lęk?
Zacisnął mocno telefon w dłoni. Wiedział, kto mógłby mu pomóc odgonić to wszystko samą swoją obecnością. Być może  powinien chociaż spróbować? Nie mógł się przecież bać całe życie!
Odblokował telefon i wszedł w kontakty. Już niemalże kliknął zieloną słuchawkę, gdy coś go powstrzymało. Ze świstem wypuścił powietrze, przesuwając listę kontaktów w górę. Wybrał inny numer.
– Janek...?

We wtorek, kiedy wrócił do pracy, przywitały go krzywe spojrzenia i szepty. Mijający go na korytarzach ludzie wydawali się jeszcze bardziej odlegli niż zazwyczaj, gdy odwracali od niego wzrok w chwili, kiedy przyłapał ich na obserwacji. To wszystko wydawało się bardzo niepokojące i Jurkowi automatycznie zaczęły drżeć dłonie. Włożył je do kieszeni, chcąc dodać sobie pewności, ale to nie pomagało. Z każdym jednym spojrzeniem się kurczył. Żałował, że zwyczajowo przystanął przy ekspresie. Wolałby od razu zaszyć się w gabinecie i ukryć przed wszystkimi.
Wiedział, że to było głupie. Jego głowa płatała mu figle, znowu przemawiał przez niego dawny strach… Wyolbrzymiał to wszystko, na pewno.
Chcąc się uspokoić, odetchnął głośno nastawiając ekspres. W końcu oderwał wzrok od krzątających się ludzi i zajął się kawą. Wyciągnął dla siebie białą filiżankę, a gdy to robił kątem oka zauważył ruch. Uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, kto lubił dzielić z nim tę poranną rutynę...  Zdziwił się jednak, kiedy zamiast Łukasza zauważył Alka opierającego się nonszalancko o szafkę. Facet miał na sobie czapkę, chociaż nie tę co ostatnio i kremową bluzę z wymalowaną na przodzie tęczą. Jurek przełknął ślinę na ten widok. Jego uśmiech przygasł. Niemniej, kontynuował przygotowywanie kawy, starając się nie zaprzątać sobie głowy mężczyzną.
– Co tam, Jurek? – Alek rzucił od niechcenia, posyłając mu spojrzenie spod rzęs. Gos spiął się.
– Czego chcesz? – zapytał, przybierając na twarz maskę obojętności i powagi. Starał się przy tym nie zabrzmieć agresywnie, a jedynie stanowczo.
– Sam nie wiem – odpowiedział, uśmiechając się perfidnie. Przez daszek czapki połowa jego twarzy skryta była w cieniu. – Chyba chciałem tylko zapytać jak tam – kontynuował, przysuwając się. Jerzy odsunął się, posyłając mu krzywe spojrzenie. – Może spotkalibyśmy się wieczorem? – zapytał cicho, po czym złożył usta w dziubek i wysłał mu dyskretny pocałunek. 
Jurka zmroziło. Patrzył na niego w osłupieniu, czując jak jego ciało zalewa fala zimna. Alek natomiast uśmiechnął się, odchylając głowę do tyłu. Patrzył na Gosa z wyższością, odczuwając przyjemność ze zdezorientowanej miny mężczyzny.
– To jak będzie? Skusisz się? – dopytał, prostując się. – Bo ja z chęcią bym się skus…
– Zamknij jadaczkę – warknął Jerzy, spinając się. Serce biło mu w piersi jak dzwon, kiedy starał się opanować panikę. To, to… nie mogło się dziać.
– Co jest? Czyżbym trafił w czuły punkt? – A jednak się działo.
Jerzy pokręcił głową. Był blady jak ściana.
– Skądże. – Przełknął ślinę. Alek uśmiechnął się szerzej. – Niemniej, muszę odmówić – odpowiedział na wcześniejszą propozycję, starając się by w jego głosie wybrzmiał ton dawnej pogardy.
– Szkoda. – Alkowi wbrew słowom zaświeciły się oczy. – Gdybyś zmienił zdanie to wiesz, gdzie mnie szukać. – Odepchnął się od blatu. Nie kłopotał więcej Gosa. Odszedł wyjątkowo z siebie zadowolony, zostawiając mężczyznę w spokoju. Względnym, gdyż Jurkowi daleko było do tego stanu. Dłonie mu drżały, kiedy chwytał filiżankę. W gardle miał gulę, której nijak nie mógł przełknąć. Ze strachem uniósł spojrzenie. Od razu kilka par oczu odwróciło od niego wzrok.
Tym razem wiedział, że to nie jego głowa była problemem. To działo się naprawdę. Oni wszyscy wiedzieli.
Szedł jak w amoku, nie zwracając uwagi, że zalewał sobie koniuszki palców kawą. Chciał już tylko zamknąć się za drzwiami, by nikt nie musiał go oglądać. Chwilę przed wejściem do własnego gabinetu, uświadomił sobie, że najpewniej znajduje się w nim Stanisław, dlatego ominął własne drzwi i zapukał w te Łukasza. Mężczyzna pozwolił mu wejść, co Jerzy czym szybciej uczynił.
 Jego widok wcale nie sprawił, że poczuł się pewniej. Serce wciąż biło mu niezdrowo w piersi, gdy podchodził do biurka, śledzony uważnym spojrzeniem.
– Oni wiedzą – powiedział, odkładając drżąco kawę na blat. Łukasz wskazał mu głową na krzesło, by usiadł.
– Kto?  
– Nie wiem kto, Alek na pewno – mówił zdenerwowany, zaciskając dłonie w pięści. – I cała reszta – kontynuował, wlepiając spojrzenie w kłykcie. Głos mu zadrżał.
– Hej, spokojnie… – Łukasz wychylił się przez biurko, by złapać mężczyznę za ręce. Uścisnął je.
– Niby jak mam być spokojny? – warknął, unosząc wzrok. Ledwo się powstrzymał, by nie wyrwać się z uścisku. Łukasz wyczuł to, dlatego sam zabrał ręce. – To jest pieprzony koszmar – mówił dalej, a przez złość w jego głosie zaczęła przebijać się żałość. Łukasz wyprostował się, ważąc słowa. – Nie wiem, co mam zrobić… Nie wiem, jak w ogóle do tego doszło.
– To co możesz zrobić, to nie dać im satysfakcji. Przestań chować głowę w piasek i pokaż im, że z tobą się nie zadziera. Przecież potrafisz, wiem o tym dobrze – Łukasz zmrużył oczy, jakby go oceniał. – Mam ci przypomnieć, jaki czasami potrafiłeś być hardy, niemalże bezduszny? – Uniósł brew pytająco, wstając z krzesła. Jerzy wbił w niego niepewnie spojrzenie, oglądając jak Łukasz obchodzi biurko.
– To było zanim to wszystko… – zaczął, lecz urwał, kiedy Łukasz dosłownie podniósł go za fraki. Stanęli ze sobą twarzą w twarz, a ich spojrzenia nie odrywały się od siebie. Oddech Gosa przyśpieszył, kiedy miał Łukasza tak blisko. Zwłaszcza, gdy mężczyzna był wzburzony tak, jak teraz.
– Ani słowa więcej.
– Daj mi się wysłowić! – Łukasz zacisnął dłoń na jego kołnierzu jeszcze mocniej.
– Nie mam zamiaru tego słuchać.
– Ach tak? – Gos fuknął. Przez nacisk na szyję jego głos zabrzmiał niczym warkot. – To masz problem, bo nie masz innego wyjścia – wyrzucił gniewnie, odtrącając zaciśniętą na kołnierzu dłoń. Złapał ją mocno i jednym ruchem  przyszpilił z tyłu do biurka.
Łukasz spojrzał na niego, odchylając głowę. Oddychał płytko przez usta, śledząc zmiany w mimice Jerzego.
– Widzisz? – szepnął. – Wystarczy chwila, by wróciła twoja nieugięta wersja – powiedział, wciskając się w biurko. Jerzy trzymał go mocno, ciągle zdenerwowany i nieświadomy siły, którą wkładał w nacisk. – Wolałbym jednak, by ta konkretna została tylko dla mnie. – Oczy Łukasza zalśniły. Jerzy natomiast sapnął, zdając sobie sprawę, z tego co zrobił z nim mężczyzna.
– Zawsze byłeś przeklętym manipulatorem – warknął prosto w jego usta. Widział, jak ten uśmiecha się wdzięcznie, niemalże uroczo. Jak wilk w owczej skórze.
– Ja w przeciwieństwie do ciebie nie twierdzę, że zaszła we mnie wielka zmiana – powiedział, wiercąc się przyszpilony do biurka. Jerzy obrzucił całą jego sylwetkę pożądliwym spojrzeniem z czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Łukasz za to widział to jak na dłoni i specjalnie zaczął wiercić się mocniej.
Gos przełknął ślinę, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Uniósł wolną dłoń do naprężonej szyi i przejechał po niej opuszkami palców.
– W takim razie masz w sobie mnóstwo różnych wersji – mruknął, wbijając mocniej paznokcie w jego skórę. Za karę. Łukasz zaśmiał się chrapliwie.
– Każda z nich jest równie prawdziwa.  – Spojrzał mu w oczy. Gos nie mógł temu zaprzeczyć. Znał już Łukasza trochę, ostatnio poznawał go coraz bardziej i widział już mnóstwo wersji mężczyzny. Zmartwiony, wkurwiony, beznadziejnie rozbity i cholernie pewny siebie… Troskliwy. – Ty też możesz nauczyć się je wykorzystywać  – szepnął, pochylając się, by pocałować mężczyznę.
Jerzy przymknął oczy, pozwalając, by ciepły język wsunął się między jego wargi i starł się z jego własnym. Objął Łukasza w tali w końcu uwalniając jego rękę z uścisku, co ten od razu wykorzystał i wsunął dłonie we włosy Gosa.
– Nie chcę więcej widzieć takiego załamania, rozumiemy się? – zapytał, przeczesując brązowe kosmyki.
Jerzy spojrzał mu w oczy i przez chwilę siłowali się tak na spojrzenia, dopóki Gos nie westchnął zrezygnowany.
– Jak jesteś obok wydaje się to łatwiejsze – przyznał, rumieniąc się na policzkach. Rumieniec powiększył się, gdy zobaczył rosnący na twarzy Łukasza uśmiech.
– Jeżeli dwa miesiące temu, ktoś by mi powiedział, że potrafisz być taki uroczy, nie uwierzyłbym.
Jurek parsknął i odsunął się od niego wymownie. Odchrząknął, poprawiając kołnierz.
– Nie jestem pewien, czy się cieszę, że  mnie tak określasz.
Łukasz niespodziewanie chwycił go za przód koszuli, nie pozwalając mu się odsunąć. Z powrotem pomiął mu materiał, na co Jurek zmrużył oczy, ale pozwolił się przyciągnąć do jego ciała. Spodziewał się pocałunku, za którym zdążył się już stęsknić… Zamiast tego przeszły go dreszcze, gdy Łukasz zassał się lekko na jego szyi, zostawiając na niej nikłe zaczerwienienie.
– Dlaczego? Ja lubię takich uroczych mężczyzn – szepnął, muskając wargami skórę w tym samym miejscu. Gosowi zaschło w gardle. Nie potrafił oderwać wzroku od jasnej czupryny i czekoladowych tęczówek, które nęciły go i męczyły, nie dając nawet mocniej odetchnąć. Łukasz posiadał tę umiejętność, że obierał mu zdrowy rozsądek, ale i oferował zapomnienie, które było mu tak potrzebne. Sprawiał, że ciało mrowiło i płonęło, smagane gorącymi pocałunkami niczym biczem.
Całe gorąco zaczęło kumulować się w okolicach podbrzusza, a to już było za dużo. Jurek, nim zdążył pomyśleć, chwycił mocno biodra Łukasza i sprawnym ruchem odsunął go od siebie, sadzając go na biurku. Leżące na nim papiery rozsypały się na podłogę.
– Wystarczy – wyrzucił z trudem, oddychając ciężko. Kosmyki włosów opadły mu na twarz, gdy pochylał się dociskając biodra Łukasza do blatu. – Lubisz uroczych mężczyzn, ha? – warknął, patrząc wzburzony w brązowe oczy. – Czy może nieugiętych i bezdusznych? – kontynuował, a dłonie zaczynały go palić, kiedy czuł pod nimi mocne kości biodrowe. – Zdecyduj się może? 
  Może znajdziesz złoty środek – odpowiedział zadziornie, wpatrując się w niego uważnie.
Jerzy odchrząknął. Miał wrażenie, że Nakonieczny dużo bardziej panuje nad sytuacją i robi z nim to na co ma ochotę. Przede wszystkim jednak sprawiał, że Gos potrafił żyć, pomimo wszystkich okropności, które się wokół niego działy. Pomagał mu przezwyciężyć obezwładniający lęk związany z byciem…
Z byciem…
…Gejem.
I pomagał mu teraz, gdy pokazywał mu, że to on jest panem swojego życia. To on ma na nie wpływ. Mógł być silny. Mógł pokazać innym, że nic go nie rusza. Niezależnie, co wiedzieli, co słyszeli i widzieli, nie musiał kajać się pod ich szyderczymi spojrzeniami. Był jaki był. Nie prosił się o to, co przeżył. A już na pewno nie prosił się, by wyszło to na jaw, przeciwnie, ukrył to najlepiej jak potrafił i skrywałby nadal, gdyby wszystko nie potoczyło się tak dramatycznie. 
– Nie daj im się, okej? – Łukasz zauważył zamyślenie towarzysza i postanowił jeszcze raz dodać mu otuchy. – Nie masz obowiązku im się spowiadać. A plotki jak to plotki, szybko się znudzą zastąpione innymi – zapewnił i jednym ruchem zsunął się z biurka. Sięgnął po kartki, które się rozsypały i zaczął zbierać jedną po drugiej. Jerzy po chwili zastoju mu pomógł, śledząc wzrokiem pisma. Było w tym dużo papierkowej roboty. Roboty, do której nie pozwalał się Łukaszowi zabrać przez własne problemy. Zmarkotniał na myśl, że cały czas mu przeszkadzał, dlatego gdy się wyprostował, wręczył mężczyźnie plik i odsunął się z zamiarem wyjścia. Łukasz zerknął na niego zamyślony i skinął głową rozumiejąc go bez słów. Nim jednak Jerzy zaszył się za drzwiami, usłyszał za sobą stanowczy głos.
– Widzimy się wieczorem. Przyjadę po ciebie i liczę, że tym razem nie zabarykadujesz się w domu, udając, że cię nie ma. – Jurek skrzywił się na te słowa, wiedząc, że ostatnio spieprzył sprawę, ale za chwilę uśmiechnął się półgębkiem. Gdyby jej wtedy nie spieprzył możliwe, że wszystko między nimi potoczyłyby się inaczej, a tego by nie chciał.
– O której? – Odwrócił się przez ramię.
– O dziewiętnastej. – Jurek skinął głową, nawet nie walcząc z cisnącym mu się na usta uśmiechem. Wychodząc, zamknął za sobą dokładnie drzwi i oparł się o nie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Speszył się tylko, kiedy napotkał na swojej drodze uważny wzrok Stanisława i jego uniesioną brew. Odchrząknął, odrywając się od drzwi. Spojrzeniem ogarnął cały gabinet, żeby nie skupiać się na mężczyźnie, który uśmiechał się podejrzanie. Nie umknęło mu pewnie, że Jerzy przeszedł wyszczerzony jak mysz do sera przez drzwi prowadzące od gabinetu Łukasza.
– Nie komentuj – poprosił, gdy Stanisław otworzył usta. Ojciec posłuchał i jedynie pokiwał głową, wracając do czegokolwiek, czym się zajmował.
Jerzy podszedł do niego i usiadł przy swojej części biurka, odpalając komputer. Było piętnaście po ósmej, wiec nie zabrał Łukaszowi aż tak wiele czasu, przez co mu trochę ulżyło. Nie chciał być ciężarem… I chyba, tak jak zasugerował mu Nakonieczny, musiał stanąć na nogi, a nie kajać się i karcić za wszystko, co robił i co się wokół niego działo.
Odetchnął więc, wbijając skupione spojrzenie w monitor. Miał zadanie do wykonania. Żaden Alek nie będzie go rozpraszał, nieważne co gadał za ścianami. Tak samo inni! Pogrążony w tych myślach, uniósł pewnie głowę. Zadziwiające, jak bardzo Łukasz potrafił go zbudować. Jerzy był mu za to wdzięczny i poczuł… Poczuł promieniujące wewnątrz ciepło, gdy pomyślał, że mężczyzna właśnie zanurzał wargi w pozostawionej przez niego kawie.
Przez cały dzień kierował się zasadą, że się nie podda i nie załamie. Na lunch wyszedł z ojcem. Usiedli przy jednym ze stolików jedząc kupione przez Stanisława rogaliki. Jerzy w tym czasie dyskretnie obserwował otoczenie. Krzywe spojrzenia i szepty dochodziły go z każdej strony… Nikt jednak nie przekraczał tej granicy. Alek siedział po przeciwnej stronie pomieszczenia wpatrując się w niego irytująco, ale to było wszystko.
Na lunchu pojawił się nawet Łukasz i, o dziwo, wnet wszystkie szepty ustały. Nawet Alek odwrócił spojrzenie od Jerzego. Zamiast tego wbił je w Łukasza i zapatrzył się na niego rozmarzony, co podniosło Jerzemu ciśnienie równie mocno co jego poranny wyskok. Nie wierzył, że ten kundel miał czelność tak się wgapiać w jego Łukasza!
Cień satysfakcji pojawił się na twarzy Gosa, gdy zauważył obojętność Nakoniecznego wobec tego pacana. Nawet na niego nie zerknął! Jurka co prawda też obdarzył jedynie krótkim spojrzeniem, co było zrozumiałe. Niestety, Łukasz znajdował się zaraz na drugiej linii ostrzału, jeżeli chodziło o plotki. Nie dość, że wciąż temat jego rozstania z Marcinem był żywy, to jeszcze był on z Jurkiem, gdy wydarzyło się to wszystko, a to czyniło go równie łatwym celem.
W końcu ostatnie, czego im było trzeba, to by ludzie zorientowali się co jest między nimi. Dlatego Jerzy też starał się na niego nie patrzeć, a już na pewno nie robić tego w tak ostentacyjny sposób jak ostatnio. Dodatkowo, nie chciał wyglądać jak Alek… Chociaż ciężko mu było z tym walczyć, kiedy jego wzrok sam wyrywał się w stronę Łukasza.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk odsuwanego krzesła i huk ciężkiej teczki o stolik. Jeremi podszedł go od tyłu, całkowicie go przy tym zaskakując i przyprawiając niemalże o palpitację serca. Jurek bowiem spodziewał się już wszystkiego – nawet wściekłej hordy, gotowej zrównać go z ziemią przez te wszystkie plotki.
– Dzień dobry! – Chłopak przywitał się szybko jak zawsze. – Mam nadzieję, że mogę się dosiąść? – zapytał się bardziej Stanisława, który, tak jak syn, był lekko zdezorientowany jego obecnością.
– Proszę – odpowiedział po sekundzie, chociaż chłopak i tak nie czekał na jego pozwolenie. Obrzucił ich szybkim spojrzeniem, które zaraz utkwił w Jurku. Było w nim coś innego… Jakaś nieznana dotąd Gosowi ciekawość, a to kazało mu myśleć, że…
Jeremi był już wtajemniczony.
Przełykając ślinę, Jerzy cały się spiął, czekając na jakieś słowa. Zimny pot wstąpił na jego kark, gdy czekał na reakcję chłopaka.
– Dziękuję – odpowiedział jak zawsze grzecznie. – Chyba nie przeszkodziłem? – kontynuował festiwal uprzejmości, uśmiechając się do nich nieśmiało.
– Nie przeszkodziłeś. – Tym razem Jerzy wyręczył ojca z odpowiedzią. Wciąż wyczekiwał, aż Jeremi przejdzie do meritum, ten jednak jedynie skinął głową i wyciągnął z torby pudełko pszennych ciastek. Położył je na środku stolika, dając do zrozumienia, że mogą się śmiało częstować.
– Twoja mama wciąż wypieka? – Stanisław poczuł się w obowiązku zagaić rozmowę. 
  Żeby tylko – odpowiedział, sięgając po jedno z ciastek. Kręcił nim przez chwilę w dłoniach zanim je ugryzł. – Pan się częstuje, panie Stanisławie, to chyba wiedza powszechna, że nie może się pan im oprzeć – powiedział trochę nieśmiało. – W przeciwieństwie do Jurka. Niestety, sernik był na święta i  już nic po nim nie zostało – dodał, pokazując tym samym jak dobrze pamiętał, co Jerzy lubił. Właściwie to Jeremi jako jego były asystent, wiedział o nim całkiem sporo… Teraz nawet jeszcze więcej.
Jerzy popatrzył na niego przez chwilę poważnie, zastanawiając się nad jego zachowaniem, a chłopak, jak nigdy, wytrzymał to spojrzenie i nie odwrócił wzroku. Po chwili nawet uśmiechnął się do niego kącikiem ust. Jerzy skinął mu ledwo zauważalnie głową w ramach wdzięczności, czując ogromną potrzebę, by przeprosić chłopaka za wszystko, czym kiedyś mógł go urazić. Jeremi jednak nie sprawiał wrażenia obrażonego przez dawne niesnaski, kiedy tak swobodnie dosiadł się do nich i rozmawiał z nimi, pomimo wszystkich tych oskarżycielskich spojrzeń.
Jerzy poczuł do niego wielką wdzięczność i pozwolił sobie nawet na szeroki uśmiech, skryty za wierzchem dłoni. Potem jednak przeniósł wzrok na salę i napotkał niezrozumiałe spojrzenie Małgosi. Kobieta niemalże od razu spuściła wzrok i odwróciła się bardziej w stronę Juli, chowając się przez wzrokiem Jerzego.
Wyglądało na to, że  wcale nie było tak dobrze, jak myślał.


*** 
I ja korzystam z czasu spędzanego w domu,  więc przybywam do Was niemalże w rekordowym tempie. :)
Przed Jurkiem coraz więcej wyzwań, którym będzie musiał stawić czoła. Dobrze chociaż, że Łukasz działa na jego problemy jak lekarstwo, dzięki czemu ten nasz Gos jeszcze jakoś się trzyma. Chyba nawet całkiem nieźle. :) 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał! No i to chyba tyle. 
Do następnego!

8 komentarzy:

  1. Jeszcze rozdziału nie przeczytałam, ale tak tylko chciałam poinformować. Wyczułam chyba emocjonalnie że wstawiłaś rozdział, bo tak mi się przypomniało o Jurku i chciałam zobaczyć, czy może coś się dzieje w sprawie kolejnej części, a tu mnie aż zatkało jak zobaczyłam świeżutki rozdział wstawiony 4 minuty temu.
    Dziękuję <3 Umiliłaś mi dzień. A teraz zabieram się za czytanie.
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie właściwie też zatkało, jak zobaczyłam od razu po wstawieniu nowy komentarz. Niemniej, bardzo się cieszę, że Jurek cię przyciągnął - zdecydowanie wyczuł dobry moment :D
      Mam nadzieję, że rozdział faktycznie umili dzień i się spodoba <3

      Usuń
  2. Świetny rozdział, trochę nie rozumiem dlaczego dopiero po kilku dniach powstały te plotki? Przecież jak to wynikało z tej sytuacji z matką, to dlaczego przez kilka dni w pracy było wszystko w porządku, a dopiero po świętach rozpętała się cała ta plotkarska afera? A Małgosia to mam wrażenie że wcześniej to chyba sama była taka miła bo może liczyła na coś ze strony Jerzego a teraz jak się dowiedziała to chyba nie jest już taką dobrą przyjaciółką? To tylko takie moje podejrzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszłam z założenia, że żeby plotki się rozprzestrzeniły potrzeba na to trochę czasu. Zanim ktoś powie komuś, a ktoś się wygada i powie dalej... Swoją drogą nie minęło wcale tak dużo czasu, sytuacja z matką działa się w środę, Jerzy potem chodził do pracy do piątku, więc tylko dwa dni. Potem były święta i wrócił dopiero we wtorek, kiedy sytuacja porządnie się już rozwinęła.
      Co do Gosi to nie będę nic zdradzać, możliwe, że Jerzy sam się dowie, o co chodzi :)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Hej. Już któryś raz próbuje wysłać komentarz i mnie blokuje i nic nie dodaje:'(. Pisze poraz któryś może tym razem się uda. Rozdział świetny .tylko mnie zastanawia po co dzwoni Marcin ? Chce się pogodzić czy o co chodzi? Hmm Jerzy taki wyciszony jak nie Jerzy. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mam nadzieję, że problem nie będzie pojawiał się częściej. U mnie z dodawaniem komentarzy nic takiego się nie działo, wiec nie wiem, skąd mogło to wynikać. Cieszę się, że rozdział się podobał! Co do Marcina to chyba mogę zdradzić, że zależy mu na Łukaszu i nie chce tak łatwo odpuszczać. A przez to że łączą ich sprawy biznesowe ma pretekst do utrzymywania kontaktu.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Poranek był... krótki xd Liczyłam na jakieś większe przytulanki, ale co się odwlecze to... itd 😁 Też się mocno zastanawiam po co dzwonił Marcin? I czy Łukasz oddzwoni? W sumie to może nic takiego dziwnego, bo przecież jest współwłaścicielem firmy, no i byli parą tyle czasu... Ale Jurek jest ciągle bardzo niepewny w temacie związku z Łukaszem więc rozumiem, że się martwi. A teraz jeszcze ta sytuacja w pracy... No i znowu z jednej strony to naprawdę nie fajne, że ludzie tak się zachowują, a z drugiej Jurek sobie trochę zasłużył... Ale i tak mi go żal :) Mam nadzieję że się pozbiera szybko i da popalić temu Alkowi :) Fajny rozdział i jak zawsze czuję niedosyt :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na dłuższe poranki nie będzie trzeba czekać aż tak długo, chociaż praca może być tutaj czynnikiem przeszkadzającym ^^’ Oczywiście to nic pewnego, zawsze różnie może być! Co do Marcina to tak jak wyżej, wątpię żeby pozwolił Łukaszowi tak odejść i będzie, niestety, dręczył zarówno siebie jak i jego.
      Sytuacja w pracy rysuje się beznadziejnie, chociaż nie jest to coś, do czego Jurek nie jest przyzwyczajony XD (No może nie w takim stopniu ale jednak sporo już przetrwał). A czy da popalić Alkowi? Zobaczymy;)
      Dziękuję jak zawsze za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń